Ten nieduży sklep znajdujący się w samym centrum ulicy Pokątnej, jest stworzony z myślą o miłośnikach i graczach Quidditcha. Można tu dostać zarówno starsze modele mioteł jak i te najnowsze. Do kupienia są tu także przybory do konserwacji mioteł, specjalistyczne książki oraz szaty do Quidditcha. W sklepie zawsze panuje lekki tłok, w końcu to najpopularniejsza dyscyplina magicznego sportu, a to najlepiej zaopatrzony pod tym względem sklep w Londynie.
Pałka Kafel Tłuczek Złoty Znicz
Kask quidditchowy – 40 g Sportowe rękawice ochronne ze skórki cielęcej – 50 g Wyrzutnia kafli – 50g Magiczna koszulka quidditchowa – 60g Sportowe ochraniacze – 60 g Gogle quidditchowe – 80 g Kompas miotlarski – 80 g Podróżny zestaw do Quidditcha (PZQ) mniejszy – 150 g Podróżny zestaw do Quidditcha (PZQ) większy – 200 g
Miotły: Miotły użytkowe (+2 pkt do Gier Miotlarskich) - 100 g Miotły sportowe lat XX-tych (+4 pkt do Gier Miotlarskich) - 200 g Światowej klasy miotły wyścigowe (+6 pkt do Gier Miotlarskich) - 600 g*
* jeżeli próbujesz kupić miotłę trudną do zdobycia (zagraniczną z premią +6 do Gier Miotlarskich), przed wejściem rzuć kością-k6:
Zagraniczne miotły:
1, 3, 5 - nie udało się, sprzedawca mówi Ci, żebyś przyszedł za tydzień, może wtedy któryś model się pojawi. 2 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Starsweeper XXI. 4 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Varápidos. 6 - w tym tygodniu dostępna jest dla Ciebie miotła Yajirushi.
Po rzuceniu kością, ponowny rzut przysługuje Ci najwcześniej w poniedziałek rozpoczynający kolejny tydzień.
Nie ma możliwości zamawiania zagranicznych mioteł listownie.
Szczegóły dotyczące dostępnych modeli mioteł znajdziesz w spisie.
Chłopak słuchał relacji szatyna, a jego wargi unosiły się w zadziornym uśmieszku. Chociaż Gryfon często nabijał się Aarona, on wiedział, że zawsze go zrozumie i coś poradzi. Nigdy nie oświadczał swojej aprobaty, lub krytyki, lecz przyjaciel po prostu potrafił czytać z jego mimiki i ukrytym drugim sednem słów. Nauczyli się siebie bez pomocy podręczników. Zawsze bardzo cenił sobie jego towarzystwo. Kpił ze wszystkiego, chociażby wydawało się to wręcz absurdalne. W końcu jak może odnosić się w stosunku do świata taki mały człowieczek, jakim on, Nathaniel Flynn jest i nie zanosi się by wkrótce z tego wyrósł. O ile w ogóle wyrośnie. Po chwili jednak skojarzył, że owa Blaise to nie kto inny, a dziewczyna z którą znęcał się nad skrzatem domowym. Nathaniel spojrzał na niego całkowicie oniemiały i zaczerpnął powietrze tak gwałtownie, że po chwili już się krztusił. Po kilku kaszlnięciach, zapytał ochrypłym głosem. - Balise?! Ślizgonka o blond włosach i nienagannej sylwetce? Spytał unosząc brwi na wysokość czoła. - O cholera. Wciągnął głęboko powietrze do płuc i parsknął nieco histerycznym śmiechem. - Chyba ją znam... Czy wy do siebie pasujecie? Spytał, lecz po chwili przypomniał sobie, że Aaron zawsze był rozsądny i każdy swój krok wcześniej przemyślał. - Spoko, tylko spokojne, przecież... Z pewnością znacie się od dawna i na wylot. Powiedział pewnie, prostując się w międzyczasie z godnością i karcąc się w duchu za to, że nie zaufał przyjacielowi. ~.~ Doszli w końcu do zatłoczonej uliczki, a konkretnie do sklepu, gdzie szyba wystawowa wysmarowana została gunglami rozmarzonych dzieciaków przyglądających się najnowszemu modelowi jakiejś wyjątkowo dobrej miotły, lecz Nate'a nie obchodziła ani nazwa, ani jaką potrafi rozwinąć szybkość. I tak nie będzie go na nią stać, więc woli się nawet nie łudzić. Wkroczyli do sklepu, a figurki słynnych graczy przyglądały się im sceptycznie z półki znad drzwi, jakby oceniając gapiów i wymieniając między sobą opinie. - Co sądzisz o tej? Pokazał palcem zakurzoną miotłę, na której rączce wygrawerowano napis "Błyskawica" Spojrzał na nią i mimowolnie ogarnęło o przemożne pożądanie.
"On zna Blaise??" Aaron był tego ciekaw cóż takiego wyczyniała jego dziewczyna skoro Nathaniel miał co do ich związku lekkie wahanie. " Czy znam ją dobrze?". Krukon nie wiedział co ma powiedzieć, jego perswazja była w tym momencie nie potrzebna, gdyż sam on nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. - Tak, to blondynka o niesamowicie błękitnych oczach i uroczym uśmiechu, nie wspominając o jej idealnej figurze - Jednakże czy to było najważniejsze? Czy jednak jest coś o czym Aaron nie wiedział? - Hmn..czy do siebie pasujemy...czas pokaże. Jednak mówią, że kontrasty się przyciągają. - Krukon nie wiedział dlaczego nagle w jego głowie i w sercu pojawiły się wątpliwości. " Nie wyciągaj pochopnych wniosków". Aaron spojrzał uważnie na przyjaciela. - Nathaniel, szanuje twoje słowa, dlatego jeśli coś wiesz możesz mi powiedzieć, czy też może masz jakieś uwagi....wal śmiało. - Chcę znać prawdę, może dzięki temu dam radę bardziej poznać Blai.
Krukon podszedł do stoiska z miotłami przy których zostały wystawione najlepsze modele. - Błyskawica? - Aaron zagwizdał z podziwu. - Nie stać mnie na nią. Kiedy jednak będę miał wystarczająco kasy na to cudo będę za stary, lub swym ciężarem ją złamie. - chłopak zaczął się śmiać, po czym spojrzał na inny kaliber...bardzo okazały. - Nimbus 1000? Hmn..- Aaron spojrzał pytająco na Nathaniela - ponoć nie jest szybka, ale można nią robić niezłe zakręcane beczki.
- Nie, nie ważne. - Mruknął niechętnie, spoglądając z politowaniem na cenę miotły, która ogarnęła jego cichą jedenastoletnią namiętność. Postanowił jednak nie dawać w znaki swojego zawodu, a jedynie uśmiechnął się kącikiem ust do przyjaciela. Maszerował dalej wśród wystających z mioteł witek, które zawadzały jego drodze niczym pajęczyny. Mijał coraz to lepsze modele i okazalsze ceny, które bezlitośnie krzyczały, że stać się ich właścicielem może jedynie w marzeniach rodem Since Fiction. - Po prostu niedawno ją spotkałem... i nie wiem czy chcę by to znowu się powtórzyło. Wie o mnie zbyt wiele i totalnie się tego wstydzę. Nie mów lepiej, że się przyjaźnimy. Spojrzał na niego krzywo. Oooo o-o, tego się nie spodziewał. Postanowił sobie jednak w duchu, by nie mówić nic przyjacielowi o przygodzie, którą razem przeżyli; o jego przytomności, którą stracił od nadmiaru alkoholu w tak młodym wieku i znęcaniu się nad domowym skrzatem. - Nic specjalnego. Wymamrotał pewnie, zaprzeczając swoim wszelkim myślom. Wkrótce minęli drogie wystawy, które ciągnęły się od pewnego czasu w nieskończoność i zajrzał w zakurzony kąt, pełen brudnych mioteł, obklejonych mugolskimi przylepkami z cenami, które wreszcie nie zawadzały jego portfelowi. - Chyba kupię tę. Wskazał palcem na miotłę z wygrawerowanym napisem 'spadająca gwiazda'- całkiem obiecująco. W dodatku cena nie raziła zbytnio po oczach, chociaż przez nią tak czy siak będzie musiał zrezygnować przez przez wakacje z proroka codziennego żeby wynagrodzić straty. - co ty na to? Pochylił się w jej stronę i przywoławszy ją ruchem dłoni, uderzyła go w czoło i ponownie opadła na swoje miejsce. W pomieszczeniu rozległy się syreny alarmowe, a z miejsca w którym stuknęła go miotła wyrósł mini model ów miotły śmigający po jego czole i krążący łuki, jakby wołał- 'TO TEN! TO TEN!' Nie zauważył wcześniej srebrnej tabliczki nad miotłą "Nie dotykać. Złodzieju, strzeż się!", która wyjaśniła mu migiem całą sytuację. - Wiejemy!! - zawył do przyjaciela z paniką, po czym złapawszy go za kaptur pociągnął z sobą do wyjścia.
Aaron spojrzał uważnie na Nathaniela. - Wiesz nie chcę cię do niczego zmuszać, ale nie powiem, że mnie ciekawi to co przede mną ukrywasz. - chłopak podszedł do stoiska z miotłami " Księżycowa brzytwa" , po czym spojrzał na " Spadającą gwiazdę , którą pokazał mu Nath. - Hmn...cenę ma przyzwoitą, a i wyglądem całkiem całkiem. - krukon chciał ją wziąć do ręki gdy nagle usłyszał syrenę alarmową. - Coś ty zrobił? - chciał już go klepnąć w głowę, kiedy nagle został brutalnie wyciągnięty przed sklep. - Biegnij człowieku! Biegnij! - krukon nie wiedział co się dzieje, ludzie patrzyli na nich jak na jakiś nienormalnych baranów. Gdy byli już daleko od sklepu z miotłami, Aaron przystanął i nabrał powietrza do ust, po czym powoli je wypuścił. - Jesteś taki mały, a sprawiasz takie wielkie kłopoty - chłopak spojrzał na Nathaniela z powagą, po czym wybuchnął śmiechem. - Wariat jeden! - Mam nadzieję, że nie będą nas szukać. Ale by była zabawa, co Nath?! - krukon poklepał przyjaciela po plecach, po czym rozglądnął się. Jego oczom ukazał się Magiczny Klub Rozinga. - No Nathaniel, nie mamy mioteł ale za to jest piwo lub coś lepszego. Chodź młody postawię ci coś. - Aaron chciał chociaż raz wypić piwo z Nathem. Może nie powinien? W końcu jego przyjaciel miał dopiero 11 lat? Nawet na takiego nie wyglądał. Krukon co najmniej dałby mu 14 jak nie 15. - Chyba, że wolisz lody ? - zapytał po chwili z zadziornym uśmiechem.
Weszła do sklepu. Jej uwagę od razu przyciągła błyskawica. Nie no, to prawie wszystkie moje pieniądze! Nie... Ale potrzebuję miotły! Błyskawica nadaje się idealnie... Niech będzie... Jeszcze raz będę musiała... A nie. Poproszę aby mi ją kupili na urodziny. Jestem genialna! Na razie, nie będę miała miotły... Bez namysłu, zasmucona wyszła ze sklepu.
Wszedł do sklepu. Wiedział czego chce-prezentu dla Seleny. Chwila chciała...Błyskawice...Cóż, czego nie robi się dla przyjaciół. -Dzień dobry, poproszę Błyskawicę.-Powiedział do ekspedientki. Ta uśmiechnęła się do niego i pobiegła na zaplecze. Po chwili wróciła z miotłą w pudełku. -Proszę, należy się 150 galeonów. -Proszę bardzo.-Powiedział i podał przygotowane wcześniej pieniądze.-Do widzenia.-Dodał wychodząc. -Do widzenia.-Krzyknęła za nim kasjerka.
Droga z Galerii na ulicę Pokątną zajęła im dosyć sporo czasu, a to przez to, że nie spieszyły się. Plotkowały o różnych sprawach, komentowały rzeczy znajdujące się na witrynach sklepowych. Wreszcie przeszły przez Dziurawy Kocioł i weszły na Pokątną, od razu kierując swe kroki do sklepu z miotłami. - A tak właściwie po co my tu przyszłyśmy? - zapytała. Nagle ją olśniło - kurczę, przecież muszę kupić jakiś prezent dla pary młodej. Tylko, cholera, nie mam pojęcia, co.
Weszła do sklepu powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. Nareszcie, po tym całym zbieraniu i oszczędzaniu większym niż zwykle - miała te całą fortunkę na spełnienie jednego z marzeń. A wydawało się taki nierealistyczne. - Po Błyskawicę - nie wytrzymała i wyszczerzyła się do Gabrielle. - Nie, nie, oni nie chcą prezentów - powiedziała. - Zbierają datki na domy dziecka - wyjaśniła. Podeszła szybko do lady i poprosiła o błyskawicę. Sprzedawca najpierw spojrzał na nią jak na wariatkę, najwyraźniej oczekując potwierdzenia. - Błyskawicę - powiedziała jeszcze raz, wolniej. Wyłożyła na ladę okrągłe 150 galeonów. Oczywiście musiała wspomóc się też resztą z tego, co zostało jej z wakacji na Malediwach. W swojej skrytce miała 140 galeonów.
- To dobrze. Zresztą nawet lepiej, że chcą pomóc tym dzieciom - zreflektowała się. Cieszyła się, że wzięła więcej pieniędzy ze skrytki. Ona mogła poczekać z kupnem jakiejś rzeczy, a są ludzie, którzy tych pieniędzy bardziej potrzebują. - Błyskawicę? Łał, dobry wybór - pochwaliła. Gabrielle nie interesował aż tak Quidditch i latanie na miotle, jednak orientowała się, że Błyskawica to najlepsza miotła dostępna na rynku.
Obserwowała dokładnie, jak sprzedawca opakowuje Błyskawicę w papier. Najwyraźniej uznał, że to doskonały moment na zrozumienie słów dziewczyny. - No jasne, najlepszy - uśmiechnęła się, odbierając od mężczyzny miotłę. W tym roku miała zamiar dostać się na pozycję obrońcy w drużynie Gryffindoru. Dobra miotła z pewnością jej w tym pomoże. Z Błyskawicą mogła być w sekundę w innym miejscu. - Potrzebowałam dobrej miotły, startuję do drużyny - wyznała.
- Aaa, no to powodzenia. Tylko nie dziękuj, by nie zapeszyć - dodała pospiesznie, uprzedzając ją. Gdy tylko Audrey otrzymała miotłę, obydwie dziewczyny skierowały się ku wyjściu ze sklepu. - Odwiedźmy jeszcze księgarnię, dobrze?
Wchodzi do sklepu mowiac hej Gabriell. NIe powiedział dzien dobry lecz od razu zajął sie koleżanka. Po chwili dostrzegł Nimbus 1000 i odrazu pobigeł z nia do kasy.Zapłacił i wybiegł radosny na ulice.NIe mowiac dowidzenia
Wszedł do sklepu i podszedł do lady. - Dzień dobry. Poproszę Nimbusa 2000. - Bardzo proszę. Należy się 100g 16s 16k. Wyłożył 110 galeonów na ladę. - Reszty nie trzeba. Powiedział sprzedawcy i wziął swoją nową miotłę. Po chwili wyszedł ze sklepu.
Idealny dzień, by wreszcie coś zmienić. Zostawił Summer z niańką. Miał wiele obaw przed zatrudnieniem młodej dziuni, która wydawała mu się ledwo stać na szpilach, w których do niego przyszła. Poza tym jej spódniczka bardziej przypominała pasek od spodni, ale Casper poradził jej tylko by zaczęła nosić stanik i poinformował ją, że jeśli Summer spadnie choć włos z głowy to ją znajdzie i zniszczy. Tak... Groźba może nie zbyt wspaniała, ale przecież mu się spieszyło. Nic nie było dobrze i kurewsko napieprzała go głowa, ale pojawił się w wyznaczonym miejscu, by wreszcie dojść do wniosku, że fajnie się składa, iż może tu pracować. Zaprezentował się jako kapitan Slytherinu, jako ktoś kto zagrał w ostatnim meczu Kanada - Hogwart i jako ktoś, kogo oni zdecydowanie chcą mieć w swoim sklepie. I w taki oto właśnie sposób dostał tę posadę.
Pomagał ojcu w warsztacie. Zawsze wpadło mu dzięki temu kilka galeonów, ale wciąż mało mu było. Rozglądał się za dodatkowym zajęciem już jakiś czas. Odkładał to na później każdego dnia, aż w końcu noc go zastawała. Wtedy to już za późno na szukanie pracy. Bo barmanem być nie chciał. Za bardzo by go kusiło, aby próbować każdego drinka przed podaniem. To nie spotkałoby się z uznaniem ani klientów, ani tym bardziej szefa. Rozglądać się musiał w innych miejscach. Nie śpieszyło mu się za bardzo, choć powtarzał w kółko, że szuka. Rozgląda się. Na korytarzu, pokoju wspólnym albo gdzieindziej w zamku usłyszał rozmowę, że w sklepie Quiddicha szukają kogoś do pomocy. Miał wybrać się tam od razu, ale ważniejsze miał sprawy na głowie. Zapomniał. Dopiero kilka dni później jak w Londynie był i na Pokątną wstąpił przypomniał sobie o tamtej rozmowie. Co ją usłyszał przypadkiem. Nie podsłuchał, bo jakby już miał to na ciekawsze rzeczy by ucho nadstawiał. Wszedł do sklepu z przekonaniem, że pracę już ma. Porozmawiał z właścicielem, który usłyszał od Willisa dokładnie to co chciał. Może troszkę wszystko ubarwił, ale najważniejsze, że znalazł pracę. Dorywczą, bo dorywczą, ale zawsze. W warsztacie ojca przez to rzadziej będzie bywał, ale liczył na to, że galeony w chociaż w małym stopniu mu to zrekompensują.
Cassidy już od długiego czasu musiała sama zarabiać. Nikt nigdy jej nie pomógł. Nikt nic jej nie zaproponował, ale ona się nie żaliła. Żyła jak żyła, ale nie potrzebne jej nic więcej. Jedynie potrzebuję pracę. Gdy pojawiła się w Londynie, ruszyła stronę Dziurawego kotła, a następnie na Pokątną. Gdy odbyła całą tą wycieczkę pospacerowała po sklepach, gdyż do rozmowy jeszcze trochę czasu zostało. Raz w lodziarni, raz w Esach, a raz na Nokturnie. Gdy wróciła na ulicę główną uznała, że już jest czas iść - do sklepu Quidditcha, gdzie miała rozmowę kwalifikacyjną. W środku spojrzała na wszystkie miotły. Zatrzymała się przy błyskawicy by spojrzeć na nią. Bardzo chciałaby ją mieć. I jak zarobi na nią pierwszy wydatek to własnie ta miotła. No będzie musiała jeszcze się zmieścić z mieszkaniem, ale takie problemy będzie rozwiązywać, jak będzie ją na to stać. Teraz musi myśleć tylko o tym by się spodobać właścicielowi. Weszła do jego gabinetu i spojrzała na wystrój tego pomieszczenia. Ściany były pooblepiane naklejkami z logo jakieś drużyny Quidditcha, powywieszane miotły, koszulki, na niektórych były jakieś podpisy. Gdy przestała patrzeć na ściany usiadła na krześle po jednej stronie biurka, gdy po drugiej siedział właściciel sklepu. Przywitali się, a następnie CDD opowiedziała pokrótce kim jest i swoją historię. Później powiedziała, że jest w drużynie, i to wszystko się tak ciągnęło i ciągnęło. Trwało, aż dwie godziny. Po wyjściu CD była zmęczona. Właściciel powiedział, że w ciągu trzech dni wyśle list z odpowiedzią, a teraz Cassidy szła spać. List Cass dostała dwa dni po rozmowie. Zawarta w nim wiadomość ucieszyła Cass - została przyjęta. Uśmiechnęła się do listu. Było jeszcze napisane, że od jutra zaczyna. Na następny dzień przyszła ubrana trochę nienaturalnie, zbyt ładnie. Musiała jednak zrobić dobre wrażenie. Przez cały dzień sprzedawała, namawiała do kupna. Była wykończona. Właściciel wiedział, w których godzinach dziewczyna kończyła lekcje - po lekcjach miała dwie godziny wolnego, a następnie miała pracę. Tylko w weekendy miała wolne. Ale ołacało się.
Wakacje wakacjami, ale i tak wypadało zajrzeć do domu, Anglii. Zbyt mocno odcinał się ostatnimi czasy od tego wszystkiego, by teraz tak po prostu zrezygnować z szansy odwiedzenia Oxfordu i Londynu. Poza tym wypadało zrobić zakupy do szkoły. A ostatnie listy, które otrzymał od Shenae, sprawiły, iż jakaś nieznana mu siła zaciągnęła go do sklepu ze sprzętem do quidditcha. Kto by pomyślał, że Nickodem Hamillton kiedykolwiek zdecyduje się oglądać miotły? W każdym bądź razie latanie spodobało mu się na tyle, że nawet jeśli nie dostanie już szansy na dostanie się do drużyny podczas ostatniego roku nauki w Hogwarcie, przynajmniej sobie potrenuje. A nóż widelec jeszcze mu coś wyjdzie i odnajdzie nowe hobby, łączące go w jakiś dodatkowy sposób z Jeanette. Miotlarstwo było mu obce. Zapewne sprzedawca wepchnąłby Nickowi pierwszy lepszy badziew, wmawiając mu, że to najwspanialszy sprzęt, jaki kiedykolwiek trzymał w rękach, a D’Angelo dokopie mu za kupienie byle ścierwa. Ale i tak wpatrywał się w te wszystkie przedmioty z nieukrywaną fascynacją. To nowa tajemnica do odkrycia, badanie godne samego Sherlocka Holmesa, pozwalające mu z niewielką pomocą dedukcji dojść do tego, co powinien teraz począć.
Zawirowań ciąg dalszy. Z początkiem wakacji jego myśli były praktycznie tylko i wyłącznie optymistyczne, nie sądził że wszystko to może się rozsypać w jednej chwili i znów popadnie w nastrój który nie wpływał na niego dobrze. Tym razem szanse na poprawę tego stanu były naprawdę nikłe. Nie miał już praktycznie nikogo z kim mógłby się zobaczyć od tak i porozmawiać, co prawda całkiem niedawno wyruszył w podróż z bratem jednak nie wiedząc czemu postanowił wrócić bez niego. Cóż zawsze miał też opcję aby go odnaleźć i kontynuować wyprawę. Tymczasem nie powtarzając poprzedniej postawy samotnika postanowił wybrać się do Hogsmeade, w jego głowie tlił się jeden mały płomyczek pocieszenia, że jest już studentem. Przez te lata zdążył już znienawidzić rolę ucznia, więc z okazji przejścia do następnego etapu nauki postanowił iż zajmie się czymś zupełnie nowym. Przechodząc obok witryny sklepu ze sprzętem do quidditcha przyjrzał się jej przez chwilę przy czym po chwili pomyślał czemu by nie? Jasne, wolał mugolskie sporty, ale przecież ograniczanie się było bez sensu. Przy okazji gdy już skierował się ku drzwiom sklepu zauważył, że jest tam ktoś kogo zupełnie się nie spodziewał. Starał się sobie przypomnieć tą postać i jedyne co mu przyszło to głowy że to przecież ten gość od teatru. Czyżby szykował jakieś nowe przedstawienie? Stojąc niedaleko kolegi widział, że nie ma pojęcia o tych wszystkich sprzętach. Ryan mimo tego, że wcześniej nie grał w żadnej drużynie nieco interesował się miotłami jako środkami transportu które ogółem było jego małym hobby, choć również i w tym wypadku wolał te mugolskie. Po krótkim ogarnięciu dostępnego sprzętu podszedł do Krukona i od tak powiedział - Siema - równocześnie podając mu rękę na przywitanie - Nickodem prawda? Szykujecie jakieś nowe przedstawienie czy też chcesz spróbować swoich sił w tym sporcie? - zapytał sięgając po rękawice i przymierzając je na próbę. Równocześnie zaczął się zastanawiać nad tym kim mógłby być w drużynie, oczywiście jeśli coś by mu strzeliło do łba aby się do niej zapisać.
Nickodem uścisnął Ryanowi dłoń na powitanie i skinął głową na potwierdzenie imienia. - Quidditch w przedstawieniu? – Zastanowił się, szybko przemyślając każde za i przeciw. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale to mogłoby być dobre. I może zainteresowałoby szerszą grupę widzów w Hogwarcie, którzy myśleli tylko o sporcie i Sfinksie, całkowicie zapominając o istnieniu sztuki. – To zaskakująco dobra idea. Zaś moją obecność w tym miejscu można wytłumaczyć tylko jednym słowem: D’Angelo. Miał nadzieję, że Ryan kojarzył Shenae, choćby z samym meczy czy treningów. Chyba każdy ją znał, a już zwłaszcza jej zaborczość. W tym konflikcie Hamillton pozostawał bez szans i prędzej czy później musiał zgodzić się na grę. Co jeszcze go w życiu zadziwi? - A Ciebie co tu sprowadza? Ukryte zamiłowanie do mioteł? – Spytał jeszcze, przyglądając się, jak Gryfon mierzy rękawice. Wyglądał na takiego, który miał pojęcie o tym, z czym miał do czynienia. W przeciwieństwie do Nickodema, który większość przedmiot widział po raz pierwszy w życiu. – Znasz się na miotłach? – Dodał, patrząc na młodszego kolegę z nadzieją w oczach.
Co prawda jakiś czas temu myślał nad dołączeniem do szkolnej grupy teatralnej, jednak z pewnych powodów nie pojawił się na pierwszym spotkaniu, kiedy to miał na to okazję. Oczywiście nie przeszkadzało mu to w podsuwaniu pomysłów co do przedstawień. Uśmiechnął się tylko na to co powiedział Hamillton, widząc 'człowieka teatru' w takim miejscu raczej nie posądzał go o to że chciałby grać w quidditcha, więc szukanie weny było bardziej oczywiste, a jednak było inaczej. Ryan do tej pory nie brał udziału w życiu szkoły nie należał do żadnego zgromadzenia i w sumie mu to pasowało, nie miał żadnych zobowiązań więc czasem mógł zniknąć od tak bez żadnych tłumaczeń. W takim razie czy teraz nagle chciałby się przywiązywać do Hogwartu? Szczerze mówiąc niezbyt, choć to myślenie w każdej chwili mogło się zmienić. Gdy kolega wspomniał o D'Angelo od razu wiedział o kogo chodzi, zdarzało mu się bywać na meczach i jako tako ogarniał skład każdego z domów, a szczególnie zapamiętywał kapitanów bądź tych którzy wyróżnili się podczas meczu. Nawet nie znając byłej kapitan Krukonów można było zauważyć już po samej grze jaki ma charakter, cóż zawodnicy lub ci których obrała sobie za cel do zaciągnięcia na drużyny nie mieli z nią łatwo. - Raczej zamiłowanie do środków transportu, czy chęć gry tego sam nie wiem. Właściwie od niedawna zacząłem się nad tym zastanawiać. Pewnie pamiętasz ten moment kiedy kapitanowie wysyłali listy do kogo się dało aby stawili się na treningu, mnie na nim nie było teraz trochę tego żałuje. Chyba podświadomie zacząłem najpierw zbierać teoretyczną wiedzę na temat gry i tych wszystkich rzeczy. Kiedyś zdarzało mi się grywać w quidditcha ot tak dla zabawy, ale to było zwykłe amatorstwo. Początkowo nie zwracał szczególnej uwagi na miotły znajdujące się w sklepie, jednak kiedy to Nickodem o nie zapytał odłożył rękawice i zbliżył się do stoiska aby to bardziej się im przyjrzeć. Odwrócił się w stronę kolegi dając mu znak aby do niego podszedł. - Najdroższe, a co najczęściej za tym idzie i najlepsze są Błyskawice, potem trochę tańsze Nimbusy. Te najbardziej nadają się do gry, po prostu są do tego stworzone. Jeśli chodzi o model najtańszy i jeszcze jako tako nadający się do quidditcha to dobre będą Zmiatacze. Używają ich ci z Riverside. Reszta nie jest warta uwagi jeśli szuka się czegoś dobrego, może i są tanie ale mają wiele niedociągnięć, jeśli chcesz przeżyć to najlepiej kupić któreś z tych trzech. Najlepiej przed zdecydowaniem się przetestuj każdą z nich, może się zdarzyć że nawet Błyskawica nie do końca będzie ci pasować, zależy to też od pozycji na której zamierzasz grać. Dla niektórych szybkie miotły nie są priorytetem, więc nie trzeba przepłacać. No i w sumie to tyle jeśli chodzi o podstawy, resztą jako gracz chyba nie musisz sobie zaprzątać głowy. Potem jeszcze jest kwestia doboru rękawic i takich tam... ale to już nie ma aż tak dużego wpływu na grę, tu chodzi już przeważnie o wygodę. Wykładając swoją mowę na temat mioteł przez chwilę pomyślał, że w sumie nadawałby się na sprzedawcę, ale jego wiedzę i tak pewnie trzeba by było zweryfikować, bo przecież mógł się mylić co do bardziej zaawansowanych spraw. - Mam nadzieję, że pomogłem? Jak masz jeszcze jakieś pytania to wal śmiało. Pozostawiając Krukona przy stoisku, aby mógł przemyśleć swoją decyzję sam zaczął w myślach kompletować listę rzeczy która będzie mu potrzebna jeśli on sam zechce zagrać, swoją drogą najpierw potrzebowałby kilku treningów. Kontemplując nad tym wszystkim od tak rzucił pytanie - Jak tam teatr? W pewnym stopniu rzeczywiście był zainteresowany tym jak im idzie, a z drugiej strony możliwe, że po prostu chciał podtrzymać rozmowę.
Skoro Ryan nie miał okazji pojawić się na zajęciach teatralnych w zeszłym semestrze, nic nie stało na przeszkodzie, by zawitał u Nickodema w tym roku. Zwłaszcza że to ostatni dla Hamilltona, który w czerwcu miał ukończyć naukę w Hogwarcie na dobre, niezależnie od tego, czy zda czy nie. Wypadałoby się już pożegnać ze szkołą, czyż nie? W każdym razie przez D’Angelo i Villeneuve zaczął fascynować się quidditchem, a co za tym idzie, pojawił się także w odpowiednim sklepie w Londynie. I tym najwyraźniej szokował wszystkich wokół, choć wcale nie celowo. - Mnie quidditch nie fascynował przez całe życie. Dopiero niedawno coś się we mnie obudziło i poczułem chęć do gry. To coś było właściwie uczuciem do Jeanette, które przyciągnęło go na boisko, ale o tym nie musiał wspominać Ruthvenowi. Póki co słuchał go z fascynacją, gdy ten opowiadał o miotłach. Sam wiedział o nich tylko tyle, że składały się z długiego kija i witek. No i oczywiście sporej dawki magii, ale to do przewidzenia w tym pokręconym świecie, który wciąż odkrywał na nowo, nawet po tych jedenastu latach wśród czarodziejów. - Można je przetestować? – Zdziwił się, a na jego twarzy widać było zmieszanie spowodowane tak ogromną niewiedzą. Czuł się nieswojo, gdy ta dziedzina całkowicie go przerastała, ale przynajmniej mógł zebrać nowe doświadczenia. – Z rękawicami pewnie pomoże mi Shenae albo Jeanette – dodał jeszcze. Prędzej ta pierwsza, bo gdzie w tym pałętała się Villeneuve, to Nickodem nie miał zielonego pojęcia. - Dziękuję niezmiernie za pomoc – powiedział. – A pytanie mam, aczkolwiek dotyczące innej sfery. Nie widziałem cię podczas zajęć teatralnych w kwietniu. Chciałem zapytać, czy pojawisz się w nowym roku?
Kwestia pożegnania się ze szkołą towarzyszyła Ryanowi już od jakiegoś czasu. W pewnym momencie był już gotowy do opuszczenia Hogwartu, jednak jak widać wciąż tu był. Wiedział, że sam sobie zgotował taki los i zamiast kończyć szkołę on dopiero stał się studentem. Ta kwestia demotywowała go na tyle aby podczas wakacji zwiać na jakiś czas, bez ustalania konkretnej daty powrotu. Finalnie wyszło na to, że nie było go tylko kilka tygodni, wracając z zamiarem uczestniczenia w tym tylko się da, ale czy w teatrze? - Ja po prostu muszę się czymś zająć żeby nie zwariować. Za dużo wolnego czasu oznaczało zbyt wiele przemyśleń i głupich wniosków. Tak właśnie z nim było, dlatego też póki trwały wakacje po prostu chodził po okolicy, szukając sobie zajęcia, no chociażby takiego jak teraz - wykładania swojej wiedzy na temat mioteł. On miał co robić a przy okazji pomagał innym. - Nie wiem czy w sklepie jest taka opcja, ale mam znajomych którzy użyczyliby swoje miotły na czas testu. Dotyczy to Zmiatacza i Nimbusa, na Błyskawicy może latać tylko właściciel. Zabezpieczenia magiczne i takie tam... Sam pewnie kupię sobie Zmiatacza, wydaje się być spoko na początek. Nie chciał przepłacać, szczególnie jeśli nie był pewny czy quidditch zainteresuje go na tyle że będzie chciał się tym zajmować przez lata, które to jeszcze mu pozostały w szkole. Uznając, że po szkole raczej zakończy przygodę z tą grą, chyba że okaże się że ma do tego talent. - Nie ma sprawy. Co do teatru zróbmy tak, wyślij mi list kiedy i gdzie konkretnie będą się rozpoczynały zajęcia, a ja po prostu się tam pojawię. Zobaczymy co z tego wyjdzie,a jeśli będziesz chciał przetestować miotły daj mi znać, pójdziemy razem na boisko i zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Odezwę się jeszcze do Ciebie w sprawie tych mioteł – odparł, choć sądził, że pewnie ktoś z Krukonów dałby mu wypróbować swój sprzęt, skoro w grę wchodziło skompletowanie drużyny. Może zgarnęliby mistrzostwo w tym roku? Tak, to by było coś! Ujrzeć Puchar Qudditcha opatrzony herbem Ravenclawu. - W sprawie teatru także – dodał jeszcze. Ciekawe, ile osób zdecyduje się skorzystać z tych zajęć ponownie. Podczas ostatnich doszło do małego zamieszania, ale w tym roku, z już większym doświadczeniem, może uda mu się coś wskórać. Przecież chodziło o rozwijanie talentów uczniów. I jakąś rozrywkę między godzinami nauki. - Dziękuję Ci za pomoc, Ruthven – powiedział Nickodem, skłaniając się teatralnie, jak to miał w zwyczaju. – Do zobaczenia w Hogwarcie. I opuścił sklep, notując sobie w pamięci, by najpierw wypróbować miotły, nim na dobre rozpocznie swoją przygodę z quidditchem.
W Szwecji okres świąt był wyjątkowy. Cały dom zawsze pachniał piernikami, a wszyscy nucili pod nosem szwedzkie kolędy. Tak też robiła Gittan nigdy nie była tak szczęśliwa. Nie należała do wierzących ludzi, ale uwielbiała szykować stół, przygotowywać potrawy i lukrować pierniczki. A najważniejszy dla Szwedów i tak był Glogg. Grzane wino zawsze będzie lepiej smakować w zimowe wieczory od herbaty. Nawet jeśli w Sztokholmie słoneczko nie wychodziło, to wciąż mieli szansę na zorze polarną, a zimy nie były nigdzie indziej piękniejsze niż w Skandynawii. Śpiewając sobie szwedzką wersję jingle bells, weszła do sklepu z Markowym Sprzętem Quidditcha i poprosiła o dwie pary rękawiczek ze smoczek skóry. Zapłaciła osiemdziesiąt galeonów, a następnie wciąż podśpiewując, wyszła ze sklepu.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed absolutnie nie wierzył w jakikolwiek sens dawania prezentów mikołajkowych. To była zwyczajna strata czasu, bo przecież nie pieniędzy, bo o nie się nie martwił, jednak w jakiś tam swój pokręcony sposób chciał sprawić innym przyjemność. Wątpił w to aby Gittan ucieszyła się z czegoś do Quidditcha, ale mimo wszystko tak czy siak zamierzał czegoś dla niej poszukać tak swoją drogą podczas wybierania prezentu dla Julki. Może gdyby sprawił jej do kompletu szatę to zgodziłaby się potrenować z nim latanie? Prawdopodobnie marzenie ściętej głowy, ale nadzieja umiera ostatnia. Skierował się więc do sklepu z markowym sprzętem i po kilkudziesięciu minutach doprowadzania sprzedawcy do szału, zdecydował się na odświętny strój do gry w barwach Slytherinu oraz Ravenclawu (burżujska wersja treningowego dla Gittan) oraz rękawice ochronne, bo nie wierzył że sobie nie zrobi krzywdy podczas siedzenia na miotle. Po zakupach opuścił sklep, aby kontynuować je w kolejnych miejscach.