Ta droga prowadzi od Hogsemade aż do hogwarckiej bramy. Jest dość szeroka, by z łatwością zmieściły się powozy przywożące uczniów ze stacji kolejowej. Na jej powierzchni widać lekkie wgniecenia od kół, zapewne z okresów gdy już we wrześniu psuła się pogoda i nowy rok rozpoczynał się wyjątkowo deszczowo, przekształcając drogę w wielką rzekę błota. Uczniowie chodzą tędy zawsze do wioski, co zajmuje im około dwudziestu minut.
Podczas podróży przez ścieżkę masz możliwość natknięcia się na uczniów pobierających przede wszystkim galeony od pozostałych uczestników życia w czarodziejskiej szkole. Nikt nie wie, kiedy dokładnie pełnią swoją wartę, niemniej jednak jest to zależne przede wszystkim od Twojego szczęścia. Zaleca się zatem trzymania w minimum trzyosobowej grupie, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by iść samemu - jeżeli posiada się odpowiednie ku temu umiejętności.
Aby dowiedzieć się, czy na Twojej drodze stanęli skorzy do bijatyki uczniowie, rzuć kostką.
Spoiler:
1, 2, 3, 5 - całe szczęście, tego dnia podróż wzdłuż ścieżki nie przyniosła Ci żadnych przykrych sytuacji. Pech postanowił Cię odpuścić - na jak długo - niestety nie byłeś w stanie stwierdzić. 4, 6 - swobodna przechadzka? Skądże - na Twojej drodze stają właśnie oni - wymagający pieniędzy, byś mógł w spokoju odejść. Jeżeli nie chcesz wdawać się w żadną bójkę, możesz zapłacić odpowiednią kwotę - zależną od ich humoru. Wówczas musisz rzucić jeszcze raz literką; A oznacza liczbę 1, B oznacza liczbę 2 - i tak po kolei. Następnie mnożysz liczbę przez pięć, odnotowując stratę w odpowiednim temacie. Jeżeli jednak nie możesz zapłacić wymaganej kwoty (przykładowo posiadając mniejszą ilość galeonów), musisz przejść do opcji walki.
Zasady
1. Walka opiera się z początku na wylosowaniu zaklęcia, z którego będziesz korzystać. Odruch ten jest normalny, naturalny, w związku z czym postanowiłeś użyć pierwszego czaru, który przyszedł Ci do głowy, by móc się obronić, gdy próba przekonania uczniów w żaden sposób nie zadziałała.
Spoiler:
A - Acusdolor (zaklęcie żądlące - 0 pkt z OPCM) B - Bombarda (zaklęcie niszczące powierzchnie - 0 pkt z OPCM) C - Conjunctivis (zaklęcie oślepiające ofiarę - 5 pkt z OPCM) D - Drętwota (zaklęcie oszałamiające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) E - Expelliarmus (zaklęcie rozbrajające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) F - Furnunculus (zaklęcie powodujące pojawienie się białych krost oraz piekących bąbli - 0 pkt z OPCM) G - Rictumsempra (zaklęcie powodujące nagły skurcz mięśni - 0 pkt z OPCM) H - Obscuro (zaklęcie powoduje pojawienie się u przeciwnika czarnej opaski - 3 pkt z OPCM) I - Relashio (zaklęcie powodujące wypłynięcie z różdżki strumienia ognia - 0 pkt z OPCM) J - Jęzlep (zaklęcie powodujące przyklejenie się języka do podniebienia ofiary - 0 pkt z OPCM)
2. Następnie rzucasz trzema kostkami odpowiadającymi za technikę użycia zaklęcia. Ważne współczynniki odgrywają tutaj przede wszystkim wymowa, ruch nadgarstkiem oraz szczęście. Sumując wynik, możesz dowiedzieć się, jak dokładnie podziałało Twoje zaklęcie i czy odniosło jakikolwiek skutek.
Spoiler:
3 - 7 - kompletna porażka, podczas której zaklęcie odbiło się rykoszetem w Twoją stronę pod wpływem Protego. W zależności od wylosowanego wcześniej czaru, zmagasz się z poszczególnym efektem aż do następnego posta; obrażenia natomiast są stałe i prędzej czy później będą wymagały uleczenia przez pielęgniarkę. 8 - 13 - po części dobrze go użyłeś, po części jednak zmagałeś się głównie ze swoim brakiem szczęścia lub odpowiedniej techniki - rzuć jeszcze raz kostką, by dowiedzieć się o ostatecznym wyniku działania zaklęcia. Parzysta - gratulacje, udaje Ci się prawidłowo zastosować czar na jednym z uczniów, odnosząc tym samym częściowe zwycięstwo; to jednak nie jest koniec Twoich działań. Nieparzysta - niestety, zaklęcie to nie jest ewidentnie Twoją mocną stroną, w związku z czym trafia rykoszetem prosto w Twoją stronę. Na szczęście jest osłabione, w związku z czym nie zmagasz się aż nadto ze skutkami tejże nieprzyjemnej sytuacji. 14 - 18 - udaje Ci się bez problemu wyprowadzić czar, w wyniku czego trafiasz jednego z uczniów i powodujesz u niego poszczególny efekt.
3. Wygrana wymaga dziewięciu prawidłowych trafień w stronę przeciwnika. Każdy z uczestników pojedynku posiada po trzy życia, o których informuje w podanym poniżej kodzie. Utrata wszystkich z nich powoduje jednocześnie wyłączenie z walki w postaci nadmiernej ilości obrażeń lub utraty przytomności. Nie można na niej zastosować Rennervate ani pozostałych zaklęć uzdrawiających, tak samo na pozostałych uczestnikach pojedynku - dodatkowo jest zobowiązana do napisania jednego posta w gabinecie pielęgniarki.
4. Każde dziesięć punktów z Zaklęć i OPCM uprawnia do przerzutu jednej z trzech kostek, w zależności od własnego wyboru. Przerzuty obowiązują podczas całej rozgrywki oraz nie resetują się wraz z kolejną kolejką.
5. Mistrz Gry oraz nauczyciele mają prawo do ingerencji w wątek w zależności od własnych preferencji oraz zastosowania odpowiednich kar za udział w pojedynku.
6. Pod koniec swojego posta należy zamieścić stosowny kod.
Spoiler:
Życia:٭ ٭ ٭ Rzucone zaklęcie: [url=Nazwa zakl%C4%99cia]Nazwa zaklęcia[/url] Statystyka z Zaklęć: Liczba punktów w kuferku Wykorzystane przerzuty: Wykorzystane przerzuty Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście: [url=kostka, kostka, kostka]kostka, kostka, kostka[/url] Obrażenia: Tutaj wpisz Życia przeciwników:٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭
Kod:
<og>Życia:</og> [size=18]٭ ٭ ٭[/size] <og>Rzucone zaklęcie:</og> [url=]Nazwa zaklęcia[/url] <og>Statystyka z Zaklęć:</og> Liczba punktów w kuferku <og>Wykorzystane przerzuty:</og> Wykorzystane przerzuty <og>Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście:</og> [url=]kostka, kostka, kostka[/url] <og>Obrażenia:</og> Tutaj wpisz <og>Życia przeciwników:</og> [size=18]٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭[/size]
7. W przypadku wygranej otrzymujecie nagrodę w postaci 150g (do podziału) oraz losowy przedmiot z poniższej listy - należy rzucić literką.
Spoiler:
A - Magiczny Flet B - Kompas Miotlarski C - Amulet Uroborosa D - Rozmach Grubej Damy E - Fałszoskop F - Jedno użycie Felix Felicis G - Światełko Dźwiękowe H - Smocza Zapalniczka I - Model Smoka J - Kryształowa Kula
8. W przypadku przegranej tracicie po 150g do podziału od każdej z osób.
Dzisiejszy dzień nie zaczął się jakoś inaczej czy lepiej niż inne. Obudziła się w tym samym dormitorium, w takim samym nastroju, który jasno stwierdzał, że kompletnie nic jej się nie chce i brak jej weny do jakiejkolwiek kreatywnej działalności. Zdarza się, a nawet jest to zupełnie normalne kiedy jesteś nastolatką, która codziennie musi wstawać żeby chodzić na lekcje. Tutaj akurat świat mugoli i czarodziejów nie różni się za bardzo. Mimo, ze bardzo dużą wagę przykłada do wyglądu, zsunęła się tylko lekko z łóżka, zmierzwiła swoją nieogarniętą burzę loków i rozejrzała się w poszukiwaniu kufra, z którego mogłaby wyciągnąć coś wygodnego co dobrze by bylo na siebie narzucić. Nie miała wcale kaca, ani nic z tych rzeczy, ale to bawelniane, szare spodnie dzisiaj były jej przyjaciółmi. Do tego założyła białe trampki i bluzkę z napisem 'mówię jedno, robię drugie'. O szkolnym mundurku nawet nie przemknęła jej jedna myśl przez głowę. O lekcjach jakoś też niespecjalnie, z kolei chyba zbliżały się jej kobiece dni, w których potrafiła rozszarpać cudze ego w drobny mak, toteż dobrze by było zrobić jakieś cudowne zapasy w Hogsmeade. Wymykając się z zamku starała się być niedostrzeżona, bo glupio by trochę było dostać szlaban za to, że chciala po prostu nażreć się cukru w nadmiarze. Chyba się udało, bo nikt jej nie zaczepił, a ona znalazła się na drodze, wiodącej przez las do miasteczka. Nie spieszyło jej się, szła powoli co jakiś czas przystając na papieroska. Rozkoszowała się wtedy robieniem z gęby popielniczki, tak siedząc sobie oparta o jakieś majestatyczne drzewko. Miodzio.
Gdy poprzedniego dnia minęła dwudziesta trzecia Daniel wyszedł z dormitorium i jak najciszej umiał wyszedł poza obręb murów wielkiego, szarego i ponurego zamku, którego czasem Schweizer nienawidził. Czasem czuł się w nim tak źle, że zwyczajnie nie miał co robić w takim zamku i w takich wypadkach młodzieniec wychodził do Hogsmeade, by na przykład wypić coś w jakimś barze, by pobawić się no i takie tam. I tak minęła właśnie wczorajsza noc. Czuł się źle i nadpobudliwie, chciał komuś zrobić krzywdę, czuł w sobie na nowo obudzoną wściekłość. Gdy był już w Hogsmeade nie poczuł się lepiej. Chyba sam widok zamku przyprawiał go o mdłości. Zacisnął pięści no i wszedł do jakiejś knajpy, w której jest alkohol. Siedział tam chyba koło dwóch godzin i przez cały czas pił. Pił i pił. Musiał jakoś uśpić swoje emocje. Chciał nie myśleć o otaczającym go świecie. Gdy wyszedł niezgrabnie z miejsca, w którym się upił ruszył przed siebie z, no każdy wie jakim skutkiem. Szedł raz w lewo, raz w prawo, przewracał się no i dopiero nad ranek jakoś otrzeźwiał. Nie leżał w rowie, czy w błocie. Był we Wrzeszczącej Chacie. Głowa mu pękała, no ale jakoś się pozbierał. Jego kurtka była brudna i poplamiona, więc zwyczajnie, jakby nic, ściągnął ją i wyrzucił przez okno. Przez kolejne godziny chodził to tu, to tam, byle po prostu nie wracać do zamku. JEgo agresja minęła, ale zwyczajnie nie chciał iść na lekcję, dlatego był w różnych sklepach, w różnych barach, restauracjach, zjadł nawet wczesne śniadanie! Dopiero po dziesiątej ruszył drogą powrotną do Hogwartu. W połowie drogi, zamyślony wszystkim i niczym przypadkowo wpadł na jakąś dziewczynę. Nawet nie spojrzał do góry. - O przepraszam - dopiero, po odpowiedzi spojrzał w oczy dziewczyny. Była doprawdy śliczna. Kojarzył ją z widzenia, ale nie wiedział, czy widział ją, czy jej siostrę. Zatrzymał się i uśmiechnął do dziewczyny licząc na to, że Nadia nie zrazi się do niego. - Jestem Daniel. Miło mi. - Podał jej rękę. Normalnie nie zachowywał się jak jakiś prostak, no ale miał ciężką noc za sobą.
Jesień na dobre zawitała do Wielkiej Brytanii. Świadczyć o tym mogły wszechobecne chmury i coraz niższa z dnia na dzień temperatura. Wracając do Anglii, Chiara musiała się więc zaopatrzyć w cieplejsze ubrania i buty, dlatego wraz z dniem, w którym postawiła nogę na rodzinnej ziemi, zmieniła praktycznie całą swoją garderobę. I dobrze, bo gdyby tego nie zrobiła, prawdopodobnie zaczęłaby powoli zamarzać. Wszak klimat Włoch nieco różnił się od tutejszego. Teraz jednak było jej ciepło, szła bowiem opatulona ciepłym szalikiem w kolorach domu, do którego została przydzielona, a dodatkowo miała na sobie całkiem ciepły płaszcz w kratkę, który bardzo spodobał jej się w jednym z Mugolskich sklepów. I po prostu musiała go kupić! Podniosła głowę do góry i popatrzyła na idącego koło niej chłopaka. David miał na sobie jednie T-shirt i dziewczyna aż się wzdrygnęła, gdy zauważyła jego gołe ręce. -Zimno mi się robi jak się na Ciebie patrzę. -Głową wskazała jego ramiona, a po jej ciele przeszedł porządny dreszcz. I nie był to bynajmniej dreszcz emocji. -Wiesz...jak byłeś młodszy mówiłeś o wiele więcej. -Stwierdziła i znów przeniosła na niego wzrok. Kierowali się w stronę Hogwartu, jednak szli bardzo powoli. -Nie wiem czy wynika to z braku chęci rozmawiania ze mną, czy po prostu wraz z wiekiem stałeś się mniej gadatliwy, ale jeżeli nie chcesz ze mną gadać to po prostu to powiedz. Nie będę się niepotrzebnie produkować. -Dorzuciła i ciężko westchnęła. Oj nie będzie łatwo... Z minuty na minutę zdawała sobie coraz większą sprawę jak bardzo wyjazd do Włoch wszystko zepsuł. Zepsuł przyjaźń, zepsuł rytm nauki, zepsuł wszystko. I mimo, że w gruncie rzeczy nie było tam tak źle, o wiele bardziej wolałaby zostać wtedy w Wielkiej Brytanii i nie zmieniać niczego w swoim dotychczasowym życiu. -Opowiedz coś! -Szturchnęła go lekko łokciem, jakby chciała mu dodać otuchy, czy czegoś w tym rodzaju. W zasadzie było jej przykro, że Ślizgon jest tak nastawiony do tego wszystkiego. Chwilami zachowuje się jakby wcale nie chciał, albo nie wierzył w to, że może być jak dawniej i mimo, że widzieli się zaledwie od godziny, Chiara już zdążyła to zauważyć. -Nadal robisz zdjęcia? -Było to pierwsze pytanie, które przyszło jej w tej chwili do głowy. Przypomniała sobie bowiem, że dawniej David lubił pobawić się aparatem, jednak wtedy było to bardziej dziecięce zafascynowanie aparatem niż rzeczywiste robienie zdjęć. Była ciekawa, czy pod tym względem chłopak się nie zmienił.
Z pewnością było zimno. David nie lubił jesieni, wszystko mokre, błoto, błoto i błoto. Przynajmniej zimno mu nie przeszkadzało. Jakiś plus jest, prawda? Zerknął na dziewczynę. Śmiesznie wyglądała, otulona tyloma warstwami ciepłego materiału. -Naprawdę?-zapytał i wzruszył ramionami.-Nie potrzebuję przecież żadnych kurtek.-odparł spokojnie. Jednak czasami wolał tak się ubrać, by nie odstawać od "normalności". Dziwnym widokiem jest chłopak spacerujący w taką pogodę ubrany jak na... wiosenny spacerek. Tak jak na przykład ubrał się dziś. Nie przyzna się, że po prostu zgubił kurtkę, a czasu na poszukiwania nie miał. Halo! Przecież miał się spotkać ze swoją przyjaciółką, po tylu latach! I nie miał zamiaru się spóźnić na to długo wyczekiwane przez niego spotkanie, które wreszcie stało się realne. -Rzeczywiście, ale to tylko kwestia czasu. Później tak się rozgadam, że nie będziesz miała już ochoty mnie słuchać.-szturchnął ją delikatnie z uśmiechem na twarzy. Może rzeczywiście w dzieciństwie był bardziej rozgadany, ale wtedy... wtedy wszystko było o wiele prostsze. Niczym się raczej nie przejmował, nawet swoją chorobą. Jasne, przeszkadzało mu to, lecz nie w takim stopniu co teraz. -Co Ty gadasz! Nawet nie wiesz ile czekałem by w końcu z Tobą ponownie porozmawiać, nie zamierzam milczeć.-odwrócił głowę. Chyba się lekko zarumienił. Nie lubił podkreślać jak bardzo pewni ludzie są dla niego ważni. I tak jakoś teraz mu się wymsknęło... -Opowiedzieć coś?-zastanowił się. Nie wiedział czy Chiara będzie chciała słuchać opowieści o tym jak znów wdał się w bójkę z pewnym ślizgonem. Znów problemy. Odruchowo dotknął miejsca, gdzie dostał. Widać tam było niewielkiej wielkości siniaka. Lecz teraz nie miał zamiaru zamartwiać Chiary swoimi problemami, to tylko i wyłącznie jego wina. -Nadal. Można powiedzieć, że stało się to moją taką małą obsesją.-czy człowieka, który wszędzie łazi z aparatek można nazwać normalnym? Raczej nie. Obsesyjnie robił zdjęcia.
Ciężko stwierdzić, czy Gabby darzyła zimę sympatią, czy może antypatią. Nie cierpiała zimna i w tym nie mogło jej pomóc nawet zaklęcie izolujące, które zastosowała na swoich ubraniach. Wychodząc z sali wejściowej bardzo prędko zresztą pożałowała swojej decyzji, kiedy ziąb uderzył w jej twarz. Właściwie to pożałowała głównie tego, że nie wzięła ze sobą czapki. Spojrzała wtedy wymownie na oświetlaną bladym światłem twarz Thomasa, uderzając go leciutko w ramię, tak jakby to była oczywiście jego wina. - Brrr, zimno - były to jedyne słowa, które mogła teraz wypowiedzieć. Drżącymi rękoma wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni różdżkę, którą skierowała mniej więcej tam, gdzie były lochy i jej dormitorium, po czym koncentrując się na przedmiocie, który zamierzała przyzwać wypowiedziała zaklęcie. - Accio czapka - gdy po jakiejś chwili czapka, powtórzyła to samo z czarnymi rękawiczkami. Dopiero wtedy, gdy opatrzyła się w niezbędną ochronę miała zamiar ruszyć dalej, końcem różdżki przywołując światło i brnąc z przyjacielem przez chrupiący śnieg. A jeśli o śniegu już mowa... To to właśnie była ta rzecz, za którą w zimę najbardziej Gabby przepadała. Śnieg kojarzył jej się z dzieciństwem, beztroską, różnymi zabawami. Zbliżyła się do Thomasa tak, że prawie że się stykali ramionami. Skierowała ich w stronę Hogsmeade, ale tego wieczoru nie miała najmniejszego zamiaru tam iść. Nie żeby nie lubiła jej odwiedzać czy coś, ale teraz miała ochotę na coś innego. - Chodźmy się napić - odparła krótko. Było zbyt zimno, żeby mówiła więcej niż to konieczne. A alkohol był chyba jedyną rzeczą, która jej teraz przychodziła do głowy, bo na zabawę w klubach nie miała najmniejszej ochoty. A wiedziała, że jej towarzysz był akurat bardzo dobrym kompanem do wspólnego spożywania alkoholu. Opanowali razem tę sztukę do perfekcji, bo oboje lubili czerpać z tego przyjemność, a jeśli chodzi o Gabby, to przynajmniej ona praktycznie wcale nie używała tego do topienia smutków, hehe. - Nie mam mugolskiej kasy - dodała po chwili z nieudawanym smutkiem. Nie ukrywała, że najchętniej poszłaby do jakiegoś mugolskiego baru. Nie było żadną tajemnicą (no, nie przed jej najbliższymi znajomymi), że raczej wolała rozrywki niemagów, które zdarzały się być dużo bardziej nieprzewidywalne niż te magiczne - Chyba najlepiej będzie jak teleportujemy się pod Dziurawego Kotła - zakończyła, wciąż brnąc naprzód przez lód i śnieg na wyboistej drodze. Trzeba było oddalić się trochę od Hogwartu, żeby w ogóle gdziekolwiek się przenieść.
Thomas bez wątpienia należał do tego grona, które lubiło takie klimaty. Preferował takie bardziej, niż nadmiar słońca, które nie dość że parzy to jeszcze wywołuje nadmierne pocenie. Oczywiście istniały odpowiednie zaklęcia korygujące taki stan rzeczy ale nie o tym przecież teraz mowa. Jedyne na co mógł narzekać to podmuchy wiatru, powodujące mrużenie oczu no i rzecz jasna utrudnioną komunikację. Gabrielle jednak była na tyle sprytna, że przywołała sobie czapkę i zwiększyła sobie tym samym własną wygodę. Propozycja picia byłą bardzo kusząca i Ecclestone miał wielką ochotę rzeczywiście się trochę rozluźnić. Zbliżał się weekend, więc mogli sobie pozwolić na ciut więcej niż zwykle. Kacem się jednak nie martwił, kto jak kto, ale ten Ślizgon był w stanie zdziałać wiele i czasem prawdziwe cuda. Towarzyszka była tego świadoma, gdyż jednak było im dane uczęszczać na te same zajęcia. Panna Sterling także wykazywała się kilkoma talentami, pierwszym z nich to transmutacja. Czasami z lekkim podziwem przyglądał się, jak potrafiła zmieniać jedną rzecz w drugą. Żałował tak samo jednak jak ona pewnych limitów, jakie ta sztuka ze sobą niosła. Tylko pomyśleć jaka magia by się działa, gdyby nie te durne ograniczenie w postaci "nie można stworzyć czegoś z niczego". Drugą zaletą to mocna głowa i tolerancja na alkohol. Wspólnie spędzali wakacje często przy szklaneczce.. no dobra butelce lub dwóch mocnych wyskokowych napoi. Mało odpowiedzialne i ciężkie dla portfela, ale nie zwracali na to uwagi. Liczyła się dobra zabawa oraz przyjemne towarzystwo. Teleportacja była całkiem dobrym pomysłem, dlatego złapał ją za rękę i zaczął odliczać: -3..2..1.. - i przenieśli się.. jednak w inną lokalizację niż dziurawy kociołek. Całe szczęście, że zielonooki opanował nie tylko zdolność przenoszenia samego siebie ale także teleportację indywidualną...
Właściwie to nie wiedziała dlaczego płacze. Wcześniej zdawało jej się, że nie jest na tyle blisko z gryfonem żeby przywiązać się do niego. Najwyraźniej było inaczej, a ona nie mogła sobie darować tego, że być może właśnie straciła jednego z swoich pierwszych hogwardzkich przyjaciół. Zastanawiała się nad tym, czy gdyby jej relacja nie była po części oparta na seksie to skończyłoby się inaczej. Być może to tylko potwierdzało tezę, że albo przyjaźń albo seks i nie da się tego połączyć w całość. Jednak dalej było jej strasznie źle i nie potrafiła powstrzymać łez. Miała nadzieje, że Calum wyjdzie po nią, nie liczyła na to, że nagle zacznie okazywać jej większe uczucia, jednak potrzebowała teraz ramienia by się wypłakać. A przecież nie było lepszego niż męskie, kościste ramię, którym ją obejmie. Zauważyła sylwetkę powoli wyłaniającą się zza horyzontu. Droga do Hogwartu wydawała się być krótka, jednak dla niej była to swego rodzaju droga wstydu. Kiedy była sama rozmyślała o zdecydowanie zbyt wielu rzeczach. O rzeczach, które jeszcze bardziej ją dobijały. W tej chwili marzyła o powrocie do domu i mogło się zdawać, że wcześniejsze wydarzenie, przecież nie było jakieś tragicznej, jednak ona w tej chwili czuła się przeokropnie. I prawie panicznie bała się znów spotkać Lysa.
Devi miała szczęście, że nie siedziałem akurat w wieży Ravenclawu ani w żadnym odległym zakątku zamku, gdy dostałem sowę z Hogsmeade, bym wyszedł po nią pod bramę. Czym prędzej odłożyłem wszystkie książki, które namiętnie wertowałem w czytelni i wyszedłem, chociażby dlatego, by uniknąć reprymendy od bibliotekarki, że co ja sobie wyobrażam wpuszczając do środka jakąś sowę. Wyszedłem przed zamek i szybkim krokiem ruszyłem przez błonia w kierunku bramy do Hogsmeade. Odczuwałem niemały niepokój, przecież Devi nie wzywałaby mnie z jakiegoś błahego powodu? Może coś jej się stało? Może ktoś ją zaatakował? Albo po prostu się wywróciła i skręciła kostkę? Cokolwiek by się nie stało, za chwilę miałem stanąć u jej boku. Zobaczyłem jej postać już z oddali. Nie czekałem w bramie tylko ruszyłem dalej ścieżką, oczekując, że spotkamy się gdzieś po drodze. W miarę gdy zbliżaliśmy się do siebie, gula w moim gardle rosła, a swoje maksimum osiągnęła w momencie, kiedy zarejestrowałem łzy na jej twarzy. O nie, tylko nie to. Musiało zdarzyć się coś naprawdę poważnego... Zazwyczaj nie byłem wrażliwy na łzy lasek, Lotta ryczała przy mnie notorycznie i często bez powodu, jednak Devi była twardsza psychicznie i widok tak ogromnego smutku sprawił, że poważnie się zmartwiłem. - Co się stało? - zapytałem od razu bez ogródek i stanąłem przed nią, chwytając ją dłońmi za ramiona i patrząc jej prosto w oczy.
Uciekała wzrokiem w bok. Nie była w stanie spojrzeć mu w twarz, a co dopiero w oczy. Nie wiedziała również co powiedzieć, powinna mu wcześniej wytłumaczyć, o co chodzi pomiędzy nią, a Lysem, a nie wspomniała o nim ani słowa. Czuła się jakby oszukała ich obu. Gryfona, nie mówiąc mu od razu, dlaczego już się nie spotykają i krukona, nie mówiąc mu o tym, że utrzymuje z kimś bliskie kontakty. Być może nie myślała o nim wtedy na poważnie, ale powinna zrobić cokolwiek. - Przed chwilą straciłam kogoś — wytarła łzy rękawem, jednak zaraz na ich miejsce pojawiły się nowe, więc dała sobie z tym spokój i wróciła do opowiadania — I czuję się najpodlej na świecie — głośno pociągnęła nosem — A chciałam wszystko załatwić polubownie, powiedzieć, że już nie chce bliskich kontaktów i możemy się przyjaźnić, ale niee, przecież musiałam paplać na potęgę i najwyraźniej poczuł się urażony, a ja przecież nie chciałam tego zrobić — Słyszała, że znów papla głupoty, bez ładu i składu, jednak nie potrafiła się ogarnąć. Czuła się, jak jakaś gryfonka, która działa pod wpływem emocji i nie potrafi kalkulować na zimno, tylko strasznie emocjonuje się wszystkim, co jej się przydarzy. - Czuje się jak idiotka. Do tego łatwa idiotka, dla której najważniejsze jest współżycie i praca. - mruknęła jeszcze i zbliżyła się do niego, po czym objęła go ramionami w pasie i mocno się wtuliła. Poczuła, że musi to zrobić, że musi przytulić kogoś, kto wydaje się jej przyjacielem. Jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak może czuć do niej odrazę, w końcu miał do tego więcej niż niejeden powód.
Szczerze powiedziawszy, nie zrozumiałem nic z tego wszystkiego, co mi przed chwilą powiedziała. Starałem się wyciągnąć jakikolwiek sens z jej wypowiedzi, jednak miałem zbyt duże luki w znanych mi danych, toteż napotkałem masę problemów. Kogo straciła? W sumie dlaczego odmówiła temu komuś bliskich kontaktów, skoro chciała przyjaźni? Początkowo nie podejrzewałem, o jakie bliskie kontakty chodzi i dopiero po chwili coś kliknęło mi w głowie i lekko spochmurniałem. Czyli Lotta miała rację? Gdy rozmawiałem z nią ostatni raz, co teraz wydaje mi się bardzo odległe, wspomniała mi coś na temat wątpliwej reputacji Devi, jednak ja sam z siebie nigdy nie chciałem ją o to wypytywać, bo przecież to nie moja sprawa, czy z kimś sypia, czy nie. Teraz jednak poczułem lekkie ukłucie gdzieś w środku, zupełnie nieuzasadnione, tym bardziej, że przecież przed momentem powiedziała, że znajomość została zerwana. Pokręciłem głową, patrząc na nią uważnie. - Devi, przykro mi, ale nie mam pojęcia, o czym ani o kim mówisz - odparłem na cały jej wywód, z którego nie wyciągnąłem nic istotnego. - Czy ten ktoś zrobił Ci krzywdę? - zapytałem jeszcze, chcąc się upewnić, że łzy dziewczyny są wyłącznie oznaką bólu psychicznego, a nie fizycznej krzywdy. Nie chciałem się nawet zastanawiać, kim mógł być ów ktoś, z kim Devi się widywała. Prawdopodobnie tylko bym się zdenerwował, a nie potrzebowaliśmy więcej nerwów. Przygarnąłem ją do siebie, kiedy tylko rozłożyła ręce, wyrażając chęć do przytulenia się. Zaskakujące, jak wraz z upływającym czasem, bycie blisko z tą dziewczyną sprawiało mi coraz mniej problemów. Niepewnie sięgnąłem dłonią w kierunku jej głowy i delikatnie, właściwie samymi opuszkami palców pogładziłem ją po włosach, - Nie mów tak - odpowiedziałem tylko na jej ostatnie słowa. Nawet jeżeli miała to być prawda, nie powinna mówić tak o sobie na głos.
Westchnęła głęboko i odsunęła się od niego na chwilę. Pomimo że w jego ramionach czuła się cudownie, to wiedziała, że musi wykorzystać chwilę spokoju, która osiągnęła, gdy ją przytulać i dokładnie wytłumaczyć mu co się przed chwilą stało. Obecnie, największym problemem dziewczyny, było to, że za bardzo nie wiedziała, od czego zacząć i co powinna mu powiedzieć. Z jednej strony, bała się wyznać mu całą prawdę, a z drugiej wiedziała, że nie może kłamać. No i nie chciała przed nim czegokolwiek ukrywać. Powoli zaczęła żałować tego, że do niego napisała. Powinna trochę odczekać i dopiero wtedy opowiedzieć mu o tym, co się stało. No, ale emocje, które wywołało u niej poprzednie wydarzenie, sprawiły, że nie działała racjonalnie. - Nie zrobił mi krzywdy. - powiedziała, gdy już do jej mózgu dotarło pytanie, które zadał jej Calum — Właściwie to nic takiego między nami nie było, dużo rozmawialiśmy i czasem uprawialiśmy seks, nic więcej. Jemu to pasowało, mnie też, ale ostatnio poczuła, że ja już tak nie chcę i powiedziałam mu, że koniec z naszym układem. I się wściekł, ja się wściekłam, powiedzieliśmy albo raczej ja powiedziałam o parę słów za dużo i BUM. Po przyjaźni. - Stwierdziła, że nie wyzna, że to on był głównym powodem, dla którego nie chciała dalej ciągnąć tej znajomości w taki sposób. Było zdecydowanie za wcześnie na aż tak szczere wyznania, no i chyba, umarłaby ze wstydu, gdyby powiedziałaby mu ot, tak tutaj teraz. Pierwszy raz jakiś chłopak podobał się aż tak i nie chciała go wystraszyć, no i miała nadzieje, że nie wystraszył się tym wszystkim, co powiedziała jeszcze chwilę temu. - No i wiesz, jednak jest mi z tym źle, bo to był albo i jest mój pierwszy przyjaciel w tej zasmarkanej szkole. - znów westchnęła. Chciała mieć przy sobie chusteczkę i móc się wytrzeć, zresztą, co też jej przyszło do głowy, że umówiła się z nim w Hogsmade i to na jakimś odludzi. Jakby nie mogli porozmawiać na którejś z wież albo pokoi, tam również mieliby raczej spokój i wątpiła, że ktoś by na nich natrafił. - Pierwszy raz czuję wyrzuty sumienia. Powinnam to zrobić delikatniej, ale jak zawsze brakuje mi ogłady. Jebany dzikus z buszu. - dodała jeszcze i spojrzała w bok. Bała się jego reakcji, spodziewała się tego, że będzie czuł od teraz niechęć i obrzydzenie i chyba nawet nie miałaby mu tego za złe, bo czy zasługiwała na cos innego?
Trochę pożałowałem, gdy zapytałem, o co konkretnie jej chodziło, ponieważ dowiedziałem się o pewnych skłonnościach dziewczyny, których obawiałem się przez cały ten czas. Wiedziałem, że jest dość otwarta, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, dodatkowo jest nieco nieokrzesana i dzika, ale w tym wszystkim nie chciało mi się do końca wierzyć w opinię Lotty, jakoby Devi była... Ujmijmy to prosto - puszczalska. Natomiast słowa Devi nie zrobiły nic innego poza potwierdzeniem tego wszystkiego. Teoretycznie nie była to moja sprawa. Życie Devi nie było proste, o czym zdążyłem się już przekonać z jej opowieści i nie mnie było oceniać decyzje, które podejmowała. Jeśli takie były jej potrzeby, niech je sobie zaspokaja i nie jest to w żadnym wypadku mój interes. Z racji tego, że powierzyła mi to wszystko, w praktyce poczułem się w pewien sposób zraniony. Nie mam pojęcia, dlaczego tak było, ale po prostu nagle zesztywniałem. Uczucie jej ciała w moich ramionach nie było już tak przyjemne. Zniknęła również potrzeba ochrony tej drobnej istoty, która w głębi duszy chyba nie była aż tak krucha, jak mogłoby się zdawać. Łzy nigdy mnie specjalnie nie ruszały, a teraz wręcz poczułem się nimi zirytowany. - Faktycznie brzmi, jakby zupełnie nic was nie łączyło - powiedziałem skwaszony. - Wszyscy twoi "przyjaciele" kończą w ten sposób? - zapytałem jeszcze, odrobinę niepotrzebnie, lecz nie mogłem się powstrzymać. Rosło we mnie to dziwne, bardzo gorzkie uczucie, które z jednej strony mogło być zgagą, a z drugiej niejasnym przeświadczeniem, że ta dziewczyna bardzo lubi sobie pogrywać z chłopakami. Nie uważałem, by do tej pory działo się między nami coś poważnego, ale nie ukrywam, że przez chociaż jeden moment pomyślałem sobie, że jest zupełnie na odwrót. Wziąłem głęboki oddech i bardzo powoli wypuściłem powietrze z ust. Targały mną przedziwne emocje, a powinienem chyba być dla niej przyjacielem. Mimo że przychodziło mi to z trudem, uśmiechnąłem się delikatnie, choć niezbyt szczerze. - Może nie wszystko stracone. Ochłoniecie, wrócicie do siebie, będzie git - rzuciłem sucho. Do tej pory myślałem, że do Ravenclawu trafiają jednak osoby, które mają co nieco poukładane w głowie i przede wszystkim potrafią chłodno ocenić sytuację, podczas gdy, jak widać, można przekabacić tiarę. Nie tego się spodziewałem...
Poczuła, jak chłopak zesztywniał. Nie miała mu tego za złe i właściwie innej relacji się po nim nie spodziewała. W pewnej chwili dotarło do niej, że nie ma się czego wstydzić. Przecież nikogo nie zdradzała, a Lysander był jedynym chłopakiem, z którym miała TAK bliskie stosunki i gdyby napatoczył się, ktoś inny najprawdopodobniej nie poszłaby na podobny układ. Nikogo nie zraniła swoim zachowaniem i nikt by o tym nie wiedział, gdyby nie to, że ona sama opowiedziała o tym Calumowi. Co prawda ludzie domyślali się, że ona prowadza się z kimś, jednak nikt nie wiedział, że był to Lys. No, ale czy naprawdę nie można uprawiać z kimś seksu be zobowiązań? Czy do tego trzeba mieć chłopaka, który jest z nami od paru miesięcy i, który mówi, że kocha nas do szaleństwa? Devi naprawdę nie było to wtedy potrzebne, szczególnie że, nie poczuła do Lysa niczego więcej oprócz przyjaźni. - Nie, to był mój pierwszy TAKI przyjaciel i nie mam zamiaru, nigdy więcej czegoś takiego robić — odpowiedziała szybko i zmarszczyła brwi. Postanowiła, że odsunie się od niego całkowicie, dlatego też ściągnęła z siebie dłonie blondyna i zrobiła dwa kroki w tył. - Najwyraźniej same z takich relacji kłopoty i wszyscy się wsiekają. A i przypominam, że ja nikogo nie zdradzałam, on też. - dodała jeszcze. Już odechciało jej się płakać, z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła różdżkę i mruknęła pod nosem. - Chłoszczyść — Nagle jej twarz zrobiła się czysta, co prawda można było zauważyć zaczerwienione oczy i nos, jednak już nie była taka rozmazana, wyglądała jak sto nieszczęść, ale nie aż tak. - Nie chce. Znaczy przyjaźń tak, bo świetny z niego chłopak, ale to tylko i wyłącznie kumpel. - mruknęła jeszcze pod nosem. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co mu wcześniej nagadała i jeśli przekaz pełny był błędów merytorycznych i logicznych Devi o tym nie wiedziała. W swojej złości i rozpaczy była prawdziwie gryfońska i nieopanowana. - Mądra Devi po szkodzie. - powiedziała jeszcze. Nie wiedziała, co więcej, może zrobić, najchętniej to położyłaby się na tej drodze i czekała, aż ją coś rozjedzie albo podepcze. Co prawda na wielkie tłumy nie mogła liczyć, ale kopa z buta w twarz czy brzuch chętnie by przyjęła. Tak na otrzeźwienie. No i może, jakby dostała jakiegoś wstrząśnienia mózgu to by zmądrzała, bo pod kopułą to ona równo nie miała.
W sumie nie wiedziałem, co miałem dodać w tym temacie. Ogólnie po raz pierwszy od dawna zrobiło mi się przykro, że dziewczyna, o której ośmieliłem się mieć jakiekolwiek odważniejsze myśli traktujące o tworzeniu poważnej relacji damsko-męskiej, tak lekką ręką dała mi do zrozumienia, że relacja oparta na przyjaźni, rozmowach i utrzymywaniu stosunków płciowych to "NIC TAKIEGO". Skoro to nie było niczym ważnym, co było? Czy dla niej liczyło się cokolwiek innego? Jej temperament do tej pory mówił mi, że jest osobą łaknącą bliskości - cóż też skłoniło ją więc do porzucenia osoby, która nie dość że stanowiła kogoś na wzór jej przyjaciela, to jeszcze zaspokajała jej potrzeby? Jakiś pierwiastek mnie mówił mi, kusił mnie wręcz, bym popierdolił tą sprawę i zostawił ją samą sobie – niech sobie radzi, skoro tak dobrze idzie jej bawienie się w gierki. Z drugiej strony jej kolejne słowa sprawiły, że skarciłem się w myślach – miała rację. Przecież my sobie niczego nie obiecywaliśmy, między nami nie zaszło nic znaczącego i nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań. Czemu więc tak bardzo denerwował mnie fakt, że posiadała tego typu relację? Nie mam pojęcia, ale wiedziałem za to, że nie mogę zachować się jak skończony dupek. Chciała, bym po nią przyszedł, w dodatku czuła się źle, więc powinienem zrobić cokolwiek, by ją jakoś pocieszyć albo chociaż powiedzieć, że wcale nie wypadła na aż tak wielką szmatę. Prawdopodobnie nie byłem świadomy, jak wiele dziwnych rzeczy działo się w murach tego zamku. Posiadanie sex frienda na pewno nie było niczym niespotykanym. - Podobno czas leczy rany, więc jak ochłoniecie, po prostu ze sobą pogadajcie – stwierdziłem i wzruszyłem ramionami. Jak dla mnie sprawa była prosta. Ludzie potrzebowali przerw w relacjach, by przemyśleć pewne sprawy, ostudzić emocje, odpocząć od towarzystwa tego drugiego człowieka. Wtedy jakoś tak wszystko się lepiej układa w głowie, przychodzą pomysły na rozwiązanie wszelkich problemów i konfliktów, zaczyna się odrobinę tęsknić, a potem szybko się wraca. – O ile nie powiedzieliście sobie czegoś naprawdę mocnego, jak dla mnie powinno wypalić – dodałem i kiwnąłem głową na potwierdzenie tych słów. A potem zamilknąłem, bo nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym jej powiedzieć. Włożyłem ręce w kieszenie spodni i stałem w dosyć niepewnej pozycji, tłumiąc w sobie to irytujące uczucie, jakby mnie ktoś dźgał od środka.
- Jeśli mam być szczera, to za bardzo nie pamiętam - podrapał się po głowie i powoli ruszyła w stronę zamku. Miała nadzieje, że chłopak pomimo wszystko będzie towarzyszył jej w drodze do Hogwartu i nie będzie musiała czuć się, jak jakiś skazaniec. Przeczuwała, że być może tym spotkaniem przekreśliła wszelką relację, jaka pomiędzy nimi powstawała, ale wiedziała, że nie może kazać mu coś do siebie czuć, szczególnie po tym co tutaj zaszło. Sama nie wiedziała co robić. Czuła strach, żal, smutek i niepokój, niepokój o to, jak on będzie postępował w stosunku do niej. Nagle poczuła dziwny ból serduszka, który promieniował na cały organizm. Czy to tak czuli się ludzie, którzy prawdopodobnie stracili kogoś bliskiego. Uświadomiła sobie, że brzmi trochę, jakby chłopak miał całkowicie zniknąć z jej życia, być może nie było to do końca możliwe, jednak odsunięcie się od niej nie było czymś trudnym. Szczególnie że przez większość roku się nie poznali, a Devi nie pamiętała, by Calum chociaż raz mignął jej na korytarzu czy nawet w Pokoju Wspólnym Krukonów. - To nie chodzi o to. Po prostu chciałam to zrobić polubownie i dalej się przyjaźnić, przecież seks był tylko dodatkiem i to nie za częstym. To nie tak, że zawsze to robiliśmy, a właściwie przez ostatnie trzy miesiące całkowicie, zero, null, cero. A chciałam mu powiedzieć, że nie ma na co liczyć już całkowicie. No i wyszło jak zawsze, zresztą, powtarzam się. - znów zmarszczyła nos i spojrzała na chłopaka, który to teraz szedł obok niej. Spochmurniał i wydawał się być jakiś przygnębiony. Powiadają, że kobiety mają naturalną intuicję, jednak Devi ten dar nie był dany. Nie żeby była jakiś emocjonalnym kamieniem albo inną materią bez uczuć, jednak czasem dość ciężko przychodziło jej myślenie. - No, ale widzę, że coś jest nie tak. Coś Cię trapi? - spytała całkowicie nieświadoma powodu przez który chłopak, aż tak zmarkotniał. Spodziewała się, że ona może być powodem zmiany humoru, no ale żeby aż tak.
Nie wiedziałem w sumie, co jej powiedzieć. Nie miałem pojęcia, co powinienem, a czego nie powinienem czuć w tej chwili, a już w szczególności nie miałem pojęcia, jaką postawę obrać wobec samej Devi, która w tej chwili zwierzyła mi się ze swojego problemu, który tak jakby zburzył część mojego poglądu na jej osobę. Co miałem z tym zrobić? Nie miałem ani ochoty, ani czasu na to, żeby się nad tym zastanawiać. Powoli ruszyliśmy w stronę zamku i z każdym kolejnym krokiem oraz słowem Krukonki, coraz bardziej skłaniałem się ku kompletnemu olaniu tej sprawy. Niech się dzieje co chce. Na jej pytanie wyłącznie wzruszyłem ramionami. Nie miałem jej nic do powiedzenia w tym temacie i w tamtej chwili brak mi było pomysłów na jakiekolwiek pociągnięcie rozmowy. Zdecydowałem się więc na szczerość. - Po prostu... trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałem - powiedziałem, spuszczając wzrok i marszcząc brwi. Później parsknąłem śmiechem, bo moje słowa musiały brzmieć naprawdę żałośnie. - Dobra, zapomnij, nie było tematu - dodałem, kręcąc głową.
- Uhh, przepraszam. - powiedziała jeszcze i na tym skończyła. Przez resztę drogi tylko milczała wsłuchując się w powoli cichnące odgłosy Hogsmade, które chowało się powoli za horyzontem i wpatrując się w powoli wyłaniający się przed nimi obraz Hogwartu, który to mienił się milionami świateł i światełek. Wcześniej nie dostrzegała piękna zamku, wydawało jej się, że jest to zwykła placówka, miejsce, w którym mamy nabyć podstawową wiedzę i trochę pomieszkać i mówiąc szczerze, nigdy nie rozumiała zachwytów ludzi, którzy mieszkali tutaj od siedmiu lat. Przecież wszystko może się człowiekowi znudzić. Jednak tego wieczora zrozumiała. Zrozumiała, dlaczego oni tak bardzo kochają te zimne ściany, te piękne błonie i jezioro. Szkoła budziła zachwyt, ale i szacunek. Ponoć artyści są wyjątkowo wrażliwi na piękne rzeczy, a Devi dopiero teraz dostrzegła tak oczywistą rzecz. Przy samej bramie postanowiła jeszcze coś powiedzieć i pójść w swoją stronę, schować w jednej z babskiej łazienek i zapłakać się na śmierć. Zaczynała czuć upokorzenie, a przecież sama je sobie zgotowała. Najwyraźniej jej przeznaczeniem było życie w samotności. - Przepraszam, że zawracam Ci głowę swoimi problemami, nie powinnam. - powiedziała przybita wyrzutami sumienia i ruszyła dalej w stronę zamku.
Nie chciałem, żeby tak wyszło. To nie tak, że przestało mi nagle zależeć na Devi, bo nie mogłem tego powiedzieć (chociaż co do tych uczuć również nie byłem pewny). Po prostu... Wyobrażałem sobie to wszystko nieco inaczej. Jakoś tak miałem nadzieję, że słowa Lotty były nieprawdą, jednak myliłem się, a Hudson znów miała rację. Poza tym Devi sama dała mi do zrozumienia, jaki posiada stosunek do znajomości z chłopakami - może nie powinienem się tym przejmować, ale musiałem przyznać, że delikatnie mnie to zabolało. Nie chciałem być którymś z kolei przyjacielem tego typu. Nie chciałem zostać wykorzystany w żaden sposób, nie mogłem na to pozwolić. - Nie przepraszaj - Tylko tyle zdążyłem powiedzieć, ponieważ dziewczyna odwróciła się i ruszyła drogą w stronę zamku. Jednak ja sam nie miałem ochoty iść za nią. Ten jeden raz postanowiłem zachować się źle jako przyjaciel i zamiast na niej, skupiłem się na samym sobie. Ruszyłem w drugą stronę. Wykonawszy trzy kroki, obróciłem się na pięcie i teleportowałem się do Londynu.
/zt
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie miał pojęcia czemu ludzie dalej ufają mu do tego stopnia, że pozwalali mu na chociażby dotykanie różdżki w ich obecności. Leonardo mógł być niesamowicie lojalnym przyjacielem, ale z magią miał na pieńku i częściej mu nie wychodziło, niż wychodziło. Miał wrażenie, że te zakłócenia magiczne tylko potęgują braki w umiejętnościach, przez co prezentował się o wiele gorzej od innych zaniepokojonych czarodziejów. Ostatecznie udało mu się w miarę uratować Pandę, chociaż widział u niej pewnego rodzaju niechęć do tych żałosnych prób. Normalnie pewnie by się zdenerwował sam na siebie, ale tym razem wszystko łagodził fakt, że Krukonka zalewała się łzami. Gryfon trzymał ją za rękę, pozwalając aby wspierała się na nim, w razie gdyby zraniona stopa nie dawała spokoju. Wydostali się z Hogwartu dość szybko i na całe szczęście nie wpadli na żadnego pracownika placówki. Na zewnątrz było zimno i wiał nieprzyjemny wiatr, co zapewne oboje dotkliwie odczuwali - on miał jedynie bluzę, a ona kurtkę. Leo zanotował sobie, żeby zaopatrzyć się w jakieś grubsze ubrania, chociażby na tego typu okazje. Wcale nie wymuszał rozmowy, nie wiedząc czy Padme ma ochotę na dalsze zwierzanie się bądź dyskutowanie. - Ach, polecam się - uśmiechnął się wesoło. Chyba trochę przyzwyczaił się do jej humorków, ponad wszystko pamiętał jak głupio się kiedyś zachował. Cieszyło go, że dali radę z Padme zostawić to w przeszłości i nie chciał psuć sobie w żaden sposób ich relacji. - W sumie to dobrze. Zmieniłem pracę, w końcu robię coś poza noszeniem pudeł w Miodowym Królestwie - jestem barmanem w klubie Luna - wyjaśnił, z odrobiną dumy w głosie. To był dobry lokal, całkiem prestiżowy, a od pracowników wymagano sporo umiejętności. Vin-Eurico sam doszedł do wniosku, że może nawijanie o pracy nie jest takie istotne. - Serio dobrze. Mam mieszkanie, mam Ezrę... - i poszedł w jeszcze gorszym kierunku, zaraz odchrząkując cicho i porzucając ten temat. Po tych nowinkach, które krążyły po szkole, zupełnie nie wiedział jak z @Padme A. Naberrie rozmawiać. - Lepiej powiedz co u ciebie, bo słyszałem różne plotki.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Chociaż trzymanie Leonarda za rękę było dla mnie z początku bardzo nieswoje, po jakimś czasie przestałam nawet zwracać na to uwagę. Szło - utykało - mi się całkiem wygodnie, jednak mniej więcej za bramą szkoły musiałam przystanąć. Nie zamierzałam się skarżyć na ból, nawet jeśli wiedziałam, że Gryfon zna mnie całkiem dobrze i wprost wyczyta to z mojej miny. Z niewiadomych przyczyn chciałam w jego oczach wyglądać na silną i niezależną, która radzi sobie doskonale sama, i pewnie by mi się udało, dopóki nie przeszliśmy do najmniej wygodnego ze wszystkich tematu. Nawet informacja o jego związku z Ezrą niespecjalnie mnie ruszyła, bo życzyłam im szczęścia - nawet jeśli bardzo biło to w moje damskie ego. - Brzmi nieźle, ale chyba nie na stałe, prawda? - Spytałam spokojnie, spierając obie ręce na swoich biodrach. Zadzieranie głowy, by spojrzeć na jego twarz, zawsze mi przeszkadzało i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Pomimo mojego wysokiego, jak na kobietę, wzrostu czułam się przy nim jak krasnoludek, zaś uczucie, że spogląda na mnie "z góry" było niezbyt przyjemne. - Niedługo skończymy szkołę i co wtedy? Bez obrazy, ale barman nie jest najambitniejszym zawodem. Stać cię na więcej, Leo. - Nie byłam ani niemiła ani złośliwa, tylko stwierdzałam oczywisty fakt. - No i barmani czasami wpadają w alkoholizm. Szkoda takiej twarzy. - Dodałam żartobliwiej, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Potem znowu odwróciłam wzrok, uśmiechając się pod nosem. - O których plotkach mówimy? - W sekundzie poczułam jak uczucie złości niemal rozlewa się po moim ciele, skutecznie podnosząc mi ciśnienie. Od zawsze brzydziłam się plotkami, słuchaniem ich, a teraz jak na ironię przez pewien czas byłam ich główną bohaterką. - O tym, że zostawiła mnie gwiazdeczka ślizgońskiej drużyny, że miałam depresję, próbowałam się zabić, czy o tym, że Ruth zostawiła mnie bez słowa? Całkiem sporo w ostatnim czasie się nasłuchałam, więc muszę zweryfikować, czy jest coś nowego. - Westchnęłam teatralnie, jak aktorka rozpowiadająca plotki na swój temat, tylko po to, by się nią zainteresowano.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie miał problemu z tym, żeby sobie na chwilę przystanęli - to jest, było zimno, ale skoro Padme potrzebowała postoju... Nie wiedział, że czuje potrzebę prezentowania siebie jako niesamowicie niezależnej i ogólnie super silnej osoby; dla niego po prostu taka była, nawet jeśli widział ją płaczącą czy utykającą. Leonardo zawsze preferował szukanie dobra w drugim człowieku, bywał stanowczo zbyt naiwny i doskonale o tym wiedział. - Niee, raczej nie... Ale to lubię, więc na chwilę obecną bardzo mi pasuje - odparł, czując dziwny niepokój w klatce piersiowej. Słowa Naberrie były zbyt trafne i to go troszkę bolało. Nie chciał myśleć zbyt przyszłościowo, zawsze był typem, który musiał martwić się o błędy popełniane już teraz. Zaśmiał się cicho na wzmiankę o alkoholizmie, zanotowując w pamięci, że to mu raczej nie grozi, bo przecież jest w związku z naczelnym abstynentem Hogwartu. Niby nic, ale jednak coś. Leo odpłynął odrobinkę myślami i drgnął gwałtownie, kiedy Krukonka nagle zmieniła swoje nastawienie. Znowu jej wysłuchał, chociaż widać było, że kończy mu się cierpliwość. Lubił ją, pewnie, nie chciał znowu spieprzyć, pewnie... Ale na Merlina, nie musiał jej pomagać. - Tak, właśnie tych. Paddie, słoneczko, jeśli jeszcze raz wylejesz na mnie swoją frustrację, to się zdenerwuję - poinformował ją względnie spokojnym tonem. Gestem zachęcił ją, żeby ruszyli w dalszą wędrówkę; poważnie się zastanawiał, czy jej trochę nie ponieść. Rzecz w tym, że dla niego nie byłoby to problemem. - Więc? - Dopytał, chcąc sprawdzić czy Padme w ogóle chce poruszać te tematy, czy też woli je przemilczeć. Gryfon miał ogromne doświadczenie w radzeniu sobie z ludźmi, którzy nie chcieli nic o sobie zdradzić.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Zdawkowa odpowiedź mi się wcale nie podoba. Domyśliłam się niemal od razu, że chyba trafiłam w sedno, niemile łechtając męskie ego Vin-Eurico, ale nie wracam o tego tematu - najwidoczniej nie chciał go kontynuować. Nie wiedzieć czemu wpadam na świetny pomysł, by uśmiechnąć się nadzwyczaj promiennie, wspinając się na palce. Spieram dłonie na ramionach chłopaka i niewiele myśląc, stwierdzam bez cienia zażenowania: - Nie umiesz się na mnie gniewać. I nigdy nie umiałeś. - Musiał się z tym pogodzić, bo nie znaliśmy się przecież od dzisiaj, więc nie widziałam powodu, dla którego miałabym uwierzyć w tak nagłą zmianę. Miał dobre serce i jakimś cudem nerwy ze stali, dlatego jeśli nie zabił mnie ani wtedy, gdy byliśmy parą, ani wtedy na festynie, ani nawet na wspólnej wycieczce po Malediwach, to chyba jedynie zamieszanie się w jego związek byłoby powodem do chowania urazy. Wreszcie ruszyłam dalej, nieco wyprzedzając Leo. - Cóż, z tym chłopakiem nie łączyło mnie nic. W zasadzie miało się skończyć na jednej, przyjemnej nocy, a potem zbyt dużo sobie wyobraziłam najwidoczniej lub on był tchórzem. Zaczął mnie unikać bez powodu, a wcześniej podarował mi kota, super, prawda? Zawsze chciałam kota, ale niekoniecznie od kogoś, kogo chciałam zabić. Poza nim był jeszcze jeden, właściwie był w tym samym czasie. Tym razem to on wyobraził sobie za dużo, wyznał mi miłość prawie od razu, a potem dziwił się, że się nie odzywam. Wyobraź sobie moją minę jak okazało się, że został asystentem w naszej szkole. - Zaczęłam więc swoją opowieść z mchu i paproci, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. - Nie miałam depresji, bardziej załamanie nerwowe. Zebrało się kilka nieprzyjemnych rzeczy na raz, ojciec uznał, że zabierze mnie do Walii. Próbował podawać mi jakieś leki, ale systematycznie je wyrzucałam, bo musiałam uporządkować sobie wszystko sama. Zniknęłam na jakiś czas, nauczyciele o tym wiedzieli. Nie miałam ochoty na jedzenie ani gotowanie, więc możesz sobie wyobrazić jak kiepsko było. A potem, jak wróciłam, dowiedziałam się o rzekomej próbie samobójczej. - Przystanęłam na kilka sekund, posyłając chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie. - Żeby nie było, nie próbowałam się zabić. - A następnie ruszyłam dalej, chociaż kilka metrów dalej skapitulowałam, wystawiając w stronę Gryfona ręce. Nie czułam stopy, musiał mnie ponieść. - Dowiedziałam się też od osób trzecich o wyjeździe Ruth i to chyba zabolało mnie najmocniej. Nie dała znać, nie zostawiła mi listu. Nie wiem co się stało i czemu wyjechała, chociaż pewne osoby próbowały mi wmówić, że byłam złą przyjaciółką i dlatego się nie odezwała. - Przykra była świadomość, że osoba, którą uważałam za przyjaciółkę, chyba niezbyt poważnie traktowała naszą relację. Chociaż sama byłam nie fair, nie mówiąc jej osobiście o swoim wyjeździe w rodzinne strony, tak przynajmniej dałam jej znak życia. - Zostawiła mnie bez słowa akurat wtedy, kiedy potrzebowałam jej najbardziej. Nie wiem czy będę w stanie jej to wybaczyć, jeśli wróci. - Nie rozklejam się, jednak czuć w moim głosie rozgoryczenie i żal. Nie ukrywam też tego specjalnie, skoro zdecydowałam się na poważną i szczerą rozmowę. - Była jeszcze jedna plotka, niemiły przytyk, nie wiem jak to nazwać. - Podejmuję temat ponownie, mimo, że nie jestem pewna czy powinnam poruszać tę kwestię. - Po powrocie spotkałam się z głosami, że chyba jestem całkiem beznadziejna, skoro mój były chłopak spotyka się z chłopakiem. - Wzdycham, zawieszając głos. Nawet nie wiem jak zacząć, by brzmieć sensownie i rzeczowo. - Faktycznie, poczułam się dziwnie ze świadomością, że rozdzielałam was na festynie, kiedy wam odwaliło, a teraz kochacie się nad życie i jesteście parą. Z perspektywy kobiety jest to lekka ujma na honorze, ale Leo, żeby nie było, nie życzę wam źle. Cieszę się z waszego szczęścia, jakkolwiek absurdalnie brzmi to z ust byłej dziewczyny. Kiedyś miałam wrażenie, że ty jesteś moim jedynym i tak pozostanie, bo cię bardzo kochałam i nie sądziłam, że popieprzy się tak w moim życiu, później nawet myślałam, że uda nam się do siebie wrócić, ale najwidoczniej gdzieś tam czeka na mnie inny książę. Leo, obiecaj mi, że nie zranisz ani siebie ani Ezry, dobrze? - Odczuwam ulgę, gdy wreszcie mogłam wyrzucić to wszystko z siebie, co tak długo tłumiłam i odnoszę nawet wrażenie, że mój monolog ostatecznie oczyści atmosferę między nami, poprawiając dotychczas zdystansowaną relację. - Zawsze możesz na mnie polegać. - Dodaję jeszcze, by po chwili zrobić z siebie śmieszka roku: - Zresztą, całkiem mu zazdroszczę. Ze wszystkich facetów, z którymi się spotykałam, masz najmilsze usta. I żeby tylko usta... - Udaję poważną, chcąc sprawdzić reakcję Gryfona, ale nie wytrzymuję długo; na mojej twarzy szybko pojawia się rozbawiony grymas, choć wcale nie kłamałam.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
To nie było po prostu urażenie ego, to było solidne zachwianie opinią Leo. Kiedy przychodziła taka potrzeba, to potrafił odsunąć na bok martwienie się o zdanie innych - tak postąpił w sytuacji, w której nagle zmienił orientację. Mimo wszystko zależało mu na opiniach ludzi, których towarzystwo sobie cenił, a Padme chcąc nie chcąc dalej zaliczała się do tego grona. Gryfon posiadał dość niską samoocenę i w sytuacji gdy ktoś posądzał go o brak ambicji i deprymował to, co sprawiało mu przyjemność... cóż, zdawkowa odpowiedź to i tak niezły sukces. Było coś niechętnego w spojrzeniu, którym obrzucił Krukonkę, kiedy się na nim wsparła; szybko to zamaskował, kładąc dłonie na jej talii i delikatnie ściągając ją na bok. - Ale umiem gniewać się przez ciebie - zauważył, podążając za nią w milczeniu. Pozwalał się Naberrie wygadać, sam próbował pozostać skupionym. Wbrew pozorom wcale nie było dziwnie słuchać o jej związku z kimś innym - nawet trochę jakby odetchnął z ulgą. Prawdę mówiąc nie wiedział nawet, że Krukonka miała takie problemy... Błyskawicznie obarczył się winą za to, że nie dopytywał i nie pielęgnował ich relacji. Uśmiechnął się łagodnie na ten niemalże dziecięcy gest i oczywiście podniósł Padme, przyciskając ją do klatki piersiowej w stabilnym uchwycie. Nawet się nie zastanawiał jak dziwnie musieli wyglądać, w ten sposób przemierzając drogę do Hogsmeade. - Z tego co słyszałem, sama miała jakieś problemy i dlatego tak szybko wyjechała - mruknął w temacie Ruth, nie stając za mocno po jej stronie. Wiedział, że Ezra dalej tęskni za swoją najlepszą przyjaciółką i wcale go o to nie winił, ale chyba wszyscy potrafili zrozumieć, że dorosła Wittenberg próbuje poradzić sobie z nowościami w życiu najlepiej jak tylko potrafiła. Vin-Eurico w ogóle nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby ona nie wrócić. Wydał z siebie ciche "hmmm?", zapewniając tym samym ciemnowłosą, że dalej jej słucha. Kiedy subtelnie dopytywał wcale nie spodziewał się takiego monologu... - Co? - Wyrwało mu się i odruchowo przystanął, cudem powstrzymując się od puszczenia Krukonki. Zamiast tego przytrzymał ją jeszcze mocniej, zaciskając szczęki i pozwalając, żeby kontynuowała swoją wypowiedź. - Że jesteś... co... ujma na honorze? - Zupełnie go zatkało i chociaż w głębi serca czuł, że Naberrie nie ma złych intencji, to zaczynał się poważnie denerwować. Nie chciał słuchać takich rzeczy i nie wierzył, że wpadła na to, że poinformowanie go o czymś takim to dobry pomysł. Próbowała go zapewnić, że wspiera jego decyzje, ale robiła to po prostu źle i ćwierćolbrzym nie potrafił na to inaczej patrzeć. Czuł się urażony tym, że jej było dziwnie, że w jakiś sposób zraniło to jej honor, że miała czelność mu o tym powiedzieć, jak gdyby go obwiniała. Ruszył dalej, nagle nie pragnąc niczego tak mocno jak powrotu do własnego mieszkania. Wrażenie Padme z pewnością było błędne, bo Leonardo nie był w stanie skoncentrować się na niczym tak, jak na tym aby po prostu się nie wkurwić. Ta prośba o obietnicę... cóż, to było za dużo. - Nie muszę nic obiecywać. Nie zraniłbym kogoś, kogo kocham. Odruchowo przyspieszył, kolejne słowa Krukonki kwitując piekielnie beznamiętnym "dzięki". Miał dość.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Kiedy kończę mówić, uzyskując w zasadzie brak jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi, jeszcze raz na szybko wertuję to, co powiedziałam. Z mojego punktu widzenia nie zrobiłam nic złego i wierzyłam w to, że jeśli Leonardo mnie naprawdę dobrze zna, to przypomni sobie jak niewyparzony język potrafiłam mieć oraz jak czasami źle dobierałam słowa do pewnych sytuacji. Mój punkt widzenia jednak był lekko ograniczony w dniu dzisiejszym, przy tym nieprzewidzianym spotkaniu, dlatego też zdążyłam zapomnieć o niskiej samoocenie chłopaka. Swoją drogą, nigdy nie potrafiłam zrozumieć podłoża tejże samooceny: wydawałoby się, że ze wszystkich przedstawicieli płci męskiej w szkole, on akurat najmniej powinien się o nią martwić. Wyczułam jego złość, szczególnie wtedy, gdy przycisnął mnie do siebie o wiele za mocno, więc w naturalnym odruchu obronnym wierzgnęłam, odsunąwszy się do tyłu. - Postaw mnie na ziemi. - Żądam, a kiedy moje stopy z powrotem stykają się z podłożem, poprawiam ubranie. Wzdycham, spoglądając z dołu na chłopaka. - O co ci chodzi? - Nie oczekuję odpowiedzi, bo chyba bardzo dobrze - teraz - wiem co się stało. Wzdycham po raz kolejny, setny, a nawet milionowy, łapiąc się dłonią za przegub nosa pomiędzy brwiami, co było jednoznacznym gestem pokazującym moje zdenerwowanie. Zawsze tak robiłam. - No dobrze. Od początku, źle dobrałam słowa, przepraszam. Spróbuj się jednak postawić na moim miejscu, gdy nagle wpadasz w środek jebanego trójkąta bermudzkiego złożonego ze steku bzdur i wyssanych z palca plotek, kiedy właściwie nie masz pojęcia co ze sobą zrobić i czy zamknięcie w walijskim szpitalu nie było najmądrzejszym posunięciem tego roku. Spróbuj też sobie wyobrazić sytuację, kiedy rozstajesz się z Ezrą, którego kochasz, a ktoś sugeruje ci, że chyba jesteś beznadziejny i wszystko to, to twoja wina. Z pewnością nie czujesz się przyjemnie i nie masz kurwa pojęcia o co właściwie chodzi. - Coraz ostrożniej dobieram słowa, chociaż teraz już sama nie wiem czy cokolwiek co powiem nie zostanie odebrane jak atak. Mimo to mój ton był spokojny, opanowany i łagodny, nawet jeśli właśnie byłam wkurwiona i miałam ochotę rzucić się komuś do gardła. - Cieszę się, że ułożyłeś sobie życie i ci się układa. Nigdy nie wątpiłam w to, że bardzo dużo osiągniesz, szczególnie z osobą, która cię wspiera. I tyle. Moje słowa nie miały na celu urażenia ani ciebie ani Ezry. Przykro mi, że to tak odebrałeś. - Kończę, bo nie mam ochoty i siły na wojnę stulecia, a potem odwracam się na pięcie i idę w kierunku wioski, nie odwracając się nawet za siebie. Nie liczę na odpowiedź, w zasadzie liczę teraz chyba tylko na szybką śmierć od avady, bo znowu czuję się o wiele gorzej, niż nawet przed samym incydentem w łazienkach.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Bez zastanowienia wykonał polecenie Padme, nie potrafiąc w tej chwili pamiętać o jej zranionej stopie. Było mu lodowato i to tylko potęgowało nieprzyjemne emocje, które nim targały. Wpatrywał się w ciemnowłosą ze złością, pokazując jej jak bardzo go uraziła. To było nietaktowne i nieprzyjemne, a on nie widział sensu w tolerowaniu tego "niewyparzonego języka". Nie czekał wcale na przeprosiny, raczej miał nadzieję, że skończą zabawę w zwierzanie się i tyle. Pomógł jej, byli już właściwie w Hogsmeade i do kamienicy miała bliziutko. Zresztą, miała jego ulubione buty (w rozmiarze mini...)! - Te plotki są takie ważne? - Prychnął z niedowierzaniem, bo to był właśnie ten moment, w którym nie rozumiał przejmowania się zdaniem innych ludzi. Nie sądził, żeby bliscy Padme mówili jej tak przykre rzeczy, więc czemu przykładała wagę do słów obcych? I skąd w ogóle to zainteresowanie? Hogwart, gigantyczna szkoła... a wszyscy plotkowali o niej i jeszcze informowali ją o tym bezpośrednio? Leo nie kojarzył nawet jednego artykułu Obserwatora głoszącego o jej historiach. - Padme, do cholery, zerwaliśmy prawie rok temu. Z całym szacunkiem, ale nie masz nawet najmniejszego związku z tym, z kim teraz jestem. Nie rozumiem czemu tak przywiązujesz wagę do idiotycznych oszczerstw, ale szczerze? Nie chciałem tego słyszeć. - To nie było ukrywanie emocji, to było zachowanie dla siebie krzywdzącej informacji, która nie miała możliwości przynieść niczego dobrego. Prawdę mówiąc była po prostu zbędna i jej jedynym celem mogło być zranienie Vin-Eurico. - Mi też jest przykro, bo najwyraźniej dalej nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać. Szli kawałek dalej w tym samym kierunku, ale chłopak nawet nie myślał o tym, żeby pociągnąć rozmowę dalej. Poddenerwowany i zaniepokojony nie przejmował się ani kurtką ani butami, żegnając się z Padme jedynie krótkim spojrzeniem. Wbiegł do swojej kamienicy, ale zanim poszedł na górę to jeszcze obejrzał się upewniając, że ona również trafiła do siebie. To chyba nie był ich wieczór...
Fascynacja i radość z przebiegu zdarzeń były nie do opisania. Kobieta mojego życia po raz pierwszy od wieków ciągnęła do mnie z własnej woli, a ja bałem się to spierdolić. Wyszliśmy z baru, a ja wciąż nie mogąc się jej oprzeć pozwalałem na jej pocałunki i zaczepki, aż w końcu opuściliśmy miasteczko i wylądowaliśmy na drodze, która miała swój koniec przy hogwarckiej bramie. Stanąłem przed dylematem - najbardziej na świecie chciałem ją chwycić i teleportować się wprost do mojego mieszkania. Wiedziałem jaki byłby finał i chociaż bardzo tego pragnąłem to miałem pewne opory, bo gdzieś podświadomie czułem, że w życiu nie wybaczyłaby mi tego, że skorzystałem z jej alkoholowej niedyspozycji. Z drugiej jednak strony miałem świadomość, że jeśli ją odprowadzę to najprawdopodobniej stracę jedyną moją szansę. W końcu poczucie moralności wzięło górę nad dziką namiętnością, którą pałałem. Wiedziałem, że istota tak do cna wyjątkowa jak Lilah zasługuje na specjalnie traktowanie, a nie na znalezienie się po pijaku w łóżku swojego byłego chłopaka, który bez wątpienia miał swoje za uszami. Wpiłem się w jej usta po raz ostatni, z pożądaniem i stanowczością, nie przejmując się zimnem czy późną porą. Wiedziałem, że taka okazja może się nie powtórzyć, więc starałem się zapamiętać jak najwięcej, zaczerpnąć z tego wszystko co najlepsze. - Chyba powinienem cię odprowadzić - powiedziałem cicho, wręcz smutno, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy. Nie byłem gotowy na kolejną rozłąkę.