Jedno z najbardziej gorących miejsc, które plasują się na listach klubów najchętniej i najczęściej odwiedzanych przez dorosłych czarodziejów, ale też i studentów. Jest tu prowadzona selekcja wiekowa, więc jeśli nie ukończyłeś siedemnastego roku życia to zostaniesz stąd po prostu wyrzucony. Oprócz ochroniarza przy wejściu została umieszczona linia wieku, gotowa wyrzucić Cię na drugi brzeg ulicy. Zanim tu wejdziesz już Cię coś przyciąga - to pewnie ta głośna, nęcąca muzyka. Jesteś świadom, że w tym miejscu można zaprzedać duszę diabłu? Zrzucisz tu nie jedną cnotę życiową w pogoni za zatraceniem się w trwaniu wieczora. Wykwalifikowani pracownicy dbają o to, by poziom zapewnianej rozrywki był wprost nieosiągalnie genialny. Tańczą tu najlepsze tancerki wyginające swe gorące ciała, grają tu mężczyźni, których portfele są zdecydowanie grubsze niż w istocie by wyglądały. To tu pada hazard... Mówisz, że tylko raz, a wracasz jeszcze i jeszcze, jakbyś przeżywał dzień świstaka. Barmani natomiast przygotowują najlepsze drinki, które Twoje podniebienie zwyczajnie kocha. Grywają tu też najlepsi DJ w ofercie specjalnej, która co jakiś czas bucha czymś czego pozornie byś się nie spodziewał. Chcesz poczuć magię tego miejsca? Nie ma problemu. Pamiętaj jednak, że wejście do klubu kosztuje 10 G.
Baw się dobrze.
Kilka zasad:
Spoiler:
1. Klubu nie można wykupić. Ma on już swoich właścicieli i nie poszukuje się nawet wspólników. 2. Wejście kosztuje 10 G na jedną osobę. 3. Wynajęcie lokalu na własną imprezę kosztuje 100 G (jedna z sal wtedy jest udostępniona. W innych odbywają się inne imprezy, lecz wtedy oprócz Ciebie i gości nikt nie może tu prowadzić wątków.) 4. Ludzie poniżej 17 roku życia są wyrzucani z klubu automatycznie. MG po prostu edytuje wasz post dodając zt.
Nigdy nie nazwałabym siebie człowiekiem imprezą czy też imprezowym zwierzęciem, jak niektórzy zwykli mówić, bowiem o ile zdarzało mi się "wychodzić" do Hogsmeade lub Londynu podczas szkolnych lat, wcale nie takich odległych, to jakoś nigdy nie bywałam w klubach. Może nie ten klimat, może nigdy nie było nastroju lub okazji - teraz nie było wymówek. Dostałam sowę od Lysandra dość późno, bo niemal tego samego dnia, co jego urodziny, wobec czego nie wykombinowałam wiele więcej poza whiskey przewiązaną czerwoną wstążką. Nie dbałam o to, czy tak późne otrzymanie wiadomości zwiastowało o jego postępującym Alzheimerze, nie obchodziło mnie, czy przypomniał sobie o mnie dopiero w ostatniej chwili. Zjawiłam się punkt ósma pod klubem, dokładnie wtedy, gdy powinna odbyć się impreza. Zastosowałam dress code na tyle, na ile mogłam sobie pozwolić, chociaż pokazywanie tak rozległych obszarów ciała było mi zdecydowanie obce. Otrzymawszy bransoletkę w kolorach Gryffindoru poczułam się trochę jak zdrajca - pewnie będzie dużo ludzi z domu lwa, a ja kolorystycznie wyglądałam jak Ślizgonka. Przywitałam się z Lysandrem w pierwszej kolejności, jako że był chyba jedyną obecną osobą, którą rozpoznawałam. Zaraz później zjawiła się jego młodsza siostra, którą również obdarzyłam ciepłym uśmiechem, a reszty gości już nie ogarnęłam, bo Przemek (którego imienia nie byłabym w stanie wymówić ani przed, ani po bani) zaciągnął mnie do baru. Skusiłam się na jednego drinka, sącząc go przez jaskrawo żółtą słomkę i czując się coraz weselsza z każdym kolejnym łykiem. Eliksir euforii?
drink:1 Gadam z Przemkiem przy barze, można podbijać. Na upicie przez Przemka z chęcią rzucę w kolejnym poście, jako że w tym już piję drina.
Oczywiście było, że musiała pojawić się na imprezie urodzinowej Lysandra. Mimo, iż nie była typem imprezowiczki i zwykle raczej opuszczała takie zabawy wymyślając jakąś wymówkę, to tej konkretnej nie mogła odpuścić - nie zrobiłaby tego bratu. Ich rodzina była nieźle pokićkana i niektórych ze swojego przyrodniego rodzeństwa nawet jeszcze nie widziała na oczy, ale czasami już tak bywało. Skorzystała z możliwości wzięcia osoby towarzyszącej i wyciągnęła ze sobą @Maili Lanceley (choć pewnie w razie czego i tak jakoś by ją przemyciła). Uważała, że dziewczynie należy się chwila przerwy od codziennych stresów związanych ze szkołą i konkursem, który miał być już za tydzień. Doprawdy, im bliżej było do tego dnia, tym bardziej Puchonka zdawała się być zdenerwowana. I Ophe dałaby sobie uciąć rękę, że tak właśnie było. Nie to, że ona tego nie rozumiała. W pewnym sensie sama też była ostatnio kłębkiem nerwów nie tylko z powodów rodzinnych, ale też właśnie tego konkursu, na który razem z Lanceley i jej matką miała pojechać. Nigdy w życiu nie zostawiłaby teraz dziewczyny samej. W ogóle by jej nie zostawiła, były dla siebie bez mała jak siostry. Przygotowania do wyjścia o dziwo poszły jej bez większych problemów, nie licząc jednego dylematu. Przejrzała wszystkie swoje ubrania stosowne do okazji i za najlepsze uznała dwa stroje. Tu pojawił się dylemat, dość szybko zresztą rozstrzygnięty z pomocą współlokatorek, z którymi dzieliła dormitorium i tak wspólnymi siłami wybrały jej kreację. Założyła nawet czarne szpilki! (te ze zdjęcia) W jej przypadku to było naprawdę coś niesamowitego, gdyż nie lubiła chodzić w jakichkolwiek butach na podwyższeniu. Zdecydowanie trampki były wygodniejsze i nie trzeba było się martwić bólem nóg czy otarciami. Od czasu do czasu jednak zakładała buty na obcasie - w końcu jak już je posiadała, to niech nie leżą na dnie kufra. Włosy rozpuściła, aby luźno opadały na ramiona i zrobiła delikatny makijaż. Kiedy już razem z Maili były na miejscu, podała ochroniarzowi hasło (swoją drogą bardzo pomysłowe, naprawdę), a ten dał każdej z nich opaskę w barwach Gryffindoru i drinka, którego sceptycznie chwyciła w dłoń. Cóż, nie była tutaj po to, żeby się upić, ale z drugiej strony po jednym nic jej się przecież nie stanie. Aż tak słabej głowy nie miała. Upiła łyka ze szklanki i odwróciła się do swojej towarzyszki. - Chodź, idziemy teraz do Lysa, trzeba mu złożyć życzenia! - powiedziała uradowana i ruszyła w kierunku Gryfona, po drodze kończąc drinka. Gdy już stała naprzeciw chłopaka, wyciągnęła przed siebie rękę, w której trzymała torebkę z prezentem w środku. Wybór podarunku okazał się trudniejszy, niż początkowo sądziła, ale jak się okazało dostanie go było jeszcze gorsze. W sklepie sprzedawca stwierdził, że nie mają i nie mieli czegoś takiego i musiała poprosić starszą Gryfonkę o pomoc, dając jej oczywiście odpowiednią sumę galeonów. Na szczęście dziewczyna miała więcej szczęścia i jej się udało, a później listownie przesłała zakup Ophelie. - Wszystkiego najlepszego, braciszku! - z uśmiechem przytuliła go, a następnie wręczyła kolorową torebkę, w której był Beret Uroków i butelka Ognistej Whiskey. Miała nadzieję, że to, co kupiła okaże się przydatne. Jednocześnie przy wypowiadaniu tych słów jej włosy zrobiły się różowe, ale ona sama tego nie zauważyła. Odeszły od Lysa, kiedy zaczęły podchodzić do niego inne osoby. - Dzisiaj masz się wyluzować, okay? Po prostu żyj chwilą! - szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy. Miała znakomity humor i liczyła, że Maili też będzie miała taki podczas imprezy.
Kostka: 2 -> włosy Ofelki zmieniają kolor!
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Od jakiegoś tygodnia albo i dłużej żyła wyłącznie zbliżającymi się urodzinami Lysa. Nie sądziła, że dzień wcześniej coś wytrąci ją z równowagi tak bardzo, że niemal o nich zapomni. A już na pewno nie spodziewała się, że tym czymś mógłby być inny Zakrzewski. Aktualnie jej głowę zaprzątało jedynie odzyskanie różdżki i obicie ryja Lennoxowi. Powodem, dla którego jeszcze tego nie zrobiła był fakt, że gdyby dostała śmiecia w swoje ręce w szkole, mogłaby to być ostatnia rzecz, którą by w tej szkole zrobiła. Nigdy w życiu nie czuła takiej chęci mordu, ale resztki zdrowego rozsądku podpowiadały jej, żeby trochę się wstrzymać aż albo trochę ochłonie (choć im dłużej zwlekała, tym bardziej była wściekła), albo opracować taki plan, żeby niczego nie dało jej się udowodnić. Przez cały dzień nie ruszyła się z fotela przed kominkiem w pokoju wspólnym, gdzie zaciskając pięści na wszystkim co jej wpadło w ręce, planowała zemstę. O tym, że impreza Lysa jest już dziś przypomniała sobie dopiero, kiedy uświadomiła sobie, że wokół niej jest jakoś dziwnie pusto. Prawdę mówiąc nie za bardzo miała ochotę gdzieś wychodzić i gdyby były to czyjekolwiek inne urodziny, zapewne by odpuściła. Dla Lysa powlekła się jednak do dormitorium, przebrała w na szczęście przygotowany dużo wcześniej outfit, machnęła jakiś szybki make-up, zgarnęła prezenty i pobiegła do Hogsmeade. Humor wcale jej się nie poprawił, ale zmuszona była udawać. Z wdzięcznością przyjęła powitalnego drinka - wiedziała, że będzie potrzebowała nieludzkich porcji alkoholu, żeby choć na chwilę zapomnieć o różdżce. Miała ochotę od razu skierować się do baru, ale wypadało najpierw znaleźć solenizanta. Trudno nie było, bo ogromny tort, przy którym stał, był właściwie pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy. Poszła w tamtym kierunku, a kiedy zainteresowanie Lysem ze strony innych trochę opadło, podeszła do przyjaciela z szerokim, tylko w połowie wymuszonym uśmiechem. - Najlepszego, stary - rzuciła tylko, bo naprawdę nie była w stanie wymyślać lepszych życzeń. Wcisnęła mu do ręki prezentową torbę, w której znajdował się cylinder zniknięć oraz quidditchowa pałka podpisana przez Asgard Pettersson. Wspięła się na palce, żeby pocałować go w policzek, ale zamarłą w połowie widząc nad jego ramieniem Lennoxa. Jakim cudem nie pomyślała wcześniej o tym, że on tu będzie?! W sumie to nadal nie do końca dowierzała, że ten wszarz może być w jakikolwiek sposób spokrewniony z Lysem. - Idę do łazienki - mruknęła nieobecnym głosem, zamiast pocałować przyjaciela, co wyglądało tak, jakby celowo zbliżyła się do jego ucha po to, żeby wyszeptać mu ten fascynujący komunikat. Ona jednak zupełnie nie zwracała na to uwagi. Sam widok ślizgońskiego Zakrzewskiego wyprowadził ją z nerwów tak bardzo, że nie myślała o niczym innym niż roztrzaskanie mu czaszki. Odsunęła się od Lysa i skierowała w stronę toalet, porywając gdzieś po drodze jakąś pustą szklankę. Impreza dopiero się zaczęła, więc na szczęście było tam pusto. Ette wrzuciła szklankę do jednej z umywalek, zarzuciła papierem toaletowym i roztrzaskała zdjętym butem. Wsuwając go z powrotem na nogę, wyciągnęła spod papieru to co zostało ze szklanki. Wybrała najdłuższy i najostrzejszy kawałek, zawinęła wokół niego papier tworząc coś na kształt rękojeści, wsunęła go w rękaw kurtki i wyszła łazienki. Szybko zlokalizowała @Lennox X. Zakrzewski ponownie. Podeszła do niego i tańczącej z nim @Mallory Colquhoun szybkim krokiem i korzystając z elementu zaskoczenia, wepchnęła się między nich, odtrącając dziewczynę. - Odbjany - rzucia, przywierając do chłopaka, nim któreś zdążyło zareagować. Złapała go lewą ręką, tak jakby miała zamiar tańczyć z nim walca, ale drugą umieściła na jego plecach. Wysunęła z rękawa kawałek szklanki, przyciskając go tak, żeby poczuł ostrze, ale żeby nie rozciąć mu skóry - jeszcze. - Teraz - wysyczała szybko, patrząc mu w oczy - grzecznie oddasz mi różdżkę. Jeżeli nie masz jej przy sobie, masz pół godziny żeby wrócić z nią z zamku. Inaczej twoja roztańczona koleżaneczka będzie potrzebowała szwów na tej swojej ładnej buźce. Capiche? Nim zdążył jej odpowiedzieć, puściła go nagle i zręcznie chowając szkło w rękawie, pohopsała do Ślizgonki. - Przepraszam najmocniej - złapała ją lewą ręką, uśmiechając się ciepło - Jestem Ette. Chodzę z Lennoxem na elki - to część zakładu - zaszczebiotała wesoło - Musi teraz na chwilę wyjść - jak wróci wszystko wyjaśnimy - roześmiała się - Chcesz jakiegoś drinka, czy może tańczymy dalej? Spojrzała na młodszego Zakrzewskiego, nie przestając się uśmiechać i pomachała mu wesoło. Twój ruch, skurwysynu.
Kostka na drina: było 5, ale wybiorałam sobie 2, bo Lenny mnie musi rozumieć, a nie chcę być kolejną osobą katującą Lysa francuskim.
Pozwolę sobie przestawić minimalnie przestawić kolejność, żeby dostosować ją do logiki i opisanej przez Was chronologii. Niedługo rozbierzemy ten cudowny tort, ale chcę jeszcze poczekać na resztę ♥
Na miejscu jako pierwsza pojawiłą się @Tilda Thìdley, która najwyraźniej dość poważnie potraktowała wskazówkę dotyczącą dresscodu - z czego rzecz jasna byłem bardzo zadowolony. Starsza koleżanka złożyła mi życzenia i podarowała prezent, jednakże nie zdążyliśmy dlużej pogadać, gdyż najwyraźniej wpadła w oko Przemkowi, który zaciągnął ją do baru. Miałem nadzieję, że starsza koleżanka nie da mu się upić w kwadrans - znałem możliwości chłopaka i wiedziałem, że przy nim nawet ja jestem alkoholowym cieniasem. Dosłownie chwilę później pojawiła się moja najsłodsza siostra - @Bianca Zakrzewski. Ze zdumieniem zauważyłem, że jeden z drinków podanych na wejściu spowodował, że siostra przemawiała do mnie po francusku. Doskonale rozumiałem każde wypowiedziane przez nią słowo, ale trauma z dzieciństwa związana z tym językiem była tak silna, że nie chciałem i w sumie nie byłem w stanie się w nim komunikować - Dziękuję, siostrzyczko - powiedziałem po angielsku przyciągając ją do siebie - Nadal możesz ich mną straszyć, jestem do usług. Rozchyliłem torebkę, w której znajdował się czujnik tajności (które przyjąłem z wdzięcznością) i zabawna koszulka. Zaśmiałem się i nie przejmując się obecnością znajomych zrzuciłem z siebie t-shirt i nałożyłem koszulkę otrzymaną od siostry. Podziękowałem jej jeszcze raz i pochwaliłem stylizację, nie zdążyłem jednak zbyt szczegółowo się rozgadać, bo pojawił się przy mnie kolejny członek mojej rodziny @Lennox X. Zakrzewski, w towarzystwie jakże uroczej @Mallory Colquhoun. Nagle usłyszałem, że Lennox również mówi do mnie po francusku. - Kurwa, to jakaś żabojadzka zmowa? - zapytałem żartobliwie wplatając w wypowiedź polskie przekleństwo. Po chwili jednak wybuchłem śmiechem i z radością przyjąłem życzenia od brata oraz polski prezent, po czym przywitałem się z jego towarzyszką. Nie kontynuowaliśmy tej pogawędki, gdyż dziewczyna, najwyraźniej spragniona tańca, pociągnęła Lennoxa w stronę parkietu. Nic straconego, bo właśnie na miejscu pojawiła się jego bliźniaczka @Ophélie Zakrzewski w towarzystwie jakiejś koleżanki - ku mojej radości siostra nie mówiła po francusku, za to jej włosy mieniły się na różowo. Przyjrzałem się jej stylówce (pasującej do dresscodu!) i fryzurze i z uśmiechem powiedziałem: - Wyglądasz jak milion galeonów, Ophe! Zachwycony przyjąłem prezent od młodszej siostrzyczki i przywitałem się z jej koleżanką. Nasza spokojna pogawędka została jednak przerwana przez wlot gościa, bez którego zupełnie nie widziałem tej imprezy. Znałem @Bastian K. Lenz od podszewki, ale w życiu nie spodziewałbym się po nim aż tak spektakularnego wejścia. Nie spodziewałem się również, że jego ojciec tak dosłownie i widowiskowo potraktuje moją prośbę o ciasto czekoladowe. Totalnie mnie zatkało i chociaż przybiłem z Basem totalnie zwyczajny bark, w międzyczasie w oku zakręciła mi się sentymentalna łezka, która opuściła moje oko, gdy zobaczyłem na jak hojny prezent szarpnął się Bas. - Nie wiem czy bardziej kocham Twojego starego czy Ciebie, bracie - powiedziałem bez ogródek po niemiecku zachwycając się zarówno prezentem, jak i spektakularnym tortem. Wpatrywałem się w ciasto z takim zachwytem jaki towarzyszyłby chyba tylko podczas obserwowania półnagiej @Padme A. Naberrie tańczącej na fiordzie w środku lata. W międzyczasie podziękowałem Basowi milion razy wyrażając przy okazji nadzieję, że to cudo wytrzyma jeszcze chwilę, bo na dmuchanie świeczek chciałem poczekać aż wszyscy albo przynajmniej znacząca większość się zbierze, a trudno ukryć, że brakowało jeszcze kilku bardzo znaczących osób. Po chwili do mnie i przyjaciela dołączyła @Harriette Wykeham, która po daniu mi prezentu niemal natychmiast się ulotniła. Zajrzałem do torebki i prawie się zsikałem na widok cylindra zniknięć i pałki podpisanej przez samą Asgard Pettersson - zastanawiałem się skąd Ette wytrzasnęła taki skarb i jakim cudem zasłużyłem na tak cudownych przyjaciół i rodzinę.
Wzruszył jedynie ramionami, dając jej znać, że nic nie mógł na to poradzić. Przyglądał się dziewczyna sięga po kieliszek i go przechyla, nie mając nawet nadziei na to, że trafi jej się dokładnie to, co jemu. Nie mogło być tak pięknie, prawda? I musiała wybrać chyba najgorszy z trunków, gdyż zaciągnęła go na parkiet... Miejsce, którego nigdy by nie wybrał, a wręcz unikał jak ognia. Kręcił głową patrząc na dziewczynę, która w tym momencie nie widziała niczego poza parkietem i muzyką, która rozbrzmiewała w powietrzu. Pokręcił głową, odchodząc i serwując sobie napój wysokoprocentowy. Nie myślała chyba, że przetrwa taki rodzaj kompromitacji na trzeźwo? Był dobry, jednak nie aż tak. Wrócił do swojej towarzyszki, kiwając się na boki, jak największa łamaga... I jakoś niezbyt mu to przeszkadzało... Bardziej wyczekiwał momentu, aż czar przestanie działać na Mall i w końcu rozpoczną swoją dosyć zabawną grę. Nagle między nimi pojawiła się osoba, której widok zniszczył mu chyba resztę wieczoru. Spodziewał się jej, wiedział, że nie przepuści takiej okazji... Zmrużył lekko powieki, czekając na to, co dla niego dzisiaj przygotowała. Przyjrzał się jej twarzy, tej dziwnej determinacji... I wyśmiał ją, słysząc jej groźby. Była zabawna, naprawdę. Przyciągnął ją jedną dłonią bliżej siebie, tak, jakby ta kilkucentymetrowa przerwa między nimi mu przeszkadzała. Druga dłoń powędrowała do tego, co trzymała przy jego plecach, zacisnął mocno palce na jej dłoni, przyciskając ostrze do skóry. Wiedział, że ostrze przebiło już jego koszulę i skórę, jednak jego twarzy nie wykrzywiał grymas bólu. Obejrzał jej plecy, kiedy kierowała się do Mallory. Nigdy nie mieszał do swoich interesów osób trzecich. Po prostu tak było, nie zamierzał tego zmieniać, nawet jeżeli dziewczyna miała inne plany. Podszedł do dziewczyn, chwytając Gryfonkę za ramię i odciągając ją od Mallory. Jednak nie tak daleko, aby Ślizgonka nie usłyszała tego co mówi, nie wiedział, na jakim poziomie znajdował się jej francuski... Ani czy ta druga w ogóle go zrozumie. Uśmiechnął się szeroko, wręcz uroczo... Mierzenie się jadowitymi spojrzeniami nic im nie da. Jak wspomniał, wiedział, że się tutaj pojawi. A bawić mu się z nią nie chciało, nie uważał, aby była warta tej szczególnej uwagi. Wciągnął różdżkę Gryfonki za paska spodni i wysunął ją na wyciągnięcie ręki.-Masz. I spierdalaj. Zabawimy się kiedy indziej... Widzę, że w towarzystwie czujesz się zdecydowanie pewniej.-Mruknął, puszczając jednocześnie jej ramię i różdżkę, którą trzymał. Odszedł od niej, kierując się do swojej pierwotnej towarzyszki. Odciągnął ją od miejsca, w którym stali i przeczesał palcami włosy. To było wysoce żałosne... -Nie wiem jak Ty, ale ja potrzebuję drinka.-Powiedział, kierując się do barku. Obejrzał się jeszcze przez ramię, obserwując dziewczynę, która została w miejscu, w którym ją zostawił. Czuł, że to nie jest koniec... A zabawa dopiero się zacznie.
Maili niekoniecznie chciała iść na tę imprezę, po prostu nie czuła się na siłach wciąż niemal trzęsąc się z nerwów, a jej głowy nie zaprzątało nic oprócz tego pieprzonego konkursu, którego już miała dość, a jeszcze nawet się nie zaczął. Miała ochotę rzucić wszystko w cholerę, ale wiedziała, że nie wytrzymałaby zawiedzionego wzroku mamy, więc uparcie wchodziła coraz głębiej do tego oceanu stresu, z którym powoli nie dawała już sobie rady. Nie chciała jednak żeby @Ophélie Zakrzewski było przykro, więc po wielu namowach się zgodziła, wciąż nie będąc przekonaną, że to dobry pomysł. Chodziło o to, że osobą towarzyszącą powinien być chłopak, a nie przyjaciółka, więc Maili czuła, że będzie trochę nie na miejscu. Zadziwiające co stres mógł zrobić z największą optymistką świata. Nienawidziła dress kodów. Co niby znaczyło "jak najmniej"? Miała iść w samej bieliźnie? W trakcie przygotowań stwierdziła, że idzie bez niczego, a potem, że w ogóle nie idzie. W końcu jednak z pomocą przyjaciółki coś wybrała, nie sądząc, że to wpasowywało się w ten cały dress code, ale nie miała już siły na dalsze przerzucanie ubrań w kufrze, więc postanowiła, że tak jest dobrze. W przypadku Maili wszelkie obcasy nie wchodziły w grę, więc wsunęła na stopy najzwyklejsze trampki, związała włosy w luźną kitkę i tylko lekko podkreśliła oczy. Kompletnie nie znała solenizanta, wiedziała tylko, że grał w gryfońskiej drużynie quidditcha, że był bratem Ophélie i to by było na tyle. Całe szczęście nie miała problemu z poznawaniem nowych ludzi. Weszła razem z przyjaciółką do klubu, założyła opaskę i wzięła drinka, na którego średnio miała ochotę. Poszła za Zakrzewski do jej brata, żeby złożyć mu życzenia. Maili nie najlepiej składała życzenia. Kto by pomyślał, że tak gadatliwa osoba jak ona, nie potrafiła składać życzeń, a szczególnie osobom, których zwyczajnie nie znała. Podeszła jednak do @Lysander S. Zakrzewski i uśmiechnęła się ciepło w jego stronę. - Jestem Maili, przyszłam z twoją siostrą. - przedstawiła się mu. - Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i czego tam chcesz. - powiedziała i wręczyła mu torebkę, w której znajdowało się skrzacie wino i dwie najnowsze płyty DJ Mudblooda i Lady Morgany, której, jak słyszała, śpiewa piosenki kiedy jest pijany. Wcześniej podpytała trochę Ophélie i Bianci co lubi ich brat, więc wiedziała, jakie płyty kupić. Odeszła razem z młodszą Zakrzewski kawałek dalej i zmarszczyła brwi. - Ophélie, twoje włosy są różowe. - skomentowała. - Pewnie, tak będzie. - uśmiechnęła się. - Nie chcesz może mojego drinka? Nie specjalnie chcę pić. - odparła i wyciągnęła w jej stronę nieruszony trunek, naprawdę nie miała ochoty na alkohol.
Jedną z rzeczy, których Mallory nienawidziła w ludziach było to, jak bezceremonialnie i bez pozwolenia pozwalają sobie na takie rzeczy, jak chociażby celowe odtrącenie, czy nawet głupi dotyk. Nie tolerowała tego, jak ktoś bez pozwolenia pozwala sobie na więcej niż powinien, dlatego tak bardzo zirytowała ją dziewczyna, która nagle zjawiła się koło niej i jak gdyby nigdy nic wparowała między nią, a Nox'a. Mallory zmarszczyła brwi, patrząc się na nich i zastanawiając się co tu się właśnie dzieje i już chciała zawrócić do baru, gdy nagle poczuła uścisk na prawym przedramieniu. Spojrzała z politowaniem na stojącą teraz koło niej dziewczynę i próbowała się wyrwać. Po chwili jednak stwierdziła, że Ette, bo tak się przedstawiła, najwyraźniej nie ma zamiaru jej puścić, a i jak na tak chudą osobę jest całkiem silna. -Nie obchodzi mnie jak się nazywasz. Puść mnie. -Rzuciła i znów podjęła próbę wydostania się i udania się w stronę baru. Albo wyjścia. -Nie mam nic wspólnego z tym tu. -Dodała, mierząc Ślizgona wściekłym spojrzeniem. Super, zabrał ją na imprezę wariatów... Po chwili Nox odciągnął Ette od Mallory i jak gdyby nigdy nic wyciągnął zza paska różdżkę, która zaraz powędrowała wprost w ręce dziewczyny. I w tej chwili Ślizgonka nie była już zaskoczona jej wściekłóścią. Jakby ktoś zabrał jej różdżkę, całkiem prawdopodobne byłoby to, że jej reakcja byłaby taka sama. -Zostaw mnie. -Powiedziała chwilę później, gdy ten niemal ciągnął ją w stronę baru, zaraz po całej akcji i rzuciła mu ostre spojrzenie. Poszła jednak za chłopakiem, usiadła koło niego i gdy ten już sięgał po upragnionego drinka, Mall szybko chwyciła szklankę i przeciągnęła ją na swoją stronę blatu. -Co to do cholery jasnej miało być? -Ruchem ręki wskazała na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stali we trójkę i cicho prychnęła. -Merlinie, wiedziałam, żeby tu nie przychodzić. Już miałam zrobić Ci niespodziankę i wcale się nie pojawić. -Dokończyła i jednym ruchem wypiła stojącego przed nią drinka, po czym pustą szklankę przesunęła z powrotem w stronę chłopaka. Wcale nie miała zamiaru jej wypijać, ale cóż...najwyraźniej sytuacja ją do tego zmusiła. -Oddaję.I czekam na jakiekolwiek wyjaśnienia, włącznie z tym, do czego ja ci tu jestem potrzebna. -Mruknęła, zastanawiając się na ile będzie niegrzeczne to, jakby w tej chwili wstała i wyszła z klubu. Pewnie nawet nikt by jej nie zauważył, wszak praktycznie nikogo stąd nie zna i całkiem łatwo byłoby wyślizgnąć się niezauważoną. Kątem oka spojrzała na siedzącego koło niej chłopaka i zaczęła układać w głowie plan ucieczki. Nawet nie wiedziała czy Ślizgon rozumiał, co dziewczyna przed sekundą do niego mówiła, bowiem całkowicie zapomniała, że poprzedni drink pozbawił Nox'a umiejętności rozmawiania po angielsku, a ona nie znała francuskiego na tyle, żeby swobodnie z nim rozmawiać. Cóż...pozostaje jej tylko nadzieja, że eliksir nie zabrał mu także umiejętności rozumienia tego, co się mówi.
Rozejrzała się trochę po sali i dostrzegła wiele znajomych twarzy ze szkoły, a nawet - tu się lekko zdziwiła - starszą, dorosłą już dziewczynę, która była na ostatnich zajęciach ze starożytnych run. Ophelie wiedziała tylko tyle, że ma na imię Tilda, gdyż wtedy dostała kartkę, z której miała odczytać zapisane imię. Przebiegła spojrzeniem dalej i zauważyła swojego brata bliźniaka z towarzyszącą mu szatynkę. Zmrużyła oczy nie dowierzając temu, co widzi. On z dziewczyną? Nie chciała się im długo przyglądać aby przypadkiem tego nie zauważyli - kłótnia teraz nie byłaby niczym dobrym. Zupełnie wystarczało jej to, że i tak musiała pogadać z Lennoxem. Kolejne prowokacje nie były potrzebne. - Jak to są różowe? O czym ty mówisz? - spytała nie rozumiejąc, co Maili ma na myśli i czy przypadkiem jej nie wkręca. Pomyślała nawet, że może to przez tego drinka, ale zaraz się skapnęła, że przecież Lanceley go nie wypiła. Spojrzała na swoje końcówki i ze zdziwieniem stwierdziła, że faktycznie, były one różowe. A co najlepsze na jej oczach zmieniły kolor na lawendowy. Zdezorientowana rozejrzała się, czy ktoś to widział i może potwierdzić, że stało się to naprawdę i ona nie ześwirowała. Wszystko jednak wskazywało na to, że z nią było wszystko dobrze. Jedno pytanie zaprzątało jej głowę - jak to się dzieje? Przeanalizowała dokładnie wszystko co się wydarzyło odkąd weszły do klubu i nie wyłowiła nic podejrzanego, co mogłoby być powodem tej niespodzianki. Nie to, że jej się to nie podobało, bo było ciekawym urozmaiceniem jej stylizacji. I nagle coś wpadło jej do głowy. Drink! Tak, to musiała być jego wina - coś pewnie do niego dosypali i taki był tego efekt. Fajnie by chociaż było, gdyby włosy zmieniały kolor zależenie od jej woli. A jeszcze jakby barwa też była taka, jaką akurat ona chce... Ale nie można mieć wszystkiego. - No ja mam nadzieję, że tak będzie. - szturchnęła Puchonkę delikatnie w ramię. - Jeśli masz go gdzieś odstawić, to mogę chcieć. - powiedziała i sięgnęła po trunek. Jakoś nie hamowała się, żeby wlać w siebie kolejne procenty, choć zwykle stroniła od alkoholu. Cóż, nie tym razem. - Może jednak chcesz? - zapytała dla pewności, żeby potem nie okazało się, że Maili zmieniła zdanie, a drinka już nie będzie.
Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd ostatni raz wyszła gdzieś ze znajomymi, nie mówiąc już nawet o jakiejkolwiek imprezie. I nie chodziło tu o to, że nie chciała, bo chciała bardzo tylko po prostu... No właśnie, co? Nauka, praca i jeszcze więcej nauki - to było główną przeszkodą, choć na upartego i tak mogłaby to zignorować i dobrze się bawić. Ostatnio jednak zdawała się być oazą spokoju, co było bardzo zaskakujące. Nie licząc nocnej lekcji ONMS, ale tam chyba każdy czuł się nieswojo, a że jej w końcu nerwy puściły, to nic dziwnego. Tak czy siak prócz tamtego dnia (lub nocy, whatever) była jakby chodzącą lalką, która nie okazywała wiele uczuć. W każdym razie tak właśnie się czuła, dlatego z radością przyjęła zaproszenie do klubu Luna na urodziny Lysandra. Oczywiście musiała się spóźnić ze swoim towarzyszem, ale co poradzić? O dziwo, nie było to spowodowane długimi przygotowaniami do imprezy, bo to poszło szybko - wiedziała, że założy czarną sukienkę i tego samego koloru notki na obcasie. Zresztą, nie przyszli też dużo po czasie, więc nie było tak źle. - Mam nadzieję, że mu się spodoba prezent. - powiedziała już niewiadomo który raz nie tylko tego wieczoru, ale i dnia. Może nawet kilku dni. Długo się nad tym nie zastanawiała i podała ochroniarzowi hasło, przyjmując od niego opaskę i drinka, z którego od razu trochę upiła. Zanim jeszcze weszła razem z @Quinn Uriel Eaton do sali, jej trunku już nie było, a kiedy zauważyła solenizanta, serce zabiło jej mocniej i poprawiła włosy, chcąc wyglądać lepiej. Dostrzegała w Lysandrze to, czego wcześniej jej oczy nie rejestrowały. Uczucie przyszło tak nagle, że wszystko dokoła dosłownie w ciągu sekundy przestało się liczyć.
Zjawić się musiałem, w końcu byłbym totalnym dupkiem, gdybym nie przyszedł na urodziny Lysandra. Pomijając już fakt, że chłop by się pewnie zapłakał z bólu i żalu, ja sam w końcu doszedłem do wniosku, że pewne znajomości powinienem pielęgnować i poświęcać im więcej czasu. Zawiązująca się od wakacji przyjaźń z Zakrzewskim stanowiła jedną z tych, której nie zamierzałem zaniedbać. Niestety nie potrafiłem potratować dosłownie dress code'u, który zalecił w zaproszeniu - błagam, miałbym się pojawić w towarzystwie roznegliżowany? Po moim trupie. A to mogłoby być dla niektórych traumatycznym przeżyciem. Trzymałem w rękach jako tako zapakowany prezent (wciąż byłem w te klocki bardziej niż beznadziejny), gdy przestąpiłem próg klubu Luna. Zacmokałem z podziwem, Lys musiał się sporo wykosztować, żeby wynająć taką salę. Odnalazłem wzrokiem jubilata i podążyłem w jego kierunku. Po drodze spostrzegłem jednak @Isilia Smith, która wyglądała bardzo ładnie i wydawała się dobrze bawić. - Ślicznie wyglądasz - rzuciłem do niej mimochodem, chwaląc jej czarną sukienkę. Z tą dziewczyną też chciałbym utrzymać pozytywne stosunki, bowiem istniały spore szanse, że nie uda mi się znaleźć partnerki do czasu ślubu Vivien, a kto wtedy pojawi się ze mną na weselu? - Lys! - przywitałem się (ominę jakieś odzywki, które na pewno w swoim kierunku rzucali, bo jestem dziś mało kreatywna i niespecjalnie chce mi się nad nimi myśleć). - Sto lat, staruszku! Trzymaj, to dla Ciebie - powiedziałem, a potem wręczyłem mu prezent. W środku pudełka znajdowały się kamyki ukrycia, uszy dalekiego zasięgu i metamorfoamulet. Załatwiłem sobie szybko drinka, którego wypiłem niemal jednym haustem. Szkoda, że trafiłem na taki, który zmieniał kolor włosów...
Stwierdzenie, że ostatnio nie należał do towarzyskich osób, byłoby niedopowiedzeniem roku. Przez ostatnie tygodnie praktycznie nie wychodził z pokoju, za towarzystwo mając jedynie swoje ukochane kaktusy i storczyki, które bunkrował w dormitorium. To, że z nimi rozmawiał, nie było niczym nowym, ale doszło nawet do tego, że słyszał ich odpowiedzi. To zdarzyło mu się wcześniej tylko podczas odsiadki w pierdlu, więc gdy dostał zaproszenie na imprezę Lysandra, ujrzał w tym okazję do wyrwania się z zamknięcia. Znalezienie osoby towarzyszącej nie było takie trudne jak się spodziewał. Isilia i tak miała być na imprezie, więc pójście razem było wyjściem idealnym. Większym wyzwaniem był wybór prezentu. Ostatecznie, nawiązując do polskich korzeni solenizanta, wybrali różowy sweter z żółtą gruszką i własnoręcznie wyhaftowanym przez Quinna polskim napisem "Historii tego swetra i tak byś nie zrozumiał", i butelkę dobrego, mocnego bimbru, który Eaton przywoził zawsze z wakacji u dziadków. - Spodoba, nie histeryzuj - powiedział, zarzucając ramię na barki partnerki, co musiało wyglądać komicznie przy ich różnicy wzrostu. Wziął opaskę i drinka, którego wypił kilka sekund później. Zapowiadała się dobra zabawa. Rozejrzał się po sali, od razu rozpoznając kilka znajomych twarzy. - Idziemy się przywitać? - zapytał towarzyszkę, a jego oczy otworzyły się szerzej. Zamiast mówić po angielsku, odezwał się po polsku! Lysandrowi chyba dopisało poczucie humoru, skoro tak ich załatwił tymi drinkami.
kostki: 5 => Quinn mówi po polsku
Ostatnio zmieniony przez Quinn Uriel Eaton dnia Pon Lut 12 2018, 15:51, w całości zmieniany 1 raz
Wywrócił teatralnie oczyma. Czemu on? Czy zrobił coś naprawdę strasznego? Nie potrafił zrozumieć tej strony, zbyt przewrażliwione, nie potrafiły jasno ocenić sytuacji... I przez moment po prostu pomyśleć, zanim zaczną rzucać gównem na prawo i lewo. Miał dość tej sytuacji, w której hormony zdecydowanie brały górą. A on chciał zwyczajnie przyjść na urodziny brata, wypić coś dobrego i spadać... Najwidoczniej życie społeczne zdecydowanie mu nie pasuje. Wypił to, co dostał i westchnął ciężko, wiercąc się na krześle. Spojrzał na Mall i rzucił jej dziwne spojrzenie. Powiedział jej, że dzisiaj odpowie na jej pytanie zgodnie z prawdą, racja? Nie mógł teraz się wycofać, choć nic nie stało na przeszkodzie aby po prostu zbyć jej pytania. Doskonale rozumiał co do niego mówiła, problem tkwił tylko w tym, co mogło wychodzić z jego ust. Posługiwanie się drugim językiem nie stanowiło dla niego problemu, szczególnie, że jego matka przyłożyła się tylko do tej jednej rzeczy podczas jego wychowania. -Nieporozumienie stron, Mall. Nawet bym Ci o tym opowiedział, gdybym wiedział, że zrozumiesz wszystko co do Ciebie mówię.-Powiedział spokojnie, powoli... Rozejrzał się po pomieszczeniu, bez konkretnego celu, bez poszukiwań osób. Jego wzrok przystanął na Olie i Maili, nie widział różnicy w zachowaniu swojej siostry... A kto jak to, ale przed nim nie umiałaby ukryć niczego. Pochylił się nad blatem, lekko się krzywiąc. Rozejrzał się po blacie i chwycił chusteczki, które przyłożył do skóry pod koszulą. Siedział przodem do dziewczyny, dlatego sądził, a raczej miał nadzieję, że niczego nie zauważy. Było ciemno, poza tym, czemu miałaby na to zwrócić uwagę. -Mówiłem Ci już. Wiem, że chcesz wiedzieć kilka rzeczy. A powiedziałem, że jak tutaj ze mną przyjdziesz, odpowiem na cokolwiek chcesz. Jestem człowiekiem trochę znudzonym, nawet nie miałem tutaj przychodzić... Uznałem, że będzie zabawnie. Na razie to jeden wielki dramat i nie wiem nawet, czemu jestem jego uczestnikiem.-Wzruszył ramionami. Tak, takie sytuacje nie są elementem jego życia. Swoje sprawy załatwiał po cichu, gdzieś w koncie, w alejce... Gdziekolwiek, tylko nie w pomieszczeniu wypełniającym się osobami, z którymi nawet nie chciał mieć nic do czynienia. -Nie mieszam ludzi do moich spraw. Nie myśl więc, że cały ten teatrzyk był zamierzany.-Mruknął i docisnął chusteczkę. Nie zdziwiłby się, gdyby po prostu stąd poszła. Bo jaka jest prawda, co tutaj robiła? Zapełniał sobie czas, skory do rozmów? Do towarzystwa? A może naprawdę chciał tutaj przyjść i to nie sam, wiedząc, jak doskonale się to skończy. Wyjdzie tak samo szybko jak wszedł, nie widząc tutaj dla siebie miejsca... I nawet nie odczuwając potrzeby, aby powinien takowe znaleźć.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Padme pojawiła się, co prawda nie półnaga, a ubrana całkiem normalnie w zwykłą czarną sukienkę, chociaż długo rozważała, czy w ogóle powinna. Z jednej strony sytuacja między nią a Lysandrem zdawała się być wyjaśniona i jasna, szczególnie po ostatnim razie, kiedy odwiedził ją w mieszkaniu, z drugiej zaś nie miała absolutnie żadnej pewności czy to czas i pora na obnoszenie się uczuciami. Wierzyła w jego zapewnienia, jednak dziwne przeczucie tłukące się w podświadomości podpowiadało jej, że być może dzisiejsza impreza jest dobrą okazją do przekonania się, jak ich relacja wygląda w praktyce. Wyminąwszy wszystkie osoby po drodze, podeszła do @Lysander S. Zakrzewski z lekkim, wesołym uśmiechem. Stał zwrócony tyłem, w związku z czym nim zdążył się zorientować, dźgnęła go palcem w prawe ramię, by potem szybko - kiedy zerknął w tamtą stronę - wyminąć z lewej i znaleźć się przed nim. - Jak widać nie musiałeś rozwijać mi czerwonego dywanu i słać specjalnego zaproszenia, skończyłam pracę wcześniej. - Za co oczywiście by się przecież nie obraziła; wiedziała, że jej obecność zaskoczy chłopaka - od dawna omijała wszelkie spędy w większym gronie, niezależnie od ich okazji, o czym poinformowała go lojalnie już jakiś czas temu. Poza tym dzisiejszy dzień spędzała w pracy, w której ostatnio godzin przybywało tak, że wracała późno w nocy. - Ale prezent dostaniesz w domu. To coś specjalnego. - Dodała, jakby dla usprawiedliwienia faktu, że nie przyniosła ze sobą nic; podejrzewała jednak, że jej słowa wzbudziły w nim ciekawość i słusznie, prezent poza tym, że był materialny, posiadał drugi, dodatkowy bonus owinięty czerwoną kokardą. Chciała nawet pocałować go w usta, chwycić za dłoń, ale uznała, że poczeka aż on zrobi to sam, dlatego też rozejrzała się dookoła, w celu odnalezienia najkrótszej drogi do drinków.
Nieporozumienie stron. Ta odpowiedź ani troche jej nie wystarczyła i juz po chwili postanowiła brnąć w to dalej. Zwłaszcza, że siedzący koło niej chłopak najwyraźniej nie miał żadnych oporów przed opowiedzeniem jej o co poszło, a ona...ona jest po prostu ciekawską osobą. Zwłaszcza, gdy słyszy dziwne groźby ze strony dziewczyny, której nigdy w życiu wcześniej nie widziała. Chciałaby wiedzieć czym sobie na nie zasłużyła. -Dajesz. Najwyżej połowy nie zrozumiem i będę sie domyślać z kontekstu. -Szturchnęła go łokciem, chcąc mu dodać trochę...otuchy, bo ślizgon jakby troche spochurniał, po czym zamówiła w barze dwa drinki. Mimo wszystko nie chciała, żeby wyszedł z urodzin brata w takim humorze. -Poza tym to nie tak, że nie rozumiem. Po prostu słabo mówię, a ty z tego co słyszę mówisz bardzo dobrze. Nie chce popełniać błędów w każdym zdaniu, to wszystko. Ale większość rozumiem. -Wzruszyła ramionami, jakby mówiła najbardziej oczywistą rzecz świata i podała mu jednego drinka. Wypiła parę łyków ze swojej szklanki, po czym odwróciła wzrok w stronę Noxa. -Co? -Zmarszczyła brwi, widząc dziwne spojrzenie chłopaka i momentalnie zaczęła sie zastanawiać czy jej włosy też zmieniły kolor, jak niektórym tu zgromadzonym. Sięgnęła po końcówki, ale stwierdziła, że odkąd wyszła z dormitorium nic się z nimi nie stało. Wzruszyła lekko ramionami i sięgnęła po szklankę, chcąc wypić kolejną porcję alkoholu, kiedy zobaczyła pochylającego sie nad blatem Ślizgona, który najwyraźniej czegoś szukał. Ze zdziwieniem stwierdziła, że chwycił za chusteczkę i przyłożył ją sobie do skóry. -Co Ci sie stało? -Ruchem głowy wskazała na plecy, gdzie trzymał teraz rękę i przypomniała sobie, że grożąca jej Gryfonka wcześniej odbyła przecież bardzo miłą konwersacje z Noxem. Kto wie, czy nie trzymała czegoś w ręku i niechcący czy chcący go tym dźgnęła. W końcu nie od dziś wiadomo, że mieszkańcy domu lwa są dość...specyficzni. Momentalnie sie skrzywiła, gdy przypomniała sobie o jej „prześladowcy” i szybko odrzuciła od siebie myśli o jakimkolwiek Gryfonie. Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc chłopaka i nie patrząc sie na niego, zaczęła myśleć nad pytaniami. Nie przyszła tu co prawda po to, aby za wszelką cene usłyszeć odpowiedzi, ale jeżeli miała taką możliwość, to dlaczego ma nie skorzystać? Jeżeli miała być dla niego dzisiejszą „rozrywką”, niech przynajmniej ma z niej jakiś użytek. A i ona nie będzie narzekać. -Dobrze więc, odpowiedz mi na każde pytanie, które zadałam Ci w Pokoju Wielu Myśli. -Rzuciła po chwili i wypiła do końca drinka, uśmiechając się sama do siebie. Sama nie pamietała o co właściwie sie wtedy pytała i już chciała zadać jakieś bardziej konkretne pytanie, kiedy stwierdziła, że przecież Lennox sam mówił, że na to wszystko odpowie na imprezie. Cóż...teraz może sie wykazać.
Przy drzwiach dostrzegłem @Isilia Smith i @Quinn Uriel Eaton. Trudno ukryć, że Isilia jak na nią przystało wyglądała jak tysiąc galeonów - pomachałem do nich ekspresyjnie, po czym skierowałe się w ich stronę, żeby się przywitać. Isia patrzyła na mnie co najmniej dziwnie, nie zamierzałem się jednak zrażać. Już niemalże do nich dochodziłem, gdy u mojego boku pojawił się @Calum O. L. Dear, który po wiązance wyzwisk złożył mi najserdeczniejsze życzenia i podarował naprawdę świetny prezent. Po chwili jednak zamiast wyrażania wdzięczności z moich ust wydobył się stłumiony chichot - włosy Krukona zmieniły barwę na zajebiście różową. Po chwili jednak nie byłem w stanie już udawać, że nie to nie śmieszy. Zanim zakończyliśmy tę farsę znikąd pojawiła się przy mnie @Padme A. Naberrie co w naturalny sposób odsunęło na moment moje dalsze działania. Nawet nie zauważyłem, że Calum zniknął i na chwilę zapomniałem, że muszę zająć się gośćmi. Wysłuchałem jej słów i z delikatnym uśmiechem (nie kryjąc rzecz jasna zdziwienia) powiedziałem krótkie: - Dobrze, że jesteś. Nie zważałem na prezenty, które mimo bycia super wydawały mi się jedynie miłym dodatkiem. W tym konkretnym momencie istniała dla mnie tylko i wyłącznie ona. Przyciągnąłem dziewczynę do siebie i nie zważając na gości czule pocałowałem. Nie zamierzałem jednak robić z tego sensacji, dlatego nasz pocałunek nie trwał nie wiadomo ile. Po wszystkim, mimo iż wiedziałem, że Padme wolałaby już wypić drinka, pociągnąłem ją w stronę Isilii i Quinna - chciałem się w końcu z nimi przywitać, a nie zamierzałem tak szybko rozstawać się z Padme.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo czuł się prawdziwie zaszczycony tym, że to do niego Lysander odezwał się po pomoc z organizacją imprezy. Najwyraźniej jego własne zabawy musiały wychodzić całkiem nieźle... albo po prostu wtyki w klubie robiły swoje. Tak czy inaczej Vin-Eurico chętnie zabrał się za robotę - wychodziło na to, że miał pracować. Oczywiście rzeczy do zrobienia było sporo, a przy tym Gryfon chciał zdjąć jak najwięcej obowiązków z ramion solenizanta. Pilnował zatem wszystkiego, przemykał za barem i, prawdę mówiąc, większość gości po prostu witał uśmiechem. Gdzieś po drodze udało mu się złożyć Zakrzewskiemu klasyczne życzonka, jego prezent zaś ograniczał się do ogromnej butelki najlepszej tequili, jaką sam Leo kiedykolwiek pił. Potem zniknął na chwilę na zapleczu, aby wrócić z nowymi kieliszkami i kilkoma drobiazgami do drinków. Ustalili wcześniej z Lyskiem parę specjalnych dodatków, a Leonardo wcale ich nie szczędził; celowo podsunął @Tilda Thìdley eliksir euforii. To tak w razie gdyby krępowała się w towarzystwie bandy uczniów, bądź czuła niekomfortowo przy pijącym na umór Przemku. - Impreza dopiero się zaczyna... - Zauważył Gryfon, gdy kątem oka dostrzegł jak drugi barman ponownie obsłużył Polaka i, oczywiście, dopytał Tildę czy i ona czegoś jeszcze by nie chciała. Leo nie dodał wiele więcej, bo w tej samej chwili dostrzegł @Padme A. Naberrie i @Lysander S. Zakrzewski... którzy się całowali. CAŁOWALI? Mało dyskretny napad kaszlu dopadł chłopaka, ale czym prędzej przesunął się bardziej w bok, o mały włos nie strącając napoju panny Thìdley. - Cholera, przepraszam - wymamrotał z zażenowaniem, kiedy już odzyskał głos. Sam nie wiedział, co go tak wytrąciło z równowagi; przecież nie stało się chyba nic złego...
W momencie kiedy Przemek wlewał @Tilda Thìdley kolejnego drinka opowiadając o swojej hodowli pegazów, Krysia dostrzegła wysokiego chłopaka, który rozmawiał z Lysandrem. Wyglądał bardzo zabawnie w różowych włosach, ale w gruncie rzeczy miał dość oryginalną urodę i raczej nie przypominał stereotypowego angielskiego Jacka, czy Williama. Odrobinę znudzona zdecydowała się do niego zagadać, bo jako jeden z nielicznych nie miał jeszcze żadnego towarzystwa. Wykorzystując fakt, że Lys akurat obściskiwał się z jakąś dziewczyną (co po niemal dziesięciu latach przyjaźni nieszczególnie ją dziwiło) podeszła do @Calum O. L. Dear dzierżąc w dłoni swojego drinka, a w drugiej takiego samego przeznaczonego dla jej rozmówcy. - Fajne włosy. Jestem Krystyna... - powiedziała płynną angielszczyzną, w której (z wyjątkiem wypowiadanego imienia) dość trudno było odnaleźć wschodni akcent - ... ale Lysander mówi na mnie Krysia. Krysia wzięła jeden głęboki łyk drinka nie wiedząc, że jej napój to afrodisia z dodatkiem eliksiru antykoncepcyjnego. Nagle jej ciało przeszła dzika chuć i z trudem powstrzymała się, by nie rzucić się na Caluma i nie obedrzeć go z ubrań przy wszystkich. Zamiast tego uśmiechnęła się zalotnie i nie do końca świadoma działania napoju podała Krukonowi drugiego drinka zachwalając niesamowite umiejętności barmańskie @Leonardo O. Vin-Eurico. - Taki ładny chłopak - powiedziała spoglądając na swojego rozmówcę z dołu - Chyba nie jesteś Angolem, prawda?
]Pozwalam sobie na ten jeden wątek, użyczyć na twarz Krystynki, wizerunku Haley Hoffman. Dla Przemka nikogo nie mam, ale gdyby była taka potrzeba to krzyczcie.
Po wzroku Lysandra zorientowałem się, że było ze mną coś nie w porządku. Gryfon co prawda czasem śmiał się po prostu z mojego durnego ryja, ale teraz jego oczy bardzo wymownie wędrowały w kierunku moich włosów - ze strachem sięgnąłem ręką do głowy, by zbadać, czy w ogóle cokolwiek na niej posiadam, a gdy okazało się, że owszem, odrobinę odetchnąłem z ulgą. Okej, więc pewnie chodziło o zmianę koloru. Na bank miałem włosy żółte jak jajecznica lub rude jak Fire, co gorsza różowe jak jakaś pizda. Sami sobie dopowiedzcie. Wywróciłem oczami zażenowany i odbiłem na bok w celu zdobycia kolejnego drinka, gdy nagle podbiła do mnie jakaś blondynka trzymająca dwa drinki. Uniosłem pytająco brew, spoglądając na nią z góry. Że to dla mnie? - O, jak jego sowa? - wypaliłem, po czym parsknąłem śmiechem. - To już wiemy, kim był pierwowzór - dodałem, szczerząc się jak idiota. Prawdopodobnie nie to powinno się mówić dziewczynie, która najwyraźniej w jakimś celu podbija do Ciebie, ale nie mogłem nic poradzić, że to jedyne, co przyszło mi na myśl w odpowiedzi. No, jeszcze przedstawienie się, ale samo w sobie byłoby strasznie słabą odpowiedzią, prawda? - Jestem Calum - powiedziałem, po czym przejąłem od niej jeden z drinków, patrząc na niego nieco nieufnie. - Vin-Eurico robił? - zapytałem, skinąwszy w kierunku ćwierćolbrzyma za barem. Znałem jego możliwości, nieraz dolewał mi jakiegoś świństwa, po którym mi odpierdalało. Ciekawe czy wiedział, że Kryśka niosła go dla mnie? Spojrzałem na nią i ze zdziwieniem stwierdziłem, że miała bardzo "wygłodniałe spojrzenie". Chyba nieświadomie oblizała wargi, gdy na mnie patrzyła, a może to ja już zaczynałem fantazjować? Słysząc jej pytanie, zaśmiałem się. - Jestem tak bardzo Anglikiem jak tylko się da - skomentowałem, po czym upiłem łyk drinka. I kolejny. Cholera, dobry, ciekawe co to za nuta smakowa? Nim się spostrzegłem, jedyny smak o jakim byłem w stanie myśleć to smak ust Krystyny.
Isilia zaczęła się zachowywać dziwnie. Nerwowo spoglądała na solenizanta i co chwila poprawiała włosy. Postanowił jednak nie zwracać uwagi na babskie humorki i pociągnął towarzyszkę za sobą. Wypadało w końcu przywitać się z Lysem i złożyć mu życzenia. W końcu to jego impreza i jego święto. Zauważył, że Gryfon sam ruszył w ich stronę. Wiedział, że dziewczyna i tak nic nie zrozumie z jego polskiej gadki, więc zamiast tego ponownie objął ją ramieniem i pociągnął w stronę Lysandra. Zwolnił na chwilę, gdy solenizant przyjmował bardzo osobiste życzenia od jednej z dziewczyn. - Do boju Tygrysku - mruknął rozbawiony pod nosem, kibicując kumplowi. I tak nikt nie rozumiał co mówił po polsku. Gdy tylko Gryfon ponownie ruszył w ich kierunku, przyciągnął Iskę do siebie i pociągnął za sobą. Nie widział sensu mówienia do niej po polsku. I tak pewnie nic by nie zrozumiała. - No stary, wszystkiego najlepszego! Zdrowia, szczęścia, pomarańczy, niech Ci kobieta nago tańczy - powiedział, puszczając do pary oczko i wręczając Lysowi prezent. Miał nadzieję, że chociaż z solenizantem się dogada, bo inaczej zapowiadał się małomówny wieczór.
- Tak, jak jego sowa - odparła Krystyna zupełnie niezrażona tą uwagą, a nawet całkiem zadowolona, że pierwszy raz od dawna usłyszała słowo "sowa" w innym kontekście niż prośba o zdjęcie majtek - Dostał ją ode mnie na siedemnaste urodziny. Chodziliśmy razem przez pół roku do Souhvězdí, później musiał się wynieść do ciotki, bo najpierw w akcie gniewu przypadkiem spalił szopę na miotły, a potem podczas przerwy świątecznej rozjebał pół mugolskiego supermarketu. W sumie dobrze, że się wyniósł, bo niczego się nie nauczyłam przez to, że przez pół roku tłumaczyłam mu każde zajęcia z czeskiego na polski. No ale jak widać, przyjaciółmi jesteśmy do dzisiaj... niestety... Dziewczyna wydała z siebie krótki jęk udając, że przyjaźń z Lysandrem sprawia jej mnóstwo bólu, po chwili jednak wybuchnęła śmiechem - w gruncie rzeczy Zakrzewski był świetnym gościem, a poza tym zaprosił ją na tak niesamowitą imprezę, gdzie mogła poznać kogoś takiego jak Calum. - Jeśli masz na myśli tego wielkiego, kłaczastego typa, to tak - powiedziała ze śmiechem Krystyna, by po chwili ni stąd, ni zowąd dorzucić zalotne- Nie podoba mi się, zdecydowanie wolę bardziej gładkich... Wzięła głęboki łyk drinka i odstawiła go na stolik nieopodal, po czym zupełnie niespodziewanie przybliżyła się do chłopaka. - Nie chciałbyś ze mną zatańczyć? - zapytała wciąż powstrzymując się przed rozebraniem go na oczach wszystkich zebranych.
Zerknął na dziewczynę. Pewnie jeszcze kilka godzin temu kazałby iść w diabły jej i temu cholernemu ciekawskiemu spojrzeniu. Z drugiej strony, dziewczyna przecież i tak zaraz stąd pójdzie. Zostawiając go zaraz po tym, jak dowie się tego czego tak uparcie chce. A teraz? Teraz było mu już wszystko jedno. -Urodziłem się we Francji. Co czyni ten język moim ojczystym, poza tym, matka nigdy nie pozwalała zapomnieć nam skąd pochodzimy.-Mruknął, nawet nie skrzywił się na wspomnieniu matki. Brawo dla tego młodego pana! Byłby z siebie dumny, gdyby miało to teraz jakieś znaczenie. Uniósł jedynie pytająco brwi na ten dziwny gest, który miał go zachęcić do rozmowy. Zdecydowanie ludzie nie robili tak w jego towarzystwie. Przyjął zamówiony przez dziewczynę napój i przez moment obserwował jak jego barwa zmienia się pod wpływem ruchów i światła.-To idiotyczna sytuacja. Wpadłem na tę szajbuskę w pustej klasie, tak jak Ty, byłem bardzo ciekawski... Nie zrobiłem niczego, serio, choć to do mnie niepodobne... Ona jednak zaczęła rzucać zaklęciami, trochę a nawet bardzo się wkurwiłem. Cóż, nawet ja potrafię grać fair play... Gryfonka była tak pewna siebie i mnie zlekceważyła, co przypłaciła silnym upadkiem i zaklęciem roztańczonych nóg. Zabrałem jej różdżkę i poszedłem. I tyle.-Powiedział spokojnie, bo tak to właśnie wyglądało. Dodając kilka niepotrzebnie wypowiedzianych słów. Naprawdę irytowały go osoby pokroju tamtej dziewczyny. Nie musiały nawet nic wielkiego robić, zwyczajnie oddychać i unosić się ze swoją osobą... Co jest zupełnie niepotrzebne. -Zastanawiam się czemu jeszcze stąd nie poszłaś. Nie mogę uwierzyć, że tylko ta zacięta ciekawość Cię tu trzyma.-Wzruszył lekko ramionami, krzywiąc się uroczo przy okazji. Nie musiała interpretować wszystkiego co mówił czy też to, co wyrażała jego twarz lub spojrzenie. Czasem bywa tak, że zwyczajnie tak wygląda, a w jego głowie nie powstaje żaden niecny plan czy myśl. -Naprawdę chcesz szczerości? -Uniósł lekko brwi. No tak, dzisiejszy wieczór miał być cholernie zbawienny. Ciekawe tylko dla kogo oraz jak z tego wyjdzie.-Ta mała przyłożyła mi zbitą butelkę do pleców, a ja wbiłem ją sobie w plecy.-Uśmiechnął się szeroko.-To tylko krew, nie pierwsza i nie ostatnia blizna w tym tygodniu.-Puścił w jej kierunku perskie oczko. Nie mijał się z rzeczywistością, doskonale o tym wiedziała... Skoro sama wcześniej zwróciła na to uwagę. Czego miał się bać? Zaklęcia, które wyceluje w jego plecy? Potłuczonej butelki wprost w brzuch? Dobrze. Zaśmiał się po chwili, wypijając swój trunek... Co to było, jakieś wymyślne drinki? Mhm. Darowanemu czemuś tam nie zagląda się w zęby, jak to powiadają mugole i inni ludzie. -Czekaj, każde?-Oparł się jedną ręką o blat, próbując sobie przypomnieć jakie to pytania mu wtedy zadała.-Przyszedłem do pokoju nie aby zjeść, ale żeby się pouczyć. Mogłaś nie zauważyć ale miałem ze sobą plecak.-Powiedział spokojnie. Niewiele osób wiedziało, że miał dobrą pamięć... Oczywiście wtedy, kiedy tego chciał.-Nie uważam, aby dom Zielonych był moim drugim domem. Najpierw musiałbym mieć pierwszy Mall.-Czekaj, co było dalej? Teraz opierał się całkowicie o blat. -Dlaczego chciałem się podzielić swoim cennym rogalem? Mhm. Niech pomyślę, stwierdziłem, że by Ci zasmakował.-Wzruszył lekko ramionami, wracając do zadanych pytań, na które nie odpowiedział bądź mijał się z prawdą.-Oczywiste jest to, że jesteś zainteresowana kimś takim jak ja. Nie siedziałabyś wtedy ze mną, nie rozmawiała, a przede wszystkim nie pojawiałabyś się tutaj. Jestem zbiorem informacji, które są Ci potrzebne. Dostaniesz je i znikniesz, tak przynajmniej podejrzewam. W końcu nic innego Cię tutaj nie trzyma.-Przyjrzał się jej spokojnie, ciekawy jak odpowie na to.-Tak, jestem zaintrygowany, jeżeli musisz już znać odpowiedź na to pytanie. I na to, dlaczego Cię zabrałem już odpowiedziałem wcześniej.-Rozejrzał się po pomieszczeniu, na moment zatrzymując się na Olie i jej przyjaciółce. Tej drugiej posłał porozumiewawcze spojrzenie, którego akurat jego siostra nie mogła zauważyć stojąc do niego tyłem. Mhm. Nie wyglądała na bardzo strutą czy nieswoją.-Czy o jakimś pytaniu zapomniałem?-Ponownie przeniósł swoje spojrzenie na swoją towarzyszkę. Co zrobisz, Mall? Tak, był zaintrygowany.
Zanim ten cholerny drink zaczął działać, miałem okazję uciąć sobie z nią krótką pogawędkę o sowach i wyczynach Lysandra. Poczułem się nawet całkiem zdziwiony, że Zakrzewski aż tak broił i nie panował nad swoją magią oraz że istniał na świecie język, którym nie potrafił się biegle posługiwać. Równie mocno zdziwił mnie fakt, że znajomość trwająca pół roku potrafiła przerodzić się w długoletnią przyjaźń istniejącą nawet na odległość. To chyba faktycznie tylko ja miałem problem i jakiś defekt, który potrafił spieprzyć i zaniedbać znajomości trwające nawet osiem lat... Na uwagę o owłosieniu Vin-Eurico nie wiedziałem za bardzo, co odpowiedzieć, więc jedynie parsknąłem śmiechem i uciekłem wzrokiem, żeby nie zostać przyłapanym na wnikliwej analizie jego zarostu. Kolejna uwaga dziewczyny natomiast nieco wytrąciła mnie z równowagi. Bezwiednie powiodłem ręką do policzka, po którym przejechałem. Faktycznie gładki... - No wiesz, co kto lubi - skomentowałem krótko, nie wiedząc, co mogłem więcej rzec na temat damskich preferencji. I jako że zaczęło się robić delikatnie niezręcznie, przynajmniej dla mnie, upiłem w końcu niewielki łyk drinka, którego dała mi dziewczyna. Matka pewnie złapałaby się za głowę, gdyby dowiedziała się, że poszedłem do klubu i wypiłem napój, którego nie widziałem w fazie przygotowywania i prawdopodobnie w stanie pełnej trzeźwości przyznałbym jej rację i zrugał sam siebie. Drink jednak był niesamowicie smaczny i jakaś siła wyższa sprawiała, że pragnąłem wypić cały na miejscu. Wziąłem jeszcze dwa niewielkie łyki, rozkoszując się smakiem, gdy nagle do mojego ciała niemal przywarła kobieca sylwetka Krystyny. Spojrzałem na nią na poły zaskoczony, na poły wystraszony, lecz obie te emocje zniknęły wraz z tym jednym ułamkiem sekundy, w którym nasze spojrzenia się skrzyżowały i dostrzegłem błyszczące iskierki w jej błękitnych oczach. Zaparło mi dech w piersi, nim się spostrzegłem oplotłem ją rękami, przyciągając jeszcze bliżej. W tamtej chwili już nie myślałem o niczym innym, tylko o niej i jej ciele - a o czym myślałem mogła bez problemu wyczytać z twarzy i reakcji mojego ciała.
Maili czuła się trochę nie na miejscu. Zwykle nie miała problemu z zaaklimatyzowaniem się w nowym towarzystwie, ale tym razem nie potrafiła się przemóc. Nie dlatego, że była nieśmiała, po prostu tak bardzo bała się, że zepsuje zabawę swojej najlepszej przyjaciółce, w dodatku na urodzinach jej starszego brata. Starała się o tym nie myśleć, ale gdzieś z tyłu głowy jej się to kłębiło i nie chciało dać spokoju. A przecież obiecała, że będzie się bawić. Co musiała zrobić, żeby faktycznie dobrze się poczuła? Wszelki alkohol odpadał, nie była wprawdzie zagorzałą abstynentką, ale nie miała tego wieczoru ochoty i przede wszystkim – alkohol jej nie smakował, w tym tkwił cały sekret. Oczywiście czasami napiła się jednego drinka czy lampki wina, ale nie przepadała za smakiem trunków. - Mówię o tym, że twoje włosy są serio różowe. – odparła ze śmiechem. – Sama zobacz. Nie rozumiała dlaczego włosy @Ophélie Zakrzewski nagle zmieniły kolor, ale tak się stało i stwierdziła, że chyba powinna poinformować o tym swoją przyjaciółkę, raczej na co dzień takie rzeczy się nie zdarzały. Maili rozejrzała się po pomieszczeniu i doszła do wniosku, że większość twarzy po prostu kojarzy. Zatrzymała się chwilę dłużej na Lennoxie, mając w głowie ich ostatnią rozmowę w bibliotece. Nie sądziła, że wtedy do czegoś dojdzie, a jednak udało jej się przekonać Noxa, że naprawdę musi jej pomóc i voila! - No pewnie, że będzie. Nie wierzysz mi? – powiedziała i wyszczerzyła się w stronę Ophélie. Nie było odwrotu, musiała się dobrze bawić, albo chociaż pokazać, że tak jest, nawet jeśli w głębi będzie umierać. Nie była jednak źle nastawiona i sama miała nadzieję, że będzie wspominać tę imprezę naprawdę dobrze. Maili nigdy się z góry źle nie nastawiała, nawet jeśli dręczyło ją milion innych rzeczy. - Nie, naprawdę, na zdrowie. – zawołała do przyjaciółki, przekrzykując dudniącą muzykę. To, że nie miała ochoty na alkohol nie znaczyło, że nie potrafiła się bawić bez niego.
-Więc jesteś Francuzem. -Mruknęła, chyba nawet bardziej do siebie niż do siedzącego obok chłopaka. W zasadzie sama nie wie dlaczego tu jeszcze siedzi, ale coś wewnątrz mówiło jej, żeby nie wychodziła -w dormitorium i tak nic by nie robiła, a tu przynajmniej może potańczyć i się czegoś napić. Albo pogadać z kimś, z kim rzeczywiście całkiem interesująco prowadzi się konwersację. Ślizgonka sama się zdziwiła, gdy po ostatniej dłuższej wymianie zdań, Lennox okazał się być całkiem w porządku. -Nie masz francuskiego nazwiska. -Zmarszczyła po chwili brwi i odwróciła się w jego stronę, posyłając mu pytające spojrzenie, po czym przypomniała sobie, że ostatni raz, gdy wspomniała przy nim coś o rodzinie, ten nie był zbytnio zadowolony. Machnęła więc ręką, jakby chciała powiedzieć, że wcale ją już to nie obchodzi i dokończyła drinka. Dość słaba głowa dziewczyny sprawiła, że wraz z ostatnim łykiem trunku ślizgonka zaczęła czuć działanie alkoholu, dlatego postanowiła przystopować. -Zresztą nieważne. -Dodała i odstawiła pustą szklankę, którą jeszcze przed chwilą się bawiła. Uniosła głowę, chcąc spojrzeć na chłopaka, który zaczął opowiadać historie sprzed paru dni, z gryfonką w roli głównej. Zdziwiła się, że tak niepozorna osoba może okazać się tak agresywna, po czym stwierdziła, że coraz bardziej przekonuje się do wyboru tiary przydziału. Czasami miała dziwne wrażenie, że ślizgoni, których wcześniej przecież wcale nie lubiła, teraz są najnormalniejszą grupą w całej szkole. -Cóż, w zamku i tak nie miałabym nic do roboty. Ale mogę sobie iść jak tak bardzo przeszkadza Ci moja obecność, chociaż przypominam: ty mnie tu zaprosiłeś. -Wzruszyła ramionami i obiegła wzrokiem całe pomieszczenie. Zdecydowana większość gości tłoczyła się przy barze, dlatego w duchu dziękowała Merlinowi, że znalazła sobie jakieś siedzące miejsce. Uśmiechnęła się pod nosem na widok blondynki, której najwyraźniej spodobał się solenizant i przeniosła wzrok na brata Lennox'a. Blondyn z całą pewnością miał w sobie coś, co przyciągało uwagę, tak samo zresztą jak jego urocza siostra. Mall po dłuższej chwili przyglądania się rodzeństwu, a zwłaszcza dziewczynie, poczuła nutkę zazdrości. -I tak nikogo tu nie znam, więc wyjdę niezauważona -Dodała i znów spojrzała na zakrwawioną chusteczkę, którą ślizgon wciąż przykładał sobie do pleców. Skrzywiła się, gdy ten odpowiedział jej na pytanie, nie rozumiejąc jego zachowania. Ona również oparła się o blat i z zaciekawieniem, spokojnie wysłuchiwała odpowiedzi na zadane mu wcześniej pytania. Czasem unosiła brwi, czasem się uśmiechała po nosem, nie pamiętając nawet jakie pytania kierowała wtedy w jego stronę i co kierowało ją, żeby pytać się chociażby o jedzenie. Mimowolnie przypomniał jej się rogal, którym ślizgon ją poczęstował i który był całkiem dobry i stwierdziła, że gdyby ktoś ja teraz nim poczęstował, nie pogardziłaby. Przekrzywiła lekko głowę, słysząc jego słowa dotyczące rzekomej fascynacji i zmrużyła oczy. -Zbiorem informacji, które są mi potrzebne? -Zapytała po chwili, chyba nie bardzo wiedząc o co właściwie mu chodzi, po czym najzwyczajniej w świecie zaczęła się śmiać. -Wiesz, nie mam żadnych niecnych planów dotyczących twojej osoby, nie schlebiaj sobie... -Odpowiedziała i ciężko westchnęła. Zarzuciła na plecy włosy, żałując, że ich nie spięła i parę razy postukała paznokciami w blat, z jakiegoś powodu nie chcąc dłużej patrzeć na siedzącego koło niej chłopaka. Musiała przyznać, że miał rację -ona też była nim w jakiś sposób zaintrygowana, ale cóż...na razie nie ma zamiaru się do tego przyznawać. Ani przed nim, ani przed kimkolwiek innym. -Hmm, w zasadzie mam jeszcze jedno. -Powiedziała po chwili, przypominając sobie niedawną rozmowę z pewną Puchonką. -Czy bardzo Cie irytuje to, że zadaje tyle pytań? Ostatnio rozmawiałam sobie z jedną dziewczyną, która zrobiła mi wywiad dotyczący pewnego incydentu. Nie żeby była niemiła, ale o Salazarze, zadawała tyle pytań, że byłam bliska rzuceniu w nią jakimś zaklęciem. I to mi dało do myślenia...Też jestem aż tak irytująca?
Ostatnio zmieniony przez Mallory Colquhoun dnia Sro Lut 21 2018, 20:34, w całości zmieniany 1 raz
Patrzyła na końcówki swoich włosów i zastanawiała się, na jakie kolory jeszcze się zabarwią podczas tej imprezy. Wcześniejszy róż wcale nie był zły, teraz lawendowy też był całkiem okay, ale jeśli to będzie na przykład... czerwony? Albo rudy lub jakiś niebieski? Przecież to kompletnie nie były kolory pasujące do niej! Jeśli spełnią się te najgorsze przeczucia, a prawdopodobieństwo było duże, to ona będzie wyglądać jak ufo. Z drugiej jednak strony były też plusy tej całej sytuacji - przynajmniej wyróżniała się z tłumu pozostałych osób znajdujących się w sali. Rozejrzała się po nich chcąc sprawdzić, czy ktoś jeszcze trafił na tego samego drinka i zauważyła, że owszem, było kilka takich osób, więc nie była sama. Dostrzegła nawet w tłumie chłopaka, którego fryzura była różowa i nie mogąc się powstrzymać, parsknęła śmiechem. - Wierzę i rozumiem, że musisz się po prostu rozruszać, hm? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a prawy kącik jej ust uniósł się do góry. Nie wątpiła w to, że przyjaciółka potrafiła się dobrze bawić i wiedziała, że to kwestia czasu, zanim na tej imprezie też tak będzie. Przeniosła wzrok na drinka trzymanego w ręce i wypiła go, nie zastanawiając się przy tym o skutkach ubocznych. Wiedziała, że jakieś będą, bo po trunku, którego dostała na wejściu jej włosy zabarwiły się na różowo, a teraz co jakiś czas zmieniały kolor. Ciekawa była, co się stanie po kolejnym i jednocześnie lekko się obawiała, że może wymieszanie dwóch nie zrobi jej dobrze. Już nawet nie chodziło o sam alkohol tylko o efekt. W każdym razie uświadomiła to sobie już po fakcie i, jak się okazało, wyszła z tego cało. Nie odczuła dziwnych objawów, których się spodziewała, tylko jej włosy ponownie zmieniły kolor na różowy. Najwidoczniej ten drink działał tak samo jak ten poprzedni.
Nawet nie zwróciła uwagi na @Calum O. L. Dear, który coś tam do niej powiedział; po prostu wpatrywała się w Lysa jak w obrazek. W tej chwili wydawał się być dla niej ósmym cudem świata i była gotowa napisać o nim wiersz. Serio. Poetka z niej żadna, ale w tym momencie to nie było ważne, bo potrzeba uwiecznienia jej (chwilowej) kreatywności na kartce była zbyt mocna. Już chciała pytać swojego towarzysza, czy ma może przy sobie kawałek pergaminu i coś do pisania, gdy ten pociągnął ją w stronę starszego Gryfona. Czuła się jak karzełek, kiedy tak szła obok Quinna - różnica wzrostu między nimi była duża, ale Isia pocieszała się, że zawsze mogła być większa. W gruncie rzeczy te 30 centymetrów było jeszcze do przeżycia, no i ratowały ją botki na obcasie. - Czekaj, co? - spytała zaskoczona, co można było idealnie zobaczyć na jej twarzy. Dziwne uczucie, które czuła przed chwilą do Lysandra znikło tak nagle, jak się pojawiło i teraz dziewczyna wpatrywała się w Quinna nierozumiejącym wzrokiem. Po jakiemu on do niej mówił? A co najważniejsze - co on do niej w ogóle mówił? - Może wrócisz do angielskiego, tak żebyśmy się mogli zrozumieć? - w jej głosie można było wyczuć irytację. Nie miała jednak dużo czasu na roztrząsanie tej sprawy, przynajmniej na razie, bo w ich stronę kierował się solenizant z dziewczyną. - Wszystkiego najlepszego. - uśmiechnęła się, gdy przyszła kolej na jej życzenia. Z tych składanych przez Quinna oczywiście nic nie zrozumiała i teraz zastanawiała się już tak na serio, czy on sobie zamierza z niej żartować przez całą imprezę, czy może mu się to znudzi i przestanie. Osobiście wolała raczej drugą wersję i liczyła, że to właśnie ona okaże się być tą prawdziwą.