Ten nieduży sklep znajdujący się w samym centrum ulicy Pokątnej, jest stworzony z myślą o miłośnikach i graczach Quidditcha. Można tu dostać zarówno starsze modele mioteł jak i te najnowsze. Do kupienia są tu także przybory do konserwacji mioteł, specjalistyczne książki oraz szaty do Quidditcha. W sklepie zawsze panuje lekki tłok, w końcu to najpopularniejsza dyscyplina magicznego sportu, a to najlepiej zaopatrzony pod tym względem sklep w Londynie.
Pałka Kafel Tłuczek Złoty Znicz
Kask quidditchowy – 40 g Sportowe rękawice ochronne ze skórki cielęcej – 50 g Wyrzutnia kafli – 50g Magiczna koszulka quidditchowa – 60g Sportowe ochraniacze – 60 g Gogle quidditchowe – 80 g Kompas miotlarski – 80 g Podróżny zestaw do Quidditcha (PZQ) mniejszy – 150 g Podróżny zestaw do Quidditcha (PZQ) większy – 200 g
Miotły: Miotły użytkowe (+2 pkt do Gier Miotlarskich) - 100 g Miotły sportowe lat XX-tych (+4 pkt do Gier Miotlarskich) - 200 g Światowej klasy miotły wyścigowe (+6 pkt do Gier Miotlarskich) - 600 g*
* jeżeli próbujesz kupić miotłę trudną do zdobycia (zagraniczną z premią +6 do Gier Miotlarskich), przed wejściem rzuć kością-k6:
Zagraniczne miotły:
1, 3, 5 - nie udało się, sprzedawca mówi Ci, żebyś przyszedł za tydzień, może wtedy któryś model się pojawi. 2 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Starsweeper XXI. 4 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Varápidos. 6 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Yajirushi.
Po rzuceniu kością, ponowny rzut przysługuje Ci najwcześniej w poniedziałek rozpoczynający kolejny tydzień.
Nie ma możliwości zamawiania zagranicznych mioteł listownie.
Szczegóły dotyczące dostępnych modeli mioteł znajdziesz w spisie.
- Herbert dał byś sobie spokój, może co? - zapytał patrząc na niego bardzo podejrzliwie. Coś tutaj nie grało, nie miał pojęcia o co tutaj mogło chodzić. Może wcześniej sklepikarz coś zrobił co tak bardzo zdenerwowało krukona. Sam nie wiedział, ale niestety Kieran ucierpiał przy tej dzisiejszej wycieczce po ulicy pokątnej. Nie był z tego zadowolony, ale co miał zrobić? Faktycznie rozejrzał się po sklepiku, ażeby nie trafili na jakieś przesłuchanie do wyższości. Z Ministertwa mogliby się doczepić dlaczego ruszają pole sklepu i porządek jaki tutaj panował. Był wściekły na tego krukona, czy on zawsze musi mu naprzykrzać życie? Nie raz przez niego wylądował w skrzydle szpitalnym w szkole kiedy to zderzyli się podczas meczu, albo krukon zrobił coś przez co Kieran ucierpiał. - Lepiej stąd wyjdź, ok? - spojrzał na niego. Różdżkę nadal zaciskał mocną dłonią, tak jakby czuł, że niebawem będzie musiał interweniować. Nie chciał większego hałasu, a przechodni dość dziwnie przyglądali się przez szybę sklepiku co się tutaj dzieje. Czy ten krukon zawsze się tak zachowywał? Na szczęście nigdy wcześniej nie miał styczności z nim podczas nauki, jedynie boiko ich łączyło więc nie miał pojęcia jak się zachowuje w stosunku do swoich znajomych. A może ich w ogóle nie miał? Wcale by się temu nie dziwił.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał Horana z wyczuwalną irytacją w głosie - Czy ty sam nic nie pamiętasz, czy tylko mnie wkurzasz?
Herbert rozejrzał się po sklepie. Narobili strasznego bajzlu, trzeba było to posprzątać... Ale najpierw należało pozbyć się gapiów. Wyszedł więc ze sklepu i przemówił do wszystkich:
- Nazywam się Herbert Arthfael, mój ojciec jest urzędnikiem Ministerstwa Magii, Departament Czarodziejskich Gier i Sportów. Mamy z ojcem do załatwienia pewną sprawę, z tym że on ma swoje powody, by nie pokazywać się nikomu na oczy. Nie macie na co się gapić, odejdźcie stąd!
No tak, to zaraz Prorok Codzienny będzie wiedział o wszystkim, dowie się też jego ojciec, który kto wie czy nie straci przez to pracy. No ale co można było zrobić? Wszystko można jakoś odkręcić, Prorok nie raz i nie dwa złorzeczył Ministerstwu wyszukując taniej sensacji, może i tym razem zostanie to uznane za coś takiego, zwłaszcza że sklepikarz ma (miejmy nadzieję...) wyczyszczoną pamięć, a tych wszystkich gapiów będzie można po prostu uznać za niezbyt inteligentnych czytelników Proroka... Herbert wszedł z powrotem do sklepu, jednym machnięciem różdżki przysłonił żaluzje na oknach, a potem zaczął nią wymachiwać po całym sklepie mrucząc Reparo!
Elisabeth Layton - była młodą, inteligentną aurorką. Kobieta najbardziej na świecie kochała swojego chłopaka - Sebastiana Snitcha. Chociaż Sebastian był człowiekiem z zupełnie innego świata niż ona to połączyła ich szaleńcza miłość do Katapult z Caerphilly. Każdego dnia po pracy Elisabeth odwiedzała Sebastiana i razem dyskutowali o taktyce w quidditchu i technice wyrobu mioteł. Jakież było jej zdziwienie gdy tamtego popołudnia przyszła pod sklep z markowym sprzętem do quidditcha i dostrzegła zasłonięte żaluzje oraz tłum gapiów zastawiających wejście i wykrzykujących pod sklepem przekleństwa. - Jestem aurorem, proszę się przesunąć! - krzyknęła swoim donośnym, poważnym głosem, który wzbudzał szacunek i przestrach. Ludzie niemal od razu się rozsunęli, a kobieta wkroczyła do sklepu. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że miejsce jest zupełnie zrujnowane i krząta się po nim dwóch młodych mężczyzn. Nagle dostrzegła, że z boku leży poturbowany Sebastian. W kobiecie wzrosła wściekłość. Już była gotowa rzucić smarkaczom wyzwaniem, gdy zobaczyła na ramieniu jednego z nich herb znienawidzonego klubu - Os z Wimbourne. Jej złość podwoiła się. Natychmiast potraktowała obu chłopców niewerbalnym Expeliarmusem, po czym przechwyciła ich ich różdżki. Korzystając z przewagi jaką miała, ze względu na ich zaskoczenie, rzuciła na obu Orbis. Gdy obu mężczyzn spętały świetliste liny zapytała zimnym, bezlitosnym głosem: - Jak zamierzacie to wyjaśnić?
Doskonale zdawał sobie sprawę, że to może się skończyć źle, że ktoś będzie w pobliżu i zobaczy co się tutaj w sklepie dzieje. Przecież tak naprawdę Kieran nie był tutaj w żaden sposób winny, on nic kompletnie nie zrobił, ale komu to będzie mówił? Przecież krukon nie weźmie wszystkiego na siebie, a nawet może ze złości przerzucić wszystko na biednego Horana. Spojrzał na to co on robi. Uważał się za wielkiego, bo co? Był takim samym uczniem co Kieran i nie wolno mu było rozwalać pierwszego napotkanego sklepiku, tym bardziej, że to można powiedzieć był ulubiony sklep Kierana. Tamten wyszedł na ulicę i wykrzykiwał coś jednakże nie miał zamiaru się tym przejmować i puścił to mimo uszu. Wtedy to jednak jedna z kobiet zabrała im różdżki i potraktowała ich kolejnymi zaklęciami. Wiedział, że to się tak skończy, cholera. Jeszcze nie dotarł do szkoły a już będzie miał jakieś problemy. - Ja tutaj nic nie zrobiłem. Gdy już przyszedłem do sklepu on był w takim stanie. - mruknął do kobiety. Nie znał jej, ale podejrzewał, że jest aurorką i dba o porządek w świecie magii. Na jakieś polance to mogłoby się to obić echem, ale tutaj? Ulica pokątna była pełna czarodziejów tym bardziej gdy zbliżał się rok szkolny i każdy błądzić po ulicy, ażeby zakupić potrzebne rzeczy do szkoły. Nawet nie próbował się wyrywać, bo doskonale wiedział, że może jedynie pogorszyć swoją sytuację.
To koniec z nim. To znaczy, prawie koniec, bo zapewne ojciec go z tego wyciągnie... Ale jednak we wzroku tej kobiety było coś, co mówiło mu że stoi na absolutnie przegranej pozycji, zwłaszcza po tym z jaką wrogością spojrzała na jego tatuaż... - Ten człowiek zwariował - powiedział wskazując głową na leżącego nieprzytomnie dryblasa - i zaczął nas szarpać, domagał się pieniędzy, chociaż nic nie kupiliśmy. Atakował nas, więc co miałem zrobić? Rzuciłem zaklęcie oszałamiające...
Wszystko to, co Herbert powiedział, było jak najbardziej zgodne z prawdą, nie mógł kłamać mając Horana koło siebie, jednak przemilczał fakt, że całe to zamieszanie spowodował on, niechcący potrącając tłuczka... Zerkał z ukosa na subiekta. Oby zaklęcie zapomnienia zadziałało... - myślał gorączkowo - I oby ta kobieta nie znała się na legilimencji, bo wtedy mogę mieć naprawdę poważne kłopoty...
- Nie wierzę Ci, smarkaczu - powiedziała Elisabeth wsłuchując się w słowa wyższego chłopaka. Schowała różdżki obu chłopaków do torby i nie wypuszczając ich ze świetlistych więzów uniosła swoją różdżkę i rzuciła na Heberta zaklęcie Legilimens. Tak, Krukon miał strasznego pecha, bo zgodnie z jego obawami kobieta była legilimentą, i to na dodatek piekielnie zdolnym. Po przeczesaniu jego umysłu uśmiechnęła się do niego ironicznie i lodowatym tonem powiedziała: - Nie ładnie tak kłamać, Herbercie. Nie spuszczając wzroku z obu młodocianych przestępców podeszła do ukochanego i zaczęła go delikatnie cucić. - Naprawdę myślisz, że znany tatuś uratuje cię przed karą? - ponownie zapytała Herberta, gdy Seba powoli dochodził do siebie - To nie jest pierwsza klasa Hogwartu, tylko dorosłe życie.
Że niby co? Przecież on nie kłamał, on tylko... nagiął kilka drobnych i mało istotnych szczegółów. Ale to i tak już nie miało znaczenia, stał na straconej pozycji zapewne przez swój tatuaż... A Horan? Kto by się spodziewał po nim, że on cokolwiek teraz powie? No na pewno nikt inteligentny, a w każdym razie nikt kto go zna. Herbert wiedział już tylko jedno- nienawidził go z całego serca za to, że udawał głupiego i utrudniał mu sprzątanie tego bajzlu... No a czy to jego wina, że zaklęcie nie trafiło tam gdzie miało? Raczej ten parszywiec powinien być mu wdzięczny za to, że go ocucił. Gdyby był złośliwy, na pewno zostawiłby go nieprzytomnego i... w sumie tak powinien zrobić. Mógł jeszcze połamać mu kilka kości i uniemożliwić mu grę w Quidditcha w następnym roku. No cóż, jego wrażliwa część dała o sobie znać, ale teraz już kazał jej się przymknąć i mógł już spokojnie nienawidzić. Na tym warchlaku zemści się jeszcze na boisku, dryblas już od niego oberwał, ale ta suka... nią trzeba się jeszcze zająć. Kiedy tylko będzie miał taką możliwość skontaktuje się z ojcem i dowie się co to za niunia, a potem już jej nie odpuści. Teraz go pokonała? Może i tak. Ale mimo to powtarzał sobie w duchu Zemsta to danie, które najlepiej smakuje na zimno. I tego się trzymajmy...
Czuł się jakoś dziwnie, tak jakby był w tej sprawie jakoś winny, ale przecież nie był. Pewnie ta pani auror doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Kieran zjawił się tutaj całkowicie przypadkowo. Nie chciał przez swoją głupotę oberwać, nie teraz kiedy miał zamiar iść po raz kolejny na rozpoczęcie roku do szkoły. Tam na pewno załatwi sobie swoje kłopoty, więc to mu nie było w ogóle teraz potrzebne. - Nie no ten chłopak ma rację proszę pani. - sam doskonale o tym nie wiedział, ale skoro jemu nie wierzyła, to może uwierzy gryffonowi? Wątpił w to, ale jak na razie sprawiała wrażenie, jakby wiedziała, że to tylko i wyłącznie sprawka krukona, a Kieran był jakoś spychany w bok. Może już kiedyś załatwił sobie taką sytuacje i ona też wtedy reagowała? Jakoś go to wcześniej nie obchodziło. Teraz trochę bardziej, bo jednak został przez niego obwiązany i chciał jak najszybciej wyjść z tego sklepu i iść dalej. Miał przecież jeszcze wiele zakupów do zrobienia i nie miał zamiaru spędzić tutaj całego dnia, a kto wie czy tylko na pogadance się zakończy. Wyjaśniło się przez zaklęcie, że gryffon nie ma tutaj nic wspólnego z tym zamieszaniem. Teraz liczyło się dla niego tylko to czy zostanie uwolniony czy też nie.
- Zamknij się - rzuciła gniewnie w stronę gryfona. Elisabeth wiedziała, że wina stoi po stronie Herberta, jednakże ze względu na stan zdrowia Seby nie miała ochoty użerać się z Kieranem. Udało jej się ocucić Sebastiana, któremu na szczęście nic sienie stało. Tamten chłopak musiał być strasznie naiwny rzucając niewerbalnie Obliviate i licząc, że się uda. Tylko najzdolniejsi czarodzieje byli w stanie sobie na to pozwolić. Sebastian dochodził do siebie, a Elisabeth zmierzyła surowym spojrzeniem na obu chłopców. - Wolicie zapłacić sto galeonów za straty czy mam napisać do dyrektora Waszej szkoły? - zapytała gniewnie.
Proszę o przysłanie wymienionych przedmiotów na podany na odwrocie adres. Odpowiednia kwota została umieszczona w drugiej kopercie. • Kask quidditchowy • Kompas miotlarski • Magiczna koszulka quidditchowa • Rękawice sportowe z cielęcej skórki
Serdecznie pozdrawiam Vivien Dear
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Po treningu quidditcha ślizgonów stwierdzam, że jednak przydadzą mi się niektóre gadżety, które widziałam, że mają moich koledzy i koleżanki z drużyny. Gogle to chyba super przydatna rzeczy, szczególnie, że śnieg ostatnio zaczyna padać jak szalony. Korzystam ze swoich nowych przywilejów jako studentka i pewnego dnia kiedy nie mam zajęć (ciężko, żeby miała, biorąc pod uwagę, że chodzę niemal tylko ma quidditcha i opcm) wybieram się do Londynu, bo tam jest najlepszy sklep ze sprzętem miotlarskim. Od razu biorę gogle i kompas (nie jestem pewna po co to drugie, w końcu nie wybieram się w jakąś podróż, ale lepiej mieć niż nie mieć), dłużej zastanawiam się nad tymi wszystkim ochraniaczami i kaskiem, bo kiedy je przymierzam, to wyglądam jak głupek. Ostatecznie jednak stwierdzam, że kupić nie zaszkodzi, a w mojej sakiewce wesoło pobrzdąkują geleony, więc niby czemu mam sobie żałować. Niestety nie mają nowego modelu miotły, biorę więc tylko te cztery rzeczy i za nie płacę. Tak wyposażona wracam do Hogwartu.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
chciałabym złożyć zamówienie na rękawice sportowe z cielęcej skórki, kask quidditchowy oraz sportowe ochraniacze. Odpowiednią kwotę załączam w kopercie.
Życie sprzedawcy wcale nie jest takie proste... Należy posiadać niekończące się zapasy cierpliwości i wiedzieć jak odpowiednio podejść klienta. @Erika L. Frisk była nowym nabytkiem w ekipie prowadzącej sklep z markowym sprzętem do quidditcha i musiała się wykazać. Tutaj nie było podziału na teorię czy praktykę, bo należało znać się na wszystkim - najlepiej zaopatrzona placówka w Londynie była zbyt znana, aby pomiędzy personelem dochodziło do jakichś spięć. Właściciel postanowił po prostu wypchnąć dziewczynę na głęboką wodę i tak oto Ślizgonka wylądowała pomiędzy półkami, z przydzielonym zadaniem zagadywania ludzi. Cały czas była czujnie obserwowana, a przy tym inni pracownicy chyba trochę liczyli na jakieś potknięcia... W sklepie panował wyjątkowy tłok, więc zadanie wydawało się dwa razy trudniejsze. Oczywiście nikt nie wątpił, że Erika podoła postawionemu przed nią zadaniu i po tym całym czasie spędzonym za kasą, elegancko poradzi sobie również wśród klientów.
Rzuć kostką:
1. Kiedy zaczepia cię jakaś staruszka, masz bardzo złe przeczucia... Okazuje się jednak, że z kobietą naprawdę da się dogadać, a w dodatku jest ona wyjątkowo podatna na wszystkie twoje sugestie. Udaje ci się sprzedać najnowszego Nimbusa, a jego cena wcale nie jest taka mała! Szef z miejsca dokłada do twojej wypłaty 30 bonusowych galeonów. 2. Trafia ci się nieznośny dzieciak, który nie chce ustąpić i męczy cię o pokazanie mu tłuczka. Czy to z frustracji, czy z premedytacją, a może po prostu przypadkiem - w każdym razie, jakimś cudem piłka wydostaje się na wolność. Udaje ci się ją złapać tak szybko, niestety przy okazji całkiem mocno oberwałaś w rękę. Nadgarstek będzie ci solidnie dokuczał przez najbliższych kilka tygodni, co gorsze - właściciel sklepu wszystko widział i wypomina wypadek na każdym kroku. 3. Myślałaś, że będzie łatwo? Słusznie! Doskonale sobie radzisz. Właściciel jest zachwycony, pracownicy zazdrośni, a każdy twój klient wychodzi z cieńszym portfelem. Świetna robota, brawo! 4. Nie ma nic gorszego niż niezdecydowany klient, któremu przy okazji nic nie pasuje. Próbujesz wcisnąć coś wyjątkowo kapryśnemu mężczyźnie, ale on tylko zamęcza cię pytaniami. Musisz nieźle wykazać się znajomością quidditcha... A ostatecznie klient wychodzi z pustymi rękoma, bo "rozmyślił się". Nie było to zbyt przyjemne, ale dzięki tej dyskusji otrzymujesz jeden punkt z gier miotlarskich do kuferka! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie. 5. Czy to sen? Do sklepu wchodzi wszystkim znana postać ścigającej z Harpii z Holyhead... która szuka nowych gogli! Już masz jej pomóc, kiedy nagle wcina ci się drugi sprzedawca. Potem radzisz sobie nieźle z innymi klientami, ale szefa niezbyt to obchodzi. Do końca dnia zachwyca się innym pracownikiem, któremu udało się zdobyć kilka autografów znanej zawodniczki quidditcha. Może następnym razem to tobie pójdzie lepiej? 6. Tragedia za tragedią, a wszystko przez zazdrosnych pracowników. Niby nie są źli, ale z pewnością nie dają ci chwili wytchnienia. Nie tylko przysyłają ci najgorszych klientów, ale dodatkowo ciągle wspominają o nowych rzeczach czekających na magazynie, bałaganie przy kasie, albo innym dramacie, którym musisz się szybko zająć. W sklepie panuje straszny chaos i szef obwinia właśnie ciebie, a za karę musisz zostać dłużej i dokładnie wszystko wysprzątać. Gdzie tu sprawiedliwość...
Nie było w całym Londynie drugiego miejsca, w którym Erika czułaby się tak dobrze i swobodnie jak w Markowym Sprzęcie do Quidditcha. Ogłoszenie o poszukiwaniu sprzedawcy z przynajmniej podstawową wiedzą na temat tego sportu wyglądało całkiem niepozornie na blacie kontuaru i Erika prawdopodobnie wcale by się nim nie zainteresowała, gdyby nie problemy z walutą obcokrajowca stającego przed nią w kolejce. W zasadzie pracę dostała od ręki i podejrzewała, że miało to związek z jej minimalnie rozpoznawalnym nazwiskiem. (Bo przecież nie omieszkała przypadkiem wspomnieć, że nie tak dawno grała dla klubu...) Wiedziała, że pierwsze dni będą najgorsze ze względu na to, że każdy będzie patrzył jej na ręce. Jej zadaniem było przede wszystkim udowodnienie, że będzie dla sklepu cennym nabytkiem. Z doświadczenia wiedziała, jak potrzebni byli profesjonalni sprzedawcy w tego typu sklepach; z ogromnym sentymentem wspominała czas, kiedy ilość sprzętów w tym sklepie ją przytłaczała i tylko dzięki cierpliwości pracowników zawsze wychodziła usatysfakcjonowana. Przynajmniej poruszanie się po sklepie nie było trudne; nie dość, że nie zajmował wcale tak dużej przestrzeni, to Erika zapoznała się z jego kątami już dawno temu. O wiele trudniej było przezwyciężyć niechęć do niektórych typów ludzi i jeszcze ukrywanie tych momentów wzgardy. Być może osoby znające Erikę jedynie z widzenia nie spodziewały się, że Ślizgonka zna taki gest jak uśmiech, ale wychodził on jej tak naturalnie, że można było uznać ją nawet za sympatyczną osobę. Wydawało jej się, że idzie jej bardzo dobrze, kiedy w jej ręce dostał się niezbyt zdecydowany mężczyzna. Nie miała pojęcia, czy jego kręcenie nosem spowodowane było tak wyszukanym gustem czy raczej całkowitym brakiem wiedzy na temat Quidditcha. (Zapewne to drugie. Erika się znała i skoro coś mu proponowała, to była to rada pochodząca prosto z jej serca i doświadczenia.) Nie dość, że naprodukowała się tak, że zaschło jej w ustach, to w dodatku przez cały czas była przerażająco miła i profesjonalna, a on raczył tak po prostu wyjść, bo się rozmyślił. Erika z trudem powstrzymała w sobie odruch warknięcia, uznając to jednak za swoją pierwszą małą porażkę. Nie było to zbyt przyjemne uczucie. Plus z tego był tylko taki, że powtórzyła sobie większość elementarnej wiedzy, która na co dzień aż tak potrzebna jej nie była. Następnym rzem musiała postarać się dwa razy mocniej!
4
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zdaje się, że Eriki nie czekało dzisiaj niczego ciekawego. Szef zapowiedział jej niedawno, że mogą spodziewać się sporej dostawy i faktycznie, w ciągu paru dni w sklepie pojawiła się ogromna sterta rękawic ochronnych dla obrońców. Niestety, producent pomylił rozmiary, a sklep potrzebował na gwałt całego zamówionego towaru ze względu na oczekiwane, duże zamówienie od prywatnego klienta. Erika otrzymała w związku z tym polecenie służbowe - każdą jedną rękawice miała przymierzyć i pomniejszyć do rozmiaru swojej dłoni. Rzeczone rękawice miały bowiem stać się częścią kobiecej drużyny Quidditcha. Szkoda tylko, że było ich tak wiele, że musiała poświęcić na to cały dzień.
Rzuć kostką numeryczną: 1 i 2 - Przebierasz w rękawicach tak długo, że już niemalże nie możesz na nie patrzeć, a chociaż wydaje Ci się, że już dawno przebrnęłaś przez chociażby połowę to wcale tak nie jest. Masz wrażenie, że ta sterta wciąż i wciąż rośnie. Podenerwowany szef na okrągło pyta Cię jak Ci idzie, czym jeszcze dodatkowo Cię drażni. Kilka godzin później, zmordowana i zmęczona wreszcie odkładasz na stosik ostatnią rękawicę, a uradowany szef jest pod wrażeniem, że się wyrobiłaś. Wyznaje Ci, że nie spodziewał się, że zdążysz, a zamówione rękawice teraz przez trzy dni będę leżały w magazynie w oczekiwaniu na wysyłkę. Naprawdę musiał kazać Ci się tak spieszyć? Widząc Twoją minę, szybko dorzucił 20G do Twojej pensji w ramach premii, więc chyba można mu wybaczyć? Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie. 3 i 4 - Niestety, sterta rękawic kompletnie Cię przerosła i nie zdążyłaś przerobić wszystkich z nich nim zamówienie zostało złożone. Wściekły szef musiał sam pomagać Ci w zmniejszeniu ostatnich trzech worków. Co prawda nie obciął Ci pensji (chociaż miał na to ochotę, o czym gorąco zapewnił), ale nasłuchałaś się wystarczająco wiele, aby mieć zupełnie zepsuty humor do końca tego dnia. 5 i 6 - Podczas pomniejszania rękawic, okazuje się że zaklęcie z jakiego korzystasz raz za razem idzie Ci coraz sprawniej, nawet pomimo zakłóceń magii. Po całym dniu pracy jesteś naprawdę zmęczona, ale i możesz stwierdzić, że poprawiły się Twoje zdolności w zakresie zaklęć. Zgłoś ten fakt w odpowiednim temacie, aby zyskać 1p kuferkowy.
Lubiła pracę w tym sklepie, choćby dlatego, że nie czuła się w tym miejscu głupia - w sercu i w głowie Eriki nie było drugiej takiej dziedziny jak gry miotlarskie. Nawet tak nudne czynności, jak polerowanie sprzętów na wystawach, pieczołowite ich doglądanie, z pozoru nudne tłumaczenie podstawowych różnić pomiędzy modelami wydawały jej się warte zachodu. Tego dnia przyszła dostawa i Erika sądziła, że jest na nią gotowa - los pokarał ją za taką nadmierną pewność siebie? Zamówienie przyszło kompletnie pomieszane, a na nią spadła konieczność naprawienia ogromnego błędu. Och Merlinie, ludzie powinni się nauczyć, że dawanie jej na ramiona takiej odpowiedzialności nie było rozsądne. Tym bardziej, kiedy wymagała ona rzucania zaklęć. Erika była koszmarna w zaklęciach... Tak jak się spodziewała, magia nie chciała działać jak należy. Traciła mnóstwo czasu na głupie czary, które kompletnie nie chciały działać albo wręcz powiększały rękawiczki, które trzeba było zmniejszyć. Choć pracowała cały dzień i naprawdę nie udawała, że się spieszy, nie wyrobiła się, a przy ostatnich trzech workach musiał pomagać jej szef. Erika widziała, że niewiele brakowało, aby mężczyźnie skoczyło ciśnienie... Z pokorną miną wysłuchała wszystkich wyrzutów, ale koniec końców jej pensja nie została ucięta, więc całą resztę mogła jakoś przełknąć...
Markowy Sprzęt do Quidditcha ul. Pokątna chujwiegdzie
Szanowni Państwo,
Chciałbym zamówić u państwa koszulkę do Quidditcha oraz kask, z dostawą na podany na odwrocie koperty adres. Do listu dołączam pieniądze, które powinny pokryć całą transakcję. Reszty nie trzeba.
To było coś niesamowitego dla młodej panny Cortez. Pierwszy raz w Londynie i pierwszy raz na ulicy Pokątnek. Po mimo iż uważała, że Anglia, a dokładniej Londyn jest strasznie zaśmieconym miejscem, to jednak miał jakiś swój urok. Najbardziej w nocy gdy oświetlenia ulic dawały po oczach i ukazywały nie jedne zakamarki tego miasta. Jednak dzisiejszego dnia postanowiła udać się wraz ze swą siostrą na zakupy związane ze szkołą. W końcu lada moment zaczynał się rok szkolny, a one nie miały nic z listy co powinno im być potrzebne. Przechadzały się po ulicach i różnych sklepach. Na początku odwiedziły Sklep Madame Malkin. W końcu jak to kobiety było trzeba zacząć od nowych rzeczy. Oczywiste było, że parę sukien im się spodobało i stwierdziły iż tym roku biedny ojciec będzie musiał się na nie wykosztować. Następnym punktem zaczepienia była Księgarnia Esy i Floresy. Oczywiste było, że kilka książek wpadnie w ich dłonie i nie obejdzie się bez ich kupna.
Przechadzając się dalej owa ulicą Elisabeth zauważyła jeden sklep. Słyszała o nim dużo. Wiele osób uważało, że ma o wiele większy wybór niż te w Hiszpanii czy też w dalszych zakamarkach świata. Od razu pociągnęła siostrę za rękę i weszła do sklepu. -Teraz jestem w siódmym niebie. -Zaśmiała się do siostry i udała się w głąb pomieszczenia. Podeszła do mioteł i jej wzrok przykul Nimbus2015. Spoglądała na miotłę z "uczuciem". Chciała ją mieć. Jednak nie była pewna czy studenci mogą brać udział w treningach i meczach w Quidditcha. -Myślisz, że jest drużyna w Hogwarcie? A co najważniejsze czy mnie przyjmą? -Zapytała swojej "bliźniaczki". Nie ukrywając Elisabeth miała talent. Gdy uczęszczała do szkoły Calpattio należała do drużyny i nawet występowała w głównym składzie jako szukający. Więc teraz czas dowiedzieć się czy Hogwart przeżyje taką "gwiazdę"
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Najchętniej zakupiłaby wszystkie potrzebne rzeczy siedząc w domu i wysyłając sowy do poszczególnych sklepów. Oczywiście listy tym ptaszyskom musiałaby dawać Elisabeth. Ona nie miała zamiaru się do nich zbliżać. Zbyt wiele razy była podziobana. Cud, że nie miała trwałych śladów na dłoniach. Mimo to wybrała się z siostrą. Dlaczego? Widziała jak się cieszy na tą wycieczkę. Nie mogła jej tego zabrać mówiąc, że nie ma ochoty. Po odwiedzeniu Madam Malkin uznała, że ta wyprawa nie była złym pomysłem. Nowe suknie przydadzą się każdej młodej damie, nawet jeśli nie do końca były potrzebne. poniekąd też chciała zrobić na złość ojcu. Wysłał ją do tej szkoły wbrew jej woli to niech teraz płaci. Już ona się postara uprzykrzyć mu życie i uszczuplić portfel.
Czując jak siostra ciągnie ją za rękę z początku zmarszczyła brwi zastanawiając się o co może jej chodzić. Wystarczyło jednak podnieść głowę i wszystko stało się jasne. Quidditch. Elisabeth nie mogła by przejść obok tego sklepu obojętnie. Isabelle nie była tak bardzo zapalaną fanką jak jej siostra i nie brała udziału w meczach. Wolała patrzeć z daleka jak zdobywają upragnione "bramki" i puchary. Widząc jak siostra patrzy na jedną z mioteł wywróciła oczami uśmiechając się od nosem. Było oczywistym, że nie wyjdą ze sklepu zbyt szybko. - Żartujesz? - spytała siostrę przenosząc spojrzenie na miotłę. - Na pewno jest. Aleksander kiedyś coś o niej wspominał. - delikatnie pogładziła rączkę miotły dłonią. Drewno było doskonale wyszlifowane. Żadna drzazga nie miała prawa utkwić w dłoni zawodnika. - Jeszcze będą cię błagać abyś dołączyła do ich drużyny, gdy tylko zobaczą jak jesteś dobra. - zabrała rękę z miotły gładząc znudzonego Nemezis. - A chciała byś? - spojrzała na siostrę pytająco. Nie rozmawiały jeszcze o tym do jakich klubów będą uczęszczały i czy wogóle. W Calpiatto miały swoje zajęcia które zapewniały im frajdę. Tutaj nie znały nikogo i nie wiedziały co będzie je czekać.