Miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro i część Zakazanego Lasu. Uczniowie, często się tu zatrzymują, by porozmyślać i zrelaksować wzrok.
Caleb dzisiaj nie zamierzał się spóźnić, już szedł szybkim krokiem na lekcję transmutacji, ale coś go podkusiło, żeby sprawdzić, czy na pewno wziął różdżkę. Wsadził rękę do kieszeni i natknął się na... konkretnie to na nic. Warknął pod nosem wiązankę przekleństw i zawracając wpadł na grupę rozchichotanych Krukonek, po czym nawet nie przeprosił. Skierował się do lochów i przekopał cały pokój w poszukiwaniu różdżki. Zajrzał pod swoje łóżko, pod dywan, do kufra, do kieszeni innych spodni i pod łóżko kolegi. Nic nie znalazł. Wściekły poszedł do pokoju wspólnego i ujrzał hebanowego sprawcę zamieszania leżącego na kanapie. Westchnął ze zniechęceniem i pobiegł na lekcję. Kiedy wreszcie dotarł do punktu widokowego, to cóż... było już za późno. -Dzień dobry - Powiedział do profesora - Przepraszam za spóźnienie - Dodał pospiesznie i zajął jedno z wolnych miejsc. Spodziewał się reprymendy i odjęcia punktów, ale wolał przyjść spóźniony niż nie pojawić się wcale. W tym roku czekały go egzaminy, więc musiał się starać. Rozejrzał się dookoła obserwując, co robią pozostali uczniowie i wsłuchując się w formułkę zaklęcia, które używają. -Dulcedine! - Powiedział dając akcent na nieodpowiednią sylabę i co gorsza wykonał zły ruch nadgarstkiem przez, co różdżką dźgnął się w oko. Syknął pod nosem i zaklął cicho, a uczniowie powtarzający formułkę zaklęcia skutecznie go zagłuszyli. Przez kolejnych kilka minut oko koszmarnie łzawiło i zaczęło puchnąć, a co gorsza nieprawdopodobnie bolało. Obawiał się, że prędzej czy później będzie musiał odwiedzić skrzydło szpitalne.
Spóźnienie: tak Kostki: 2 i 6 Powodzenie wymowa: nie Powodzenie ruch różdżką: nie
Stojąc tak bezradnie i spoglądając ukradkiem na innych, czekała chyba na jakieś zbawienie w postaci uczynnego człowieka, który zechce jej pomóc. No i doczekała się, bo po paru minutach podszedł do niej Gregers. Przywitał się szybko i przeprosił za swoje ostatnie zachowanie, które swoją drogą było dziwne. Ona tylko kiwnęła głową na znak, że rozumie i nawet nie mówiąc słowa, wróciła myślami do lekcji. Chłopak pokazał jej co i jak i zachęcił do ponownej próby. Tym razem jej się udało. I cale szczęście, bo chodziłaby prawdopodobnie wściekła do końca dnia, z powodu porażki. Bo nie lubiła, gdy coś jej nie wychodziło. Zwłaszcza, gdy chodziło o transmutacje, którą przecież lubiła i całkiem dobrze umiała. Uśmiechnęła się więc do przyjaciela. Lekko, prawie niezauważalnie. -Dzięki. -Mruknęła, omijając wzrokiem chłopaka. Bądź co bądź, była trochę zawiedziona jego zachowaniem.
Ostatnio zmieniony przez Naya Valley dnia Czw Cze 12 2014, 23:47, w całości zmieniany 1 raz
Dobra Nina, skup się i zrób w końcu furrorę! W końcu ostatnio nie szło jej do tego stopnia, że zaczęła myśleć, że jej geniusz całkowicie wyparował albo został przez kogoś bezczelnie ukradziony. W sumie sama nie wiedziała skąd ta zła passa skoro zazwyczaj przychodziła na zajęcia z niezłym nastawieniem i pewnością siebie. To była zagadka... ale nie ważne. To zaklęcie wydawało się być proste więc powinna dać sobie radę. Dokładnie oglądała ruchy nauczyciela i starała się je powtarzać. -Dulcedine! - powiedziała z uśmiechem kiedy była już gotowa. Haha może i pewność siebie sprawiła, że wypowiedziała to prawidłowo ale kompletnie skompromitowała się ruszając różdżką zupełnie odwrotnie. Kiedy profesor na nią spojrzał chciała zapaść się pod ziemię albo przynajmniej uciec stąd z krzykiem. CZEMU?! Czemu to znowu się działo?! Ten Hogwart był jakiś przeklęty bo w Beauxbatons była najlepszą z najlepszych. Ech, zła passa nadal trwa...
Spóźnienie: nie Kostki: 2 i 3 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: nie
Matt skończył szybko więc trochę się nudził więc postanowił porozglądać się po sali i popatrzeć jak radzą sobie inni. Jego wzrok przykuła brunetka znana ze swojej dziwnej sławy i z tego, że jest geniuszem magii. Akurat to drugie musiało być trochę przekłamane bo laska kompletnie nie radziła sobie z różdżką. Ledwo powstrzymał się od śmiechu ale nie chciał być nieuprzejmy bo widział, że była zła na siebie z tego powodu i liczyła na to, że nikt nie zobaczy jak się ośmieszyła. W końcu ruszył swoje cztery litery (co nie było łatwe), ustał przed dziewczyną i zademonstrował swoją różdżką jak dokładnie powinien wyglądać ruch. Niestety albo dziś miała gorszy dzień, była zaspana albo była już tak poddenerwowana, że nie załapała. Chyba stres odgrywał tu największą rolę. No ale trudno, próbował pomóc. Może pozytywna karma do niego wróci!
Spóźnienie: nie Kostki: 2 i 2 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: nie
Tak bardzo się Snowi podobało, że zajęcia nie odbywają się w klasie. Zapomniał w ogóle gdzie jest przez kilka chwil i niedokładnie wysłuchał co nauczyciel mówił. Próbował jednak nie dać tego po sobie dać poznać. Robił mądrą minę, mówiącą, że doskonale wszystko wie. Nawet nie do końca wiedział jakie było to zaklęcia. Naprawdę chciał pokazać dzisiaj, że nie jest z niego beznadziejny przypadek i coś z tej transmutacji umie, ale jak miał to zrobić skoro profesor Withman wszystko mu utrudniał. W takim miejscu zajęcia organizować. Wiadomo było, że jak Snow siedział za blisko okna to się rozpraszał a na świeżym powietrzu to już w ogóle nie umiał się skupić na zajęciach. Pozostało mu tylko patrzeć uważnie na nauczyciela, który zamienił kamyk w fasolkę wszystkich smaków. Super! Zaraz też chciał spróbować. Najlepiej od razu. Do ćwiczeń się zabrał ochoczo. Z wymową nie było najgorzej. Znośnie, będzie lepszym określeniem. Natomiast ruch różdżką to straszny w jego wykonaniu był. Nie rozumiał co źle robił, ale próbował naprawić błąd. Raz za razem. Też chciał transmutować kamyk w smakołyk!
Pierwsza lekcja transmutacji w nowej szkole. No, wazne wydarzenie. Ważny dzień. Ważny moment. Szczególnie dla niego – w końcu trochę w tym siedział. Inna sprawa, że jakby nie patrzeć to jest ze Sfinksa, prawda? W dodatku w tej konkretnie grupie, w której zaklęcia są niezwykle ważne. Dlatego właśnie tak bardzo cieszył się, ale i w sumie nieco stresował przed lekcją. Bo cholera jasna. No, spoczywała na nim odpowiedzialność, nawet jeśli nikt inny poza nim nie miał poczucia tego obowiązku, to grunt że on jeden go czuł. Cóż, taki już Benjamin. Normalnie spokojny, wyluzowany i w ogóle. Nie jednak w momencie, gdy w grę wchodziła nauka. Szczególnie nauka jego ulubionych przedmiotów. Nie, żeby był kujonem – on po prostu nie lubił tracić zbyt dużo czasu na naukę nowego materiału, skoro czas wolny może przeznaczyć na jego powtórkę i utrwalenie. Inna inność, że nie wymaga to takich nakładów czasowych. No w każdym razie, pędził i pędził na te zajęcia, ale oczywiście nie dane było mu przyjść na czas mimo szczerych chęci. Cholera jasna. A wszystko dlatego, że dopiero ogarniał Zamek. Tak, niby już tyle czasu minęło i w ogóle, z tym że do cholery jasnej ten zamek go zniewalał. Swoją wielkością, ogromem pomieszczeń, korytarzy i korytarzyków, ciemnych miejsc, pokoików i setek, jeśli nie tysięcy zaułków. Cóż, w każdym razie, po jakimś czasie dotarł. Lekko pospinany, bo podobno ten nauczyciel należał do ostrych (a przecież nie mógł tracić punktów, bo Katniss by go zabiła), przywitał się z nim po czym zajął miejsce szeregu. Ćwiczyli jakieś zaklęcie, Dulcedine. Oczywiście, że je znał, choć nigdy nie praktykował. Mama strasznie je uwielbiała, podobnie jak co poniektóre otyłe osoby w Stavefjord. Problem był tylko jeden, kiedy już przeszli do praktycznej części zadania. Jak to wymówić? Cholera No. Pierwsza próba nie była zbyt udana, ale podsłuchał swoich sąsiadów i w końcu udało mu się złapać idealny akcent i w ogóle. Następnie ruch różdżką. No i to był problem. Nie bardzo wiedział jak to zrobić, a że wcześniej trochę popił, to trafił sobie w oko. Cudownie, cudownie. Różdżka niemalże trafiła w oko. Jasna cholera. Próbował coś zaradzić, cały czas łzawiło. W końcu za namową nauczyciela, udał się do Skrzydła Szpitalnego z nadzieją, że nic większego mu się nie stanie. I tak właśnie pokazał się z dobrej strony, przyjezdny ze Stavefjord, uczestnik Złotego Sfinksa.. Tak bardzo. Przed wyjściem jeszcze, zwrócił się do Katniss, czy mogliby się spotkać po zajęciach, na Dziedzińcu Głównym.
Spóźnienie: tak Kostki: 5 (powtórka dała 4); 4 (w obrażeniach padło 6) Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: tak
"]Spóźnienie: nie Kostki: 4 i 5 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: tak Widzę, że kostki nie są przekonane do beztalencia mojej postaci, ale długo płakać nie będę! Gittan zauważywszy mężczyznę w drzwiach, prawie pisnęła ze szczęścia. To nie była Anastazja! Od razu nabrała ochoty na lekcję, która teraz wydawała sie być całkiem przyjemna. Svensson już słyszała o Dulcedine. Była to podstawa każdych wycieczek do mroźnych krain, gdzie musieli radzić sobie sami. Dlatego też nie miała pewnie problemów z wykonaniem zadania. Wywróciła oczami, widząc to wymowne spojrzenie Rasheeda. Musiała mu pokazać, że to zadanie to pestka! Dureń. Wymówiła pewnie treść zaklęcia, a następnie okrężnym ruchem różdżki skierowała jej czubek na pergamin. Zwycięsko spojrzała w stronę Rasheeda. Podeszła do Snowa, widząc, że potrzebuje pomocy. - Obrót i do góry - podpowiedziała mu, pokazując tym samym ruch różdżką, jednak nie powiedziała, w którą stronę, więc jej pomoc na prawdę była nieoceniona! Widząc marny efekt, zmarszczyła brwi, nie mogąc zrozumieć, dlaczego nie wyszło, skoro wcześniej poprawnie rzuciła zaklęcie. Komu pomagam?: Snow Riggs Wylosowana kostka: 5
Ostatnio zmieniony przez Gittan Svensson dnia Pią Cze 13 2014, 17:04, w całości zmieniany 1 raz
Czekał na początek zajęć Zieliński. Znudzony nie patrzył jak coraz to nowe pojawiały się na miejscu. Gdyby Gittan nie podeszła do niego to nie zauważyłby jej przybycia. Może w trakcie zajęć mignęłaby mu przed oczami, ale to też pewne nie było. - Wiesz w ogóle kto jest opiekunem domu? - niemal za każdym razem idąc na jakieś zajęcia trafiał na coraz to nowych nauczycieli. Tak na wróżbiarstwie było, zaklęciach, transmutacji. Zaczynał myśleć, że nauczyciele pojawiali się na jedne zajęcia, a później znikali zastępowani przez kolejnych. W pełni rozumiał Zieliński o co Gittan chodziło. Bywanie na zajęciach w Hogwarcie naprawdę nie było łatwe. Zawsze postarali się nauczyciele, aby mu nudno nie było w drodze na nie. Kiedy profesor się pojawił wywrócił tylko Zieliński oczami na pierwsze jego pytanie. Później już starał się skupić na tym co mówił. Zaklęcie wydawało się być z tych przyjemnych, ale gdyby go nie znał to jego komfort życia byłby taki sam. Nie zraził się Zieliński na początku samym, jak to czasem mu się zdarzało. Często nawet. Patrzył na ruch nadgarstka nauczyciela i zaczął go powtarzać. Nie wiedzieć czemu, ale początkowo wydawało mu się to skomplikowane. Niepotrzebnie, bo ruch opanował po kilku powtórzeniach. Jęknął kiedy przyszło mu ćwiczyć wymowę. Miał z tym czasem problem i obawiał się, że i tym razem tak będzie. Chyba nikt Zielińskiemu nie powiedział, że dobre nastawienie to połowa sukcesu. - Dulcedine - powtórzył kilka razy zanim wyszło mu poprawnie. Z akcentem miewał problemy, a później przez to i zaklęcia nie wychodziły za dobrze. Skoro już ćwiczenia miał za sobą to rozejrzał się jak innym szło.
Spóźnienie: nie Kostki: 1 i 4 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: tak
Jak komuś pomóc potrzebna z wymową i ruchem różdżką to piszcie na PW
Ostatnio zmieniony przez Wojtek Zieliński dnia Pią Cze 13 2014, 22:09, w całości zmieniany 1 raz
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Spóźnienie: nie Kostki: 2 i 4 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: tak
Nic nie było w stanie dzisiaj jej popsuć dobrego humoru. Tym bardziej, że Matthew raczej go jej poprawił mimo iż przyszła na zajęcia w stanie wręcz krytycznym jeśli chodzi o jej stan psychiczny. Uwielbiała skrycie tego chłopaka, a jeśli ten powiedział jej jeszcze, że zrobi dyniowe paszteciki to od razu zapragnęła by lekcja ta dobiegła końca. -Matti, nauczyłam się ostatnio smoczych naleśników. Musisz spróbować. Pójdźmy gotować po zajęciach- powiedziała do niego cicho, uśmiechając się lekko przy tym no i dziwnie tajemniczo. Potem spojrzała się w kierunku wskazanym przez Anjali. Powiedziała jej wszystko o Lenie, a Katherine machnęła tylko lekceważąco ręką. -Wężyku, to Lena Vaught, przyjezdna więc nie zna dobrze naszego zamku. Jest tu nowa i całkowicie niegroźna. Zamieniła cukierka po zjedzeniu którego mówisz wierszem, na miętusa. Nie chciała cię zabić, ale wiedz że jeszcze jeden taki numer i inaczej z nią porozmawiamy, dobrze kochanie?- powiedziała tym swoim zdawkowym tonem, a gdy ona już coś obiecała to o dziwo zawsze dotrzymywała słowa. Chwilowo musiała się skupić jednak na ćwiczeniu zaklęcia. Ćwiczyła ruch nadgarstkiem tak jak tego wymagał od niej profesor. Najpierw kilka razy na sucho zanim spróbuje z wymową. Była strasznie pewna siebie wykonując przy tym ruch nadgarstkiem, dokładniej robiąc kółko, w prawą stronę i podrywając różdżkę do góry, gdy już wróciła do pozycji startowej. Jej różdżka z czarnego bzu działała nienagannie i nie raz Katherine się na niej nie zawiodła. Wiedziała, że dzisiaj nie będą rzucać tego zaklęcia za pomocą różdżki więc wymawiała go na sucho, bez machania nią i wykonywania odpowiednich ruchów. Wszystko szło jej idealnie. No przecież nie bez powodu brała udział w Projekcie i figurowała na pierwszym miejscu prawda? Dokładnie. Nagle spostrzegła, że Matthew pomaga jakiejś sierotce marysi co to nie potrafi poprawnie różdżki w dłoni utrzymać. Czy to było takie trudne? Poważnie? Przecież wystarczyło uważnie obserwować profesora. Kółko w prawą stronę i poderwanie różdżki do góry w pozycji startowej. No chyba, że dziewczę Gryfońskie miało problemy z rozróżnianiem kierunków. No i kto był tutaj jego mistrzem magii? No oczywiście, że Ślizgonka. Przecież startowała w projekcie z zaklęć i jak na razie wygrywała. Spojrzała z nienawistnym lekko spojrzeniem na Ninę. Czy jej wężyk to zauważył? Trudno było w sumie nie dostrzec. Katherine była specyficzna, znana w całej szkole z jeszcze większą sławą niż jakaś Gryfonka.
Tanner zerknął z lekkim uśmiechem na Ślizgona. Dobrze wiedział, że nie mają zbyt dobrych kontaktów i że chłopak jest wkurzony, że to szukająca przeciwnej drużyny złapała znicza, a nie on sam. Sam Tanner przez długi czas nie mógł się pogodzić z porażką i obwiniał siebie o przegranie drużyny. Częściowo to prawda. Jednak w tej grze może zdarzyć się wszystko! Niestety, jego zdaniem najwięcej zależało właśnie od szukającego, którym był. Westchnął ciężko, wracając do lekcji, która właśnie się zaczęła. Chapman był pod wrażeniem tego, jakie zaklęcie wymyślił profesor. Wreszcie będzie miał tyle czekolady, ile tylko zapragnie. Żelki! Żelków też będzie masa. Uśmiechnął się szeroko. Widać było, ze zbliża się koniec roku. Nawet nauczyciele stali się markotni, niezadowoleni ze wszystkiego i jacyś tacy.. rozkojarzeni. Dlaczego uczył ich tak mało przydatnego zaklęcia? Może żeby pokazać, że transmutacja to też przyjemność? Może żeby oderwać ich od tych śmiesznych lekcji, które ostatnio stawały się jeszcze bardziej wymagające, o ile to możliwe? Tak czy siak, dla Chapmana było to idealne zakończenie tego tygodnia. Po wysłuchaniu monologu profesora powtórzył kilka razy zaklęcie, starając się wypowiedzieć je idealnie. - Dulcedine! – spojrzał na profesora, który uniósł kciuk do góry, zachęcając go, żeby teraz poćwiczył ruchy różdżką. Tanner wykonał pełny obrót nadgarstkiem w prawo i poderwał ją do góry, tak samo jak profesor Withman. Czy wyszło idealnie? Jak widać tak, ponieważ Ralph kiwał do niego głową z entuzjazmem, dając mu do zrozumienia, że zadanie wykonał poprawnie. Świetnie. W takim razie może komuś pomoże? Oczywiście, jeśli tylko ktoś poprosi.
Spóźnienie: tak Kostki: 1 i 6 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: tak
Jeszcze dobre kilka minut męczyła się z tym i męczyła. Głupi ruch ręką... W końcu przestała się w to w jakikolwiek sposób angażować – a nuż ignorancja i tym razem przyniesie taki skutek, że po prostu jej się uda. Na szczęście („Chwała bogu, będę Cię całować po stopach!”) podszedł do niej jakiś chłopak. Kolejna osoba, którą kojarzyła głównie po twarzy, ale nie znała osobiście. Wiedziała tylko, że jada śniadania przy stole Gryffonów, więc pewnie należy do tego domu. Natomiast nie miała już pojęcia czy to student, czy uczeń. Na ten moment się to nie liczyło, jeśli on to wszystko umiał (A tak poważnie, to nie chciała wiedzieć, bo jeśli był od niej młodszy, to jej duma sromotnie by ucierpiała, a już wystarczająco poszarpała ją nieumiejętność machania magicznym patykiem). Kiwnęła głową słysząc jego słowa i ostatni raz postarała się skupić na przygotowaniach do zaklęcia (co nie jest łatwe, jak obok ciebie stoi przystojny facet, więc potraktujmy jej wysiłki, jako podwójne). Patrząc na swoją rękę wykonała ten ruch zerkając kątem oka na psora. Ten tylko kiwnął głową, co chyba oznaczało, że jest dobrze. Od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech, którym oświeciła Gryffona. - Dziękuję – Wyszeptała cichutko tak, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek zauważył, że trzeba jej była pomóc. W sumie nie „jakby”. Tak po prostu było, a jej mina i rozglądanie się podczas słów chłopaka dawały to jednoznacznie do zrozumienia. No wstydziła się... Ludzka rzecz.
Ostatnio zmieniony przez Elishia Brockway dnia Pią Cze 13 2014, 12:20, w całości zmieniany 1 raz
Leonardo prawie podskoczył z radości, gdy usłyszał, jakiego zaklęcia będą się dziś uczyć. Cóż za cudowny zbieg okoliczności! Ostatnio wydawał swoją małą, prywatną fortunę na słodkości, które naprawdę kosztowały sporo galeonów. Zadowolony, że wreszcie będzie mógł spokojnie objadać się słodyczami i nie płacić za nie oraz tworzyć swoje własne smaki, wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wysłuchał w skupieniu profesora, starając się zapamiętać jak najwięcej z jego wypowiedzi. Na wzmiankę o tym, że miał nadzieję, że nie mieli problemów z trafieniem na miejsce wywrócił tylko oczami. Chociaż tym razem udało mu się przybyć przed czasem, to w większości wypadków lekcje na dworze kończyły się dla Leonardo spóźnieniem. Leo zaczął od wymowy - poszła mu całkiem nieźle, jednak nie na tyle, żeby pomóc innym uczniom. Wielka szkoda, ponieważ to była cała natura Leosia. Wzruszył lekko ramionami i przeszedł do następnego etapu - ruchów różdżką. Poszło całkiem nieźle! Profesor uśmiechnął się do niego szeroko, pokazując mu, żeby pomógł innym. Leo rozglądał się dookoła, szukając kogoś, komu poszło zdecydowanie gorzej od niego.
Spóźnienie: nie Kostki: 2 i 5 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: tak
Zaklęcie, które mieli opanować wydawało się być całkiem pożyteczne. Nie to, że by była jakimś fanem słodyczy, ale w końcu, to zawsze coś do jedzenia. Uważnie więc słuchała wskazówek profesora, by chociaż tym razem opanować urok. Ostatnio miała jakieś problemy z zaklęciami. Dokładnie od chwili, gdy poszła na zajęcia z zaklęć niewerbalnych. Zaś z przedmiotów, w których nie musiała czarować, miała doskonałe wyniki. Wyglądało na to, że powinna wybrać się na jakieś korepetycje, czy coś w tym stylu. Tak czy siak, dziś uważnie rzucała swój urok. Mimo swego problemu z odpowiednimi akcentami, swój urok dobrze wiedziała jak wypowiedzieć, tak by dział. Znacznie gorzej jednak okazało się być z ruchem nadgarstka. Mówiła pięknie i wyraźnie i zaklęcie powinno działać... a wszystko psuł ten nieszczęsny ruch ręką, który niby cały czas robiła niewłaściwie. Rozglądała się po osobach dookoła, by podpatrzeć jak to ma wyglądać, ale mimo to, nie umiała tego należycie odwzorować. Pech!
Spóźnienie: nie Kostki: 5 i 3 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: nie (jak ktoś chce jej pomóc z ruchem różdżką, to śmiało!)
Vacheron pokiwała ze zrozumieniem głową, kiedy profesor Withman produkował się na temat karygodności spóźnialstwa, popierała go całym swoim sercem! Spodobało jej się zaklęcie, nad którym mieli dziś pracować. Osobiście wolała zmieniać kamienie w słodycze niż na przykład szczury czy ropuchy w kielichy. Gdy po zakończeniu wstępu teoretycznego prowadzący zajęcia zarządził rozpoczęcie ćwiczeń, powtórzyła kilka razy formułkę zaklęcia i ledwo powstrzymała się od śmiechu, kiedy dotarło do niej, jak absurdalnie muszą wyglądać jako grupa opętańców, powtarzających bez różdżek to samo słowo z mniejszą lub większą pasją. Kręcący się pomiędzy uczniami Withman przytaknął nieznacznie głową, kiedy usłyszał jej wymowę, która dawała radę, ale nie była znowu taka świetna, jednak kiedy Freya wykonała niemalże identyczny ruch nadgarstka, uśmiechnął się szeroko, co zapewne miało znaczyć, że poszło jej naprawdę dobrze. Poćwiczyła jeszcze trochę wymowę, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że może jej iść tylko dobrze, a nie świetnie, po czym poszukała wśród zebranych kogoś, kto radził sobie gorzej z powtarzaniem gestu. Wypatrzyła Zilyę i właśnie do niej podeszła, by coś tam powyjaśniać po swojemu, mówiąc przy tym szybko i wtrącając francuskie słowa, kiedy nie mogła przypomnieć sobie ich odpowiedników, po czym zachęciła Rosjankę do ponownego spróbowania, by z goryczą stwierdzić, że jej pomoc okazała się być nic nie warta. Nie wpadła już na to, że mogłaby spróbować przedstawić sytuację jaśniej, wolniej i z lepszym doborem słów, po prostu zrobiła smutną minę, wyraziła swoje ubolewanie i liczyła na to, że ktoś inny zdoła pomóc brunetce lub ta jakimś cudem odszyfruje jej złote rady wypowiadane w czymś na kształt esperanto.
Spóźnienie: nie Kostki: 2 i 5 Powodzenie wymowa: tak Powodzenie ruch różdżką: tak
Komu pomagam?: Zilya Fyodorova Wylosowana kostka: 5 więc nie pomagam zbyt skutecznie :c
Anjali przysłuchiwała się słowom Katherine z lekkim niedowierzaniem. W końcu była pewna, że cukierek od Leny miałby dużo gorsze skutki, na przykład spowodowałby długotrwałą niestrawność, albo zamienił ją na przykład w żabę. Nie do końca zgadzała się, że odpuszczenie Lenie to dobry pomysł, jednak jeżeli Katherine miała rację, to chyba można postarać się dziewczynie wybaczyć ten jeden raz ze względu na to, że jest z wymiany. -I tak uważam, że powinno się jej dosadnie wytłumaczyć, że z nami się nie zadziera wyszeptała do przyjaciółki. Potem zjawił się obok niej Rasheed i pokazał jak powinien wyglądać ruch różdżką. Bezceremonialne powitanie wcale jej nie zdziwiło, było całkiem normalne u Ślizgonów, więc nawet nie zwróciła na to uwagi. -Dzięki rzuciła do chłopaka. Wyłapała spojrzenie Kath w kierunku Niny. Wiadomo było, że Kath jest lepsza, nie było co do tego żadnych wątpliwości zdaniem Anjali. -Co to za Gryfonka? zapytała.
Komu pomagam? Lindsey Windstow Wylosowana kostka 5 dla wymowy, więc nie pomagam i 2 dla ruchu nadgarstkiem
Aiden z rozbawieniem przyglądał się nieudanym próbom swoich znajomych. Może nie powinien się tak czuć, ale niektóre porażki sprawiały mu sporo satysfakcji. Niektóre, ale nie wszystkie. Kiedy tylko dostrzegł w tłumie twarz Lindsey Windstow - Ślizgonki, z którą znał się jedynie z widzenia, a dodatkowo zrozumiał, że ma pewne problemy, odezwała się w nim dziwna potrzeba niesienia pomocy. Posłał jej szeroki uśmiech, podchodząc bliżej. - Wydaje mi się, czy potrzebujesz pomocy? - zapytał przyjaźnie. Zawsze wydawało mu się, że białowłosa jest przyzwoitą osobą, co głównie wpłynęło na jego decyzję. Poza tym... Dlaczego miałby pomagać komuś z poza swojego domu? - Musisz to inaczej zaakcentować. Słuchaj uważnie. Dulcedine! Zerknął na Lindsey, aby sprawdzić czy okazał się chociaż odrobinę pomocny. Kiedy zauważył na jej twarzy niepewność, uznał, że na nauczyciela to on się chyba nie nadaje. Westchnął cicho, ale starał się nie okazać zniecierpliwienia. - Dobra, może w takim razie przejdziemy do ruchów nadgarstkiem, zgoda? Trochę źle machasz różdżką- pouczył ją Aiden. Bezceremonialnie chwycił jej dłoń powtarzając bezbłednie gest. - Rozumiesz? Okrągły ruch w prawo i potem podrywasz do góry. Wszystko jasne? W takim razie teraz spróbuj sama dodał oddalając się o krok i zachęcająco kiwając głową. Postanowił sprawdzić, jak tym razem pójdzie chwilowej "podopiecznej".
Rozglądał się Zieliński jak inni sobie radzili. Chciał jeszcze z Gittan zamienić słowo, ale już poszła pomagać jakiemuś chłopakowi. Najwyżej później z nią porozmawia w bardziej sprzyjających warunkach. Nie wiedział jak nauczyciel będzie reagował na drobne pogawędki. Sporo spóźnień nie tolerował to może i z rozmowami uczniów miał problemy. Nie wiedział tego Zieliński. Za krótko był w Hogwarcie, aby wiedzieć takie rzeczy. - Pokażę Ci - zwrócił się do brunetki, której wiatr mocno włosy zdążył potargać. Powtórzył ruch nadgarstkiem. Wolniej niż poprzednio, aby mogła przyjrzeć się uważnie. Wytłumaczył jej tam wszystko swoimi słowami, trochę inaczej niż to Withman przedstawił. Całkiem dobrze mu wyszło to tłumaczenie. Odszedł po wszystkim na bok, żeby mogła sobie w spokoju dziewczyna przećwiczyć ten ruch raz jeszcze. Sam nie lubił kiedy inni stali za jego plecami i przyglądali się wszystkiemu co robił.
Komu pomagam?: Zilya Fyodorova Wylosowana kostka: 2
Próbowała jeszcze kilka razy, ale chyba rzeczywiście w ogóle nie zrozumiała nic z tłumaczeń nauczyciela. Wydawało jej się, że wymawia zaklęcie prawidłowo, ale nie zanosiło się na to. Nie mogła także zrozumieć, co robi źle z różdżką. Męczyła się z tym przez jakieś pięć minut, a jej zirytowanie rosło w zawrotnym tempie, ale nadeszła pomoc w postaci Aidena Weastherleya, którego dziewczyna ledwo co poznała. Przytaknęła, gdy zapytał, czy Lindsey nie potrzebuje pomocy, chociaż na jej twarzy nie pojawił się uśmiech. Nigdy nie rozmawiali, ale był ślizgonem, więc nie czuła się aż tak zawstydzona, gdy przyjęła jego pomoc. Nic jednak nie przyniosło jej wysłuchanie tego, jak on wypowiedział formułkę. Być może miała problem z zapamiętywaniem ze słuchu, w każdym bądź razie z ruchem nadgarstkiem poszło jej lepiej. Aiden po prostu chwycił jej rękę i wykonał gest, który wcześniej pokazywał Withman. Wysłuchała jeszcze raz, jak powinna to zrobić i po kilku próbach udało jej się poprawie wykonać gest. Uśmiechnęła się nieznacznie. - Dzięki - powiedziała do Aidena, po czym zaczęła znowu ćwiczyć inkantację. Może jednak jej się uda? Jeżeli ktokolwiek mógłby pomóc z wymową - bardzo proszę~
Tak pewnie się poczuł Zieliński w pomaganiu, że i kolejnej osobie postanowił pomóc. Z wymową tym razem. Skoro wyszło mu dobrze ćwiczenie to uznał, że będzie się nadawać do tego idealnie. Szkoda tylko, że na myśleniu się skończyło. Stanął przy blondynce, która może i nie należała do najniższych osób, ale i przy nim i tak wyglądała na niską. Czasami się Zieliński zastanawiał po kim gen wzrostu odziedziczył, bo ojciec to do za wysokich nie należał. Spróbował jej pomóc. I na próbach się skończyło, bo sam już chyba zapomniał jak to z akcentem miało być. Spojrzał z zażenowaniem na swoje buty, a później niepewnie przeniósł wzrok na Lindsey. - Lepiej chyba będzie jak ktoś inny Ci pomoże - nie będzie się upierał, że dobrze wytłumaczył. Wiedział, że tak nie było i teraz tak głupio mu trochę było. Bo pomóc chciał, a wyszło jak zawsze. Może lepiej będzie jeżeli już skupi się tylko na sobie i mącić w głowie innym nie będzie.
Komu pomagam?: Lindsey Windstow Wylosowana kostka: 3 nie wyszło za bardzo
Leonardo mistrzem w zaklęciach nie był, jednak to akurat wyszło mu całkiem nieźle. To znaczy, nie samo zaklęcie, a ćwiczenia. Uśmiechnął się więc lekko, widząc, że Faye ma odrobinę więcej problemów od niego. Jak ostatnio sam zauważył, miała spore problemy z transmutacją, więc pan pomocny uznał, że dobrze byłoby jakoś jej wytłumaczyć, co robi nie tak. - Źle to robisz, zobacz - powiedział, uśmiechając się do niej lekko i łapiąc za jej prawą rękę, coby pokierować ruchem jej nadgarstka. Jeden obrót w prawo i poderwanie różdżki do góry. - Musisz to robić z wyczuciem, jak przy rysowaniu - uśmiechnął się lekko, odsuwając od dziewczyny. Może tym razem będzie jej łatwiej? Chociaż jego zdaniem Ralph dość dobrze wytłumaczył i zademonstrował co mają zrobić. - No dalej, spróbuj - zachęcił ją, obserwując jej dalsze zmagania z zaklęciem. Miał zapędy do nauczania. Może w przyszłości wróci do jakiejś szkoły magii i czarodziejstwa, żeby nauczać właśnie transmutacji, jego ulubionego przedmiotu? Będzie tak doskonały, jak profesor Withman.
Siedziała już bardzo zdenerwowana i machała różdżką próbując zrobić to dobrze. Wreszcie nie wytrzymała i zaczęła nią machać w górę i w dół zrozpaczona porażką. Gdy Leo do niej podszedł spojrzała na Niego. Uśmiechnęła się i pozwoliła sobie wytłumaczyć co ma zrobić, żeby było dobrze. Skinęła delikatnie głową po wysłuchaniu jego instrukcji. Kiedy wspomniał o wyczuciu jak przy rysowaniu przez chwilę się zastanawiała. Wreszcie machnęła różdżką jak jej kazał i udało się! Udało się! Nie mogła w to uwierzyć. -Dziękuję. -powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy. Odgarnęła rude kosmyki włosów z policzka i wetknęła je za uszy.
Zaklęcie zmieniające zwykły, szary kamień w słodki cukierek? Bomba! Czemu wcześniej o nim nie słyszała?! Może dlatego, że raczej nie należała do łakomczuchów, którzy mając takie zaklęcie od razu nawpychaliby się jak balony. Nie, żeby Stark nie lubiła słodkości! Owszem, uwielbiała, ale nie lubiła ich w nadmiarze. Brzuch potem boli i ogółem nieprzyjemnie jest... Ale jeden smakołyk od czasu do czasu to przecież nie grzech, prawda? Jane wysłuchała profesora, po czym spróbowała wymówić zaklęcie. Niestety, nie szło dobrze... Widocznie coś przekręciła, a ostatnio przecież dobrze jej poszła intonacja! No cóż, przecież to nie koniec świata, na pewno ruch różdżką będzie dobry. Stark nie myliła się, kręcenie nadgarstkiem widocznie miała we krwi... Udało się powtórzyć wszystko tak jak to zrobił profesor, który zauważył to i dał jej znak, którym potwierdził, że ruch był poprawny. Jaki pech, że jednak z wymową szło jej kiepsko... Przecież bez tego nie zamieni kamyka w cukierka! Stark rozejrzała się po uczniach, szukając jakiejś pomocy.
Pomóżcie w wymowie xD
Spóźnienie: nie Kostki: 3 i 4 Powodzenie wymowa: nie Powodzenie ruch różdżką: tak
Dalej usilnie próbowała zrozumieć, jak wymówić formułkę zaklęcia, ale nie zanosiło się na to, że uda jej się tego nauczyć. Po raz kolejny nadeszła pomoc, do tego po raz kolejny była to pomoc od Ślizgona, chociaż to nie zmieniało zbytnio tempa, w jakim rosła jej frustracja. Niestety po raz kolejny nie udało się dziewczynie załapać, w jaki sposób powinna wymawiać formułkę. Co za nieszczęsne zaklęcie, prawda? Jej zirytowanie było już ogromne. Jak to ona, gdy jest zdenerwowana nie podziękowała za próbę pomocy i zaczęła zastanawiać się, czemu nie może wymówić zaklęcia. Kontemplowała i próbowała wymówić zaklęcie przez kolejne dziesięć minut, a gdy dalej jej się nie udawało, uznała, że musi w końcu uzyskać od kogoś pomoc. Z braku innych pomysłów odezwała się głośno, tak, żeby każdy, kto był w klasie mógł to usłyszeć: - Czy ktoś mógłby mi pomóc z wymową? - mając nadzieję, ze może chociaż na sam koniec lekcji dozna olśnienia.
O to lekcja, jak lekcja. Leah nie była specjalnie zachwycona. Do leniuchów nie należała, a do łakomczucha jej daleko. Pewnie gdyby nie musiała to nawet nie marnowałaby czasu na jedzenie. Celem było dobre rzucenie zaklęcia- a to już ją interesowało. Co z tego, że nie będzie go jakoś specjalnie używać? Ważne, że będzie potrafiła. I trzeba życzyć jej tego, zeby kiedyś potrafiła, bo jak na razie poszło jej średnio. Zgrabna rączka potrafiła się dobrze kręcić. Ba! Nawet bardzo dobrze. Za to buźka radziła sobie o wiele gorzej. Nie mogła się wysłowić poprawnie. Wymowa jakby mogła to by turlała się ze śmiechu na widok jej prób. Chyba za często milczy, a Merlin ukarał ją za to. Rozejrzała się dookoła siebie i zauważyła, że nie tylko ona sobie z tym nie radzi. Było to chociaż w małym stopniu pocieszającę. Zebrała się w sobie i zrezygnowana poszła za przykładem innej uczennicy i powiedziała na głos: - Czy zechciałby ktoś i mi pomóc z wymową?.
Spóźnienie: Nie Kostki: 6 i 6 Powodzenie wymowa: Nie Powodzenie ruch różdżką: Tak
Ralph chodził między uczniami, co jakiś czas uśmiechając się do kogoś lekko i pokazując uniesionego kciuka, gdy ten dobrze wykonał zadanie. Kilka osób spóźniło się na lekcję, jednak opuściło ją równie szybko, jak się pojawiło. Uśmiechnął się ze zrezygnowaniem, widząc, jak ciężko idzie niektórym trenowanie zaklęcia. Szkoda, wielka szkoda, że nawet przy wymowie i ruchach różdżką mieli problem. Ciekawe więc, komu uda się poprawnie rzucić zaklęcie? Withman zerknął na jakąś dziewczynę, która wsadziła sobie różdżkę w oko. - Panno Haden, mówiłem, żeby nie spóźniać się na zajęcia. Właśnie przez to nie potrafi pani dobrze utrzymać różdżki. Radziłbym udać się do Skrzydła Szpitalnego, ponieważ mogła pani uszkodzić oko – Ralph omalże się nie uśmiechnął. Wydawało mu się to śmieszne. Nigdy nie wsadził sobie różdżki do oka, będąc nawet dzieckiem, które ledwo co potrafiło ją utrzymać. Nie wiedział, jakim cudem jest to w ogóle możliwe. – Panie Donaghue, panu radzę to samo – dodał jeszcze, widząc jakiegoś Ślizgona, który płakał i którego oko wyglądało na dziwnie spuchnięte. Ralph wywrócił oczami i wrócił do obserwowania osób, którym zdecydowanie lepiej wychodziły ćwiczenia. – Panie Soons, myślę, że pana także czeka wizyta w Skrzydle Szpitalnym – mruknął Withman, machając mu dłonią na pożegnanie, gdy ten odchodził w stronę zamku. Czy Ralph wymyślił zbyt trudne zaklęcie? Może to uczniowie są jacyś rozkojarzeni? Nieważne. Czas, żeby przejść do drugiej, o wiele ciekawszej części lekcji. Oby nie było więcej ofiar.. – Dobrze, moi drodzy, proszę o uwagę – Ralph klasnął w dłonie, żeby zwrócić na siebie uwagę uczniów. – Czas na ćwiczenia minął, teraz przejdziemy do części praktycznej. Każdy z Was powinien wziąć sobie z tego woreczka kamień – podniósł go odrobinę do góry, żeby wszyscy widzieli. Włożył rękę do środka i wyciągnął jeden kamyczek, wielkości piłeczki pingpongowej, aby zademonstrować im jak wygląda. – Co ma się stać z kamykiem, widzieliście poprzednio. Tak więc zapraszam do mnie, a później do dzieła – powiedział dość głośno i opuścił worek, czekając na pierwszego ucznia, który zdecyduje się podejść po kamyczek.
Teraz rzucacie jedną kostką, aby określić czy udało Wam się rzucić zaklęcie poprawnie. Za 12 punktów z transmutacji możecie wykonać jeden przerzut. Możecie od razu zrobić ZT. Czas macie do wtorku, do godziny 20. Po tej godzinie wszystkie posty nie będą już uznawane.
Kostki:
1 – idzie Ci całkiem nieźle. Udało Ci się zmienić kamień w cukierka, jednak smak wyszedł zupełnie przeciwny do tego, którego sobie zażyczyłeś. Najwidoczniej pochrzaniłeś coś z wymową. Jest to jednak jedno z lepiej rzuconych zaklęć, możesz być z siebie dumny. Na wyjściu dostajesz od profesora Withmana cukierek o jego ulubionym smaku – cytrynowo-miętowym. Gratuluję, nauczyłeś się kolejnego zaklęcia, którego możesz teraz używać do woli! 2 – jesteś chyba zbyt pewny siebie, ponieważ nie udaje Ci się poprawnie rzucić zaklęcia. Kamień ani drgnie i powoli zaczynasz tracić cierpliwość. Próbujesz podmienić kamień na cukierka, którego masz w kieszeni, jednak profesor Withman widzi Twoje oszustwo i patrzy na Ciebie z rozczarowaniem. Robi Ci się głupio i opuszczasz lekcję bez cukierka, i bez umiejętności rzucenia poprawnie zaklęcia, którego się dzisiaj uczyliście. 3 – nie idzie Ci najgorzej, jednak cały czas nie możesz opanować prawidłowej wymowy zaklęcia, przez co Twój kamień nie chce nawet zmienić wyglądu. Po chwili, gdy go dotykasz, okazuje się, że mimo jego wyglądu jest to cukierek o Twoim ulubionym smaku. Śmiało możesz go zjeść, jednak zaklęcie dalej nie jest opanowane do perfekcji i używanie go w praktyce będzie sprawiać Ci problem. 4 – nie jest najgorzej, jednak coś cały czas Ci nie wychodzi. Masz szczęście, że profesor Withman ceni sobie pomocnych ludzi i oferuje Ci pomoc w zadaniu. Jeśli pomagałeś komuś wcześniej, możesz rzucić jeszcze raz kostką: parzysta – zaklęcie dalej Ci nie wychodzi, a ty zrezygnowany stwierdzasz, że nie ma sensu więcej się ośmieszać. Nieparzysta – zaklęcie wreszcie, po rzuceniu go chyba milion razy i z pomocą profesora, wychodzi Ci bezbłędnie. Gratuluję, nauczyłeś się kolejnego zaklęcia, którego możesz teraz używać do woli! 5 – idzie Ci świetnie! Bez problemu udało Ci się powtórzyć wcześniejszą wymowę i ruchy różdżką profesora. Twój kamień jest teraz cukierkiem o idealnych kształtach i Twoim ulubionym smaku. Gratuluję, nauczyłeś się kolejnego zaklęcia, którego możesz teraz używać do woli! 6 – chociaż na początku byłeś całkiem pewny siebie i wydawało Ci się, że wszystko będzie w porządku, nie udaje Ci się poprawnie rzucić zaklęcia. Co prawda, Twój kamień zamienia się w cukierek i wyglądem nawet go przypomina, jednak gdy chcesz go spróbować, dalej jest twardy jak kamień i ma jego smak. Rzucasz kostką: parzysta – próbujesz jeszcze raz, zaklęcie w pełni Ci się udaje, jednak ząb nadal boli. Ciekawe czy się nie ukruszył? Gratuluję, nauczyłeś się kolejnego zaklęcia, którego możesz teraz używać do woli! Nieparzysta – rezygnujesz z rzucania kolejnego zaklęcia i poważnie zastanawiasz się nad wizytą w Skrzydle Szpitalnym, ponieważ ząb, który trafił na kamień, zaczyna Cię bardzo boleć. Może warto się tam udać? Jeśli nie napiszesz posta w Skrzydle Szpitalnym musisz wspominać o tym w trzech kolejnych wątkach.
Kod:
<retroinfo>Kostka:</retroinfo> - <retroinfo>Bonus (pomoc innym):</retroinfo> Tak / Nie <retroinfo>Powodzenie:</retroinfo> Tak/Nie
Dziewczynie nie udało się zrozumieć, jak poprawie wymówić zaklęcie, a już nadszedł czas na praktykę. Cóż, chcąc nie chcąc zabrała się za zamienianie kamienia w cukierek. Próbowała już przez dłuższy czas, ale pomimo jej usilnych starań kamyczek nie zmienił swojego wyglądu ani trochę. Gdy ze zrezygnowaniem dotknęła kamienia, żeby upewnić się, czy nie ma zwidów i czy obiekt przypadkiem jednak nie zamienił się w cukierek, a ona ma omamy przekonała się, że pomimo swojego wyglądu rzecz, którą trzyma w dłoni to żelek truskawkowy. Zjadła go od razu, ale niestety nie udało jej się opanować zaklęcia. Cóż.
/zt
Kostka: 3 Bonus (pomoc innym): Nie Powodzenie: Nie Goddammit T^T
Ostatnio zmieniony przez Lindsey Windstow dnia Pon Cze 16 2014, 19:04, w całości zmieniany 1 raz