Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Obrzeża lasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 31 z 39 Previous  1 ... 17 ... 30, 31, 32 ... 35 ... 39  Next
AutorWiadomość


Bell Rodwick
Bell Rodwick

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4902
  Liczba postów : 4482
http://czarodzieje.forumpolish.com/t58-bell-rodwick
http://czarodzieje.forumpolish.com/t243-bell-rodwick
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7785-bell-rodwick#216614
http://dzika-mafia.blog.onet.pl/
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Cze 12 2010, 14:20;

First topic message reminder :




Jeśli tutaj się znalazłeś to jeszcze nie dostaniesz szlabanu a co najwyżej srogie upomnienie. To granica, po której przekroczeniu znajdziesz się już w sławnym zakazanym miejscu. Są tu porozrzucane większe głazy, na których można sobie przysiąść. Bardzo często może atakować wrażenie obserwowania przez kilkanaście par oczu.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Mar 24 2018, 16:27;

Liam widział, że Mefistofeles nie wyglądał najlepiej. Zmęczony czasem przed pełnią, na kilka minut przed jej pełnym blaskiem musiał cierpieć dziesięć razy mocniej, niż kiedy Liam widział go na ostatniej lekcji ze Swanem, na początku miesiąca. Zawinięty w kocu, niemal chorobowy Wilk był czymś zupełnie innym od bestii, która powoli wychylała łeb spod ludzkiej skóry mężczyzny. Ale w tym jednym momencie, w którym ujrzał go wśród czarnych drzew, jego twarz, jakkolwiek niezmieniona przez grymasy i nadchodzący ból – była po prostu znana. Budziła nadzieję – a że i ona po pewnym czasie umarła, to już inna sprawa.
Przestawał karmić się złudzeniami, że istniał najmniejszy cień szansy na wydostanie się z lasu jeszcze dzisiejszej nocy. Ból promieniował mu niemal po całej nodze, a zimno zdawało się nieznośne. Wydawało mu się, że przemókł od wilgotnego podłoża… skarpeta oplatająca teraz mocno napuchniętą kostkę z pewnością nasiąknęła już wodą. Jeśli wyjdzie z tego żywy, z pewnością nie z tym samym zdrowiem. Teraz pytanie czy ograniczy się tylko do kataru i gorączki czy niedyspozycja wykrzywi mu również psychikę.
„Troszkę dalej.”
Drżał przeraźliwie mocno, ze wzrokiem wlepionym w twarz Mefisto. Jeszcze nie pojmował, że czekają go długie godziny, nim zacznie się przejaśniać; lub pojmował, ale wciąż nie był w stanie sobie wyobrazić, że dłużyć potrafiła się minuta… co dopiero wyższe z jednostek czasu. Nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić, po prostu pokiwał głową z lekką oznaką paniki, która zaraz płynnie przeszła z lekkiej w cholernie dużą.
- Mef? – wytrzeszczył oczy z rozszerzonymi ze strachu źrenicami, orientując się, że księżyc nie miał ani krzty wyrozumiałości dla chwili; zmiana zaczęła postępować, wyrywając z ust mężczyzny dźwięki, o które Liam nigdy nawet nie śmiałby go podejrzewać. Potworny warkot wcisnął delikatną sylwetkę młodzieńca w drzewo tak mocno, że szatyn był w stanie dokładnie wyczuć teksturę kory, która przebijała się przez warstwę płaszcza, szaty i koszuli, docierając do skóry.
Przemiana była najpotworniejszą sceną, jaką kiedykolwiek zarejestrowały siedemnastoletnie, błękitne oczy chłopaka. Rivai rozchylił nieznacznie usta, wgapiając się w cierpienie Mefistofelesa z olbrzymim niezrozumieniem. Jakby nie potrafił uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Że to się dzieje co miesiąc. Dla niego Nox wyglądał, jakby właśnie umierał w najbardziej dotkliwy i bolesny sposób, jaki tylko wymyślił dla nich świat, w którym żyli.
Trzask, warkot, skowyt, świst…
Nie mrugnął ani razu, nawet nie zauważając, że przez cały czas wbijał paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, rozdzierając skórę w kilku miejscach. Pełnia pokazała się w całej odsłonie, rzucając białe światło między koronami drzew. Oświetliło ich obie sylwetki… Liam wydawał się równie blady, co błyszczący ponad nimi księżyc, a Nox… Nox stał się koszmarem Rivaia.
Rozpoznawał tę bestię. Każdy charakterystyczny punkt na jej pysku, kolor sierści, kształt uszu… ale strach, jaki czuł był inny, niż tamtej nocy. Wówczas z góry zakładał, że wilkołak był bezrozumną maszyną do rozpłatania gardeł tych, którzy ośmielili się stanąć mu na drodze. Teraz… związano mu ręce. Nie potrafił patrzeć na likantropa jak na bezosobowe monstrum, o którym czytał w książkach.
To był Mefistofeles Nox. Ślizgon z trzeciego roku studiów, który był pierwszą osobą, jaka zaprosiła go na randkę. Mieszkał w Hogsmeade i do tej pory zdążył ściągnąć go do siebie trzykrotnie, a każda wizyta sprawiała, że bawili się doskonale. Pracował w menażerii, posiadał diabelnie rozkosznego kota i ciężką przeszłość. Pamiętał jego uśmiech, złośliwy czy szczery… na myśl przychodził mu zakłopotany wyraz twarzy, gdy wręczał mu koc… koc, w którym parę dni później zobaczył go na jednej z lekcji. Był wytatuowany, wysportowany i utalentowany, a przy tym cierpliwie znosił całą paplaninę Liama, ba, samemu czasem się rozgadując…
… widział tę osobę z obrośniętym ciemną sierścią pyskiem i choć wrażenie było potwornie osobliwe, Rivai nie miał już podstaw, by dłużej oddzielać od siebie te dwie postacie: Mefisto i wilkołaka. Niemniej strach był... i był inny.
Większy.
Szczerszy.
Bo mu po prostu ufał, a wizja zabicia tego zaufania przyszpilała go tylko mocniej do drzewa. Oddech miał szybki, a serce obijało mu się w piersiach niemal boleśnie.
- Mefi… t-to ty? - szeptał, czując, jak stróżka krwi spływa mu z kącika ust, wzdłuż twarzy po brodzie, w końcu kapiąc na materiał płaszcza. Był przerażony. Kompletnie sparaliżowany strachem, niemal zastygły w bezruchu, nie licząc unoszącego się i opadającego pod wpływem oddechu ciała. Podobnie, jak podczas ich pierwszego spotkania – niemniej teraz chłopak zamiast zamykać oczy i czekać na śmierć… wpatrywał się ze strachem niemal w ślepia bestii, doszukując się tego mężczyzny, z którym kilka dni temu śmiał się przy strojeniu w garnitury. – Przysięgałeś. - drżał mu głos.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Mar 24 2018, 17:41;

Żal zdawał się rozrywać serce Mefistofelesa i to bolało bardziej, niż przemiana. Świadomość, że tuż za nim znajduje się ten słodki chłopak, którego całe jestestwo opierało się na niewinności, dobijała Ślizgona. Nie był w stanie wyobrazić sobie, że miałby zrobić mu krzywdę, pokazać się z tej gorszej - najgorszej? - strony. Pamiętał doskonale ile strachu napędził siódmoklasiście tamtym pierwszym wyskokiem, a był on w pełni niezamierzony i przypadkowy; teraz nawet nie musiał się starać, aby zbudować atmosferę prawdziwej grozy. Widział przerażenie w błękitnych oczach swojego towarzysza jeszcze zanim się odsunął, ale nie wytrzymał tego spojrzenia. Musiał uciec, odsunąć się, po prostu...
Po prostu nie mógłby go skrzywdzić. Tu już nie chodziło o to, że za jakikolwiek wyskok podzieliłby losy ojca w więzieniu; nie przejmował się nawet własnymi zasadami moralnymi i etycznymi. Największy problem polegał na tym, że Mefistofeles Nox fizycznie i psychicznie wiedział, że jeśli skrzywdzi Liama, to sobie z tym nie poradzi.
Ale tonął coraz bardziej w natłoku emocji, w energii kumulującej się w jego piersi i wychodzącej na zewnątrz w formie ostrzegawczego warkotu. Wilkołaki nie były stworzeniami atakującymi jedynie w zagrożeniu - znane były z atakowania czarodziejów, a nie mugoli. To ich krwi pragnęły, a nie przypadkowych śmiałków wkraczających na nieodpowiednie terytorium. I Ślizgon też, tępo podporządkowany genom, powstrzymywał się ostatkiem sił. Gdzieś z tyłu głowy pamiętał wcześniejsze spotkania z ludźmi. Fire, następnie podwójna katastrofa na lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami... I za każdym razem kogoś krzywdził. Czy to było popchnięcie, przewrócenie, czy śmiertelne wystraszenie. W końcu potwór wyrwał do przodu, aby zaraz ugiąć się, powstrzymać, niemal przewrócić - zupełnie tak, jakby w połowie skoku zmienił zdanie. Parsknął przy tym wściekle, próbując złapać oddech, tak bardzo zagubiony w szaleńczym porywie. Nie wiedział już co robić, wpatrując się uparcie w swoją ofiarę i czując, jak pazury wyginają się nieprzyjemnie, wbijane w jeszcze zmarzniętą ziemię.
Warkot ucichł, jak odjęty machnięciem różdżki - wilkołak w ogóle nagle się uspokoił, odrobinę rozluźniając i prostując. Dalej drżał niespokojnie, ale nie szykował się do ataku; nie obnażał kłów, stęsknionych za rozrywanym pomiędzy nimi mięsem. Chyba musiał dopisać Liama do listy idiotów, którzy mieli czelność nazywać go w tak banalny sposób, nawet kiedy przywdziewał skórę bestii z najgorszych koszmarów. Z tym, że o ile w innych przypadkach tracił resztki rozumu, prowokowany traktowaniem go jak pieska salonowego, tak tym razem chyba rzeczywiście potrzebował przypomnienia, że jest po prostu Mefim. A wytknięcie mu przysięgi zadziałało niczym wylanie wiadra lodowatej wody na głowę.
Pamiętam, młody.
Odwrócił gwałtownie pysk, celowo zahaczając przy okazji kłem o własne przedramię. Słodka, metaliczna ciecz pozostawiła niewielkie piętno na jego języku, wystarczająco rozpraszające. Sierść potwora skleiła się nieco, ale to była stosunkowo powierzchowna rana - miała jedynie odciągnąć uwagę poszkodowanego. Łypnął raz jeszcze na siedzącego pod drzewem chłopaka, a następnie odwrócił się i z gracją nieludzką, piekielnie nierzeczywistą w obliczu leśnego podłoża, pomknął w gęstwinę. Pokonał raptem kilkanaście metrów, uginając się przed gałęziami i przeskakując ponad zawalonymi pniakami; dotarł do swojej "skrytki", czyli niewielkiego zawiniątka z kocem i kurtki, porzuconej jeszcze przed przyjściem Puchona. Ciężko było się zatrzymać, bo las wołał Mefisto, a strach przed nagłym powrotem do tego cudownego zapachu krwawiącego Liama, dodawał mu sił. A jednak na widok własnych dóbr (szkoda, że nie było tam różdżki), musiał przystanąć. Musiał podeprzeć się o drzewo, musiał rozbudzić trochę człowieczeństwa, musiał w końcu boleśnie zawyć, aby wyzbyć się chociaż odrobiny dzikości. Tego nie lubił w likantropii - tego, jak musiał ze sobą walczyć, żeby nie krzywdzić innych. Wszystkie uroki pełni znikały, bo martwił się o kogoś innego; nie doświadczał błogiej wolności, a wręcz przeciwnie. Ból przemiany stał się psychiczny.
Pochwycił w zęby koc, nie sprawdzając czy coś z tego zawiniątka nie wypadło. Tym razem szedł powoli, pilnując każdego kroku i koncentrując się tylko na oddechu, pochłanianym przez gruby materiał. Nie spojrzał na Liama, kiedy do niego dotarł; zacisnął szczęki mocniej, by w końcu je rozluźnić. Cóż, jeśli mogło się Puchonowi przydać, to chyba dobrze... Nox sam nawet nie pamiętał, co tam miał. Z pewnością kurtka, nieszczęsny sweter i oczywiście koc - powinna też być tam butelka wody, a może i rolka bandażu? I pewnie cała sterta drobiazgów poupychanych po kieszeniach, od paczki papierosów mentolowych, przez mugolską zapalniczkę, aż po pomięte w kulki rysunki. Wilkołak chwilę gapił się na chłopaka, nie wiedząc kiedy już podnosząc na niego wzrok; podparł się nawet łapą o drzewo nad nim, ale tylko strząsnął trochę kory ostrymi pazurami. Potem przesunął językiem po ociekających śliną kłach, postępując parę kroków w tył.
Nie chciał go zostawiać - Merlinie, gdyby tylko mógł, to położyłby się zaraz obok, przynosząc gęstym futrem ukojenie podczas mrozu. Jakaś człowiecza część umysłu Mefisto rozważała nawet pociągnięcie Rivai'a do zamku... Ale to wszystko wymagało kontaktu, a student otwarcie nie wierzył w swoją siłę. Teraz też widział po sobie, że przestaje zwracać uwagę na bladą skórę przestraszonego prefekta, a zamiast tego obserwuje drogę spływającej po jego policzku krwi. Znowu.
Skoczył w bok błyskawicznie, gwałtownie i miękko; pomknął zaraz przed siebie, odpychając się mocno łapami od wilgotnego podłoża i błagając Merlina o więcej siły. Ograniczone możliwości ruchu miał nie tylko ze względu na buszujące po krzakach akromantule, ale teraz dodatkowo nie potrafił przestać wyłapywać w powietrzu zapachu potencjalnej ofiary - nie, przyjaciela.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Mar 24 2018, 21:41;

Liam doskonale wiedział, że postać wilkołaka, w którą niezmiennie wlepiał wzrok zdecydowanie zasługiwała na nazwanie jej nieco godniejszym mianem, choć nie mógł nic poradzić na fakt, że dla niego Mefistofeles zawsze będzie już Mefim i nie miało to najmniejszego związku z ujmowaniem mu honoru czy bezwzględnym dążeniem do zdruzgotania reputacji Ślizgona. Było krócej, to przede wszystkim. Drugą równie ważną wartością był fakt, że takie długie i groźne imię czasami po prostu do mężczyzny nie pasowało; nie zawsze wydawał się niebezpieczny. Miał plątać sobie język dwunastoliterowym słowem, gdy akurat sobie z nim żartował? Dowcip umrze, nim dojdzie do końcowego „s”…
Niemniej trzeba przyznać, że siedzący pod drzewem Liam nie zaprzątał sobie głowy podobnymi bzdurami. Chociaż na co dzień chodził rozweselony jak mało kto, śmiejąc się i uśmiechając do dosłownie każdej napotkanej osoby, teraz czasownik „żartować” zdawał się dla chłopaka nie istnieć.
Zauważając zmianę w postawie wilkołaka, znowu zapaliła mu się nadzieja, że może wyjdzie cało z tego starcia. Doszukał się w obcych oczach bestii, tego samego mężczyzny, który przed momentem wyraźnie chciał się na niego wydrzeć, acz okoliczności dolepiły mu język do podniebienia. Nie otrzymał od niego wielu rad czy słów otuchy, po prawdzie Mefisto zestresował go tylko jeszcze bardziej, ale Liam nie potrafił oczekiwać od niego niczego więcej. Najważniejsze, że w ogóle go spotkał. Kiedyś powiedzieli sobie, jaki mają stosunek do samotności; Rivai zawsze czuł się pewniej, gdy obok niego ktoś stał. W ciemnym, magicznym lesie, opętanym przez akromantule z powołaniem eksploracyjnym z radością powitałby kogoś, kto darłby mu się nad uchem do końca tej parszywej nocy; byleby był ktoś.
Nagle wilkołak odbiegł od chłopaka, ale nie dało to najmniejszej ułudy, że przestał być obok. Wciąż go słyszał, a konkretniej jego wycie, które wyrwało się z krtani bestii i poniosło po całym lesie. Dopiero teraz poczuł jak mocno zaciskał zęby przez cały ten czas. Korzystając z chwili, że został sam i nie zdążył jeszcze ochłonąć po widoku likantropa, tym samym powstrzymując się od przelania strachu na las, jako całokształtu, postarał się ponownie wytrzeć twarz wierzchem dłoni. Krew nie leciała już tak obficie, niemniej pieczenie nie pozwalało mu przestać myśleć, że rana wciąż była świeża, absolutnie nie pomagały też ręce pozdzierane paznokciami od wewnętrznej strony. Był tu ledwie kilka minut, a już zdążył się porysować mocniej, niż w przeciągu ostatnich kilku miesięcy… spróbował ułożyć się wygodniej, ale noga uniemożliwiła mu dłuższe kombinowanie z pozycją, szczególnie, że Mefisto szybko do niego wrócił i oczywiście sparaliżował go po raz kolejny.
Nie wydusił z siebie najmniejszego słowa, pozwalając bestii się zbliżyć… ufał mu. Naprawdę szczerze wierzył, że nie zazna z jego strony niczego złego, ale ta wiara nijak nie powstrzymywała wrażenia, że to wciąż było straszne. Gdy Mefistofeles oparł się ogromną łapą o drzewo, pod którym siedział chłopak… Liam myślał, że nie wytrzyma i po prostu zacznie szlochać. Zacisnął mocno powieki i odsunął głowę tak mocno, jak tylko był w stanie, nim nie usłyszał, że znowu zostawił go w spokoju.
Na szczęście i niestety.
Nim nie zaczął panikować, pochwycił w końcu w drżące dłonie przyniesione fanty i zaczął je oglądać. Kurtka, zapalniczka, koc… uniósł głowę ku górze, raz jeszcze spoglądając na sprawcę całego zamieszania. Białe światło księżyca oświetlało okolicę dość przyzwoicie, a przynajmniej Liam widział mniej więcej zarysy całego otoczenia, a tylko dalsze rejony ginęły w beznadziejnej ciemności. Przycisnął kurtkę bliżej do siebie, niemal się do niej przytulając.
I co teraz?
Teraz czekasz, Liam.
W ciemności.
Samotności.
Ciszy… ciszy?
Nie wiedział jak długo trwał w bezruchu, czekając na jakikolwiek pomysł od siebie czy sił wyższych, co powinien zrobić, gdy nagle jego głowa zaczęła płatać mu paskudne figle. Widział zarysy drzew, wiedział mniej więcej jak układały się ścieżki… ale co z tego, gdy wciąż było ciemno i niebezpiecznie? Schował nos w kurtkę, dalej dygocząc.
Czuję, jak ktoś na mnie patrzy…
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Mar 24 2018, 22:59;

Mefistofelesowi łatwiej było wmawiać sobie, że lepiej mu jest właśnie w samotności. Nie musiał się wtedy o nikogo martwić, o nikogo dbać, o nikim myśleć. To chyba dalej pozostawała jego głupia wizja wolności... A potem przypominał sobie, jak przyjemnie biegało się u boku rodziców albo znajomych. Jak dobrze rozmawiało się z Liamem. Jak miło było czasami po prostu... dopuścić kogoś do siebie. Choćby odrobinkę. Niezależność łamała serce, ale jednocześnie dawała obłudę chronienia go przed ciosami znacznie bardziej bolesnymi. Akurat Rivai powinien częściowo to zrozumieć - czy nie on tak bronił się przed bardziej romantycznymi uczuciami? Niby na innych zasadach, ale jednak!
Oddalał się od skraju lasu, trochę zapominając o ostrzeżeniu odnośnie akromantul. Mefisto zawsze w wilczej postaci czuł się jak władca tej przestrzeni, toteż o niebezpieczeństwie przypominał sobie dopiero w ostatniej chwili. Tak było też teraz; każdy nowy zapach wzbudzał jego czujność, podobnie zresztą działały niepokojące dźwięki. Nie zmieniało to faktu, że Ślizgon musiał zgubić oddech w szaleńczym biegu, aby w końcu zwolnić. Przemykał zwinnie pomiędzy drzewami, nie napotykając żadnych bestii groźniejszych od niego. Co chwilę wracał, niespokojny, w okolice, w których pozostawił Liama - nie potrafił sobie wybaczyć, że Puchon został sam. Potrzebował zaspokoić choćby swoje sumienie, tak więc nie odchodził zbyt daleko, trzymając się słów rzuconych siódmoklasiście. Inna sprawa, że nie zbliżał się już aż tak znacząco, raczej tonąc w ciemnościach i oszczędzając chłopakowi wrażeń. Nie musiał go widzieć, aby już panikować, że jednak straci kontrolę... Wystarczał zapach, nie - świadomość. Odgłos powietrza wydychanego przez młodego prefekta. Musiało minąć kilka godzin, kiedy Mefisto zorientował się, że jego rutynowy obchód coraz mniej przypomina czajenie się na bezbronne zwierzę, a bardziej uspokojenie rozszalałego serca. Było coś uspokajającego w każdym sprawdzeniu, że chłopakowi nic złego się w międzyczasie nie zdarzyło - a tu warto zaznaczyć, że Nox faktycznie pilnował. I choć nie zwracał uwagi na żadne zbłąkane zające czy jackalope, a także sowy czy inne ptaki, to wszystko większe (lub bardziej niebezpieczne) nie miało szans przemknąć do tej kuszącej, unieruchomionej pod drzewem ofiary.
Co nie zmieniało faktu, że ktoś - a właściwie, coś - musiał teorię Noxa sprawdzić. Nic dziwnego, że wystarczyła chwila nieuwagi, aby na skraj lasu zakradł się Czerwony Kapturek, wyposażony w gigantyczną pałkę (a jeśli kogoś bardzo interesują rozmiary, to była chyba nawet większa od niego!). I ciężko byłoby określać, z jakiej racji goblinopodobne stworzenie zapuściło się na te tereny. Być może zamiłowanie do krwi ściągnęło go do Liama, mimo wszystko zbrukanego charakterystyczną dla drapieżników wonią; a może po prostu sam Rivai źle dobrał miejsce i uszkodził kostkę akurat na terytorium potworka. Nieistotne były same w sobie powody, bowiem Kapturek nie miał dobrego humoru, a napatoczenie się na jakiegoś uczniaka z Hogwartu, to był niczym podarek od niebios. Zbliżał się już niebezpiecznie blisko Puchona, gdy Mefisto w końcu dotarł na miejsce. Wyjątkowo niefortunnie przystanął za drzewem, o które wspierał się chłopak; pozostawał zatem przez niego niezauważony, przyczajony i bezszelestny.
Do czasu, oczywiście. W końcu wypuścił z siebie wściekły warkot, któremu towarzyszyło coś na kształt szczeknięcia - kłapnął zębami i wysunął się z cienia, aby odgonić Czerwonego Kapturka. Na zachętę nawet odepchnął go łapą, niezrażony tym, że po ramieniu dostał ciężką pałką. Uroki bycia wilkołakiem zapewniały większą odporność, toteż poza siniakiem nie było zbyt wielkiego zagrożenia.
Odwrócił się do siedemnastolatka, a serce znowu zabiło mu szybciej. Nie potrafił sobie wyobrazić tego, jak bardzo chłopak musiał się bać i jak ciężkie musiało być dla niego przetrwanie jej nocy - w dodatku żadna pomoc ze strony Mefisto nie pomagała, bo mógł odganiać całe zło tego świata, ale wciąż sam nim był. To było bardzo dziwne uczucie, nagle tak rozpaczliwie zapragnąć powrotu do formy, w której zwykle czuł się gorzej. I wszystko to tylko dla jednego uczniaka, który pewnie nigdy się do niego więcej nie odezwie...
Przepraszam.
Stracił poczucie czasu i niezbyt wiedział, ile godzin dzieli go jeszcze od świtu. Fakt faktem odczuwał już drobne zmęczenie - to nie było tak, że każdą pełnię likantrop spędzał na ganianiu w kółko po lesie. Niekiedy drzemał w jakimś przyjemnym zakątku, a takiemu odpoczynkowi nie towarzyszyły żadne sny czy koszmary. Było idealnie, swojsko, dziko, rozkosznie, naturalnie. Stracił całą swoją energię, oglądając się na Liama i rozważając, czy podejście krok bliżej nie wzmocni chęci porozrywania go na kawałki. Nie ryzykował, znowu tonąc w cieniu Zakazanego Lasu, zwalniając tempa i nawet już nie ukrywając faktu, że nieustannie spacerował w pobliżu.
Merlinie, naprawdę czekał na koniec...
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Mar 25 2018, 01:59;

Wzorcowo, gdy ktoś się boi, powinien myśleć o rzeczach, które odwróciłyby uwagę delikwenta od piorunującego strachu. Liam miał tyle szczęśliwych wspomnień; w końcu nie bez powodu tak łatwo szło mu wyczarowywanie patronusa (a przynajmniej na egzaminie). Miał przyjaciół, rodzinę, zainteresowania… nie potrafił zliczyć żartów i śmiesznych sytuacji, które przeżył w swoim życiu, a które na pewno z łatwością przywołałyby uśmiech na jego twarzy, gdyby tylko był w stanie wykrystalizować w łbie podobny pomysł. Wobec tego, co świeciło mu w głowie zamiast radosnych widm przeszłości?
Czuję, jak ktoś na mnie patrzy…
Gdy ostatnim razem spacerował po lesie z Neirinem, ten straszył go, że czuł czyjąś obecność. Liam w tamtym momencie był stuprocentowo pewien, że winowajcą była wówczas choroba, która przecież nie raz dawała Walijczykowi poczucie, że nigdy nie był osamotniony. I najpewniej, gdyby miał podejść do tego racjonalnie, wciąż trzymałby się takiego oświadczenia… ale tej felernej nocy nie podchodził racjonalnie do niczego.
Wyściubił nos z kurtki Noxa, zdobywając się na pierwsze, dłuższe rozejrzenie po okolicy. Wzrok był na tyle przyzwyczajony do mroku, że potrafił rozróżniać kontury drzew od krzewów… ale umysł podburzony wspomnieniem Neirina, natychmiast zaczął dopowiadać sobie różne niestworzone rzeczy. Absolutnie czuł czyjąś obecność. Kątem oka widział świecące oczy, które gasły ilekroć odwracał w ich kierunku głowę. Pomiędzy konarami nieustannie widział przemykającą sylwetkę jakiejś humanoidalnej postaci. Wpadał w taką paranoję, że pewnej godziny zinterpretował szum liści jako nawoływanie jego własnego imienia. Nie zaznawał spokoju choćby na minutę, dygocząc już nie tylko z samego strachu, ale zwyczajnego zimna. Wieczór zmienił się w najszczerszą noc, a wraz z nią przyszły mrozy. Liam wciąż nie mógł założyć buta, ze względu na piekącą opuchliznę, do tego czuł, że siedział na czymś mokrym – całe podłoże było wilgotne przez roztopy. Opatulił się szczelniej własnymi ubraniami, ale im dłużej przyszło mu czekać na świt, tym wychładzał się coraz bardziej. Czuł, że jego twarz była lodowata, dodatkowo nieprzyjemnie ściągnięta na policzku przez zaschniętą ranę. Próbował ratować się zabunkrowaniem całej głowy pod kocem, ale… z łbem pod materiałem nie widział otoczenia; a co, jeśli coś miało zamiar to wykorzystać i się na niego rzucić? Wciskał się w drzewo, rozpaczliwie tęskniąc za ciepłym, bezpiecznym łóżkiem, które zostawił w dormitorium… na pewno przy okazji napędził współlokatorom potwornego stracha… O Merlinie, a jeśli go szukają…?
Czas upływał mu okropnie ślamazarnie… nie, żeby się nudził.
Gałęzie migające mu w oddali doskonale nadawały się na nogi akrmantuli, wyłaniającej się z ciemności, skupiając spojrzenie młodego na dobre półtorej godziny, aż w końcu silniejszy podmuch wiatru przekonał go, że w podobny sposób mogą ruszać się wyłącznie konary drzew; nie kończyny gigantycznych pająków. Trwał przez większość czasu w jednej pozycji, po długiej chwili siląc się, by przysunąć nogi bliżej własnego ciała. Okupił operację zbolałym jękiem; zahaczył kontuzjowaną nogą o ziemię, niemal podskakując z bólu, a na dodatek potwornie zdrętwiał. Zdobył się również na zarzucenie sobie kurtki Mefistofelesa na ramiona. Dobrze, że był od niego większy. Chłopak mógł zatonąć sobie w materiale. Z płaszczem, kurtką, dwoma szalami i kocem było mu trochę łatwiej utrzymać ciepło… co nie zmienia faktu, że wyglądał trochę desperacko i nie przestawał drżeć, obserwując jak z ust wylatują mu gęste kłęby pary.
Gdy spędzał kolejną godzinę na próbach rozpaczliwego zahaczenia myśli o coś przyjemnego….
Czerwony Kapturek.
Wyprostował się niemal natychmiast, odruchowo łapiąc ręką do kieszeni szaty, w której zwykł trzymać różdżkę. Oczywiście zapomniał, że nie miał prawa jej tam zastać, toteż zmierzające w jego kierunku gnomo podobne stworzenie, wymalowało na twarzy chłopaka kolejną trwogę. Przycisnął się mocniej do drzewa, z przyspieszonym oddechem przeszukując ubrania po innych kieszeniach, natrafiając tym samym na fanty samego Mefistofelesa, gdy… warkot.
Tak bliski warkot, że w pierwszej chwili znowu sparaliżował go strach. W napięciu śledził akcję, próbując zakopać się jeszcze bardziej pod warstwami ubrań i koca, w jakimś pierwotnym instynkcie chcąc schować się przed wzrokiem zagrożenia, jakiekolwiek by ono nie było. Obserwował w milczeniu działania wilkołaka i choć się nie ruszał i nie wydobywał z gardła żadnego słowa – był spanikowany. I na tamtą chwilę potwornie zmęczony psychicznie; być może już na tyle mocno, że nie silił się na zbytnią ekspresję, gdy po raz setny tej nocy umarł w środku ze strachu. Po prostu patrzył dużymi oczami na bestię, obserwując, jak ta przegania Czerwonego Kapturka, a później, po wpatrzeniu się w jego twarz, ponownie ucieka w ciemność.
Strach opuścił go dopiero bardzo blisko świtu, gdy wymęczony do granic możliwości Liam, w końcu oparł się policzkiem o korę drzewa i odpłynął w płytki, niespokojny i cholernie niewygodny sen. Pierwszy od tylu godzin nieustannego przyspieszonego oddechu, zimnego potu na plecach czy dygotań z zimna. Na niebie zaczynało robić się szarawo, odsłaniając przed uczniem odrobinę mniej straszną wersję lasu; niestety nie mógł jej dojrzeć przez zamknięte oczy.
Dzień odsłonił szczegóły jego wyglądu.
Skóra Liama była trupio blada, miejscami aż lekko zsiniała od chłodu. Policzek w blasku nadchodzącego świtu prezentował się nie mniej atrakcyjnie; rozorana rana zdążyła zakrzepnąć, acz zaschnięta krew rozprowadziła się za sprawą samej dłoni chłopaka po całej twarzy, sprawiając ułudę większych obrażeń, niż które faktycznie nosił na sobie uczeń. Miał jej więcej w kąciku ust, trochę na brodzie, jucha zahaczyła również o nos… włosy były potargane, ubrania i koc brudne od zaschłych, zwilgotniałych liści… Liam czuł niewyobrażalny chłód własnej skóry, który w akompaniamencie z jego zamkniętymi oczami i wreszcie uspokojonym, dość wolnym oddechem, mylnie mógł dopuścić osobę trzecią do zinterpretowania, że po prostu tu zmarł.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Mar 25 2018, 03:43;

Ta noc dłużyła się, jak żadna inna. Mefisto nie cieszył się ani chwilą spędzoną w wilkołaczej formie, skoncentrowany tylko i wyłącznie na tym, co mógłby zrobić. Nie wiedział jak pomóc Puchonowi, do głowy nie przychodził mu żaden pomysł - tonął zatem w poczuciu winy, żalu i współczuciu. Najwyraźniej było coś, co całkiem nieźle tłamsiło wewnętrzną bestię Ślizgona; wystarczyło od cholery troski, aby zapomniał o radosnym hasaniu po lesie.
Godziny zacierały mu się w jednym wielkim chaosie. Nie miał pojęcia kiedy przytrafił się incydent z Czerwonym Kapturkiem, ani kiedy przestał się faktycznie czaić i przechodził pomiędzy drzewami spokojniej, wolniej, jawniej. Nie miał pojęcia, która opcja bardziej uspokoi Liama, ale musiał karmić się myślą, że to wszystko jest z dobrymi intencjami i hej, to musi się jakoś liczyć. Po jakimś czasie zorientował się, że Rivai najwyraźniej padł z wykończenia, a nie było to zbyt pokrzepiające, bo Mefisto od razu zmartwił się, że jego ofiara - tfu, przyjaciel - faktycznie w tym wszystkim ucierpi. O ile gobliny mógł odganiać, tak nie miał jak pokonać zimna czy obrażeń wyniesionych z wcześniejszych potyczek w Zakazanym Lesie. I drażniło go to, że nie mógł nic zrobić... Chociaż sam nie marznął ani odrobinę. Słodka Morgano, poważnie zaczynał odchodzić od zmysłów, poddając się tak znienawidzonej bezsilności.
W końcu nadszedł ten upragniony świt, mozolnie rozjaśniając niebo. Nox przemknął cicho niedaleko Liama, dbając o to, aby go nie zbudzić; zabrał jedynie swoje porzucone na trawie spodnie, a następnie ruszył w odrobinę dalszą wędrówkę, chcąc rzeczywiście zniknąć z pola widzenia prefekta. Nie zaszedł zbyt daleko, bo oczywiście uchwycił go blask wschodzącego słońca. Wilkołak zaskomlał rozpaczliwie, w swoim dzikim instynkcie nagle już nie chcąc powrotu do ludzkiej formy - potem po prostu pochłonęła go fala bólu, rozrywającego każdy skrawek ciała. Dyszał ciężko, uparcie tłumiąc wszelkie odgłosy. Ogarnęła go desperacja tak silna, że w ostatnim porywie szału, dusząc okrzyk, wbił kły we własny nadgarstek. Kiedy poluzował uścisk szczęk, o jego posiadaniu pyska świadczył jedynie krwawiący ślad na skórze. Sam Mefisto, drżąc z bólu, zimna i czegoś na kształt strachu, poderwał się błyskawicznie. Wszystko go bolało, tak więc niezbyt kontaktował przez cały proces zakładania spodni (warto dodać, że to przez Liama nie miał bielizny i nie, nie w ten fajny sposób!), których jedna nogawka rzeczywiście była u dołu postrzępiona.
Wdech, wydech.
Cholera, jak zimno.
Młody.

Zupełnie boso, za strój mając jedynie pobrudzone, przemoknięte i poszarpane jeansy, puścił się biegiem w miejsce, które miał zapamiętać już chyba na wieki. Ignorował ból, jeszcze spinający niektóre mięśnie w jego ciele; nie zajął się ani sprawdzeniem drobnej ranki na ręku, ani otarciem krwi, dalej zalegającej na jego wargach. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy mógł paść na kolanach obok Puchona i chwycić go mocno za rękę.
- Ej, młody - wychrypiał, czując, że jest mu niedobrze. Po przemianie, wysiłku z biegania i bólu, po zobaczeniu chłopaka w takim stanie... Po spędzeniu całej nocy na przeżywaniu okrutnego poczucia winy. - Liam, do kurwy nędzy, żyj, bo inaczej cię zabiję. - Ułożył dłoń na niezranionym policzku siódmoklasisty, przyciągając ją do siebie i próbując opanować swoje niespokojne podrygiwanie, bo musiał zobaczyć te błękitne tęczówki i musiał upewnić się, że już wszystko w porządku. Było mu zimno i źle, miał ochotę zwymiotować albo zemdleć. Za jakie grzechy...
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Mar 25 2018, 14:25;

Sen wcale nie był ucieczką od koszmaru. Był płytki, choć nie pozwalał wyrwać z siebie swojej ofiary byle szmerem w oddali. Z tej przyczyny kroki wilkołaka nieopodal śpiącej pod drzewem sylwetki szatyna nie miały najmniejszych szans, żeby podnieść mu głowę i zwrócić na siebie uwagę. Wpływały jednak inaczej. Liam to wszystko słyszał i interpretował we własnej podświadomości, jako kolejne elementy snu. Chrzęst ściółki pod łapami zająca? Nóżki małego pajączka, spacerującego mu po dłoni? Upiorny skowyt przemieniającego się wilkołaka? Wszystko pisało swoją fabułę, czyniąc upragniony odpoczynek Puchona najmniej spokojnym, jakiego tylko doświadczył w życiu.
Słyszał, że coś pada obok niego, a gdy „potwór”, którego widział we śnie, chwycił go za rękę…
„Ej, młody”
Niemal podskoczył, chyba tylko ze względu na okropne zmęczenie, nie mając już siły wyrwać z gardła stosownego krzyku, choć miał ku temu dwa powody; strach i ból kontuzjowanej nogi. Wybałuszył oczy na Mefistofelesa, dając mu ten błękit tęczówek, o który niemo go prosił, jednak z pewnością daleko temu było do tych iskrzących się radością ślepi, którymi patrzył na niego, gdy kilka dni temu głowili się nad dobraniem odpowiedniego stroju wyjściowego. Był zmarnowaną wersją siebie, a zapuchnięte oczy, podmalowane pod spodem fioletowawymi pręgami, tak wyraźnie odznaczającymi się na bladej twarzy chłopaka, wcale nie dodawały mu więcej uroku. Do tego rozprowadzona po policzku i brodzie krew, potargane włosy, dygoczące ramiona i niespokojny oddech…
Pozwolił ująć się za policzek i nieco przyciągnąć, odruchowo kładąc lodowatą dłoń na ręce Mefistofelesa. Wpatrywał się w niego w absolutnym przerażeniu przez dobre dwie sekundy, nim nareszcie nie spostrzegł, że… było jasno. Ścieżkę oświetlały pierwsze promienie słońca, odkrywając przed chłopakiem nieco mniej przerażający obraz. Gałęzie nie były odnóżami akromantuli, krzew nie przypominał więcej przyczajonego upiora, a za rogiem nie czaił się rozwścieczony centaur. Gdy przestał się rozglądać, wrócił spojrzeniem do naznaczonej krwią twarzy Noxa.
Nie był pewien jakiej reakcji oczekiwał od niego Ślizgon, po tym wszystkim, co chłopak widział dzisiejszej nocy. Do teraz w uszach huczał mu chrzęst łamanych kości, jego potworne zawodzenie, wycie, krzyki…. dokładnie widział tę linkę śliny, która zawiesiła się na wyeksponowanych zębach bestii. Pamiętał, jak wilkołak niespodziewanie wybiegł zza drzewa, pod którym siedział i zademonstrował siłę, którą dzierżył w obrośniętych futrem łapach... a jednak nie zabrał dłoni, wciąż zahaczając skostniałe palce o rękę mężczyzny, mając gdzieś, kim był tej nocy. Tak cholernie się cieszył, kim był teraz.
Postarał się nieco wyprostować, przestać opierać cały ciężar ciała o drzewo, a skorzystać nieco z własnej siły, której po prawdzie nie miał wiele, ale wystarczająco, by się nie przewrócić. Dopiero teraz wypuścił Mefistofelesa, samemu zaczynając przecierać oczy obiema rękoma, nie mogąc się zdobyć, by wykrzesać z siebie słowa. Schował oblicze w dłoniach i pochylony nieco do przodu, wypuścił urywanie powietrze z ust.
- Nie chcę nigdy tutaj wracać. – szepnął łamliwie, nie chcąc pokazywać twarzy.
Przez całą noc marzył tylko i wyłącznie o ucieczce z tego miejsca… a gdy nareszcie dostał na nią cień szansy… nagle poczuł, że potrzebował jeszcze chwilę tutaj posiedzieć. Dojść do siebie, przemielić wszystko w głowie i co najważniejsze; uspokoić się.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Mar 25 2018, 16:06;

Nie wykazał się szczególnym taktem, gdy tak doskoczył do Liama. Powinien trochę delikatniej zaznaczyć swoją obecność, nie chwytać za rękę, nie powodować takiego szoku - ale nie potrafił zebrać myśli, więc i racjonalne zachowania nie wchodziły w grę. Chciał jak najszybciej upewnić się, że z Puchonem jest kontakt, że nic poważnego się nie stało. I odetchnął z ulgą, nawet jeśli ten spoglądał na niego ze szczerym przerażeniem. Prawda była taka, że sam cholernie się bał i nijak nie mógł tego ukryć. Mefisto również nie przypominał samego siebie, jeszcze wstrząśnięty przemianą i nocą, która i dla niego nie była prosta. Gdzieś w sercu poczuł odrobinę ciepła, kiełkującego dzięki dumie - do Noxa powoli zaczęło docierać, że pomimo wszelkich pokus nie zrobił niczego głupiego i nie skrzywdził Liama.
No, przynajmniej nie w te boleśnie oczywisty, fizyczny sposób.
Zamierzał coś powiedzieć, ale nie dał rady wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Oddychał jedynie szybko i płytko, mrugał i odganiał ciemne plamki tańczące mu przed oczami. Dalej nie mógł się uspokoić, a jedyne zdanie, które wydusił z siebie Rivai, wcale w tym nie pomogło. Merlinie, serce mu pękało, tylko dlaczego? Jakim cudem aż tak bardzo mogło go obchodzić czyjeś zdanie? Znał Puchona tylko kilka krótkich miesięcy, a nie mógłby na niego krzywo spojrzeć; Ezrę pamiętał sprzed Hogwartu, a nie miał oporów przed podduszeniem go przy ścianie. Nie rozumiał czemu obiecuje sobie, że dołoży wszelkich starań, aby Liam faktycznie nigdy więcej nie musiał wracać do Zakazanego Lasu. Nie wiedział jak, ale to również nie miało znaczenia...
- Przepraszam - wykrztusił nagle, przez ściśnięte gardło. Znalazł na ziemi swój przesiąknięty błotem i poranną rosą sweter; narzucił go na siebie, byle tylko ochronić się chociaż trochę przed zimnem, a przy okazji mieć ten komfort względnie pełnego stroju. W obliczu takich zdarzeń łatwo było zapomnieć o braku butów, a i rozedrgane dłonie nikogo nie dziwiły. Mefisto wahał się przed zostawieniem Liama w spokoju (on go puścił...), a przyciągnięciem do siebie (sam tego potrzebował). I ostatecznie było mu zbyt głupio, żeby w ogóle drgnąć. Albo na niego patrzeć. - Przepraszam, że musiałeś to widzieć, że w ogóle tu byłeś... Przepraszam, że nie mogłem nic zrobić... - Brzmiał tak żałośnie, jak chyba nigdy - ale Mefisto poważnie nienawidził sytuacji, w których miał związane ręce. W dodatku wyjątkowo kiepsko szło mu domyślanie się co powiedzieć i co zrobić. Chyba wypadało postawić na szczerość...
- Młody, mów do mnie. - Proszę, po prostu mów... - Idziemy, czy potrzebujesz chwili? - Ja potrzebuję.- Czy w ogóle dasz radę? - Zrobię wszystko... - Mogę pójść po Blanc - głos miał zachrypnięty do tego stopnia, że sam ledwo rozumiał wypowiadane przez siebie słowa; co gorsze, gardło bolało paskudnie, a nadwyrężanie go podsuwało Ślizgonowi wilgoć do oczu. I choć oferował szybką przebieżkę przez całe błonia i pół Hogwartu, aby sprowadzić pielęgniarkę, to był niemal pewien, że nie dałby rady zostawić Liama samego nawet na pół minuty.
Rzecz w tym, że nie wiedział, czy może to Puchon tego nie chce.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Mar 25 2018, 18:36;

Im dłużej siedział z twarzą schowaną w dłoniach, tym bardziej dochodziło do niego, jak złym pomysłem było wyjście do tego lasu. Zaczął się zastanawiać czy faktycznie tego żałował… gdyby nie zaszedł w ostatniej chwili do biblioteki, stawiając się tym samym na czwartym piętrze… gdyby nie podkusiło go podsłuchać rozmowy spotkanych tam profesorów… gdyby poinformował kogokolwiek z zaufanych kolegów, że wybiera się do lasu… gdyby patrzył pod nogi… gdyby psiamać trzymał różdżkę mocniej w dłoni… to Mefistofeles mógłby natknąć się na przeciwnika z taką przewagą, że ciężko byłoby mu wyjść z tego cało. Wierzył, że to nie był zły pomysł. Lub inaczej… to był bajecznie zły pomysł w całym swoim wykonaniu, ale Liam wiedział, że i tak chciałby ostrzec mężczyznę przed zagrożeniem. To, że zrobił to osobiście było mocnym błędem. To, że zrobił to w ogóle – już nie.
Pretensje miał wyłącznie do siebie.
„Przepraszam.”
Trudno było to dostrzec, zważywszy na fakt, że chłopak trząsł się cały czas, ale drgnął nieco zaskoczony. Przepraszam, przepraszam, przepraszam… Wolno zdjął ręce z twarzy, odsłaniając nieco zaszklone oczy, nie mniej przestraszone, co ledwie kilka chwil temu. Trzeba było mu jednak oddać, że starał się jakoś trzymać. Znał siebie na tyle, by wiedzieć, że nie należał do osób, które mogłyby znieść wiele bez drgnięcia powieki. Był dość wrażliwy, zdecydowanie niezahartowany na okoliczności, które przeżył dzisiejszej nocy, w tak przytłaczającej ilości. Potwornie chciało mu się najzwyczajniej w świecie rozpłakać. Był temu zresztą bliższy, niż jeden krok, ale psiamać… starał się, póki co mocno zaciskając zęby i delikatnie kuląc, gdy wpatrywał się tym spojrzeniem w twarz Mefistofelesa.
„Młody, mów do mnie.”
Przymknął oczy, spuszczając z niego wzrok ma własne dłonie, oznaczone czerwonymi kreseczkami, które wyrył sobie na skórze, w momencie przemiany mężczyzny. Wypuścił przerywanie powietrze z ust, z trudem zbierając się na słowa.
- Moja decyzja była głupia. – skomentował krótko, wciąż mówiąc bardzo cicho i bez specjalnej energii, którą zawsze przecież tryskał. Starał się opanować i tak nie trząść, ale wychodziło mu miernie. – N-naprawdę nigdy więcej nie chcę tutaj wracać. – pokręcił głową, spoglądając ze strachem na ścieżkę za Mefistofelesem; to nią przybył do niego Czerwony Kapturek. – Ale nic nie było tutaj twoją winą, Mefi. Żal mogę mieć tylko do siebie. – bał się okrutnie bestii, w którą skórę przywdziewał się Nox każdej pełni, ale miał w sobie na tyle wyrozumiałości, by nie traktować jej jako definitywnego zła. Ilekroć go widział, czuł faktyczną potrzebę odgryzienia sobie języka… ale ta noc poszerzyła mu pogląd na wilkołaki. Na Mefistofelesa. Zmieniło mu się myślenie, gdy widział na własne oczy przemianę, walkę z samym sobą, siłę, resztki tej świadomości, przebłyskującej pomiędzy kłami i napiętymi do ataku mięśniami…. nie widział absolutnie niczego fajnego w takim cierpieniu, ale był również daleki od bezmyślnego nazwania jakiegokolwiek wilkołaka złym. Gdyby nie ten zły wilkołak, pewnie by tej nocy zamarzł lub został utłuczony pałką jakiegoś gnoma. Zadrżał na samą myśl…
- T-To będzie w porządku, jeśli chwilę tu posiedzimy…? – zapytał bardzo cicho i niezbyt śmiało, nawet na niego nie patrząc. - … proszę. – skulił się tylko bardziej, potrzebując czasu, by wrócić z tego chaosu do codzienności; podjąć jakieś logiczne kroki. Chciał się nacieszyć, że ktokolwiek nareszcie przy nim był i chociaż ciężko było mu spojrzeć Mefistofelesowi w twarz, czuł się o niebo lepiej, że siedział obok.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Mar 25 2018, 19:35;

W obliczu przebytej nocy, wieczorny spacer do Zakazanego Lasu wydawał się kompletną abstrakcją. Mefisto przyszedł tu we względnie dobrym humorze, z kocem, ubrany od stóp do głów i mentalnie gotowy. Niespokojnie podrygiwał i nie mógł się doczekać, aż zniknie w leśnej gęstwinie. To już był swego rodzaju rytuał, że przychodził o odpowiedniej porze, układał rzeczy i rozbierał się (a niekiedy trafiała go taka nerwica, że składał wszystko w kosteczkę!). Był spokojny, samotny, nie dopuszczał do siebie żadnych negatywnych myśli. Właściwie, to w ogóle nie myślał - koncentrował się jedynie na zmianach zachodzących w jego ciele. Czekał.
Wczoraj wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, bo nagle w lesie pojawił się intruz. Mefistofeles nie potrafił wrócić myślami do pierwszej chwili, w której zorientował się, że tajemniczym gościem był właśnie Liam. Za bardzo denerwował go szept z tyłu głowy, który sugerował, że być może szybsza i pewniejsza reakcja w jakiś sposób zapobiegłaby całej tragedii. Nawet gdyby nie dotarli pod sam zamek, to może chociaż do chatki gajowego? Albo, na Merlina, Liam wylądowałby na błoniach. Po pierwsze, tam mógłby go ktoś zauważyć. Po drugie, tam by go nic nie atakowało. Jakim cudem żaden nie pokusił się o chociażby nędzną próbę wydostania z tego lasu? Nox poważnie uznał, że lepsza opcja to przyniesienie mu kocyka?
Właśnie dlatego nie pozwalał, aby Rivai przejął na siebie całą winę... A właściwie, to nie odstępował mu jej ani trochę. Miał ochotę nakrzyczeć na Puchona i wygarnąć mu, że czasami w życiu potrzeba trochę egoizmu. Nie musiał wcale tutaj przychodzić - tylko po to, aby przyjaciela ostrzec. To było szalenie nierozsądne, w skrócie po prostu durne... I urzekające, niestety. Nox mógł udawać, że serce ma skute lodem, ale koniec końców to był tylko kiepski żart. To była jedna z najmilszych rzeczy, jakie ktokolwiek dla niego zrobił. Szkoda, że odwdzięczył się jedynie szczerzeniem kłów. Student otarł wierzchem dłoni usta, a następnie przesunął po nich koniuszkiem języka, skrupulatnie pozbywając się jakichkolwiek resztek krwi.
Zacisnął mocniej szczęki, nie będąc w stanie skomentować słów chłopaka. Jego własne "przepraszam" aż prosiło się o końcówkę "że żyję", bowiem Ślizgon faktycznie nic konkretnego nie zrobił. Po prostu... był. Narażał swoich bliskich na niebezpieczeństwo samym jestestwem. Gdyby nie nawiązał takiej relacji z Liamem, to ten w życiu nie zjawiłby się w Zakazanym Lesie; nie spędziłby nocy w ciemności i na mrozie.
Teraz z kolei sam zamarzał. Nie, żeby umniejszał cierpieniom swojego młodszego towarzysza - rzecz w tym, że on sam przebył kawałek nago, smagany chłodnym powietrzem poranka, następnie założył podarte spodnie, a potem podarty sweter. I wszystko to było mokre i przemarznięte, także ciężko stwierdzić, czy bez tego nie było lepiej. Na domiar złego, zimno pochłaniało jego ciało również przez stopy, bose i wciśnięte w błoto. Pokiwał jednak gorliwie głową, jakby opadając ciężej na ziemię; nie szykował się już do podtrzymywania Liama, czy też biegu po Blanc. Mógł zaczerpnąć oddechu i walczyć ze szczękającymi zębami. Co ważniejsze - mógł przyglądać się z bólem siedemnastolatkowi, dalej słysząc jedynie tępe "przepraszam", rozbijające się natarczywie po głowie.
- Pewnie - przytaknął z trudem, bo wychowanek Hufflepuffu na niego nie patrzył, więc mógł nie zwrócić uwagi na subtelny gest zgody. Poprawił dyskretnie rękawy swetra, chowając pod jednym z nich świeżutki ślad po ugryzieniu; manewrował cały czas ręką w ten sposób, aby krople ciepłej krwi nie zaczęły spływać po palcach. Rana była stosunkowo płytka, jeśli porównaniem miały być inne obrażenia związane z likantropią. - Wszystko będzie w porządku - dodał, co zabrzmiało bardziej pokrzepiająco, niż miało w założeniu. W gruncie rzeczy chodziło mu o to, że mogli zrobić cokolwiek, co tylko Liamowi przyszłoby do głowy; fakt faktem teraz to już tylko z górki, nie? Mefisto w końcu poddał się i zagarnął do siebie chłopaka, oferując stabilny uścisk przytulenia. Zdawało mu się, że Rivai jest wręcz gorący pod tymi wszystkimi warstwami materiału; tym przyjemniej było skraść trochę zbawiennej bliskości. Serce Mefisto zakołatało ponownie, w druzgocząco nieznośny sposób. Jak mógł chcieć skrzywdzić kogoś takiego? - Jesteś niesamowity - westchnął nagle, z pewną dozą rezygnacji w głosie. Nie dałoby się nawet tego chyba uznać za komplement... Korzystając z tego, że nie minęło zbyt dużo czasu i prefekt niezbyt nawet miał jak uścisk tak gwałtownie odrzucić, przylgnął do niego jeszcze bardziej. Przesunął ledwie wyczuwalnie wargami po skroni Puchona, by ostatecznie odcisnąć na niej mały, czuły pocałunek uznania.
Bo hej, poradził sobie. To naprawdę było mało paniki, jak na zaistniałą sytuację.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyWto Mar 27 2018, 04:12;

„Wszystko będzie w porządku.”
Nie kładł nawet cienia wątpliwości, że miało okazać się inaczej. Pełny księżyc odszedł w zapomnienie na kolejny miesiąc, ustępując miejsca nieśmiałemu, porannemu słońcu, które nareszcie rozwiało wszystkie zwidy i koszmary, jakie Liam widział tej nocy w lesie. Mefistofeles wyzbył się tej potwornej postaci i siedział obok niego, oferując nie tylko zbawienne towarzystwo, ale i realną pomoc w przedostaniu się z powrotem do zamku. Musiało być w porządku.
Mężczyzna raczej niekoniecznie kojarzył mu się ze specjalnymi czułościami. Znał go od strony żartów, często dosyć głupich (po prawdzie głupich z winy Liama), ale nigdy nie wykazywali wobec siebie specjalnego kontaktu fizycznego, pomijając poklepanie po ramieniu czy poprawienie kołnierza. Poza tym jakkolwiek płytko by to nie brzmiało, Szkot nie sprawiał wrażenia delikatnego i czułego na pierwszy rzut oka. Szatyn spodziewał się, że Ślizgon ograniczy się wyłącznie do słów, a te w głowie Puchona nie brzmiały ani trochę łagodnie. Czekał na tę oschłość, wypomnienie złego… a jednak Mefisto szedł na przekór oczekiwaniom chłopaka, nie tylko podsuwając mu przeprosiny pod nos minutę temu, ale i zagarniając ramieniem.
Nie tylko pozwolił się objąć, ale sam zahaczył rozpaczliwie palcami o przemoknięty, brudny sweter mężczyzny, wtulając się w niego bez najmniejszego zawahania. Zupełnie, jakby próbował schować się w ramionach Mefistofelesa przed tym cholernym lasem, zimnem, strachem i wszystkim, co zobaczył poprzedniej nocy. Wtulił w niego nos i tak odczekiwał w milczeniu dobrych kilka minut, uparcie ignorując swąd krwi, który wyczuł zdecydowanie wyraźniej, będąc tak blisko poranionego mężczyzny. Niemniej nie przejmował się tym; ostatnie czego teraz chciał, to odklejanie się od jedynej osoby w pobliżu, która dawała mu jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. Poza tym sam się dzisiaj poranił, więc nie mógł mieć pewności, że to nie jego obrażenia pstrykają go po nosie metalicznym, gorzkim zapachem.
Trudno powiedzieć, by ten jeden gest rozwiał cały strach chłopaka, przywracając mu na twarz zwyczajowy uśmieszek. Wciąż dygotał, wciąż był blady, wciąż sprawiał wrażenie kompletnie zniszczonego… niemniej Mefistofeles dał mu szansę pozbierać się na tyle, by przynajmniej powstrzymać się od płaczu. Chyba sam nie wiedział jak długo zamierzał się w niego wlepiać, ale tknęło go dopiero, gdy drugą z rąk przypadkiem nie zawadził o skórę mężczyzny. Lodowato zimną skórę. Jakby doznał objawienia, nagle zorientował się, że Nox również trzęsie się z zimna, a na dodatek cierpliwie znosi unieruchomienie się przez tę kulkę żałości, zbierając cały chłód od podłoża, lekkich podmuchów wiatru…
Ostrożnie się od niego odsunął, pozwalając sobie ostatni raz pociągnąć nosem i przetrzeć oczy; zaczerwienione, ale przynajmniej bez tafli łez, podbijającej błękit jego tęczówki.
- Jesteś lodowaty… przepraszam, o-oddam ci twoje rzeczy. – odparł cichutko, trochę ochryple, nim nie zaczął ściągać z siebie kurtki Mefisto, niezmiennie okupującej ramiona chłopaka przez całą noc. Zagarnął dla siebie wszystkie materiały do utrzymywania ciepła, a przecież to nie on był tutaj prawie nagi. Oddał mu nie tylko kurtkę, ale podzielił się również kocem i bez najmniejszej dyskusji powierzył mu szalik. Tak się trafiło, że sięgnął po którykolwiek miał na sobie, a więc Mefistofeles po raz kolejny dostał żółto-czarny przydział. Najpewniej normalnie Rivai rzuciłby jakiś komentarz czy przynajmniej dumnie się wyszczerzył… teraz jednak błądził nieco rozbieganym spojrzeniem po całym ekwipunku, doszukując się innych rzeczy, które mógłby na niego narzucić. Chociaż tyle mógł teraz zrobić. – Mógłbym rzucić zaklęcie rozgrzewające… tylko… różdżka. – rzucił trochę kulawo, orientując się, jak potwornie był bezbronny i bezużyteczny. – Nie wiem, gdzie wypadła… chyba powinniśmy już wracać. – zmienił nagle myśl, nie pozwalając sobie na płynne przejście między tematami. Mówił już spokojniej, ale dalej nie wydawał się wyjść z szoku. Szczególnie, że pomyślał sobie o czymś jeszcze, w końcu nabierając odwagi, by ponownie spojrzeć Mefistofelesowi w twarz. Zrobił żałosną minę. – Mam potworne kłopoty.
Ledwie dostałeś odznakę prefekta, a już wybyłeś z zamku bez wiedzy, a już tym bardziej zgody któregokolwiek z nauczycieli; skierowałeś się bezprawnie wprost do zakazanego lasu, który, jak nazwa wskazuje był zakazany; stałeś ledwie kilka metrów od przemieniającego się wilkołaka; wykazałeś się okropną nieuwagą wypuszczając z rąk różdżkę czy unieruchamiając się w jednym miejscu za sprawą kostki; spędziłeś całą noc poza dormitorium pod jednym z drzew, zastanawiając się, która z bestii nabije cię na kły jako pierwsza.
Miał potworne kłopoty i chyba tylko dlatego znowu zaczynał panikować. Całe swoje życie był tak beznadziejnie grzecznym i bezproblemowym uczniem… było mu cholernie wstyd, szczególnie, że odbierał to jako swego rodzaju nadwyrężenie zaufania profesorów. Zawiódł ich. Prefekt nie powinien zachowywać się w ten sposób.
- J-jak ja się z tego wytłumaczę…?
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyWto Mar 27 2018, 09:50;

Przytulenie nie pomogło. Mefistofelesowi oczywiście zrobiło się cieplej i milej - bo Liam nie uciekł, tylko sam jeszcze się przysunął. To było istotne, nawet bardzo, bo Nox w chwili obecnej nie tylko postrzegany był jako potwór, ale i tak się czuł. Uczepił się ze wszystkich sił tej prostej świadomości, że mimo wszystko Puchon od niego nie uciekał... Nie to, żeby miał za duże pole do popisu. Potrzebował pomocy, a w pobliżu znajdował się jedynie wilkołak. Główny problem nie polegał wcale na tych niepokojących myślach, lecz na roztrzepotanym w klatce piersiowej sercu i - no właśnie - na samej w sobie klatce piersiowej. Przygarnięcie Liama i otoczenie go ramionami uzmysłowiło Ślizgonowi jak drobny był chłopak, jak wielka różnica mas dzieliła ich nawet za dnia. A to... cóż, to sprawiało, że miał ochotę wyrzucić z siebie jeszcze milion pustych przeprosin, zakrywając nimi cały żal. Teraz też gdyby chciał, to skrzywdziłby go bez większego wysiłku - jak zatem górował nad nim, kiedy przyjął postać wyjącej do księżyca bestii?
Drgnął niespokojnie, wypuszczając Rivai’a z uścisku, acz wyraźnie pokazując mu, że tego nie chciał. Nie spuszczał z chłopaka zmęczonego, pół-przytomnego spojrzenia, ujawniając jak bardzo jego to wszystko dotknęło. Mruknął jakieś niewyraźne „jest okej”, ale nie zaoponował, gdy odzyskał kurtkę. Poprawił ją nieco, a otrzymawszy szalik - o Merlinie - nawet blado się uśmiechnął. Jeszcze chwila i przyzwyczai się do tych puchońskich barw... Czuł, jak materiał swetra przykleja mu się do rany, piekąc z każdą chwilą coraz bardziej. Ugryzienia wilkołaka nie były zwykłymi obrażeniami, paliły i wysysały wszelkie siły, a Mefisto i tak nie miał ich wiele.
- Różdżka - powtórzył, biorąc zaraz potem głębszy wdech. Och, trochę wysiłku nikomu nie zaszkodziło... Student dźwignął się na nogi (a zaraz potem poleciał w bok, boleśnie uderzając o drzewo i odnajdując w nim podporę), by móc rozejrzeć się za zgubą. Las wyglądał teraz zupełnie inaczej, pokryty rosą i oświetlony dumnymi promykami słońca. Normalnie Mefisto o wiele większą uwagę przykładałby do błysków wyłamujących się spomiędzy liści, tych nielicznych ostałych na porę zimową. Oskubane korony drzew i puste gałęzie wpuszczały więcej światła, pozornie ułatwiając rozpaczliwy proces poszukiwań.
- Taaak, wracamy - przytaknął, nie przestając wodzić spojrzeniem po okolicy. Problem w tym, że w danej sytuacji każdy patyk wyglądał jak różdżka, z kolei ta prawdziwa mogła tonąć pod błotną zaspą. Ślizgon zaklął w myślach, nie chcąc brać pod uwagę możliwości, jakoby podczas swoich wilczych spacerków naruszył różdżkę, bądź nawet ją złamał... - Poszukam jej potem - dodał nagle, głosem miękkim acz pewnym, szczerze obiecującym. Nie był dla niego problemem powrót do Zakazanego Lasu, zreszą i tak planował potem przespacerować się w tę okolicę i być może poszukać zniszczonych podczas przemiany butów... Teraz jednak ważniejszy był powrót do zamku, chyba obu panów napawający strachem. Nox ugryzł się w język. Też mam kłopoty.
Początkowo nic z siebie nie wydusił, przykucając z powrotem obok Liama i pomagając mu wstać - niemal podniósł go, byle tylko siódmoklasista nie naruszył uszkodzonej kostki. Mefisto objął go mocno jedną ręką w pasie, rozważając faktyczne zaniesienie prefekta do Hogwartu; obawiał się, że nie dotrze do zamku, straci równowagę i tylko przysporzy im problemów.
- Blanc zabije mnie na miejscu - palnął nagle. Dostrzegł przed oczami wizję samego siebie, poharatanego po pełni i z wargami jeszcze zaczerwienionymi od zalegającej na niej przed chwilą krwi; siebie, prowadzącego wystraszonego i wychłodzonego Puchona, nieelegancko przyzdobionego purpurą i kuśtykającego jak ranne zwierzę. Bo choć Rivai miał do wytłumaczenia swoją obecność w Zakazanym Lesie, to Mefisto musiał liczyć się z obarczaniem go winą za wszystkie nieprzyjemności fizyczne i psychiczne. Z doświadczenia wiedział, że nikt nawet nie będzie dopytywał, od razu zabierając się za przydzielanie kary.
- Proste. Pominiesz fragment z wchodzeniem do lasu. - Kompletnie nie obchodziła go uczciwość Puchona. - Skarbie, prefekci nie są święci. Debile z Gryffindoru tracą punkty co chwilę, żółta Hudson zarobiła szlaban i zaraz potem została wyróżniona odznaką prefekta naczelnego, jej siostra jest zajęta wychowywaniem dziecka, a w Slytherinie przekazują sobie te plakietki tak, jakby trzymali gorące smocze jajo. Spacer po Zakazanym Lesie to nic, w szczególności biorąc pod uwagę twoje intencje. Bywa, nie o wszystkim trzeba mówić. - Musiał na chwilę przystanąć, bo zgubił oddech. Nie był pewien, czy to nie on potrzebuje tego podtrzymywania - starał się tylko ukryć swoje osłabienie, aby Liam rzeczywiście mógł odnaleźć w towarzyszu trochę stabilizacji. W jednym Mefisto był dobry - w udawaniu. - Więc jeśli zamierza gryźć cię sumienie, to ostrzegam, że ja gryzę mocniej. Idziemy do Blanc, kajasz się z powodu durnego spaceru, a ja tłumaczę, że wciągnąłem cię do Zakazanego Lasu. - Nie było tu miejsca na dyskusję, Mefistofeles zdecydowanie lepiej wiedział w co prędzej dyrekcja uwierzy i z czego łatwiej było wybrnąć. A poza tym gdyby Rivai w tym wszystkim stracił jeszcze prefekturę, to byłby to gwóźdź do trumny.
Z każdym krokiem przybliżającym do zamku, Ślizgon czuł się coraz bardziej niepewnie, a jednocześnie odzyskiwał zdolność racjonalnego myślenia i mniej okazywał poddenerwowanie. Nie spodziewał się tłumu na korytarzach o tej porze, bo było jeszcze za wcześnie na śniadanie; mimo wszystko martwił się, że na kogoś wpadną.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySro Mar 28 2018, 05:45;

Wpatrywał się w niego bez przerwy, lekko spinając mięśnie, gdy Mefistofeles się zachwiał. Zwyczajowo chciał się przygotować do natychmiastowego odbicia od ziemi i podlecenia do mężczyzny, gdyby zdarzyło mu się upaść, na jeden przykry moment zapominając, że nawet pomimo jego szczerych chęci, najprawdopodobniej próba pomocy w wykonaniu kontuzjowanego Londyńczyka skończyłaby się upadkiem na samego Ślizgona i tylko dotkliwszym przymocowaniem go do ziemi własnym ciężarem. Całe szczęście wilkołak podparł się o drzewo i zachował liczbę siedzących na ściółce do jednego osobnika.
W przeciwieństwie do Mefistofelesa, Liam wcale się nie uśmiechał, mając wciąż i wciąż to samo zatrwożone, zmęczone oblicze; szalik w żółto-czarnych barwach to za mało, żeby drgnąć kącikami jego ust i wnieść je ku górze. Jedyne co ruszyło mięśniami twarzy Anglika, to ciche zapytanie, czy mężczyzna na pewno czuł się dobrze… co najpewniej wypadało głupio, patrząc na całą sytuację, bo kto normalny czułby się dobrze w zaistniałych okolicznościach, ale Rivai’owi z pewnością chodziło tylko o to, czy Mefistofeles miał na tyle dużo energii, by stać.
Pokiwał ufnie głową, naprawdę wierząc, że mężczyzna wróci do tego potwornego lasu i będzie na tyle uprzejmy, żeby rozejrzeć się za nieszczęsną różdżką Liama. Było mu poniekąd tak wstyd, że nie potrafił jej upilnować i przysporzył koledze tak wiele problemów, niestety domyślał się, że szukanie jednego drewnianego patyka wśród innych drewnianych patyków będzie przypominało poszukiwania igły w stogu siana, więc nie obraził się, że jego pierwsza i jedyna linia obrony w obliczu zagrożenia zeszła na dalszy plan. Mefistofelesowi będzie zdecydowanie łatwiej, gdy sam zaopatrzy się w różdżkę: jedno Accio i po sprawie.
No… do tego dochodziła kwestia, że miał to wszystko w nosie i jedyne o czym marzył, to żeby spieprzyć z tego lasu jak najszybciej się dało.
Postarał się ustawić tak, by umożliwić Noxowi obranie jak najwygodniejszej pozycji, żeby siłowanie się z ciężarem ciała Puchona nie było dla niego aż tak trudne. Niestety Liam nie potrafił nie wczepić się w niego trochę mocniej, desperacko próbując ukraść jak najwięcej ciepła. Z jednej strony dla siebie, z drugiej dla niego; teoretycznie sam też był chodzącym (zakładając optymistycznie) 36.6, które mogło podreperować temperaturę wychłodzonego Ślizgona samym byciem obok, więc zdecydowanie starał się „być obok” jak najbliżej. Z pewnością kosztowało to Mefistofelesa trochę wygody, ale  przynajmniej chłód kąsał ich obu trochę mniej.
„Proste. Pominiesz fragment z wchodzeniem do lasu.”
Spojrzał na niego, a w miarę dalszych wyjaśnień marszczył nos coraz bardziej. Nie uważał się za świętego, a już na pewno nie lepszego od wszystkich innych prefektów, ale naprawdę wziął sobie do serca otrzymaną funkcję i chciał świecić przykładem dla młodszych uczniów.
- Mam kłamać? – wyrwało mu się tak rozkosznie naiwnie, jakby do tej pory zupełnie nie dopuszczał do siebie myśli, że wyjaśnienie tej sytuacji wymagało nagięcia pewnych faktów. Był zdecydowanie zbyt uczciwą bestią… i zbyt obchodził go los drugiej osoby, by nie zaoponować propozycji kolegi. – Co… Mefi, przecież wyrzucą cię ze szkoły… albo sprowadzą na głowę Ministerstwo, jeśli powiesz coś takiego. – wyszeptał, w końcu wyrzucając z siebie więcej słów, niż nieszczęsne trzy-cztery słowa na krzyż. Szkoda, że ten słowotok nie miał w sobie nic znajomego – to nie było jego radosne trajkotanie; to była dziwna kombinacja paniki i oburzenia. – Przecież nic złego mi nie zrobiłeś. Pomagałeś mi! Jeśli pomyślą, że zaciągnąłeś mnie do lasu, założą, że zostałem zaatakowany lub co gorsza; ugryziony… nie chcę, żebyś miał więcej problemów. – zrobił żałosną minę, próbując kuśtykać w rytm chodu Ślizgona, by nie zostać w tyle. Szło mu ciężko, podrygując tak za nim na jednej nodze, jednak miał jeszcze siłę, by upierać się dalej. – Nawet jeśli sam miałbym stracić głupią plakietkę czy dostać dożywotni szlaban… - burknął jeszcze ciszej pod nosem, co mogło wyjść niemal niezrozumiale, zważywszy na fakt, że pomimo małego rozgadania Puchona, wciąż nie miał na tyle wiele energii, by wykrzesać z siebie coś więcej, niż szept.
Niemniej im bliżej zamku się znajdowali, tym większy stres zaczął zwijać wnętrzności chłopaka w supeł. Gdyby już teraz nie był tak trupio blady, z pewnością na myśl rozmowy, która miała ich czekać, straciłby więcej koloru z twarzy.

{ z.t + Mefistofeles }
Powrót do góry Go down


Estella Vicario
Estella Vicario

Nauczyciel
Wiek : 44
Dodatkowo : Teleportacja
Galeony : 223
  Liczba postów : 531
http://czarodzieje.forumpolish.com/t3548-estella-vicario#108434
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Specjalny




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Kwi 14 2018, 21:45;

Czyżby najlepsze czekało na Vicario na końcu? To właśnie z tym przeświadczeniem zaszła aż tak daleko, ale przecież nie było się czego bać. Uczniowe byli w towarzystwie nauczyciela, zaś ona sama z pewnością dałaby sobie radę! Towarzyszło jej przy tym trzech dzielnych, młodych mężczyzn, którym przez caluteńką drogę nie zdradziła dokładnego celu. Był on położony kawałek od Hogwartu, ale na szczęście na tyle blisko, by w razie co - brać nogi za pas i czasem nie uciekać w las, tylko do szkoły.
Wybiła dwudziesta, a oni znaleźli się na skraju zakazanego terenu, gdzie to uczniowie często wybierali się z gajowym, o ile taka potrzeba była. Tym razem - musieli udać się tutaj z profesor zielarstwa, wszak składnik, które będą poszukiwać, naprawdę kocha cień!
- Moi drodzy, przystojni czarodzieje! - powiedziała od razu i uśmiechnęła się rozbrajająco, niczym nastolatka. - Jesteście ostatni na tym etapie lekcji, gdzie to będziecie poszukiwać pewnego elementu całej układanki, co zostanie wam wyjaśnione już niebawem - rozpoczęła kolejny wstęp do swojego monologu. - Otrzymujecie w tym momencie czterdzieści pięć minut na odnalezienie korzenia asfodelusa, a tym samym, gdy już go znajdziecie, możecie wrócić do szkoły, oczywiście - w moim towarzystwie-  oznajmiła całkiem poważnie i posłała przeciągłe spojrzenie jednemu z gryffonów. Cóż, oni bywali nad wyraz nierozstropni! - Powodzenia!

Spoiler:


Ostatnio zmieniony przez Estella Vicario dnia Nie Kwi 15 2018, 14:40, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Kwi 14 2018, 22:27;

Sorki, szkraby, ale idziemy całą grupą, bo ja chcę nieśmiałka ._.

Strasznie się ekscytuję wycieczką do lasu, nawet jeśli to tylko jego skraj. Nie jest to tak nudne jak siedzenie w cieplarniach czy szkolnych ogrodach, a jako że bywam nadpobudliwy, idealnie nadaję się do takich zadań. Na dodatek w mojej grupie jest @Terrey Thìdley, który i tak wylądował w niej tylko dlatego, że odwaliłem za niego całą robotę z wypracowaniem. No ale gdyby nie to, pewnie skończyłbym z jakimiś lamusami, którzy nie chcieliby nawet wejść między drzewa. Na szczęście @Jack Moment też nie należy do strachliwych, więc plus dla niego.
- Pani profesor tak nie mówi, bo się jeszcze zawstydzimy – mówię do Vicario. Jak zwykle próbuje bajerować, ale czemu by się nie wkręcić w te jej gierki? Może nam dzięki temu pokaże dokładnie, gdzie znajdziemy asfodelusa? I tak wydaje mi się, że wiem, gdzie powinniśmy go szukać, ale wsparcie nauczyciela zawsze się przyda. - Tak jest – dodaję jeszcze po wysłuchaniu instrukcji i salutuję niczym prawdziwy, mugolski żołnierz, którym był mój dziadek od strony ojca. Matka pewnie byłaby o wiele szczęśliwsza, gdyby mi zapewnił wojskowe wychowanie.
- Idziemy, łosie – mówię do Terry'ego i Jacka i sięgam do kieszeni po różdżkę, choć i tak ostatnio aż za bardzo mi szwankuje. Nie jestem pewien, czy to nadal przez zakłócenia, czy może jednak uszkodziłem ją podczas rzucania nią w Egipcie. Nie panowałem nad nerwami i – no cóż – zdarzyło mi się. Marzy mi się taka od Fairwynów, choć ich rdzenie są trochę zbyt brutalne. Czy naprawdę trzeba zabijać zwierzęta, żebyśmy mogli czarować? Może dałoby się opracować różdżki na bazie roślin? Powinienem o to zapytać Rileya, jak tylko go złapię, choć pewnie pośle mnie w diabły.
- Wiecie w ogóle, jak wygląda asfodelus? – pytam chłopaków, bo jeśli nie mają zielonego pojęcia o tej roślinie, to tak naprawdę zmarnujemy kupę czasu, bo jednak łatwiej rozglądać się w trzech kierunkach. A że dziś nie piłem jeszcze euforii, bo moje zapasy bardzo się uszczuplają, mogę się zbyt łatwo denerwować.

Kuferek zielarstwo: 5
Pierwsza kość: nie
Druga kość: 6
Powrót do góry Go down


Terrey Thìdley
Terrey Thìdley

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Hipnoza, prefekt fabularny
Galeony : 153
  Liczba postów : 214
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15475-terrey-balfour-thidley#415699
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15608-hypnos#420458
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15476-terrey-thidley
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Administrator




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Kwi 15 2018, 12:35;

Nie byłem pewien, czy mi się podobało wieczorne łażenie po zakazanym lesie. Spójrzmy prawdzie w oczy - jeśli mnie zaatakuje jakiś hipogryf, to hipnozą się raczej nie obronię. A wiele poza tym, to ja nie potrafiłem. Oczywiście nie znałem się kompletnie ani na zwierzętach, ani na roślinach, więc czułem, że ta moja wyprawa do lasu to będzie jakiś istny popis żenady. Poza tym, o dwudziestej to ja wolałem robić cokolwiek innego, pójść na piwo do Hogsmeade, albo poplotkować o newsach z wizbooka, a nie łazić po czarnym lesie. Co za idiotyczny pomysł. Panna Vicario była niezłą laską, czemu nie spędzała wieczorów w jakiś lepszy sposób?
Moje serce trochę się rozpromieniło, gdy Vicario zajęła się komplementowaniem nas i posyłaniem swoich uśmiechów, zamiast gadania o niebezpieczeństwach tego miejsca. Nawet wyprawa nagle wydała się nie aż tak bezsensowna. Mogłem przynieść jej pięć korzeni, jeśli tylko skutkować by to miało spędzeniem kolejnego wieczoru z nią, tym razem sam na sam. Uśmiechnąłem się więc do niej, zapinając swoją dżinsową kurteczkę z białym futerkiem, rodem z lat osiemdziesiątych, tuż pod samą szyję, gotów tym samym na przetrwanie w gęstwinie drzew.
- Przyniosę Pani, co tylko Pani zechce - rzekłem do niej, nagle pełen ochoty i pewności siebie, w stosunku do pobijania tego lasu, jakby proste to było niczym zerwanie marchewek w domowym ogródku (czego też nie robiłem). Jeszcze chwilę, gdy wchodziliśmy między zarośla nie opuszczał mnie ten bojowy nastrój, a dopiero, gdy zrobiło się tam naprawdę ciemniej, ponurzej i chłodniej, skierowałem się do Holdena.
- Chryste, napisaliśmy tą pracę aż tak wybitnie żeby nas posyłała do lasu? - Zapytałem udając, że oczywiście jestem autorem swojej pracy. Nie uśmiechało mi się to łażenie tutaj, bo najzwyczajniej w świecie, byłem typowym mieszczuchem z przedmieść. Miałem sklep z zegarami, a nie z wnętrznościami mantrykor, czy co tam żyło w tych lasach. Tymczasem miałem wrażenie, że właśnie otrzymaliśmy jakieś zadanie z wyższej półki.
- Tego jak wygląda nie było w mojej pracy - zauważyłem uznając, że jestem całkowicie usprawiedliwiony brakiem wiedzy na temat wyglądu korzenia asfodelusa. Może gdyby Holden opisał szczegółowo wygląd tej rośliny, to bym przynajmniej wiedział teraz czego szukać? Postanowiłem, że po prostu będę szedł za różowowłosym i udawał, że wiem co robię - będę oglądać tak długo rośliny (myśląc o wieczorze z Vicario), które mijamy, aż Holden krzyknie, że znalazł.

KUFEREK ZIELARSTWO: 0
PIERWSZA KOŚĆ: nie
DRUGA KOŚĆ: 4
Powrót do góry Go down


Jack Moment
Jack Moment

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : Ciemne, niemalże czarne tęczówki.
Galeony : 334
  Liczba postów : 636
https://www.czarodzieje.org/t15713-jack-moment
https://www.czarodzieje.org/t15733-moment#424167
https://www.czarodzieje.org/t15720-jack-moment#423917
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Kwi 15 2018, 19:28;

Popatrzył bez głębszego wyrazu na kobietę, która przyprowadziła ich o tej porze na skraj lasu. Czy Ci nauczyciele wyrabiają jakieś dodatkowe nadgodziny? Poza tym, czy to całe zbieranie magicznych fantów jest jakieś nielegalne, że za każdym razem muszą to robić pod osłoną nocy, w potencjalnie niebezpiecznych miejscach? Do tego ta gadka - drodzy i przystojni... zupełnie jakby osoba doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wykorzystuje swoich podopiecznych. Zresztą takie komplementy spływały po Jacku jak woda po kaczce. Może to dlatego, że wcale nie świecił się niczym miliony monet, a podobne słowa padały głównie z ust jego babci, która bynajmniej nie miała w zamyśle umawiać się z nim na coś więcej poza herbatą i ciastkami w ogrodzie, w nagrodę za przycięcie żywopłotu i skoszenie trawy. Równie nieadekwatnej nagrody co włożona w tę niewdzięczną robotę praca.
- A dostanę jakieś narzędzia? Albo chociaż rękawiczki? - Zapytał typowo mugolskim odruchem, nie myśląc nawet o używaniu do tego procederu różdżki. Każda rzecz, która nie wybuchnie mu w ręku z okazji zakłóceń na wietrze, była wyjątkowo przezeń pożądana. Tym bardziej, że o tej porze nie widział zbyt wyraźnie, co czaiło się pod nogami i czy aby na pewno złapie się za odpowiednią roślinkę. To nie lato, aby grubo po dwudziestej hasać po łączce pełnej chwastów, grzejąc się w promieniach zachodzącego za lasem słońca. Marudna uwaga nie była zbyt głośna, aby można ją było odebrać za poważnie. Jednak po minie Jacka dało się wywnioskować, że ta wycieczka nie napawała go energią i chęcią do działania. Bez oprawy w postaci pozostałych puchonów, zdawał się męczyć samą swoją egzystencją w tym miejscu. Nieszczególnie też to ukrywając.
- Łosie? - Uniósł brew, przenosząc swój wzrok z drobnej nauczycielki na Holdena, nie wyłapując przytyku i zamiast tego sprawdzając, czy na głowie nie wyrosło mu coś dziwnego. Pusto, a skoro na polanie nie pasały się żadne inne zwierzęta za chwilę sam ruszył w ślad za gryfonami.
Nie odzywał się długo i jakoś nieszczególnie też udzielał w rozmowie, wyłapując z owej, że ta dwójka najwyraźniej nie ma pojęcia dokąd idzie i po co. - Wiemy jak wygląda korzeń? - Rzucił sarkastycznie w stronę Holdena, za chwilę postanawiając jednak uświadomić drugiego kolegę o tym, czego tak naprawdę szukają - Asfodelus to takie białe kwiatki, na długiej łodydze. - Zobrazował, lekko gestykulując. Nie potrafił jednak tego jakoś bardziej szczegółowo opisać aby ułatwić gryfonom pracę. Aż takim orłem z zielarstwa nie był. Tyle dobrego, że lubił oglądać obrazki i zapamiętywać co ciekawsze fragmenty z kilkustronicowych opisów, całą resztę ledwie zaszczycając swoim spojrzeniem. - Sądzicie, że są tutaj jakieś mogiły? Albo kości? Asfodelus zdaje się jest rośliną cmentarną. - Stwierdził jakby wieczorne spacery po cmentarzach i kurhanach były czymś naturalnym dla świata czarodziejów. Korciło go zapytać starszych kolegów o fakt istnienia zombie i im podobnych stworzeń. Jednak ostatecznie postanowił przemilczeć te kwestię, by nie wydawać się bardziej dziwnym niż jest. Zresztą to niemożliwe aby jakieś nieumarłe jednostki kręciły się w pobliży szkoły. Nawet mimo tego mrocznego cienia jaki jawił się przed nimi, stanowiąc niezaprzeczalną granice miedzy polaną, a zakazanym lasem.

Kuferek zielarstwo: 0
Pierwsza kość: nie
Druga kość: 6 (chyba właśnie zepsułem Ci randkę z nieśmiałkiem)
Powrót do góry Go down


Estella Vicario
Estella Vicario

Nauczyciel
Wiek : 44
Dodatkowo : Teleportacja
Galeony : 223
  Liczba postów : 531
http://czarodzieje.forumpolish.com/t3548-estella-vicario#108434
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Specjalny




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyWto Kwi 17 2018, 20:44;

- Ale to szczera prawda! - odpowiedziała na komentarz @Holden A. Thatcher II, a zaraz potem pozwoliła chłopcom przejść do poszukiwań, które - ku jej zaskoczeniu, potoczyły się nad wyraz szybko. Jak to możliwe, że bezbłędnie udało im odnaleźć korzeń asfodelusa, a mało tego - bez trudu dotarli do ukrytego miejsca, gdzie ów roślina rosła? Nieistotne, Vicario doprawdy była pełna podziwu, na co oczywiście kiwała z zadowoleniem głową, kiedy to spojrzała na @Terrey Thìdley.
- A pana zapraszam do gabinetu, jutro o godzinie czternastej - powiedziała spokojnie, a zaraz potem skinęła do chłopaka głową i skierowała kroki do całej trójki, by przyjrzeć się uważnie korzeniowi. Faktycznie, był taki jak należy, co tym bardziej wprawiło profesorke w niemały podziw i zachwyt.
- Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru i dziesięć dla Hufflepuffu! - oznajmiła radośnie, po czym skierowała swe kroki trochę bardziej w stronę lasu, aniżeli wypadało. Chciała, żeby poszli za nią - to oczywiste, przecież miała dla nich dodatkową niespodziankę, choć sama nie była pewna, czy magiczne stworzenia z tych terenów poszły już spać czy jednak świstoklik, który znajdował się nieopodal im się przyda.
- Ukryłam tutaj kilka niespodzianek dla was, dlatego mam nadzieję, że spróbujecie je odnaleźć. Problem jest taki, że nie zapewnię was o tym, czy zwierzęta są już w fazie odpoczynku czy może jednak postanowią zrobić sobie z nas żywe przekąski - wyciągnęła z torebki bez dna pucharek, który przybrał na rozmiarach i położyła go przy największym głazie. - Oczywiście, może się wycofać, ale gdybyście jednak postanowili wyruszyć na poszukiwania, to w razie kłopotów biegnijcie ile sił w nogach, pan też, panie Moment - zwróciła się bezpośrednio do @Jack Moment i posłała mu pobłażliwy uśmiech.
Ach, ci młodociani przystojniacy!


INSTRUKCJA
Spoiler:
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySro Kwi 18 2018, 21:36;

Próba przekupienia nauczycielki ładnym uśmiechem nie powodzi się, więc jesteśmy zmuszeni jednak wejść do Zakazanego Lasu. Zastanawia mnie tylko, czy Terrey pomyślał o tym samym co ja i liczył na łatwe zdobycie asfodelusa, czy też naprawdę zarywał do Vicario.
- Nah, myślę, że napisaliśmy ją na powyżej oczekiwań – stwierdzam, kładąc szczególny nacisk na -my. - Kolejną możemy napisać na nędznego – dodaję, by uświadomić kumpla, że może jednak lepiej nie wykorzystywać mnie do odwalania za niego wypracowań. Dostał dzięki mnie dobrą ocenę i jeszcze mu źle, bo musi przez to coś zrobić. Z drugiej strony wcale mu się nie dziwię, bo nie jest to najlepsza pora na szwendanie się między drzewami.
Idziemy przed siebie i – tak jak przeczuwałem – Terry nijak nie wie, jak odróżnić asfodelus od pozostałych roślin. Mam ochotę trzepnąć go w łeb, ale pewnie by mi oddał. Poza tym jest jednak ode mnie trochę wyższy i musiałbym się wysilać z podnoszeniem ręki, a mi się nie chce.
- Jesteś pewien, że trafiłeś do odpowiedniego domu? – pytam podejrzliwie, bo Jack ma wiedzę znacznie większą niż wszyscy Krukoni których znam razem wzięci i naprawdę mnie to dziwi. - Może pochowali tutaj założycieli Hogwartu – dodaję i szczerze mówiąc mam taką nadzieję, choć ta informacja ani trochę nie zmieniłaby mojego życia. W końcu jednak trafiliśmy na kwiaty, więc schylam się i podkopuję trochę ziemię, żeby wyrwać kwiaty razem z korzeniami. Nie jest tak źle, zważywszy na to, że nie spotkaliśmy po drodze żadnych centaurów czy akromantul, które odgryzłyby nam głowy.
Gdy wracamy z powrotem na skraj lasu, Vicario już na nas czeka, a gdy chwali nas i zaprasza Terry'ego „na herbatkę” ledwie powstrzymuję się od śmiechu. Właściwie to po chwili nawet się o to nie staram, prawie że tarzając się po trawie. Może nie powinienem tego robić w obecności nauczycielki, ale sytuacja naprawdę jest absurdalna. Co ona widzi w Thidleyu? W sumie co ona widzi w którymkolwiek z moich kumpli? Wzięłaby się za Morrisa czy Bergmanna. Albo Craine'a, bo jemu to by się przydało.
- Czy my w coś gramy? Albo zasnąłem? – pytam z niedowierzaniem, bo wydawało mi się, że zabawa w szukanie fantów to raczej podwórkowa rozrywka, a nie zadanie podczas szkolnej lekcji. Mimo wszystko rozglądam się jak głupi po trawniku, szukając sam nie wiem czego. Może liczę na jakieś ciekawe okazy robali, którym mógłbym się przyjrzeć. Ta, zdecydowanie muszę śnić i nie zamierzam się szczypać, bo gdy znajduję się w pobliżu profesorki, ta wciska mi do rąk zdobiony worek, który od razu chowam do kieszeni, bo boję się, że jeśli tam zajrzę, zacznę spadać w dół i się obudzę. Poza tym zaproszenie Terreya do gabinetu też pasowałoby doskonale do idei snów. Absurd za absurdem, świat w jaskrawych barwach pomimo braku euforii. Pewnie za chwilę obudzę się w swoim łóżku, nie czując ciężaru w kieszeni, a godzina na zegarku będzie wskazywać, że zaspałem na zajęcia, mimo że te odbywają się nocą.

kostki: 5, 4, 5, 4
czyli: znajduję 50g w rękach Estelli, co jest dziwną sytuacją, więc musiałam jakoś wybrnąć głupotą Holdena ._.
Powrót do góry Go down


Jack Moment
Jack Moment

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : Ciemne, niemalże czarne tęczówki.
Galeony : 334
  Liczba postów : 636
https://www.czarodzieje.org/t15713-jack-moment
https://www.czarodzieje.org/t15733-moment#424167
https://www.czarodzieje.org/t15720-jack-moment#423917
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyCzw Kwi 19 2018, 23:57;

- Gdziekolwiek bym nie trafił, nie wydaje mi się aby cokolwiek to zmieniło w moim życiu. - Odparł beznamiętnie, zerkając na Holdena. Skąd w ogóle taka myśl? Toż to zwykły zbieg okoliczności, iż roślina, której aktualnie szukają znalazła się w kręgu zainteresowań Jacka. Tym bardziej, że chłopak nie był jakimś strasznym wielbicielem zielarstwa. Jednak wystarczyło okrasić Asfodelusa jedną sensowną ilustracją, odpowiadającą upodobaniom chłopaka do dziwnych i niespotykanych rzeczy, aby jego umysł wyrył sobie w pamięci znajdujące się wokół ciekawostki i przypisy, zmyślnie omijając informacje o pyleniu, czasie wzrostu, uprawie i odmianach liliowatych. Wszak ciekawsze były wzmianki o cmentarzu i innych mniej lub bardziej chwalebnych zastosowaniach tej rośliny. Zaczynając oczywiście od historii trucicielstwa z wykorzystaniem eliksiru żywej śmierci. Gdyby jednak miał spojrzeć na tę roślinę jako zwykły mugol, to był to wcale niebrzydki kwiatek... ale jakoś tak, próba podarowania bukietu cmentarnych asfodelusów którejś z dziewcząt mogłaby się skończyć strasznym nieporozumieniem. Zresztą gdyby tylko wiedzieli jak wyglądały zdjęcia asfodela, które znalazł i zapamiętał, to prędzej zaczęliby się nań dziwnie spoglądać, uważając aby nie odwracać się doń plecami nazbyt długo, aniżeli doceniać złudne wrażenie kujoństwa jakie sobą reprezentował. Niemniej, ważne że kwiatki się znalazły, wprowadzając śliczną panią profesor w stan euforii. Wyjątek od reguły? Chyba większość zafiksowanych w swej dziedzinie osób tak ma.
- Tak sądzisz? W takim razie owy grobowiec musi być strasznie dobrze ukryty... - Jak okiem sięgnąć tylko chwasty, drzewa i pająki. Cofnął stopę spoglądając na wielonogie stworzenie z niesmakiem, by po chwili ominąć białe sieci rozstawione na łodygach krzewu i pogapić się jak Holden rozgrzebuje ziemie w poszukiwaniu korzeni, aby następnie wręczyć je nauczycielce. Warto zapamiętać miejsce. Może nawet wziąć sobie jeden taki na zaś? Rozmyślał dłuższy moment nad wartością zdobytej dzisiaj wiedzy, nim z tego krótkiego transu nie wybił go ponownie głos pani Estelli.
- Mam biegać? Czy to tylko nie zachęci zwierząt do ataku? - Taki pies na pewno poczułby się ośmielony uciekającą przed nim ofiarą. Ale jeśli nie biegać, to co? Jack nawet swoim szczurem nie potrafił się zajmować, a co dopiero ugłaskiwać jakieś mordercze zwierzaki. Na domiar złego, przypomniała mu się dawna rozmowa z Neirinem. Jeśli coś Cię dopadnie - poświeć swoją nogę. Łatwiej ją zastąpić... Westchnął ciężko, gdy wciśnięto mu zdobny worek do rąk. Poszukiwań ciąg dalszy? Lubił niespodzianki. Jednak mnogość fajnych przedmiotów, w których posiadaniu była pani Estella, totalnie go zamroczył. Nie ruszał się w ogóle z miejsca, stojąc jak kołek i wpatrując w przedmiot ustawiony na kamieniu. Korciło go dotknąć jako pierwszy, przed wszystkimi. Chociaż wiedział, że nie wolno. Ostatecznie jednak przeniósł swój wzrok na kobietę. Ciekawiło go co jeszcze trzymała w tym worku... Odruchowo podszedł bliżej, jakby chcąc zajrzeć do środka, gdy nagle Estelle pomachała mu przed oczyma dwudziestoma galeonami. Cóż... najwyraźniej nie tylko worek był bez dna. Jack nabrał się na tanią mugolską sztuczkę? Niemniej podobała mu się do tego stopnia, że miał ochotę poprosić nauczycielkę o powtórzenie.
- Oh..? Musi mnie pani kiedyś tego nauczyć. - Odparł robiąc głupią minę. Nie chciał, wyjść na tak wścibską osobę. Przeprosił i zabrał monety, aby już po chwili się cofnąć i wrócić do gapienia na rosnącą wokół trawę. Chciał przynajmniej udawać, że jest bardzo zajęty poszukiwaniami reszty ukrytych fantów, a nie aktualizacją swej wewnętrznej "chciejlisty".

Kostki: 5, 3, 2, 4

(Sorki, że się wciskam w kolejkę. Ale jestem strasznie zarobiony i nie wiem kiedy znowu znajdę chwilę czasu aby coś napisać... i pewnie nawet nie wiem co piszę.)
Powrót do góry Go down


Terrey Thìdley
Terrey Thìdley

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Hipnoza, prefekt fabularny
Galeony : 153
  Liczba postów : 214
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15475-terrey-balfour-thidley#415699
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15608-hypnos#420458
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15476-terrey-thidley
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Administrator




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Kwi 28 2018, 18:00;

Do gabinetu Vicario. W pierwszej chwili zamrugałem kilkakrotnie powiekami, sprawdzając, czy ja oby na pewno nie śnię. W jednej chwili myślę o byciu sam na sam z seksi nauczycielką, a w drugiej ona proponuje mi, żebym do niej poszedł. Oczywiście gabinet z profesorem mimo wszystko niósł groźbę jakiegoś nudnego zadania, szlabanu, nie wiadomo czego jeszcze, więc nawet słysząc to zaproszenie od Vicario zrobiłem się nieco nieufny. Szczególnie, gdy Holden zaczął się wariacko śmiać z tego wszystkiego.
- Eee oczywiście - odparłem więc nie mając zielonego pojęcia czy spełnia się moja fantazja randki, czy właśnie znów wpadłem w jakieś kłopoty.
Nie ogarniałem beznamiętnego tonu puchona, który twierdził, że bycie w innym Hogwarckim domu nie miałoby na niego żadnego wpływu. Byłem zupełnie odmiennego zdania - podziały Hogwarckie były o tyle kłopotliwe, że wrzucały do jednego worka ludzi o podobnym podejściu do życia, którzy jeszcze silniej na siebie oddziaływali tymi samymi cechami, pielęgnując je w sobie. Tak naprawdę ciężko było nauczyć lojalności Ślizgona, jeśli kisił się w towarzystwie swoich zarozumiałych znajomych od jedenastego roku życia.
- Żyjąc ze ślizgonami na dnia jeziora, nie da się nie nabawić depresji - rzuciłem tylko niezbyt poważnie, wymieniając, że jednak bycie w innym domu miałoby wpływ na jego charakter, życie. To oczywiste, że by miało. Nie chciało mi się jednak tego dokładniej tłumaczyć.
Ostatnio Gryfoni stracili sporo punktów, więc za cel wyprawy obrałem sobie zarobić nieco na klasyfikację ogólną. Być może podszedłem do tego znacznie zbyt ambitnie, bo ku mojemu nieszczęściu trafiłem na centaura. Chryste. W pierwszej kolejności próbowałem się mu ukłonić, totalnie mieszając podejście do niego z tym, jakie należało zachowywać wobec hipogryfów. Najwyraźniej nie spodobało się to człowiekowi z kopytami, bo mocno nimi wierzgał, z impetem uderzając o ziemię. Cofnąłem się tłumacząc, że jestem tu tylko przelotem i już wracam do siebie. Niestety centaur nie był mile nastawiony i zaczął sięgać po swój łuk ze strzałami.
- Do zamku nim nas wystrzela jak w średniowieczu! - Wrzasnąłem prędko się obracając i zwołując resztę grupy, aby uciekali nim stworzenie zawoła wszystkich członków swojej końskiej watahy. Na szczęście już po chwili, nim dosłownie do nich przybiegłem, okazało się, że Estella miała świstoklika, który pozwolił się całej naszej grupie przenieść bezpiecznie do zamku. To była bardzo dziwna lekcja.  

1, 6, 6, 2
Powrót do góry Go down


Estella Vicario
Estella Vicario

Nauczyciel
Wiek : 44
Dodatkowo : Teleportacja
Galeony : 223
  Liczba postów : 531
http://czarodzieje.forumpolish.com/t3548-estella-vicario#108434
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Specjalny




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptyNie Kwi 29 2018, 13:11;

Och, bardzo dobrze, że Estella zaskoczyła szanownego gryffona, który oczywiście - podobał jej się, ale to chyba nikogo nie dziwi, prawda? Lawirowała w końcu na pograniczu przyzwoitości nauczycielskiej, a cichemu flirtowi, do którego miała ewidentną słabość. Niemniej jednak, wolała żeby tym razem jej uczniowie nie wpadli w żadne kłopoty, choć widząc zmagania w poszukiwaniach przedmiotów i dodatkowych fantów, nie mogła nie uśmiechnąć się kącikowo. Krzyk wybił ją z rozmyślań i dlatego od razu użyli świstoklika, który pozwolił im bezpiecznie powrócić do Hogwartu, a kiedy to się stało, odetchnęła z ulgą. Spojrzała na swoich podopiecznych, na dłużej zatrzymując się na Holdenie, aż wreszcie wydusiła z siebie:
- Cieszy mnie, że znaleźliście wszystko, choć przyznam, że profesor zaklęć pomagał mi, by wykreować pewnego rodzaju iluzję, która pozwoliła ocenić wasze zachowanie podczas ewetualnego zagrożenia. Poza wspólną pracą otrzymujecie również po pięć punktów każdy! - powiedziała z uśmiechem i jeszcze objaśniła mniej więcej w jakim celu poszukiwali swojej rośliny, po czym pozwoliła im wrócić do swoich zajęć.

Spoiler:


/zt wszyscy
Powrót do góry Go down


Neirin Vaughn
Neirin Vaughn

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Galeony : 1502
  Liczba postów : 1214
https://www.czarodzieje.org/t15703-neirin-vaughn#423773
https://www.czarodzieje.org/t15736-kruk-pocztowy#424226
https://www.czarodzieje.org/t15719-neirin-vaughn#423916
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Maj 05 2018, 14:04;

Nie było jeszcze świtu, kiedy wyszedł z pokoju wspólnego. Nie powinien właściwie chodzić nocą po zamku, niemniej nie uważał tego za poważne wykroczenie. Przynajmniej nie tym razem. Lekcja i tak odbywała się nocą, a on zawsze może powiedzieć, że załatwiał dodatkowe sprawy związane z zajęciami.
Wszak otoczenie opieką studenta z likantropią tak długo zalicza się w poczet "kwestii powiązanych z lekcją", jak długo owy uczeń należał do Twojej drużyny.
Neirin cicho zamknął za sobą drzwi pokoju wspólnego, przez ramię mając przerzuconą prostą, szmacianą torbę. Wrzucił do niej ubrania, trochę bandaży i gazy, dwie butelki wody. Nic wymyślnego, najbardziej potrzebne rzeczy, jakie sądził, że mogą się przydać po pełni. W końcu Mefisto rozdarł swoje odzienie, nie mówiąc o dzikim biegu w leśne ostępy. Mógł być ranny, zmęczony, spragniony. Rudzielec nawet nie zastanawiał się, czy wypada coś do niego zanosić, po prostu odprowadził Christera do sypialni, a sam spakował torbę i wyszedł.
Na korytarzu panowały egipskie wręcz ciemności - urok mieszkania w podziemiach. Próżno szukać tu choć nikłego poblasku księżycowego światła. Puchon namacał różdżkę i wyciągnąwszy ją, rzucił niewerbalne Lumos Sphaera. Kula zawisła nad nim, rozświetlając najbliższą okolicę. Białe, zimne światło wyciągało długie cienie każdej kolumny, ramy, obrazu i uchwytu, tnąc ściany czarnymi pasami ciemności. Rudzielec ruszył wolno w stronę schodów, jasność podążała jego śladem, miękko płynąc w powietrzu. Jedne cienie wydłużając, inne skracając, kiedy przesuwała się pomiędzy kolumnadą.
Otoczyły go szepty. Ciche, ale natrętne, morze jednolitego, białego szumu, z którego nie mógł wyłowić żadnego sensownego słowa. Zatrzymał się, odwracając niespiesznie i spoglądając za siebie. Kula zatrzymała się, rzucając poblask na najbliższe metry, nie będąc jednak w stanie rozjaśnić ciemności daleko w korytarzu. Głęboka, atramentowa, nieruchoma. Wypełniona głosami, tym jeszcze głośniejszymi, im dłużej chłopak wpatrywał się w mrok. Nie bał się. Już od dawna nie potrafił odczuwać strachu przed własnymi halucynacjami. Wręcz przeciwnie, w dziwny sposób go te głosy ciekawiły. Gdyby nie wyszedł z jasnym, klarownym celem z sypialni, zapewne ruszyłby korytarzem głębiej w podziemia, podążając za głosami. Nie mógł jednak. Jak nie bał się o siebie, odczuwał pewnego rodzaju troskę o innych. Miejscami wypaczoną albo chorą, niemniej troskę. Odwrócił zatem wzrok i wyszedł na błonia, a z każdym kolejnym krokiem szepty słabły, aż otoczyła rudzielca cisza. Cisza i chłodne, nocne powietrze.
Niespiesznym spacerem podszedł na skraj lasu i tam przysiadł na pniaczku. Drewienko było trochę wilgotne od zbierającej się wolno rosy, ale nie przeszkadzało to tak mocno Puchonowi. Czekał, wypatrując, czy @Mefistofeles E. A. Nox wyłoni się spomiędzy drzew. Wisząca nad Vaughnem kula działała tako jak oświetlenie, jak i pewnego rodzaju znak. Jaśniejąca, statyczna raca, odstraszająca co mniejsze zwierzęta, ale niewykluczone, że wabiąca te większe. Cóż, jakby nie patrzeć, chciał do siebie przywołać pewnego wilkołaka.

Lumos Sphaera: 4
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Maj 05 2018, 14:57;

Najpiękniejszy sen to ten, który kończył się przyjemną pobudką. Mefistofeles zawsze lubił, kiedy nieśmiałe promyki słońca zaczynały wychylać się na wielki świat - a gdy tańczyły pomiędzy pniami i koronami drzew, to całość zdawała się niemal rajska. Świt rozlewał się po niebie, blask coraz bardziej drażnił i w końcu, zupełnie zresztą naturalnie, wyrywał z sennej krainy marzeń.
Tym razem nie miał możliwości doświadczyć tego małego cudu. Pierwsze oznaki nowego dnia brutalnie spychały z pierwszego planu okrutną, wyjątkowo zdradziecką pełnię. To nie światło rozbudziło wyciągniętego na zakrwawionym mchu wilkołaka; to był ból. Uczucie tak dobrze znane, tak otępiające i jednocześnie rozjaśniające umysł. Dreszcz przemknął po jego ciele, wichrząc futro i przypominając o wszystkich, nawet najdrobniejszych rankach, których miał niebywałą przyjemność doświadczyć. Jeszcze nie rozbudził się w pełni, kiedy przemiana zaczęła postępować, zmuszając likantropa do miotania się po ziemi. Był cicho, zupełnie jakby nawet coś tak okrutnego nie mogło zmusić go do wydania z siebie głosu; jedynie jęknął raz cicho, potem westchnął. Miał wrażenie, że ponownie stracił świadomość, gdy wylądował na plecach i wbił półprzytomne spojrzenie w zabarwione całą paletą barw sklepienie. Zbierał powoli oddechy, pozwalając aby zalała go fala wspomnień i aby ostatnie wilkołacze zmiany w końcu odpuściły.
Nie chciał wstawać. Chciał tak leżeć, spocony i zmęczony, drżący i, mimo ładnej pogody, trochę zmarznięty. Niczego nie pragnął bardziej, niż zamknięcia powiek i schowania się w ciemność... Poruszył się powoli, chcąc przekręcić bardziej na bok, żeby pieczenie w dolnej części pleców ustąpiło chociaż odrobinę. Niefortunny gest sprawił, że dłoń Mefisto zetknęła się z... z czymś dziwnym.
Zerwał się znacznie szybciej, niż powinien - zatoczył się zaraz, niemal z powrotem lądując na trawie. Przerażone spojrzenie wlepił w dwa bezładne ciała, porzucone na ściółce leśnej, zimne i tak paskudnie martwe. I choć jeden z kłusowników zdawał się pustym spojrzeniem błagać o litość, tak drugi niemal nie przypominał człowieka, rozorany jak kawał mięsa... Ale Nox nie potrafił skoncentrować się teraz na nich, bo ledwo stał na nogach i nagle zaczynało do niego docierać, jak bardzo sam w tym wszystkim ucierpiał. Zakrwawionymi dłońmi przesuwał po ciele, ignorując drobne zacięcia i otarcia, zatrzymując się za to na większej ranie ponad biodrem. Dopiero potem musnął palcami pulsującą bólem szczękę, zahaczył o ściągnięte zakrzepniętą krwią wargi... Przymknął powieki, koniuszkiem języka przemykając po zębach i jednocześnie podrażniając dziąsła; znajdując braki. Trząsł się coraz bardziej, chociaż chłodny wiatr był najmniejszą niedogodnością w tym wszystkim. Mefistofeles podniósł różdżkę z dość jasnego drewna, zacisnął na niej palce i zamrugał kilkakrotnie, szukając w myślach jakiegokolwiek zaklęcia, które teraz mogłoby mu się przydać. Mógłby próbować wezwać jakoś pomoc, ale przecież nie chciał, aby ktokolwiek znalazł go obok rozszarpanych zwłok.
- Occidere - wychrypiał, było jednak to tak niewyraźne i łamliwe, że wcale nie spodziewał się zamierzonego efektu. Jedno ciało drgnęło niespokojnie, tknięte spartaczonym urokiem. Druga próba, niewerbalna, nie przyniosła wcale lepszych rezultatów; dopiero za trzecim razem poczuł, jak strużka energii wypływa z różdżki. Ciało powoli zaczęło się zapadać, rozpływać, znikać; wszystko, włącznie z ubraniami, nagle po prostu zniknęło. Ziemia nie dała rady pochłonąć błyskawicznie cieczy i Mefisto zmuszony został do gwałtownego cofnięcia się, żeby nie... żeby zachować bezpieczniejszy dystans. Tak jak ziemia stawała się coraz bardziej wilgotna, tak i oczy Ślizgona, powoli tracącego siły. Przekierował różdżkę w bok, mruknął zaklęcie raz jeszcze, potem kolejny i jeszcze jeden; z trudem wstrzymywał szloch, obserwując jeszcze jedną nieudaną próbę. Niewerbalne Occidere w końcu wyszło i po kilku sekundach przy strumieniu widoczne były tylko bliżej nieokreślone plamy krwi, kilka osmaleń, a także tak upragnione przez napastników łupy. Pragnienie zwinięcia się na szpitalnym łóżku, w błogiej ciszy i spokoju, niemal pozwoliło Mefistofelesowi na ruszenie w stronę zamku. W końcu jednak zwyciężył cichy głosik z tyłu głowy, który wzbraniał się przed porzuceniem cennych fantów - to byłoby zbyt paskudne, gdyby ktokolwiek inny znalazł rozrzucone kły wilkołaka i zawłaszczył je dla siebie. Przyklęknął, by zgarnąć niewielki woreczek, ale w tej samej chwili dostrzegł wilczą kitę leżącą tuż obok. Pierwsze łzy spłynęły po policzkach chłopaka, kiedy zupełnie odruchowo po nią sięgnął, zatapiając palce w grubym futrze. Upokorzenie ściskało go w gardle, gdy przyciskał go klatki piersiowej różdżkę, woreczek z zębami i własny, odcięty ogon. Zdarzało mu się już wracać do Hogwartu bez ubrań, jednak nigdy nie wyglądał przy tym tak żałośnie; nigdy nie miał tak smutno spuszczonej głowy. Nigdy... nigdy jeszcze nie było tak źle.
Przedzierał się przez leśną gęstwinę, zapadając w coraz większe otępienie. Nie musiał zbytnio koncentrować się na drodze, bo doskonale ją znał - tylko sporadycznie podnosił wzrok na pnie, coby znaleźć prześwity pomiędzy drzewami. Mrok dopiero ustawał, zatem o wiele łatwiej dostrzec było sporą jaśniejącą kulę, wiszącą w powietrzu na skraju lasu. Może Swann dowiedział się o przemianie i wysłał Blanc? Może kłusowników było więcej?
Nie spodziewał się wcale siedzącego na pniaku Puchona i na jego widok na chwilę zamarł, mocniej przyciskając swoje "zdobycze" do ciała i rozpaczliwiej chwytając w płuca powietrze. Majaczący w oddali zamek i czekający w ciszy Neirin przypomnieli o rzeczywistości - tej, której Mefisto w danym momencie tak bardzo się obawiał. Pokonał ostatnie kilka metrów i oficjalnie uznał, że nie ma już siły; padł zatem na kolana, wypuszczając wszystko z rąk, żeby móc schować w nich twarz. Nie wiedział jak przejść do ewentualnych wyjaśnień, nie wiedział... Nie wiedział.


Occidere nr 1:

Occidere nr 2:
Powrót do góry Go down


Neirin Vaughn
Neirin Vaughn

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Galeony : 1502
  Liczba postów : 1214
https://www.czarodzieje.org/t15703-neirin-vaughn#423773
https://www.czarodzieje.org/t15736-kruk-pocztowy#424226
https://www.czarodzieje.org/t15719-neirin-vaughn#423916
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Maj 05 2018, 16:00;

Długo czekał. Sekundy zmieniały się w minuty, a te w kwadranse. Czy potem godziny? Ciężko ocenić. Wpatrywał się w las, wielokrotnie mając wrażenie, że mignęła mu para błyszczących oczu lub lśniące w mroku pazury przecięły przestrzeń między drzewami. Nic jednak więcej się nie działo, jedynie subtelnie mrok nocy zaczęła przeganiać jasność poranka. Rudzielec uniósł wolo głowę, patrząc na rozlewające się po niebie barwy. Granat przechodził w fiolet i róż, potem w błękity i żółcienie, jak zza horyzontu wyłaniała się blada tarcza anemicznego słońca.
Chłopak wrócił wzrokiem do ściany drzew, słysząc dobiegające stamtąd szelesty. Wkrótce na skraju pojawił się wyczekiwany wilkołak, acz w stanie dużo gorszym, niż Neirin się spodziewał go ujrzeć. Wstał z pniaka i podszedł do Ślizgona w momencie, w którym ten upadł na ściółkę. Mdleje? Rudzielec klęknął na jedno kolano obok Noxa, za chwilę orientując się, że to nie utrata przytomności, a załamanie psychiczne. Cokolwiek wydarzyło się w lesie - a sądząc po jego stanie nie było to nic przyjemnego - zostawiło spore ślady na umyśle likantropa.
Mefisto tego nie widział, mógł co najwyżej słyszeć, ale Neirin zdjął kurtkę, zahaczając ją o gałąź najbliższego krzaka niczym o wieszak. Odsunął łagodnie kitę, zabrał woreczek z zębami gdzieś na bok. A potem poruszył różdżką, rzucając niewerbalne Aquamenti. Strumień ciepłej wody spłynął miękko na nagie łopatki blondyna, łagodnie zmywając z nich krew, pot, brud i pył. Całe to krwawe błoto powstałe ze zmieszania posoki z ziemią. Zapewne szczypało, kiedy płyn obmywał zadrapania i rany, ale umycie studenta było konieczne. Vaughn spodziewał się, że będzie ranny, ale nie aż tak. Wygląd wilkołaka znacząco przekraczał wszelkie oczekiwania. Siniaki, rozcięcia, opuchlizny, obicia. I rany na psychice.
Na te ostatnie Neirin niewiele mógł w danym momencie poradzić. Skupił się zatem na ogrzaniu i oczyszczeniu Ślizgona. Ciepłą dłonią wodząc po jego ciele i ostrożnie ściągając palcami skrzepłą krew.
Kiedy plecy i boki były już czyste, łagodnie Neirin położył rękę na dłoniach Noxa. Chcąc go zmotywować do odsunięcia ich. Jeśli na to Ślizgon pozwolił, wychowanek domu Borsuka uniósł jego twarz, taksując wzrokiem stan fizjonomii. Kolejne skrzepy, więcej brudu i zaschnięte łzy. Spuchnięte policzki, spękane wargi. Krwiaki.
Tutaj już nie lał wody bezpośrednio. Zamiast tego moczył palce w strumieniu i ostrożnie ściągał wilgotnymi opuszkami brud. Systematycznie i wolno. Nie spieszył się. W pewnym momencie sięgnął do kieszonki po chusteczkę. Zmoczywszy ją, zaczął zmywać co bardziej uparte skrzepy. Oczyszczając zadrapania na twarzy.
Żadnych pytań, co się stało. Żadnego drążenia, dlaczego jest w takim stanie. Była tylko ciepła woda, dotyk dłoni na ciele oraz uważne spojrzenie szarych oczu.

Aquamenti: 2
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4500
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8




Gracz




Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 EmptySob Maj 05 2018, 17:17;

Przysiadł, wyraźnie osłabiony. Każdy krok przypominał o otrzymanych obrażeniach, podobnie jak każda sekunda zamykała się w wieczności, byle tylko raz jeszcze nakazać chłopakowi na przeżycie potwornej nocy. Doskonale pamiętał złowrogie spojrzenia, triumfalne uśmieszki... nie zatarł mu się wcale ptasi zapach animaga, a posmak jego krwi był jedynym, co Ślizgon czuł na języku. Cała tamta panika, cała furia przeinaczona w niszczycielską siłę zranionej bestii - tego wszystkiego świadomy był dopiero teraz. I przytłoczyło go to do tego stopnia, że błyskawicznie przeszedł w szloch, panikując na tysiące różnych sposobów i trochę zapominając o samej w sobie obecności Neirina. Piętno mordercy odciśnięte zostało już na zawsze na psychice Noxa - bał się zarówno kary, jak i jej braku. Palące poczucie upokorzenia nie odpuszczało, strach przed samym sobą również; ale przecież tak samo potężny był lęk na myśl o kolejnej pełni, o innych kłusownikach. O tych chwilach bezsilności, jak wtedy, gdy zamknięty został w płonącej klatce...
Dwukrotnie.
Drgnął gwałtownie, gdy Aquamenti Puchona oblało go ciepłą wodą. Błyskawicznie przed oczami pojawił się świeżutki jeszcze obraz transmutowanych zwłok, zniekształcanych podczas powolnego wsiąkania w glebę. Siedział grzecznie, w bezruchu, mocniej wciskając twarz w dłonie, żeby to na nich spoczęły wszystkie łzy. W końcu nie był kimś, kto szczególnie przejmował się pieczeniem przy przemywaniu ran; jedynie kiedy strumień przesunięty został wzdłuż rany po ogonie, to syknął - cicho i rozpaczliwie, zupełnie jakby nawet teraz brakowało mu kity.
Nie wiedział, ile to trwało. Ze swojego własnego umysłu wyrwał się dopiero wtedy, kiedy Neirin odciągnął mu dłonie od twarzy - Nox współpracował, zdecydowanie zbyt osłabiony i oszołomiony, żeby teraz jeszcze wnosić jakieś protesty. Zamiast tego zawiesił niespokojne spojrzenie dalej załzawionych oczu na siódmoklasiście, zaczynając dostrzegać w tym wszystkim jakąś dziwną ironię losu. Płonąca klatka, Puchon doprowadzający go do stanu używalności... Merlinie.
- Znowu ty - westchnął cicho i niewyraźnie, uparcie wpatrując się tylko w szare tęczówki Vaughna. Liczył na to, że uda mu się na nich zawiesić na tyle intensywnie, że w końcu odzyska trochę... siebie. Bo mógł panikować, oczywiście, po prostu nie przy ludziach... Nie wziął pod uwagę tego, że podczas mówienia może zaprezentować rudzielcowi ubytki w swoim uzębieniu, co zaraz szybko pozwoliłoby mu skojarzyć fakty z podzwaniającym woreczkiem. I ogonem...
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Obrzeża lasu - Page 32 QzgSDG8








Obrzeża lasu - Page 32 Empty


PisanieObrzeża lasu - Page 32 Empty Re: Obrzeża lasu  Obrzeża lasu - Page 32 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Obrzeża lasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 31 z 39Strona 31 z 39 Previous  1 ... 17 ... 30, 31, 32 ... 35 ... 39  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Obrzeża lasu - Page 32 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Okolice zamku
 :: 
zakazany las
-