Jeśli tutaj się znalazłeś to jeszcze nie dostaniesz szlabanu a co najwyżej srogie upomnienie. To granica, po której przekroczeniu znajdziesz się już w sławnym zakazanym miejscu. Są tu porozrzucane większe głazy, na których można sobie przysiąść. Bardzo często może atakować wrażenie obserwowania przez kilkanaście par oczu.
O przygotowaniach nie myślałem w tej chwili zbytnio, to było dla mnie naturalne zajęcie. Ale do tej pory rzadko walczyłem z magicznymi istotami lub innymi czarodziejami, więc i taktyka powinna się zmienić oraz zajęcia wstępne. Przez dłuższą chwilę myślałem spoglądając na uradowaną ukochaną, Ona praktycznie w każdej sytuacji potrafiła się śmiać, choć zapewne istniały wyjątki. - Nie mam, aż tak dużego doświadczenia, ale mam kilka pomysłów. - mrugnąłem do Płomyczka. - Nie wiem czy zechcesz ćwiczyć, ale uważam że sprawność fizyczna to podstawa, potem trzeba przygotować kilka eliksirów, trucizn i poćwiczyć kilka zaklęć atakujących i obronnych. Od czego chciałabyś zacząć? - zapytałem z łagodnym uśmiechem, chociaż w moim oku błyszczały niebezpieczne ogniki.
Margaret uśmiechnęła się lekko. - To dobrze, że jakiś masz, bo mi na razie w głowie nic nie świta. - Wszyscy jednak mogliby przewidzieć, że w końcu w głowie Margaret i tak coś zaświta. To było więcej niż pewne. Dziewczyna skrzywiła się. - Sprawność fizyczna? Ja nie mam takiej wcale. - Powiedziała ze złością w głosie. Nie była przecież zła na Yavana. Była zła na siebie. Cholernie zła. - Z eliksirów nigdy nie byłam dobra. - Dodała po chwili tym samym tonem. - Wierzę jednak, że dasz radę mnie tego nauczyć;. - Zatrzepotała rzęsami. - Zacznijmy od czegokolwiek. Skoro i tak z niczego nie jestem nawet odrobię dobra... - Mówiła bardzo cicho. Wyszła teraz na nie wiadomo jaką ciamajdę.
- Ja też nie aż tak dużo potrafię, sprawność fizyczna to mój główny atut. Jeśli chodzi o walkę magiczną to nie mam wielkiego doświadczenia. - cóż często mnie nie dopuszczano do spraw magicznych, więc tu naprawdę jestem słaby. Patronusa szkoliłem się sporo czasu by móc go wykonać poprawnie. - Nie przejmuj się, potrafisz tylko o tym nie wiesz. Poza tym możesz się nauczyć, a jeśli tego naprawdę chcesz to wystarczy. Wierz mi nastawienie jest najważniejsze. Ale od czegoś trzeba zacząć. - uśmiechnąłem się do Płomyczka – Więc zaczniemy od ćwiczeń fizycznych, zawsze uważałem że uniki to ważna część defensywy. Poza tym z eliksirów też nie jestem dumny, więc odłożymy je na późniejszy czas. - zacząłem się zastanawiać, jak ja miałbym uczyć Margaret? Przecież nie mogę zastosować tych samych technik nauczycielskich jak w przypadku moich treningów, często bywałem ranny i to poważnie. Większość blizn na moim ciele powstało podczas moich ćwiczeń, spojrzałem z obawą i niepokojem na ukochaną. - Będę musiał coś wymyślić, bo metody których używano na mnie...były dość ekstremalne. Ale przecież mamy sporo czasu, więc jakoś to będzie. - czule spojrzałem na Płomyczka i westchnąłem cicho.
- Wątpię, że tak dużo nie potrafisz, serio. - Popatrzyła na niego spode łba. - Niełatwo jest się tak nastawić. Powinieneś o tym wiedzieć. - Powiedziała z wyrzutem. - Dobrze, ćwiczenia fizyczne. - Mruknęła jakby do siebie. Popatrzyła na niego błagalnie. - Ale ja chcę tak jak ty, ja się nie boję ekstremalnych metod, wiesz o tym, nie możesz mnie tego pozbawić, nooo! - Mówiła głośno i z błagalnego ton zmieniał się coraz bardziej na gniewny.
- To prawda nastawienie to nie łatwa sprawa, ale pomagają w tym inni, więc możesz liczyć na mnie. Poza tym przypomnij sobie uczucie wygranej i to co osiągnęłaś podczas tej walki. I jak? - zapytałem z radością na twarz Płomyczka, chciałem uchwycić chwilę kiedy sobie przypomni ten błysk w oczach... - Dobrze, dobrze będzie ekstremalnie, jak coś przecież możemy użyć zaklęć leczących oraz eliksirów. W moim przypadku rzadko je stosowano, ale w szkole nie musimy się ograniczać. Tylko uprzedzam mogę zachowywać się inaczej niż zwykle, żeby być dokładniejszy surowiej. - spojrzałem w oczy ukochanej, mówiąc to byłem poważny. Moi nauczyciele byli strasznie wymagający i rygorystyczni, więc nie wyobrażam sobie przeprowadzania treningów inaczej. - Jak wspomniałem zaczniemy od uników, to się powinno zawsze przydać nawet w walce magicznej.
Margaret zamyśliła się na moment. - Tak, masz rację. - Powiedziała z uśmiechem. - To jest cudowne uczucie. - Dodała dopiero po chwili. Margaret spojrzała na niego spode łba. - No, masz szczęście. Nie chcę taryfy ulgowej, bo wtedy może mi się nie udać w takim stopniu, jakbym chciała. - Margaret wyszczerzyła się. - Nie ma problemu. - Podeszła do niego i zaczęła zataczać kręgi na jego klatce piersiowej. - Nawet taki surowy będziesz mnie podniecać. - Zatrzasnęła zęby przed jego nosem i kręcąc biodrami zaczęła iść wolniutko w stronę zamku. - Chodź. Zgadzam się na wszystko. - Powiedziała, odwracając się i mrugając lekko zauważalnie.
Jak, ja w Niej to uwielbiałem. Zawsze dążyła do czegoś wymagając od siebie całkiem sporo, przynajmniej odniosłem takie wrażenie. Kiedy Jej palce spoczęły na mojej klatce piersiowej od razu poczułem rozgrzewające uczucie wewnątrz ciała. A kiedy zamknęła usta ze szczękiem nie mogłem się nie uśmiechnąć, jak zawsze Jej naturalne zachowanie było przecudowne. Kiedy ruszyła ku zamku seksownie kręcąc biodrami mój wzrok nie mógł się....jednak mógł kiedy usłyszałem - Chodź. Zgadzam się na wszystko – ciepło się roześmiałem. - Twoje słowa wiele dla mnie znaczą Płomyczku. - ruszyłem ku Margaret. Wziąłem za rękę i zapytałem. - Chcesz jeszcze wrócić na przyjęcie? - miałem nadzieję że odpowiedź będzie odmowna.
Na jej słowa Yavan zaczął się śmiać. Odwróciła się i spojrzała na niego karcącym wzrokiem. - Czy to było śmieszne? - zrobiła naburmuszona minę. Złapał ją za rękę. - Chcesz jeszcze wrócić na przyjęcie? - Spojrzała na niego chytrze, ale na jej twarz pomału pojawiał się szeroki uśmiech. Kiwnęła głową. - Dobra, chodźmy, może być zabawnie. - Powiedziała z uśmiechem i ze wzrokiem skierowanym w dal. Pod jej rudą czupryną zaczęły działać niesamowite mechanizmy bardzo twórczego myślenia. Nie można było mieć wątpliwości, że Margaret coś dzisiaj wymyśli.
Zachichotał, słysząc jego słowa. - Inteligentni Krukoni? Nieee, to tylko plotka, rozsiewana chyba przez nich samych - odparł. W zasadzie powinien był powiedzieć raczej nas samych, ale co ja poradzę, że średnio się z nimi identyfikował. - Niemniej jednak chyba uznam to za komplement! Potem chwilę pokontemplował, bo jakoś dobrze mu się myślało, idąc (idiotyczne, no ale cóż poradzić). A może to towarzystwo Narcissa tak na niego działało? - Chociaż faktycznie, tutaj nietrudno jest myśleć stereotypowo. Kujońscy Krukoni, odważni Gryfoni, głupi Puchoni i - tu nie mógł powstrzymać uśmiechu - wredni Ślizgoni. Wiesz, jakoś nie pasujesz do tej ostatniej grupy. HO HO HO, ale się rozgadał! A towarzyszący mu biedaczek musiał słuchać jego wywodów.
Uśmiechnął się nieznacznie, zerkając na niego dyskretnie. Zawsze go bawiło jak rozkosznie naiwni potrafili być ludzie. Któż pasował na ślizgona bardziej, niż aktor? W tej wiecznej sztuce, gdzie kurtyna nigdy nie opada. - Sam nie wiem, jak to wyszło... czasem faktycznie mam wrażenie, jakbym nie pasował do Slytherinu - mruknął, przeciągle na niego patrząc. Gdyby chciał, z pewnością mógłby hipnotyzować spojrzeniem.
Głupcy, dają się zwieść pięknu kłamliwych spojrzeń. W tej monotonności, jaką jest uwodzenie, czasem znajdywał przyjemne chwile - czuł się jak aktor tych dawnych filmów z świata mugoli, o których nikt już nie pamiętał.
Hm, to dziwne, bo z reguły Julka nie można było nazwać naiwnym, na ogół też bywał znacznie bardziej zdystansowany i potrzebował więcej czasu, by kogoś poznać i ocenić. Teraz jednak zrobił to tak pochopnie, że nie miał nawet cienia podejrzeń, że jego rozmówca jest po prostu genialnym aktorem i manipulatorem. No ale, jak myślicie, czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie. Narciss absolutnie i niezaprzeczalnie zaczarował go swoim spojrzeniem (albo dyskretnie rzucił jakieś zaklęcie? kto go tam wie). - Chyba nie ty jeden - odparł, uśmiechając się blado. Już nie robił tego tak chętnie, jak przedtem, kiedy odkrył, że i tak nie będzie taki słit jak Narciss. Och.
Uśmiechnął się milo, po czym zatrzymał się nagle, lekko chwytajac go za rękaw. Szybko jednak zabral rękę, nie chcąc spłoszyć dopiero co poznanego chłopaka. - Przypomniałem sobie o czymś ważnym... wybacz, że muszę już cię opuścić - mruknął z smutkiem, wbijając w niego proszące spojrzenie. - Proszę, napisz do mnie! Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy?
Julian odruchowo wzdrygnął się, co prawda nie z powodu dotyku chłopaka (jakkolwiek to brzmi), ale tego, że po prostu się tego nie spodziewał i od razu przemknęło mu przez myśl, że coś się stało. Spojrzał na niego pytająco, jednak zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, usłyszał odpowiedź. Nie wiedział, ile w tym prawdy, a ile wymówki, ale mniejsza o to, nie miał zamiaru wnikać, bo proszące spojrzenie załatwiło wszystko! - Mhm, jasne, z przyjemnością - odparł, chociaż ostatnia wypowiedź zabrzmiała jakoś dziwnie, hehe. Dobra, Julek, spokój. Nic nie brzmi dziwnie. Oby to nie był początek paranoi!
Tak wygląda powolne zwycięstwo! Ten śmieszny krukon najpewniej nie ma najmniejszego pojęcia, w co właśnie pozwala się wplątać. - Czekam więc na wiadomość od ciebie... z prawdziwą niecierpliwością! - zamruczał radośnie, machając mu drobną dłonią.
- Do zobaczenia! Narciss odwrócił się i już po chwili zmierzał w stronę zamku.
Hehe, nie ma nawet najmniejszego pojęcia o mhrocznym planie Narcissa, i tkwi w absolutnym przekonaniu, że pobudki rozmówcy są jak najbardziej szczere. Poważnie, aż mi go żal, no ale cóż zrobić. - Pa - wysilił się jeszcze na jakże cudowne pożegnanie, po czym postał chwilę w miejscu, nie bardzo wiedząc, gdzie powinien się udać, aż wreszcie, dziwnie zdezorientowany, skierował się w kierunku przeciwnym do ślizgona, czyli w głąb lasu. Najwyżej zjedzą go testrale.
Patrząc na Płomyczka nie byłem pewien czy propozycja powrotu na przyjęcie była dobrym posunięciem. Powiedzmy, że miałem obawy co też Margaret wymyśliła, ale z drugiej strony byłem niezwykle ciekawy przyszłości która miała nadejść. Wszystkie moje złe myśli ulotniły się po chwili, była szczęśliwa nic innego mnie nie obchodziło. - A więc chodźmy mam nadzieję że przyjęcie nadal trwa. - pochwyciłem delikatnie Jej dłoń i ruszyliśmy ku szkole. - Co Ci chodzi po główce? - zapytałem z ciekawości, choć szanse na otrzymanie odpowiedzi nie były wielkie.
- Myślę, że mogło się już sakończyć. W sumie późna gododzina. - Skrzywiła się. Kiedy usłyszała pytanie Yavana uśmiechnęła się zalotnie i złożyła mały pocałunek na czubku jego nosa. - Czy ty musisz o wszystkim wiedzieć? - Zatrzepotała rzęsami, nie przestając go uwodzić. Miała nadzieję, że dość mocno na niego zadziała. Na razie taki właśnie był jej plan, Musiał jej się oddać. Całkowicie i bez opamiętania. W razie czego miała kilka sztuczek. Wystarczyłoby kilka kropel jej specjalnego naparu... Na samą myśl poczuła łaskotki w brzuchu.
Pewnie miała rację przyjęcie się skończyło i na to nic nie można było poradzić, ale co ciekawe Płomyczek ani nie posmutniał, ani się nie zezłościł ciekawe co to wróżyło. Kiedy mnie pocałowała bez zastanowienia moja rękę dotknęła Jej płomiennych włosów i lekko je przeczesała, nawet nie musiałem o tym myśleć moje ciało reagowało instynktownie. - Oczywiście że nie muszę, ale wolę. Chociaż w tym przypadku nie liczyłem na odpowiedź. - uśmiechnąłem się do Margaret. Uważnie obserwowałem każdy Jej ruch, oczu, ust po prostu każdy...- Wspaniała...- moje usta same wypowiedziały to co myślałem właśnie w tej chwili. Lekko zaskoczony przyglądałem się ukochanej, słowo wypowiedziałem bardzo cicho, więc nie byłem pewny czy mnie usłyszała. - Noc jeszcze młoda, a jak widzę masz jakiś pomysł Płomyczku.
Margaret tak kochała, kiedy Yavan bawił się jej włosami. Przymknęła oczy i z uśmiechem oddała się temu wspaniałemu uczuciu. Czuła jego palce w swoich włosach, to przecież jest takie przyjemne... - To się nie dowiesz. - Powiedziała szeptem, nie otwierając oczu. Nie chciała, żeby przerywał te delikatne pieszczoty. W kompletnej ciszy dało się usłyszeć jedno słowo z ust chłopaka. Było ono co prawda prawie nie słyszalne, ale Gryfonka podniosła oczy i patrzyła na niego z uśmiechem. Takim lekkim, patrzyła z miłością. - Mam, ale wszystko po kolei. - Powiedziała szeptem. To wszystko, co się działo miało sprawiać wrażenie intymności. Zresztą. To było takie. Po swoich słowach, jak to miała w zwyczaju, cmoknęła Yavana w nos.
Uwielbiałem sprawiać przyjemność Margaret, te małe niepozorne gesty jak zabawa włosami czy dotknięcie policzka Margaret były cudownymi przeżyciami, bez których nie potrafiłbym żyć. - To się nie dowiesz. - na te słowa uśmiechnąłem się z rozbawieniem, tak to był mój Płomyczek. Jej specyficzny humor i siła postępowania, nikogo podobnego nie poznałem przez całe moje życie. - Dobrze na wszystko jest pora. - odpowiedziałem równie cicho jak ukochana nie przestając bawić się Jej płomienistymi włosami. - Więc na co jest teraz kolej? - zapytałem czułym tonem nie pozbawionym ciekawości. I właśnie w tedy poczułem usta Margaret na swoim nosie, moja ręka się zatrzymała, a ja byłem w stanie tylko spoglądać z miłością na wspaniałą kobietę która stałe przede mną.
Margaret uśmiechnęła się delikatnie, a przy tym zmysłowo. Była pewna, że to zauważy. Dyskretnie zatrzepotała rzęsami i podeszła bliżej Ślizgona. Zaczęła wodzić palcem wskazującym prawej ręki po jego klatce piersiowej. Patrzyła mu głęboko w oczy. Po chwili delikatnie się uśmiechnęła. - Jak to na co? Nie wiesz? - Powiedziała chytrze i przylgnęła do niego całym swoim ciałem. Kilka razy cmoknęła go delikatnie w szyję. Później jej usta powędrowały na jego brodę, policzki, nos. W końcu złożyła głęboki pocałunek na jego ustach. Ich języki tańczyły ze sobą w dobrze znanym rytmie.
Jak mógłbym nie zauważyć tak zmysłowego uśmiechu w dodatku uwodzicielski ruch rzęsami, prawie nie mogłem uwierzyć że kilka minut temu walczyliśmy z dementorem gdyby to nie było tak silne wspomnienie uważałbym je tylko za moją wyobraźnię. Kiedy palec Płomyczka dotknął mojej klatki piersiowej przestałem oddychać na chwilę, a Jej błękitne zwierciadła spoglądały w głąb moich. Było to wspaniałe uczucie kiedy bliska osoba zanurzała się w otchłani twojej duszy, a ty odwzajemniałeś się tym samym. Słowa które wypowiedziała Margaret doszły do mnie dopiero po dłuższej chwili, chciałem coś odpowiedzieć cokolwiek...już otworzyłem usta, kiedy poczułem Jej całe ciało przy sobie, słowa już nie były ważne. Pieszczoty jakimi mnie obdarowała Margaret były cudowne moje ciało przepełniała rozkosz, a wszystkie mięśnie napięły się praktycznie do granic możliwości. Nasze usta rozdzieliły się po długiej niezwykle przyjemnej chwili, moja dłoń odgarnęła włosy ukochanej, a wargi powędrowały ku szyi. Całując delikatnie zbliżyły się do ucha Płomyczka. - Wiesz że niedawno walczyliśmy o życie? I nadal nie znajdujemy się w bezpiecznym miejscu. - wyszeptałem namiętnie kończąc wypowiedź delikatnym ugryzieniem oraz pocałunkiem. Nadal jeszcze myślałem trzeźwo, ale nie wiele brakowało bym wszystkie niebezpieczeństwa miał za nic. Co mogło wprowadzić nas oboje w wielkie kłopoty. Tylko że przy Niej nie dało...
jak ona uwielbiała te delikatne pieszczoty Yavana. Były czasem prawie nie odczuwalne, przez co wydawały się jeszcze przyjemniejsze. Margaret lubiła wtedy wzdychać i mruczeć. Tak mogła pokazać, że jej się podoba. Całował ja po szyi. Nagle usłyszała cichy, zmysłowy szept. Komicznie brzmiały te słowa właśnie wypowiedziane w ten sposób. Gryfonka przygryzła ucho Yavana. - Wiem. Nie powiedziałam, że będziemy tutaj. - Szepnęła cicho, lekko mrucząc. Chwyciła go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę zamku.
Ugryzła mnie lekko w ucho, przyjemny ból przeszył moje ciało, nic nie mogłem poradzić że tego typu pieszczoty mocna na mnie działały. Usłyszawszy słowa Płomyczka uspokoiłem się i uradowałem jednocześnie. To miejsce było zbyt niebezpieczne, a jednocześnie ta groźba oddziaływała na moje zmysły w niebezpieczny sposób, pozwoliłem się pociągnąć w stronę budynków. Dzięki chłodnemu powietrzu byłem w stanie swobodnie myśleć co mnie bardzo cieszyło. - A więc kochana gdzie dokładnie zmierzamy? - zapytałem z lekką ciekawością. Czułem się wspaniale przy Margaret gdziekolwiek bym się nie znajdował.
Margaret uśmiechnęła się uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego. Więc przeciwnie. grozy dodał wiatr, która akurat zawiał w tej sekundzie. Zatrzymali się mniej więcej w połowie drogi. Pogładziła Yavana po policzku i delikatnie musnęła jego brodę ustami. - To pozostawiam tobie, kochanie. - Powiedziała, nie odrywając się od niego. teraz zaczęła pieścić jego szyję, a dłonie powędrowały na plecy. - Pamiętaj, żeby miejsce było ustronne i bezpieczne. - Przygryzła skórę na szyi.
Przystanęliśmy, a ja ujrzałem Jej „wspaniały” uśmiech który skierowała do mnie. Nutka niepewności zmieszana z ciekawością i radością zagościła w moim sercu kiedy tak na Nią spoglądałem. Wiatr ucichł tak samo nagle jak się pojawił i właśnie ta cisza tworzyła niebezpieczny nastrój wokół nas. - To pozostawiam tobie, kochanie. - właśnie chciałem się zastanowić nad odpowiednim miejscem, otwarte tereny jak łąka nie wchodziły w grę...kiedy poczułem ugryzienie na swojej szyi wypuściłem specyficznie powietrze z ust, dźwięk który się wydobył przypominał syk węża. I właśnie teraz miałem myśleć?! Ale musiałem coś wymyślić, więc zacząłem. - Już mam miejsce powinno nam odpowiadać. Istnieje prawdopodobieństwo że ktoś się tam znajdzie, ale tym się zajmę. - powiedziałem lekko chropowatym głosem uśmiechając się przy tym figlarnie. Chwyciłem delikatnie podbródek Płomyczka i podniosłem Jej twarz ku górze następnie złożyłem pełny namiętności pocałunek na ustach ukochanej spoglądając przy tym w zwierciadła duszy Płomyczka. - Więc idziemy? - szeptem wypowiedziałem pytanie, a moja dłoń wodziła delikatnie po plecach Margaret tak by sprawić jak największą przyjemność.