Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Czarodziejskie pola

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 7 z 19 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 13 ... 19  Next
AutorWiadomość


Rasheed Sharker
Rasheed Sharker

Nauczyciel
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Dodatkowo : Wężoustość, legilimencja i oklumencja
Galeony : 2609
  Liczba postów : 2938
https://www.czarodzieje.org/t7093-rasheed-sharker
https://www.czarodzieje.org/t7096-callisto
https://www.czarodzieje.org/t7190-rasheed-sharker
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 28 Wrz - 19:11;

First topic message reminder :


Czarodziejskie pola

Objęte silnymi zaklęciami zwodzącymi mugoli, magiczne pola od wielu już stuleci stanowią największe skupisko wolnych terenów wybiegowych dla hipogryfów. Niejednokrotnie są także wykorzystywane jako miejsca uprawne bądź zagospodarowuje się je w razie potrzeby zorganizowania magicznych rywalizacji bądź festynów. Od kilkudziesięciu lat są głównym miejscem organizacji zabaw obchodzonych z okazji święta Barda Beedla.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Melody Kingston
Melody Kingston

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 143
  Liczba postów : 512
http://czarodzieje.org/t14801-melody-anna-kingston#394127
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14808-listy-do-m
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14809-melody-anna-kingston
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyPią 6 Paź - 22:46;

Było mi tak okropnie źle, że nie mogłam dalej tak stać i ryzykować, że puszczę pawia na osobę bawiącą się przede mną. Pociągnęłam więc Eliasa pod toi-toie. Wpadłam do środka i nachyliłam się nad muszlą, ale już nie było ze mną tak beznadziejnie, więc po prostu stałam w takiej pozycji w razie czego. Wszystkie pozostałe wydarzenia koncertowe tylko słyszałam. Żałowałam bardzo, że nie mogę zobaczyć występujących The Veels, ale właściwie teraz już nie żałuję, że nie było mnie przy scenie podczas tego występu... Usłyszałam krzyki. Ze mną było już zupełnie w porządku. Nagle zza drzwi dało się słyszeć tysiące teleportujących się ludzi (a przynajmniej próbujących się teleportować), krzyki, tuptanie.
- Eliaaaas - krzyknęłam, zaniepokojona, że przyjaciel nie daje znaku życia. Usłyszałam od niego, że mam wychodzić i musimy uciekać. Nie musiał mi tego dwa razy powtarzać, pchnęłam drzwi, ale te ani drgnęły. Czyżby się zaklinowały? Zaczęłam lekko panikować, bo usłyszałam niepokojące wypowiedzi z zewnątrz. Pchnęłam jeszcze raz i drugi, ale nic nie pomagało. Próbowałam rzucić zaklęcie, ale moja różdżka znowu odmówiła posłuszeństwa. Panika zaczęła rosnąć. Bałam się, że nigdy się stąd nie wydostanę. Jeszcze bardziej bałam się, bo nie wiedziałam, co się właściwie stało. Od razu w głowie pojawił mi się obraz pędzącego w moją stronę wilkołaka... Waliłam pięściami w drzwi z całej siły aż miałam poranione knykcie. W końcu usłyszałam głośniejszy huk i zostałam uwolniona. Najwyraźniej Eliasowi udało się zaklęcie. Nie było teraz czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
Obraz, który ukazał się moim oczom po wyjściu był przerażający. Ludzie uciekający w panice, wielu, wielu rannych. I... Czy stało się coś poważniejszego? Nie zdążyłam się przyjrzeć dokładnie scenie. Widziałam mnóstwo czarodziejów. Pojawili się też magomedycy z Munga, jak mniemam i ludzie z Ministerstwa. Więcej nie dane mi było zobaczyć. Elias pociągnął mnie za sobą, skutecznie uniemożliwiając mi zorientowanie się w sytuacji. Zaczęliśmy biec w kierunku wyjścia. Znaleźliśmy ludzi z ochrony, którzy kierowali grupy do specjalnych świstoklików. Nie wiedzieliśmy, dokąd nas wyślą, ale nie traciliśmy ani chwili dłużej. Podłączyliśmy się do jednej z grup i opuściliśmy czarodziejskie pola. Więcej informacji pewnie zdobędziemy z artykułu w Proroku.

z/t
Powrót do góry Go down


Kieran Percival Horan
Kieran Percival Horan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 431
  Liczba postów : 368
https://www.czarodzieje.org/t12434-kieran-percival-horan
https://www.czarodzieje.org/t15040-rout
https://www.czarodzieje.org/t12464-kieran-percival-horan#334541
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 7 Paź - 11:03;

- Nie wiem no ja mam nadzieję, że o niczym konkretnym się nie dowiem. - powiedział do niej i wzruszył ramionami. Oczywiście, że był zazdrosny o Clary, a zwłaszcza jeżeli jakiś chłopak na jego oczach robi do niej jakieś maślane oczy. Co prawda nie widział, żeby krukon cokolwiek robił niestosownego, ale jednak mógł poczuć się zazdrosny, prawda? Oczywiście tutaj akurat pół żartem, pół serio.
Bardzo dziwnie się czuł, ale cóż mógł poradzić. Czuł jakby było coś bardzo nie tak.
- No właśnie nie wiem co się stało... - powiedział do niej i wzruszył ramionami. Miał coś jeszcze powiedzieć kiedy usłyszał mocny huk. Nie zorientował się naprawdę co takiego się stało. Poczuł jedynie mocne uderzenie w brzuch i padł na ziemię. Tak naprawdę kompletnie nic mu się nie stało jedynie to, że jakiś uczestnik festiwalu wpadł na niego i oby dwoje leżeli na ziemi.
Rozejrzał się za Clary, jednakże wiele osób zwyczajnie leżało na ziemi, miał nadzieję, że nic się dziewczynie nie stanie. Przecież mogła być w ciąży więc to naprawdę nie były przelewki. Wstał na nogi i rozejrzał się za ukochaną, ale nie mógł jej dostrzec. Wystraszył się jednak trochę bardziej. Widząc uczestników nieco bardziej zalanych krwią niż on pomagał im wstać. Chciał pomóc tylu osobom ile mógł.
- CLARY! - krzyknął za ukochaną, ale zorientował się po chwili, że to kompletnie nic nie dało. Sam swojego wołania nie słyszał, a co dopiero ktokolwiek inny. Miał jedynie nadzieję, że dziewczyna za chwilę rzuci mu się w ramiona i powie, że nic mu się nie stało. Chciał naprawdę się już stąd ulotnić. Może i koncert był udany, ale chyba każdy mógł podejrzewać, że to będzie jakiś totalny nie wypał, bo jednak magia zaczęła się wahać i to wszystko mogło spowodować taki, a nie inny rozwój wydarzeń
Powrót do góry Go down


Courtney Hill
Courtney Hill

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 355
  Liczba postów : 272
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12620-courtney-hill#340983
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12622-murzyn#341014
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12623-courtney-hill
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 7 Paź - 11:17;

Towarzysz Courtney, czyli Gregers, niestety w którymś momencie festiwalu zniknął w tłumie, a Kalifornijka nie była w stanie go odnaleźć wśród sporej ilości ludzi. Nie słuchała pierwszego koncertu; była zbyt zajęta poszukiwaniem przyjaciela, z którym przecież miała dzisiejszy wieczór spędzić. W końcu Druzgotek skończył śpiewać, a ona zrezygnowana usiadła na pierwszej lepszej ławce, by w ten sposób spędzić kolejne trzydzieści minut i wysłuchać kolejnego artysty. Nie bawiła się dobrze i było to, niestety, widać - dawno się z Coltonem nie widziała i miała nadzieję, że dziś nadrobią braki. Potrafiła się bawić, ale w pojedynkę nie miała na to ochoty. Nic dziwnego, że nie zauważyła problemów z oświetleniem, ludzi dookoła, którzy wyglądali na zaniepokojonych, ani nawet znajomej twarzy, która gdzieś obok niej mignęła, a do której pewnie by się dołączyła - gdyby ją zauważyła, oczywiście.
Z zamyśleń wyrwał ją dopiero odór, który roztaczał się wokoło. Podniosła głowę i odruchowo wręcz sięgnęła po różdżkę, która była nienaturalnie gorąca. Uczucie nudy zostało zastąpione przez zdziwienie przemieszane z ciekawością, a nawet lekkim niepokojem. Wstała z ławki, by podejść bliżej sceny - to jakieś zakłócenia, czy część koncertu? Chodzi o smród, oczywiście, bo nikt nie byłby w stanie rozgrzać czyjejś różdżki do tego stopnia, a nawet jeśli, to po co?
Patrzyła przestraszona, jak wokalistę The Veels ogarniają drgawki, po czym szybko rozejrzała się dookoła, myśląc tylko o ucieczce. Niestety, tłum znacznie to utrudniał, w dodatku bała się o Coltona - gdzie on jest, czy wszystko z nim w porządku? Nie miała jednak czasu nad tym się zastanawiać, ani go szukać. Dookoła zapanował chaos, z którym ochrona nie mogła sobie poradzić. Niewątpliwie było coś nie tak, ale nikt nie wiedział, co jest tego cholerną przyczyną! Przerażona Courtney przez krótką chwilę stała w miejscu jak sparaliżowana, widząc, jak dookoła latają przedmioty i instrumenty, godząc w ludzi. Nie zauważyła wielkiego fortepianu, który przygniótł jakąś rudą dziewczynę, ale sam talerz od perkusji przelatujący nieopodal niej był wystarczającym sygnałem, by zacząć uciekać w stronę wyjścia. Tylko gdzie ono jest?
Spanikowani ludzie nie pomagali ani trochę. Nie wiadomo, czy Kalifornijka była bardziej przestraszona, czy wściekła na nieogarnięty tłum, ale ktoś krzyknął, że stało się coś poważnego. Ale co? Co się stało? Tego nie wiedziała. Na szczęście udało jej się przedostać do wyjścia i opuścić teren festiwalu bez zupełnie żadnych konsekwencji. Najwyraźniej ktoś nad nią czuła - wyszła z tego bez szwanku, nawet bez najmniejszego zadraśnięcia. Szczęściara.
Chciałaby wiedzieć, co właściwie się wydarzyło. Nie wyglądało jednak na to, by ktokolwiek z obecnych na czarodziejskich polach orientował się w sytuacji - Kalifornijka była przerażona, bo równie dobrze to ona mogłaby oberwać ów fortepianem, czy jakimś zaklęciem. Jedno było pewne - to nie była dobry dzień.

zt
kostka 6
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 7 Paź - 11:27;

Nieprzemyślane decyzje podejmowane są każdego dnia. Ludzie są stworzeniami, które kierują się w życiu głupotą, chęcią zasmakowania czegoś, co nie jest im dane, a co tak bardzo desperacko pragną. Rzadko kiedy myślą nad konsekwencjami swoich czynów; uważają, że nic się nie stanie, jeżeli choć raz zrobią coś, czego w normalnej sytuacji nigdy by nie zrobili. Wszyscy uczą się na błędach. Tylko co, jeśli te błędy ważą na naszych życiach więcej niż przypuszczaliśmy? Co jeśli jedno spotkanie, jeden gest, jeden nieodpowiedni uśmiech i złapanie czyjegoś spojrzenia może skreślić całą przyszłość? Szczęście.
Taehyung był głupi.
Głupi, bo dał się łatwo zranić, gdy Jungkook wyjechał. Głupi, bo nie mógł wymyśleć innego rozwiązania; gdyby choć trochę dłużej pomyślał to wiedziałby, że jego chłopak nie uciekłby ot tak. Mógłby się nie poddać, nie kończyć na poszukiwaniach go w Anglii. Mógł zrobić o wiele więcej, tymczasem zaprzestał, gdy tylko ostatnia nadzieja zgasła.
Głupi, ponieważ desperacko próbował ułożyć sobie życie i tak, nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że robił to na siłę. Bez większego pomyślunku chciał złożyć fragmenty układanki, której i tak by przecież nie skończył, bo cały czas brakowałoby mu jednej części. Mógł się starać ile chciał, udawać, że się rozwija i że radzi sobie bez Jungkooka coraz lepiej, ale okłamywał by nie tylko innych, ale także siebie. Zabijanie czasu z przyjaciółką było tylko chwilową ulgą od bólu i pustki, którą zostawił za sobą krukon; a niewdzięczny wypadek pewnego wieczora, gdy Taehyung nie wytrzymał, przez buzujące w nim emocje, które wyładował wspólnie z Delilah, były jakąś pomyłką. I czuł się z tym źle, koszmarnie, bo teraz jeszcze był w stanie ją za to atakować. Choć to on ją wykorzystał, czego nie chciałby, czego nigdy nie byłby w stanie zrobić swojej przyjaciółce, powierniczce, jedynej koleżance, której ufał do tego stopnia, aby zwierzyć jej się ze wszystkich bólów i trosk. Jak musiała się czuć, gdy on teraz wypowiedział jej te hańbiące słowa prosto w twarz? Czuł obrzydzenie do siebie, bo gdy tylko zdał sobie sprawę, co powiedział i gdy dłoń starszej koleżanki, uderzyła z impetem w jego policzek, oprzytomniał. Złość dała miejsce przerażeniu. Przerażeniu, że tego dnia straci znacznie więcej niż przypuszczał.
Wszystko działo się za szybko. Nie miał nawet czasu na przeanalizowanie tego, co zrobił.
Uniósł rękę do zaczerwienionego policzka, patrząc z zaskoczeniem na Delilah. Bo jej słowa uświadomiły go, jaką osobą musiał być w jej oczach, które teraz zaszły łzami; a jak dzielnie je trzymała. Choć tego wieczora to nie ona powinna płakać.
- Noona, ja nie… - przerwał, gdy zdał sobie sprawę, że jego głos niebezpiecznie drżał.
Śmiech Jungkooka; zły, gorzki śmiech, który sprowadził go na ziemię. Taehyung opuścił dłoń, czując narastającą gorycz. Rozszerzył tylko oczy, słysząc jego słowa. Dlaczego był taki zdziwiony? Oczekiwał ataku. Stał z głową spuszczoną, ze wzrokiem wbitym w swoje czarne tenisówki, słysząc jak galopuje jego serce.
- Nie, Jungkook, to nie tak - wymamrotał, nie patrząc mu w oczy. Nawet nie był w stanie tego zrobić, bo gdyby choć na chwilę napotkał jego wzrok, nie wiedziałby, czy zdołałby powiedzieć cokolwiek więcej. Kolejne jego słowa sprawiły, że Taehyung się niemal zatrząsł. Zaczął kręcić energicznie głową, nie będąc w stanie wydusić żadnego słowa. W jego oczach zaczęły gromadzić się łzy, ale nie będzie płakał. Czuł się podle. - Nic się nie ciągnie, Jungkook! - Tae podniósł głos, niemalże zdesperowany. - To był wypadek. Ona jest moją przyjaciółką i poza tym nic mnie z nią innego nie łączy! Nie chciałem ci tego mówić, bo wiem jakbyś zareagował. Nie chciałem cię skrzywdzić, chciałem to wszystko ułożyć, żeby powiedzieć ci w odpo… - Zacisnął usta, nagle przerywając potok słów. Wiedział, że jego tłumaczenia są bezsensowne. - Chciałem ci powiedzieć, przysięgam - wyszeptał, spuszczając znów głowę.
Najwidoczniej nie tylko między nimi zaczęła panować dziwna atmosfera. Cały festiwal pogrążył w jakimś takim mroku, jakby nie tylko oni przesiąkli ponurym nastrojem. Zrobiło się już ciemno, czego Taehyung wcześniej nie zauważył, zajęty swoimi znajomymi; różdżka Tae, którą obracał w dłoni w kieszeni, aby się jakoś uspokoić, nagle zrobiła się gorąca. Zmarszczył brwi, wypuszczając ją spomiędzy palców.
W pewnym momencie zrobiło się jeszcze bardziej ciemno; Taehyung odwrócił gwałtownie głowę w kierunku sceny, widząc ciemną chmurę przed sceną. Czy to część efektów?
Krzyki; jasnowłosy cofnął się o krok, niechcący ciągnąc za sobą Jungkooka. Rozszerzył oczy, równocześnie rozchylając usta w literkę “o”, widząc to, co dzieje się na scenie. Rozpoczął się istny chaos, wszyscy zaczęli uciekać, przez co Tae czuł, jakby nim rzucało na wszystkie strony; dostał z bara niezliczoną ilość razy, ale jakoś jeszcze trzymał się na nogach, mając na oku swoich przyjaciół.
Do czasu, gdy zauważył jak zniknęła jego przyjaciółka, porwana tłumem. Chcąc rzucić się w jej kierunku, sam został odepchnięty, a moc, którą uderzyła w niego z ogromną siłą, odrzuciła go na kilkanaście kroków. Poleciał razem z Jungkookiem i Chanyeolem, do którego nadal był przymocowany. Uderzył plecami o ziemię, z trudem łapiąc oddech, gdy siła odebrała mu normalne wzięcie wdechu. Coś jednak nie grało; czuł jak po jego przedramieniu spływa coś ciepłego, a w nodze czuł ogromny ból i aż słabo mu się robiło na myśl, żeby tam spojrzeć. Wpatrywał się w niebo przez kilka sekund, leżąc nadal na trawie, po czym podparł się na łokciach, odplątując wstążkę z nadgarstka.
- Nie, cholera, nie - rzucił, łamiącym się głosem, widząc swoją nogę wykręconą w dziwną stronę. Ten wieczór nie mógł być lepszy. Taehyung ścisnął własne przedramię w odpowiednim miejscu, widząc że sytuacja się uspokoiła i najprawdopodobniej zaraz pojawią się uzdrowiciele. I choć był teraz niesamowicie zrozpaczony, zdesperowany i obolały to nie myślał o niczym innym jak o przyjaciołach, których zaraz może stracić. - Nic w-wam nie jest? - wymamrotał, patrząc na chłopaków. - Gdzie jest Delilah - dodał, rozglądając się. Po chwili jednak obok niego znalazł się uzdrowiciel, który zajął się jego raną, więc opadł na plecy, znów wpatrując się w niebo ze załzawionymi oczami. Gdyby nie ta sytuacja prawdopodobnie zacząłby rozmowę z uzdrowicielem, którym sam przecież chciał zostać. Teraz myślał tylko, aby jak najszybciej go posklejał, bo czuł, że zbliża się jego koniec, przed którym chce się ochronić.

kostka: 4 + 2 = 6
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 7 Paź - 14:36;

Wszystko rozsypało się niczym domek z kart.
A Jungkook nie umiał ze spokojem wysłuchać ich zapewnień. Nie chciał nawet znać szczegółów zbędnej historii, którą ta dwójka postanowiła sama stworzyć. Ich wspólnej relacji opartej na  wzajemnych uczuciach i pragnieniach. Zaciskając dłonie w pięści, odwrócił głowę w stronę sceny, aby nieco zamglonym spojrzeniem bezmyślnie przesunąć po innych uczestnikach koncertu.
Tak okropnie się czuł. Niemal jak umierający od środka.
Miał wrażenie, że w jednej chwili psychika mu siadła do tego stopnia, że wydawało mu się, iż serce samo z siebie próbowało się zatrzymać. Czuł na sobie spojrzenie Delilah i słyszał jej słowa, którymi broniła jego starszego brata. I nic sobie z tego nie robił. Bo żadne słowa nie pomogą rozwiać wątpliwych myśli, które zagościły w jego głowie powodując, że czuł się w ich oczach jak ostatni śmieć godzien wyłącznie zapomnienia.
Bo oni zapomnieli; zapomnieli go tak, jak zapomina się nieważnego człowieka, który był w ich życiu tylko nic nieznaczącym elementem, łatwym do wymiany lub do wyrzucenia z własnej głowy.  
Był do tego stopnia dla nich nieważny, że nawet nie widzieli potrzeby poinformowania go o zmianach jakie między nimi zaszły. Tandetne wytłumaczenia, że chcieli, że czekali na odpowiedni moment było tak żałośnie śmieszne, że Jungkook z trudem powstrzymał się od wykrzyczenia im prosto w twarze, aby przestali kłamać. Aby już przestali go ranić i przestali manipulować słowami, które przeszywały go na wskroś niczym pociski; tak bardzo go raniąc.
Odwrócił wzrok, gdy jasnowłosy został spoliczkowany.
Zacisnął mocno wargi jednocześnie blednąc, ale nie miał zamiaru się wtrącać w sprawy swoich przyjaciół? kochanków? a może już nawet byłych przyjaciół?
I czy potrafił być na tyle dziecinny, aby cieszyć się z tej gorzkiej chwili? Z upokorzenia i zranienia Taehyunga? Gdyby miał inny charakter z pewnością odczuwałby niemałą satysfakcję i chociaż w jednym ułamku procenta radość z tego; ale on był sobą - pieprzoną, wrażliwą osobą, która poczuła się jeszcze gorzej.
Wymyślił sobie, że to wszystko jego wina. Że mógłby nie wracać na siłę; a nawet jeśli, to nie musiałby przecież kontaktować się z ich dwójką. Nie stałby się wtedy źródłem problemów ani dzisiejszym zapalnikiem do tego, aby Min został uderzony. Nie czułby się jak zdradzony żyjąc w błogiej nieświadomości - co prawda bez Taehyunga i może tylko z połową serca - ale być może to byłoby lepszym rozwiązaniem niż dalsza perspektywa życia z całkowicie wyrwanym sercem?
Jungkook widział łzy w ich oczach, które próbowali powstrzymać - w przeciwieństwie do niego, któremu odebrali całą siłę oraz chęci do egzystencji. Jego łzy swobodnie ulatywały na policzki; bo najmłodszy z ich grupy zdawał się bezgłośnie płakać. Jedna, głupia chwila słabości, która potrafiła roztrzaskać jego nieistniejącą już samokontrolę.
Jak bardzo czuł do siebie obrzydzenie? Bardziej niż oni do niego?
Jak bardzo Taehyung musiał się zmuszać do niego, gdy ten postanowił wrócić do Anglii, skoro nawet teraz nie mógł mu spojrzeć prosto w oczy?
I tak potraktowali go jak śmiecia, więc dbanie o własny wizerunek było teraz ostatnim o czym ciemnowłosy myślał.

Automatycznie wybudował między nimi mur. Nie odezwał się ani słowem, bo kto chciałby słuchać słów zranionego o którym z taką łatwością zapomnieli? Odsunął się od nich na tyle na ile pozwalały wstążki i wyczuwając pod nogami dziwne drżenie gruntu, w pierwszej chwili to zignorował. Artyści na scenie się zmieniali, ale to też zignorował.
Cały świat chciał zignorować.
Dopiero pierwsze krzyki przebudziły go z dziwnego letargu, dzięki któremu zaczął się zachowywać jak wyobcowana maszyna. Stojąc gdzieś na samym końcu, nie umiał dostrzec tego, co działo się gdzieś przy samej scenie. Docierały do niego strzępy rozmów innych, którzy krzyczeli, że stało się coś strasznego.
I dopiero wtedy zobaczył, co się naprawdę wydarzyło.
Moc obskurusa niewytłumaczalnym sposobem zdołała się wydostać i teraz jego pasożytnicza energia zanurkowała w tłum imprezowiczów. Niszczycielska siła powodowała całkowity rozgardiasz wśród czarodziejów i Jungkook zdołał sobie tylko przypomnieć, że chociażby w Ameryce ofiary obskurusa były podawane w zatrważająco wysokiej liczbie.
To był ten moment, gdy zaczął się bać. I nie o siebie, a o osoby dla których był kimś mało znaczącym. Z przerażeniem obracając się w stronę brata i pozostałej dwójki, czuł się jak najgorsza osoba na świecie. Nie dość, że namieszał im w życiu to jeszcze wyciągnął na koncert, który w najgorszym przypadku może się skończyć czyjąś śmiercią.  
I nienawidził siebie za to, że nie zrobił ani jednego kroku w ich stronę. Póki widział, że stoją i nic im się nie dzieje; Jungkook łudził się, że wszystko dobrze się skończy. Brzydził się swoim zachowaniem, ale ten wewnętrzny ból blokował go od środka.
I wtedy stało się najgorsze.
Nastała panika i większość osób postanowiła się ewakuować, uciekając w ich stronę. Ktoś krzyknął, że jest już jedna śmiertelna ofiara, na co ciemnowłosy zadrżał próbując nie oderwać spojrzenia od swojej grupy jakby bojąc się, że nieszczęście zaraz i ich dotknie.
Był taki słaby.
Zapalnikiem do ruszenia się z miejsca było porwanie Garvier w tłum. Jungkook widział to jak w zwolnionym tempie - tak samo jak reakcję Taehyunga na to, który od razu chciał się jej rzucić na pomoc.
I gdzieś w środku głupia podświadomość wbiła mu do głowy, że to przecież normalne. Że, jasnowłosy będąc w bardzo bliskich relacjach z Delią, bez względu na wszystko będzie chciał ją chronić przed złem jakie się ich stronę rzuciło niczym najgorszy potwór.

Czuł jak wszystkie kolory odpłynęły mu z twarzy, gdy potem i on został mocno pociągnięty ku ziemi przez głupią wstążkę do której był przywiązany do brata i Taehyunga. Stracił z oczu Delię, przez co jego strach nabrał na sile, bo mimo zranienia - cholernie się o nią bał. Oni sobie dadzą radę, ale ona?
Doprawił się małych otarć, gdy wylądował na ziemi i gdzieś jego różdżka zagubiła się w tłumie, gdy moc obskurusa nagle otarła się o ich grupę.  Taehyung leżał gdzieś rzucony obok i przez krótką chwilę miał wrażenie, że jego świat się zatrzymał, gdy wpadła mu do głowy nieprzyjemna myśl, że zginął na jego oczach.
Szczęście w nieszczęściu, złamanie i rana na przedramieniu była jedynym co go spotkało.
Znów przez niego.
Będąc na kolanach, przysunął się do niego, przy okazji wyklinając innych, aby nie tratowali ich grupy; i drżącymi rękoma odwiązał swoją śnieżnobiałą chustę przywieszoną do skórzanego paska. Odsuwając niezdarnie jego ręce od rany, czuł jak zaczął cały dygotać a łzy same popłynęły jeszcze mocniej; gdy brudząc sobie palce jego krwią starał się zrobić prowizoryczny opatrunek; zawiązując bandanę tak aby powstrzymać krwawienie.
Wstrzymując oddech, zachłysnął się zbyt szybko wciągniętym powietrzem do płuc i nerwowo potarł zabrudzoną dłonią swój policzek, gdy zaczęło go trząść jeszcze mocniej. Szybko spoglądając na swojego brata, wskazał drżącą ręką na jasnowłosego, mówiąc: -  P-pomoc dla niego, wezwij, d-dobrze? Ja, D-delia. Pójdę, po nią, d-dobrze? O-odszukam.  
Zająknął się zachrypniętym głosem i podnosząc się z kolan, dostrzegł swój plecak. Wiedząc jakie sytuacje się dzieją na koncertach (zwłaszcza, gdy publika zbyt szybko się upija i potem w ruch idą różdżki); momentalnie przypomniał sobie o dwóch płaszczach - swoim i brata, wykonanych ze smoczej skóry, odpornej na niektóre zaklęcia jak i uderzenia. Gdy tylko dotarło do niego, że ktoś w tłumie oberwał drętwotą bez zawahania sięgnął po swój egzemplarz; siłą wyciągając go z dna czarnego plecaka.
Potknął się o kogoś, gdy wmieszał się w tłum, starając się nie oglądać za bratem i osobą, którą podeptała jego serce.  Będąc stosunkowo wyższym od krukonki, odszukanie jej zajęło mu dobrą chwilę, gdy przeciskając się przez bandę rozbieganych idiotów; wreszcie ją dostrzegł. Była zakrwawiona i Jungkook niemal rzucił się w jej stronę, spychając na bok paru kretynów. Usmarowanymi od krwi Taetae dłońmi złapał ją za policzki, aby móc na szybko ogarnąć jej obrażenia i dopiero wtedy złapał ją za nadgarstki aby na krótką chwilę zamknąć ją w swoich ramionach jakby odczuwając częściową ulgę, że dziewczyna żyje.
- B-boże przepraszam, n-noona - jęknął żałośnie wypuszczając ją z objęć i od razu zarzucił na jej ramiona swój płaszcz, wciągając jej na głowę obszerny kaptur. - Pochyl się nisko i unikaj tej czarnej mgły, d-dobrze? Nie chcę abyście przeze mnie  u - umierali - zakwilił tak strasznie zrozpaczony i obejmując ją ramieniem w pasie, raz jeszcze kazał jej się pochylić do przodu, aby wrócić do pozostawionych samych sobie tamtej dwójce.  Sprawnie lawirując między spanikowanym tłumem - zdołał odtworzyć miejsce w którym zostawił brata i Taehyunga, który wyglądał już nieco lepiej.
Uzdrowiciel zdołał od niego odejść, ale widok chłopaka, który nadal nie podnosił się z ziemi znowu spowodował w Jungkooku, kolejne cierpienie.
Przecież oni go znienawidzą.
Oddając Delię w ręce brata, sam sięgnął po drugi egzemplarz płaszcza i przysuwając się do jasnowłosego, bez słowa złapał go pod kolanami aby pomóc mu się podnieść i w drugiej kolejności też narzucić na niego płaszcz ze smoczej skóry; z naciągnięciem kaptura aż po oczy.
Nie patrzył jednak na niego, a w kontakcie z jego skórą jego dłonie na nowo zaczęły się mocno trząść niczym u paralityka. Podprowadził go do starszego brata i również oddając go pod jego opiekę, czuł jak serce podchodzi mu niemal do gardła.
- Z-zabierz ich poza miejsce festynu, d-dobrze? Ja poszukam uzdrowiciela dla Deli bo kr-krwawi i on też k - krwawi. A ja nie mam r-różdżki. I to wszystko przeze m-mnie. - dodał spiętym głosem, na nowo bojąc się na nich spojrzeć.
Powrót do góry Go down


Cheong Chanyeol
Cheong Chanyeol

Student Ravenclaw
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 29
  Liczba postów : 28
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15088-cheong-chanyeol
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15159-chanie
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15160-cheong-chanyeol#404071
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 7 Paź - 19:33;

Nie m ó g ł się rozsypać.
Musiał być zrównoważony, odpowiedzialny. Musiał kontrolować sytuację, którą do tej pory obserwował w milczeniu. M u s i a ł, ale nie potrafił. Cały spokój uleciał, zamieniając się w emocje, które nie towarzyszyły Chanyeolowi przez całe lata. Strach. Smutek. Bezradność, którą c z u ł. Uciskała jego żołądek, a miało być już tylko… Gorzej.

- Jungkook, ja… - Zerknął na Delilię, która wyraźnie próbowała usprawiedliwić jego zachowanie. – Nie, Del. Dziękuję, że starasz się pomóc, ale ja… Ja powinienem od razu powiedzieć. Tak byłoby chyba lepiej. Tylko, że nie wiedziałem, co mam robić. Byłem i wciąż jestem bezradny, bo każde rozwiązanie wydawało się tym najgorszym, ale ja wiem, Jungkook. Wiem, że prawda jest jedynym słusznym wyjściem i wstyd mi przyznać, że próbowałem ją przed tobą ukryć. Nie oczekuję, że zrozumiesz, ale…- Objął spojrzeniem całą ich czwórkę. Każdy z nich był zraniony i sam kogoś zranił. Niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że ludzie, którzy byli sobie bliscy przez tak wiele lat, w przeciągu paru godzin stali się… Obcy? A on tego nie chciał. W jednej chwili zorientował się, jak bardzo cenna jest ich przyjaźń. Całym sercem zapragnął, by było, jak dawniej. - Jesteśmy prawie, jak… Rodzina i nie wyobrażam sobie, żeby to wszystko się po prostu… Po prostu skończyło, bo… - Przerwał, czując, że nie jest w stanie powiedzieć więcej. Widział niepewność w oczach Delilii i rozpacz na twarzy Taehyunga. Zerknął na Jungkooka tak strasznie obojętnego na ich tłumaczenia i… Rozumiał go. Wiedział, że sam zachowałby się bardzo podobnie i był pewny, że nie potrafiłby wybaczyć. To przerażało go najbardziej.
Co jeśli nic nie da się zrobić?
Wtem stało się coś gorszego. D u ż o gorszego. Chanyeol szybkim ruchem wyciągnął zza ucha różdżkę, która rozgrzana do czerwoności zdawała się parzyć. Rzucił ją o ziemię. Dziwny zapach. Spojrzał na scenę. Dziwne twarze. Dym.
- Uważajcie! – Zdążył krzyknąć jeszcze zanim rozpętało się piekło. Potężna siła zaklęcia niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze. Instrumenty latały w powietrzu, a wielka scena rozpadła się na kawałki. Wstążka, która miała pomóc czwórce przyjaciół trzymać się razem, niczym symbol rozpadającej się więzi, zsunęła się lekko z jego nadgarstka. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy.
Jungkook. Wydawał się nie doznać większych obrażeń. Taehyung. Był ranny, a Chanyeolowi w jednej chwili wyleciały z głowy wszelkie zaklęcia uzdrawiające, których uczył się przecież latami.
- Taeh, ja… Nic… Nic nie pamiętam, nie wiem, jak ci pomóc… - Tłumaczył, pochylając się nad Krukonem i z przerażeniem rozglądał się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. Usilnie próbował wziąć się w garść.
- Biegnę po uzdrowiciela – Drżącym głosem zapewnił brata. – Ale gdzie jest… Gdzie jest Deliliah? – Zapytał z przerażeniem, orientując się, że nie ma jej w pobliżu. – Jungkook, znajdź Delilię… Proszę i… Uważaj na siebie. Nie mogę was… Stracić. – Wydukał ledwo słyszalnym szeptem i rzucił się gdzieś w tłum.
- Potrzebuję pomocy! – Krzyczał, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy, których w całym amoku nie zdawał się nawet zauważać. – Może mi pan pomóc, mój przyjaciel jest ranny i… - Każdy zdawał się go ignorować.
Czy nikt mnie nie słyszy?
Wtem poczuł ostry ból gdzieś w okolicach kolana. Początkowo uparcie ignorował ból, który z czasem uniemożliwił mu jakiekolwiek ruchy. Kiedy nie mógł zrobić ani kroku przed siebie, bezradnie usiadł na ziemi i obserwując własne ciało, zauważył także otwartą ranę na przedramieniu.
Powrót do góry Go down


Caspar Whitley
Caspar Whitley

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VII
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 149
  Liczba postów : 84
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15147-caspar-whitley#404082
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15163-poczta-kaparka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15157-caspar-whitley
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 7 Paź - 23:41;

Wszystko zaczynało podążać dobrym torem. Stali stosunkowo blisko sceny i wspólnie z @Maximilian Blackburn szykowali się na występ The Veels, zagrzewając się końcówkami piwa. Caspar usiłował zignorować drżenie pod jego stopami, chciał pozbyć się również wrażenia niepokoju, które na dobre zagnieździło się w jego piersi. Jednak nie chciał psuć zabawy swoim sąsiadom, dlatego ignorował wszelkie niepokojące go aspekty. Gdyby tylko wiedział, jak to się skończy, może postąpiłby inaczej? Jednak nie było teraz żadnego czasu na podobne rozmyślania. – Dzięki, stary, wow, będą mi zazdrościć! – ucieszył się na wzmiankę o pożyczeniu płyty, naprawdę nie kryjąc radości. Próbował przekrzyczeć wokalistę; miał nadzieję, że Max stał na tyle blisko, że słyszał Whitley'a. Schował krążek za pazuchę kurtki, z pewnymi trudnościami, ponieważ drżenie stawało się coraz silniejsze. – Owszem, epizod. Prawie się pocałowaliśmy, wiesz? – zagaił z podejrzliwym błyskiem w oku. Trochę koloryzował, jak zwykle. Owszem, siedzieli w kuchni tuż obok siebie, bardzo, bardzo blisko; owszem, ocierali się ramionami, i owszem, prawie ją pocałował... Ale wtedy @Carmen Lowell kichnęła. Zlustrował uważnie swoje buty z głupim uśmiechem na ustach, wyobrażając sobie to i owo. Nie wiedział, co mu się podobało w Carmen, i chyba właśnie to pociągało go najbardziej. Ta tajemnica.
Chwilę później parsknął.
Oczywiście, że ona cię lubi, Max. Czerwieni się na twój widok jak sklątka tylnowybuchowa – zaśmiał się Caspar, klepiąc przyjaciela po plecach. A później przestał słuchać; liczyła się tylko scena, na której zmaterializowali się członkowie The Veels. Whitley wydał z siebie odgłos radości i zagwizdał kilka razy na palcach, przyglądając się dokładnie czarnemu dymowi i członkom zespołu. Mroczni, melancholijni. Idealni. Pewnie nikt nie podejrzewał Caspara o taki gust muzyczny, ale grunt to sprawiać innym ludziom niespodzianki. Ten koncert należał do takich niespodzianek; nikt się nie spodziewał. Drżenie pod stopami przestało mieć znaczenie, tak samo jak nie czuł palącej różdżki w kieszeni kurtki. Początkowo ignorował również nieprzyjemny zapach unoszący się w powietrzu, ale w końcu nie wytrzymał. – Ministerstwo pewnie znowu poskąpiło pieniędzy na technicznych – poskarżył się przyjacielowi, a chwilę później pożałował swoich słów. Gitarzysta zespołu, zgodnie z tradycją, zaczął niszczyć swoją gitarę na scenie; i dokładnie w tym momencie wszystko się rozsypało. Zapanował chaos i panika, gdy z gitarzysta przemienił się w Obskurusa. Caspar spojrzał z przerażeniem w kierunku sceny, a następnie rzucił szybkie spojrzenie Maxowi. To nie mogła być prawda – czyżby prześladował ich pech? Najpierw ten przeklęty atak wilkołaka, teraz kataklizm na większą skalę, spowodowany działaniami czarnej, niebezpiecznej magii Obskurusa. Tłum zaczął się przepychać, rzeczy na scenie zaczęły eksplodować; kilka osób oberwało odłamkami instrumentów. Caspar krzyknął głośno, gdy ze sceny poderwał się fortepian i z ogromną siłą przemieścił się w stronę publiczności; jedna z dziewcząt, Nebraska, została przygnieciona przez instrument. Whitley od razu odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć, jak z dziewczyny upływa życie; nie chciał patrzeć na jej zmiażdżone ciało. – Zwiewamy stąd, stary! – krzyknął w stronę Maxa, mając nadzieję, że chłopak go usłyszał. Wszyscy krzyczeli i biegali w panice. Mentalność tłumu. Chciał sięgnąć do kieszeni kurtki po różdżkę, aby wyciągnąć ich stamtąd jak najszybciej, ale od razu wyciągnął dłoń z kurtki. Różdżka, jego własna różdżka, parzyła go! Nie był w stanie jej teraz użyć. Nie mógł się nawet teleportować, ponieważ był na tyle leniwy, aby nie pójść na egzamin. Złapał Maxa za ramię i pociągnął za sobą. Adrenalina znowu szumiała mu w uszach. Dobrze, że Luthien została odesłana do Hogwartu; mogła skończyć tak samo jak Nebraska. Przygnieciona przez fortepian. Miał również nadzieję, że Carmen i @Ulla Tiverton są bezpieczne w Hogwarcie. Jak bardzo się mylił. Dokładnie w chwili, w której pomyślał o przyjaciółce z Ravenclawu, mignęła mu w tłumie jej twarz. – ULKA! – ryknął na całe gardło, chcąc skupić na sobie uwagę dziewczyny. Właśnie wtedy potknął się o czyjeś nogi, zaraz otrzymując kopniaka w brzuch od następnej. Powietrze stanęło mu w płucach, a z powodu bólu w jamie brzusznej nie mógł złapać tchu i jedynie łapał rozpaczliwie płytkie wdechy. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, kiedy upadł na ziemię i posłał przyjaciółce pełne niepokoju spojrzenie. Inni mijali go, biegli, nie zwracali na niego uwagi; kilka osób nawet potrąciło go w pośpiechu. Nogami, rękami. A on ślęczał na podłożu i starał się złapać oddech. Musiał wstać. Musiał uciekać. Jeśli tego nie zrobi, na pewno zginie. Gdzie był Max...?

Jeśli dobrze zrozumiałam, to nie rzucam kostkami, więc enjoy.
Powrót do góry Go down


Blaithin 'Fire' A. Dear
Blaithin 'Fire' A. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Galeony : 1181
  Liczba postów : 3632
https://www.czarodzieje.org/t13638-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t13684-dziobek
https://www.czarodzieje.org/t13647-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t21155-blaithin-fire-a-dear-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 0:54;

Fire nie sądziła, że zostanie wplątana w wygłaszanie jakichś... przemówień? Nawet nie wiedziała, czemu konkretnie miało to służyć, jeśli nie liczyć wzbudzenia śmiechu w uczestnikach festiwalu. Blaithin wolała szybko się oddalić i odnaleźć święty spokój gdzie indziej, ale nagle ktoś inny postanowił interweniować. Zdziwiła się słysząc głos Noxa i pierwsze o czym pomyślała to jakim cudem go tu w ogóle wpuszczono. Roiło się tu od czarodziejów, a już sam fakt, że magia nie do końca prawidłowo funkcjonowała sprawiał, że można było czuć niepokój. A wpuszczanie wilkołaka, który niedawno został ponownie ugryziony? Gdy istniała możliwość przemienienia się poza pełnią? Jak zwykle nic, tylko pogratulować Ministerstwu.
I samemu Mefisto również, bo Fire nawet odwróciła się na chwilę, żeby zobaczyć, jak podwija ten bandaż. No co za głupek! Popatrzyła szybko po twarzach innych osób, które szybko cofały się, ale większość na szczęście wzięła go chyba za jakiegoś naćpanego chłopaka. Szkotka pokręciła głową i pozwoliła, żeby ją dogonił.
- Widzę, że świetnie się bawisz, Nox. - stwierdziła, taksując go wzrokiem i zauważając, że w ogóle nie wygląda, jakby rana nadal mu doskwierała. Owszem, był naprawdę wysoki i potężnie zbudowany, ale nawet Fire nieco to zaskoczyło. Z pewnością nie tak łatwo było go powalić. - Ze mnie dużo tego mięsa nie będzie niestety.
Fire wruszyła ramionami, zerkając przy okazji na scenę. Czekała tylko na swój ulubiony zespół metalowy, więc Łzy Feniksa nie były interesujące. Szkotka przewróciła tylko oczami, gdy Ślizgon wspomniał o trzymaniu się razem. Gdyby już była wilkiem to najprawdopodobniej jednym z tych samotnych. Miała wrażenie, że tygrys na jej łopatce się ocknął. Zatrzymała się nagle i zmusiła tym samym do tego chłopaka. Stanęła tuż naprzeciw, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Zdajesz sobie oczywiście sprawę, że to przez takich jak ty wilkołaki mają zwaloną opinię? Masz jakąś granicę swojej bezczelności? - przechyliła głowę, przyglądając się Mefisto i próbując zrozumieć, o co mu tak naprawdę chodzi. Tak bardzo brakowało Ślizgonowi uwagi i zainteresowania ze strony innych? Odsunęła się po chwili i obserwowała, co robi chłopak.
Zorientowała się, że od kilku chwil czuje coś dziwnego, a na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka.
- Mhm. - przytaknęła, niepewna dlaczego nagle ma ogromną ochotę szybko się stąd ulotnić. Popatrzyła na innych zebranych w tłumie. Niektórzy wyraźnie źle się czuli, inni patrzyli ze zdziwieniem na własne różdżki, ktoś inny wymiotował. Coraz mniej ludzi zachwycało się sceną. Fire wróciła spojrzeniem do oczu Mefisto, mając nadzieję, że chłopak wyczuwa to samo. Blaithin chciała posłuchać The Veels, ale nie zamierzała ignorować jawnych oznak, że zaraz coś się rozpęta. - Nie wiem jak ty, ale ja stąd spadam. - powiedziała, pozostawiając mu wolną rękę w kwestii tego, co zrobi.
Zrobiła zaledwie parę kroków, kiedy coś oparzyło ją w ramię. Wyciągnęła różdżkę z ukrytej kieszeni i syknęła, upuszczając ją na ziemię. Zaklęła głośno, próbując wymyślić jakieś logiczne wytłumaczenie. Jako, że była daleko od sceny nie zauważyła, co dokładnie dzieje się z wokalistą. Widziała za to, że nagle wybuchła panika, a dziwna, czarna energia pędziła prosto na nią i Mefisto. Zupełnie odruchowo widząc, że ta niszczycielska siła unosi stoisko z pamiątkami, złapała Ślizgona za rękę. Splotła z nim swoje palce i pociągnęła za sobą. Uniknęli przez to najgorszego ciosu stosem drewna, które roztrzaskało się na drobne drzazgi. Fire jęknęła cicho, czując ból w kolanie. Wszystko trwało kilka sekund, więc mocno oszołomiona zrzuciła z siebie jedną z desek.
- NOX! Żyjesz?! - zawołała, ale miała wrażenie, że przerażone wrzaski reszty uczestników kompletnie ją zagłuszyły. Ktoś przebiegłby po Szkotce, gdyby nie to, że się odczołgała. Nie sprawdzała nawet, czy jest ranna - wzrokiem szukała Mefisto. - Kurwa mać!

Kostki: 3,5 +1 = 9
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 1:21;

Co tu się
do cholery
wyprawia?

Umysł nabrzmiewał - nabrzmiewała też rzeczywistość, pulsowała nieodgadnioną, niepoczytalną energią, rozszerzała się to kurczyła w horyzontach niepojmującej percepcji - co się dzieje, co się, na Merlina, tutaj wyprawia - głucho bębniły pytania, obijając się o zachwiany od niepewności umysł. Zamrugał gwałtownie - wszystko było momentem, wszystko się nagle przeobraziło w popłoch, jeden wielki rozgardiasz dążących do wydostania się jak najdalej sylwetek. Płynął z prądem, tym razem, wędrował pośród fal tłumu zdążających jak najdalej od źródła - całe szczęście, był stosunkowo oddalony od sceny
co jednak nie uchroniło przed otrzymaniem obrażeń. Krew odciśnięta z samego początku na jego koszuli okazywała się tylko złowieszczym znakiem, ironiczną przepowiednią wygłaszaną niemo przez nałożony przedmiot.
- Kurwa mać - wyszeptał bardzo subtelnie, czując obrzydliwą bolesność, której epicentrum stawał się jego własny nadgarstek oraz wbijające się w okoliczną skórę dłoni kawałki. Rozejrzał się, gwałtownie, nie zważając na bolącą go dodatkowo głowę; ból mieszał się i rozlewał, koncentrując się niemniej jednak na nowym nabytku, broczącym nieznacznie i opuchniętym. - Rakel? - zapytał głośno, nadwyrężając głosowe fałdy, na ile tylko potrafił. Wypuścił ze świstem powietrze schowane w płucach i ruszył dalej, przedzierając się, dodatkowo w poszukiwaniu uzdrowiciela. Kiedy jakaś uczynna kobieta pomogła Bergmannowi ze złamanym nadgarstkiem, ten wyrwał się oraz ruszył dalej, nie zważając na pozostałe rzeczy. Zdążył rzucić ledwie słyszalne dziękuję, choć tak naprawdę przypominał sobie - jak bardzo nienawidzi wszystkiego, co wiąże się z medycyną oraz potrzebowaniem pomocy.
Nie miał zamiaru od razu uciec; szukał wpierw osób, z jakimi jeszcze niedawno rozmawiał.

Kostki: 5 (wyrzucone razem) + 2 (bonus) = 7
Powrót do góry Go down


Sapphire O.U. Lightingale
Sapphire O.U. Lightingale

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 183
  Liczba postów : 99
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15114-sapphire-odette-urane-lightingale#402865
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15119-memory-dust#402879
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15112-sapphire-o-u-lightingale#402854
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 1:32;

Sapphire tylko na krótką chwilę zatrzymała się przy Serafinie. Zaraz potem poszła bliżej sceny, chcąc posłuchać nieco muzyki. Ślizgonce nawet nieco udzieliło się ogólnie podekscytowanie, chociaż w jej wypadku i tak okazywała to minimalnie. Mimo, że była bardzo sceptycznie nastawiona do pomysłu zorganizowania czegoś takiego, teraz doceniała fakt, że może się trochę pobawić. Bardzo rzadko pozwalała sobie na zabawę, a nie pamiętała też, kiedy ostatnio wyszła na jakąś imprezę... Miło było przez chwilę pomyśleć, że jest taka sama jak inne nastolatki. Nagle poczuła jednak, że ktoś tracił ją łokciem i coś nagle zapiekło jej biodro. Zerknęła zdziwiona na swój pasek i zauważyła, że różdżkę ma nagrzaną do czerwoności. Spróbowała delikatnie jej dotknąć, ale szybko cofnęła rękę. Co to miało być? Szafir zaczęła się wycofywać, ale było już za późno. Wbiła spojrzenie w jednego z potomków wili, z którym zdecydowanie działo się coś złego. I o dziwo, Lightingale skojarzyła objawy z czymś, o czym bardzo dawno temu czytała. Nie była pewna do czasu, gdy niespodziewanie wszystko się rozpierdoliło. Zobaczyła, że jakaś dziewczyna ląduje zgnieciona przez fortepian i wstrzymała powietrze w płucach. Doskonale wiedziała, że tego nie można przeżyć. Machinalnie zaczęła podążać za tłumem zmierzającym jak najdalej od sceny, która ciskała w nich instrumentami i resztą sprzętu. Coś jednak dosłownie zmiotło jasnowłosą z nóg. Uderzyła boleśnie o ziemię, mając wrażenie, że zaraz zemdleje. Paraliżujący ból w kostce sprawił, że krzyknęła. Spróbowała jakoś się odczołgać, ale natrafiła na kawałki szkła, które poraniły jej dłonie. Krew szybko płynęła z ran, a Sapphire oddychała ciężko. Co się stało? Mroczna siła odpuściła, a przestraszona dziewczyna znalazła pomoc w ramieniu kogoś innego (@Ulla Tiverton wykorzystam Cię <3).
- J-ja... - wydukała w szoku. To było coś zupełnie innego niż atak wilkołaka. Wtedy nie krwawiła i mogła chodzić, a do tego była wśród osób, które znała. Teraz potrzebowała chwili, żeby odzyskać zimną krew. - Cholera... Tym ludziom trzeba pomóc - powiedziała z trudem, wskazując na rannych i zakrwawionych. Ona sama miała już wybrudzoną czerwienią koszulkę, a do tego skręcona kostka strasznie jej spuchła.

Kostki: 3,4
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 1:38;

Zgodnie z tym co wykalkulowała sobie Julia, naprawdę nie mogłem obserwować jej plecami. Nie martwiłem się o to, będę miał jeszcze okazję, żeby upewnić się w tym co podejrzewałem. Cała ta sytuacja wydawała mi się naprawdę komiczna. Zagadując pierwszą z brzegu ładną dziewczynę, natrafiałem akurat na utykającą blondynkę? Jeszcze najlepiej taką biegającą po lasach. Jednak dalej się nad tym nie zastanawiałem. Odszedłem w stronę loterii i nie zawracałem sobie głowy żadnymi dziwnymi anomaliami, jakie odczuli pozostali uczestnicy festiwalu. Mnie interesowała tylko płyta, a potem obserwacja powracającej dziewczyny. Nie dałem po sobie poznać zrozumienia i natychmiast przeniosłem spojrzenie na jej twarz.
- Płytę tego smęcącego muzyka. - Odpowiedziałem na jej pytanie, pokazując jej album Druzgotka nim wsunąłem go do obszernej kieszeni kurtki. - Ty nie chcesz wziąć udziału? Mieli kilka fajnych gadżetów. - Dziwiła mnie podobna postawa, dlatego musiałem zapytać. Nie wszyscy lubili igrać z losem tak jak ja, nawet jeżeli w grę wchodziła tylko możliwość wygrania płyty, która pewnie dokona żywota na jednej z zakurzonych półek z nigdy nieruszanymi dodatkami. Hazard to hazard, nieważne jaki by nie był, mnie i tak w pewien sposób pociągał. Nie patrzyłem już na Julię, koncentrując się na zmianie instrumentów na scenie. Z oddali dostrzegałem już nie tylko gitary oraz instrumenty smyczkowe, ale także kawałek solidnej perkusji. W mojej głowie wykiełkowała pewna myśl, jaką zaraz miałem ubrać w słowa. - Ten Druzgotek nie był wcale taki zły. - Stwierdziłem, tak na początek, a następnie kiwnąłem dłonią w stronę sceny. - Popatrz co przygotowują, to też może być ciekawe. Pewnie zagrają jakieś mocniejsze brzmienia. - Och tak, „mocne brzmienia” to zdecydowanie dobrze użyte słowa, o czym za sekundy mieliśmy się przekonać. Jej pytanie mnie zaskoczyło. - Tak. - Odparłem machinalnie. Przysunąłem rękaw kurtki do nosa, ale nie, nie czułem od siebie zapachu tytoniu. - Czuć ode mnie papierosy? - Dopytałem, chociaż byłem już absolutnie pewien, że nie o to mnie pytała, a jednak nie zamierzałem jej częstować, dopóki nie zapyta wprost. Zadowalanie jej i zgadywanie co miała na myśli obca dziewczyna nie było przecież moją ambicją życiową. Dalej już jej nie słuchałem, gdyż zaczął się kolejny koncert. Nie omyliłem się, był naprawdę ostry, ale mnie to akurat nie przeszkadzało. Sam słuchałem naprawdę przeróżnej muzyki i pewnie nawet zapoznałbym się z dyskografią grajków, gdyby nie następujące po rozbiciu gitary szokujące wydarzenia. Transformacja gitarzysty The Veels okazała się dla mnie naprawdę traumatyczna w skutkach. Natychmiast przypomniałem sobie atak wilkołaka, którego byłem świadkiem w Hogwarcie i przez kilka sekund stałem jak ten kołek, nie mogąc się zmusić do jakiegokolwiek ruchu. Potem zalała mnie fala spanikowanego tłumu. Ktoś popchnął mnie na jedno ze stoisk, dzięki czemu ponabijałem sobie kilka siniaków. Jeden spory na biodrze, gdy uderzyłem o stoliki, na którym przed chwilą leżały fanty przeznaczone na loterię, a jakie teraz niszczały pod stopami ludzi. Następne zdobyłem, gdy upadałem oraz w chwili, w której ktoś postanowił mnie podeptać. Podniosłem się z ziemi z trudem. Tłum zgęstniał wokół moich pleców. Straciłem Julię z oczu. Nie widziałem nawet co działo się teraz na scenie, ale nie potrzebowałem dalszych instrukcji co do swojego postępowania. Zachowując zdrowy rozsądek, musiałem wydostać się stąd nim sytuacja z wilkiem miała się powtórzyć. Nie wiedziałem nawet, że przed sekundami już ktoś zdążył umrzeć. To zdarzenie podsyciło reakcję ludzi, jacy z paniką rozbiegali się w wielu kierunkach. Wyjrzałem ponad głowami innych, chociaż dreszcz niepokoju drażnił mi kręgosłup. Organizatorzy starali się powstrzymać tego… stwora, to dobrze. Postanowiłem przeczekać tę sytuację, chowając się za kilkoma złożonymi metalowymi słupkami służącym do ekonomizowania rozlazłych kolejek. Może to i słaba ochrona, ale wystarczająca na tyle, abym wyszedł z ataku bez większego szwanku.

Łącznie 11 (9 + bonus za posta)


Ostatnio zmieniony przez Riley Fairwyn dnia Nie 8 Paź - 1:49, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 1:45;

Prawdę mówiąc, Mefisto sam nie wiedział co robi. Wyjątkowo wytrąciło go z równowagi obserwowanie go tego dziwnego zbiorowiska mało roztropnych ludzi paplających o wilkołakach i ich znikomych prawach. Nie wziął zupełnie pod uwagę, że jego szopka mogła przynieść negatywne skutki, zaalarmować ochronę, albo po prostu faktycznie popsuć zabawę. Chociaż i tak miał wrażenie, że wcale nie został wzięty za naćpanego idiotę - to raczej wszyscy zebrani byli naćpanymi idiotami.
Nie miał pojęcia, że Gryfonka patrzy na niego z "podziwem", czy też po prostu zastanawia się nad tym, jakim cudem jest w tak dobrej formie. Gdyby go zapytała bezpośrednie, to pewnie nawet darowałby sobie kłamstwa. Przedramię dalej piekło boleśnie i nie pozwalało o sobie zapomnieć, a ostatnie noce należały do tych mniej przespanych. W gruncie rzeczy ślina wilkołaka zmieszana z krwią Mefisto nie czyniła mu żadnej krzywdy, ale sama w sobie nieco zapobiegała procesowi leczenia i wszystko trwało znacznie dłużej. Poza tym Ślizgon nie pokazał rany pielęgniarce szkolnej po tym, jak wszyscy skakali dookoła i ukrywali ugryzienie, nie chcąc bardziej wkopać profesor Pober. Opatrzyła go zatem najpierw studentka Hogwartu, a potem stary znajomy. Warto dodać, że wcale nie był uzdrowicielem, tylko zaprzyjaźnionym wilkołakiem, który nie raz i nie dwa miał już przed sobą przypadek kogoś pogryzionego.
- Chyba po to ten festiwal, nie? Żeby się dobrze bawić - zauważył, ale zabrzmiało to wyjątkowo sucho. - Och, no nie. Czyli mam wrócić do domu niezaspokojony? - Nox pozwolił sobie na nieco dwuznaczny uśmiech. Wcześniej trochę bawiła go ta cała szopka obrońców uciśnionych, teraz cieszył się, że zostawili tamto nieciekawe towarzystwo za sobą. Jego towarzyszka jednak nie wyglądała na szczególnie zadowoloną... Z drugiej strony, czy widział kiedykolwiek Fire Dear bez tego grymasu? Ciekaw był, czy potrafiła się wyluzować i po prostu pobawić, bez żadnych spięć.
- Poważnie chcesz o tym teraz dyskutować? - Nie ukrył zdziwienia, widząc determinację w jej jasnych tęczówkach. Oczywiście, stał grzecznie tuż przed nią, tak jak to na nim niemalże wymusiła swoim zachowaniem. Poprawił rękawy skórzanej kurtki i wzruszył łagodnie ramionami. - Nie widzę sensu w udawaniu, że nie lubię likantropii i jestem nieszczęśliwy. Ludzie widzą tylko te dwie opcje, Fire - albo jesteś dziką bestią, albo jesteś stłamszonym dzieciakiem. Nie wmawiaj mi tylko, że powinienem zacząć pokazywać wszystkim, że jest coś pomiędzy. Mam trochę więcej doświadczenia w temacie wilkołactwa i tego, jak jest ono odbierane chociażby przez Ministerstwo Magii. Jeśli się mylę, to trudno. Nie jestem tak istotny, żeby zaważyć na losach wszystkich wilkołaków, a ja nie chcę zachowywać się wbrew sobie. I tak, moja bezczelność chyba ma jakąś granicę, ale ciężko ją określić.
To drżenie podłoża to było chyba wybawienie. Mógł w końcu przestać patrzeć blondynce w oczy. Sama zarzuciła temat, prawda? Chciała poznać jego zdanie. Mefisto wiedział, że Gryfonka nie jest jakąś głupią dziewczynką i rozumie wypowiadane do niej słowa. Przedstawił swoją perspektywę i właściwie, to miał nadzieję, że nie zostanie z tego wyciągnięta jakaś dyskusja. Nie miał ochoty na tego typu poważniejsze tematy.
- No no, Dear. To nawet nie jest taki kiepski pomysł - uznał, a w jego głosie na nowo pojawiła się ta charakterystyczna nuta arogancji. Podniósł się i miał po prostu odejść, ale dostrzegł dziwne zachowanie różdżki Blaithin. Uniósł pytająco brew, niestety zamiast odpowiedzi dostrzegł zamieszanie na scenie. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedział co się dzieje. Z takiej odległości nie był w stanie określić, czy to efekty specjalne przypominające obskurusa, czy prawdziwy obskurus - brzmiało to niedorzecznie nawet w głowie Ślizgona. Potem wszystko znacząco przyspieszyło i nagle festiwal zamienił się w armagedon, potwierdzając ciche przypuszczenia chłopaka. Odskoczył z drogi jakiejś małej dziewczynki uciekającej w popłochu i poczuł, jak ktoś łapie go za rękę - instynktownie podążył za swoją tajemniczą pomocniczką, dopiero po chwili rozpoznając w niej samą Fire. Czyli jednak nie uciekła...
Nie tkwił długo w tym pocieszającym uścisku, ponieważ fragment wyrwanego z ziemi stoiska przeleciał kawałek do przodu i uderzył Mefisto mocno w nogę - Nox był pewny, że usłyszał (poczuł?) chrupnięcie pękającej kości. Runął na ziemię z zaskoczonym sapnięciem, ale szczęście wyraźnie go ominęło. Opadł prosto na ostry kawałek metalu. Chłopak wydał z siebie zduszony okrzyk i zacisnął mocno powieki, mając wrażenie, że jednak zemdleje. Kiedy je otworzył, mógł zobaczyć poszarpany bandaż i nową ranę, rozcinającą zasklepiające się dopiero ugryzienie sprzed tygodnia. Jakby tego było mało, ktoś wyraźnie darł się w jego poszukiwaniach. Kogo w ogóle obchodził Mefisto?
Plus był taki, że wylądował całkiem na uboczu i nie musiał przed nikim odskakiwać. Podniósł się do pozycji siedzącej, naruszając przy tym promieniującą bólem nogę. Prawdę mówiąc, był w stanie o niej zapomnieć, kiedy ręka powodowała mu tyle cierpienia.
- Oh, Dear - wyrzucił z siebie, odnajdując spojrzeniem Gryfonkę. Chciał jakoś zatamować krwawienie, wykorzystując do tego pocięty w niektórych miejscach bandaż. Niestety zdrowa ręka drżała mu niekontrolowanie i Mefistofeles, z całym swoim masochizmem, zupełnie nie był w stanie dotknąć się do rany, która bolała go na tyle sposobów. Szczerze, zupełnie nie obchodziła go panika innych ludzi i w tej chwili skoncentrowany był tylko na tym, że w głowie mu wiruje i nie jest w stanie zebrać myśli, a gdzieś tu obok jest Fire, w Merlin jeden wie jakim stanie. Nie mógł z siebie nic więcej wydusić, żadnego pytania czy czegokolwiek - zaciskał mocno szczęki, klnąc w myślach.


Kostka na obrażenia: 3 i 1 +2(bonus) - złamana noga i otwarta rana
Powrót do góry Go down


Blaithin 'Fire' A. Dear
Blaithin 'Fire' A. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Galeony : 1181
  Liczba postów : 3632
https://www.czarodzieje.org/t13638-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t13684-dziobek
https://www.czarodzieje.org/t13647-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t21155-blaithin-fire-a-dear-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 2:22;

- Ten festiwal nie został odwołany tylko dlatego, że Ministerstwo nie chce pokazywać, jak bardzo się boi. - stwierdziła, wyrażając głośno to o czym od dawna myślała. Jak na jej gust powinni chociaż dać więcej ochrony. Parsknęła pod nosem, słysząc słowa Ślizgona, ale nie mogła powstrzymać rozbawienia. - Kretyn.
Później wróciła do poważnego tonu i wysłuchała wilkołaka z uwagą. Co prawda, nie zgadzała się z jego punktem widzenia. Mogłaby mówić o tym, że rzeczywiście sądzi, że da się odnaleźć jakąś postawę pomiędzy tymi dwiema skrajnymi, ale z pewnością nie wziąłby jej poważnie, bo skąd mogła wiedzieć. Curtis rzadko rozmawiał na te tematy, zresztą Mefistofeles z pewnością zaliczyłby go do kategorii "stłamszonych dzieciaków".
- Chyba się nieco nie doceniasz. - stwierdziła w końcu, bo nawet przez Pober mogły się toczyć teraz dyskusje na temat tego, czy ostatecznie uznać zarażonych likantropią za zagrożenie, które należy wyeliminować zanim przybędzie ofiar. Nie ciągnęła tematu. Ostatnimi czasy i tak bez przerwy coś słyszała o wilkołakach, może pora w końcu zająć myśli czymś na innym? Na przykład tym, co się tu odpierdalało. Chaos sprawił, że nieco się pogubiła i dopiero po chwili zauważyła, że Mefisto znalazł się jakimś cudem dalej. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi, więc zaniepokoiła się, że stracił przytomność. Fire spróbowała wstać, ale pulsujący ból w kolanie sprawił, że mogła się tylko doczołgać. Okazało się, że jest przytomny, ale za to poważnie ranny. Skrzywiła się, widząc tyle krwi i usiadła obok, nawet nie zwracając uwagi na to, że sama cała jest podrapana.
- Potrzebujemy pieprzonego uzdrowiciela! - krzyknęła, niestety mając świadomość, jak małe mają szanse na to, że ktoś usłyszy. Jeszcze mniejsze, że ten ktoś mógłby się do nich dopchnąć i jakoś pomóc. Miała ochotę przekląć cały świat. Dlaczego znowu ich coś takiego spotykało? Nie minął nawet miesiąc od czasu ostatniego wypadku. Zarówno wtedy, jak i teraz, Fire się upiekło, ale widziała doskonale, jak mało szczęścia mieli inni.
Szkotka przygryzła wargę, niezdecydowana czy naprawdę chce się poświęcać dla Noxa, ale w końcu uznała, że przecież nie może go tak tu zostawić. Zwłaszcza, że najwyraźniej cała ta sytuacja to było zbyt wiele. Wiedziała, że potrzebował chwili na odzyskanie zimnej krwi, ale to coś mogło znowu zaatakować albo kolejne stoisko mogło runąć prosto na nich.
- To może zaboleć. - poinformowała, znajdując obok siebie kawałek grubej liny urwany chyba aż ze sceny... Uważnie znalazła miejsce powyżej rany, na przedramieniu Ślizgona. Nie bawiła się w delikatność i szybko zawiązała linę tak, żeby ucisk zmniejszył dopływ krwi. Fire ubabrała się przy tym czerwienią, ale to zignorowała.
Przez chwilę mocno się wahała, ale dostrzegła, że kilkanaście metrów dalej jeden mężczyzna pomaga komuś ze skręconą kostką. Leżenie nic nie dawało poza tym, że następna fala uciekających ludzi mogła ich podeptać.
- Nox, obejmij mnie. - powiedziała, łapiąc za zdrową rękę wilkołaka i przekładając ją sobie nad ramieniem. Nie miało to zbyt wiele sensu ze względu na to, jak niewielka i słaba była Blaithin w porównaniu do chłopaka. Zacisnęła szczęki równie mocno, jak Mefisto, powtarzając sobie, że to nic takiego, że za kilka chwil będzie mogła się odsunąć. Pomogła już w ten sposób Casprowi, stać ją przecież było na to samo dla Szkota. Wskazała mu kierunek i miała nadzieję, że będzie zdolny chociaż trochę wziąć się w garść. Zignorowała ostre pieczenie w kolanie i to, że ma mokrą od krwi nogawkę, decydując się za żadną cenę go nie uginać.
Powrót do góry Go down


Ulla Tiverton
Ulla Tiverton

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 107
  Liczba postów : 124
https://www.czarodzieje.org/t15237-ursula-tiverton
https://www.czarodzieje.org/t15260-listy-z-nieba#407436
https://www.czarodzieje.org/t15240-ursula-tiverton#407015
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 2:43;

Zapanował chaos - z rodzaju tych, których nie sposób okiełznać. Gdziekolwiek się nie obejrzałam, widziałam tylko setki spanikowanych twarzy, ludzie zachowywali się tak, jakby ktoś rzucił na wszystkich Confundusa. Ale po… czymś takim naprawdę trudno im się dziwić. Nam. Bo przecież ja też się tak czułam… potwornie zagubiona, nie miałam pojęcia, w którą stronę się udać, ale byłam pewna jednego - że w tym stanie emocjonalnym, w jakim się aktualnie znajdowałam, nie miałam najmniejszych szans na teleportowanie się, a przynajmniej nie bez rozszczepienia się na najdrobniejsze kawałki. Nie zamierzałam nawet próbować robić czegoś tak głupiego.
Zewsząd przytłaczały mnie cielska, zwarty tłum zakleszczał moje ciało w, zdawać by się mogło, nierozerwalnym uścisku. Zamiast posłuchać podszeptów logiki i oddalić się od źródła niekontrolowanej energii o porażająco destrukcyjnej sile, skierowałam swoje kroki w stronę kłębowiska osób, które nie były w stanie samodzielnie się poruszać.
Zamarłam tylko na chwilę - gdy roztrzęsiona nastolatka zaczęła krzyczeć coś o… śmierci jakiegoś uczestnika festiwalu; pomyślałam o rudej Pandzie i Summer, które dotarły tutaj wraz ze mną i poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku… Nie… to nie… to nie mogła być prawda. Dziewczyna pewnie wciąż jeszcze była w szoku, musiała zobaczyć kogoś rannego i wyciągnąć błędne wnioski.
Im nic się nie stało… przecież… W takich chwilach, gdy czułam tę obezwładniającą bezsilność, nienawidziłam siebie za to, że tak mało czasu poświęcałam na doskonalenie moich zdolności - odrzucałam je, a może… może gdyby było inaczej… to co? Co bym zrobiła? Poinformowała świat o iluzorycznych obrazach, domniemaniach?
Przeklęłam, starając się uciszyć rój niechcianych myśli i skoncentrować się na tym, co dla odmiany mogłam zrobić - tu, teraz liczyła się realna pomoc. Kiedy zobaczyłam blondynkę, którą kojarzyłam ze szkoły (@Sapphire O.U. Lightingale <3), przedarłam się w jej stronę i pochyliłam się, by mogła się o mnie oprzeć. Jej dłonie… ścieżkę na skórze wyznaczały szklane odłamki, pomiędzy którymi meandrowały strużki krwi. - Najpierw pomożemy tobie - powiedziałam stanowczo, bo choć zaimponowała mi jej altruistyczna postawa (ja, znajdując się w jej położeniu, najpewniej zrobiłabym wszystko, żeby w pierwszej kolejności pozbyć się tego przeklętego szkła), to jeśli chciała myśleć o pomaganiu innym, musiała zacząć od siebie. Właśnie wtedy… drgnęłam, słysząc swoje imię - nie jest może na tyle niespotykane, by mnie to zaskoczyło, ale zwróciłam uwagę na coś innego - głos osoby krzyczącej. W pierwszym odruchu, całkowicie spanikowana, chciałam rzucić się w stronę, z której dochodził, lecz nie mogłam przecież zostawić blondynki; gdybyśmy straciły się z oczu, pewnie już bym jej nie znalazła. Ale kątem oka dostrzegłam znajomą czuprynę - tak blisko, a jednocześnie zbyt daleko - która raptownie zniknęła w tłumie… przy jego wzroście było to niemożliwe, chyba że…? - To Caspar - nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że po raz pierwszy nazwałam go poprawnym imieniem, nasz rytuał przekomarzania się trwał nieprzerwanie od pierwszej klasy, a on wciąż był dla mnie przede wszystkim księciem Caspianem - muszę się tam dostać - powiedziałam niemalże na jednym wydechu i ruszyłam przed siebie, licząc na to, że dziewczyna, wciąż korzystając z mojej pomocy, pójdzie ze mną. Jeśli nie, bez wątpienia spróbowałabym później ją znaleźć, lecz w tym momencie potrafiłam myśleć tylko o tym przerażeniu, które pobrzmiewało w głosie Caspara.
To uczucie udzieliło mi się szybko, gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, że Caspi… zasłabł albo przewrócił się, w każdym razie leży na ziemi, nie mogąc się podnieść, a te gumochłony zaraz go stratują. - Co wy, kurwa, robicie - nie wiem, do kogo tak właściwie kierowałam te słowa, ale przez chwilę wściekłość przejęła nade mną kontrolę - nie widzicie, że… - próbowałam krzyczeć, żeby zwrócić czyjąkolwiek uwagę, ale nikt mnie nie słuchał. W akcie desperacji zaczęłam się nawet zastanawiać, czy, zaciskając zęby, nie sięgnąć po wciąż rozżarzoną różdżkę i nie spróbować rzucić jakiegoś zaklęcia… ale w końcu udało mi się jakimś cudem pokonać ostatni dzielący mnie od przyjaciela dystans; może to zasługa adrenaliny pulsującej w moim ciele, ale pomogłam mu wstać - zrobiłam to tak, jakby ważył mniej ode mnie. Z ulgą odnotowałam fakt, że nie odpłynął - żeby go przenieść, musiałabym już użyć różdżki, co wciąż chyba było niemożliwe. - Nic ci nie jest? - zapytałam rozedrganym głosem. Pomijając fakt, że właśnie zostałeś praktycznie rozdeptany.
Nikt. Nikt się nawet, kurwa, nie zatrzymał.

Sapphire, próbowałam Cię oznaczyć, ale chyba nie umiem xd
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 2:59;

Jeśli Ministerstwo się bało, to Mefisto był całkiem zadowolony. Pewnie, że nie kręciły go anomalia magiczne. Mimo wszystko sam był czarodziejem i lubił swoją różdżkę, a ta ostatnio wydziwiała jak szalona. Poza tym wbrew pozorom wcale nie życzył wszystkim śmierci, a właśnie tak mogła skończyć się ostatnia lekcja OPCM. Rzecz w tym, że dalej bawili go wielcy czystokrwiści, którzy teraz musieli ruszyć tyłki i zrobić coś własnoręcznie. No i niektóre aspekty zakłóceń całkiem się Noxowi podobały. Gdyby to on mógł się zmienić tak, jak Pober... Najlepiej z dala od ludzi, żeby przypadkiem jakiś gnojek nie został zarażony. Ostatnie czego chciał, to zajmować się szczeniakiem.
Aż zaczął żałować, że rozbawienie tak szybko Gryfonkę opuściło. Sam miał bardziej humor na żarty i drobne droczenie, niż jakieś robienie scen czy rozmawianie o polityce. Bądź co bądź, poruszany przez nich temat należał nie tylko do trudnych, ale i kontrowersyjnych. Na szczęście nie zagłębiali się w to bardziej, niż do tej pory.
Nie miał pojęcia, co się wydarzyło. Nie docierało do niego, że faktycznie źródłem całego zamieszania był obskurus. Mefisto widział przebiegających obok ludzi, słyszał krzyki i płacze. Kolejne stoisko runęło kilkanaście metrów od nich, ktoś się potknął... Wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Nie dał rady zgasić Blaithin prostym stwierdzeniem, że każdy potrzebuje teraz uzdrowiciela. Chciał jej też powiedzieć, żeby zabierała się w jakieś bardziej bezpieczne miejsce. Nie miał pojęcia czy powstrzymał go od tego egoizm, czy może solidny szczękościsk, który dopiero próbował zwalczyć.
- Obiecujesz? - Spytał w końcu słabym głosem. Powoli przyzwyczajał się do przeraźliwego bólu, powoli zaczynał odnajdywać w nim ukojenie. Dotknął opuszkami palców brzegu rany - odczuł to tak, jak gdyby ktoś smagnął go biczem. Przycisnął palce mocniej, wypuszczając z płuc powietrze z cichym świstem. Już dobrze, wszystko było w porządku, panował nad sobą. Rozwalone przedramię miałoby go rozłożyć na łopatki?
Gdy Fire zawiązała na jego ramieniu sznur, zawył niemalże z uwielbieniem, a na jego ustach zatańczył zbłąkany uśmieszek.
- Co? - Wymamrotał, odurzony i ledwo przytomny. Poczuł, że dziewczyna szarpie go do przodu i odruchowo mocniej się jej przytrzymał. Reakcje miał trochę opóźnione i stał już na zdrowej nodze, kiedy dotarło do niego, co się dzieje. - Nienienie, Fire, nie! - Protesty na niewiele się zdały, ponieważ Gryfonka uparcie chciała dociągnąć go do tego uzdrowiciela. Mefisto aby nie wrócić na ziemię musiał przenieść ciężar ciała do przodu, a co za tym idzie... zrobić krok. W chwili, w której stanął na zranionej wcześniej nodze poczuł, jak łzy automatycznie stają mu w oczach. Noga załamała się pod nim i Nox runął do przodu, w jakimś ostatnim odruchu wyplątując się z objęć swojej małej pomocnicy. Z racji tego, że nie miał wielu możliwości, podparł się oczywiście rozciętą ręką. - Kurwa - oznajmił na wydechu. Przez chwilę nie miał pojęcia, czy otworzył oczy, czy trzymał je zamknięte - wszystko spowiła niepokojąca ciemność. Mefisto nie zamierzał poddać się nużącej wizji omdlenia. Straciłby wtedy tyle bolesnych chwil...
Zanim miał szansę jakoś się podnieść lub też zapewnić Blaithin, że sam da sobie doskonale radę, doskoczył do niego upatrzony wcześniej mężczyzna. Ślizgon dopiero zaczynał cokolwiek widzieć przez siatkę czarnych rozedrganych plamek. Uzdrowiciel chwilę mu się przyglądał, a dopiero potem zaczął czarować - na jego twarzy widać było zdenerwowanie, ale wszystkie ruchy i słowa były przemyślane. Nox został ponownie usadzony. Na pierwszy ogień poszła jego wykrzywiona nienaturalnie noga. Chłopak odrzucił głowę do tyłu, kiedy kość została nastawiona. Samo usztywnianie i bandażowanie nie sprawiało mu większego bólu... Zaniepokoił się nieco na widok niechęci wymalowanej na twarzy mężczyzny, kiedy ten dostrzegł rozcięte i pogryzione przedramię. Gdyby Mefisto był w odrobinie lepszej formie, z pewnością by to zachowanie skomentował. Krwotok został zatrzymany, a na ręku Noxa pojawił się nowy opatrunek. Uzdrowiciel chciał również pomóc mu z bólem, ale o ile w przypadku nogi zadziałało, o tyle przy przedramieniu różdżka odmówiła posłuszeństwa (na co Ślizgon nie narzekał, bo nie lubił uśmierzających bólu środków). Ostatecznie nieznajomy pobiegł dalej, Fire obrzucając jedynie krótkim spojrzeniem. Byli bardziej ranni, którzy potrzebowali natychmiastowej pomocy.
- Zawsze wiedziałem, że Gryffindor wcale nie był taki głupi z tym całym zbieraniem odważnych i prawych - uznał, zerkając na Blaithin z cieniem rozbawienia przebijającym się przez powłokę zmęczenia. Były to, naturalnie, podziękowania w dziwnej formie. Normalnie by ich nie powiedział, bo przecież to Dearówna skłoniła go do stanięcia na złamanej nodze, a poza tym... No, z pewnością nie była taka święta, dobra? Coś pewnie zrobiła źle i tyle.
- Myślisz, że mogę jeszcze raz użyczyć sobie twojego ramienia? Za bramkami chyba ludzie nie mają problemów z teleportacją, więc... - Podniósł się chwiejnie. Z zaklęciem nieco niwelującym ból w złamanej nodze i pomocą Gryfonki miał nawet niezłe szanse na dostanie się w bezpieczne miejsce. Tylko parę metrów dalej i mógł teleportować się prosto do swojego ukochanego vana...
Powrót do góry Go down


Blaithin 'Fire' A. Dear
Blaithin 'Fire' A. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Galeony : 1181
  Liczba postów : 3632
https://www.czarodzieje.org/t13638-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t13684-dziobek
https://www.czarodzieje.org/t13647-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t21155-blaithin-fire-a-dear-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 14:36;

Fire nie miała nawet czasu na analizowanie całej sytuacji. Ba, nawet nie zdążyła zadać sobie pytań o to, co właściwie było tą czarną substancją i skąd się pojawiło. Adrenalina tętniła w żyłach dziewczyny sprawiając, że swoje myśli skupiała głównie na tym, jak odsunąć się od zagrożenia. Nie dziwiła się przerażonym ludziom, którzy uciekali w popłochu - bardzo wiele osób zostało rannych, a teleportacja nagle przestała działać. Czarodzieje z pewnością nie przeżyli czegoś takiego od pamiętnych czasów Czarnego Pana.
Szkotce wydawało się, że mignęła jej gdzieś sylwetka Lysandra i nagle uderzyła ją przerażająca wprost myśl. Leo musiał tu być, co jeśli coś mu się stało? Może leży zawalony gruzami sceny i powoli się wykrwawia, a nikt go nie usłyszy? Odsunęła od siebie te scenariusze. Popatrzyła na Mefisto, który nadal zaskakiwał tym, jak wiele potrafi znieść. Jemu powinna pomóc, mimo wszystko wilkołak zasługiwał na tę odrobinę. Blaithin cieszyła się, że nie musi ratować jednej z tych bardziej roztrzęsionych i zapłakanych osób, a otępienie Ślizgona wkrótce minie.
- Obiecuję. - przyglądała się temu uśmiechowi, zdając sprawę z tego, jak bardzo nienormalna to reakcja. I pomyśleć, że niektórzy Caspra nazywali dziwakiem. Wiele wysiłku kosztowało Szkotkę dźwignięcie Mefisto, a jeszcze więcej jako takie utrzymanie równowagi. Może rzeczywiście powinna była posłuchać protestów, bo zaraz poczuła, że plan nie wypalił. Upadła i myślała, że chłopak już na pewno zemdlał, ale kolejny raz ją zaskoczył. Widziała wiele paskudnych rzeczy w życiu, ale tym razem odwróciła wzrok od beznadziejnie wyglądającej nogi i przedramienia w strzępach. Powinna chyba coś powiedzieć, zapewnić, że będzie okej albo przekonać, że powinien być silny tylko, że dała sobie spokój z takimi bzdurami. Podniosła się na kolana, żeby zobaczyć, co robi mężczyzna, który miał im pomóc.
- Ostrożnie! - upomniała go, ale najwyraźniej zaklęcia mu wyszły. Fire zatrzymała tajemniczego uzdrowiciela na trochę w czasie, gdy Mefisto dochodził do siebie. - Tam mogą być moi przyjaciele. Ponad dwa metry wzrostu, chłopak o ciemnych, kręconych włosach, możliwe, że w towarzystwie niższego bruneta. - zdążyła tylko dodać, żeby pomógł, jeśli ich znajdzie i wręcz wymusiła na nim obietnicę. Uzdrowiciel pobiegł dalej zanim wspomniała o Zakrzewskich, Etce, Gemmie, siostrze Leo, swoich kuzynach i reszcie, którą spodziewała się tu spotkać. Kiedy minęły najgorsze chwile usiadła obok Mefisto. Przez emocje prawie wcale nie odczuwała bólu ani zmęczenia.
- Prawda? Nie rozumiem natomiast po co zbierać wszystkie łamagi i kaleki życiowe w Slytherinie. - odparła z zaczepnym uśmiechem. Starała się nie pokazywać tego, że tak naprawdę jest zmartwiona o życie swoich przyjaciół. Wokół sytuacja nieco się uspokoiła, a przynajmniej uzdrowiciele krzątali się wszędzie, niosąc pomoc. Fire miała wrażenie, że nikt nie zginął, więc nie było tak tragicznie.
- A nie masz ochoty posiedzieć chwilę i pooglądać widoczki? - westchnęła z udawanym żalem. Tak naprawdę też wolała zmyć się jak najszybciej. Zauważyła już urzędnicze szaty ludzi z Ministerstwa. Jakby znaleźli Noxa z tą raną... Nieświadomie zaczęła przejmować się losem chłopaka. Może dlatego, że zdecydowała się mu pomóc. - Ostatni raz, Nox.
Posłusznie podeszła bliżej, żeby mógł się oprzeć. Skutecznie nie zwracała uwagi na to, że robi jej się przez to gorąco. Skierowała się za bramki, powoli ciągnąć za sobą Mefisto. Uważała, żeby nie nastąpić na potrzaskane szkło i ostre odłamki metalu. Nikt ich już nie zaczepiał, więc mogli teleportować się osobno, ale do tego samego miejsca.

zt chyba
Powrót do góry Go down


Rakel Halevi
Rakel Halevi

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 194
  Liczba postów : 107
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14858-rakel-halevi?nid=1#395666
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14871-poczta-rakel#395694
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14869-rakel-halevi#395687
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 14:43;

Miała wrażenie, jakby ból głowy rozsadzał jej czaszkę od wewnątrz. Był tak natarczywy, że z trudem była w stanie skupić myśli i chodź przez chwile się zastanowić co może go wywoływać. Muzyka była gdzieś w tle, jakby za mgłą, kompletnie się na niej nie skupiała, starając się skupić na bliższych rzeczach - chwycić ławkę, podnieść się, usiąść na niej. Była w trakcie powolnego podnoszenia się na nogach, kiedy nagle kompletnie ją ogłuszyło. Miała wrażenie, jakby jakaś siła nagle pchnęła ją do tyłu pozbawiając tchu i wizji.
Obudziła się po chwili. Przez chwilę jeszcze nic nie widziała, wyraźnie czując drobinki ziemi dotykające jej ciała. Jakby każdy centymetr kwadratowy jej skóry ostro na nie reagował. Zaczerpnęła głęboko tchu, jakby dopiero co wynurzyła się spod wody. Nigdy się nie topiła, ale miała wrażenie, że to czego doświadczyła musiało być podobnym uczuciem do topienia się. Zamrugała. Musiałam stracić przytomność... jedna bardziej racjonalna myśl pojawiła się w jej głowie, kiedy wziąwszy kolejny głęboki oddech spróbowała podnieść się na łokciu i...
TRZASK!
Coś walnęło prosto w jej głowę, ponownie pozbawiając ją przytomności. Odpływając w ciemność przez chwilę jeszcze pojawiło się pytanie: czy ten dźwięk to jej pękająca kość czy to co o nią uderzyło?

kostki 3

//Święty Mung
Powrót do góry Go down


Rayener Arthas
Rayener Arthas

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 228
  Liczba postów : 162
http://czarodzieje.org/t12813-rayener-arthas
http://czarodzieje.org/t14402-raju#381403
http://czarodzieje.org/t12817-rayener-arthas
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 8 Paź - 19:10;

Słyszał, że koncert już się rozpoczął i od razu rozpoznał doskonałe riffy gitarowe charakterystyczne dla The Veels. Nie przeszkadzało mu to, że jego kobieta źle się poczuła i musiał przy niej zostać, siedząc na ławce dalej od sceny. Wystarczyło mu to, że słyszał cały występ na żywo. Ku jego zdziwieniu dużo ludzi zaczęło wychodzić z tłumu, siadać na ławce. Rozumiał, że dużo osób nie lubiło takiego rodzaju muzyki, ale to, co się zaczęło dziać było wręcz przerażające. Odchodzili kawałek i wymiotowali. Zaczynali mdleć. Bez przesady, przecież muzyka Veelsów nie była aż tak zła.
Wszystko się zmieniło, gdy ślizgon, zamiast muzyki, zaczął słyszeć hałas. Jakaś wielka, czarna masa uniosła się ponad tłum. I niby byłoby to normalne, gdyby ludzie nie zaczęli uciekać i gdyby perkusja i inne instrumenty nie wzbiły się w powietrze. Ochrona zaczęła interweniować i wtedy Vivi i Ray zorientowali się, że to nie jest jeden z efektów specjalnych. Jakaś moc po prostu wymknęła się spod kontroli.
Byli zdezorientowani i ufając najbardziej prymitywnym odruchom powinni zcząć uciekać, ale jeszcze przed tym szklanka, którą trzymała Vivi, pękła jej w dłoni, raniąc ją szkłem. W dodatku, starając się odsunąć dłoń, musiała się uderzyć o ławkę, albo o cokolwiek, bo jej nadgarstek zrobił się siny i lekko opuchnięty. Cóż, to nie był czas na to, by teraz ją opatrywać, więc po prostu wstali i ruszyli przed siebie, w stronę wysokiej trawy. Może to nie był najlepszy pomysł zważając na to, że wokół latały ławki, kawałki sceny, barierek, oparcia krzeseł, fragmenty różnych pojazdów (przede wszystkim koła), oraz inne obiekty bliżej niezidentyfikowane. Jedyne, co Arthas mógł zrobić w tej sytuacji, to zakryć Vivi swoim ciałem. Wolał, żeby to on dostał jakąś deską po głowie, niż ona.
Sytuacja została teoretycznie opanowana i z ogromnego tłumu liczącego setki osób, została mniej, niż jedna-czwarta całego zbiorowiska. Dopiero wtedy wyszli z trawy, brudni i przerażeni, ale teraz trzeba było myśleć racjonalnie. Chłopak zabrał ją do uzdrowiciela, by ten opatrzył jej rękę, ale okazało się, że nie jest to nic poważnego. Złamana kość w nadgarstku to dla specjalisty pikuś, a powibijane szkło zostało usunięte. Wciąż byli dosyć zestresowani, więc po prostu ruszyli w stronę awaryjnego świstoklika najszybciej, jak to było możliwe. To wszystko, to było za wiele, chociaż i tak właściwie nie było wiadomo, co się tak naprawdę stało.

/zt

kostki: 9
bonusik: 4
razem: wystarczająco by przeżyć
Powrót do góry Go down


Maximilian Blackburn
Maximilian Blackburn

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 151
  Liczba postów : 367
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15046-maximilian-blackburn#400967
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15050-max#401008
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15049-maximilian-blackburn#401005
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyPon 9 Paź - 19:56;

Max czuł się świetnie, dobra atmosfera, dobre towarzystwo - wszak @Caspar Whitley był najlepszym kompanem imprezy, dobra muzyka i alkohol - czegóż chcieć więcej? Zadowoleni oczekiwali wyjścia na scenę The Veels. Piwko smakowało wybornie i już mieli skombinować mocniejsze trunki gdy pojawiło się to dziwne trzęsienie ziemi. Niedługo potem na scenę wyszli muzycy, więc zarówno Casp, jak i Max starali się z pozytywnym skutkiem odciąć od nieprzyjemnych wrażeń, choć ślizgon czuł, że coś przypala mu tyłek - była to różdżka, którą zazwyczaj nosił w tylnej kieszeni spodni.
Wyszczerzył się jednak do przyjaciela gdy ten podziękował mu za płytę, a następnie wymienili się spojrzeniami widząc wchodzących na scenę muzyków. Blackburn zadowolony słuchał wyznań o Carmen, chciał by Krukon był szczęśliwy i najwyraźniej w taki stan wprawiała go Lowell. Na słowa o Lúthien nie zdążył odpowiedzieć, bo pierwsze dźwięki dobiegły ze sceny.
Wreszcie ich miejsce pozwalało zobaczyć coś więcej niż plecy innych i światła reflektorów z oddali, szykowali się więc na niezwykłe widowisko. I otrzymali. Niezwykłe. Widowisko. Było ono jednak zdecydowanie inne niż to, czego się spodziewali. Choć najpierw mogło się wydawać że czarny dym i dziwne ruchy mogą być grą sceniczną, szybko zorientowano się, że jednak coś jest nie tak.
Obskurus - wszyscy zaczęli uciekać w popłochu, próby teleportacji spełzały na niczym i tylko niektórym udało się szczęśliwie opuścić wydarzenie, Max miał w głowie @Lúthien T. Lanceley i cieszył się niesamowicie, że nie było im dane razem się tu bawić. Osłupieni stali chwilę z Casparem, ale szybko otrząsnęli się, a Whitley głośnym krzykiem zarządził ucieczkę. Było im dane zobaczyć fortepian przygniatający dziewczynę. Maximilian nie znał jej, ale poczuł ukłucie i wielką pustkę widząc, że nic już nie może jej uratować.
Blackburn wprawdzie sięgnął po różdżkę, ale oparzyła go pozostawiając na dłoni niewielkie bąble. Przyjaciel pociągnął go za ramię i obaj rzucili się do ucieczki, po drodze rozdzieleni przez masę biegnących osób, Max miał jednak Krukona na oku do momentu gdy ten... zniknął. Ślizgon próbował się zatrzymać - Caspar! - krzyczał, choć w głębi duszy czuł, że to nie ma żadnego sensu.
Tłum napierał na niego tak mocno, że upadł potknąwszy się o jakiś słupek, ramieniem spadając z całej siły na rozbitą butelkę, która rozdarła jego koszulę i wbiła się w ramię, a ktoś biegnąc za nim z całej siły naskoczył na piszczel chłopaka powodując uraz, ale kolejne dwie osoby, które zahaczyły o nogę utwierdziły go w przekonaniu, że noga jak nic jest złamana. Wrzasnął z bólu, ludzie nieco się przerzedzili, ale Max nie potrafił nawet wstać. Bezradnie krzyczał imię przyjaciela, jednocześnie czując przeszywający ból. Nie wiedział co się dzieje na scenie i czy aurorzy opanowują już złą energię, nie wiedział już nic...


kostki: 2+4=6
Powrót do góry Go down


Delilah Garver
Delilah Garver

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 63
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t14991-delilah-garver#399044
https://www.czarodzieje.org/t15174-poczta-delilah
https://www.czarodzieje.org/t15187-delilah-garver#407395
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyPon 9 Paź - 22:38;

Czuła się słaba, ogłupiona i zraniona. Nie miała powodu, w końcu ją i Taehyunga nie łączyło nic więcej jak ten jeden wyskok, kontakt, który zaszedł o parę kroków za daleko. Miała do siebie żal, że na to pozwoliła, że nie wykazała się w tamtej chwili jakimkolwiek rozsądkiem, a pozwoliła kierować sobą przez chwilę. Ulotną chwilę, która wydawałoby się, że rozpłynęła się w przeciągu kilku sekund. Tak naprawdę ciągnęła się niemiłosiernie, można powiedzieć, że prześladowała nie tylko ją, ale i Mina. Teraz ich oprawca zaczął na całego mieszać w ich biednym, już wystarczająco zmartwionym życiu. Emocje znowu brały górę - bo czy w normalnej sytuacji, Taehyung dopuściłby się tak okrutnych słów? Czy naprawdę, po tylu latach przyjaźni, miał o niej takie zdanie? Zdanie, które wydawało jej się, że było absurdalnym kłamstwem, ale ona już sama traciła poczucie, kim i jaka jest. Zaczynała wątpić w siebie, w jakiekolwiek przekonania, którymi kierowała się przez większość swojego życia. Może najwidoczniej nie była tak dobrą osobą, jak myślała?
- Daruj sobie, Taehyung - ucięła krótko jakiekolwiek jego słowa, skierowane w jej kierunku. Nie chciała słuchać o tym, że mu się wymksnęło. Nie miał już pięciu lat, żeby nie umieć ugryźć się w język, czy rozróżnić, co będzie najlepsze dla związku. Związku jego z Jungkookiem, który stąpał po praktycznie niewidocznej żyłce, zawieszonej nad głęboką przepaścią. A to była kwestia chwili, żeby i młodszy Cheong wybuchnął, zaczął tak wyzywać praktycznie wszystkich, ale do niej nie kierował bezpośrednich słów. Nie wyrzucał jej, że nic nie powiedziała, ale rzucał raz po raz spojrzenia - smutne, pełne zawodu - które bolały o wiele bardziej niż jakiekolwiek wyrazy, które miałby zacząć wypowiadać w jej stronę. Słowa, wyrzuty i jej zachowanie, a zarówno zachowanie Tae, musiały przelewać szalę goryczy Jungkooka, który już się nawet nie odzywał. A ona wiedziała, że już nigdy nic nie będzie tak samo. Już nigdy nie będzie takich samych wypadów na błonie, czy ucieczek w weekendy do hogsmeade, aby zjeść coś dobrego.
I to było dla Delilah bolesne - strata osób, którym dała radę zaufać i z którymi umiała w ogóle porozmawiać. Zyskała trójkę przyjaciół, z którymi trzymała się wręcz od lat, którzy rozumieli jej smakowe zachcianki, którzy nie zazwyczaj nie osądzali jej za głupoty, które zdarzało jej się wyczyniać lub opowiadać.
A teraz, chociaż ten wybryk również należał do niedorzecznych głupot, to jednak nie było to takie “hop siup” do wymazania z pamięci. Tutaj nie można było poklepać jej czy Taehyunga po ramieniu, powiedzieć, że nie ma sprawy i w sumie to się wszystko ułoży. Min skrzywdził Kookiego swoim zachowaniem, ale sama Delia była w pełni świadoma, że swoim poczynaniem ona nie tylko zawiodła najmłodszego członka ich paczki, ale także Chanyeola - co prawda byłego chłopaka, ale czy ze starym, zapomnianym uczuciem? Czy gdyby tak było, to patrzył on by na nią z takim smutkiem, kiedy spotkali się na wzgórzu lampionów? Czy ją ściskałoby serce za każdym razem, gdy na niego wtedy patrzyła i widziała to rozczarowanie? Nadal oczami wyobraźni umiała sobie to wyobrazić i nie wierzyła w samą siebie - w to, że potrafi aż tak zawodzić bliskich.
Spuściła wzrok na ziemię, kiedy Chanyeol zaczął mówić o rodzinie. W końcu w każdej są te złe i te dobre chwile, ale więzy krwi najczęściej i tak wygrywały. Ich nic takiego nie łączyło, a ona nadal miała wzrok utkwiony w wychodzonym trawniku.
Później zapanowała panika, która ogarnęła pewnie każdą, poszczególną osobę na festiwalu. Ludzie samoistnie latali, uciekali w kierunku wyjścia z festynu, żeby tylko uniknąć pokiereszowania.
Delilah był też przerażona, zwłaszcza, gdy zgubiła się w ogromnym tłumie, szturchana przez innych, prawie że nie mogąc wziąć oddechu. Tak bardzo się bała, że straci nie tylko z nimi kontakt, ale ogólnie może dojść do wielkiej straty, jaką było… ogromne nieszczęście. Bo nawet sama myśl o możliwej tragedii nie mogła przejść przez jej rozum. I ludzie pewnie myśleli, że jest jakaś pojebana, kiedy w jednej chwili wepchnęła się w tłum ludzi, biegnąc w przeciwną stronę do wyjścia, żeby znaleźć swoich przyjaciół, przy tym mając nadzieję, że jej głupi bracia nie wpadli na pomysł przyjścia zabalować na koncertach. I prawie zaczęła krzyczeć, gdy na kogoś się natknęła, gdy ktoś chwycił ją za policzki, nawet odruchowo zacisnęła powieki, czekając na ostatnie sekundy życia, ale nic z tych rzeczy. Po chwili wylądowała w czyiś ramionach, słysząc nad swoim uchem znany głos i wręcz oczy zaszły jej łzami, nie wiedząc do końca czy to przez kontakt z młodszym kolegą, czy samym faktem, że nic mu się po prostu nie stało. Że żyje. Zdążyła go krótko objąć, a bardziej przylgnąć do niego, jakby się bała, że zaraz gdzieś ucieknie, zostawi ją, ich, że wyparuje już na zawsze, a ona nie zniosłaby jego kolejnego wyjazdu, ucieczki - jak zwał, tak zwał. - To ja cię przepraszam, Jungkookie - powiedziała, chociaż nie była pewna, czy wyższy chłopak mógł usłyszeć to niewyraźne mamrotanie w jego bluzę, przy tym zagłuszone gwarem wokół i jakimś pojedynczym, kompletnie niekontrolowanym szlochem. Zanim ruszyli tylko musiała na niego spojrzeć, odsunąć się i upewnić się, czy nic mu nie jest. Nie zniosłaby tego, gdyby narażała zdrowie młodszego przyjaciela.
Odetchnęła z ulgą, kiedy znaleźli pozostałych, ale już miała ochotę krzyczeć na widok tak zranionego Taehyunga. I ledwo zdążyła zostać oddana w ręce Chanyeola, kiedy on poszedł po uzdrowiciela, a ona nie zdążyła go chwycić, żeby został. Musieli stąd wyjść - nie ona, nie ona z Taehyungiem, nie sam Channie, czy Jungkook ze swoim bratem. Mieli wyjść razem w czwórkę, a ją nie obchodziło nic innego, a tylko żeby już nikomu nie stała się żadna krzywda. - Nie, to nie twoja wina. Nie ruszaj się stąd z Taehyungiem albo nie, idźcie w stronę wyjścia. Dogonimy was za chwilę - powiedziała, mając złe przeczucia i pognała za Chanyeolem, którego przez chwilę zgubiła w tłumie, dopóki nie zauważyła go siedzącego na ziemi, w nieciekawym stanie. Ignorowała szczypiące kolana, które ocierały się o krawędzie dziur w spodniach, czy po prostu pieczenie przez samo ich zginanie. Przepchnęła się przez tłum, słysząc jakieś wyzwiska, ale dobrnęła do niego, po drodzę łapiąc za płaszcz jakiego medyka. Kojarzyła go z Munga, bo też był sąsiadem przy domu rodzinnym Garverów. - Proszę, niech pan mi pomoże - rzuciła niemal błagalnie, ciągnąć go za rękaw do chłopaka i sama uklęknęła przy jego drugiej stronie, krzywiąc się przy tym minimalnie, w czasie, kiedy uzdrowiciel zajmował się jego nogą i raną. Cała zestresowana, trzęsła się. - Przepraszam, Channie, że tak to właśnie wyszło - szepnęła, przełykając gulę w gardle i odgarniając jego jakieś zagubione, różowe kosmyki grzywki z oczu.
Kiedy Yeol został trochę podreperowany, pomogła mu wstać, żeby będąc jego oparciem i kierować się do wyjścia. Odmówiła pomocy na swoich kolanach i dłoniach, bo zajmie się tym sama w domu. Nie było to aż takie straszne, jak skręcenie, złamanie czy tak poważna rana. Po pewnym czasie, wzrokiem napotkała Jungkooka prowadzącego Taehyunga, więc zawołała go, ale bezskutecznie. Finalnie, obok wyjścia odnaleźli się i w miarę bezpiecznie wyszli z terenu festiwalu.
Poszkodowani nie tylko fizycznie, ale i ze skrzywdzonymi duszami.

/zt x4
Powrót do góry Go down


Claude Faulkner
Claude Faulkner

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 31
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 184
C. szczególne : miedziane włosy, piegowata twarz
Galeony : 593
  Liczba postów : 687
https://www.czarodzieje.org/t15209-claudius-faulkner
https://www.czarodzieje.org/t15222-claude-faulkner#406465
https://www.czarodzieje.org/t15208-claudius-faulkner
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyPon 9 Paź - 23:43;

Wszystko wydawało się być normalne do chwili, gdy wokół Claude'a nie zaczął rozprzestrzeniać się przykry zapach, który powodował u niego straszne swędzenie w nosie. Kichnął z tego wszystkiego kilka razy, a kiedy chciał przetransmutować znaleziony w kieszeni papierek w chusteczkę do nosa, poczuł niezwykły gorąc bijący od jego różdżki. Zdziwił się, bo było to bardzo dziwne zachowanie ze strony jego różdżki, która nigdy, ale to nigdy nie płatała mu podobnych figli. W dodatku na scenie w tym samym momencie działo się dość sporo, rozbita gitara, lecące iskry, czarna mgła i inne efekty specjalne...
Cholera.
Czarna mgła okazała się nie być efektem specjalnym, a prawdziwym Obskurusem, który uderzył z niezwykłą siłą w całą widownię, wielu zwalając z nóg, wielu kalecząc, a nawet uśmiercając jedną młodą dziewczynę. Claude widział, jak przygniata ją fortepian. Odwrócił jednak wzrok, nie mógł patrzeć. Zresztą w ułamku sekundy dostrzegł biegnących w tę stronę magomedyków - pomogą jej. Jeśli jeszcze był sens.
Chłopak skupił się na tym, by samemu wyjść z tego cało. Potknął się kilka razy, poniósł go tłum, a ostatecznie oddalając się na jakąś odległość, teleportował się do swojego ciepłego mieszkania. Wyrzuty sumienia wciąż się za nim ciągną...

/zt

kostki: 4, 3 + 2 (post w ostatniej kolejce) + 1 (wylosowana piątka) = 10 8)
Powrót do góry Go down


Clary Fajfer
Clary Fajfer

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 493
  Liczba postów : 298
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14988-clary-fajfer#399015
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14997-poczta-fajfer#399173
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14996-clary-fajfer#399172
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyWto 10 Paź - 20:26;

Clary strasznie chciało się śmiać z Kierana. Pomimo, że nie miała za dobrego humoru to i tak mogłaby teraz zacząć się śmiać. To było strasznie zabawne widzieć swojego chłopaka, który jest o nią zazdrosny. Zawsze chciała doznać tego uczucia i teraz ma to przed sobą. - Tak wiesz, spałam z nim już pięć razy - Clary zaśmiała się jednak nagle zaczęła się jakoś dziwnie czuć. Poczuła, że różdżka, którą miała schowaną w tylnej kieszeni zaczęła ją palić. O nie, Clary doświadczyła już pożaru w pracy i do teraz ma jeszcze delikatną bliznę na ramieniu nie ma ochoty przechodzić przez kolejny raz. Nagle usłyszała krzyk ludzi i spojrzała w kierunku sceny na której pojawił się wielki obskurus. Ale jak to przecież to tylko dzieci.. a to był dorosły. Nagle w głowie dziewczyny pojawiły się miliony pytań. Jednak musiała zająć się czymś innym bo ludzie zaczęli ją popychać do przodu aż w końcu straciła całkowicie swojego chłopaka z pola widzenia. Próbowała krzyczeć jednak to nic nie dało, oddaliła się za daleko i ludzie również powodowali hałas. Clary postanowiła, że wróci sama do Hogwartu gdyż nie było możliwe odnalezienie się teraz. Tyle szczęścia, że nic jej się nie stało i miała taką nadzieję, że chłopakowi również. Idąc w kierunku wyjścia Clary zaczął niemiłosiernie boleć brzuch. Ledwo stała na nogach, postanowiła więc jak najszybciej iść do Munga, wiedziała, że do szkoły mogła by z tym bólem nie dotrzeć.

/zt


Kostki: 9+1+2=12

Powrót do góry Go down


Lysander S. Zakrzewski
Lysander S. Zakrzewski

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 197
C. szczególne : Atletyczna budowa, veela vibe
Dodatkowo : Ćwierć wil, bezróżdżkowość
Galeony : 2329
  Liczba postów : 1664
https://www.czarodzieje.org/t14380-lysander-s-zakrzewski#381382
https://www.czarodzieje.org/t14410-krysia#381611
https://www.czarodzieje.org/t14413-lysander-s-zakrzewski#381628
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 14 Paź - 0:18;

Wszystko było dobrze, w porządku - ja i @Harriette Wykeham bawiliśmy się naprawdę świetnie - chociaż teoretycznie żaden z grających zespołów nie był naszym zdaniem jakiś wybitny. Z trudem udało mi się ukryć, że przy wejściu na scenę Amortentii ledwo powstrzymałem wytrysk - na szczęście nikt nie zauważył tego nagłego wzrostu mojego entuzjazmu. Było naprawdę zajebiście, aż do momentu gdy podczas koncertu The Veels zupełnie niespodziewanie "szambo wyjebało". Początkowo wszyscy myśleliśmy, ze to tylko efekt specjalny, jednakże znałem się na tyle na zaklęciach by po chwili rozpoznać co się dzieje. Chwyciłem Ettie za rękę zamierzając jak najprędzej opuścić to miejsce, jednakże lecący w naszą stronę instrument przeszkodził mi w tym. Nie myślałem logicznie - wiedziałem tylko dwie rzeczy: po pierwsze - musiałem uratować drobną przyjaciółkę, po drugie - ze względu na zaburzenia nie było szans by bronić się z pomocą magii. Zrobiłem jedyną rzecz, która wpadła mi w tym momencie do głowy - z całych sił popchnąłem Etkę tak by poleciała na trawnik, a sam przyjąłem na siebie uderzenie. Rozpędzony kontrabas przewrócił mnie przygniatając mnie poniżej pasa. Poczułem niemiłosierny ból w kroczu i w nogach. Po tym wszystkim zdążyłem tylko krzyknąć do Etki:
- Uciekaj!
Po czym straciłem przytomność.

/zt
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptySob 14 Paź - 22:05;

Ezra wbrew pozorom jeszcze nie przywykł do widoku Leonardo jako "najszczęśliwszego chłopaka na świecie", choć faktycznie ostatnio dosyć często taka pozytywna emocja obejmowała twarz Gryfona. Zresztą, mimika Ezry prawdopodobnie również bardzo zubożała od tej miłości. Zamiast złośliwości przy żartach wybrzmiewała raczej czuła złośliwość, przy drobnych głupotach, które mówił lub robił Leo - czułe zniecierpliwienie, przy wszystkich małych gestach? - bardzo, bardzo dużo czułości. Nawet Ezrę zaczynało już od tego wszystkiego mdlić, ale z drugiej strony zupełnie nie mógł nic na to poradzić. Było to prawdziwie błędne koło.
- Ja i ratowanie kawą? Pierwsze słyszę - wyparł się przypisywanego mu altruizmu i ludzkiej empatii z rozbawieniem, wydymając lekko usta w geście niewiedzy. Skoro jednak Leonardo chciał podzielić zasługi na pół, nie zamierzał się sprzeciwiać. Może coś w tym było, bo od razu przystał na prośbę Leo, mimo że jemu samemu występ odpowiadał.
- Pewnie, trzeba było mówić od razu, a nie się męczyć - skarcił go, kładąc rękę na dole jego pleców i delikatnie popychając, by dać mu znak, żeby szedł pierwszy. W końcu wydostanie się z tłumu nie miało być takie proste. Zanim jednak się oddalili, Ezra zauważył, że piękna gitara poszła w rozsypkę. Skrzywił się, nie pojmując takiego gestu.
- Skoro nie chciał tej gitary, mógł ją... - nie skończył, bo oto na scenie zaczęły dziać się przedziwne rzeczy. Ezra nie musiał być geniuszem, żeby od razu zauważyć, że owe drgawki, które wstrząsnęły mężczyzna, nie były żadnym efektem specjalnym. Kto jednak mógł pomyśleć, że wszystko rozwinie się aż do tego stopnia? Ezra nie spodziewał się, ze kiedykolwiek w swoim życiu na własne oczy zobaczy Obscurusa. I szczerze? Wolałby tę przyjemność sobie podarować. - Idź - zarządził ostro, przeczuwając, że zdarzy się coś strasznego i przejmując od uciekającego w popłochu tłumu element paniki. Ścisnął mocno rękę swojego partnera, uznając za dobry pomysł, by nie dać się rozdzielić przez innych ludzi. Ezra piekielnie by się zamartwiał, gdyby Gryfon się zagubił i przypuszczał, że w drugą stronę działało to identycznie. Mimowolnie obejrzał się na scenę i zauważył dziewczynę, którą poznał na wróżbiarstwie i żartował z jej imienia i która wciąż znajdowała się praktycznie pod barierkami. No moment wmurowało go w ziemię i Krukon kompletnie nie wiedział czy jakoś zareagować. Zrobić coś? Uciekać? W końcu ją znał, nie było w porządku zostawianie jej samej sobie. Być może dlatego też na ogół spostrzegawczy Ezra nie zauważył bezpośredniego zagrożenia dla własnego życia w postaci pędzącego bębna i dlatego jeszcze większym szokiem był dla niego gwałtowny ruch Leonardo.
- Co... - Nie był przygotowany na zderzenie się z ciałem ćwierć olbrzyma o pędzie zwiększonym przez latający instrument. A nawet gdyby był, nie uchroniłoby to go przed bliskim spotkaniem z ziemią. W jednym momencie poczuł, jak wraca do niego cały ból związany z minionym urazem żeber i na moment brakuje mu oddechu. Przed oczami mignęły mu gwiazdki, gdy spróbował  zepchnąć z siebie chłopaka - dosyć daremnie, będąc połowicznie świadomy, że Leo jest... Nieświadomy. Dobrze więc że chłopak sam po kilku sekundach się z niego zsunął. Ezra wziął głęboki oddech, automatycznie sprawdzając rękami stan swoich żeber, ale wyglądało na to, że wszystko było z nimi w porządku.
Czego nie można było niestety powiedzieć o Leo, który przyjął na siebie cały impet uderzenia. Ezra zacisnął zęby i podciągnął się na ramionach, pomimo bólu. Nie patrzył w kierunku sceny - w obliczu zagrożenia przed którym stanęli, zupełnie zapomniał o Nebrasce. Być może dobrze, bo ciężko stwierdzić jak wpłynęłoby na niego oglądanie momentu śmierci dziewczyny. Strach, który czuł, był nie do opisania, wiedział jednak, że nie może się temu zanadto poddawać. Stracił kilka chwil, żeby z lekką paniką w oczach pochylić się nad Leo i położyć uspokajająco rękę na klatce. Widział czerwień krwi, która barwiła od tyłu jego ubranie i to jeszcze mocniej zdeterminowani go do jakiegoś działania.
- Jesteśmy zbyt blisko sceny, nie teleportuję nas - wydusił w odpowiedzi na słowa chłopaka. Trochę przepraszająco, bo to było niesprawiedliwe, że Krukon nawet tego nie był w stanie teraz dla niego zrobić. Cholernie niesprawiedliwe. Clarke nie miał czasu na sprawdzanie jak bardzo z Leo jest źle i też nie to było jego zadaniem. Najważniejsze było na razie to, że był żywy i przytomny. Kompletnie nie chciało mu przejść przez myśl, że uraz mógłby być trwały... - Zaraz wrócę, nie ruszaj się - zapewnił go, trochę głupio, już rozglądając się po tym całym rozgardiaszu. Dobrze wiedział, że sam sobie nie poradzi. Dźwignął się więc na nogi, zupełnie zapominając o zaleceniach medyków, by unikać aktywności fizycznej. Po prostu puścił się pędem, dobrze wiedząc, że czas w tym wypadku nie był jego sprzymierzeńcem
. Nie dało się przewidzieć, co jeszcze może się zdarzyć. Poza tym, nie podobało mu się zostawianie swojego chłopaka w epicentrum tego wszystkiego. Nawet po to, by znaleźć uzdrowiciela - ich na szczęście nie brakowało - dzięki któremu niedługo potem byli w stanie wydostać się z niebezpiecznej strefy.

Zt, wreszcie
Powrót do góry Go down


William Walker
William Walker

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Galeony : 398
  Liczba postów : 467
https://www.czarodzieje.org/t14149-william-walker?nid=12#373965
https://www.czarodzieje.org/t14185-william-walker
https://www.czarodzieje.org/t14184-william-walker
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 15 Paź - 20:52;

Wiedziałem, że ten festiwal nie był dobrym pomysłem. Nie był w moim stylu, ale zrobiłbym wszystko żeby uszczęśliwić moja ukochaną, więc nie marudziłem (prawie). Już od samego początku miałem ochotę wszystkich pozabijać. Byłem sam od zawsze i taka ilość idiotów wokół mnie sprawiała, że nie czułem się świetnie. Wręcz przeciwnie. Na początku starałem się zachowywać normalnie, ale już po kilku chwilach mojej obecności na festiwalu jacyś debile sprawili, że zdenerwowałem nie tylko siebie, ale też Lottę. Zauważyłem, że ostatnio nie było z nią najlepiej i martwiłem się.
Stałem przed toi toiem, czekając na nią i strzelałem kostkami moich palców, zastanawiając się co dolega Hudson. Nie znałem się za bardzo na uzdrawianiu i magicznych chorobach. Oczywiście znałem kilka podstawowych zaklęć, raz na jakiś czas w końcu można było mnie zobaczyć na lekcjach z uzdrawiania. Nie byłem jednak specjalistą, podstawy po prostu zna każdy. Przynajmniej powinien znać każdy.
Czekałem na moją dziewczynę i obserwowałem scenę. Wibracje ziemi się nasilały, a do moich nozdrzy dobiegał dziwny, mdlący zapach. Średnio mi się to podobało, więc rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu źródła tych niepokojących rzeczy. Mój wzrok powrócił na scenę w momencie rozbijania gitary, ale szybko przeniosłem spojrzenie na Lottę, która wyszła z toalety.
Patrzyłem na nią zatroskany, ale nie było mi dane zbyt długie zamartwianie się jej stanem. Za moimi plecami wybuchła panika. Zdążyłem zobaczyć czarną substancję kiedy raz z Lottą wylądowałem w toi toiu, wepchnięty przez nieznana mi energię. Który nawiasem mówiąc się przewrócił. Obrzydliwe, naprawdę nie polecam nikomu tego doświadczenia. Oprócz Caluma, on mógłby spróbować, i tak wygląda już jak żuk gnojowy, więc byłoby mu do twarzy w gównie.
Chciałem nas przeteleportować, ale nic z tego. Raz mi się udało, ale magia w tej chwili się kompletnie zablokowała. Myślałem gorączkowo i z całej siły kopnąłem w drzwi, które nie ustąpiły.
- Kurwa.. – mruknąłem.
Otworzyły się dopiero za moim trzecim kopnięciem. Wytoczyliśmy się na zewnątrz, łapiąc duże hausty świeżego powietrza. To co zastaliśmy było istnym koszmarem. Wszyscy biegali spanikowani, szybko zrozumiałem, że to co się wydarzyło było najgorszym podejrzeniem nas wszystkich. Mimo, że aurorzy opanowali sytuację, otoczenie nadal nie wyglądało to zbyt ciekawie. Dziękowałem wszystkim znanym mi bogom, że zostaliśmy wepchnięci do tego klopa. Okej, opryskanie gównem nie było fajne, ale przynajmniej żadne z nas nie było poważnie ranne. Odwróciłem się do Lotty.
- Chłoszczyść. – powiedziałem, wierząc, że magia zadziała i kiedy tak się stało oczyściłem nas z zawartości kibla. – Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest? – zapytałem.
Mimo mojego pytania zlustrowałem moją dziewczynę od góry do dołu, upewniając się, że prócz poobijania nic jej nie jest. Nie wiedziałem wprawdzie jak czuła się psychicznie i szczególnie w tym kierunku było skierowane moje pytanie. Przytuliłem ją do siebie i zamknąłem oczy głęboko oddychając. Tak niewiele brakowało i mógłbym ją stracić. Nie wiedziałem co bym wówczas zrobił. Wiedziałem za to, że nie pozbierałbym się szybko gdyby kolejna tak ważna dla mnie osoba zmarła. Nie. Stop. Nie zamierzałem o tym myśleć. Ważne było to, że była cała i zdrowa. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Nie spełniły się moje najgorsze koszmary, to się liczyło najbardziej.
Otworzyłem oczy i spojrzałem w twarz dziewczyny. Byłem poważny jak chyba nigdy. W środku wciąż odczuwałem strach przed utratą najważniejszej dla mnie osoby.
- Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało. – powiedziałem i otarłem kciukiem ślady po łzach @Lotta Hudson.

Kostka na wyjście z klopa: 4 -> czyli razem mamy 8 (uff)
Zaklęcie:
Spoiler:
Powrót do góry Go down


Lotta Hudson
Lotta Hudson

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Galeony : 1879
  Liczba postów : 1235
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13872-lotta-hudson?nid=5#367718
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13932-lotta-hudson
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13931-lotta-hudson
Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 EmptyNie 15 Paź - 21:18;

Moje uderzenia w drzwi niewiele dały, na szczęście kopniaki @William Walker były znacznie silniejsze i pozwoliły nam jakimś cudem sforsować drzwi. Byliśmy cali w gównie i czuliśmy się tragicznie, ale po otwarciu drzwi uświadomiliśmy sobie, że ochlapanie odchodami to pikuś w porównaniu do tego co stało się na polach. Ludzie byli obtłuczeni i poranieni, a my uniknęliśmy jakichkolwiek obrażeń z wyjątkiem kilku drobnych otarć i zupełnie nie mieliśmy pojęcia co się stało.
Zupełnie nie miałam siły czarować, na szczęście William ogarnął sprawę za mnie i po chwili oboje byliśmy względnie czyści.
- Wszystko okej - powiedziałam wtulając się w chłopaka - Przepraszam, że Cię w to wciągnęłam.
Miałam na myśli rzecz jasna festiwal - Will przyszedł tutaj tylko i wyłącznie dla mnie, a oprócz wypadku w toi toiu spotkało nas tu mnóstwo innych niemiłych rzeczy. Lepiej zrobilibyśmy gdybyśmy zostali w domu pod kocykiem albo pograli w eksplodującego durnia.
- Już dobrze - powiedziałam stając na palcach i całując go w policzek. Po raz pierwszy od nie wiem kiedy nie miałam siły szukać moich znajomych i się o nich martwić. Czułam się tak okropnie, że modliłam się tylko, żeby nie zwymiotować. Pociągnęłam Willa w stronę awaryjnego świstoklika i po chwili wracaliśmy już do Hogsmeade.

/zt
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Czarodziejskie pola - Page 8 QzgSDG8








Czarodziejskie pola - Page 8 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 8 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 8 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Czarodziejskie pola

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 19Strona 7 z 19 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 13 ... 19  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Czarodziejskie pola - Page 8 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
za Londynem
-