Trawa na łące była nieco dłuższa niż w innych miejscach na błoniach. Poza tym było tu więcej kwiatów, głównie stokrotek. Na środku rosło duże drzewo, z długimi grubymi gałęziami. Miejsce te było mało oblegane przez uczniów, więc jeśli ktoś chciał w spokoju poczytać książkę czy po prostu odpocząć od kłótni i hałasów w szkole, było to idealne miejsce, a o zachodzie i wschodzie słońca wręcz wymarzone, dla zakochanych par.
-Dobra dobra, domyśliłam się- Zaczęła się śmiać widząc minę Namidy. Że aż takie problemy z mówieniem o tym ma, to się zdecydowanie nie spodziewała. ON?! No proszę. Chyba, że to się akurat odnosiło tylko w rozmowach z nią. Ale byli przyjaciółmi, to nie powinno być wręcz łatwiej? No dobra. Connie po prostu niczego nie rozumiała i musiała się z tym pogodzić. -Fuj- Skwitowała jeszcze, przerywając ledwo dosłyszalny chichot- Chociaż... - Dodała spoglądając na japońca.
Namida na moment przestał się śmiać, choć jego twarz nadal zdobił szelmowski uśmiech... - Tak, Connie? ... "Chociaż..." ? - rzucił pytanie, przechylając się nieco w kierunku dziewczyny, ledwo powstrzymując się od śmiechu - Co za brudne myśli są w Twojej głowie, hmm?
- Bardzo kudłate i oczywiście wszystkie, dotyczące ciebie - Szepnęła, puszczając mu oczko. Brzydziła się tego i to zdecydowanie, chociaż pewnie kiedyś będzie dane jej to zrobić dla ukochanego. Wzdrygnęła się na samą myśl. Zła Connie, o czym ty myślisz? - Na przykład na temat różowych kajdanek i pejczy - Powiedziała poważnie, ale niewytrzymała i zaśmiała się cicho. To do niej zdecydowanie nie pasowało, chociaż na pierwszy rzut oka można by tak pomyśleć.
- Blaaaah,... - Namida zaśmiał się cicho, chcąc ukryć zdziwienie, i niejakie zażenowanie... No przecież nie powie jej, że ma takie doświadczenia za sobą! Byli przyjaciółmi, ale niektóre rzeczy trzeba było zachować dla siebie! - Kajdanki, powiadasz? ... Mooże, może... na pejcza bym się raczej nie zgodził... wiesz, raz nie tak smagniesz i ślad może zostać! - westchnął cicho, przypominając sobie, jak ojciec uderzał go palcatem po dłoniach, kiedy uczył się grać na fortepianie... On nie zostawił śladów, na szczęście, ale słyszał, że cos takiego jest możliwe!
- Kajdanki oczywiście puchowe - Poprawiła kaptur, który jakiś czas temu założyła na głowę, żeby jej uszy nie przemarzły. -Ogólnie ostatnio świat staje na głowie- Musiała mu się wygadać, źle się czuła trochę z tym wszystkim- Jeden puchon mnie przytulił, drugi mnie podrywa... Czego oni się wszyscy nawdychali? Chemikaliów toksycznych?- Spytała patrząc na niego. On się lepiej znał na takich rzeczach.
- Puchoni... do Ciebie...? Bogowie! - niemalże krzyknął zmartwionym głosem - Świat się kończy! ... No, a tak szczerze - zaczął już poważniej - Wiesz no,... trzeba sobie dać szanse w życiu... Nie cierpimy ludzi z Hufflepuffu, ale może właśnie tam znajdziesz miłość swego życia...?
- Czy ja wiem? Jakoś mi się nie wydaje, żebym wśród tak dziwnych osób znalazła kogoś, kto by mnie zainteresował. W końcu wszystko to są przesłodzone chłopczyki. - Szkopuł był inny. Dziwnie by się czuła, przybliżając z kimś kontakty, kiedy podobał jej się Nami. No, ale właściwie nie było najmniejszej szansy, że kiedyś wyjdzie między nimi coś poważnego, więc może rzeczywiście powinna spróbować? Nie, to głupie. W Hufflepuff ma tylko i wyłącznie wrogów bądź ludzi, których ledwo co tolerowała. Zresztą jakby to wyglądało, gdyby zaczęła się w którymś z nich spotykać.
- Trzeba sobie dać szansę, Kochanie. - upomniał ją. On sam wiedział to aż za dobrze, jednak nigdy nie korzystał z tej rady... przynajmniej nie teraz. Wolał korzystać, ale z życia, z tej odrobiny wolności, jaką daje mu szkoła, gdzie może robić to, co mu się podoba i z kim mu się podoba. - Jak on się nazywa? - spytał mimochodem. Nie znał wielu puchonów, ale może tego akurat gdzieś kiedyś poznał...
- Może kiedyś. Ja się chyba nie nadaję do związania się z kimkolwiek - Wiedziała, jakie postrzeganie ma na te tematy Namida, to też nie dokładnie brała sobie jego rady do serca, chociaż to dotyczyło tylko i wyłącznie tego tematu. Zresztą naprawdę, głupio by jej było. - Lepiej ci nie powiem, bo go z dzikiej zazdrości pobijesz - Powiedziała, uśmiechając się uroczo. Zaczęła przewracać w palcach jeden z luźnych kosmyków.
- Oh, no tak... ale powiedz! Obiecuje z całych sił się powstrzymywać! Który to? - wypytwał się, bo teraz jego ciekawość wzrosła. W sumie to autentycznie ciekaw był, kto zainteresował się Connie, tą Connie zainteresował się jakiś puchon, a ona ich przecież nie cierpi. Czyżby jednak znalazł się taki jeden, któremu ulegnie...?
- Hmm... - Zastanowia się przez chwilę. - Co będziesz miał z tej informacji?- Spytała z początku, po czym dodała: - I co ja będę z tego miała? - Wyznawała od zawsze zasadę, zysk przede wszystkim. Nie ważne jaki miałbyć, ważne, że był. No i była ciekawa, jak długo Namida będzie sie dopytywał. Miała też minimalną nadzieję, na wzbudzenie zazdrości, chociaż pozornie było to niemożliwe.
- Hmmm... - zamyślił się głęboko, cały czas patrząc na przyjaciółkę... No tak, można było się domyśleć, że będzie czegoś chciała w zamian,... a on wiedział, co mógł jej ofiarować... - Buziak? - zaproponował od razu, uśmiechając się przy tym... O tak, on sam był całkiem niezła ofertą...
- Czy ty nie masz nic więcej do zaoferowania? - Spytała z sarkazmem, unosząc kącik ust w lekko cynicznym uśmiechu. Starała się z nim trochę podroczyć, tak dla zabawy. - Może się skuszą... Ale to zależy, gdzie ten buziak? - Dodała chwilę potem, nie mogąc się już doczekać jego odpowiedzi.
- Gdzie tylko zechcesz... - rzucił wyzywająco, uśmiechając się figlarnie... Cóż, skoro Connie sama sobie z nim pogrywała, to czemu miałby tego nie kontynuować... To było nawet zabawne, widzieć, jak Connie świecą się oczy na samą myśl o pocałunku... Trochę mu to schlebiało, ale to w końcu Connie, jego przyjaciółka! ... No, może kiedyś dadzą sobie szanse... ale na to zdecydowanie za wcześnie.
- Dokładnie wszędzie, gdzie zechce? - Spytała stając w dość wyzywającej pozie, z rękami opartymi o biodra. Miła gierka, nawet jeśli nie doszło by do pocałunku, lub nawet gdyby doszło, ale tylko takiego przyjacielskiego. Właściwie sama nie wykonałaby takiego ruchu po raz drugi. Ale gdyby to zrobił Namida, byli by kwita z akcją przed kominkiem i nie obwiniałaby się tak strasznie.
- Gdzie tylko zechcesz. - powtórzył pewnie, robiąc usta w dziobek. - Tylko szybko, bo robi się naprawdę zimno... - zaśmiał się, kiedy po jego plecach przebiegł dreszcz... trochę z powodu panującego chłodu, a trochę z jakiejś tam niewielkiej ekscytacji... Nie mógł się już doczekać, co takiego zrobi Connie...
- To ma być nagroda dla mnie, więc proszę o mojego buziaka - Powiedziała z uśmiechem widząc, że to on robi dziobka. Zachęciła go ruchem palca i uniosła głowę trochę do góry, w końcu był wyższy. No tak, robiło się zimno, chociaż ona zdecydowanie nie odczuwała tego. Czyżby rzeczywiście miała się za chwilę pocałować z Namidą? I to tak po prostu, bez jakiś głębszych uczuć? Możliwe. W końcu on to robił na co dzień. Pewnie żadna różnica. - Tylko nie w policzek, te części ciała rezerwuje dla adoratorów, których trzeba wykorzystywać - dodała, nakierowując go trochę. Oparła się o pobliskie drzewo. - Najlepiej w te usta, które są tylko dla wyjątkowych osób - Zachęciła go, odsuwając z policzka, luźne kosmyki. Można by przyznać, że Connie była czasami urocza. I może nawet ładniejsza, odkąd unosiła kąciki ust w górę, a nie w dół. Zdecydowanie zaczynała kusić chłopców. A to wszystko, przez Hogwart.
- Oh, czyli jestem aż tak wyjątkowy... ? - rzucił rozbawiony, jednak przybliżył się do dziewczyny, opierając się dłonią odzianą w swoją idealnie dopasowaną rękawiczkę. Wskazującym palcem drugiej dłoni dotknął brody Connie, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko. - Jeden warunek... Zamknij oczy, i pomyśl o kimś innym, niż ja. - powiedział poważnie. Wiedział, że Connie jest w nim zakochana, ale... chciał jej szczęścia i zdawał sobie sprawę, że na dzień dzisiejszy on nie jest w stanie jej go zapewnić.
- Może - Odpowiedziała na jego pytania. Poczuła, że jej serce przyspiesza, kiedy to Nami zbliżył się. Poczuła się trochę... wyjątkowa. Ona nie była jego dziewczyną, ale mimo to mogą być blisko, a on jej nie zostawi potem. Słysząc warunek, skrzywiła się lekko. O kimś innym? Niby o kim. W końcu ktokolwiek inny nie dał rady zakraść się tak głęboko to jej serca. Westchnęła i bez słowa zgody, przymknęła powieki i uchyliła delikatnie wargi. Nie myślała o kimś inny, w jej głowie po prostu głębiła się pustka.
Namida westchnął cicho, uśmiechając się... Connie wyglądała na niezwykle przejętą tym, co ma się stać... No, a przecież nie mógł jej zawieść! Pochylił się nieco, sięgając jej ust. Musnął delikatnie dolną wargę, czując, jak po jego plecach przebiega dreszcz... Przez chwilę zastanawiał się, że skoro jego nawet to poruszyło, to co musiała czuć Connie? Nie wiele jednak myśląc, pogłębił pocałunek, spoglądając na dziewczynę spod pół przymkniętych powiek... Niby nie było to za ładnie... ale nie mógł się powstrzymać, chciał to widzieć...
Sama zadrżała, czując dotknięcie jego ust i to nie po pijanemu. Tak świadomie. Mocniej zacisnęła powieki. Może to przerwać w każdej chwili. Nic by się nie stało. Miałaby czyste sumienie i jej serce przestałoby się wyrywać z piersi. Starała się zachowywać w miarę normalnie. To też po kilku sekundach, bo tylko tyle zajęły te myśli, odwzajemniła najstaranniej pocałunek, rozluźniając się trochę i zastawiając, co krąży w głowie przyjaciela. Nie była przyzwyczajona do tego, to też nie do końca wychodziła jej ta czynność, chociaż chłopak ją w tym prowadził. Zapewne to już się nigdy nie powtórzy, to też chciała go zatrzymać przy sobie jak najdłużej. Zacisnęła instynktownie palce na jego bluzce. Drugą dłoń chciała mu wpleść we włosy i pobawić się ich kosmykami, ale się powstrzymała.
Chłopak sam nie wiedział, czym ma zająć myśli... Connie, i to, jak ją zrani; pocałunek; kolacja... ? Kompletnie nie wiedział... W końcu jednak zdecydował się poddać... Zamknął oczy, starając się bardziej wczuć. Przesunął dłoń nieco niżej, muskając palcami skórę na szyi, tuż obok ucha... Z doświadczenia wiedział, jakie to miejsce u dziewczyn jest wrażliwe... Starał się opanować za wszelką cenę bicie serca, które aż boleśnie tłukło się w jego klatce piersiowej. Stanowczo za mocno, jak na pocałunek z przyjaciółką... Przygryzł lekko zębami jej dolną wargę, uśmiechając się lekko do siebie... O tak, był mistrzem w doprowadzaniu dziewczyn do obłędu... Przesunął jeszcze lekko językiem po ustach dziewczyny, po czym odsunął się... Nie był pewien, czy tyle Connie wystarczy, czy chciałaby więcej...
Zdecydowanie było to jedno z najwspanialszych doznań, jakich doświadczyła w swoim niedługim życiu. Bawiła się jego bluzką, żeby nie utracić ani odrobiny świadomości. Za daleko by to pewnie zaszło. Kilka głosików kłóciło się w jej głowie, kiedy z każdą chwilą pogłębiała pocałunki. Jeden wołała, że musi się odsunąć, inny, żeby korzystała, a trzeci, że ten jeden pocałunek między nimi wszystko zniszczy. Ale musiało się to wszystko kiedyś w końcu skończyć. Chłopak rozwiązał jej zaciekły dylemat. Oblizała swoje usta, na których to jeszcze chwilę temu był kakaowy błyszczyk, a teraz czuła tylko smak Japończyka. - Już wiem, czemu tyle dziewczyn za tobą szaleję. Niezły jesteś w te klocki - Wiele wysiłku ją kosztowało, żeby głos nie drżał ani trochę, ale udało się. Najważniejsze to teraz udać, że po prostu nic się nie stało. Nic, a nic. Uśmiechnęła się i jeszcze raz przejechała językiem po wargach.
- No co Ty nie powiesz? - zaśmiał się cicho. To zdarzenie z pewnością mógł zaliczyć do tych dziwniejszych w jego życiu... Niby nic, ale ten pocałunek jakoś dziwnie nim... wstrząsnął... - Chodźmy już do zamku, zimno jest. - nadal z uśmiechem na ustach objął dziewczynę ramieniem, i razem ruszyli w stronę zamku. Dyskretnie jeszcze musnął językiem wargi, nadal czując na nich jej błyszczyk... Później będzie musiał zapytać, gdzie go kupiła...
Kiwnęła głową. Dopiero teraz zaczęła czuć niewielkie zimno. Spoglądała na niego przez chwilę w ciszy. W końcu po prostu się wtuliła i ruszyli razem w stronę zamku. Zastanawiała się gdzie tym razem pójdą. No, bo chyba nie w salonie wspólnym. Mniejsza o to. Podążała blisko niego, w bliżej nieokreślone miejsce.
Tymczasem nasz zacny pan Colin Fitzgerald pojawił się na polance po długim czasie niewychodzenia z dormitorium - jak można się było spodziewać, złapał jakieś paskudne choróbsko, które skutecznie przykuło go do łóżka na jakiś tydzień, czy coś koło tego. Zaczęło się to prawdopodobnie od tego niefortunnego (a może fortunnego? wrócił wszak bogatszy o niezwykle ważne doświadczenia życiowe i chyba przestał być aż takim frajerem choć na jeden wieczór, mhm) wypadu do Hogsmeade w towarzystwie złej, demoralizującej Pat. Zresztą i tak nie byłby w stanie powiedzieć teraz, jak wrócili do zamku, to jednak szczegóły, o których nie warto wspominać. Ważne, że wrócił do świata żywych, hip-hip-hurra! Spacerował po błoniach bez bliżej określonych zamiarów, ot tak. Z nudów, poza tym chciał zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza, bowiem w zamku było momentami okrutnie duszno, co bynajmniej mu nie odpowiadało.