Objęte silnymi zaklęciami zwodzącymi mugoli, magiczne pola od wielu już stuleci stanowią największe skupisko wolnych terenów wybiegowych dla hipogryfów. Niejednokrotnie są także wykorzystywane jako miejsca uprawne bądź zagospodarowuje się je w razie potrzeby zorganizowania magicznych rywalizacji bądź festynów. Od kilkudziesięciu lat są głównym miejscem organizacji zabaw obchodzonych z okazji święta Barda Beedla.
Autor
Wiadomość
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Na pewno na efekt zaklęcia, a tym samym strój, wpłynęły targające Peril negatywne emocje. Nie była dobra z transmutacji, jej uroki były bardzo rozchwiane. Dopiero musi się nauczyć nad nimi panować i nie pozwalać, aby każda irytacja wypaczała efekt końcowy. Leonardo zgrabnie odciągnął uwagę dziewczyny loterią. Sprytny ruch, jeśli ma być szczera. Zawsze zabawnie jest pograć w takie rzeczy. Kupiła zatem jeden los, acz szczęście ją zawiodło - tylko płyta. - Chyba nawet zbytnio ich nie lubię - stwierdziła, acz to jej nie zmartwiło szczególnie. Zerknęła, jak poradził sobie jej towarzysz, aby po tym odwrócić się na scenę za nimi. - Speak of the devil and he shall appear - skomentowała nadchodzący koncert. Chociaż znajdowali się teraz mocniej pomiędzy scenami, bawiąc się losami oraz loterią, krok za krokiem kierowali się ku grającym Felix Felicis. Przynajmniej do momentu, aż coś nagle nie uderzyło jej mocno w głowę. Zachciała się siłą rzeczy, lecąc gdzieś przed siebie, na moment tracąc całą równowagę. Czyjeś ramiona ją złapały, podtrzymując. Leo? Nie... Jakiś inny mężczyzna. Coś ostrego błysnęło na skraju pola widzenia. Czy to jej ćwieki? Uchyliła usta, aby wypowiedzieć jakieś podziękowania, ale nim zdążyła wyartykułować choć jedno słowo, nieznajomy ostrym nożem odciął jej pasek od torebki. Chwycił ową w rękę i puścił Gryfonkę. Upadła, obolała i zmieszana, ledwie rejestrując, że ktoś odbiega z jej własnością. - Złod...! - I tyle było z wołania za nim. Zniknął w tłumie, kompletnie przepadając wśród tysięcy czarodziejów. Mogła się założyć, że był jeszcze metamorfomagiem czy inną cholerą dobrą z transmutacji. I szukaj wiatru w polu. Opuściła smętnie rękę na podołek, nie mając nawet ochoty wstawać. Bolała ją głowa, czuła, że będzie mieć tam gulę jak piłka golfowa. I właśnie straciła nie tylko torebkę, ale też całą premię z pracy. Wspaniale. Tylko dorzucić to do listy nieszczęść na tym festiwalu. - Co dalej? - Spojrzała z poziomu ziemi na Leo. - Stracę rękę czy nogę, na co stawiasz? - Zaczęła się niezgrabnie zbierać do pionu. Trzeba się doprowadzić do porządku.
Gdy na mniejszej scenie emocje powoli opadały i przyszedł czas na spokojny, odrobinę melancholijny występ, okolice głównej sceny pękały od emocji. Finał festiwalu miał zostać okraszony drugą częścią Wielkiego Dissu, czyli starcia między dwoma najpopularniejszymi czarodziejskimi raperami. Czy tego typu potyczka mogła skończyć się dobrze?
Aby wziąć udział w tym etapie, należy wybrać koncert i obowiązkowo rzucić kostką!
KONIEC: 07.10.2018, 23.59
Duża scena -WIELKI DISS
Na ten koncert czekała spora część widowni - Mr Pure i DJ Mudblood, odwieczni muzyczni oponenci zgodzili się, by ponownie stanąć w szranki w Rap Battle. Każdy z nich wykonał kilka flagowych utworów, a gdy udało się rozgrzać tłum, obaj wykonawcy przeszli do pojedynku muzycznego. Bez wątpienia była to walka bardzo zażarta, na wysokim muzycznym poziomie - trudno było jednoznacznie wskazać zwycięzcę, bo obaj panowie popisali się nie tylko erudycją, ale również wysokimi umiejętnościami muzycznymi. Szkoda tylko, że koncert, który miał połączyć grupy fanów tych dwojga nieprzepadających za sobą muzyków, wzbudził zamieszanie i kontrowersje. Koncert dobiegł końca, lecz niestety jedna z drobnych bójek pomiędzy fanami Mr Pure, a wielbicielami muzyki DJa Mudblooda rozrosła się do niepokojących rozmiarów.
Kostki:
1,6 - na całe szczęście udaje Ci się wyrwać z tłumu przed rozpoczęciem poważniejszych zamieszek, a cała bójka nie zepsuła Ci zabawy. 2 - nawet nie zauważasz, gdy zamieszanie coraz bardziej się zwiększa. Niestety obrywasz dość silnym zaklęciem oszałamiającym i mdlejesz. Musisz napisać jeden post w Szpitalu Świętego Munga. 3 - pozornie mała bójka zamienia się w coraz większe zamieszki. W pewnym momencie w Twoją stronę leci kamyk - na całe szczęście udaje Ci się go zatrzymać. Ku swojemu zdziwieniu dostrzegasz, że nie jest to zwykły kamień, a bezoar. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 4 - nieopodal Ciebie dwójka młodych czarodziejów urządziła sobie pojedynek. Między wykrzykiwanymi sloganami z utworów ulubionych wykonawców rzucają w siebie urokami i niestety przypadkiem jeden z nich zostaje wycelowany w Twoją stronę. Na szczęście popisujesz się wzorowym zaklęciem tarczy i tym samym otrzymujesz 1 punkt do zaklęć. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 5 -dość szybko udaje Ci się wyrwać z tłumu, niestety po drodze gubisz zawartość jednej z kieszeni. Tracisz 20 galeonów! Odnotuj stratę w odpowiednim temacie.
Mała scena - Druzgotek
Ostatni koncert na mniejsze scenie był zupełnie odmienny od pozostałych. Na małej scenie zagościł mężczyzna o dość minimalistycznej aparycji, który nie potrzebował zaskakujących efektów, by przykuć uwagę publiczności. Hipnotyzujący głos Druzgotka w zestawieniu z głębokimi, błyskotliwymi tekstami dotyczącymi życiowych sytuacji i alternatywnym, balladowym brzmieniem robił wrażenie na największych koneserach muzyki. Na dwie ostatnie piosenki do mężczyzny dołączyła młoda, obiecująca wokalistka - Void (@Vivien O. I. Dear), która wkrótce miała wydać własną płytę, a zdobyła popularność dzięki Druzgotkowi, który odnalazł ją śpiewającą w jednym z londyńskich barów. Na koniec, zupełnie niespodziewanie podczas pożegnania z publicznością, mężczyzna jako jedyny z zeszłorocznych wykonawców poprosił o minutę ciszy, by upamiętnić zeszłoroczny wypadek. Tym samym zakończył festiwal.
Kostki:
1 -trudno powiedzieć czy to jakaś magia, czy może muzyka Druzgotka, ale mimo wszystko odczuwasz dziwne, niepodobne do Ciebie wzruszenie. Może nawet pocieknie Ci łezka? 2 - podczas słuchania piosenki, która wykorzystuje nawiązanie do ruchów planet niespodziewanie przypominasz sobie jedną ze szkolnych lekcji astronomii. Rozpamiętujesz to jeszcze przez dłuższą chwilą i tym sam zyskujesz 1 punkt z tej dziedziny. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 3 - koncert przebiega Ci raczej spokojnie. Nie dzieje się nic nadzwyczajnego i udaje Ci się uniknąć czegokolwiek co mogłoby Ci zepsuć zabawę. 4 - nagle dostrzegasz delikatny błysk w trawie. Pochylasz się, żeby sprawdzić, co to i w ten sposób znajdujesz 20 galeonów. Upomnij się o nie w odpowiednim temacie! 5 - podczas jednej z piosenek ludzie zapalają świece, co momentalnie wytwarza niesamowicie hipnotyzujący klimat. Ty niestety nie miałeś czasu kupić świecy, na szczęście stojący nieopodal starszy Pan ma dwie i proponuje, że odstąpi Ci jedną. Po fakcie orientujesz się, ze to nie jest zwykła świeca, a świeca wróżbiarska. Upomnij się o nią w odpowiednim temacie! 6 - niespodziewanie do Twoich nozdrzy dociera ostry, nieprzyjemny zapach. Okazuje się, że nieopodal Ciebie jakiś mężczyzna zaczął wymiotować. Jeśli jesteś osobą o delikatnych nerwach robi Ci się słabo, w innym wypadku odczuwasz wyłącznie obrzydzenie.
Kostki dla uczniów
Przypominamy, że uczniowie na każdym etapie obowiązkowo rzucają kostką na wykrycie - więcej szczegółów w poście startowym! 1,5 - koncert mija Ci bez komplikacji! Nie dość, że nie spotykasz nikogo kto mógłby Cię pogrążyć to jeszcze żaden z patroli magimilicji nie jest Tobą zainteresowany. Pozostaje mieć nadzieję, że dalej też pójdzie tak gładko! 2 - nagle dostrzegasz, że zmierza ku Tobie dwóch magimilicjantów. Udaje Ci się w miarę szybko ich dostrzec, dzięki czemu jesteś w stanie dość szybko przed nim uciec lub się ukryć - tym razem Ci się upiekło! Bądź ostrożny jeśli chcesz dotrwać do końca zabawy. 3 - niestety nawet przyjaźni Ci ludzie mogą przypadkiem Cię wydać! Jeden z Twoich starszych kolegów zaczepia Cię, zdecydowanie zbyt głośno zadając Ci pytanie jak udało Ci się dostać na teren festiwalu. Niestety stojący nieopodal auror usłyszał Waszą rozmowę. Zostajesz odstawiony przez niego do szkoły - szykuj się na surową karę! 4 - bez wątpienia nie spodziewałeś się, ze na festiwalu możesz spotkać kogoś z grona nauczycielskiego we własnej osobie, a na dodatek nauczyciela, którego tak bardzo nie lubisz! No cóż, zostaniesz oddelegowany do szkoły, gdzie czeka na Ciebie szlaban, ale przynajmniej udało Ci się wyciągnąć coś z festiwalu! 5 - w Twoją stronę nadciąga dwóch magimilicjantów. Niestety jest za późno, żeby gdzieś się zaszyć, więc musisz poddać się kontroli. Magimilicjancji zdecydowali się skontrolować Twoją różdżkę, w wyniku czego poznają Twoją tożsamość i orientują się, ze definitywnie nie powinno Cię tu być. Zostajesz odstawiony przez magimilicję pod samą szkołę - szykuj się na surową karę!
Nie do końca chodziło jej o właśnie taką odpowiedź, jednak kiwnęła głową, uznając ją za na ten czas wystarczającą. Przez to pytanie chciała uzyskać informację na temat tego czy mają jakieś wspólne zainteresowania, coś przez co będą mieli co robić po festiwalu, ale wyszło na to, że w takim razie najlepszą opcją będzie wybranie się do jakiegoś baru. Musiała jednak upewnić się w tym, czy będzie chciała spędzić ten czas akurat z nim. - Koszulkę - poprawiła go, pokazując mu swoje ręce, choć nie miało to jakiegoś wielkiego znaczenia. Co innego jeśli chodziło o jej dłonie, które na szczęście wciąż wyglądały na całkiem zwyczajne, tyle że z dodatkiem tatuaży, których nie miała jako Demi. Szybko schowała ręce w kieszeniach kurtki, nie dając po sobie znać, że jakoś specjalnie się nad nimi zastanawia. Spojrzała na jego fanty, trochę żałując, że nie wygrała koszulki, zawsze kiedy była na wycieczkach lub koncertach na nie polowała, nie kupiła jednak kolejnego losu, zadowalając się tym co już miała. - Nic dziwnego, że o nich nie słyszałam, ale na pewno wybiorę się do tego centrum, może znajdę tam coś dla siebie - już bardziej interesowała się muzyką niż rysowaniem, choć obie dziedziny nie należały do jej ulubionych. Chociaż kto wie? Może coś ją strzeli i zacznie grać chociażby na gitarze? Lub na jakimś dziwnym czarodziejskim instrumencie, których nazw nie była w stanie sobie przypomnieć - Z krainy, gdzie wszystko dookoła chce cie pożreć - zażartowała, choć w pewnym stopniu faktycznie tak było, no na pewno jeśli chodziło o Australie, w której spędziła większość życia - Z Nowej Zelandii - postanowiła jednak, z typowym na tego rejonu akcentem, zdradzić miejsce swojego urodzenia. Postanowiła nie zmyślać w tej materii, choć równie dobrze, mogła podać jakikolwiek inny kraj - Zgaduję, że ty jesteś Anglikiem?- zapytała, mając praktycznie stuprocentową pewność, że tak było. Choć, nie zdziwiłaby się gdyby podał jakiś inny europejski kraj, coś jej mówiło, że raczej nie jest z innego kontynentu, ach ta babska intuicja. To samo 'trzecie oko' sprawiło, że usłyszała fragment rozmowy o mugolskich motocyklach, dwoje nieznajomych wykłócało się o to, który z nich jest lepszy, nie wiedząc czemu postanowiła się wtrącić, rozstrzygając ich spór na dobre. Może po prostu nie mogła się powstrzymać, jeśli miała już możliwość o tym porozmawiać? - Jeszcze przyjdzie na to czas - wróciła do kolegi, odwlekając moment wykazywania się w materii odpłacania długów. Poza tym, na scenę wyszedł kolejny zespół, który chyba odpowiadał jej najbardziej ze wszystkich występujących, nie wliczając tych grających tuż obok. Pozwoliła się zaciągnąć w tłum, ale zamiast dołączyć do większości, która tańczyła, postanowiła, jak i niektórzy z obecnych zapalić światełko, szkoda tylko, że jej różdżka miała na to wywalone. Zwyczajnie się zablokowała - Nie miałaś kiedy tego zrobić? - opieprzyła ją, próbując jeszcze parę razy, a potem chowając ją do kieszeni. Nie zdenerwowała się jednak zbyt mocno, co pozwoliło jej na odpowiednią reakcję na zachęty znajomego. Popatrzyła na niego, jakby wymagał od niej cudu, w zasadzie to tańczyć nie potrafiła, ale gdy wsłuchała się w muzykę udało jej się zdobyć na mniej więcej to samo to resztę, najzwyklejsze kołysanie z dodatkiem kilku podskoków, kiedy to piosenka podobała jej się szczególnie. Starała się nie okazywać, że nie czuje się zbyt pewnie, co nawet jej się udawało, może nawet w pewnym momencie się uśmiechnęła? Gdy zespół zakończył swój występ przestała 'tańczyć'- Nie potrafię zbyt wiele - wzruszyła ramionami,uprzedzając jego komentarze na temat jej podrygów. Cały ten festiwal trwał już całkiem długo, w przeciwieństwie do tego zeszłorocznego, o którym słyszała od znajomych. Za chwile miała się odbyć rapowa bitwa, co zatrzymało ją przy scenie, na co dzień nie słuchała tego typu muzyki, ale była ciekawa co zaprezentują artyści.
- W sumie, masz rację – powiedziała do Ariadne, gdy ta zdziwiła odnośnie chęci wzięcia udziału w randce, po czym zwróciła się do Winter. - Oddaj te bilety komuś innemu – wbrew pozorom, Fairwyn strzeliła w punkt. Rudowłosa chciała na moment się tylko oderwać od rzeczywistości, zapomnieć o pewnych sprawach, ale doprawdy – czy interesowało to którąkolwiek? Niemniej, Marceline po chwili namysłu podjęła decyzję o rezygnacji, jak gdyby chcąc zapomnieć też o dotychczasowych wydarzeniach, wszak jej wyjazd z ojcem do Annecy zbliżał się nieubłaganie, a to wiązało się z przedłużeniem wakacji o kilkanaście, może kilkadziesiąt dni. Nie żyli w dobrych kontaktach, jednak Holmes uznała, że będzie to najlepszy czas, by na nowo się do siebie zbliżyli, a także do akceptacji jego kobiety i dziecka. - Całe szczęście, Winter, że twoja różdżka daje rade – rzuciła z rozbawieniem i wycofała się nieznacznie w tył, by otrzeć kilka łez z policzków. Czy to muzyka była tego powodem? Nie miała pewności, jednak mimo wszystko pragnęła, by ten wieczór się zakończył, a ona mogła wrócić do domu. Nie zamierzała spędzać zbyt wiele czasu na czarodziejskich polach, jak gdyby utwierdzając się w przeświadczeniu, że jest aspołeczną introwertyczką, która winna stronić od ludzi zawsze, a nie tylko wtedy, gdy w przypływie euforii postanowi kogoś poznać. - Jeśli zostajecie to mnie musicie wybaczyć, ale będę już uciekać… – zakomunikowała, a następnie rozglądnęła się po okolicy, by jak najszybciej zlokalizować bramę wyjściową.
Lilah straciła zapał do zabawy, mimo że jeszcze chwilę wcześniej żartowała z Jerrym. Nie czuła ferworu ów imprezy, podobnie jak zaczynała dusić się we własnym ciele. Pragnęła tylko jednego – uciec od tych obrzydliwych, wstrętnych ludzi, których bliskości wpływała bardzo źle na jej cerę. Wolałaby teraz projektować, szyć, ale musiała wpaść na tak idiotyczny pomysł, by przełamać własne bariery i wybrać się z Daviesem na festiwal. Gdyby to była randka – miałaby do tego zupełnie inne podejście. - Och, tak, jasne… I mam paradować z tym czymś na głowie? – warknęła na chłopaka przez zaciśnięte zęby, po czym wywróciła oczami. Dlaczego mężczyźni nie potrafili zrozumieć potrzeb, takich najzwyklejszych u kobiet? Prawdopodobnie było to wyznacznikiem, gdzie to obie płcie nie były w stanie się ze sobą dogadać, a także porozumieć. Mimo wszystko, Jerry powinien docenić, że Lilah jeszcze nie wysłała go na tamten świat, prawda? - Wiedziałeś, że oni w tej piosence nawiązują do planet? – zagaiła go nagle, ni stąd ni zowąd, jak gdyby astronomia była jej pasją, co oczywiście było wierutnym kłamstwem. Niemniej – przez dłuższą chwilę podejmowała się dywagacji na temat funkcjonowania kosmosu, co było niezaprzeczalnie intrygujące, choć nadal nie pozostawało sferą zainteresowań Lil. - Naprawdę chcesz zostać w tym tłumie ludzi? – jęknęła, bo wbrew pozorom nie było tu nic po nich, a przecież Islandka musiała doprowadzić własną twarz do używalności.
Kostka: 2 Scena: mała
/zt x2 (Lilah i Jerry)
Ostatnio zmieniony przez Lilah Sørensen dnia Pon Paź 08 2018, 11:40, w całości zmieniany 1 raz
Odetta Lancaster
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Zgubiła się pośród gąszcza budynków, a także splątanych ze sobą ulic. Pragnęła choć na moment wyrwać się z czeluści lasu – od razu tego żałując, wszak miejsce, do którego dotarła nie było tym, w którym mogłaby spędzić choć trochę czasu. Myśli gnały, zderzały się ze sobą, by następnie zmusić blondwłosą istotę do zatrzymania w miejscu i skupienia swego bystrego spojrzenia na jednym z punktów. Nagromadzały się, bezsprzecznie pozostawały sferą niedopowiedzeń, gdzie to półwila, nader wycofana i zrezygnowana, poddawała się efemerycznej chwili marzeń. Musiała jednak dotrzeć w głąb, jak gdyby oczekując od koncertu czegoś ponadwymiarowego. Uśmiech zabłąkał się nawet na bladym licu, kiedy to jej tęczówki osiadły na twarzy nieznajomego młodzieńca, przez co wydawać się mogło, że całkiem nieświadomie wykorzystywała swój dar, a mimo to – z nutą premedytacji. Czyniłaby tak ciągle, gdyby nie fakt, że nagle świat zawirował, a ona została odcięta od rzeczywistości, którą przez moment trzymała w smukłych palcach, zaciskając na niej silnie swój dotyk. Zaklęcie wydawało się silne, godzące w najwrażliwsze punkty, wszak oczy pokryły się mrokiem, a ona zasłabła, jakby pozbawiona doszczętnie energii, by walczyć z tym. Popełniła błąd?
Kostka: 2 Scena: duża
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
I wtem, nagle jak z jasnego nieba, piorun uderzył w ziemię. Oczywiście korzystając z jakiegokolwiek sensu metaforycznego, przygotowywania do następnych występów nie były zbyt odwlekające się w czasie; Matthew Alexander zarejestrował z łatwością charakterystycznymi oczami, przepełnionymi nutką niepewności, że coś będzie się złego działo, kiedy to postanowili wystąpić dwaj raperzy o różnych statusach krwi, wyznający całkiem inne poglądy. Zbyt długo jednak nie trzeba było czekać na jakikolwiek rozwój zdarzeń, gdyż intuicja wrzała na alarm, powodując u niego przemykanie ślepiami na różne strony. Czy będzie musiał w jakikolwiek sposób reagować? Owszem, skoro uliczne zamieszki stały się publiczną wymianą zaklęć, podczas której ucierpieli również niewinni czarodzieje przebywający sobie koło wielkiej sceny. Wiązanka przekleństw ominęła jego usta, kiedy ta przemknęła z łatwością przez umysł; trzeba było działać wyjątkowo szybko, wyjątkowo sprawnie, wyjątkowo ostrożnie, gdy czary przeszywały powietrze, zaś błyski skutecznie sygnalizowały o zastosowaniu zarówno ofensywnych, jak i defensywnych inkantacji. Niedobrze. Zauważył kobietę, która to padła pod wpływem zaklęcia; bez trudu przeniósł ją w bezpieczne miejsce, co nie zmienia faktu, że nadal istniało realne zagrożenie rzucenia czaru; skrył się całe szczęście w takim miejscu, że nic nie powinno się stać, zaś reszta osób dbających o bezpieczeństwo mogła przejąć pieczę nad @Odetta Lancaster. Chwycił za różdżkę, skierował strumień zaklęcia Rennervate w stronę wilii (a może się mylił?), wyciągając tym samym jedną porcję eliksiru wiggenowego, obserwując jej reakcję. Kiedy ta otworzyła oczy, pewnie niezbyt pamiętając to, co się stało, musiał zareagować odpowiednio, profesjonalnie. - Matthew Alexander, uzdrowiciel. - przedstawił się. - Proszę na razie pozostać na uboczu - rzucił, wracając spojrzeniem w stronę nadal wojującego tłumu, gdzie to niezbyt ciekawe rzeczy poczęły się dziać - ze względu na trwające zamieszki. Pozostawiam pani na wszelki wypadek eliksir wiggenowy - w przypadku osłabienia. - długo nie zawitał, aczkolwiek młoda istota mogła go w jakiś szczególny sposób zapamiętać, kiedy to uzdrowicielska szata, świadcząca o wykonywanym fachu, pofalowała poprzez odwrót na pięcie, kiedy to mężczyzna ruszył na pomoc pozostałym osobom. Trzeba było zająć się potencjalnymi poszkodowanymi; trzeba, chociaż na nic zdały się jakiekolwiek chęci. Nim przystąpił do kolejnej roboty oraz powstrzymał się przed poważniejszymi obrażeniami, udzielając pierwszej pomocy, poczuł nagle, jak jego ciało staje się wyjątkowo lekkie, zaś ból głowy staje się na tyle nie do wytrzymania, że zwyczajnie zemdlał, kiedy to oszołomienie okazało się zbyt nieokrzesane, zbyt silne. Nie wiedział, który to ze śmiałków był chętny do rzucania w jego stronę takich zaklęć, niemniej jednak nie potrafił już wskazać, z której strony nadeszła inkantacja, lądując niefortunnie na ziemi. Tak niefortunnie, że sobie głowę rozwalił, zaś smuga krwi ozdobiła dość ładnie kostkę brukową lub cokolwiek innego, co znajdowało się pod podeszwą butów. Długo nie minęło, nim został przetransportowany do Świętego Munga.
| zt
Kostka: 2 Miejsce: Była duża scena, jest teraz Święty Mung . Rennervate: 3 → 2
Eliksir wiggenowy (1 porcja) jest do Twojej dyspozycji!
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Uznałem, że nie powinienem w tym momencie zanadto zmyślać. Mój akcent aż nazbyt wyraźnie sugerował skąd pochodziłem, Nyree nie musiałaby nawet o to pytać. - Tak. Wydaję mi się, że to słychać, widać i czuć. - Przyznałem, unosząc wyżej papierosa, aby po raz ostatni zaciągnąć się dymem. Następnie rzuciłem niedopałek na ziemię i wcisnąłem go w nią czubkiem buta. Moim zdaniem Anglicy bardzo dużo palili. Trochę zbyt dużo, ale sam przecież nie byłem wyjątkiem. Nawet fakt, że nie robiłem tego często nie wykluczał mnie z tej licznej grupy, której nie przeszkadzał duszący zapach papierosów unoszący się nad tłumem. Tańczyliśmy, a chociaż żadne z nas nie popisało się wybitnymi umiejętnościami w dziedzinie gibania się w rytm, musiałem przyznać, że podobało mi się to. Niezobowiązujące, miłe chwile w towarzystwie nieznajomej sprawiły, że nabrałem ochoty na więcej. Kto wie, może w najbliższym czasie znowu użyczę sobie tej innej twarzy? Nie skomentowałem problemów z różdżką, jakie miała moja towarzyszka. Odezwałem się dopiero wówczas, gdy przyszło mi do zbycia jej wątpliwości machnięciem dłoni. - Daj spokój, co ty byś chciała pokazać w tym dzikim tłumie? Tutaj nie ma gdzie różdżki włożyć. - Zauważyłem, czując jak ludzie napierają na mnie ze wszystkich stron. Felix Felicis przyciągnął prawdziwe tłumy fanów. Wydawało mi się, że wielki diss trochę przerzedzi towarzystwo, lecz znów się omyliłem. Ludzie zaczęli wymieniać się pomiędzy scenami i nawet trochę żałowałem później, że Nyree wolała zostać tu dużej. A mogłem zobaczyć na scenie swoją kuzynkę! Jednakże było to szczęście w nieszczęściu. Zamieszki, jakie nagle rozgorzały na koncercie raperów, rozdzieliły mnie z moją nowo poznaną koleżanką. Właśnie miałem zacząć bluźnić i przepychać się do niej, kiedy to prawie oberwałem w twarz rzuconym przez kogoś kamieniem. Już miałem go odrzucić w tłum, kiedy to spostrzegłem, że jest to bezoar. Co do… kto normalny rzuca w ludzi bezoarem? Zanim zdołałem się temu nadziwić, dostrzegłem w tłumie znajomą, szczupłą sylwetkę. Mdlejącą. Mój żołądek niemalże natychmiast zacisnął się w silny supeł. Zapomniałem o Nyree i bezoarze. Rzuciłem się w jej stronę, ledwo pamiętając o podtrzymywaniu metamorfomagii. Jakiś człowiek rzucił zaklęcie i Odetta odzyskała przytomność, ale ja nie zamierzałem czekać na to, aż znowu coś jej się stanie. Padłem przy niej na kolana, zaciskając palce na jej chudych nadgarstkach. - Zabiorę Cię stąd. - Zadecydowałem, a chociaż nie mogła poznać mojej twarzy, z pewnością wiedziała kim jestem. Znała mój głos. Równie zmartwiony jak wtedy, gdy wyciągałem ją poranioną z łapsk łowców. Nie czekałem, aż mi odmówi. Teleportowaliśmy się.
Absrud bezpieczeństwa w tym miejscu doprowadzał Winter do białej bolączki. Westchnąwszy cicho, nie mogła jednak zrozumieć przebiegu zdarzeń - tak prostych, a tak uderzających w jej ego. Nie wiedziała, czego może się spodziewać po tak rozruszanym miejscu, gdzie każdy wręcz może ją zaatakować, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Nie miała też zamiaru w żaden sposób się asymilować z tysiącami czarodziejów, tudzież nikogo nie zdziwił fakt, że wolała iść własną drogą, kompletnie nieobieraną przez ludzi, albowiem inaczej nie potrafiła. Niemniej jednak była tutaj z dziewczynami, bezpieczna, koło sceny Druzgotka - nic szczególnego jej się nie przytrafiało, tudzież mogła w miarę spokojnie odetchnąć, jeżeli chodzi o nagminność sytuacji tak rechoczących z jej szczęścia, że naprawdę zastanawiała się nad tym, czy znajome mają jakiekolwiek pokłady tej substancji. Teoretycznie po koncercie Felix Felicis wszysko powinno być w miarę porządku, zamiast tego zdarzały się sytuacje bijące na alarm - nieznane wyobrażenia losu, uderzające niczym piorun z jasnego nieba, zakłócenia oraz anomalie przeszywające magię płynącą w sylwetkach osób zebranych w jednym otoczeniu. - W porządku. - oznajmiła, choć w głowie znajdowały się kłębiące myśli. Nie mogła zrozumieć ludzi ani tym bardziej tego, że ktoś w jednym prostym momencie rezygnuje z tego, co wcześniej pchało się samo na język. W ogóle, Winter nie ogarniała ludzi - tym bardziej zachowanie dziewczyny wydawało się być w tym przypadku wyjątkowo wyobcowane. No cóż. Zbyt długo nad tym nie rozmyślała, słysząc zamieszki, które działy się przy dużej scenie. Niedobrze. Wszystko wali się po prostu na łeb - jeszcze tylko brakowało tego, by któraś z nich otrzymała czymkolwiek w głowę bądź, co gorsza, stała się ofiarą ataku ze strony fanów Mudblooda i Pure'a. Ciche westchnięcie wydobyło się z jej ust raz jeszcze. - Ja też będę lecieć. - oznajmiwszy prosto, zbyt długo nie zwlekała z tą decyzją. Teleportacja wydawała się być najodpowiedniejszą opcją, którą w sumie wykorzystała.
Claude najbardziej wyczekiwał właśnie na ten jeden koncert - jego ulubiona kapela, Felix Felicis, miała pojawić się na dużej scenie (chyba) i zagrać swoje największe przeboje, które mężczyzna oczywiście znał na pamięć. Krążył gdzieś w pobliżu, słuchając poprzednich występów z daleka, zajmując się pogawędkami z kolesiami z ochrony, a gdy nadszedł odpowiedni moment, przetransportował się pod scenę i zaczął torować sobie drogę w tłumie, by zająć bądź co bądź jakieś korzystniejsze miejsce niż po drugiej stronie czarodziejskich pól. Przystanął, gdy poczuł się ukontentowany i z niecierpliwością wyczekiwał początku. Och, było bajecznie! Claude cieszył się jak dziecko, gdy ubrane w złote szaty czarownice wyszły na scenę i przywitały wszystkich festiwalowiczów. Trochę pokrzyczał, pobujał się na boki i gdzieś w połowie, podczas jednej z jego ulubionych piosenek poczuł, że ktoś mocno na niego napiera. - Przepraszam - rzucił nieco pretensjonalnie, wszak to nie on się jegomościowi naprzykrzał, lecz gdy tylko odwrócił się w stronę @Charlie C. Chapman zrozumiał, że to nie do końca tak, jak w pierwszej chwili ocenił. Młody chłopak (wyglądał naprawdę młodo, może był tu nie do końca legalnie?) wyglądał, jakby tracił kontakt ze światem, powoli osuwając się w ciemność i mdlejąc na rękach Faulknera. Spojrzał na boki, a potem zdecydował, że najlepszym wyjściem będzie teleportować się z omdlałym gościem do namiotu magomedyków. Zmaterializowawszy się w pobliżu, zaciągnął młodzieńca do środka, by uzdrowiciele zajęli się ocuceniem go. Martwił się, obawiał się, że to może coś poważniejszego - ale ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Niestety w efekcie przegapił resztę koncertu Felix Felicis, a te późniejsze go nie interesowały, toteż po wyjaśnieniu sprawy i wymianie kilku zdań z Charliem postanowił wrócić do domu w Dolnie Godryka. /zt
Zmęczona, zniechęcona i chcąca jak najszybciej iść stąd nie miała ochoty na dalszą zabawę. Głowa bolała ją do tego stopnia, że łzy same cisnęły się do jej oczu spływając po policzkach. Dla kogoś, kto nie wiedział o zaistniałej kilka chwil wcześniej sytuacji, mogło by się wydawać iż dziewczyna płacze. Nic bardziej mylnego. Isabelle nigdy nie pozwoliła by sobie na płacz w takim miejscu. Zbyt dużo gapiów którzy mogli by wykorzystać to. Oddała butelkę z piwem Alkowi aby nic się nie stało. Nie chciała stracić napoju, tym bardziej, że straciła już pieniądze. Alek nie zdążył pójść do żadnego uzdrowiciela, gdyż to uzdrowiciel znalazł się koło niej. Zdezorientowana spojrzała na niego mając nadzieję, że pomoże jej jak najszybciej. Doskonale wiedziała, że magia nie działa w chwili obecnej najlepiej dlatego wolała aby dał jej eliksir i już. Niestety, Matthew postawił na zaklęcie. Widziała jak wyciąga w jej stronę różdżkę i szepcze zaklęcie. W duchu modliła się aby nie było gorzej. Pierwsze zaklęcie... Nawet nie wiedziała czy zadziałało. Nie poczuła nic. Dopiero drugie dało ulgę. Mogła wreszcie zebrać myśli. Mimo to musiała się upewnić czy wszystko zostało usunięte i nie wygląda już jak jednorożec. Po woli uniosła rękę do czoła badając jego stan. Nie wyczuła pod palcami żadnego zgrubienia. Z ulgą opuściła rękę oddychając wolniej. - I jest. Dziękuję bardzo. - z wdzięcznością spojrzała na mężczyznę. Teraz dopiero mogła mu się przyjrzeć. Był starszy od niej, to na pewno, ale miało to swój urok. Nie można było również zaprzeczyć iż był przystojny. Nie spuszczając z niego spojrzenia skorzystała z pomocy którą jej oferował - pomoc w wstaniu. Teraz mogła ocenić jak bardzo był wysoki. Chodź pewnie każdy mężczyzna będzie dla niej wysoki. Bardzo. Kiwając głową, że rozumie to co do niej mówił, wzięła buteleczkę z eliksirem. Nie sądziła aby zawroty i ból głowy miały wrócić dlatego schowała ją od razu do plecaka. - Jeszcze raz bardzo dzię..... dziękuję. - ostatnie zdanie wypowiedziawszy z nutą zawodu, gdyż mężczyzna zdążył już odejść dalej. Lekko zawiedziona spojrzała na kuzyna który stał w tym samym miejscu. Kręcąc głową złapała Nessę pod ramię kierując się w stronę małej sceny. - Dziękuję, że chciałaś iść i szukać tego... tego... - zmrużyła oczy szukając dobrego określenia na osobę która to rzuciła w nią aparatem. A może aparat sam postanowił polecieć w jej stronę i nikt nie był temu winien...? - Tego kogoś, jednak bardziej martwiła bym się wtedy o Ciebie. Magia nie działa najlepiej w tej chwili i jeszcze sama zrobiłabyś sobie krzywdę. - uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie, zerkając przez ramię na Alka. W ręce trzymał butelkę swoją i jej. Uśmiechając się do niego promiennie wyciągnęła wolną rękę. - Mogę dostać ją z powrotem? - kiwnęła w stronę alkoholu mając nadzieję, że kuzyn nie będzie robił jej na złość i już za chwilę będzie mogła wprowadzić procenty do swojej krwi. W tej chwili potrzebowała ich i to bardzo. Przy małej scenie zebrała się spora grupa ludzi. Isabelle nie do końca chciała wejść w ten tłum. Uraz z przed kilku minut był nadal odczuwalny, chodź bardziej jako wspomnienie. Nic jej nie bolało fizycznie. - Wiecie może kto ma tutaj zagrać? - głośniejszy ton wypowiedzi zdecydowanie był teraz potrzebny. Ludzie byli naprawdę głośni i nie do końca była pewna czy jej towarzysze słyszeli co powiedziała. Widząc jednak błysk na ziemi schyliła się nie czekając na ich odpowiedź. Zdziwiona podniosła z ziemi monety. Z początku myślała iż będzie to zaledwie kilka galeonów jednak zmieniło się to, gdy przeliczyła sumę. Dwadzieścia galeonów. Tyle samo ile zginęło jej wcześniej. Zadowolona schowała wszystko do plecaka mając nadzieję, że nikt tym razem jej nie obrobi.
kostka: 4 - znajduję 20G prezent: Is dostała buteleczkę eliksiru wiggenowego od Matthew Alexander miejsce :mała scena
Wszystko zostało zniszczone. Przyjemność zdławił powstały nagle niepokój - wylewający się w okolicznych szeptach, nieadekwatnych czynach otaczających sylwetek. Przez moment pozostawał w ich chórach, wyodrębnianych spomiędzy dźwięków podróżującej od sceny melodii. Wszystko dudniło w uszach, wszystko zlewało się w kompozycję balansującą na pograniczu zrozumienia oraz wszechobecnego absurdu. Odczuwał wyraźny zawód - oplatająca mężczyznę chwila przemiłych rozmów, spędzania czasu w wybornym towarzystwie panny Therrathiél została nieuchronnie zerwana. Linie nieskazitelnej relacji rozpadły się w pęczki włókien, pod wpływem nagłej utraty samopoczucia - dostrzegał, jak jasne oczy Aurory zachodzą mgłą, jak drobne, kobiece dłonie wyszukują oparcia w niedalekiej, choć dotąd - bliskiej zgodnie z konwenansami - męskiej sylwetce. Niepokój powiększał wciąż intensywność swej władzy, ogarniał umysł, zatruwał, wirował wraz z drobinami powietrza - w płucach, walczących ciągle o dostęp do zbawiennego tlenu. Zewnętrznie - wszystko zostało opanowane przez zagłuszenie występu; nastroje jednak uległy drastycznej zmianie, dłonie obejmowały pierwszy raz - poza tańcem, podtrzymując, ubezpieczając swą towarzyszkę. Pod warstwą opanowania ukrywał rozdzierające tkaninę duszy emocje. Stanowczo - zbyt dużo emocji. Zwłaszcza, skoro to on ją zaprosił. Szlag. Nie chciał - aby Aurorze stała się jakakolwiek krzywda, aby stan uległ nagłej, drastycznej zmianie na gorsze. Przeprawa przez morze tłumu nie należała do zadań łatwych - chociaż torował drogę możliwie najumiejętniej, doszukując się większych przestrzeni między wszechobecnością sylwetek. Zmierzali na małą scenę - miał na niej właśnie wystąpić długo oczekiwany Druzgotek. Żywił również nadzieję - aby oddalali się wówczas od źródła istniejących wciąż anomalii. Po drodze, w dodatku Daniel Bergmann odnalazł dwadzieścia galeonów - porzucone przez najwyraźniej już nieobecną osobę. Koncert był przejmujący - wyciskał łzy u niektórych, aczkolwiek Bergmann nie umiał wczuć się w ten układ dźwięków, obcować należycie ze sztuką. Nie znalazł na swojej drodze żadnego uzdrowiciela. - Pomogę tobie w teleportacji - zaproponował wkrótce, możliwie najbardziej dyskretnie, nachylając się blisko osobliwego wzoru jej małżowiny usznej; w obecnym jej osłabieniu - przeniesienie się w zupełności samotne, mogło być obciążone znacznym bagażem ryzyka. Nadal czuł niesmak - jego uwaga nie osiadała już na koncercie, była wręcz całkowicie skupiona na niej.
Festiwal festiwalem, aczkolwiek Charlie nie spodziewał się takiego obrotu akcji. Kiedy osuwał się w ciemność, kompletnie nie zwracał uwagi na to, o kogo się oprze, a przede wszystkim co się dalej stanie. Dla niego nie miało to żadnego znaczenia - zaczął czuć się tak źle, że po prostu Claude był pierwszym jegomościem, który to stał się idealną propozycją na oparcie wychodzącego spod kontroli ciała. Powolne zamknięcie powiek oraz oddanie się w ramiona Morfeusza zakłóciły pewnie przebieg występu dla rudzielca, co nie zmienia faktu, że zachował się po prostu w porządku względem chłopaka, który to najwidoczniej nie potrafił w jakiś sposób wytrzymać panujących w powietrzu anomalii, a drobna sylwetka jakoś nie dodawała wigoru ducha względem koncertu. Niemniej jednak ocucenie przez uzdrowicieli zadziałało, zaś Chapman został przywrócony do żywych - wymiana kilku zdań z piegowatym skutecznie go uspokoiła, a przynajmniej na tyle, by ponownie nie mdleć. Nie zmieniło to jednego faktu - że drugiego imienia Cody zwyczajnie nie widział jakiegokolwiek sensu przebywania na festiwalu ze względu na rodzące się problemy - skutecznie zatem postanowił również udać się do własnego mieszkania, być może nawet i tam odpocząć; za dużo się działo w jego życiu, a przynajmniej o tyle za dużo, że amebowatość umysłu przedzierała się przez kopułę czaszki na zewnątrz.
| zt dududududu
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
W pewnym momencie postanowił zrezygnować z pogo. Nie chodziło o to, że nie miał ochoty. Wręcz przeciwnie. Uwielbiał tego typu rozrywki, ale mimo wszystko, obolałe żebra stanowiły pewien problem, który w końcu zaczął dawać o sobie znać nieco mocniej. Wątpił, żeby coś sobie połamał, ale przydeptanie przez dość spory tłum zdecydowanie nie należało do najzdrowszych rozrywek. Wciąż miał zamiar pozostać na koncercie i wysłuchać nieco większej liczby piosenek oraz wykonawców. Niestety nie mógł dostrzec w tym tłumie Hya, a więc został sam sobie, przy okazji starając się unikać ciekawskich oczu, które mogłyby go rozpoznać. Doskonale pamiętał, że znalazł się tutaj nielegalnie i jeden fałszywy ruch mógł skończyć się szybkim powrotem do szkoły, a także konsekwencjami jak chociażby szlaban czy ujemne punkty dla domu. W zasadzie to już przywykł, że w taki sposób kończą się jego pomysły, ale zostało mu jeszcze tak wiele rzeczy do ogarnięcia! Po Wilczych Głowach przyszedł czas na Łajnobomby, których co prawda nie był wielkim fanem, ale skoro miał okazję to szkoda było mu nie skorzystać. Niestety wiązało się to z oblaniem go dość specyficzną substancją, które odór był dość odrzucający. Nie był jednak jedynym, którego to spotkało, a więc nieszczególnie się tym przejął, tak samo zresztą jak cała reszta fanów. W pewnym momencie dostrzegł jednak, że niedaleko niego znajduje się loteria. Normalnie raczej nie był wielkim fanem hazardu, ale skoro miał już do tego okazję, to w sumie... co szkodziło mu spróbować! W końcu żyje się tylko raz. Cóż, wziął to zdecydowanie zbyt dosłownie. W końcu jak inaczej można określi fakt, że owych losów zakupił aż 13? W pewnym momencie nie był pewien, czy aż taka rozrzutność jest sensowna. Zarówno rodzice jak i siostra z pewnością by go zabili za to, że wydał aż tyle galeonów, ale finalnie nagrody nie były takie tragiczne. Wydając 125 galeonów zarobił kolejne 70, a dodatkowo otrzymał kilka naprawdę sensownych nagród, jak na przykład bon zniżkowe do sklepu Lanceleyów, czy do Eliksirów Dearów. Oczywiście były też takie jak stanik Lady Morgany, co do którego nie był już tak mocno przekonany, ale zawsze była to jakaś pamiątka. Miał wrażenie, że wraz ze swoimi przyjaciółmi uda mu się znaleźć dla nich jakieś ciekawe zastosowanie. Tutaj niestety kończyło się dla niego jakiekolwiek szczęście. Wracając pod scenę, chcąc posłuchać znajomej ze szkoły, Gemmy, natrafił na jednego z nauczycieli, których zdecydowanie wolałby nie spotkać. Zresztą, trudno mu się dziwić, gdyż dorosły, bez chwili zastanowienia, zgarnął go spod sceny, ruszając w stronę wyjścia. Tak więc miała się skończyć jego przygoda. Miał przynajmniej nadzieję, że reszta bawi się dobrze, a Hya uda się uniknąć jego losu. Poza tym nie wracał z pustymi kieszeniami!
z/t
Nadrabiam posta z 2 tury festiwalu. Nie przeszkadzajcie sobie.
KOSTKA:3 LOTERIA: Gwiazda - zdjęcie z autografem Lilou Smiley. x2 Śmierć - stanik Lady Morgany z autografem. x2 Diabeł - jednorazowy kupon (25%) zniżkowy do Eliksirów Dearów. Słońce - 30 galeonów. x2 Cesarzowa - jednorazowy kupon zniżkowy (50%) do sklepu Lanceleyów. x2 Mag - płyta zawierająca zapis pierwszej części GRUBEGO DISSU między Mr Pure, a DJ Mudbloodem. Kapłanka - breloczek z logiem Wilczych Głów. Pustelnik - 10 galeonów. Umiarkowanie - fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta.
Przyglądała się działaniom uzdrowiciela, również kiwając mu głową z wdzięcznością. Dobrze, że był obok i mógł pomóc Isabelle, której wieczór zdecydowanie nie rozpieszczał. Był nawet porównywalny do jej zdeptania i kopania. Westchnęła cicho, upijając kolejny łyk piwa i pozwalając sobie na oparcie wolnej dłoni na biodrze, czekając, aż będą mogli iść pod scenę. Według zapowiedzi niedługo miał się zacząć występ Vivien, który obiecała, że zobaczy. Jej przyjaciółka wkładała wiele wysiłku i pracy w swój rozwój muzyczny, a jej występy zawsze były na najwyższym poziomie. Gdy skończyli, Cortezówna podeszła do niej i wzięła ją pod rękę, gdzie ruszyły wolno w stronę małej sceny. Znów w stronę ludzi, tłumu, do którego zdecydowanie miała dziś uraz. Jak na zawołanie odezwał się ból w ciele, nieprzyjemne pulsowanie powstałych siniaków. Pokręciła delikatnie głową, pozwalając by luźne kosmyki włosów, które zdołały wydostać się z kucyka, połaskotały odkrytą szyję i obojczyki, zostawiając na ciele koleją falę dreszczu, nieco bardziej przyjemną niż poprzednią. - To przecież oczywiste, że bym poszła! Przecież od tego są rycerze, prawda? -odparła z uśmieszkiem, wzruszając ramionami i puszczając przyjaciółce oczko. Zawsze chroniła swoich, niezależne od sytuacji. Zaśmiała się na jej obawy, przytulając się do niej mocniej i wzdychając teatralnie, tak, aby dodać kolejnym swoim słowom nieco dramaturgi.- Nie zrobiłabym sobie krzywdy, jestem niezniszczalna! To o tamtego musieliby się martwić! Jak w ogóle mogłaś pomyśleć inaczej? Ostatnie rzuciła już tonem, który świadczył, że była to najbardziej na świecie oczywista rzecz. Jej pewność siebie w takich kwestiach niestety granic żadnych nie miała. Kolejny łyk piwa sprawił, zrobiło się jej jakoś cieplej i lepiej, humor jakby trochę się poprawił. Przesunęła spojrzeniem brązowych oczu po twarzach swoich towarzyszy, uśmiechając się pod nosem. Zatrzymali się nieopodal sceny, a ruda opuściła dłoń z butelką luźno wzdłuż ciała, zaciskając na szkle palce. Jakoś tak osaczenie wracało, nawet jeśli humor był niezły. Trauma po tym pogo i zdeptaniu chyba na trochę z nią zostanie. Westchnęła, wydając z siebie ciche mruknięcie i potwierdzająco głową, odwróciła ją w stronę brunetki. - Vivi z kimś tam. Obiecałam, jej, że przyjdę. Znacie ją? Alek powinien kojarzyć, co nie, niebieski? - rzuciła zaczepnie w stronę kędziorka, przenosząc zaraz jednak wzrok na scenę, gdzie zaczynał się występ. Cieszyła się, że Dearównie wszystko się udało, długo czekała na ten moment i wspominała o festiwalu jeszcze w maju, gdy pracowały nad muzyką do jednego z utworów jej ostatniej płyty. W pewien sposób ruda się wzruszyła, co z pewnością potęgował wypity przez nią alkohol. Milczała jednak, przymykając na chwilę oczy. Dla wewnętrznego uspokojenia. W takich miejscach było najgorzej - hałas, oświetlenie, mieszanina perfum i innych, niezbyt przyjemnych zapachów sprawiały, że pulsowanie w skroniach odzywały się częściej. Znała styl muzyki Vivien, wiec gdy koncert ślizgonki się zaczął, delikatnie kiwała się na boki i nuciła pod nosem, obserwując uważnie występującą na scenie dziewczynę. W rytm nawet zaczęła stukać paznokciami w butelkę. Jak zwykle nie zauważyła, gdyż był to już automatycznie występujący u rudej tik.
Sam miewał problemy z transmutacją, chociaż wiele czasu nad tą dziedziną magii spędził. Lubił ją, nawet jeśli chwilami potrafiła być paskudnie niewdzięczna i trudna do opanowania. Jakimś cudem Leo, z którego braku umiejętności magicznych wszyscy zawsze żartowali, ostatecznie zaczął sobie radzić. Dalej nie dowierzałby własnemu Reparo i pewnie schrzaniłby Protego, ale za to Lividus fera nie było takie problematyczne. Gorzej, że podsuwało to nowy argument jego matce - z pewnością gdyby tylko bardziej się starał, to ze wszystkiego osiągałby niesamowite wyniki. No, nie udało mu się tego udowodnić. Niezbyt nawet próbował, zbyt skoncentrowany na odnoszonych przez siebie samego porażkach. - Ej, zawsze coś. W razie czego - opchniemy ją w Hogwarcie. Na pewno się znajdzie ktoś chętny - zapewnił dziewczynę, której dobry humor trochę za bardzo się popsuł i wcale się to Meksykaninowi nie podobało. Znaczy, w nowych ciuchach wyglądała zabójczo, ale żeby jeszcze nie podupadała aż tak na duchu! Jakaś dziewczyna go zagadała i Leo gestem wskazał Hem, żeby chwilkę zaczekała. Ogólnie, nieznajoma rozpoznała go z okładki Czarownicy i chciała pogratulować świetnej sesji zdjęciowej, a Gryfona kompletnie zatkało i potrafił jedynie uśmiechać się i wylewnie, z zaskoczeniem, dziękować. Kiedy odwrócił się z powrotem do swojej towarzyszki, pochwalić się i jednocześnie wyrazić szczere niedowierzanie... Ta nagle wylądowała na podłodze, a ktoś odskoczył od niej i zniknął w tłumie. Zanim Leo wyciągnął różdżkę, mężczyzna wyparował. - Perla, na Merlina, co się dzieje? - O cokolwiek by nie chodziło, nie mógł jej pozwolić tak leżeć na ziemi. Pomógł jej wstać, podtrzymując ją za ręce, a następnie przyciągnął ją bliżej siebie. Zaczął się Wielki Diss i ludzie trochę szaleli, a jasnowłosa miała dzisiaj strasznego pecha. - Ej, ej. Nie będzie tak źle, zobaczysz. - Zdusił w sobie proste przypomnienie, że to on był sceptycznie nastawiony do festiwalu. Uśmiechnął się promiennie. - Przynajmniej jesteśmy razem, nie? Jak zginiesz, to cię pomszczę. - A potem coś śmignęło tuż obok ucha Vin-Eurico. Niby jakiś tam drobny unik wykonał, ale był to zupełny odruch i raczej wiele by nie zdziałał, gdyby mały kamykopodobny przedmiot rzeczywiście miał go trafić. Tak czy siak, wylądował zaraz na ziemi i Leo podniósł drobiazg, rozpoznając w nim bezoar. - Ludzie już nie mają czym w siebie rzucać?
Poczułam, że mężczyzna nie tylko mnie podtrzymuje, ale również w pewien sposób odwzajemnia uścisk. Dotyk jego dłoni przyniósł swego rodzaju ulgę,bo choć nadal czułam się słaba i bezbronna, to mimo wszystko ten drobny gest dawał mi całą masę poczucia bezpieczeństwa. Ten jeden raz, tonąc w ramionach Daniela Bergmanna, czułam, że mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, która normalnie byłaby dla mnie zgubna. I choć wiedziałam, że nie mogę jemu, ani właściwie nikomu innemu zaufać w stu procentach, to pierwszy raz od dawna czułam, że nie muszę się bać. To bardzo dużo. - Przepraszam - szepnęłam gdzieś między słowami, gdy szliśmy w kierunku małej sceny. Czułam się winna, że w pewien sposób popsułam mu zabawę swoją słabością. Byłam zbyt skupiona na własnym samopoczuciu by zrzucić winę na zaburzenia magii. W końcu nadszedł czas na oczekiwany występ. Wciąż korzystając z uprzejmości Daniela lekko opierałam się o jego ramię i wsłuchiwałam w wykon. Muzyka Druzgotka idealnie wpasowywała się w moją wrażliwość - nie tylko kojąc skołatane nerwy, ale również wzruszając. Radość z koncertu dopełnił wykon Vivien i nawet nie zauważyłam, gdy po policzku ściekła mi łza. Gdy tylko się zorientowałam pośpiesznie ja otarłam, nie chcąc okazywać kolejnych słabości w towarzystwie Daniela. Festiwal dobiegł końca, a ja mogłam się tylko cieszyć, że miałam szczęście mieć za towarzystwo Bergmanna, który nie tylko zadbał o to, zeby nic mi się nie stało, ale również odstawił mnie do domu pomagając uniknąć mi przykrych skutków niespodziewanego osłabienia.
1, mała scena
/zt ja i Daniel ----- UWAGA! Przypominam wszystkim, że event kończy się dzisiaj o 23:59, zaś podsumowanie najpewniej pojawi się jutro w godzinach wieczornych. Oczywiście nie oznacza to, że nie można pisać dalej postów - możecie na spokojnie dokańczać grę w nieograniczonym czasie, niemniej jednak posty pisane po wyznaczonym terminie są pozbawione korzyści wynikających z rzutu kostką i nie będą brane pod uwagę w punktowym rozliczeniu eventu!
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nie miała już humoru na żarty. Nie miała humoru na nic w zasadzie. Nawet na przebywanie na tym festiwalu. Westchnęła ciężko, doprowadzając się do względnego porządku. - Jak to co? Okradli mnie. Całą premię z roboty szlag trafił - powinna się cieszyć, że nie ukradli nic ponad to? Finalnie wyszła na zero. Marne pocieszenie. Potarła czoło, czując, że zrobi jej się tam wcale niemały guz. Jeszcze tego brakuje do szczęścia. Nie płakała jednak, trzymając się dzielnie. Życie bywa okrutne and somtajms kopas w dupas. Trzeba być na tyle silnym psychicznie, aby te kopniaki znieść. Ale też dostatecznie pokornym, by przyznać się do porażki. - Miałeś rację. Nie było warto tu przychodzić - oceniła. I chociaż zaczęło się dobrze oraz wesoło, w ogólnym rozrachunku wyszło nieciekawie. Spojrzała po bójce. W innych okolicznościach pewnie włączyłaby się do walki, acz teraz nie miała humoru ani ochoty testować własnego szczęścia. Odsunęła się od Leo, aby odejść w stronę wyjścia. - Chodźmy już. Błąd. Popełniła wyjątkowo bolesny błąd, że odsunęła się od chłopaka. Samotne zaklęcie uderzyło ją w plecy. Krzyknęła, zanim ponownie znalazła się na ziemi, tym razem nie będąc w stanie już wstać. Straciła przytomność.
Całe szczęście - nie byłam sama. Nie przepadałam zbytnio za usługami innych, za wyręczaniem się przez działania cudzych, tak obcych dłoni - jedno jednakże musiałam przyznać - gdyby nie postać Winter, prawdopodobnie byłabym już skazana na ośmieszenie. Dzięki sprawnemu, pozbawionemu skazy anomalii zaklęciu, moje ubranie przybrało swój stan właściwy - ustąpiło - rozmazane na materiale błoto, skaza zabrudzeń przyprawiająca o zapytanie - czy aby nie pojawiłam się na występie łajnobomb. - Już? - dziwię się, słysząc Marceline Holmes. Lada moment - miał się rozpocząć w miarę obiecujący występ dość niszowego artysty. Mimo wszystko, nie chciałam przegapić Druzgotka - jego występ już od początku mnie intrygował. Nie sądziłam, że zmienię zdanie - oraz zmienię pozornie swe idealne miejsce pogrążonego słuchacza. - Masz rację - oznajmiam nagle, kiedy do moich nozdrzy dociera zapach wymiocin. Mężczyzna, sam w sobie jednak nie robi na mnie zbytnio dużego wrażenia - zachował się niewłaściwie - może, kto wie? wymiotował przez zakłócenia magii. - Lepiej stąd chodźmy - przyznaję. Cóż, przynajmniej ujrzałam chociaż fragment występu.
Scena: mała Kostka: 6
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Zmierzył dziewczynę wzrokiem. Nie ogarniał, co się stało i co od niego Mefisto chciał. To jakaś jego znajoma? Już otwierał usta, aby odpowiedzieć, kiedy Ślizgon go objął, nazywając jakże dumnie "mój chłopak". Odruchem wyciągnął rękę i można by sądzić, że zamierza po prostu grać tak, jak Mef sobie życzy, odstawiając przedstawienie przed natrętną nastolatką w celu pozbycia się jej. Nic jednak bardziej mylnego. Nox chyba zapomniał, że Puchon niebezpiecznie wiele rzeczy bierze na poważnie. Przytulając wciąż chłopaka, spojrzał po nim, gdy obca się już zmyła. Naprawdę Nei ma aż tak niewyjściową aparycję, że nawet trójkąta nie zaproponowała? - Jesteśmy razem? Zerknął potem w stronę stoiska z alkoholem, chwilę nad czymś zastanawiając się. - Ostatnim razem, jak piliśmy, skończyłeś mokry przez Momenta i potem obrażony wyszedłeś - to zdanie można bardzo opacznie zrozumieć, jeśli się tylko odrobinę chce... Albo z natury jest zboczoną osobą. - Przynajmniej nie masz, jak wyjść z otwartej przestrzeni. Odsunęli się od siebie, bowiem iść będąc wtulonym zgoła ciężko, ruszając po tym na podbój nieświadomych sprzedawców alkoholi, nim wpadli w początek zamieszek. Nie ma to jak ich szczęście. Wir walki porwał oboje, acz wypadki mniej szczęśliwe okazały się dla Neirina. Poszturchnięcia, losowe uderzenia - te w większości sam wymierzał, nie bojąc się przywalić komuś w ramach oddania pięknym za nadobne. Gorzej, że ktoś wyciągnął różdżkę, a zaklęcie ugodziło w rudzielca. Nieprzytomny przywitał się czule z ziemią uderzając o nią twarzą. Chyba nie jest im dane dostać tego nieszczęsnego piwa.
2, duża scena
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Szczerze, to kompletnie tej dziewczyny nie winił. Chyba mało kto na jej miejscu nie skorzystałby z opcji ucieczki, o proponowaniu trójkątów już nie wspominając... Zresztą, to by strasznie obaliło plan Mefisto i pozostawało mu tylko cieszyć się, że nie miała tym podobnych pomysłów. Błysnął zębami w uśmiechu, dziękując Puchonowi za ratunek, a zaraz później po prostu się zaśmiał, dostrzegając swój błąd. Cóż, z Neirinem nie można było być zbyt precyzyjnym. Jego wina, powinien się już nauczyć... - Nie, nie jesteśmy - zaprotestował, dalej rozbawiony. Nie to, żeby coś do Vaughna miał, ale jakoś nie wydawało mu się, że stanowiliby dobrą parę. Zdecydowanie bardziej realne wydawały się wizje walki z potworami czy ganiania w czasie pełni, niżeli czegokolwiek bardziej romantycznego od wykonania zadania w zabawie butelkopodobnej. - Po prostu chciałem się jej subtelnie pozbyć. Kłamałem. - No, a poza tym, Mefisto zdecydowanie bardziej pociągał Liam. O ironio, bo Nei nie wydawał się niezadowolony z błędnej informacji o byciu w związku. Może Nox nie powinien tak szybko się poprawiać? Jeszcze coś ciekawego by z tego wyniknęło... - Na szczęście, Momenta tu nie ma - mruknął jedynie, bo chociaż bardzo starał się trzeciego Puchona polubić, to za cholerę mu to nie szło. Zdaniem Mefistofelesa - to Jack nie dokładał odpowiedniej ilości starań i przez im nie wychodziło. Tak czy inaczej, jeszcze się nie pozabijali i chyba w najbliższym czasie tego nie planowali, a to już brzmiało jak sukces. Pomysł z pójściem na piwo był doskonały, nawet jeśli Neirin "martwił się" o potencjalną ucieczkę Ślizgona. Temu po prostu wydawało się, że unikną wmieszania w jakieś durne bójki fanów jednego czy drugiego rapera; nie to, żeby miał coś przeciwko drobnym zamieszkom, ale jakoś średnio kręciło go takie durne przepychanie się w tłumie na rzecz wsparcia czy obalenia tekstów piosenek, ułożonych właśnie w celu wywołania zamieszania. - No dobra, to... - Zaczął, zaraz przerywając. Zdążył odwrócić się z dwoma kubkami piwa w stronę Puchona, by dostrzec jak ten pada na ziemię, zupełnie nieprzytomny. Mef zaklął. Miał ochotę napić się chłodnego, gorzkiego napoju, który pomógłby mu zapomnieć nie tylko o balującym w oddali (bez nich!) Liamie, ale też rosnącym na czole guzie. Zamiast tego, po prostu pozbył się kubków bez chwili zawahania, niedbale próbując odstawić je na stół (jednym trafił, drugi zaś zsunął się i zalał charakterystycznie pachnącą cieczą trawę i buty Mefisto). Tak czy inaczej, Nox już kucał przy Neirinie, chwytając go mocno za ramię. W takim zamieszaniu nie miał możliwości zorientować się, że zgubił 20 galeonów. Zresztą, kilka i tak wydał na to nieszczęsne piwo, więc... Jak tracić, to po całości! - Czym ty oberwałeś, co? - Mruknął, zaskoczony takim mocnym efektem; kogoś tu musiało nieźle ponieść... Tak czy inaczej, zabawa wyraźnie się skończyła. Mefisto nie zamierzał ryzykować, nie w sprawie kogoś innego. Zamiast tego skorzystał z teleportacji łącznej, przenosząc się wraz z Neirinem do Munga. Niech uzdrowiciele się na coś przydadzą i sprawdzą, czy Walijczyka nie trafiło coś podejrzanego... A, no i nie chciał mieć guza. To nie wyglądało zbyt fajnie.
Musiała podzielić zdanie Ariadne. Nie było tu dla nich miejsca, a przynajmniej nie było na tyle bezpiecznie, by można było się czuć swobodnie. Spojrzała na Fairwyn, jakby z nutą niepewności, lecz niewątpliwym pozostał fakt teleportacji na odpowiedni dla nich teren. - Ruszmy się stąd czym prędzej – wydukała, a zaraz potem odwróciła wzrok, który spoczął na zbyt znajomej sylwetce. Błękitne tęczówki obserwowały ruchy kobiety, następnie te należące do niego, co wydawało się irracjonalnie niedorzeczne. Serce powoli pękało na pół, a pod membraną skóry kumulowała się złość, tak cholernie pragnąca znaleźć ujście. Marceline przygryzła nerwowo policzek od środka, dając sobie parę dodatkowych sekund, kiedy to później sięgnęła po różdżkę i jedyne o czym marzyła to uśmiercenie profesora Bergmanna Daniela, który winien błagać o litość. Uniosła spojrzenie na gwiazdy i gdy zrozumiała sens śpiewanych piosenek przez Druzgotka, parsknęła śmiechem, jednak… Przez rudowłosą przemawiał gniew, brak racjonalnego myślenia i niechęć do angażowania się w astronomiczne aspekty, co ostatecznie zakończyło się teleportacją – bez słowa uprzedzenia, które mogłaby, a nawet powinna skierować pod stronem Fairwyn czy też Rieux.
Mimo wszystkich niedogodności, delikatnych problemów związanych z zaburzeniami magii oraz bijatyki podczas Wielkiego Dissu wydarzenie przebiegło względnie spokojnie - tym razem udało się uniknąć większego niebezpieczeństwa, zaś sam festiwal zapewnił uczestnikom całą masę niezapomnianej zabawy. Miejmy nadzieję, że wszyscy będą wspominali te ostatnie, letnie chwile z przyjemnością!
Nagrody
Udział w evencie zostaje nagrodzony punktami kuferkowymi do dowolnej umiejętności. W przypadku 1-2 postów Twoja postać otrzymuje 1 punkt. Jeśli napisałeś 3 posty otrzymujesz 2 punkty. W przypadku gdy odpowiedziałeś na każdy etap eventu i napisałeś 4 lub więcej postów przysługują Ci 3 punkty!
Wszystkie punkty zostaną przyznane w dniu dzisiejszym - w razie jakichś niezgodności proszę o kontakt z @Vivien O. I. Dear
Mimo zaburzeń magii zeszłoroczny festiwal przebiegł dość spokojnie, tym samym trochę przyćmiewając pamięć o tragicznych zdarzeniach sprzed dwóch lat. I tym razem Ministerstwo zadbało o to, aby zapewnić uczestnikom najwyższej jakości ochronę oraz potencjalną drogę ewakuacji w postaci dobrze rozstawionych świstoklików, a także szeroki wybór atrakcji - całość miały uprzyjemnić dziesiątki straganów oraz trzy sceny muzyczne - największa z muzyką popularną, średnia rockowa, na której miał się odbyć chociażby koncert reaktywacyjny zespołu Led Snitch, a także mała scena przeznaczona dla bardziej kameralnych artystów. Ministerstwo zadbało nawet o specjalne warunki pogodowe - choć w całej Anglii panował chłód i intensywne deszcze, to specjalna magiczna kopuła sprawiała, że na terenie festiwalu było przyjemne ciepło, kojarzące się raczej z latem. Wszystko wskazywało na to, że ten wieczór będzie niezapomniany!
Fabularnie wstęp na wydarzenie kosztował 40 galeonów, jednak realnie nie musicie uiszczać tej opłaty. Fabularnie wydarzenie ma miejsce 19 października, jednak grę rozpoczniemy już 16 października.
Duża scena - harmonogram
18:00 - 19:00 - Silvia von Waldstatten
19:30 - 21:00 - Lilou Smiley Z gościnnym udziałem Trolli
1. Wstęp jest dozwolony dla każdego czarodzieja, który ukończył szkołę - co za tym idzie wydarzenie jest przeznaczone dla studentów i dorosłych. UWAGA! Uczniowie również mogą brać udział w wydarzeniu - w takiej sytuacji zakładacie, że złapaliście nielegalnie świstoklik z Hogsmeade i na każdym etapie rzucacie dodatkową kostką na wykrycie (opis będzie zmieniał się wraz z etapami). Złapanie przez służby porządkowe lub nauczyciela wiąże się z natychmiastowym powrotem do szkoły i szlabanem.
2. Każdy koncert będzie opisany w osobnym poście MG, a co za tym idzie - z każdego będą wynikały zdarzenia losowe mające wpływ na Twoją postać. Można przyjść oczywiście podczas późniejszych koncertów, jednakże pamiętaj, że wiąże się to z utratą części korzyści płynących z aktywności MG.
3. Oprócz wyniku rzutu kostką KONIECZNIE zaznacz na końcu każdego posta przy której scenie podczas bieżącego koncertu znajduje się Twoja postać!
4. Nienapisanie posta na którymś z etapów nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami, jednakże należy pamiętać, że aktywny udział w wydarzeniu niesie za sobą wyższe korzyści!
5. Oprócz korzyści wynikających z kostek, każdy aktywny uczestnik eventu zostanie nagrodzony, wiec tym bardziej zachęcamy do zabawy! Im aktywniejszy udział, tym większe korzyści z eventu!
6. Posty MG będą się pojawiały w krótkich, maksymalnie kilkudniowych odstępach czasowych.
7. Pamiętajcie, ze na wydarzeniu jest wiele tysięcy czarodziejów, dlatego odnalezienie w tłumie znajomych twarzy może być trudne. Warto również wziąć pod uwagę, że raczej nikt nie zmuszał Waszych postaci do pójścia na wydarzenie, więc warto byłoby, żeby chociaż próbowały się dobrze bawić.
8. Jeśli jesteś muzykiem, aurorem, uzdrowicielem lub pełnisz inny zawód, który mógłby znaleźć swoje zastosowanie na festiwalu to możesz napisać tu swój post albo wątek do pracy - proszę jednak o wcześniejszą informację w wiadomości prywatnej @Vivien O. I. Dear.
Na co dzień spokojne pola za Londynem przemieniły się w magiczny jarmark. Oprócz trzech scen - dużej dedykowanej muzyce popularnej, średniej dla muzyki rockowej i małej przeznaczonej do najbardziej kameralnych koncertów, oddalonych od siebie o kilkaset metrów, na miejscu znalazły się stoiska z jedzeniem, gadżetami czy napojami, również stragany, na których można zagrać w magiczne gry, a także namioty poszczególnych fanclubów. Mimo spokojnego przebiegu zeszłorocznej edycji wszyscy wciąż pamiętają o nieszczęśliwym wypadku, który zakończył się śmiercią Nebraski Jones. - dlatego w tym roku bardzo mocno zadbano o zabezpieczenia angażując w ochronę imprezy nie tylko aurorów, ale również służby bezpieczeństwa i magimilicję, a także inwestując duże środki w inne, nieznane przeciętnemu czarodziejowi systemy bezpieczeństwa.
Jest 17, a pierwszy koncert rozpoczyna się dopiero za godzinę. Przejdź kontrolę przy bramkach, a następnie wykorzystaj ten czas, by kupić sobie coś fajnego lub też zajmij dobre miejsce przy scenie. Uważaj jednak, żeby się nie zgubić – wśród kilku tysięcy czarodziejów jest to bardzo łatwe!
ETAP I: 19 października 2019
Oferta straganów
Zakup niżej wymienionych przedmiotów (w korzystnych cenach oraz bez konieczności rzutu kostką!) oraz potraw jest możliwy przez cały czas trwania eventu. Opisy przedmiotów są dostępne w spisie.
• napoje i potrawy dostępne w spisie • dowolne papierosy dostępne w spisie - 10 galeonów • wata cukrowa zmieniająca kolor włosów - 5 galeonów
Jasne, że musiała się tu znaleźć, kiedy usłyszała, ile muzycznych wydarzeń mogłoby ją ominąć. Dostała się tutaj najprostszym możliwym sposobem - był weekend, więc bez kłopotów wyruszyła do Hogsmeade, a potem dopadła jakiegoś świstoklikowego jelenia, który zrobiłby jej szemraną przysługę przeniesienia w sam środek festiwalu. Po szarpnięciu, do którego nadal nie przywykła (być może ze względu na to, że teleportację łączną wyjątkowo sporadycznie uskuteczniała z nią jej mama), znalazła się w pobliżu straganów. Z niepokojącą myślą, że niedługo miały ją czekać teleportacyjne kursy w związku z wchodzeniem w czarodziejską dorosłość, rozejrzała się po oferowanych pamiątkach. Nie miała żadnego ulubionego wykonawcy, czy zespołu spośród tych magicznych. Kilkoro z nich być może wpadło jej mniej lub bardziej w ucho, jednak nic więcej. Nie zdecydowała się zatem na żadną koszulkę, czy inny gadżet. Zainteresowała ją natomiast bransoletka, wyglądająca na mocno orientalną. Nie namyślała się długo, zbywając wątpliwości co do słuszności wyboru tym, że przecież trudno byłoby jej dostać coś podobnego w jakimkolwiek znanym jej miejscu. Bransoletka powinna zatem kojarzyć jej się z festiwalem. A to zupełnie wystarczyło, aby pamiątka spełniała swoje zadanie.