Objęte silnymi zaklęciami zwodzącymi mugoli, magiczne pola od wielu już stuleci stanowią największe skupisko wolnych terenów wybiegowych dla hipogryfów. Niejednokrotnie są także wykorzystywane jako miejsca uprawne bądź zagospodarowuje się je w razie potrzeby zorganizowania magicznych rywalizacji bądź festynów. Od kilkudziesięciu lat są głównym miejscem organizacji zabaw obchodzonych z okazji święta Barda Beedla.
Autor
Wiadomość
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Nie miał nic do innych ludzi i często lubił z nimi przebywać, jednakże tłum, jaki zastał na festiwalu nie był do końca tym co pozostawało w jego definicji "dużego wydarzenia". Czego się jednak spodziewać po człowieku, który w dużej mierze przebywa sam ze sobą, względnie uczniami lub kilkoma znajomymi w sztukach maksimum dziesięć? Pole, które rozpościerało się w zasięgu jego wzroku i nawet poza nim było w wielu miejscach wypełnione ludźmi po brzegi, ukazując ogrom przedsięwzięcia jakie miało rozegrać się na Czarodziejskich Polach. Innymi słowy - podmiejski, mugolski festiwal country to na pewno nie był. Skoro już tu jednak się pojawił, no to chcąc nie chcąc nie zamierzał stąd wyjść z niczym, a jego mniemaniu 'czymś' były wrażenia słuchowe jakie miał mu dostarczyć ten event. Nie na co dzień przecież była okazja aby posłuchać tak wielu zespołów i to w jednym miejscu, w zasadzie o jednej porze. Niezmiernie żałował, że nie mógł być w dwóch miejscach na raz i odsłuchać każdego, no ale jak widać nie można było mieć wszystkiego, a szczęśliwym posiadaczem Zmieniacza Czasu - jeszcze - nie był. I mimo, że zwykle lubował się w czymś bardziej klasycznym, to przy dobrych kawałkach był w stanie odsłuchać nawet heavy metalu. Uwielbiał muzykę. Była bardzo uspokajającym i relaksującym bodźcem i nie, żeby tego potrzebował, ale właśnie... potrzebował. Zanim jednak mógł wejść na teren właściwy festiwalu to czekała go jedna z jego życiowych zmor, a mianowicie kontrola osobista... miał nadzieję, że z racji, że to czarodziejskie wydarzenie, to prześwietlą go ze dwa razy różdżką, rzucą kilka razy accio i będzie po sprawie. Tym bardziej, że nie był jakoś obładowany ubraniami, a miał na sobie jedynie białą koszulkę, lekką marynarkę w kolorze czarnym i dżinsy. Koniec końców ku jego - i ochroniarzy - szczęściu było właśnie tak, jak sobie to wyobrażał. . Odetchnął z ulgą, jakby miał coś na sumieniu, tym samym zwracając ponownie na siebie uwagę kontroli, ale nie odezwali się jednak ani słowem i nie cofnęli go na ponowne przeszukanie. Odszedł kilka metrów, od razu kierując się do stoisk z napojami, aby zakupić sobie - a jakże - wodę i odszedł póki co w kierunku małej sceny, jednakże nie podchodził zbyt blisko ludzi. Musiał jeszcze zajarać, a całkowicie niekulturalnym byłoby dmuchać komuś w głowę dymem tytoniowym. Nie, nie chciało mu się używać zaklęć, aby tego uniknąć. Bezceremonialnie wyciągnął z kieszeni perfekcyjnie skitrane swoje ulubione fajki w metalowej papierośnicy i odpalił jedną bezróżdżkowo wkładając ją sobie do ust i zaciągając się. No, to jedyne co mu pozostało to poczekać na pierwszy koncert.
Kto nie chciałby się chociaż trochę rozerwać na koncercie? A zwłaszcza paru koncertach po sobie do tego z różnych typów muzyki. Hope ubrany w czarne dżinsy i koszulę w kolorze butelkowej zieleni z dwoma pierwszymi guzikami odpiętymi i zarzuconymi na ramiona ciemnoszarej szaty na której granatową nicią wyszyte były kwiaty na rękawach i dole szaty nie chciał spędzać każdej wolnej chwili od szkoły na pracy i z książką w dłoni. To po dłuższym czasie może nawet denerwować, nie mieć co robić jest naprawdę źle. Krukonowi brakowało rozrywki dlatego też przybył na to miejsce. Może i wejście na teren koncertu było drogie jednak zdecydowanie warte swojej ceny. Trochę czekał za nim mógł dostać się do bramki gdzie został sprawdzony oraz uiścił opłatę na wejście. Tłumy czarodziei sprawiały, że od razu można było się w miarę rozluźnić i skupić na zabawie w miejscu gdzie jest się prawie całkowicie anonimowym. Z uśmiechem zadowolenia na twarzy podszedł do jednego z sprzedawców od którego zakupił jedną dużą watę cukrową która zmieniała kolor włosów jedzącego. Nie kosztowało dużo ale było smaczne więc warte swojej ceny. Z tym oto słodyczem ruszył do średniej sceny gdzie usłyszał że będą grali rocka. Lubił prawie każdą muzykę ale na początek, na rozruszanie uważał że ta muzyka na pewno będzie najlepsza.
Obecnie jest: W pobliżu sceny rockowej, jednak bardziej z boku Kupił: Watę cukrową zmieniającą kolor włosów, którą je a która sprawiła że jego włosy mają tera kolor fioletowy
Ostatnio zmieniony przez Lucas Hope dnia Sob Paź 19 2019, 16:15, w całości zmieniany 3 razy
Elizabeth L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Tatuaż przy prawej łopatce, będący anielskim skrzydłem. Blizna na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Lekki akcent hiszpański.
Związała włosy, wypuszczając kilka figlarnych kosmyków. Ubrała wygodne spodnie i ciemną podkoszulkę, a na nią założyła bluzę. Pogoda ostatnio nie sprzyjała. Temperatura spadła. Często się chmurzyło i padało. Wiedziała, jednak że na koncercie pod magiczną kopułą będzie ciepło, wpierw musiała dotrzeć do celu i wychodząc z domu, po prostu nie chciała przemarznąć. Przybyła na miejsce i nieco się wyczekała, nim przekroczyła bramki. Galeony nie były dla niej żadnym problemem, a naprawdę miała ochotę tu być i się dobrze zabawić. Taka ładna dziewczyna sama na takim wielkim festiwalu? Wiedziała, że ma małe szanse na wypatrzenie kogoś znajomego z tłumu. Najlepiej byłoby przyjść z kimś. Niestety na ostatnią chwilę nie złapała nikogo, aby tu przyjść. Oczywiście jej celem okazała się scena rockowa. Dobre, mocne brzmienia tak tego jej było trzeba. Nie mogła doczekać się koncertu zespołu Askaban. Chciała zobaczyć tych ubranych w czerwone garnitury muzyków i ich staranie ułożone fryzury. Eliza nie miała szczególnych upodobań, jeśli chodzi o zespoły, raczej słuchała to, co właśnie wpadło jej w ucho. Czasami zachwycała się jakimiś nowymi artystami, ale raczej nie należała do stałych fanek. Każda nowość czy starość musiała zostać przez nią sprawdzona. Tym razem na jej uwagę zasłużył Askaban! Podekscytowana i z błyskiem w oku, przemieszczała się przez stragany. Po drodze kupiła watę cukrową zmieniającą kolor włosów i zażyczyła sobie czerwone włosy. Zdjęła bluzę, uznając, że zdecydowanie jest tu za ciepło, przewiązała ją w pasie a na podkoszulek założyła koszulkę koncertową z logo Askabanu. Wyglądała, tak jak powinna wyglądać dobrze bawiąca się dziewczyna na koncercie. Pierwsi artyści mieli wystąpić za godzinę, więc chodziła sobie, oglądała amulety i bransoletki, zajadając się słodką watą.
Miejsce: Rockowa Scena, chodzę przy straganach Kupiłam: koszulkę z logo Askaban i zajadam się cukrową watą, która zmieniła mi kolor włosów na czerwony.
Vanja A. I. Northug
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 157cm
C. szczególne : Silny Szwedzki akcent, bardzo młody wygląd
Czy muzyczny festiwal był dobrym pomysłem? Dlaczego by nie. W końcu była tylko człowiekiem, również potrzebowała rozrywki. Słuchanie dobrej muzyki w jakimś ciekawym towarzystwie na pewno spełniało jej szczególne kryteria dotyczące tego, jak najlepiej spożytkować spędzany czas. W końcu, skoro za niedługi czas miała rozpocząć swoją karierę w edukacji, chyba należało, aby zapoznała się ze szczególnymi gustami muzycznymi młodzieży, którą miała nauczać. Więc uznała, że czas spędzony na festiwalu, z pewnością nie będzie czasem stracony. Rozwijanie swojej wiedzy traktowała bardzo poważnie, nawet w tak błahych sprawach, jak dowiedzenie się, co aktualnie było na topie. Zapłaciła odpowiednią sumę galeonów i pojawiła się na czarodziejskich polach. Przy jej niewielkim wzroście, tak ogromne tłumy potrafiły onieśmielać. Czuła, że dosłownie każdy przerasta ją przynajmniej o pół głowy. Teraz jeszcze bardziej niż zazwyczaj czuła się niczym mała dziewczynka, nie dorosła kobieta z poukładanymi sprawami życiowymi. Czy miało tak już pozostać zawsze? Nie mogła w trwały sposób zmienić tego, jak wygląda, więc prawdopodobnie tak. Nieśmiało przedzierała się przez tłum, kierując się w stronę jednej ze scen. A dokładniej, sceny rockowej. Tutaj ludzi było jakby mniej. Koncerty dopiero miały się rozpocząć, nic dziwnego, że wszyscy wpierw woleli zaspokoić swoje pragnienia alkoholowe, niż tkwić niczym kołki wbite w ścianę. Sama sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła papierosa. Krótkim machnięciem różdżki odpaliła go i zaciągnęła się mocno dymem. Dwa wdechy pomogły znacząco się uspokoić. W jej głowie zaczęło kiełkować pytanie: kto normalny poszedłby w takie miejsce samotnie. Prawdopodobnie Vanja...
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Absolutnie nie mógł sobie odpuścić takiego wydarzenia i zakaz opuszczania murów Hogwartu nie stanowił dla niego żadnej przeszkody, by wziąć w nim udział. W końcu jak często ma się okazję, żeby móc aż tylu różnych zespołów i wykonawców zebranych w jednym miejscu? Och, dobrze wiedział, że tym sposobem z pełną premedytacją złamie jedną z dość ważnych szkolnych zasad i może za to srogo dostać po czterech literach, gdyby komuś udało się go przyłapać na tym nielegalnym wypadzie, ale nie mógłby się tym przejmować mniej. Fitzgerald od zawsze miał dość… lekkie podejście do wszelkich zasad i innych reguł, a poza tym towarzyszące temu ryzyko sprawiało, że cała rzecz stawała się jeszcze bardziej ekscytująca. No risk, no fun, jak to się mawia. W wypadzie do Hogsmeade w sobotnie popołudnie na pewno nie był niczym podejrzanym; w końcu dzień wolny od zajęć i sporo uczniów decydowało się wyrwać choć na parę godzin z tego starego zamczyska, żeby móc się rozerwać w którejś z atrakcji oferowanych przez tą czarodziejską wioskę. W planach Willa na to popołudnie oraz wieczór również była rozrywka, choć zdecydowanie większego kalibru niż cokolwiek co można znaleźć w Hogsmeade; tam wybrał się jedynie, bo potrzebował konkretnie spreparowanego przedmiotu, świstoklika, żeby dostać się na czarodziejskie pola, gdzie miał się odbyć festiwal. Fitzgerald zawczasu zadbał o to by znaleźć kogoś kto wykonały mu na lewo taki świstoklik i teraz wystarczyło go jedynie odebrać. Niepozorny mugolski pens po dotknięciu sprawił, że rudzielec wylądował w pobliżu straganów. Otrząsnąwszy się z nieprzyjemnego uczucia jakie towarzyszyło mu przy tej metodzie podróżowania, rzucił okiem wokół i uniósł kącik ust w pełnym zadowolenia uśmiechu. Było tłoczno, było głośno, czyli dokładnie tak jak powinno. Ruszył wzdłuż rzędu straganów, zerkając z ciekawością na oferowane pamiątki. Kilka rzeczy nawet przykuło jego oko, ale niestety musiał się obejść się smakiem, bo miał przy sobie zbyt mało pieniędzy, żeby sobie na nie pozwolić. Zgarnął sobie jedynie trochę ślimaków-gumiaków, po czym minąwszy ostatnie ze stoisk bez dalszej zwłoki skierował się ku scenie rockowej, żeby zająć sobie jakieś dobre miejsce. Nie posiadał żadnego zespołu, który mógłby określić jako swój ulubiony; słuchał wszystkiego co mu akurat wpadło w ucho i tak się składało, że głównie był to właśnie rock oraz pokrewne mu gatunki. Wśród tego znajdowało się co najmniej kilka kawałków wykonywanych przez artystów, którzy mieli tu dziś wystąpić i naprawdę cieszyła go możliwość odsłuchania ich na żywo.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Od czasu do czasu, dla zdrowia psychicznego, trzeba było oderwać się od obowiązków i skorzystać z dostępnych form rozrywki. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko usłyszał od znajomych o nadchodzącym festiwalu muzycznym, od razu zakupił bilet. Cena nie był najniższa, chociaż jak spojrzał na listę występujących zespołów, nie mógł również powiedzieć, by była wyjątkowo wygórowana. Każdy mógł wybrać coś dla siebie, a prawdę powiedziawszy, on sam nie wiedział, o której godzinie pod jaką sceną krążyć, toteż szybko zapomniał o wyłożonej sumce. Na czarodziejskich polach zjawił się około godziny siedemnastej, mając świadomość tego, że później mogą zrobić się duże kolejki. Nie chciał marnować w nich czasu, poza tym dzięki wcześniejszemu wejściu na teren festiwalu, mógł rozejrzeć się dookoła i przemyśleć jeszcze konkretny plan swojej wycieczki. Z pierwszych koncertów brzmieniowo najbardziej odpowiadał mu chyba Mephitis. Był jednak również ciekawy występu niejakiej Silvii, gwiazdy dance, która propagowała LGBT. Miał ciężki orzech do zgryzienia, więc odwlekając decyzję w czasie, najpierw udał się na zakupy. Mnóstwo kolorowych straganów. To było pierwsze, co rzucało mu się w oczy. Cholera jasna, czy wszędzie musiał być tak duży wybór? Przeszedł obojętnie obok waty cukrowej, zmieniającej kolor włosów, stwierdzając że to raczej dziecinne… To znaczy jasne, gdyby obok niego pałętała się już jakaś większa ekipa dobrych znajomych, pewnie kupiliby to świństwo dla zabawy, ale póki był tutaj sam, wolał skoncentrować się na bardziej przydatnych rzeczach. Wtedy dostrzegł przy jednym ze stoisk amulet Uroborosa, i to w dodatku w promocyjnej cenie. Niewiele myśląc wyciągnął swoją sakiewkę i odliczył niezbędną kwotę, ciesząc się ze swego nowego nabytku. Schował go póki co do kieszeni i ostatecznie ruszył dużej sceny. Nadal nie był pewien swojego wyboru, dlatego stanął gdzieś na uboczu, żeby w razie zmiany zdania, móc prześlizgnąć się przez tłum pod scenę rockową.
Na wejściu na czarodziejskie pola pokazał zakupiony wcześniej bilet i wreszcie znalazł się na terenie festiwalu, który poza koncertami zachęcał również wieloma inny atrakcjami. Przechadzał się od jednego straganu do drugiego, przyglądając się bliżej interesującemu asortymentowi, ale kiedy zajrzał do swojej sakiewki z galeonami, ostatecznie zrezygnował z jakichkolwiek zakupów. Szlag by to trafił… wydał prawie swoje oszczędności, a co za tym idzie, wolał nie marnować swych złotych monet na kolejne nie do końca potrzebne pamiątki. A jednak tyle rzeczy go tutaj kusiło… Eh, stwierdził, że jeszcze to wszystko przemyśli, ale na razie odszedł nieco dalej od kolorowych straganów, by sprzedawcy nie kusili go opróżnieniem portfela do cna. Miał spory dylemat pomiędzy dużą a małą sceną, choć w istocie wszystkie oferowały coś, czego mógłby posłuchać. Przy rockowej było jednak dla niego zbyt ciasno, za to jeśli mowa o tej małej., to zastanawiał się czy ma ochotę na słuchanie jakichś smętów o miłości. Nie wykluczał tego, że będą to jakieś piękne ballady, ale chyba bardziej kusiła go jednak możliwość ujrzenia Silvii, gwiazdy wielkiego formatu, która na dodatek aktywnie działała na rzecz społeczności LGBT. Jej walka niejako dotyczyła również i jego samego, więc chyba trudno byłoby ominąć ten koncert. Żałował jednak, że nie może uczestniczyć we wszystkich i że został w ogóle postawiony przed takim wyborem. No cóż, rozumiał to, taka była wszak idea dużych, muzycznych festiwali. Miał trochę szczęścia w nieszczęściu, bo jakimś wąskim korytarzem pomiędzy innymi fanami, udało mu się przecisnąć w wolne miejsce znajdujące się całkiem blisko sceny. Dzięki temu miał dobry widok na występujących artystów i tylko czekał, aż zza kulis wyłoni się znajoma sylwetka gwiazdy muzyki dance.
Położenie: Duża scena
Ostatnio zmieniony przez Jonas Rosenberg dnia Sob Paź 19 2019, 13:49, w całości zmieniany 1 raz
Od kiedy otworzył swój własny pub, trudno było mu tak naprawdę odpocząć od pracy. Musiał wszystkiego doglądać, żeby mieć pewność, że Upswing będzie oferował zawsze najlepszą jakość. Coroczny festiwal muzyczny był jednak idealną okazją do odsunięcia na bok palących obowiązków i przymuszenia się do wzięcia choćby jednego wolnego wieczoru. Szczególnie zważywszy na fakt, że wreszcie któryś z organizatorów poszedł po rozum do głowy i aktywnie zaangażował się w rozwój sceny rockowej, przy której Leonel miał właściwie zamiar spędzić całą tę imprezę. Dobór gwiazd mu odpowiadał i nie widział potrzeby krążenia pomiędzy innymi koncertami. Chcąc uniknąć długich kolejek, zjawił się na czarodziejskich polach trochę wcześniej, okazując ochroniarzom zakupioną już podczas wakacji wejściówkę. Musiał przyznać, że wszystko funkcjonowało tutaj w miarę sprawnie, a Ministerstwo Magii zadbało nawet o odpowiednie warunki pogodowe, które akurat jemu nie były wcale do szczęścia potrzebne. Wysoka temperatura sprawiła jednak, że zdjął z siebie marynarkę, którą przewiesił niedbale na ramieniu, rozglądając się wokoło, żeby odpowiednio rozplanować sobie czas przed występem największych gwiazd. Nie planował żadnych zakupów, ale że nie miał nic lepszego do roboty zdecydował się przejść po straganach i sprawdzić czy można tu nabyć cokolwiek poza pamiątkowymi koszulkami i płytami, które niezbyt go interesowały. Płyt i tak miał bez liku, a nie miał zamiaru płacić sporej sumy galeonów za warty o wiele mniej nadruk na ubraniu. Bogaty asortyment jednak mocno go zaskoczył, bo jak się okazało, w oczy wpadło mu mnóstwo przydatnych, magicznych przedmiotów, które na dodatek sprzedawcy oferowali po wyjątkowo atrakcyjnych cenach. Przy kilku stoiskach zatrzymał się więc na dłużej, powoli w głowie sporządzając sobie już listę niezbędnych zakupów. Zdziwił się przede wszystkim tym, że tak łatwo można było tu nabyć fałszoskop, nad którego poszukiwaniami on sam nieźle się swego czasu namęczył. No, może nie namęczył, bo miał swojego zaufanego pośrednika, ale mimo wszystko, dostępność takiego towaru raczej była czymś wyjątkowym. Zastanawiał się nawet czy nie kupić drugiego fałszoskopu podczas takich promocji, ale ostatecznie zdecydował, że woli wydać pieniądze na coś, czego jeszcze nie ma. W końcu złapał za jeden z amuletów Uroborosa i za bransoletkę ayuahascą. Co prawda nie przepadał za błyskotkami, ale akurat o tych ozdobach słyszał wiele dobrego. Do swoich zakupów dorzucił jeszcze maskę komiczną, która właściwie nie była mu do niczego potrzebna, ale również należała do towarów deficytowych, więc stwierdził, że skorzysta z okazji. Wszak zawsze mógł ją sprezentować komuś bliskiemu. Nie spodziewał się, że na festiwalu muzycznym wyda tyle pieniędzy, ale w gruncie rzeczy był zadowolony ze swoich nabytków. A że zbliżała się godzina pierwszego koncertu, oddalił się od strefy handlowej i przespacerował w pobliże rockowej sceny, zastanawiając się jaki występ da zespół Mephitis, który dla niego stanowił raczej swego rodzaju suport dla głównych gwiazd wieczoru, to jest Czystej Krwi, Askabanu i Led Snitcha, na których koncerty naprawdę niecierpliwie wyczekiwał.
Nie mogło jej zabraknąć na takim wydarzeniu. Kiedy tylko ogłosili oficjalną, tegoroczną datę Festiwalu - wpisała ją sobie grubymi literami swój kalendarz. I wprost nie mogła się doczekać. Od razu rozpoczęła żywe namawianie swojego rodzeństwa, by wybrali się razem z nią. Cóż, nie udało się to do końca, bo wcześniej mieli do załatwienia jakieś swoje sprawunki. Wymusiła jednak na nich spotkanie w trakcie imprezy - mają się spotkać jakoś w połowie jej trwania, do tego czasu Éléonore jest zdana tylko na własne towarzystwo. Trochę było jej to nie na rękę, bo zawsze czuje się niekomfortowo, stojąc samotnie pod sceną. Jednakże nie mogła odpuścić koncertu zespołu Łzy Feniksa i czekać, aż jej rodzeństwo się tutaj zjawi. Wyszykowała się sprawnie. Przyodziała biały i bardzo ciepły sweter, i ekstrawaganckie dżinsy, które zakupiła podczas jednej ze swoich podróży - idealnie wpasowywały się w festiwalowe klimaty. Na ustach miała szminkę w ciemnym, wyzywającym kolorze. Była z siebie szalenie dumna i uważała, że wygląda wyjątkowo dobrze. Wzmacniało to jej dobry nastrój. Kiedy dotarła na miejsce - już z daleka słyszała dźwięki instrumentów. Odetchnęła z ulgą, kiedy zrozumiała, że póki co to tylko strojenie i próby głośności. Nie spóźniła się! Czekało ją jeszcze przejście przez bramki. Liczyła na to, że pójdzie to sprawnie, wszak miała ze sobą tylko różdżkę, szminkę i kilka galeonów w kieszeni spodni, na wypadek braku możliwości płacenia przy pomocy różdżki. Trochę się jednak rozczarowała, docierając do miejsca kontroli. Przed nią ukazała się spora kolejka. Westchnęła głęboko. Cóż, trochę tu poczeka. Dopiero po jakimś kwadransie (który dłużył się niemiłosiernie) weszła na pole koncertowe. Czym prędzej udała się w stronę Małej Sceny, choć i to nie było niczym prostym, bo czarodziejów zbierało się coraz to więcej. No i jak ona ma potem odnaleźć się z Elijahem i Elaine? Spotkanie się z kimkolwiek znajomym będzie graniczyło z cudem. Postanowiła, że zakupi sobie piwo na dobry początek. Miała na nie szaleńczą ochotę, na takie zwykle, chamskie, zimne piwo Dverga. Jak ma się bawić sama, to chociaż doda sobie odwagi przy pomocy procentów. Wzięła napój w rękę i skierowała się pod Małą Scenę. Nie mogła jednak podejść za blisko, dopóki nie wypije swoich procentów. Z niecierpliwością czekała na zespół, popijając piwo. Spoglądała też na zbierający się tłum, wszyscy wyglądali tak pięknie, kolorowo. Zapowiadał się dobry wieczór.
Położenie: Mała scena, nieco na uboczu.
Ostatnio zmieniony przez Éléonore E. Swansea dnia Nie Paź 20 2019, 18:14, w całości zmieniany 1 raz
Miała odpuścić sobie tegoroczny festiwal, ale wieść o występie Vivien szybko się rozniosła. Chciała wesprzeć kuzynkę, a dodatkowo była fanką wykonywanych przez nią utworów. Miała piękne melodie i teksty. Niechętnie zostawiła więc podręczniki i odwołała korepetycje z jednym z młodszych uczniów, zabierając się za szukanie w szafie czegoś innego, niż szklony mundurek, koszule czy marynarki. A z tym był problem, bo niestety wszystko, co nie było eleganckie i skromne, zostawiła w domu. Dokopała się wreszcie do cieplejszej, sportowej bluzy i spódniczki . Dobrała do tego rajstopy i proste, wygodne buty. Najgorsze co mogło powstać na takich wydarzeniach to odciski, a do tego dyskomfort z bolących nóg, więc dodanie sobie kilku centymetrów wzrostu szpilkami nie wchodziło w grę. Wciągnęła na plecy czarny plecak z najważniejszymi rzeczami, przeczesała pukle marchewkowych włosów i nałożyła delikatny makijaż. Odłożyła zegarek na szafkę, zabierając jednocześnie trochę pieniędzy, wychodząc następnie z dormitorium. Droga do zamkowej bramy minęła jej szybko, a stamtąd już prosto teleportowała się pod dom, aby zabrać swój motor. Na pola była dość daleko, a poza tym miała okazję na przejażdżkę. Brakowało jej czasu na korzystanie z pogody i motocykla w ostatnich miesiącach, więc nie mogła sobie odmówić. Prezent od Blaith wciąż był jej spełnieniem marzenia. Był nawet etap,że miała fascynacje motoryzacją tak mocno wkręconą w głowę, że planowała być kierowcą błędnego rycerza, co niestety nie spodobało się rodzicom. Mało ambitne czy coś. Festiwal był przygotowany dobrze, bez problemu znalazła miejsce parkingowe dla pojazdu. Zsunęła się z maszyny, zabezpieczając ją i odkładając kask, a następnie poprawiając plecak, ruszyła przed siebie. Oczywiście ochrona nie puściła karzełka bez dodatkowej kontroli wieku — do czego zresztą była przyzwyczajona. Było mnóstwo ludzi, podzielone na kilka scen wydarzenie tętniło życiem, a uszu dobiegała muzyka. Miała wrażenie, że otaczał ja tłum olbrzymów, czuła się nieco przytłoczona. Po pozytywnym przejściu kontroli skierowała się najpierw w stronę straganów — wiedząc, że później będzie niezwykle ciężko się wydostać spod scen. Dodatkowo pierwsze występy niezbyt ją interesowały — Łzy Feniksa z wiadomych przyczyn wolała odpuścić, a skunksy były dość specyficznymi artystami. Padło na królową LGBT — najwyżej po jej występie uda się pod małą scenę, gdzie koncert miała mieć ślizgonka. Nessa wzięła się jednak najpierw za zakupy — dostając fałaszoskop (jej przepadł razem z Holdenem), amulety czy bransoletkę. Kupiła też butelkę dobrego, czarodziejskiego piwa. Dostrzegając koszulkę VOID — nie mogła też przejść obojętnie, więc kolejny przedmiot trafił do jej plecaka. Wydała więcej pieniędzy, niż planowała, podsumowując to cichym westchnięciem rezygnacji. Rozejrzała się, szukając najlepszej drogi pod scenę, chociaż i tak doskonale wiedziała, że przez swój wzrost nie będzie jej dane oglądać niczego innego, jak pleców tłumu. Gdy znalazła się na miejscu, przesunęła plecak do przodu i zamknęła go dokładnie, a następnie jedną z dłoni zacisnęła na ramieniu drugiej, układając ją wygodnie pod biustem. Pociągnęła łyk piwa, czekając na rozpoczęcie wydarzenia. Leniwie sunęła spojrzeniem po plecach oraz twarzach czarodziejów podekscytowanych koncertem, gdy dostrzegła podejrzanie znajomy profil. Zmarszczyła brwi, przyglądając się mu dokładniej, dostrzegając coraz to większe szanse na ratunek — tak, wciąż miała traumatyczne wspomnienia związane z zeszłorocznym zdeptaniem jej niewielkiej osoby. @Matthew C. Gallagher wyglądał, jakby był sam. Szczęśliwy traf od losu? Zaczęła przeciskać się pomiędzy ludźmi w jego stronę, ignorując uderzenia łokci i pchnięcia, mali ludzie byli do tego przyzwyczajeni. Mając go na wyciągnięcie dłoni, odetchnęła cicho, łapiąc palcami za skrawek jego koszulki, ciągnąc delikatnie, acz stanowczo. Lubiła takie niespodziewane ataki, była kobietą bezwstydną w swojej prostocie. Gdy tylko nacisk sprawił, że odrobinę przechylił się, odwrócił w jej stronę — zapewne z zaskoczoną miną, bezceremonialnie przesunęła dłoń na jego rękę, zaciskając drobne palce na nadgarstku. Wlepiła w niego oczy, uśmiechając się z miną bezdomnego kota mówiącą "przygarnij mnie z tego dzikiego tłumu", a następnie wspięła nieco na palce, aby zacząć konwersacje — było jednak dość głośno, a stojąca nieopodal niewiasta wyjątkowo piszczała. - No cześć łobuzie. Mogę się przyczepić? Właściwie to mogę też Cię porwać jeśli się nie zgodzisz. Dla różnych celów, żeby było jasne, ale o tym nie mówmy przy wszystkich, bo się zawstydzą.- wzruszyła ramionami, zaczepiając go z błyskiem w oczach, pół żartem- pół serio. Upiła nieco piwa z trzymanej przez siebie w drugiej dłoni butelki. Było gorzkie i ciemne, paskudne, ale dobrze rozgrzewało. Naprawdę ulżyło jej, że spotkała kogoś znajomego. Nie chciała być tu sama, to było niebezpieczne. Nie zamierzała go jednak dłużej męczyć, przeszkadzać w oglądaniu. Zostawiła więc nadgarstek w spokoju, łapiąc się jednak palcami krańca koszulki, której puszczać raczej nie chciała.
Zakupy: fałszoskop, amulet "kamienia filozoficznego", amulet Uroborosa,bransoletka z ayuahascą, koszulka VOID. Scena: Duża Scena
Ostatnio zmieniony przez Nessa M. Lanceley dnia Sob Paź 19 2019, 17:05, w całości zmieniany 1 raz
Tłumy, dosłownie wszędzie były tłumy przez które tak ciężko było przejść. Właśnie grupa jakiś młodych czarodziei szła w stronę Lucasa który stał w miejscu odpuszczając próbę dostania się bliżej sceny. Już i tak był na tyle blisko by nie przeszkadzały mu inni ludzie podczas oglądania występu. Nagle poczuł jednak dosyć silne uderzenie w bok które posłało go na osobę niedaleko niego. Tyle szczęścia że chłopak owijając jedną z rąk w talii kobiety, zdołał utrzymać ich w pionie. Watę cukrową trzymał w drugiej dłoni. Po tym przez moment jeszcze nie puszczał przedstawicielki płci pięknej, posyłając czarodziejowi który go popchnął groźne spojrzenie z na wpół przemienionej twarzy pod którym tamten od razu zmiękł i po prostu zwiał. Po uspokojeniu się puścił przypadkową ofiarę tamtego idioty odsuwając się o dwa kroki do tyłu. -Pragnę przeprosić i mam nadzieję że nic się pani nie stało- Zwrócił się do urodziwej kobiety z łagodnym wyrazem twarzy tak różnym od tego jaki miał patrząc na obcego czarodzieja który wywołał tą sytuację. Delikatnie się pochylił do przodu w taki sposób bez żadnych słów witając się z nią tak jak wypadało.
W końcu wybiła godzina osiemnasta i rozpoczęły się pierwsze koncerty. Na dużej scenie pojawiła się Silvia von Waldstatten, zaś poł godziny później na dwóch mniejszych zabrzmiała muzyka Mephitis i Łez Feniksa.
Aby wziąć udział w tym etapie, należy wybrać koncert i obowiązkowo rzucić kostką (do każdego koncertu są przypisane inne kostki)! Przypominamy o zaznaczeniu na końcu postu, pod którą sceną znajduje się Twoja postać! Standardowo wszystkie pytania kierujemy do @Vivien O. I. Dear
NASTĘPNY ETAP: 24.10.2019, godziny wieczorne
Duża scena - Silvia von Waldstatten
W zeszłym roku dla wielbicieli bardziej kiczowatej muzyki wystąpiła Lady Morgana, a w tym roku organizatorzy zdecydowali się na zastąpienie jej odrobinę mniej znaną gwiazda. Bez wątpienia występ Silvii von Waldstatten był wielką gratką dla osób queerowych - Silvia była bez wątpienia ikoną środowiska LGBT, choć mało kto miał świadomość jak bardzo jej kariera była oparta na złudzeniach. Niemniej kolorowe dekoracje i tęczowe motywy bez wątpienia nadawały scenie wesoło klimatu (choć można dyskutować o tym czy cieszyły oko), zaś sama von Waldstatten bez wątpienia porwała tłum, pozostawiając po swoim występie mnóstwo pozytywnej energii. Choć raczej nie był to występ dedykowany miłośnikom sztuki, to fani muzyki popularnej mogli bawić się naprawdę dobrze!
Kostki:
1 - podczas piosenki "Love Anal(ysis)" na tłum opadła lekka kolorowa mgiełka. Byłeś na tyle blisko sceny, że spadła na Ciebie dosyć duża dawka substancji, która błyskawicznie bardzo poprawiła Ci humor. Do końca festiwalu czujesz się znakomicie. 2 - przez tłum przepycha się młody chłopak, który przypadkiem dość mocno Cię trąca. Udaje Ci zachować równowagę, ale niestety z Twojej kieszeni wypada 20 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie! 3 - nie wiesz jak to się dzieje, ale na skutek jednego z efektów specjalnych Twoje włosy zmieniają kolor na różowy. Ten efekt będzie Ci towarzyszył do końca festiwalu! 4 - na ziemi dostrzegasz mały przedmiot. Podnosisz go i okazuje się, że to Przypominajka. Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie! 5 - nieopodal Ciebie wybucha łajnobomba. Na całe szczęście Ty nie jesteś brudny, ale osoba obok Ciebie mocno oberwała. Jeśli zdecydujesz się jej pomóc otrzymasz jeden punkt z zaklęć! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 6 - Silvia coraz głośniej skanduje słowa jakiejś średnio ambitniej piosenki, a Ty czujesz jak w Twojej głowie narasta ból. Najwyraźniej wybranie się na występ tej gwiazdy nie było szczególnie dobrą decyzją!
Scena rockowa - Mephitis
Występy na scenie rockowej rozpoczął naprawdę mocny zawodnik - choć dla części słuchaczy Mephitis mogli być zespołem lekko alternatywnym, a ich stylizacja na skunksy wzbudzała w niektórych obrzydzenie, to niemal każdy musiał docenić dynamikę ich koncertu oraz niezwykle szeroki repertuar, który zaprezentowali na scenie. Oczywiście, nie był to bez wątpienia koncert wieczoru, niemniej jednak muzyka oraz pogo pozwoliły na stopniowe rozruszanie każdemu miłośnikom ostrzejszych brzmień. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne koncerty będą jeszcze lepsze!
Kostki:
1 - pogo wynosi Cię na falę. Początkowo bawisz się świetnie, jednak finalnie kilka nie wytrzymuje Twojego ciężaru i bezwiednie opadasz na ziemię strasznie się przy tym turbując. Nieduży ból związany z upadkiem będzie Ci towarzyszył do końca eventu. 2 - na ziemi dostrzegasz mały przedmiot. Podnosisz go i okazuje się, że to Woreczek ze skóry wsiąkiewki. Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie! 3 - gdy czekasz na rozpoczęcie koncertu podchodzi do Ciebie uśmiechnięta dziewczyna, która podaje Ci ulotkę fundacji zajmującej się ochroną stworzeń magicznych. Z nudów wczytujesz się w ulotkę i dowiadujesz się kilku nowych rzeczy na temat ONMS. Zdobywasz jeden punkt kuferkowy z tej dziedziny. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie 4 - nawet nie orientujesz się kiedy na skutek pogo znajdujesz się tuż przy samej scenie. Początkowo może nawet cieszysz się z takiego zbiegu okoliczności, jednak po chwili jeden z członków zespołu przez przypadek opryskuje Cię śmierdzącym skunksim odorem. Paskudna woń towarzyszy Ci w tym oraz następnym etapie - pozostaje mieć nadzieję, ze nie spotkasz nikogo przed kim nie chcesz się upokorzyć. 5 - podczas wykonywania ściany śmierci z Twojej kieszeni wypada 10 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie! 6 - tańcząca nieopodal dziewczyna podczas zderzenia z Tobą wybija sobie palec. Na szczęście nie tracisz zimnej krwi i szybko pomagasz jej wyjść z opresji - tym samym zyskujesz 1 punkt z magii leczniczej. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie!
Mała scena - Łzy Feniksa
Delikatne, przytłumione światło i bardzo minimalistyczne ozdoby w połączeniu z powoli zachodzącym słońcem spowodowały, że na widowni małej sceny zapanowała przyjemna, błoga atmosfera. Po chwili rozpoczął się koncert Łez Feniksa, które miały bardzo szerokie grono fanów wśród wszystkich obecnych, gdyż ich piękna muzyka cieszyła się dużą popularnością, nie będąc jednocześnie tak skomercjalizowana jak hity Silvii, czy Dona Lockharto. Widowisko mijało raczej spokojnie, ze względu na specyfikę muzyki tego zespołu. Mimo to widownia bawiła się świetnie - śpiewając i unosząc rozświetlone różdżki w górę. Każdy fan tego zespołu po zakończeniu występu poczuł się bez wątpienia błogo, pytanie tylko czy była to kwestia faktycznej magicznej mocy zespołu, czy po prostu wyjątkowo udanego koncertu.
Kostki:
1 – Na ziemi dostrzegasz mały przedmiot. Podnosisz go i okazuje się, że to świetlik. Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie 2 – Świetnie się bawisz, gdy nagle czujesz przechodząca obok Ciebie osoba przypadkiem oblewa Cię piwem o tyle niefortunnie, że zalewa Ci większą część ubrań. Na całe szczęście nie tracisz głowy i szybko zmieniasz ubranie jednym zaklęciem, tym samym zyskując punkt do transmutacji. Upomnij się o punkt w odpowiednim temacie 3 – Może rozwiązał Ci się but, a może spadł papierek, w każdy razie pochylasz się. Rzuć kostką – jeśli wypadła nieparzysta tracisz 10 galeonów, jeśli wypadła parzysta zyskujesz 10 galeonów. Upomnij się o galeony w odpowiednim temacie 4 – Podczas koncertu przechodzi obok Ciebie bardzo atrakcyjna osoba, która jest prawdopodobnie z pochodzenia wilą (płeć dowolna - w zależności od tego kto Cię interesuje). Jesteś tak zauroczony tą cudowną personą, że przypadkiem robisz z siebie durnia - opisz tę sytuację w dowolny sposób. Osoby aseksualną mogą przerzucić tę kostkę. 5- Bawisz się znakomicie! Niezależnie czy jesteś fanem tego wykonawcy czy trafiłeś tu przypadkiem to już po kilku minutach mimowolnie zaczynasz podśpiewywać. Z racji tego, że teksty nie są szczególnie łatwe wychodzi Ci to lepiej lub gorzej, ale mimo wszystko otrzymujesz 1 punkt z działalności artystycznej. Upomnij się o punkt w odpowiednim temacie 6 – podczas zabawy orientujesz się, ze ktoś dotyka Twojego tyłka. Jakież jest Twoje zdziwienie, gdy tą osobą okazuje się jakiś obleśny dziad. Szybko go przeganiasz, ale niesmak pozostaje!
Kostki dla uczniów
Przypominamy, że uczniowie na każdym etapie obowiązkowo rzucają kostką na wykrycie - więcej szczegółów w poście startowym! 1,4 - wśród tłumu dostrzegasz Estellę Vicario. Widząc nauczycielkę próbujesz czmychnąć, jednak kobieta dostrzega Cię i zagaduje. Po krótkiej wymianie zdań mówi, żebyś uważał na innych nauczycieli, po czym puszcza Ci oczko i idzie w swoją stronę. 2,5 - koncert mija Ci bez komplikacji! Nie dość, że nie spotykasz nikogo kto mógłby Cię pogrążyć to jeszcze żaden z patroli magimilicji nie jest Tobą zainteresowany. Pozostaje mieć nadzieję, że dalej też pójdzie tak gładko! 3 - bez wątpienia nie spodziewałeś się, ze na festiwalu możesz spotkać Adena Morrisa we własnej osobie. Nawet nie zdążyłeś porządnie skorzystać z pierwszego koncertu, a już zostałeś złapany przez nauczyciela, który osobiście dopilnował, żeby wrócił do szkoły. Nie dość, że nici z zabawy to jeszcze czeka Cię surowy szlaban! 6 - w Twoją stronę nadciąga dwóch magimilicjantów. Rzuć kostką ponownie! Jeśli wypadła parzysta - udaje Ci się w miarę szybko ich dostrzec, dzięki czemu jesteś w stanie dość szybko przed nim uciec lub się ukryć - tym razem Ci się upiekło! Jeśli wypadła nieparzysta - niestety, magimilicjancji zdecydowali się skontrolować Twoją różdżkę, w wyniku czego poznają Twoją tożsamość i orientują się, ze definitywnie nie powinno Cię tu być. Zostajesz odstawiony przez magimilicję pod samą szkołę - szykuj się na surową karę!
______________________
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Krótko po zakupach skierowała się w stronę małej sceny, gdzie swój popis dawały Łabędzie Śpiewy, czy inne Krokodyle Łzy. Jej początkowy brak przekonania do wykonywanej przez nich muzyki szybko zniknął, gdy okazało się, że nie dość, że brzmieniowo dawali radę, to jeszcze hipnotyzowali tekstowo. Jasne, że już po kilku numerach śpiewała wraz z nimi i najwierniejszymi fanami zespołu, przepychając się w stronę pierwszych rzędów. Być może to również sprawiło, że nie zwróciła na siebie uwagi żadnych służb, czy przypadkowych nauczycieli, skoro przez jakiś czas pozostawała w ruchu, a potem dołączyła do największego zbiorowiska krzykaczy, na których ochrona patrzyła z pożałowaniem i niesmakiem. Kamuflowanie się szło jej dotychczas aż za dobrze. Szkoda tylko, że wokół nie widziała nikogo znajomego, ale powinna się była przecież tego spodziewać, skoro dostała się tutaj niezbyt pożądanym przez organizatorów sposobem i powinna raczej unikać ryzyka bycia odnalezioną.
Scena: mała, Łzy Feniksa Kostki:2 + 5 = uczniowskie bez przypału, koncertowe +1 DA
// zachęcam do zaczepiania :meow:
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Umówił się z Diną pod sceną. Co nakłoniło go do zastanowienia, czy byli totalnymi kretynami? Bo kto inteligentny umawia się bardzo konkretnie: "pod sceną"? Najpierw szukał jej na tyłach, ale nie mogąc jej znaleźć, ruszył na przód, gdzie wpakował się w sam środek "ściany śmierci". Cokolwiek to miało dla niego znaczyć. Nie był fanem biegania w kółko jak czarodzieje dotknięci chorobą psychiczną ogrodowych gnomów. — Rusz się! – trącił łokciem jednego z tych wariatów łokciem, spychajac go ze swojej drogi. Gdzieś z tyłu sam dostał czyimś grabiem, zaraz potem ktoś odepchnął go biodrem. Podżegany impertynencją szczeniaków bawiących się pod sceną, dojrzewając platynową głowę Diny, rozepchał się, idąc w jej kierunku, a kiedy w końcu ją dopadł, przerzucił ją sobie przez ramię, absolutnie zdegustowany początkiem tego koncertowania. Jeszcze nieświadomy, ze w tym rozgardiaszu zgubił pieniądze. — Harlow, weź ogarnij swoje uga-buga i niech nam zrobią przejście.
Trzeba być nadgorliwcem, żeby przyjść na festiwal muzyczny zanim jeszcze skończą rozstawiać sprzęt nagłaśniający. W trepach i przeciwdeszczowym płaszczu mieniącym się holograficznie jak jednorożec sterczała na środku pustego pola bo Mephitis i nie każdy wiedział, ale była fanką. Jakaś za bardzo uśmiechnięta osoba podeszłą do niej z ulotką wsparcia towarzystwa ochrony zwierząt magicznych . Tak się zaczytała, że prawie przegapiła rozpoczęcie koncertu, a to byłoby dopiero żenujące, skoro była tu właściwie pierwszym wizytującym. W rytm muzyki przepychała się przez ludzi mając w pamięci "Spotkamy się pod sceną" i licząc na to, że tropiące zdolności Ragnarssona przydadzą mu sie w życiu w końcu do czegoś sensownego. Zorientowała się, że się przydały, kiedy z szelestem tęczowego plastiku oderwała się od ziemi i wylądowała na jego barku jak jakaś świńska półtuszka. - No hej, Ciebie też dobrze widzieć! - wydarła się w stronę jego ucha, żeby się przebić przez gwar imprezy bo wiedziała, że walczenie z nim nie ma sensu - jak puści to puści a póki co będzie workiem ziemniaków. Użycie uroku wili na festiwalu muzycznym nie wydawało się jej być najlepszy pomysłem. Zresztą po ostatnim razie chyba miała dość zauraczania kogokolwiek.
Był pod wrażeniem organizacji tej edycji festiwali, jako że do tej pory nie było właściwie do czego się przyczepić. Uniknięto przydługawych kolejek, bogaty asortyment na straganach zachęcał do zakupów, a wszystkie koncerty, z tego co się orientował, odbyły się bez większych opóźnień. Cieszył się jednak, że zjawił się na czarodziejskich polach nieco wcześniej, bo dzięki temu mógł zająć dobre miejsce, z którego miał znakomity widok na scenę. Co prawda występ Mephitis stanowił dla niego jedynie preludium do prawdziwych koncertów nęcących mocnym brzmieniem, ale że nie zamierzał się spod rockowej sceny tego wieczoru ruszać, wyrobił sobie już świetną pozycję, która pozwalała mu się w pełni cieszyć ulubioną muzyką. Żałował może jedynie trochę tego, że nie zakupił przy stoisku również omnikularów, ale że stał w pobliżu sceny, i tak wszystko doskonale widział, więc może to i lepiej, że nie marnował czasu na powtórki. Dzięki temu mógł lepiej przeżywać to, co działo się na bieżąco. Nie był nigdy zbyt wylewny, więc i jego podrygi w rytm muzyki były raczej delikatne. Nie miał zamiaru wchodzić w żaden pogo, to nie dla niego. Osoby wokoło niego oddały się jednak tańcom, a w pewnym momencie jedna z dziewczyn wpadła na niego z impetem, wybijając sobie przy tym palec. Słysząc jej głośny jęk, nie stracił zimnej krwi i szybko zdecydował się wyciągnąć ją z opresji. Wyciągnął zza paska swoją różdżkę i wpierw zastosował na palcu zaklęcie Duritio mające uśmierzyć ból, a następnie przeszedł do prostego Episkey, które potrafiło zdziałać cuda w przypadku drobnych urazów. Widział wdzięczność na jej twarzy i jeśli dobrze wyczytał z ruchów jej warg, to podziękowała również za jego wsparcie. Nie wdawał się z nią jednak w żadne rozmowy, bo mimo wszystko, chciał skorzystać z dobrodziejstw festiwalu i skoncentrować się na koncercie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przy okazji przypomniał sobie bowiem podstawowe czary lecznicze, a każdy chyba wiedział, że taka praktyka przyczyniała się do poprawienia umiejętności w zakresie danej dziedziny magii.
Poza tym, że wiedział o wspieraniu przez Silvię ruchu lgbt, nie znał za bardzo jej muzyki. Dlatego musiał przyznać, że kawałek o jakże wymownym tytule Love Anal(ysis) mocno go zaskoczył. Kiedy usłyszał go po raz pierwszy, jego policzki chyba nawet lekko się zaczerwieniły, choć nie wiedział czy to z powodu samego utworu, czy może temperatury. Wokoło niego zebrał się bowiem spory tłum fanów wokalistki, a przez to było mu przeklęcie gorąco. To właśnie z tego względu wolał zwykle kameralne koncerty zorganizowane na przykład w jakichś pubach lub budynkach teatru. Mimo wszystko nie narzekał, bo zdawał sobie sprawę z tego, że na festiwalach to norma, a przecież z własnej woli zakupił bilet i zdecydował się pojawić na czarodziejskich polach. Piosenka była niezwykle chwytliwa i mimo że nie znał słów, to szybko nauczył się melodii i zaczął nudzić wraz z innymi uczestnikami koncertu. W pewnym momencie dostrzegł również coś kolorowego w powietrzu, nie mogąc wpierw zidentyfikować co to takiego. Okazało się, że na tłum bawiących się podczas koncertu opadła barwna mgiełka. Z uwagi na to, że Jonas znajdował się z kolei wyjątkowo blisko sceny, opadła na niego spora dawka tej tajemniczej substancji. Nie miał świadomości jej działania, ale nagle poczuł się nad wyraz wesoły. Jak gdyby ten festiwal był najlepszym wydarzeniem, jakie przytrafiło mu się w życiu. Muzyka Silvii zdawała się miodem na jego uszy, a on… dawno nie bawił się tak dobrze. Podskakiwał, tańczył, śpiewał i myślał tylko o tym, by te wszystkie koncerty nie skończyły się czasem przedwcześnie. Panowała tutaj tak radosna atmosfera, że najchętniej spędziłby tutaj kolejny tydzień.
Kostka: 1 Położenie: duża scena
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
— Co? Czy mnie też drażni to wycie? — powtórzył za nią przez ten hałas pewien, że właśnie to powiedziała. Zerknął wtedy w bok na nazwę zespołu wypisaną na magicznym telebimie i zmrużył oczy z krytycznym wyrazem wypisanym na twarzy. — MEPHITIS! Czy coś mu to mówiło? Absolutnie nic. Zaraz jednak z boku podsłyszał słowa innych uczestników. Zabawne… bo DIny wcale nie usłyszał, może nie słuchał. Opowiadali o tym, że wokalista z zespołem zawsze występują pod wpływem eliksiru wielosokowego. — Podobają ci się te szopy? — umyślnie przekręcił rasę, bo o ile na ich działalności się nie znał, o tyle potrafił rozpoznać skunksa w pół-ludziu. — Moje uszy krwawią. Ciekawe… ich muzyka odstręczała go tak samo, jak cuchby odór tych stworzonek, na które się stylizowali. I podobnie, jak po ataku skunksa, tych tutaj też miał ochotę obrzucić pomidorami, dla zabicia ich niepojętej, skunksiej muzyki.
Złapała się kurczowo jego skórzanej kurtki, żeby nie zlecieć spektakularnie kiedy się tak przepychał między ludźmi. - Coo? - odkrzyknęła i poklepała go w ramię pokazując prześwit między ludźmi w kierunku innej sceny. Tu było zbyt głośno, żeby rozmawiać. - Lubie ich! - powiedziała głośno, a widząc dezorientację na jego twarzy do swoich słów dodała bardzo obrazowe dwa kciuki w górę- To skunksy, jełopie! - poprawiła zaraz, szydząc w duchu, że taki dobry z opieki nad magicznymi stworzeniami a nie umie rozróżnić szopa ze skunksem. A może umie, tylko ją wkręca? Udawało mu się ją wkręcać od kiedy mieli po pięć lat, nie byłoby w tym nic dziwnego. Na jego kolejne słowa złapała go za głowę i zajrzała mu w ucho wyginając się na tym barku jak ryba. - Nieprawda! - ryknęła mu prosto w ucho- Wszystko z nimi w porządku! - z uszami może tak, ale z resztą Ragnarssona już mniej. Oboje wyglądali jak ofiary wojny i rozpaczy, doskonały duet ze spuchniętymi mordami. Dina przynajmniej przykleiła trochę brokatu na swojego siniaka.
Scena rockowa
Ostatnio zmieniony przez Dina Harlow dnia Nie Paź 20 2019, 14:20, w całości zmieniany 1 raz
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Zwrócił twarz w tył, próbując wychylić się w jej stronę, ale to było trochę bez sensu. Niewiele rozumiał z tego, co Dina do niego mówiła. Kolejny raz palnął to samo, co i ona: — Co?! Słowem – rozmowa na poziomie. Jedna z tych, na które na pytanie: “Co?”, odpowiada się dokładnie tym samym, a dyskusja zmierza dokładnie donikąd… Zmarszczył brwi, bo fakt, że lubi te skunksy do niego nie dotarł. Wyparł te słowa. Zamiast tego, usłyszał tylko obraźliwy komentarz pod jego adresem, na który z automatu zrzucił ją na ziemię przed sobą, odparowując. — Dina… czy ty jesteś zdrowa? Spytał pozornie troskliwie, ale nie rozumiał, jak ten ryk mógł jej się podobać. Założył ręce na piersi, przybierając surową, pełną politowania postawę, dopóki ktoś znów go nie walnął z łokcia między kręgi i z syknięciem nie zasłonił ciałem Harlow, zanim sam popchnął ją do przodu. jedno, żeby inni robili jej krzywdę, a co innego, kiedy sam nią ciskał jak workiem sklątek tylnowybuchowych. — idziemy stąd, bo już ci na głowę siadło od tych krzyków. Zresztą podzielił jej zdanie, nie dało się tu rozmawiać.
Dobrze, że przynajmniej widziała jego gębę z bliska, to z ruchu ust mu wyczytała to kolejne "co?" na co podpowiedziała "pstro!" ale została zagłuszona wariackimi okrzykami ze sceny. Nikomu poza Gunnarem by się raczej nie przyznała, że lubi skunksie ryje, ale cóż, była pierwsza na tym festiwalu czekając na ich występ więc trudno tego nie ocenić jednoznacznie. - Zawsze! - odpowiedziała, słysząc jak pyta ją czy jest gotowa. Nie była pewna na co ma być gotowa, ale nie zdążyła się nad tym zastanowić bo zaraz świat przewrócił się do góry nogami kiedy jednak Islandczyk postanowił postawić ją na ziemi. Chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą, szybko, szybko, bo zaraz zaleje ich fala ludzi. - Idziemy stąd! - ryknęła przez ramię chociaż w sumie powiedział dokładnie to samo. Chciała zamienić z nim dwa słowa w związku z niedawnym meczem i choć cóż, nie oszukujmy się, festiwal muzyczny nie był najlepszą ku temu okazją, każda okazja była dobra, a przecież wiadomo, że poza słuchaniem ulubionych zespołów na festiwale przychodzi się też socjalizować i wygłupiać. Zaczęła pod nosem nucić refren piosenki lecącej z głośników podskakując tanecznym krokiem coraz dalej od sceny. Uważała, że pomimo, że zespół miał już dobre czterdzieści lat stażu, amerykanie wciąż dawali radę w szalone rockowe riffy. Wybiegli niemalże z tłumu pod sceną rockową i ruszyli w długą trasę ku małej scenie. Im dalej byli tym łatwiej jej było usłyszeć własne myśli. - Idziemy na łzy feniksa? - zapytała głośno, trochę za głośno ale sama jeszcze ledwie słyszała.
Scena rockowa > Mała scena
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
— jak chcesz — rzucił niedbale i po prostu podążył za nią. A że podskakiwała tak jak sarenka, wesoło i ponętnie, może nie zdawała sobie sprawy, że nieświadomie narzuciła na niego część wilego uroku, bo wzrok ze znużonego i zniecierpliwionego, powoli nabierał więcej fascynacji i żądzy, kiedy podążał nim za jej falującymi w podskokach pośladkami. Zamrugał oczami wstrząsając głową i spróbował oderwać spojrzenie, ale raczej bez powodzenia. Jedynie przeniósł go z tyłka na talię, a następnie przesnuł się spojrzeniem przez jej długi, pięknie zakrzywiony kręgosłup, wyłapał wzrokiem włosy kusicielsko porywane przez wiatr, wijącymi się za jej plecami przy każdym jej ruchu. — Dina… — chciał jej powiedzieć, żeby przestała, ale kiedy już wymówił jej imię, przełknął ślinę i dopadł ją, podszczypując jej pośladek. Dopiero to go otrzeźwiło, bo zanim Harlow ogarnęła co się stało, szybko próbując odzyskać animusz, walnął przypadkowego gościa, który akurat przechodził obok, aż biedak walnął się na ziemi, w piachu, między scenami, a ludzie przeskakiwali nad jego ciałem. Gunnar… szukający desperacko ratunku. Jak dureń. Odchrząknął, ciągnąc Dinę za przedramię, trochę za silnie i trochę ze zbyt wielką nadgorliwością. — Napastował cię – skłamał gladko i zmienił temat. — Dawaj bliżej sceny, tu nie ma takich tłumów.
Łzy feniksa, 4
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Wpadł na festiwal zupełnie nienaumyślnie. Uciekał akurat przed gangiem zmutowanych chochlików, które ścigały go aż od rezydencji. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ale to akurat była ta bardziej pozytywna część całej sytuacji. Nie chciał wiedzieć, nie chciał pamiętać, ani przejmować się niczym więcej poza wyłącznie własnym samopoczuciem. Serce waliło mu o wiele zbyt szybko, a organizm tak silnie pompował mu w żyły adrenalinę, że Cassius nie zdawał sobie zupełnie sprawy z tego, że właśnie bierze udział w pogo. Jego nos był zaczerwieniony, podobnie jak opuszki palców, a te jebane chochliki zupełnie nie ustawały w próbach ciągania go za włosy. Przebijał się więc pod sceną na drugi jej koniec, wpuszczając muzykę najpierw jednym uchem, aby za sekundę wypuścić je drugą. Dostał czymś po głowie. Zrozumiał, że to nie łokieć dopiero wtedy, gdy poczuł jak śmierdzą mu ubrania. Zmarszczył nos i zerknął w stronę sceny. Zamiast skunksów, dojrzał na niej sklątki tylnowybuchowe. Nic nie rozumiejąc i kierując się czystą lekkomyślnością, skierował w stronę grajka różdżkę. Niewerbalne fervere dolor, które nań rzucił z pewnością na moment miało urozmaicić ich występ. Schował kijek nim ktokolwiek miał podejrzewać go o korzystanie z zaklęć. Kichnął siarczyście pod wpływem fruwosideł i wskakując prosto w pogo przebił się sprawnie na drugą stronę terenu festiwalowego, byleby tylko dalej od tych perfidnie roześmianych kornwalijskich śledzących go aż od centrum Doliny Godryka. Paliło go w gardle, więc kupił sobie watę cukrową, co by może trochę złagodzić uczucie zdartego gardła. Jego włosy stały się wściekle zielone, gdy tylko wcisnął w usta pierwszy słodki kęs, poprawiając swoje wrażenia zapaleniem fatamorgany. Usiadł gdzieś na ziemi, kompletnie głuchy na muzykę i kompletnie ślepy na wszelkie obrazy. Naćpany i zdezorientowany, nawet nie szukał w tłumie znajomych postaci.
Scena rockowa, 4
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Ze zniecierpliwieniem oczekiwał na koncert wielkiej gwiazdy, zastanawiając się nad tym czy zdecyduje się ona również przemówić w imieniu całej społeczności lgbt czy raczej skoncentruje się wyłącznie na swojej muzyce. Żadna wersja mu nie przeszkadzała, po prostu był ciekawy. Z zamyślenia wyrwało go jednak lekkie szarpnięcie za koszulkę. Instynktownie odwrócił się, a kiedy zobaczył znajomą twarzyczkę panny Lanceley, uśmiechnął się do niej szeroko. Wyglądała na trochę zagubioną i od razu zacisnęła palce na jego nadgarstku, więc czuł się zobowiązany, by wziąć ją pod swoje skrzydła. Ba, gotów był nawet pozwolić jej wgramolić się na barana, bo pewnie przy swoim wzroście mało co dostrzegała wśród ściśniętego tłumu czarodziejów. - I Ty nazywasz mnie łobuzem? – Rzucił wesoło, odnosząc się do jej niemoralnych propozycji. Zaciekawiła go jednak bardziej niż ten cały występ Silvii, toteż ucieszył się, że nie będzie musiał spędzać czasu pod sceną w samotności. – Jak będziesz chciała na barana, to mów. Poświęcę się. – Dodał zaraz żartobliwym tonem, bo akurat noszenie tak drobnej istotki jak Nessa nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Wszak był wysportowanym chłopakiem, który długie godziny poświęcał na treningi. Uniósłby o wiele większy ciężar niż to chucherko stojące obok niego. - Jaki masz dalszy plan? Idziesz na Vivi czy na Czystą Krew? – Wykrzyczał już nieco głośniej, słysząc głośne odgłosy instrumentów i wokalu. Oczekując na odpowiedź dziewczyny zaczął zaś podrygiwać w rytm muzyki. Bawił się dobrze przy wielkim numerze Silvii o dość niegrzecznym tytule Love Anal(ysis), ale zaraz po nim nastąpił niezbyt przyjemny dla niego przełom. Nie znał śpiewanego przez gwiazdę wieczoru utworu, ale… był on cholernie tandetny, a jego samego zaczęła od tych nieczystych wrzasków boleć głowa, co zdecydowanie psuło mu odbiór koncertu. Chyba zaczął nawet żałować tego, że za cel obrał właśnie dużą scenę. - Na Merlina, tego się nie da słuchać! Możemy gdzieś indziej?! – Zaproponował pannie Lanceley, mając nadzieję, że nie zależy jej tak bardzo na pozostaniu do samego końca na koncercie Voldstatten. – Nie no, nie wyrobię tutaj. Łeb mi pęka. Chodźmy pod małą scenę. – Dodał zaraz, łapiąc Nessę za rękę i delikatnie pociągając ją w swoim kierunku. Oczywiście nie zamierzał jej na siłę porywać spod sceny, ale liczył na to, że nie będzie stawiała większego oporu.
Kostka: 6 Położenie: duża scena, ale raczej w kierunku wyjścia na inną
Czasami zapominała, że Gunnar mimo wszystko był płci męskiej i miał heteroseksualne preferencje. Po tylu latach znajomości nie widziała w nim już człowieka nawet, wzajemnie friendzone'owali się tak głęboko, że trudno jej było wymyśleć jakąkolwiek sytuację w której wstydziłaby się znaleźć w jego towarzystwie od najbardziej żenujących po najstraszniejsze. Fakt faktem wolała, żeby te żenujące się nie wydarzały zbyt często z tego prostego względu, że Ragnarsson by jej żyć nie dał szydząc na każdym kroku, a to ją doprowadzało do pierdolca, ale napewno nie ze wstydu czy innych przyziemnych emocji. Nie wpadło głupiej gęsi do głowy, że takie niewinne podskoki mogą stać się narzędziem rażenia rusałczego wdzięku i aż podskoczyła kiedy ktoś złapał ją za dupe. Obejrzała się tylko po to, by zobaczyć jak prawy prosty wmaśla się w czyjąś twarz, a bogu ducha winny chłop ląduje płasko na ziemi pozbawiony świadomości. Zamrugała patrząc to na niego to na Ragnarssona. - No wiesz co? - bąknęła skołowana- A myślałam, że to Ty. - szturchnęła nieprzytomnego człowieka czubkiem buciora- Myślisz, że żyje? Zaraz jednak zgodziła się na jego propozycję i przepchnęli się przez resztę tłumiku w stronę sceny. Pierwsze dźwięki Łez Feniksa wpłynęły na nią bardzo kojąco, choć do tej pory nie była jakimś wielkim fanem tego zespołu. Przypmniało jej się za to co miała w zapinanej na suwaczek kieszeni na brzuchu i wyjęła niewielką plastikową saszetkę w której bardzo niewinnie prezentowała się nieduża pigułka w kształcie serca. - Metylenodioksymetamfetamina. - wyrecytowała spoglądając na Gunnara- Bierzemy na pół? - w odróżnieniu od lwiej części swoich preferujących narkotyki rówieśników Dina była jakaś staromodna i zawsze wybierała zwykłe, mugolskie, chemiczne gówno ponad magiczne psychodeliki.
mała scena
Ostatnio zmieniony przez Dina Harlow dnia Nie Paź 20 2019, 17:17, w całości zmieniany 1 raz
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Zerknął na nią, a chwilę potem na chłopaka pod jej nogami i bąknął coś posępnie pod nosem, żeby nie tykała, bo ją posądzą o molestowanie, ale zaraz zniknęli w mniejszym tłumku ludzi i znaleźli się bliżej sceny, gdzie grali Łzy Feniksa. Nawet klimat był tu inny. Łuna światła padała na twarze uczestników koncertu. Nie było żadnego pogo, a fani unosili różdżki i pląsali się łagodnie, na lewo i prawo, jak pod wpływem memortkowego pyłu. Może wstyd byłoby mu przyznać przed kim innym, ale przed nie przed Diną, bo ta się przed nim nakompromitowała tyle razy, że jemu raz nie mogło zaszkodzić. Zresztą, jako dzieci odwalali gorsze rzeczy i znała go z różnych stron. Mimo to, zaskakującym musiało być, kiedy otwarcie przyznał: — Podoba mi się. Znacznie lepiej niż te poprzednie jęczymordy. Łzy Feniksa były zespołem, który był mu znacznie bardziej tożsamy, ze względu na swój charakter ballady. Doceniłby ich twórczość jeszcze bardziej, gdyby przemycili zamiast miłości mityczne motywy. Jak folkowe zespoły, jakich na co dzień nie słuchał, ale jakie zawsze wprawiały go w melancholijny nastrój, przypominając mu o domu. — Te, a ty umiesz śpiewać, Dina? Zaśpiewaj razem z nimi. Trącił ją zachęcająco łokciem i aż będąc pod wrażeniem, że była w stanie zapamiętać tak długie słowo, wzruszył ramionami i przełamał pigułę na pół, podając jej jedną z cząstek. — Poczekam najpierw czy się nie otrujesz — zaproponował po dżentelmeńsku.