Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
Twan wszedł do Wielkiej Sali z uśmiechem na twarzy. Ach, nie mógł się doczekać kiedy pozna swoją partnerkę! Był niemal pewien, że trafi mu się ktoś uroczy... tak samo jak sam chłopak. Miał na sobie szatę wyjściową, do której w widocznym miejscu przypiął czerwoną broszkę. Z zapałem zaczął szukać dziewczyny, która będzie miała ten sam znak rozpoznawczy. Dostrzegł ją przy jednym ze stołów. Podszedł do niej i stanął wpatrując się w śliczną twarz. - Jestem twoim partnerem - rzekł do ślizgonki, niezmiernie szczęśliwy. - Twan Ngyuen - przedstawił się, jako że się nie znali.
- Wybacz za pomyłkę Vivien. - powiedział cicho. Czyżby mu się głupio zrobiło? No jasne. Pierwszy raz w życiu to nie, ale tak jakoś... Przyglądał się chwilę dziewczynie. - Ach ta maskarada. - rzekł jakby do siebie kręcąc głową. - Idziemy. Parkiet, czy wolisz najpierw do stolika? - zapytał łapiąc dziewczyny rękę tak, ze trzymała go pod ramię. Przeniósł na Nią wzrok. - Jak coś nie będzie Ci odpowiadać to mów. - dodał po chwili.
- Luke Scott. - podał jej dłoń i uśmiechnął się nieco szerzej. Michelle. To imię mi się dobrze kojarzy. Dobry znak. Chyba. - przeszło mu przez myśl. Przez chwilę przyglądał się po kolei innym parom, kiedy zdobył się na odwagę i odparł: - Widzę, że dopisuje mi dziś szczęście. - stwierdził, żeby następnie dodać: - Na lepszą partnerkę trafić nie mogłem. - uśmiechnął się szarmancko. Przez kilka sekund zastanawiał się nad pytaniem, po czym zapytał: - Jesteś w VI klasie? - modlił się w duchu, żeby w żaden sposób ani nie zawyżyć czy zaniżyć wieku Michelle.
Ha! Wypatrzył swoją partnerkę. Prefekt Ravenclawu, kojarzył płomiennowłosą z incydentu w Wielkiej Sali, gdy to przybył do Hogwartu Casper Blake. Sprężystym krokiem ruszył do dziewczyny. Pojawiwszy się przed nią, skłonił się głęboko starodawnym zwyczajem. - Bonsoir! Vous semblez beaux ce soir - rzekł do niej. Niby całkiem poważnie, ale w błękitnych oczach zamigotało rozbawienie.
Puchon! Po prostu Effie koniecznie musi zapisać się na wróżbiarstwo, a właściwie to po co, jeśli już i tak i tak umie tak doskonale przepowiadać przyszłość? Wszystko co powiedziała się spełniło... choć tyle dobrze, że Alex pomylił się w kwestii wieku, przynajmniej nie był to trzecioklasista. Właśnie, Alex. Rozejrzała się przez chwilę po sali, będąc ciekawą, kto jemu przypadł. Na pewno miał więcej szczęścia niż ona. Wróciła więc wzrokiem, do swojego partnera na bal. - Te buty są strasznie niewygodne do tańczenia, więc raczej czegoś się teraz napiję - odpowiedziała mu zaraz na tą propozycję nie do odrzucenia, wskazując na wyjątkowo wysokie obcasy. Szybko rozejrzała się dookoła, zastanawiając czy jest tu może jakiś alkohol.
Super... I po co to wszystko? Mia była na siebie zła. Podeszła więc do stolika, zastanawiając się czy by czegoś nie wtrąbić. Może jakieś ciacho? I tak jej partner pewnie się nie zjawi. Sięgnęła więc za przystawki, później nalała sobie ponczu, zaczynając przechodzić do coraz większych dań. Co jakiś czas rozglądała się za jakimiś znajomymi i ogółem wyglądała komicznie... Chyba jako jedyna rzuciła się na żarcie, gdy inni albo wyczekiwali na drugą osobę albo już z nią tańczy.
Ostatnio zmieniony przez Mia Jolie de Pourbaix dnia Sob Paź 09 2010, 18:55, w całości zmieniany 1 raz
- No tak, Jay- mruknął tylko. Zaprowadził ją do pierwszego lepszego stolika i usiadł na śmiesznym lewitującym krzesełku. - Chcesz się czegoś napić, czy wolisz potańczyć?- zapytał kierując swoją dłoń w stronę włosów i poprawiając automatycznie wręcz fryzurę. Uśmiechnął się do niej po swojemu, chociaż średnio mu to wyszło, trochę zdemotywowany tym, że dziewczyna nie ma pojęcia kim jest. Już wcześniej wypatrzył uśmieszek Alexis, do której podszedł wyjątkowo dziwny chłopak. Skoro dziewczyna się z niego naśmiewa będzie ignorować ślizgonkę! Oczywiście o ile jego partnerka okaże się chociaż trochę bardziej pełna życia niż teraz.
Serce Williama zaczęło tłuc jak oszalałe, gdy dziewczyna odezwała się do niego, a chwilę potem uśmiechnęła. Jego szczęścia nie dało się porównać z absolutnie niczym. Owszem, w swoim życiu widział wiele pięknych kobiet, ale willa to willa. Jej urok musiał robić swoje, a William... cóż, nie był oporny na kobiece wdzięki. - Alexis - powtórzył wyjątkowo miękko, patrząc dziewczynie w oczy. - Mam nadzieję, że taki traf, nie sprawił Ci większego zawodu - rzekł niemal z nadzieją w głosie. Nie mógł się oprzeć, więc dyskretnie zlustrował dziewczynę wzrokiem. Roweno! Nie dość, że piękna, to jeszcze dobrze ubrana! Czy mógł trafić lepiej? Zdecydowanie nie.
-Niestety nie-odpowiedział. Rozejrzał się jeszcze raz i tym razem udało mu się wypatrzyć partnerkę. Czarnowłosa dziewczyna w fioletowej sukience weszła d wielkiej sali-Jednak ją widzę .Miłego wieczoru!- zwrócił się do krukonki i po paru minutach stał przed swoją partnerką. -Gabriel-przedstawił się krótko wskazując na swoją zieloną bransoletę. Nie znał jej imienia ,nie wiedział nawet z jakiego była domu. No cóż zapowiadał się bardzo ciekawy bal.
- Mike Crudney - odparł uważnie lustrując dziewczynę. Zastanawiał się głęboko, co ma o dziewczynie sądzić. Niby ładna ale ... niby. Osobiście wolałby, aby nie była aż tak pomalowana. Jednak postanowił, że nie będzie się dzisiaj tym przejmować. No, przynajmniej dopóki nie go nie nadepnie. Jedynie czerwone włosy, zrobiły na nim spore wrażenie, lecz nie chciał dać tego po sobie poznać. Uśmiechnął się uprzejmie, modląc się by ta impreza nie zamieniła się w koszmar. - Mam wielką nadzieję, że umiesz w tym chodzić - mruknął cicho do siebie, by nie usłyszała go towarzyszka, a następnie na jego twarzy powrócił uśmiech. - A więc zapraszam do tańca - rzucił poważnym głosem, podając jej rękę i składając głęboki ukłon.
Sydka nie zauważyła do tej pory swego partnera. Wygładziła materiał sukienki i znów się rozejrzała. Zauważyła Mię przy stoliku i zastanawiała się czy do niej podejść. Założyła pasemko włosów i przyjrzała się chwilę wystrojowi po czym ruszyła do stolika.
Jacqueline prychnęła. Ten wieczór będzie cholernie miły. Oparła się o ścianę i zaczęła obserwować Gabriela i jego partnerkę, zastanawiając się, czy powinna zacząć machać zieloną chustką jak flagą.
upomnienie 2/5 - czwarty punkt regulaminu ogólnego
-Z przyjemnością z Tobą zatańczę. - powiedziałam puszczając oko i w moim mniemaniu dość szczery uśmiech. Mężczyzna wydawał się być trochę spięty. Dlaczego? Na prędce obiecałam sobie, żeby w moim towarzystwie się rozluźnił i poczuł się wspaniale. Zobaczymy co z tego wyjdzie
Sver z małym opóźnieniem weszła na salę. Miała na sobie błękitną sukienkę pasującą do oczu, sięgającą jej do wysokości kolan. Nie założyła wysokich butów - raczej za nimi nie przepadała. Na ustach towarzyszyła jej czerwień, a na rzęsach czarny tusz. Wokół nadgarstka zawiązaną miała szarą chustę, która kolor pasowała do butów i kolczyków. Lekkim krokiem przemierzała salę wypatrując partnera- na razie go nie widziała. Pokręciła się więc chwilę i stanęła pod ścianą niedaleko niewidomego krukona, którego widziała dzisiaj i zajęła się swoimi paznokciami. Westchnęła cicho. Co za głupota, to losowanie! Wolałaby przyjśc tu z kimkolwiek by chciała. Albo z nikim. A co jeśli trafi się jej jakiś idiota? Chyba grzecznie mu podziękuje i powie, że boli ją głowa.
Uf... Od razu lepiej. Chłopak przestał się wydurniać i nawet wydawał się być zmieszany ostrym podejściem do sprawy Vivien. Niestety ona nie lubiła głupich żartów, ale wydawało się, że sytuacjia zaczyna się poprawiać. - Najpierw się napijmy, ale czegoś mocniejszego. Jesteś z Huffu?- zapytała. W zasadzie nigdy nie przepadała za ludźmi z tego domu. Modliła, że żeby nie powielał puchońskiego stereotypu kretyna. Kiedy jeszcze dodał, że ma mówić, kiedy coś jej nie będzie pasowało nawet się do niech uśmiechnęła dosyć szerze. Podeszła do lepszego pierwszego stolika i usiadła na tym jakże uroczym krzesełku.
Wysłuchał z nieznikającym w kąciku ust uśmiechem odpowiedzi na swoje pytanie Ślizgonki. - Dobra. Powiedział po czym nastawił ramie, aby zachować się trochę jak gentelman i możliwie pomóc dziewczynie iść. Z lub bez dziewczyny jeśli odmówiłaby aktu pomocy podszedł do fontanny ponczu oraz wziął dwa kubki. Napełnił jeden i dał dziewczynie, po czym uczynił to samo, tym jednak razem sam się napił. - Jesteś tutaj jako prefekt czy po cywilnemu Effie? Zapytał chcąc jakoś nakręcić rozmowę.
Mia aż podskoczyła. Nie tak trudno ją przestraszyć, a zwłaszcza teraz. - Cześć! - powiedziała przerażona do Gryfona. - Wybacz nie zauważyłam! - mówiła dalej podniesionym głosem. Uścisnęła mu dłoń. - Mia Jolie de Pourbaix - przywitała się z nim. - Wystarczy Mia... Jakoś to dziwnie wyszło. No cóż... Stała bez ruchu czekając aż Twan coś powie.
Ostatnio zmieniony przez Mia Jolie de Pourbaix dnia Sob Paź 09 2010, 18:26, w całości zmieniany 1 raz
Nawet się nie wysilała zbytnio, a jej partner ją znalazł. Nie znała się z nim wcześniej. I tak znaki rozpoznawcze okazały się najlepszym rozwiązaniem. Gdyby podano jej imię tej osoby, nie wiedziałaby, że to akurat o tego chłopaka chodzi. - Gabrielle, miło mi - przedstawiła się, trochę śmiejąc się w duchu z zaistniałej sytuacji. Spotkało się dwóch imienników, a więc ludzi, którzy powinni być do siebie podobni. Miało dopiero okazać się, czy tak jest rzeczywiście.
Ostatnio zmieniony przez Gabrielle Papillon dnia Sob Paź 09 2010, 18:25, w całości zmieniany 1 raz
Czy ona się wyśmiewała z Jaya ? Pff... skądże znowu, jakże by śmiała ? To był po prostu niewinny słodki uśmieszek. Obrażona mina chłopaka, trochę zbiła ją z tropu. Miał zamiar ją ignorować? Oboje dobrze wiedzieli, że to nie możliwe. Odwróciła się w kierunku Williama. William. Jakie to genialne imię, takie dostojne, można by nawet powiedzieć królewskie. Postanowiła sobie, że będzie miła. W sumie niczym jej nie zawinił, nie będzie się na nim wyżywała, czy coś w tym stylu. Posłała mu sztuczny, aczkolwiek piękny uśmiech. Było trochę drętwo, trzeba jakoś rozgrzać atmosferę. - Masz taki... ciekawy akcent - powiedziała po chwili. - nie jesteś z Anglii, prawda? Szczerze mówiąc ciekawiło ją to co powiedział na samym początku, a nawet nie miała pojęcia z jakiego języka pochodzą owe słowa.
Poszedł do stołu z ponczem i nalał do dwóch kieliszków [?]. Ruszył w kierunku stolika przy którym siedziała jego partnerka i postawił przed nią owy dostępny trunek. - Proszę bardzo. - powiedział i usiadł na krześle naprzeciw dziewczyny. - Tak jestem z Huffu, a ty pewnie Krukonka? - zapytał. Mógł się mylić, ale zapytać można.
Najpierw patrzyła na Viv do której podszedł jakiś Puchon, a potem na Effie równie z przedstawicielem żółtych. Wiedziała co obydwie by o nich powiedziały, ale przynajmniej nie mieli brody! Następnie jej wzrok przeniósł się na Jay, towarzyszącemu jakiejś nierozgarniętej Gryfonce. Ha, i dobrze mu tak, pomyślała, uświadamiając sobie, że mogła trafić jeszcze gorzej. Musiałaby mieć naprawdę ogromneeego pecha. Widząc, że mężczyzna z żółtą chustą kieruje się w jej kierunku, zaczęła prosić, nie wiedząc nawet sama kogo, by nie szedł właśnie do nie. Niestety, jej prośby nie zostały wysłuchane. Patrzyła z powierzchniowym spokojem jak jej się kłania a potem coś mówi... po francusku? Chyba tak, było to charakterystyczny język, więc Bell umiała go rozpoznać, ale żeby zrozumieć? Nie ma mowy. - Przepraszam? - spytała, patrząc się na niego jak na dziwaka.
Wszedł do wielkiej sali troche spóźniony ale lepiej później niż w cale. Rozejrzał się zobaczył dziewczynę z niebieską chustą. Podszedł do dziewczyny zobaczył że to Emma. -Cześć Emma trochę się spóźniłem sorrki. Z twarzy obsunęła się chusta. -Pięknie wyglądasz. To jego pierwszy komplement w Hogwarcie. Zobaczył pełno jego znajomych: Bell,Emme,Veronique. I wiele innych osób które zna. Przytulił dziewczynę witając się w ten sposób. -Więc idziemy tańczyć?
Ingrith Fayre pojawiła się w Wielkiej Sali, zwyczajowo drzwi zastępując ścianą. Uniosła się ponad głowy obecnych, nie chcąc fundować nikomu zimnego prysznica. Nareszcie wyglądała niemal tak, jak inne dziewczęta, w końcu wszystkie teraz wyglądały prześlicznie i elegancko, więc finezyjna fryzura i piękna suknia z lat czterdziestych nie rzucały się tak bardzo w oczy. Oczywiście, pomijając fakt, że złożona była z mglistej, eterycznej energii... Dostrzegła w tłumie panicza Yehla. Nie znosiła Krukona niemal całym serduszkiem, które dziesiątki lat temu przestało już bić, zatem przeniknęła przez niego, powodując u niego okropne, zimne dreszcze. Uśmiechnęła się uroczo. - Och, proszę wybaczyć, paniczu - powiedziała cichym, śpiewnym głosem. Uniosła wątłą dłoń i pomachała w radosnym powitaniu do znajdujących się w sali znajomych. - Czyżby nikt nie chciał z paniczem zatańczyć? - zapytała z fałszywą troską. Miała co prawda dobry humor, ale wobec niego wcale nie zamierzała być miła. - Och! Chyba widzę dziewczynę z broszką w kształcie róży - skłamała perfidnie. - Rozmawia z jakimś przystojnym Ślizgonem, daleko, daleko od ciebie... biedaczku...
Nieco oszołomiona popatrzyła na Davida. Był o dwa lata starszy, ale zawsze mogła wylosować nauczyciela. Po raz pierwszy usłyszała komplement. - Dzięki - odpowiedziała. - Dobra, to chodźmy - odparła i wstała z lewitującego krzesełka.
- Powiedziałem, że pięknie wyglądasz tego wieczoru - odparł z lekkim rozbawieniem. Jej nietęga mina wcale mu nie przeszkadzała. Przecież zapewne zrujnował jej wieczór. Bo nie był gładkim jak tyłek niemowlaka nastolatkiem, bożyszczem dziewczątek z Hogwartu. A na dodatek był gajowym, który, jak zauważyła błyskotliwie niejaka Alexis Brooxter, grzebał w ziemi. Taki plebejski był! Uśmiechnął się do dziewczyny ciepło. - Morpheus Phersu - przedstawił się. Ucałowałby ją w rękę, ale sądząc po jej minie, zemdlałaby już wtedy ze skrajnego obrzydzenia jego osobą. Tak więc skłonił się tylko drugi raz.
Oddała uścisk. Luke... A to nie ten, co w zeszłym roku kończył szkołę? No, tak! Toż on ma Malediwach był! I jeszcze w tym roku go przedstawiano, jako nowego nauczyciela! - Dziękuję za komplement - odparła z uśmiechem. Sama myślała, że trafi na kogoś młodszego, a nie na nauczyciela, ale nie miała na co narzekać. Luke jest raptem o dwa lata starszy. - Tak, szósta - przytaknęła. - To... co teraz? - spytała. Dziwnie się czuła w towarzystwie nauczyciela.