Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Aaron zobaczył niedaleko gryfona, którego znał tylko zwidzenia. Kiwnął mu na przywitanie, po czym znów spojrzał na puchonkę. Kiedy dziewczyna się odwróciła krukon zauważył, że puchonka ma niepowtarzalnie złociste oczy. Takie miodowe..piwne..bardzo piękne. Aaron zawsze patrzył na oczy dziewczyny z którą zaczynał rozmowę. Tak samo było z Kim, jednakże ona miała oczy koloru czekolady. Wyjątkowe...podobnie jak oczy Blaise. Ona miała je koloru morskiego, który mieszał się z lazurowym, a także tulił do siebie kolor lapis- lazuli. - Zgadza się. Widząc taką pogodę, było by grzechem z niej nie skorzystać, zwłaszcza, że ostatnio krążą nad nami deszczowe chmury. - Aaron cieszył się że świeci słońce, jednak nie pogardzał deszczem. Wiedział, że wracając do Hiszpanii na wakacje nie będzie miał okazji spotkać deszczu, a już na pewno nie takiego jak tu. Tam z ledwością jest mokra ziemia, nie to co tutaj. - Nigdy nie miałem okazji się przedstawić. Jestem Aaron Wallner - krukon uśmiechnął się przyjaźnie, po czym podał dziewczynie rękę w powitalnym geście.
Megan zauważyła, że chłopak przyglądał się jej oczom. Racja Meg miała oczy niesamowitego koloru, które często się nie spotyka. Jego także były piękne. Niczym szmaragdy z dodatkiem głębokiej zieleni... zieleni Veronese'a. Jego koszulka khaki idealnie pasowała mu do tęczówek. Puchonka słysząc imię krukona uśmiechnęła się przyjaźnie. - Miło mi cię poznać, jestem Megan Hewson . O ile się nie mylę to z tobą rzucałam się kulkami z kurzu. - Na wspomnienie o małej bitwie oczy puchonki nieco błysnęły młodzieńczą radością.
- Zgadza się, to właśnie ja. - Aaron zaczął się głośno śmiać. Nie było co, chociaż o ile pamiętał bitwa była krótka ale warta zapamiętania. Kulki z kurzu? To było dopiero coś. - Trzeba będzie ją powtórzyć. Może teraz kulki nie będą z kurzu ale .... - Krukon się rozglądnął. Było tu mnóstwo trawy i kwiatów, rzecz jasna byli na łące. Można było tu także dostrzec ściółke leśną i małą kałuże. Kule z błota? Aaron spojrzał na Meggie. Nie, szkoda by było takiej sukienki.
Megan słysząc śmiech Aarona uśmiechnęła się szeroko, po czym urwała kwiat lawendy, który rosną koło jej nogi. Słysząc o pomyśle krukona spojrzała na niego jeszcze z większym uśmiechem. - A wiesz, że to nie jest głupi pomysł...tylko - Megan spojrzała na tą samą kałuże, co przed chwilką Aaron - kulki z błota? Hmn...mogłam coś innego założyć, ale skąd mogłam wiedzieć, że spotkam ciebie.
Aaron spojrzał na puchonkę swymi zielonymi oczami niezmiernie się jej przyglądając. Sukienka w kolorze chabrowy, rozwiane włosy do tego ten kwiat lawendy, który trzymała jak coś naprawdę wartościowego. Dziewczyna sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej osoby, miała w sobie taką delikatność i radość. - Hmn.. w takim razie Megan będziemy musieli przełożyć naszą bitwę na inny dzień, ale nie myśl, że się z niej wywiniesz.. - rzekł siadając na trawie z łobuzerskim uśmiechem.
Wyszła na błonia, rozkoszując się delikatnymi muśnięciami wiatru, który drażnił jej bladą skórę. Nie wiedziała czemu, ale czuła, że musi znaleźć się na polanie, dlatego też udała się w jej stronę. Z dala ujrzała sylwetkę znajomej jej puchonki, oraz jakiegoś chłopaka, więc postanowiła nie podchodzić za blisko, żeby im nie przeszkadzać. Nie należała do osób, które wtrącają się w czyjeś rozmowy, dlatego też z chęcią pooglądała ich sobie z dala i mogła nawet powiedzieć, że do siebie pasują, bo oboje jakoś tak uśmiechali się do siebie szeroko. Wiadomo, że nie był to konkretny powód, ale Christy miała takich parę. Odgarnęła w tył kosmki włosów, które wpadały jej uparcie do oczu i położyła w trawie, przymykając powieki.
Zakładasz, że się boję? O nie mój drogi bitwa będzie tylko musimy znaleźć jakąś amunicję. - Megan nie została chłopakowi dłużna i także posłała mu łobuzerski uśmiech, po czym rozglądnęła się po polanie. " Czy mnie oczy mylą?". - Christine?...- puchonka spojrzała przepraszająco na chłopaka. - Za chwilkę wrócę, muszę tylko się z kimś przywitać. Meggie nie mogła uwierzyć. - Christine! - dziewczyna uściskała ją na powitanie - Gdzieś ty się dziewczyno podziewała? Całe wieki cię nie widziałam!
Chłopak zaśmiał się gardłowo. Ta dziewczyna jest naprawdę sympatyczna. Aaron nagle zauważył czyjąś postać, była to, o ile go wzrok nie mylił, dziewczyna. Miał wrażenie, że ją znał, ale chyba tylko zwidzenia. Aaron widząc, że Megan go na chwilę zostawiła wstał powoli i przyglądnął się całe sytuacji. Dziewczyny najwyraźniej musiały być przyjaciółkami. Chłopak uśmiechnął się do ...Christine. Teraz już znał imię nowo przybyłej puchonki dzięki Megan.
Christine zauważyła, że jak na puchonkę była strasznie energiczna i nigdy nie widziała, jak Megan chodzi ze spuszczoną głową w dół. Uniosła swoją głowę w górę i popatrzyła na nią z szerokim uśmiechem, obejmując ją. - Tu i tam - powiedziała kiwając się na boki razem z Meg w objęciach - o to samo mogłabym zapytać Ciebie. Mówiąc to puściła przyjaciółkę i położyła ręce na biodrach, czekając na wyjaśnienia z jej strony. Wydawało jej się, że ciągle mijały się w murach zamku, bo w końcu nie był on taki mały ! Zerknęła kątem oka na krukona, który wydał się jej całkiem przystojny. Ostatnio nie myślała o nikim innym tylko o chłopaku właśnie z tego domu za którego miała wyjść za mąż. Jeszcze nie mówiła o tym Megan, bo czekała na odpowiedni moment. Odwzajemniła lekko uśmiech i wbiła wzrok w ziemię.
Megan nie mogła przestać się cieszyć. - Hmn...gdzie ja była? Tu i tam. - Zacytowała z szerokim uśmiechem słowa Christine. Ostatnim razem widziały się w kuchni, a potem...jej przyjaciółka przepadła jak kamień w wodę. No i rzecz jasna widziały także się na imprezie, później wszystko Megan miała wszystko zamazana, jakby był to tylko jej sen. Przez cały ten czas Meggie poznawała nowych ludzi, miała na myśli rzecz jasna krukona z którym przed chwilą prowadziła konwersacje na temat bitwy. Puchonka zauważyła, że Christne spogląda na Aarona. - Chdź moja droga, przedstawię cię. - Meg wzięła przyjaciółkę pod rękę i udały się razem w stronę samotnego krukona.
Dała pociągnąć się za rękę w stronę kurkona, chociaż nie bardzo chętnie patrzyła na to wszystko. - Nie będę wam przeszkadzać ? - spytała, bo właśnie o to jej chodziło. Podążała wzrokiem za ich stopami, które wręcz zdawały się rwać od ziemi, żeby jak najszybciej podejść do krukona. Gdy już znalazły się koło niego, Christine zakłopotana popatrzyła na przyjaciółkę i ponagliła ją dłonią, bo sytuacja nie była za ciekawa na tą chwilę.
- Oczywiście, że nie będziesz nam przeszkadzać - Megan posłała przyjaciółce ciepły uśmiech, a widząc jej zakłopotanie uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Nie bój się, on nie gryzie. Dziewczyną nie wiele zajęło dotarcie do krukona. Megan widząc, że chłopak już stoi i uśmiecha się przyjaźnie poczuła w sercu dziwne ciepło. - Aaron poznaj moją przyjaciółkę Christine. Christine poznaj człowieka z którym toczyła bitwę na kulki z kurzu, Aarona. - Megan zaśmiała się serdecznie, po czym spojrzała na ich dwójkę.
Aaron wyczuł wahanie puchonki, a słysząc słowa Meg na temat tego, że nie gryzie zaśmiał się po cichu. - Nie masz czego się bać Christine, jak już to ujęła Megan, ja nie gryzę. - Aaron uśmiechnął się do oby dwóch dziewczyn, po czym podał puchoncę rękę w geście powitalnym - Miło mi cię poznać. Czyli mam zaszczyt poznać przyjaciółkę Meggie.
Szła przez łąkę w czerwonych trampkach, miała na sobie beżową sukienkę, w którą dął wiatr. W kieszeni miała cisową różdżkę, a na ramieniu wisiała bordowa torba, pękająca w szwach od książek. Rozłożyła się na polanie, sięgając do torby i wyciągnęła z niej stare, niegrube tomisko i zabrała się do czytania, zapominając o bożym świecie.
Gdy słońce świeciło, zwykle wychodził na dwór. Tak było i tym razem. Szedł tak z książką pod pachą, a jego skóra chwytała promyki słońca. Wtem spostrzegł niewielką istotkę ginącą w wysokich trawach. Zbliżył się do niej i mógł już powiedzieć, że to dziewczyna, zapewne z Ravenclawu, widział jak rozmawia z Krukonkami. - Mogę? - zapytał głośno, widząc że ta jest zaczytana. Przysiadł niedaleko niej i otworzył swą lekturę. A była ona o Astronomii, o ulubionym przedmiocie Luke'a.
Dziewczyna odwróciła głowę, słysząc pytanie chłopaka. Uśmiechnęła się i przytaknęła. Chłopak ów był Gryfonem, była tego pewna, bo znała go już z widzenia. Nazywał się chyba Luke, ale nie była pewna. Postanowiła to sprawdzić. - Em, Luke? - zagadnęła, odrywając wzrok od książki.
- Tak, jestem Luke. - z tymi słowami uśmiechnął się szeroko. Podrapał się niezręcznie po głowie, niestety nie znając imienia dziewczyny. - Niestety, ja twojego imienia nie znam... Możesz mi je zdradzić? - spytał niepewnie.
Błądziła we własnych myślach nawet nie wiedząc o tym, iż swoimi krokami zabija coraz to nowsze, maciupeńkie stworzonka. Cóż, nawet jakby zdawała sobie z tego sprawę zabijałaby bez wahania. W końcu taka była jej natura i niestety, na nieszczęście wielu osobników w jej pobliżu, mogłoby się to skończyć źle. Nienawidziła jaskrawych dni budzących cały świat do życia. Wolała kiedy padał deszcz, albo przynajmniej było zimno. W pewnym momencie dosłyszała jakieś głosy, a z jej ciekawością nie było granic. Mogła i nawet nachalnie podejść i spytać się o coś prywatnego. Nie zwracałaby wtedy uwagi na komentarze innych. Spojrzała w stronę, z której dobiegały owe odgłosy. Ujrzała dwoje osobników, a raczej chłopaka i dziewczynę. Obojga nie znała, jednak zamierzała to nieco zmienić. Potrafiła kłamać, więc w tym wypadku postanowiła udawać uroczą i słuchającą tatusia dziewczynkę. Jej nogi, jakby na zawołanie zaczęły kroczyć w ich kierunku.
Na widok nowej dziewczyny westchnął znudzony. Boże, żadnej prywatności. Tu nawet o samotności czasem trudno pomarzyć. A ta? Co to za jedna?! Jakbym ją skądś kojarzył... błądził w myślach Luke. I pomyśleć, że przed chwilą zastanawiał się co tu tak cicho. I wtem go olśniło. - Lily! Tak, Lily! Słyszałem w rozmowach, jak ktoś wciąż i wciąż mówił do ciebie Lily! - Luke'owi zdawało się, że odkrył nową Amerykę. - Nie mów, że nie masz tak na imię, hę?
- No mam - Lily uśmiechnęła się, słysząc euforię Gryfona. Zobaczyła kroczącą w ich stronę ślizgonką. Nie kojarzyła jej za bardzo, ale była z nią w klasie i nie przepadała z nią. Westchnęła i odwróciła się z powrotem do Luke(a). - Co czytasz? - zajrzała mu teatralnie przez ramię, do książki.
Gdy tylko spostrzegł jak dziecinnie się zachował (przecież miał już wkrótce mieć 18 lat!), oblał się rumieńcem i odchrząknął nerwowo. Nigdy nie zdarzało mu się tak zachowywać. - "Miłość do Astronomii" jedna z moich ulubionych książek. Możesz więc wnioskować z tego, że mój ulubiony przedmiot to Astronomia. - dodał. - A ty? Co czytasz? Przechylił się lekko do tyłu i zerknął pytająco na Lily. Może znalazł się wreszcie ktoś, kto tak jak ja, podziela hobby czytania książek. Może nie jestem molem książkowym, ale zdecydowanie uwielbiam tak spędzać czas...
*1 osoba* Speszył się lekko, pod wpływem mojego śmiechu. Wysłuchałam jego wypowiedzi. - Astronomia? Też lubię, ale odbywa się w nie tych godzinach, co trzeba - wcięłam mu się w zdanie. - To jest... - powiedziałam, odpowiadając na jego pytanie i spojrzałam na okładkę książki. - "300 najbardziej magicznych miejsc na ziemi", dostałam na urodziny i dopiero teraz się za to zabrałam. Jakoś wcześniej czytałam inne książki, wyleciało mi z głowy i... no, ale czytam i nawet ciekawe jest - uśmiechnęła się uroczo.
- Ech. - westchnął cicho. Nikt nie lubi Astronomii... Co jest z nią nie tak? Kosmos, gwiazdy to wszystko jest takie piękne i niesamowite. Takie, magiczne...! pomyślał. - "300 najbardziej Magicznych Miejsc na Ziemi" ... - powtórzył jak echo. - Brzmi ciekawie. Podaj jedno z magicznych miejsc na ziemi. - odparł i poczekał na jej reakcję. W międzyczasie na jego twarz wstąpił łobuzerski uśmieszek, który dość rzadko gościł na jego facjacie.
- No czemu wzdychasz? - spytała. - Naprawdę lubię astronomię, ale serio nie mogę wtedy chodzić... - Dlaczego jej nie wierzył? Czemu niby jej nie wierzył? Może już się przyzwyczaił, że nikt nie lubi astronomii... - pomyślała. - Hmm, no dobrze - uśmiechnęła się na jego pytanie. - Hogsmeade. Jest to prawdopodobnie jedyna wioska zamieszkana w całości przez czarodziejów. Cóż... może coś innego - zaczęła wertować kartki książki.
- Bo wszyscy już narzekają na Astronomię, a przecież to piękna dziedzina! - wypuścił z siebie wszystkie skryte wcześniej emocje. - Mówisz... że lubisz? - zdziwił się, ale zaraz szeroko uśmiechnął. - Jakbym skądś znał tą nazwę... - udał zamyślenie, po czym głośno wybuchnął śmiechem. - Poszukaj, może znajdzie się coś interesującego?
- No cóż... - zaczęła wertować kartki - Nurmengrad - przeczytała nagłówek i zamknęła książkę. Przekręciła się na plecy i patrząc w niebo, zaczęła opowiadać: - To drugie pod względem wielkości więzienie czarodziejów. Zostało wybudowane przez jednego z największych czarnoksiężników, Gillerta Grinewalda. Nad wejściem widnieje napis "Dla Większego Dobra". Było to hasło przewodnie, można powiedzieć motto Grinewalda. Więził on w nim swoich przeciwników, a po przegranej bitwie z Dumbledorem, sam został w nim zamknięty. Więzienie ostało się do dziś. Są w nim mniej groźni przestępcy, lecz jest w równym stopniu magiczne, jak Azkaban, jeśli nie bardziej, ponieważ zostało zbudowane z czarnej maggi, która wciąż drzemie w jego korzeniach... - zakończyła tajemniczo. Odwróciła głowę do Luke'a i uśmiechnęła się. - Nie zanudzam? - spytała.