Ta droga prowadzi od Hogsemade aż do hogwarckiej bramy. Jest dość szeroka, by z łatwością zmieściły się powozy przywożące uczniów ze stacji kolejowej. Na jej powierzchni widać lekkie wgniecenia od kół, zapewne z okresów gdy już we wrześniu psuła się pogoda i nowy rok rozpoczynał się wyjątkowo deszczowo, przekształcając drogę w wielką rzekę błota. Uczniowie chodzą tędy zawsze do wioski, co zajmuje im około dwudziestu minut.
Podczas podróży przez ścieżkę masz możliwość natknięcia się na uczniów pobierających przede wszystkim galeony od pozostałych uczestników życia w czarodziejskiej szkole. Nikt nie wie, kiedy dokładnie pełnią swoją wartę, niemniej jednak jest to zależne przede wszystkim od Twojego szczęścia. Zaleca się zatem trzymania w minimum trzyosobowej grupie, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by iść samemu - jeżeli posiada się odpowiednie ku temu umiejętności.
Aby dowiedzieć się, czy na Twojej drodze stanęli skorzy do bijatyki uczniowie, rzuć kostką.
Spoiler:
1, 2, 3, 5 - całe szczęście, tego dnia podróż wzdłuż ścieżki nie przyniosła Ci żadnych przykrych sytuacji. Pech postanowił Cię odpuścić - na jak długo - niestety nie byłeś w stanie stwierdzić. 4, 6 - swobodna przechadzka? Skądże - na Twojej drodze stają właśnie oni - wymagający pieniędzy, byś mógł w spokoju odejść. Jeżeli nie chcesz wdawać się w żadną bójkę, możesz zapłacić odpowiednią kwotę - zależną od ich humoru. Wówczas musisz rzucić jeszcze raz literką; A oznacza liczbę 1, B oznacza liczbę 2 - i tak po kolei. Następnie mnożysz liczbę przez pięć, odnotowując stratę w odpowiednim temacie. Jeżeli jednak nie możesz zapłacić wymaganej kwoty (przykładowo posiadając mniejszą ilość galeonów), musisz przejść do opcji walki.
Zasady
1. Walka opiera się z początku na wylosowaniu zaklęcia, z którego będziesz korzystać. Odruch ten jest normalny, naturalny, w związku z czym postanowiłeś użyć pierwszego czaru, który przyszedł Ci do głowy, by móc się obronić, gdy próba przekonania uczniów w żaden sposób nie zadziałała.
Spoiler:
A - Acusdolor (zaklęcie żądlące - 0 pkt z OPCM) B - Bombarda (zaklęcie niszczące powierzchnie - 0 pkt z OPCM) C - Conjunctivis (zaklęcie oślepiające ofiarę - 5 pkt z OPCM) D - Drętwota (zaklęcie oszałamiające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) E - Expelliarmus (zaklęcie rozbrajające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) F - Furnunculus (zaklęcie powodujące pojawienie się białych krost oraz piekących bąbli - 0 pkt z OPCM) G - Rictumsempra (zaklęcie powodujące nagły skurcz mięśni - 0 pkt z OPCM) H - Obscuro (zaklęcie powoduje pojawienie się u przeciwnika czarnej opaski - 3 pkt z OPCM) I - Relashio (zaklęcie powodujące wypłynięcie z różdżki strumienia ognia - 0 pkt z OPCM) J - Jęzlep (zaklęcie powodujące przyklejenie się języka do podniebienia ofiary - 0 pkt z OPCM)
2. Następnie rzucasz trzema kostkami odpowiadającymi za technikę użycia zaklęcia. Ważne współczynniki odgrywają tutaj przede wszystkim wymowa, ruch nadgarstkiem oraz szczęście. Sumując wynik, możesz dowiedzieć się, jak dokładnie podziałało Twoje zaklęcie i czy odniosło jakikolwiek skutek.
Spoiler:
3 - 7 - kompletna porażka, podczas której zaklęcie odbiło się rykoszetem w Twoją stronę pod wpływem Protego. W zależności od wylosowanego wcześniej czaru, zmagasz się z poszczególnym efektem aż do następnego posta; obrażenia natomiast są stałe i prędzej czy później będą wymagały uleczenia przez pielęgniarkę. 8 - 13 - po części dobrze go użyłeś, po części jednak zmagałeś się głównie ze swoim brakiem szczęścia lub odpowiedniej techniki - rzuć jeszcze raz kostką, by dowiedzieć się o ostatecznym wyniku działania zaklęcia. Parzysta - gratulacje, udaje Ci się prawidłowo zastosować czar na jednym z uczniów, odnosząc tym samym częściowe zwycięstwo; to jednak nie jest koniec Twoich działań. Nieparzysta - niestety, zaklęcie to nie jest ewidentnie Twoją mocną stroną, w związku z czym trafia rykoszetem prosto w Twoją stronę. Na szczęście jest osłabione, w związku z czym nie zmagasz się aż nadto ze skutkami tejże nieprzyjemnej sytuacji. 14 - 18 - udaje Ci się bez problemu wyprowadzić czar, w wyniku czego trafiasz jednego z uczniów i powodujesz u niego poszczególny efekt.
3. Wygrana wymaga dziewięciu prawidłowych trafień w stronę przeciwnika. Każdy z uczestników pojedynku posiada po trzy życia, o których informuje w podanym poniżej kodzie. Utrata wszystkich z nich powoduje jednocześnie wyłączenie z walki w postaci nadmiernej ilości obrażeń lub utraty przytomności. Nie można na niej zastosować Rennervate ani pozostałych zaklęć uzdrawiających, tak samo na pozostałych uczestnikach pojedynku - dodatkowo jest zobowiązana do napisania jednego posta w gabinecie pielęgniarki.
4. Każde dziesięć punktów z Zaklęć i OPCM uprawnia do przerzutu jednej z trzech kostek, w zależności od własnego wyboru. Przerzuty obowiązują podczas całej rozgrywki oraz nie resetują się wraz z kolejną kolejką.
5. Mistrz Gry oraz nauczyciele mają prawo do ingerencji w wątek w zależności od własnych preferencji oraz zastosowania odpowiednich kar za udział w pojedynku.
6. Pod koniec swojego posta należy zamieścić stosowny kod.
Spoiler:
Życia:٭ ٭ ٭ Rzucone zaklęcie: [url=Nazwa zakl%C4%99cia]Nazwa zaklęcia[/url] Statystyka z Zaklęć: Liczba punktów w kuferku Wykorzystane przerzuty: Wykorzystane przerzuty Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście: [url=kostka, kostka, kostka]kostka, kostka, kostka[/url] Obrażenia: Tutaj wpisz Życia przeciwników:٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭
Kod:
<og>Życia:</og> [size=18]٭ ٭ ٭[/size] <og>Rzucone zaklęcie:</og> [url=]Nazwa zaklęcia[/url] <og>Statystyka z Zaklęć:</og> Liczba punktów w kuferku <og>Wykorzystane przerzuty:</og> Wykorzystane przerzuty <og>Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście:</og> [url=]kostka, kostka, kostka[/url] <og>Obrażenia:</og> Tutaj wpisz <og>Życia przeciwników:</og> [size=18]٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭[/size]
7. W przypadku wygranej otrzymujecie nagrodę w postaci 150g (do podziału) oraz losowy przedmiot z poniższej listy - należy rzucić literką.
Spoiler:
A - Magiczny Flet B - Kompas Miotlarski C - Amulet Uroborosa D - Rozmach Grubej Damy E - Fałszoskop F - Jedno użycie Felix Felicis G - Światełko Dźwiękowe H - Smocza Zapalniczka I - Model Smoka J - Kryształowa Kula
8. W przypadku przegranej tracicie po 150g do podziału od każdej z osób.
Robiło się coraz goręcej. Miała ochotę na kąpiel w jeziorze, ale na wszystko przyjdzie czas. Nie można korzystać z życia zbyt zachłannie, bo źle to się może skończyć. Zsunęła z nadgarstka gumkę i związała nią włosy, eksponując przy okazji atrakcyjną szyję. Chyba pierwszy raz zdarzyło jej się, że zrobiła to umyślnie. Siedział w niej mały skrzacik, który kazał jej prezentować się jak najlepiej. Tym razem posłuchała tego cichego głosiku bez wahania. Od razu poczuła ulgę. Włosy nie przykrywały jej twarzy, więc nie musiała się nieustannie fatygować, by je odgarniać. - Nie mam nic przeciwko. Jeśli ma Ci to pomóc, to mnie szukaj. - zaśmiała się krótko. - O tak, jak drzewa się rozgadają, to ciężko im przerwać. - zażartowała. Krążą plotki, że Summer kiedyś przestała kipieć pozytywną energią. Ale jeśli tak się faktycznie zdarza to oznacza, że dziewczyna musi tkwić w bardzo głębokiej depresji. - Chyba się nie boisz, co? - zachichotała, widząc, że chłopak lekko się do niej zbliżył. - Spokojnie, obronię Cię. - udanie odegrała minę herosa. Skinęła głową i ruszyła przed siebie. Biegła jedynie truchcikiem, ponieważ ta wędrówka miała być przyjemnością dla ich obojga, a nie tylko dla niej. Odwróciła się w stronę Philemona i uśmiechnęła się do niego uroczo.
Przyglądał się dokładnie kiedy wiązała włosy. On na szczęście nie miał takiego problemy, ba, swoich kłaków nawet nie czesał, co zbyt często zarzucał mu brat, no ale na jaką cholerę na marnować tych kilka minut na rozczesywanie takich krótkich włosów? A zapuszczać też nie miał zamiaru, bo i po co się z tym męczyć? Musiałby je częściej myć i w ogóle... Ale mniejsza o to. Dopiero po kilku chwilach zorientował się, iż takie nachalne wbijanie gał w niewiastę może być nie na miejscu, więc rozejrzał się jedynie nie wiadomo czego poszukując wzrokiem. Jej żart sprawił, że również się zaśmiał. - Tak... - stwierdził jeno kiwając delikatnie głową. - Ja się boję? Gdzieżby! To ja tu jestem od bronienia. - zmarszczył brwi i kiwnął łbem stając przy tym prosto i dumnie unosząc głowę. Nie wyglądał jednak tak jak chciał, więc się znowu roześmiał. Wszelkie nieudane akcje najlepiej zwalczać śmiechem, nieprawdaż? Ruszył truchtem za nią, choć już czuł w kościach, że odchoruje sobie te całe biegi... chociaż może w kościach to złe słowo, czuł to w mięśniach. Zakwasy, które już się tam tworzyły dopieką mu jutro za wszystkie czasy, bez wątpienia! Widząc jej uśmiech nie mógł powstrzymać się od posłania jej równie przyjacielskiego szczerzu. - No to... daleko to jest? - zapytał po chwili. Pogoda wcale mu nie sprzyjała, wręcz przeciwnie, czuł, jakby cholerne słońce się na niego uwzięło i specjalnie przygrzewało mu w plecy...
Czuła na sobie jego wzrok. Trochę ją to krępowało, gdyż często zdarzało jej się, że mężczyźni się za nią oglądali lub komentowali jej wygląd. Zawsze ją to peszyło, ale starała się tego nie okazywać. Można powiedzieć, że nawet się bała, że przez nadmiar komplementów stanie się osobą do cła próżną, paradującą wszędzie z zadartym nosem. Całe szczęście, jak na razie jej to nie groziło. - Wiem, właśnie dlatego udajemy się tam razem. Mam nadzieję, że w sytuacji kryzysowej mnie obronisz. - zaśmiała się, widząc jego próbę zgrywania siłacza. I tak wiedziała, że gdyby przyszło co do czego, to mogłaby na niego liczyć. Czuła się bezpiecznie. Słysząc jego pytanie, od razu stanęła w miejscu. - Przepraszam. - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Przecież możemy iść spacerkiem, to również nam dobrze zrobi. - zaproponowała. To, że ona biegała codziennie od kilku lat nie oznaczało, że inni robili to samo. Nie chciałaby się przyczynić do uszczerbku na zdrowiu chłopaka. Włączyłby się jej wtedy tryb nadmiernej troskliwości, który bardziej irytował jej bliskich, niż cieszył. Teraz przemierzała ścieżkę wolnym, acz energicznym krokiem. Z zadowoleniem dostrzegła, że Philemon idzie tuż przy niej, więc odpowiada mu to tempo. Kilka minut później dotarli na miejsce. Nie był to może okazały Zakazany Las, ale i tak można było się tutaj zgubić. Summer przemieszczała się między drzewami bardzo pewnie, więc można było dojść do wniosku, że często tu przebywa. W końcu usiadła na przewalonym pniu, który miał im posłużyć za prowizoryczną ławeczkę. Spojrzała z wyczekiwaniem na chłopaka. Była ciekawa, czy spodoba mu się to miejsce.
Z wielką przyjemnością przyjął fakt, że nie będą musieli już biec. No cóż, od zawsze bł tym bratem, który szybko się męczył i miał gorsze oceny. Zdążył się przyzwyczaić. - Spacer to świetny pomysł. - pokiwał delikatnie głową zwalniając. Oparł dłoń na mostku oddychając ciężko kilka razy, po czym schował ręce za siebie splatając je ze sobą palcami. On natomiast włóczył się za nią co rusz odgarniając gałęzie, które ewidentnie się na niego uwzięły dźgając go w nos, oczy i policzki. Kilka razy potknął się o jakiś wystający konar o mało nie lądując na ziemi. Gdy wreszcie dotarli do zawalonego drzewa Philemon odetchnął z ulgą, a na jego usta wpełzł szeroki uśmiech, tak szeroki, że pomiędzy wargami widać było dwa rzędy zębów. Przysiadł obok dziewczyny wyciągając nogi i krzyżując je na wysokości kostek. Palce obu dłoni zacisnął na korze i rozejrzał się dookoła. Zaiste las wyglądał niesamowicie, kiedy zwiewne cienie ruszanych przez delikatny wietrzyk liści tańczyły na suchej ziemi, drzewach i ich twarzach. Chłopak westchnął z zachwytu, wszak artystyczna dusza potrafiła dostrzec dużo więcej niż ktokolwiek inny. - Ładnie tu... - stwierdził po chwili kiwając delikatnie głową. Przeniósł wzrok na dziewczynę posyłając jej szczery uśmiech. - Często tu przych... przybiegasz? - zapytał przekrzywiając łeb na bok.
Z zadowoleniem przyjęła szeroki uśmiech Phila. Co, jak co, ale czyjaś radość cieszyła ją bardziej niż jej własna. Zwlekała ze słowami. To miejsce domagało się o chwilę ciszy i spokoju. Nagle ją olśniło. Co ona tu robi sama z nowo poznanym mężczyzną?! Ech, może to dlatego, że Philemon wygląda na człowieka o pokojowych zamiarach. Alarm odwołany. Skierowała wzrok w jego stronę, posyłając mu pogodny, piękny uśmiech. - Cieszę się, że Ci się podoba. - jego szczery uśmiech znacznie ją uspokoił. W duchu była bardzo rozradowana, że podoba mu się to miejsce. - Bardzo często. A dlaczego pytasz? Czyżbyś miał zamiar tu przy...chodzić? - zaśmiała się melodyjnie.
Jingle bells, jingle bells, jingle all the way... Nie przepadała za zimą, a śnieg tolerowała tylko dlatego, że świat wyglądał naprawdę pięknie, otulony białym puchem. Było zimno, zbyt zimno dla niej, nawet pomimo tego, że ubierała się ciepło. I miała dosyć już całej tej świątecznej atmosfery, tych wszystkich dekoracji, jemioły, tego było już zbyt dużo. Wyczuwała w tym hipokryzję, bo w czasie świąt ludzie się godzili tylko po to, by po świętach znów rzucać sobie kłody pod nogi. Zresztą pewnie nie ona jedna, ale co zrobić, taki to już jest świat fałszywy. W pojedynkę człowiek świata nie zmieni. Miała dosyć, dlatego też ubrała się ciepło i wyszła, oby jak najdalej od zamku, który choć tak kochała, teraz zbytnio dawał jej się we znaki, męczył ją. Już nawet jej ukochane książki nie dawały jej spokoju i odpocznienia od rzeczywistego świata, nie stanowiły ostoi przed przeciwieństwami dorosłego życia, które coraz częściej ją dotykały. Szła przed siebie, po to, by iść. Nogi ją poniosły na drogę do Hogsmeade. Wiedziała, że tam też zobaczy dekoracje świąteczne, jednak nie zawróciła - wolała to, niż przebywanie znowu w zamku. Na chwilę przystanęła, by zaczerpnąć powietrza. Było takie świeże, mroźne. Oczyszczające. I nie przeczuwała, że ktoś mógłby przyjść w to miejsce. Na Merlina, teraz, gdy większość uczniów i studentów przebywała albo u swoich rodzin, albo w zamku? W życiu. Przewidywać przyszłości nie potrafiła.
Święta, święta i po świętach. Jasper, dziwnie uspokojony myślą o końcu tej okropnej pory jaką jest właśnie Boże Narodzenie, postanowił udać się do Hogsmeade. W szampańskim nastroju rano wstał, wykąpał się, a nawet przygolił, bo powoli zaczynał zarastać, a raczej nie chciał wyglądać jak jakiś małpiszon. Po wszystkich czynnościach kosmetycznych, wskoczył w ciemne dżinsy, tiszert i koszulę w kratę i zjadł pożywne śniadanko, uśmiechając się od ucha do ucha. Miał tak fantastyczny nastrój, ze nawet mówił "dzień dobry" wszystkim przechodzącym nauczycielom, duchom i innym pracownikom Hogwartu, Nawet zwichrowanemu woźnemu. Po śniadaniu pokręcił się jeszcze trochę, po czym postanowił udać się do wioski, w celu jeszcze bliżej nieokreślonym. Wskoczył w kurtkę i owinął szyję grubo szalikiem z barwami Gryffindoru i opuścił mury szkoły. Powitało go mroźne powietrze, ale zatarł ręce, włożył je do kieszeni kurtki i wręcz tanecznym krokiem ruszył przed siebie. Tak sobie spacerując ujrzał jakieś drzewko, więc postanowił, że sobie zapali zanim uda się dalej. Tak więc oparł się o nie, przymknął oczy i pozwalał dymowi na swobodne harce w swoich płucach, relaksując się z każdym wydechem. Oczywiście z dymu puszczał swoje ukochane kółeczka, a gdy papieros już dogorywał, rozejrzał się wokół. Jego wzrok przyciągnęła jakaś postać, ewidentnie dziewczęca, pokonująca trasę Hogwart-Hogsmeade szybko przebierając nogami. Już wypuszczając ostatniego bucha istota ta była już całkiem blisko, a z momentem utylizowania pozostałego peta, wiedział cóż to za personę ma okazję spotkać. - Gab! - powiedział mocno przesłodzonym tonem, teatralnie obejmując ją ramieniem, po czym uśmiechnął się ironicznie. - Och, co u Ciebie? - nie zmienił tonu, ale oddalił się od Krukonki na jakieś dwie stopy. Igranie z jedną ze swoich eks powinno zostać potraktowane jako akt swoistego masochizmu. Jednak zważywszy na jej skomplikowany charakter i jeszcze bardziej skomplikowany tok myślenia i działania, był tak ciekaw reakcji, że postanowił się poświęcić.
Nie potrafiła przewidywać przyszłości, co bywało w wielu przypadkach błogosławieństwem, ale też i przekleństwem. Jej kobieca intuicja tym razem ją również zawiodła, co zdarzało się coraz częściej; to trzeba zanotować, bo zazwyczaj przeczucie jej nie myliło, co pozwalało jej uniknąć nieprzyjemności nie raz i nie dwa. Ale cóż, zobaczymy, czy to będzie stan chwilowy, czy też długotrwały, przekonamy się. Faktem jest, że ja sama tego nie wiem, bo kto wie, co mi jeszcze przyjdzie do głowy. Wszak wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń, prawda? Naprawdę nie spodziewała się, że nie ona jedna wyjdzie z zamku w poszukiwaniu spokoju; wyjdzie, by odpocząć od całej tej cukierkowej otoczki, świątecznej atmosfery. Tym bardziej też nie pomyślałaby, że to będzie akurat Jasper. No cóż, czyżby Gabrielle miała pecha? Bywa, niestety, jednak nie ma się czym łamać, doprawdy, mogłoby być gorzej, dużo gorzej. Dlatego też nie łamała się zbytnio faktem spotkania Gryfona na swojej drodze. Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko podjąć grę zaczętą przez chłopaka. Chociaż nie, miała wybór, mogła przecież iść naprzód z obrażoną miną. Jednak po co tak od razu się poddawać? Poza tym Gabrielle lubiła udowadniać swoją wyższość, dlatego zazwyczaj przyjmowała zaproszenie do takiej maskarady, nawet jeśli czasem wychodziła z niej na tarczy. Graj, muzyko! - Och, mogłabym zapytać ciebie o to samo - odparła przymilnie i uroczo, choć na tym krył się fałsz, ale jeśli nawet Jasper miał tego świadomość, to jej to niezbyt przeszladzało. Wszak to była gra, ułuda, pozory. Skądinąd zaciekawiła mnie ta wzmianka, jakoby charakter panny Papillon miał być tak ciekawy, że Gryfon nie mógł go rozgryźć. Osobiście rzeknę, że raczej Krukonka to osoba prosta jak budowa cepa, no ale może dla chłopaka nawet to było zbyt trudne. Czy tak jest w rzeczywistości, nie wiem. Przekonajmy się!
Każdy ma skomplikowany charakter i zachowuje się różnie zależnie od sytuacji. Niestety podczas ich burzliwego i zaskakująco krótkiego związku Jasper nie zdążył poznać Gabrielle na tyle, by powiedzieć z, choćby umiarkowaną pewnością, że ją dobrze zna. Poza tym, z samego faktu bycia kobietą, jej charakter MUSI być choć trochę zawiły, musi mieć swoje ścieżki, których może nawet ona jeszcze nie poznała. Oczywiście niektóre zachowania reguluje się według cyklu miesiączkowego, bo szczególną ostrożność powinno się zachować przed, w trakcie i po okresie u danej osóbki. A to często wykorzystywana przez kobiety karta przetargowa. Jedno było pewne, Gabrielle odwdzięczyła się ironią za ironię, co już ucieszyło Jaspera. Chociaż jak tak spojrzał na dziewczynę, stwierdził iż wyładniała jakoś ostatnio. Jednak ta myśl była na tyle płocha i chwilowa, że natychmiast jakoś przeszedł do czagoś innego. - Któż teraz włada serduszkiem panny Papillon? - zapytał na tyle wesoło, na ile umiał wykrzesać z siebie energię na taki ironiczny zabieg. Jasper, po "dłuższym" namyśle stwierdził, że nie tyle nie umie rozgryzać osobowości ludzi go otaczających, co najzwyczajniej mu się nie chce. Jak ktoś miałby ochotę, otworzyłby się tak, że dociekanie, domyślanie się i snucie teorii byłoby zbędne. A Gabrielle najwyraźniej takiej ochoty nie miała. A sam van der Rose... ni otwarty, bo to tylko pozornie jest taki kulowy i wyluzowany, w rzeczywistości zamknięty przez wybudowany przez siebie samego mur. Wygodniej było wyglądać zza muru i pokazywać tylko rysunki swojego usposobienia po jego zewnętrznej stronie. Wygodniej, bezpieczniej, zdrowiej. I obserwowanie jak Gabrielle odchodziłaby z obrażoną miną, kołysząc ceremonialnie biodrami, byłaby chyba cudownie rozkoszna.
Oj, niekoniecznie. Osobiście znam ludzi, którzy zachowują się bardzo podobnie, niezależnie od tego, jak odmienne będą dane sytuacje i naprawdę są łatwi w obyciu. Myślę osobiście, że Gabrielle ma w sobie zarówno coś z człowieka skomplikowanego, jak i prostego, czyż nie? Poza tym, owszem, zbyt mało mieli razem czasu, by dobrze się poznać, bo, cóż, bardzo szybko się wszystko zaczęło, a jeszcze szybciej skończyło. I w sumie była kobietą, ale czy stuprocentową? Tu miałabym pewne wątpliwości. Momentami jej zachowania przypominały typowo męskie, naprawdę. Ponadto zarówno na mężczyzn, jak i na kobiety działają hormony, wszakże inne, ale jednak hormony. Jednak faktem było, że i Gabrielle wykorzystywała czasem kobiece przypadłości na swoją korzyść. Cóż, ten typ tak ma, prawda? No wiadomo, ze wyładniała, ona była tym typem dziewcząt, że z wiekiem stawał się coraz piękniejszym, jak ten kwiat, co się rozwijał. Aczkolwiek sama panna Gabrielle tego nie zauważała, a szkoda. - Nie tobie to wiedzieć - cóż, odparła tak, a nie inaczej, bo żadne ironiczne powiedzonko nie przyszło jej do głowy, ona nie umiała tak sypać sarkazmem jak z rękawa. Cóż, bywa. A ja tam i tak będę twierdzić, że Jasper nie był po prostu dość na to "kumaty", bo jakby był, to już dawno poznałby lepiej osobowość Krukonki, bo ta wcale jakoś szczególnie się nie kryła z nią, a nawet często ujawniała swoje różnorakie cechy podczas wielu sytuacji. Ale cóż, na to trzeba być dobrym obserwatorem, a może van der Rose nie posiadał takowej umiejętności. - Pewnie nie mylę się, sądząc, że masz kogoś na oku - powiedziała ni stąd ni zowąd. Nie, żeby to jakoś ją szczególnie obchodziło, ale co zaszkodzi zapytać? Grała w grę i nie zamierzała przestać.
Stanął przed nią i spojrzał trochę w dół. Chociaż Gabrielle nie była żadnym liliputem, była od Jaspera o jakieś trzy czwarte, może nawet o stopę niższa. W każdym razie patrzył na nią, nadal uśmiechając się szelmowsko. Rozumiał, nacisnął przycisk 'PLAY', może nawet świadomie. - Tak, przerzucam się z ślinienia się na widok Floriany Rouge, na Annalee. - powiedział, raczej nie modulując głosu na ton przesadnie pretensjonalny czy oskarżycielski, niemniej ironicznie. A kwestia "kumatości" Jaspera była bardzo subiektywna i indywidualna. Jednak było pewne, że jak się go poznaje bliżej, albo się go uwielbia, albo nienawidzi. Raczej nie ma opcji pomiędzy, no chyba, że ktoś by się uparł. Najwyraźniej Gabrielle upierać się nie miała zamiaru (bo w sumie po co), aczkolwiek Jasper, z wrodzoną i typową dla siebie ignorancją, nie przywiązał do tego większej wagi. Zszedł jej z drogi i poczynił pierwszy krok naprzód, w stronę Hogsmeade. - Co ciekawego masz do załatwienia w Hogsmeade? - spytał wręcz przyjacielsko. A z poznawaniem osobowości Gabrielle. Może to było czyste lenistwo? Przecież powszechnie wiadomo, iż gra pozorów jest ciekawsza i bezpieczniejsza dla graczy na planszy relacji międzyludzkich. Poza tym, czy jest to teraz istotne? Jaspera teraz ciekawiło jak rozwinie się ta rozmowa, miał ochotę na troszkę lodowych kuleczek umożliwiających lewitację (najlepsza słodkość w całym Miodowym Królestwie!), i chętnie napiłby się imbirowej, mocnej kawy. Takie ot zachcianki, nie tylko kobietom może się chcieć czegoś stricte materialnego, co można zaspokoić w ciągu kilkunastu minut.
/kończą mi się pomysły na tę grę. rozkręćmy to jakooooś!
Musiała zadzierać głowę, żeby móc patrzeć prosto w oczy Jaspera, jeśli stała blisko. Ale jeśli się odsunąć... i to właśnie zrobiła, zrobiła dwa kroki w tył i już było jej łatwiej, nie musiała tak mocno zginać szyi. Obserwowała go uważnie, by wiedzieć, gdzie najlepiej uderzyć. Ale tej kwestii jeszcze dobrze nie poznała. Ale pozna, nie ma się o co martwić. Nie odpowiedziała nic na wzmiankę o sławnych piosenkarkach, udała jedynie, że się nad tym zastanawia, jednak w istocie myślała raczej, co też jeszcze wymyśli Gryfon, jakie sztuczki pokaże, jak spróbuje jej dopiec. Jednak nic jej nie przychodziło do głowy jak tylko to, co zdołał na niej zastosować. Cóż, bywa i tak. Gabrielle była widać bardzo uparta, bo ani go nie kochała, ani go nie nienawidziła. Obojętność też wchodziła w rachubę. To było dosyć skomplikowane. Ten przyjacielski ton wydał się dla Papillon co najmniej dziwnym i potraktowała go cokolwiek podejrzliwie. Ale odpowiedzieć mu zamierzała, bo czemu nie? Graj, muzyko! - A takie tam drobnostki - odparła może dosyć tajemniczo, jednak to było w jej zamierzeniu. Potem podeszła znowu bliżej chłopaka i okrążyła go, a w tym czasie wpadła na idealny w tym momencie koncept. Oczywiście, to była nadal gra. - Może poszedłbyś ze mną, co? Proszę - rzekła przymilnie, złożyła swe usteczka w ciup i mrugnęła powiekami. Nie, żeby naprawdę miała na to ochotę, chociaż... to mogłoby być całkiem ciekawe doświadczenie.
'Drobnostki", jak się domyślał, były zapewne czymkolwiek, by tylko nie siedzieć w zamku, nudząc się, lub gorzej, odrabiając prace domowe. Znaczy w wypadku Jaspera tak to mniej więcej wyglądało. Dlatego owiany otoczką fantastycznego samopoczucia dzisiejszego dnia wybył do Hogsmeade, spodziewając się, że wyląduje w Miodowym Królestwie, jak zwykle, rozkoszując się ciężkim zapachem lukru, który ciągnął się w powietrzu. Pamiętał, jak jako mały dzieciak, pierwszy raz odwiedził właśnie to wyjątkowe miejsce i pachniało ono dokładnie tak samo. Mieszanką lukru i pomarańczy, tak dokładniej rzecz biorąc. Zapach pierwszej zjedzonej garści musów-świstusów, lub pierwszej paczuszki fasolek wszystkich smaków. Pierwsza wymiocinowa fasolka w drugiej klasie. Albo jak podmienił tej rudej Renate Smith, która wiecznie nosiła te swoje dwa warkocze, lodowe kuleczki (sam je potem zjadł, nobosory, to najlepsze słodycze w całym wszechświecie) na eksplodujące cukierki. Dlatego często bywał w Miodowym Królestwie, żeby poprzypominać sobie takie rzeczy, albo jakimś gówniarzom powrzucać miętowe ropuchy do toreb z innymi słodyczami. Nie wyrośnie z tego nigdy! Wspominki, wspominkami, ale jej prośba mocno zbiła do z pantałyku. W dodatku miał wrażenie, że to jej mrugnięcie, zobaczył w slow motion. Jak w amerykańskich, mugolskich serialach, wszystkie te śliczne dziewczyny mrugały, czegoś wyraźnie oczekując. Ściągnął ciemne brwi, by po sekundzie znów na jego twarz wpłynął łagodny uśmiech. - Hmm czemu nie? - odpowiedział śmiało i z równą śmiałością, dźgnął ją palcem w brzuch. Zaśmiał się dziko, jakby było to jakieś mocno zabawne, odchrząknął znacząco i odwrócił się w stronę Hogsmeade.
No blisko był Jasper, blisko odgadnięcia prawdziwego powodu jej wybycia z zamku, ale jednak nie zgadł tego zupełnie i w sumie dobrze, bo wtedy gra byłaby skończona. A tak, może dalej trwać. Swoja drogą Gabrielle też lubiła przebywać w Miodowym Królestwie, już od pierwszej wizyty w tamtym miejscu, która miała miejsce jeszcze w czasach, gdy była zupełnym dzieciakiem. Uwielbiała jeść słodycze, przebierać w nich, wybierać coraz to różne smakołyki; jedne jej smakowały mniej, inne bardziej, ale chyba najbardziej przepadała za czekoladowymi żabami, które czasem robiły jej psikusa i uciekały z jej rąk, takie to były niecnoty. Jednak chyba zbytnio się rozpędziłam z tymi opowiastkami, hm. Tak, tak, oczekiwała bardzo mocno, że z nią pójdzie (no, udawała to, po prawdzie mówiąc) i tak, jej gesty były bardzo markowane, bo podpatrzone właśnie w amerykańskich serialach, które zresztą lubiła oglądać, może nie wszystkie, ale miała kilka ulubionych. Jednak nie trenowała ich zbyt często, dlatego mogły wyglądać co najmniej dziwnie w wykonaniu panny Papillon. I dziewczyna wcale się nie zdziwiła na reakcję Jaspera, bo po prostu się nie zdziwiła i tyle, nie pytajcie mnie, ją spytajcie. Na jej twarzy pojawił się uśmiech (taki pół żartem, pół serio). - No, to idziemy - powiedziała stanowczo i równie stanowczo poszła w stronę Hogsmeade, ciągnąc za sobą za rękę (sic!) Gryfona.
Życie Melona ostatnimi czasy było bardzo burzliwe, ale w zasadzie nie ma co wspominać. Było - minęło, cóż, ZDARZO SIĘ! Wiadomo, czysta monotonia, codziennie działo się coś nowego.. Po prostu życie w stylu znanej Tap Madl Olifci, mojej wymarzonej kochanki, która codziennie czyta słownik języka polskiego. Więc podsumowując - nie ma co opowiadać. Jedno jest pewne - zdecydowanie zatęskniła za Bakłażanem, który cholera wie gdzie utknął, ach. To smutne, ale w sumie już jest okej, no bo jakoś na listy odpisała, mhm! Trzeba się cieszyć i wypatrywać tego dziecka buszu. Kath podskakiwała w miejscu, rzucając co jakiś czas garść śniegu w górę wyobrażając sobie, iż właśnie.. pada śnieg. Oryginalnie, nie ma co. Pod nosem nuciła sobie zacniutką piosenkę o cytrynowym drzewku i musiała przyznać, że czas nawet jej fajnie zlatywał, bardzo fajnie. Powoli wpadała w fazę i obsesyjnie przez ostatni miesiąc z jej ust wydobywały się jedynie fragmenty utworu Fool's Garden, mruuu. - AND I WOOOONDER - wykrzyknęła, nie zważając na zdziwione spojrzenia jakiejś starszej pani, która była zbulWERSowana zachowaniem Gardner, no ale kto by się tym przejmował? Jak mniemam była to ta złośliwa sąsiadka, na którą Luke wylał kiedyś wodę z wanienki Charlotte, ale oj tam oj tam, nie zauważyła podobieństwa między nim, a Leen, soł bardzo dobrze. Śpiewamy dalej! - I WONDER HOOW, I WONDER WHYY... Wirowała wkoło, co rusz się przewracała, ale dzielnie, jak na Agenta Melona przystało, wstawała i fałszowała dalej, czekając na swoją drugą połówkę.. Ach, ona jest owocem, a Lils warzywem. EKCHEM EKCHEM.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Życie Lils nie było monotonne, bowiem w nim nie działo się codziennie coś nowego, ale to nic, to nic. Każdego dnia dostawała upragnione zdjęcia Olifci, a widząc jej szlachetną twarz twierdziła, że co jak co, ale z łóżka to by tej istoty nie wyrzuciła! Nie raz wyobrażała sobie, jak razem z Kath golą ją na łyso i rozprowadzają kebab na jej plecach, mruu. Można by zwołać też Ekierkę, który by ładnie przygrywał na mandolinie - przecież wszyscy chcieli, by Tap Szpadl była jak najbardziej zrelaksowana, a zważając na jej nazwisko, jak nic wpadłaby farmerowi w oko, hehe. Ruszyła przed siebie z nie-małą paczuszką pod pachą, w której ukryty był prezencik dla jej Melonika. W końcu trzeba się wkupić w łaski tej dziołchy po tak długim czasie nieodzywania się, a co! Szła przed siebie, uważając, by się nie poślizgnąć na jakże niebezpiecznej powierzchni pokrytej lodem, i udało jej się! Ostatnio była coraz lepsza w utrzymywaniu równowagi, z czego była niezmiernie dumna! Poruszała się z gracją i uniesioną główką, brakowało jej jeszcze tylko kolorowego ogona, a byłaby jak te piękne pawie! - Ładną łyydkę maaasz, kooomuu jąą dasz! - zaśpiewała, doskonale trafiając w melodię, po czym rzuciła się na Kath, aby ją uściskać i wlepić jej serdecznego całuska, ach! Po tej skomplikowanej operacji, bowiem ciężko było ściskać coś w ręku i przytulać przyjaciółkę, wcisnęła jej paczuszkę rozmiaru XXL do ręki. A w środku był urooczy pióropusz na cudowną słit sesyjkę, hehe! W końcu czymś trzeba zapełnić ścianę w pokoju, a zdjęcia nadawały się do tego najlepiej!
Olifcia o nazwisku podobającym się Ekierce jest doprawdy kultową osobą w moim życiu. Niemal codziennie wbijam na jej photobloga i uważnie śledzę losy, zważając na to, że kiedyś NA PEWNO zostanie ona Tap Szpald/Madl Ukrainy. Wiesz, fluid, puder, brąz, fluid, róż, puder, fluid i znów brąz - KOLEJNOŚĆ USTAL SAMA, ja już nie pamiętam. Gdy tak wirowała i darła się na całe gardło, poczuła że nie kto inny jak Lils zaczyna ją ściskać/całować/gwałcić. LILS WU JAK WOREK! Jej twarz rozświetlił przeogromny uśmiech. Objęła ją łydką w pasie (trudny manewr, zapewniam) i odchyliła się do tyłu, tak więc razem utworzyły dość osobliwą postawę, ale ważne było to, że nareszcie miała komu dać swą piękną łyyyyyydkę! - Nie puszczę cię, nigdzie sama stąd nie pójdzieeesz! Zostaniesz tu ja będę czekał aż uśniesz - zanuciła jej prosto do uszka. Zaraz potem z cichym westchnięciem przyjęła ogromną pakę i od razu ją rozpakowała. ŁODEFAK, MAMO? - Pióropatfusz! - zabłysnęła bystrością, a następnie wsadziła go na rozwiane na wietrze loki. Łuhu, twarzowy. - Ale to nie wszyyyystko! - zaśpiewała dalej, majtając zalotnie brwiami. - Wydrylujesz śliną mnie, otoczysz sprężystą łyyydką! Dobra, dobra, ja wiem, trzy razy tak, mam talent, must be the music i inne iksfaktory - podniosła kciuk do góry, którym chciała dać do zrozumienia "lubię to, bejbe!". - Ej, artysta pisał ten tekst tuż po obejrzeniu Kubusia Puchatka. Tygrysek był sprężysty - to mówiąc zademonstrowała sposób chodzenia owego śmiesznego bohatera, skacząc na swoim.. ogonie.
Niebo niby spokojne, pogodne jednak takie rozmarzone! Chmur kilkanaście układało się w różne kształty. Tu jakaś ręka, a tam smok. Można by się tylko położyć na jakiejś polance i odgadywać co też pokazują te chmurki. Tędy, gdzie szła owa odziana w czarny płaszcz postać było cicho. Nikogo nie widziała na drodze do Hogsmeade. Żadnych śmiechów czy rozmów także nie słyszała. Gdzie się wszyscy podziali? myślała. Ach, no tak. Jakieś zadania ci z wymiany mają. I tyle było z jej rozmyślania. Chciała odetchnąć. Miała dosyć murów zamku, bo ileż można w nich siedzieć? To, że spędzała czas samotnie w ostatnich dniach w ogóle jej nie przeszkadzało. Przyzwyczaiła się, ale gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że jednak kogoś spotka i spędzi z nim czas. Naciągnęła kaptur na głowę tak, że było widać tylko rude, a raczej czerwone loki i delikatny uśmiech.
Cornelia miała dzisiaj bardzo leniwy dzień. Właściwie... To ona ma zawsze leniwe dni. Wstaje sobie rano i idzie dalej spać. Wstaje po południu i je śniadanie i... I skoro jest ładniejsza pogoda niż ostatnio, to chyba jednak sen nie jest obowiązkowy. Raczej warto było się wybrać na dwór. Koniecznie bez kurtki! W końcu jest tak ciepło! 10 stopni Celsjusza i Corin już szaleje. Bowiem miała na sobie tylko i wyłącznie leginsy i długą, zieloną, oczywiście męską bluzę sięgającą jej do połowy ud. Na nogach dwa zielone trampki. I piękna Corin rusza w miasto. Uznała, że Hogsmeade będzie najlepsze na spędzenie dzisiejszego dnia. W ogóle nie pamiętała, że są jakieś zawody. Iterius czy jak to tam. W każdym razie chociaż bardzo ją to interesowało... To w ogóle nie pomyślała o tym, że powinna tam być. Corek nie miała jakiejś szczególnej nadziei na to, że kogoś spotka. Ale miło byłoby porozmawiać z kimś, kto nie jest z pucholandii i będzie na tym samym poziomie umysłowym co ona. Ot tak, żeby mogli pośmiać się, pobawić. Może pójdą gdzieś się napić? No i najlepiej jakiś chłopak. Z nimi dogadywała się najlepiej. Z daleka zobaczyła jakąś istotkę. O! Może jednak nie zanudzi się na śmierć. Niewiele myśląc trochę przyspieszyła chcąc ja dogonić. Kiedy doszła zauważyła, że to jakaś dziewczyna z bardzo ciekawym odcieniem włosów. O ile to nie jest chłopak z długimi włoskami, bo nie widziała dokładnie po kapturze, a rozpoznawanie po budowie ciała czasem było mylne. - Hey! - Przywitała się wesoło ciekawa, czy zna ów osóbkę.
Znalazła się już jakoś daleko od zamku. Cieszyło ją to, ze jest coraz bliżej wioski. Może sobie odpocznie w końcu i poświęci czas sobie i tylko sobie. A może wpadną jej jakieś pomysły do głowy na nową kolekcje lub rysunki? Lekko się przestraszyła słysząc przywitanie, ale starała się tego nie okazywać. Odwróciła się w kierunku owej osoby i zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu po czym lekko uśmiechnęła się i ściągnęła kaptur. Potrząsnęła głową by czerwone loki ułożyły się tak jak chciały i wciąż z lekkim uśmiechem patrzyła na dziewczynę, którą jako tako kojarzyła z korytarzy. A może jej się tylko wydawało? - Cześć - odpowiedziała. - Ty także znudzona zamkiem? - zapytała wpatrując się szarymi oczkami w brązowowłosą.
O! Niespodzianka. Więc tak jak podejrzewała spotkała dziewczynę. I to kojarzyła ją. Zresztą, jak można nie zwracać uwagi na kobietę z takim kolorem włosów? Ciekawe, czy były farbowane. Mogłaby o to spytać, ale to zdecydowanie byłoby niemiłe i bezczelne. I chociaż ta Gryffonka właśnie taka była, to jednak powinna się opanować w kontaktach z nowymi ludźmi, prawda? Właściwie potem się dziwi, że mało dziewczyn ją lubi kiedy jest taka bezpośrednia i prosta. A te innej orientacji za nią biegają. Nic, tylko uciekać! Mniejsza. Rzućmy myśli w wir podświadomości i wróćmy grzecznie do Sydney. - Yh. Jak się spędza cały dzień w pokoju to w końcu oszaleć można. A że nie ma na błoniach nikogo ciekawego, to trzeba wyjść do Hogsmeade. Co powiesz na jakieś lody, skoro już się spotkałyśmy? - Spytała myśląc o tym, jaką ma straszną ochotę na mugolską gałkę lodów ciasteczkowych. Może w którejś z kawiarni też jest możliwość dostać takie? Zabiłaby dla takiego raju w ustach. - A właśnie. Jestem Corin. A ty? Hah, tyle lat, a ja nadal nie znam każdego – Jak zwykle każda jej wypowiedź musiała być długa i zabarwiona monologiem, który prowadziła sama ze sobą. Właściwie to czasem potrafiła mówić przez godzinę dobrze wiedząc, że i tak jej nikt nie słucha. Najbardziej porypana Gryffonka jaką znam szczerze mówiąc.
Ta cisza wokół trochę ją przerażała, ale słuchała tego co spotkana dziewczyna mówi. Zawsze starała się słuchać tego co inni mają do powiedzenia, za to sama mało mówiła. No chyba, że to był któryś z jej przyjaciół. Jak wiadomo Sydka naprawdę jest nieśmiałą osóbką tylko gra taką niemiłą, złośliwą i dość upartą. Chociaż to ostatnie to raczej nie gra, bo często musi być na jej. Jeśli ma rację oczywiście. - Taa... Wiem coś o tym, dlatego też opuściłam te mury, bo pomału zaczęłam gadać sama do siebie, co raczej mi się nie zdarza - powiedziała przeczesując palcami loki. - Lody? Hmmm... Chętnie. Dawno ich nie jadłam, a mam wielką ochotę na jabłkowe. Ciekawe czy będą mieli gdzieś takie. Zaśmiała się cicho na stwierdzenie Corin o tym, że uczy się już tyle lat w zamku i wciąż nie zna każdego. - Nie jesteś jedyna co nie zna każdego. Nie raz potakuje jak ktoś mi mówi o kimś i pyta czy znam. Głupio powiedzieć, że nie - rzekła, a po chwili uderzyła się dłonią w czoło. - Rozgadałam się a nie przedstawiłam. Jestem Sydney, chociaż zdarzyło się, że ktoś mówił do mnie Tabaluga. Nigdy nie powiedział dlaczego. I znów zaczęła gadać nie na temat, ale cóż. Zdarza się co nie?
Cornelia w żadnym stopniu nie odebrała jej jako osobę niemiłą czy złośliwą, jak na przykład ślizgoni, przed którymi ostatnio coraz częściej musiała uciekać, bo naprzykrzała im się nie tylko swoim domem, ale ogólnie zachowaniem, bezczelnością, przezywaniem ich. Zero instynktu, który nakazałby opanowanie słów i emocji i tak się potem kończy. Ale wracając, Sydney nie wydawała się być niezadowolona z jej towarzystwa. Dlatego też uśmiechała się do niej ciesząc się, że może zakolegować się z krukonką. A krukoni jej zdaniem byli najlepszym domem w całym Hogwarcie. Szkoda tylko, że było ich ostatnio mało i do tego opiekował się nimi taki bałwan jak Brendan. - Mi często szczerze mówiąc, ale mówię do siebie tylko przy ludziach – Jak to musiało brzmieć. Corin szybko zrozumiała, że głupio, dlatego zaśmiała się cicho, ale nie przejęła się zbyt bardzo. Jest szalona, jest zwariowana i gada głupoty. Ale to chyba nie jest powód, żeby ją potraktować z góry. - Myślę, że w Hogsmeade są wszystkie smaki. W końcu to świat magii. Jabłkowe. Nigdy nie jadłam szczerze mówiąc. Taki tradycyjny owoc – Zastanowiła się cicho, jednakże nie w myslach. - Haha, też bardzo często mam taką sytuację. Potem tylko chodzę po przyjaciołach i wypytuję! I bardzo dobrze, że się rozgadujesz. W końcu nie mogę sama wygłaszać noweli – Sydney. Bardzo ładne i jej zdaniem niespotykane imię. A słysząc Tabaluga zaczęła śmiać się cichutko. - A to nie ta mugolska wieczorynka? Oto Tabaluga, dzielny Tabaluga, Zuch i Chwat! Chodź taki maleńki chce ocalić wielki świat – Zaśpiewała unosząc lekko rękę w górę niczym supermen czy inny superbohater, który ma zaraz odlecieć.
Było w miarę ciepło, lecz nie gorąąco. Dziewczyna czekała na swoją koleżankę Cornelie. Zasanawiała się dlaczego jej tak długo nie ma, przecież miała być 15minut temu. Czy była zła? Nie, ale bardzo niecierpliwa. Nie mogła się doczekać wycieczki do Hogsmeade, gdzyżź tak długo tam nie było. Bała się, że jeśli jeszcze dłużej będzie czekać na kolejną wizyte to wkońcu apzapomni jak wyglądają jej ukochane sklepy. Mimo braku wielkich ilości pieniędzy to musiała kupić najważniejsze rzeczy więc ze smutkiem będie musiała zrezygnować zxe swoich uluionych czekoladowych żab. Po chwili jednak pomyślała o czymś ważniejszym, o tym, że mimo sporych ilości znajmomych taikich jak Cornelia to nie przeleqwało się u niej od prawidzwych przyjaciół. Lubiła ich jednak nie odważłaby się ich jeszcze nazwaćź prawdziwymi przyjaciółmi gdyż nei chciała zapeszyć. Bała się, że jak za szybko będzie dodawać nowych przyjaciół to zapomni co o jest prawdziwy przyjaciel i ledwo co pozna osobę to od razu bedzie ją anzywać przyjaciółmi. BArdzo tego nie chciała, lecz nie chciała teżś być sama. Nie wiedziała co zrobić.
Od ostatniego wydarzenia minęło kilka godzin. Nadal była jednak zła, musiała się na kimś wyżyć bo inaczej zeświruje. Postanowiła, że pójdzie do Hogsmeade, wypije trochę kremowego piwa, uspokoi się. Kiedy szła drogą kopała kamienie, widać było złość na jej twarzy. Była myślami gdzieś daleko, cały czas myślała nad tym co wydarzyło się z Sebastianem. Nie no, nigdy jej tak nikt nie upokorzył. W końcu przez swoją nie uwagę potknęła się i poleciała jak długa na ziemię. -Szlag - jęknęła i podniosła się szybko. Otrzepała spódniczkę, rozejrzała się czy aby nikt jej nie widział. Akurat wtedy zauważyła jedną taką, Amanda znała ją z widzenia, była chyba z wymiany, praktycznie w ogóle nie była czarodziejką. Amanda nie lubiła osób, które prawie nie mają czarodziejów w rodzinie. Nie rozumiała, czemu takich się tu w ogóle przyjmuje. Powinni stawać w szeregu na równi w mugolami, to była tylko zwykła szlama więc po co ona tu.
Popatrzyła na Amande. Wiedziała, że pna się z niej śmieje, lecz nie miała jej to za złe. Wiedziała, że bycie w Slytherinie czegoś zobowiązuje. Tak na prawdę nei znała tej dziewczyny więc nie chciała jej oceniać. Wyglądała przyjaźnie, lecz dziewczyna nie wiedziała czy to jej prawdziwa cecha czy tylko wygląd nie pasował do jej charakteru. Mimo, że niekórzy zaczęliby sie z niej śmiać, lecz nie Beatriz. Podbiegła do dziewczyny, gdyż bała się ż mogło jej się coś stać. -Nic ci się nie stało?-uśmiechnęła się i podała jej pomocną dłoń Nie była pewna czy dziewczyna przyjmie jej pomoc. Jednak jakby tego nie zrobiła to nie mogłaby wytzrymać ze swoim sumieniem.