Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami. Na oknie stał jeden zwykły kwiat, którego można często spotkać w domach mugoli. Światła w sali prawie nie było i sprawiała ona wrażenie bardzo ponurej i zimnej. Gdyby nie ławki, można by było pomyśleć, że robi ona za kostnicę.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Starożytne runy
Wchodzisz do Klasy Starożytnych Run, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Starożytne Runy. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Howard Forester oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Tecquala. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Wypisz i opisz symbole związane z runą Algiz (łoś, łapy łabędzia, człowiek stojący na ziemii z wyciągniętymi w górę ramionami). 2 – Wypisz runy znajdujące się w kręgu Ognia (Kenaz, Fehu, Thurisaz, Sowilo, Gebo). 3 – Wymień kręgi energetyczne, do których należą runy (wody, powietrza, ziemi, ducha). 4 – Jakie rośliny symbolizuje Thurisaz? (nasturcja, rojnik) 5 – Która z run jest związana z grecką Temidą? Wytłumacz, w jaki sposób jest powiązana (Ehwaz). 6 – Opisz znaczenie runy Mannaz oraz przyporządkuj, do jakiego kręgu energetycznego należy.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Narysuj i nazwij runy, energetycznie należące do Ziemi (Uruz, Iwaz, Berkano, Ingwaz, Odala). 2 – Podaj znaczenie trójki run: Algiz, Ingwaz, Raido. 3 – Narysuj runę, której symbolem jest orzeł i rubin (sowelo). 4 – Opisz, jak Runa Perdo wpływa na zdrowie człowieka (wzmacnia witalność, pobudza do pracy układ immunologiczny, dodaje sił i energii życiowej, pomaga walczyć z nałogami). 5 – Przypisz poszczególnym surowcom (kamień księżycowy, koral, hematyt) runy, które symbolizują. 6 – Narysuj wszystkie runy, które są nieodwracalne (Gebo, Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Ehwaz, Sowelo, Ingwaz, Dagaz.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Lena weszla dziś do klasy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Chciała dowiedzieć się czy wszyscy uczniowie odrobili zadaną prace i czy wszystkie trafią dziś do jej rąk. Weszła spokojnie, nie śpieszyła się. No, bo niby po co? Usiadął jak zawsze przy swoim biurku. Może i było stare, ale prawdopodobnie miało jakąś ciekawą historię na swoim koncie. Kobieta zbarbiła się lekko, a jej długie wlosy opadły na twarz. Chwila skupienia i jedna myśl: co dzisiaj zaproponuje uczniom na zajęciach?
Sol naprawdę cieszyła się na powrót do zajęć, dlatego nawet do zbliżających się run podeszła z entuzjazmem. Zdążyła się stęsknić za szkołą, może nie nauką samą w sobie, ale z pewnością za Hogwartem i ludźmi tutaj. Ferie spędziła w domu, a właściwie głównie w kawiarni wyrabiając tyle godzin, jakby miała nadrobić cały rok nieobecność. Nie narzekała, zależało jej, żeby jej mama trochę odpoczęła, teraz naprawdę miała niewiele pomocy na miejscu. Wróciła z tych wakacji trochę zmęczona, ale pełna chęci do działania w szkole. Jak to bywało na początku, miała sporo motywacji, dlatego wstała na długo przed zajęciami, poszła pobiegać przed porannym prysznicem, a potem nawet wykonała pełny makijaż, nie oszczędzając czasu na żadnej czynności. Zależało jej, żeby wyglądać jak najlepiej na pierwszych zajęciach po przerwie. Zjawiła się na miejscu punktualnie, jednak nie na tyle szybko, żeby spodziewać się takiego widoku - pustej sali. Zawahała się, czy w takim razie warto wchodzić do środka. Co jeśli nikt się nie zjawi? Nie była pewna, czy jest gotowa psychicznie na indywidualną lekcję z Edgarem. Choćby chciała się wycofać, stała już na progu, a nauczyciel pewnie ją dostrzegł. W tej chwili ucieczka byłaby wyjątkowo nie na miejscu, dlatego żywym krokiem wmaszerowała do sali i uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny. - Dzień dobry - przywitała się i rozejrzała się, zastanawiając gdzie usiąść. Cóż, wybór miała spory, jednak w tych okolicznościach nie wypadało siadać na samym końcu. Z drugiej strony pierwsza ławka akurat na tym przedmiocie nie była chyba najlepszym zagraniem, dlatego zajęła bezpieczne miejsce w trzeciej ławce przy ścianie. Pozostało się modlić, że ktoś jeszcze przyjdzie.
Trzeba przyznać, że Nessa w pełni wykorzystała ferie i czas na wolny na względne zebranie się do kupy. Słowa wypowiedziane przez jednego z nauczycieli, a także Corteza czy Blaith sprawiły, że wiele rzeczy w głowie miała do ułożenia. Najważniejsze jednak było pytanie: czy naprawdę chciała aż tak się pogrążyć i zaprzepaścić lata ciężkiej pracy na swoją nieskazitelną opinię i przyzwoite oceny? Przez jedno załamanie oraz problemy związane bardziej z naturą towarzyską czy egzystencjalną, nie było sensu tego marnować. Nie zamierzała jednak żyć w opasłych księgach, nie przesypiać nocy przez wypracowania. Musiała znaleźć sposób, aby to zrównoważyć. I z takim właśnie zamiarem wiązała pod szyją krawat, a następnie przypięła do piersi odznakę prefekta Slytherinu. Wygładziła dłońmi mundurek, przeczesała kosmyki miedzianych włosów, a następnie przerzuciła torbę przez ramię i wyszła z dormitorium. Przemierzając korytarze, pokonując kolejne stopnie — uwagę karmelowych oczu przykuła znajoma postać. Uśmiechnęła się pod nosem, przyśpieszając kroku i doganiając krukona, aby ostatecznie wychylić mu się delikatnie zza ramienia. Uśmiechnęła się na przywitanie, kiwając jednocześnie głową. Musiał to być odruch niekontrolowany, bo zaraz zaczęła mówić, zagłuszając ich kroki. Cieszyła się, że spotkała akurat jego. Uwieńczone kąpielą spotkanie nad wodospadem bardzo dobrze wspominała, chłopak zrobił na niej pozytywne wrażenie i obecnie był jedną z najzwyklejszych osób, które znała. Jej zdaniem było to coś cudownego, czego w życiu od dłuższego czasu rudej brakowało. - Cześć mały Elfie! Co u Ciebie? - przerwała na chwilę, lustrując twarz @Elijah J. Swansea wzrokiem. Wyprostowała się następnie, poprawiając tkwiącą na ramieniu torbę i przesuwając leniwie spojrzeniem po wysokich oknach szkolnego korytarza. Chyba nie wszyscy jeszcze ocknęli się z błogiego lenistwa, które zasmakowali podczas wycieczki. Lub też tkwili w szpitalu po labiryncie.- Wybierasz się też na runy? To chodźmy razem, co Ty na to? Chociaż uprzedzam lojalnie, mój najmocniejszy przedmiot, to nie jest. Dodała z delikatnym, niewinnym wzruszeniem ramion. Cóż, w razie czego lojalnie go uprzedziła, więc nie mógł mieć pretensji. Do klasy nie było już daleko, reszta drogi minęła im na spokojnej konwersacji i wymianie wrażeń z Islandii. Studentka westchnęła i spoważniała, raz jeszcze poprawiła włosy, wygładziła spódnicę, zanim weszli do klasy jej opiekuna. Zatrzymała się przed biurkiem, kierując spojrzenie na nauczyciela. - Dzień dobry, Panie Profesorze. -przywitała się, posyłając mu krótki i łagodny uśmiech, po czym razem z blondynem zajęli jedną z ławek, nieopodal gryfonki. Nessa przyglądała się jej chwilę z zaciekawieniem, aby zaraz zacząć wyjmować pióro oraz pergamin z podręcznikiem z przewieszonej przez oparcie krzesła, torby.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Powrót to zamkowych murów wiązał się z dziwnym uczuciem niepewności ściskającym gdzieś w okolicy żołądka. Nie bardzo wiedział za co się zabrać, nie do końca potrafił znaleźć sobie miejsce. Hogwart dawał mu poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie sprawiał, że czuł się zamknięty, osaczony ze wszystkich stron – nawet pomimo jego rozległości. Najwyraźniej ogromne zamczysko stanowiło na ten moment zbyt małą przestrzeń, aby go nie przytłaczać... cóż, po rozległych, zapierających dech w piersiach krajobrazach nieprzyjaznej Islandii trudno było powrócić do szarej brytyjskiej rzeczywistości. Zdawać by się mogło, że po tak długim czasie spędzonym w szpitalnym łóżku powinien doceniać przywróconą mu wolność, ale prawda wyglądała tak, że jedynie męczył się odrobinę mniej niż było to w Mungu. Raz zasmakowana swoboda zaprawiona słodko-ostrą nutą adrenaliny, zostawała w pamięci na długo i skutecznie zatruwała spokojny niegdyś umysł Krukona. Nie czuł się gotowy do uczęszczania na zajęcia, ale wiedział, że powinien w końcu się czymś zająć; potrzebował skupić skłębione myśli, skierować je na konkretny tor, na nowo wdrożyć się w szkolne życie. Fakt, że nie było przy nim Elaine wcale mu nie pomagał, za to znajomy głos, ruda czupryna wychylająca się zza jego ramienia i przezwisko jakie zyskał sobie przy wodospadzie, wywołały delikatny uśmiech, który bardziej niż na ustach, widoczny był w oczach. – Cześć, Potworku – i on poprawił pasek zwisającej na ramieniu torbę, która zsuwała się z niego uporczywie. Powiódł spojrzeniem po sylwetce dziewczyny, zawieszając na moment wzrok na wysokości jej biustu – bynajmniej nie z powodu jej wdzięków (choć i te nie uszły jego uwadze), lecz dumnie błyszczącej odznaki. – A może w szkole nie wypada tak do Ciebie mówić? Nie chciałbym uwłóczyć czci prefekta. – starał się nie roześmiać, ale drgające kąciki ust zdradziły kompletny brak powagi towarzyszący tej wypowiedzi. Na jej pytanie skinął głową i przelotnie zerknął na zegarek, upewniając się, że się nie spóźnią. Nie było powodu do obaw, jak zwykle opuścił dormitorium ponad kwadrans przed czasem. – Mój też nie. – odparł, przeczesując palcami kosmyki włosów w odcieniu platyny, po czym dodał – Uznam, że to dobry dzień jeśli Fairwyn nie wywali mnie dziś z klasy... a jeśli spełnią się moje obawy, liczę, że użyczysz mi swoich notatek. Skoro już się nawinęłaś, zamierzam bezwzględnie Cię wykorzystać. Swoim zwyczajem przepuścił ją w drzwiach i wszedł zaraz za nią. Tylko mu się wydawało, czy powietrze było znacznie gęstsze z każdym krokiem jaki stawiał, przemieszczając się w głąb klasy? Fairwyn już tam siedział, zamyślony i zajęty, zdawać by się mogło że niegroźny i niepozorny... cóż za niezwykłe pozory. – Dzień dobry. – przywitał się i rozejrzał po sali. Uśmiechnął się do Sol i zaraz usiadł niedaleko, w tej samej ławce co Nessa. Miło było mieć dobre towarzystwo, choć wiedział, że zajęcia same w sobie i tak pochłoną ich w zupełności... albo wypchną za drzwi. Wyjął z torby pergamin, pióro i atrament, i ułożył to wszystko równiutko na blacie.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Przepraszam, nie nadrabiałam postów wyżej, jeśli kogoś podsiadłam albo napisałam coś głupiego to proszę mnie klepnąć i edytuję!
Bridget, jak to Bridget, miała obawy przed pójściem na lekcję starożytnych run. Nie tylko dlatego, że prowadzący ten przedmiot był do niej nieszczególnie życzliwie nastawiony (chociaż umówmy się, nie znajdowała się w nim ni krztyna życzliwości do kogokolwiek, nawet własnej matki) ze względu na, cóż, wpadki z przeszłości oraz jej matkę. Głównie dlatego, że przed feriami szukała u niego pomocy. (Niestety nie wiem, jak się skończyło, bowiem wątek trwa, wobec czego ciężko mi się ustosunkować). Irracjonalnie uroiła sobie, że profesor zmienił do niej podejście - tylko nie wiedziała czy na lepsze, czy gorsze, co powodowało to okropne uczucie ścisku w dołku, które odczuwała idąc korytarzem. Poprawiła przed wejściem do sali mundurek, po czym przybrała delikatny uśmiech, gotowa pozdrowić znajome i nieznajome twarze. - Cześć - zwróciła się do siedzących w klasie ludzi, po czym przeszła szybkim krokiem do drugiej ławki w środkowym rzędzie (miejmy nadzieję, że nie usiadła nikomu na kolanach...) i zaczęła wypakowywać szybko rzeczy. W międzyczasie spojrzała szybko w twarz Edgara, jemu również mówiąc "dzień dobry", lecz szybko uciekła wzrokiem speszona. Zajęła miejsce i otworzyła podręcznik, czekając na początek lekcji. Nie żeby się bardzo chciała uczyć lub powtarzać informacje. Po prostu nie wiedziała, jak zagadać resztę, a nie chciała siedzieć jak sierota i wodzić wzrokiem po suficie tuż przed nosem runiarza.
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Runy nie były jej mocną stroną i może nigdy nie miały być. Nie powinna przychodzić na te zajęcia. Edgar był wymagającym nauczycielem, na pewno wyczyta z twarzy Shercliffe - "jesteś nie przygotowana, wypad." Tak czuła. Przeczuwała to w kościach, a może to po prostu ten czas przed pełnią, tak na nią wpływał księżyc. Wzięła swoją nieco podniszczoną torbę, książki, pergaminy i kilka piór. Miała przy sobie wszystko, co trzeba na zajęcia, oprócz wiedzy, ale z tym lepiej się nie wychylać. Może w końcu uda jej się pojąć te skomplikowane znaczki, jakimi były runy. Nie raz czuła się na tych zajęciach jak skończona idiotka. Ciężko było jej zrozumieć te wszystkie alfabety runiczne, pisma... Tym razem chciała to zmienić. Przyszła do sali. Przywitała się ładnym dzień dobry i nie zwracając uwagi na innych — usiadła sobie gdzieś nie na początku ani nie na końcu, aby nie kusić losu; neutralność to chciała osiągnąć.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Dotarła do klasy w ostatniej chwili, bo chociaż drzwi były otwarte, Fairwyn kazał jej je za sobą zamknąć. Zamierzała już usiąść, gdziekolwiek, gdy profesor polecił jej usiąść z @Bridget Hudson. To już ją zdziwiło - opiekun Slytherinu, owszem, czasem rozsadzał, ale łączenie ludzi w pary było czymś nowym. Praca w grupach na runach raczej nie istniała i jej osobiście bardzo to odpowiadało. Nie zamierzała jednak protestować. Podeszła do Puchonki i nic nie mówiąc, usiadła obok, rzucając jej tylko zdziwione spojrzenie. Rozejrzała się po pozostałych uczniach, bezskutecznie szukając jakiegoś wzoru w ich usadzeniu. Cokolwiek Fairwyn miał na myśli, wychodziło jednak poza jej zdolności dedukcyjne. Pozostawało czekać aż sam rozjaśni wątpliwości.
POST EDGARA DAM JAKOŚ W NOCY, bo chcę trochę ogarnąć prywatę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Dla Edgara zawsze bardziej liczyła się jakość niż ilość, dlatego też nie specjalnie przejmował się niską frekwencją. Co prawda jakość, która zebrała się dziś w klasie pozostawiała wiele do życzenia, nie mniej jednak zawsze było to jakieś mniejsze stężenie głupoty w pomieszczeniu. Na moment przed początkiem lekcji oderwał się od własnych zajęć i w milczeniu przyglądał się uczniom, najbardziej skupiając się na Hudson, która odstawała od poziomu reszty i której ewidentnie musiał wymyślić coś innego niż reszcie. Rozmyślanie przerwało mu nadejście Wykeham, którą skierował od razu do Puchonki - bardzo szybko, zdecydowany już co robić. Nieczęsto rezygnował ze sprawdzania wiedzy na początku zajęć, a jeszcze rzadziej decydował się powtarzać wcześniejszy materiał z tymi, którzy jeszcze nie byli w stanie go przyswoić. Skoro jednak już tu przyszli i ponieważ spodziewał się niezadowolenia Bennett, kiedy już dojdą do niej słuchy, że zostawił w klasie tylko dwie osoby, tym razem dał sobie spokój. Szybko nakreślił na tablicy ciąg run. W tym czasie machnął też różdżką i z szuflady biurka wyleciały cztery słowniki i cztery pergaminy z odbitymi runicznymi inskrypcjami, które wylądowały przed @Luna A. Shercliffe, @Elijah J. Swansea, @Nessa M. Lanceley i @Sol Irving. - Skania, V wiek - odwrócił się od tablicy. - Tłumaczenie. Gdy sobie poradzicie dam Wam coś ambitniejszego. I tak podał im wszystko na talerzu, tak więc na tym jego zainteresowanie większą grupką się skończyło. Podszedł do biurka, wyciągnął spomiędzy swoich papierów jakąś teczkę, po czym podszedł do @Bridget Hudson i Wykeham. Położył folder na ich ławce, otwierając go przodem do nich i zaczął wyjmować z nich kolejne arkusze pergaminu. - Na to na razie nie traćcie czasu, to tylko przejrzyjcie, to też zostawcie. Na to możecie zerknąć, gdybyście utknęły - wszystko rozkładał przed nimi równo jak od linijki na osobnych stosach. W końcu dokopał się do tego, o co konkretnie mu chodziło. Położył przed dziewczynami zdjęcie bardzo nadgryzionego przez ząb czasu kamienia, oraz pergamin, z przepisaną mniej więcej połową inskrypcji z kamienia. Można się było domyślić, mimo że cześć run na fotografii była kompletnie nieczytelna. - Skończycie to odczytywać do końca lekcji i jesteście współautorkami swojego pierwszego runologicznego artykułu - poinformował je bez entuzjazmu i w ogóle bez żadnych emocji w głosie. - Całość materiałów udostępnię wam później, więc na spokojnie się z nim zapoznacie. Teraz skupcie się na inskrypcji. To rzekłszy odszedł od ich ławki. Przeszedł się po klasie, sprawdzając jak rodzi sobie reszta, po czym wrócił do biurka, zatapiając się we własnych badaniach.
--------------------------------------------------------------------- Pierwsza czwórka: każdy z Was dostaje własną, stworzoną przeze mnie inskrypcje. Oczywiście te, które odcyfrowują Wasze postaci, mówią coś zupełnie innego - też nie mają większego znaczenia dla świata, ale też nie są tak głupie. Moja rada - nie dajcie się zwieść początkowi i odszyfrujcie do końca. Co 3-4 dni będę podrzucać nowe, tym którzy skończą. 1 "tłumaczenie" = 1 pkt do kuferka; 2 = 2 pkt do kuferka; a każde kolejne, to więcej pkt dla domu. Nie mam pojęcia czy to jest zrozumiałe, bo już mi trochę mózg nie działa, ale jak coś, to łapcie mnie na privie. Jaki znak oznacza jaką literę macie w pliku "z tablicy". Polskich znaków nie ma - musicie się domyślić.
Nessa:
Stworzone przeze mnie inskrypcje wychodzą ze mną.
Elijah:
Stworzone przeze mnie inskrypcje wychodzą ze mną.
Luna:
Stworzone przeze mnie inskrypcje wychodzą ze mną.
Sol:
Stworzone przeze mnie inskrypcje wychodzą ze mną.
Bri i ja: z racji, że nie mogę sobie dać tego zadania, Ty mi je zrobisz! :D Wymyślasz jakiekolwiek zdanie, takiej mniej więcej długości jak to, co wstawiałam wyżej. A ja tłumaczę. Od tego ile postów Ty napiszesz zależy moja ocena i w drugą stronę. Możesz mnie za to śmiało nienawidzić Jak coś, to też mnie pytaj.
Koniec lekcji 30.03 godz. 23.16. Po tej godzinie nic już nie punktuję.
Luna już wyobrażała sobie, jak Fairwyn zatruwa się tym stężeniem (według niego) głupoty, która panowała w klasie. Nie każdy musiał być dobry ze starożytnych run, a wielki profesor Edgar chyba tego nie rozumiał. Tak to było z tymi inteligentnymi ponad miarę, zawsze wykazywali jakiś uszczerbek na umyśle. Chociaż Shercliffe uwielbiała nauczycieli, których wiedza była aż nadto ich samych. Nie, żeby lubiła Fairwyna, tego na pewno nikt nie lubił. Szkoda, że nie dzielił się wiedzą z innymi. Po serii wywaleń z klas na, które skarżyła się sama dyrektorka, najwidoczniej postanowił zastopować i dać przygłupom, takim jak Luna szanse. W końcu ślizgonka czegoś się nauczy i nie zostanie wyrzucona, chociaż jeśli ma ją zgnoić przy reszcie, to wolała to pierwsze. Stresowała się jak przed owutemami, a nawet gorzej niż przed wyborem do jednego z domów wielkich założycieli Hogwartu. Wybór zapewne był dla niej szokiem, nie spodziewała się zielonego mundurku, nie żeby źle wyglądała w tym kolorze. Patrzyła na swój pergamin ani na moment nie pozwalając sobie, zerknąć w jakąkolwiek stronę, a na pewno nie w stronę profesora Fairwyna. Merlinie uchroń mnie przed tym wszystkim i jakiś cudem, pozwól mi przeżyć zajęcia ze Starożytnych Run z wiedzą, jaką posiadam, pomyślała. Tak, Luna A. Shercliffe błagała o cud. Przyglądała się tym dziwnym znaczkom, nadal mając w głowie słowa "gdy sobie poradzicie dam Wam coś ambitniejszego". Od kiedy żarty trzymały się Edgara? Zdecydowanie dziewczyna dawno nie była na runach. Chociaż to było naprawdę dziwne, kiedy nakreślił na tablicy ciąg run. Właściwie podał im wszystko na talerzu. W tym na pewno był jakiś haczyk. To niemożliwe, żeby Edgar T. Fairwyn miał dobry humor, poprawka czy w jego słowniku istnieje takie słowo? Powoli zabrała się za tłumaczenie, zastanawiając się, czy dobrze tłumaczy, bo to, co jej wychodziło, było takie... Eeee co najmniej dziwne, zwłaszcza ostatnie słowo — nie miało żadnego sensu, ale co jak co runy były naprawdę jakieś dziwne, więc jakby nie przetłumaczyła to, jak coś z tego będzie dobrze to dobrze. Wzruszyła ramionami, już pewniejsza siebie niż tego, co miała na kartce. Nawet ze ściągą widniejącą na tablicy czuła się jakoś debilnie.
Spoiler:
PALUSZEK I GŁÓWKA TO KRESKI KIALA
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Co jakiś czas spoglądał na klasę, znad własnych papierów, sprawdzając co robią, więc kiedy zobaczył @Luna A. Shercliffe siedzącą bezczynnie, odłożył studiowany przez siebie pergamin i podszedł do jej ławki. Spojrzał na jej pracę z wysoka i zmarszczył brwi, po czym odwrócił wzrok w innym kierunku, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, z zupełnie nieokreślonym wyrazem twarzy. Musiał poświęcić moment na przypomnienie sobie, że nigdy nie posiadał wiary w ludzkość, w związku z tym niemożliwym było, by teraz ją tracił. - Czy to ma według pani jakikolwiek sens? - zapytał retorycznie i niemal natychmiast odszedł od ławki, zatrzymując się pod tablicą. Podkreślił dwie runy i bez słowa wrócił do biurka. Nie wiedział co jeszcze miałby zrobić, żeby w końcu cokolwiek do nich dotarło. Niektórzy oczekiwali chyba, że wciśnie im wiedzę do głowy siłą, a pojawianie się na zajęciach było całym wysiłkiem, który sami musieli w to włożyć. Gdyby zawsze podawał im wszystkie instrukcje, byliby bezużyteczni poza szkołą. Każdy głupi mógł się nauczyć opisanego już języka - w jego przedmiocie chodziło o to, żeby umieć samemu odtworzyć nieznane narzecze, pracując z zaledwie strzępami opracowywanego systemu. Do tego potrzeba było analitycznego myślenia, którego nigdy nie nauczyliby się klepiąc egzaminacyjne zadania z jednego alfabetu. Niestety ręce związywali mu ludzie, którzy nie mieli pojęcia na czym polegały badania runologiczne, a którzy wymagali od niego, żeby swoje lekcje przeprowadzał w taki, a nie inny sposób.I jak tu nie gardzić ludzkością?
----------------------------------------------------- Luna, do poprawy :P (poprawa będzie się liczyła na 2 pkt do kuferka, także no stress) C i K, więcej nie powiem
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nawet sięgnęła po papier i chciała już zacząć tłumaczenie zdań, które było dla niej bułką z masłem, lecz okazało się, że Edgar miał wobec niej i przymusowo posadzonej przy niej Harriette zupełnie inne plany. Puchonka zamrugała gwałtownie, gdy nauczyciel przyszedł do ich ławki z całą teczką papierów i innych materiałów. Jej oczy rosły z każdym kolejnym ułożonym przed nią stosikiem, lecz nie protestowała, cierpliwie czekając na zadanie, które miał im przydzielić. A jak już usłyszała, co w praktyce mają robić, prawie jej szczęka opadła. Czy ona właśnie została w jakiś sposób... Wyróżniona? Uczucie to, choć niepewne, sprawiło, że niemalże się uśmiechnęła. Na szczęście zdołała powstrzymać swoje mięśnie mimiczne od wykrzywienia ust w owym grymasie, co by się dodatkowo nie narażać. Kiwnęła jedynie głową, odparła coś w stylu "dobrze", po czym pochyliła się nieco nad zdjęciem kamienia. Inskrypcja wydawała jej się na pierwszy rzut oka trudna do odczytu, szczególnie że kamień był nieco zniszczony, a tym samym brakowało paru potrzebnych detali przy symbolach runicznych. Spojrzała na Ette. - Super sprawa, co nie? - rzuciła szeptem, chcąc jakoś skomentować możliwość bycia współautorkami artykułu runicznego. Do koleżanki już nie bała się uśmiechnąć.
Uśmiechnęła się na miano potworka, dawno nikt jej tak nie nazywał. Budziło to skojarzenia związane z Orzełkiem oraz Loch Ness, od którego swoją drogą pochodziło jej imię. Przekręciła głowę na bok, gdy zlustrował ją spojrzeniem od góry do dołu, zatrzymując się dłużej na odznace prefekta, którą miała przypiętą do marynarki — o gapienie się na biust by go nie posądzała. Machnęła teatralnie dłonią, śmiejąc się pod nosem, a ruchem głowy odgarniając miedziany kosmyk włosów za ucho. - Wypada, nie przejmuj się. Dopóki będziesz grzecznym elfem, możemy zapomnieć o tym szczególe. Wyjaśniła z delikatnym wzruszeniem ramion. Widząc, że zerknął na zegarek, jakoś tak przyśpieszyła kroku. Echo ich kroków niosło się korytarzem, podobnie jak rozmowa. Przytaknęła mu na wzmiankę o Fairwynie. - Faktycznie, to sukces, jeśli na lekcji zostaniesz. Nasz opiekun jest dość bezwzględny. Wykorzystać? Uuuu, mam się bać? Znów będziemy pływać? - rzuciła zaczepnie, szturchając go nieco ramieniem. Ciężko było stwierdzić, czy mówiła żartem, czy może pół serio. Dwójka uczniów dotarła pod drzwi klasy, a Elijah okazał się dobrze wychowanym młodzieńcem i przepuścił ją w drzwiach. Mądrze poszedł jej śladem, okazując nauczycielowi należyty szacunek. Patrząc na jego twarz, miała wrażenie, że myślą o tym samym — do atmosfery na runach trzeba było się przyzwyczaić. Dla Nessy jednak było to wyzwanie personalne, aby sobie jakoś z nimi radzić. Na swój sposób je lubiła, podobnie jak Edgara. Zajęli miejsce, wypakowali podręczniki oraz przybory, a lekcja się rozpoczęła. Przez twarz ślizgonki przemknęło zaskoczenie, gdy nie polecił wyjęcia karteczek, aby sprawdzić ich wiedzę po feriach. Posłała krótkie, pytające spojrzenie swojemu towarzyszowi i złapała za pióro, obracając je w dłoniach. Krótko, zwięźle i na temat, a przed uczniami pojawiły się teksty. Ruda zabrała się do pracy w milczeniu, nie chcąc ściągać na siebie gniewu Fairwyna oraz nie chcąc psuć mu humoru, bo brak wywalenia ich z klasy był sporym sukcesem. Może dobrze odpoczął na feriach? Pióro skrobało po pergaminie, a po jakimś czasie powstało zdanie — które w jej mniemaniu powinno tak brzmieć. Raz jeszcze sprawdziła tekst, porównując go do tablicy oraz jakiś szczątkowych informacji, które miała w głowie. Cóż, wyszło, jak wyszło. Odłożyła pióro, kładąc ręce na swoich kolanach i czekając na opinię nauczyciela. Wiedziała, że jak tylko zobaczy, że siedzi bezczynnie, to podejdzie. Po chwili jednak delikatnie uniosła dłoń, kierując ku niemu spojrzenie.
Tłumaczenie:
PAMIETAJ CHEMIKU MLODY NIE DZIEL PRZEZ ZERO
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wielkimi oczami patrzyła na profesora rozkładającego przed nią i Bridget kolejne stosy kartek, próbując coś z nich wyłapać, ale nie nadążała dyskretnie zerkać, a patrzeć otwarcie się krępowała. Kiedy w końcu Fairwyn doszedł do tego, czego faktycznie od nich chciał, spokojnym ruchem, przy głębokim wdechu oparła łokcie na blacie ławki i przycisnęła dłonie do twarzy. Pokiwała głową z najśmiertelniej poważną miną jaką była w stanie zrobić, faktem jednak było, że cały czas przytrzymywała własną żuchwę, żeby nie zacząć wrzeszczeć. Była pełna podziwu, że Puchonka była w stanie wydusić z siebie jakieś słowo, podczas gdy ona pilnowała się tylko, żeby nie zacząć skakać pod sufit. Bridget zaczęła przeglądać papiery, a Ettie też powoli zaczynała dochodzić do siebie. Spojrzała na dziewczynę, słysząc jej szept i w końcu odsunęła dłonie od twarzy. - Nie mogę uwierzyć - wydusiła z siebie również szeptem, zanim jej szczęka opadła tak nisko jak mogła. Po tym jednak szybko się otrząsnęła - Nie możemy tego... - "spieprzyć" dodała już samym ruchem warg, mając na uwadze nietoperzy słuch Fairwyna, i zakrywając się dodatkowo dłonią. Po tym wyprostowała się w ławce i zagłębiła w papiery. Tekst nie był chyba zbyt trudny, ale o tyle problematyczny, że w dużej mierze go nie było. Musiały wiele odtwarzać z urwanych skrawków zdań i wyrazów. Na całe szczęście były we dwie.
Tekst:
węże nie jedzą padliny
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Do Bridget też jeszcze nie do końca dotarło to, co się w praktyce stało przy ich ławce. Harriette również wydawała się wstrząśnięta zaistniałą sytuacją. Zresztą nic dziwnego - dla Gryfonki starożytne runy były ważną sprawą. Dla Puchonki też, choć w głębi duszy musiała przyznać, iż jej zainteresowania do tego przedmiotu zrodziły się dopiero od momentu, w którym jej klasę przejął Edgar Fairwyn. I choć początki były bardzo trudne, wystarczyło spojrzeć na to, co właśnie robiły, by zrozumieć jak wiele pracy włożyła w tę dziedzinę wiedzy. Pochyliła się nad zdjęciem i zmarszczyła brewki. Na pierwszy rzut oka stwierdziła, że nie było to zadanie najprostsze, możliwe że nawet zbyt trudne dla niej samej. Na szczęście były dwie, a Harriette zdawała się mieć nieco więcej pomysłów, od czego wypadałoby zacząć. Bridget też się rozkręciła, lecz zajęło jej to kilka dobrych minut. Ostatecznie jednak zorientowała się, iż faktycznie, wielu rzeczy można się było domyślić, mimo braku części znaków. - Kurczę, masz pomysł na to tutaj? - zwróciła się do koleżanki, wskazując końcówką paznokcia interesujący ją na obrazku fragment inskrypcji.
zdanie2:
Ostatnio zmieniony przez Bridget Hudson dnia Nie 24 Mar 2019 - 16:56, w całości zmieniany 1 raz
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Niespodziewanie profesor Fairwyn poruszył się ze swego tronu i odłożył jakiś pergamin, który zapewne był jego czarną listą. Pewnie widniało tam jej nazwisko. Na Merlina musiała zwrócić na siebie jego uwagę. Może powinna wrócić do pisania, chociaż udawania! Już było za późno. Niemal czuła bijący od niego chłód i te jego wampirze zęby, które miały zaraz z Luny A. Shercliffe wyssać całą energię, zostawiając tylko pustkę w głowie i debilny uśmiech na jej ustach. W końcu odezwał się, podszedł do tablicy i podkreślił dwie runy. Nie miała zamiaru nic odpowiadać. Retoryczne pytania u Edgara były czymś tak normalnym jak codzienne pójście do toalety. Wpatrywała się w tablice, jak idiotka potem otworzyła usta, które sygnalizowały "aaa już wiem" i pełna nadziei poprawiła to, tak jak uważała za słuszne. Teraz powinno być dobrze. Była tego prawie pewna, prawie, bo mistrzem z run to ona nie była, nawet mając alfabet przed swoim nosem.
Spoiler:
PALUSZEK I GŁÓWKA TO KRESKI CIAŁA
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Runy były dla niej wyłącznie pasją. Odczytywanie "zaszyfrowanych" tablic traktowała trochę jak rozwiązywanie krzyżówek. Fakt, że odkąd ich klasę przejął Fairwyn bardzo trudno było nadal nazywać runy rozrywką, mimo to nadal je lubiła i nadal nie wiązała z nimi przyszłości, więc chyba nie było na to lepszego określenia. Była już zbyt zdecydowana na swoją ścieżkę kariery, nic nie szkodziło jednak, żeby odrobinę z niej zboczyć, kiedy prosił o to sam Edgar T. Fairwyn. Nachyliła się nad fragmentem wskazanym przez Bridget. Sporo brakowało, a to co było niczego nie przypominało. - Może to jakieś imię, albo inna nazwa własna? - zaproponowała i natychmiast zaczęła rozpisywać swój pomysł na osobnym kawałku pergaminu.
Tekst:
"Ezra Clarke to pajac jakich mało"
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget dawniej nie sądziła, że kiedykolwiek będzie w stanie przekonać się do tego przedmiotu tak bardzo, jak przekonana była teraz. Niegdyś runy jawiły jej się tak jak Harriette, jako zabawa i zagadka dla ćwiczenia umysłu. Teraz dostrzegała w nich znacznie więcej i można było śmiało powiedzieć, że pod okiem Edgara rozkwitło w niej duże zainteresowanie tematem. Nie mogła jednak uznać, że posiada bardzo obszerną wiedzę o starożytnych runach. Teraz na przykład zacięła się na tym nieszczęsnym momencie, który mógł być dokładnie tym, o czym mówiła Ette - jakąś nazwą własną, jakimś imieniem. - Masz jakiś pomysł? - zapytała, sama robiąc nieco zmartwioną minę. Gryfonka zaczęła pisać coś na boku, wobec czego Bridget postanowiła na moment porzucić problematyczny fragment i skupić się na ciągu znaków za nim.
kolejne zdanie
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Biorąc pod uwagę jak proste zadanie dostała większość klasy, niepoważnym było, że w ogóle miał czas siadać. A jednak... Teoretycznie nie było to tak złe - jego własne badania były bardziej znaczące niż próby wciśnięcia do głów najwyraźniej niezainteresowanych studentów podstawowej wiedzy, która prawdopodobnie wyparowywała z nich zaraz po przejściu progu klasy. Daleki był jednak od wdzięczności. Skoro i tak musiał co chwilę przerywać swoją pracę, to mogłoby to być przynajmniej w jakimś sensownym interesie. Podszedł do ławki Lanceley i spojrzał na tłumaczenie. - Teraz pani zapomniała jak się pisze po angielsku?* - zakpił oschle. Nie był tu jednak po to, żeby uczyć ojczystej ortografii, zignorował więc błędy i przydzielił dziewczynie kolejne zadanie. Następnie podszedł do drugiej Ślizgonki. Wziął z ławki pergamin, ale nim jeszcze uniósł go do końca do oczu, odrzucił go z powrotem, a raczej pozwolił swobodnie wypaść z dłoni, którą następnie przeciągnął po twarzy. Właśnie dlatego robił przesiewy na początku lekcji. Niektórzy przychodzili tu chyba nieświadomie. - Pierwszy rząd, dziewiąta runa - wyciągnął rękę w stronę tablicy. - Raido. Widzi ją panie gdzieś u siebie? - jakby tłumaczył dwulatkowi, z tą różnicą, że dwulatek zapewne zacząłby płakać słysząc jego zimny, wyprany z emocji ton. - To jest zadanie dla 3-4 roku, Shercliffe. Ostatni raz przebywasz w tej klasie bez znajomości Starszego Futharku - ostrzegł ją sucho. Ta praca zabijała go bardziej od walących się na głowę dachów świątynnych. Ile dałby teraz za papierosa... - Irving, Swansea, zamierzacie coś dziś zrobić, czy szukaliście oryginalnego miejsca do marnowania czasu? - zapytał szorstko pozostałą dwójkę. Fakt, że obie Ślizgonki przynajmniej próbowały był lichym pokrzepieniem, ale zawsze jakimś. Nie wrócił od razu do biurka, tylko zatrzymał się przy Hudson i Wykeham. Krzyżując ramiona na piersi stanął nad dziewczętami, przyglądając się ich pracy w milczeniu z wyrazem twarzy nie sugerującym nic, poza tym, że nadal nie przestał pogardzać rodzajem ludzkim.
Przypominam, że lekcja kończy się 30.03. Postaram się tu jeszcze zajrzeć w czwartek-piątek, ale nic nie obiecuję. Także jak chcecie zdobyć te punkty, to teraz jest dobry moment, żeby coś w tym temacie zrobić :P
Ostatnio zmieniony przez Edgar T. Fairwyn dnia Sro 1 Kwi 2020 - 13:25, w całości zmieniany 1 raz
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Niby uniósł kącik ust, niby nawet zaśmiał się pod nosem, ale w rzeczywistości wspomnienie o pływaniu w ogóle nie napawało go wesołością. Nie było tak źle, ale ile było w tym ich umiejętności, a ile zwykłego, głupiego, zmiennego i humorzastego szczęścia? Tak trudno było stwierdzić jak blisko poniesienia poważnych konsekwencji byli tamtego dnia... – Bez ciężkich kurtek i w ciepłej wodzie. – zaznaczył, nie chcąc dać po sobie poznać, że tamto wydarzenie było dla niego w pewnym sensie traumatyczne. Niosło za sobą przykre wspomnienia, które przez lata zepchnął na dno pamięci, a teraz dryfowały beztrosko na samej jej powierzchni. Zajął miejsce, a kiedy zaczęły się zajęcia niby otworzył przed sobą słownik i wziął do ręki pióro, ale zupełnie nie potrafił skupić myśli na czekającym go zadaniu. Nie chodziło nawet o to, że tłumaczenie było niezwykle skomplikowane, nawet on ze swoją nikłą wiedzą z dziedziny starożytnych run był w stanie to zrobić. Ostatnio... miał wiele do przemyślenia. Islandia wciąż mocno w nim siedziała, nie pozwalając mu w pełni oddać się nauce. Dopiero nieprzyjemny (nawet po latach nie zdołał do tego przywyknąć) ton profesora uświadomił mu, że siedzi i tępo gapi się w pergamin, wyglądając najpewniej jak skończony kretyn. Poruszył się jak wybudzony ze snu, spojrzał na Fairwyna, odchrząknął i zabrał się do pracy. Trzeba działać, Swansea, do cholery. Zaglądawszy do słownika, dość szybko przetłumaczył swó fragment.
Tłumaczenie:
Im dalej w las tym wiecej kleszczy
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wisząc nad ich specjalnym zadaniem, zerkała w stronę czwórki uczniów, na których Fairwyn wieszał teraz psy. W pewien sposób ich podziwiała. Ona nigdy nie odważyłaby się przyjść na runy, znając zaledwie podstawy. Szkoda tylko, że profesor nie doceniał w żaden sposób wytrwałości. Kiedy tylko nauczyciel zostawił w spokoju studentów wbiła wzrok z powrotem we własne runy, kątem oka zauważając, że idzie w kierunku ich ławki. No pięknie... Spojrzała na fragment wskazany przez Bridget starając się ignorować fakt, że Fairwyn stał teraz nad nimi i patrzył im na ręce. Jak na kogoś o tak zimnym obliczu, miał wyjątkowo parzący wzrok. Ettie wytarła spocone dłonie w kolana i szybko chwyciła za pióro rozpisując problematyczny ustęp. Miała ogromną nadzieję, że nie zrobiły nic, co Fairwyn uznałyby za oburzające.
TEKST:
"Edgar Fairwyn kolekcjonuje krasnale ogrodowe"
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget starała się nie zwracać uwagi na to, co działo się dookoła w klasie, ale miała podobne odczucia co Harriette. Może nie takie same, bowiem ona przychodząc tych kilka pierwszych razów do klasy profesora Fairwyna, wcale nie była wybitna z run i miała spore zaległości. Niemniej jednak presja, którą wywierał nauczyciel, sprawiła, że spędzała nad materiałem więcej czasu, by szybciej go przyswoić i od grupy nie odstawać. W jej przypadku ciężka praca się opłaciła - ha, teraz miała okazję być współautorką artykułu runicznego! Kto by pomyślał? Obecność nauczyciela tuż nad nimi sprawiła, że ją również oblał pot. Srogie oblicze Fairwyna zwiastowało... Właściwie nigdy nie było wiadomo, co dokładnie. W tej chwili mógł nimi jednocześnie gardzić, co i doceniać wkładaną przez nie pracę. Mógł w tej samej chwili myśleć, że jednak coś z nich jeszcze będzie lub że są totalnie beznadziejne. I ta niepewność sprawiła, że Bridget zawiesiła się na moment, z piórem nad kartką.
Westchnęła cicho, opuszczając dłoń, gdy profesor ją zauważył. Zawsze się denerwowała, gdy miała mieć bezpośrednią interakcję z opiekunem domu węża. Szanowała go za to, jak był wymagający, tylko czasem nie potrafiła sobie wytłumaczyć pewnych jego decyzji — miło jednak, że zostawił ich dziś na zajęciach wszystkich. Gdy przeglądał jej pracę, starała się bezczelnie nie wgapiać w jego twarz, chociaż ciekawość była ogromna. Miała nadzieję, że chociażby ruch brwi czy grymas na ustach da jej jakąś wskazówkę, odnośnie do tego, jak wyszło tłumaczenie tekstu. Jak na niego — dał zadanie proste, skoro nawet takiej nodze jak ona poszło sprawnie i szybko. Nawet przed sobą musiała przyznać, że tłumaczenie się jej podobało i była to jej ulubiona forma pracy na runach. Zesztywniała na jego słowa, mrugając kilkakrotnie zaskoczona. Aż tak się wciągnęła, że zapomniała o własnej gramatyce? Miała ochotę palnąć sobie w twarz, jednak zamiast tego przymknęła na chwilę oczy, czując na twarzy delikatny rumieniec wstydu. - Wciągnęłam się, Panie Profesorze, przepraszam. -rzuciła jedynie, stukając paznokciami o kolana. Dłonie wciąż trzymała pod ławką. Zerknęła na siedzącego obok Elijah, posyłając mu współczujące spojrzenie. Trochę czasu stracił, musiał się nad czymś zamyślić. W tym czasie Fairwyn przygotował jej kolejne zadanie. Złapała za pióro, skupiając się na pracy. Szybkimi ruchami dłoni kreśliła kolejne słowa na pergaminie, wędrując spojrzeniem pomiędzy runami przed nosem a tymi na tablicy. Tym razem upewniła się, że są odpowiednie znaki. Gdy skończyła, odsunęła pergamin na brzeg ławki i odłożyła pióro, poprawiając się na krześle. Nie chciała mu przeszkadzać w zajmowaniu się dziewczętami, które z run były cholernie dobre i ich praca z pewnością była bardziej wymagająca. Musiała jednak stwierdzić, że twarz nauczyciela nie pokazywała żadnej pozytywnej emocji.
Spoiler:
KTO RANO WSTAJE NIECH MI POWIE JAK TO ROBI*
*mi też
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wydawało jej się, że już rozgryzła problematyczny fragment, ale bała się przyznać do tego Bridget, kiedy sterczał nad nimi Fairwyn. Co jeśli jednak było kompletnie źle? Nie mogła jednak siedzieć bezczynnie, szczególnie, że Puchonkę też zmroziło. Nic nie mówiąc, podsunęła dziewczynie swój pergamin, starając się przy tym zasłonić go głową - bezskutecznie. Na szczęście profesor tylko popatrzył i przeszedł w iny koniec sali. Ettie powstrzymała głębokie westchnienie ulgi. - Z tym już chyba damy radę do końca, nie? - spytała szeptem, po czym zajrzała w notatki Hudson - Ile ty masz?
tekst:
Hal Cromwell jest atrakcyjnym mężczyzną i na pewno jeszcze może if you know what I mean
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Przyglądał się chwilę pracy Wykeham i Hudson, po czym znudzony odszedł od ich ławki. Nie miał też już siły użerać się z resztą klasy. Zatrzymał się gdzieś przy oknie i włożywszy ręce do kieszeni stał tam przez chwilę patrząc na błonia. Miał ogromną ochotę na papierosa. Po co mu w ogóle było to rzucanie. Prędzej czy później i tak pękał. On - ten sam człowiek, który był w stanie zapanować nad każdą emocją i spojrzeć logicznie na każdy problem - nie potrafił zwalczyć chęci zaciągnięcia się nikotyną. Ludzie byli ułomni i chociaż całe życie próbował - w wielu aspektach życia z powodzeniem - natury nie mógł oszukać. Przeciągnął dłonią po twarzy i spojrzał na zegarek. Wystarczyło tego - dość czasu już stracił. Zebrał wypociny czwórki uczniów i suchym przypomnieniu, że nie chce ich więcej widzieć na zajęciach bez podstawowej wiedzy, pozwolił im wyjść. Odłożył zapisane pergaminy i zebrane słowniki na biurko, po czym skierował się do pozostałych w klasie studentek. Bez słowa zabrał im z przed nosów ich notatki, przeglądając je z grubsza. Jego twarz przez cały czas nie zdradzała żadnych emocji. W końcu nieznacznie pokiwał głową. - Doślę wam kopie reszty materiałów pocztą - oznajmił bezbarwnie. - Rozpracujcie tyle ile dacie radę, wszystko chcę mieć z powrotem do końca tygodnia. Potem wyślę wam całość zanim pójdzie do druku. Oddał im notatki, zabrał z ławki swoje rzeczy i odszedł do biurka, dając im tym samym do zrozumienia, że mogą sobie iść.
//zt wszyscy
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami... Edgar aż delikatnie skrzywił się na widok stanu własnej klasy, przekraczając jej próg pierwszy raz od wakacji. Wyglądała, jakby skrzaty omijały ją przez całe dwa miesiące. Przechodząc obok jednej z ławek, przeciągną po blacie czubkami palców, ściągając z niego cienką warstwę kurzu. Chwilę wpatrywał się uporczywie w nierówną kresce, którą na nim zostawił, po czym wyjął różdżkę i rzucił na ławkę Chłoszczyść. Nie patrząc na resztę uczniowskich stolików, ruszył do swojego biurka, na które też rzucił zaklęcie. Nie był tu jednak od ścierania kurzy i mycia okien. Te otworzył tylko na oścież zaklęciem, wpuszczając do klasy trochę światła. Na szczęście na zewnątrz było jeszcze ciepło. Jedynym minusem był lepiej widoczny w słońcu kurz. Przynajmniej ławki i krzesła stały równo - tak jak je zostawił. Do lekcji zostało już niewiele czasu, także spodziewał się, że jego święty spokój już wkrótce zachwieją przybywający uczniowie. Edgar był pewnie jedynym nauczycielem, któremu zupełnie nie zależało na wysokiej frekwencji. Większość uczniów i tak do niczego się nie nadawała. Usiadł za biurkiem, wyciągną ze skórzanej teczki potrzebne mu rzeczy i od razu utkwiwszy wzrok w jakimś pergaminie i tylko od czasu do czasu zerkając co robi, przesuwał przedmioty leżące przed nim, układając je na blacie w pedantycznym porządku.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Rok szkolny zaczął się dla niego fatalnie, więc na osłodę swojego marnego krukońskiego życia wybrał się na lekcję u najmilszej, najsympatyczniejszej i najcieplejszej osoby w całym tym przeklętym zamczysku. Przychodzenie na lekcję Edgara Fairwyna po tym jak Ravenclaw po intensywnej rywalizacji ze Slytherinem, którego opiekunem był ów nauczyciel, wygrał puchar domów, było jak dobrowolne pchanie się w otwartą paszczę rogogona węgierskiego. Właściwie dziwił się, że idąc do klasy starożytnych run, nie czuł w sobie znajomej adrenaliny, która pobudzałaby go do działania. Po prawdzie to niewiele teraz czuł; był raczej zaspany i niemrawy, i cały jakiś taki zobojętniały. W taki też sposób przywitał się z profesorem – wymrukując jakieś niezbyt głośnie „dzień dobry” i delikatnie kiwając przy tym głową. Nie chciał zakłócać spokoju Edgara Fairwyna, bo gdyby to zrobił, on odwdzięczyłby się pewnie tym samym, z tą tylko różnicą, że o wiele skuteczniej i boleśniej. Zajął miejsce w jednej ze środkowych ławek i wyjął z torby pióro oraz pergamin. To, że pojawił się jako pierwszy nie było dla niego bardzo dziwne – uwielbiał punktualność i często przychodził przed innymi, a i runy nie cieszyły się szczególną popularnością. Pojawiali się na nich albo ci, którym zależało na przedmiocie, albo ci, którzy mieli z nim do czynienia po raz pierwszy.
/ Eli siedzi sam, można go śmiało zaczepiać!
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget zjawiła się w sali starożytnych run niewiele później niż Elijah. Choć wkroczyła do klasy z wysoko podniesioną głową, z wewnętrznym założeniem, że nie da po sobie poznać, że Edgar Fairwyn stłamsił w niej w zasadzie cały zapał, jaki posiadała wobec tego przedmiotu, gdy tylko jej wzrok padł na mężczyznę siedzącego za biurkiem, serce zabiło mocniej, a wzrok zjechał natychmiast w dół. Teraz analizowała szczeliny w deskach parkietu, pod nosem ledwie wymruczała powitalne "dzień dobry", a miejsce zajęła przy jednej z zakurzonych ławek od strony okien. Z zewnątrz wiał jeszcze ciepły wietrzyk, a słoneczne promienie padały pod idealnym kątem, by jeszcze ogrzać nimi policzki. Bridget wypakowała z torby nowy podręcznik, pergamin i pióro, różdżkę schowała, a następnie oparła brodę na złożonej w piąstkę dłoni i odwróciła twarz w kierunku słońca, przymykając oczy i te ostatnie chwile spędzając na delektowaniu się nim, zanim zmuszona będzie powrócić myślami do pomieszczenia przesiąkniętego chłodem nauczyciela. Jej zamknięta postawa na pewno nie zachęcała nikogo do dosiadania się do jej ławki.