Ta droga prowadzi od Hogsemade aż do hogwarckiej bramy. Jest dość szeroka, by z łatwością zmieściły się powozy przywożące uczniów ze stacji kolejowej. Na jej powierzchni widać lekkie wgniecenia od kół, zapewne z okresów gdy już we wrześniu psuła się pogoda i nowy rok rozpoczynał się wyjątkowo deszczowo, przekształcając drogę w wielką rzekę błota. Uczniowie chodzą tędy zawsze do wioski, co zajmuje im około dwudziestu minut.
Podczas podróży przez ścieżkę masz możliwość natknięcia się na uczniów pobierających przede wszystkim galeony od pozostałych uczestników życia w czarodziejskiej szkole. Nikt nie wie, kiedy dokładnie pełnią swoją wartę, niemniej jednak jest to zależne przede wszystkim od Twojego szczęścia. Zaleca się zatem trzymania w minimum trzyosobowej grupie, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by iść samemu - jeżeli posiada się odpowiednie ku temu umiejętności.
Aby dowiedzieć się, czy na Twojej drodze stanęli skorzy do bijatyki uczniowie, rzuć kostką.
Spoiler:
1, 2, 3, 5 - całe szczęście, tego dnia podróż wzdłuż ścieżki nie przyniosła Ci żadnych przykrych sytuacji. Pech postanowił Cię odpuścić - na jak długo - niestety nie byłeś w stanie stwierdzić. 4, 6 - swobodna przechadzka? Skądże - na Twojej drodze stają właśnie oni - wymagający pieniędzy, byś mógł w spokoju odejść. Jeżeli nie chcesz wdawać się w żadną bójkę, możesz zapłacić odpowiednią kwotę - zależną od ich humoru. Wówczas musisz rzucić jeszcze raz literką; A oznacza liczbę 1, B oznacza liczbę 2 - i tak po kolei. Następnie mnożysz liczbę przez pięć, odnotowując stratę w odpowiednim temacie. Jeżeli jednak nie możesz zapłacić wymaganej kwoty (przykładowo posiadając mniejszą ilość galeonów), musisz przejść do opcji walki.
Zasady
1. Walka opiera się z początku na wylosowaniu zaklęcia, z którego będziesz korzystać. Odruch ten jest normalny, naturalny, w związku z czym postanowiłeś użyć pierwszego czaru, który przyszedł Ci do głowy, by móc się obronić, gdy próba przekonania uczniów w żaden sposób nie zadziałała.
Spoiler:
A - Acusdolor (zaklęcie żądlące - 0 pkt z OPCM) B - Bombarda (zaklęcie niszczące powierzchnie - 0 pkt z OPCM) C - Conjunctivis (zaklęcie oślepiające ofiarę - 5 pkt z OPCM) D - Drętwota (zaklęcie oszałamiające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) E - Expelliarmus (zaklęcie rozbrajające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) F - Furnunculus (zaklęcie powodujące pojawienie się białych krost oraz piekących bąbli - 0 pkt z OPCM) G - Rictumsempra (zaklęcie powodujące nagły skurcz mięśni - 0 pkt z OPCM) H - Obscuro (zaklęcie powoduje pojawienie się u przeciwnika czarnej opaski - 3 pkt z OPCM) I - Relashio (zaklęcie powodujące wypłynięcie z różdżki strumienia ognia - 0 pkt z OPCM) J - Jęzlep (zaklęcie powodujące przyklejenie się języka do podniebienia ofiary - 0 pkt z OPCM)
2. Następnie rzucasz trzema kostkami odpowiadającymi za technikę użycia zaklęcia. Ważne współczynniki odgrywają tutaj przede wszystkim wymowa, ruch nadgarstkiem oraz szczęście. Sumując wynik, możesz dowiedzieć się, jak dokładnie podziałało Twoje zaklęcie i czy odniosło jakikolwiek skutek.
Spoiler:
3 - 7 - kompletna porażka, podczas której zaklęcie odbiło się rykoszetem w Twoją stronę pod wpływem Protego. W zależności od wylosowanego wcześniej czaru, zmagasz się z poszczególnym efektem aż do następnego posta; obrażenia natomiast są stałe i prędzej czy później będą wymagały uleczenia przez pielęgniarkę. 8 - 13 - po części dobrze go użyłeś, po części jednak zmagałeś się głównie ze swoim brakiem szczęścia lub odpowiedniej techniki - rzuć jeszcze raz kostką, by dowiedzieć się o ostatecznym wyniku działania zaklęcia. Parzysta - gratulacje, udaje Ci się prawidłowo zastosować czar na jednym z uczniów, odnosząc tym samym częściowe zwycięstwo; to jednak nie jest koniec Twoich działań. Nieparzysta - niestety, zaklęcie to nie jest ewidentnie Twoją mocną stroną, w związku z czym trafia rykoszetem prosto w Twoją stronę. Na szczęście jest osłabione, w związku z czym nie zmagasz się aż nadto ze skutkami tejże nieprzyjemnej sytuacji. 14 - 18 - udaje Ci się bez problemu wyprowadzić czar, w wyniku czego trafiasz jednego z uczniów i powodujesz u niego poszczególny efekt.
3. Wygrana wymaga dziewięciu prawidłowych trafień w stronę przeciwnika. Każdy z uczestników pojedynku posiada po trzy życia, o których informuje w podanym poniżej kodzie. Utrata wszystkich z nich powoduje jednocześnie wyłączenie z walki w postaci nadmiernej ilości obrażeń lub utraty przytomności. Nie można na niej zastosować Rennervate ani pozostałych zaklęć uzdrawiających, tak samo na pozostałych uczestnikach pojedynku - dodatkowo jest zobowiązana do napisania jednego posta w gabinecie pielęgniarki.
4. Każde dziesięć punktów z Zaklęć i OPCM uprawnia do przerzutu jednej z trzech kostek, w zależności od własnego wyboru. Przerzuty obowiązują podczas całej rozgrywki oraz nie resetują się wraz z kolejną kolejką.
5. Mistrz Gry oraz nauczyciele mają prawo do ingerencji w wątek w zależności od własnych preferencji oraz zastosowania odpowiednich kar za udział w pojedynku.
6. Pod koniec swojego posta należy zamieścić stosowny kod.
Spoiler:
Życia:٭ ٭ ٭ Rzucone zaklęcie: [url=Nazwa zakl%C4%99cia]Nazwa zaklęcia[/url] Statystyka z Zaklęć: Liczba punktów w kuferku Wykorzystane przerzuty: Wykorzystane przerzuty Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście: [url=kostka, kostka, kostka]kostka, kostka, kostka[/url] Obrażenia: Tutaj wpisz Życia przeciwników:٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭
Kod:
<og>Życia:</og> [size=18]٭ ٭ ٭[/size] <og>Rzucone zaklęcie:</og> [url=]Nazwa zaklęcia[/url] <og>Statystyka z Zaklęć:</og> Liczba punktów w kuferku <og>Wykorzystane przerzuty:</og> Wykorzystane przerzuty <og>Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście:</og> [url=]kostka, kostka, kostka[/url] <og>Obrażenia:</og> Tutaj wpisz <og>Życia przeciwników:</og> [size=18]٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭[/size]
7. W przypadku wygranej otrzymujecie nagrodę w postaci 150g (do podziału) oraz losowy przedmiot z poniższej listy - należy rzucić literką.
Spoiler:
A - Magiczny Flet B - Kompas Miotlarski C - Amulet Uroborosa D - Rozmach Grubej Damy E - Fałszoskop F - Jedno użycie Felix Felicis G - Światełko Dźwiękowe H - Smocza Zapalniczka I - Model Smoka J - Kryształowa Kula
8. W przypadku przegranej tracicie po 150g do podziału od każdej z osób.
Spojrzała na tą dziewczynę z pogardą. Jak ona śmie w ogóle zwracać się tak do niej. Taka szlama do czystokrwistej czarownicy? Przecież to śmieszne. Odepchnęła jej dłoń. Nie miała zamiaru przyjmować pomocy od niej. W sumie to w ogóle nie miała zamiaru przyjmować pomocy od kogokolwiek. Sama przecież sobie doskonale poradzi, nie potrzebuje jakiejś tam rączki kogokolwiek. -Nie, z resztą to nie twój interes. Zejdź mi z drogi szlamo - powiedziała. Czekała teraz aż dziewczyna się odsunie. Przecież nie będzie ją omijać. O nie, nie. To ona chodzi po ścieżce, to ją powinni omijać. A niech jej tylko odszczeknie to pożałuje. Amanda była w kiepskim nastroju i to było widać na pierwszy rzut oka. Nosiło ją na wszystkie strony i najchętniej rozwaliła by coś czy coś w tym stylu. Przyjrzała się dziewczynie, była ona naprawdę ładna, taka pogodna, miła. Nie można być miłym dla ludzi bo albo cię wykorzystają albo cię wyśmieją mówiąc, że jesteś zbyt naiwna. Amanda nie była prawie dla nikogo miła, no chyba, że ktoś jakoś się postarał, że zasłużył na miano kogoś więcej niż zwykłego popychadła. A takim popychadłem dla Amandy była na pewno Beatriz chociażby dla tego, że jest szlamą. Boże, jak ona nie cierpiała Szlam. I podziękujcie za to jej rodzinie, bo to w sumie tylko jej wina. Gdyby nie żyli w czasach panowania Sami-Wiecie-Kogo i przestali uważać się za kogoś lepszego przy każdej kolacji naśmiewając się z nieczystych na pewno Amanda była by zupełnie innym człowiekiem. Ale tak jest zawsze, że to rodzice kształtują nasz charakter kiedy jesteśmy mali a potem naprawdę trudno jest się zmienić. O ile się tego chce oczywiście.
Była pewna, że Amanda się tak zachowa. Czy była na nią zła? Nie tylko i wyłąćznie jej współczuła. Widziała, że dziewczyna jest jakaś smutna, zagubipona. Wiedziała, ze jak ktoś komuś wpoi coś do głowy to trudno to zmienić. Gdy była młodsza to smutno się jej robiła gdy ktoś ją wyzywał od szlam. Teraz była już do tego przyzwyczajona jednak nie będzie ona dawać sobą popychać. Nie jest ona jakimś otworem lub złoczyńcą była ona poprostu osobą o krwi nieczystej. Gdy się zgodziła tu przyjechać to wiedziała, że tak będzie. N Ie zawracała sobie tym ejdnak za bardzo głowy, gdy miała poprostu gdzieś to co mówią o niej inni. Dla niej warte było to jaki ktoś jest a nie, czy ma czystą krew czy też nie. Nie chciała jednak się odsunąć. Mimo swojej uprzejmości nie chciała stać się kolejnym popychadłem. Pomyślała, że jak będzie dziewczyna chciała przejść to i tak przejdzie. Była trochę zawzięta i potrafila odegrać się na wrogach, lecz nie chciałą ich mieć za wielu. Jednak los dał jej mnóstwo sytuacjiw których musiała zrobić tak by wszyscy byli zadowolnei. Czy łatwo? Prewnie, że nie jednak trzeba sobie dawać radę z różnymi przeciwnościami losu.
Taki długi spacer po intensywnym joggingu może nie był najlepszym pomysłem, ale Shane nie chciał pokazać tego, że jest po prostu zmęczony. Nie, tak nie zrobi, nie będzie marudził przy kobiecie. Musi się przecież pokazać z najlepszej strony. Szli powoli, nie śpiesząc się zbytnio, po prostu spędzając czas, bez konkretnego celu. Przez połowę drogi Shane gadał jakieś głupoty i pierdoły – a to o qudditchu, a to o domku w Dublinie, o psie którego nie ma a chce mieć, znowu o qudditchu. Całkowicie się zapomniał i nawet nie doszło do niego, ze kobietę to Mozę po prostu nudzić. Co jakiś czas kopał kamyk przed sobą, jakby to pomagało mu się skupić. - Wybacz… czasami za dużo gadam! –rzucił na swoje usprawiedliwienie spoglądając na kobietę. Przez dłuższą chwilę milczał, z utkwionym wzrokiem w oczach Murei. Gdy się „ocknął” potrząsną głową jakby chciał się po prostu przebudzić. - Ha, coś dziś nie jestem sobą!
Słuchała tego wszystkiego co Shane mówił. Ciekawiło ją to po części, ale nie chciała mu przerywać. W końcu normalnie się zachowywał, a nie jak taki małolata. A tam, że był młodszy od niej. CO to miało za znaczenie? Uśmiechnęła się tylko jak patrzył w jej oczy, ale nic nie powiedziała. - Nie przeszkadzało mi Twoje gadanie - powiedziała. - Według mnie to raczej dzisiaj jesteś bardziej sobą niż zwykle. Pokiwała głową. Tak myślała na prawdę. - A no właśnie. Słyszałeś, że jest organizowany bal? No i oczywiście chciałam zapytać czy nie poszedłbyś może ze mną? - zapytała i spojrzała na Niego z zaciekawieniem.
Jej pytanie go nieco zaskoczyło i przez moment czuł się jak jakiś nastolatek. Zaskoczyło go też to, ze to kobieta go zaprasza, a nie on ugania się za dziewczynami z kwiatkiem by je ubłagać by mu towarzyszyły. Ale… czemu nie? W sumie nie miał za bardzo z kim iść, przecież nie będzie brał uczennicy, bo to chyba nie wypada, prawda? Sam podpierać ściany jest też dosyć głupio, szczególnie jak już dawno skończyło się etap szczeniackiego podkochiwania się w koleżankach z klasy, kiedy to się bało je porposić do tańca. I mimo, iż podchodził do tego z rozsądkiem (j, jesteśmy dorośli) to i tak nieco się speszył. Może dlatego, ze Murea była atrakcyjną kobieta i najzwyczajniej w świecie się po prostu podobała – zapewne nie tylko Shane’owi. - O.. ok. Super odpowiedź, idioto. - Chętnie pójdę z tobą na ten bal.. .Czemu nie? A to, mam się jakoś specjalnie na niego przygotować? No na przykład dobrze się ubrać, kretynie. Przestań się peszyć i zachowaj się jak mężczyzna.
Zaśmiała się cicho na jego reakcję, ale po chwili się uspokoiła. Teraz z poważną miną spojrzała na Niego i zatrzymała się. - No pewnie, że musisz się przygotować. Przecież w dresie nie pójdziesz - pokiwała głową. Stanęła przed nim co spowodowało, że on też musiał się zatrzymać. Rozpięła mu trochę bluzę i złapała za jego sznurki od kaptura, które zaczęła zakręcać na swoich palcach. - Będziesz musiał zaopatrzyć się w garnitur, a że ja będę w zielonej sukience to dobrze by było gdybyś miał coś też w takim kolorze. Nie wiem, może krawat, albo koszulę? Co ty na to? - zapytała patrząc się w jego oczy. A się na pewno biedny zawstydzi tym.
Gdy kobieta zaczęła bawić się sznurkami przy jego bluzie, poczuł jak pieką bo policzki. Niby dorosły człowiek a dalej potrafi reagować w takich sytuacjach jak dzieciak. Ale bądźmy szczerzy, nie spodziewał się tego. - Tak, zielony, świetny kolor – zaczął – bardzo go lubię, wiesz, kolor Irlandii, kolor świętego Patryka… koniczyna… Jednak zanim na dobre wpadł w słowotok, upomniał sam siebie w myślach i zmienił swoje nastawienie w ułamku sekundy. Już nie było zakłopotanego Shane’a, a raczej Wolff—kogucik, prężący się przed kobietą. Wypiął nieco pierś, uśmiechnął się jakby nieco tryumfalnie, spoglądając z góry na Mureę. - Czuję, ze na pewno ty będziesz tą piękniejszą częścią naszej pary. Uniósł lekko brwi i uważnie obserwował każdy ruch palców nauczycielki.
Deszcz jej nie przeszkadzał, ale czuła się dziwnie na tym rozmokniętym podłożu. Cóż musiała śmiesznie wyglądać z mokrymi włosami, które przyklejały się do twarzy, z przylegającą do ciała koszulą i spódnicą też. Co uwydatniało bardziej jej kobiece kształty, ale czy ona się tym przejęła? Nie! Bo to by było nie w stylu Murei. Szpilki już dawno ściągnęła i niosła je w ręce, ale gdy stanęła przed Shane'm puściła je i spadły na ziemię. - Tak myślisz? - zapytała wciąż patrząc na niego. Teraz jedną ręką bawiła się sznurkiem u jego kaptura, a drugą jego mokrymi włosami.
Lało, lało, lało… to mało powiedziane, z minuty na minutę było coraz gorzej – ale Shane chyba w tym momencie o tym nawet nie myślał. Pewnie, miał ochotę się już stąd zbierać, ale głupio mu było tak po prostu to wszystko urwać i uciec…. Nawet jeśli miało go to uratować od podtopienia. Zresztą, Murea robiła się coraz to odważniejsza i zamiast piszczeć, że cała moknie od deszczu i próbować się okryć po prostu go kokietuje i flirtuje z nim. Nie ma się w sumie czemu dziwić, oboje są dorośli i sami. To całkiem normalna sytuacja. Chociaż ta pogoda trochę psuje wszystko. Nie jest to raczej deszcze nadający klimat. - Tak, tak myślę. – Powiedział kładąc swoje ręce na jej biodrach. A co mu tam, przecież to widać, że sama jakoś tak chce czegoś od Shane’a. - Nie możesz mieć przecież wątpliwości! – zabłysnął niezwykłym komplementem. Potem uznał, że tak naprawdę, to on może przyjąć całą inicjatywę i przyciągnął Mureę do siebie bliżej. - Ja tam będę tylko dodatkiem. Nie, nie będzie jej teraz całować, chociaż ma naprawdę wielką na to ochotę – jest dorosłym facetem z potrzebami! A ostatnio to jakoś nie miał okazji… no cóż, nie wypada tak prawda? A co mu tam, pocałował, krótko i niby tak, nie nachalnie.
Ona tym bardziej nie myślała o tym, że ten deszcz może ich podtopić. Zresztą pewnie zwróci uwagę na to za jakiś czas, gdy nogi zaczną jej się coraz bardziej zanurzać w ziemię. Oczywiście przeszkadzał ten deszcz trochę, zgodzę się z tym, ale to nie jej wina, ze zaczął akurat padać. Taaa...Ona nie z tych co piszczą, ze popsują sobie fryzurę przez deszcz. O nie, to do niej nie podobne, ale jeśli by potrzebowała tego by zdobyć jakiegoś faceta to oczywiście piszczała by ile by tylko wlazło. A co tam. Są dorośli, to prawda, ale ostatnio zdarzyło jej się zachować jak małolata. Biedny Dalgaard. No nic. Może kiedyś zrozumie, że to jest złe. Trochę ją zaskoczył tym, że położył dłonie na jej biodrach, a potem ją przyciągnął bliżej siebie. Nie, nie dostanie po twarzy, bo sama chyba chciała by zaczął się tak zachowywać, więc nie zasłużył by go spoliczkować. Położyła obie dłonie na jego klatce. - Chciałam się upewnić, czy aby na pewno tak myślisz - zdążyła jeszcze tylko powiedzieć, bo Shane ją pocałował. Odwzajemniła pocałunek, a gdy tylko oderwała się od niego z uśmiechem mu się przyglądała nie wiedząc co powiedzieć. PIERWSZY RAZ brakło jej języka w buzi!
Jeszcze przed chwilą Murea nie mogła narzekać na brak języka w ustach, gdyż miała ich aż dwa 0 swój i Shane’a. Ale droga pani, tak się kończy kokietowanie prostego (acz nie prostackiego) Shane’a, który jest dosyć bezpośredni, o. Jak większość facetów. Podoba ci się jakaś kobieta, a ta właśnie ewidentnie do ciebie podbija? Czemu akurat nie skorzystać z okazji. Może i Shane powtórzyłby ten pocałunek, gdyby nie to, ze oboje z Mureą, zaczęli zapadać się w rzekę błota, którą stała się droga w stronę Hogsmeade. - Może… Może wracajmy co? – zaproponował trochę niepewnie, jakby bojąc się reakcji ze strony nauczycielki. Może i ten deszcz na coś się przyda, przynajmniej będzie dobrą zmianą tematu. Nie czekając już dłużej, aż się potopią, oboje poszli w stronę zamku.
Hogwart? Zdawał się być jakimś odległym, rozmytym wspomnieniem. Z lubością przedłużał swoje wakacje, swoją nieobecność w tym miejscu. Ojciec się już na niego trochę wściekał, bo rozumiał, że syn chce mu pomóc przy hipokampusach, ale nie można tak zaniedbywać nauki! Jednak Ioannis zawsze go uspokajał, że jest dumnym (sic!) uczniem Ravenclawu i sobie poradzi. Pan Gavrilidis długo dał się przekonywać tym zapewnieniom, jednak ostatecznie pod koniec września spakował manatki swemu synowi i kazał wracać do Wielkiej Brytanii. Nie chciał tego. Bardzo tego nie chciał. Pamiętał, co narozrabiał zanim wyjechał i za cholerę nie chciał do tego wracać. Miał nadzieję, że problemy pozostawione same sobie jakimś magicznym zaklęciem same się rozwiążą. Nic bardziej mylnego. Miał wrażenie, jakby grzązł w coraz większym bagnie i nieważne jak bardzo się szamotał, to wpadał w nie coraz głębiej. Czasem miał wrażenie, że zaczyna się dusić, że brakuje mu powietrza i pomysłu na uratowanie się. W końcu to jego życie, a ono jest najważniejsze, prawda? Czemu więc nie myślał tylko o sobie, jak zwykł to robić, a przejmował się innymi? Mią, Keithem? D L A C Z E G O? Dlaczego nikt mu nie powiedział, że są takie chwile w życiu, kiedy bycie egoistycznym dupkiem po prostu nie wychodzi? Szedł tędy, próbując odciąć się od problemów zostawionych w zamku. Może pobłądzi w Hogsmeade, może tam nie spotka tylu znajomych osób, może... może tu będzie lepiej? W końcu to śliczna droga, drzewa dookoła nabrały jesiennych kolorów, takich żywych, ciepłych i optymistycznych... i choć dla niego było już za zimno, bo najcieplej i najlepiej jest tylko w Grecji, to może jednak to znak? Że będzie dobrze? Że przylgnie do klimatu Wielkiej Brytanii, wtopi się w tłum i znów będzie nieznającym uczuć palantem, jak zawsze, jak kiedyś, dawno temu... Więc szedł swoją nową drogą postanowień ubrany w płaszcz, z szalikiem wokół szyi, w długich spodniach i wygodnych butach, tak, aby móc zajść daleko, jak najdalej...
Miała cztery miesiące - można byłoby pomyśleć, że ma wszystko przemyślane i poukładane. Sama by się po sobie tego spodziewała. Zwłaszcza, że ostatni miesiąc przeżyła z przekonaniem, że Fabiano wyjechał do Włoch i nigdy więcej go nie spotka, a Ioannis już nie wróci do Hogwartu. Przez pierwsze dwa tygodnie nowego roku szkolnego jeszcze co jakiś czas rozglądała się, szukając go wzrokiem w tłumie Krukonów - tak zupełnie machinalnie - aż w końcu musiała stwierdzić, że ani jednego, ani drugiego już więcej nie zobaczy. Już sam ten fakt powinien wszystko rozwiązać. Dlaczego więc non stop wracała myślami do tego, co się wydarzyło, do jasnej cholery? Dlaczego porównywała ich do siebie, czasami nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy? I wreszcie dlaczego co jakiś czas wyjmowała schowaną na samym dnie kufra kurtkę Janka, którą dał jej tamtego wieczora w wierzy i wwąchiwała się w nią, starając się wyłapać nieco wywietrzały, ale jednak uchwytny zapach chłopaka? To było zupełnie irracjonalne, a ona nie potrafiła się przed tym oprzeć. Tego dnia, błądząc sobie uliczkami Hosmeade, pomyślała akurat o Gavrilidisie. Właśnie z powodu tej myśli skrzywiła się i postanowiła wrócić do zamku i położyć się spać, bo wiedziała, że zapuści ona korzenie i niebawem zacznie wypuszczać pędy, jeśli szybko czegoś nie zrobi, a nie uśmiechało jej się spędzanie kolejnego wieczora na odtwarzaniu w kółko i w kółko tamtego pocałunku. Czasami żałowała, że nie była wtedy wystarczająco pijana, żeby niczego nie pamiętać, miałaby przynajmniej święty spokój. A w takim wypadku musiała czekać, aż po prostu przestanie ją to obchodzić i stanie się historią. Była przekonana, że to stanie się niebawem, bo w końcu najprawdopodobniej nigdy więcej nie spotka Janka... szkoda tylko, że idąc malowniczą drogą w stronę zamku zobaczyła idącą z naprzeciwka znajomą postać, zbliżającą się nieuchronnie. Na początku spanikowała; zatrzymała się, wpatrując się w nią z szeroko otwartymi oczami, rozważając ucieczkę. Powstrzymała się jednak i ruszyła w stronę Ioannisa z zaciekłym wyrazem twarzy i rękami bardzo mocno wciśniętymi w kieszenie zamszowej kurtki.
Początek drogi był malowniczy, pełen barw i nadziei na optymistyczne zakończenie tej wędrówki. Samotnej. I to było w niej najpiękniejsze. Jednak zaraz potem pojawił się na horyzoncie człowiek, burząc tym samym misternie utkane przez Gavrilidisa pozory szczęścia i spokoju. Zrobiło się ciemno, burzowo, mrocznie i strasznie. A przynajmniej takie były jego odczucia po zauważeniu owej osoby, która bezkarnie wpadła z buciorami w jego idylliczną pocztówkę, której nie miał zamiaru nikomu wysyłać, a jedynie wetknąć za lustro w swojej główce. Bo, co gorsza, poznał ową niewiastę i naprawdę była jedną z ostatnich osób, które chciał spotkać na swojej drodze. Przydałaby się teraz umiejętność teleportacji, dlaczego jej nie umiesz, głąbie kapuściany? Zatrzymał się również, nie będąc pewien w którą stronę uciekać. Przecież cię zobaczyła, widać to w jej oczach, widać też, że również nie jest zachwycona tym spotkaniem, że wszystko zepsułeś i najlepiej by było, jakbyś zniknął z powierzchni ziemi. Ale jak? Jak to zrobić, jak się ratować? Rozejrzał się lekko panicznie dookoła i stwierdzając, że droga nie nadaje się do jakiejkolwiek zgrabnej ucieczki. Mógłby jedynie paść na ziemię wprost w jakąś dziurę, łudząc się, że zakamufluje się wraz z piaskiem, ale wtedy Mia niechybnie podeptałaby go, a może i nawet po nim skakała, aż połamałaby mu kręgosłup i... Dobra, dosyć, uspokój się. Ioannis z typową miną pokerzysty poprawił poły płaszcza i chrząknął cicho, chcąc sprawiać naturalne wrażenie, ale jedyne wrażenie jakie sprawiał, to przestraszonego i spiętego kurczaka przed ubiciem. Kiedy ku wszechobecnej zgrozie Ursulis zaczęła zaciekle iść w jego kierunku, on postanowił jakże nierozsądnie, że zostanie w miejscu. Przygotuje się na atak, dostanie za swoje, poniesie konsekwencje i na tym się skończy. O ile przeżyje. Zakładał jednak całkiem optymistyczny scenariusz, że najwyżej go zwyzywa lub pobije, a potem wróci wolno do swojego dormitorium, gdzie opatrzy go jakaś troskliwa i koniecznie ładna dziewoja i zapomni o świecie i... Za dużo myślisz, Gavrilidis.
Widać było, że nie jest zachwycony tym spotkaniem. Kiedy Mia zobaczyła jego minę, pewna, że najchętniej by uciekł, skrzywiła się lekko. Już wolała, żeby przybrał pozę niewzruszonego buca i udawał, że przecież nic się nie stało. Albo i nawet udawać nie musiał. Już chyba wolałaby, żeby po prostu tak myślał. Bo teraz sprawa była bardziej skomplikowana, a konfrontacja trudniejsza. Na pewno nie będzie to piknik. Aczkolwiek Mia nie miała zamiaru go bić ani nawet zwyzywać. Trzeba było znacznie więcej, żeby podniosła głos przecież. W sumie nie miała żadnego planu na to spotkanie. No bo co niby mogliby sobie powiedzieć, co zrobić, oprócz unikania patrzenia na siebie? Dlatego Mia również pożałowała, że nigdy nie nauczyła się teleportacji. Aczkolwiek odkładanie wszystkiego na później nie byłoby lepszym pomysłem. A unikanie się do końca życia było niewykonalne w przypadku Mii - nad czym zresztą bardzo ubolewała. Z każdym krokiem zwalniała, coraz mocniej zaciskając ręce w kieszeniach, wysilając umysł, szukając słów, które zabrzmiałyby jakoś... normalnie. I właściwie. Zanim to się stało, zatrzymała się w pewnej odległości od Ioannisa, obserwując go z miną niewyrażającą żadnych emocji. Teraz pewnie dobrze by było coś powiedzieć. Cokolwiek. Ale Mia nie potrafiła nawet otworzyć ust. W ogóle miała wrażenie, że przy każdym ruchu wygląda jak paralityk, dlatego ograniczyła je do zera. Przeszło jej przez myśl, żeby wyminąć Gavrilidisa i uciec do zamku, ale straciła panowanie nad swoimi nogami.
Chciałby udawać, że nic się nie stało. Naprawdę chciałby. Ale mimo usilnych prób i starań, wszystko spełzało na niczym. Wciąż był spięty, w ogóle nie było widać po nim jego typowej obojętności, którą obdarzał każdego napotkanego osobnika. Podczas tych wakacji zgubił pewną część siebie, która była odpowiedzialna za olewactwo i tumiwisizm. Żałował tego każdego dnia, bezskutecznie starając się ją znaleźć, albo chociaż nauczyć się grać odpowiedni nastrój, ale nic z tych rzeczy. Kończyło się na teoriach, a praktykę oblewał z wielkim hukiem, chociażby teraz. Bacznie obserwował ruchy Mii, jakby chciał ją przejrzeć na wylot, jakby całym swoim zachowaniem miała o sobie wszystko powiedzieć. Często tak było, wszak Ursulis mówiła niewiele, ale Ioannis miał wrażenie, jakby przez te cztery miesiące komunikacja między nimi zanikła. Jakby widział ją po raz pierwszy i nie potrafił odczytać oczywistych niegdyś rzeczy. Jakby musiał się jej uczyć na nowo. I za cholerę nie był ekspresowym uczniem. Tak bardzo żałował, że się zatrzymała. Że nie wyminęła go ostentacyjnie, obrażona na wieki wieków amen. Chociaż z drugiej strony... czy naprawdę by tego chciał? Czy to jest to, do czego dążył? Czy nie chciał jej już więcej widzieć? Nie rozmawiać z nią? Stał tak dłuższą chwilę, analizując wszystko krok po kroku, co powinien zrobić i jak się zachować. Jednak nic sensownego czy logicznego jak na złość nie przychodziło mu do głowy. Dlaczego nasz umysł zawodzi nas wtedy, kiedy go tak bardzo potrzebujemy? - Mia. Dawno się nie widzieliśmy - powiedział w końcu, choć miał wrażenie, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło. Jakby były tak ogromne, że raniły mu przełyk, a on się nimi dławił. Ale to były tylko pozory. W gruncie rzeczy brzmiał całkiem naturalnie, jedynie głos miał trochę zachrypnięty, jak gdyby nie rozmawiał z nikim przez parę lat. Odchrząknął więc i uśmiechnął się delikatnie. Ręce trzymał luźno wzdłuż tułowia, w geście poddania się. No, fajnie, ale co dalej? Co powiedzieć? Wszystko dobrze? Jak się czujesz? Wiesz, mam ci tyle do opowiedzenia! A, tak, chyba powinniśmy o czymś porozmawiać... A może jednak o wszystkim zapomnimy, co Mia? Cieszę się, że cię widzę...
Obserwował ją zdecydowanie zbyt uważnie, uwierało ją to spojrzenie, denerwowała się przez to jeszcze bardziej. Sama też mierzyła go wzrokiem, po pierwsze, podobnie jak on, starając się coś wyczytać z jego postawy, po drugie, szukając różnic, jakie zaszły w jego wyglądzie podczas tej długiej nieobecności. Ale zarówno w jednym jak i w drugim poległa, nie mogąc się wystarczająco skupić. Zbyt internsywnie się jej przyglądał. W końcu przerwał ciszę. Wydawał się być całkowicie rozluźniony. I jeszcze ten uśmiech, jakby nic się nie zadziało, nic się nie zmieniło. Nie odpowiedziała na jego słowa, przynajmniej nie od razu. Przyglądała mu się dalej, starając się zinterpretować jego zachowanie. - Ioannis - powiedziała powoli, starając się, żeby w jej głosie nie wybrzmiewały emocje i chociaż miała to opanowane do perfekcji, w tym przypadku musiała się nieźle wysilić. Zdobyła się nawet na ironiczny uśmiech, który może i wypadł blado, ale to i tak dobrze. Co miała myśleć, jak postępować? Właściwie miała wrażenie, że wszystko teraz zależy od Gavrilidisa, że to on jest panem sytuacji. Z jej perspektywy wyglądało to tak, że nawet nie było powodu, dla którego miałaby być na niego zła. Mogła być wycofana, oschła, niemiła, ale zła nie. Bo w końcu nic jej nie obiecywał. I to ona pocałowała jego. Więc następny krok do niego należał, a to, że było nim zerwanie kontaktu, nie było czymś niespodziewanym. - Dawno - potwierdziła, chociaż na początku nie chciała wdawać się w rozmowę o oczywistościach. Starała się brzmieć na znudzoną, może trochę rozbawioną; nie miała pojęcia, jak wypadła, ale ta gra była twardym orzechem do zgryzienia. Gorsze było jednak to, że nie miała pojęcia, czego spodziewać się po Ioannisie.
Starał się przytłaczać innych swą osobą, nieważne, czy spojrzeniem, miną czy gestami. Lubił w pewnym sensie dominować, choć zazwyczaj wolał stać w cieniu. Nie wiedział jednak, czemu taką postawę przybrał przy Mii. Przecież nic mu nie zrobiła. No, oprócz tego, że go pocałowała. Ale w zasadzie to w czym tkwi problem? Była pijana, na pewno tego nie chciała, niefortunny zbieg okoliczności, a Ioannis robi z tego aferę i ucieka gdzie pieprz rośnie. I nawet już nie chodzi o zaistniałą sytuację, a raczej o to, że zostawił ją wtedy bez słowa, a potem nie odzywał się przez cztery miesiące. Nie napisał nawet listu, nic. Było mu najzwyczajniej w świecie głupio, bo zachował się jak ostatni tchórz i palant. A poza tym, wciąż zadawał sobie pytanie: co z Keithem? Czy to w ogóle ma jakieś powiązanie? Ale po chwili zdawał sobie sprawę, że to nonsens, bo Everett musiał coś do niego czuć - pocałował go w stanie trzeźwości, jakby nie patrzeć. A Mia? Pewnie już dawno o tym zapomniała, przykro jej pewnie jedynie, że Gavrilidis uciekł i nie dawał znaku życia. O ile w ogóle tak naprawdę ją to obeszło. Bo patrząc na nią w tej chwili i słuchając tego jak mówi, miał co do tego poważne wątpliwości. A mimo to miał niesamowitą chęć złapania ją za rękę, jakby chciał jej dodać otuchy, przeprosić i zapewnić, że będzie dobrze; wykonał już nawet odpowiedni gest, kiedy spostrzegł się, że po pierwsze Ursulis ma ręce w kieszeniach, a po drugie to chyba nie wypada w tych okolicznościach robić takich rzeczy. Dlatego cofnął dłoń i zrobił nią nieokreślony ruch w powietrzu, by ostatecznie podrapać się po głowie. Wszystko to miało wyjść oczywiście naturalnie, ale wyszło... dziwnie i nieporadnie. - Przepraszam, że wtedy tak wyszedłem bez słowa. Trochę się zmieszałem, a potem wyjechałem na wakacje do Grecji i nie było jak tego wyjaśnić. Ale tak w zasadzie to nie ma o czym mówić, bo to nic nie znaczyło, prawda? Alkohol robi z nas ludzi, którymi nie chcemy być - wywalił nagle ni z gruchy ni z pietruchy, po czym zaśmiał się trochę sztucznie. Nie ma to jak walnąć z grubej rury, brawo Gavrilidis, mistrz subtelności z ciebie!
Znała takie chwyty dość dobrze i dotychczas nie robiły one na niej większego wrażenia, była odporna na wszystkie formy wywierania presji opierające się na drażnieniu kompleksów i niepewności, bo ani jednego, ani drugiego nie miała. A tam, na tej głupiej drodze, czuła się zupełnie bezbronna, a przez to zirytowana. Odwróciła wzrok, wbijając go w swoje trampki, jakby uczyła się na pamięć misternej siateczki pęknięć w białej gumie. Podniosła go na chwilę, gdy zauważyła ruch, akurat by uchwycić dziwny gest, który przeistoczył się w drapanie po głowie. Zmarszczyła brwi, bo w tym wszystkim była niepasująca do Janka nerwowość. Może jej się przywidziało. Przynajmniej tak sobie powiedziała, znów odwracając od niego spojrzenie, tym razem przyglądając się uważnie dużej brzozie po swojej prawicy. Nie miała pojęcia, o czym rozmawia się w takich sytuacjach. Już miała spytać, co takiego porabiał przez te cztery miesiące, gdy ją uprzedził, a ona zamarła, słuchając go z coraz bardziej zmarszczonymi brwiami. W końcu odwróciła się w jego stronę. Potrzebowała jeszcze kilku sekund, żeby przyswoić to, co powiedział. A potem prawie wybuchnęła śmiechem. Bynajmniej nie była rozbawiona. Sama nie wiedziała, co to było, ale miała ochotę zwijać się na ziemi i śmiać do rozpuku. Wyrwał jej się cichy chichot, w którym nie było ani grama wesołości. - Właściwie to słyszałam inną tezę a propo ludzi po alkoholu - powiedziała bezmyślnie, bo ta teza chyba nie była czymś, co chciałby teraz od niej usłyszeć Gavrilidis. Zreflektowała się więc szybko. - Czy to jest ten moment, kiedy udajemy, że nic nie miało miejsca? - Tego pytania też nie przemyślała do końca. Znowu odwróciła wzrok na brzozę, starając się wyglądać na bardziej zainteresowaną drzewem niż rozmową, a nie na spłoszoną.
Ioannis nie był dziś sobą, w zasadzie to miał wrażenie, że jego osobowość ostatnimi czasy posypała się bardzo znacząco, a on nie miał nikogo, kto pomógłby mu się zebrać na nowo do kupy. Nawet Chiara nie miała dostatecznie dużo czasu i chęci, aby go choć odrobinę podreperować. A bardzo tego potrzebował. Jednak teraz powoli wracał do równowagi, przyzwyczajał do niesprzyjających warunków, jak gdyby przeszedł kolejny etap ewolucji pozwalający mu na wytrzymywanie niskich temperatur, niekoniecznie tych dosłownych. Obserwował ją dalej uważnie i wnioski jakie nasuwały mu się raz po raz nie były takimi, jakimi je widział. Dlatego tym razem to jego brwi wykrzywiły się w niemym zdziwieniu, by potem przybrać pozycję obronną w postaci ich zmarszczenia. Sam nie wiedział o co chodzi. Zdenerwował się? Może jednak nie takiego rozwoju wydarzeń oczekiwał? Ty to masz tupet, Gavrilidis. Schował ręce do kieszeni płaszcza i przyjął luźniejszą, wręcz lekceważącą postawę. Miało się wrażenie, że Ioannis przechodzi ze skrajności w skrajność, balansuje na granicy zbyt wielu różnych odczuć, by wywnioskować, które z nich są właściwe i typowe dla niego. Uśmiechnął się lekko. - Tak? - spytał jakby z ciekawością, ale na tyle mało szczegółowo, aby nie zachęcać jej do odpowiedzi na to pytanie. Bo tak naprawdę to nie miało znaczenia. Przynajmniej dla niego. Przynajmniej w tej chwili. - Tak, chyba tak - powiedział po dłuższym czasie milczenia, starając się brzmieć na wyluzowanego i obojętnego. Choć tak naprawdę w środku kłębiło się stado dziwacznych emocji, których sam nie potrafił rozszyfrować, ale które na pewno były wypisane w jego spojrzeniu. Jednak w tym momencie utknął, bo nie miał pojęcia, co mógłby jeszcze powiedzieć. Najsłuszniej chyba byłoby wyrzucić "no, to fajnie, że ustaliliśmy. Tymczasem spieszę się, do zobaczenia kiedy indziej", ale o dziwo nie mogło mu to przejść przez gardło. Może Mia go wyręczy? Albo coś?
Zaciskała ręce tak mocno, że przestała czuć palce, które wbijała sobie bezwiednie we wnętrza dłoni. Mięśnie ramion bolały ją od wysiłku, bolały ją też ręce, a wciąż zaciskała je mocniej, coraz bardziej zirytowana. Sama nie wiedziała, dlaczego się tak przejmuje tą sytuacją - przychodziły jej na myśl różne wyjaśnienia, ale były tak irracjonalne, że nawet nie brała ich pod uwagę - i przez tą niewiedzę irytowała się jeszcze bardziej. Wyszarpnęła ręce z kieszeni, nie wyrzymując już i splotła je na piersi gestem pełnym nerwowości i nawet pewnej agresji. Wciąż wbijała spojrzenie w drzewo, nawet nie mrugając. Kiedy Ioannis potwierdził, jej irytacja stężała, przeistaczając się częściowo w dzine uczucie w żołądku; Mia czuła się, jakby jej krew zgęstniała, jakby płynęła żyłami z wielkim trudem i było to uczucie bardzo uciążliwe. Sama nie wiedziała, jakiej odpowiedzi od niego oczekiwała, bo żadna nie wydawała się akceptowalna. Ale miała ochotę rzucić lekceważące "spoko", odwrócić się na pięcie i odejść. Albo powiedzieć coś bardzo niemiłego, chociaż nie miała bladego pojęcia, co mogłoby urazić Gavrilidisa. Już właściwie szukała w głowie takich słów i układała wypowiedź, ale rozmyśliła się, kiedy odwracając głowę napotkała spojrzenie chłopaka. Nic szczególnego jej ono nie powiedziało, ale nie pasowało do tonu czy postawy. Zatrzymała dla siebie cisnącą się na usta złośliwość, bezpodstawną zresztą. - Chyba? - zapytała zamiast tego, trochę ostrzej, niż miała w planie. Sama nie wiedziała, po co uczepiła się tego słowa w jego wypowiedzi. Gdyby nie to, że nic nie czuła do Janka, możnaby było pomyśleć, że ma nadzieję na... coś. - To taka figura stylistyczna, żeby ładniej brzmiało, czy nie jesteś pewien? - Mimo wszystko wolała się upewnić. Z czystej potrzeby wiedzy. Nic więcej się za tym nie kryło.
Bujał się lekko na nogach, czekając na cud, gwiazdkę z nieba, cokolwiek, co mogłoby go wyciągnąć z tej coraz mniej przyjemnej sytuacji. Miał wrażenie, że atmosfera dookoła zgęstniała tak, że można byłoby ją ciąć nożem, a może i nawet jakimkolwiek tępym narzędziem. Starał się skupić na tym, co rozsądnie byłoby powiedzieć i jak się zachować, ale co chwilę właściwie atakowała go jakaś inna myśl, która była niesamowicie głupia lub absurdalna. Odganiał się od nich jak mógł, mrugając co chwilę nerwowo, ale na nic zdawały się jego wysiłki. W dodatku to wszystko było nie tylko odczuwalne, ale także widoczne. Co dziwne również u Mii, co nie powiem, zaskoczyło go bardzo, jednak wciąż walczył o zachowanie stoickiego spokoju na swojej twarzy. Co to wszystko miało znaczyć i jak miał to interpretować? Gubił się w tym coraz bardziej i powoli odczuwał dziwne mrowienie w karku świadczące o popadaniu w lekki stan przedpanikalny. O ile cokolwiek takiego istnieje. Zamyślił się nad jej słowami, które chyba miały niezbyt miły wydźwięk, bo Gavrilidis automatycznie się najeżył i przybrał pozycję obronną, czyli skrzyżował ręce na piersi. Bo przecież nie będzie zaciskać pięści i jej bić, bez przesady. Usta zacisnęły się w wąską linijkę a on sam odwrócił głowę, wciąż szukając odpowiedniej odpowiedzi na jej pytanie. I nic. - No przecież tego chcesz, prawda? Udawać, że nic się nie stało, zgadza się Mia? A tak w ogóle to coś się stało? Według ciebie? - wyrzucił z siebie szybko w dosyć pretensjonalnym tonie, bo przez chwilę nie potrafił utrzymać emocji na wodzy. - No powiedz, przecież to nie miało żadnego znaczenia? - dodał potem już spokojniej, wpatrując się w krukonkę jeszcze intensywniej niż wcześniej.
Właściwie to atmosfera już się kruszyła i każde działanie było jak brodzenie w piasku. A wszystko dodatkowo utrudniało to, że tak dużo myśleli i analizowali. To nigdy nie kończyło się dobrze i tym razem najwyraźniej również zmierzało ku jakiejś katastrofie. Ale Mia, mimo jakiejśtam świadomości w tej kwestii, nie potrafiła powstrzymać krukońskich odruchów; problemem było to, że miała wrażenie, że jej mózg pracuje na zwolnionych obrotach, bo ledwo pamiętała, jak w ogóle doszło do tego, że znaleźli się w takiej sytuacji. Jej percepcja nie działała normalnie, była otumaniona nawałnicą dziwnych emocji, których nawet nie potrafiła nazwać. Miała wrażenie, że jej próby racjonalnego postępowania są jak próby dostrzeżenia szczegółów w mętnej wodzie. Nie radziła sobie z analizowaniem swoich własnych reakcji i odczuć, tym bardziej więc nie potrafiła rozszyfrować Ioannisa. Wiedziała, że coś musi się kryć za każdą jego miną, ruchem, gestem, że większość tego, co sobie nawzajem prezentują jest udawane, ale ta świadomość w żaden sposób nie przybliżała jej do zrozumienia tego, co właśnie się dzieje. Powoli zaczynało ją to przerastać. Zwłaszcza, że Ioannis zadał pytania, które samym swoim brzmieniem ją przeraziły. Aż przechyliła się do tyłu i musiała cofnąć się o krok, żeby utrzymać równowagę, jakby pchała ją jakaś niewidoczna siła. Skąd ona mogła, do cholery, wiedzieć?! Sama przed sobą nie potrafiła na nie odpowiedzieć. A nawet, gdyby potrafiła, prawdopodobnie odpowiedź nie przeszłaby jej przez gardło. Przez chwilę więc milczała, dysząc ciężko, jakby właśnie przebiegła maraton, mierząc się z Ioannisem spojrzeniami. Ale milczenie jest przecież potwierdzeniem, więc musiała coś powiedzieć. - To ja pytam, czego ty chcesz - rzuciła agresywnie. Obrona przez atak. Trochę lepsza strategia, ale chyba nadal niewystarczająca. - Najwyraźniej nie potrafisz mi odpowiedzieć.
Był przepiękny dzień. Tak przepiękny, że aż ciężko było uwierzyć w to, co się działo. Dzieje. I... będzie dziać? To zaczynało być bardzo frustrujące, o ile już wcześniej się tak nie stało. Gdzie się podział ten mający wszystko gdzieś Gavrilidis sprzed ponad czterech miesięcy? Gdzie się podziały tamte beztroskie chwile? Wszystko trafił szlag i świsnął dunder, ech. Może gdyby więcej czuli i robili, byłoby łatwiej? Tylko czy tedy nie robiliby wszystkiego pochopnie, za szybko? Czy to naprawdę było dobrym pomysłem? Najlepiej byłoby znaleźć jakiś złoty środek, ale o to zawsze najtrudniej. O harmonię. Do której było teraz daleko. On? Czemu on ma odpowiadać? Przecież to on zadawał pytania! Czemu miał sam na nie odpowiadać? Już miał się nachmurzyć, kiedy zdał sobie sprawę, że może po prostu wyraził się zbyt ostro. Może się zirytowała jego oskarżycielskim tonem. Tak, to było bardzo prawdopodobne. Liście delikatnie szeleściły na wietrze, a słońce oddawało ostatnie tchnienie lekko ponad horyzontem. Zrobiło się tak żywo i kolorowo, że nawet Ioannis to zauważył i zapatrzył się chwilę przed siebie. Wyciągnął ręce z kieszeni i spojrzał z ukosa na Mię. I nagle ni stąd ni zowąd podszedł do niej szybko, po czym objął i namiętnie pocałował, przechylając ją lekko do tyłu. Nie wiedział, po co i dlaczego. To było kompletnie nieprzewidywalne i... głupie? Nawet nie miał pojęcia, czy dobrze robi. Ale uznał, że to chce teraz zrobić, więc zrobił. Nie nadążam za nim!
Idealna harmonia też na dłuższą metę nie była najlepszym rozwiązaniem. Od czasu do czasu dobrze jest się wychylić, tańcząc nad przepaścią, żeby nie popaść w monotonię wyćwiczonych kroków i poczuć adrenalinę. Ale w tym momencie przesadzali i to znacząco. Do tego stopnia, że zmęczona bólem rąk przetatych od kurczowego trzymania się liny Mia już myślała o ucieczce. Zwłaszcza, że Ioannis wydawał się nie mieć zamiaru odpowiadać na jej słowa i nie starczało jej już cierpliwości i siły woli, by tkwić dalej na tej drodze i warczeć na siebie nawzajem. Nabrała powietrza, by uciąć dyskusję i zarządzić koniec spotkania, ale niespodziewanie ten oddech utonął w ustach Gavrilidisa, który nagle był tak blisko, chociaż jeszcze chwilę temu stał tak daleko. I całował ją, a ona nawet nie zauważyła chwili, w której i ona go całowała, i tej, kiedy obięła go ramionami za szyję, bo miała wrażenie, że nieważna jak blisko jest, i tak jest za daleko. Uderzyła ją intensywność jego zapachu i jego dotyku, wszystkie procesy myślowe urwały się gwałtownie i bezpowrotnie, bo jedyne, co miała w głowie, to to, że znów się całują i znów niebezpiecznie bardzo się temu oddaje. I tym razem nie będą mieli jak usprawiedliwić się alkoholem.
Jej zapach i ciepło były kojące, nawet zdecydowanie bardziej niż słońce i wiatr, jednak gdzieś w głębi siebie myślał, że źle postąpił. Bo tak, to prawda, nie będzie mógł teraz zrzucić winy na alkohol, niepoczytalność czy cokolwiek równie durnego. Był w pełni świadomy i to było najbardziej przerażające. Bo po raz pierwszy nie rozważył wszystkich za i przeciw, tylko postąpił impulsywnie i... lekkomyślnie. Pal licho, jeżeli go odepchnie i nie będzie tego chciała. Ale co jeśli przez to jeszcze bardziej namotał im w głowach, w życiu? Co jeśli będzie musiał teraz ponieść tego konsekwencje, jako dorosły już człowiek? Mimo wielu podobnych myśli błądzących mu po głowie, nie dał się oderwać od Mii, od tego pocałunku, od tego uścisku. Bo mimo wszystko było to zbyt przyjemne, aby przestawać. Chciał nabrać pełne garści tej chwili i napawać się nimi w ciszy, no, a raczej w szumie liści gdzieś obok. Odczucia spotęgował fakt, że krukonka się nie wyrywała, nie odpychała, nie biła, czy nie wiadomo co jeszcze mogłaby teoretycznie zrobić. A nawet zarzuciła mu ręce na szyję, miał wrażenie teraz, że nosi jakiś bagaż, ale taki rozkosznie lekki, który mógłby poszybować w górę i... Dobra, dosyć, znów zaczynasz za bardzo myśleć, Gavrilidis. Skup się na tym, co się dzieje, bo dzieje się wiele. Najgorsza była w tym momencie świadomość, że to się musi skończyć, że trzeba to przerwać. Jednak póki mogło trwać, Ioannis nie zaprzątał sobie głowy tak prozaiczną czynnością jak odsuwanie się i urywanie trwającej czynności. Wręcz przeciwnie, zdawało się, jakby przycisnął ją do siebie jeszcze bardziej, choć bardziej już nie mógł i zapominał. Ciekawe tylko, czy do była dobra decyzja?