Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Puchon w końcu dotarł na polane o dziwo punktualnie,no może kilka minut po czasie, stwierdzając,że jest pierwszy uczniem.Usiadł na trawie i czekał cierpliwie na pozostałych uczniów i prowadzącą. To akurat była lekcja, na którą to czekał od samego rana chodził uśmiechnięty i wesoły nie wiedząc czemu,może ot tak po prostu. Nie dość, że prowadzi to jedna z ulubionych nauczycielek, to jeszcze nie był pewny jak to się potoczy. Może postraszy a potem i tak wszyscy będą mieli mnóstwo punktów dla swoich domów
Elijah przybył w miejsce gdzie miała odbyć się lekcja OMNS. Myślał, że robi to z własnej woli, ponieważ chce poprawić oceny i nauczyć się czegoś nowego. Nic bardziej mylnego. Pojawił się na polanie ponieważ nie posiada wolnej woli i jest tylko fikcyjną postacią, która zrodziła się w mojej głowie. Nie panuje nad własnym losem i życiem, a to moim widzi-mi-się było to, że ma przyjść na te lekcję. Ale nie wyprowadzajmy go z błędu. Niech nie wie, że jest tylko zbiorem myśli, liter i cyfry. Pozwólmy mu myśleć, że jest prawdziwy. W każdym razie. Spostrzegł, że jest sam. No prawie. Na trawie siedział jakiś Puchon, który tez myślał, że jest prawdziwy, a nie wymyślony. Ah, głupiutkie są te postacie. Nawet mi ich szkoda. Pacynki bez wolnej woli, które zabijają się, walczą i ranią dla naszej uciechy. Nawet ich ból jest wyimaginowany. Wrócimy ponownie do udawanie, że to wszystko jest prawdziwe. Elijah podszedł do chłopaka i usiadł koło niego. -Bonjour. Niezła frekwencja -powiedział ironicznie.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Zobaczył, że na polance znajdują się jedynie tylko oni dwaj a gdzie reszta,więc nie mając co innego ze sobą zrobić. Objął kolana ramionami i zerknął na Krukona,no całkiem niezła frekwencja dwoje to już coś. -Cześć. Lubisz ONMS czy tak sobie przyszedłeś? - spytał Może to pytanie zabrzmiało głupio, ale sam za to kochał magiczne stworzenia Uśmiechnął się lekko, ale nic nie powiedział Czekał tylko aż się rozpoczną zajęcia,ciekawe co będziemy dziś mieli.
Lumia nie wiedziała czemu się tutaj zjawiła. Nie lubiła chodzić na lekcje, a mimo tego ostatnimi czasy zjawiała się na nich dość często. Być może miało to związek z tym, że przed wyjściem z domu popaliła sobie zdrowo i była więcej niż rozbawiona, najwyraźniej na tyle aby tutaj przyczłapać. Rude włosy spięła w niezdarny kucyk i w momencie, w którym siadała na pniaku, już wiedziała, że niepotrzebnie się tu zjawiła. Chociaż w sumie to było ONMS, a uczyła tego chyba ta babka, co z nią rozmawiała kilka razy. Mallory? Chyba jakoś tak. Wydawała się być całkiem spoko, ale chyba nie bardzo wie co się z nią teraz dzieje, nawet mimo tego, że mówiła jej, iż też była kiedyś w podobnej sytuacji. Pierdzielenie o Szopenie. No, ale może nie będzie tak źle. Posiedzi sobie, popatrzy na drzewka i może nawet jej dom dostanie punkty tylko dlatego, że chciało jej się ruszyć tyłek na polanę. Żyć nie umierać. Siedziała sobie więc na pniaku, z głową ukrytą pod kapturem czarnej szaty i kontemplowała, co jakiś czas cicho śmiejąc się do siebie, zupełnie ignorując resztę towarzystwa.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Sharker wstał sobie rano, jak zwykle lewą nogą i doszedł do jakże odkrywczego wniosku. Przecież dzisiaj były jakieś zajęcia z Opieki! Nie lubił tych zajęć, głównie ze względu na to, że nie miał jakichś złotych rąk do magicznych stworzeń, a wolał bardziej dynamiczne zajęcia. Rzucanie zaklęć to było to! Rad nie rad ruszył się jednak z dormitorium i przybył na polanę z zamiarem odbębnienia sobie godziny. Jeśli czegoś się przy okazji nauczy to nawet lepiej! Może wtedy nawet na następne zajęcia przyjdzie. Idąc w stronę polany, maltretował swoją szkolną szatę, skubiąc jej boki, tak jakby wyjątkowo przeszkadzał mu materiał z jakiego została uszyta. Gdyby nie te wymogi ubierania się jednakowo… Ehh, a przecież wszyscy mogliby wyglądać o wiele lepiej gdyby nie musieli nosić tych szmat. Przestał się tym przejmować, w momencie dojścia na miejsce. Wsunął dłonie do kieszeni i rozejrzał się po przybyłych, taksując każdego po kolei uważnym spojrzeniem. Nic jednak nie powiedział, po co w końcu ma się witać z motłochem? Czekał więc na nauczycielkę w milczeniu, obserwując z raczej nikłym zainteresowaniem okoliczne drzewa.
Shenae D’Angelo, jako ktoś, kto szczególną uwagę przykłada do ocen, powinna była przyjść na lekcje z dużą dawką entuzjazmu. Nabywanie nowej wiedzy, aktywność na zajęciach i te inne bzdety, z którymi każdy kujon powinien się utożsamiać. Ona jednak przepełniona była sporą dozą sceptycyzmu. Jeśli istniał jakiś jeden powód, dla którego gotowa była spocząć na tej polanie, bez wątpienia nie była to zasługa przedmiotu, a samej prowadzącej. Anastazja Mallory bowiem pokładała w D’Angelo wiarę w jej możliwości, a Shenae najwyraźniej chciała sprawdzić, czy kobieta miała słuszność tak uważać. Albo po prostu nie chciała zaburzać normalnego rytmu życia, w którym jedna z niewielu osób w tej szkole, znosiła jej towarzystwo. Pani profesor. Czemu nie? Los bardzo ironicznie dobierał jej ludzi, z którymi kroczyła razem po bezkonfliktowej ścieżce. Przystanęła trochę w oddali od pozostałych ludzi, wszystkich ich obejmując krótkim spojrzeniem. Nie kojarzyła żadnego z tu obecnych. Może powinna, skoro dzielili razem lekcję? Pewnie gdyby bardziej się postarała, przypomniałaby sobie każde nazwisko, ale nie starała się. Wcale. Splotła ręce na piersi spoglądając w kierunku zamku, wypatrując tylko jednej istotnej w tym momencie osoby – nauczycielki. Zamiast jednak nauczycielkę, dostrzegła Rasheeda Sharkera. Przypatrywała mu się natarczywie dłuższy moment nim z prychnięciem odwróciła wzrok. Stanął obok niej, prawdopodobnie tylko dlatego, że stała na uboczu, a sam chyba nie uchodził za najbardziej towarzyską osobę. Przez chwilę ignorowała jego obecność przekonana, ze potrafi tyle zrobić, ale się przeliczyła. Jej alergia na mieszkańców Domu Węża wzięła górę. - Rasheed Sharker na lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Przegrałeś jakiś zakład, czy jednak masz więcej oleju w głowie niż przeciętny Ślizgon?
Math nie rozumiała kto robi zajęcia w taką pogodę na powietrzu. Wszak wciąż padał śnieg, a temperatura wcale nie zachęcała do tego, aby iść na zajęcia, ale przecież trzeba... Trzeba, bo nie miała zamiaru siedzieć w domu ściągając na siebie nieszczęście w postaci nadopiekuńczych braci czy bandy przyjaciół, gdzie wszyscy wiedzieli, że Villadsen powinna zostać, ale ponieważ co raz więcej się działo... No nieważne. Tak czy tak nadgorliwie pojawianie się na zajęciach wiązało się właśnie głównie z potrzebą zapełnienia myślami czymś innym. Właściwie to chciała chyba podjąć naukę o opiece nad magicznymi stworzeniami, ale na poważniej. Bo czemu miałaby nie zmienić kierunku studiów? Może rzeczywiście będzie zmuszona pomyśleć o tym? Uśmiechając się do samej siebie szła chowając głowę w szal, który zdołała obwinąć wokół szyi cztery czy pięć razy. Nie mniej jednak było jej ciepło. Na dłoniach miała puchate rękawiczki, więc tak przygotowana szła na zajęcia, co by zdobyć trochę wiedzy. Trzęsła się z zimna, ale zauwazyła, że innym to aż tak bardzo nie przeszkadza. To nic. Stanęła gdzieś dalej, bo przecież nikogo nie znała, a nie chciała się nikomu narzucać. Przyszła tu tylko na lekcje. Więc spokojnie. Mathilde taka pilna uczennica? Z daleka od problemów!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Nie zwracał najmniejszej uwagi na to co się działo wokół niego kontemplując sobie po cichu otoczenie, aż do chwili, gdy usłyszał prychnięcie. Lekko, nieco królewskim gestem odwrócił głowę w stronę dźwięku i momentalnie wykrzywił wargi w drwiący uśmiech. Oj tak, znał tę pannę. Wielka D’Angelo, nieposkromiona poszukiwaczka wiedzy, jakich w domu słynnej Ravenclaw nie brakowało. Czystokrwista, jedna z wielu w tłumie, w skrócie nic specjalnego. Buzię jednak miała ładną, to i jego wzrok raz czy dwa przyciągnęła. Nie był jednak kimś kto od tak, bez powodu, kontaktuje się z innymi, a więc w ciągu tylu lat nie utrzymywał raczej z nią kontaktów. Nie zmieniało to jednak faktu, że nieważne ile razy nie wybrałby się łaskawie na lekcję, chcąc olśnić wszystkich swą barwną osobą, zawsze spotykał ją. To już zaczynało być denerwujące. - D’Angelo - mruknął po chwili, mierząc ją wzrokiem, który mógłby sprawić że niejedna nastolatka wyskoczyła by ze swoich ubrań. Efekt jak nic został zepsuty przez niechęć, która już po chwili ukazała się na jego twarzy. - Widzę, że kto jak kto, ale Ty jak zwykle masz za dużo czasu wolnego - skomentował jej zachowanie i po prostu odwrócił od niej wzrok, znowu kierując go na drzewa, najwyraźniej uznając, że to poniżej jego godności by odpowiadać na jej zaczepkę inaczej niż taką samą zaczepką. Poza tym właśnie okazał jej lekceważenie. W końcu nie odwraca się wzroku, gdy się z kimś rozmawia, czyż nie? Nie był zbyt chętny by nawiązywać z nią rozmowę, gdy był nie na swoim terenie. Chodzenie na zajęcia domeną Ślizgonów nie były, co już She zdążyła trafnie zauważyć, a i on nie był wyjątkiem w tłumie. Miał jednak ambicje, by pewien przyzwoity poziom utrzymać to i od czasu do czasu mu się zdarzyło przyjść.
Niechętnie przyczłapała się na polanę. Nienawidziła opieki nad magicznymi stworzeniami i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Zwierzęta doprowadzały ją do szału, zwłaszcza te ze świata czarów, bo nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie odgryzą głowy. Niby mugolskie też nie zapewniały bezpieczeństwa, ale na szczęście nie ziały ogniem i tym podobne. Chyba jedynymi stworami, które Rhiannon tolerowała, były wilkołaki. I sowy. Bo jak inaczej wysłać list, jeśli nie przez tego poczciwego ptaka? Odetchnęła z ulgą, gdy spostrzegła znajome twarze. Chciała podejść do Rasheeda, ale ubiegła ją inna dziewczyna, więc nie chciała ryzykować. I tak całe szczęście, że się zjawił, bo inaczej nie zniosłaby tego piekła. Nauczycielka jej nie znosiła z wzajemnością, więc przeważnie Krukonka odliczała tylko minuty do dzwonka, modląc się w duchu, by nikt jej o nic nie zapytał. Zamiast do przyjaciela, podeszła do Mathilde. - Widzę, że wszyscy są niezwykle entuzjastycznie nastawieni do tych zajęć - mruknęła ponuro, mocniej owijając się szalikiem.
Wilkie przyszedł na zajęcia, nie do końca wiedząc po kie licho. Okej, nauczycielka to swoją drogą bardzo przyzwoita gąska, ale bez przesady, żeby to właśnie dla niej przemierzał teraz zaśnieżone błonia. Gdy przechodził tą jakże karkołomną odległość, aby dotrzeć na polanę do opieki nad magicznymi stworzeniami, zdawało mu się, że każda komórka jego ciała powoli zamarza. Śnieg, który okalał już całe jego ubranie oraz twarz, powoli przedostawał się pod kolejne warstwy ubrań. Zaklął cicho pod nosem i wyciągnął z torby butelkę wody niegazowanej. - Calefactio - Burknął, a ciecz w butelce powoli zaczęła stawać się coraz cieplejsza, aż w końcu gorąc, który z niej bił, ogrzał jego dłonie i dał mu sporą ulgę. Gdy przebił się przez Hogwardzkie błonia Hogwardzką Syberię na polanę, rozejrzał się, czy może ktoś z jego znajomych jest obecny. Gdy dostrzegł Rasheeda, na jego twarzy pojawił się bardzo szeroki banan. Nie miał nadziei, że będzie ktokolwiek znośny, a tutaj Sharker! Nie dbając o to, że chyba właśnie z kimś rozmawiał, zaszedł go od tyłu i gdy był już blisko... - Pobudka mordeczko! - Wycedził, niskim aksamitnym głosem, nie dbając o to czy lekcja się już zaczęła. Uśmiechnął się łobuzersko i rozejrzał po polanie Syberii.
Nawet nie wiecie jak zima zachwycała Sashke właśnie w tak typową, zimową pogodę. Nie było za zimno, w końcu już nawykła, że tu mroźna zima zaczyna się od minus dziesięciu stopni Celsjusza. Dodatkowo śniegu było dużo, idealnie ja zjeżdżanie na sankach czy robienie aniołków na śniegu. Ten biały puch wydawał się jej plastyczny niczym plastelina. Gdyby miała trochę więcej czasu na pewno zrobiłaby z niego twarz buddy. Mogłaby się nią zachwycać za każdym razem, kiedy szła by na polane. Tak, ONMS zaczynała się już niedługo. Nie wiedziała jednak w gruncie rzeczy po co idzie na te zajęcia. W końcu jej marzeniem na przyszłość jest założyć własny salon kosmetyczny. To chyba mało związane z jakimiś zimowymi słodziakami, które na pewno na tej polanie będą czekały, by je przytulić, nie? Dlatego też nie zastanawiała się nad tym, gdy brała z szafy swoje nietypowe rękawiczki i ogromną kolorową chustę , która pełniła w jej garderobie funkcję szalika. Niestety, jeszcze nie znalazła nigdzie odzienia, który mogłoby choć trochę do niej pasować. Musiała zadowolić się najprostszym płaszczem z szerokimi klapami w kolorze kości słoniowej. Słoń jak jej patronus, ale to jeszcze nie to, co chciała. Teraz rozglądała się w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzyczki. Niestety, ciężko jej było wypatrzyć kogoś pośród tej zgrai ślizgonów. Nie przeszkodziło by jej to jednak w tym, co właśnie wpadło jej do głowy, Rzuciła się na ziemię plecami, dając upust swojej artystycznej wenie. Tak więc... był już jeden ludzik. Teraz wystarczy mu tylko coś jeszcze wydeptać w śniegu i obraz gotowy. Pani profesor na pewno się ucieszy!
Zagryzła bardzo delikatnie kącik wargi, wpatrując się w chłopaka, kiedy on mierzył ją przez chwilę pożądliwym, a zaraz potem, bardziej niechętnym spojrzeniem. Próbowała ukryć swój ironiczny uśmiech. I udało jej się. Pokręciła tylko lekko ze zrezygnowaniem, mniej więcej w tym samym momencie co on, odwracając od niego spojrzenie. W przeciwieństwie do niego, nie tym próbując mu zaleźć za skórę. To on w tym momencie zdominował dyskusję, próbując jej wejść na ambicje, ale miała dzisiaj za dobry humor, żeby jakiś Ślizgon mógł jej to zepsuć. Powstrzymała się od pierwszego komentarza, jaki cisnął się jej na usta pod jego adresem. Cokolwiek mogła mu zarzucić, na pewno nie mogła z nim rozmawiać jak z przeciętnie głupim mieszkańcem Domu węża. Więc pozwoliła sobie nawet wysłuchać go do końca, nim wróciła na niego spojrzeniem. Serio? Tak starał się podważać jej kompetencje? Szkoda. A próbowała być względem niego miła. Ba! Nawet prze chwilę jej się to udawało, bo przecież mogła rzucić pod jego adresem znacznie dłuższą wiązkę dezaprobaty niż pojedyncze zdanie jakie padło między nimi. - Więc chyba dobrze, że Cię spotkałam, Sharker. Przynajmniej wiemy już jak zmarnotrawię swój wolny czas. Na Ciebie. Uśmiechnęła się do niego cynicznie, wyciągając odruchem różdżkę. Bawiła się nią w ręku, wpatrując się w chłopaka bez skrępowania. - Ale mój wolny czas to przecież nie jest Twój problem, prawda? Przyznaj się, Sharker, jak długo się już mną interesujesz, skoro tak bardzo dobrze znasz cały mój rozkład zajęć? Oczywiście, ze nie musiał się nią interesować wcale. Nawet tego nie zakładała, ale w obecnej sytuacji trudno było temu zaprzeczać. Mógł przyznać, że albo mylił się z jej wolnym czasem, albo interesował nim się aż nadto by o nim wiedzieć.
Tak naprawdę, jedynym zwierzęciem którym interesowała się Laura, był jej kot. Jeśli chodzi o inne... wiedziała, że istnieją. Potrafiła nawet je nazwać, w końcu była prawdziwym czarodziejem i podstawową wiedzę na ten temat posiadała, wiedziała od których należy trzymać się z daleka, a które można pogłaskać albo przejść obok bez potrzeby obawiania się o swoje zdrowie. Nie wydawało jej się, aby większa wiedza była jej do szczęścia potrzebna. Mimo to, dzisiejszego dnia była tak ładna pogoda, śnieg lekko prószył i było ślicznie biało, że pomyślała, że pretekst pójścia na zajęcia odbywające się na zewnątrz to doskonały powód wyjścia na spacer i oderwania się od tego całego siedzenia nad książkami albo nicnierobienia. Zebrała się więc, ubrała cieplutko i poszła powolutku błoniami, w stronę miejsca gdzie, jak jej się wydawało, powinny odbywać się dzisiejsze zajęcia. Z daleka zobaczyła stojących ludzi, podeszła do grupki i stanęła gdzieś tam z boku.
Co się z tym Dorianem dzieje? Zawsze wszędzie go było pełno, a od jakiegoś czasu jakby wszyscy się od niego odwrócili. Nie mógł sie tak na prawdę z nikim dogadać. Pewnie to dla nie których byłaby super sprawa, ale dla niego był to dramat. Mimo iż traktował ludzi jak powietrze to jednak każdemu tam brakuje tego towarzystwa i właśnie dla niego przyszedł ten czas. Dlatego jak tylko spotkał się ze swoją siostrą w miejscu jej pracy, a później wrócił do Hogwartu postanowił zajrzeć na jedną z lekcji, ażeby może odświeżyć troche relacje z innymi? Być może będzie tam ktoś z kim na prawde dobrze się dogadywał, przynajmniej na to liczył. Zabrał jedynie potrzebne przedmioty do tego przedmiotu i udał się polanę do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Czy lubił ten przedmiot? Szczerze powiedziawszy to żaden przedmiot nie był jego ulubionym, nie był doskonałym uczniem. Ale jakoś z klasy do klasy udawało mu się zdać, nie kiedy za pomocą innych, ale jednak zdawał. Dość szybko dotarł na polanę i rozejrzał się po niej. Zauważył Laurę z którą dość dawno się nie widział, ale było bardzo miło, że mógł ją zobaczyć. Sam nie wiedział co się z nim dzieje. Czuł się przy niej calkowicie inaczej i gdyby ktoś go widział w towarzystwie tej o to panny pewnie by go nie poznal. Był zupelnie inny. Jak to kobieta potrafi zmienić człowieka, nie? Laura podobała mu się już od dawna. Znają się od pierwszych dni w Hogwarcie, za nią szedł do Tiary Przydziału, która nie przydzieliła go tam gdzie Laurę, ale na to już nie miał żadnego wpływu, być może jako mały chłopiec był inny i teraz się zmienił. - Witaj moja piękność. - przywitał się z nią na tyle miło jak tylko potrafił. Ona jako jedyna osoba mogła poczuć od niego prawdziwe ciepło. Dla niej jest w stanie zrobić wszystko, zmienić samego siebie. Dość długo to trwa to jest zauroczenie tą dziewczyną, ażeby uznać to za jedyne westchnienie jej osobą. Coś do niej czuł czego sam jeszcze nie potrafił zrozumieć.
Czekała aż zacznie się lekcja, kiedy biała sowa przyleciała do niej już po raz trzeci przez ostatnie pół godziny. Biedny ptak, musiał latać w tę i z powrotem, a na dodatek za każdym razem od nowa szukać Laury, bo wciąż była gdzie indziej. Swoją drogą, ciekawe skąd sowy zawsze wiedzą gdzie znajduje się osoba do której mają zanieść list. Czyżby miały coś na styl magicznego gpsa potrafiącego znajdywać ludzi? Dorian napisał "Jak podejrzewam lekcja ONMS?", a po chwili zobaczyła jego samego zbliżającego się w jej kierunku. Nie miała pojęcia jakim cudem zgadł, że jest właśnie tutaj, przecież to nie było aż tak bardzo oczywiste... Uśmiechnęła się do niego już z daleka i pomachała, chociaż chyba zauważył ją już jakiś czas temu. Więc może te zajęcia będą ciekawsze niż się spodziewała... na pewno w dobrym towarzystwie. Jego powitanie z pewnością było miłe, może nawet za bardzo, nie musiał się aż tak starać, chociaż mówił do niej w ten sposób już całkiem długo, wciąż nie mogła się do tego całkiem przyzwyczaić, chociaż czasem sama zwracała do niego w równie czuły sposób, jak on. Przyjaciele chyba czasem też tak się zachowują? - Hej - pocałowała go w policzek na powitanie, był nieco wyższy od niej i musiała stanąć na palcach. - Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? Sama nie miałam pojęcia, że przyjdę na ONMS, to się właśnie nazywa nieplanowane spotkanie - powiedziała wesoło, w ogóle cała jakoś tak nabrała energii, kiedy pojawił się ktoś, i to nie byle jaki ktoś, i nie stała dłużej samotnie i nie przyglądała się bez większego celu innym.
Lekcja ONMS.. na to trzeba przyjść! Nie to że mój ulubiony przedmiot to jeszcze w taki fajny dzień. Ludzie na prawde przesadzali z tym mrozem, ja stałam właśnie w leginsach, rozsniętej kurtce i z szalikiem. Było ciepło! I to jak. A zwłaszcza że znając naszą nauczycielke pewnie wymyśli coś ruchliwego. Podbiegłam na polane i stanęłam gdzieś na uboczu. Miałam wspaniały humor, wszystko mnie cieszyło, a widząc miny innych uczniów tylko wywróciłam oczami. Nie lubie ONMS. Jest za zimno na lekcje! Po co tu przyszłem, mogłem siedzieć w zamku! I różne inne stęknięcia, a ja sobie spokojnie czytałam podręcznik oparta o drzewo i jakoś nie stękałam. Im to się w dupie przewraca! Nic się nie podoba, będę siedzieć i kisić tyłek! Teraz właśnie zabrakło mi Thomasa, n zawsze jest szczęliwy pęłny emocji i radosny. Miałam nadzieje że przyjdzie, co do Jima to nie mam pojęcia czy przyjdzie czy nie. W końcu nie musi, nie będe go ograniczać, choć było by miło. Koniec urzalania się nad sobą! Zaczęłam pogrążać się w podręczniku który był beznadziejnie zrobiny, ale ważne że był!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Był poirytowany. Znalazł się sam w stadzie różnych i dziwnych indywiduów, które wyrażały jakieś chęci przychodzenia na lekcje. Średnio mu się to podobało, zwłaszcza, że nie mógł wyłowić spojrzeniem nikogo kogo by znał. Wybawienie jednak szybko nadeszło. Rhiannon Perch, jego mała siostrzyczka również postanowiła się pojawić, co zresztą nie powinno go dziwić, skoro zasilała szeregi niebieskich, aczkolwiek obiło mu się o uszy, że ONMS raczej w takim wydaniu jej nie przyciąga. Machnął jej krótko ręką na powitanie i najchętniej to zaciągnąłby ją na swój skraj polany, byleby tylko nie musieć rozmawiać z ciemnowłosą She. Niestety obrała sobie ona za cel rozmów jakąś pannę. Westchnął więc niczym człowiek udręczony i niechętnie skierował wzrok w stronę rozmówczyni. - Wystarczająco długo by móc przewidywać, że Cię tutaj spotkam. Uśmiechnął się tak sztucznie, ale zarazem tak uroczo, że jak nic od nadmiaru słodyczy mogły teraz powypadać ludziom zęby. Trudno było stwierdzić, czy mówił prawdę czy znowu kłamał. W końcu on zawsze interesował się ładnymi dziewczynami, trudno jednak stwierdzić czy na tyle by móc znać na pamięć każdy plan zajęć, zwłaszcza, że obiektów do obserwacji miał wiele. Niczym jednak nie dał po sobie znać, co tak naprawdę siedziało mu w głowie. - Swoją drogą, bardzo mnie cieszy to jak będziesz marnotrawiła swój czas - jego niechęć przemieniła się w coś co można by określić jako namiastkę flirciarskiego uśmiechu, który jednak w większej części był drwiący. Nie zauważył Wilka, toteż jak zaszedł go od tyłu i cedził do niego słodkie słówka, puls momentalnie mu przyspieszył. Nie był jednak z tych, którzy jakoś zabawnie podskakują gdy ktoś ich wystraszy, więc stał tak jak wcześniej, niczym nie dając po sobie poznać, że udało mu się go zaskoczyć. Twarz miał jak zwykle kamienną, aczkolwiek uśmiechnął się do niego okropnie, kiedy klepnął go krótko po ramieniu na powitanie. - Twycross.
Wpatrywała się w ten uśmiech, nie widząc w nim nic uroczego. Podstawowym błędem z jego strony było założenie, że będzie próbowała się w nim doszukiwać szczerości. Sama jedna She wiedziała, że częściej miała rację, zakładając jednak najgorszy scenariusz. W tym przypadku, ten, w którym doszukiwała się czegoś podejrzanego w tym geście chłopaka. Wypuściła powoli powietrze z płuc, próbując stymulować swój miarowy oddech. Spokojnie She, jeszcze nic Ci nie zrobił. Dlaczego więc D’Angelo czuła, że złość w niej narasta? Nie lubiła być przewidywalna, a w tym Rasheed Sharker miał rację, mogło się przewidzieć, że się tu znajdzie, i nie trzeba było do tego nawet śledzić jej planów. Odwróciła od niego spojrzenie, utkwiwszy je na zamku. Smukłe palce zacisnęła na ramionach, z niecierpliwością wyczekując nauczycielki. Im wcześniej zaczną, ty wcześniej skończą tą lekcję. - Skończ już – rzuciła krótko, przechylając głowę na bok, natrafiając wzrokiem akurat na ten zawadiacki uśmiech. Sama uniosła kąciki ust bez przekonania. Nawet ten krzywy grymas nie mógł zaburzyć jej regularnych rysów twarzy. Ale nagle zimne, znużone spojrzenie dało mu do przypomnienia z kim miał do czynienia. Oficjalnie Shenae D’Angelo znudziła się tą rozmową. Była kapryśna, ale nawet nie próbowała tego ukrywać. - Ten Twój uśmiech, w ogóle na kogoś działa, Sharker? Sama była na niego obojętna, nie dlatego, że nie uważała go za atrakcyjnego młodego mężczyznę. Wręcz przeciwnie. Był bardzo przystojnym, przystępnym w wizualizacji typem. Ale to był chyba jego podstawowy problem. Jeszcze się taki przyciągający oko gnojek nie zdarzył, którego dobrych motywów D’Angelo nie próbowałaby kwestionować. Pokręciła lekko głową. Nie, chyba nawet nie chciała znać jego odpowiedzi. Przewidywała jak ona mogła brzmieć. Przerzuciła wzrok z powrotem do punktu wyjścia. Nawet nie zauważyła obecności dodatkowej osoby w ich towarzystwie. Ją odnotowała dopiero, kiedy Sharker przywitał Wilkiego. A jako, że Rasheed ukradł jej kwestię, powitania go nazwiskiem, Shenae przemilczała jego obecność. Przynajmniej z początku. - Zabijcie mnie – skwitowała. Dwóch Ślizgonów w niewielkiej odległości od niej. To już nie była zabawa z zabijaniem swojego wolnego czasu. To już była udręka.
Uczniowie gromadzili się i gromadzili. Pogoda była średnia, ale zajęcia odbyć się musiały. Niektórzy rozmawiali i czekali na przybycie nauczycielki. Ucieszyła się, ale nie dlatego że było ich sporo tylko dla tego że w ogóle przyszli. Anastazja jest jedną z nielicznych którzy w ogóle lubią ten przedmiot, na niektórych twarzach rzeczywiście było widać odrazę. Ale co się będzie smucić, uśmiechnęła się i po woli lądowała. Kto by pomyślał, teraz mogliśmy ujrzeć nadlatującą Anastazje na Hipogryfie! Wzrok uczniów skupił się na zwierzęciu. Kiedy tylko stanęło na ziemi, zeskoczyła z niego i poklepała. Rzucając mu fretkę, lekko się skrzywiła, ale zasłuchiwał na pochwałę. Przed zajęciami jeszcze zrobili lot próbny, tak jak by co, to dlatego się spóźniła. Zresztą jeszcze parę innych spraw, ale nie będę się rozpisywać bo nikogo to nie obchodzi! -Witam was! Dla tych którzy są nowi i jeszcze mnie nie znają, nazywam się Anastazja Mallory, będę nauczać was ONMS. Chyba poniektórzy z was już wiedzą co będziemy robić. Na koniec lekcji będziecie mieli pewną niespodziankę. No, ale na początek, kto pierwszy? -Rozejrzała się i uśmiechnęła. -Panna Villadsen, zapraszam. Tylko spokojnie, jeżeli nie zrobisz błędnego ruchu raczej nic ci się nie stanie. Ukłoń się nisko i czekaj na odpowiedź. -Nadal uśmiechnięta wytłumaczyła dziewczynie co ma zrobić. Na szczęście zrobiła to odpowiednio, Hipogryf przez chwilę się wahał, lecz po chwili się ukłonił. Kobieta wzięła głęboki oddech. Niektórzy zaczęli klaskać. Poklepała zwierze i rzuciła mu jedzenie. -Wspaniale Panno Villadsen, teraz możesz go pogłaskać. Tylko powoli i spokojnie. Dosiadać będziecie go kiedy każdy z was zrobi to samo co Panna Villadsen.-Krzyknęła do uczniów, na niektórych twarzach było widać przerażenie, a na niektórych radość, lecz sama kobieta tryskała optymizmem. Cały czas się uśmiechała i radowała że jednak zwierze nie zrobiło nic dziewczynie. Było by trochę źle, a przynajmniej jej sytuacja by się zmieniła. Patrzyła na uczniów którzy za bardzo nie chcieli podchodzić, wzdychnęła. -No ludzie nie mamy całego dnia! -Wykrzyczała i zobaczyła jak jakiś osobnik podchodzi. Na szczęście, myślałam że będzie nie wypał..., pomyślała. Wzięła głęboki oddech i stanęła przy jednym z drzew. Dobrze że uczniowie którzy ją znali nie zapomnieli jak się z nią obchodzić. Robić co karze, a będziemy żyć w zgodzie. Lekcja zapowiadała się na całkiem „fajną”, w końcu nie codziennie można spotkać Hipogryfa prawda? Niestety załatwiła tylko jednego, ale ważne że jednak. Raczej z małym zwierzęciem nie było by tyle zabawy.
To tak teraz kosteczki: rzucamy 2 kostką. Na początek czy udało ci się z nim porozumieć: 1- Niestety coś ci nie wyszło. Byłeś za bardzo porywczy i zwierzę cię drasnęło. Twoja szata idzię do szycia! Na szczęście nic ci się nie stało, ale jednak na przyszłość bądź rozsądniejszy. 2- No już trochę lepiej, ale za nisko się ukłoniłeś, a równowaga to twoja pięta Achillesa. Usiadłeś na tyłku, a brudna ziemia ubrudziła ci szatę. Ciesz się że tylko tyle. 3- Jak widać widziałeś jak twoja koleżanka pokazywała jak poprawnie wykonać zadanie, wyszło ci podobnie lecz Hipogryf cię olał i pobiegł sobie w inną stronę. Chyba mu nie pod pasowałeś. 4- Dobrze. Zwierze się ukłoniło, lecz z dotknięciem trochę gorzej. Już miało cię chapnąć, ale Anastazja rzuciła mu fredke w odpowiednim momencie. Ciesz cię! Mogłeś zyskać rękę do zszywania. 5- Super, udało ci się dobrze ukłonić, a nawet dotknąć! Postęp przy tylu ofiarach. Od razu spodobało ci się to i widzisz że możesz przy kolejnym spotkaniu zaufać Hipogryfowi. 6- Idealnie! I ty i zwierzę od razu się porozumieliście! Samo chciało żebyś go dosiadł, a to wielki zaszczyt. Zyskałeś wielkie przody u Panny Mallory.
2 kostka odpowiada za to czy udało ci się go dosiąść: 1,2- Na początku ci się nie udało, ale widać że nauczyło cię tego coś. Tym razem było lepiej, ale wyleciałeś na dwa metry i wróciłeś. Niestety, ale po pierwszej nie udanej próbie chyba cię znielubił. 3,4- Tym razem i go dotknąłeś, a nawet na niego wsiadłeś. No, no, no uleciałeś w górę na początku przestraszony szybkością, ale zrobiłeś małe kółeczko i wróciłeś. Widać że poszło ci o wiele lepiej, gratuluje! 5,6- Ty to masz rękę do zwierząt! Specjalnie dla ciebie nawet się schylił żeby było ci łatwiej wejść! Niezły jesteś. To rzadkie żeby to zwierze tak zrobiło, Panna Mallory teraz patrzy na ciebie z błyskiem w oczach. Widać że ci się poszczęściło zważywszy że Hipogryf tylko dla niej robił ten wyjątek. Uleciałeś wysoko poza drzewa, zrobiłeś sporę kółko nawet chwile cię nie było, ale w końcu wróciłeś uradowany.
Rhiannon niespecjalnie słuchała przywitania nauczycielki. Nie lubiła jej, a głos tej kobiety wręcz doprowadzał ją do szału. Miała wielką ochotę uciec do zamku i nie przychodzić więcej na te zajęcia. Tylko że wtedy skończyłoby się szlabanem, a z dwojga złego wolała Mallory na zajęciach niż sam na sam w jej gabinecie. Hipogryf przeraził ją nie na żarty. Dziób i pazury niespecjalnie łączyły się z dobrą zabawą. Ucieszyła się jednak w duchu, gdy profesorka wywołała Mathilde, a nie ją. Miała serdecznie dość wszelkich upokorzeń. Czuła jednak w kościach, że na tym się nie skończy i być może i ona wyląduje naprzeciwko tego stwora. O ile wcześniej nie zemdleje. Gdy nastała jej kolej, poczuła, że nogi ma jak z waty i za chwilę się przewróci. Wolno zbliżyła się do hipogryfa i ukłoniła się, patrząc na niego. Była sparaliżowana strachem i jeśli zwierzę to wyczuje, to po niej, bo nie zdoła mu uciec. Ku zdziwieniu Perch ptakopodobne coś odkłoniło się jednak, a strach i zmieszanie na jej twarzy przerodziły się w szeroki uśmiech. Powoli zbliżyła się do stworzenia z wyciągniętą przed siebie ręką i poklepała je po dziobie, modląc się, by nie odgryzło jej palców. Tak się jednak nie stało. - Cześć, słodziaku – przywitała się, coraz bardziej przekonując się do hipogryfa, a ten pochylił się, dając jej znak, że mogła go dosiąść. Ale jak to?! Przecież Mallory nie mówiła nic o lataniu… A może jednak? Chyba powinna jednak słuchać wszystkiego, o czym mowa na zajęciach. Ponownie poczuła strach, ale dostrzegłszy ponaglające spojrzenie nauczycielki, wdrapała się na grzbiet giganta. Zdecydowanie bardziej wolała miotły, jednak gdy wzbiła się w powietrze, wszelkie obawy minęły. Poczuła wiatr we włosach i śnieg przylepiający się jej do twarzy. Jeśli po tych zajęciach nie wyląduje po raz kolejny w skrzydle szpitalnym, to będzie cud. Jednak możliwość ucieczki z polany choć na minutę sprawiła, że od razu poweselała. W górze mogła podbić cały świat! I mogłaby się tak unosić przez cały dzień i jeszcze dłużej. Nawet nie spostrzegła, gdy znów znalazła się na ziemi. Trzęsąc się z zimna i podniecenia, odeszła na bok, by dać szansę na polatanie pozostałym uczniom.
(5,5)
Ostatnio zmieniony przez Rhiannon Perch dnia Sob 18 Sty 2014 - 16:59, w całości zmieniany 1 raz
Tillie zaprawdę było bardzo zimno. Potrzebowała trochę ciepła, więc wsunęła dłonie okryte w puchate rękawiczki do kieszeni płaszczyka i stała czując, jak marznie. Już chciała się wycofać do zamku, ale gdy tylko uniosła głowę zobaczyła nauczycielkę nadlatującą na hipogryfie. Mathilde uśmiechnęła się szeroko otwierając usta ze zdziwienia. Nigdy nie widziała tego zwierzęcia tak blisko aczkolwiek to nic... Była zachwycona, a jednocześnie przerażona. Nieświadomie zrobiła kilka kroków do przodu, przez co nauczycielka wezwała ją do przywitania się z hipogryfem... Nasza perłowłosa gwiazdeczka nieco przestraszona kompletnie nie wiedziała od czego zacząć, więc zaczęła od tego ukłonu, który poszedł jej chyba dobrze... Lecz gdy tylko ściągnęła rękawiczkę z dłoni, co by zbliżyć się do zwierzęcia, ten chyba to potraktował jako zły znak, bo obruszył się nagle, a Math wstrzymała oddech oddalając się o kilka kroków... Nareszcie jednak zdecydowała się jeszcze raz podejść i tym razem udało się jej pogładzić hipogryfa po szyi, aczkolwiek nigdy go nie dosiadała, więc nie wiedziała od czego zacząć. Koniec z końców nauczycielka pomogła uporać się jej z tym zadaniem jednak jej lot nie trwał zbyt długo, bo po chwili wróciła na ziemię i szybko zeskoczyła ze zwierzęcia, które chyba było zadowolone z tego. Mathilde zawstydziła się, przecież nigdy nie miała takich przygód. No nic, zacisnęła pięści w nadziei, że dostanie jeszcze jedną szansę!
Gdy Wilkie przywitał się z Sharker'em ten odpowiedział mu lakonicznie. Zaraz po Wilku, przyszła jakaś puchonka w przedziwnych rękawiczkach, Laura i Dorian. Do tych dwóch ostatnich posłał krótki, wymuszony uśmiech. Potem dotarła kolejna puchonka... O ile się nie mylił, Sara czy Ara, szczerze, kogo to obchodzi. Puchon to w sumie puchon. Każdy taki sam. Gdy przyglądał się owej średnio ciekawej puchonce, do jego uszu dotarł niski, aksamitny głos dziewczyny, życzącej sobie śmierci. Odwrócił się i zobaczył D'Angelo. Śliczną, aczkolwiek młodą (who cares?) krukonkę, o gęstej kaskadzie czarnych włosów. Nie zdążył się jednak do niej odezwać, bo na polanie Syberii pojawiła się Panna Mallory. Najpiękniejsza i najbardziej dystyngowana nauczycielka, która kiedykolwiek dreptała po tym padole łez. Poczuł więc wieelką motywację, aby jej zaimponować, mimo zerowej znajomości tego przedmiotu i nie ukrywanej niechęci do jakichkolwiek stworzeń z wyjątkiem tych z parą chromosomów X. Kobieta przedstawiła cel dzisiejszej lekcji i wystawiła Villadsen na pierwszy ogień, a ta całkiem nieźle sobie poradziła. Kolejna poszła Rhiannon, krukonka, która bardzo dobrze wykonała ćwiczenie. Co prawda Wilk nigdy nie miał do czynienia z tym zwierzęciem, ale skoro chciał dziś zaimponować Pannie Mallory, bez większego zastanowienia, pewnym krokiem ruszył żeby wykonać zadanie. Jednakże gdy podszedł trochę bliżej, musiał przełknąć głośno ślinę i złapać za różdżkę, ponieważ... nie spodziewał się, że to bydle jest takie wielkie. Zobaczył głowę olbrzymiego orła z ostrym, długim dziobem, opierzoną szyję, a tuż nad łopatkami parę skrzydeł. Gdy stanął odpowiednio blisko i widział go w całej okazałości, ukłonił się przed nim głęboko, uważając to za upokorzenie... W życiu nikomu się nie ukłonił i nie przypuszczał, że będzie musiał to zrobić przed czymś z tak znikomym ilorazem inteligencji. Poczekał kilka słonich sekund i hipogryf uczynił to samo. Wilkie zagwizdał z podziwem nad sobą samym. Nie spodziewał się, że będzie to taka bułka z masłem. Niestety... Czeka go jeszcze najgorsze. Podszedł do niego, nadając swojemu chodowi przesadną pewność siebie, po czym pogłaskał go po opierzonej szyi. Gdy zwierzę wydawało się zadowolone z jego pieszczoty, satysfakcja Wilka rosła i rosła wprost proporcjonalnie ze ślizgońskim ego. Wdrapał się mało zgrabnie na hipogryfa i ten w jednym momencie, poderwał się do lotu. Chłopak przywarł do niego całym ciałem, najbardziej jednak koncentrując się na piętach. Schował twarz w jego pierzastej szyi, ponieważ śnieg uniemożliwiał mu podziwianie widoków. Poczuł zastrzyk adrenaliny, ale różnił się od tego, co przeżywał latając na miotle. Nie odczuwał przyjemności, będąc całkowicie zależnym od jakiegoś głupiego zwierzęcia i dzięki Merlinowi, ten zrobił tylko jedno kółeczko i wylądował. Chłopak zszedł z niego na nogach jak z waty, podziękował klepiąc go jeszcze raz po szyi i wrócił na swoje miejsce koło Rasheeda nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa.
Nauczycielka wleciała na zwierzęciu jak jakiś anioł. Ładnie prezentowała się na nim, kiedyś też będę coś takiego umieć! Zobaczycie wszyscy! Kiedy tylko usłyszałam co mamy zrobić wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam usta. Hipogryf! O cholera! Tego to się nie spodziewałam. Sądziłam że tylko chciała na nas zrobić wrażenie i nam zaimponować, ale nie! Mieliśmy na niego wejść! Boże właśnie spełnia się moje marzenie! To zwierze widziałam kiedyś, ale nigdy nie miałam przyjemności go dotknąć! Kiedy tylko przyszła moja kolej podeszłam podekscytowana i ukłoniłam się najniżej jak mogłam. Czytałam gdzieś że czym niżej tym lepiej! Po chwili zwierze także się ukłoniło. Szczęśliwa podeszłam do niego i po woli dotknęłam. Widać że podobało mu się to więc wsiadłam na niego jak najszybciej. Było to całkiem łatwe, niektórzy mówili że ciężko się na niego wdrapać. Poczułam każdy jego mięsień, bijące serce wszystko kiedy startował. To było wspaniałe, to odbicie się od ziemi! Kiedy byliśmy już daleko za polaną przestałam go ściskać, rozprzestrzeniłam ręce jak skrzydła. Czułam jak wiatr przeczesuje mi włosy, jak zwiewa moją kurtkę. Kiedy Hipogryf postanowił wrócić byłam zdegustowana. Chciałam żeby to się nigdy nie skończyło, trwało wiecznie. Kiedy byliśmy z powrotem na polanie, z uśmiechem na ustach i śniegiem we włosach zeszłam ze zwierzęcia. Poklepałam, popatrzyłam mu w oczy teraz mi na to pozwolił i przytuliłam ostatni raz. Może zachowywałam się jak debilka, ale czułam że znów żyje i że na pewno wstąpię do Panny Mallory żeby pozwoliła mi na nim polatać. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i zaczęłam wszystko opisywać na kartce którą miałam ze sobą z niewiadomych przyczyn.
(5,3)
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Puchon bywał tutaj nie raz i za to wiele razy niż inni z domów. Opieka nad magicznymi stworzeniami była jego ulubionym przedmiotem,w końcu chciał dostać się do pracy przy zwierzętach, jak reszta rodziny.Nic więc dziwnego,ze spędzał tutaj każdą chwile jaką ma,podniósł się z ziemi gdy zobaczył hipogryfa. Nie nie dlatego, że nie miał z tym zwierzęciem do czynienia. Miał i to nie raz,czy dwa ale kilka razy za każdym razem jak widział to go onieśmielały. Stworzenie było tak dostojnie, ze Huan czasem miał wrażenie, że człowiek,czy inne stworzenie nie było w stanie dorównać temu. Wzruszył lekko ramionami i spojrzał krotko jeszcze na hipogryfa. Zamkną oczy by nabrać powietrza. Stał tak chwilę wchłaniając noc i przypominając sobie jak obchodzić się z tymi stworzeniami. -podszedł i ukłonił się i czekając,boże, spraw, żeby mi się odkłonił inaczej może być kiepsko -otworzył oczy biorąc jeszcze jeden wdech na odwagę i zaczął powoli zbliżać się ku zwierzęciu. Jest dobrze!Hipogryf się ukłoni lecz z tym drugim dotykiem chyba trochę gorzej. No,no a juz miał cię chapnąć,ale nauczycielka była chyba czują osobą i od razu rzuciła mu fredke w odpowiednim momencie. -Uff..jeszcze chwila a mogłem mieć rękę do zszywania, nie ciekawie by wyglądała. Huan jednak miał rękę do zwierząt! Oh.. jak miło to dla mnie się schylił żeby było łatwiej wejść! Całkiem niezły jesteś,i oby tak dalej ci szło. To chyba rzadko bywa żeby hipogryf tak zrobił,nauczycielka akurat teraz patrzła na ciebie z błyskiem w oczach. No to Puchon miał prawdziwe szczęście zważywszy że Hipogryf chyba tylko dla Panny Mallory,zrobił ten wyjątek. Poleciałeś wysoko poza drzewa, zrobiwszy jedno dość sporę kółko nawet małą chwile nie było, ale w końcu wrócił cały uradowany. 4 6
Śnieg jakoś niespecjalnie mu przeszkadzał. Panująca za oknem Syberia również. Choć pogoda, trzeba przyznać zaskoczyła go, to nie widział w niej przeszkody, żeby udać się na ONMS. No, dajcież spokój. Eskimosi przy takiej temperaturze, jaką oni mają dzisiaj, rozgrzewają się. Dla nich takie warunki, jak dzisiejsze to zapowiedź wiosny. A nie. Ludzie są tacy słabi. Powinni uczyć się od zwierząt. Swoją drogą, Thomas idąc i brodząc prawie po kolana w niektórych momentach przeprawy, w śniegu rozmyślał nad tym, jak to wspaniale byłoby teraz być Animagiem. Zmienić się w takiego wilka, albo niedźwiedzia polarnego i bez problemu popierdalać na polankę. Tak.. to byłoby mistrzostwo.. No, ale był to dar dany, niestety, nielicznym. Choć z drugiej strony, może to i dobrze? Co by było, gdyby mu się tak spodobało i do końca życia zostałby w zwierzęcej postaci? Nie! To byłoby dopiero straszne. Zostawić musiał jednak te myśli na bok, bowiem zbliżał się do miejsca przeznaczenia, do celu swojej podróży – Polanki, na której odbywała się dzisiejsza lekcja. Okej, więc doszedł do pozostałych. Na wstępie zawołał do Pani profesor dzień dobry, przeprosił za spóźnienie, potem żeby mogła go zlokalizować, pomachał na powitanie. Zobaczył jeszcze Sarę. Przywitał się z nią grzecznie, uściskiem na powitanie, reszty nie kojarzył. Zastanawiało go, co takiego notowała na swojej karteczce, a także czemu wydaje się być taka roztrzęsiona. Chłopak z coraz większym bananem na twarzy, oczekiwał na to co będą robić. Niestety, wszyscy czekali podekscytowani (nie do końca wiedział czym, ale on też to robił). Po chwili zdał sobie sprawę, co jest tego powodem. OTÓŻ TAM BYŁ NAJPRAWDZIWSZY W ŚWIECIE HIPOGRYF. – O ja pierdole. – powiedział jedynie pod nosem, widząc stworzenie. Był taki piękny. Taki wspaniały. Taki… majestatyczny. Aż musiał mu się ukłonić. Musiał go dotknąć. Musiał na nim polatać. Musiał na nim polecieć. Musiał go dosiąść. Matko.. Co to było za wspaniałe stworzenie. Patrząc na niego i ciągle powołując się na Merlina, podszedł do zwierzaka. Stanął przed nim, w bezpiecznej odległości. Przypomniał sobie, co mówił mu kiedyś ojciec. A potem w szkole profesor Farid. Trzeba się było ukłonić. Panna Mallory, chyba chciała mu przypomnieć zasady, ale gestem ręki zapewnił ją, że jest w porządku. Hipogryf bacznie mu się przyglądał. Chłopak spokojnie pokłonił się, bardzo nisko. Najniżej jak potrafił. Co tu ukrywać, to jedno z jego ulubionych stworzeń. Dodatkowo umiał latać.. – Au. – powiedział, lądując na tyłku. Wspaniale. Popatrzył na Hipogryfa, który wyraźnie podniósł się, kiedy tamten upadł. Thomas przez chwilę bał się, że zaraz zostanie zaatakowany. Nic takiego jednak się nie stało, bowiem zwierzę odkłoniło mu się, równie nisko. Nawet niżej, biorąc pod uwagę fakt, że stanął na tylnych łapach. Thomas patrzył na niego ze zdziwieniem, mając w głowie słowa swoich nauczycieli. – Merlinie.. – powiedział cicho, powoli wstając, uważając przy tym, aby go niczym nie urazić. W końcu dosiadł zwierzę i obaj wznieśli się ponad wszystkich uczniów i wszystkich hejterów oraz wrogów chłopaka. Polecieli dookoła polany, następnie zatoczyli szersze kółko, zalecieli nawet pod Zakazany Las. Po wszystkim, Thomas zarządził powrót. Ponownie znalazł się po chwili na polanie. Schodząc ze zwierzęcia w blasku chwały i widząc ciepły a także pełen szacunku i uznania uśmiech nauczycielki, pozwolił sobie przytulić zwierzaka. Po tym wrócił na swoje miejsce, z niesamowitym bananem na twarzy.
Tymczasem Lumia była w swoim świecie. Niezainteresowana czymkolwiek ani kimkolwiek na polanie, kontemplowała sobie spokojnie płatki śniegu, spadające na jej nagie dłonie i rozpuszczające się momentalnie. Wychowała się w dość chłodnym kraju, więc zimno jej nie przeszkadzało, ba, mogłaby tak siedzieć cały dzień. To oberwanie chmury przypominało jej dom. Skrzywiła się, gdy tylko o nim pomyślała. Nie żeby był zły, w końcu było jej z rodzicami dobrze, aczkolwiek chłodne dni w Finlandii źle się jej kojarzyły. Przez to jedno zdarzenie, teraz wszystko jej się źle kojarzyło. Nie chciała o tym myśleć, o nie. Pokręciła energicznie głową, chcąc wyrzucić z niej negatywne myśli, a każdy kto na nią spojrzał, mógłby po prostu sądzić, że zrzuca z kaptura nadmiar śniegu, jaki zdążył się tam już nagromadzić. Zsunęła się ze swojego pniaka, brodząc stopami w białym puchu, gdy tylko spostrzegła zbliżającą się nauczycielkę. Była dziwnie podekscytowana. Raczej ciężko było powiedzieć, że to z powodu pazurów i dziobu hipogryfa. Być może bardziej ją radowało to, że zbliżenie się do niego jest niebezpieczne niż sama opcja tego, że miałaby to zrobić? Ciężko się żyje, gdy epinefryny Ci brak, a obawiasz się zrobienia sobie krzywdy, prawda? Dodawszy sobie jednak wcześniej animuszu, teraz kręciła się w miejscu, wyraźnie zniecierpliwiona czekając na swoją kolej. Po jakimś czasie, wreszcie się doczekała! Zbliżyła się niespiesznie do zwierzęcia i podpatrując wcześniej jak zrobiła to Sarah, skłoniła się podobnie do niej. Najwyraźniej hipogryf nie był jednak zainteresowany. Rudowłosa zmarszczyła groźnie brwi, aczkolwiek tym razem nie zrobiła niczego głupiego. Za bardzo bała się o swą delikatną buźkę, by ryzykować rozwścieczenie hipogryfa. Spróbowała ponownie i tym razem było już lepiej więc zapragnęła go dosiąść. Także i to nie skończyło się zbyt pozytywnie. Wspięła się z powodzeniem na jego grzbiet, aczkolwiek w najmniej odpowiednim momencie spanikowała. Wzniosła się na dwa metry i wróciła na ziemię. Była przerażona, co poskutkowało tym, że ponownie dorwała swój pieniek. Zdecydowanie wolała ląd, ale żeby to stwierdzić, musiała spróbować.