Departament zajmuje się ściganiem i wymierzaniem kary czarodziejom, którzy wbrew prawu użyli czarów. Właśnie w tym Departamencie mieści się Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów, zajmujący się głównie użyciem czarów przez nieletnich czarodziejów lub w obecności mugoli, Kwatera Główna Aurorów, zajmujących się łapaniem czarnoksiężników oraz Służba Administracyjna Wizengamotu, o której pracownikach nic nie wiadomo.
Cóż, wiedziała, że praca to nie jest sama przyjemność. Chwyciła jej posiłek i spojrzała na nią pytająco. Rozumiała, że to nie jest najlepsze jedzenie, aczkolwiek nikt nie chciałby tu zemdleć, czyż nie? - Nie będziesz jadła? - uniosła brew - To nie! - rzuciła papką w jej kierunku. Tak, może jak zacznie stosować mobbing psychiczny to w końcu powie coś, co chce usłyszeć. Papka rozniosła się po całej klatce i na jej ognistych kratach zaczynała wrzeć. Niedługo poczują zapach spalonego jedzenia. - Słowiku, zaczniesz śpiewać czy mam Cię zacząć traktować specjalnie? - rzekła, opierając się o ścianę.
-Nie jestem głodna.- powiedziała spokojnie. Gdy papka rozchlapała się po całej klatce starła ją tylko wierzchem dłoni z twarzy, a gdy zaczęła się palić na kratach pociągnęła tylko nosem i mruknęła: -Pachnie jak w domu... -Co takiego mam mówić?- spytała dalej na nią ie patrząc.
Dobijała ją ta ignorancja lub jak nazwałby to nierozumny człowiek stoicki sposób. Założyła dłonie na piersiach, uprzednio rozpinając marynarkę. Oczom Eleny mogła się ukazać biała bluzka ze sporym dekoltem ozdobiona ciemnym naszyjnikiem z onyksem ozdobionym małymi diamentami. - Cóż, jeśli spalone jedzenie przypomina Ci dom, to zaczynam Ci współczuć całym swoim sercem. - rzekła z udawaną troską - Eleno, dlaczego użyłaś zaklęcia uśmiercającego?
Jej twarz pozostała niewzruszona. Z kamienną miną i lodowatym spojrzeniem podniosła głowę na kobietę i popatrzyła jej prosto w twarz. -Ja nie użyłam Avady. najpierw zamieniłam tą sarnę w kamień, a później ja wysadziłam. nie użyłam zaklęcia niewybaczalnego.- powiedziała to tak chłodno, ze aż chłodem powiało. Znów zaczęła bawić się wisiorkiem.
Spojrzała na nią. Wciąż była chłodna i bezczelna, przez co nawet nie miała ochoty jej zaproponować układu na korzyść. - Więc jak wytłumaczysz zeznania dwóch świadków, którzy potwierdzają użycie zaklęcia uśmiercającego? - spytała, unosząc brew. To były niepodważalne dowody i co tu dużo mówić, lepiej dla niej aby zaczęła współpracować. Może dlatego, że Cassandra traciła cierpliwość? Może dlatego, że w jej rękach był los Marion?
[Elenko, wysłanie Cię do Azkabanu grozi zablokowaniem konta postaci, tak więc zacznij być milutka, to przedstawię układ, jaki mam do zaproponowania.]
Drgnęła. -Jakich dwóch świadków? Była tylko Emma...- powiedziałą zdziwiona. Dobra, moze jak będę milsza to do ojca mnie nie wyślą... -A z reszta na błoniach powinny jeszcze gruzy lezeć...- powiedziała spokojnie, ale juz cieplej i milej. Patrzyła kobiecie twardo, prosto w oczy, bez mrugniecia okiem.
Ostatnio zmieniony przez Elena Marion dnia Pon Wrz 27 2010, 21:33, w całości zmieniany 1 raz
- Obowiązuje mnie tajemnica - rzekła automatycznie, siadając na krześle. Znudziło już ją to opieranie się o framugę. Wow! Elena zna ciepły ton i jest miła. W końcu. Widać nie musi podawać Veritaserum. - Na miejscu zbrodni było ciało zabitej sarny z tępym spojrzeniem, ekspert stwierdził, że to BYŁA avada kedavra.
-Nie możliwe! Tam musiały być gruzy! Mowie! Najpierw użyłam zaklecia Duro a zaraz Deprimo. i tyle.- powiedziała to najszerzej jak mozna było. -Może nawet pani sprawdzić jakie zaklęcia były ostatnio rzucane.- powiedziała przekonana do swojej racji.
Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się, dlaczego Ministerstwo Magii do pracy w owym departamencie nie dodaje gratisowego eliksiru uspakajającego. A może powinna trzasnąć drzwiami, napisać "WINNA" i pójść się wyluzować? Coś czuła, że zaraz dokładnie tak postąpi. - Elena, przestań mi kłamać w żywe oczy, bo skończy się moja cierpliwość - warknęła - Patolog stwierdził, że sarna została zamordowana zaklęciem Avady Kedavry. Emma widziała, jak ją rzucasz, a Ty próbujesz mi pieprzyć farmazony o złych kamieniach?! Może były tam też krasnoludki?
czuła jak gniew się w niej gotuje. Rzuciła sie do krat i rzwyciła je z całej siły. Syknęła z bólu, ale krat nie puściła. Nie chciała. Miała juz wszystkiego dość. -Nie kłamię.- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Zagryzła mocno wargi i odsunęła jak najbardziej swoje dłonie od różdżki. Jeszcze dziecku zrobi krzywdę! Nie mogła od tak chwycić za różdżkę, tu w grę wchodziła jej kariera, zdrowie psychiczne, przecież nie pójdzie do Daisy! - Ach, więc dowody kłamią? Nie bądź niedorzeczna! - warknęła, zaciskając usta w prosta linię. - Musisz zrobić tak aby i wilk i owca były syte. Przyznajesz się do winy, załatwiam Ci kuratora, jesteś tydzień zawieszona w prawach ucznia lub dalej się ze mną użerasz, wita Cię Azkaban. Decyduj.
Zastanowiła się. -Ale nie opdeślecie mnie do domu?- spytała podejżliwie. Z jednej strony była troche ciekawa jak zareagowałby jej ojciec słysząc, ze trafiła do Azkabany za użycie Avady, ale z drugiej wolała tego nie sprawdzać. Ona chciała żyć!
Spojrzała na nią. Czy nie wyraziła się wystarczająco jasno? - Zawieszenie Cię w prawach ucznia równa się z tym, że siedzisz w domu, Eleno. Jeśli mieszkasz z ojcem, to masz przez ten okres być z nim - wzruszyła ramionami, kładąc dłonie na biodrach. Zagryzła wargi, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego proponuje jej układ.
-On i tak mnie wyzuci...- powiedziała cicho. W pokoju rozległ się smród palonego ciała. Elena dalej miała rece zaciśnięte na ognistych szczeblach. Jednak nie puściła klatki. Patrzyła twardo gdzieś przed siebie i myślała.
Cóż, nie obchodził ją świadek, czy też ma poparzone rączki czy też nie. Może jak przestanie je mieć to w końcu zacznie myśleć i nie rzuci żadnej Avady Kedavry? - Słoneczko, on nie ma Cię jak wyrzucić, bo jesteś w kajdanach. Do siebie Cię nie zabiorę, jesteś okropnie bezczelna. - warknęła, podnosząc dokumenty. Na głównej stronie napisała "WINNA". - Więc jak? - spytała, zamieniając swój nos w coś, co nie posiadało dziurek, aby nie musiała wdychać tego smrodu.
Westchnęła tylko ciężko. Nie chciało jej sie tłumaczyc tej kobiecie jaką ma sytuację w domu. Puściała w końcu szczeble klatki i ich oczom ukazał się widok spalonego miesa i osmolonych kości. -Może to pani podpisac za mnie? Mam zweglone nerwy...- sapytała pokazując jej dłonie.
Spojrzała na nią zdziwiona. Gdyby nie interwencja dyrektora z prośbą o lekką karę, to wyszłaby co najmniej dwadzieścia minut temu z napisem na teczce "azkaban" - Nie wiem, co masz zamiar podpisywać. Powiem Ci od nowa Twoją karę: jesteś przez tydzień zawieszona w prawach ucznia, gdy wrócisz już do Hogwartu masz zjawić się u nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią, co dwa dni na szlaban. Przydzielona Ci jestem jako kurator, dosłownie uprzedzam Cię, że będę Twoim cieniem. Różdżka będzie Ci oddana za dwa miesiące przez Pana Salvatore. Rzecz jasna, otrzymasz ją na lekcjach do nauki, lecz równo z dzwonkiem jest Ci ona zabierana. Nie możesz uczestniczyć w grach takich jak Quddith oraz wspólne wyjścia do Hogseamde. Tam, nawet w czasie wolnym możesz wyjść tylko za moim pisemnym zezwoleniem oraz zezwoleniem Twojego Opiekuna Domu. Zrozumiano? - cóż, z podziwem patrzyła, jak właśnie przez ogień straciła ręce, nawet nie krzycząc. Na własne życzenie, ach ci gryfoni! mężni od wieków!
Patrzyła na nią z kamienna twarzą. -W porządku.- powiedziała na swój "normalny" sposób, czyli tak szorstko i chłodno, że można by na nim nóż ostrzyć. -Mogę już stąd wyjść?- spytała grzecznie.
Ta, chłód w głosie to ewidentnie cecha gryfonka. Czyżby tiara coś wzięła przed przydziałem, dając do.... Ach, umilknij, Cassandro. - Taa. Za tydzień odbiorę Cię z Twojego domu. Tymczasem - klatka zniknęła, a skrzaty odziały pannę Marion w grube kajdany i magiczne łańcuchy. Wraz z jednym z pracowników Ministerstwa Magii Elena teleportowała się do własnego domu. Cassandra odetchnęła z ulgą i głośno krzyknęła - WOLNOŚĆ!
Starannie i długo analizowała staż jaki odbyć powinna. W gruncie rzeczy to była kolejna, ważna decyzja, jaką w ciągu ostatniego roku musiała podjąć. Całe życie wydawało się jej, że ma idealnie poukładany plan na swoją egzystencję, jednak gdy została postawiona przed wszystkimi tymi skomplikowanymi wyborami zaczynała wątpić i zmieniać zdanie. Dwa lata temu przekonana była, że od razu zajmie się czymś związanym ze sztuką. Własna galeria śniła się jej po nocach. Pół roku temu uznała, że jednak chce próbować sił w Ministerstwie. Władza za bardzo ją pociągała, by miała cicho siedzieć między obrazami. Do ostatniej chwili nie była pewna w jakim departamencie szukać stażu. Jej ojczym pracował w departamencie tajemnic i ją automatycznie ten wydział równie mocno pociągał. Nie było jednak szkoleń w tym dziale, musiała więc zacząć od czegoś innego. Pan Fontaine poradził jej, by ruszyła do departamentu przestrzegania prawa, skąd wielu przyszłych Niewymownych zaczynało. Nie trzeba było długo ją nakłaniać. Przełożony, którego początkowo Eff obawiała się poznać, okazał się być wspaniałym człowiekiem. Wila bez problemu złapała z nim doskonały kontakt. Być może miały znaczenie tutaj jej geny, ale wolała sobie powtarzać, że po prostu jest idealną stażystką i ma niesamowity potencjał do swojej przyszłej pracy. Wielce była zaskoczona, gdy od razu po tygodniu pracy dostała premię, ale zdecydowanie ją to ucieszyło. Prawdę powiedziawszy, uważała, że zasłużyła. Otóż z całą zlecaną pracą radziła sobie doskonale. Spisywanie dokumentów, kartotek i grzebanie w przestępstwach było prostym zadaniem. Na tyle, że Eff postanowiła pomóc innym pracownikom, by nieco ich odciążyć. Była to jej pierwsza poważna praca, chciała się więc wykazać! Staż uważała, że wybrała naprawdę dobry. Oczywiście były przed nią jeszcze tygodnie pracy, ale była dobrej myśli.
Jeanette już od dłuższego czasu głowiła się, gdzie powinna szukać dla siebie miejsca. Najlepiej czuła się w cyrku, jako akrobatka, jednak początkowe plany zaczęły wydawać jej się... nieprzyszłościowe. Pogrążyła się w rozmyślaniach i gdybaniu, które nie pomagało w podjęciu spontanicznej decyzji. Nie była wcale pewna, czy chce spędzić pół życia w trasie z trupą cyrkową, mieszkając w namiotach i zwiedzając świat. Choć nigdy nie śmiała podejrzewać o to siebie - poczuła chęć stabilizacji i pewności. Przeglądała broszury z Ministerstwa, Munga, Pokątnej, nawet z ciekawości zainteresowała się co oferuje Nokturn, choć do jego źródeł musiała dokopać się w nieco inny, mniej legalny, sposób. Niewiele posad przykuło jej uwagę, jednak pojawiała się jedna kwestia. Zaklęcie Obliviate. Użyła go w życiu raz, do tego bardzo nieprofesjonalnie, więc nic dziwnego, że efekty były bardzo marne. Nie przeszkodziło to jej jednak w roztrząsaniu tematu! Po incydencie z Lunarnymi, poza ostrożnością i pieczętowaniem tajemnicy na najrozmaitsze sposoby, zainteresowała się kwestią czyszczenia pamięci i zaczęła pożytkować godziny na przeglądaniu najróżniejszych tomów, traktujących o Obliviate. Nie miała pojęcia jaka część z nich jest prawdziwa, a jaka składa się z plotek i domysłów. Staż był ważną decyzją, więc mimo wszystko nie była pewna, czy wybrała dobrą ścieżkę. Opierała się tylko na tym, że lubiła zaklęcia i osiągała w nich całkiem dobre wyniki. Zainteresowanie mogło się skończyć. Mimo tego zaryzykowała i w ten sposób trafiła do departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Oczywiście miała pracować jako pomocnik amnezjatora. Początki, choć dosyć trudne, traktowała bardzo poważnie. Swoją pracę wykonywała bardzo sumiennie, momentami wychodząc z siebie, aby przygotować wszystko na czas i nie zawieść współpracowników. Opłaciło się, bo już na starcie zyskała jakąś renomę i nie była traktowana jak popychadło, które nie potrafi poradzić sobie w żadnej sytuacji. Jedynie szef pozostawał obojętny, nie pokazując się jej ani nie obserwując jej wysiłków. Chyba będzie musiała zaskarbić sobie jego uwagę w inny sposób.
W ostatnich dniach wila stała się bardziej zabiegana niż kiedykolwiek w swoim życiu. Godziny starannie dzieliła między dwoma pracami, próbując jeszcze podszkolić się z eliksirów, by pomyślnie ukończyć kurs aptekarza. W tej sytuacji istną łaskawością losu był fakt, iż staż w ministerstwie był prosty. Liczyła, że nie tylko początek ale i dalsza jego część będzie przebiegać pomyślnie. Nie pomyliła się, wraz z biegiem czasu, praca wciąż szła jej lepiej i coraz lepiej. Może to zadanie było dla niej zbyt łatwe wręcz? Niemniej jednak z każdej pochwały od szefa, bardzo się cieszyła. A tych nie brakowało, zwłaszcza, gdy swoją pracę kończyła parę godzin przed wyznaczonym czasem. Przełożony dostrzegłszy to, postanowił skrócić Fontaine godziny pracy, pozostawiając przy tym jej tą samą pensję. To było idealne w jej położeniu. Wszakże czas musiała dzielić jeszcze między pracą w aptece. Swoją drogą, że też kurs na aptekarza totalnie nie szedł jej tak banalnie łatwo, niczym ten w Ministerstwie. Cóż, chyba nie można mieć wszystkiego?
Dni płynęły zatrważająco szybko i sama Jeanette nie mogła uwierzyć, że minęły już dwa tygodnie od rozpoczęcia stażu. Nie szło jej źle - zyskała sympatię współpracowników, rozsiewając wokół swoją cudowną aurę. Wydawała się taka pomocna i miła, że ludzie nawet nie zauważali, kiedy sytuacja zaczęła się odwracać. W gruncie rzeczy to oni częściej jej pomagali i wyręczali ją w robocie, choć nie do końca byli tego świadomi. Drobnostka tu, drobnostka tam, dzięki czemu mogła na spokojnie zająć się najważniejszymi i najbardziej rozwijającymi zadaniami. Mimo tylu ciepłych emocji, które wywoływała w grupie, szef dalej pozostawał obojętny, a Żanetka zaczynała się, krótko mówiąc, wkurwiać, że ten imbecyl dalej nie widzi, jaką cudowną pracownicę zyskał. Postanowiła więc stworzyć mu okazję do zauważenia jej skromnej (a jakże, na taką też się kreowała) osoby. Jej spisek był niebywale prosty - wrobiła swojego kolegę. Podczas gdy korzystał z magicznej maszyny, sprawnym zaklęciem popsuła ją, żeby móc popisać się swoimi zdolnościami. Na szczęście nikt jej nie przyłapał, więc reszta poszła gładko. Kiedy kolega zwiał z miejsca zbrodni, pewny że to on zepsuł maszynę, Villeneuve poczekała aż szef wyjdzie ze swojej nory. W tym czasie kombinowała przy urządzeniu, a gdy tylko nadarzyła się okazja, naprawiła je kilkoma sprawnymi ruchami różdżki, na co szef zareagował nie tylko pochwałą, ale i premią. Żyć, nie umierać, moi państwo!
Cały staż był czystym pasmem sukcesów. Wszystko szło po myśli Fontaine. Być może wszystko do momentu, aż wpadła na Orlova? Jej praca miała przebiegać spokojnie, tymczasem Rosjanin jak zwykle postarał się o to, by jej świat stanął na głowie. Ostatniego dnia swego stażu Eff chodziła wyjątkowo rozkojarzona. Być może w pewnej chwili zaczęła po prostu podchodzić do swej pracy lekceważąco. Wszakże wszystko co robiła, było dla niej niewiarygodnie łatwe dotychczas. Pech chciał, że w końcu straciła czujność. Rozmyślała o ostatnim spotkaniu z Rosjaninem, trochę się ciesząc, że od teraz będzie mogła zacząć pracę gdzieś w podziemiach ministerstwa, dzięki czemu nie będzie go spotykać. Przez to wszystko nie mogła skupić się na powierzonym jej zadaniu. Miała pilnować ważnego listu, dostarczyć go i po prostu zadbać by trafił w odpowiednie ręce. Łatwizna. A jednak, pech chciał, że dziewczyna cudem jakimś straciła tą ważną przesyłkę. Kiedy zorientowała się co się stało, wpadła niemal w panikę. Listu nie odnalazła. Ten zapewne został przechwycony przez niepowołane ręce. Dziewczynie nie pozostało nic, ponad przyznanie się do tego niechlujstwa swemu szefowi. Przełożony potraktował ją delikatnie, a przynajmniej większość tej rozmowy przebiegła dość gładko. Najgorsze jednak było, że mężczyzna na końcu dodał, iż za żadne skarby by ją nie zatrudnił. W Fontaine aż się zagotowało. Wszakże przez cały miesiąc była idealnym pracownikiem, nie mogła zrozumieć jakim cudem ten ostatni dzień miałby aż tak rzutować na jej całą karierę. Ucieszyła się z tego, że i tak nie zamierzała składać podania na pracę w departamencie tego człowieka, końcem więc, jego opinię miała głęboko gdzieś. Najbardziej ją jednak zdziwiło, że ostatecznie szef podziękował jej za pracę całkiem ładną sumką. Cóż, najwyraźniej zmienny i humorzasty był z niego człowiek. Ale na bonus pieniężny wila na pewno narzekać nie zamierzała.
ETAP I Ministerstwo Magii, Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów(okolice 2005/2006 roku)
Sebastian był zaskoczony w dość szczególny sposób, gdy dowiedział się o możliwości stażu w Ministerstwie Magii. Oczywiście trafił na bibliografię ze względu na znajomość języków obcych i zapewne szefostwo będzie chciało to wykorzystać, ale najstarszy Knezevic nie przejmował się tym aż tak bardzo. Wszak posiadanie jakiejkolwiek pracy było jak najbardziej na miejscu i pozostało tylko żałować, że szef miał go za totalnego obiboka. Rzecz jasna, nie zanosiło się na to, by zmienił swoje zdanie, lecz to dopiero sam początek i krótko mówiąc, poczuł się urażony faktem odebrania mu dziesięciu galeonów z pensji. Szacunek szefa powinien się liczyć w każdym względzie, jednakże - póki co - to właśnie pozostali pracownicy dawali Sebastianowi jakąś dziwną formę wsparcia. Dokładniej rzecz ujmując, nie docinali mu, gdy coś upuścił. Co prawda pozbieranie pliku papierów zajmowało trochę czasu, który mógłby poświęcić na zacieśnianie więzów z nimi, ale to również nie było konieczne. Wystarczało wysyłanie sporadycznych sów w rodzinne strony, a czas pokaże, co zgotował dla niego los. Kostki 2 i 3
Praca, praca, praca. A jak to naprawdę wyglądało? Sebastian robił czasami za dwoje albo i troje różnych specjalistów, jakby był jakąś złotą rączką. O dziwo, nikt nie miał mu tego za złe, nawet to słynne powiedzenie nie sprawdziło się w jego przypadku. Zapewne babka Magdalena powiedziałaby jedną ze swych mądrych sentencji, ale w czasie stażu nie potrafił przypomnieć sobie, którą konkretnie miałaby na myśli. Ot, drobna luka w pamięci. Ale do rzeczy. Mianowicie, w czasie zmiany jakaś maszyna do pisania odmówiła posłuszeństwa. Swoją drogą, kto korzystał z tych urządzeń? Z resztą to nieważne, kiedy najstarszy Knezevic wiedział, jak zaradzić temu problemowi. I nie, to nie było klasyczne zacięcie papieru. Najwyraźniej jeden z pracowników nie posiadał wystarczającej wiedzy do poprawnej obsługi i wystarczył zaledwie jeden niepoprawny ruch różdżką, aby cała aparatura przestała właściwie działać. Wypluwała z siebie kolejne karty zapełnione ciągiem niezidentyfikowanych znaków. Wszelkie mechaniczny sposoby powstrzymania tego dziwnego procederu spełzły na niczym, toteż Sebastian instynktownie stuknął różdżką w maszyną, szepcząc pod nosem ciche Finite. Ku jego zaskoczeniu - jeszcze większego u współpracowników - wszystko stanęło w miejscu i dało młodemu czarodziejowi pole do działania. Koniec końców, jedna ze śrubek nie wytrzymała tak intensywnej pracy, a całemu popisowi przyglądał się szef, ostatecznie wręczając Sebastianowi drobną premię do wypłaty. Uff, co za szczęście. Przynajmniej tym razem wyjdzie na plus, gdy zostanie podliczony. Kostki: 3 i parzysta