Staż na pomocnika prawnika, część I - 5 Kurs kursem, ale taki mądry Krukon jak ja wie, że wiedza to potęgi klucz, dlatego rozpoczynam staż, żeby wiedzieć jeszcze więcej i uczyć się pod okiem rewelacyjnych i wprawionych na placu boju (tj. Wizengamocie) prawników.
Bardzo szybko odnajduję się w Ministerstwie i z łatwością przyswajam kolejne niuanse, jak trzeba to zaparzam pyszną kapuczinę, sortuję papiery, mimochodem wtrącam jakieś uwagi, które okazują się bardzo trafne i nabywam znajomości. Coraz częściej ktoś pyta mnie o moją opinię, a ja zaczynam wierzyć, że jestem po prostu odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Gdy docierają do mnie plotki o jakimś nowym, który ma piękne loki i nieźle sobie radzi, wpadam w czarną rozpacz, że nie dość, że jakiś młokos zabierze mi fuchę to jeszcze ma ładniejszą fryzurę niż ja. Gwoździem do trumny jest wezwanie do przełożonego, od którego spodziewam się dostać jedynie wypowiedzenie. Jakie jest moje zdziwienie, gdy ten proponuję mi hojną premię, poklepuje po ramieniu i mówi dziarsko
OBY TAK DALEJ, TOMEK.