Jedno z najbardziej gorących miejsc, które plasują się na listach klubów najchętniej i najczęściej odwiedzanych przez dorosłych czarodziejów, ale też i studentów. Jest tu prowadzona selekcja wiekowa, więc jeśli nie ukończyłeś siedemnastego roku życia to zostaniesz stąd po prostu wyrzucony. Oprócz ochroniarza przy wejściu została umieszczona linia wieku, gotowa wyrzucić Cię na drugi brzeg ulicy. Zanim tu wejdziesz już Cię coś przyciąga - to pewnie ta głośna, nęcąca muzyka. Jesteś świadom, że w tym miejscu można zaprzedać duszę diabłu? Zrzucisz tu nie jedną cnotę życiową w pogoni za zatraceniem się w trwaniu wieczora. Wykwalifikowani pracownicy dbają o to, by poziom zapewnianej rozrywki był wprost nieosiągalnie genialny. Tańczą tu najlepsze tancerki wyginające swe gorące ciała, grają tu mężczyźni, których portfele są zdecydowanie grubsze niż w istocie by wyglądały. To tu pada hazard... Mówisz, że tylko raz, a wracasz jeszcze i jeszcze, jakbyś przeżywał dzień świstaka. Barmani natomiast przygotowują najlepsze drinki, które Twoje podniebienie zwyczajnie kocha. Grywają tu też najlepsi DJ w ofercie specjalnej, która co jakiś czas bucha czymś czego pozornie byś się nie spodziewał. Chcesz poczuć magię tego miejsca? Nie ma problemu. Pamiętaj jednak, że wejście do klubu kosztuje 10 G.
Baw się dobrze.
Kilka zasad:
Spoiler:
1. Klubu nie można wykupić. Ma on już swoich właścicieli i nie poszukuje się nawet wspólników. 2. Wejście kosztuje 10 G na jedną osobę. 3. Wynajęcie lokalu na własną imprezę kosztuje 100 G (jedna z sal wtedy jest udostępniona. W innych odbywają się inne imprezy, lecz wtedy oprócz Ciebie i gości nikt nie może tu prowadzić wątków.) 4. Ludzie poniżej 17 roku życia są wyrzucani z klubu automatycznie. MG po prostu edytuje wasz post dodając zt.
Była dzieckiem szczęścia, naprawdę. Nie mogła bawić się grzecznie, nie powodować kłopotów — nie, była Nessą i już na wstępie musiała wywołać kolizję i potknąć się o własne nogi, wpadając na bogu ducha winnego chłopaka, który chciał się tylko dobrze bawić. W takich sytuacjach zawsze martwiła się, że trafi na sztywnego gbura, którego duma i honor nie zniosą takiej zniewagi, jak oblanie alkoholem czy szturchnięcie. Wtedy robiło się nieprzyjemnie, a chęć na dalszą zabawę zwyczajnie uciekała. Nie każdy był przecież tak optymistyczny i zdolny do kompromisów jak ona. Nie była na szczęście ludzkim pociskiem artylerii ciężkiej, mogącej połamać drugiego człowieka. Westchnęła bezgłośnie, przesuwając spojrzeniem po sylwetce chłopaka, zatrzymując się na jego twarzy, co uświadomiło ją, że wcześniej już gdzieś go widziała. Przypadek? Czy to może kwestia czerwonych nitek, które tak zadziornie splątywały ze sobą ludzi w najmniej oczekiwanym momencie? - Dziękuje za podtrzymanie. -wypaliła najpierw, zdając sobie sprawę, że o najważniejszym zapomniała, a nie lubiła uchodzić za źle wychowaną, jak niestety większość współczesnych, młodych czarownic. Kiwnęła głowa, trzymając opartą dłoń na biodrze, w drugiej dzierżąc szklankę z połową drinka. - Faktycznie, nie wyglądasz na jakiegoś miękkiego i z porcelany. Mogę Ci kupić nawet dwa, jeśli masz ochotę. Ups, koszuli Ci jednak nie wyczyszczę, bo nie wzięłam różdżki. Chodź, napijemy się, gryfku. Dodała z przepraszającym uśmieszkiem, zaraz jednak łapiąc go za skrawek ubrania i ciągnąc za sobą znów w stronę baru, który niedawno opuściła. Na szczęście wciąż pracowali tu Ci sami barmani, którzy byli za czasów Luke'a i już dawno przeszła z nimi na ty. Starszy od nich chłopak zaśmiał się z niedowierzaniem na widok rudzielca, komentując pod nosem jej szybkie tempo pochłaniania alkoholu, na co otrzymał prychnięcie, mające na celu udawanie oburzenia. Nic jednak bardziej mylnego, bo Lanceleyówna zaraz roześmiała się i zamówiła cztery szklaneczki — tak na zapas — przenosząc wzrok na swojego towarzysza. Złapana an gorącym uczynku, co? Zostawiła w spokoju jego odzienie, rozłożyła bezradnie ręce i westchnęła teatralnie. - Złapana na gorącym uczynku. Oczywiście, że powinien. Jestem jednak teraz prefektem po godzinach, więc cśśśś. - zaczęła, unosząc palce do góry i przykładając go do ust, co miało być symbolem konspiracji i zachowania tajemnicy. Nikt przecież nie musiał wiedzieć, że nienaganna pani prefekt wpadała na ludzi po klubach, oblewając ich alkoholem. To by bardzo źle mogło zostać odebrane przez lubiących ją nauczycieli, bo przecież była pilnym uczniem. Zaraz jednak wróciła do świdrowania wzrokiem jego twarzy, poprawiając tkwiącą na ramieniu torebkę. -Nie. Właściwie to jestem tu sama, chociaż teraz to jestem z Tobą i to tak niegrzecznie udawać, że wcale tu nie stoisz, co nie? Chcesz tu przy barze się napić czy iść na loże do góry, tam jest ciszej? Ewentualnie mogę Cię jeszcze ładnie przeprosić, obiecać korepetycję i puścić do swoich znajomych, bo Ty nie wyglądasz na kogoś, kto sam szlaja się po klubach. Zakończyła swój monolog, przekręcając głowę w bok i posyłając mu jeszcze krótkie, pytające spojrzenie. Nie musiał obawiać się obstawy ze Slytherinu, bo aktualnie przed nią uciekła. I już widziała oczyma wyobraźni zachwycone spojrzenie kilku swoich przyjaciół, na jej spędzanie wolnego czasu w samotność i to w takim miejscu, majac pod dostatkiem alkoholu i innych używek. Mały gremlin wydał z siebie och, a lustrujące parkiet spojrzenie znów powędrowało w stronę gryfona, który wydawał się jej stworzeniem dość sympatycznym i rozrywkowym. Klepnęła się palcami w czoło, korzystając następnie z okazji i odgarniając za ucho kosmyk miedzianych włosów, uśmiechnęła się zadziornie. - Boże, nie wiem jak mam taką średnią, skoro w codziennym życiu przemawia przeze mnie głupota. Nessa, jestem Nessa. A Ty?
Rudowłosa potrafiła być bardzo przekonująca. Z jej ust dwa drinki brzmiały jak coś zupełnie niegroźnego. Nie potrafiłem jej odmówić, nawet jeśli cichy szept w głowie podpowiadał, że dwa drinki szybko zmienią się w cztery, a później szaleństwom nie będzie już końca. W tym momencie mi to nie przeszkadzało. Zawsze potrafiłem się powstrzymać w ostatniej chwili i wierzyłem, że tym razem też tak będzie. Ten szósty zmysł jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Lekko machnąłem ręką, kiedy wspomniała o plamie na koszuli. Nie przeszkadzała mi i jej też nie powinna. Gdyby było inaczej, sam użyłbym różdżki i szybko się jej pozbył. Gdyby ktoś pytał, to zawsze mogłem zwalić całą winę na rudowłosą. Przynajmniej mogłoby być zabawnie. -Skoro tak stawiasz sprawę. - cicho westchnąłem i odpowiedziałem lekkim uśmiechem do dziewczyny. Lekko pociągnięty w stronę baru po prostu ruszyłem przed siebie. Trzymałem się dosyć blisko ślizgonki. Do najwyższych nie należała i gdyby nie stukające na każdym kroku szpilki, pewnie mógłbym ją zgubić. Rozbawiony sytuacją przy barze, usiadłem tuż obok i odwróciłem się na krześle twarzą do dziewczyny. Oparłem się jednym przedramieniem o blat. Zabawne, że jeszcze kilkanaście minut temu miałem wątpliwości czy w ogóle tu przyjść, a teraz już wiedziałem, że zapowiada się zabawna noc. Rudowłosa była naprawdę żywą osobą, co pokazywała na każdym kroku. -Spoko. Postaram się nikomu nie wygadać co takiego robią prefekci po godzinach. - mrugnąłem lekko do dziewczyny na znak, że może to pozostać naszą słodką tajemnicą. Nie należałem do osób, które chwalą się swoim życiem prywatnym na prawo i lewo. Czasem niektóre rzeczy lepiej było przemilczeć. Nie zależało mi na tym, by narobić komukolwiek złej reputacji, a już w szczególności prawie niewinnej i nowo poznanej prefekt. -Hah. To zależy, jak wolisz. Możemy wypić po drinku tutaj i jak do tej pory się nie znudzisz, to możemy pójść do loży. - w tej całej chaotycznej wypowiedzi dziewczyny, jakimś cudem udało mi się odnaleźć sens. Nie mniej jednak, było to sporym i zabawnym wyzwaniem. Momentami ciężko było za nią nadążyć. Upiłem odrobinę darmowego drinka i zmarszczyłem delikatnie czoło. Pomysł z korepetycjami nie bardzo przypadł mi do gustu. -Tak? W takim razie na kogo wyglądam? - spytałem, ciekaw co takiego miała na myśli. Jakoś odruchowo zerknąłem za siebie. Trochę głupio by było, gdyby jakiś mój znajomy się właśnie nam przyglądał. Na szczęście nie dostrzegłem, żadnej znajomej gęby, więc wróciłem wzrokiem do rudowłosej i pokręciłem delikatnie głową na boki. -Nie, podobnie jak Ty, jestem tu z Tobą. Zaśmiałem się cicho, kiedy Ślizgonka przypomniała sobie o tym, że czasem trzeba się przedstawić. Sposób w jaki to ujęła był bardzo specyficzny. Widać, że miała spory dystans do własnej osoby, a to dobrze. Niektórzy czasem za żadne skarby, nie potrafili pogodzić się z żartobliwą krytyką. -No cóż, w dobrym towarzystwie nie myśli się o takich rzeczach. Nicolas, ale wystarczy samo Nico. - odparłem dosyć krótko. -Znudziło Ci się pilnowanie dzieciaków, że trafiłaś do klubu? - spytałem, ciekaw co ją w takim razie sprowadza do Luny. Zapewne zabawa - jak każdego, ale skoro była sama, to byłem gotowy chyba na każdą odpowiedź.
Jakkolwiek bezpłciową dżdżownicą lub rudą wszą była, to jedno trzeba było jej przyznać — potrafiła postawić na swoim i to w sposób tak rozbrajający, że ludzie najczęściej godzili się w ciemno, nie mając nawet pojęcia na co. Nikt o zdrowych zmysłach nie podejrzewałby przodującej uczennicy, prefekta i córy dobrego rodu o skłonności do alkoholu! I o ile faktycznie wypowiedziane przez nią słowa, zachęcające do dwóch drinków brzmiały niegroźnie, to w rzeczywistości mogły prowadzić do prawdziwej apokalipsy, której skutkiem będzie kac. Czasem nie tylko ten dla organizmu, ale też moralny. Plus był taki, że podobnie jak chłopak — potrafiła powiedzieć sobie dość, gdy jej stan zaczynał być niepokojący. Nie wybaczyłaby sobie zszarganej opinii jakimś niegodnym zachowaniem, a do tego w dzisiejszych czasach nie trudno było o kogoś, kro brak trzeźwości by skrupulatnie wykorzystał. - Lubię wiedzieć, na czym stoję. Wiesz, żeby było czysto i w porządku w stosunku do dwóch stron, bo jak jedna tylko udaje zadowolenie, to tak trochę słabo .-odparła z delikatnym wzruszeniem ramion, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy. W nawyku miała utrzymywanie kontaktu wzrokowego z drugą osobą podczas prowadzenia konwersacji. Odnosiła wrażenie, że gdy ktoś postępował inaczej, zwyczajnie lekceważył drugiego człowieka. Mimika twarzy i ciała mówiła bardzo dużo, nawet czasem więcej niż samo spojrzenie i ukryty w ślepiach błysk. Grzecznie pociągnęła go w stronę baru. Nie chciała narzucać się mu czy coś, ale doskonale wiedziała, jak łatwo osoby o tak mizernym wzroście nikną w tłumie i wolała tego uniknąć. Była słowna i jak obiecała mu drinka, to go dostanie. Zerkała więc co jakiś czas za siebie, aby upewnić się, że nadąża. Gdy zajęli miejsce przy barze i złożyła zamówienie, przestała maltretować jego ubranie i wspięła się na wysoki stołek, zakładając nogę na nogę. Chłopak miał dobrą aurę, szybko przekonał do siebie ślizgonkę. Kiwnęła głową z uśmiechem w podziękowaniu, wprawiając w ruch miedziane kosmyki włosów. - Idzie nam całkiem nieźle, co? Pierwsza konwersacja, a już mamy sekrety! - zauważyła z entuzjazmem, posyłając mu jeszcze krótkie spojrzenie, po czym odwróciła głowę w kierunku pełnego parkietu. Sporo ludzi przyszło się wyszaleć. Czyżby każdy miał dość szkoły, jak i pracy? Ona sama lubiła tańczyć, jednak nie do przesady — konwersacje z ludźmi znacznie bardziej ją fascynowały, zwłaszcza w takich miejscach, gdzie tak naprawdę każdy mógł być każdym tylko nie sobą. Lubiła bawić się w zgadywanki, doszukiwać kłamstewek w zachowaniu innych. - Pozostawię to Tobie. Mnie wszędzie będzie dobrze, tu mamy po prostu szybszy dostęp do butelek. Trzymaj, Twoje zdrowie mój Drogi. Złapała za szklankę, którą podsunął jej kelner, a drugą chwyciła i wysunęła w jego stronę tak, aby nie krępował się napić. Była pozytywnie zaskoczona, że za nią nadążał, bo zdawała sobie sprawę, że jej tok myślenia i sposób wypowiedzi dla normalnych ludzi był czasem aż nazbyt chaotyczny i dziwny, pozbawiony składu. Taki był jednak urok Nessy. Całe to dziwactwo i bezpośredniość, przesadnie duże, różowe okulary. - Na kogo wyglądasz... Hmmmm, grasz może na miotłach? W sensie w Quidditcha? Jesteś raczej typem, który kojarzy się z bandą popularnych dzieciaków, dla których nauka nie jest priorytetem. Raczej tworzenie wspomnień. - zaczęła z zaciekawieniem, skupiając na nim spojrzenie karmelowych oczu. Nie była pewna, czy aby go nie uraziła, jednak zapytał. Nie lubiła kłamać, było to mało szlachetne i źle świadczyło o człowieku. Zwłaszcza gdy ktoś nie miał problemów z wyrażaniem własnej opinii. Upiła nieco trunku, czując, jak cierpki smak alkoholu zostawia za sobą dreszcz na skórze. Zupełnie jak chłodny powiew wiatru. - Więc teraz jesteśmy razem, brzmi nieźle. Nie sądziłam, że istnieją inni amatorzy samotnego udawania się do klubu. Zabrałeś mi tytuł tej jedynej, pod tym względem! Zakończyła z udawanym oburzeniem, zaraz jednak parskając śmiechem. Przypomniała też sobie o tym, że nawet nie wie, jak chłopak miał na imię. Znała tylko dom, chociaż to wciąż było wiele. Zwracała uwagę na drobne szczegóły, takie jak kolory mundurków. -To prawda! Tak jak ten święty, który przynosi dzieciom cukierkowe rózgi i zabawki? Słyszałam o nim historie, chociaż nigdy nie zagłębiałam się w tradycję. Ponoć lubi mleko i ciastka. A Ty? - zapytała pół żartem, pół serio. Nie znała się zbyt dobrze na świecie mugoli. Była wychowanką rodziny o szlachetnej, czystej krwi i na próżno było szukać w jej domostwie baśni czy legend pozbawionych nutki magii. Zawsze jednak fascynował jej świat, którego nie znała i do którego nie należała. Na jego pytanie pokręciła przecząco głową, odszukując wzrokiem spojrzenia Nicolasa. - Właściwie to nie, ale musiałam trochę odetchnąć od szkolnych murów i korytarzy. Plan zajęć był ostatnio dość napięty, a do tego ciągle ktoś z moich węży potrzebuje pomocy. Wiesz, jak to jest, każdy czasem ucieka, nawet jeśli bycie tchórzem to najgorsze z rozwiązań. Posłała mu krótki uśmiech, biorąc kolejnego łyka drinka. Jak zwykle wyśmienity, mieli tu naprawdę dobrych barmanów. Poprawiła tkwiącą na ramieniu torebkę, kładąc ją na kolanach. - A Ciebie przywiodło sobotnie szaleństwo?
Nie miałem za bardzo powodów do narzekania. Darmowe drinki z sympatyczną dziewczyną - czego chcieć więcej. Fakt, faktem czułem się trochę dziwnie, bo to ona mi je stawiała, ale planowałem odwdzięczyć się tym samym. To chyba dosyć uczciwy interes. Szkoda tylko, że cichy głos rozsądku znowu miał rację. Już wiedziałem, że nie skończy się to tak spokojnie, jak początkowo planowałem. Trudno, sam tak zdecydowałem i w najgorszym wypadku będę musiał jakoś łagodnie z tego wybrnąć. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Jednego byłem pewien - chciałem wrócić do łóżka bez większych komplikacji po drodze. Postawiłem dosyć jasną granicę, której nie chciałem przekraczać. Trzeba przyznać tempo mieliśmy niesamowite. Ciężko to nazwać nawet pierwszą konwersacją. Wymieniliśmy zaledwie kilka zdań i nie znaliśmy swoich imion, a już pojawiły się pierwsze sekrety. No dobra, jeden i do tego zabawny, ale sekret. Liczył się jak każdy inny, tym bardziej, że rudowłosa nie chciała, by wyszedł na jaw. -Strach pomyśleć co będzie dalej. Jeszcze skończymy na wyjawianiu sobie największych tajemnic. - odparłem dosyć żartobliwie, podążając wzrokiem za spojrzeniem dziewczyny w kierunku parkietu. Żal byłby nie skorzystać, mając do dyspozycji tak wystrojoną partnerkę. Bez wątpienia plułbym sobie w twarz przez kilka kolejnych dni. To trochę tak, jakby przesiedzieć bal w Hogwarcie. Westchnąłem cicho pod nosem. -Skoro tak stawiasz sprawę, to proponuję wypić to co mamy i skoczyć chwilę na parkiet, a później pomyślimy co dalej. - chwyciłem kieliszek pomiędzy dwa palce i lekko potrząsnąłem cieczą w środku. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że moja wiedza na temat alkoholu jest dosyć żałosna. Nie miałem zielonego pojęcia, co właśnie trzymam i nawet kiedy upiłem odrobinę, nie byłem w stanie rozpoznać zawartości szkła. Roześmiałem się, kiedy Nessa zaczęła mnie oceniać. To zabawne jak blisko, a zarazem daleko była. Owszem, lubiłem gromadzić wspomnienia i miałem jakąś grupkę swoich przyjaciół, ale czy popularnych? Raczej nie. Gdyby tak było, to prefekt raczej by mnie kojarzył. Pokręciłem głową przepraszająco za swoją gwałtowną reakcję. -Wybacz. Co do dwóch ostatnich możesz mieć nieco racji, ale Quidditcha nie znoszę. Nie no dobra, sam Quidditch jeszcze może być, ale latanie na miotle jest potwornie nudne. Zdecydowanie wolę auta, albo chociażby motory. Ten ryk silnika przy dużych prędkościach. - nieco się rozmarzyłem, ale i tak powstrzymałem się przed wygadaniem o marzeniach o wzięciu udziału w nielegalnych wyścigach. Wiedziałem, że nie każdy może się interesować motoryzacją, a już na pewno nie oczekiwałem tego od rudowłosej. Poza tym wciąż była prefektem. Zdawałem sobie sprawę, że jest luźną osobą, przy której bez skrępowania mogę powiedzieć o różnych rzeczach, ale tutaj chodziło o możliwe zagrożenie życia. -No nieźle. Najpierw sekrety, a teraz wspólny tytuł. Idzie nam chyba coraz lepiej. - odparłem z lekką dumą, nawet widząc malujące się, udawane oburzenie na jej twarzy. W sumie nie wiem, dlaczego zataiłem fakt, że zostałem ściągnięty do klubu przez znajomych. W każdym razie przyszedłem, tutaj sam. Nessa była pierwszą osobą, którą spotkałem w Lunie. Przyjmijmy więc, że to co powiedziałem było półprawdą. -No nie wiem czy ze mnie taki święty. - zacząłem przewracając oczyma. -Cukierków i zabawek też raczej dzieciom nie rozdaje. - westchnąłem jakby lekko zawiedziony. -Ale ciasteczka z mlekiem są całkiem okej. No to może być o mnie. - odparłem, kontynuując żart, chociaż zdawałem sobie sprawę, że Ślizgonka kompletnie myli pojęcia. Sam nie byłem ekspertem od mugolskiej kultury, ale staruszka rozdającego prezenty kojarzyłem jeszcze z Rosji. Tam chyba mówili na niego dziadek mróz. -Mamy chyba inne definicje tchórzostwa i ucieczki. - zaśmiałem się cicho. -Chociaż to może być kwestią różnych domów. - dodałem, z lekkim uśmiechem na twarzy. -W przemęczeniu i odpoczynku nie ma nic złego. Od poniedziałku pewnie i tak znowu będziesz do ich pełnej dyspozycji. - wzruszyłem delikatnie ramionami. To trochę głupie, ale ucieczka miała dla mnie dosyć pozytywne znaczenie. Kojarzyła mi się z uciekaniem przed nauczycielem po wpadce ze znajomymi na korytarzu. Tchórzostwo z kolei był czymś okropnym, jak porzucenie przyjaciół i porażka z własnym strachem. Naprawdę obrzydliwe zachowanie. -Można tak powiedzieć. Początkowo nie planowałem nigdzie wychodzić, ale jak widać - oto jestem. - rozłożyłem lekko ręce na boki, ukazując bezsilność. Niestety nie miałem innego wyboru i po prostu musiałem przyjść.
Nie przejmowałaby się tak płcią jej towarzystwa na jego miejscu. Przecież to bez różnicy czy piło się z mężczyzną, czy z kobietą, dopóki spędzało się miło czas. Nie przeszkadzało jej opłacanie alkoholu, ostatnio udało się jej sporo rzeczy w związku ze swoją karierą wolnego strzelca w dziedzinie muzycznej, a i w sklepie rodziców powodziło się całkiem nieźle. Lanceleyówna jednak pomimo bycia czarownicą czystej krwi z dobrego i bogatego rodu, nigdy tego nie używała. Wolała zapracować sama na swój sukces, a nie czerpać z tego, co osiągnęli rodzice. Właśnie dlatego często nawet nie wspominała, jakie nazwisko nosi. Na szczęście nie trafił na rudzielca o słabej głowie, wręcz przeciwnie. Wieczór zapowiadał się ciekawie i dość długo, na co uśmiechnęła się pod nosem, przesuwając spojrzeniem po ustawionych za barowym szynkiem regałach, gdzie tkwiły butelki z różnorodnymi trunkami. Luna miała naprawdę dobry asortyment. Nigdy nie miała problemu z nawiązywaniem kontaktów, chociaż przez pierwsze siedem lat szkoły tego unikała, zamykając się w księgach. Trzeba przyznać, że ludzie całkiem lubili jej towarzystwo, skoro sami chętnie zgadzali się, aby spędzać z nią czas, chociaż nigdy nie potrafiła tego fenomenu zrozumieć. Przeniosła spojrzenie na swojego powiernika, kiwając głową z rozbawieniem na jego słowa. - Może tak być! A może zostaniemy największymi wrogami? Nigdy nie wiadomo, co przynoszą czerwone nici przeznaczenia. - zaczęła z nutką tajemnicy w głosie, puszczając mu oczko. Uwielbiała nieprzewidywalność, a jej mottem w ostatnich dniach było oczekiwanie nieoczekiwanego. Upiła alkoholu, wracając do stukania paznokciami w szklankę, czego nawet nie zauważyło. Nawyki były przykrą sprawą. Wędrowała wzrokiem pomiędzy Nicolasem, a parkietem, wydając z siebie chcę "hmmm".- Twój plan brzmi nieźle. Nie wstawimy się tak szybko, jak będziemy się ruszać wśród tego tłumu i gorąca. Miał rację, to też była jakaś metoda. Nie miała pojęcia, która mogła być godzina, jednak wielu młodych ludzi popełniło ten błąd i zapiło się, dogorywając gdzieś po kątach lub zajmując toalety na długi, długi czas. Jaki sens ma taka zabawa? Kac nie był czymś przyjemnym, a współczesnym kobietom często wyłączał się tryb księżniczki i odpalał wtedy zwykłej kurwy. A co było gorszego niż kobieta bez szacunku do samej siebie we własnych oczach, jak i oczach innych? Oj tego by Nessa nie zniosła. - Ty też nie? Nie rozumiem fascynacji lataniem na drewnianym kiju. -odparła, ostentacyjnie machając jedną z dłoni i prychając cicho. Cóż za hipokryzja, zważywszy, że ostatnio wzięła się za trening, bo chciała wesprzeć swoją drużynę, której skład nadal nie był kompletny. Zupełnie jakby po zeszłorocznej porażce i odejściu kapitana, bali się dołączyć. Gdy skojarzyła jednak, że wspomniał o motorach.. Oczy się jej rozszerzyły i aż wstała z miejsca, stając przed stołkiem zajmowanym przez młodzieńca. Jak to możliwe, że poznali się dopiero teraz? Przecież ruda kochała motory, uwielbiała jazdę i zawsze chciała się ścigać, a ryk silnika przewyższał piękno melodii skrzypcowych.- O mój boże! Uwielbiam motory i auta, chociaż te pierwsze znacznie bardziej chwyciły mnie za serce. Masz już swoje maleństwo? Wolisz dwucylindrowe czy jednak uderzasz w mniejsze sprzęty? Trochę zasypała go pytaniami, co z pewnością wywołała ekscytacja tak łatwo dostrzegalna na jej smukłej, bladej twarzy. Ruszyła głową, odrzucając kaskady rudych włosów na plecy, ponieważ uporczywie chciały przykleić się jej do ust i szyi, co przy piciu drinka nie było najprzyjemniejsze. Ślizgonka nie była typową dziewczyną z dobrego domu. Gdyby wspomniał o chęci ścigania się, pewnie poszłaby z nim. Trąciła go palcem w ramię, kiwając głowa z uznaniem, a uśmiech już w ogóle nie schodził z muśniętych karminową szminką warg. - Mnie też zaskakuje to, jak złożona jest nasza relacja. A to tylko przypadkowe spotkanie, gryfku. Tylko wszystkich tytułów mi nie kradnij, bo mogę słabo to znieść. -mruknęła, nie mogąc jednak ukryć podekscytowania wcześniejszym tematem, tak że z próby ostrzeżenia go w zabawny sposób nie wyszło jej raczej nic. I ta jego dumna mina! Całe szczęście, że nie wiedziała o znajomych, bo zaraz by go wygoniła, a ją zabiłoby poczucie winy. Wróciła grzecznie na swój stołek, dopijając drinka i kładąc szklankę na stole, kiwając głową w stronę barmana, który skwitował jej prośbę uśmiechem i teatralnym wywróceniem oczyma. Wiedział, że piła jak chłop. - Te mugolskie historie są takie ciekawe, a tak skomplikowane. Mleko i ciastka są cudowne, zawsze mi się kojarzą ze świętami.-westchnęła z nutką rozmarzenia w głosie, przymykając na chwilę oczy. Zupełnie, jakby przywoływała ich obraz do swojej głowy, co pozwoliłoby, chociaż na wyobrażenie tego cudownego zapachu i atmosfery. Hałas w klubie był jednak zbyt duży, zaraz więc wróciła do rzeczywistości i świdrowania wzrokiem swojego niespodziewanego kompana na sobotę. Kto by się spodziewał? Ostatnio miała do czynienia z dużą ilością osób spod skrzydeł Gryffindora . Nie przerywała mu, gdy kontynuował wypowiedź. Faktycznie, co człowiek to sposób bycia i definicja. Roześmiała się cicho, kiwając delikatnie głową i wbijając wzrok gdzieś w czubek swoich szpilek. - Pewnie tak, Salazar różnił się od Godryka. Od jutra będę do ich dyspozycji, mam umówione korepetycję, a poza tym nie skończyłam pracy z mugoloznawstwa. Nie rozumiem, jak miałam skupić się na filmie, gdy pierwszy raz byłam w kinie! - wytłumaczyła, bezradnie rozkładając ręce na boki i wzruszając ramionami, co by dodać trochę dramaturgii do całej sytuacji. Nawet zgodziłaby się z jego definicją tchórzostwa, jednak sama ucieczka wydawała się jej równie mało szlachetna. Nie była kimś, kto się poddawał i zwiewał od konsekwencji swoich decyzji. Wskazała na niego dłonią, śmiejąc się pod nosem z jego bezsilności, zgodzenia się z takim losem. - Oto jesteś, a wcale nie musiałeś być! Przecież jesteś wolnym Gryfkiem, nie? Nikt nie może Cię zmusić do zrobienia czegoś, czego nie chcesz. Więęęęc, może jest cień szansy, że chciałeś tu być? Nie ma to jak odwracać kota ogonem, szukać dziury w całym. Wychodziła na wierzch wrodzona zaczepność i zadziorność niepozornej czarownicy.
To chyba pewnego rodzaju męska duma, sprawiała, że picie z kobietą było dosyć skomplikowane. W moim odczuciu było to zwykłe żerowanie na jej dobroci. Dla wielu młodych dziewczyn takie postępowanie względem mężczyzn było naturalne. Mi natomiast było trochę głupio tak wykorzystywać Nessę. Ciężko było wytłumaczyć dlaczego tak jest. Chyba każdy facet chciał pokazać w ten sposób jakąś zaradność. Wystarczyło przecież tylko, żeby zaczął ją traktować jak zwykłego kumpla. To zabawne, ale taka prawda. Wzruszyłem lekko ramionami i udałem niewielkie przejęcie. Nie była to najciekawsza wizja najbliższej przyszłości. Nie zależało mi na szukaniu wrogów. Jak na osobę spokojną i pokojową miałem ich już i tak chyba zbyt wielu. Mam wrażenie, że miałem jakąś naturalną skłonność do ich tworzenia. Pojawiali się dosłownie znikąd, trochę jak grzyby po deszczu, tylko że zostawali na długie lata,bardziej jak rak. -Jedno chyba nie wyklucza drugiego. - odparłem krzywiąc się delikatnie. -Chociaż wolałbym tego uniknąć i zostać przy samych sekretach. - dodałem uśmiechając się lekko i pociągnąłem większego łyka ze szklaneczki. Rozgrzewający trunek lekko podrażnił moje gardło, a ja przypomniałem sobie dlaczego tak bardzo nie przepadam za alkoholem. Przez moment przeszła mnie myśl, żeby po prostu zabrać dziewczynę na parkiet i tam pożartować sobie na temat potencjalnej nienawiści przy tańcu. Dosyć szybko odrzuciłem ten pomysł, bo wiedziałem, że nigdzie się nam nie śpieszy. Tym bardziej, że rudowłosa zgodziła się pójść tam, gdy już wypijemy. -Widzę, że mamy podobne myślenie. - zaśmiałem się zerkając kątem oka na parkiet. Było tam dosyć tłoczno, ale czego się dziwić, kiedy cały Londyn oddawał się szaleństwu sobotniej nocy. Podejście Ślizgonki do mioteł nawet mnie nie zdziwiło. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie każdy lubił latać, a rudowłosa dużo bardziej wyglądała na wiernego kibica swojej drużyny, niż gracza. Sprawiała wrażenie zakręconej i nieco szalonej, ale też mocno skupionej na nauce. Kiedy wręcz podskoczyła na komentarz o motorach, przez moment kompletnie nie wiedziałem, co się właśnie stało. Ona? Zadałem sobie w myślach głupie pytanie, z niedowierzania i chyba wyszczerzyłam trochę jak głupi. -Niestety nie. Staram się odłożyć sobie na coś własnego, ale jest dosyć ciężko. Osobiście wolę auta. Marzy mi się tak wiele rzeczy, że sam nie wiem od czego chciałbym zacząć. Za taką v8 to chyba bym oddał własne dziewictwo. - zaśmiałem się, robiąc z siebie zwykłą dziwkę łasą na błyskotki. Od razu poczułem się jakoś pewniej i swobodniej w towarzystwie rudowłosej. Nic tak nie otwierało ludzi, jak wspólne zainteresowania. Szeroki banan pojawił się na mojej twarzy i chyba nawet lekko się zaczerwieniłem. W ekscytacji sięgnąłem po drinka i kiwnąłem nim do dziewczyny, wznosząc niewerbalny toast za naszą nową znajomość. -W najgorszym wypadku je pożyczę, tylko musisz mi powiedzieć, jak wiele ich jest. - chociaż biorąc pod uwagę, jak z każdą chwilą pojawiało się więcej podobieństw między nami, trudno było tutaj cokolwiek obiecać. Za chwile okrzyknie się królową tańca, a może męski odpowiednik tego tytułu już należał do mnie. Już na samą myśl o tym, miałem ochotę się roześmiać. -Podziwiam Cię, że jesteś w stanie w klubie wyskoczyć ze świętami, kiedy brakuje do nich jeszcze tak wiele czasu. - zaśmiałem się, lekko drocząc się ze Ślizgonką. Jak to dobrze, że wychowany przez matkę wywodzącą się z dosyć mugolskiego środowiska, wiedziałem co nieco o zachowaniach niemagicznego środowiska. -Wydaje mi się, że nie bez powodu tak jest i mugolskie święta mają sporo wspólnego z magicznymi. Jak byłem mały, to mówiono mi, że prezenty przynosi yyy… - zmarszczyłem lekko czoło. Nie sądziłem, że przetłumaczenie rosyjskiej nazwy na angielski zajmie mi tyle problemów. -Dziadek mróz. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia kto i dlaczego wymyślił takie imię. - wzruszyłem delikatnie ramionami. Jakby mi ktoś wczoraj powiedział, że będę dziś siedział w klubie i przy drinku rozmawiał o świętach, to chyba bym go wyśmiał. Teraz lekko nie dowierzałem w to co robię, ale i tak było zabawnie. Ta rozmowa miała swój nietypowy urok. -Mugolskie miejsca bardzo często potrafią zaskakiwać. - i kto jak kto, ale ja zdawałem sobie z tego doskonale sprawę. Spędzając wakacje w mugolskim Londynie miałem okazję zobaczyć wiele ciekawych rzeczy. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że odkryję tam swój dar, co było dla mnie sporym szokiem. -Na Twoim miejscu pewnie bym olał połowę z tych rzeczy, ale ja to ja i lepiej bym nie sprowadzał prefekta na złą drogę, więc w tej kwestii mnie nie słuchaj. - w swoich wypowiedział chyba sam zaczynałem popadać w lekkiego rodzaju chaos. Nie wiem czy był to efekt podekscytowania nową znajomością, czy po prostu też tak miałem. W każdym razie bawiłem się doskonale. -Ale jestem, bo wszyscy jesteśmy niewolnikami własnego losu i może musiałem. Nawet gdybym nie chciał, to nie miałem wyjścia. Więc oto jestem. - Sam nie wiem, dlaczego drążyłem to jeszcze bardziej. W tym wszystkim zgubiłem chyba cały wątek i jednego czego byłem pewien, to że jestem. Chyba.
Ostatnio zmieniony przez Nicolas Korolov dnia Czw Paź 04 2018, 13:38, w całości zmieniany 1 raz
Chyba sporo osób myślało w ten sposób, co Nico. Oczywiście chłopców. Jakoś tak nadal dostrzegalne były w męskich wzorcach zachowań ślady przeszłości, pewnego rodzaju gentlemeństwa, chociaż świat już dawno poszedł do przodu i panowała jakaś równość. Kobiety do niej dążyły, chcąc mieć takie same prawa jak mężczyźni. Z racji tego, że ruda uważała siebie za bezpłciową dżdżownicę, wcale nie myślała takimi kategoriami. To tylko pieniądze, a dobre towarzystwo i przyjemna konwersacja były warte każdej kwoty. Zresztą, teraz to chyba funkcjonowało tak, że najpierw przy jednym spotkaniu płaciła ona, przy drugim ktoś inny. Gdzieś w głębi siebie wiedziała też, że niektórzy nie mieli tak stabilnej i komfortowej sytuacji finansowej w życiu jak ona i jej rodzina, a do tego ciągnęła dwie prace i potrafiła oszczędzać, więc umilenie komuś wieczoru w formie postawienia drinka lub zaproszenia na kolację nie było problemem. Zwłaszcza to pierwsze, bo jej też sprawiało radość. Mruknęła cicho w zamyśleniu. Ona właściwie nie miała w nikim wroga — szkoda jej było czasu i życia na negatywne emocje. Znacznie łatwiej było osoby, które swoim charakterem jej nie podopasowały — ignorować. - Masz rację. Nie musisz się jednak martwić, nie zamierzam być Twoim wrogiem, też podoba mi się ten zawiły los, który plącze ze sobą sekrety. To zdecydowanie jedna z oryginalniejszych form zawierania znajomości, która mi się przydarzyła w ostatnim czasie. - odparła ze szczerym westchnięciem, posyłając mu zaczepny uśmiech. Zakołysała szklanką w dłoni, upijając nieco i gasząc pragnienie. Minusem tych klubów była zdecydowanie temperatura panująca wewnątrz. Świdrowała twarz chłopaka wzrokiem, dostrzegając rysy typowe dla przedstawicieli Rosji. Byli równie charakterystyczni z ich wyraźnością, co Szkoci z rudymi włosami, jak jej. Uśmiechnęła się szerzej pod nosem, mając dobre przeczucia do tego wieczoru i tej znajomości. A to przecież dopiero początek, bo noc była młoda. - Teraz to już mnie nasze podobieństwa wcale nie zaskakują. Słyszałeś kiedyś termin mówiący o bratnich duszach? -zapytała z ciekawością, wcześniej machając ostentacyjnie ręką i idąc jego śladem, a raczej jego spojrzenia — w stronę pełnego parkietu. W jakiś sposób spoglądanie na dobrze bawiących się ludzi sprawiało, że i ona miała lepszy humor. Nie mogłaby jednak funkcjonować tak jak większość młodzieży i bywać w klubach co tydzień. Spędziła w Oasis bardzo dużo nocy, gdzie pracowała jako barman i w jakiś sposób się jej przejadło. Nessa miała lęk wysokości, o którym mało kto wiedział. Zresztą, samo latanie na kiju nie było zbyt wygodne i gdyby nie fakt, że drużyna Slytherinu potrzebowała świeżego mięsa, nawet by nie próbowała. Była jednak uparta i ambitna, co sprawi, że kiedyś w końcu skręci sobie kark. Na mecze chodziła okazjonalnie, jednak z głębi serca wspierała sportową, czystą rywalizację — bo oszukiwania w grach, tak jak i ściągania na lekcjach — bardzo nie lubiła. Był zdziwiony nią w taki sam sposób jak ona nim. I nie mogła przestać się uśmiechać na myśl o tym, że dzielił z nią pasję o motorach. Wbrew pozorom niewiele było osób oddających się motoryzacji, chociaż było to tak oklepane. Wpatrywała się w niego trochę nazbyt nachalnie, mając ekscytację wymalowaną na twarzy. - No niestety, to drogie sprzęty. Uuuu, wysoko mierzysz. Przeglądałeś już oferty i orientowałeś się, ile to może kosztować? Mogę znać czarownice zainteresowane towarzystwem takiego chłopaka jak Ty. - zaczęła udając powagę, po czym parsknęła śmiechem i szturchnęła go zaczepnie łokciem, posyłając przepraszające spojrzenie. Lubiła się droczyć. - Żartuję, nie gniewaj się. Wiesz, jak będziesz grzeczny, to możemy razem wyskoczyć i posiedzieć nad moim sprzętem. Motor nie auto, ale nad tym drugim też myślałam, żeby kupić w przyszłym roku. Masz prawo jazdy? Kontynuowała z zaciekawieniem, całkiem zapominając o otaczającym ją świecie. Odwzajemniła stuknięcie szklanki, kończąc swojego drinka duszkiem, jak na małego, anonimowego alkoholika przystało. Prychnęła niczym niezadowolony ryś na jego słowa. - Pożyczanie to jest słaby zwyczaj, bo człowiek się przyzwyczaja. -mruknęła pogodnie, obracając się w miejscu i wracając na swój stołek, co by nie zabierać mu więcej przestrzeni osobistej i nie utwierdzać biednego Rosjanina w przekonaniu, że trafił na wyjątkowo dziwny egzemplarz studenta drugiego roku w pakiecie z odznaką. Dla Nessy poruszanie trudnych i dziwnych tematów było chlebem powszednim. Nie chciałby widzieć jej w mugolskim otoczeniu, gdzie buzia się jej nie zamyka i ma milion pytań do nie mogąc się kompletnie odnaleźć. A święta lubiła, zawsze. Śnieg dodawał niewinności światu, a kolorowe lampki ją hipnotyzowały. Uwielbiała też kakao w zimowe wieczory, do którego dodawała kilka pianek. - To naprawdę takie dziwne, Nicolas? - zapytała pół żartem, pół serio, mając rozbawienie na twarzy. Ułożyła dłonie na swoich udach, zakładając nogę na nogę i znów skupiając swoją uwagę na rozmówcy, bo chwilę wcześnie myśli jej gdzieś uciekły i się wyłączyła. Słuchała go z zainteresowaniem na twarzy, marszcząc brwi i nos w zabawny sposób na wzmiankę o dziadku, który wcale nie nazywał się Mikołajem. Nagle zaczęło ją interesować, jak wiele różnić jest w świętach wyprawianych w jej domu, a w takim, gdzie były osoby pozbawione magicznego daru.- Dlaczego dziadek mróz? To dziwne. Myślisz, że ma brodę z sopli lodu i jeździ na tym śnieżnym, owłosionym słoniu, tylko białym? Miała na myśli mamuta, którego kiedyś model gdzieś widziała, ale zapomniała, jak się nazywał. Wzruszyła ostatecznie ramionami, nie chcąc go maltretować aż tak przy pierwszym spotkaniu, jednak zasięgnie na ten temat wiedzy i będzie mogła mu wytłumaczyć dlaczego, gdy spotkają się następnym razem. O ile wytrzyma ten pierwszy raz. - Tak! Są cudowne. Dużo ich widziałeś? -odparła wciąż żywo, optymistycznie. Niesamowite, jak bardzo trzymała ją podwójna kawa i alkohol, a także zjedzony na kolację baton i jabłko. Mogłaby spokojnie wrócić do dormitorium i się jeszcze uczyć, bo wciąż nie miała ochoty spać, chociaż jej bezsenność ciągnęła się za nią niczym niuchacz za złotem. -Wszyscy mi to mówią. Taki już mój urok, że mam sposób bycia mrówki. Źle bym się czuła, zostawiając innych bez pomocy i gdybym nie wykonywała wszystkich swoich obowiązków. Pijemy następnego? Wytłumaczyła jeszcze z delikatnym wzruszeniem ramion. Jak zwykle była bezpośrednia, proponując mu trunek niczym staremu kumplowi, którego znała od dawna. Widziała, że chłopak nieco się rozkręcał i nie była pewna, czy to kwestia procentów, czy może motorów, które sprawiły, że rozmowa stała się znacznie łatwiejsza. - To ciekawa teoria, Panie Gryfie — bo nie wiem, jakie masz nazwisko. To całkiem fajne, nie? Ta tajemniczość. Wracając jednak.. A co jeśli teza jest błędna i to Pan jest kowalem swojego losu, a nie jego niewolnikiem? Chociaż ja nadal będę się upierała przy czerwonych niciach, są magiczne i orientalne. - westchnęła, puszczając mu oczko i rozkładając bezradnie ręce. Tak, jakby nie miała żadnego wpływu na chaos panujący w jej głowie.
Niektórych ludzi po prostu nie dało się zignorować. Wiele razy nawet próbowałem, ale prędzej czy później nerwy i tak brały górę. To o tyle zabawne, że uważałem się za osobę spokojną - bardzo trudną do zirytowania. Może to po prostu były jakieś młodzieńcze nawyki, których nie byłem w stanie się oduczyć. Jakby się nad tym zastanowić, to chyba wszystkich wrogów narobiłem sobie za młodu i odkąd się nieco ogarnąłem, to nikt nowy nie dołączył do ich grona. Była to całkiem dobra prognoza co do znajomości z Nessą. Nie musiałem obawiać się, że zaraz zacznie rzucać do mnie kieliszkami. Czułem się dzięki temu bardzo swobodnie, chociaż był to absurdalny argument. Delikatnie uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc wyznanie dziewczyny. Byłem spokojny i pokiwałem lekko głową przytakująco. Faktycznie znaleźliśmy się w nietypowej i z pewnością niecodziennej sytuacji. Właściwie to chyba pierwszy raz zaczynałem rozmowę od sekretów. Prostych i trochę głupawych, ale jednak sekretów. Ciekawiło mnie co będzie dalej, czy któreś z nas otworzy się na żenujące wyznania z dzieciństwa. -No cóż. Chyba nie ma sensu tego dłużej ukrywać. Po prostu wyjątkowa ze mnie jednostka. - rozłożyłem lekko ręce na boki i przybrałem minę, wyrażającą nieskończoną skromność. Oczywiście tylko się zgrywałem. Nie potrafiłem jednak inaczej przytaknąć dziewczynie. Dla mnie było to równie specyficzne spotkanie. A wszystko sprowadzało się do figlarnego losu, w który nie do końca wierzyłem, ale który to sprawił, że na siebie wpadliśmy. -Na logikę bym powiedział, że to dobrze dogadują się osoby o podobnych zainteresowaniach, ale mogę się mylić. - wzruszyłem delikatnie ramionami do góry i sięgnąłem po swojego drinka. Nie ukrywałem tego, że strzelałem, ale byłem prawie pewny, że w razie potrzeby, Ślizgonka mnie poprawi i nakieruje na poprawny tor. -Jeszcze nic nie szukałem. To odległe marzenia, a ja jestem zbyt młody, żeby moje serce się zatrzymało. - odparłem jak najbardziej szczerze. Nie chciałem katować się czymś, czego jeszcze nie mogłem mieć. Moje brwi lekko powędrowały do góry. Przez moment naprawdę byłem zainteresowany towarzystwem tych czarownicy. To trochę straszne, ale w mojej chorej głowie oddanie dziewictwa za cztery kółka wydały się nie być wcale tak głupim pomysłem. Boże dlaczego. Chwila refleksji była niemalże natychmiastowa i z trudem powstrzymałem się z wyśmianiem własnej głupoty. Żeby nie było, nie zniżyłbym się do takiego poziomu. Tak naprawdę to zejdę jeszcze niżej… Nie. -O kurde, brzmi jak dzień dobroci dla zwierząt. - jakkolwiek by to nie brzmiało, byłem bardzo mocno podjarany propozycją Ślizgonki. W świetle klubowych światełek moje oczy nawet błysnęły jak kolorowe kule. -A co to masz ciekawego? - spytałem bardzo mocno zaintrygowany. W momencie kiedy rudowłosa pochwaliła się własną maszyną, rozmawianie o moich odległych marzeniach wydało mi się strasznie nudne. Chciałem dowiedzieć się nieco więcej o jej wynikach w motoryzacji. Wypytać od jak dawna jeździ i skąd w ogóle wzięła się u niej ta cała zajawka. Dosłownie milion myśli przechodziło mi przez głowę, a każda kolejna zagłuszała poprzednią. Mogłem gadać i gadać, aż w końcu brakłoby nam noc. Czułem ogromny napływ energii, którą chciałem z siebie wyrzucić. Na pewno nie pochodziła od alkoholu. -Serio, jeszcze pytasz? Zdałem prawko jeszcze szybciej, niż egzamin na teleportacje. - odparłem dosyć mocno rozbawiony. Dla wielu czarodziejów mogło się to wydawać dziwne, ale dla mnie była to bardzo ważna sprawa. Już nawet nie pamiętam od jak dawna miałem zajawkę na magiczne auta. Pierwszy raz wsiadłem za kierownice na długo przed siedemnastymi urodzinami i od tamtej pory codziennie marzyłem o tym, by móc jeździć legalnie. -To chyba i tak lepsze od okradania z tytułów. Postaram się nie pożyczać zbyt często. - wzruszyłem lekko ramionami i zaśmiałem się rozbawiony. W tak przedstawionej sytuacji, pożyczanie nie było aż takie złe. Poza tym przyzwyczajenia i nawyki bardzo kojarzył mi się z dziecięcymi zachowaniami, wyrobionymi za młodu. Rudowłosa raczej nie musiała się martwić, że zacznę nazywać się dżdżownicą. To trochę dziwne, ale jeśli chodzi o wijące się stworzenia, to dużo bliżej mi było do węża. Zabawne, że był to symbol domu Salazara. -Nie, raczej śmieszne, biorąc pod uwagę, że do świąt jest jeszcze daleko. Kurde nawet nie wiedziałem, że mam tak radosne imię. - zaśmiałem się, po raz kolejny podbudowując nieco własne ego. Święta były bardzo wesołym okresem i było mi miło, że Nessa skojarzyła moje imię z dziadkiem rozdającym prezenty. -Nie wiem, nie mam pojęcia. I… Czym jest biały owłosiony słoń? - Nie miałem zielonego pojęcia o czym mówiła Szkotka. Zrobiłem wyraźnie zaskoczoną minę. Gdzie ona widziała takie cudo? Wiedziałem, że mogłem mieć braki, jeśli chodzi o magiczne stworzenia, ale białego, owłosionego słonia chyba bym zapamiętał. Spojrzałem na nią, możliwe, że robiąc z siebie kompletnego idiotę, ale naprawdę pierwszy raz słyszałem o czymś takim. -Nie, ale to zależy. Na wakacjach zwiedzałem niemagiczny Londyn. O rzeczach, które tam się odjebały mógłbym opowiadać dosyć sporo. - mruknąłem, w głowie przywracając wspomnienia sprzed kilku miesięcy. W szczególności to przerażające zoo, które z perspektywy czasu stało się jedną z najzabawniejszych rzeczy, jak mi się przydarzyła. Szklany kieliszek przyłożyłem do swoich ust i szybkim jednym ruchem wypiłem jego zawartość. Zazwyczaj nie piłem drinów jak shotów, ale chciałem szybko skończyć, by w końcu móc pójść chwilę na parkiet. Wstałem ze swojego krzesła i wyciągnąłem dłoń do bezpłciowej dżdżownicy. -Chodź. Chwile tam pogadamy. - głową lekko kiwnąłem w kierunku parkietu i odruchowo zrobiłem coś kompletnie idiotycznego. Przez bardzo krótką chwilę to ja zachowywałem się jak dżdżownica. Tuż przed Ślizgonką zabujałem się na boki, zupełnie nie w rytm muzyki. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jak komicznie musiałem wyglądać w jej odczuciu i zaśmiałem się rozbawiony. Kompromitowanie się chyba miałem we krwi, ale dzięki temu było zabawniej. -Nudno by było, gdyby od razu zdradził Ci wszystko, włącznie z rozmiarem buta. - przewróciłem lekko oczyma i przebrałem tajemniczy ton. Mogłem jej wszystko wyjawić, nie czułem w tym żadnego problemu, ale szczerze mówiąc to po co? Tak było dużo ciekawiej. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, czuliśmy się luźno i swobodnie, a szczerze mówiąc to prawie nic o sobie nie wiedzieliśmy. Dłonią przeczesałem własne włosy i pokiwałem głową przytakująco. Chciałem, by teza o niewolnictwie była błędna. Niestety, właściwie to była hipoteza, której nie potrafiliśmy udowodnić, ani obalić w żaden sposób. -Od świąt, do filozoficznej rozkminy. Nie przestajesz mnie zaskakiwać moja droga Nesso. Mam nadzieję, że obie te teorie są błędne i jesteśmy po prostu wolni. Szkoda by było, gdyby to jakiś sznureczek decydował o naszym życiu. Wolę wierzyć, że to od nas zależy kogo poznamy i czy się polubimy. - uśmiechnąłem się zaczepnie. -Tak więc chyba miałaś rację i możliwe, że chciałem tutaj być.
Czasem bywało ciężko, ale i na to można było znaleźć metodę, jeśli było się Nessą Lanceley, która czasu ani miejsca w myślach marnować nie lubiła. Nie każdy był jednak kujonem-masochistą, powtarzającym sobie niczym mantrę materiał z transmutacji przed spaniem. Przyglądała się chwilę gryfonowi, nie próbowała jednak oceniać książki po okładce. Nie miała pojęcia, jaki był w codziennym obyciu i właściwie ledwo kojarzyła, na jakie zajęcia chodzili razem. Ona wrogów właściwie nie miała, a przynajmniej ze swojej strony — nie siedziała jednak w ludzkich głowach i nie mogła stwierdzić, że działa to w dwie strony. Doskonale zdawała sobie sprawę, że bywa irytującą i męczącą bezpłciową dżdżownicą. Bardzo trudno było ją sprowokować, wytrącić z równowagi. Sama nie potrafiła nawet stwierdzić, co trzeba by było zrobić, aby stracić u niej wszystko i nie mieć możliwości zaczęcia z białą, czystą kartką, na którą przecież każdy zasługiwał. Błędy były rzeczą ludzką. Najfajniejsze był początek niespodziewany, taki jak ten. Nie sądziła jeszcze godzinę temu, że będzie od tak intymnej — sekretnej — strony zawierać z kimkolwiek relacje. Była to nowość, doświadczenie, które z pewnością zapamięta, dzięki czemu o Nicolasie zwyczajnie nie zapomni już nigdy. Zawsze kojarzyła z ludźmi najdziwniejsze wspomnienia, najbardziej intensywne i nieprzewidywalne. Głupiutkie myślenie, a jednak działało. Posłała mu uśmiech, powstrzymując wybuch śmiechu i kiwając głową, aby utwierdzić go w przekonaniu o wyjątkowej jednostce. - Ah Nicolasie, do tego, jak skromna. - rzuciła z westchnięciem godnym występu w najlepszym z teatrów, puszczając mu oczko. Zabawne stworzenie. Dobrze jednak, że był pewien siebie — w dzisiejszych czasach nie było to aż tak częstym zjawiskiem wśród ludzi, jak kiedyś. Blokowali się. Zastanawiali, co im wypada, a co nie i przez to często tracili najfajniejsze momenty, unikalne wspomnienia. Ruda bardzo nie lubiła wewnętrznego hamulca, starając się zwykle postępować tak, jak miała na to ochotę. I zawsze też mówiła, co chciała. Pokiwała palcem zaczepnie, pozwalając sobie na zsunięcie się ze stołka i oparcie plecami o szynk barowy, po uprzednim poprawieniu sukienki. - Dogadują się, prawda. Na dłuższą metę to jednak mało wychodzi. Moim zdaniem najlepiej, gdy wspólnych zainteresowań jest malutko, a cała reszta to przeciwieństwa i odkrywanie tego wszystkiego podczas tworzenia relacji. Lubię ludzi oryginalnych. Takie wiesz, nie szare, a kolorowe jednostki, które nie boją się być sobą. To ma więcej korzyści niż znajomość płynąca z samych podobieństw. Ojej, znów się rozgadałam. Posłała mu dłuższe, przepraszające spojrzenie. Czasem tak miała, że wpadała w słowotoki i monologi, nie potrafiąc ugryźć się w język. A to wszystko mówiła tonem na tyle łagodnym i opanowanym, że nikt nie posądziłby ślizgonki o narzucanie własnego zdania czy mądrzenie się. Byli młodzi, a to miało swoje prawa i było idealnym momentem na robienie głupot, więc jedynie uśmiechnęła się pod nosem na widok jego miny po tym, jak żartem wspomniała o starszych czarownicach chętnych na igraszki z młodzieniaszkiem. - Byłoby cudnie, gdybyś się zgodził. Nie mam zbyt wielu okazji do dzielenia się akurat tym zainteresowaniem z kimś innym. Zwykle słucham, że nie powinnam jeździć, bo się zabije czy coś. -zaczęła znów, wywracając oczyma, ponieważ w głowie rozbrzmiało echo słów wypowiadanych przez jej matkę, brzmiących mniej więcej tak samo. Rozumiała nadopiekuńczość, była jedynaczką — jednak od razu, żeby aż tak zniechęcać? Przecież jeździła dobrze, prawo jazdy zdała za pierwszym razem! Przystąpiła z nogi na nogę, krzyżując ręce pod biustem, obejmując dłońmi ramiona. - Szuję, dwucylindrową. Ma niby tylko pojemność silnika na 1801 centymetrów sześciennych, ale jest lekki, ma tylko dwieście osiemdziesiąt kilogramów. Na upartego da się wyciągnąć i dwieście prędkości, ale przy braku osłon... Nie jest to przyjemne. Pokaże Ci, jak będziesz miał czas. Zakończyła, zdając sobie sprawę, że znów go zasypuje słowami i pewnie do tego mówi chaotycznie, przeskakując z informacji na informację. Oczywiście nie poświęcała pojazdom tyle czasu, ile nauce czy muzyce, jednak wciąż to uwielbiała. Zawsze łatwiej było dogadać się Lance z chłopakami przez to, jaka była i jak się zachowywała. - To podobnie do mnie. Więc może dam Ci się przejechać, chociaż jestem do niej przywiązana emocjonalnie. Punkt dla Ciebie, pożyczyć lepiej niż ukraść. Dzielić też się można, prawda? Trzeba było przyznać, że i on wydawał się Nessie człowiekiem łatwym w obyciu, umiejącym mieć do siebie jakiś dystans. Oczywiście, zapulsował zainteresowaniami i tym, że jej nie wyda w szkole. Lepiej czuła się z myślą, że może się z kimś podzielić. Zawsze jak musiała coś pożyczyć, to miała to nieodparte wrażenie, że stwarza komuś olbrzymi problem, a ceniła sobie bycie osobą niezależną. - Tak, jest optymistyczne! Jakoś tak, idealnie pasujesz do domu Godryka przez kolory, które nosił też Mikołaj. Nie jestem pewna jak z dziadkiem mrozem. Daleko mówisz? Mnie zawsze od października do grudnia czas ucieka jak szalony, gubię go między palcami. No i w międzyczasie jest halloween! Lubisz przebierane imprezy, gryfku? Dziewczyna przeciągnęła się leniwie, nie zważając na otaczających ją ludzi i miejsca, w którym się znajdowała. Gdy ktoś dziwnie spojrzał, a ona zauważała, obracała głowę w stronę jegomościa i posyłała mu pytające spojrzenie, w ten sposób gasząc wszelkie szepty. Przecież nie zrobiła nic złego! Oparła jedną z dłoni na biodrze, drugą puszczając luźno wzdłuż ciała, pilnując przy okazji, aby torebka z ramienia jej nie spadła. To był najbardziej upierdliwy element damskiej garderoby. - No tym, takim no... Kurde, słoniem z sierścią? One żyły, jak wszędzie było zimno i biało, wiele tysięcy lat temu. - wytłumaczyła z nutą powątpiewania w głosie, starając się przypomnieć sobie wzmiankę o tym stworzeniu, które wiele lat temu gdzieś widziała. Może były brązowe, a nie białe, tylko umysł płatał jej figle? Ostatecznie wzruszyła delikatnie ramionami, posyłając mu przepraszające spojrzenie. - Pewnie coś pokręciłam. Były takie z kłami dużymi, ogromne! To nie było magiczne. Chyba. Nie miała pojęcia, czy cokolwiek mu mówiły jej wskazówki, także ostatecznie rudowłosa i na to machnęła ręką, żeby dali sobie spokój. Doczyta i powie mu następnym razem po prostu. Gdy wspomniał o miejscach pozbawionych magii, wytrzeszczyła aż oczy i z zainteresowaniem kiwała głową. Ona nie miała odwagi sama zapuszczać się do mugolskiego świata, bo skończyłoby się to prawdziwą katastrofą. Nie radziła sobie z technologią, zwyczajami i nawet ich pieniędzmi, chociaż była bardzo zainteresowana i zaciekawiona tym, jak żyli. Było sporo miejsc, które Lance faktycznie odwiedzić chciała. - Co najbardziej lubisz z pozbawionego magii Londynu? Jest tyle miejsc ciekawych, a nigdy nie miałam szansy tam być! Co za marnotrawstwo!- również mruknęła, nieco niezadowolona swoją ułomnością, jeśli chodzi o mugoloznawstwo. Była jednak przedstawicielem rodu szlachetnego, pozbawionego kropli krwi z tamtego świata i w pewien sposób to ją odgradzało, blokowało. Rodzicom zależało na zachowaniu magicznych tradycji. Wyrwały ją z zamyślenia słowa,a raczej propozycja chłopaka dotycząca pójścia na parkiet. Uśmiechnęła się, kiwając głową i łapiąc go bez cienia nieśmiałości za rękę, dając się porwać do tańca. Zaśmiała się cicho na jego wstępne pląsy, które chyba miały być rozgrzewką do prawdziwych szaleństw w rytm popularnej muzyki. DJ ich rozpieszczał, doskonale radził sobie z dziką publicznością. Na szczęście nie musieli robić takich figur, jakie robili młodzi pod sceną i kiwanie się w rytm muzyki czy nucenie pod nosem wcale nie przeszkadzało w dalszej konwersacji. - Masz rację. Zostawmy ten tajemniczy akcent, jest cudowny! - przytaknęła z uśmiechem, uświadamiając sobie kolejny raz, jak ludzie potrafili przyjemnie zaskoczyć i swoją prostotą, brakiem głupich prób upodobnienia się do reszty społeczeństwa, zrobić komuś wieczór. Proste rzeczy i proste myśli jednak były najlepsze, sprawdzały się zawsze. Kiedyś jedna koleżanka powiedziała jej, że im mniej o kim będzie wiedziała, tym lepiej i chociaż Nessa się z tym nie zgadzała, bo zwyczajnie była osobą ciekawą, tym razem miała trochę racji. I naprawdę nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, jakby znali się wcześniej, tylko po prostu nie widzieli od dłuższego czasu. Takie śmieszne przeświadczenie, a na twarzy już ciągle tkwił zadowolony z przebiegu wieczoru uśmiech. Niezobowiązujące, przyjemne i pozbawione reguł spotkanie było tym, czego ślizgonka teraz bardzo potrzebowała, nawet o tym nie wiedząc. - Zaskakiwanie sprawia, że wolniej o kimś zapominamy. - odparła z zaczepnym uśmieszkiem, przeczesując dłonią włosy, podobnie jak on wcześniej. Jedyna wada klubów i rozpuszczonych włosów była taka, że gdy było tak gorąco i tłoczno, kosmyki zaczynały lepić się do ciała twarzy, a to najprzyjemniejsze nie było. Muzyka jednak była naprawdę dobra i nawet to łaskotanie nie zniechęcało do luźnego tańca. - Uwielbiam Twój sposób myślenia. Bo czy tak naprawdę wolność nie jest tym, czego człowiek najbardziej pragnie, a jednocześnie sam sobie najbardziej ogranicza, dostosowując się norm i zakazów, nakazów bądź regulaminów? Właśnie dlatego motory są takie cudowne. Nie wiem jak Tobie, ale mnie dają chociaż trochę przeświadczenia o całkowitej wolności. Nawet jak nie chciałeś, to teraz już chcesz, prawda? Zakończyła równie zaczepnie, nie mogąc powstrzymać się przed puszczeniem mu oczka i roześmianiem się. Niedorzeczne były rozmowy o filozofii przy klubowej muzyce w nowoczesnej lunie, gdzie zapach alkoholu mieszał się z rozmaitymi perfumami.
Łatwo było zapaść w czyjejś pamięci. Nawet Ślizgonkę kojarzyłem z korytarzy magicznego zamku. Do tej pory była mi obojętna i nie potrzebowałem żadnych dziwnych wspomnień, żeby wiedzieć, że jest prefektem. Budowanie nowej relacji było już czymś znacznie innym. Dużo bardziej skomplikowanym, ale i ciekawym zjawiskiem. Nie chodziło o to, by ją tylko zapamiętać i machnąć - hej - na zajęciach. Miały się z tym nieść jakieś emocje - pozytywne bądź też nie. To trochę paradoksalne, że większości społeczeństwa zależało na tych pierwszych, ale dużo łatwiej było osiągnąć te drugie. Nic dziwnego, w końcu ciężko jest rozmawiać z osobą, o której nic nie wiesz. Łatwo jest ją urazić i zniechęcić do siebie. Można to trochę porównać do stąpania po lodzie. Nigdy nie wiesz czy kolejny krok, kolejne słowo nie sprawi, że zaczniesz tonąć w lodowatej wodzie. Może właśnie dlatego tak łatwo narobiłem sobie wrogów w przeszłości. Dla samych głupich żartów potrafiłem zirytować kilka osób. Jak głupi musiałem być, by twierdzić, że nie mieli do siebie dystansu. W ogóle nie brałem pod uwagę, że mogłem przesadzić. W tym wypadku było dużo inaczej. Z Nessą rozmawiałem, jakbyśmy się już bardzo dobrze znali. Może właśnie dlatego ta relacja była taka wyjątkowa. Nie myślałem o tym, by się przedstawiać i mówić o sobie - cześć jestem Nicoloas, studiuję w Hogwarcie i chyba chodzimy na kilka wspólny zajęć. Nie, bo nie o to w tym wszystkim chodziło. Nawet bez tego, mogliśmy się śmiać i żartować jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi. W dużym stopniu była to kwestia, miejscami bardzo podobnych charakterów. Mogłem rzucać tekstami, których nie odważyłbym się powiedzieć przy obcych, bo gdzieś z tyłu głowy miałem przeczucie, że Rudowłosa się roześmieje, a w najgorszym wypadku uda oburzenie - tak jak ja bym to zrobił, żeby się trochę podroczyć. -Skromność, to chyba bardzo indywidualna miara. Nigdy się za takiego nie uważałem, ale dziękuję, że tak myślisz. - odparłem, starając się zachować powagę, chociaż wiedziałem, że oboje żartujemy. Nie było to takie łatwe, ale udało mi się stłumić śmiech w sobie. Szczerze mówiąc, to byłem pod lekkim wrażeniem naszych zdolności aktorskich. Żaden Londyński reżyser nie byłby w stanie nam odmówić. Razem moglibyśmy rozegrać tutaj dramat, jakiego świat jeszcze nie widział. Pewność siebie, w tym zawodzie była niezbędna. W końcu jak można kogoś oszukać, samemu nie wierząc we własne umiejętności. Owszem, czasem potrafiłem się nią wykazać, ale bardzo często posiadałem mentalne bariery. Istniały osoby, którym nie potrafiłem wygarnąć wszystkiego co mi się nie podobało. Nawet jeśli ktoś mnie potwornie irytował, to i tak nie potrafiłem go zignorować. Z perspektywy osób drugich czy trzecich to może zabrzmieć bardzo absurdalnie, ale uważałem się za osobę nieśmiała. Z mojej perspektywy, ktoś naprawdę pewny siebie nigdy się nie wahał - a mi to czasem się zdarzało. Miałem bardzo pokręconą definicję pewności siebie. -Spoko, nie przejmuj się tym. - odparłem lekko skonfundowany i roześmiałem się. Nie do końca zrozumiałem co właśnie miało miejsce w sposobie myślenia Nessy. Dlaczego spojrzała na mnie w taki sposób i czy był to jakiś problem, że się rozgadała? Spróbowałem spojrzeć na to z każdej strony, ale po prostu tego nie zrozumiałem. Czy było tutaj czego nie potrafiłem ogarnąć? Dosłownie przez moment się poczułem, jakby mojej szare komórki rozłożyły ręce w bezradności. -Znaczy się. - dodałem bardzo szybko, chcąc wrócić rozmową na właściwy tor. -Czy to właśnie nie prowadzi do konfliktów? Jeśli zainteresowań jest niewiele, to prędzej czy później poróżnią się o jakąś pierdołę. Nie tak niszczą się związki i wieloletnie przyjaźnie? Nie potrafią zaakceptować jednej różnicy, ponieważ skrajnie odbiega od ich poglądów. Nie do końca rozumiem Twojego podejścia do tego zagadnienia, więc jeśli byś mogła mnie nieco bardziej oświecić. - nie chciałem, żeby moja wypowiedź jakoś negatywnie wpłynęła na Ślizgonkę. Utrzymałem ją w bardzo podobnym tonie do tego dziewczyny - spokojnym i przyjemnym. W najgorszym wypadku, mój lekki akcent mógł być troszkę mylący. W lekkim zamyśleniu spojrzałem gdzieś w bok - najpierw na parkiet i bawiących się tam ludzi. W głowie miałem słowa rudowłosej o o ludziach oryginalnych. Wszyscy wydawali się być szczęśliwi i czy ktoś z nich bał się być sobą? Później zerknąłem na pracowników za barem i zadałem sobie to samo pytanie. Na koniec wróciłem spojrzeniem znowu rudowłosej i uśmiechnąłem się delikatnie. -Kim są dla Ciebie ludzie oryginalni? - spojrzałem na nią z zaciekawieniem i szybko dodałem od siebie. -Dla mnie każdy jest wyjątkowy i oryginalny. Tylko niektórym czasem trzeba nieco pomóc, by wydobyć z nich te wszystkie kolory. Uważasz, że szary chłopak stojący gdzieś w kącie imprezy, bo nie potrafi się na niej odnaleźć, a przecież nie mógł odmówić zaproszenia swoim przyjaciołom jest nudny? - nie jesteś taka, prawda Nesso? Nie chciałem być niemiły. Ton jakim mówiłem, był bardzo ludzki i wyrozumiały. Nie miałem nic złego na myśli. W pewnym sensie nawet to rozumiałem. Ludzka natura nie była idealna. Wiedziałem, że skłamałbym mówiąc, że chciałbym wydobyć to piękno z każdej napotkanej osoby. Czasem wymagało to sporo czasu i poświęcenia. Możliwe, że nikomu nie byłem w stanie go zapewnić. -Jasne, chętnie. Jeśli tylko chcesz. - odparłem z poszerzającym się uśmiechem na twarzy. Było mi bardzo miło otrzymać zaproszenie na jakąś wspólną przejażdżkę. Szczególnie, że nie spotkałem w Hogwarcie jeszcze nikogo z taką zajawką jak moja. Możliwość potencjalnego dzielenia z kimś pasji, była niesamowicie ekscytująca. Zwykła znajomość przeniosła się na jakiś dziwny, zupełnie inny poziom. -Hah, skąd ja to znam. Dobrze, że moja matka przestała już tak mówić. Nie wytrzymałbym, gdyby ktoś zabraniał mi robić coś co kocham. - odparłem krzywiąc się delikatnie. Doskonale wiedziałem co czuje Ślizgonka - sam miałem podobne początki. Ta cała przesadna troska, była strasznie okrutna. Przecież to jak zabronić muzykowi komponowania albo łyżwiarce wykonywania pięknych figur. Równie dobrze można zakazać miłości. Tylko jaki wówczas jest sens życia, kiedy cały świat się staje szary i nudny. -No to widzę, że nie najgorzej się bawisz. - odparłem z nutką podziwu w głosie. Z pewnością rudowłosa zyskała sporo uznania w moich oczach. -Osobiście bym wolał chyba coś bardziej sportowego. Jednak jest ten fajny dreszczyk emocji, kiedy przekraczasz dwusetkę. - na samą myśl, zadrżałem z podniecenia. Czułem się tak fajnie, że do końca nie wiedziałem co gestykuluję rękoma. Na mojej twarzy zaczął pojawiać się szerszy uśmieszek. Z jednej strony to wszystko było takie - ahh… A z drugiej było mi trochę głupio, bo w gruncie rzeczy nie miałem nic własnego. Było mi wstyd i cierpiałem z tego powodu niemiłosiernie. -Zdecydowanie. Już nie mogę się doczekać, kiedy mnie gdzieś zaprosisz. Obiecuję niczego nie zniszczyć. - starałem się zachować spokój i w ogóle, ale jak mocno bym nie próbował tego ukryć, w moim nieco drżącym głosie dało się wykryć każde delikatne uniesienie. Każde pozytywne wrażenie, kiedy Ślizgonka okazywała zainteresowanie moim towarzystwem gdzieś na drodze. Niesamowite! -To chyba najdziwniejsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszałem. Dziękuję. - nie wiem, jak to się stało i chyba nie chciałem wiedzieć. Nie potrafiłem zrozumieć jak Nessa to wszystko połączyła. Ostatecznie chyba faktycznie wyszło, że jestem podobny do Mikołaja. Jak wszystko dzisiejszego wieczoru, było to kolejne niesamowite zdarzenie. Parsknąłem tylko lekko śmiechem, nie wiedząc jak inaczej mogę zareagować. Kiedy rudowłosa spytała o halloween spojrzałem na nią z zaciekawieniem. -Pytasz o ten coroczny bal w Hogwarcie? Jest zdecydowanie lepszy od tego co mamy tutaj. A co chcesz mnie zaprosić? - spytałem unosząc delikatnie brwi do góry i wyszczerzając głupio zęby. Właściwie to nawet nie wiedziałem czy w tym roku cokolwiek się odbędzie, ale i tak zabawnie było zapytać. Nessa może miała nieco więcej informacji na ten temat. Został jakiś miesiąc, więc całkiem możliwe, że prefekci mieli już wszystko zaplanowane. Jakoś nie za specjalnie się tym przejmowałem. Zazwyczaj nie planowałem rzeczy tak daleko do przodu, bo w dużym stopniu żyłem teraźniejszością. Pokręciłem głową głową na boki. Naprawdę się starałem. Włożyłem to wiele wysiłku i zaangażowania. Już nawet mniejsza o kolor, po prostu starałem się przypomnieć sobie włochatego słonia. Dupa, chyba nigdzie się z takim nie spotkałem. Nie wiedziałem czy to dobrze, czy źle. Może powinienem go doskonale znać i właśnie robiłem z siebie debila, nie potrafią zrozumieć w miarę dokładnego opisu Ślizgonki. -Wbrew pozorom, jest w nim bardzo wiele magii. Całe miasto jest piękne, nie można od tak wymienić jednej rzeczy. - nie miałem też okazji poznać mugolskiej kultury. W wielu miejscach byłem w niezbyt legalny sposób - wspierając się magią. Szczerze mówiąc, to prawdopodobnie nie wiedziałem o nich więcej od Nessy. -Jak już trochę odłożę, to mogę zabrać Cię na małą wycieczkę. - mrugnąłem do dziewczyny jednym okiem. Motorem albo samochodem. To się jeszcze zobaczy. Oczywiście o ile będzie chciała. Rozbawiony powoli ruszyłem za rudowłosą. Wchodząc na parkiet lekko zakręciłem partnerką, dając jej jakiś przedsmak własnych umiejętności. Chociaż aktualna muzyka średnio nadawała się do takich szaleństw. Powoli zacząłem się bujać, obserwując dokładnie Ślizgonkę. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak laski mogą tańczyć na szpilkach. Przecież to musiało być cholernie niewygodne. -Najważniejsze, by były to pozytywne zaskoczenia. - wzruszyłem lekko ramionami, odwzajemniając uśmiech. W końcu co nam było po tych negatywnych zaskoczeniach. Pozostawiały jedynie złe wspomnienia, które ciągnęły się za człowiekiem przed długie lata. Nie czułem się najlepiej, z tym, że tak często je zostawiałem. -A ja chyba dlatego jestem Gryfonem. Może to tylko moje błędne myślenie, ale mam wrażenie, że ten dom oferuje najwięcej wolności. - mruknąłem popadając popadając w delikatne zamyślenie. -Potrzeba sporej odwagi, żeby wyjść przed siebie. Nie dać się ograniczyć przez szablonowe myślenie. To nie tylko przeświadczenie. Pędząc przed siebie, ignorujesz zakazy. Nie ogranicza Cię nic, możesz jechać gdzie chcesz. Jesteś wolna. - dodałem i roześmiałem się wraz z rudowłosą. Nie mogła oszczędzić sobie tego komentarza. Musiała zapytać. Pokręciłem delikatnie głowa. -Skłamałbym mówiąc inaczej. - westchnąłem lekko, nie mając już innego wyjścia, jak tylko przytaknąć dziewczynie. Może to właśnie mieszanka tych magicznych zapachów tworzyła jakiś nowy narkotyk, który zmuszał ludzi do jakiś nieprawdopodobnych rozmów. Może to były tylko jakieś chore urojenia na temat sensu istnienia. Biorąc pod uwagę skalę absurdu jakie tutaj miało miejsce, nie mogło być w tym żadnego sensu.
Ludzka pamięć była niesamowitym mechanizmem. Nessa zawsze wyobrażała ją sobie jako tysiące splątanych ze sobą sznureczków, gdzie każdy prowadził do jakieś kategorii — twarzy, chwil, czasu, pór roku. Życie było jednak długo, powstawało wiele momentów do zapamiętania i mózg nie dałby sobie rady z tym wszystkim, dlatego te chwile, które słabiej wywoływały w nas emocje, blakły znacznie szybciej i dzięki temu mogło zastąpić je coś nowego. Nigdy oczywiście nie podzieliła się swoimi przemyśleniami na ten temat, robiąc z tego jedną z własnych tajemnic, do której dość często wracała. Intrygował ją temat zapominania o małych, a ważnych rzeczach. One chyba najszybciej uciekały z głowy! Z twarzami było podobnie — chodziła na wszystkie zajęcia, zapamiętywała więc twarze osób, które były równie systematyczne. Odkąd została prefektem i patrolowała korytarze, miała jeszcze więcej szans czy okazji do przypatrywania się ludziom, co nawet lubiła. Ślizgonka byłaby zachwycona, słysząc porównanie do lodu i jego kruchości, niepewnych kroków. Była to metafora idealnie obrazująca różnorodność ścieżek, które podczas nawiązywania relacji można było obrać, jednocześnie każde skrzypnięcie butem przypominałoby o towarzyszącym temu ryzyku. Nie było już ratunku, gdy gorąco ciało wpadało wprost do lodowatej, ciemnej wody, przypominającej bardziej mroczną otchłań niż domniemane źródło życia. Pomagało, zabijając jeszcze szybciej. Tak jak człowiek, bardzo szybko potrafił unicestwić coś wewnątrz drugiej osoby, nawet nie zdając sobie sprawy z broni, jaką były słowa. Dlatego właśnie problematyczna była bezpośredniość i niekiedy przesadna szczerość rudzielca, nawet jeśli do obecnej chwili raczej przyciągała do niej innych, zamiast odstraszyć. Musiała to być dobroć losu, który nie stawiał w ich sytuacjach, że mogłaby powiedzieć coś, co na zawsze mogłoby splątać, albo nawet przerwać czerwoną nić oplecioną dookoła nadgarstków. Nicolas był nietypowy w swojej prostocie. Zaskakujący, wzbudzający szereg myśli, które zwykle tkwiły uśpione i nie wychodziły na światło dzienne. Może reinkarnacja była prawdziwa, a oni znali się ze swoich wcześniejszych wcieleń? Dawno nie było sytuacji, że odnajdywała się przy kimś tak szybko. Brązowe ślepia zerknęły na tarczę wiszącego nad barowymi półkami zegara, którego lekkie, plastikowe wskazówki z łatwością prześlizgiwały się po oszklonej powierzchni. Rozmawiali przecież dopiero niecałą godzinę! Uśmiechnęła się pod nosem, pozwalając sobie na przymknięcie zmęczonych oczu, odcięcie się od panującego dookoła harmidru. Radziła sobie naprawdę dobrze ze wszystkim w normalnych warunkach, jednak przy bodźcach napierających na jej ciało i umysł w klubie, a to tego tak intensywna i szybko mijająca konwersacja, która uniemożliwiała jej wyłączenie się nawet na chwilę i bum — pulsowanie w skroniach i zawroty głowy dawały o sobie znać. Do tego liść mandragory, który wciąż tkwił w ustach dziewczyny i skutecznie wpływał na smak alkoholu, zmieniając go na bardziej cierpki i gorzki. Zdążyła się już jednak przyzwyczaić, chociaż za pierwszym razem pojawiał się odruch wymiotny. Sztuka animagi, a raczej proces do przygotowania ciała i umysłu do uwolnienia drzemiącego w Tobie zwierzęcia wymagała olbrzymich pokładów cierpliwości i czasu. Wszystkie te przemyślenia trwały ułamki sekund, chociaż dziewczynie wydawało się, że znacznie dłużej. Drobna dłoń zacisnęła się w piąstkę, a na ustach zatańczył subtelny uśmiech, gdy głos gryfona przywrócił ją do rzeczywistości i sprawił, że powiodła spojrzeniem po jego twarzy, szukając spojrzenia. Musiała aż przygryźć dolną wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem na jego słowa, próbować tkwić w powadze. Oczy jednak mówiły wszystko, błyszczące niczym od pyłku chochlików, zwyczajnie się śmiały. - Nie ma za co mój Drogi, przecież to tylko fakty. Zobacz, jak wiele nowych rzeczy możesz w sobie odkryć dzięki wyjściu do klubu. Niesamowite, co? - wzruszyła ramionami, co by oddać sytuacji więcej powiewu przypadku i spontaniczności. Zaraz jednak roześmiała się, nie mogąc już wytrzymać. Nigdy nie rozważała kariery aktorskiej, chociaż w duecie z chłopakiem byłoby to całkiem owocne. Może nawet udałoby się im coś zarobić? Nessa była pewna siebie i momentami głupio odważna, co nie raz mogło kończyć się dla drobnej mieszkanki domu Salazara tragicznie. Była masochistką, zawsze brała na siebie więcej, niż powinna i gdyby nie fakt, że nie ma czasu na tyle spotkań towarzyskich i poznawania w zamku nowych ludzi.. Kiedyś często się biła, walczyła o swoje. Potrafiła. Wiek jednak sprawił, że oblicze narwanego rudzielca złagodniało, a obciążające smukłe ramiona bagaże uniemożliwiały szukania problemów. Zawsze jednak mówiła wszystko, od a do z. Ceniła w sobie tę prostotę, umiejętność wypowiedzi i utrzymania własnego zdania, niezależnie od okoliczności i towarzyszącej jej osoby. Różnica była taka, z czasem po prostu bardziej bolało. Patrząc jednak teraz na Nicolasa, nigdy nie nazwałaby go człowiekiem nieśmiałym. Przypominał jej bardziej duszę towarzystwa, prawdziwego poskramiacza damskich serc i gwiazdy wśród wieczorków z piwem w barze. Nie miała pojęcia, dlaczego jego aura była pod tym kątem tak silna i nawet nie wiedziała, czy ma rację. Nic jednak dzisiejszego wieczora nie było pewna. Działa się magia, tworzyła się nowa barwa z palety kolorów i nie zamierzała jej przeszkadzać. Teoretycznie to każde z nich mogło udawać i być kimś innym, postronni obserwatorzy mogli twierdzić, że to wszystko to próba pokazania siebie z lepszej strony. Lanceley jednak wiedziała, że żadne z nich — być może pierwszy raz o dawna — żadnej maski nie ma. Na jego minę uśmiechnęła się, kręcąc jedynie głową. - Wybacz, nie jestem przyzwyczajona do aż tak wielkich słowotoków i z nawyku uważam, że brzmią niezwykle głupio i nudzą. Przecież wcale nie wyglądasz jak.. O, jak Blaith, gdy wymagają od niej skupienia na transmutacji. - zaczęła z rozbawieniem, przystępując z nogi na nogę. Słuchała jego wypowiedzi, niemalże od razu mając w głowie kilka gotowych odpowiedzi. Zadawał naprawdę fajne i trudne pytania, od których prowadziło wiele rozwidleń słownych. Rozwiązań. Sprawiał, że umysł dziewczyny znów wchodził na obroty, chociaż wcześniej otępiony był piwem, oświetleniem i wpadającymi do uszu dźwiękami. Rozluźniła dłonie, wygładzając nimi materiał stroju, chociaż głową nawet nie ruszyła, wciąż świdrując wzrokiem twarz chłopaka. Zaskakujące, jak długo błądził po jej buzi uśmiech. - Nie mogę Ci powiedzieć, że nie masz racji ani masz. Bo to też zależy czym, jest dla Ciebie związek, przyjaźń. Zawsze powtarzam sobie, że decydując się wpuścić człowieka do swojego serca — godzisz się na cały pakiet. Wad i zalet. Nie chcesz go poprawiać, nie chcesz go zmieniać. Nawet jak interesuje się czymś, czego nie znosisz.. Pójdziesz na kompromis. Z czasem będzie łatwiej, może nawet samemu to polubisz. To rozwija, otwiera nowe furtki. Ja jestem dziwnym człowiekiem. Kocham indywidualizm, kocham kolorowe jednostki i ich pokrętne umysły. Gdybym próbowała ingerować, gdybym czasem jednak kierowała się własnym rozsądkiem.. Zmieniłabym ich, wtrąciła się, zaszkodziła. Gdy nie potrafią zaakceptować różnic, to nie zasługują na to, aby pielęgnować to, co ich łączy. Upodabnianie się do siebie nie jest czymś zdrowym. Co o tym sądzisz? Zakończyła swój kolejny monolog już jakby ciszej, łagodniej od poprzedniego. Zdawała sobie sprawę, że gryfon może mieć inne zdanie i nie miała nic przeciwko temu, aby je wysłuchać. Stąd też pytanie, które wykwitło niespodziewanie na końcu jej gadania. Pewnie skrajnego, błędnego i naiwnego, jednak wciąż pozostawiającego prawdziwą opinią rudzielca. Ślizgonka przeczesała dłonią włosy, pozwalając sobie na owinięcie jednego z kosmyków dookoła palca, zanim pozwoliła mu zostać za uchem. Miała wrażenie, że znów otacza ich bańka mydlana, a w jej mózgu odcina się część jakiegoś zasilania, bo większość tego, co tkwiło dookoła, ignorowała. - Ludzie oryginalni to tacy, którzy nie dostosowują się pod szare społeczeństwo i po to, co od nich wymaga. Potrafią znaleźć rozwiązanie w taki sposób, że nie gubią samych siebie w systemie. - odparła niemalże natychmiast, przesuwając wzrokiem po tańczących gdzieś dookoła ludziach, ich twarzach. Każda z nich wymalowana była beztroską i szczęściem. Ile z nich było tylko maskami, aby przypodobać się drugiej osobie i wpleść się w pożądane przez nią kanony zachowań czy zainteresowań? - Nie. Nie jest nudny. Nie wie, czego chce i kim jest. Bo gdy wiesz i znasz siebie, nie ma wielu rzeczy, którym nie odmawiasz. Wymaga to jednak siły, którą niewielu z nich odnajduje. Czasem altruizm czy empatia robią więcej szkody niż pożytku, gryfku. Dodała jeszcze jakby ciszej, odwracając głowę w jego stronę i posyłając mu dłuższe, przeciągłe spojrzenie brązowych oczu, uśmiechnęła się krótko, by zaraz przywrócić na twarz naturalnie spokojny i łagodny wyraz. Długo do niej docierało to, że nie będzie w stanie pomóc i kolorować wszystkich, bo zwyczajnie wtedy będę musiała porzucić siebie, a tego nie chciała. Ciężko było wrócić na swoją drogę, gdy raz się skręciło w niewłaściwym kierunku. Życie przecież było krótkie. To był nasz czas i całkowite poświęcanie go dla innych osób, chcąc nadać im sensu, barwy, czegokolwiek — było jego zmarnowaniem. To było życie na dobrą sprawę źle zagospodarowane, bo na końcu i tak człowiek zostawał sam. I podczas oczekiwania na dzwonki zwiastujące koniec, jakie chwile ważne dla siebie i dotyczące nas samych przyjdą do głowy? Żadne. Bo gdy zamkniesz oczy, będziesz widział ludzkie twarze i ludzkie problemy, uświadomisz sobie wtedy, że swoje i siebie zepchnąłeś na bok. - Pewnie, że chcę! Taaak, to było najgorsze. Myślałam, że zabije moją kuzynkę za ten prezent albo że utopi go w najbliższej sadzawce. Nadal trochę panikuje, ale już jest lepiej. -westchnęła, rozkładając ręce na boki i poniekąd skarżąc się na nadopiekuńczą rodzicielkę. Bycie jedynym dzieckiem w rodzie wcale nie było zaszczytne, a raczej w oczach Nessy zwyczajnie upierdliwe. Wszystkie te tradycje, zasady, nakazy i nadmierna kontrola sprawiały, że mieszkała w zamku zamiast w Dolinie z rodzicami. Nie zniosłaby serii tysiąca pytań do. Tłumaczyła sobie na wiele sposobów, niekiedy irracjonalne zachowanie kobiety, jednak nie potrafiła w pełni się przełamać i nadal czasem wpadała w złość. Całe szczęście, że ojciec był zbyt zajęty pilnowaniem sklepu oraz wytwarzaniem instrumentów. Dobrze było wiedzieć, że istniała persona, którą można porwać zimą na przejażdżkę albo na spacer na targ pojazdów. Niewiele takich jednostek było. Kiwnęła głową na jego słowa, przytakując tym samym i angażując się całą sobą w rozmowę. - Ma w sobie coś eleganckiego, dlatego ją tak uwielbiam. Przypomina mi mieszankę, hybrydę. Ten pazur i przyśpieszenie, chociaż wygląd sprawia, że i w sukience balowej wygląda się na tej szui po prostu dobrze. Zresztą, sam zobaczysz. - powiedziała z entuzjazmem, chcąc mu jakoś poprawić humor. Pomimo błysku w oczach i tego uśmiechu, dostrzegła bowiem jakiś cień niezadowolenia na twarzy gryfona. To był właśnie jeden z tych momentów, że to jej było niemiłosiernie głupio z powodu swojej sytuacji finansowej. Nienawidziła, gdy ktoś czuł się gorzej od niej i zaraz najchętniej zabrałaby go na targ, żeby kupić mu motor. A nie daj boże, jeszcze pomyślał, że się chwaliła! Jej duma by tego nie zniosła. - Najprędzej możemy się wybrać w weekend, bo w tygodniu mam zajęcia dodatkowe, popołudnia w pracy czy korepetycję. W soboty pracuję krócej, mam wolne wieczory i późniejsze godziny dnia. Po prostu napisz do mnie, bo skleroza niestety nie boli i mogę zatonąć w transmutacji, zapomnieć. Poprosiła jeszcze, robiąc niewinną minę i posyłając mu przepraszający z góry uśmiech. Zdawała sobie sprawy ze swoich wad, a nie chciała rzucać słów na wiatr i w gruncie rzeczy nie zabrać go nigdzie. Miał prawo jazdy i widać było, że motoryzacja, jak i samo korzystanie ze środków transportu tego typu sprawiała mu radość. Sprawiała, że jego wewnętrzne ja aż błyszczało i podskakiwało rozochocone życiem. - Dlaczego najdziwniejsza? -w głosie dziewczyny usłyszeć można było prawdziwą, nieokiełznaną ciekawość. To był jeden z mankamentów Lanceleyówny, że często nie rozumiała dlaczego jej słowa czy zachowania uznawane były za innych ludzi za dziwne, zaskakujące. Zawsze wydawało się jej, że jest raczej prostym i bezpłciowym stworzeniem, niezwykle łatwym do rozgryzienia. Westchnęła cicho, dochodząc w myślach do wniosku, że to ludzie sobie za bardzo komplikowali. Była trochę nieszablonowa ze swoim łączeniem faktów i sposobem myślenia, jednak żyła w przekonaniu, że niezbyt wykracza poza przeciętność. Wcale. Nie mogła jednak nie roześmiać się razem z nim. Dźwięk, który wydawał z siebie podczas rozbawienia był zarażający, a poza tym słyszała, że śmiech to zdrowie, więc starała sie go często wplątywać do swojego życia. Widząc zaciekawione spojrzenie skierowane w stronę jej twarzy, odwzajemniła je w taki sam sposób. Było to niczym odpowiedź pytaniem na pytanie! - Lepszy? A co Ci się bardziej podoba? Właściwie to nie słyszałam jeszcze nic na temat balu. Zwykle go unikałam. - odparła, unosząc dłoń i przejeżdżając paznokciami po szyi, poprawiając tkwiący na niej łańcuszek. Zakołysał się leniwie między wystającymi obojczykami i opadł grzecznie w dół, zatrzymując się gdzieś na skromnym dekolcie czarnej sukienki. Przekręciła głowę na bok, nie spuszczając z niego zadziornego spojrzenia. - To zależy jak bardzo chciałbyś ze mną pójść. I znów zagrała taktycznie, odpowiadając mu pytaniem na pytanie. Może nie była to najdojrzalsza forma prowadzenia konwersacji, jednak często prowadziła do wielu zabawnych sytuacji, dodawała odwagi. A może pozwalała wyczuć grunt? Ciężko było jednoznacznie określić. Pod tym względem również byli podobni - nie lubiła planowania, wolała skupiać się na chwili obecnej i czerpać z niej jak najwięcej. Było to chyba naturalnym nawykiem przy jej umiejętnościach organizacyjnych i braku chęci do marnowania jakiegokolwiek czasu. I tak było go zbyt mało, aby zrobić wszystko, co chciała! Doba musiałaby mieć co najmniej czterdzieści godzin! Kolejne westchnięcie uciekło spomiędzy ust, przez co odkryła kolejny ze swoich nawyków, których nie potrafiła kontrolować. Wzdychała niczym zakochana panna na wydaniu, to straszne. Przypominające w tym świetle gorącą czekoladę oczy, skierowały spojrzenie w stronę skoncentrowanej i wyraźnie przedstawiającej zamyślenie twarzy chłopaka. Nadal myślał nad tym słoniem, którego istnienia właściwie nie była pewna? Trzeba przyznać, ze biedny bardzo angażował się w przebieg ich rozmów i wieczoru. - Hmmm.. Jak tak mówisz, to jeszcze bardziej jestem ciekawa i jeszcze chętniej bym to wszystko zobaczyła. Słyszałam, że można chodzić takimi tunelami w wodzie i jesteś wśród ryb! To jak pływanie bez możliwości utopienia się? - nie mogła się powstrzymać i zapytała, skoro miała do czynienia z kimś, kto Londyn w jakiś sposób znał. Zwłaszcza że naprawdę lubiła słuchać! Jego niespodziewana propozycja sprawiła, że przysunęła się nieco i klepnęła go dłonią w ramię, kiwając głową z miną dziecka, które dostało piękną zabawkę od rodziców, bo było grzeczne. - Chcę tam jechać! Jedźmy na wycieczkę! Mogę dać pojazd, a Ty daj mi czas i towarzystwo. I może w ten sposób unikniemy globalnej katastrofy, którą mogłoby być wpuszczenie mnie do Londynu samopas. Zaproponowała jeszcze, nie mogąc się powstrzymać od przybliżenia ewentualnej wycieczki. Może troszkę nachalnie, ale była niezwykle zaabsorbowana poznawaniem mugolskiego świata po ostatniej wyprawie do kina, która odkryła przed nią tak wiele wspaniałych rzeczy, jak maszyna do popcornu czy kubki z jednorożcem. Nadal chciała kubek z jednorożcem, chociaż nie potrafiła sobie wyobrazić, jak wepchnęli w tak niewielkie naczynie magiczne stworzenie. I bujałaby w obłokach dalej na temat tych magicznych, niesamowitych wynalazków ludzi pozbawionych dostępu do magii, ale Nico okręcił nią niespodziewanie i musiała skoncentrować się na tym, aby się przypadkiem w tych szpilkach nie potknąć. Faktycznie, taniec w takich butach nie należał do przyjemnych, jednak ruda miała wprawę. Zawsze nosiła obcasy, lecząc w ten sposób kompleksy związane z mizernym wzrostem, bo tak, to by każdemu to pasa sięgała. Widziała, że taki jej urok i nic z tym nie zrobi, ale zawsze te osiem czy dwanaście dodatkowych centymetrów sprawiało, że było jej łatwiej rozmawiać z ludźmi i utrzymywać kontakt wzrokowy. - Masz rację, tu całkowitą. -odparła cicho, kiwając się w rytm muzyki. Trzeba przyznać, że przy tak zatłoczonym parkiecie było to prawdziwą sztuką. Na szczęście panowała względna kultura i ludzie w jakiś sposób unikali popychania i przewracania pozostałych osób, które chciały się równie dobrze bawić. Jedynie pod miejscem, w którym stacjonował DJ, było dziko. Niebezpieczne. Tam na pewno by się zabiła. Miała traumę po ostatnim festiwalu, gdzie ją zdeptali i wciąż widoczne były siniaki na ramionach czy brzuchu. Na szczęście zakrywał je strój. - Wiesz, że nigdy nie zastanawiałam się nad domem lwa pod tym kątem? - zaczęła zupełnie szczerze, marszcząc na chwilę brwi i noc, jakby karcąc samą siebie. Tak proste, a tak niebanalne! Była pod wrażeniem jego sposobu myślenia, bo wydawało się, że pomimo podobieństw — wiele rzeczy postrzegał z innej strony. To było pouczające, rozszerzające horyzonty, a takich ludzi Nessa — jak wspomniała zresztą wcześniej — lubiła najbardziej. Milczała chwilę po wysłuchaniu jego następnych słów, opuszczając wzrok gdzieś na materiał jego bluzki. Lustrując wzrokiem rękaw, jakby ukrył tam coś ciekawego. Czy faktycznie potrzeba było odwagi, żeby wyjść i odepchnąć od siebie szablonowe myślenie? Tak, na pewno. Ignorowanie zakazów jednak nie zawsze wychodziło na dobre. Człowiek był jednak tylko człowiekiem, w naturze miał popełnianie błędów. Nawet jeśli się te zakazy łamało, samemu trzeba było radzić sobie z konsekwencjami i ranami, które po nich powstawały. - Ludzie żyjący wbrew zakazom, pędzący przed siebie i nieposiadający ograniczeń zwykle.. Hmm, zwykle noszą w sobie i na sobie więcej blizn, są trudniejsi i mniej sympatyczni dla świata. Jednak jeśli już zyskasz lojalność takiej osoby, nie ma lepszego towarzysza. Bo skoro był w stanie znieść zakazy z myślą o sobie, to z myślą o kimś będzie w stanie zmienić cały świat. Coś w tym jest. Tylko czy naprawdę, kiedykolwiek człowiek zaznaje pełnej wolności? To temat z tyloma znakami zapytania. Odezwała się w końcu nieco ciszej, jednak na tyle głośno, aby mógł ją usłyszeć. Jak zwykle doskonale radził sobie ze skłanianiem ślizgonki do filozoficznego myślenia. Zabawne. Często analizowała pewne sprawy kilka razy, szukała rozwiązań i najlepszej z dróg, a czasem przypadkowe słowa drugiego człowieka były w stanie zdjąć klapki z oczów. Nakierować umysł na nową myśl, nowe możliwości. - To dobrze, że nie kłamiesz. To plus, wiesz? Słodkie kłamstwo jest mdlące, gorzką prawdę lepiej przełknąć. - rzuciła zaczepnie, puszczając mu oczko i wyciągając dłoń w jego stronę, aby wbić mu palec delikatnie w brzuch. Co to za westchnięcia i wyraz na twarzy, gdy na służbie była prefekt Slytherinu? Wciągnęła więcej powietrza, czując w nozdrzach otumaniający zapach mydlanych perfum, whiskey, wody kolońskiej i chyba rozlanego mohito. Cóż za orzeźwiająca, pokrętna mieszanka. Absurdalne, że była tak paskudna, w obecnej chwili wydawała się Nessie prawdziwą esencją tego miejsca. Było ujmujące, jednak znów pobudzało zawroty głowy i natrętne pulsowanie w skroniach. Musiała też uważać na światło, żeby obraz nie zaczął się rozmywać. Podniosła spojrzenie na towarzysza. Nie było po niej nic widać, jak zwykle zresztą. Uśmiechała się w charakterystyczny dla siebie sposób.- Dasz się porwać na drinka, gryfku? Reszta wieczoru przebiegła im dobrze. Dużo rozmawiali, tańczyli i pili. Nessa dawno nie poznała tak sympatycznego człowieka.
z.t
Ostatnio zmieniony przez Nessa M. Lanceley dnia Pią Mar 08 2019, 22:13, w całości zmieniany 1 raz
Nie tylko ludzka pamięć była niesamowitym mechanizmem. Cały ludzki umysł był nieprawdopodobnym urządzeniem zdolnym do przetwarzania milionów informacji w ułamku sekund. Żeby zrozumieć dokładnie jego sposób działania potrzeba wielu tysięcy lata. Zwątpienie w jego możliwości było lekkim błędem. W każdym razie porównanie pamięci do magicznych sznureczków, było sporym uproszczeniem, ale i piękną metaforą. Nie można zapominać, że istniały osoby zdolne zapamiętać każdy moment swojego życia i przytoczyć go w dowolnym momencie. Zapamiętanie twarzy czy wyjątkowej chwili, dla nikogo nie było problemem - czasem wystarczało jedno spojrzenie, a niekiedy wymagało to kilku minięć na korytarzu. To czy sznureczki bladły w dużej mierze była to też kwestia charakteru - takiego indywidualnego zainteresowania innymi. Często ludzie siłą wypychali innych ze swoich wspomnień. Nie rozumiem dlaczego - przecież to ze wspomnień pochodziła wiedza. Nawet jeśli były przykre i bolesne, to one sprawiały, że ludzie byli silni. Tak zwani słuchacze, chociaż często nie znajdowali się w centrum uwagi, to i tak wiedzieli niemalże wszystko o otaczającym ich świecie. Byli doskonałymi obserwatorami. Nawet ja, chcąc nie chcąc nieco interesowałem się osobami, których nawet nie lubiłem. Przechodząc gdzieś korytarzem usłyszałem czasem jakąś plotkę i już to wystarczyło, żebym przetworzył nowe informacje. Myślodsiewnie były chyba najbardziej magicznym przedmiotem na świecie. Każda, nawet najbardziej niepozorna stanowiła zbiór wiedzy dużo większy od jakiejkolwiek biblioteki. Pozwalały na przekazanie prawdziwej historii - dawały możliwość przeżycia jej samemu. Spojrzenia na nawet błahe sprawy z zupełnie innej perspektywy. W nieprawdopodobny sposób poszerzały horyzonty. Gromadzenie ludzkich wspomnień dawało tak wiele możliwości. Przecież korzystanie z ich dobrodziejstw pozwalało uniknąć tak wielu błędów z przeszłości. Dlaczego, tak niewiele osób mogło z tego korzystać. Wyraźnie rozluźniony pozwoliłem odetchnąć swoim mięśniom. Czułem niebywałą lekkość biorąc pod uwagę, że zanim tutaj przyszedłem byłem trochę zmęczony po treningu. Ta cała miła atmosfera, sprawiała że nie przejmowałem się tym jak szybko uciekał czas. Bawiłem się dobrze i to było najważniejsze. Odruchowo wypiąłem klatkę nieco do przodu, chcąc prezentować się dumniej i bardziej okazale. Na mojej twarzy widniał delikatny uśmiech, kiedy wzrokiem lustrowałem twarzy dziewczyny. -Niesamowite jest to, jak mało czasem człowiek wie o sobie. Oraz to, że potrzeba wyjścia do klubu, żeby się trochę uświadomić. - odparłem ze spokojem, próbując jeszcze przez chwilę zachować powagę. Niesamowicie bawiła mnie ta ta cała sytuacja. Wiedziałem, że jestem raczej kiepskim aktorem. Nigdy nawet nie miałem okazji wystąpić w żadnym przedstawieniu. To nie tak, że się nie dostawałem. Raczej nie próbowałem, bo mi nie zależało. Teraz, zastanawiałem się czy nie był to błąd i nie minąłem się z powołaniem. W duecie takim jak Nessa nie tylko udałoby się nam zarobić, ale i zdobylibyśmy światową sławę. To chyba bardzo ważne, żeby stale się zmieniać, rozwijać i pokonywać własne granice. Na własnym przykładzie, wiedziałem, że jeszcze kilka lat temu byłem zupełnie innym człowiekiem. Miałem ogromną tendencję do tworzenia nowych konfliktów. Nie wiedziałem kiedy powiedzieć stop. Często przesadzałem, chcąc wzbudzić trochę atencji. Dorosłem i nieco stonowałem. Nauczyłem się na własnych błędach i z całego serca, nie chciałbym, żeby ktoś inny je popełniał. Zdecydowanie wolę teraz zachować umiar - powstrzymać się od niepotrzebnych słów. Dlatego uważam się za nieśmiałego. Nie staram się przypodobać na siłę. W życiu nie nazwałbym się dusza towarzystwa. Owszem lubię rozmawiać z innymi i jestem dosyć komunikatywny, ale to na pewno nie ja nakręcam całą akcję. Staram się po prostu być sobą. Nigdy nie uważałem się za jakiegoś wyjątkowego - żeby moja aura jakoś szczególnie się wyróżniała. Dużo rozsądniej byłoby powiedzieć, że to Nessy aura wypełniała cały klub. Jej dobry i towarzyski sposób bycia, sprawiała, że z łatwością się otwierałem. Raczej nie bez powodu została prefektem. Wyniki w nauce to jedno, ale w dużej mierze liczy się również osobowość. Tak więc to rudowłosa mogła się pochwalić wyjątkowych charakterem, który lśnił dzisiejszego wieczoru, a ja jedynie wpatrywałem się w nią troszkę jak w obrazek czerpiąc przyjemność z jej towarzystwa. -Nie no, naprawdę nie przejmuj się tym. To bardzo ciekawe przemyślenia i w sumie fajnie ich posłuchać.. To taki spojrzenie na wszystko z zupełnie innej strony. Nie ma w tym nic głupiego ani nudnego. - odparłem chyba troszkę gubiąc się w swojej wypowiedzi. Poza tym nie do końca rozumiałem co miała na myśli, nawiązując do Blaith. Mniej więcej kojarzyłem o kogo chodzi, ale nic więcej. Nie zależało mi na tym, żeby rudowłosa musiała specjalnie dla mnie rozwijać swoją myśl, więc pokiwałem tylko lekko głową i przytaknąłem, jakbym wszystko dokładnie zakumał. Wyprowadzenie jakiś skomplikowanych wywodów, w tym momencie nie było jeszcze dla mnie niczym trudnym. Po dwóch drinkach, wciąż byłem w pełni trzeźwy, a rozmowa ze Ślizgonką wymagała ode mnie skupienia i pełnej uwagi. Po prostu było to dla mnie ważne. Lekko przechyliłem głowę na bok i przyglądałem się mimice dziewczyny. Nie chciałem, żeby umknął mi jakiś najmniejszy szczegół, chociaż znając życie to pewnie na każdym kroku przegapiałem jakiś ważny gest. -Istnieją przecież sytuacje, gdzie kompromis nie istnieje. Przypadki, w których do wyboru pozostaje tylko tak i nie. Chodzi mi tutaj o bardzo skrajne poglądy. Co, jeśli ktoś przekracza granice, których po prostu przekroczyć nie można. Co, jeśli ktoś Cię zdradzi? Czy dalej będziesz w stanie zaufać takiej bratniej duszy? - spytałem, chodź spodziewałem się tylko jednej odpowiedzi - nie. To bardzo bolesne, ale nawet pomiędzy najbliższymi istnieją sytuacje zdolne do zniszczenia całej przyjaźni i miłości. -Owszem, upodabnianie się nie jest niczym dobrym. Jednak to w naszej kwestii jest nie zmieniać się pod wpływem presji społeczeństwa. To w naszym interesie leży, żeby nie stać się kolejną ubraną na czarno osobą w tłumie. Uważam, że nie powinnaś się martwić o to, że kogoś zmienisz. W końcu jeśli uda Ci się to zrobić przez przypadek, to inni później zrobią to celowo. A później będą kolejni, aż w końcu okaże się, że kolorowa osoba, którą poznałaś, nigdy nie istniała. - westchnąłem cichutko kończąc swoją wypowiedź. Ne byłem z niej zbyt zadowolony. Kiedy coś było zbyt optymistycznego, musiałem to w pewnym sensie zniszczyć. Chciałem czasem po prostu zgodzić się i przytaknąć, ale bardzo często zaakceptowanie czyjegoś zdania było dla mnie bardzo trudne, czasem niemożliwe. Na dłuższą metę, było to męczące. W każdej rozmowie pojawiało się jakieś ale, każda rozmowa kończyła się jakaś dyskusją. Kiwnąłem lekko głową, bo w gruncie rzeczy słowa Ślizgonki pokrywały się z moimi. Miła odmiana. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek, a w głowie rozbrzmiało głupie pytanie - czy my jesteśmy oryginalni? Co do Nessy nie miałem większych wątpliwości. Rudowłosa na pewno do przeciętnych nie należała. Posiadała bardzo ciekawy punkt widzenia. Może za mocno się do tego przyczepiałem, ale odznaka prefekta też była wyróżnieniem. W domu Salazara pewnie stanowiła autorytet dla młodszych uczennic, a także jakieś oparcie dla potrzebujących. Była ambitną uczennica, a zarazem bardzo towarzyską osobą. No po prostu długo można byłoby wymieniać. A ja? No właśnie, chyba nic szczególnego. Kolejny typowy Gryfon. -Podziwiam takie osoby. Świadczy to o niesamowitym oddaniu i poświęceniu dla przyjaciół. Altruizm i empatia to bardzo szlachetne zachowania. Niewielu jest do nich zdolnych. - odparłem nie zgadzając się ze Ślizgonką. Mimo to nie odwróciłem wzroku od dziewczyny i w ciągu ułamków sekund, spojrzałem głęboko w jej brązowe oczy, uśmiechając się przy tym delikatnie. Niestety, nie z każdego można było wyciągnąć piękną paletę barw. Było zbyt wielu ludzi i zbyt mało rąk, żeby to uczynić. Sama Nessa pewnie nie była w stanie nawet pomóc całemu Hogwartowi. Pokiwałem delikatnie głowa, uświadamiając sobie, jak wiele niesamowitych osób musiało chodzić po Hogwarcie, a mało kto w ogóle zdawał sobie sprawę o ich istnieniu. Entuzjazm Nessy był niesamowity. Nie potrafiłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, który malował się na mojej twarzy, kiedy dziewczyna tak ochoczo mnie zapraszała na przejażdżkę. Zmrużyłem lekko oczy i zaśmiałem się wesoło. Musiało to wyglądać bardzo zabawnie. Na szczęście ja nigdy nie znalazłem się w takiej pozycji jak rudowłosa. Czułem dzięki temu pewnego rodzaju swobodę, która pozwalała mi się rozwijać w kierunku motoryzacji. -Prędzej czy później się przyzwyczai. - odparłem, wzruszając lekko rękoma. W tej kwestii doskonale wiedziałem co mówię. Może nie byłem aż w takiej sytuacji jak Ślizgonka i matka nie groziła mi utopieniem pojazdu, ale czasem pokrzyczała, kiedy autem kumpla przekraczałem zakazy prędkości pod jej domem. Teraz sprawia wrażenie trochę obojętnej, ale jest pewny, że kiedy powiedziałbym jej o jakiejś stłuczce, to zaczęłaby od “A nie mówiłam”. -W sensie motor czy Ciebie w sukience? - spytałem, śmiejąc się przy tym. Domyślałem się, że raczej jej chodzi o Szuję, ale i tak nie potrafiłem się od tego pytania. Swoją droga jak się wygląda w balowej sukni na motorze? Przekrzywiłem lekko głowę w bok i troszkę niemiło zlustrowałem sobie Ślizgonkę od stóp, aż po głowę. No, nie. Nie potrafiłem jej sobie wyobrazić w takiej sytuacji. Brzmiało to trochę absurdalnie, ale może to po prostu moja kreatywność była na żałosnym poziomie. No nic, pokręciłem jeszcze głową na boki i parsknąłem cicho śmiechem. -Mówisz, że zapomnisz o mnie, kiedy się nie upomnę? - lubiłem czasem łapać ludzi za słówka. Uśmiechnąłem się troszkę zadziornie i wzruszyłem lekko ramionami. No co tu dużo mówić, po prostu nie ładnie tak. -Strasznie zawalony masz ten grafik. No dobra, postaram się odezwać… Jak nie zapomnę. - dodałem, mrugając lekko do dziewczyny. Oczywiście tylko się droczyłem. Nie miałem na głowie tylko co ona, więc nie bałem się, że mogę zapomnieć. Przyjemnie mi się rozmawiało z rudowłosą, więc byłem bardzo chętny na to kolejne spotkanie. Tym bardziej, że oferowała przejażdżkę swoim motorem, czym całkowicie mnie kupiła. No po prostu nie mogłem odmówić. To tak jakbym się zranił własnym zaklęciem - tylko idioci tak robili. -W sensie, nie spodziewałem się, że ktoś skomplementuje moje imię poprzez skojarzenie je ze świętami, a tym bardziej, że porównasz kolory Mikołaja z barwami Gryfindoru i przypasujesz do mnie. Twój sposób myślenia jest bardzo wyjątkowy Moja Droga. - odparłem tak trochę obojętnie, może nawet delikatnie wzruszając dłonią. Bardzo dziwnie było mi wytłumaczyć sposób w jaki odebrałem słowa dziewczyny. Nie chciałem wyjść na jakiegoś zawstydzonego i zarumienionego. Pomimo tego, że słowa dziewczyny były dosyć nietypowe, to były całkiem miłe. -Atmosfera tam jest chyba troszkę inna. Tutaj połowa ludzi jest tylko po to, żeby kogoś wyrwać, a druga by poszaleć i się najebać. Hogwart jest dużo bardziej magiczny. - ciężko mi było wytłumaczyć zalety balu w szkole magicznej. Po prostu nie była to taka zwykła popijawa. Nie byłem zbyt wielkim fanem alkoholu, więc im mniej go było, tym lepiej. Bal był bardziej taką potańcówką. Dużo większa uwaga była poświęcona parkietowi, a ja lubiłem na nim spędzać czas w towarzystwie jakiejś sympatycznej partnerki. Zmarszczyłem lekko brwi i pokręciłem ustami z niewielkim grymasem. -No wiesz… - zacząłem troszkę niepewnie, może troszkę zaskoczony pytaniem. Bądźmy szczerzy, chyba żadne z nas nie przypuszczało, że rozmowa pójdzie w tym kierunku. Wzruszyłem ramionami, chcąc zachować pozory twardego mężczyzny. -Jakbym nie miał już nic lepszego do wyboru… - przewróciłem lekko oczyma i zaśmiałem się. Oczywiście tylko się zgrywałem i miałem nadzieję, że Nessa nie potraktuje tego na poważnie. W rzeczywistości była bardzo sympatyczną i atrakcyjną dziewczyn. Jedynym argumentem, który w jakiś sensowny sposób przemawiał, żeby jej nie zaprosić, było to, że rozmawialiśmy dopiero od jakiejś godziny. Chociaż i to było dosyć nędznym stwierdzeniem. W końcu raczej oboje cieszyliśmy się ze swojego towarzystwa i dobrze się dogadywaliśmy. Bal był raczej miejscem, gdzie człowiek idzie się zabawić. Równie dobrze można to robić z obcymi. Może, gdybym wiedział, że się zbyt mocno nie zaczerwienie to byłbym w stanie przytaknąć i ze szczerym sercem zaprosić Ślizgonkę. -Ymm… Chodzi Ci o to… Oceanarium? W sumie można to trochę porównać do nurkowania. Te tunele są pod wodą i zrobione ze szkła, więc wszystko przez nie widać. - odparłem, w głowie przywracając sobie wspomnienia tych wszystkich stworzeń pływających tuż nad głową. Zdecydowanie wakacje spędzone w mugolskim Londynie był jednym z lepszych jakie miałem okazję spędzić w tym osiemnastoletnim życiu. Chociaż to i tak była tylko garstka ogromnego świata. Przecież było jeszcze 6 (Antarktydy nie liczę) ogromnych kontynentów pełnych pięknych magicznych i mugolskich miejsc do zwiedzenia. Niemożliwym było zobaczyć je wszystkie. W każdym razie nie zwiedzanie Londynu było grzechem. Mając pod ręką jedno z największych miast na świecie, to po prostu było głupotą tego nie wykorzystać. -No spoko. Jak znajdziesz czas, to możemy się gdzieś przejechać. - odparłem, zaciskając zęby na dolnej wardze, żeby na wszelki wypadek powstrzymać się przed wygadaniem przed prefektem. Nawet jeśli bardzo polubiłem Nessę, to nie chciałem jej mówić, że wiele miejsc zwiedziłem po nocy, kiedy są zamknięte dla mugoli. Z pomocą czarów dosyć łatwo jest obejść niemagiczne zabezpieczenia. To chyba nic złego, w przeciwieństwie do podkradania mugolskich aut, ale z tego już na szczęście wyrosłem. Żeby nie było, żadnego nie zniszczyłem, ale jedynie przestawiłem o kilka ulic. -Dlaczego katastrofy? Wydaje mi się, że nie jestem najlepszą osobą na to stanowisko. Pani Prefekt. - wyraźny ton położyłem na dwa ostanie słowa. To nie tak, że się migałem od zabrania Ślizgonki na miasto. Zwyczajnie chciałem ją wyprowadzić z błędnego myślenia, że jestem osobą odpowiedzialną. Dobra, potrafię powiedzieć stop w niektórych kwestiach, ale bez przesady, jestem też osobą, która łamie ograniczenia prędkości przy każdej okazji. Halo, jestem Gryfonem - to oni zazwyczaj potrzebują opieki. -Wiem. - mrugnąłem do rudowłosej i chyba po raz kolejny dałem pokaz swojej niesamowitej skromności. Odrobinę zbliżyłem się do tańczącej partnerki. Lekko poprawiłem włosy, odgarniając je do tyłu i uśmiechnąłem się zaczepnie do Ślizgonki. -Szczerze mówiąc, to ja też nie bardzo. To bardziej moje spontaniczne spostrzeżenia. Nigdy nie przywiązywałem zbyt wielkiej uwagi do domów. Tylko dzielą uczniów. Rywalizacja jest spoko, ale czasem mam wrażenie, że niektórzy są w stanie się pozabijać, byle tylko udowodnić nic niewartą wyższość swojego domu. - mruknąlem z ogromnym spokojem w głosie. Chociaż muzyka w klubie bardzo głośno dudniła, to ja jakoś nie bardzo ją odczuwałem. Ogarniał mnie taki błogi stan rozmarzenia. Lekko bujałem się na boki, trochę jakby cały świat mnie nie interesował. Moja dusza wygrywała jakąś swoją symfonię, przy której mogłem się zrelaksować i odprężyć. -Wyobrażasz sobie, jakbym mógł zacząć krzyczeć na cały klub, że Ślizgoni to kurwy? - spytałem wybuchając przy tym śmiechem. Nie wiem, może to tylko moje błędne myślenie - z pewnością był to bardzo skrajny przypadek, ale miałem wrażenie, że czasem niektórzy zachowują się jak mugole na meczach ich piłki. Po prostu chamstwo w opór. -To zależy jak zdefiniujemy pełną wolność. Ja bym ją porównał do takiego szczerego szczęścia. Tylko nie takiego, że jestem szczęśliwy bo nie jestem smutny, tylko takiego naprawdę prawdziwego szczęścia… Takiego jakie daje jazda na motorze. - westchnąłem cicho pod nosem. Ostatecznie wszystko sprowadzało się do magicznych pojazdów. No ale cóż, zarówno w moim jak i Nessy przypadku to one prowadziły do szczęścia i pełnej wolności. Wydaje się to takie proste, do uzyskania, ale niestety były te cholerne ograniczenia, których nie można było tak łatwo przeskoczyć. Byłem bardzo ciekaw, jak musiała wyglądać Ślizgonka pędząca na swojej Szuji. Czy moje przypuszczenia, chociaż w jakimś małym stopniu miały prawa bytu. -Sugerujesz, by był bardziej szczery? - spytałem lekko unosząc brwi do góry i kątem oka zerkając na palec, który próbowała wbić mi w brzuch. -Nie wiedziałem, że prefekci po godzinach są tak chętni do macania. - dodałem, żartując sobie z dziewczyny. Mimo wszystko w głowie miałem myśli dotyczące balu. Może faktycznie mogłem zaprosić Nessę. Jeśli się odbędzie to spoko, jeśli nie to trudno. Może wyjdzie zabawnie i fajnie, kto wie.. -Kurcze jeszcze trochę i zacznę się bać czy nie chcesz mnie upić. No dobrze Moja Droga, na jeszcze jednego chyba mogę się zgodzić.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Po ostatnich przeżyciach, Rosjanin postanowił porządnie sponiewierać się trunkami wysokoprocentowymi, a że nie był obyty w rozmaitych lokalach położonych w magicznej części Londynu (do tej pory pił w domu), dlatego bez wcześniejszego rozpoznania, przekroczył próg drzwi, nad którym widniał napis "Klub Luna", wcześniej płacąc dziesięć galeonów za wejście. Pierwsze co zauważył Boris, gdy zaczął się rozglądać po wnętrzu pomieszczenia, to zdecydowanie zbyt roznegliżowane panie tańczące ku uciesze podpitych ludzi, głównie mężczyzn na oko w jego wieku. Na jego szczęście, jego wzrok dość szybko padł na bar, gdzie na oko młoda brunetka przygotowywała napoje gościom. -Poproszę Zezowatego Iwana- powiedział wyraźnie zajętej barmance Boris, wysilając się jednocześnie na niewielki uśmiech.
Klub tętnił życiem jak na godny lokal w początek weekendu przystało. Bujając się w rytm wybijanych basów Fayette stojąca za barem starała się widowiskowo, ale szybko podawać kolejne zestawienia drinków dla gości próbujących przekrzyczeć muzykę. Włosy miała spięte w luźnego koka, z którego wypadło parę niesfornych loków, a ubiór jej dawał jasno do zrozumienia, że nie pracuje tu jako tancerka. Właśnie postawiła serię sześciu świeżo wypolerowanych kieliszków na blacie, kiedy zjawił się nowy gość, którego Richerlieu pobieżnie obrzuciła wzrokiem na początku, ale po usłyszeniu jego zamówienia zmrużyła oczy i ściągnęła brwi wbijając w niego pytające spojrzenie. - Zezowatego Iwana? - Spytała z uśmieszkiem napełniając kieliszki wódką, ale nawet na moment nie oderwała wzroku od mężczyzny. Wszystkie kieliszki były po równo wypełnione płynem. - Znam przepis na Szalonego Iwana, ewentualnie Czarny i Biały Rusek, ale pierwszy raz słyszę o Zezowatym. - Przyznała i przejechała różdżką po krawędzi naczyń rozpraszając płomienie na powierzchni. Zwinnym gestem posłała szoty do grupki wyczekujących gości i oparła się o blat łokciami. - Z chęcią się zapoznam z nową recepturą jeśli taka istnieje.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Patrzył lekko nieobecnym wzrokiem na pracę dziewczyny, zwłaszcza na to co nalewała. Zapach wódki przyjemnie wtoczył się w nozdrza Borisa, którego źrenice od razu rozszerzyły się. Niestety niedługo potem, alkohol został podpalony i odesłany klientom, co wytrąciło go z marzeń o napiciu się akurat tego drinka. Zaskoczyło go natomiast pytanie o alkohol. Nie chciał spożywać tego wieczora fikuśnego alkoholu, tylko czystą gorzałę ze szklanki. -Zezowaty Iwan to rodzaj alkoholu z Rosji, wystarczy pusta szklanka i otwarta butelka- odpowiedział- Jeżeli nie ma Pani czegoś takiego, to zadowolę się Szalonym Iwanem Zawsze było warto spróbować czegoś nowego, co może go sponiewierać, zwłaszcza, że nie płacił dziesięciu galeonów po to, żeby sobie krótko pogadać z barmanką i wyjść bez chociaż zwilżenia ust.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
- Hmmmm, brzmi jak trunek godzien sponiewieranego życiem profesjonalisty. - Skomentowała z współczującym uśmiechem, po czym jeszcze raz zmierzyła klienta wzrokiem, tym razem bardziej wnikliwie i po chwili schyliła się do lodówek pod ladą. - Mam specjał idealny na takie właśnie okazje. Importowany do nas przez czarodziejskich mistrzów destylacji z samego serca Syberii raz na pół roku. - W końcu znajdując odpowiednią butelkę wyprostowała się prezentując elegancko prostą, kanciastą butelkę opasaną czarną skórą, w którą wtłoczone były litery oczywiście w cyrylicy. Postawiła kieliszek pomiędzy nimi i odkręciła nakrętkę trunku. - Nazywają ją czarnym złotem wśród wódek. - Nie przepuściła okazji, aby przed podaniem powąchać z szyjki zapach tejże wódki, co wywołało uśmiech rozkoszy na jej buzi i ciche westchnienie. - Ah... Osobiście ją uwielbiam i jest idealnym starterem wieczoru, w którym potrzeba szybkiego rozluźnienia. - Przechylając szkło wlała pięknie schłodzony, czarny płyn do kieliszka. - I podobnie jak wszystko co czarne, czy to złoto, perły lub magia... - dodała powoli przesuwając palcem kieliszek w stronę mężczyzny - ... daje pożądane rezultaty tym, którzy są wystarczająco odważni, aby po nią sięgnąć. - Wyszczerzyła do niego zęby w szerokim uśmiechu i czekała, aż klient spróbuje aperitifu. - A Szalony Iwan daleko do Zezowatego nie siedzi. - Machnęła różdżką i zaraz pod jej rękę przyleciała z jednej strony wysoka szklanka, a z drugiej kostki lodu, które wdzięcznie wpadły do środka. Odwróciła się na pięcie i stuknęła ponownie różdżką w szklany regał pełen trunków, skąd z górnej pułki spłynęła kolejna butelka tym razem bardziej zwykłej, przeźroczystej wódki i rumu. Wlała alkohole do szklanki w proporcjach 1:1 i przesunęła do gościa. - Jak ciężki musiał być ten dzień, tydzień... rok, hm? - Spytała.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Widok czarnego trunku urzekł Borisa na tyle, że nie zwrócił zbytnio uwagi na określenie go sponiewieranego przez życie profesjonalistę. Chociaż chyba większość osób, która go znała za takiego go uważała. Gdyby Ministerstwo Magii urządzało konkurs z picia alkoholu, Rosjanin miałby bardzo dużą szansę na wygraną. -Czarna magia to same kłopoty- odpowiedział na porównanie "czarnego złota" wśród alkoholi do w większości niebezpiecznych zaklęć. Szybkim ruchem ręki przechylił kieliszek i wlał w siebie trunek, który przyjemnie podrażnił jego gardło i rozlał ciepło po całym ciele. -Ważne, żeby Szalony miał podobne "właściwości"- dodał z uśmiechem. Jeżeli odkryje w ten wieczór dużą ilość przyjemnych alkoholi, to może poprosić o naukę mieszania napojów w ten sposób, by wychodziło coś w miarę przyjemnego. Byłaby to miła odskocznia od typowych "posiadówek" Borisa. -Wystarczająco niestety...- w zasadzie pomijając ostatnie kilka tygodni, to Rosjanina nie spotkało nic nadzwyczajnie miłego. Problemy w pracy, pusty dom, no i przez długi czas pusta kieszeń. Dzisiejsze picie można by więc uznać za sukces, zważając na ostatnie odkrycia i niespodziewane sytuacje, które spotkały go. Pojawienie się córki oraz wizja rychłego awansu mogła być czymś przełomowym w jego życiu.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Jedynie uśmiechnęła się pod nosem na wzmiankę o czarnej magii jako kłopotach, tak bardzo oczywistą, standardową opinię na ten temat. Skupiła się w międzyczasie na wypolerowaniu shakera, aby zająć czymś wolne ręce. - Zapewniam, że mocą przekroczy butelkę czystej, a smakiem popieści podniebienie. - Mrugnęła do niego poniekąd porozumiewawczo jak jeden alkoholik do drugiego. - A jak nie, to raczę Pana Nieszczęsnego urzec serią innych trunków w naszej kolekcji. W końcu od tego tu jesteśmy. - Oznajmiła teatralnie się kłaniając, po czym na moment odeszła wezwana przez innego klienta do przygotowania finezyjnego drinka, lecz zaraz wróciła do mężczyzny, gdy bar nieco opustoszał bo większość gości ruszyła na parkiet lub do stolików z hazardem. - Tsk tsk tsk, nie mogę więc pozwolić, aby taki klient opuścił nasz klub w takim stanie... - Wskoczyła na blat po swojej stronie blatu siedząc bokiem do mężczyzny. Z współczującym wyrazem twarzy polała mu kolejną setkę czarnego złota, pomimo tego, że stał przed nim jeszcze pełen czysto-alkoholowy drink. - Ten będzie na koszt firmy, Panie...
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Był wdzięczny, że ktoś jest dla niego na tyle miły, że polewa alkohol, na dodatek dobry i za darmo. W lewą dłoń wziął kieliszek, by ponownie szybkim ruchem ręki wlać w siebie ciemny trunek. Następnie wziął w obie ręce drinka przygotowanego przez i wpatrywał się w niego przez chwilę lekko podnosząc kąciki ust w niemrawym uśmiechu. Cieszył się, że ktoś dba o to, by mógł za darmo napić się czego, co wyjątkowo nie sprawi u niego odruchów wymiotnych. Powoli zaczął sączyć napój, delektując się jednocześnie każdym łykiem. -Jak będę dostawał tyle darmowego alkoholu, to na pewno nie wyjdę stąd w najlepszym stanie- odpowiedział, jednocześnie śmiejąc się cicho. Było to oczywiście pół żartem, pół serio, ponieważ nie widziało mu się wtaczanie do domu ledwo co chodząc po zbytnim schlaniu się w klubie. Wcześniej takiego problemu nie było, bo jak nawet przesadził z ilością wlewanej w siebie wódki, to leżał w tym momencie na kanapie, czy łóżku. -Taki klient? Czyli jacy są inni?- zapytał się świdrując swoimi ciemnymi jak dno studni oczami barmankę. Liczył, że uda mu się ugrać jeszcze kilka darmowych napojów. W końcu nierozsądnie byłoby wydawać setki galeonów, żeby upić się w jedną noc.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Obserwując jak lekko unoszą się mu kąciki ust z dumą się wyprostowała czując satysfakcję z części wykonanego zadania jako profesjonalna barmanka dająca uciechę i bilet na ucieczkę od rzeczywistości poprzez dobrze dobrany alkohol. Przytaknęła na jego stwierdzenie nawet nie próbując zaprzeczyć tej oczywistości. - A widzisz, trochę uśmiechu na tej ponurej twarzy i już widzę jak naszym kelnerkom zapiera dech w piersiach. - Skomentowała odkładając na moment butelkę na blat. Następnie dostała pytanie od tajemniczego jegomościa i uśmiechnęła się jedynie tajemniczo wytrzymując spojrzenie jego ciemnych oczu. Po chwili oderwała leniwie wzrok rozglądając się po innych klientach klubu tłoczących się w tle na parkiecie czy na sofach. - Inni są... - Zaczęła zastanawiając się nad słowami jakich by chciała użyć. - Bardziej rozmowni. - Zarzuciła pół żartem wracając rozbawionym spojrzeniem do mężczyzny. - Przychodzą do Klubu Luna, aby się rozerwać. Potańczyć, przegrać galeony w hazardzie, dotrzymać towarzystwa naszym pięknym dziewczynom chodzącymi pomiędzy stolikami. - Wyjaśniła odchylając głowę na bok. Sięgnęła po butelkę z alkoholem, ale zamiast dolać klientowi, złapała za nowy kieliszek i sama sobie polała wypijając zaraz zawartość. Po chwili zastanowienia, jakby na moment zapomniała, że w ogóle jest w barze i jest barmanką, oprzytomniała i polała mężczyźnie. - Nasi najhojniejsi klienci zwykle są z niezależnych przedsiębiorstw lub samego ministerstwa, nie wiedząc co zrobić z pieniędzmi. Ale oni wydają je w naszych prywatnych salach. Ci co tutaj wchodzą i idą prosto do baru, prosząc o butelkę wódki i szklankę nie są "typowymi" klientami. - Wyjaśniła zakręcając butelkę z uśmieszkiem chochlika.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Boris może i pracował dla Ministerstwa Magii, no i chyba posiadał małą fortunkę, ale nie zamierzał wydawać na inne przyziemne uciechy, poza oczywiście alkoholem. Ucieszył go widok pijącej dziewczyny, ponieważ oznaczało to, że nie będzie pił samemu, co byłoby nie lada wyczynem w klubie. -Zdorowje!- powiedział po rosyjsku głosem, osoby, na którą alkohol zaczął już lekko działać- Kiedy piję, to wolę za dużo nie mówić... Mógłbym przez przypadek powiedzieć coś głupiego. - dodał odpowiadając na uwagę o jego rozmowności -To dobrze, że nie jestem typowym klientem?- zapytał zaciekawiony. Jeszcze bardziej interesowało go, jakie osobistości z Ministerstwa przekraczały progi tego przybytku. Takie informacje mogłyby okazać się przydatne w przyszłości. -Osoby z Ministerstwa Magii bawią się w taki sposób? - zapytał się Rosjanin. Miał nadzieję, że nie był przy tym zbyt nachalny. W końcu za dużo pytań mogłoby skierować barmankę na to, że samemu pracuje z tymi ludźmi.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
- To może powiesz chociaż jak ci na imię, Panie Nieszczęsny? - Zapytała mrużąc przy tym podstępnie oczy. Kiedy wdawała się w dłuższe niż dwa zdania dyskusje z klientami klubu wolała poznawać ich imiona. Nawet jeśli zapominała je po paru godzinach, jak nie chwilach, to jednak łatwiej było w jakiś sposób rozmawiać z osobą, znając choć jej namiastkę. Patrzyła na jego ręce i alkohole w nich zastanawiając się jak dużo mężczyzna mógłby wypić, zanim zacząłby się słaniać po podłodze z zaplątanym językiem. Z toastu wywnioskowała, że Rosjanin, więc mimowolnie poddała się stereotypom, że na pewno sporo musiałaby mu polać 60-70% absyntu czy samogonu w tym wypadku. Z rozmyślań wyciągnęło ją kolejne pytanie. - Czy dobrze, hmm... - Uśmiechnęła się w zastanowieniu i postukała palcem o dolną wargę wydymając przy tym lekko usta. - Nie wiem. Zależy jak się na to patrzy. Każdy z klientów ma w sobie coś innego. - Wzruszyła ramionami z uśmieszkiem. - Najbardziej lubię poznawać tą inność w moich klientach. - Dodała zadziornie. Na pytanie odnośnie ministerstwa chwilę się zawahała lustrując Rosjanina spojrzeniem. Zastanawiała się, czy był szpiegiem, agentem, bądź dziennikarzem próbującym dowiedzieć się czegoś co barman mógł wiedzieć z pijackich rozmówek innych klientów? Ta niewiadoma jedynie tym bardziej zaciekawiła barmankę. - Tak dużo pytań. - Polała mu. - To już ostatnia darmowa kolejka, inaczej szef mi da popalić, że znowu sama opróżniłam flaszkę. A za drink 8G. - Zaśmiała się polewając też i sobie kieliszek, po czym zeskoczyła z blatu, aby odstawić czarne złoto na miejsce. - Osoby przy kasie i władzy bawią się w taki sposób. Co nie dziwne. Sama bym nie wiedziała co robić z kupą szmalu i wolnym wieczorem.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Boris wiedział, ale nie powiedział co można robić z pieniędzmi w wolny wieczór. Nie zarabiał też takiej ilości pieniędzy, by uskuteczniać sobie takie wycieczki częściej niż raz na kilka miesięcy. Wypił ostatniego szota i dokończył drinka, licząc, że uda mu się bez żadnych wpadek dotrzeć do domu i wyłożył z kieszeni wspomniane 8 galeonów na blat. -Mam na imię Boris, a ty?- zapytał się barmanki. Zrobił to bardziej ze względu na resztki swojej kultury, niż ciekawość. Co do inności, to Boris nie różnił się aż tak bardzo od menela walącego gorzołę w najgorszej spelunie na Nokturnie, do których oczywiście nigdy nie zachodził. -Ja aż taki inny nie jestem od tych typowych gości- dodał, również wysilając się na lekko pijacki uśmiech. Może na starość kupiłby sobie własny klub, bar albo gorzelnie, z której miałby darmowy alkohol? -Osoby z pieniędzmi i władzą powinny być odpowiedzialne.-... a zamiast tego mamy bandy borisów na stołkach, dodał w swoich myślach. -Porposzęjesce może jeden fikuśny drin- złożył już chyba ostatnie zamówienie dnia.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
- Fayette - Przyznała z akcentem i najbardziej chamskim francuskim akcentem jaki tylko mogła zrobić. Wyszczerzyła przy tym szeroko zęby do nieszczęsnego Borisa, w którym promile zaczęły mieszać się z krwią ciała. Richerlieu mogła to dostrzec już teraz. Jak źrenice jeszcze bardziej się powiększają. Jak jego ruchy się nieco spowalniają. Na policzki wychodzą rumieńce, a głos nieco bardziej wpada w głębię tonu, jakby struny za wszelką cenę chciały ukryć, że coś zaczyna nie tak się dziać. - Nie różnisz? No to myślę, że będę częściej cię widzieć przy tamtych stolikach, nou? - Dodała wskazując od niechcenia palcem na stoliki, w których karty i żetony na przemian mieszały się z alkoholem i smukłymi dłońmi kelnerek lokalu. Popatrzyła na niego z kurtyny ciemnych rzęs oceniając, na co jej klient będzie jeszcze gotowy, zanim nie zmoże go kompletnie alkohol. Postanowiła na coś dość prostego w wykonaniu i smaku, ale równie mocnego co wszystkie inne drinki. Wódka z czerwoną sambucą i szczyptą cynamony, udekorowana ładną gwiazdką anyżu w niskiej szklance. Przesunęła drinka pod Borisa. - Czy mi się zdaje, czy Panu Rosjanowi zaczyna się plątać już język, po tych kilku szotach? - Zapytała z niemałą satysfakcją.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Francuska, niby nic to nie zmieniało, ale może też odczuwała niechęć Anglików do przyjezdnych osób. Na myśl przyszedł mu pomysł, żeby spytać się ją czy zna jego siostrę. Szybko jednak zorientował się, że barmanka jest zdecydowania zbyt młoda i zapewne niezorientowana w tamtejszych środowiskach, by ją znać. -Co innego mam z nimi wspólnego, niż zabawy z panienkami- Boris postarał się jak najlepiej zasugerować jej, że znajduje się na wysokim stanowisku. Nie miał zamiaru podchodzić do osób, których nie zna, chociaż znajomości z nimi mogły okazać się przydatne, kto wie? Wolał szybko sponiewierać się kilkoma szybkimi napojami niż siedzieć wiele godzin wpatrzony w tańczące dziewczyny. -Może trochę zaczęło działać- odpowiedział z uśmiechem- Trochę też już późno, a jutro ciężki dzień w pracy- dodał powoli, wysilając się, by wszystko co mówił było zrozumiałe dla Fayette. -A ty co robisz poza nocką w klubie?- zapytał po chwili, lekko już spowolniony przez w zasadzie niewielką ilość alkoholu, którą wypił. Może tak się stało, przez brak porządnego posiłku, albo te wszystkie rzeczy, które zwalają mu się na głowę.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
- Hmmmm - Fay uśmiechnęła się tajemniczo mrużąc oczy jak kotka na tą odpowiedź. Oparła brodę o rękę analizując Borisa wnikliwym spojrzeniem i łącząc kropki jedna po drugiej odnośnie jego nieodpartej niechęci do mówienia o sobie, pytaniu o innych częstych klientów z ministerstwa, a także pewnej tajemniczości jaka okalała jego oblicze niczym całun. Nie chciała rzucać bezpodstawnych oskarżeń domysłów odnośnie klientów, bo niektórzy dość nietaktownie i mało pokojowo reagowali na czyste przypuszczenia. - Tak wielu gości poczuło się urażonych zgadywaniem ich profesji i koneksji, że nawet nie mam zamiaru próbować. Jaki inny Boris mógłby wtedy zawitać być może ponownie do naszego klubu? - Skomentowała to jeszcze retorycznym pytaniem i dała na chwilę mężczyźnie odetchnąć od swojej osoby, będąc wezwaną za skrzypiące drzwi ze znakiem "DLA PERSONELU". Wróciła niedługo potem i chwilę się zastanowiła, co odpowiedzieć Rosjaninowi na jego pytanie. - Studiuję w Hogwarcie. Trochę tańczę, trochę rzeźbię. Może popiersie z marmuru na zamówienie potrzebujesz? - Spytała rozbawiona i oparła się znowu o blat posyłając Borisowi niewinne oczko. Widać, że facet zaczął się zdecydowanie już rozluźniać.