Ta droga prowadzi od Hogsemade aż do hogwarckiej bramy. Jest dość szeroka, by z łatwością zmieściły się powozy przywożące uczniów ze stacji kolejowej. Na jej powierzchni widać lekkie wgniecenia od kół, zapewne z okresów gdy już we wrześniu psuła się pogoda i nowy rok rozpoczynał się wyjątkowo deszczowo, przekształcając drogę w wielką rzekę błota. Uczniowie chodzą tędy zawsze do wioski, co zajmuje im około dwudziestu minut.
Podczas podróży przez ścieżkę masz możliwość natknięcia się na uczniów pobierających przede wszystkim galeony od pozostałych uczestników życia w czarodziejskiej szkole. Nikt nie wie, kiedy dokładnie pełnią swoją wartę, niemniej jednak jest to zależne przede wszystkim od Twojego szczęścia. Zaleca się zatem trzymania w minimum trzyosobowej grupie, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by iść samemu - jeżeli posiada się odpowiednie ku temu umiejętności.
Aby dowiedzieć się, czy na Twojej drodze stanęli skorzy do bijatyki uczniowie, rzuć kostką.
Spoiler:
1, 2, 3, 5 - całe szczęście, tego dnia podróż wzdłuż ścieżki nie przyniosła Ci żadnych przykrych sytuacji. Pech postanowił Cię odpuścić - na jak długo - niestety nie byłeś w stanie stwierdzić. 4, 6 - swobodna przechadzka? Skądże - na Twojej drodze stają właśnie oni - wymagający pieniędzy, byś mógł w spokoju odejść. Jeżeli nie chcesz wdawać się w żadną bójkę, możesz zapłacić odpowiednią kwotę - zależną od ich humoru. Wówczas musisz rzucić jeszcze raz literką; A oznacza liczbę 1, B oznacza liczbę 2 - i tak po kolei. Następnie mnożysz liczbę przez pięć, odnotowując stratę w odpowiednim temacie. Jeżeli jednak nie możesz zapłacić wymaganej kwoty (przykładowo posiadając mniejszą ilość galeonów), musisz przejść do opcji walki.
Zasady
1. Walka opiera się z początku na wylosowaniu zaklęcia, z którego będziesz korzystać. Odruch ten jest normalny, naturalny, w związku z czym postanowiłeś użyć pierwszego czaru, który przyszedł Ci do głowy, by móc się obronić, gdy próba przekonania uczniów w żaden sposób nie zadziałała.
Spoiler:
A - Acusdolor (zaklęcie żądlące - 0 pkt z OPCM) B - Bombarda (zaklęcie niszczące powierzchnie - 0 pkt z OPCM) C - Conjunctivis (zaklęcie oślepiające ofiarę - 5 pkt z OPCM) D - Drętwota (zaklęcie oszałamiające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) E - Expelliarmus (zaklęcie rozbrajające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) F - Furnunculus (zaklęcie powodujące pojawienie się białych krost oraz piekących bąbli - 0 pkt z OPCM) G - Rictumsempra (zaklęcie powodujące nagły skurcz mięśni - 0 pkt z OPCM) H - Obscuro (zaklęcie powoduje pojawienie się u przeciwnika czarnej opaski - 3 pkt z OPCM) I - Relashio (zaklęcie powodujące wypłynięcie z różdżki strumienia ognia - 0 pkt z OPCM) J - Jęzlep (zaklęcie powodujące przyklejenie się języka do podniebienia ofiary - 0 pkt z OPCM)
2. Następnie rzucasz trzema kostkami odpowiadającymi za technikę użycia zaklęcia. Ważne współczynniki odgrywają tutaj przede wszystkim wymowa, ruch nadgarstkiem oraz szczęście. Sumując wynik, możesz dowiedzieć się, jak dokładnie podziałało Twoje zaklęcie i czy odniosło jakikolwiek skutek.
Spoiler:
3 - 7 - kompletna porażka, podczas której zaklęcie odbiło się rykoszetem w Twoją stronę pod wpływem Protego. W zależności od wylosowanego wcześniej czaru, zmagasz się z poszczególnym efektem aż do następnego posta; obrażenia natomiast są stałe i prędzej czy później będą wymagały uleczenia przez pielęgniarkę. 8 - 13 - po części dobrze go użyłeś, po części jednak zmagałeś się głównie ze swoim brakiem szczęścia lub odpowiedniej techniki - rzuć jeszcze raz kostką, by dowiedzieć się o ostatecznym wyniku działania zaklęcia. Parzysta - gratulacje, udaje Ci się prawidłowo zastosować czar na jednym z uczniów, odnosząc tym samym częściowe zwycięstwo; to jednak nie jest koniec Twoich działań. Nieparzysta - niestety, zaklęcie to nie jest ewidentnie Twoją mocną stroną, w związku z czym trafia rykoszetem prosto w Twoją stronę. Na szczęście jest osłabione, w związku z czym nie zmagasz się aż nadto ze skutkami tejże nieprzyjemnej sytuacji. 14 - 18 - udaje Ci się bez problemu wyprowadzić czar, w wyniku czego trafiasz jednego z uczniów i powodujesz u niego poszczególny efekt.
3. Wygrana wymaga dziewięciu prawidłowych trafień w stronę przeciwnika. Każdy z uczestników pojedynku posiada po trzy życia, o których informuje w podanym poniżej kodzie. Utrata wszystkich z nich powoduje jednocześnie wyłączenie z walki w postaci nadmiernej ilości obrażeń lub utraty przytomności. Nie można na niej zastosować Rennervate ani pozostałych zaklęć uzdrawiających, tak samo na pozostałych uczestnikach pojedynku - dodatkowo jest zobowiązana do napisania jednego posta w gabinecie pielęgniarki.
4. Każde dziesięć punktów z Zaklęć i OPCM uprawnia do przerzutu jednej z trzech kostek, w zależności od własnego wyboru. Przerzuty obowiązują podczas całej rozgrywki oraz nie resetują się wraz z kolejną kolejką.
5. Mistrz Gry oraz nauczyciele mają prawo do ingerencji w wątek w zależności od własnych preferencji oraz zastosowania odpowiednich kar za udział w pojedynku.
6. Pod koniec swojego posta należy zamieścić stosowny kod.
Spoiler:
Życia:٭ ٭ ٭ Rzucone zaklęcie: [url=Nazwa zakl%C4%99cia]Nazwa zaklęcia[/url] Statystyka z Zaklęć: Liczba punktów w kuferku Wykorzystane przerzuty: Wykorzystane przerzuty Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście: [url=kostka, kostka, kostka]kostka, kostka, kostka[/url] Obrażenia: Tutaj wpisz Życia przeciwników:٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭
Kod:
<og>Życia:</og> [size=18]٭ ٭ ٭[/size] <og>Rzucone zaklęcie:</og> [url=]Nazwa zaklęcia[/url] <og>Statystyka z Zaklęć:</og> Liczba punktów w kuferku <og>Wykorzystane przerzuty:</og> Wykorzystane przerzuty <og>Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście:</og> [url=]kostka, kostka, kostka[/url] <og>Obrażenia:</og> Tutaj wpisz <og>Życia przeciwników:</og> [size=18]٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭[/size]
7. W przypadku wygranej otrzymujecie nagrodę w postaci 150g (do podziału) oraz losowy przedmiot z poniższej listy - należy rzucić literką.
Spoiler:
A - Magiczny Flet B - Kompas Miotlarski C - Amulet Uroborosa D - Rozmach Grubej Damy E - Fałszoskop F - Jedno użycie Felix Felicis G - Światełko Dźwiękowe H - Smocza Zapalniczka I - Model Smoka J - Kryształowa Kula
8. W przypadku przegranej tracicie po 150g do podziału od każdej z osób.
Jeszcze nie tak dawno, gdyby przyszło jej na myśl, że znajdzie się z Ioannisem w takiej sytuacji, że będzie czuć to, co teraz czuła, roześmiałaby się sama do siebie i pokręciła z politowaniem głową. Nie do pomyślenia, ile się zmieniło przez ten czas, bo teraz wydawała jej się irracjonalna ta sucha sympatia, która kiedyś była jedynym uczuciem żywionym do Ioanniego. Gdzie to się podziało? Miała wrażenie, że to wszystko było naturalne, wręcz oczywiste. A jednak wyczuwała w tym też to niebezpieczeństwo, wiedziała, że skutki mogą być trudne do zniesienia. Niektóre właściwie już były. Ale Mia nie chciała o tym myśleć. Zresztą nie potrafiła, otumaniona serią barw migających pod powiekami, palącą skórą w miejscach, w których jej dotykał, jego ustami na jej wargach. Czuła niedosyt, chciała mieć go jeszcze bliżej i jeszcze bardziej, chciała poczuć go jeszcze intensywniej, chociaż zachłannie brała to, co teraz jej dawał. Przesunęła jedną dłoń na jego twarz, by odsunąć się na chwilę, przerywając pocałunek, ale wciąż tkwiąc z ustami przy jego ustach i półprzymkniętymi oczami. - Chodźmy gdzieś - powiedziała zachrypniętym głosem, sama zaskoczona tym, co miała przez to na myśli. To było zupełnie nieprzemyślane posunięcie, zapewne brzemienne w skutki, ale nie obchodziło jej to, przecież właśnie tego teraz chciała, dlaczego miała sobie tego odmówić, dlaczego po to nie sięgnąć? Potem będzie się liczyć z konsekwencjami, teraz nie czas na to.
Bardziej i więcej. Tylko tego teraz chciał, więc zaplątał palce w jej włosach, drugą ręką mocno przytrzymując w talii i chłonął chwilę. Nie spodziewał się tego, naprawdę sądził, że Mia się odsunie, stwierdzi, że postradał zmysły, że... sam nie wiedział do końca, czego się spodziewać i czego tak naprawdę by chciał. Oczywiście, że było przyjemnie, wręcz nieziemsko, ale czy tego oboje na pewno chcieli? Niby teraz nie byli pijani, więc Ursulis wiedziała co robi, więc najprawdopodobniej tego chciała... tylko do czego to zmierzało? Czy zmierzało w ogóle do czegokolwiek? Pomimo wielu poważnych wątpliwości szalejących gdzieś na dnie umysłu Ioannisa, skutecznie je ignorował ciesząc się i napawając chwilą, bo wiedział, że te są kruche i lubią się kończyć zbyt szybko. Tym razem zakończyła ją Mia, jednak nie w negatywnym sensie, jakby się spodziewał. Szczerze mówiąc to się lekko wystraszył, serce stanęło mu na moment, bał się, że zrobił coś źle i relacja między nimi drastycznie się pogorszy. Jednak kiedy usłyszał jej słowa, uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w bok. Tak, to miejsce zdecydowanie nie nadaje się do tego typu propozycji. Więc niczym szaleniec niepostrzeżenie wziął Mię na ręce i... poszli sobie, gdzieś, o.
Hej go, hej ho, do Hogmsmeade by się szło! Tak nuciła sobie pod nosem Dahlia, która raźnym krokiem przemierzała kolejne metry drogi z zamku do okolicznej wioski. Z wielką chęcią wybrałaby się do Londynu, ale była za młoda i nie było jej wolno, ech. Nie, żeby stosowanie się do powszechnie przyjętych zasad było u niej codziennością, raczej ich łamanie było swoistą rutyną (o ile można tak było mówić w tej kategorii), ale czasem wypada być dobrą gryfonką, aby jej dom nie tracił na darmo punktów. Muszą wszak kiedyś zdobyć puchar domów, o! Dlatego nawet pilnie chodziła na wszystkie lekcje, chociaż o ostatniej transmutacji na śmierć zapomniała. W sumie szkoda. Mogłaby się popisać hehehe. I poudawać profesora. Ale wtedy to by na pewno dał jej szlaban! Szczególnie, że był byłym ślizgonem. A oni nie lubią gryfonów. Ze wzajemnością zresztą! Takie oto dziwne myśli chodziły po jej główce, kiedy podskakiwała na głównej ulicy do Hogsmeade, przy okazji podziwiając widoki. Wiosna się zbliża, czuła to!
Jak dobrze, że Dahlii nie wolno było latać jeszcze do Londynu! Znaczy, pewnie nie za dobrze dla samej gryfonki, ale całkiem inaczej mógł na tę sprawę patrzyć mały jegomość, który planował (bądź planował to za niego całkowity przypadek) wtargnąć z pazurkami w życie szesnastoletniej gryfonki! W pewnym momencie wesołego hasania, Dahlia mogła usłyszeć miauczenie - oho, czyżby gdzieś w pobliżu czaiło się jakieś nundu? Nie, raczej nie, nundu nie zmieściłoby się do kartonu, z którego owe dźwięki wychodziły - biedny, malutki, oklapnięty karton, na pewno z uroczą, malutką, włochatą, porzuconą przez poprzedniego właściciela bez serca, spragnioną miłości zawartością, zdawał się mówić - dalej Dahlia, zobacz co się kryje w środku mnie!
Tak, hasała sobie i hasała, powoli zbliżając się do połowy drogi, kiedy to podczas wesołego hasania i podziwiania krajobrazów wokół usłyszała... miauczenie krwiożerczego nundu? Nieeee, to był najsłodszy dźwięk jaki było jej dane usłyszeć od dawien dawna. Przystanęła więc, nasłuchując. Może kociak się zagubił? Albo po prostu przyszedł się trochę połasić do jej nogi? Nic się jednak takiego nie wydarzyło. Postanowiła więc dzielnie zbliżyć się w kierunku zasłyszanego głosu, aż dotarła do... pudełka? Spojrzała na nie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie wahając się jednakże, uklękła przy znalezisku, po czym rozglądnęła się jeszcze dookoła w poszukiwaniu właściciela. Nic. Uchyliła zatem wieczko, by jej oczom ukazał się... śliczny, słodki kuguchar! Ojejejejejej odważne serduszko gryfonki automatycznie zmiękło, a jej kąciki ust uniosły się wysoko ku górze. Oczywiście nie trwało to zbyt długo, bo nagle w Dahlię uderzyła świadomość, że jakiś bezduszny i okrutny idiota zostawił go tu na pastwę losu, w takim zimnie, w obmierzłym kartonie! Och, aż poruszyła ręką, by dobyć różdżki i rzucić nienawistną avadą w tego imbecyla, ale oczywiście niczym rasowy tchórz zmył się z miejsca zdarzenia. Na pewno to był jakiś ślizgon, była o tym przekonana. Nie, uprzedzenia? Skądże znowu. A zmarszczone brwi i czoło tylko na to wskazywały, o. Westchnęła w końcu ze zrezygnowaniem, a potem wzięła pudełeczko i stanęła na równe nogi. Stworzonko było za bardzo przestraszone, głodne i zmarznięte, aby rzucać się na nią z pazurami. A ona się do niego uśmiechała, słodziaszkowała mu i w ogóle było uroczo. Na szczęście się jednak w porę opanowała i podreptała z powrotem do zamku, aby dać opuszczonemu kugucharowi nowy dom!
Aglaii znudziły się okolice zamku. Dziewczyna dość szybko nudziła się, a że musiała spędzić tu jeszcze wiele lat. Nie dało się przeskoczyć lat nauki, ponieważ magia była dość specyficzną dziedziną. Nie mogła przecież przerobić sama materiału z innych lat. Do tego potrzebna była praktyka i doświadczenie, a jej brakowało i jednego i drugiego. Może gdyby była Krukoną to coś by zmieniło? Chyba raczej nie. Aga była zagorzałą fanką lata, słońca i morza. Za tym najbardziej tęskniła podczas zimy. Cieszyła się, że przyszła chociaż w jakimś stopniu wiosna. Ostatnio Aglaia uznała, że ładnie wygląda w lekko zakończonych końcówkach włosów. Dlatego też na razie postanowiła tak się czesać. Cóż nie odpowiadał jej kolor. Chciałaby być ruda, jak mama, ale chociaż jakoś nie najgorzej wyglądała. Gavrilidis postanowiła więc wybrać się do wioski, gdzie po za uczniami i studentami byli jeszcze zwykli czarodzieje i czarownice. Tak więc teraz dziewczyna wędrowała drogą w kierunku wioski. Nie miała obranego konkretnego celu. Szła przed siebie z uniesioną do góry głową oglądając obłoki. Wędrowała powoli, żeby nie wpaść w jakąś dziurę, albo żeby się nie przewrócić.
On naprawdę kiedyś zaliczy solidny wpierdziel i to nie chodzi o wrogów, a raczej o nagminne spóźnianie się na zajęcia i zaniedbywanie kumpli... Podobno już ten Bennett naopowiadał głupot wszystkim, ale nie przejmował się. Jeżeli to jedyny sposób dzięki, któremu może komuś zaimponować no to co mógł na to poradzić? Cholera. Tak późno, a on zamierzał jeszcze posiedzieć w bibliotece i w ogóle ogarnąć się jakoś pod względem popraw, o które zabiegał od tygodni. A opcja poprowadzenia lekcji dla najlepszych studentów? Spalił już za sobą wszystkie mosty? Matka go zabije... Ona po prostu przyjdzie i go zabije. Christian umrze od razu, bo zawiedzenie prawie najważniejszej kobiety w życiu potrafi mocno przytłoczyć. Zamknął oczy i sięgnął po plecak, który niedbale zarzucił na ramię. Lala... To dokąd? Do Hogwartu! Mieszkanie w Hogsmeade miało wiele wad... Np. taka, że daleko do sal lekcyjnych! A przecież mógł zostać w wygodnym łóżku i cieszyć się życiem. To się mu zachciało. Nono... Ale dobra. Po drodze złapał kurtkę i postanowił się przebiec. I pewnie biegłby, jak głupi, bo musiał się wyżyć, ale zobaczył na swojej drodze pewną istotkę. Zwolnił kroku i przejechał po niej wzrokiem. Nie znał jej, ale może ona mu powie, że nie jest tak tragicznie spóźniony? Może jego zegarki kłamały? Matko bosko... - Cześć. KTÓRA GODZINA? - A miało się zacząć sympatycznie. Witamy w świecie Shivera.
W sumie w kontemplowaniu nieba nie ma z wiele ciekawych rzeczy. Ale mówimy tu o Aglaii Charze, która nie całkiem była normalna. Wywodziło się to z jej zamiłowania do wróżbiarstwa. Dziewczyna mogła całymi dniami obserwować niebo. I to nie miało znaczenia, czy był dzień, czy noc. Zawsze znajdzie się coś interesującego. A potem szybko do książek, aby znaleźć jakieś informacje odnośnie danego zjawiska. To była jedna z nielicznych dziedzin wiedzy, którą chłonęła jak gąbka. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ktoś coś mówi. Przystanęła i zamrugała ponieważ chwilę wcześniej słońce zaświeciło jej mocno w oczy. Miała przed oczami same plamy światła. - Godzina? - Aglaia przez chwilę szukała zegarka po kieszeniach. Nie nosiła go na ręce. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nosi zegarek na szyi na łańcuszku. Wydobyła go zza swetra. Popatrzyła na wskazówki po czym zwróciła się do chłopaka: - Za piętnaście czwarta.
To bardzo nam przykro, ale w świetle tak postawionej sprawy zdał sobie sprawę, że już po jego spotkaniu z człowiekiem X w miejscu Y, z czego ustalona godzina Z odbyła się w czasie A, a spóźnienie wynosi D. Oblicz przyspieszenie z jakim będzie leciał Chrisitan, kiedy zda sobie sprawę, że dostał kopaniaka w tyłek. Nie? Nie będziemy tego rozwiązywać? Mugolska fizyka była taka zajmująca... No może nie tak inspirująca, jak Wróżbiarstwo, ale zajmowały się podobnymi tematami z kategorii: niepojęte! Kto by pomyślał, że będzie stawiał dzisiaj takie śmiałe tezy. Uśmiechnął się lekko zakłopotany swoim zachowaniem i wzniósł oczy ku niebu. Rzeczywiście powinien być bardzo odpowiedzialny, a on stanowił pożywkę dla wszystkiego, co mogło go wykorzystać. Zero skuteczności w asertywności. Przykro? Troszeczkę. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Jego zegarki rzeczywiście nie tylko wskazywały spóźnienie, ale bardzo małe w stosunku do rzeczywistego... Jak to? Za piętnaście czwarta, a za piętnaście trzecia to różnica. Chyba każdy to widzi, nawet idiota z trollem z Numerologii... Mhm. - Dziękuję Ci bardzo. - Ocknął się i nawet nie złapał się na tym, jak oskarżycielskim tonem to rzucił. Przecież to oczywiste, że mogła okazać się aniołem od losu i powiedzieć, że jest sobota, albo że to sen, a on się zaraz obudzi. A tu co? ZA PIĘTNAŚCIE CZWARTA. Cholera... Czas był jego wrogiem. Zbyt wielkim do pokonania. Stanął, więc w miejscu rozmyślając nad beznadziejnością i lenistwem, które go opanowało.
Aglaia Chara wypuściła zegarek, który opadł swobodnie na sweter. Trzeba było przyznać, że to był dość osobliwy sposób na noszenie zegarka. Większa część ludzi nosiła go na ręce, nawet czarodzieje, ale w obu grupach społecznych znajdowali się tacy, którzy tak jak Aglaia nosili zegarek w inny sposób. - A proszę bardzo. Adze nie umknął ton głosu chłopaka. Zasady dobrego wychowania się kłaniają. Gavrilidis była dość spostrzegawcza, co zawdzięczała maniactwu wróżbiarstwa. - Tylko, że to nie moja wina, że jest taka a nie inna godzina. I tyle jeśli chodziło o nie mówienie tego, czego się mówić nie powinno. Przemilczała jednak uwagę, że powinno się w takim razie lepiej sobie organizować czas, jak człowiek sobie nie radzi. Z tym, że Aga raczej nie liczyła się za bardzo z uczuciami innych. Jak się ma dwóch braci to niestety trzeba umieć walczyć o swoje. I w dodatku jak się jest najmłodszą. Dziewczyna schowała ręce do kieszeni płaszcza. Czemu nie wzięła ze sobą rękawiczek? Przecież jeszcze na dobre nie zagościła w Hogwarcie.
Zatrzymał się i przejechał ją wzrokiem. Co? Teraz pytała oto czy to jej wina?! Eee. Ale skąd on mógł wiedzieć czy to jej wina czy też nie? A może faktycznie wiedział, ale był zbyt wkurzony, żeby myśleć logicznie? Eee. Ale o co chodzi? Shiver chyba przestał ogarniać swoje życie, ale to nic. Niedługo będzie miał okazję ogarnąć to wszystko i w spokoju pomyśli o sobie. Może wreszcie ustali plan działania i przestanie być taki roztrzepany. Ooo. To zdecydowanie by było dobre wyjście, przynajmniej dla ludzi, którzy byli zmuszeni do przebywania w jego towarzystwie. No i to by było na tyle. - Tak, tak. - Przerwał jej w sposób jak zawsze bezczelny,acz zupełnie nie w jego stylu... Przejechał dłonią po twarzy i stwierdził, że faktycznie nietakt był teraz jego nieodłącznym towarzyszem. - Dobra przepraszam. - Wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na niebo. Już nawet nie musiał się spieszyć przecież i tak był spóźniony, zbesztany i zapomniany... - Wybacz, ale właśnie zaliczyłem kolejne spóźnienie i boję się myśleć, co ze mną zrobią. - Ale i tak miał dość i nie miał zamiaru ruszać się z miejsca. Zdarza się. Za te wszystkie lata mógł teraz sobie odbić, choć dobrze wiedział, że jego życie osobiste powinno być komplementarne do nauki i pracy, którą zamierza podjąć... Trudno. Potem o tym pomyślimy.
Aglaia już miała mu powiedzieć, co myśli o takiej postawie, ale ugryzła się w język. Nic w sumie jej nie da, że będzie darła koty z każdym, kto jej zdaniem na za zasłuży. Na swoje szczęście chłopak przeprosił, chociaż czy szczerze, czy tylko dla świętego spokoju, tego nie wiedziała. Ale i też nie zamierzała dalej tego drążyć. Chyba, że znów Gavrilidis coś nie podpasuje. Trzeba było pomyśleć o tym za w czasu nie wytrzymała Aglaia. Musiała to powiedzieć, chociażby nawet nie na głos. Cieszyła się, że nie można od tak sobie czytać komuś w myślach, chociaż wiedziała, że nie jest to niemożliwe. - Aż tak źle? Gryfonkę takie niespodzianki nie spotykały. Była wręcz chorobliwą perfekcjonistką. Wszystko u niej musi chodzić jak w zegarku. Nie zazna spokoju dopóki, dopóty nie będzie tak, jak jej zdaniem być powinno. Każde działanie czy decyzję raczej lubi mieć pod kontrolą. I nie daj, jak coś nie stoi na swoim miejscu. Wtedy w Adze budzi się prawdziwy demon i szalu dostaje. Taka mroczna strona Aglaii Chary. Na szczęści mało kto wie, o tej drugiej naturze.
A czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Czy to dobrze czy to źle? Cholera jasna. Jasne, że miało znaczenie i jasne, że było źle. Przecież miał takie plany. Naprawdę chciał dzisiaj już tego wszystkiego dopilnować, ale nie wyszło. Znowu. Cudowna historia. Nienawidził sam siebie za dzisiejszy poranek. Za to, że chyba sam siebie zawiódł i zniszczył idealną opinię o swojej osobie. Ale najwidoczniej trzeba zrobić dobrą minę do złej gry? Co się mogło stać? Ok. Zrzuci na niedbałość dozorcy w kamienicy, bo coś się stało i musiał postać i powiedzieć, o której wrócił i że to nie jego wina ogólnie... Na pewno mu uwierzą, przecież miał nienaganną opinię. Czemu mieliby być przeciwko niemu? Uśmiechnął się lekko pod nosem już w nieco lepszym nastroju, choć doskonale wiedział, że na dłuższą metę takie wykręty nie będą już brane pod uwagę, jak fakt, ale jak kolejna wymówka zakochanego chłopca... Szkoda. Naprawdę szkoda. - Nie no. Coś wymyślę. Przecież zawsze trzeba sobie jakoś radzić. - Stwierdził nieco beztroskim tonem, może powinien zostać aktorem? To nie byłby zły pomysł gdyby mógł się potem z tego utrzymać.
O radzeniu sobie, Aga wiedziała jak najbardziej. Przetrwanie w szkole pełnej uczniów, uczennic, studentów i studentek nie było wcale takie łatwe. - A tak przy okazji jestem Aglaia - powiedziała Gryfonka. Nie lubiła rozmawiać i nawet nie wiedzieć, jak jej rozmówca ma na imię. Nawet jeśli i tak za chwilę zapomni imienia Agi, to i tak raczej wymaga tego dobre wychowanie. Aglaia chorobliwie bała się samotności, dlatego też jak ognia unikała chwil, kiedy jest tylko i wyłączenie sama. Po za oczywiście chwilami, gdy miała dość wszystkich i wszystkiego lub gdy zgłębiała tajniki wróżbiarstwa. - Jakoś sobie trzeba radzić - zgodziła się z przyjacielskim uśmiechem. Szczerze powiedziawszy, Aga za nic nie mogła sobie przypomnieć, czy już gdzieś chłopaka nie widziała. Jednak z ręką na sercu mogła powiedzieć, że nie. A miała dobrą pamięć do twarzy.
Oczywiście, że znanie imienia swojego rozmówcy jest mega ważne, ale przecież on miał takie nieogar w życiu, że byłoby całkowicie normalnym gdyby się okazało, że zapomniał spodni. Dlatego posłał nerwowe spojrzenie na dół, ale na szczęście się okazało, że chociaż garderoba się zgadzała. Nie sprawdzał skarpetek. Jeszcze dziewczyna pomyślałaby, że zachciało mu się teraz rozbierać i będzie musiała na to patrzeć. Podaruje jej takich domysłów, bo spartaczy jej psychikę i biedna potem wyląduje w Mungu myśląc, że pojechała na zwiedzanie. A on? Będzie musiał jej przysyłać banany i kolorowe książeczki ze zwierzętami. Logika Christiana była taka, że ostro wykraczała za rzeczywistość teraźniejszą dotykając głównie przyszłości i najgorszych konsekwencji. - Miło mi. Jestem Christian. - Już miał dodać nazwisko, ale stwierdził, że to nie ma najmniejszego sensu, więc pozostał przy imieniu. - Dokąd się wybierasz? Spytał i zarzucił plecak na dwa ramiona, choć w żaden sposób nie wyglądał, jak uczniak. Poważniejsze rysy twarzy i ogółem plakietka: "studencior" dodawały lat. Ech.
- Mnie również jest miło. Ach ta grzeczność. Aglaia czasami potrafiła się na nią zdobyć. Cóż. Mówi się, że pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. I w przypadku Agi tab było więc wypadało się postarać. Na pierwszy rzut oka wyglądała zupełnie inaczej niż była w rzeczywistości. Nie na darmo się mówi, że pozory są mylące. Aglaia Chara nie była doskonałą aktorką, ale też tak całkiem beznadziejną też nie była. Jak chciała stwarzała pozory, lecz to na dłuższa metę ją męczyło. Wolała być sobą, chociaż nie ujawniała swojej demonicznej strony. A konkretnie przesadnego pedantyzmu. - Idę się przejść tak bez konkretnego celu - powiedziała Aga, zanim się zorientowała, że nie tak powinna odpowiedzieć. Teraz mogła tylko już albo pogorszyć swoją sytuację, albo jakoś z tego wybrnąć. Chociaż raczej znając życie się pogrąży. No, ale nie ma co się użalać, skoro słowo się rzekło. - Poczułam wiosnę, chociaż nie na dobre jeszcze wróciła - podjęła przerwany wątek. - Trzeba przewietrzyć umysł. - Dodała. Bo akurat chłopak jej uwierzy. - Tereny zamku widzę codziennie, wiec może wyrażę się w ten sposób. Idę do wioski bez konkretnego celu.
Dziwiła go ta próba konkretyzowania po kolei słów, które od ogólnych przekształciły się w szczerą odpowiedź. Jeszcze nigdy nie spotkał się z takim zachowań. Zazwyczaj ktoś omijał temat, albo próbował wyskrobać coś, co od razu było prawdą. A tu jakby wyczuł wahanie... Narastające poprawianie samej siebie, aby wreszcie wykluć kilka słów dla nieznajomego. Jak powinien to interpretować? Na pewno tak, że potrzeba jej pewnie dłuższej znajomości, aby zaufać, a jeszcze większej siły, aby zmusiła się do tego kierując się intuicją... I chyba cenił to w ludziach, albo tak się mu wydawało. Ostatnio nic dla niego nie było jasne. Kłopoty narastały, a on nie potrafił chyba odnaleźć w tym nowego siebie, którym niewątpliwie się stawał i choć tak bardzo chciałby to zatrzymać to chyba to się buntowało w nim bardziej niż zwykle. Hm. - No to Ci powiem, że cel w takim przypadku może być blisko lub bardzo daleko. - Chodziło mu oto, że skoro szła "bez celu" to i tak kiedyś będzie zmuszona się zatrzymać, albo chociaż zawrócić i wtedy pozna koniec swojej wędrówki, który nazwie celem. Ciekawe, jak wtedy zareaguje. Może przysiądzie na kamieniu, aby o tym pomyśleć, albo zignoruje wszystko i w popłochu ucieknie. Emocje były ciekawą huśtawką. Hm.
Aglaia bynajmniej nie zaliczała się do całkowicie typowych dziewczyn. Wiadomo, że każdy ma swoje demony i słabości. Z tym, że panna Gavrilidis szła za ciosem. Jak już coś zostało powiedziane, nie miało największego sensu zaprzeczanie. Nie da się cofnąć tego, co już się wydarzyło. Więc dziewczyna nie widziała sensu w zaprzeczaniu swoim słowom. Czasami zdarzało jej się, że mówiła chaotycznie. Tak bez ładu i składu. Aż w końcu się sama zaplątała i na końcu musiała jakoś dojść do porozumienia z samą sobą i ze swoim rozmówcą albo rozmówczynią. - Nie zaprzeczę, że coś w tym jest - zgodziła się Aglaia. To zdanie miało w sobie coś z zakresu jej wróżbiarskich zainteresowań. Jakąś ukrytą głębie, znaczenie. Coś, czego nie potrafiła w tej chwili zauważyć. - Nie da się przewodzić dokąd zaprowadzi człowieka podążanie ku celowi - Aglaia miała skłonności do filozofowania. Jeszcze nic dobrego z tego nie wynikło. Nie miała przeszkolenia z tego zakresu. Więc mówiła to, co uznała za istotne, z jej punktu widzenia. - Niby każdy ma jakiś cel w życiu, ale czy może mieć całkowitą pewność, że to co było jego celem rzeczywiście nim jest?
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Zaimponowała mu. I nie ulegało wątpliwości, że zainteresowała rozmową! A to rzadko zdarzało się osobie, z którą zamienił raptem... Eee... Trzy zdania? No cóż. Nigdy nie liczył zdań, które wymienił z rozmówcą, a szacowanie nie było jego najlepszą stroną... Nawet patrząc na to przez pryzmat bycia Krukonem! Każdy miał swoje słabe strony, a on nienawidził Numerologii! No proszę bardzo! Tylko nie wykorzystajcie tego przeciwko niemu! Może i umysł obszerny, który ogarnia wiele dziedzin, ale pomimo wszystko. Ech tam! Nie czepiajmy się... Lepiej dalej prowadźmy dialog i sprawdzajmy godzinę... Może trzeba zacząć biegać? Pogoda już na to pozwalała. A jemu przydałoby się trochę ruchu! Co o tym sądzicie? Bo ja sądzę, że dla jego leniwego tyłka przyda się trochę tego! No nic. Jeśli nie quidditch to chociaż to! A właśnie! Krukoni grali w ten weekend! Zastanawiał się czy powinien skontaktować się z ich kapitanem i zaproponować swoją osobę, jakby nie mieli już naprawdę kogo tam wyprowadzić, ale chyba nic nie wskazywało na to, by na razie miał to zrobić. Jednym z takich powodów było to, że biedny on... Nie mógł dotrzeć do zamku. Posmutniał na chwilkę i przypatrując się jej z zainteresowaniem... - A w ogóle można wieść życie bez celu? Wydaje mi się to całkiem niemożliwe, a Tobie? Ludzie to przecież stworzenia, które ciągle chcą coś osiągnąć! - No i proszę. Znalazł osobę, która zaraz z nim rozwiąże zagadkę sensu życia ludzkiego!
Aglaia była szczerze zaskoczona. Dała plamę na samym początku, a jak się okazało chłopak tak tego nie odebrał. A to ci heca! Nie na co dzień miała okazję sobie tak porozmawiać. Zwłaszcza, że czasami lubiła rozmyślać nad sensem życia. Po trosze było to powiązane z wróżbiarstwem. Z zagadkami ludzkiego życia i przyszłości. - Możliwe, że można - powiedziała Aglaia. Grunt do dobrze zmyślać. - Ktoś żyje z dania na dzień, tak po prostu. Nie ma celu, ale żyje i jakoś sobie czas gospodaruje. Chociaż nie dąży do niczego, to jednak nie da się zaprzeczyć, że ów człowiek istnieje. Tak myślę - zakończyła. Na chwilę zamilkła. Tak myślała, więc powiedziała. Czasami ludzie potrzebowali wiele lat, czasu, aby zrozumieć, do czego dążą. Przecież nie każdy tak od razu wie, czego chce od życia. Ima się różnych zajęć zanim zrozumie, po co żyje. - Zdarzają się jednostki, które szukają celu - podjęła Aglaia. Nieświadomie wciągnęło ją to. Temat był bardzo nie typowy. Fascynujący. Kiedy mówiła dalej oczy jej się świeciły. - Czy od razu, kiedy tylko zrozumiałeś świat dookoła siebie wiedziałeś, co chcesz zrobić ze swoim życiem?
Los ludzki mógł być bardzo ciekawy, jeśli tego chciał. Jeśli Ty rzeczywiście miałeś ochotę posłuchać o nim i zastanowić się nad nim sam. To nie było trudne i nie chciało takie być. Jasne? Christian uśmiechnął się lekko do Agi i nic na razie nie odpowiedział. Jakby potrzebował czasu dla skołatanych myśli i nie tylko. Tak mu się wydawało i nie chciał na razie tego zmieniać. Wreszcie odchrząknął zbierając się w sobie: - Rzeczywiście. Może jest w tym trochę racji, ale przecież człowiek zawsze ma jakiś cel... A to chce dotrzeć do domu, a to zjeść śniadanie. I każdy ma marzenia. - Wzruszył ramionami zastanawiając się nad sensem tego, co powiedział. Czy nie miał racji? Jasne, że nie musiał jej mieć, ale może miał? Nie wiadomo o co mu teraz chodziło, bo w sumie zarówno Agu, jak i on mieli racje. A zatem o co chodzi... - Myślę, że nie. Tym bardziej, że dziś też za bardzo nie wiem. - Zaśmiał się zastanawiając się nad jej pytaniem dopiero teraz w sensie dogłębniejszym i wiecie, że nic nie wymyślił? Chyba się tego wstydził, więc powtórzył wybuch śmiechu i dopiero potem ciągnął. - Hm, a Ty? To chyba trudna decyzja.
No to trafił jej się nietypowy rozmówca. Aga szczerze się cieszyła, bo nie na co dzień miała styczność z podobnymi ludźmi. Chociaż w sumie nie mogła mieć pewności, czy nie robi sobie z niej żartów? Nie znała Christian wcale. Musiał być od niej starszy, a mimo to jak na razie dobrze się z nim jej rozmawiało. - Jakby nie patrzeć to, masz racje - Aglaia głębiej wsadziła ręce do kieszeni. Od stania w miejscu robiło jej się trochę zimno. Ale co tam. - W życiu codziennym każdy ma cel. - Zgodziła się. - Jednakże jeśli się spojrzy na to z szerszej perspektywy cel można określić jako wyznaczenie sobie przez człowieka określonego zadnia, do którego dojście wcale nie może być łatwe i proste. Kto by się spodziewał, że takie rozmowy są naprawdę ciekawe? Aga jeszcze nie prowadziła ich z kimś, kogo to w miarę interesowało. Co do jej życiowego celu. Oczywiście, że wiedziała, chociaż wielu jej rówieśników tego nie wiedziało. - Ja wiem, co chcę osiągnąć w życiu - powiedziała.
Christian i żarty... Ostatnio to trochę niemożliwe, bo stał się jeszcze bardziej zamknięty niż tydzień temu. Niby miłość, niby kochanie, ale zauważył, że nic dobrego z tego nie wyniknęło dla jego dziwnej, pokręconej kariery. Właściwie dlaczego już nie otrzymywał listów od matki, która jakoś no wiecie? Zawsze spamiła pytaniami o zdrowie... Sztywne formułki były u Shiver'ów jak chleb powszedni... A stos książek o psychologii był jedyną rozrywką Christiana w przerwach pomiędzy kursowaniem do kuchni i łazienki... Listy z kolegami, przyjaciółmi? Zawsze miał wrażenie, ze sprawiał ból matce kiedy kiedykolwiek wspominał o jakimś człowieku, albo co gorsza pisał do niego list czy szedł na spotkanie. Jakby wybrała mu samotność i teraz... I teraz to wszystko procentowało dziwnym bólem... Strachem... No nic. Nie mniej jednak to właśnie stąd pochodzi jego dziwne podejście do życia, więc Agu niech zupełnie porzuci myśli, że on sobie z niej żartuje. Och w żadnym wypadku! Nigdy i przenigdy! - No tak. To wszystko jeszcze zależy jaką mamy definicję celu i szczęścia. O ile szczęście istnieje, bo szczerze powątpiewam. - Wzruszył ramionami, jakby wszystkie rozumy pozjadał, ale to było tylko typowe krukońskie spojrzenie, które świadczyło bardziej o zamyśleniu niż o wymądrzaniu się.
Postawa chłopaka zaskoczyła Agę. Wiadomo, że każdy inaczej definiuje szczęście, ale Aglaia nigdy nie zwątpiła w jego istnienie. Bo nawet, ej zdaniem, w najczarniejszych chwilach można znaleźć niewielkie szczęście. - Nie mogę cię zmusić, żebyś wierzył w szczęście - zaczęła Aga powoli dobierając słowa. - Nie mniej jednak sądzę, że każdy ma takie chwile w życiu, kiedy wątpi. Ale szczęście, tak myślę, zawsze w końcu się do człowieka uśmiechnie. Nawet w najmniej spodziewanym przez nas momencie. Ale to tylko moje zdanie. Gavrilidis szanowała zdanie innych i nie narzucała swojego. Wolność myśli i wypowiedzi. Tak sądziła. Szczerze się cieszyła, kiedy ktoś się z nią nie zgadzał i wygłaszał swoje zdanie. - Czasami cel jest przed człowiekiem ukryty - uznała. Możliwe, że już o tym wspomniała, ale nie pamiętała. Ta rozmowa była bardzo interesująca. Miło było, że Christian trakowa tę rozmowę poważnie. A nuż Aga dowie się czegoś nowego?
Och jasne, bo tak się ta Clarcia o wszystkich martwiła! Znaczy jeśli chodzi o Scarlett, to naprawdę była gotowa z prawdziwą gryfońską zaciekłością walczyć o te biedne, hogwarckie duszyczki, zmuszone do egzystowania z tą ślizgońską harpią w jednym zamku... ech. I to się również składało na to całe wytrzymywanie z SMS! Bo Hepburn doprawdy nie wierzyła, aby ktoś taki jak Saunders potrafił zbyt długo żyć w monogamicznym związku. Ba, że w ogóle w takim potrafił żyć! Pewnie już zdradziła tego swego biednego chłoptasia z 9329832 razy, ehe! I kiedy wyszli z pubu, prawdopodobnie w o wiele radośniejszych humorach niż do niego weszli, udali się razem w drogę powrotną do Hogwartu. Nie wiadomo przecież co czaiło się w tych dzikich zaroślach na dwójkę niewinnych i trochę podchmielonych gryfonów, w grupie siła i takie tam! I pomimo swojej niesamowitej gryfońskiej odwagi, Clara mocniej chwyciła Griga z rękę, tak tylko, aby go żaden centaur czy inny troll z lasu nie porwał. W dodatku przecież niósł butelkę jakiegoś alkoholu, pewnie nie tylko uczniowie i studenci Hogwartu byli na niego tak łasi! - Wydaje mi się, że powinniśmy otworzyć butelkę teraz, tak, aby żadna chimera nam jej nie podpieprzyła - stwierdziła poważnie, zatrzymując się nagle. Nie wiedziała co prawda gdzie dokładnie się znajdują i czy przypadkiem już nie weszli na teren zakazanego lasu, ale te obawy zaraz zniknęły, zastąpione przez jakieś inne szaleńcze myśli, nad którymi Clara również straciła panowanie. Trochę też miała lekkie zachwiania równowagi i najlepiej by zrobiła, gdyby nie zatrzymując się, pognała prosto do łóżeczka, ale na razie wolała chyba zaryzykować spotkaniem z jakimś stworem, niż tak po prostu oznajmić swojemu partnerowi w piciu, że na dzisiaj koniec. Przecież nie wypadało! Co by sobie ten Grig pomyślał!
Super, nic tylko życzyć powodzenia w zwalczaniu SMS. Oczywiście jeśli Clara ładnie Griga poprosi, to może jej jakoś pomóc, podpalić ją trochę czy coś. Nie miał chyba nic do niej, ale pewnie jakby Hepburn by go poprosiła, trudno byłoby jej odmówić. W końcu jest taka urocza z tymi swoimi świetnymi piegami. Cała reszta szczerze mówiąc po prostu średnio interesowałaby Griga, co jak i dlaczego. Każdy powód jest dobry, żeby pobawić się ogniem na rzeczach kogo innego, co nie? No z pewnością byli o wiele bardziej radośni. Orlov już zapomniał dawno co się stało, dlaczego tu przyszedł i że Dex zostawił go samotnie, bez kompana do picia. Szczególnie, że miał teraz taką uroczą towarzyszkę, ot co. I nie mają co się bać iść do ciemną ścieżką, bo byli odważnymi Gryfonami, więc spoko. Poza tym nie było tak do końca całkiem mrocznie, bo Grig bawił się różdżką, mechanicznie co jakiś czas podpalać coś na ziemi, by szybko to gasić nogą, kiedy stawiał kolejny krok. Drugą ręką trzymał mocno malutką dłoń Clary, żeby mu się nie zmieniła, w końcu jest taka mała itp. Spojrzał na nią zdziwiony, kiedy zatrzymała się gwałtownie i uśmiechnął się szeroko. - Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby w twoim przypadku dalsze picie jest rozsądne – powiedział, mimo wszystko odkręcając alkohol, by samemu się sporo napić. Podał jej niepewnie alkohol. W końcu to duża dziewczynka i na pewno wie kiedy przestać pić. Jasne. W każdym razie jeśli jeszcze bardziej by się chwiała, Grig był gotowy ją łapać, spokojnie. Nawet z przyjemnością to zrobi, więc może się wywalać. I pewnie pomyślałby, że to całkiem dość mądre z jej strony, że nie chce już pić, ale co tam, yolo.