Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Etap: II Kości: K6 - 1; K100 - 18, 93 i 71; K6 na maskotki - 6, 2>4, 4>1 Kuferek:39 GM Sprzęty miotlarskie: Własny sprzęt: Różdżka Fairwynów (grab, 9 i pół cala, serce testrala) (+5 GM), Nimbus 2015 + leszczynowe witki z goblińskimi obręczami (+6 GM) (+1 GM), Kask quidditchowy (+1 GM), Magiczna koszulka quidditchowa (+1 GM), Rękawice sportowe z cielęcej skórki (+1 GM), Sportowe ochraniacze (+1 GM) = 16 GM Czas: 4 + 6 = 10 Fanty: Lunaballa i Mantykora (I etap), Dementor, Śmierciotula i Kwintoped (II etap) Pozostałe przerzuty: 0/3
O ile pierwszy etap treningu był dla Brooks w miarę spokojny (nie licząc paru rozcięć), to w drugim los nie był dla niej już tak łaskawy. Zaczęła nieźle. Pewnie ruszyła w kierunku mostu, chcąc jak najszybciej pokonać całą trasę, ale kto tam na górze stwierdził “nie dziś”. Niespodziewanie na drodze Krukonki pojawiła się przerażona sowa. Dziewczyna w ostatniej chwili odbiła w prawo, żeby ją ominąć, ale to jedynie pogorszyło całą sytuację. Cholerne ptaszysko wzięło sobie za cel jej głowę i kark. O ile głowę przed pazurami ochronił kask, tak kark szybko pokrył się licznymi rankami, z których sączyła się krew.
I właśnie dlatego nie mam własnej sowy! - pomyślała, bez litości odganiając ptaszora wolną ręką. Ostatnie tygodnie z chochlikami i niuchaczami skutecznie zabiły w niej jakiekolwiek współczucie do agresywnych stworzeń, które z niewiadomych jej przyczyn tylko marzyły, żeby zrobić jej krzywdę.
Po pozbyciu się ptasiego pasażera na gapę, przyspieszyła, choć zdawała sobie sprawę, że straciła cenne sekundy, których nikt jej nie odda. Nimbus i przyklejona do niej zakrwawiona Brooks, ruszyli w kierunku dziedzińca wieży z zegarem. Krukonka kątem oka dostrzegła w dole dwie leżące obok siebie maskotki. Zgrabnym ruchem pochwyciła je w dłoń i odbiła w kierunku trzeciej maskotki - pluszowego dementora leżącego kilkanaście metrów dalej. wyciągnęła dłoń, a pluszak… rzucił się na nią! Była tak zaskoczona tym nieoczekiwanym zwrotem akcji, że niemal nie spadła z miotły. Przeklęty pluszak był jednak niemy na jej problemy i wskoczył jej pod koszulkę. Oniemiała Brooks zwolniła trochę, żeby się przez przypadek nie zabić, po czym sięgnęła pod strój szukając niesfornego pluszaka. Kiedy go w końcu złapała, zacisnęła pięść na pluszowej głowie , uderzyła nim kilkukrotnie o trzonek miotły i przyspieszyła w kierunku mety.
Liang Manyue
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 1,76m
C. szczególne : tatuaże; kolczyki w uszach; ubrania jakby losowo wyjmował je z szafy
Etap: I Kości:5, 57,22 i 25 Kuferek: 5pkt Sprzęty miotlarskie: miotła szkolna! Czas: I etap - 5 Fanty: brak :C Pozostałe przerzuty: 0/0
Koniecznie musiał pojawić się na treningu Gryfonów, tym bardziej, że na ostatnio go nie było, ponieważ rzeczy. Nawet nie pamiętał co robił, ale wiedział, że się nie zjawił i teraz nie miał żadnych wymówek, a nawet nie chciał ich mieć. Szedł więc żwawym krokiem przez szkolne błonia ku kamiennemu kręgowi, zastanawiając się co nie tak było z boiskiem do quidditcha. Nie podważał jednak decyzji pani kapitan i pojawił się na miejscu, witając się ze wszystkimi, który już tam byli. Miotłę, szkolną rzecz jasna, przerzuconą miał przez ramię i ubrany był w gryfońskie kolory, szczerząc się od ucha do ucha. Wysłuchał co Morgan dla nich tego dnia przygotowała i zasalutował jej w odpowiedzi, że wszystko dokładnie zrozumiał, choć zorientował się, że oczywiście w połowie przestał słuchać. Miał więc nadzieję, że nie będzie leciał pierwszy i zdąży załapać o co w tym wszystkim chodziło, wyklinając jednocześnie na swoje skupienie złotej rybki. Nic więc dziwnego, że miał kilkukrotne zawahanie odnośnie trasy. Nie wszystko mu pasowało i musiał kilka razy się zastanowić czy aby na pewno dobrze leci. Zorientował się również jak bardzo nie cierpi wąskich korytarzy i szczelin, do których musiał wlatywać. Nie był przesadnie wysoki, stwierdził więc, że potrzebuje trochę więcej praktyki w podniebnych akrobacjach, chociaż ostatecznie stwierdził, że wcale nie poszło mu najgorzej. Nawet jeśli początek trasy był jakiś felerny, to druga połowa poszła mu jak bułka z masłem. Westchnął tylko, bo nie udało mu się znaleźć ŻADNEJ maskotki. Czasem ciężko było mu uwierzyć we własnego pecha.
Cydric Dunmier
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : Leworęczność, cyfry 1-4-1 wytatuowane na lewym ramieniu, brak środkowego palca prawej ręki, liczne blizny na plecach i klatce piersiowej
Etap: I Kości:k6 - 3, k100 - 99,91,93 Kuferek: 5 Sprzęty miotlarskie: Szkolna miotła Czas: 4 + 1 - I etap Fanty:Śmierciotula Pozostałe przerzuty: 0/0
Zjawił się na wskazanym miejscu ubrany w nieco podarte szaty do Quidditcha, w prawej ręce trzymał miotłę, którą opierał o ramię. Widać było, że jest nieco zdenerwowany, zaciskał rączkę miotły mocniej niż trzeba i nie mógł przywołać swojego zwykłego głupkowatego uśmiechu. Gdy stanął przed Morgan w jego postawie było widać, że chce dać dzisiaj z siebie wszystko. Jako rezerwowy pani kapitan liczył się z ciągłym przesiadywaniem na ławce, ale może, odpukać, akurat nadarzy się okazja... Po wysłuchaniu instrukcji odłożył miotłę na bok i zaczął rozgrzewkę. Rozruszał swoje kończyny, zaczynając od ich dalszych części, następnie kilka skłonów i skrętów tułowia, krążenie i ruchy w różnych kierunkach szyją...gdy poczuł się odpowiednio rozruszany, wsiadł na miotłę i zaczekał na swoją kolej. Za ten czas spróbował sobie ułożyć plan, w głowie obrazując sobie przez jaki teren będzie leciał, ale nie starczyło mu na to czasu. Gdy wrócił Liang, ruszył we wskazanym kierunku, mocno przyciskając się do miotły. Mocno się rozpędził, co niedługo po tym zakończyło się uderzeniem w kamienną ścianę. Głuche odbicie i wymamrotane przekleństwo później poleciał dalej z nieco obolałym barkiem. Pędził jakby goniła go horda dementorów, raz za razem obijając się o coś, lub rozrywając nieco szatę na gałęziach. Swój szaleńczy taniec na chwilę zatrzymał, gdy w krzakach, obok których przelatywał, mignął mu przedmiot. Szybko nawrócił i podleciał, chwytając, jak się okazało, zabawkową śmierciotulę. Uśmiechnął się pod nosem, włożył ją za pas mocujący szatę i ruszył dalej. Skupił się nieco bardziej na poszukiwaniach, zwalniając trochę tempo. Po chwili, gdy jego kolejnym znaleziskiem był jakiś śmieć, ruszył pędem do przodu, chcąc ukończyć trasę. Wróciwszy na miejsce startu wylądował gwałtownie i robiąc sobie krótką przerwę sprawdził stan szaty oraz swojego ciała.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Etap: I Kości:1 -> 54, 62, 83 po serii niefortunnych przerzutów 4 na pluszaku Kuferek: 84pkt Sprzęty miotlarskie:cały sprzęt + różdżka (+17pkt) Czas: 3 + II etap Fanty: dementror/śmierciotula, Pozostałe przerzuty: 2/6
Treningi Krukonów i Srok to było dla niej za mało. Musiała jeszcze bardziej pocisnąć i trenować ciężej, by utrzymać formę albo raczej ją poprawić, bo była świadoma tego, że ostatnio chyba nie szło jej to aż tak dobrze. Nie grała na tym samym poziomie co kiedyś. Dopadło ją wypalenie? Nie wiedziała czemu tak było... Przywitała się krótko z Morgan uniesieniem dłoni, bo nie bardzo miała jak zrobić to w inny sposób po czym wsiadła na miotłę, gdy tylko otrzymali wszelkie instrukcje i zezwolenie na start. Musiała przyznać, że nie szło jej tak źle. Przynajmniej udało jej się bardzo dobrze zacząć lot, ale im większa prędkość tym bardziej wzrok mógł zwodzić w czasie lotu. Być może dlatego z powodu przewidzenia podleciała po coś, co zamiast fantem okazało się zwykłym śmieciem, a ona sama jedynie straciła cenny czas, który mogła spożytkować na trasie.
Etap: II Kości:k6: 4 | k100: 42 57 99 | k6:2 przerzucone na 2, 2 przerzucone na 4, 1 Kuferek: 31 Sprzęty miotlarskie: pożyczone od Garetha Czas: 9 + 4 + 2 +2 -> 17 Fanty: kwintoped x2, akromantula Pozostałe przerzuty: 0/2
Druga część treningu polegała na przelocie przez wiszący most i powrocie w miejsce zbiórki. I choć zdawało się to być mniej niebezpieczne niżeli slalom po miedzy kamienie, to Ode dodatkowo kręciło się w głowie od uderzenia w skałę, a lawirowanie między filarami wcale nie pomagało jej w zawrotach głowy. Kilka razy zatrzymała się przy maskotkach, które napotkała na trasie, ale w przypadku dwóch, które znowu rzuciły się na nią - odpuściła tym razem. Nie miała już energii aby się z nimi siłować. Dopiero przy końcowi dostrzegła kolejnego kwintopeda, który leżał bezwiednie na dachu wiszącego mostu i jego bez wysiłku zwinęła do kieszeni, kończąc tym samym przelot. Wirowanie świata wokół nie było przyjemne, ale jakoś dała radę i wylądowała przy samej pani kapitan, dotykając stopami podłoża. Tyłek dalej dawał o sobie znać, jednak bardziej wkurzało ją to, że miała ochotę puścić pawia...
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Etap: I Kości:52, 31, 92, k6: 5, 2 na kwintopeda Kuferek: 95 Sprzęty miotlarskie: full własne, łącznie 12 punktów Czas: 5 + 2 = 7 Fanty: kwintoped Pozostałe przerzuty: 6/7
Nie miała zamiaru pozwolić, by cała zabawa i sprawdzenie własnego toru przeszkód ją ominęło. Tu już nawet nie chodziło o to, że odpowiedzialność kazała przetestować trasę raz jeszcze, w razie gdyby cokolwiek zostało naruszone, czy gdzieś zostały ślady stłuczek i resztki uszkodzonych sprzętów. Po prostu nie potrafiła usiedzieć w miejscu, więc gdzieś między pilnowaniem zebranych, a obserwowaniem wysiłków związanych z pluszakami sama postanowiła pokonać część wyzwań. I szybko przekonała się, że jeden z kamieni najwyraźniej drgnął, czy też lekko zapadł się, bo mijana przeszkoda okazała się wyjątkowo waleczna i trudno było prześlizgnąć się przez powstały po drobnej awarii korytarz. Czy to wina Callahana, który śmignął w tym wszystkim jak błyskawica? Uznała, że przyjęcie takiego stanu rzeczy nie będzie niczym złym, czy wyjątkowym. Wszystko wina Bodzia i jego Gwiezdnej Zamiatarki. Czy zamiatał konkurencję odkąd ja miał? A może miał ją głównie dlatego, że niezależnie od miotły zamiatał konkurencję? Ile razy by go nie widziała, tyle razy szło mu wcale nieźle. I kompletnie nie kryła się z tym, że bardzo ją to cieszyło. Rozmyślenia przerwało jej pojawienie się znajomych Krukonek, ale nie pomogło jej to wcale na skupienie - znaleziony w drodze kwintoped okazał się być jakiś nawiedzony, co oznaczało, że to raczej nie Davies go tutaj umieściła. Po zmienieniu go w maleńki stolik mogący śmiało stać się wyposażeniem domku dla lalek schowała go do kieszeni i kontynuowała lot. Choć chyba nie miał być to jedyny agresywny pluszak, zwłaszcza, że już kilkukrotnie wydawało jej się, że widziała wśród graczy problemy z pochwyceniem maskotek. Czyżby to przez to, że te postanowiły wyhodować sobie zęby i złe zamiary?
Liang Manyue
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 1,76m
C. szczególne : tatuaże; kolczyki w uszach; ubrania jakby losowo wyjmował je z szafy
Etap: II Kości: k6 i k100: 4; 7, 36,20 | na maskotki: 5, 5, 4 + 6 i 4 Kuferek: 5 Sprzęty miotlarskie: szkolne! Czas: 9 + 6 = 15 Fanty: akromantula! Pozostałe przerzuty: 0/0 W całym tym pierwszym rozgrzewkowym okrażeniu nie poszło mu najgorzej, więc był zdecydowanie dobrej myśli, że nie zrobi z siebie bałwana przy torze przeszkód, czy jakkolwiek można było to nazwać. Był tylko zdecydowanie zawiedziony, że nie znalazł żadnej maskotki, więc zaprzysiągł sobie, że teraz znajdzie przynajmniej jedną. Należało mu się! Nie schodził z miotły i z lekką zazdrością patrzył jak inni wracają z fantami, a on wciąż miał puste ręce. Beznadzieja. W końcu jednak wystartował i on, z pełnym zacięcia wyrazem twarzy. Trasa była kręta i zdecydowanie bardziej zdradziecka niż się spodziewał, a przecież początkowo wcale się na taką nie zapowiadała. Kilkukrotnie był zmuszony zwolnić, by odzyskać orientację w trasie i kierunku, w jakim prowadziły kolejne przeszkody. Zahaczył nawet o dwie maskotki! Cóż, tak mu się jedynie zdawało, bo kiedy podlatywał, to szybko orientował się, że to jakieś zwyczajne śmieci – tracąc tym samym czas i przeklinając swojego pecha. W końcu jednak zobaczył tę przeklętą pluszową mantykorę. Nie wiedział jednak, że pierwszy epitet był bardziej prawdziwy niż się spodziewał. Zabawka zaatakowała go, a on niewiele myśląc rzucił w jej kierunku immobilusa i uciekł niczym prawdziwy bohater z peleryną. Na jego nieszczęście sytuacja ta powtórzyła się drugi raz i doszedł do wniosku, że ten trening był zamachem na jego życie. Wkrótce potem, w małej, maleńkiej szczelinie, zobaczył wepchniętą tam pluszową akromantulę. Może i droga nie była taka zła, za to stracił czas na tych cholernych pluszakach. Wrócił do kamiennego kręgu, absolutnie zawiedziony, ale miał przynajmniej jedną maskotę. — Morgan! Zgłaszam sprzeciw! Twoja maskotka chciała mnie zabić! — zawołał do @Morgan A. Davies, kiedy stwierdził, że jest wystarczająco blisko, by ta go usłyszała.
Ostatnio zmieniony przez Liang Manyue dnia 11.10.20 17:37, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : nie umiem w matematykę XD)
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Etap: II Kości:2 i na dorzucie po ostatnich przerzutach 6 || 20, 82, 92 na pluszaka 6 Kuferek: 84pkt Sprzęty miotlarskie:cały sprzęt + różdżka (+17pkt) Czas: 3 +2 + 4 + 1 = 10 Fanty: mantykora Pozostałe przerzuty: 0/6
Przelot w okolicy mostu był już nieco trudniejszy niż mogła się tego spodziewać, bo oto weszła zbyt ostro w zakręt i zahaczyła miotłą o filar przy wejściu na most. Całe szczęście nie stało jej się nic wielkiego i jedynie skończyło się na bólu lewej dłoni, którą zacisnęła trochę za mocno na Nimbusie oraz przyspieszonym rytmie serca, gdy przez chwilę miała wrażenie, że zaraz spadnie z miotły. Całe szczęście nie stało się tak choć zdecydowanie była temu bliska. Niemniej udało jej się utrzymać na miotle i zgarnąć nawet pluszaka, który był ukryty gdzieś w jednym z zakątków przy moście. Reszta lotu całe szczęście przebiegła bez większych przykrych niespodzianek i Strauss mogła z dosyć dobrym czasem dotrzeć na metę, ściskając pluszową mantykorę, którą zdobyła w locie. Cóż chyba jednak sukces!
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Pamiętała trening przeprowadzony przez Moe jakoś w maju zeszłego roku i kiedy tylko usłyszała o kolejnym, od razu pobiegła do kapitan gryfońskiej drużyny z pytaniem, czy może przypadkiem nie chciałaby przygarnąć jednego borsuczego dziecka. Jakże była szczęśliwa, gdy dostała zgodę na przyjście! Zjawiła się oczywiście punktualnie, bo nie chciała nadużywać gościnności Davies i po wysłuchaniu wszystkich instrukcji z delikatnym uśmiechem błąkającym się po ustach wzbiła się w powietrze, kiedy tylko przyszła jej kolej. Wiedziała, że nie będzie to taki sobie zwykły trening i wcale się nie zawiodła - mieli bowiem nie tylko pokonać wyznaczoną trasę, ale również wypatrywać po drodze porozrzucanych maskotek, co już nieco utrudniało zadanie. Liczyła jednak, że da sobie radę i nie zakończy tych zajęć z pustymi rękoma, to byłaby wielka szkoda. Spokojnie wystartowała, nawet nie starając się nabrać żadnych większych prędkości, przy których zresztą tylko zmniejszyłaby swoje szanse na zobaczenie fantów. Pokusiła się jednak o niezbyt zaawansowane akrobacje, wręcz nie mogąc sobie odmówić wykonania jednej czy dwóch, może trzech. I za każdym razem gubiąc trasę. Jakoś tak nagle traciła po nich orientację w terenie, ale naprawdę wydawało jej się, że leci w dobrą stronę, podczas gdy wcale tak nie było, jak uświadomiła jej Morgan, która to w pewnym momencie musiała interweniować i pokierować Krawczyk w odpowiednią stronę. Wstyd. Zamiast podchodzić do zadania tak luźno, powinna przede wszystkim skupić się na jego wykonaniu. I choć ostatecznie poszło jej całkiem nieźle i nawet znalazła po drodze jedną maskotkę, to miała tę świadomość, że przez jedną wykonaną w nieodpowiednim miejscu akrobację mogła wpaść na skały, które były porozrzucane po polanie. Nie mogła sobie pozwolić na takie wybryki podczas drugiego etapu, tego już była pewna.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Etap: II Kości:k6 - 5 | k100 - 56, 77, 41 | k6 na maskotki - 2, 1, 1, 2, ostatnia 2 przerzucona na 3 Kuferek: 35 Sprzęty miotlarskie: szkolna mietła, swoje rękawice Czas: 7 + 3 + 2 + 1 = 13 Fanty: kwintoped, lunaballa, akromantula Pozostałe przerzuty: 0/2
Chociaż pierwszy etap nie poszedł jej najlepiej i wiedziała, że stać ją na o wiele więcej, to nie zajmowała sobie nim myśli dłużej, niż było trzeba, bo była niemal pewna, że przez to kompletnie zawaliłaby kolejną część treningu, a tego przecież nie chciała. Czasu się nie cofnie, mogła jedynie wyciągnąć wnioski na przyszłość, bo wyrzucanie sobie tego i tamtego na niewiele by się zdało. Nie traciła dobrego nastawienia, kiedy coraz bardziej zbliżała się do wiszącego mostu, rozglądając się przy tym za maskotkami, które mogły być dosłownie wszędzie i tym razem nie wykonując żadnych akrobacji - tutaj zresztą byłoby to jeszcze bardziej niebezpieczne. W pewnym momencie tuż przed przeleceniem koło jednego z filarów dostrzegła centralnie na widoku pluszaka. To było wręcz zbyt łatwe, żeby mogło być prawdziwe, ale wyciągnęła po niego rękę, chcąc go zabrać. Jakże się zdziwiła, gdy nagle maskotka ożyła i wczepiła się w jej rękę, za nic nie chcąc puścić! Krawczyk aż wydała z siebie krótki, zduszony okrzyk, nie spodziewając się takiego obrotu spraw i zaczęła potrząsać górną kończyną, chcąc w ten sposób uwolnić się od tej łagodniejszej wersji akromantuli, choć była gotowa przysiąc, że wcale tak bardzo nie różniła się od swojej żywej kuzynki. W końcu udało jej się odczepić wszystkie odnóża pluszaka i nie oglądając się za siebie, pognała między filarami, chcąc oddalić się od miejsca zdarzenia. Nie wiedziała, co poszło nie tak, ale najwyraźniej ktoś maczał w tym swoje palce. Kontynuowała lot już bez większych zaskoczeń, nie wlatując w żadną ścianę i jeszcze zgarniając po drodze dwie maskotki, które tym razem nie stawiały oporu. Gdyby nie to, że straciła czas na samym początku i później przy końcu na jakiegoś śmiecia, którego mylnie wzięła za kolejnego fanta, to nawet miałaby całkiem ładny czas, bo na miotle leciało jej się świetnie. Ale i tak nie miała co narzekać.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Etap: II Kości:6 + 42, 60, 92, maskotki: 5, 3, 3, 2 → 2, 5, 6, 2 Kuferek: 95 Sprzęty miotlarskie: full własne, łącznie 12 punktów Czas: 7 + 4 + 2 + 1 + 2 = 16 Fanty: kwintoped, 2x dementor, mantykora Pozostałe przerzuty: 0/7
Naoglądała się już widoków rozciągających się pod zamkiem i w sportowych okolicznościach nie robiły one na niej już żadnego większego wrażenia. Zwolniła tylko na moment, choć trudno było wyczuć, czy bardziej przyglądała się horyzontowi, czy po prostu przygotowywała do kluczowego manewru wejścia w wąskie przestrzenie między barierkami. Potem poszło jej dobrze, choć znalezione maskotki okazywały zdecydowanie za dużo agresji i właśnie one miały największy wpływ na jej czas ukończenia całej próby. - Reklamacji nie przyjmuję. Zwłaszcza, że najwyraźniej mnie zeżreć chcą dokładnie tak samo. - odparła do Lianga, kiedy ten zarzucił jej rozdawnictwo agresywnych miśków, na co pozostało jej tak naprawdę jedynie przytaknąć, choć nie kojarzyła, by jej zabawki kiedykolwiek się tak zachowywały. Czy była to kwestia rozłąki, przez którą obudziły się w nich mordercze zakusy? Jeżeli tak, powinna zastanowić się, w jaki niby sposób miałaby nosić je wszystkie ze sobą, by nie czuły się porzucone. - Widzę, że jesteś w formie godnej Harpii. Ale miałyście start! - zarzuciła ni to pochwalnie, ni to zaczepnie do Julki, którą, jak pozostałych gości spoza Gryffindoru, chciała w miarę pokojowo przywitać. Zwłaszcza, że przyjęcie Brooks i Strauss uznała za pewnego rodzaju spłacanie długu za Quoda u Krukonów. A Krawczyk... Jej jakoś trudno się odmawiało, z całą tą jej urodą energią i wdziękiem radością, jaką z tego czerpała. - Dobra, ostatnie loty i zbieramy się zanim ktoś uzna, że maskotkami próbujemy podbić świat. Pytania i zaczepki już w zamku. - zarządziła, po czym została jeszcze, by prześledzić próbę ostatnich chętnych, pożegnała się ze wszystkimi, pozbierała swoje graty i udała w kierunku szkolnych murów.
// Osoby, które ukończyły oba etapy są już rozliczone i mogą uznać, że dostały z/t. //
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia 20.10.20 10:29, w całości zmieniany 1 raz
Cydric Dunmier
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : Leworęczność, cyfry 1-4-1 wytatuowane na lewym ramieniu, brak środkowego palca prawej ręki, liczne blizny na plecach i klatce piersiowej
Do drugiego etapu podszedł cały poobijany, mimo wszystko po wystartowaniu ruszył z pełną prędkością miotły. Był gryfonem, nie może sobie pozwolić, by jakieś siniaki czy zadrapania go spowalniały. Jak wylądować w skrzydle szpitalnym to raz a porządnie...no dobra, z tym to może nie. Im dalej leciał, tym trasa zdawała się trudniejsza, albo to jego poobijana głowa poczęła gubić trasę. Zwolnił, nie chcąc po raz kolejny znaleźć się w bliskim stosunku z kamienną ścianą. Pokręcił się w miotle, rozejrzał i ruszył dalej gdy uznał, że wciąż jest na dobrej trasie, chyba. Jeszcze kilka razy musiał się niemalże zatrzymać, gdy znikąd pojawiła się przeszkoda początkowo nie do pokonania. Koniec końców wyleciał po drugiej stronie Wrócił na miejsce startu i zsiadł z miotły. Usiadł na ziemi, czując, jak kreci się mu w głowie. Westchnął przeciągle, mając nadzieję, że jego czas był znośny. W ostateczności pozostanie mu pocieszyć się zabawką, którą znalazł.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Już dawno zgodził się na przeprowadzenie treningu z Brooks, ale po drodze wypadało mu tyle spraw (wyławianie Perpy ze strumyka, randka z Huxem, picie przepalanki, wiadomo, same ważne rzeczy), że dopiero teraz znalazł chwilę, żeby spotkać się z dziewczyną i pomóc jej udoskonalić miotlarskie zdolności. Nie miał oczywiście nic przeciwko temu, by poświęcić trochę czasu na indywidualne zajęcia z uczennicą - w końcu od tego tu był - ale skłamałby, gdyby powiedział, że nie zdziwiło go iż zwróciła się akurat do niego; większość dzieciaków wolała ćwiczyć raczej z Walshem, który był chyba jednym z bardziej lubianych nauczycieli w szkole. Na boisku trwał akurat trening jednej z drużyn, umówił się więc z Brooks przy kamiennym kręgu, który doskonale spisywał się jako teren do ćwiczeń w powietrzu. Przyszedł na miejsce nieco wcześniej, przynosząc ze sobą skrzynkę z tłuczkami, po czym wyczarował dwie ruchome tarcze, które miały im służyć za cele; gdy Julka zjawiła się na horyzoncie, uniósł rękę w powitalnym geście. - No, dobrze że do mnie przyszła, ty nie popisałaś na meczu z Pustułkami się - skomentował z dezaprobatą w ramach miłego rozpoczęcia spotkania; co prawda na sobotnim meczu z Puchonami poradziła sobie świetnie, ale hej, gdyby ją zaczął chwalić tak od razu, to nie zostałoby mu już nic na później, przemilczał więc tamten sukces i zaczął tłumaczyć jej, czym się dziś zajmą. - Ty wyobraź sobie, że te cele to gracze i zrobimi tak, że ten jest twój - wskazał na okolice pierwszego celu - A ten mój - i drugiego - Praca pałkarza to jest atakować i bronić dlatego poćwiczymy oba na raz. Będziemy ich tak bronić przed tłuczkami, żeby jednocześni zrobić atak na ten drugi tym samym strzałem. Im mocniejszi tym lepszi. Strasznie słabo wy bijecie się tłuczkami na tych meczach, jakby bali się kogoś z miotły wyrzucić. Rozumie czy jakieś pytania? - spytał na koniec, a gdy wszystko już było jasne, wypuścił tłuczki z kufra i wsiadł na miotłę. Gdy i Brooks ustawiła się w okolicy swojego "zawodnika", posłał w jej stronę piłkę z dużym impetem.
1 ATAK: 3, 2, 79
kostki:
K6 NA OBRONĘ: musi wynosić więcej oczek niż k6 przeciwnika na atak, żeby była udana. Jeśli obrona się nie uda, to wtedy zakładamy, że tłuczek trafia w cel, a nasz atak odbywa się później przy drugim uderzeniu. 2xK6 NA ATAK: pierwsza determinuje czy atak w ogóle był udany (1-2 nie, 3-6 tak). Jeśli atak się udał, to druga k6 określa ile oczek musi wylosować obrońca, żeby go obronić. Jeśli obrona była udana, a atak nie, zakładamy że tłuczek został wybity gdzieś w bok. K100 NA SIŁĘ: im więcej tym mocniej, od 80 wzwyż siła jest tak duża, że tarcza się rozwala
kostki:5/1,5/2 Kiedy czcigodny cesarz pałowanka w końcu znalazł dla niej czas, była zarówno podekscytowana, jak i zirytowana. Minęły w końcu dwa miesiące od ich wymiany listów. W międzyczasie Julka pojawiła się w umówiony czwartek na boisku, czekając, aż księciunio raczy się pojawić, ale tego, jak nie było, tak nie było. Oczywiście się wkurwiła, a na złość najlepszy jest wysiłek fizyczny, dlatego najbliższą godzinę spędziła wtedy na obijaniu manekina, który w jej wyobraźni miał śliczną, choć głupią mordę Rosjanina. Kiedy jednak masz okazję trenować z kimś takim jak Avgust, to chowasz dumę to kieszeni i po prostu zasuwasz na trening, bo taka okazja dwa razy się może nie powtórzyć. Kiedy przywitał ją w swoim stylu, czyli kąśliwą uwagą, uśmiechnęła się tylko. Spodziewała się tego, a poza tym miał rację. - Nie popisała – zgodziła się z profesorem skinięciem głowy, poprawiając rękawice na dłoniach. Kiedy rosyjski aniołek tłumaczył jej stojące przed nią zadanie, nie mówiła nic, tylko kiwała ze zrozumieniem głową. Nie skomentowała również uwagi o sile tłuczków. Wyrzucać z miotły to może sobie Boyd, który ma trzy metry wzrostu i zasłania słońce swoimi szerokimi pałkarskimi barami. Ona była „trochę” słabsza fizycznie, więc musiała nadrabiać szybkością i sprytem. Nie zdążyła odpowiedzieć na ostatnie pytanie Rosjanina, bo już w jej stronę zasuwał tłuczek. Z najwyższym trudem podniosła pałkę zwisającą luźno wzdłuż ciała i w ostatnie chwili zdołała ochronić się przez zmieceniem z planszy. Żelazna kula poleciała powoli w kierunku tarczy i minęła ją o dobre kilkanaście centymetrów. Świetny start, nie ma co.
Spodziewał się, że Brooks będzie próbowała się jakoś bronić w kwestii wyniku meczu, że wytknie mu to jak brzydko ją wystawił po w ten nieszczęsny czwartek, gdy zapomniał o ich treningu, że spróbuje mu uświadomić jak dzielnie broniła Swansea przeciwko Puchonom, dziewczyna jednak nie wdawała się w żadne dysputy, najwyraźniej bardziej zdeterminowana do treningu niż do pogaduszek. I bardzo dobrze. Uderzył w tłuczek i obserwował, jak Julka dość opieszale sięga po pałę; udało jej się ochronić tarczę, ale co to było za odbicie! Nędzne. - Nie zrozumiała co ja mówił? Mocni i w cel! Większy zamach, szybszy ruch, co ty, zapomniałaś jak pałuje się? - zawołał do niej, prezentując przy tym w powietrzu jak powinien wyglądać odpowiedni, jego zdaniem, ruch pały; przez to oburzenie nie do końca zdążył dosięgnąć do tłuczka, gdy ten w końcu podleciał bliżej i bardzo elegancko wybił piłkę gdzieś zupełnie obok julkowej tarczy, dając tym samym piękny przykład tego jak NIE powinno się tego robić.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Od ględzenia i szukania wymówek człowiek nie stawał się lepszy. Zresztą, od kilku nieprzyjemnych słów nikt nie umarł, a co było, to było i nie dało się tego zmienić. Prostota rozumowania rodem z portowego miasta ułatwiała w życiu wiele spraw. Kiedy więc Antosha wydarł się na nią oburzony, przewróciła tylko oczami i tym razem po prostu trzymała pałkę w pogotowiu, przyglądając się Avgustowi, który pokazywał jej, jak jego zdaniem powinno wyglądać prawidłowe odbicie. Niestety po dawnym genialnym refleksie, który tak podziwiała, nie było już śladu, wyparował bowiem pod wpływem upływu lat i dodatków w herbacie. I chociaż nauczyciel wciąż trafił w tłuczek, to nie trafił w tarczę. I choć nie była na tyle bezczelna, aby w jakikolwiek sposób komentować poczynania Antoszki, to nie mogła się powstrzymać od obdarzenia go lekko złośliwym uśmieszkiem. Kiedy tłuczek ponownie ruszył w jej stronę, to tym razem była przygotowana na jego odbicie. I choć nie odbiła go specjalnie mocno, to na tyle precyzyjnie, że trafiła w Antoszową tarczę. Ponownie się uśmiechnęła, tym razem bardziej do siebie, zadowolona z tego, co osiągnęła. Jak widać nie trzeba było być nasterydowanym olbrzymem, żeby był dobrym pałkarzem. W końcu tłuczek powinien utrudniać przeciwnikowi życie, a nie wysyłać go do aniołków.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Brooksowa pała nie tylko bezbłędnie obroniła znajdujący się za jej plecami cel, ale i trafiła prosto w tarczę Antoshy; gdyby to był prawdziwy mecz, przeciwnik z pewnością zostałby skutecznie wybity z jakiejkolwiek akcji, jaką właśnie mógłby przeprowadzać. Nie wyraził oczywiscie swojej aprobaty na głos, bo szczerze mówiąc, to było dokładnie to czego się po Julce, zawodowej palkarce, spodziewał - to nie to odbicie było udane, to poprzednie były po prostu haniebne. (Te w jego wykonaniu też ale na szczęście on był oficjalnie emerytem, więc mógł sobie partaczyć do woli). Zacisnął dłonie na swojej pałce by odbić piłkę, gdy spostrzegł, że podlatuje do niego patronus-posłaniec, który odezwał się głębokim głosem dyrektora i poprosił, by w pilnym trybie stawił się w jego gabinecie w związku z jakąś sprawą nie cierpiącą zwłoki. Nieco zirytowany - nie lubił zostawiać rzeczy niedokończonych, a już zwłaszcza treningów - machnął ręką na Brooks i po wylądowaniu wyjaśnił jej, że muszą przerwać pałowanie, po czym udał się do Hampsona by dowiedzieć się co to za Bardzo Ważna Sprawa, przez którą musi zaniedbywać swoje nauczycielskie obowiązki.
/ztx2
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Jakoś wszystko się tak układało, że drogi jej i Maxa trochę się rozeszły. Nie, żeby kiedyś byli nierozłączni czy coś w tym stylu, ale jednak widywali się zdecydowanie częściej niż ostatnimi czasy, i to było w sumie smutne. Nawet bardzo, kiedy tak zaczęła o tym myśleć. Nie miała pojęcia, czym to było spowodowane, ale znowu minęła ładna chwilka od kiedy po raz ostatni się widzieli i oprócz docierających do niej plotek nie wiedziała, co słychać u Ślizgona. A plotkom nie wierzyła - dosłownie wpuszczała je jednym uchem, a wypuszczała drugim, bo choć niekiedy kryło się w nich ziarno prawdy, to wolała dowiedzieć się o nim z pewnego źródła. Brakowało jej wspólnych wypadów do Hogsmeade, żeby pobiegać (lub powrzucać ją do wody), wyścigów kalek... No ogólnie brakowało jej Solberga, bo na sam jego widok mordka zawsze jej się cieszyła. Dlatego też napisała do niego krótki liścik z zapytaniem, czy nie chciałby się spotkać nawet na chwilę, a otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, uśmiechnęła się szeroko do kawałka pergaminu. I tak ubrana ciepło - na ziemniaka! - wyszła z zamku i skierowała się w stronę błoni, w miejsce tak dobrze jej znane z treningów miotlarskich.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Relacja z Aleksandrą nie była jedyną, którą ostatnimi czasy zaniedbał i choć brakowało mu dziewczyny, nie potrafił przemóc się do wyciągnięcia ręki i zaproponowania spotkania. Nie był pewien ile puchonka wiedziała, ale podejrzewał, że cały bajzel nie umknął jej uwadze. Wspólne treningi zdecydowanie odpadały ze względu na letarg, w jaki Max popadł i gwałtowne osłabienie organizmu wynikające z braku jedzenia, snu i reszty chęci do czegokolwiek. Ucieszył się jednak, gdy dostał wiadomość od Oli i od razu odpisał, że chętnie się z nią zobaczy. Tradycyjnie zabrał ze sobą kawę, bo pogoda była niezbyt zachęcająca, ubrał się w ślizgońskie ubranko zimowe wraz z czapką i rękawiczkami i w ten sposób przyszykowany udał się na umówione miejsce. Już z daleka widział odznaczającą się na tle błoni rudą czuprynę, a na twarzy zagościł mu lekki uśmiech. - Cześć staruszko! Czym chcesz mnie dzisiaj wykończyć? - Przywitał się z nią, nachylając by dać jej na powitanie buziaka w policzek. - Wieki Cię nie widziałem i nie miałem okazji zapytać, jak Ci się podobał mój występ na halloween. - Zażartował na samym wstępie, dobrze pamiętając jak najebany podbił bal swoim wokalem. Miał z tego świetny puchar, który ponoć miał magiczną moc, ale jeszcze nie miał okazji tego wypróbować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Szczerze powiedziawszy - sama nie była pewna, ile tak naprawdę wiedziała o tym, co się działo z Solbergiem przez ostatni... długi czas. Od połowy listopada aż do świąt złapała jakiś cholerny dołek, przez który dosłownie zaszyła się w dormitorium i wychodziła z niego tylko na posiłki i lekcje. Docierały do niej różne rzeczy, jednak nawet nie miała sił się nad nimi zastanawiać; poza tym nie spotykała się ze znajomymi i starała się być jak najbardziej niewidzialna. Po prostu odcięła się od świata, na tyle, na ile tylko się dało. Ale wróciła w nowym roku, znów będąc promyczkiem słońca - a przynajmniej taką miała nadzieję. Mocno wyściskała Maxa, kiedy ten pojawił się na polanie. - Cześć starcze! Wiesz, myślałam o kilku kółkach dookoła zamku po tych ciut zamarzniętych dróżkach, nic takiego. To oczywiście na rozgrzewkę, później jeszcze nie wiem - powiedziała i zaśmiała się. Gdyby warunki atmosferyczne były trochę lepsze, to może faktycznie rozważyłaby porwanie Maxa na jakiś mały trening, żeby go wykończyć żeby choć na chwilę oderwać jego myśli od wszystkiego nieprzyjemnego, co mu tam krążyło po głowie, ale że było jak było, to szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Poza tym chciała z nim wreszcie pogadać, a bieganie raczej temu nie sprzyjało. - Daj spokój, nawet nie chcę myśleć, ile czasu minęło, chociaż to wspomnienie o Halloween chyba idealnie to pokazuje. Występ był genialny, masz talent jak mało kto. Nie myślałeś może, żeby pójść tą drogą? - spytała, szturchając go łokciem gdzieś w okolicy brzucha, bo wyżej nie sięgała, a i kurtka ograniczała jej ruchy. - Brakowało mi ciebie, wiesz? - wyrzuciła z siebie z cichym westchnieniem i ponownie go przytuliła, zupełnie jak małe dziecko, które po kilkudniowym wyjeździe bez rodziców w końcu do nich wróciło i nie mogło się nimi nacieszyć. I tak właśnie się czuła, bo naprawdę długo się nie widzieli, a Max był jednak dla niej jedną z ważniejszych osób.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać obydwoje nie mieli ostatnio zbyt łatwo. Max wiedział tyle, że puchonka spotyka się z jego kumplem z drużyny i że przegrali ostatni mecz, podczas którego kibicował na trybunach. Poza tym nie miał pojęcia praktycznie o niczym. Halloween wydawało mu się być tak odległe, jakby miało miejsce w zupełnie innym życiu. Bo poniekąd tak właśnie było. Wtedy jeszcze nikt nie był świadom, ile rzeczy może się nagle zawalić. Odwzajemnił uścisk Oli, czując jak humor nieco mu się poprawia. Ta dziewczyna zawsze roztaczała wokół siebie pozytywną aurę, a przynajmniej działała tak na niego. Dopiero teraz poczuł, że naprawdę brakowało mu kontaktu z nią. - Poczekaj tylko zadzwonię do szpitalnego i powiem, żeby pościelili mi łóżko. - Zażartował, choć był świadom że podobny wysiłek raczej mocno by go obecnie wykończył nawet, gdyby pogoda nie była tak zniechęcająca. Do tego bardzo dobrze pamiętał wciąż ostatnią i jedyną swoją próbę wrócenia do treningów, która skończyła się pięcioma bardzo bolesnymi tłuczkami i połamaniem barku. Zdecydowanie nie miał ochoty teraz tego powtarzać. - Mówisz, że kariera artystyczna stoi przede mną otworem? Może jak wybuchnie mi o jeden kociołek za dużo, to pomyślę. - Co prawda w muzyce radził sobie nieźle, ale nigdy nie myślał, by zrobić z tego coś, na czym będzie zarabiać. Raczej traktował to jako relaksujące hobby, któremu oddawał się w wolnej chwili. Choć ostatnio czasu miał wiele, ale po muzykę nie sięgnął ani razu. Westchnął cicho na tę myśl, zdając sobie sprawę z tego, jak wiele rzeczy porzucił w kąt, lecz zaraz się zreflektował, gdy Krawczyk po raz kolejny rzuciła się na niego. Musiał przyznać, że zrobiło mu się cieplej na sercu widząc taką reakcję dziewczyny. Nie wiedział, czego oczekiwał, ale na pewno nie tyle entuzjazmu z jej strony. - Już, już bo mnie udusisz. A jak nie Ty, to ktoś doniesie Willowi, że się obściskujemy na błoniach i dopiero będę mieć przerąbane. - Zażartował, choć poluźnił uścisk dopiero, gdy zrobiła to sama puchonka. Raczej nie obawiał się srogiego wpierdolu od ryżego, a nawet gdyby to potrafił się przed nim bronić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
- Od razu do szpitalnego, pff. Już bez przesady, oprócz zakwasów nic by ci się nie stało, nie jestem aż taka straszna - rzuciła, śmiejąc się przy tym pod nosem, bo sama wizja swojej osoby jako bezwględnego trenera była wręcz absurdalna. We wszystkim trzeba było znać umiar, ot co. W gruncie rzeczy nie mogła też zagwarantować, że wyszliby z tego cało, w sensie bez żadnych mniejszych obrażeń, bo warunki atmosferyczne były, jakie były i na to nie mogli nic poradzić. - No jasne! Jestem pewna, że bilety na twoje koncerty sprzedawałyby się błyskawicznie. Tylko nie zapomnij wtedy o swoich przyjaciołach ze szkolnych lat. I o osobie, która popchnęła cię na odpowiednią ścieżkę - powiedziała, ostatnią część dorzucając jakby mimochodem. W sumie spoko byłoby zobaczyć Solberga na większej scenie, na pewno byłoby to niesamowicie ciekawe. - A tak poza tym nie wierzę, żeby miał ci wybuchnąć jakikolwiek kociołek, jesteś za dobry w te klocki - dodała. Była to szczera prawda, nie musiała nawet jakoś specjalnie silić się na komplement. Zawsze podziwiała, z jaką łatwością chłopakowi przychodziło wytwarzanie eliksirów, podczas gdy ona nie potrafiła poradzić sobie z tymi najprostszymi. W jej przypadku 'wybuchnięce kociołka' nabierało zupełnie innego sensu i było całkiem prawdopodobne. Ale nie u Solberga. - Tak, już od razu obściskujemy. Chyba bym temu komuś zrobiła wykład z tego, co to znaczy - wymamrotała niezbyt wyraźnie i roześmiała się lekko, po chwili posłusznie się odsuwając. - Bo to przecież nie tak, że jesteś moim przyjacielem, którego nie widziałam... nawet nie wiem dokładnie ile, więc powiedzmy, że cholernie długo, to też prawda... No, więc przyjacielem, którego nie widziałam w chuj długo i wszelkie informacje o tym, co się z nim działo miałam od osób trzecich i na dobrą sprawę nie wiedziałam, czy są wiarygodne. Wylała z siebie potok słów, czując, że nagle zrobiło jej się po prostu lżej. Musiała to z siebie wyrzucić, rodziło w niej to jakąś taką wewnętrzną frustrację, której nagromadzenie nie byłoby dobre. Momentalnie zrobiła się poważniejsza, a nawet smutek zamigotał w jej oczach, że do takiej sytuacji w ogóle doszło. A może tak właśnie powinno być? - Na Merlina, zapytałabym teraz prosto z mostu co się z tobą przez ten czas działo, ale z drugiej strony... nie wiem, czy... ugh, beznadzieja - podsumowała z westchnieniem, nawet nie siląc się na dokończenie zdania. Po chwili schyliła się, żeby zgarnąć nędzną kupkę śniegu, uformować go w jako-taką kulkę i rzucić w Maksa. Ale stała przy tym jak kołek. Dla osoby trzeciej mogło to wyglądać zabawnie, ale chyba tylko dla niej. Sama Krawczyk nie wiedziała, jak się zachować. Kotłowało się w niej zbyt wiele emocji i zbyt wiele myśli.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie wyobrażał sobie Krawczyk w roli bezwzględnego kata, torturującego podopiecznych morderczymi treningami. Jednak od czego był humor? Max w duchu obiecał sobie, że jak tylko odzyska siły na pewno będzie ją molestował o jakieś wspólne bieganie. W końcu w dobrym towarzystwie treningi były dużo przyjemniejsze. - A co, liczysz na darmowe bilety i plakat z moją mordą? - Zaśmiał się na samo wyobrażenie podobnej sytuacji. Co jak co, ale wsparcia od Oli to wiedział, że mu nie zabraknie. - Oj, jakbym zliczył ile już podobnych wypadków miałem.... Trzeba się poświęcić, żeby móc was zadręczać potem na LabMedzie. - Niezbyt przejmował się urazami podczas warzenia eliksirów, choć niektóre były naprawdę nieprzyjemne. Jednak uważał to za potrzebną drogę do samodoskonalenia się. Przecież gdyby nie liczne eksperymenty na pewno nie miałby teraz takiej wiedzy z tego zakresu, jaką dysponował. Choć prawdą było, że wciąż czuł jak wiele ma do nauczenia się w temacie. -Oho! Nie wiem, czy chciałbym mieć do czynienia z panią profesor Krawczyk. - Dał jej lekkiego kuksańca w bok. Co prawda nie dostał jeszcze nigdy porządnego opierdolu od dziewczyny, ale miał wrażenie, że jak już ktoś zajdzie jej za skórę, to potrafi stanąć w swojej obronie. -Mieliby problem, czy oceniać sytuację po Twojej reputacji, czy po mojej. Chociaż patrząc po tym ile razy próbowałem utopić Cię w jeziorze, to chyba nikt nie pomyśli, że się kochamy. - Zdecydowanie nie potrafił być przy tym rudym skrzacie poważny. Przynajmniej tak mu się wydawało dopóki nie zaczęła wypowiadać kolejnych słów i mina Maxa nieco nie zrzedła. - Nie wiesz, czy chcę o tym mówisz, czy nie wiesz czy chcesz o tym wiedzieć? Od razu odpowiem, że obydwie opcje są tak samo prawdopodobne. - Uchylił się przed lecącą w jego stronę śnieżką. To zdecydowanie musiało wyglądać komicznie. Nie wiedział, jak ugryźć to wszystko, więc wyjął różdżkę i zaczął machać nią na wszystkie strony, aż nie pojawiło się przed nimi skromne igloo. Szybko ocieplił je zaklęciami, po czym spojrzał na Olę. - Zapraszam na salony. - Uśmiechnął się, przepuszczając dziewczynę pierwszą do przytulnego wnętrza, po czym wyczarował między nimi niebieskie płomyki, dające światło i ciepło. - Nie wiem, co dokładnie słyszałaś, ale trochę prawdy w tych plotkach jest. Więc jeśli chcesz to pytaj, jeśli nie... No cóż, ja też nie wiem co się z Tobą działo przez ten czas. - Dawno nie mieli okazji po prostu pogadać, a taka zawsze wydawała się być przydatna. Nie chciał jednak by męczyli się i marzli na zewnątrz, a poza tym jeżeli Ola faktycznie chciałaby go o coś zapytać, potrzebował bardziej prywatnej atmosfery.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Na jego pytanie z udawanym zdziwieniem uniosła brwi. Jak to? Przecież ona nie musiałaby liczyć na bilety czy plakaty z twarzą Solberga - ona miałaby to zagwarantowane! - A i tak bym ich nie miała? - zapytała, robiąc przy tym niewinną buźkę, chociaż w zasadzie ciężko to tak naprawdę było wziąć za pytanie. Odpowiedzi w każdym razie nie potrzebowała, bo była ona oczywista (przynajmniej dla niej). - Podziwiam, że się nie zniechęcasz. Ja już dawno się poddałam, w sensie próbuję niby cały czas, ale bez większych skutków i pogodziłam się z tym, że co bym nie zrobiła, to raczej się to nie zmieni. Ale uwielbiam chodzić na LabMed, nawet jak mamy bawić się eliksirami. Nie mam pojęcia, skąd bierzesz pomysły na te zajęcia - powiedziała ze szczerym podziwem, bo sama była niemal pewna, że nie wykazałaby się w tej kwestii nawet w połowie taką kreatywnością. Jeśli o to chodziło to Krawczyk niestety nie posiadała dużych jej pokładów. - Że co, że niby byłabym taka zła? No dzięki - zaśmiała się, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Ale niee, profesor Krawczyk... aż jakoś tak źle brzmi. To się nigdy nie wydarzy - zapowiedziała, bo chociaż przyszłości przewidzieć nie potrafiła, to jednak chciała obrać zupełnie inną ścieżkę i nie obejmowała ona edukowania młodzieży, wręcz była od niej daleka. Wywróciła jedynie oczami na wzmiankę o topieniu w jeziorze. Była to kolejna rzecz, w której wzrost zdecydowanie działał na jej niekorzyść i nic nie mogła na to poradzić. Doskonale pamiętała, jak jeszcze w kwietniu Solberg wrzucił ją znienacka do jakiegoś stawu na obrzeżach Hogsmeade, a sama odegrać się w ten sposób niestety nie mogła. Gdzie ona, lekko ponad metrsześćdziesiąt podniosłaby chłopa mierzącego prawie dwa metry? Widziała, jak spoważniał. Długo się zastanawiała czy w ogóle powinna poruszać ten temat, bo nie wiedziała... no nie wiedziała, co to dokładnie może oznaczać. Jak Max zareaguje. Było to dla niej strasznie trudne i w momencie, kiedy chłopakowi zrzedła mina, chciała się wycofać, wymazać ten moment i sprawić, aby oboje o tym zapomnieli i dalej gadali jak gdyby nigdy nic. Ale takich umiejętności nie miała. - Chyba bardziej nie wiem, czy chcesz o tym mówić - przyznała cicho oraz bardzo niepewnie i przygryzła od środka prawy policzek. Nieobecnym wzrokiem obserwowała poczynania Ślizgona, których efektem było zgrabne igloo i z opóźnieniem zareagowała na jego zaproszenie do środka. - Ja... - zaczęła i od razu się zająknęła, nie wiedząc, co dokładnie chce powiedzieć. Gwałtownie wypuściła powietrze ustami. - Nie powinnam chyba była pytać, mój błąd, przepraszam - wyrzuciła z siebie, ale to nie było jeszcze wszystko i czuła, że dopiero się rozkręca, ale nie tak jakby chciała. - A ze mną? Hm, ze mną nie działo się nic ciekawego, właściwie to dosłownie nic się ze mną nie działo. Od połowy listopada funkcjonowałam, bo musiałam i nic poza tym. Nie wiem, czy to jakaś jesienno-zimowa chandra czy co i szczerze to nie ma to już dla mnie większego znaczenia, bo na szczęście jest lepiej. Ale no można powiedzieć że byłam ciałem pozbawionym duszy, jak jakaś wypchana kukiełka i- i trochę zakopałam się przez to w dormitorium, z nikim nie spotykałam, żyłam trochę jakby w innym świecie. Najprościej ujmując - wpadłam po prostu w dołek - odpowiedziała, nawet nie orientując się, że teraz również wpadła, tyle że w głupią paplaninę. I tak jak wylała z siebie potok słów, tak po tym zamilkła, bo nie wiedziała, o co powinna go spytać. To było trudne, i to bardzo. Nie potrafiła go spytać tak wprost, to wydawało jej się po prostu nie na miejscu. - Ale... Czyli zakazany las... To... Tak? Brawo, Krawczyk. Cofnęłaś się właśnie do czasów przedszkolaka nieumiejącego sklecić zdania.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywistym by było, że wysłałby jej WSZYSTKIE gadżety ze swoim ryjem. Głównie po to by zobaczyć, jak w nich tonie. Ale ten scenariusz przynajmniej chwilowo wydawał się być daleki od możliwego, więc mogli sobie tylko gdybać i żartować. -Słyszałem, że Felek bardzo dobrze sobie tam radzi. Nie pozabijał was tam? - Zaśmiał się lekko, bo znał puchona, ale też domyślał się, że jako nauczyciel będzie zachowywał się raczej bardziej przyzwoicie. Do tego miał już okazję widzieć, jak sprawdza się w tej roli podczas poszukiwania manekinów po wiosce. -Zdradzę Ci sekret. Przynoszę na kółko to nad czym aktualnie pracuję. - Puścił jej oczko poszerzając uśmiech. Taka była jednak prawda. Wiele rzeczy na zajęcia brał z tych, które aktualnie zajmowały jego myśli i albo chciał się nimi podzielić albo potrzebował darmowej sił roboczej, która pomoże mu znaleźć kilka odpowiedzi. -Nie wiem, nigdy aż tak Ci chyba nie nadepnąłem na odcisk. I nie zamierzam! - Podniósł ręce w obronnym geście, jakby chcąc się uchronić przed ewentualnym atakiem, chociaż wiedział, że w razie wypadku wystarczyło Olę podnieść z ziemi. Jego ulubiona zagrywka względem puchonki działała za każdym razem. Nie miał Oli za złe, że jest ciekawa tego wszystkiego. Sam pewnie chciałby wiedzieć, czy te plotki są prawdą, czy też nie. Niestety jednak to nie on był tutaj stroną, która miała wyciągać pomocną dłoń, a tą która powinna ją przyjąć, co zdecydowanie ciężej przychodziło Maxowi. Kiwnął słabo głową, nie odpowiadając na wyznanie. Zajął się śnieżną budowlą, by kupić sobie trochę czasu. Potrzebował pomyśleć i samemu zrozumieć czy chce to wszystko znowu przeżywać. Gdy znaleźli się w środku puchonka ponownie zaczęła mówić. -Weź... - Pokręcił lekko głową na jej przeprosiny. Nie brał tego do siebie, a przynajmniej starał się nie pokazywać z zewnątrz, że tak naprawdę wciąż jeszcze ma problem z codziennym funkcjonowaniem. Zamiast jednak zabrać głos, uważnie słuchał, co Ola miała mu do powiedzenia. Z tego, co mówiła też nie miała najlepszych ostatnich tygodni. -Aż tak było kiepsko? Szkoda, że nie zajrzałaś do kuchni, podzieliłbym się ciepłym kakao na poprawę humoru. - Naprawdę zmartwił się słysząc, że dziewczyna wpadła w swoistego doła. Chciał jej pomóc, jednocześnie wiedząc że sam nie potrafi nic zdziałać. -Samo minęło czy... Czy znalazłaś jakiś sposób? - Zapytał trochę niepewnie. Nie wiedział, czy powinien pytać, czy też nie, ale ufał, że jeżeli Ola nie będzie chciała mówić to po prostu to oznajmi. -Tak. Ja, Boyd i pustnik, który spierdolił gdzieś z.... - Mimo, że starał się lekko o tym opowiedzieć, nie był w stanie tym samym tonem dokończyć zdania. Odchrząknął lekko czując, jak nagle zaschło mu w gardle. Nie miał jednak zamiaru lizać śniegu dla poprawy swojej sytuacji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
- Jak widać jeszcze mu się to nie udało - odpowiedziała, unosząc przy tym ręce trochę do góry, jakby tym samym chciała mu niewerbalnie przekazać 'Hej, stoję tu cała i zdrowa i z tobą rozmawiam!'. - Ale w takim razie będę się mieć na baczności, tak na wszelki wypadek - dodała i również delikatnie się uśmiechnęła. Żarty żartami, ale szczerze wątpiła, aby pod skrzydłami Maxa czy Felka eliksiro-uzdrowicielskim świrom miało się coś stać, bo co jak co, ale na tych przedmiotach to znali się oni znakomicie. Sekret Ślizgona przyjęła z krótkim 'och', już nie rozwijając bardziej tego tematu, chociaż musiała przyznać, że było to całkiem mądre, tak biorąc pod uwagę różne rzeczy. - No jeszcze ci się to nie zdarzyło i mam nadzieję, że tak zostanie. Chociaż tobie raczej i tak nic by nie groziło. Prędzej to ja bym się przez to tak czy siak władowała w tarapaty, o ironio - parsknęła rozbawiona nie tylko kierunkiem rozmowy, ale także obronnym gestem chłopaka. Nawet gdyby chciała, to nie byłaby w stanie nic mu zrobić, chyba że za pomocą magii, ale do takich czynów raczej się nie posuwała. Poza tym była beznadziejna w zaklęcia i efekt mógłby być odwrotny do zamierzonego - już nie raz jej się to zdarzyło. I może właśnie teraz był jeden z tych momentów, gdzie źle rzucony czar mógłby w jakiś sposób uratować sytuację? Szkoda, że nie miała pewności, czy to by się udało, ale naprawdę marzyła, aby spotkanie na powrót stało się pogodne. Pretensje o inny jego przebieg mogła mieć wyłącznie do siebie. Czuła się rozdarta między 'tak, brnij dalej' a 'nie, zostaw to w spokoju' i nadal mogła się wycofać, chociaż już i tak poruszyła te najgorsze tematy. - W sensie... - westchnęła, niemrawo się uśmiechając do Maxa na jego słowa o kakao, które ociepliły nieco jej serduszko. - Nie ukrywam, że nie było najlepiej. Mam wrażenie, że nawał obowiązków też miał na to wpływ, ba, niemal na pewno tak było, ale trochę, powiedzmy, odpoczęłam i jakoś przeszło. No - wyjaśniła dość wolno, z zawieszonym gdzieś na ścianie igloo wzrokiem, jakby trochę nieobecnym. Duchem jednak była cały czas na ziemi, boleśnie przytomna. - Ale dzięki, przynajmniej wiem, gdzie następnym razem przyjść jak trafią mi się takie... gorsze dni - dodała nieco pogodniej i przeniosła spojrzenie na chłopaka. - Jestem animal lover i w ogóle, ale trzymanie takich stworzeń w zakazanym lesie, na terenie szkoły, w ogóle nie powinno mieć miejsca. Przecież uczniowie mimo wszystko i tak tam chodzą i... w większości przypadków nie kończy się to... dobrze - powiedziała, stopniowo podświadomie ściszając głos aż na końcu wręcz można by uznać, że szeptała. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach, na co się wzdrygnęła i objęła ramionami, chociaż zimno to jej akurat nie było. - Ale co was, do cholery, podkusiło, żeby tam iść?! Przecież mogliście zginąć. Zginąć. Obaj - podkreśliła ostatnie dwa słowa, zapewne totalnie niepotrzebnie, bo musieli sobie z tego zdawać sprawę. W głowie głosik krzyczał jej 'przestań, zamknij się wreszcie', ale... - Biorąc to pod uwagę naprawdę mieliście szczęście, że skończyło się tak, jak się skończyło. Cieszę się, nawet nie masz pojęcia jak bardzo, że jesteście nadal tutaj, a nie tu. - To mówiąc, lekko tupnęła - przekaz był chyba jednoznaczny. - Ale jednocześnie mam ochotę cię udusić. I siebie w tej chwili też - westchnęła przeciągle, nagle jakby kurcząc się w sobie i stając się przez to jeszcze drobniejszą niż normalnie. Rozmowa potrafiła być męcząca, nikt nie wmówi jej, że nie.