Ten nieduży sklep znajdujący się w samym centrum ulicy Pokątnej, jest stworzony z myślą o miłośnikach i graczach Quidditcha. Można tu dostać zarówno starsze modele mioteł jak i te najnowsze. Do kupienia są tu także przybory do konserwacji mioteł, specjalistyczne książki oraz szaty do Quidditcha. W sklepie zawsze panuje lekki tłok, w końcu to najpopularniejsza dyscyplina magicznego sportu, a to najlepiej zaopatrzony pod tym względem sklep w Londynie.
Pałka Kafel Tłuczek Złoty Znicz
Kask quidditchowy – 40 g Sportowe rękawice ochronne ze skórki cielęcej – 50 g Wyrzutnia kafli – 50g Magiczna koszulka quidditchowa – 60g Sportowe ochraniacze – 60 g Gogle quidditchowe – 80 g Kompas miotlarski – 80 g Podróżny zestaw do Quidditcha (PZQ) mniejszy – 150 g Podróżny zestaw do Quidditcha (PZQ) większy – 200 g
Miotły: Miotły użytkowe (+2 pkt do Gier Miotlarskich) - 100 g Miotły sportowe lat XX-tych (+4 pkt do Gier Miotlarskich) - 200 g Światowej klasy miotły wyścigowe (+6 pkt do Gier Miotlarskich) - 600 g*
* jeżeli próbujesz kupić miotłę trudną do zdobycia (zagraniczną z premią +6 do Gier Miotlarskich), przed wejściem rzuć kością-k6:
Zagraniczne miotły:
1, 3, 5 - nie udało się, sprzedawca mówi Ci, żebyś przyszedł za tydzień, może wtedy któryś model się pojawi. 2 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Starsweeper XXI. 4 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Varápidos. 6 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Yajirushi.
Po rzuceniu kością, ponowny rzut przysługuje Ci najwcześniej w poniedziałek rozpoczynający kolejny tydzień.
Nie ma możliwości zamawiania zagranicznych mioteł listownie.
Szczegóły dotyczące dostępnych modeli mioteł znajdziesz w spisie.
Nie trzeba było długo czekać, żeby Shenae pobiegła od razu do sklepu po zakup nowego Nimbusa 2015. Na tą okazję załatwiła sobie nawet przepustkę z Hogwartu, wystarczyło powołać się na kapitana drużyny, wielkiego pasjonata, pozycję w reprezentacji szkolnej w rozgrywkach szkolnych Quidditcha i ostatnie osiągnięcia drużyny Ravenclawu, żeby Hampson przymknął oko na wędrówkę uczennicy w trakcie roku szkolnego do Londynu. Nie była to łatwa przeprawa. Już w pociągu D’Angelo myślała tylko o zakupie jaki miała dokonać już za kilka godzin. Na dworcu zabrakło jej cierpliwości. Teleportowała się pod bardzo dobrze znany sobie sklep. Mimo kosztu zakupu, jaki ją czekał, nie wahała się z płąceniem sześciuset galeonów za miotłę (za to jej autorkę, mocno zabolała strata takiej kasy za jednym zamachem. Przecież za to można kupić mieszkanie!). Zadowolona podeszła do sprzedawcy, ciesząc się, że udało jej się zdobyć pierwszy prototyp. — Dzień dobry — oparła się o ladę, wpatrując się w bardzo dobrze znanego sobie sprzedawcę. W końcu nie była rzadkim klientem w tym miejscu.
Przeczytała artykuł w Proroku i od razu pomyślała sobie chcę to mieć! W końcu wstąpiła dopiero do drużyny i o ile w Salem nigdy nie grała jakoś najlepiej (właściwie była w składzie od zaledwie roku), to przecież musiała mieć nową miotłę. Napisała list do ojca, a ten już po paru dniach przysłała jej sporą sumę galeonów, która zapewne powinna wystarczyć na nową super-miotłę. Korzystając ze swoich dopiero co zdobytych przywilejów studenta, nie miała żadnych problemów, żeby udać się do Londynu. Przynajmniej to w Hogwarcie było dobre - studenci mieli jako-taką swobodę i nie byli zamknięci w murach zamku. Nie podeszła jeszcze do egzaminu z teleportacji, dlatego musiała wezwać Błędnego Rycerza. Trochę czas później była już w Londynie, ale na razie, po szalonej przejażdżce, wcale nie ciągnęło jej do powrotu. Wpadła do sklepu, w którym już były tłumy. Och, żeby tylko nie wykupili wszystkich mioteł? - Dzień dobry, są jeszcze te nowe Nimbusy? - Stanęła zaraz obok krukonki, na którą tylko zerknęła, bo zaraz, tak samo jak ona, utkwiła wzrok w sprzedawcy.
Ostatnio chyba trochę się zawiesiła... w sensie nie robiła niczego konkretnego, nie trenowała i nie wychodziła też zbyt często na zewnątrz. Tak to już miała, że co jakiś czas potrzebowała dłuższego posiedzenia w domu bez kontaktu ze światem. Kolejne wakacje minęły, a ona znów się opierdzielała, nawet niespecjalnie zwiedzała tą całą Atlantydę jak i niestety nie spędziła tego czasu z Rekinem. No właśnie, musiała go za to opierdzielić, bo w końcu (chyba) jej to obiecał, będzie musiał to nadrobić, zdecydowanie. Właśnie miała napisać do niego list jednak jakimś cudem w jej łapki dostała się gazetka. Na początku nie czytała jej ze szczególnym zaciekawieniem. Jednak gdy zobaczyła, że w jednym z artykułów jest napisane coś o nowej super miotle, którą można kupić w pobliskim sklepie od razu ubrała się i poleciała właśnie w jego kierunku. Co prawda miała już dwie miotły, jednak nie były to jakieś cuda techniki, a właśnie tego potrzebowała. Zbierała się do kupna Błyskawicy no ale jeśli to miała być jakaś zajebistość... Na szczęście na brak kasy nie cierpiała tak więc wparowała do sklepu i rzuciła - Dzień dobry, są jeszcze Nimbusy, o których napisane jest w Proroku? Musiała go mieć, więc jeśli trzeba było o niego zawalczyć była na to gotowa, chociaż... to już chyba przesada prawda? No nic, w końcu zależało jej na właśnie tej miotle.
Ostatnio zmieniony przez Julia Heikkonen dnia Czw 1 Paź - 15:59, w całości zmieniany 1 raz
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Ogłoszenie w biuletynie Proroka Codziennego naprawdę było skuteczne. Skończyły się letnie wakacje i większość uczniów zdążyła już ulokować się w Hogwarcie, więc bardzo trudno było zdziwić się temu jak wielu z nich postanowiło skorzystać z okazji na zakup nowej, aktualnie prawdopodobnie najlepszej miotły. Przywilejem bycia dziedzicem rodu był swobodny dostęp do skrytki w banku Gringotta, jaka już od jakiegoś czasu pełna była, zbędnego w codziennym studenckim życiu, złota. Nie było chyba takiej imprezy, na którą Sharker mógłby wydać sześćset galeonów, dlatego czemu nie miałby pozwolić sobie właśnie na miotłę? Tłumy, jakie panowały przed wejściem do sklepu wcale mu się nie podobały. Zdecydowanie nie przepadał za wciskaniem się na siłę i bardzo go mierził fakt, że nie znajduje się już w szkole i nie może posłużyć się plakietką prefekta. Jedno polecenie, a wszyscy rozstąpiliby się należycie. Cóż, w tym przypadku pozostawały tylko zaklęcia. Kilka niewerbalnych szeptów wystarczyło, aby przedostać się bliżej wejścia. Jak dobrze, że w obecnej sytuacji nie mógł dostrzec w tłumie Shenae i Daisy. Zdecydowanie lepiej mu się stało w kolejce bez buźki D’Angelo gdzieś niedaleko. Kiedy już udało mu się dopchać, również zapytał o miotłę, ale wtedy już musiał zauważyć Krukonkę, jaką z kolei postanowił koncertowo zignorować. Chociaż z Julką to się przywitał.
Do sklepu z każdą chwilą przybywało więcej ludzi, a sprzedawca latał od jednej osoby do drugiej, nie mając nawet chwili na normalną rozmowę. Większość pytań jakie słyszał to "czy jest nowy Nimbus?", "ile kosztuje nowym Nimbus?", "czy przed gwiazdką będzie jeszcze można kupić nowego Nimbusa?". Nimbus, Nimbus, Nimbus... Ale mężczyzna wytrwale siedział w tej robocie, bo tylko dzięki temu jego też mogło być stać na zakup najnowszej miotły. Kiedy kolejne osoby podchodziły i prosiły o miotłę, podawał im kolorowy, duży słoik. Mogły z niego wylosować jedna karteczkę i w taki też sposób zdobyć obiecany w Proroku tajemniczy gratis, albo całkiem sporą zniżkę. To drugiej było zapewne niezłym rozwiązaniem dla niektórych przybyłych, bo z pewnością nie każdy na co dzień nosił przy sobie tak wielką sumę galeonów. Ale czego nie robi się dla Quidditcha? Akurat przyszła kolej na piątkę uczniów. Sprzedawca uśmiechnął się do Shenae i podał jej słoik z losami.
Rzucacie jedną kostką. Tyczą się one też jeszcze jednej osoby, która być może kiedyś się pojawi. 1 - do Nimbusa 2015 dostaniesz sportowe okulary ochronne gratis 2 - do Nimbusa 2015 możesz wybrać strój dowolnej drużyny światowej gratis 3 - przy zakupie Nimbusa 2015 otrzymasz kupon na 3 darmowe naprawy miotły 4 - Nimbus 2015 za zaledwie 500 galeonów! 5 - Nimbus 2015 za zaledwie 300 gaelonów! 6 - Nimbus 2015 za zaledwie 400 galeonów!
______________________
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Tylko tak się złożyło, że Shenae nie miała specjalnej okazji na wyciągnięcie swojego losu jako pierwsza z nich wszystkich. Tuż za nią zmaterializowała się wysoka postać w równie długim jak jej nogi płaszczu i zwyczajnie zajrzała jej przez ramię, aby zaraz, dość bezczelnie, nie ma co ukrywać, pochwycić pojedynczy los. - Dzięki. - mruknął, w gruncie rzeczy dość podejrzanie obojętnym tonem, Sharker i wycofał się z jej przestrzeni osobistej na tyle szybko, na ile pozwalał mu tłum. Nie miał ochoty pozostawać w niej dłużej niż konieczne, także nie było co dziwić się temu taktycznemu manewrowi. Rozprostował karteczkę, marszcząc czoło, kiedy odczytał zapisane na niej słowa. Naprawa miotły? Może być przydatna, zwłaszcza w obliczu tego, że na treningu u Cezara zdarzyło mu się nieco „wyeksploatować” swój poprzedni egzemplarz. Właściwie to nawet nie potrzebował targować się ze sprzedawcą o cenę miotły, najwyraźniej uznając, że i tak nie ma co robić z pieniędzmi. Kupił Nimbusa 2015 za pełną cenę i kiedy już udało mu się wydostać z tłumu, postanowił zaczekać na Julkę, co by mogli trochę porozmawiać o utrzymywaniu ze sobą kontaktu.
Nie zdążyła się rozejrzeć któż to jeszcze przybył po miotłę i tajemniczy bonus, a szkoda. Obecność Rekina i She może i nie była niczym dziwnym, ale gdyby ogarnęła, że także tu są na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej. No, przynajmniej by się z nimi przywitała i patrzyłaby jak oboje posyłają sobie spojrzenie zabójcy, fascynujące. Jednak zamiast tego przed nią pojawił się sprzedawca ze słoikiem w ręku, losowanie czas rozpocząć. Jako pierwszy wyrwał się kolega, który okazał się być Sharkerem - Jest i moja rybka - powiedziała półgłosem licząc na to, że tylko on to usłyszy. Potem uśmiechnęła się do niego lekko patrząc na losowanie w jego wykonaniu, po czym sama podeszła, aby wybrać swój bonus. Gdy wyciągnęła karteczkę ze środka odeszła na odchodne kiwając głową w ramach podziękowania. Dopiero wtedy gdy odeszła na pewną odległość spojrzała cóż to za wspaniałą nagrodę dodatkowa dostała. Kilka sekund później bonusem okazała się zniżka na miotłę po którą przybyła, w sumie wolałaby dostać np. jakąś super koszulkę, bo i tak miała wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zapłacić za nią pełną kwotę. - Okej - mruknęła raczej sama do siebie, następnie zapłaciła 300 galeonów i razem z czekającym na nią Rekinem opuściła sklep.
Shenae stała przy ladzie w kolejce do sprzedawcy jako pierwsza. Rekin, pewnie tylko po znajomości, wcisnął się przed nią, losując swój bon. Spiorunowała go spojrzeniem, bo hej! Są jakieś granice przyzwoitości. Skrzywiła się, nie chcąc z nim jednak drzeć kotów o głupie, i tak w sumie losowe, karteczki. Tylko wyburczała coś pod nosem, większą uwagę skupiając na Julce. Dziewczyna jej w ogóle nie zauważyła. Mimo, ze czarnowłosa wpatrywała się w nią natrętnie. Jasne, znajdował się tu cąy tłum gotowy rozedrzeć na strzępy byle tylko dostać nowego Nimbusa 2015, najlepiej z jakimś bonusem dodatkowym, ale... kurcze, przecież nawet Sharker dostrzegł krukonkę. Skrzywiła się nieznacznie na tą myśl, a podły humor, tak szybko jak jej przeszedł, tak samo szybko wrócił. Najpierw Enzo, teraz Julka. Czy są osoby, do których ostatnio Shenae nabrała przekonania, które nie planowały bardzo efektownie jej olać? Nawet nie próbowała mówić Julce cześć, bo skupiona na ślizgonie straciła chyba orientacje co się wokół niej dzieje. Bez słowa zgarnęła swój kupon, podeszła do kasy, nawet nie wiedząc, co tn kupon realizuje. Zgarnęła rękawice ze smoczej skóry, poprosiła o Nimbusa i wyszła ze sklepu z dodatkiem stroju wybranej drużyny, mimo wszystko, ciesząc się z zakupu mniej niż kiedy tu przychodziła.
Scar miała już dosyć grania w Quidditcha na szkolnej miotle. Nie dość, że były powolne to jeszcze w trakcie lotu traciły prędkość co zawsze wprawiało Czerwoną w dosyć spore niezadowolenie. Do tego jeszcze rękawice chciała sobie kupić, na pozycji ścigającego były dosyć przydatne, a skoro jest już w sklepie... - Poproszę rękawice ze smoczej skóry i Zmiatacza 11 - rzuciła, wyciągając galeony z sakiewki. Wiedziała już, że spłukała się na kolejne kilka miesięcy, ale wolała mieć lepszy sprzęt niż szkolny podczas nadchodzącego meczu. Bez zbędnego komentarza czy narzekania, że drogo zapłaciła należną kwotę w wysokości 170 galeonów i zadowolona wyszła ze sklepu.
Chyba zbyt cierpliwie czekała na swoja kolej, bo wepchało się przed nią całe mnóstwo ludzi. Kto to widział być tak niegrzecznym? Jak widać, to nie była tylko kwestia hogwartczyków, ale też wszystkich anglików. Chociaż pewnie na to samo wychodzi, bo zapewne każdy z nich uczęszczał kiedyś do Hogwartu. Wreszcie i ona dopchała się do puszki z losami i wyciągnęła jedną z karteczek. Ha! Kto by się spodziewał - kupić najnowszą miotłę za połowę ceny? Co prawda Daisy z galoenami problemu nie miała, ale to zawsze miło coś takiego wygrać. Być może bardziej przypasowałby jej okulary ochronne. Nie marudząc jednak, wzięła w swoje rączki cudowną, nowiusieńką miotłę. Już nie mogła się doczekać aż ja wypróbuje! Dodatkowo, skoro już była w sklepie, poprosiła o rękawice z cielęcej skórki i pałkę. Skoro miała być poważnym pałkarzem, to na pewno jej się to przyda! Zapłaciła za te zakupy ledwie 345 galeonów i opuściła sklep. Aż jej się nie dobrze zrobił na myśl podroży powrotnej Błędnym Rycerzem...
zt
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine usłyszała o tym, że nowe Nimbulusy 2015 pojawiły się na Londyńskim rynku. Od razu poprosiła ojca o pieniądze na zakup idealnej miotły. Ten wiedział, że Quidditch jest całym jej szczęściem. Wcześniej kontaktowała sięz Morticią i ta potwierdziła, że razem pójdą na zakupy na ulicy Pokątnej. Wolała udać się tam z kimś niż samotnie. Przez całą drogę widać było jej pozytywną energię i dobry nastrój. Obgadywała szlamy i tłumaczyła przyjaciółce swoją trudną sytuację z pewnym Krukonem o nazwisku Friday. Ostatni raz widzieli się podczas wakacji na Rafie. Było miło. Dodatkowo nie wydała nikomu jeszcze swojej tajemnicy co się wydarzyło w kabinie jej ślizgońskiego przyjaciela. Weszły właśnie sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha i od razu rzuciła się do stanowiska z wymarzoną miotłą. -Od miesięcy mówię o niej ojcu, jeśli chce bym była najlepsza muszę mieć miotłę lepszą od innych- powiedziała z zachwytem w głosie. -Co o niej myślisz?- zapytała się przyjaciółki z szerokim uśmiechem na twarzy. W rękach już trzymała pliczek zielonych banknotów. No i oczywiście od razu rzuciła się do losowania gdy tylko usłyszała o promocji. Promocja była zawsze idealnym wabikiem.
Gdy dostała list od Kath od razu na niego odpisała i z szerokim uśmiechem postanowiła wybrać się z przyjaciółką na zakupy. Dawno nigdzie razem nie były, to była doskonała okazja na miłe spotkanie i zakupy. Dziewczyna szybko się ogarnęła i od razu wyszła z dormitorium w wyznaczone miejsce, w którym miały się spotkać. Widząc przyjaciółkę od razu ją przytuliła, później już wszystko wyszło w praniu. Fajnie obgadywało się szlamy, uważające się za nie wiadomo kogo, naprawdę. Takie rzeczy tylko z Kath. Nie ukrywała ciekawości, gdy dziewczyna wspomniała o Fridayu. No proszę! Czyli nie tylko Mort miała z nim do czynienia. W jej przypadku skończyło się to dobrze, przynajmniej jak na razie wszystko było dobrze. W końcu sam jej powiedział, że żywi do niej ciepłe uczucia i się stara. Też wspomniała o nim kilka zdań, w końcu skoro napatoczył się temat, to czemu miałaby rezygnować? Gdy dotarły do sklepu, pierwszą miotłą, która rzuciła jej się w oczy była ta sama, na którą uwagę zwróciła Kath. Widząc zachwyt przyjaciółki, uśmiechnęła się szeroko. - No, to jest marzenie każdego gracza. - Odpowiedziała z uznaniem, patrząc na miotłę. - Wiesz co? Sądzę, że będzie świetna! W końcu każdy dobry gracz zasługuje na dobrą miotłę, będzie do Ciebie pasować. Kupuj ją! - Powiedziała podekscytowana, ciągnąc delikatnie przyjaciółkę za bluzkę. Musiała ją kupić!
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine zatarła z radości ręce no i pokiwała z uznaniem patrząc na przyjaciółkę swymi pięknymi oczyma. Jej długie ciemne włosy układały się idealnie falami i opadały kaskadą na jej plecy. Zupełnie jakby każdy z poszczególnych loków wiedział w którym miejscu powinien leżeć. Dodatkowo miała na sobie obcisłe czarne jeansy oraz elegancki stalowo-zielony ciepły sweterek. Płaszcz został zakupiony w tym sezonie jako najnowszy krzyk młody. Pewnego razu otrzymała w czasie śniadania w Wielkiej Sali paczkę, którą przyniósł rodzinny puchacz Edgar. To właśnie w niej był prezent od matki. Piękny czarny płaszczyk z eleganckiego materiału, super leżący na jej smukłej sylwetce. Matka lubiła się prezentować całą sobą wiec Katherine też przywykła do tego, że wszyscy mężczyźni się za nią oglądali. Nadal obserwowała miotłę. Po paru minutach podeszła do Sprzedawcy i kupiła miotłę dając za nią dzięki swojemu losowi tylko 500 galeonów. -Zaoszczędziłyśmy całe 100 galeonów Morticia- powiedziała z radosnymi ognikami w oczach i ucałowała przyjaciółkę w oba policzki. -Nie spieszy ci się nigdzie prawda? Masz całe popołudnie tylko dla mnie? - zapytała po czym nie czekając na odpowiedź od razu rzuciła temat. -Idziemy coś zjeść jeszcze na Pokątnej, zgłodniałam strasznie- przyznała się szczerze. Ostatni raz jadła śniadanie w Wielkiej Sali, a później to już nic. Teraz ściskała w rękach swoją nową miotłę zupełnie jakby trzymała w rękach coś naprawdę wspaniałego. Chociaż nie ukrywając Nimbulus 2015 był w tym momencie najlepszym co mogło się znajdować w wyposażeniu dobrego rozgrywającego w Quidditcha. Teraz miały się razem wybrać coś zjeść. -Zaglądasz na wizzbooka czasem? Wróciła suka Aiko. Ktoś z mojej paczki znowu ją widział w okolicy. Sądziłam, że sobie wzięła do serca moje rady i odczepiła się od Piątka. Dodatkowo złodziejka paskudna. Ukradła mój wiosiorek i nie chciała mi go oddać suka- powiedziała niezadowolonym tonem. -Piątek miał do tej Azjatki cholerną słabość, ale jak stanie na mojej drodze to jak Boga kocham to jej znowu oszpecę buźkę jeśli mi popsuje humor- stwierdził ponuro. Właśnie do sklepu weszło kilku podekscytowanych chłopaków, który posłali w kierunku Katherine i jej przyjaciółki uśmiechy. Odwzajemniła je.
Kat była śliczną dziewczyną. Morti bardzo lubiła jej włosy, były takie długie i kręcone. Nie miała jednak przy niej kompleksów, sama również była atrakcyjną dziewczyną. Można rzec, że się dopasowały. Zarówno jedna jak i druga, obie były wyjątkowe. Morticia ze swoimi niegdyś rudymi i długimi, teraz krótkimi, lecz wciąż rudymi lokami i zielononiebieskimi oczami, jasnej cerze i delikatnych piegach wyglądała jak laleczka. Katherine zaś miała ciemne oczy i ciemne włosy, były bardzo różne, lecz tworzyły razem ładny duet. Obie błyszczały, jak prawdziwe gwiazdy. Morti co chwile wyłapywała spojrzenia osób płci przeciwnej, chichotała widząc wpatrzonych w nie mężczyzn. To było naprawdę zabawny widok! Też miała na sobie płaszczyk, który dostała od ojca. Miał dobry gust i często wysyłał córce drogie prezenty, podobnie jak rodzice Kat. W końcu ich ojcowie znali się bardzo dobrze i to dzięki nim dziewczyny się znały. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, gdy Kat wspomniała o galeonach. Serio, zostało jeszcze sto? Mort była przekonana, że wszystko będzie wydane, pomyliła się. - O kurde, no to mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że nic nie zostanie. W sumie dobra, możemy pójść coś zjeść, też jestem głodna. Popołudnie? Proszę Cię, mogę być Twoja nawet do północy. - Odparła z uśmiechem, patrząc na Kath. Słysząc o Aiko poczuła się dziwnie zmieszana. Wiedziała o uczuciach, które Kath żywiła do Piątka. Byłaby okropna, gdyby tak nagle wyleciała do niej z tekstem typu "a no tak, wiem! Ostatnio ją widziałam, myślałam, że ją zabije, bo weszła do pokoju chwilę po tym, jak wylądowałam w jego łóżku". Kath była niestabilna emocjonalnie, w sumie tak samo jak Mort. Wolała unikać sytuacji, które zarówno jedną i drugą doprowadziłyby do wybuchu. Gdyby tak było, pozabijałyby się. Dopóki żyły w zgodzie, to żyły. Starały się nie kłócić, jak na razie dobrze im szło. - Tak, zaglądam. Wiem, że wróciła. Ostatnio rozmawiałam z Piątkiem, no wiesz, bo to mój kolega i akurat w chamski sposób wjebała mu się do mieszkania. W sumie to było śmieszne, pofilozofowała chwilę, ale ja stwierdziłam, że mam to w dupie i po prostu poszłam. Naprawdę ukradła Twój naszyjnik? Co za dziewucha, coś mi się wydaje, że będzie trzeba zrobić ścierkę z jej włosów i wytrzeć nią podłogę. W końcu szmata powinna znać swoje miejsce, a obie wiemy, że takimi to sie podłogę wyciera jak pies nasika. Jak ją ostatnio widziałam wyglądała jak obdarciuch, serio. To aż bolało. Porwane spodnie, bluzka jakaś nie wiadomo jaka, wyglądała jakby się wyrwała z buszu. OBRZYDLIWA brudaska. - Odpowiedziała bez zająknięcia, wzruszając obojętnie ramionami. Skrzywiła się tylko na myśl o Aiko i jej ubiorze. Wybacz Kath, obie wiemy, że Ruda musiała skłamać, żeby nie było żadnych tam zgrzytów. W sumie to skłamała tylko w połowie, tylko o tym co robiła u Fridaya. No, tak nie do końca nawet, przecież rozmawiali. Też odwzajemniła uśmiechy chłopaków. - Taaa, wiem. Nie wiem jak on może mieć do niej słabość. Ani to ładne nie jest, ani zbyt fajne. To mnie odrzuca, przecież jest sporo dziewczyn, które mogłyby robić konkurencję, ale ona? Żałosne. - Odpowiedziała. W sumie to tak twierdziła, to była akurat szczera prawda. - Ale wiesz co? Ona chyba chce sie do niego wprowadzić, bo przylazła z walizkami. - Dodała, wywracając oczami.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine zwężyła usta tak, że praktycznie wyglądała teraz groźnie. Wysłuchała uważnie tego co Morticia powiedziała na temat Aiko po czym wybuchnęła gromkim śmiechem. Przycisnęła miotłę bardziej do swojej piersi, jakby trzymała w rękach największy skarb. -Nie wiem, Aiko nie widziałam dość długo, wyjechała gdzieś w cholerę. Miałam nadzieję, że już nie wróci. Dostała nauczkę, zraniła Ambrożego. Przyjemnie było płynąć z nim na rafie podczas wakacji. Nie sądziłam, że coś jeszcze nam wyjdzie ale wiesz, my zawsze do siebie wracamy więc coś w tym musi być prawda? - zapytała z szerokim uśmiechem na twarzy. W wielu przypadkach Katerina potrafiła być niemożliwie, obrzydliwie wręcz podłą suką, no ale widocznie taka się już urodziła. Nie wiedziała też o uczuciach Morticii do Piątka. -Namawiał mnie na podróż i zwiedzanie statku, ale nie wiedziałam czy się zgodzić. Kilka razy już mnie zranił. Brał w swe ramiona a potem porzucał dla innej, tak bez słowa. Jest podłym kłamcą i egoistą. No a ja zawsze ulegam. Zobaczę Aiko albo tą drugą gryfonkę, która też go odebrała mi w Ferie to nogi powyrywam i potraktuję czymś złośliwym. Wiesz... mam jeszcze rozcieńczoną w odpowiednich proporcjach ropę z czyrakobulwy. Zabić nie powinna zabić ale swoje zrobi. Trzymam na specjalne okazje - uśmiechnęła się słodko. Potem spojrzała się poczciwie na swoją przyjaciółkę i przytuliła ją. -Dobra Morti, szkoda gadania na temat tych wszystkich szmat. Piątek naprawdę nie docenia tego co ma przy sobie tylko ciągle szuka dalej i dalej, typowy artysta. Tego nie zmienił nigdy. Każdej mówił, że będzie wierny, nawet mi. Jakbyś kiedyś chciała spróbować.... - powiedziała po czym nachyliła się lekko do jej twarzy. -Seks z nim jest niesamowity- zamruczała delikatnie jak to ona. No i potem chwyciła dziewczynę za rękę i tańcząc ruszyła do wyjścia ze sklepu. -Pora coś zjeść skarbie, mamy dziś cały dzień i noc dla siebie- zaśpiewała radośnie.
- No wyjechała i mogła nie wracać. Chociaż jest jakiś plus, będziesz miała kogo gnębić, gdy stanie Ci na drodze. Jestem pewna, że się za tym stęskniłaś. A no, faktycznie coś w tym jest. Tak w sumie, to wiesz, skoro o nim mowa. To ten facet, on mnie kokietuje... Staram sie być obojętna, ale obawiam się, że to tak nie będzie. Poza tym ta Aiko... Ona sie strasznie wpierdala w jego życie. Która normalna dziewczyna wraca do "ex" i sie do niego wprowadza? Chyba desperatka. - Powiedziała, po czym się przeciągnęła. Sporo słyszała o Aiko od Ślizgonki, w końcu doskonale pamięta ten okres, gdy dziewczyny miały ze sobą na pieńku. Tyle się o tej azjatce nasłuchała, a teraz sama ją poznała w dość nietypowych okolicznościach. No cóż, zdarza się, prawda? Mogła sama wyrobić sobie opinię na jej temat, a nie kierować się słowami Ślizgonki. Jak na razie była do niej sceptycznie nastawiona, ale kto wie? Może zmieni zdanie? Szczerze w to wątpiła, lecz różne sytuacje się zdarzają. Z Zoellem było tak samo, nie lubili się, a teraz? Teraz normalnie potrafili rozmawiać, ba, nawet nieźle im wychodziła współpraca. Starała się jakoś nie zwracać uwagi na sposób w jaki Kat mówiła o Fridayu, ruda starała się ją jakoś naprowadzić, nie chciała jej okłamywać. Zaśmiała się na uwagę dziewczyny. - Tak, słyszałam, że ten typ tak ma. Chociaż, kto wie? Może teraz się zmienił i jak sobie kogoś znajdzie to tej osoby nie zdradzi i nie zostawi dla innej? Jako artysta powinien być też wrażliwy, a wszyscy wiemy, że małych kotków nie wywala się za drzwi, gdy dostanie się kolejnego. Druga gryfonka? Była jakaś? Kto to? - Zapytała zaciekawiona. Nie słyszała chyba o żadnej gryfonce, a może się myliła? Nie przykładała szczególnej uwagi do tego, ile miał dziewczyn, którą rzucił, którą zostawił. Po prostu... Wolała tego nie wiedzieć. Chociaż trochę ją ta informacja przybiła, oczywiście nie dała tego po sobie poznać. Po co? Wolałaby uniknąć pytań typu "co sie stało?" i tak dalej. Po prostu teraz będzie musiała delikatnie zagadać Piątka i od niego dowiedzieć się, jak to jest. - Tak, artyści. Poszukiwanie natchnienia i te sprawy. Może w końcu nauczy się doceniać to co ma, a jak nie to ktoś będzie musiał go nauczyć. Poza tym, proszę Cię. Jakbym chciała coś spróbować to i tak bym Ci o tym powiedziała, ale nie wiem. Nie spałam z nim i w ogóle nie wiem, czy będę z nim kiedykolwiek spać. - Powiedziała, po czym się zaśmiała. Chociaż w sumie, seks? Czemu nie. Na pewno byłoby fajnie i ciekawie, ale nie. Nie będzie teraz o tym rozmyślać, jeszcze się biedna Ruda rozmarzy i co wtedy? - Tak! Idziemy jeść, mhhhm... Tylko co? Masz jakiś pomysł? - Zapytała energicznie, starając się rozwiać myśli dotyczące Friday'a. Cóż będzie to, co będzie. Jak okaże się pomyłką, to następnym razem do tej samej rzeki nie wejdzie. Dziewczyny wyszły ze sklepu, rozmawiając.
Percy wiedział, że czas zainwestować w porządny sprzęt. W końcu zawodowiec musi się godnie prezentować, a profesjonalny sprzęt jest po prostu lepszy. Dlatego zebrał wszystkie fundusze i udał się na Pokątną, w celu zakupienia wszystkiego, co potrzebne, żeby godnie reprezentować Wielką Brytanię w rozgrywkach międzynarodowych. Zarabiał dobrze, ale wiedział, że te zakupy będą bolesne dla jego sakiewki. Cóż, jak szaleć, to szaleć! Zainwestował w doskonale wyważoną pałkę, profesjonalny strój, sportowe rękawice ochronne ze smoczej skóry (przynajmniej nie będą do wyrzucenia po jednym meczu), okulary ochronne i Nimbusa 2015, który kosztował obłędne pieniądze... Ale cóż, jeśli chce się być najlepszym, to bez najlepszego sprzętu ani rusz. Po namyśle zdecydował się jeszcze na strój treningowy. Z ciężkim sercem zostawił małą fortunę w sklepie, pocieszając się tylko myślą, że są to dobrze zainwestowane pieniądze, które szybko mu się zwrócą. Poza tym Nimbus 2015 był tak wspaniały, że Follett nie mógł oderwać od niego oczu. Doskonale wyważony, z perfekcyjnie dobranymi witkami, smukły i niesłychanie zwrotny, a przy tym stabilny... wszystko, o czym mógł marzyć sportowiec.
/pewnie jakoś niedługo po zakończeniu roku szkolnego i wróceniu do Londynu
Po czym poznać prawdziwych braci? A no po tym, że od kilkunastu minut stoją przed wystawą sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha i sprzeczają się w kwestii umiejętności miotlarskich. Ciężkie jest życie Rogersów, powiadam wam. Oj ciężkie. W każdym bądź razie, stali tak wpatrując się w wystawę, gdy nagle Ben wpadł na pewien iście szatański i chory pomysł. Szatański i chory tylko dlatego, że w nadchodzącym roku szkolnym powinien skupić się tylko i wyłącznie na nauce, a nie na... Drużynie Ravenclawu. - Stary. Wiesz co? Myślisz, że to dobry pomysł, żebym zgłosił się na przesłuchanie do drużyny w następnym roku? - spytał bezpośrednio, odciągając wzrok od błyskawicy i Nimbusa 2015, które wystawione były na wystawie i popatrzył na brata z zaciekawieniem. Dobrze było zasięgnąć opinii u starszego brata, nawet jeśli ten stwierdzi, że Ben jest beznadziejny w te klocki i nie powinien nawet o tym myśleć. A nie był beznadziejny! Był... całkiem dobry. Ale nie beznadziejny! Zawsze mógł być gorszy, zawsze mógł spadać z miotły za każdym razem, gdy na nią wsiadał. No ale starszy, okrutny brat i tak pewnie powie coś innego. - Zresztą nieważne, twoja opinia i tak jest zbędna. - Ben machnął dłonią po krótkim zastanowieniu, oczywiście zanim Axel coś powiedział. Choć znając Axa powie coś tak czy siak. Szatyn wrócił wzrokiem do pięknego Nimbusa 2015, który był jego marzeniem i na którego zbierał. Na brodę Merlina! 600 galeonów! Przecież on tego nie uzbiera do końca studiów! Znając jego rozrzutność w dodatku? Przechlapane!
Tu trafniejsze byłoby pytanie: Jak rozpoznać braci Rogers? To proste. Jeżeli kiedyś przypadkiem zobaczysz dwójkę chłopaków - jednego niższego, o ciemniejszych brązowych włosach i drugiego wyższego z jasnymi kosmykami - którzy zawzięcie nad czymś dyskutują lub przepychają się, to z pewnością spotkałeś Axela i Bena. Tym razem, w pierwsze dni wakacji postanowili, że jakoś spędzą wspólnie czas, żeby nie było, że “nie macie już takiego dobrego kontaktu, jak wtedy kiedy byliście dziećmi”. Ich mama często to powtarzała, bo naprawdę zależało jej na tym, żeby świetnie się dogadywali, szczególnie po stracie Amy. Axel przez chwilę wpatrywał się w miotłę, mrużąc zabawnie oczy, jakby w myślach obliczał ile potrzebuje kasy, żeby taką zdobyć. Na dobrą sprawę mógłby po prostu iść do dorywczej pracy, ale był zbyt leniwy, żeby cokolwiek zrobić. Westchnął ociężale, dając sobie mentalnego kopa. Powinien się trochę ogarnąć - naprawdę musi zastanowić się nad tą pracą. Axe otworzył usta, żeby odpowiedź Benny’emu, kiedy ten machnął lekceważąco ręką. Szatyn wydął dolną wargę z niezadowoleniem i spojrzał na brata z rozbawieniem. - Kłamiesz. Zależy ci na mojej opinii - powiedział. - A ja ci powiem tyle, że jak chcesz to proszę bardzo! - uniósł ręce, a po chwili szturchnął Bencia w bok. - Poza tym, powodzenia, bo sam chcę się zgłosić do drużyny jak będą mieli miejsce. Axel uśmiechnął się z dumą, bo co jak co, ale w nowym roku miał zamiar się podpytać. Dopiero nie dawno poczuł, że naprawdę poradziłby sobie w grze. Miał nadzieję, że znajdzie się dla niego jakieś miejsce. Rogers przygryzł policzek od środka. - Chyba sobie taką kupię - mruknął, choć bardziej do siebie. - Pójdę do pracy, jak będę miał ochotę - dodał po chwili i nie czekając na brata poszedł dalej, żeby zobaczyć drugą wystawę.
Stare ulice, stare miasto, tyle lat. Niby wszystko nadal było takie samo, ale czuła się inaczej. Może pewna obawa? W końcu przez całą drogę myślała nad reakcją rodziny, a najbardziej braci, którzy cóż, byli dla niej ważni. W końcu z kim jak nie z nim wydurniałaby się przez ponad połowę swojego życia, nabyła tyle wspomnień no i miała taką więź? Pewnie dwie ostatnie rzeczy są do wypracowania z każdą inną osobą, ale więzy krwi robią też swoje. No i lata, np. takie dwa lata do osiemnastu (prawie dziewiętnastu!) spędzonych z Axem? Aż sama się czasami dziwiła, że oprócz tych dwóch lat przerwy, aż tyle z nim wytrzymała. Z niedużą torbą na ramieniu przechodziło przez ulicę, która była jej znana. Aż bardzo. Zalała ją fala wspomnień, która wręcz kuła w jej słabe serce. Może przesadzam? W końcu jak na tyle ostatnich emocji trzymała się całkiem nieźle, w końcu hej, nie płakała w miejscach publicznych. Przeciskała się przez tłum swoim drobnym ciałkiem, chcąc przejść jak najdalej. Nadal jednak była czujna. Obserwowała ludzi wokół i to, co robią. Aż przystanęła i cała zamarła, kiedy z zaledwie paru metrów zauważyła swoich braci. Znanych czupryn nie dało się zapomnieć, a rysy twarzy podobne do niej aż wręcz uderzały. Wystarczająco mocno, żeby jednak znowu zaplątać się wśród nieznajomych i spróbować iść z tłumem. Spojrzała jeszcze na nich stęsknionym wzrokiem. Chyba nie darowałaby sobie faktu, że ich unikała - że do własnych braci, bać podejść się do ulicy... to jest już po prostu żenada. Wyprostowała plecy, w końcu nie można być miękkim. Kopnęła się mentalnie w tyłek i przeszła parę kroków, stając za dwójką, trochę wyższych od niej chłopaków. Zaplotła ręce na klatce piersiowej i popatrzyła na to co oglądali. - Co jak co, Axel, ale nie spodziewałam się kiedykolwiek usłyszeć z twoich ust o pracy. Jestem dumna. - powiedziała, przyglądając się jego profilowi twarzy, żeby następnie przenieść spojrzenie na Benny'ego. Jak duży ochrzan od nich dostanie? Oto jest pytanie! A może jednak rodzinny przytulas na powitanie?
Ewentualnie, gdy ktoś zobaczy jak pewien chłopak z ciemnymi brązowymi i rozczochranymi dosyć włosami podrzuca komuś cukierki z Magicznych Dowcipów Weasleyów to można od razu się zorientować, że jest to Benjamin Rogers, który na swoją ofiarę wybrał starszego brata. Cóż, nawet teraz Axel mógł znaleźć w kieszeni spodni jednego samotnego karmelka gorączkowego, który dosyć niepozornie wyglądał. - Nie, nie, nie, mylisz się, stara dupo. Zależy mi na opinii tylko jednej osoby. - zacisnął mocno usta, żeby tylko się nie wygadać, że dba o opinie Ellie i gdy Eleonor powie mu na przykład "uczesz się, wyglądasz jak mop", Ben od razu biegnie do łazienki ogarnąć swoją lwią grzywę. Słysząc, że Axel też chce się zgłosił, Ben spiorunował go wzrokiem, robiąc przy tym w sumie mało groźna minę. Bardziej wyglądał na całkiem niegroźnego szczeniaka niż na groźnego lwa. No ale fakt, do lwa było mu daleko, w końcu daleko mu było do charakteru typowo gryfońskiego. - No to będziemy rywalizować, cóż. Zgłoszę się na szukającego. Niedawno słyszałem, że będą szukali kogoś na to miejsce. - powiedział i ponownie zacisnął usta, knując to, z czym upiecze bratu babeczki, żeby ten nie mógł zagrać w meczu przeciwko Krukonom. Słysząc tekst Axela o jego pracy, uniósł pytająco brwi. - Ty i praca? Błagam, jesteś zbyt leniwy. Nie wierzę w to, że chodziłbyś do pracy, gdy nawet ci się nie chce ruszyć dupska na błonia, gdy twój kochany młodszy braciszek jest w potrzebie i potrzebuje sercowej porady! - rzucił i prychnął. Już miał ruszać za Axelem do drugiej wystawy, gdy usłyszał znajomy głos. Zbyt znajomy, możnaby rzec. Odwrócił się w stronę dziewczyny i niemal mu opadła kopara. - A-Amy...? - zapytał cicho, nie wierząc w to, że żyje. Co jeśli ktoś ją tylko udaje? Co jeśli ktoś wypił eliksir wielosokowy z włosem dziewczyny? Co jeśli...? Pytaniom, kłębiącym się w jego głowie nie było końca, ale mimo to, jak ten naiwniak, bez zawahania przytulił siostrę. - Wszyscy się martwili, mama bała się, że nie żyjesz, szukałem cię na wizbooku, bałem się, wszyscy się baliśmy... Charlotte i Destiny prawie oszalały, Axel... - zaczął wyrzucać z siebie słowa w tempie błyskawicznym, gdy w końcu się odsunął i spojrzał na brata. Brata, który pewnie będzie na nią zły, ale samemu Beniowi kamień spadł z serca. Ostatnio on sam zaczął myśleć, że mogła umrzeć.
- Ach, no tak - mruknął, spoglądając na swojego brata z wyraźnym rozbawieniem. - Ciebie obchodzi tylko opinia twojej księżniczki. - Uśmiechnął się i szturchnął go w bok, chyba odrobinę za mocno, bo Benny delikatnie się zachwiał. Co! Braciszek był dumny, że smarkacz znalazł sobie jakiś obiekt westchnień. Teraz pytanie tylko czy jakoś sobie poradzi, czy nadal będzie modlił się do ołtarzyka szatynki. W tym to ani Axel ani Tori mu nie pomogą; popchnąć delikatnie w kierunku Ellie jak najbardziej mogą, ale dalej to Ben musi poradzić sobie sam. Rogers był zbyt ciekawski, więc szybko powrócił swoimi myślami do miotły, która swoim wyglądem po prostu wołała do niego “Weź mnie!”. - Radzę ci, żebyś jak najszybciej przygotował się na porażkę. Nie mam zamiaru słuchać twojego płakania w poduszkę, kiedy przegracie - powiedział jak gdyby nigdy nic i uniósł kącik ust, bo zdecydowanie pasowała mu wizja wygranej. - To już nie podwórko przed naszym domem, Benny - dodał, kręcąc głową z dezaprobatą. Oj, wcale nie traktował go z góry, wcale. Axel żachnął się. Czy naprawdę wszyscy myśleli, że jest aż tak leniwy? No hej, kiedy on się na coś uprze to jest w stanie to zrobić. No chyba, że zacznie robić się trudno, wtedy możliwe, że się zawaha. Słysząc jednak jego słowa, zagryzł policzek od środka. Uznał, że potraktuje jego słowa jako wyzwanie. Axe już przygotowywał się od odszczeknięcia się bratu, kiedy usłyszał ten głos. Ten głos, którego brakowało mu przez cholerne dwa lata, który wspominał co dzień po jej odejściu. A teraz jak gdyby nigdy nic, po prostu usłyszał ją za swoimi plecami. Chłopak odwrócił się i spojrzał na siostrę, która wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy widział ją po raz ostatni. Zatkało go. Axel po prostu wrósł w ziemię i patrzył się na nią, jakby spadła z kosmosu. Benjamin rzucił się na nią, ale starszy Rogers zmarszczył brwi i rozchylił usta, jakby chcąc coś powiedzieć. Milczał. Po dwóch cholernie długich latach, po tym jak ich wszystkich zostawiła i nie dawała znaku życia, po prostu stanęła przed nim i pozwoliła sobie na takie ironiczne żarciki. Nie mógł w to po prostu uwierzyć. Axel zacisnął dłonie w pięści, bo przez te wszystkie myśli, które zaczęły kotłować mu się w głowie, zrobiło mu się niedobrze. Spojrzał ze złością na siostrę, jakby ta cała więź, którą mieli od urodzenia zupełnie zniknęła. - Co ty tu robisz? - zapytał cicho, nie zbliżając się do niej nawet na krok. Nie wiedział jak ma zareagować - powstrzymywał się przed tym, żeby nie zacząć krzyczeć przy wszystkich ludziach, którzy przemierzali ulicę Pokątną.
Bicie jej serca chyba mogłoby zabić schorowanego czy starszego człowieka - wręcz stresowała się, skubiąc materiał bluzki, a tym bardziej jak odwrócili się i spojrzeli na nią tacy zaszokowani. Może i spadła z kosmosu. Po tym, jak nie wiedzieli gdzie się podziała, można by przypuścić teorię, że wyleciała w galaktykę. Spoglądała przez chwilę na ich zaskoczone twarze i mogła wyjąć aparat, żeby zrobić im zdjęciem z tekstem heh, patrzcie, jak śmiesznie wyszliście. Jednak nawet o tym nie pomyślała, a szkoda, ale nie miała do tego głowy. Tym bardziej, jak Ben ją przytulił i... trochę spadł jej ciężar z serca. Na młodszego brata zawsze można liczyć! Chociaż prawda, parę osób dobrze wie, że Amy uciekła i mogli chcieć zrobić żart Rogersom, ale nie - przed nimi stała, cała, taka sama jak od dziecka siostra, którą szczypały niepokojąco oczy. Naprawdę bardzo musiała powstrzymywać się przed wypuszczeniem choćby jednej łezki. Przytuliła również braciszka i przymknęła na chwilę oczy wysłuchując jego trajkotania. Nic się nie zmieniło... Jednak urwał. Odsunął się i spojrzał na brata, a ona też skierowała swoje dość duże oczy na bliźniaka. Chciałoby się zapytać a Axel co?, ale widząc minę najstarszego, która zdecydowanie pokazywała, że jest zezłoszczony, wolała jednak odpuścić sobie docinki czy głupie pytania. Przynajmniej jak na razie. - Ja... - zaczęła i przełknęła gulę w gardle oraz odchrząknęła lekko, żeby cokolwiek powiedzieć (albo przynajmniej postarać się powiedzieć) normalnym głosem. Tylko co dokładnie? Stęskniłam się nagle za wami i oto jestem? No chyba by ją zabił. Nagle zapomniała jak rozmawiać z braćmi. - Stoję - odpowiedziała całkiem głupio, zagryzając lekko dolną wargę jak zwykle, gdy się stresowała. Najchętniej by podeszła do Axela i ignorując jego protesty po prostu by się do niego przytuliła, ale jak na razie była w stanie siebie samą objąć ramionami i... wytłumaczyć się? - Przepraszam was - powiedziała dość słabo, patrząc na Axela i przeniosła spojrzenie na Benny'ego. - Ja nie wiem co sobie myślałam, ale to wszystko wcześniej było takie ciężkie i się tak kłóciliśmy, że... - urwała na chwilkę i wbiła wzrok w jakąś ławkę czy chodnik, przełykając ślinę. Zaplotła ręce na klatce piersiowej. - Że uważałam, że mniej was zaboli jak mnie nie będzie, niż kłótnie na co dzień. - dokończyła cicho. Było jej tak nienaturalnie głupio, że czuła się speszona. Zacisnęła usta i spojrzała na nich, czekając na reakcje. A głównie na reakcje Axa.
- Nie mam żadnej księżniczki. Idź do Tuny. - mruknął i spuścił wzrok, żeby Axel nie zauważył jak się zarumienił. Choć znając Axa, ten i tak zobaczył jak Ben się zmieszał. Jego reakcja była aż nadto oczywista. Sam Benio po balu zaczął rozumieć, że to co czuje do Ellie nie jest tylko miłością przyjacielską. Szczególnie po tym jak ją pocałował. - Ja miałbym płakać w poduszkę? Gdybym przegrał, nie płakałbym w poduszkę. Walnąłbym cię miotłą, ot co! - pokręcił z rozbawieniem głową, a jego kolejne słowa o tym, że to już nie podwórko przed ich domem zignorował. Wolał nie rozpoczynać tematu, skoro wiedział, że pewnie zacznie mu wypominać, że to zawsze on musi chodzić odgnamiać ogród, bo Axel ma lepsze zajęcia. Ben nawet nie myslał jak przytulił Amy. Kochał ją i bezustannie wierzył, że wróci. Że wyjaśni czemu uciekła i nawet nie pisała listów. Choćby do niego czy Axela. Wiadomo, sądziła, że ucieczka będzie lepszym rozwiązaniem niż pozostanie z rodziną, ale tak nie było. Owszem, była zrozpaczona po tym ślizgonie, owszem zmieniła się wtedy, ale... choćby nie wiem jakie pretensje miała do niej wtedy rodzina, Ben wolał się nie odzywać i - uwaga - czytać książki i nie uczestniczyć w rodzinnych kłótniach. Pewnie dlatego tak bardzo się obwiniał. Gdyby wtedy stanął po stronie siostry, ta może by nigdy nie uciekła. Chłopak miał jej tyle do powiedzenia, najbardziej chciał jej powiedzieć o tym jak świetnie rok temu zdał SUMy i jak okropne dostał w tym roku oceny końcowe przez koleżanki, które go demoralizowały, brak spokoju i myślenie o Ellie w czasie kiedy powinien się uczyć. Ale nie powiedział. Zanudziłby ją jeszcze na śmierć i co by było. Powiedział swoje i popatrzył na Axela, jednak widząc jego minę, zacisnął usta, spuszczając wzrok. Przez myśl przeszło mu to, że starszy brat chce go spalić wzrokiem za to, że chociażby przytulił uciekinierkę, ale czy się przejmował? Niee. Ben dbał tylko i wyłącznie o zdanie Ellie. Po prostu nienawidził widzieć Axela tak wściekłego. Słysząc pytanie brata, przeniósł na niego swój wzrok z trampek, a gdy Amy odpowiedziała, przez jego usta przemknął cień uśmiechu i popatrzył na nią. Jednak zdołał powstrzymać uśmiech, cisnący mu się na usta. - Ważne jest to, że nic ci nie jest. Że żyjesz. I że postanowiłaś wrócić. Rodzice się niesamowicie ucieszą. Nie masz nawet pojęcia ile cię ominęło w szkole. Przyjechali do nas uczniowie z Salem, ostatnio był bal na koniec roku i... Na brodę Merlina, naprawdę długo cię nie było. - znów się rozgadał, nie panując nad sobą i swoim nabytym brytyjskim akcentem, który miał tak wyraźny, jakby co najmniej urodził się w Anglii. Znów się rozgadał, a nie wiedział czy powinien. Pierwszy raz był w takiej sytuacji. Miał tyle do powiedzenia starszej siostrze, a niektórych rzeczy... Chyba nie mówi się tak o, przy pierwszym spotkaniu po jej ucieczce z domu.
W tamtej chwili czuł wiele sprzecznych emocji. Szczęście, bo widział, że jego siostra jest cała i zdrowa, a jakby tego było mało wyglądała naprawdę kwitnąco. Żal, bo wróciła dopiero po dwóch latach, kiedy on przechodził katusze. Złość, bo zupełnie go olała, a była jego najlepszą przyjaciółką i najbliższą osobą jaką miał. Zirytowanie tym, że nagle wtargnęła do jego życia. Czuł ulgę, bo wiedział, że to jest moment zwrotny. I mimo że wiedział, że szybko jej wybaczy, to i tak nie mógł tak od razu odpuścić. Po prostu zbyt wiele wycierpiał, a tego nie dało się ot tak wymazać z życia. Widzę. Dobrze sobie radzisz - burknął na jej komentarz, że stoi. Nie chciał być niemiły, naprawdę. To samo z niego wychodzi i na pewno będzie jeszcze jakiś czas miał do niej żal. Axel podszedł do niej blisko. Górował nad nią, więc spojrzał na nią z zaciśniętymi zębami. Jej kolejne słowa, zupełnie nim wstrząsneły. - Było ciężko?! - krzyknął na nią. - Jak odeszłaś to było ciężko, nawet nie wiesz jak bardzo! Rany, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawy ile namieszałaś?! Wszyscy się o ciebie martwili, wszyscy szukali cię miesiącami i myśleliśmy, że nie żyjesz! - Chłopak zacisnął dłonie w pięści. - Cholera jasna, po prostu nas olałaś! Nie dawałaś znaku życia, po prostu zniknęłaś, kiedy najbardziej cię potrzebowaliśmy. Kiedy TY nas najbardziej potrzebowałaś! Byłaś członkiem naszej rodziny, do cholery! Pomoglibyśmy ci, zachowałaś się dziecinnie! I teraz myślisz, że co?! Że po prostu z powrotem wtargniesz do naszego życia, a ja po prostu ci wybaczę, że mnie zostawiłaś? Mnie?! Axe wziął głęboki wdech, patrząc na siostrę i niemal drżąc, kiedy wyrzucał to wszystko. Po chwili jednak odsunął się o krok. Zrobiło mu się głupio, że tak na nią naskoczył. Zagryzł dolną wargę. - Ale grunt, że żyjesz - westchnął, po czym rozłożył ręce.
Wiedziała, że zrobiła źle. Była tego w pełni świadoma i chyba nigdy w życiu tak nie żałowała swojego błędu. Ba, żałowała całego roku sprzed swojego odejścia - to własnie w tamtym okresie wszystko zaczęło się chrzanić. Żałowała, że nie posłuchała swojej rodziny, bo to głównie wpłynęło na to całe obecne bagno. Akurat ona, stojąc przed nim, też była na rozterce dwóch sprzecznych uczuć - płakać czy płakać, ale czy z radości, że ich widzi, czy ze smutku, że tak bardzo pogorszyła jej się relacja z bratem bliźniakiem. Kochanym bratem bliźniakiem... Dobrze, że chociaż jedną rodzinną relację miała pewną. - Byłam już w domu - powiedziała zgodnie z prawdą, patrząc na Benny'ego. W końcu nie miała przy sobie żadnej walizki, tylko swoją torebkę. - Mama niby się cieszyła, ale widziałam przebłysk bólu i rozczarowania oraz smutku w jej oczach, a tata... bardziej przemilczał pierwsze spotkanie. - Przywitał się, ale to było dość, hm... sztywne? Nienaturalne wręcz. Ale czego ona w sumie mogła oczekiwać? Że wezmą ją w ramiona i będą tulić tak, że nigdy nie puszczą. W sumie rodzicielka prawie ją zadusiła, ale coś było w tym nie tak.- To chyba nie zaliczało się do niesamowitego szczęścia - zauważyła i musiała powstrzymać się od wzruszenia ramionami. To by oznaczało, że ich reakcja ją nie ruszyła, a wtedy musiałaby kłamać, czego nie robiła. Było jej przykro widząc ich w takim stanie, ale też może byli zbytnio zszokowani na jakieś... głębsze uczucia. - W każdym razie mama powiedziała, żebym was poszła poszukać na Pokątną i... znalazłam - westchnęła. Żałośnie niezręcznie było. A później nastąpił niespodziewany obrót spraw. Axel, milczący jak dotychczas, zabrał głosu. Dość głośnego. Grunt to nie pokazywać słabości, a u niej były to łzy. Gdy podszedł do niej, zadarła lekko głowę, aby spojrzeć na brata. Wręcz czuła emanujące od niego uczucia. Zaciśnięte zęby oznaczały zaciśnięte ręce i wiedziała to nawet bez patrzenia w dół. Z każdym jego słowem czuła się, jakby ktoś przywiązał do niej głaz - duży i solidny. Jakby spadała w dół, ale nie miała siły krzyczeć o pomoc. Patrzyła twardo w oczy, wysłuchując każdego jego słowa z uwagą. Nagle zapomniała, że stoją na ulicy pełnej ludzi. Miała ochotę również krzyczeć, ale powstrzymywała się. Zagryzając lekko dolną wargę uświadomiła sobie, że poczuła trochę lekkości. Nie zajęło dużo czasu na przeanalizowanie faktu, że zatrzymywanie łez poszło w cholerę i kilka drobnych kropelek spływało po jej policzkach. Po jego skończonym monologu, czuła się gorzej. Myślała czasami nad tym, jak czują się jej bliscy, ale nie wyobrażała sobie nigdy tego wszystkiego w taki sposób - bolesny sposób. Nie wiedziała co odpowiedzieć i działała pod wpływem chwili. Zignorowała złe przeczucia i możliwość odepchnięcia czy złamania przez brata serca. Ona już wystarczająco go skrzywdziła. Pokonała zaledwie jeden krok, żeby przylgnąć do jego klatki piersiowej, przytulając się do niego. Czuła stary, dawny zapach, który pachniał jak dom. Czuła się jak w domu. Przez ten długi czas czegoś jej brakowało i teraz wie czego - brata bliźniaka jej brakowało. Więź została osłabiona, a obok zrobiła się pustka. - Ja przepraszam Axel - powiedziała po raz kolejny, nie puszczając go nadal. - Wiem, postąpiłam dziecinnie, wiem, nie powinnam tak robić. Powinnam z wami zostać i spróbować chociaż postarać się z wami dogadać, ale... nie mogłam. Czułam się tak wysunięta na ubocze, tak jakbym nie pasowała do własnej rodziny. - Głos dziewczyny był dość słaby, ale bez trudu mógł go usłyszeć zarówno starszy jak i młodszy Rogers. - Nie chcę ci narzucać tego, że masz mi wybaczyć, bo masz prawo być na mnie wściekły. - Uniosła lekko głowę, spoglądając na niego. - Ale chciałabym, żebyś chociaż spróbował mi wybaczyć. - Zagryzła lekko dolną wargę i odsunęła się minimalnie od brata. - Załamałam swoim zachowaniem was, pewnie znajomych, ale i samą siebie. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło, ale zmieniłam się. Nadal jest tą samą, starą Amy, z którą razem biegaliście jako dzieciaki. Nie wiem, jak mogłam ulec wpływowi jednemu, idiotycznemu ślizgonowi. - I zdecydowanie szybko sobie tego nie wybaczę - dodała w myślach. Obecnie tylko patrzyła na Axela, wyglądając jak dziecko, które równie dziecinnie się zachowało. Czasu już jednak nie cofnie.