Departament zajmuje się ściganiem i wymierzaniem kary czarodziejom, którzy wbrew prawu użyli czarów. Właśnie w tym Departamencie mieści się Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów, zajmujący się głównie użyciem czarów przez nieletnich czarodziejów lub w obecności mugoli, Kwatera Główna Aurorów, zajmujących się łapaniem czarnoksiężników oraz Służba Administracyjna Wizengamotu, o której pracownikach nic nie wiadomo.
Byłem facetem - może trochę prostym, pozbawionym pewnych kobiecych subtelności, niemniej jednak sto razy bardziej wolałbym usłyszeć "jestem wkurwiona, daj mi czas" albo nawet "jestem wkurwiona, nie chcę cię widzieć" niż trwać w stagnacji i być ostentacyjnie ignorowanym. - Wydawało mi się, że opanowałaś sztukę czytania na tyle by dotrzeć do tego, który prezent był ode mnie. - mówiłem coraz bardziej zirytowany, już nawet nie próbując kryć się za spokojnym głosem. Choć łączyło mnie z Ette wiele, to jednak nasze temperamenty były inne - jej zimna brytyjskość pozwalała na budowanie murów. Ja, choć z przeważającą ilością chłodnych Szwedzkich genów, a na dodatek wychowany przez Brytyjczyka byłem mieszaniną wybuchowych genów otrzymanych od matki i polskiej porywczości, którą dał mi dziadek. Emocje były dla mnie czymś naprawdę ważnym, mimo że nie do końca miałem nad nimi kontrolę - dopiero podczas mieszkania w Szwecji nauczyłem się nie wybuchać w każdej możliwej sytuacji, zaś prawdziwe opanowanie przyszło dopiero niedawno, gdy musiałem skupić się na praktykowaniu bardziej skomplikowanej magii. Mimo wszystko wciąż podlegałem emocjom na trochę innych zasadach niż większość ludzkości, do czego Ette po tylu latach zdawała się już przywyknąć. A może jednak się myliłem? - Gdyby było okej to przynajmniej nie udawałabyś, że mnie nie znasz. Rozumiem, że potrzebujesz trochę ochłonąć z dala ode mnie i że nie chcesz o tym gadać, ale można to wyraźnie powiedzieć, a nie udawać, że nie istnieję - powiedziałem czując, że podniosłem głos pierwszy raz od dawna tracąc kontrolę nad gniewem. Nienawidziłem zostawiać niedomówień i czekać aż negatywne emocje same wystygną, więc reakcja przyjaciółki wywołała we mnie złość. Oczy zaszły mi mgłą i poczułem dziwny ucisk w policzkach - choć nie widziałam swojej twarzy to po reakcji organizmu mogłem się domyślić, że to początek gniewu harpii, który Harriette, po tylu latach znajomości, powinna rozpoznać. Czując jak bardzo tracę nad sobą kontrolę wziąłem głęboki oddech i odwróciłem wzrok - wiedziałem, że przy silnych emocjach zapobiegnięcie wybuchowi jest w moim przypadku bardzo trudne, jednak praktykowałem to przy nauce magii bezróżdżkowej, więc liczyłem, że jakoś opanuję sytuację. Nie chciałem wybuchać tutaj - po pierwsze, żeby nie przestraszyć Ette, po drugie, żeby nie ściągać na siebie uwagi żadnego z aurorów, bo informacja o problemach z moja przypadłością mogłaby negatywnie wpłynąć na moją i tak słabą relacje z szefem.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie wszystko było tak proste jak budowa cepa i chyba tylko cep nie był w stanie tego pojąć. Wypominanie prezentu jeszcze bardziej poburzyło jej pewność siebie. Głupio jej było, że w tym roku nie kupiła żadnych prezentów oprócz rodzinie, ale pomijając już fakt, że była bardzo zarobiona w okresie przedświątecznym, nie spodziewała się, że jakieś dostanie. A on pewnie czuł się wyjątkowo poszkodowany, bo nic od niej nie dostał… - Czego ty, kurwa, nie rozumiesz? Nie dostałam twoich listów – powtórzyła wyraźnie, jakby zwracała się do niepełnosprawnego dziecka – A potem spadła na mnie cała ich chmara, w tym wyjec. Rzeczywiście, dziwne, że nie chciałam po tym rozmawiać o tym w pracy. Nie musiała chyba tego dodatkowo komentować. Oboje widzieli, że tracił nad sobą panowanie, a Ettie wcale nie zamierzała go uspokajać. Przeciwnie - miała ochotę popchnąć go dalej. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy kompletnie ignorowała zagrożenie. Wolała też rzucić się sobie nawzajem do gardeł, a potem o wszystkim zapomnieć niż przyznać, co naprawdę czuła. - Wydaje Ci, że wszystko Ci się należy. Że jak coś układa się nie po twojej myśli, to wyślesz kwiaty, przeprosisz milion razy, ładnie zamrugasz, a jak to nie podziała, to zmienisz się w harpię, bo ktoś śmiał być na tyle okrutny, by nie kupić twojego osobistego uroku? W dupie mam czy jesteś wilą – nie będę ani za tobą wzdychać, ani dreptać wokół ciebie na paluszkach – wycedziła, odruchowo wkładając rękę do kieszeni, w której trzymała różdżkę – I po raz ostatni bezpośrednio powtarzam ci, że nie wiedziałam, że pisałeś.
Nie zamierzałem wypominać jej prezentu, czy czepiać się tego, że nie odczytała listów, ciągnąłem ten temat tylko i wyłącznie dlatego, że oskarżyła mnie o wysłanie wyjca, co strasznie godziło w moją dumę. - Nie wytrzymałabyś bez wbicia mi kilku szpilek - rzuciłem gdzieś między kolejnymi jej słowami starając się mimo wszystko powstrzymać od gwałtownego wybuchu. Niestety wywód Harriette toczył się dalej, a moje sposoby na uspokojenie się zaczęły zawodzić. Po chwili absolutnie straciłem kontrolę nad sytuacją. Cały gotowałem się od gniewu, a moje oczy całkowicie zaszły mgłą. Straciłem świadomość otaczających nas ludzi, nieopanowana wściekłość, charakterystyczna dla mojej przypadłości opanowała moje ciało sprawiając, że w tamtym momencie nic innego się nie liczyło, a ja sam nie przejmowałem się problemami w pracy, czy tym, że Ette może obrazić się na mnie na amen. W tamtym momencie nie miałem mocy sprawczej - emocje stały wyżej niż rozum. - WYDAJE CI SIĘ, ŻE PROSIŁEM SIĘ O BYCIE WILĄ? ŻE MARZYŁEM O TYM, ŻEBY WSZYSCY MNIE OCENIALI PRZEZ PRYZMAT JEBANEGO UROKU I O TYM, ŻE NIE MOGĘ ZAPANOWAĆ NAD EMOCJAMI? I JAK KURWA ŚMIESZ OSKARŻAĆ MNIE O NADUŻYWANIE MOCY WIEDZĄC, ŻE PRZEZ MOJE PIERDOLONE WILOWATE GENY ZGINĘŁA MAMA - wywrzasnąłem tak głośno, że prawdopodobnie całe Ministerstwo Magii trzęsło się pod wpływem mojego głosu. W tamtej chwili byłem okropny, przerażający, co mogło być dla niektórych wyjątkowo szokujące - w ostatnich bardzo rzadko objawiałem gniew harpii.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Cała ta rozmowa była czystym kabaretem. Ettie kompletnie nie rozumiała jakim cudem zaczynając od przepraszania (którego swoją drogą nienawidziła bardziej niż gdyby to ona musiała przepraszać), Lysander przeszedł do atakowania jej i rzucania oskarżeniami. Nic takiego nie miałoby miejsca, gdyby po prostu udawali, że nic się nie stało, tak jak chciała od początku. Mleko się jednak rozlało, a ona w takich sytuacjach nigdy nie ustępowała, tylko rozsmarowywała je jeszcze bardziej. Zresztą nawet gdyby chciała, nie mogłaby się wytłumaczyć. Lysa wcale nie obchodziło dlaczego tak się odizolowała. Sam sobie to wszystko wytłumaczył i oczekiwał od niej tylko tego, by potwierdziła jego teorię, choć jego przypuszczenia nie do końca były prawdą i najlepiej jeszcze za nie przeprosiła. Ettie rzadko przyznawała się do błędu, zaś do niepopełnionego nigdy. Bez względu na to, czy mogłoby to zażegnać kryzys, czy nawet przynieść jakieś korzyści. Nie załamywał się też pod atakiem, przeciwnie im bardziej czuła się naciskana, tym mocniej się zapierała. Cichy głosik z tyłu głowy mówił jej, żeby przestała, jednak wzburzona w żyłach krew skutecznie go zagłuszała, podjudzając ją jeszcze do zepchnięcia go ze śliskiej krawędzi samokontroli, na której balansował. Ona również straciła kontakt z rzeczywistością, słysząc jedynie własny pogłębiony oddech, bijące ostrożnie serce i szum krwi w całym ciele. Chciała żeby wybuchł i w podszytym satysfakcją oczekiwaniu, uważnie obserwowała jego reakcje, cedząc kolejne słowa i zaciskając palce na zimnym drewnie różdżki. I w końcu eksplodował, dając jej sygnał do wyjścia z bloków. Wyszarpała różdżkę i "w biegu" rzuciła Muffliato i Accenure, otaczając się ochronną barierą. Po sekundzie dodała jeszcze Tueri abi, dochodząc do wniosku, że Muffliato mogło nie wystarczyć, a wymazywanie pamięci pracownikom Ministerstwa, którzy mogli się pojawić w tym czasie na korytarzu, nie byłoby najlepszą opcją. Mogła być na Lysandra wściekła, mogła w dużej mierze pogodzić się z faktem, że to był ich koniec, nie pozwoliłaby jednak na to, by miał w pracy jakieś problemy. Nawet jeżeli dość świadomie sama doprowadziła do sytuacji, w której mógł ich sobie narobić. Początek tyrady Lysandra kompletnie jej umknął, z kontynuacji wychwyciła jednak, że było to głupie jęczenie na niesprawiedliwość losu. Treść wybuchu z resztą specjalnie jej nie obchodziła. Wyciągając kartę mamy dość skutecznie zasznurował jej usta, wyraz jej twarzy zdradzał jednak, że wcale nie czuła się winna. Nie powiedziała tego głośno, ale uważała nienawiść Lysandra do swojego daru za ogromną hipokryzję. Gdzie według niego leżała ta granica "nadużywania" mocy? Oboje dobrze wiedzieli, że zdarzało mu się z niego korzystać, chociażby po to, żeby wyciągnąć ich jakichś tarapatów. Kiedy kończyło się korzystanie, a zaczynało nadużywanie? Czy myślał o swojej matce, kiedy wspomagał się darem w zaspokojeniu pragnień swojego mniejszego kolegi? - Nie chodziło o ciebie - odparła w końcu, a jej głos brzmiał niemal jak szept po niosącym się wrzasku Lysandra - Sam nakręciłeś to tak, by dotyczyło ciebie. Nikt cię o nic nie winił - dodała dwuznacznie, ale zaraz podsumowała rozjaśniająco - Trzeba mnie było posłuchać. Z zadziwiającym spokojem godziła się z faktem, że prawdopodobnie straciła ostatniego przyjaciela. Wolała jednak, żeby stało się to w ten sposób. Szybko i gwałtownie, niż żeby powoli oddalał się jak wszyscy pozostali. Skoro już miało to nastąpić, chciała przynajmniej pamiętać kiedy i dlaczego.
Wybuch trwał w najlepsze i gdyby nie zaklęcia rzucone przez Ette zapewne wyleciałbym z roboty, ale mimo to nie czułem wdzięczności, a jedynie z każdą chwilą narastającą złość. To ona wykorzystała moją słabość i wiedząc, że wciąż mam problemy z samokontrolą wyciągnęła ze mnie wszystkie najgorsze emocje. To nie było w porządku. Owszem, zdarzało mi się korzystać z mocy w nieszczególnie chwalebnych celach, niemniej jednak wciąż uważałem to za użytkowanie, a nie nadużywanie. Wydawało mi się, że skoro z powodu mojej magii tak bardzo ucierpiałem to należała mi się przynajmniej jakaś korzyść z jej posiadania. W końcu wybuch ustał, a ja powoli ochłonąłem. Miałem świadomość, ze powiedziałem kilka słów za dużo, ale cóż... tego już się nie dało cofnąć. - Wystarczyło chociaż się przywitać - odparłem w końcu chłodno, wciąż dość mocno rozgoryczony tą sytuacją - Tylko tyle. Ta sytuacja mną wstrząsnęła. Z jednej strony czułem potrzebę przepraszania, z drugiej rozgoryczenie i złość, a jednak coś nie pozwalało mi po prostu odpuścić, bo czas w którym Wykeham się do mnie nie odzywała był naprawdę okropny. Chciałem to tylko i wyłącznie zrozumieć, ale nic nie układało się po mojej myśli.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie miała najmniejszych wyrzutów sumienia. Ona od początku chciała zdusić wszelkie emocje i po cichu poczekać aż wszystko samo przejdzie. To on naciskał, żeby rozmawiali otwarcie. Nie chciała robić z siebie przy nim takiej ofiary losu, na jaką faktycznie się czuła, a kiedy naciskał, żeby to z niej wyciągnąć - jeszcze obracając to tak, żeby przypomnieć jej, że to wszystko jej wina - nie zamierzała pozostawać dłużna. To, że nie zamieniała się w potwora, tracąc nad sobą panowanie, nie oznaczało, że nie miała uczuć. On zmieniał się w harpię, ona w bezdusznego odwetowca. On domagał się współczucia, ona mogła co najwyżej liczyć, że nie przypną jej łatki zimnej suki. Cierpliwie czekała aż skończy, pilnując czy aby na pewno nikt się do nich nie zbliżał. W końcu przestał wrzeszczeć i znów wyglądał normalnie. Pokiwała wolno głową na jego słowa. - Podsumowując: urządziłeś scenę na cały Departament, bo ktoś nie powiedział ci "cześć" - wzruszyła ramionami, rzucając mu kpiące, bezradne spojrzenie. Co ona mogła? Zdjęła wszystkie zaklęcia i schowała różdżkę. - A teraz wybacz, ale wracam do pracy - zrobiła kilka kroków w stronę swojego biura, ale po chwili zatrzymała się i odwróciła z powrotem do Lysandra. - Do widzenia - wyartykułowała najdokładniej jak mogła, po czym wkładając całą złość w nogi, opuściła korytarz energicznym krokiem.
Byłem jej wdzięczny za osłonienie mnie przed czujnym okiem pracowników Ministerstwa, niemniej jednak pozostający we mnie smutek i złość nie pozwoliły na podziękowanie. Zapewne, gdyby nie ucięcie rozmowy przez nią kłócilibyśmy się przez wiele godzin. - Urządziłem awanturę na cały departament, bo moja przyjaciółka zachowała się paskudnie - powiedziałem, lecz Ette zapewne już nie dosłyszała moich słów, biorąc pod uwagę jak ostentacyjnie odeszła w stronę Biura Bezpieczeństwa. Miałem zbyt wiele pracy by zacząć za nią biec. Westchnąwszy obróciłem się na pięcie i wróciłem do swojego biurka.
POZIOM ZAAWANSOWANY 1-3 części Pewne nagrody: 3 punkty do kuferka i 200 galeonów Możliwe nagrody dodatkowe: Przedmioty wymagające podania, nowe przedmioty o unikalnych właściwościach dostępne tylko w eventach ze storytellingiem, przedmioty punktowane i zwykłe, eliksiry, galeony, punkty kuferkowe Możliwe zagrożenia: Ciężkie ranienie postaci (z dłuższym pobytem w Szpitalu Świętego Munga), długotrwała choroba, szlaban*, zawieszenie w prawach uczniach, strata galeonów, fabularne problemy w pracy (łącznie z zawieszeniem), krótkotrwały pobyt w Azkabanie, dalsze konsekwencje fabularne (np. pogróżki, atak, zagrożenie bliskich)
Choć Moers powierzył przejęcie skarbu Gainsborougha swoim sługom, to nie ufał im na tyle, aby powierzyć im opiekę nad poszczególnymi przedmiotami. Wiedząc, że Gainsborough będzie pragnął zemsty rozdzielił przedmioty między siebie, a jedyne osoby, którym ufał - swoje córki, znane w półświatku jako Czarne Córy Moersa. Nikt nie wie ile dokładnie ich jest, wiadomo jednak, że tak jak ojciec władają potężną magią. Aby odzyskać skarb Gainsborougha, a przynajmniej jego część, poszczególne grupy muszą zmierzyć się z Czarnymi Córami Moersa, a nawet z ich ojcem. Któż by się spodziewał, że jedna z córek Moersa pracuje w Ministerstwie Magii i to jeszcze w Departamencie Przestrzegania Prawa! Trudno w to uwierzyć, ale Maia Moers jest mistrzynią legilimencji i oklumencji, co nie tylko pozwala jej zapewnić ojcu wpływy w Ministerstwie, ale również czyni ją wyjątkowo niebezpieczną przeciwniczką. Ze względu na pozycję Nathaniela w Ministerstwie Magii otrzymaliście za zadanie zrobić wywiad w Ministerstwie i znaleźć informacje pozwalające Wam na bezpośrednie dotarcie do Mai. Strzeżcie się własnych myśli!
Zasady
1. Event jest oparty na zasadach storytellingu. Korzystanie z kostek będzie zminimalizowane, zaś MG będzie brał pod uwagę raczej charakter i zachowanie poszczególnych postaci. Poza nagrodami pewnymi, opisanymi w poście z zapisami, możecie otrzymać dodatkowe profity – im trudniejszy poziom tym wyższe. 2. W zależności od Waszych działań grupa może brać udział w evencie w jednej, dwóch lub trzech częściach. Każda część składa się z kilku do kilkunastu postów Mistrza Gry. 3. Czas na odpowiedź na post Mistrza Gry oraz kolejność gry zostaje podana na końcu każdego postu MG, nie jest stała. 4. W przypadku gdy z uzasadnionego powodu nie jesteście w stanie wyrobić się w określonym czasie proszę o kontakt z @Vivien O. I. Dear w celu przedłużenia czasu. 5. Jeśli nie poinformujecie mnie o poślizgu, brak wyrobienia się w terminie może zostać ukarany konsekwencjami fabularnymi w evencie, a nawet wyrzuceniem z eventu osoby odpowiadającej za poślizg, a także zgodnie z regulaminem - utratą połowy galeonów z konta. 6. Dozwolone wyposażenie jest zależne od grupy i części eventu – wszystko zostaje określone w pierwszym fabularnym poście Mistrza Gry. Pod każdym swoim postem wklejamy poniższy kod, zaś ewentualne straty i zyski odnotowujemy w części „Wyposażenie” – zostaną one przyznane uczestnikom dopiero po zakończeniu eventu.
7. Wszelkie pytania i wątpliwości kierujemy bezpośrednio do @Vivien O. I. Dear – przez wiadomość prywatną lub GG. Aby mieć pewność, że MG widzi iż zakończyliście daną turę oznaczcie ją w ostatnim poście.
Wskazówki przesłane w liście mogą być zaskakujące, bo raczej nikt z Was nie spodziewał się, że swoją wędrówkę rozpoczniecie w Ministerstwie Magii starając się odnaleźć informację o córce Moersa. Dzięki znajomościom Nathaniela udaje Wam się wszystkim wejść do Departamentu Przestrzegania Prawa bez żadnych podejrzeń, niemniej jednak zadbajcie o to aby wtopić się w tłum - prawdopodobnie będziecie musieli wejść do pomieszczeń dostępnych tylko dla pracowników. Zadbajcie jednak najpierw o odpowiednie przygotowanie. Miejsce zbiórki: Korytarz przy Departamencie Przestrzegania Prawa Warunki: Wieczór, lekki półmrok, mżawka Pierwszy post ma charakter wstępny i pozwala mi na ustalenie Waszego samopoczucia, przesłanek i relacji. Choć nie dzieje się w nim dużo to nie lekceważcie go, bo może on mieć wpływ na dalszą fabułę. Zanim cokolwiek zrobicie upewnijcie się czy dopasowaliście się wystarczająco do otoczenia i że jesteście gotowi. Zadania: • Opiszcie swoje samopoczucie oraz obawy dotyczące misji • Określcie swój stosunek do reszty grupy • Opiszcie w jaki sposób dopasowaliście się ubiorem/wyglądem do Ministerstwa Magii • Opiszcie swój ekwipunek – nikt raczej nie chodzi do Ministerstwa objuczony wieloma przedmiotami dlatego każdy z Was może mieć w ekwipunku: 1 przedmioty punktowany (oprócz różdżki), 1 przedmiot niepunktowany, 1 fiolkę dowolnego eliksiru i 200 galeonów. Ekwipunek może zmienić się w następnej części wyzwania. Pamiętajcie aby wybrać mądrze, bo zły wybór może Was pogrążyć! Termin:12 maja, godzina 23 - w tym etapie termin jest krótki ze względu na małą ilość działań, następnym razem będziecie mieli więcej czasu. Kolejność postów: dowolna
Kiedy zobaczyła list z dokładnymi wytycznymi, długo zbierała się z szoku. Czasami ironie losu można było nawet docenić - naprawdę, bywało zabawnie, przewrotnie, zbiegi okoliczności niekiedy wywoływały uśmiech na ustach. Jednak to co działo się z nią i Bloodworthem już dawno przekroczyło granicę wszelkiej przyzwoitości. Przypadkowe spotkania w Hogsmeade były irytujące, ale jakim cudem trafili na siebie nawet teraz? Zaczynała rozumieć jego podejrzenia o prześladowania, zresztą, sama już miała takie odczucia. Trzeba jednak było przyznać, że w tym wypadku praktycznie niemożliwym było to, żeby którekolwiek z nich to sobie zaplanowało. Perspektywa współpracy z chłopakiem wydawała jej się abstrakcyjna, ale przecież nie mogła się wycofać z tak śmiesznego powodu. W zasadzie, czy ona jeszcze w ogóle mogła się wycofać? To już raczej były karty wyłożone na stół i teraz trzeba było grać, nawet jeżeli będzie trzeba mocno blefować i udawać odważniejszą, niż się jest. Cóż, do tej pory takie rzeczy szły jej marnie. Nie miała pojęcia jak ubrać się do Ministerstwa. Co prawda stroje tego typu jej się podobały, nawet na imprezy często wybierała ołówkowe spódnice i koszulę, ale teraz wyzwanie było znacznie większe. Przede wszystkim, musiała wyglądać poważnie. Nie dało się ukryć, że w przypadku niewinnej buzi Emily była to nie lada sztuka. Pierwsze na co zwróciła uwagę to strój. Specjalnie kupiła sobie bordową, ołówkową spódnice, niewielki kawałek za kolano, błękitną koszulę i bordową marynarkę. Chociaż przepadała za obcasami, zwłaszcza przy swoim wzroście, w porządne buty i tak musiała się zaopatrzyć dodatkowo. Nie miała aż tak wysokich szpilek, żeby ukryć niski wzrost. Kiedy przeszła się w nich po dormitorium czuła się jak kompletna kaleka, ale na szczęście po paru próbach nabrała pewnego, stabilnego chodu i teraz jedynie stukała obcasami patrząc przed siebie bez wahania. Włosy upięła w koka zaciskając całość sporą klamrą. Sporo czasu spędziła nad odpowiednim makijażem, bawiąc się w konturowanie. Ostatecznie udało jej się trochę wysmuklić twarz, żeby nie była taka słodka i okrągła, tylko minimalnie bardziej poważna. Na co dzień nie zwracała większej uwagi na podkreślanie oczu, używała co najwyżej lekkiego tuszu. Tym razem zaznaczyła je ciemnymi cieniami i grubą, wyraźną kreską. Czerwone usta to był u niej standard, tym razem mimowolnie sięgnęła po jeden z ciemniejszych odcieni czerwieni. Efekt był jej zdaniem naprawdę zadowalający, z pewnością wyglądała zupełnie inaczej niż normalnie i pewnie w takim wydaniu nie musiałaby udowadniać barmanowi swojego wieku. Zarzuciła cienki, wiosenny płaszcz i zjawiła się na miejscu o czasie. Wiedziała już, że mogła ubrać się trochę cieplej na ten krótki spacer, ale na szczęście zaraz i tak mieli znaleźć się w środku. Docierając do nich, jej pewny chód trochę się zachwiał i przekrzywiła nogę na wysokiej, niestabilnej szpilce. Skrzywiła się, ale zaraz odzyskała rezon. Uśmiechnęła się do @Leonel Fleming, ciesząc się, że ma przy sobie chociaż towarzystwo kuzyna. Spojrzała krzywo na Nate'a, nie pozwalając mu przedwcześnie rzucić żadnego komentarza na temat tego kolejnego, fatalnego zbiegu okoliczności: - Nie prześladuje cię, życie mnie po prostu aż tak nienawidzi, też coraz trudniej mi wyjść z podziwu - mruknęła niezadowolona, chociaż akurat w przypadku tej misji posiadanie go pod ręką pewnie nie było najgorszą opcją - przynajmniej bez problemu dostali się do Ministerstwa. Modliła się tylko, żeby nie spotkać tu ojca, cała reszta wydawała się być znacznie mniej przerażająca. Prawdę mówiąc, starała się nie myśleć o konsekwencjach. Wyłączała tę część w głowie, która z całych sił krzyczała jak fatalnie może się to skończyć. Naprawdę nie rozumiała, co tutaj robiła. To nie było w jej stylu. Pewnie swoją obecnością zaskoczyła i Nate'a i Leo, który może znał ją krótko, ale pewnie nie zrobiła na nim wrażenia osoby, która pląta się w tego typu akcję. Z drugiej strony, przy pierwszym spotkaniu po latach, dowiedział się o wieczystej przysiędze, więc może to nie było aż tak dziwne. Nie wiedziała nawet, że ta dwójka ma ze sobą cokolwiek wspólnego. Zaraz miała się przekonać w jak dużym jest błędzie.
Wyposażenie: Czapka niewidka, eliksir wiggenowy, krzyż dilis (+2OPCM), różdżka, 200g Obrażenia: - Inne efekty: -
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
List z wytycznymi odnośnie ich zadania był dla niego wiadomością tyleż dobrą, co zaskakującą. Z jednej strony okazało się, że w cokolwiek się pakuje, będzie tam ze swoim „bratem” u boku, a to zwiastowało nie tylko łatwość akcji, ale i dobrą zabawę. Jeśli i tak pakował się w kłopoty, dobrze było zrobić to z osobą, której mógł zaufać bez wahania. To była ta dobra wiadomość. Zaskoczeniem okazała się być obecność Rowle; kiedy zobaczył jej nazwisko w treści listu, zupełnie w to nie uwierzył. Odczytywał wiadomość raz po raz, samemu do końca nie wiedząc czy liczy na to, że treść ulegnie zmianie, czy może na to, że na starość zaczął doświadczać wzrokowych omamów. Ostatecznie uznał, że to niemożliwe, by los był aż tak skrajnie złośliwy i zapewne chodzi o inną Emily Rowle, taką, która nie wygląda jak dziecko i nie doprowadza go bez przerwy do szału. Mylił się, co zrozumiał dopiero kiedy posłała mu to pełne niechęci spojrzenie, zbyt charakterystyczne by mogło należeć do kogokolwiek innego. Zmylił go oficjalny strój, wysokie obcasy i mocny makijaż; zmyliły go do tego stopnia, że gdyby nie zdradziło jej zachowanie, być może jeszcze przez moment nie miałby pewności z kim ma do czynienia. Wyglądała znacznie doroślej i, nie ma co ukrywać – bardzo ładnie, choć skrycie uważał, że nieodparty nieco dziecięcy urok pasuje w jej w znacznie większym stopniu. — Uważaj bo uwierzę. Winni się tłumaczą, Ro... — urwał, dochodząc do wniosku, że nierozsądnie jest w tym miejscu mówić do niej po nazwisku i odchrząknął, witając się z Leonelem. Sam Nathaniel wyglądał dość zwyczajnie – nie musiał wcielać się w rolę urzędnika, on po prostu nim był; biała koszula i czarna marynarka stanowiły podstawę jego codziennego stroju, a całości dopełniała standardowo zmęczona urzędnicza twarz i spojrzenie, które zdawało się mówić „nie mam ochoty wypełniać Twoich druczków” – w dodatku w trzech językach. W ręku trzymał dwie teczki wypełnione przypadkowymi dokumentami, opisane jego niezbyt ładnym pismem. — Dasz wiarę, że ta dziewczyna chodzi za mną po całym Hogsmeade, a teraz prześladuje mnie nawet w pracy? Jestem w stanie ją zrozumieć, ale zakrawa mi to o delikatną obsesję. — powiedział do Leo i pokręcił z niedowierzaniem głową. Mówił o Emily w trzeciej osobie, jakby wcale jej tu nie było, ale mimo to podał jej jedną z teczek, aby lepiej wtopiła się w tło. — Nie przewróć się na tych szczudłach. — dodał, poprawiając swoją marynarkę. Misja w Ministerstwie wzbudzała w nim mieszane uczucia; z jednej strony znał je na tyle dobrze, że czuł się tu swobodnie, z drugiej zaś pozostawało ono miejscem jego pracy. Może i dzięki temu wtapiał się dobrze w tłum, ale jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to on poniesie największe tego konsekwencje. To napawało go delikatnym zdenerwowaniem, ale i sprawiało, że bardziej przykładał się do swojego zadania – był czujniejszy, uważniejszy, bardziej skoncentrowany. Wznosił mury oklumencji, jakby bojąc się, że jego myśli są na tyle głośne, że bez tego każdy mógłby je usłyszeć.
Nadszedł wreszcie dzień, w którym istniała spora szansa, że wydarzy się coś ciekawszego, odciągającego od codziennej rutyny, zapewniającego odpowiedni zastrzyk adrenaliny na najbliższy czas. Leonel nie musiał wyjątkowo upodabniać się do pracowników Ministerstwa Magii. Nie dało mu się odmówić znajomości męskiego szyku; przepadał za eleganckimi strojami, toteż tak jak zazwyczaj przywdział na siebie czarny jak smoła garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Zrezygnował jedynie z krawata, twierdząc że jeśli sytuacja w którymś momencie się zaogni, może on zostać wykorzystany przeciwko niemu, choćby do podduszenia. Wszystkie niezbędne mu rzeczy schował do skórzanej, czarnej torby, którą można było zawiesić na pasku na ramieniu. Nie lubił jej, ale wydawała mu się o wiele bardziej poręczna niż teczka, która zwykle towarzyszyła pracownikom ministerstwa; jednocześnie zaś torba nie rzucała się na tyle w oczy, by skierować na niego cień podejrzeń. List z wytycznymi był krótki, acz treściwy i zdecydowanie zachęcał go do działania. Czuł się pewny siebie, w końcu znał swoje możliwości. Bardzo dobrze posługiwał się różdżką zarówno w zakresie zaklęć użytkowych, czarnej magii, jak i obrony przed tą zakazaną sztuką. Ponadto posiadał umiejętność ochrony swojego umysłu przed urokiem wilowatych, hipnozą i legilimencją. Znał się również na artefaktach i ich przemycie, co niewątpliwie dawało mu sporą przewagę w przypadku misji polegającej na odzyskiwaniu skradzionych skarbów. Zdawał sobie sprawę z tego, że nawet pomimo tego iż był wręcz stworzony do tej roboty, ryzyko było spore, ale to jedynie dodatkowo napędzało go do działania, stanowiło kolejny z czynników motywujących. Dzięki świadomości czających się na niego niebezpieczeństw stawał się bowiem jeszcze bardziej skoncentrowany na swoim celu. Tego dnia był dodatkowo w pełni sił, w dobrej formie, więc nie miał żadnego powodu, by nie podchodzić do tego wyzwania z entuzjazmem. Przynajmniej do czasu spotkania z grupą, z którą przyszło mu współpracować… Początkowo cieszył się, że razem z Nathanielem i Emily będą stanowili drużynę, ale kiedy usłyszał przed departamentem ich słowne przepychanki, zaczynał wątpić w sukces całego przedsięwzięcia. Wziął głęboki oddech, starając się odsunąć na bok swój pesymizm, ale nie ukrywał tego, że nie wyglądało to wcale najlepiej. Trudno, nie mieli czasu na wyjaśnianie swoich prywatnych problemów czy nieporozumień, więc musiał mieć po prostu nadzieję na to, że w świetle ewentualnych komplikacji, bądź innych niefortunnych dla nich zdarzeń rozsądek tych dwojga weźmie jednak górę nad wzajemną niechęcią, i zdolni oni będą współdziałać dla dobra całego, niezwykle poza tym zdolnego, trio. - Spokój. – Mruknął wreszcie oschle, z ledwie słyszalnym westchnięciem, adresując swą wypowiedź zarówno do Ślizgonki, jak i swego najlepszego przyjaciela. Wszyscy znali się od lat, ale w tym momencie nie miało to większego znaczenia. Musiał być stanowczy i czujny, jeśli chciał zachować w ich relacjach harmonię, która podczas wykonywania stającego przed nim zadania była elementem praktycznie niezbędnym. - Ta dziewczyna to moja kuzynka, z którą grałeś w dzieciństwie w durnia. Durniu. – Te słowa rzucił już bezpośrednio do Nathaniela. Nie chodziło mu bynajmniej o to, żeby przez wzgląd na rodzinne koligacje Bloodworth jej nie obrażał. Prawdę mówiąc łączące ich relacje kompletnie go w tym momencie nie interesowały. Zależało mu przede wszystkim na tym, by utrzymać ich jakoś w ryzach i dopilnować tego, by ich zachowanie nie rzutowało na ewentualną porażkę. Jedynie z tego względu wspomniał Nate’owi, że Emily to jego rodzina; dając mu tym samym do zrozumienia, że nie jest to przypadkowa osoba i że można jej zaufać. Tak jak podchodził do tej misji ze śmiałością, ale nie lekceważeniem, po tym co zobaczył i usłyszał, miał świadomość tego, że nie będzie łatwo. Mimo wszystko starał się zapomnieć o swoich obawach i mieć się na baczności, szczególnie jeśli chodziło o jego partnerów. W końcu, jeżeli chcieli wyjść stąd żywi, musieli trzymać się razem, dbając o kondycję każdego, również potencjalnie najsłabszego ogniwa.
Choć sam skład drużyny może budzić w Was pewne niesnaski to miejmy nadzieję, że przezwyciężycie konflikty i będziecie w stanie wzorowo współpracować. Wszyscy przygotowaliście się na tyle dobrze, by nie rzucać się szczególnie w oczy, a żeby tego jeszcze było mało szczęście wyraźnie Wam sprzyja - większość magicznych prawników i członków Wizengamotu Departamentu Przestrzegania Prawa znajduje się na ważnej rozprawie, zaś autorzy masowo wybyli na interwencję. W Departamencie pozostali wprawdzie pracownicy Biura Bezpieczeństwa, niemniej jednak jeśli nie będziecie robili dużego zamieszenia to nie zwrócicie ich uwagi. Musicie dostać się do biura Szefa Departamentu - problem w tym, że akurat on pozostał na swoim miejscu...Zadanie: Wymyślcie sposób, aby wywabić mężczyznę z gabinetu i zacznijcie działać! Bądźcie jednak ostrożni - jeśli mężczyzna wróci zbyt szybko nie uda Wam się przejrzeć dokumentacji i możecie mieć poważne kłopoty!Nie umieściłam tej wzmianki w regulaminie eventu, niemniej jednak w kwestii eliksirów zakładam trochę inne użycie - choć fabularnie eliksiry starczą na trzy użycia, to ze względu na trudności związane z eventem proszę, aby każdy eliksir był używany tylko raz.
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Prawdę powiedziawszy, spodziewał się po kumplu raczej wsparcia, a może i nawet nieznacznej aprobaty wobec siły powodzenia jakim się ostatnio cieszył. W każdym razie na pewno nie reprymendy jaką od niego otrzymał, a która sprawiła, że – choć nie widać było tego po jego twarzy – nieznacznie w nim zawrzało. A może to nie niespodziewanie ostre słowa, a poprzedzająca je treść wywołały w nim to zaskoczenie? Z początku nie dotarł do niego sens słów Leonela, załapał je dopiero potem, kiedy w duchu zdążył oburzyć się oschłym „durniem” skierowanym ku jego osobie. Zerknął na Rowle i bez względu na to czy i ona spojrzała na niego, uniósł dumnie podbródek, jakby za wszelką cenę chciał pokazać, że wcale go to nie interesuje; ale interesowało. Wspomnienia zalały jego myśli, a były przy tym tak żywe, jakby rzecz nie działa się przed laty, a zaledwie kilka dni temu. Byłby pewnie przystanął, gdyby nie to, że uparł się, iż nie da po sobie poznać, że ta informacja zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Miał mętlik w głowie, ale... nie było na to teraz czasu. Prowadził ich ku Departamentowi Przestrzegania Prawa Czarodziejów, nie czując się przy tym najlepiej z faktem, iż znajdował się on na tym samym piętrze co biuro, w którym pracował na co dzień. Stres – a może ekscytacja? – spiął nieznacznie mięśnie jego ramion, wyprostował sylwetkę i ostatecznie odebrał mu chęć do dalszych żartów. Może dopiero teraz zrozumiał w pełni jak bardzo – bo przecież najbardziej z ich trójki – ryzykował, podejmując się tej misji. W końcu przystanął by wspólnie opracować jakiś plan, a przede wszystkim podzielić się swoim doświadczeniem i przemyśleniami. — Wygląda na to, że większość poszła do sali rozpraw, ale mimo wszystko musimy uważać. Zresztą założę się, że staruszek nie ruszył się o krok ze swojego wygodnego kąta... jeśli rzeczywiście jest tu coś, co może nam się przydać to właśnie w jego gabinecie. — oznajmił im przyciszonym, pełnym skupienia głosem, marszcząc nieznacznie brwi. Przejście obok tych nielicznych pozostałych urzędników nie powinno sprawić im problemu, gorzej jednak było z wywabieniem szefa z jego gabinetu. Popatrzył na Leo, a potem krótko zerknął na dziewczynę, nie potrafiąc na dłużej zawiesić na niej spojrzenia. — Moim zdaniem powinna zrobić to Emily... gdybyś udała nową sekretarkę, może udałoby Ci się wkręcić go, że oczekuje go ktoś ważny... może sam cholerny Floyd, dlaczego by nie. — westchnął i zaczął grzebać w kieszeni marynarki, szukając czegoś, co ewidentnie tam schował. W końcu wyciągnął z niej kawałek niepozornie wyglądającej tasiemki i zacisnął ją w garści. — Wszyscy wiemy, że beznadziejnie kłamiesz, więc to weź. Zawiąż na nadgarstku pod mankietem koszuli, tak żeby nikt przypadkiem tego nie zobaczył. Podobno sprawia, że nie da się rozpoznać kłamstwa... pod warunkiem, że nie zaczniesz pieprzyć głupot. Mimo wszystko nie potrafił powstrzymać się przed przytykami. Niegroźnymi i właściwie nielicznymi, ale jednak przytykami. Muskając jej dłoń, zwinnie podał jej taśmę obłudy. Wiedział, że jeśli Emily zdoła wywabić mężczyznę z pomieszczenia, powinno im pójść sprawnie; bądź co bądź, on i Leo potrafili działać wspólnie. Spodziewał się, że ze względu na spędzane nad wszelkiej maści dokumentami godziny, to właśnie na niego spadnie obowiązek znalezienia tego, czego potrzebują.
Wyposażenie: eliksir zapomnienia, różdżka, 100 galeonów, taśma obłudy → daję ją Emily Obrażenia: — Inne efekty: —
Pamiętała to. Z całą pewnością z mniejszymi szczegółami niż oni, w końcu była wtedy znacznie młodsza, ale jednak z tyłu głowy miała gdzieś zarys całej sytuacji. Oczywiście nie miała pojęcia, że był wtedy z nimi on, jego nazwiska pewnie nawet wtedy nie zapamiętała na dłużej, niż pięć sekund. Wygląd również jedynie świtał jej gdzieś niewyraźnie, a i tak z całą pewnością był zbyt oddalony od jego obecnego. Oczywiście, Emily w przeciwieństwie do niego, nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Kiedy połączyła fakty i mimowolnie przeniosła spojrzenie na mężczyznę (nieszczęśliwym trafem w tym samym momencie, w którym on spojrzał na nią zupełnie obojętnie) na jej twarzy było widać lekki szok. Pamiętała jak entuzjastycznie była nastawiona do spędzania z nimi czasu, a oni bez przerwy jej dokuczali i dopiero grę w durnia byli w stanie względnie zaakceptować. Świetnie zdawała sobie sprawę, że była wybitnie natrętnym dzieckiem, które wiecznie tryskało dobrym humorem i optymizmem. Nie podobało jej się, że do ich relacji dołączył kolejny, nieznany jej dotąd element. Zaczęła mieć wrażenie, że w jakiś pokrętny sposób naprawdę są na siebie skazani i to jak widać od dziecka dawało o sobie znać. 7 Trzeba było wziąć się w garść i skupić na zadaniu. Po ich ostatnim spotkaniu jakakolwiek współpraca z chłopakiem, o ile to w ogóle możliwe, była jeszcze trudniejsza. Nie miała ochoty nawet go oglądać, a co dopiero rozmawiać i podejmować wspólne działania. Chciała jednak zachowywać się profesjonalnie, żeby oboje zgodnie nie uznali, że jej obecność w tym miejscu to kompletna pomyłka. Za każdym razem dziwnie jej było słyszeć swoje imię w jego ustach. W pewien sposób jej to nie pasowało i nawet zdziwiła się, że użył go w tej chwili, ale potem zrozumiała, że pewnie nie chciał bezmyślnie rzucać nazwiskami w tych okolicznościach. - Poradzę sobie - starała się na niego nie fuknąć w odpowiedzi, chociaż jej ton głosu zdecydowanie zdradzał jej pierwotne zamiary. Wzięła od niego taśmę i rozpięła guzik koszuli przy nadgarstku. Umieściła taśmę pod spodem, a potem zapięła mankiet i dokładnie poprawiła materiał tak, żeby nic nie było widoczne. - Powiem, że Minister prosi go do siebie. Tylko jak się potem z tego wykręcę? - zastanowiła się chwilę, bo mieli nie ściągać na siebie uwagi a tego typu dziwna akcja z niejasnym zakończeniem, właśnie tak mogła się skończyć. Niepotrzebnym zamieszaniem. - Dobra, najwyżej powiem, że się pomyliłam i miałam pójść po kogoś innego - stwierdziła po chwili wahania i kiedy wszyscy zaakceptowali te część planu, ruszyła w kierunku drzwi do gabinetu. Dłonie zaczęły jej się pocić z nerwów. Była beznadziejną aktorką, a tutaj trzeba było odegrać popisową rolę, nawet z taśmą obłudy musiała być ostrożna. Wzięła krótki wdech i zapukała powoli do drzwi, czekając na pozwolenie, żeby wejść do środka. Kiedy je otrzymała, złapała za klamkę i po chwili stała już w progu biura. Uśmiechnęła się lekko i tak swobodnie, jak tylko umiała. Musiała wczuć się w rolę, a to nie było takie proste. - Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, ale Pan Minister prosił o spotkanie. Nalegał, żeby zjawił się Pan jak najszybciej, to wyjątkowo pilna sprawa. Ma Pan moment, żeby pójść ze mną? - brzmiała zupełnie jak nie ona. Postarała się o oficjalny ton, ale jednocześnie chciała brzmieć jak najsympatyczniej. Dobrze, że nigdy nie marzyła o zostaniu aktorką, bo to było dla niej zdecydowanie zbyt męczące. Taśma na jej nadgarstku dodawała jej pewności siebie i nawet pomijając dosłowne jej działanie, sama z siebie brzmiała bardziej wiarygodnie. Kiedy udało jej się opuścić pomieszczenie razem z mężczyzną, ruszyła z nim w kierunku gabinetu Ministra Magii. Po drodze co chwilę zerkała w swój notatnik, zdając sobie sprawę, że musi mieć jakiś pretekst do tego, żeby cofnąć konieczność spotkania. Starała się wyglądać przy tym na zagubioną i kompletnie niezorganizowaną, co w zasadzie nie wymagało od niej szalonej gry aktorskiej, bo dobrze znała to uczucie. Kiedy byli już blisko dotarcia na miejsce, przystanęła nagle i spojrzała na niego spanikowana. Wiedziała, że nie tylko musi odkręcić sytuację, ale też w miarę możliwości grać na zwłokę. - Pomyliłam notatki - przegryzła wargę, zerkając w swoje zapiski a potem przeniosła na mężczyznę skruszone spojrzenie. - Tak, przepraszam, to nie chodziło o pana, nie wiem dlaczego tak wyszło, chyba te strony mi się skleiły i... Merlinie, na pewno stracę tę pracę - niemal pisnęła, załamana wewnętrznie samą sobą, ale szła w zaparte. - Proszę nic nikomu nie mówić, to mój pierwszy dzień, trochę się gubię, ale na pewno się podszkolę i będzie znacznie lepiej. Bardzo mi zależy, gdyby był Pan tak dobry - spojrzała na niego i nagle oparła się plecami o ścianę i przyspieszyła oddech. - Strasznie mi słabo - odgarnęła włosy za ucho i spojrzała na niego przestraszonym, niewinnym spojrzeniem, które niejednego by zagięło. Tylko czy akurat trafiła na dobrą osobę? Może chociaż zlituje się nad jej stanem, bo z tych całych nerwów faktycznie pobladła, co dodawało jej wiarygodności.
Wyposażenie: Czapka niewidka, eliksir wiggenowy, krzyż dilis (+2OPCM), różdżka, 200g + taśma obłudy od Nate'a Obrażenia: - Inne efekty:-
Gdyby nie to, że Nathaniel i Emily zachowywali się zupełnie tak jak pies z kotem, naprawdę byłby szczęśliwy ze składu ich grupy. Mimo że ze swoją kuzynką nie utrzymał już takiego częstego kontaktu jak dawniej, ufał że potrafi ona znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać po jej niewinnym wyglądzie. Co do Bloodwortha nie miał zaś żadnych wątpliwości; w końcu wiele razy działali wspólnie, nie zawsze do końca legalnie, i można by nawet rzec, że rozumieli się jak łyse konie. Konflikt między dwójką uczestników tej misji napawał jednak pewnymi obawami, bo nawet jeśli miał swoich wspólników za roztropnych i profesjonalnych, tak zdawał sobie również sprawę z tego, że niekiedy emocje brały górę nad zdrowym rozsądkiem, a najmniejsza niezgodność pomiędzy nimi może wyprowadzić ich na manowce. Obserwował ich więc uważnie i w jakimś stopniu (choć na pewno nadal martwił się o ich dalszą współpracę) odetchnął z ulgą, widząc jak Nathaniel przekazuje Emily taśmę obłudy i oboje zgodnie wypełniają przydzielone im w planie jego przyjaciela role. Wyglądało na to, że póki co ich ministerialny kamrat przejął dowodzenie, ale tak jak Fleming zwykle musiał mieć nad wszystkim kontrolę, tak teraz zupełnie mu to nie przeszkadzało. Uważał bowiem, że pomysł Nate’a jest odpowiedni, a i sam nie miał nic więcej do dodania. Skoro tak, mógł ich jedynie wspomóc swoimi umiejętnościami, które poza mądrością i sprytem, również nie były przecież bez znaczenia. - Nie mamy zbyt wiele czasu. – Mruknął raczej do Bloodwortha, choć spostrzeżenie tyczyło się w gruncie rzeczy całej trójki. Panna Rowle miała chyba jednak świadomość tego, że musi grać na zwłokę, by zapewnić jemu i Nathanielowi swobodny dostęp do gabinetu szefa departamentu. Ryzyko było ogromne. Szczególnie dla tego ostatniego, który w razie niepowodzenia mógłby zostać wyrzucony z Ministerstwa Magii na zbity pysk. Tylko czy w tej sytuacji powinien się tym w ogóle przejmować? W gruncie rzeczy całe ich trio mogło równie dobrze zostać posłane do Azkabanu za kradzież jakichś tajnych akt, więc utrata wygodnej posadki zdecydowanie schodziła na dalszy plan. Za to nie dało się ukryć, że obecność Bloodwortha dawała im pewną przewagę. Jako jedyny znał tajniki pracy ministerstwa, a i sam był zastępcą szefa departamentu, przez co miał największą wiedzę w zakresie tutejszego obiegu dokumentów i to najpewniej właśnie on najprędzej mógł znaleźć to, czego wszyscy potrzebowali. Leonel nie zamierzał go jednak pozostawić samemu sobie. Machnął różdżką wpierw w jego kierunku, a potem rzucił czar również na siebie. Nie musiał mówić Nathanielowi, że właśnie zastosował na nich Zaklęcie Kameleona, niezwykle w tym momencie przydatne. Co prawda, jeśli ktoś się uważnie przyjrzał, nadal mógł dostrzec zarysy ich postaci, ale na pierwszy rzut oka, kompletnie zlewali się z otoczeniem, co w razie jakiegoś niepowodzenia dawało im także pewną anonimowość. - Szybciej uporasz się z przerzuceniem tych papierów. – Podzielił się swoimi spostrzeżeniami z Bloodworthem, który prawdopodobnie myślał podobnie. – Ja zadbam o to, żebyśmy wyszli stąd w jednym kawałku. – Dodał zaraz po tym, skrótowo, bo nie mogli sobie pozwolić na dłuższą dysputę nad przeróżnymi szczegółowymi kwestiami ich jakże wspaniałego planu. Każdy z nich miał swoje zadanie i miał je wykonać jak najlepiej, samemu dobierając adekwatne jego zdaniem środki. Leonel uderzył więc jeszcze niezbyt mocno Nate’a w ramię, niejako na pożegnanie, a sam zajął miejsce niedaleko wejścia do gabinetu, dające mu pogląd zarówno na jego kumpla-złodzieja, jak i na korytarz. Miał zamiar pilnować czy aby rzucone przez niego Zaklęcie Kameleona nie przestało nagle działać, by ewentualnie je ponowić, a także czy przypadkiem szef departamentu nie zdecydował się przedwcześnie powrócić do swoich czterech ścian. Ktoś mógłby powiedzieć, że przypadła mu mało ciekawa rola, chociaż z pewnością nie była ona mniej istotna od wyzwań postawionych przed pozostałą dwójką. Potrzebny był im w końcu swego rodzaju łącznik pomiędzy Emily i szefem a Nathanielem. Ponadto w razie jakichkolwiek komplikacji to także i na Flemingu spoczywała odpowiedzialność za bezpieczeństwo grupy i to właśnie on był tą osobą, która w niesprzyjających okolicznościach, miała wywołać jakieś małe zamieszanie pozwalające im ulotnić się z miejsca zdarzenia.
Emily dość skutecznie udało się zająć szefa departamentu, dzięki czemu odpowiednio zabezpieczony Nathaniel mógł wejść do pomieszczenia. Już od samego początku los zdecydowanie nie był sprzyjający - tuż po wejściu do gabinetu na stopę mężczyzny opadło pokaźne tomiszcze, które dość mocno pogruchotało jego stopę - zapewne nie udało mu się powstrzymać krzyku, a stłuczenie stopy znacznie spowolniło poruszanie się. Może warto coś z tym zrobić? Utykający Nathaniel dostał się jednak do regału, w którym znajdowały się teczki poszczególnych pracowników - wprawdzie były one zabezpieczone przed magicznych przeszukaniem, niemniej jednak ułożono je rocznikami, więc mężczyźnie bez problemu udało się znaleźć osiem kart kobiet zbliżonych wiekowo do poszukiwanej Mai. Tylko, która z kobiet była nią? Wydawać by się mogło, że najważniejsze wydarzenia miały miejsce w gabinecie, ale nic bardziej mylnego - gdy Nathaniel przeczesywał kartoteki korytarzem przechodziła kobieta. Huk spadającej książki zaniepokoił ją.W pewnym momencie zawiesiła wzrok nieopodal stojącego przy wejściu do gabinetu Leonela? Czyżby go widziała? Trzeba było szybko odwrócić jej uwagę! W międzyczasie Emily doskonale wykonywała swoją pracę. Szef Departamentu choć początkowo zdziwiony obecnością młodej, nieznajomej kobiety, dość szybko uwierzył w to co powiedziała (czemu bez wątpienia sprzyjała taśma obłudy), niemniej jednak nie wszystko szło po myśli młodej panny Rowle. Gdy mężczyzna dostrzegł, że dziewczynie jest słabo ochoczo zaproponował. - Może pójdę po kogoś z pomocy medycznej? - zapytał dziewczynę. Emily nie mogła do tego dopuścić - pielęgniarka na pewno zorientowałaby się, że nie ma w aktach osoby o takim imieniu i nazwisku.
Zadania: 1. @Nathaniel Bloodworth - zacznij od przeszukania kartotek pracowniczych. Chociaż nie znasz fałszywych danych Mai, to szczątkowe informacje podane w początkowych postach eventu (nie tylko w Twojej grupie), mogą być Ci pomóc w identyfikacji kobiety - wbrew pozorom nie jest ona aż tak sprytna jak jej się wydaje. Możesz również zapoznać się z informacjami o Plejadach. Wybierz maksymalnie dwie kartoteki. Postaraj się zachować porządek. 2. @Leonel Fleming - odwróć uwagę kobiety. 3. @Emily Rowle - nie pozwól aby szef departamentu powiedział komukolwiek o Twojej obecności w Ministerstwie.
Kartoteki pracowników: 1. Plejone De More - ma 31 lat i ukończyła Hogwart, była w Ravenclawie. W Ministerstwie pracuje od ponad 9 lat. Do jej zainteresowań należy czytanie powieści oraz zielarstwo. Jest zamężna, ma dwie córki. 2. Talissa Donstanello - ma 34 lat i ukończyła Beauxbatons. Od 12 lat pracuje w Ministerstwie - pierwsze cztery lata przepracowała jako ambasador Francji, jednak po wyjściu za mąż zamieszkała na stałe w Anglii i przeniosła się do Dep. Przestrzegania Prawa. 3. Vanessa Baggins - ma 26 lat i byłą w Ravenclawie. Roczny staż pracy. Brak danych na temat rodziny i zainteresowań. W aktach widnieje upomnienie za dyskryminację w zakresie czystości krwi. 4. Ajtra V. Atlas - ma 28 lat i ukończyła Hogwart, była w Slytherinie. W Ministerstwie pracuje od 7 lat. Do jej zainteresowań należy magia umysłu, ma na swoim koncie również publikacje dotyczące zaklęć niewybaczalnych i ich karalności. Brak informacji o rodzicach, ma sześć sióstr. Zamężna, jej mąż pracuje w Magimilicji. 5. Eleonore Hudgens - ma 22 lata i ukończyła Hogwart w Hufflepuffie. W Ministerstwie pracuje zaledwie od kilku miesięcy. Brak danych na temat jej zainteresowań oraz rodziny. 6. Madelaine O. E. Remington - Sanders - ma 32 lata, była w Ravenclawie. W Ministerstwie pracuje cztery lata. Wcześniej zajmowała się handlem zagranicznym i interesuje ją rzeczoznawstwo. Brak danych na temat rodziny, niemniej jednak w kartotece w sekcji odwiedzin odnotowano dwie kobiety podające się za jej siostry. 7. Hermia Rosem - ma 25 lat i ukończyła Hogwart, była w Slytherinie. W Ministerstwie pracuje od 3 lat. Do jej zainteresowań należą podróże, a także hipnoza. Brak informacji o rodzinie. 8. Anna Von Baum - 27 lat. Absolwentka Trausnitz, dwuletnie doświadczenie Wcześniej mieszkała i pracowała w Niemczech. Potwierdzona umiejętność oklumencji. Brak informacji o rodzinie.
W związku z bardzo dużym poślizgiem z mojej strony (za który oczywiście bardzo mocno przepraszam) każdy z Was otrzymuje 30 galeonów! Zaznaczcie to w ekwipunku. Uwaga: proszę, żeby każda osoba zgłaszała mi swój ewentualny poślizg osobno, w miarę możliwości osobiście.
Ich małe trio bez większych dyskusji podzieliło się obowiązkami, uwzględniając mocne i słabe strony każdej jednostki. Prawdę powiedziawszy Leonel wolałby przeczesywać w tym momencie dokumenty, ale zdawał sobie sprawę z tego, że Nathaniel jest znacznie bardziej obeznany z ministerialną papierologią Przypadła mu więc rola dość niewdzięczna i modlił się w duchu, by jego przyjaciel uwinął się ze swoją robotą zanim nastąpią jakieś komplikacje. Niestety, ledwie Bloodworth przekroczył próg gabinetu, kiedy na zewnątrz dało się słyszeć głośny huk. Leonel nie był pewien co to dokładnie było, ale coś w gabinecie ewidentnie runęło z rumorem na podłoże, co wyraźnie zainteresowało przechadzającą się nieopodal kobietę. Ta zwróciła swe spojrzenie w kierunku młodego Fleminga, który miał teraz cholernie ciężki orzech do zgryzienia. Najłatwiej byłoby odwrócić w jakiś sposób jej uwagę, jasne. Problem tkwił w tym, że jego sylwetka nadal skryta była pod płaszczem Zaklęcia Kameleona, a nagłe zakończenie jego działania i ujawnienie się bogu ducha winnej nieznajomej zdawało się kompletnie idiotycznym pomysłem. Nie miał w końcu pewności czy go zauważyła. Skoro zwróciła uwagę na hałas, istniało spore prawdopodobieństwo, iż nadal pozostaje w ukryciu. Ale gdyby teraz anulował Zaklęcie Kameleona, a kobieta dostrzegłaby mężczyznę, którego jeszcze chwilę wcześniej tam nie było, raczej mieliby przechlapane. W końcu kto skrywa się za pomocą takich czarów, będąc w Ministerstwie Magii? W takim wypadku z pewnością uznałaby go za złodzieja czy inną osobę niepożądaną. Kto by pomyślał, że Zaklęcie Kameleona przysporzy mu więcej problemów niż korzyści… Wyglądało na to, że musi podejść do tematu nieco inaczej. Domyślał się, że kobieta najpewniej zechce sprawdzić, co wydarzyło się w gabinecie, który właśnie przeszukiwał Nathaniel, ale jednocześnie nie było żadnej gwarancji czy czasem nie zignoruje po prostu tego dźwięku, udając się w swoim kierunku. Leo postanowił więc po prostu poczekać, ściskając jednak w pogotowiu swoją różdżkę. Miał zamiar użyć jej tylko w dwóch przypadkach: jeśli okaże się, że on sam został zauważony lub jeśli przybyszka zacznie kierować się w stronę gabinetu szefa departamentu. Oczywiście liczył przy tym na to, że zabiegana i obarczona wieloma obowiązkami urzędniczka zignoruje źródło hałasu i nie będzie im się wcale naprzykrzać. Jednakże w przypadku drugiej z możliwości zamierzał uciec się do prostego, acz niezwykle przydatnego zaklęcia Petrificus Totalus, rzecz jasna rzuconego niewerbalnie. Porażenie całego ciała, niemożność poruszania ustami, a tym samym krzyku? Brzmiało idealnie. Planował jednak wyczekać na odpowiedni moment, aż kobieta przejdzie obok, znajdując się już tyłem do niego. Nie chciał przecież, by w razie jakichś kolejnych problemów potrafiła go zidentyfikować. W końcu nawet jeśli ukrywał się pod „kameleonem”, tak jeśli ktoś przyjrzał się uważniej, mógł dostrzec choćby zarys jego sylwetki, co już mogło powiedzieć o nim zbyt wiele. Nie mógł także pozwolić oddalić się nieznajomej na zbyt duży dystans z uwagi na to, że w przypadku skutecznego porażenia jej ciała, musiał ją złapać, aby nie narobiła jeszcze większego hałasu niż sam Nathaniel. Z oczywistych względów nie mógł także dopuścić do sytuacji, w której kobieta otworzyłaby drzwi do gabinetu, nakrywając Bloodwortha na gorącym uczynku. Jeżeli jednak udałoby mu się zrealizować swój plan, miał zamiar położyć kobietę kilka kroków od wejścia do pomieszczenia, twarzą do podłogi, a następnie użyć na jej ciele niewerbalnego Zaklęcia Kameleona, by przypadkiem nie rzucała się w oczy innym potencjalnym przechodniom. Planował również zaalarmować o kłopotach Nathaniela, pokazując mu tym samym, że powinien się jeszcze bardziej pośpieszyć. W tym celu (jeśli poprzednie kroki zakończyłyby się sukcesem) ostrożnie uchylił drzwi, wrzucając do gabinetu samotnego galeona. Domyślając się, że jego kompan ślęczy gdzieś w głębi pokoju, prawdopodobnie przy biurku gospodarza, rzucił monetą nieco dalej, by chłopak na pewno usłyszał jej świst, ujrzał jej błysk w powietrzu lub usłyszał jej uderzenie o któryś ze stojących w pomieszczeniu mebli. Dlaczego moneta? Potrzebował bowiem jakiegoś subtelnego sposobu na porozumienie się ze swoim kompanem, takiego który Nate zrozumie, a zarówno sygnał dźwiękowy, jak ewentualne posłanie po niego patronusa mogło ściągnąć na nich czyjąś uwagę. Poza tym musiał działać szybko, by nie spuszczać z oczu ministerialnego korytarza. W końcu ta kobieta niekoniecznie musiała być jedyną zabłąkaną duszą, choć miał głęboką nadzieję, że nikt inny nie zdecyduje się już na tego rodzaju spacery.
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Jej mina wyraźnie wskazywała na to, że dziewczyna, podobnie jak i on, nie spodziewała się, że mogli znać się już wcześniej. Jemu udało się ukryć swoje emocje, ona zaś pokazywała wszystko jak na tacy – była zszokowana, może zmieszana. Wcale jej się nie dziwił, ba, podzielał te uczucia i jedynie spychał je na dalszy plan, skupiając się na tym co istotne. Czuł, że po tym wszystkim powinni ze sobą porozmawiać, chociaż Emily prawdopodobnie nie będzie miała na to ochoty. Nie mógł jej o to winić, przecież usilnie próbował doprowadzić do takiego stanu rzeczy. Miał czego chciał. — Będziesz musiała improwizować. — zignorował jej fuknięcie i odprowadził ją wzrokiem kiedy przystąpiła do działania, mimowolnie zawieszając go na podkreślonych ubiorem kształtach. Nieznacznie skinął też głową, biorąc na siebie obowiązek odszukania odpowiednich dokumentów. Postawiono przed nim odpowiedzialne zadanie, lecz nie to napawało go zdenerwowaniem... wiedział, że jeśli ktokolwiek przyłapie go na gorącym uczynku, będzie miał przerąbane. Gdyby tylko stał na czatach, mógłby się jakoś wykpić, a w takim wypadku nie sądził by znalazł odpowiedni argument na włamanie się do biura wysoko postawionej osoby. Niemniej, nie protestował – sam również od razu pomyślał, że to właśnie on powinien to zrobić, bo jako jedyny ogarniał cały ten urzędniczy bałagan, w którym łatwo było się pogubić. — Daj znak. — mruknął do Leo, po czym bez dalszego zwlekania wszedł do gabinetu. Miał oczywiście na myśli znany im obojgu sygnał stosowany od lat (chociażby w szkolnych murach ilekroć chcieli coś razem przeskrobać) – pojedynczą monetę, która oznaczała, że należy się wycofać. Czuł spinającą mięśnie presję czasu i prawdopodobnie właśnie to – nieprzemyślany, nieostrożny pośpiech – sprawiło, że trącił potężne tomiszcze, które musiało znajdować się niebezpiecznie blisko krawędzi mebla, na którym było położone. Choć szybko dotarło do niego co się stanie, nie zdołał nijak uniknąć literackiego ataku; książka runęła z hukiem na jego stopę, a on podniósł do ust rękę i zacisnął zęby na dłoni, aby stłumić ewentualny, niepożądany jęk bólu, który mógłby mu się wyrwać. W myślach wypowiedział szalenie długą wiązankę przekleństw we wszystkich językach jakie tylko były mu znane, lecz w rzeczywistości nie wydał z siebie nawet najcichszego dźwięku. Nie zwlekał też, pomimo bólu nie zapomniał o swoim zadaniu i, utykając, dopadł do szafki, gdzie, jak przypuszczał, znajdowało się to czego szukał. Wybrał osiem interesujących go teczek, położył je na biurku w taki sposób, by nie zaburzyć ich kolejności i rozpoczął pospieszne przeszukiwanie. Mogli się spodziewać, że cholerna Moersówna nie poda swoich prawdziwych danych, ale musiał istnieć sposób by spośród możliwych akt wybrać te właściwe. Analizował to co miał przed oczyma, starając się jednocześnie zachować możliwie chłodną logikę. Presja czasu wcale mu w tym nie pomagała, ale na szczęście jakoś mu się to udawało. Starał się nie myśleć o tym jak idzie Emily, choć był na to poniekąd skazany – w końcu od skuteczności jej działań zależało to ile będzie miał czasu na przeszukanie gabinetu w poszukiwaniu cennych informacji na temat córki Moersa. Nie potrafił ocenić jak dobrze czy źle jej pójdzie, dziewczyna była dla niego zagadką: z jednej strony bywała jak otwarta księga, z drugiej zaś... wciąż żyła, prawda? A to oznaczało, że udawało jej się ukryć sekret o wieczystej przysiędze. Może paradoksalnie „nauczył” jej sztuki oszustwa? Cóż, oboje woleliby gdyby nigdy nie musiała opanowywać tej umiejętności... Na podstawie informacji jakie otrzymali jeszcze przed pojawieniem się w Ministerstwie, wybrał ostatecznie dwie teczki – jedna opatrzona była imieniem Plejone De More, druga zaś Ajtra V. Atlas. Wydały mu się najbardziej prawdopodobnymi typami, choć zastanawiał się czy nie dobrać jeszcze jakiejś. Nie był świadom rozgrywającej się tuż za drzwiami sceny i dopiero kiedy drzwi nieznacznie się uchyliły, w przestrachu od razu podniósł ku nim wzrok. Do środka wpadła moneta, co niosło ze sobą jeden przekaz – musiał stąd jak najszybciej spadać. Spojrzał na dokumenty raz jeszcze, starając się jak najdokładniej zapamiętać zawarte w nich informacje, po czym złożył wszystko, pilnując by zgadzała się kolejność. Starannie odłożył je na regał. Jeśli mógł już stąd wyjść, spróbował dopaść do drzwi. Boleśnie obita stopa dosadnie o sobie przypomniała kiedy tylko zrobił pierwszy krok, zatrzymał się więc i rzucił niewerbalne episkey, z gorzkim rozbawieniem stwierdzając, że ostatnio używał tego zaklęcia częściej niż by sobie tego życzył. Będąc już na korytarzu, powiódł spojrzeniem w poszukiwaniu odznaczających się konturów Leonela. Ku jego zdziwieniu, dojrzał nie tylko kumpla, ale i łatwy do przeoczenia kształt na podłodze. Nie był pewien co tu zaszło, ale mógł się domyślać, że skoro tak postąpił, nie było innego wyjścia – Fleming nie zwykł działać pochopnie. — Widziała coś? — szepnął, lecz nawet nie czekał na odpowiedź, po prostu odchylił połę marynarki i z wewnętrznej jej kieszeni wyjął fiolkę, w której znajdował się eliksir zapomnienia, gotów jej go podać.
Teczki: 1, 4
Wyposażenie: eliksir zapomnienia, różdżka, 100 + 30 galeonów Obrażenia: stłuczona stopa – próbuję leczyć ją za pomocą „episkey” Inne efekty: —
Cieszyła się z podziału zadań. Mogła odejść z dala od Nate'a, wbrew pozorom złapać oddech. Właściwie drobna improwizacja wydawała jej się banalnym zadaniem w porównaniu z przebywaniem w jego obecności i trzymaniem emocji na wodzy. Obiecała sobie, że pogodzi się z klątwą, którą niewątpliwie ktoś na nich rzuci i nauczy się normalnie funkcjonować z chłopakiem w pobliżu, ale to było trudniejsze, niż można przypuszczać. Po wyjściu z jego mieszkania przepłakała całą noc, kolejny dzień przeleżała w łóżku, a kolejny chodziła w tę i we tę po błoniach walcząc ze sobą i ze wszystkich sił starając się ogarnąć. Kiedy przeczytała list z którego dowiedziała się z kim musi pracować, miała ogromną ochotę się wycofać. Czy to w ogóle było tego warte? Odpowiedź była w zasadzie dość prosta, a jednak Emily podjęła całkiem sprzeczną z nią decyzję. Nie chodziło już o adrenalinę (chyba?) towarzyszącą zadaniu. Chodziło o to, żeby coś jemu sobie udowodnić. Zwalczyć wszystkie te cechy, których w sobie nie lubiła i które regularnie przed nim obnażała. Pokazać się z innej, silniejszej strony, jakby te wszystkie wydarzenia były przeszłością i niczym innym. Musiała nauczyć się panować nad emocjami, ukrywać je choć odrobinę skuteczniej, bo odsłaniając się tak pokazowo, była skazana na porażkę. Jak to mówią, plany planami, a życie życiem. Leonel pokrzyżował jej postanowienia, wyskakując z tym nowym faktem, który pewnie obojga zbił z tropu, ale tylko po niej było to widać. Znowu. Wiedziała, że Nate ponownie ma podane wszystko jak na tacy, a ona mogła tylko skarcić się w myślach za taką nieuważność. To był pojedynczy błąd i nie mógł się powtórzyć w dalszym przebiegu misji. Kiedy wróci z ryzykownego spaceru z szefem departamentu, będzie dokładnie tak jak planowała. Na pewno. Była całkiem skuteczna w działaniach, ale teatralne omdlenie było chyba zbyt obrazowe i zbyt wiarygodne, skoro mężczyzna poczuł, że Emily potrzebuje większej pomocy. Starała się nie zerwać od razu na równe nogi, tylko spojrzała na niego jeszcze odrobinę nieprzytomnym spojrzeniem, ale powoli zaczęła zachowywać się, jakby wracała do siebie. - Nie, nie. Czasami po prostu tak reaguje na stres, ale to nic takiego. Muszę iść do łazienki przemyć twarz zimną wodą i wszystko będzie dobrze - pokręciła głową, odgarniając włosy za ucho i zerkając na mężczyznę. - Proszę tylko o dyskrecje, jeśli to możliwe, naprawdę nie chciałabym stracić pracy na samym początku - przegryzła wargę i jeśli mężczyzna pozwolił jej odejść, skierowała kroki w kierunku łazienki. Nie miała potrzeby tam iść, ale na wszelki wypadek wolała trzymać się swojej wersji, szczególnie, że on pewnie będzie zmierzał w kierunku swojego gabinetu. Na szczęście byli od niego kawałek i Emily miała nadzieje, że Leonel i Nathaniel nie próżnują, bo mieli całkiem sporo czasu, na znalezienie tego co konieczne.
Wyposażenie: Czapka niewidka, eliksir wiggenowy, krzyż dilis (+2OPCM), różdżka, 230g + taśma obłudy od Nate'a Obrażenia: - Inne efekty: -
Leonel zachował spokój i nie działał pochopnie doskonale planując potencjalne rozwiązania i chłodnie oceniając sytuację. Roztropność popłaciła - kobieta odwróciła głowę i poszła w swoją stronę po chwili znikając z jego pola widzenia. Byliście bezpieczni, przynajmniej do czasu. W tym samym czasie Nathaniel sięgnął po kartoteki - po dłuższej chwili zastanowienia wybrał dwie z nich. Rzucone przez niego zaklęcie zniwelowało ból, dlatego wydawało się, że wszystko idzie jak po maśle - wystarczyło posprzątać po sobie, aby móc opuścić gabinet i zmierzać w stronę wyjścia. Emily udało się pozbyć mężczyzny - dobrze jednak, że faktycznie podążyła do łazienki. Szef departamentu był z natury bardzo podejrzliwy, więc jeszcze przez moment patrzył w tamtą stronę sprawdzając czy dziewczyna go nie okłamała, a dopiero po chwili poszedł w kierunku swojego gabinetu.
Zadania: @Nathaniel Bloodworth - Upewnij się, że nie zostawiłeś żadnych śladów, a następnie rzuć również kostką - jeśli wypadnie mniej niż 5 oczek udało Ci się opuścić gabinet przed powrotem szefa departamentu. W innym razie do akcji musi wkroczyć Leonel. @Leonel Fleming - jeśli Nathaniel wyrzucił liczbę mniejszą niż 5 możecie szukać Emily, aby razem opuścić Ministerstwo. W przypadku gdy Nathaniel wyrzucił 5 lub 6 musisz odwrócić uwagę szefa departamentu, który wraca do gabinetu, tak aby Nathaniel miał szansę go opuścić. @Emily Rowle - spróbuj dołączyć do reszty towarzyszy albo przynajmniej skontaktować się z nimi, skoro wkrótce macie opuścić Ministerstwo. Uważaj, aby szef Departamentu Przestrzegania Prawa Cię nie zobacyzł.
W związku z bardzo dużym poślizgiem z mojej strony aby kontynuować event płynnie i bez blokowania Waszych postaci, zakładam wprowadzenie wszelkich konsekwencji fabularnych w sposób logiczny, tak aby nie burzyć Waszych obecnych fabuł - wiąże się to również z rezygnacją z najcięższych konsekwencji.
Termin: 17 lipca, godzina 17 Kolejność: Zaczyna Nathaniel, reszta dowolna
______________________
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Trudno powiedzieć, by był wyluzowany, ale w momencie kiedy zapoznał się z treścią wybranych przez siebie teczek, poczuł ulgę i spokój, które uświadomiły mu, że przez cały ten czas był spięty. Choć nie, to złe słowo – był skupiony w takim stopniu, że poświęcał uwagę jedynie najważniejszej czynności, całą resztę wykonując automatycznie, jakby jego ciało było pod wpływem imperiusa i wykonywało polecenia zupełnie innej osoby. Taki sposób postępowania był chyba najwłaściwszy, gdyż dość szybko uwinął się ze swoim zadaniem. Zdążył przeczytać dokumenty tyle razy, że wątpił aby coś istotnego miało mu umknąć i najwyraźniej miał jeszcze chwilę, gdyż do tej pory Leonel nie dał mu znanego im obu sygnału ostrzegawczego. Nie spieszył się – choć nie narobił dużego bałaganu, z uwagą odłożył wszystkie dokumenty na miejsce, zwracając szczególną uwagę na kolejność w jakiej były ułożone. Poprawił wszystkie przedmioty jakich tylko dotknął, upewniając się, że nie pozostawił niczego w nieładzie. Podniósł również książkę, która tak boleśnie obiła mu stopę i odstawił ją na półkę. Kiedy po raz ostatni ogarniał wzrokiem gabinet, w oczy rzuciła mu się butelka drogiej whisky, z której najwyraźniej popijał sobie staruszek. Nate popatrzył na nią tęskno, wiedząc, że nie może jej teraz ruszyć i odnotował, że może sam powinien sprawić sobie podobną. Pewien, że wszystko jest w porządku, wyszedł na korytarz, cicho zamykając za sobą drzwi. Będąc już na zewnątrz, rozejrzał się aby upewnić się, że nie ma tu nikogo poza nimi i jeśli w istocie tak było, zdjął z siebie zaklęcie kameleona. — Jak leci? — zapytał Leo, układając pytanie w taki sposób, by nie wzbudzało ono podejrzeń niepożądanych słuchaczy. Chciał wiedzieć, czy i u niego wszystko poszło tak gładko jak w gabinecie.
Cieszyła się, że bez problemu udało jej się uciec mężczyźnie. Nie wyglądało na to, żeby miał jakieś większe podejrzenia, ale Emily była ostrożna do samego końca. Zostawiła lekko otwarte drzwi od łazienki i przepłukała twarz wodą. Odczekała dłuższą chwilę i sięgnęła po czapkę niewidkę ze swojej torebki. Lepiej było dmuchać na zimne. Nie chciała wyłożyć się na ostatniej prostej do zakończenia swojego zadania. Po chwili spędzonej przy lustrze, ubrała na siebie tę czapkę i bezszelestnie opuściła łazienkę, nie ruszając drzwi koło siebie. Ostrożnie i uważnie przeszła korytarzem w poszukiwaniu reszty swojej "grupy". Wróciła do miejsca w którym się rozeszli i w końcu namierzyła ich spojrzeniem. Wyglądało na to, że u nich też plan się udał. Powoli, dalej zachowując czujność podeszła do Leo i Nate'a. Nie była pewna, czy zdejmować czapkę. Gdyby teraz w okolicy pojawił się szef departamentu, ciężko byłoby się z tego wytłumaczyć. Stali zdecydowanie zbyt blisko jego gabinetu, a Emily wolała nie ryzykować. Nachyliła się lekko w kierunku Leo - zbierajmy się stąd - szepnęła. Nikogo nie widziała w pobliżu, ale nie było sensu podnosić głosu. Teraz musieli tylko sprawnie opuścić ministerstwo.
Wyposażenie: Czapka niewidka, eliksir wiggenowy, krzyż dilis (+2OPCM), różdżka, 230g + taśma obłudy od Nate'a Obrażenia: - Inne efekty: -
Czekał w gotowości, mając nadzieję że kobieta nie zechce urządzić im żadnych problemów. Jak się okazało jego powściągliwość i daleko posunięta ostrożność popłaciła, bo rzeczywiście urzędniczka nie zwróciła nawet na niego uwagi, a najwyraźniej zajęta swoimi biurowymi sprawami, postanowiła zignorować również to, co działo się w gabinecie szefa departamentu. Prawdę powiedziawszy był z tego rad, bo w innym wypadku musieliby w jakiś sposób pozbyć się niewygodnego świadka, a taka sytuacja stwarzałaby już spore pole do potencjalnych błędów. Dlatego też odetchnął z ulgą, kiedy nieznajoma przeszła dalej korytarzem, choć mimo wszystko spoglądał nerwowo w kierunku drzwi wejściowych. Zdawał sobie sprawę z tego, że przeszukanie pomieszczenia może chwilę potrwać, ale liczył na to, że Nathaniel dość szybko uwinie się ze swoim zadaniem. Znał go nie od dziś i wiedział, że nie spędzi w tym gabinecie choćby minuty dłużej niż to konieczne, a jednak po plecach przeszedł mu nawet pewien dreszczyk emocji. Uczucie zniknęło dopiero wtedy, kiedy Leonel ujrzał jak drzwi otwierają się szerzej, a po chwili dostrzec mógł już facjatę swojego przyjaciela. Sam także rozejrzał się dookoła, żeby zdjąć z siebie w odpowiednim momencie Zaklęcie Kameleona. W odpowiednim, to znaczy takim, by czasem nikt poza samym Nathanielem nie zdziwił się na nagły widok człowieka, którego wcześniej tam nie było. - Bywało lepiej… – Mruknął tylko, chociaż subtelnym uśmiechem pokazał również Bloodworthowi, że nie wydarzyło się nic, czym musieliby się przejmować. Jego rola na czatach zakończyła się, i to z sukcesem, co przyjął z ogromną wręcz aprobatą. Nienawidził takiego podziału obowiązków, w którym to nie na wszystko miał wpływ, ale niestety – nieraz bywał on czymś nieuniknionym. - Chodźmy. – Rzucił po chwili, wskazując Nate’owi gestem dłoni, że czas ruszyć swoje cztery litery. Początkowo miał dodać coś w stylu „poszukajmy Emily”, ale zdawał sobie sprawę z tego, że używanie imion nie jest do końca rozsądne. Zupełnie przypadkiem ktoś mógł otworzyć swój gabinet i zacząć węszyć pośród wypowiedzianych przez nich słów podstępu. Co prawda nie musiał używać imienia, a nawet i ono, nie powinno wzbudzać żadnych większych podejrzeń, ale jednocześnie mówienie Bloodworthowi co mają dalej robić w sytuacji, w której było to oczywiste, raczej należało uznać za zupełnie niepotrzebne. Fleming zrobił więc krok naprzód, ale w gruncie rzeczy czekał aż to jego przyjaciel wyminie go i stanie na przedzie pochodu. Pamiętał drogę na górę, ale musieli jeszcze odnaleźć Emily, a przecież nikt z całej trójki nie znał krętych korytarzy Ministerstwa Magii lepiej niż Nathaniel. Wtem usłyszał kobiecy głos, który tak dobrze znał. Wyglądało na to, że problem sam się rozwiązał. Leonel skinął tylko głową, potakując tym samym pannie Rowle. Słowa były zbędne, chciał jak najszybciej opuścić budynek, nie ryzykując tym, że zostaną przez kogoś zdemaskowani.
Udało się! Dzięki ostrożności @Nathaniel Bloodworth, czujności @Leonel Fleming i pomysłowości @Emily Rowle zdobyliście kartoteki i opuściliście Ministerstwo bez żadnych przeciwności - ba, nieopodal wejścia udało Wam się znaleźć zagubione przez kogoś galeony - na każdego z Was przypadło po dwadzieścia. Mogłoby się wydawać, że teraz czeka Was stosunkowo proste zadanie - odgadnięcie, której z kobiet poszukujecie. Nie dajcie się jednak zwieść - Moersówna zadbał o to by zadanie nie było zbyt łatwe... Oczekujcie dalszych instrukcji w przeciągu najbliższych godzin!
______________________
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Czy to dzieje się naprawdę? Dokładnie to pytanie nie opuszczało dziewczyny od ostatnich tygodni. Jej nadgarstek nosił czerwone ślady od ciągłego szczypania się, z obawy, że to tylko sen. Dziewczyna kilka miesięcy temu skończyła studia, po raz ostatni opuszczając mury zamku. Nie było to dla niej łatwe, ani przyjemne, wiedzieć, że nigdy już nie postawi w nim stopy jako uczeń. Jednak o ile napawało ją to smutkiem, o tyle podsycało w niej także ciekawość i pragnienie odkrywania co niesie przyszłość. A przyszłość, o dziwo wyglądała całkiem kolorowo. Już za pierwszym razem udało jej się dostać na staż do Ministerstwa Magii - rozdarta pomiędzy Departamentem Tajemnic, a Siedzibą Główną Aurorów, zdała się na zwykły rzut monetą. Kiedy miedziany kunt obracał się w powietrzu, odpowiedź przyszła do jej głowy sama. Jakby naturalnie powędrowała w jej myśli wprost z serca. Bądź co bądź, od dziecka co jakiś czas pojawiało się w nim jedno pragnienie.
- Przepraszam? Ech, przepraszam? - Zapytała ponownie, tym razem specjalnie podnosząc głos. Ciężki plik dokumentów prawie przeważał ją do przodu, jednak bez zająknięcia trzymała ją w rękach. Miała do rozwiązania jedną kwestię, jeden z raportów z przeprowadzonych ostatnio działań na szajce handlarzy nielegalnymi różdżek pozostawał nieuzupełniony. Pech chciał, że potrzebne jej dane miał tylko Szef Biura Aurorów. Ten sam, który teraz ominął ją tak, jak omija się... Właściwie nie mogła znaleźć porównania do tego, co ignoruje się równie mocno, jak on dziewczynę. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało, by ktoś patrzał przez nią jak przez powietrze. Przez moment zastanawiała się czy ktoś w ramach żartu na nowicjuszce nie rzucił na nią Zaklęcia Niewidzialności, ale czy wtedy ten piegowaty stażysta szczerzyłby się do niej przez cały dzień? Nie, zdecydowanie była widzialna. Przynajmniej przez większość.
To, że szef nie zauważał jej starań nie sprawiło, że odpuściła. Właściwie stało się całkowicie odwrotnie. Czuła się zmotywowana jak nigdy dotąd. Aktualnie była jedyną kobietą w tym biurze i czy inni tego chcą czy nie, zostanie zauważona. Pierwsza pojawiała się w miejscu pracy, walcząc z papierkową robotą, a czasem nawet z samolociko-listami, które nie wiedzieć czemu, wybrały sobie jej włosy na idealne miejsce do lądowania. Wszystko co wychodziło spod jej pióra wydawało się być idealnie zrobione. Kilka razy na tyle też zaimponowała starym wyjadaczom swoim zacięciem i chęciami, że pozwolili jej towarzyszyć sobie przy "pracy" w terenie. Wtedy uświadomiła sobie, że właśnie tak wyobrażała sobie bycie aurorem. Działanie, drżenie serca i żadnych papierków. I chociaż jeszcze na tamten moment musiała trzymać się z boku, gdzieś w środku siebie czuła, że jest w dobrym miejscu. Tym, o którym tak marzyła.