Departament zajmuje się ściganiem i wymierzaniem kary czarodziejom, którzy wbrew prawu użyli czarów. Właśnie w tym Departamencie mieści się Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów, zajmujący się głównie użyciem czarów przez nieletnich czarodziejów lub w obecności mugoli, Kwatera Główna Aurorów, zajmujących się łapaniem czarnoksiężników oraz Służba Administracyjna Wizengamotu, o której pracownikach nic nie wiadomo.
Autor
Wiadomość
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Staż Pomocnika Prawnika Magicznego III-IV tydzień, przełom czerwca/lipca 1998 roku
Caine wiele godzin spędzał po pracy na dodatkowej robocie. Dostrzegał w tym jedną z przyczyn, dla których jego świeżo upieczona żona zarzucała mu pracoholizm. Starał się jednak wracać do dzieci po dopełnieniu wszystkich obowiązków, nie narażając się swojej małżonce. Tym razem jednak zostało mu jeszcze dużo papierkologii do uzupełnienia. Pochłaniał właśnie kolejną filiżankę kawy, kiedy przypomniał sobie, że stos dokumentów zostawił na biurku kolegi. Przykładając z rezygnacją dłoń do twarzy, przecierając zmęczone oczy, w rezygnacji w końcu westchnął wewnętrznie i podniósł się dynamicznie z miejsca, jak to miał w zwyczaju. Po spożyciu takiej dawki kofeiny ruch ten był jeszcze śmielszy, tym samym, nie zauważając, że jakiś dowcipniś uwiązał go do nogi stołu, runął bezwładnie na posadzkę, obijając sobie bok ciała, łokieć. Najbardziej prawdopodobne, że odczuwał jednak większy dyskomfort z powodu utraconej dumy, niż kilku nabitych siniaków i naruszonego nosa, z którego teraz ciekła mu krew. — Nieźle, Worringhton — pochwalił go, podejrzewając o podobne złośliwości swojego znajomego ze szkoły, skoro tylko on jeden pozostawał z nim w bardziej zażyłych stosunkach z uwagi na szkolne zaleciałości. Przykładając dłoń do nosa, okrył nozdrza palcami nie będąc pewien czy powinien pochylić się w dół i poczekać aż mu przejdzie, czy w tył, czując jak metaliczna krew przelewa mu się przez usta. Nie był uzdrowicielem, dlatego potrzebował profesjonalnej pomocy kogoś, kto znał się na magii leczniczej. Kilka minut później znalazł taką osobę, na piętrze w Depertamencie Magicznych Wypadków, ciesząc się, choć raz, że Izba prawników Wizengamotu dzieliła swój budynek ze wszystkimi działami Ministerstwa Magii, choć zawsze wcześniej uważał, że powinni posiadać oddzielny, niezależny od wszystkich innych gmach. Ostatniego dnia, przychodząc po pracy spodziewał się kolejnych psikusów, jako dzień kończący jego staż. Zamiast tego, na biurku zastał prezent od współpracowników. Zdziwiony tą szczodrością, sięgnął podejrzliwie po kapelusz. Zakładając go na głowę… już wiedział. lewitujący kapelusz. Całkowicie bezużyteczny, odejmujący mu animusz. Na pewno właśnie to było ich zamiarem.
Staż na asystenta prawnika - etap II │rok 1999│marzec│zaraz po ukończeniu półrocznego kursu│
Niewidoczny. Niezauważalny. Niewidzialny. Pan Niezdara. Kolejne dwa tygodnie pracy mija mu nieco szybciej. Od jakiegoś czasu już nie wypuszcza wszystkiego z rąk. Nie musi klęczeć na podłodze i zbierać dokumentów, ani też wycierać rozlanej kawy. Nie słyszy już przynieś to Armando. Przynieś tamto. Leć po to na trzecie piętro do pokoju 43B. Nic z tych rzeczy. Nie w tych ostatnich dwóch tygodniach pracy. Chyba go tu lubią, a może nie chcą mu się narażać, skoro szef patrzy na niego przychylnym okiem. Wcześniej go nie zauważał. Armando musiał upomnieć się o wypłatę; naprawdę nie powinno tak być. Jaki szef nie zna swoich pracowników, nawet tych na stażu? Teraz wszyscy kojarzą Armando. Chodzą pogłoski, że zaraz po stażu zostanie zatrudniony, a ci bardziej złośliwi powiadają, że pewnie zajmie czyjeś stanowisko. Podobno, jeśli ktoś jest od wszystkiego, to mimo wszystko nie nadaje się on do niczego. Nie w przypadku Wornightona. Młody chłopak, a taki zaradny. Gdy urządzenie od kopiowania akt ulega awarii, ten odważny stażysta podejmuje się jego naprawy, ponieważ nikt z obecnych pracowników nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Szef nie raz obserwuje go przy pracy. Może liczy na jego porażkę? A może nie? Na pewno to, czego się podejmuje Armando zostaje doprowadzone do końca. Tak jest i tym razem. Dodatkowa premia czemu nie, ale Wornighton jest z całą pewnością bardziej zadowolony z tego, że został zauważony przez górę. Powłoka niewidzialności pęka jak bańka mydlana.
Staż na asystenta prawnika - etap III │rok 1999│marzec│zaraz po ukończeniu półrocznego kursu│
Słabość rodzi siłę. Porażki wchodzą w całe życie, ponieważ nie da się przeżyć życia bez upadku. Nie iść i ani razu nie przewrócić. Idealność nie wchodzi w grę, bo egzystencja nie jest idylliczna, nie jest bez skazy. Nie może być; jeśli pragnie słabość zrodzić w siłę. Upadek, jaki by nie był, doprowadza nas do powstania, bo co jeśli nie można już dalej upadać; trzeba się odbić. Armando wiele razy narażał się na ośmieszenie, zmieszanie, wstyd, ale jakiekolwiek to, co doświadczał, wpłynęło na jego życie, zależało tylko od niego. Od jego podejścia do sytuacji, mentalności. Silnego umysłu, który nie pozwalał się ugiąć. Właśnie ten ów staż w 1999 roku, wystawiał go na wiele prób. Wydawałoby się, że już tylko przedostatni dzień dzieli go od ukończenia tych zlotów i upadków. Szef chodził jakiś zdenerwowany i zapewne, gdyby Armando nie lubił robić zamieszania wokół siebie, nie dotyczyłyby go humorki przełożonego, bo po co się mieszać w końcu to już przedostatni dzień. Chyba nie za bardzo go tu lubią. Nikt nie chce zdradzić, co jest powodem gwałtownie rosnącego ciśnienia szefa. Takie wiadomości nie łatwo ukryć, w końcu kochamy plotkować o tych, co stoją nad nami, a zwłaszcza wtedy gdy dzieje im się coś złego. Bo czemu oni nas mają tylko wkurwiać? Musi być jakaś sprawiedliwość. Jeden z pracowników nieumyślnie, a może i specjalnie stłukł wazon; widocznie nie byle jaki — pamiątka rodzina. Przywiązanie do rzeczy wyzwala w nas wiele emocji, nic dziwnego, że powstało takie zamieszanie. Ktoś musiał temu zapobiec. Jak zwykle Armando chciał być sprytniejszy od innych. Podmiana wazonu, zaczarowanie go tak, aby wyglądał, jak ten stary? Nic prostszego. Sprawa wydawała się banalna, ale nie zawsze można liczyć na szczęście od losu. Wornighton wpadł. Został przyłapany na tym niecnym uczynku i na dodatek posądzony o zbicie tego wazonu. Utrata galeonów tak nie boli, jak to, że poniósł tu porażkę. Dobrze, że to ostatnie dni. Krzywe spojrzenia szefa, a także współpracowników jest niczym gwóźdź do trumny. Nie ważne, że upadek boli, ważne czy się podniesiesz i jak. Ludzka pamięć jest ulotna. To, co przykre teraz za dekadę nie ma już znaczenia, a może i nawet wcześniej. Natura ludzka ma wiele wad. Jesteśmy ułomni, z góry skazani na porażkę czyż nie? Mamy to w genach. Dbamy o wizerunek, który za jakiś czas nie będzie miał znaczenia. Dlatego też, mimo tych wszystkich ciosów, Armando wychodzi z tego zwycięsko. Bo kim jesteśmy jak nie zwycięzcami? Sto galeonów i chyba tyle wystarczy na teraz.
Staż na pomocnika Aurora - etap I │rok 1995│Czerwiec│Po egzaminach na Aurora
Od pierwszych dni w biurze, Benjen wszystkich znał i był w kapitalnych stosunkach z szefem. Trochę dlatego bo od zawsze lubił jego rodziców, ale tez lubił chłopaka za jego ambitne podejście. W związku z tym, Valor miał dość dużo miejsca żeby rozpychać się łokciami zarówno w biurze jak i na akcjach. Reszcie aż tak to nie przeszkadzało, bo znali już Benjena, a dodatkowo po śmierci rodziców na pewno nieco inaczej traktowali jego obecność w biurze. Wiedzieli też jak bardzo można na chłopaku polegać, więc pomagał im we wszystkim co było potrzebne do rozwikłania trudnych spraw. Dni mijały, a Benjen w zasadzie czuł się już jak u siebie. Żartował z współpracownikami, spotykał się z nimi po pracy, a szef podtykał mu coraz więcej pracy za co był wdzięczny. W końcu nadszedł dzień, kiedy Valor ruszył też w teren. -Dziś razem z Hawkiem zbadacie małą szajkę na pokątnej, coś nam śmierdzi ich straganik. Możliwe, że handlują czymś dziwnym. Sami to ocenicie - mruknął. Tego samego dnia razem z Bernardem Hawkiem odwiedzili niesfornych handlarzy. W pościgu, Benjen wykazał się nizwykłym intelektem i umiejętnościami, za co po akcji otrzymał pochwałę od Bernarda. Z czasem wszyscy wiedzieli, że na młodziku można polegać i nie ma co się wstydzić pytać go o radę, był młody to fakt, ale był też najdzielniejszy z nich wszystkich. Tak upływały pierwsze tygodnie stażu, a Benjen wiedział, że to dokładnie to czego w życiu potrzebował.
Kostki: 6 (+15 Galeonów) 1
Nicolai O. Dalgaard
Wiek : 39
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : zawsze co najmniej kilkudniowy zarost | mocny norweski akcent | blizna na lewej dłoni i po lewej stronie podbrzusza
Nie miał żadnych wątpliwości co do wyboru swojej przyszłej ścieżki kariery, szczególnie odkąd tylko wyrwał się spod jarzma despotycznego ojca i nie musiał więcej zważać na jego zdanie; mógł w końcu podążyć za własnymi pragnieniami, dać skrytemu i pielęgnowanemu od lat marzeniu szansę się ziścić. Nie wahał się ani trochę w swojej decyzji, będąc pewnym, że to jest dokładnie to, co chciał robić przez resztę swojego życia. A pierwszym krokiem do zrealizowania tego było oczywiście podjęcie stażu. Dalgaard od samego początku dawał z siebie wszystko i jeszcze trochę, chcąc pokazać się z jak najlepszej strony; nie da się wszak ukryć, że Norweg bardzo liczył na to, że wraz z zakończeniem tego stażu nie dobiegnie również końca jego współpraca z Biurem i uda mu się tu zaczepić na dłużej. Jego zaangażowanie bardzo szybko zostało docenione przez współpracowników; nie tylko bez większych trudności wywiązywał się z własnych obowiązków, ale i chętnie pomagał starym wyjadaczom, zdejmując im z barków sporą część przytłaczającej papierkowej roboty. Swoim zacięciem zaskarbił sobie sympatię niektórych na tyle, że od czasu do czasu zbierali go na jakieś pomniejsze interwencje, żeby mógł posmakować również pracy w terenie i zobaczyć tą ciekawszą stronę aurorskiego żywota, niż tylko papierologia stosowana. Jedyną osobą, która zdawała się kompletnie nie zauważać wysiłków Nicolaia był… jego szef. Gdyby nie to, że musiał mu raz czy dwa zanieść jakieś dokumenty, to nawet nie byłby pewnie w stanie typa rozpoznać, mijając go gdzieś na korytarzu Ministerstwa. Wtedy zresztą też mężczyzna mruknął jedynie coś mało zrozumiale pod nosem i odprawił go gestem ręki, nie racząc Norwega nawet krótkim czy przelotnym spojrzeniem. Zupełnie jakby był powietrzem, względnie jakimś niewartym większej uwagi insektem, który mu pobzyczał trochę nad uchem. Ignorowanie nie było dlań tak naprawdę niczym nowym, w rodzinnym domu nieraz spotykał się z podobnym traktowaniem (głównie, kiedy ojciec nie mógł znaleźć niczego za co mógłby go skrytykować), ale… jak miał liczyć na późniejsze zatrudnienie, jeśli dla osoby odpowiedzialnej za to był w zasadzie niewidzialny? Mógł chyba jedynie zacisnąć zęby i robić dalej swoje jak najlepiej tylko potrafił; ciągle się wykazywać i mieć przy tym nadzieję, że któryś ze starszych pracowników szepnie o nim dobre słowo w odpowiednim czasie.
Staż pomocnika aurora – etap II I-II tydzień sierpnia, 2006 rok
W ciągu dwóch pierwszych tygodni stażu nie wydarzyło się absolutnie nic nadzwyczajnego – ot, standardowa aurorska robota, w jego przypadku głównie opierająca się na wypełnianiu i segregowaniu rozmaitych dokumentów; nawet na tych kilku akcjach w terenie, w których zezwolono mu wziąć udział, nie wydarzyło się nic na tyle szczególnego, żeby mogły mu się jakoś mocniej zapisać w pamięci. Trudno było mu stwierdzić, czy powinien się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie – uznawać to za jakiś niepomyślny omen, nawet jeśli w podobne rzeczy nie wierzył, i szykować na to, że druga połowa stażu ostro przetrzepie mu skórę? Może w tym momencie próbował doszukiwać się dziury w całym, ale to naprawdę wyglądało jak cisza przed burzą. Nie skupiał się jednak na tym, a na swoich zadaniach, niezmiennie dając z siebie wszystko i jeszcze trochę. Ze współpracownikami pozostawał w dobrej komitywie, a szef… dla niego wciąż był całkowicie niewidzialny, kolejny niewiele znaczący trybik w tej wielkiej machinie jaką stanowiło Biuro. Jedynym bardziej ‘znaczącym momentem’, który go spotkał w tych dwóch tygodniach było… znalezienie samopiszącego pióra. Nie brzmi to ani trochę ekscytująco, ale taka była prawda. Natrafił na nie, gdy porządkował wedle swojego osobistego systemu jakieś starsze dokumenty, w których od dawna panował nieziemski wręcz bałagan. Podpytał innych pracowników czy ktoś go tam czasem nie zostawił, ale nikt się nie przyznał do zguby, więc ostatecznie zdecydował się je zachować. Na pewno zrobi z niego właściwy użytek przy wypełnianiu kolejnych stosów papierzysk; zdecydowanie mu to ułatwi dalszą pracę, o ile tylko pióro nie będzie mieć problemów z jego akcentem.
Staż pomocnika aurora – etap III III-IV tydzień sierpnia, 2006 rok
Norweg spodziewał się najgorszego, a tymczasem jego staż dalej przebiegał bez najmniejszych zakłóceń czy przykrych sytuacji, które mogłyby go postawić w czarnym świetle przed innymi pracownikami z szefem na czele; w zasadzie powinien być z siebie zadowolony, ale… No właśnie, zawsze musiało pojawić to „ale” i w jego przypadku chodziło o to, że nie tylko nie przytrafiło mu się nic złego, ale też nie wydarzyło się nic dzięki czemu mógłby mieć szansę wybić się ponad resztę stażystów i czymś zabłysnąć, dać się jakoś lepiej zapamiętać, a przede wszystkim – w końcu sprawić, żeby szef przestał go traktować jak powietrze, co go nadal uwierało bardziej niż przypuszczał. Szczególnie, że staż nieubłaganie zmierzał ku końcowi. Pewnego dnia, gdzieś w środku przedostatniego tygodnia w Biurze, przypadkiem dotarła do niego rozmowa dwójki współpracowników o… zaginionym kugucharze szefa. No nie do końca takiej okazji szukał, ale tonący brzytwy się chwyta więc może… Zagaił potem jednego z nich o szczegóły odnośnie zwierzaka; był to mały, rudy kociak o wdzięcznym imieniu Maniuś. Podchodziło to prawdopodobnie pod mały akt desperacji z jego strony, niemniej zdecydował się spróbować odszukać mruczka. Dwoił się i troił, ale jego starania nie przyniosły żadnego skutku poza zmarnowaniem czasu – kocisko ewidentnie nie chciało zostać przezeń odnalezione. Nicolai zrezygnowany wrócił do swojego biurka, by tam… znaleźć klatkę z Maniusiem w środku oraz notkę od jakiegoś życzliwego współpracownika, który uznał, że jemu przyda się to bardziej. Z trudem powstrzymując uśmiech cisnący mu się na twarz, chwycił klatkę i udał się z nią prosto do biura szefa. Tamten był nad wyraz szczęśliwy, że jego zguba się odnalazła i nie tylko dał mu za to premię w wysokości aż dwudziestu galeonów, ale też pochwalił publicznie przed wszystkimi pracownikami. Dla Dalgaarda liczyło się jednak przede wszystkim to, że w końcu został przez niego zauważony. Pod koniec ostatniego dnia pracy, szef wezwał go do siebie i po wygłoszeniu krótkiej mowy – którą najprawdopodobniej powtarzał prawie każdemu, kto przewinął się przez Biuro – wręczył mu upominek w postaci stu galeonów jako ‘rekompensatę za wszelkie niedogodności’. Tym całkiem miłym akcentem jego staż dobiegł końca, ale dla niego to był w zasadzie dopiero początek.
Staż I - prawnik spraw czarodziejskich retrospekcja, rok 2010 Kostka: 6
Nie podlegało wątpliwościom, że Arariel Whitelight czuł się w Wizengamocie jak prawdziwa plumpka w wodzie. Nie licząc tych kilku godzin spędzonych w mieszkaniu, gdzie odsypiał - znaczną część swojego czasu spędzał właśnie w gmachu Ministerstwa. Niektórzy podejrzewali go, że również tam nocuje - choć nigdy nie zawitał do pokoju socjalnego choćby na głupią kawę. Zawsze był w biegu - chociaż odkąd podjął decyzję o przebranżowieniu się i przeszedł z Biura Aurorów do Wizengamotu, jego krok znacznie zwolnił. Choć absolutnie nie wyhamował - a do początków stażu podszedł z typową dla siebie niewyczerpaną, choć stałą energią. Wszyscy znali jego podejście i profesjonalizm, nikogo więc nie zdziwiło to, że Aro brylował na korytarzach tak pewnie - i był w stanie bez kompleksów dyskutować o wszystkich bieżących sprawach z pełnoprawnymi prawnikami. W końcu - na Merlina - nie raz i oni zasięgali u niego rad. Plotki o potencjalnym zatrudnieniu przepuścił koło ucha - choć dodatkowe galeony za swoją rzetelną pracę przyjął z zadowoleniem.
Z tematu
Arariel Whitelight
Wiek : 39
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 189cm
C. szczególne : Przeszywające błękitne oczy, zadbany zarost, zapach pieprzu, paczuli i bergamoty. Sygnet rodowy na małym palcu.
Staż II - prawnik spraw czarodziejskich retrospekcja, rok 2010 Kostka: 2
Pracy ciąg dalszy - nie owocował w żadne niespodzianki. Whitelight nie tracił rozpędu, ani swojego ciężko wypracowanego animuszu. Wiedział dokładnie gdzie się znajduje i jak powinien działać, nie potrzebował właściwie żadnych wskazówek. To wszystko przekładało się wyraźnie na czas jego pracy - wykonywał swoje stażowe zadania znacznie prędzej niż inni, co nie pozostało oczywiście bez echa. Chociaż pozwolenie od przełożonego, by mógł kończyć pracę wcześniej wcale mu się tak nie uśmiechało. Mimo to, nie opóźniał specjalnie swojego tempa pracy, a nawet je jeszcze podkręcił, ostatecznie wychodząc niemal w połowie swojej zmiany. Nie wracał jednak do domu, ani nie odpoczywał - wędrował wtedy do Biura Aurorów, by sprawdzić jak sobie radzą jego koledzy po fachu. I ewentualnie im pomagał - głównie w przesłuchaniach. Ostatecznie to praca dwóch ministerialnych oddziałów wystrzeliła do przodu.
Z tematu
Arariel Whitelight
Wiek : 39
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 189cm
C. szczególne : Przeszywające błękitne oczy, zadbany zarost, zapach pieprzu, paczuli i bergamoty. Sygnet rodowy na małym palcu.
Staż III - prawnik spraw czarodziejskich retrospekcja, rok 2010 Kostki: 1(4) + upominek: 4 (100G)
Ostatni dzień stażu - acz na pewno nie ostatni dzień w pracy. Właśnie dlatego Whitelight nie oszczędzał się tak jak inni stażyści - wiedział doskonale, że w Departamencie Przestrzegania Prawa zostanie i to na dłużej. Choć musiał przyznać, że regularna praca w Biurze Aurorów po godzinach odbiła mu się w końcu czkawką - i na biurku czekało na niego całkiem sporo protokołów i spraw karnych do zapoznania się. W myślach dalej wirowały mu wspomnienia ostatniego przesłuchiwanego, co również nie pomagało w skupieniu. Wiedział, że jeśli tylko znajdzie chwilę - co akurat w dniu dzisiejszym było wątpliwe - to będzie musiał przysiąść i oczyścić myśli nad jakimś kawałkiem pergaminu. Przechodził właśnie między salą Wizengamotu a salą przesłuchań, zmierzając prosto do biur adwokackich - kiedy zza rogu ktoś dosłownie podrzucił mu pod nogi karton. Ten Arariel zdołał zgrabnie wyminąć, czerpiąc ze swojego refleksu - gorzej ze skrzatem domowym, który zaraz to aportował się tuż obok niego, na drodze jego wymijającego manewru. Nie chcąc biedaka przygnieść - szarpnął się w miejscu, zmieniając gwałtownie kierunek - prosto w kierunku podłogi. I może gdyby nie powłóczysta adwokacka toga, zdołałby odrzucić trzymane protokoły i wesprzeć się na ramionach przy upadku. Ale nie zdołał - i przypłacił to spotkaniem trzeciego stopnia swojego nosa i marmurowej posadzki. A zawsze szczycił się tym, że nigdy nie oberwał w nos - choć zbierając się z ziemi, zbadał swoje obrażenia, z ulgą odkrywając, że przynajmniej nos nie był złamany. Choć krwawił niedorzecznie mocno. Zbył przepraszającego go skrzata machnięciem ręki, dobywając różdżki i naprawiając szkody. Tylko męska duma odrobinę ucierpiała. Odkupiona zaraz premią za ukończenie stażu - ogólnie więc wyszedł na plus.
Po ukończonym kursie, Dean postawił kolejny krok na drodze do zostania pełnoprawnym aurorem. Długa miała być długa i wyboista, ale był na to gotowy. To był już trzeci tydzień jego stażu. Właściwie, to czuł się doskonale. Szybko zapamiętał imię każdego pracownika biura. Wiedział o nich wszystko – kiedy się urodzili, czym przybywali do pracy, jak się nazywały ich dzieci, żony, matki, a nawet zwierzaki. Potrafił znaleźć wspólny temat z każdym i zawsze był pierwszy, żeby pomóc. Nadgorliwość? Lizusostwo? Też, ale przede wszystkim ambicja. Po niespełna kilkunastu dniach pracy wiedział o nich wszystko, a oni nie wiedzieli o nim nic. Wiedzieli tylko, że jest z Irlandii, zdradzał go akcent. I o tym, że jest biedny, bo jego buty były wyjątkowo znoszone. Mimo wszystko młody Irlandczyk zrobił na nich wrażenie i kiedy ktoś na korytarzu wspominał o wolnym wakacie, był uznawany za faworyta do objęcia stanowiska. A jakby na potwierdzenie tych słów, postanowiono wręczyć mu premię w wysokości 20 galeonów. Ucieszył się niezmiernie. Kiedy ponownie pojawi się w pracy w poniedziałek, będzie miał na stopach nowe buty.
Póki co wszystko szło zaskakująco gładko. Ludzie go akceptowali i nawet pamiętali jak się nazywa, na stopach miał nowe buty i coraz rzadziej zajmował się jedynie noszeniem kawy. Zdarzyło mu się nawet brać udział w jakiejś prostej akcji, podczas której czuł się jak bohater filmu detektywistycznego, które z takim zamiłowaniem oglądał w młodości. A do tego wszystkiego, jego skromny dobytek zwiększył się ponownie. Tym razem o samonotujące pióro. Co tu dużo mówić, z pewnością ułatwi mu ono pracę, zwłaszcza, że na jego biurku urosła sterta nudnych raportów, które musiał wypełnić za prawdziwych aurorów. Mimo wszystko, potrafił znajdować pozytywy nawet w takich nudnych obowiązkach, a co więcej, katalogując i układając dokumenty w archiwach, zapoznawał się z dziesiątkami starych spraw, które fascynowały go jak najlepsza lektura. Niektóre z przypadków zapisywał nawet w prywatnym notesie i dodawał swoje uwagi.
Staż Cassidiego był zlepkiem drobnych sukcesów oraz nieco większych porażek. Ostatni tydzień przynauczania do zawodu upłynął pod znakiem tychże właśnie porażek. Może to świadomość, że niedługo wszystko się wyjaśni, sprawiła, że narzucił na siebie większą presję, niż powinien? A może to zwykłe gapiostwo lub zmęczenie? Co by to nie było, efekt był niezbyt przychylny dla Irlandczyka. Zgubił on bowiem poufny list, który miał przekazać przełożonemu. Kiedy pierwszy mikroatak paniki minął, zaczął odtwarzać własne kroki, licząc, że uda mu się znaleźć zgubę. Kolejne minuty mijały, potem godziny, a listu jak nie było, tak było. W końcu musiał zachować się jak facet i wziąć wszystko na klatę. Z niechęcią i strachem zapukał do biura Szefa, wyjaśnił mu całą sprawę i spuścił głowę w dół, gotów wysłuchać słownych cięgów na temat swojej niekompetencji. O dziwo Szef nie krzyczał i wykazał się spokojem, choć potraktował go uwagą, że wolałby pracować sam, niż zatrudnić jego. Niezbyt pocieszające słowa. I niedające zbytniej nadziei na angaż, choć już po chwili szef wysłał zupełnie sprzeczny sygnał i wręczył Irlandczykowi sumę 100 galeonów, jako rekompensatę za wszelkie przykre słowa. Nie wiedział już co o tym wszystkim sądzić. Pozostało teraz mieć jedynie nadzieję, że pracę jednak otrzyma. A gdy już tak się stanie, udowodni, że nie jest tak niekompetentny, za jakiego go uważają.
/zt
George Walker
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Istotnym problem stanowiła jego ospałość. Nigdzie się nie spieszył, co bardzo denerwowało jego współtowarzyszy w niedoli, bowiem zajmowanie się najgorszymi rzeczami było właśnie taką niedolą. Wykonywał powierzone zadania jednak we własnym tempie, co bardzo mocno rzutowało na zadowolenie pracodawców. Czasami udawało mu się pospieszyć jednak to ryzyko niedociągnięć powstrzymywało go przed pracą w odpowiednim do tego przeznaczonym czasie. Zostawał po pracy, aby nadrabiać to, czego nie zdążył w ciągu dnia i oczywiście nikt mu za to nie płacił. Zachowywał się przyjaźnie i spokojnie jednak niechęć współtowarzyszy zaczynała mu doskwierać. Zamiast wieczorami spać i odpoczywać, siedział nad zleconymi zadaniami, co przekładało się na jego produktywność w godzinach pracy. Dostawał najwięcej roboty aż w niej tonął po uszy. Nie poddawał się jednak choć nie mógł liczyć na wsparcie innych. Nie nadążał za realizacją celów nawet śpiąc po trzy godziny dziennie i wlewając w siebie eliksiry czuwania. Nikt normalny nie dałby rady z taką ilością zadań jednak jego asertywność trochę kwiczała. Pracował zatem za trzech, choć z miernym skutkiem.
George Walker
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Poznał wyraźnie zawiść innych stażystów. Nie bardzo rozumiał co miałaby dać ich złośliwość. Powinni zdobywać doświadczenie na stażu a wysługiwali się George'm. Nie dość, że odwalał najgorszą robotę to aktualny szef uwierzył, że się obija. Nic bardziej mylnego. Kiedy otrzymał nakaz zostawania po godzinach i nadrabiania pracy, przystał na to bez zająknięcia z prostego powodu - robił nadgodziny od samego początku. Nie dość, że dbał o każdy detal zadania, to wykonywał to w stu procentach. Sprawiało mu to przyjemność choć pochłaniało strasznie dużo czasu. To były pierwsze symptomy pracoholizmu. Nawet bez polecenia z góry siedział dłużej w pracy. Z początku ciężko było o prawidłowe wyniki ale starał się i po cichu wierzył, że zostanie to zauważone. Współpracownicy strzelali sobie w kolano. Nie nabywali doświadczenia potrzebnego w bibliografii. Obijali się, rzucali kłody pod nogi, nieświadomi, że nie na tym polega staż. Zaciskał zatem zęby i dobrowolnie wpadał w wir pracy, zaniedbując życie prywatne i towarzyskie.
Phoenix A. I. Northwood
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : Jest blondynką, ale farbuje włosy na brąz. Ma sporą bliznę na środku klatki piersiowej po działaniach czarnej magii, na które została wystawiona dość długi czas. Pieprzyk nad wargą po lewej stronie.
Staż - Auror │rok 2019│Styczeń| Po przepracowaniu trzech lat na stanowisku Młodszy Auror|
Masz szanse na awans. Stanowisko Młodszego Aurora piastujesz już trzy lata. Nie przeszkadza ci to, ale nie lubisz być ciągle tą "nową". Wiesz, że należy ci się stanowisko Aurora. Sprawujesz się dobrze, nie mają ci nic do zarzucenia. Pilnujesz się, nie wychylasz za bardzo. Pracowałaś ciężko na to wszystko, co masz. Nie możesz sobie pozwolić na spierdolenie tego, nawet jeśli to nie teraz; jeszcze jesteś taka młoda i na pewno dużo wyzwań przed tobą i skurwysynów do złapania. Pierwsze tygodnie stażu to istna katorga. Nie wpasowujesz się w to wszystko. Nie lubią cię, szepczą za twoimi plecami. Padają z ich ust przeróżne określenia na twoją osobę. Niby czym sobie na to zasłużyłaś? Nienawidzisz tych pieprzonych ludzi, ale nie poddajesz się, za daleko zaszłaś. Masz w dupie ich opinie. Niech sobie gadają, co chcą. Przełożeni też wydają ci się przyglądać podejrzliwie. Wiesz, że musisz uważać. Jakoś to przetrwasz. Nikt nie mówił, że początki będą proste. Irytuje cię, że wychodzisz stratnie. Omija cię ta pieprzona premia, no cóż, jakoś to przebolejesz. Wiesz, że te wszystkie trudności są tego warte, tego, co tak naprawdę pragniesz osiągnąć.
Skoro nie wyrzucili go ze stażu to znaczy, że dobrze wykonywał swoją pracę. Straszliwie zaniedbał swoje relacje, a i jego dziewczyna zaczynała mieć pretensje, że nie ma dla niej czasu. Co miał jednak zrobić skoro inni stażyści umywali ręce od pracy i zrzucali na niego dosłownie wszystko? Pracodawca na to przyzwalał, a co za tym idzie George wiedział, że nie podejmie tutaj pracy. Nie będzie aplikować skoro bardziej liczy się dla nich wolny czas i lenistwo zamiast wyciągania nauki z wykonywanych czynności. Nie skarżył się na nic, w milczeniu wykonywał to, co należało, dzięki czemu wyrabiał sobie niezwykłą pracowitość, zaciekłość i determinację. Mało co spał, chodził wiecznie zmęczony i musiał posilać się eliksirem czuwania, ale dawał sobie radę. W ostatnich dniach stażu miał mieszane uczucia. Był wykończony ciągłą pracą i choć poniekąd mu się podobała (nie w takich ilościach jak obecnie bowiem nie był do tego jeszcze przyzwyczajony) to pozwalał sobie poczuć ulgę, że staż dobiega końca. Kto by pomyślał, że stażyści kierunku bibliografii są tak leniwi? Ledwie przytomny kończył swoją pracę. Pilnował, aby wszystko, co zostało mu powierzone zostało ukończone w trzystu procentach. Nie dał rady jednak sprawdzić czy wszystko jest w porządku bowiem w połowie ostatniego dnia z powodu chronicznego zmęczenia wpadł na jakieś... pudła? Musiały być zaczarowane, wypełnione czymś ciężkim i topornym bowiem nie zdołał ich przesunąć swoim ciężarem, po prostu poleciał jak długi na ziemię. Byłoby to zabawne gdyby nie stracił przy tym przytomności. Musiano wezwać uzdrowiciela ze świętego Munga, a dopiero kiedy zdiagnozowano u niego wycieńczenie to i ci beznadziejni stażyści i pracodawca pojęli, że chyba trochę przesadzili. Czy to dało George'owi do zrozumienia, że nie można brać na siebie tyle pracy? Być może tak, ale nie nauczył się na własnych błędach. Dwa lata po tym zdarzeniu popadł w pracoholizm choć nie kończył się on już utratą przytomności.
| zt
Phoenix A. I. Northwood
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : Jest blondynką, ale farbuje włosy na brąz. Ma sporą bliznę na środku klatki piersiowej po działaniach czarnej magii, na które została wystawiona dość długi czas. Pieprzyk nad wargą po lewej stronie.
Staż - Auror │rok 2019│Styczeń| Po przepracowaniu trzech lat na stanowisku Młodszy Auror|
Trudne początki masz już za sobą. Staż nadal płynie jakoś tak nieznośnie wolno. Masz wrażenie, że znowu coś się stanie, za co ty oberwiesz. Jednak nic z tych rzeczy. Niespodziewanie dowody w ważnej sprawie giną. Wszyscy wokół sieją panikę. Tylko ty zachowujesz spokój i nie dajesz ponieść się bezmyślności tłumu. W końcu jakiś młodzian je odnajduje, ale są kompletnie zniszczone. Dziwnym trafem wszyscy liczą na ciebie. Mówisz, że to żaden problem — podołasz. Poświęcasz swój czas, różdżkę i zaangażowanie. Nie jest to prosta sprawa, ale nie poddajesz się, ponieważ nigdy tego nie robisz. Nie liczysz na uznanie, chociaż ktoś mógłby ci podziękować. Niestety szef nie wierzy w twoje umiejętności. Nienawidzisz takich rudych dupków (czy był rudy to bez znaczenia). Tłum współpracowników, który z początku ciebie nie lubił, nagle wstawia się za tobą u szefa. Jesteś może trochę zaskoczona, ale nie dajesz tego po sobie poznać. Dostajesz jakieś drobne do wypłaty. Wzruszasz ramionami, jakby w ogóle nie było ci to potrzebne, ale przyjmujesz. Lepsze to niż mieliby zabrać premie. Wiesz jedno, nie polubisz tego dupka, co wami rządzi.
Staż - bibliografik [kwiecień 2021 roku] Początki stażu
Staż bibliografika z pewnością nie brzmiał jak spełnienie marzeń, a i Theo nie do końca rozumiał, w jaki sposób miałby go niby przygotować do przyszłego zawodu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie wszystko w życiu musi mieć jakieś logiczne wytłumaczenie, a skoro bank Gringotta wymagał od niego zniesienia miesięcznej udręki z papierzyskami i grzecznego przytakiwania urzędasom z Ministerstwa Magii, to trudno - jakoś trzeba było tę nieprzyjemność przetrwać. O ile jednak Kain był pracowitym i ambitnym młodzieńcem, tak w tym przypadku nie zamierzał się przesadnie przemęczać. Prawdopodobnie dlatego, że i sam staż okazał się niezbyt wymagający. No bo powiedzmy sobie szczerze, do protokołowania czynności, uzupełniania dokumentacji czy pisania nudnych raportów nie potrzeba było nawet wytężać mózgownicy. Nic więc dziwnego, że praca w tym miejscu wyjątkowo go nużyła i nie mógł się doczekać, aż dostanie angaż jako asystent rzeczoznawcy. Zdecydowanie potrzeba mu było jakiegoś większego wyzwania. „To tylko miesiąc” – powtarzał sobie często w myślach, kiedy przemykał niezauważenie po ministerialnych korytarzach z kubkiem gorącej kawy, którą pił chyba wyłącznie z przyzwyczajenia, bo na nadmiar obowiązków z pewnością nie narzekał. Ba, wykonywał wszystkie przed czasem, co było o tyle niewygodne, że kolejne dłużące się godziny spoglądał bezczynnie w sufit. Przełożeni w ogóle się nim nie interesowali, o czym najdobitniej świadczyło to, że już co najmniej pięciokrotnie dopytywali go o jego imię. No po prostu dramat. Może powinien jednak wykazać trochę inicjatywy i bardziej się socjalizować? Nie ukrywał, że siedzenie w kącie i niezwracanie na siebie zbytniej uwagi miało swoje korzyści. Nikt przynajmniej nie dostrzegał jego drobnych potknięć, nikt nie ścigał go o literówki w pismach. Z drugiej strony nie miał nawet okazji pokazać na co go stać, a przecież zależało mu na uzyskaniu dobrej opinii zwierzchników. Szkoda tylko, że takie przemyślenia naszły go dopiero w piątkowe popołudnie, kiedy większość pracowników zbywała go półsłówkami, chcąc dokończyć ostatnie notatki przed weekendem, a część już dawno opuściła budynek ministerstwa. No nic, miał jeszcze trochę czasu, a że i tak z robotą wyrabiał się zwykle przedwcześnie, postanowił sobie że w następnym tygodniu więcej czasu spędzi na rozmowach ze współpracownikami i przełożonymi.
Staż - bibliografik [kwiecień 2021 roku] Przygody w trakcie trwania stażu
Postanowił bardziej zintegrować się ze współpracownikami z departamentu, dlatego po weekendzie znacznie częściej ucinał sobie krótkie pogawędki z innymi przy kawie. Miał na nie sporo czasu, skoro wyznaczone obowiązki i tak wykonywał zazwyczaj na długo przed ostatecznym terminem. Niestety… dość szybko okazało się, że próba nawiązania nowych znajomości zakończyła się fiaskiem, a ludziom z biur obok nie należy ufać. Starał się być otwartym i uprzejmym kolegą, ale jakieś wredne dusze naskarżyły szefowi, że się obija. Nim dotarła do niego ta plotka, został wezwany na rozmowę dyscyplinującą, podczas której to dowiedział się, że będzie musiał wyrabiać nadgodziny. Oczywiście bez dodatkowej zapłaty. Znał się trochę na prawie i wiedział, że nie jest to legalna praktyka. Nic więc dziwnego, że w pierwszej chwili miał ochotę się postawić. Na szczęście w porę ugryzł się jednak w język, zdając sobie sprawę z tego, że nie zawsze warto dyskutować, nawet jeśli jest się pewnym, że ma się rację. Przełożony miał mu w końcu wystawić na koniec stażu opinię, a nie oszukujmy się – z pewnością nie byłaby ona najlepsza, gdyby miał czelność pouczać go w kwestii brzmienia obowiązujących przepisów pracy. Przez kolejne kilkanaście dni wychodził z ministerstwa późnym popołudniem, obrabiając przy tym obowiązki przynależne przynajmniej dwóm innym pracownikom. Stażystę najłatwiej przecież wykorzystać. Wkurzało go to, bo czuł, że został niesprawiedliwie potraktowany. Dodatkowo ten cały staż wydawał mu się nużący i niechętnie spędzał w departamencie więcej czasu, niżeli musiał. Sytuacja miała też jednak swoje plusy – wcześniej często wykonywał swoje zadania przedwcześnie i męczyło go bezsensowne patrzenie się w ścianę. Teraz, przy większej ilości pracy, czas przynajmniej mijał mu trochę szybciej. Miał nadzieję, że w najbliższej przyszłości udobrucha swoich przełożonych, bo o ile na fusze bibliografika rzeczywiście mu nie zależało, tak zdecydowanie nie obraziłby się za pozytywne referencje, niezwykle przydatne w banku Gringotta.
Staż - bibliografik [kwiecień 2021 roku] Przygody na koniec stażu
Staż przebiegał mu bez większych komplikacji, chociaż w żaden sposób nie udało mu się zabłysnąć ani przed szefem, ani przed innymi pracownikami. Tak naprawdę nikt nie dał mu takiej szansy, bo realizacja jego obowiązków nie wymagała jakiejś szczególnej wiedzy. Pewnie większość ludzi na jego miejscu byłaby zadowolona z bezproblemowego przebiegu praktyk, ale nie on. Jego nie satysfakcjonowało drugie czy trzecie miejsce, musiał być najlepszy. Chciał stawić czoła trudniejszemu wyzwaniu i zyskać szacunek w nowym miejscu pracy, nawet jeśli zaraz miał pozostawić ja za sobą. Chyba sobie taką okazję wymodlił, bo tuż na początku ostatniego tygodnia jego stażu zaginął kuguchar jednego z jego przełożonych. Mężczyzna wywiesił w holu ogłoszenie z ruchomą fotografią małego, rudego kotka, który wedle opisu reagował na imię „Maniuś”. Theo nie musiał się długo zastanawiać – od razu wywęszył okazję do podlizania się kierownikowi działu. Rzucił w kąt stos papierów i udał się na poszukiwania tej puchatej kulki, a że uwielbiał psy i koty potraktował je nawet jako pewną przyjemność. Zapomniał niestety, że akurat magiczne stworzenia zwykle nie pałają do niego sympatią i unikają z nim jakiekolwiek kontaktu. Cóż… tak było i tym razem. Chłopak godzinami snuł się po ministerialnych korytarzach, a kiedy udało mu się spostrzec zaginionego kuguchara, ten prychnął na niego głośno i czmychnął w przeciwnym kierunku. Kain próbował jeszcze za nim jakiś czas gonić, ale jego wielka akcja ratunkowa zakończyła się fiaskiem. Nie lubił się poddawać, ale tym razem wiedział, że nie więcej nie zdziała. Zrezygnowany postanowił więc powrócić do nudnej, papierkowej roboty. Trudno byłoby opisać słowami jego zdziwienie, kiedy po przekroczeniu progu swojego gabinetu zobaczył stojącą na biurku klatkę, a w niej małego, rudego kociaka. Dopiero po chwili spostrzegł również malutki liścik. „Myślę, że Tobie przyda się to o wiele bardziej. Twój kolega z pracy.” – odczytał krótką wiadomość, zastanawiając się, kto zdecydował się zrobić mu taki prezent. Jego relacje z innymi pracownikami układały się różnie, ale najwyraźniej ktoś docenił jego uczynność i zechciał się odwdzięczyć. Nie domyślił się, kim była ta osoba, ale nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z tej okazji. Od razu zaniósł klatkę z kugucharem do biura swojego szefa, który nie tylko pochwalił go przy wszystkich podwładnych, ale do tego wręczył premię w wysokości dwudziestu galeonów. Nie była to może fortuna, ale Theo ostatnio nie zarabiał zbyt wiele, więc i taka kwota znacząco uzupełniała jego portfel. Młody Kain miał spore szczęście, że tym swoim wyczynem zdołał popisać się akurat w ostatnim tygodniu stażu. Do piątku emocje nie zdążyły jeszcze opaść, a pożegnanie z szefem – pomimo kilku wcześniejszych kłótni – okazało się czystą przyjemnością. Szef docenił jego zaangażowanie i na koniec pracy postanowił przyznać mu premię, i to już nie w wysokości marnych dwudziestu, ale aż stu galeonów. Chłopak może i trochę narzekał, że na stażu niewiele się nauczył, że był on śmiertelnie nudny, ale musiał przyznać, że taki zastrzyk gotówki zdecydowanie zrekompensował mu wszelkie nieprzyjemności i pozytywnie nastroił przed objęciem asystenckiego stanowiska w biurze rzeczoznawców w banku Gringotta.
Niby pomocnikiem aurorów był już od dłuższego czasu, jednak dopiero teraz z faktyczną licencją uzyskaną po zdaniu kursu. Teraz wreszcie mógł poznać wszystko bardziej „od środka” zamiast jedynie pełnić funkcję informatora czy wręcz donosiciela. Chciał pokazać się od jak najlepszej strony, zwłaszcza po problemach, jakie miał w czasie egzaminów. Z drugiej strony czy warto było się wychylać i rzucać w oczy? Czasem na sam jego widok niektórzy odwracali wzrok albo przechodzili do szeptów, byle tylko nie słuchał co mówią. Hayden postawił na prostą taktykę – siedzieć cicho jak gumochłon w sałacie i najlepiej w ogóle się nie wychylać. Na wojnie się sprawdziło, to może i teraz w pracy jakoś to ujdzie. I rzeczywiście to działało. Tu komuś przyniósł kawę i ewakuował się zanim ktokolwiek zadał mu jakieś pytanie, tam zgarnął akta, żeby zanieść je do innego departamentu lub czym prędzej zarchiwizować, jeśli tego właśnie wymagały. Milczał, gdy nie był o nic zagadywany, odpowiadał krótko i treściwie w przypadku bycia zauważonym. Był niczym cień. Pojawiał się znikąd, równie szybko zabierał, przyjmował na siebie całą robotę papierkową, żeby móc chować się gdzieś przy biurku i udawać bardzo zapracowanego. I właściwie mu to odpowiadało, choć czas dłużył się niemiłosiernie. Po paru dniach zauważył, że nie zwraca się na niego uwagi. Po paru kolejnych bez skrępowania czytał książki. Wreszcie zaczęły nadchodzić momenty, w których jakiekolwiek polecenie było istnym zbawieniem, a możliwość rozprostowania nóg stawała się realną nagrodą. W duchu cieszył się, że często padało pytanie kim jest ten nowy albo rzucano w jego stronę ej, młody, bo niewiele osób pamiętało jego imię. Koszula z długim rękawem skutecznie zakrywała mogący przynosić problemy symbol na przedramieniu, twarz pozbawiona emocji, zabarwiona tylko lekką nutą niepewności dobrze odstraszała potencjalnych petentów. Tak, ta taktyka zdecydowanie mogła zadziałać, żeby mógł przebrnąć bezproblemowo przez te początki.
Staż na pomocnika aurora, około 2007-2008 rok Kostka: 1
To nie był szczyt jego wyobrażeń, jeśli chodziło o początki bycia aurorem. A raczej stażystą. Tak czy siak minęło się to z jego marzeniami, a nastąpiło raczej zderzenie z brutalną ścianą rzeczywistości. Nie radził sobie praktycznie w ogóle, mimo że starał się jak mógł – przychodził punktualnie, bezproblemowo brał na siebie też obowiązki po pracy, byleby pokazać się z jak najlepszej strony. Wszystko było jednak jakieś bez sensu, kiedy najprostsze rzeczy przychodziły mu z trudnością. Miał wrażenie, że ktoś robił sobie z niego jakieś żarty, bowiem nie wychodziło mu absolutnie nic. Szefostwo miało go za skończoną niedorajdę, nie mówiąc już o współpracownikach. Dostawał więc w związku z tym głównie papierkową robotę, kiedy inni szaleli na akcjach w towarzystwie prawdziwych, pełnoprawnych aurorów. Dodatkowo ominęły go też dodatkowe pieniądze… miał tego dość, ale musiał przetrwać. Jak to mówią zwykle po burzy przychodziła tęcza, a on był wytrwały w swoich postanowieniach. Uznał, że życie go sprawdza. Znowu. Miał nadzieję, że wkrótce przestanie i wynagrodzi jego wysiłki… to sobie jeszcze poczeka.
Peter Maguire
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.75 m
C. szczególne : kilkudniowy zarost | twarz, która nie wyraża praktycznie żadnych emocji
Staż to słowo z pewnością brzmiało jak obelga. Jednak każdy musiał przez to przebrnąć prędzej czy później. Peter miał wrażenie, że jest duchem, chociaż na pewno one zwracają większą uwagę otoczenia niż on. Nie wiedział tylko jeszcze ile razy, od kiedy tylko rozpoczął swoją praktykę w Wizengamocie, będzie musiał wypowiedzieć swoje imię. Ludzie zapominali o nim, jakby samym patrzeniem na nich rzucał zaklęcie obliviate. Rola pomocnika prawnika jaką pełnił, wyglądała całkowicie inaczej, niż sobie ją wyobrażał. Od razu na początku zostało mu wyjaśnione, co należy do jego obowiązków, a mianowicie dokumentowanie przebiegu rozpraw, pomoc w zbieraniu zeznań, czy nawet porządki w kancelarii. To ostatnie nie za bardzo przypadło mu do gustu, ale jak na razie nie musiał się tym martwić, zwłaszcza że dobrze mógłby robić nic. Nikt go nie zauważał, więc mógł sobie to tłumaczyć dużym nakładem pracy jego zwierzchników, obowiązkami, które chętnie by przejął, ale każda próba zaangażowania kończyła się w ten sam sposób — jego niewidzialnością. W końcu zaczął zastanawiać się, czy trafił w odpowiednie miejsce. Nie zamierzał jednak szybko się zniechęcać. Czasami lepiej pozostać w ukryciu i wypatrywać odpowiedniej okazji. Ziewając kolejny raz, miał nadzieje, że przebrnie przez kolejne tygodnie tego okropnego stażu, w końcu był to dopiero początek.
Peter Maguire
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.75 m
C. szczególne : kilkudniowy zarost | twarz, która nie wyraża praktycznie żadnych emocji
Kolejne tygodnie stażu, Peterowi mijały w przekonaniu, że jest stworzony na to stanowisko i to nie tylko dlatego, że po prostu sam to wiedział, kiedy tylko skończył osiem lat. On zwyczajnie był dobry, w tym, co robił, nawet jeśli nie pracował jeszcze na pełen etat, a jego kariera dopiero rozkwitała przez odbywanie stażu. Obowiązki całkowicie mu pod pasowały; dokumentowanie przebiegu rozpraw czy pomoc w zbieraniu zeznań, ale nie oszukujmy się, nowych zawsze bardziej wykorzystywano do tych czynności, którym innym zbytnio nie przypadały do gustu, a mianowicie porządki w kancelarii. Peter nie uważał siebie za sprzątaczkę, nawet jeśli pomagał pozamiatać bałagan po swoim rodzeństwie, a jednak kierowany konkretnym celem potrafił zniżyć się do takich czynności jak "porządki w kancelarii". Jeszcze trochę a sam będzie miał pomagiera do takich spraw. Ta myśl dodawała mu otuchy w ciężkich chwilach, chociaż nie miał ich zbyt wiele; on tak nie uważał. Z początku niewidoczny Maguire, teraz błyszczał uwagą ludzi ze swojego otoczenia; jego przełożony był z niego zadowolony, współpracownicy również, w końcu Peter wykonywał swoje obowiązki, w istnie błyskawicznym tempie, co poskutkowało tym, że mógł wychodzić wcześniej za taką samą pensję. Idealnie, dzięki temu miał więcej czasu, który poświęcał na naukę, pomoc rodzeństwu czy ojcu, a może i na częstsze wizyty u Leliel.
Peter Maguire
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.75 m
C. szczególne : kilkudniowy zarost | twarz, która nie wyraża praktycznie żadnych emocji
Ostatni dzień wymagał od Petera nadrobienia zaległości w papierkowej robocie, a jak wiadomo w sądownictwie nieważne mugolskim czy czarodziejskim rządziła biurokracja. Więc nawet jeśli Maguire chciał być do przodu, to nie mógł — realia mu to nie umożliwiały. Pogrążony w chaosie pracy, oderwany od rzeczywistości niemal jak pracoholik, którym twierdził, że nie był ogarniał papiery, sortował je, po czym układał na odpowiednich półkach w przeznaczonych na nie prawidłowych działach. Pech czy nie pech, a może zwykły przypadek tak chciał, że potknął się o pudło, które jakiś debil zostawił w miejscu, którym nie powinno go być. Podnosząc się z ziemi lekko upokorzony, zdenerwowany i zakrwawiony; ponieważ upadek spowodował, że uderzył się dość mocno w nos, zaczął przypominać sobie edukacje z pierwszej pomocy, której musiał udzielić sobie sam. Trochę to minęło, nim wpadł na zaklęcie i zdołał je wypowiedzieć, więc twarz, koszula i ręka wyglądały na pierwszy rzut oka strasznie. Kiedy zatamował krwawienie, postanowił się ogarnąć w łazience, a żeby nie straszyć współpracowników i ludzi postronnych. Na koniec pracy dostał wynagrodzenie, rekompensatę, zwał jak zwał. Musiał przyznać, że nawet dobrze się bawił, chociaż początek stażu zapowiadał się beznadziejnie, to dalsze dni były jak najlepsze, wkręcił się w to, jak nikt inny — tak nawet w całą tę biurokrację, chociaż na końcu zapłacił krwawieniem z nosa, a jednak jakoś z tego wyszedł bez większego zamieszania.