Ten niewielki schowek przed laty został zagospodarowany przez poprzednią nauczycielkę zielarstwa, która miała nieopodal swój gabinet. Jako, że znajduje się on na jednym z końcowych pięter, został niemal przez wszystkich zupełnie zapominany. Tymczasem do dnia dzisiejszego, można znaleźć tam wiele składników przydatnych do uwarzenia najważniejszych mikstur.
Właściwie River wcale nie obraziłby się słysząc, że nie zachowuje się jak na jego wiek przystało, a zwyczajnie zacząłby drążyć temat, jak wedle niej przypisane są zachowania do danego wieku. Quayle bardzo lubił różnego rodzaju kpienie sobie z ogólnie przyjętych zasad, chociażby poprzez noszenie swych wyjątkowo ekscentrycznych i kompletnie do siebie nie pasujących, ubrań. Ponadto River uwielbiał bawić się wywoływanym wrażeniem, a takie zgrywanie się w pewien sposób też dezorientowało potencjalnego rozmówcę. Bowiem, otóż, River wcale do głupich nie należał, ale bynajmniej nie pochwalał zbytnego obnoszenia się ze swą ewentualną bystrością. Z tego powodu też najmniej sympatią pałał właśnie do mieszkańców niebieskiego domu. Ot, jacyś tacy, przemądrzali mu się wydawali. (No ale na pewno nie wszyscy!). - Nic się nie martw, niebawem do Ciebie wróci i znów będziesz mogła zrobić sobie taką szałową fryzurę - machnął ręką gdzieś koło jej głowy, gestem tym podkreślając jak to fenomenalnie wyglądały jej fioletowe kosmyki. Jednak nie długo było mu dane podziwiać ten odcień, bowiem z każdym gryzem super smacznej rośliny, włosy dziewczyny coraz bardziej się rozjaśniały wracając do niemalże białego koloru. Nasz Indianin zmarszczył nieco czoło, niczym znawca fryzur, by zaraz wygłosić swą opinię. - Wiesz, że fiolet był ciekawszy od tego siwego? - Rzekł w końcu z miną istnego myśliciela, zaraz po tym połykając kolejny z owoców porzeczki, która to też mu się skończyła, więc wyrzucił za siebie małą gałązkę. Szybko się jednak uśmiechnął, bo dziewczę zapowiedziało, że mogą teraz ruszyć na podbój Hogwartu, to też nasz Gryfon popchnął lekko dziewczynę, by ruszyła przed siebie, kierując się tym samym do wyjścia ze szklarni. To zabawne, że Krukonka nie miała nawet pojęcia o takim miejscu. Tymczasem on, biedny przyjezdny z Kanady, obcy w Hogwarcie, już doskonale wiedział, gdzie szukać najpożyteczniejszych schowków. Wiedział czym się interesować! Droga była długa. Schowek znajdował się aż na szóstym piętrze, ale na pewno podczas tej przechadzki się nie nudzili, bowiem River gadał jak najęty opowiadając swojej nowej koleżance o różnicach między Hogwartem, a tym zamkiem w którym to on uczył się przez siedem lat. Zamilkł dopiero, gdy znaleźli się przed wejściem do tajemniczego pokoju, który rzekomo pełen musi być składników, bo zwyczajniej nie wiedział jak dostać się do środka. Wszakże zwykłe alohomora tu nie działało. - Masz teraz niewiarygodną szansę ukazać swój Krukoński umysł i złamać zabezpieczenia chroniące to miejsce - rozłożył ręce na boki wskazując stare drzwi i cofając się o krok, tak by dziewczyna mogła podjeść bliżej i rozgryźć, jak można wejść do środka. Cóż, nie obiecywał, że to będzie łatwa sprawa.
Amelia doskonale zrozumiałaby rozważania Gryfona, sama miała wyrobioną opinię o mieszkańcach innych domów. Szczególnie mocno nie znosiła Puchonów, którzy nie tyle co byli przemądrzali, to wydawali jej się biedni i zagubieni wśród innych, co strasznie ją denerwowało. Nienawidziła niezdarności i niezaradności, jakoś tak, bardzo mocno jej to przeszkadzało. Nie ma to jak stereotypowe myślenie. Nic jednak nie da się na to poradzić, chyba każdy z uczniów Hogwartu szufladkował swoich znajomych, prawda? Czasem nie da się inaczej podzielić ludzi na tych godnych zainteresowania i na tych mniej godnych naszej uwagi. - Tym razem to ja zrobię komuś niespodziankę. Wydaje mi się, że to ktoś z mojego dormitorium, więc.. lepiej niech uważają, zemsta jest słodka - uśmiechnęła się szeroko, tym razem całkowicie szczerze i bez żadnego zahamowania. Oczywiście, że chciała się zemścić na kimś, kto postawił jej w tak niezręcznej sytuacji, że teraz musiała włamywać się do schowka na składniki. Czy ktoś widzi w tym coś dziwnego? Miała ogromną nadzieję, że River nie, bo właśnie wypowiadając to zdanie pozbyła się wszelkich ograniczeń, jakie często odczuwała w stosunku do nowo poznanej osoby. Teraz z jej ust będą płynęły tylko jej faktyczne myśli.. które nie zawsze warte są wypowiedzenia i wysłuchania. Trzeba z nich wybierać tylko te ważne, istotne rzeczy, a resztę odrzucać do kosza. - To nie siwy, gdybyś nie zauważył i wcale tak nie uważam - wystawiła język do chłopaka, uśmiechając się lekko i podchodząc ostrożnie do drzwi od schowka. Oczywiście, nie uwierzyła mu na słowo, że najprostsze zaklęcie otwierające zamki nie działa - musiała spróbować. - Alohomora! - powiedziała cicho, celując swoją różdżką w drzwi i modląc się w duchu, żeby zamek się otworzył. Nic się jednak nie wydarzyło. Pięknie. Obiecała pomóc temu dziwnemu Gryfonowi, a nie ma pojęcia jak to zrobić? Czyżby była mistrzynią pakowania się w niezręczne sytuacje? Z pewnością! - Masz może jakiś pomysł na inne zaklęcie? Bo skoro to nie działa.. - mruknęła cicho, rozglądając się dookoła czy aby na pewno jakiś nauczyciel nie zamierza wybrać się na spacer. Wyglądaliby nieco dziwnie przed schowkiem na składniki, z różdżką, próbując go otworzyć. Ciekawe po co, prawda? Przecież nie po to, żeby coś z niego ukraść. - Nie będę wysadzać drzwi, zbyt dużo hałasu - myśl intensywnie, Amelia, dasz sobie radę. Musisz coś wymyślić. Chłopak pomógł ci prawie bezinteresownie.. Gdy już udało im się wykraść co mieli w planach, każde rozeszło się w swoją stronę, nawet bez pożegnania.
Wyglądała doprawdy żałośnie. Nadpalona sukienka chociaż zakrywała jej tyłek. Widząc swoje rany na dłoniach, skrzywiła się okropnie. Naprawdę powinna pójść do Skrzydła Szpitalnego, ale co niby miała powiedzieć? "Chciałam tylko zmienić ruchalnię na bardziej przytulną". Nie mogła. Musiała trzymać język za zębami, aby przede wszystkim nie wrobić swojej koleżanki. Przecież nie z takich ran się już leczyła. Trudno się jej chodziło. Miała wrażenie jakby uda i brzuch spalały jej skórę nie tylko do zewnątrz ale i od wewnątrz. Pierwsza myśl, jaka przyszła Gittan do głowy, to schowek. Kiedyś słyszała o nim od uczniów Hogwartu. Podkradali stamtąd składniki do niebezpiecznych eliksirów albo po prostu robiła sobie jaja. Gittan teraz bardzo potrzebowała czegoś na poparzenia, a nie wyobrażała sobie iść i prosić kogoś o pomoc. Gdy doczłapała się na szóste piętro, odetchnęła z ulgą. Widziała już drzwi. Ucieszyła się, miała nadzieję, że za chwilę skończy się ten ból, a ona będzie mogła się wstydzić jedynie ze swojego nadpalonego stroju. Weszła do środka i przez przypadek za mocno trzasnęła drzwiami. Zaczęła przeglądać fiolki, szukając coś na bazie aloesu, stewii. Pamiętała jeszcze, że jest eliksir leczący rany, opierający się na pijawkach, żółci pancernika, kła węża, korzeni stokrotek i liście grimerowca. Nie była jednak pewna, czy znajdzie tu wszystkie składniki!
Anastazja Silvarova
Wiek : 36
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, opiekun Slytherin'u
Silvarova przechadzała się po Hogwarcie. Dyżury i te sprawy... Nie sprawiało jej wielkiej satysfakcji łapanie uczniów na łamaniu regulaminu, ale należało to do jej obowiązków, a brała je sobie bardzo do serca. Do wszystkiego, co robiła w pracy, podchodziła NAPRAWDĘ poważnie. Tak było i tym razem. Gdy tylko usłyszała trzaśnięcie zamykanych drzwi, cicho i szybko ruszyła w tamtym kierunku, aby zbadać sytuację. Nie myliła się. Ktoś buszował w schowku na składniki i wszystko wskazywało na to, że nie był to nauczyciel. Otworzyła drzwi gwałtownym ruchem, licząc, że uda jej się przyłapać delikwenta na gorącym uczynku. Nie myliła się. Przed nią stała uczennica, ubrana w podartą sukienkę. Gdzieniegdzie na jej skórze widniały paskudne poparzenia. Czego mogła tutaj szukać? Czyżby chwilę wcześniej pojedynkowała się z kimś? Może prowadziła jakieś eksperymenty? Tak czy inaczej wszystko w niej: od zaskoczenia malującego się na jej twarzy, po podarte ubranie, krzyczało wręcz, że musiała łamać regulamin. Samo włamanie się do skrytki nie było legalne, więc... Anastazja nie znała tej dziewczyny. Musiała być przyjezdna, bo kojarzyła już uczniów Hogwartu. Ta twarz nigdy nie rzuciła jej się w oczy. - No! Proszę, proszę! Co my tu mamy? - Zmierzyła ją badawczym spojrzeniem i ściągnęła usta. - Panno...? - zachęciła ją do zdradzenia swojej tożsamości. - Co Panienka tutaj robi? I co ma oznaczać ten... strój? - Lepiej, żeby tłumaczyła się szczegółowo i nie próbowała kłamać. Silvarova miała sposoby, na takich, jak ona!
Gittan w ogóle nie brała pod uwagę, że któryś z nauczycieli może mieć dyżur! Liczyła na to, że będą ignorować swoje obowiązki, zwłaszcza, że w Hogwarcie za wiele złych rzeczy się nie działo. Znalazła sproszkowane kły węża i pijawki. Aż wzdrygnęła się, widząc jak zanurzone w jakimś płynie szukają źródła krwi. Czy jak weźmie przepis z biblioteki będzie potrafiła uwarzyć eliksir dla studentów? Musiała kogoś o to poprosić. I od razu zbierało się jej na mdłości. Tylko nie miała pojęcia, czy poparzenia mogą mieć takie skutki uboczne czy naprawdę brzydzi się robaków. Usłyszała czyjeś kroki i zaczęła po prostu panikować. Przecież nie stanie wśród fiolek, udając jedną z nich. Gdy ktoś tu wejdzie, będzie musiała wymyśleć wspaniałe wytłumaczenie na spaloną sukienkę i te poparzenia! Prędko odłożyła sproszkowane kły węża. Kiedy chciała już postawić pijawki, drzwi gwałtownie się otworzyły, Gittan upuściła fiolkę. Od razu podskoczyła, widząc, jak wiją się małe stworki. Nauczycielka transmutacji, ależ wpadła. Jeszcze dzień temu była na jej lekcji, oddała pracę, zachowywała się jak idealna uczennica. A teraz? Myśl, gorączkowo myśl. Przygryzła dolną wargę, ależ ma dzisiaj pecha! - Svensson - rzekła z twardym akcentem. Momentalnie zapragnęła zapaść się pod ziemię. Właśnie, co się stało? Wyprostowała swoją skąpą sukienkę, myśląc, co mogłoby ją oparzyć i zjeść materiał. Nie mogła przecież zdradzić swojej przyjaciółki. - Ech, nieprzyjemne spotkanie z czyrakobulwami, a ja okropnie boję się pielęgniarki, więc wolałam doprowadzić się sama do porządku, w końcu to nic wielkiego! - dodała, chcąc sama siebie pocieszyć. Wcale jej nie piekło, no wcale! Chociaż koleżanka potraktowała ją zimną wodą, poparzenia wcale nie zniknęły. Potrzebowała maści, eliksiru leczącego, ale nie mogła pójść do Skrzydła Szpitalnego. A strój? Miała z kpiną powiedzieć, że to moda wymyślona przez czyrakobulwy? O dziwo, Gittan mówiła o swoich wymyślonych słabościach! A to ci historia!
Anastazja Silvarova
Wiek : 36
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, opiekun Slytherin'u
Przyjrzała się dziewczynie uważnie. Nie wyglądała, jak po starciu z czyrakobulwami. Miała nieodparte wrażenie, że Svensson musiała się chwilę wcześniej z kimś pojedynkować, a teraz bała się iść do Skrzydła Szpitalnego, żeby to nie wyszło na jaw. Było jeszcze parę możliwych wyjaśnień, ale prawdę mówiąc - Silvarova nawet nie przewidywała, jaka jest prawda. Cóż... Przyjezdna mogła powiedzieć prawdę, ale skoro nie chciała... Nie była ślizgonką, bo na pewno by ją znała, jako opiekunka tego domu. Uśmiechnęła się więc do dziewczyny dość paskudnie. Może postraszyć ją utratą sporej ilości punktów. W końcu zależało jej na sukcesie Slytherinu. - Doskonale. A teraz proszę jeszcze raz od początku i proszę mówić prawdę. Daję ci ostatnią szansę Svensson. - Zmierzyła ją badawczym spojrzeniem i czekała na odpowiedź. Cierpliwie. Nieludzko cierpliwie. Bardzo długo z resztą. W końcu jednak uznała, że przestraszona, drobna istotka, która stała przed nią, nie jest skora do współpracy. - Doskonale. Na to właśnie czekałam. - Skrzywiła się. Nie cierpiała tego robić, ale nie zamierzała tej gówniarze popuścić. - Legilimens - wyszeptała, skierowując na nią swoją różdżkę. Nie natrafiła na żadne opory ze strony jej umysłu, czuła się trochę zagubiona, więc wyciągnęła z niego garść wspomnień. Chyba trochę więcej, niż powinna... Trudno. W końcu dała dziewczynie wybór. Obrazy jeszcze nie dotarły do niej, kiedy oddychała głęboko, łącząc swój umysł, z umysłem przyjezdnej.
Czego oczekiwała nauczycielka? Przecież nie wypaliłaby jej od razu całej prawdy. Nie mogła. Była lojalna wobec przyjaciół, nawet jeśli skóra ją piekła i drapała. Miała wrażenie jakby zaczęła z niej schodzić całymi płatami. Przecież nie przeprosi Anastazji i zedrze z siebie ubranie, aby móc się podrapać. Zagryzała wargi, żeby się powstrzymać. Nie wpadła na to, że mogła powiedzieć o pojedynku. Wymyśliłaby jakieś nazwisko i miałaby spokój. Nie, czyrakobulwy. Sama w to nie wierzyła, a co dopiero nauczycielka, która wręcz zabijała ją spojrzeniem. Nie miała za wiele wspólnego ze ślizgonami. Może charakter Svensson należał do paskudnych, ale bez przesady. Niezbyt przejmowała się też punktami. Nie rozumiała wciąż polityki Hogwartu. U nich w Szwecji, a raczej w Norwegii, wszystko było wspólne. Każdy pracował na sukces szkoły, nie domu. - Czyrakobulwy, przecież mówiłam - jęknęła zmieszana. Nawet chciała wyjść ze schowka, zrobiła krok, ale nauczycielka stała perfidnie w drzwiach. Nie zauważyła nawet kiedy różdżka została skierowana prosto w jej ciało. Jak miała się obronić? Jak? Nikt ją tego nie uczył! Poczuła się na przegranej pozycji! To było łamanie regulaminu. Starała się nie myśleć o wydarzeniach sprzed godziny. Miała wrażenie jakby powietrze zatrzymało się w jej płucach, a ona nie mogła się tego pozbyć. Anastazja jednak nie mogła zobaczyć genialnego pomysłu ślizgońsko - krukońskiego. Zawędrowała prosto do wspomnień Gittan, które nie miały nigdy wyjść na jaw. Nie mogła na to pozwolić, starała wyobrażać sobie białą ścianę, białą ścianę, w którą uderza bezwładnie ciało Anastazji, żeby pożałowała tego bezczelnego wtargnięcia. Ciemność ta tak bardzo znana otulała jej ciało, które oświetlały nikły płomień pięciu świec ustawionych na ramionach pentagramu. Każda z nich miała inny kolor, odpowiadający za budzenie zmarłych oraz żywiołów. Drobna Gittan stała na środku pentagramu z zamkniętymi oczami, wypowiadając na głos pradawne zaklęcia z działu czarnej magii. Wzniosła ręce ku niebu, trzymając w jednej z nich sztylet z wygrawerowanymi starożytnymi runami. Jego czubek wbiła w skórę, przejeżdżając nim po całej długości dłoni. Patrzyła jak krople krwi spadną prosto do kielicha, znajdującego się na środku pentagramu. Tu właśnie połączenie zostało zerwane, a przerażona Gittan nie wiedziała, co ma zrobić. Chciała popchnąć Anastazję i uciec jak najdalej stąd. Ból szarpał drobnym ciałem, a ona tylko patrzyła. W wizji była młodsza o kilka lat. Nauczycielka mogła od razu zobaczyć, że zaklęcie nie działo się w murach Hogwartu. Przełknęła ślinę. - Co pani na Merlina wyprawia?! To jest zakazane! Niedozwolone! Nie wolno tak traktować uczniów na wszystkich diabłów! - zaczęła się wydzierać, potrzebowała czasu, aby wpaść na jakąś drogę ucieczki. Bardzo źle, bardzo, bardzo źle.
Anastazja Silvarova
Wiek : 36
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, opiekun Slytherin'u
Nastka była zaskoczona i poniekąd przerażona. Jak mogła się spodziewać, że któryś z uczniów skrywa w głowie TAKIE wspomnienia?! Sądziła, że co najwyżej pozna imię jej pierwszej miłości, zobaczy, jak dziewczyna popija alkohol podczas nielegalnego wypadu do Hogsmeade, ale nigdy, nigdy nie myślała, że "przyłapie" ucznia (uczennicy i to jeszcze tak młodej!) na próbie odprawiania czarnomagicznych rytuałów! TAK POTĘŻNYCH rytuałów. Nawet ona nigdy nie porywała się na takie rzeczy, a miała w swojej szkolnej karierze wiele mniejszych i większych grzeszków na sumieniu. Okaleczyła kilkoro uczniów i użyła paru "niewybaczalnych", jak tutaj określano niektóre zaklęcia czarnomagiczne. Nigdy jednak nie próbowała... - Svensson... - zaczęła chłodnym tonem głosu, choć w jej oczach można było dostrzec zaskoczenie i płomień wściekłości. - To co widziałam... - Zacisnęła zęby. - Z jakiej pochodzisz szkoły, dziecko? - Anastazja zmrużyła oczy, a jej głos pozostał spokojny, miły i przenikliwy. Przyjezdna nie wyglądała jej zupełnie na uczennicę Durmstrangu. - I nie mów mi nic na temat tego, co mi wolno, a czego nie. - Dziewczyna nie miała odwrotu, musiała teraz ugiąć się pod gradobiciem pytań Silvarovej albo ryzykować kolejną wizytę w swoim umyśle. Kto wie, co jeszcze się w nim kryło?
Co miała teraz zrobić? Nie chciała zdradzać swojego pochodzenia czarownic z Salem! Czuła, że jest z nimi powiązania, co z tego, że nie miała pewności. Wiedziała tylko, że jej matka była ćpunką, a może po prostu nie wytrzymywała tej mocy? Codziennie czuła ich obecność. Ta siła pomagała Gittan wstać z łóżka, uczyć się Starożytnych Run i rozwijać się. Chciała być taka jak one. Nawet jeśli musiałaby poświęcić własne życie. Tak potężna magia wymagała wyrzeczeń, Svensson doskonale o tym wiedziała. Gittan nie ukrywała swoich pierwszych miłości ani to, że wlewa w siebie alkohol strumieniami. Była młoda, miała na to pozwolenie od wszystkich diabłów na świecie. Mogła się upijać, tańczyć do białego rana i lądować w łóżku z kim popadnie. Potem miała dorosnąć i żałować. Gittan skupiała się jednak na nauce, na staniu się kimś, do kogo na pewno nie doskoczy. W końcu jak mugolka mogła nagle wyrosnąć na najpotężniejszą czarownicę? Nie kręciła ją władza, nie chciała być drugim Czarnym Panem. Ona dla samej siebie chciała wiedzieć, że potrafi, że jak wymarzy coś, to prędzej czy później się to spełni. Czy tak dużo wymagała? Głos nauczycielki przeszył Gittan na wskroś. Co miała jej u diabła powiedzieć? "Spierdalaj z mojej głowy", na to już było za późno. Wpadła na ostateczną linię obrony. Oby się udała. - To co pani widziała może być wytworem mojej wyobraźni - syknęła. Nie mogła pogodzić sie z tym, ze nauczycielka włamała się do jej umysłu! To było zabronione, nie miała prawa. Zgłosi to, zgłosi to do dyrektora. Ale co jeśli Silvarova powie mu, co widziała?! Była w kropce. - Stavefjord - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie miała pojęcia, dlaczego Anastazję zaczęła nagle interesować szkoła. Równie dobrze mogła pochodzić z Czech i wierzyć w słowiańskie bóstwa. - Thurisaz - powiedziała cicho. Ledwo w zasadzie poruszyła ustami. Nazwa ta brzmiała jak jakiś dom, do którego należała w szkole. Prawda jednak była zupełnie inna. Thurisaz należała do run starodawnych zaklęć. Powinna ją narysować, ale musiała poczuć, że czarownice są z nią, że ją chronią. Runa ta oznaczała ochronę. Bała się, że Anastazja może ją skrzywdzić. W innej sytuacji Thurisaz mogła stanowić atak. Głównie dlatego, że energetycznie należała do kręgu ognia. Mogła niszczyć i współgrać z wiatrem. - Tak Hogwart traktuje przyjezdnych? A teraz przepraszam, udam się do Skrzydła Szpitalnego - warknęła, chcąc wyminąć Anastazję.
Anastazja Silvarova
Wiek : 36
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, opiekun Slytherin'u
Silvarova nie była głupia. Nie dałaby się łatwo wyprowadzić w pole jakiejś uczennicy. Teraz za to wiedziała, że ma do czynienia z czymś, czym powinna się zainteresować. Nawet nie tylko, jako nauczycielka, ale bardziej, jako członkini Brygady Uderzeniowej. Nie miała pojęcia, czy ktoś już wiedział o tym, co próbowała zrobić ta dziewczyna, czy maczał w tym palce ktoś jeszcze, kto stał za tym wszystkim, nie wiedziała nawet kiedy to się działo. Powinna jeszcze raz wedrzeć się do jej umysłu, żeby wydobyć z niej te informacje. Zamiast tego zmierzyła ją kolejny raz badawczo, jakby wciąż nie wierzyła, że ta niepozorna uczennica mogłaby być zdolna, do tak strasznych rzeczy. Czy ona miała w ogóle świadomość, co też mogło się stać? Silvarova nie była dobrze obeznana w Starożytnych Runach - istnieli od tego dużo lepsi specjaliści, eksperci, którzy zajmowali się właśnie tą dziedziną magii - mimo tego, jej wiedza ogólna była dość rozległa, by zrozumieć choć w części znaczenie potęgi starożytnych sił, które postanowiła podporządkować sobie Svensson. Zrozumiała też drugie słowo, które wyszeptała. Zmarszczyła nos. Wściekłość wypełniała ją całą, ale nie pozwoliła sobie na wybuch. Ostatnio w jej życiu stało się wiele. Czy Svensson byłaby tak pewna siebie i zbuntowana, gdyby wiedziała kim jest Silvarova i do czego jest zdolna? Aż tak była pewna swojej siły? No cóż. Miało się okazać, kto tu jest potężniejszym czarodziejem. Nastka boleśnie zatopiła swoje palce w ramieniu dziewczyny, zatrzymując ją. - Nie. - Zaprzeczyła, a ton jej głosu sugerował, że czas na gierki się skończył. - Jestem pracownicą Ministerstwa Magii i wykwalifikowanym Aurorem, członkiem Brygady Uderzeniowem. Z zawodu, oprócz nauki Transmutacji w tej szkole, trudnię się wyłapywaniem ludzi, którzy stanowią zagrożenie dla świata czarodziejów. Na moje biurko trafiają zwykle wyjątkowe przypadki. Nie uwierzyłabyś do czego ludzie potrafią być zdolni. - Usilnie próbowała połączyć ich spojrzenia. - JA traktuję tak uczniów, którzy bardzo mi się nie podobają. - Prawdę mówiąc powinna z tą sprawą iść od razu do dyrekcji, ale Silvarova nie była typem człowieka, który szuka pomocy u innych - sama rozwiązywała sprawy, sama sobie radziła z problemami i z zadaniami. - Panno Svensson. Zanim zrobi Panna cokolwiek ze swoimi oparzeniami, zapraszam do swojego gabinetu. - Szarpnęła ją z całej siły, a tej miała niemało. Wszak dbała o ciało, hartowała się i trenowała je równie sumiennie, co swój umysł. Gdyby było trzeba, gotowa była nawet użyć innych środków. Przygotowała sobie różdżkę i poprowadziła przyjezdną prosto w stronę podziemi...
Co my dzisiaj mamy? Czyż nie jest to wspaniały dzień? Owszem. Piękny, cudowny dzień. Dlaczego ktoś buszuje po szkolnych korytarzach? Zdaje się, że uczniowie, zamiast siedzieć w zamku, powinni spędzać czas na błoniach i rozkoszować się pierwszymi wysokimi temperaturami w tym roku. Prawda? Niestety, jak widać, dwójka uczniów, Gregers Colton oraz Lotta Reyes, postanowiła zostać jednak w zamku. Z jakich powodów? Dla niego był to czas, w którym spokojnie mógł się zakraść do schowka na składniki, z którego potrzebował bardzo pilnie jednej z roślinek. W taką pogodę mało kto decydował się na pozostanie w murach zamku. Pan Colton może być spokojny, żaden nauczyciel raczej się tutaj nie pojawi. Dla niej? Ona chciała poznać zamek z każdej strony i z przypadkowo udało jej się wpaść na Gregers'a. Czy ta znajomość okaże się wielkim sukcesem czy malutką porażką? To wszystko zależy od faktu czy Gwenllian zdecyduje się pobiec na skargę do profesora, ponieważ jak wiadomo Ślizgoni nie lubią konkurencji, czy może pomoże chłopakowi ukraść kilka listków potrzebnej mu rośliny? Panno Reyes - co Ty na to, żeby odrobinę złamać przepisy szkolne? Zaczyna Gregers Colton.
Gregers obudził się po wczorajszej imprezie. Zdecydowanie za dużo wypił, ale to żadna nowość. Kiedy tylko otworzył oczy, poczuł oślepiające światło, no i pulsujący ból głowy. Jebany kac... Colton, powinieneś się już przyzwyczaić. Coś trzeba było z tym fantem zrobić. Jakiś eliksir przeciwbólowy, cokolwiek, inaczej nie wyrobi i nie wstanie z łóżka do wieczora. A przecież tyle zasad jest do złamania... No i właśnie postanowił złamać jedną z nich. Wstał, wrzucił różdżkę do kieszeni szaty i ruszył w stronę pomieszczenia, gdzie można znaleźć przeróżne składniki. Z eliksirów jest całkiem dobry, więc wiedział, czego potrzebuje. Kwestia tylko, żeby nikogo tam nie zastał, ale to mało prawdopodobne. W końcu mamy dziś przepiękną pogodę i prawie wszyscy wyszli z zamku, by złapać trochę słońca. On ma dziś dosyć słońca. Na kacu wszystko go razi. Dotarł do sali, gdzie przechowywane były składniki. Potrzebował dwóch. Musiał je szybko zwinąć i wrócić tak, by na nikogo nie trafić. Szlabany zabierają mu cenny czas, który mógłby spędzić, narażając się na kolejne. Ot, cały Gregers Colton. Zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. Jak tu coś, kurwa mać, znaleźć?! Po długich minutach, znalazł to, czego potrzebował. Chwycił dwa małe słoiczki, schował je do kieszeni i szybkim, pewnym krokiem ruszył do wyjścia. Jakie szczęście, że udało mu się ukryć zdobycz, gdyż w drzwiach trafił na jakąś dziewczynę. Ślizgonkę konkretnie. Spojrzał na nią z uśmiechem. Takim pięknym, urzekającym, że wyglądał zupełnie nie groźnie. A już na pewno nie, jak złodziej.
Lotte jeszcze nie do końca ogarniała rozkład zamku zwłaszcza, że wyniosła się z niego szybciej niż zamieszkała. Wolała wynająć mieszkanie w wiosce niż dzielić sypialnię z kimś innym. Zwłaszcza, że Lotka nie należała do towarzyskich osób i wolała samotność. Dlatego też wałęsanie się po zamku było zajęciem jak dla niej w sam raz. Mogła się włóczyć i mieć pewność, że raczej nie zostanie zaczepiona przez kogokolwiek. Wszak nie ma zakazu chodzenia po zamku w pojedynkę. Reyes wolała znać rejony w których przyszło jej przebywać, bowiem nie zamierzała na razie wracać do Kanady. Na dłuższą metę i tak nigdzie nie potrafiła zagrzać miejsca, a gdzie mieszkała było jej w sumie obojętne. Zawędrowawszy na szóste piętro zaciekawił ją jakiś hałas dobiegający zza jednych z drzwi. A że Reyes bywała wścibska to poszła sobie to sprawdzić. Niestety nie zdążyła dojść do środka, bowiem w chwili gdy była już blisko drzwi, te się otworzyły i stanął w nich całkiem przystojny, zdaniem Lotki, chłopak. Ewidentnie musiał to robić, coś czego nie powinien i został przez Reyes złapany na gorącym uczynku. Całkiem możliwe, że ktoś inny z miejsca poszedłby na skargę. Ale nie Lotte, bowiem po pierwsze za dobrze go nie znała, a po drugie po co skarżyć? - Jakże ładną pogodę mamy - rzuciła odwzajemniając uśmiech.
Gregers w innej sytuacji rzuciłby komentarz w stylu ,, No co Ty nie powiesz ?''. Jednakże teraz musiał być taktownym, kulturalnym Ślizgonkiem, który nie zrobił przecież nic złego. Skąd miał wiedzieć, jak długo dziewczyna tu była? Może przyszła parę minut temu i obserwowała go, a zaraz pójdzie na skargę do któregoś z tych cudownych profesorów? No i będzie Colton musiał jednak tracić czas na szlaban, a po co mu to ? Uśmiechnął się więc trochę łobuzersko, ale nadal uprzejmie. - Tak, zdecydowanie. A co Pani robi w zamku? - Zapytał, patrząc jej w oczy. W końcu, powinna być na dworze. Słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały i Takie tam, pierdolenie. - Przecież pogoda taka piękna. Dziewczyna była całkiem ładna. Może by tak ją jakoś oczarować... Przecież to dla Gregersa Coltona żaden problem, a możliwe, że będzie ciekawie.
Pogoda może i ładna, ale Lotte jakoś tak nie specjalnie się przejmowała pogodą i zjawiskami atmosferycznymi. Ją właściwie mało co ruszało, jeśli nie mogła mieć z tego jakiś korzyści. Ot taka mała cecha, która miała naprawdę duży wpływ na charakter Reyes. - Zwiedzam te historyczne mury - powiedziała Lotte nie wiedząc, czy chłopak kojarzy, że ona nie stąd. A przynajmniej do niedawna. Do zakończenia mistrzostwa świata w quiddichu juniorów. Lotka nie była jakoś szczególnie zainteresowana tym, co Ślizgon robił za tymi drzwiami. Szybki rzut okiem na sytuację i już wiedziała, że nie ma co się wysilać na jakąś interesującą rozmowę. Całkiem możliwe, że się myliła, ale jak to Lotka. Raczej obojętna na wiele rzeczy. - Chociaż można powiedzieć, że nico się zgubiłam. Reyes nie ogarniała rozkładu zamku, bo jakoś nie szczególnie był on jej potrzebny do życia. Nie mniej jednak czasami dobrze wiedzieć, gdzie się jest.
- Zwiedzasz. - Colton uniósł wysoko brwi. Przyjechała na wymianę. Tak, chyba tak, nie kojarzył jej zbyt dobrze. - Błonia też możesz zwiedzać. - Uśmiechnął się ironicznie. No, co on może poradzić na to, że nie potrafi być uprzejmy? Choć, ostatnio założył się z Sarą, że będzie miły dla wszystkich. Przez 24 godziny, ha! Już minęły. Teraz Colton może znów być w swoim żywiole. Choć, może postępuje trochę nierozsądnie, bo nadal nie wiedział, czy ta dziewczyna nie pójdzie zaraz na skargę. Hm. - Ale oczywiście, zamek jest równie ciekawy. Jesteś z wymiany? - Zapytał, łagodząc sytuację. Cóż, musi się trochę powstrzymać, choć oczywiście, dziewczyna mogła wyczuć w jego głosie nutkę dziwnej złośliwości. O ile była spostrzegawcza. Bo równie dobrze, mogła nie zwrócić na to uwagi. W końcu, Gregers dobrze udawał. Ciekawe. - Zgubiłaś? A gdzie chcesz trafić? - Ach, Gregersie, jakiż Ty jesteś pomocny! Szkoda, że tylko teraz. W końcu, chłopak ma w kieszeni dwa słoiczki ze składnikami, więc średnio by było się wkopać.
- Zwiedzać trawę i krzaczki na błoniach - zdziwiła się Lotte słysząc słowa Coltona. Reyes nigdy nie była fanką fauny i flory. Zdecydowanie odpowiadała jej miejska dżungla, która i tak rządziła się podobnymi prawami jak ta z drzewami i zwierzami. Brunetka była typowym mieszczuchem, który za nic nie zamieszkałby w domku z ogrodem z dala od ludzi. - Tak się wałęsam po zamku, bo ma zamiar skończyć tu studia - dorzuciła rozglądając się dookoła, jakby sprawdzała, czy ktoś idzie. Dziewczynie nie uszło, że chłopak robi sobie z niej jakby żarty, ale powiedzmy sobie szczerze. Lotte bywała bardzo obojętna na wiele rzeczy. - Nie mam konkretnego celu swojej wycieczki. Tak chodzę, bo mieszkam po za zamkiem i nie wiem, za wiele, gdzie co jest. Tak sobie spaceruję, ale nie bardzo wiem, gdzie trafiłam. Zamek różnił się od miejskiej dżungli Barcelony, gdzie przyszło jej się wychowywać. Tam zdecydowanie było inaczej i Lotte przyzwyczaiła się do zapuszczonego otoczenia.
Uniósł wysoko brwi. No co? Krzaczki i drzewka też można oglądać, niektórzy lubią. - Czyżbyś nie lubiła mieć kontaktu z naturą? - Zmrużył oczy. W zasadzie nie wiedział, po co zadał to pytanie. Chyba ot tak, po prostu, żeby nieznajoma miała o czym myśleć. Kiedy stwierdziła, że chce skończyć studia w Hogwarcie, Gregers zaczął zastanawiać się, na którym roku może być. Może na drugim? Zresztą, w końcu może zapytać, nie? - Ach, to na którym roku jesteś? - Zbliżył się do niej nieznacznie. A co tam, całkiem fajna dziewczyna, to dlaczego by się trochę nie spoufalić? Mieszka poza zamkiem... Ciekawe, czy na Alei Amortencji tak samo, jak on? Wielu studentów tam mieszkało, całkiem przyjemne miejsce. Mnóstwo klubów i pubów w okolicy... No i w zasadzie to by było na tyle, ale Gregersowi w zupełności wystarcza. On do szczęścia potrzebuje alkoholu, dobrej zabawy, seksu, seksu, no i jeszcze może trochę... seksu. Niewiele trzeba, żeby go uszczęśliwić, prawda? Ach, jeszcze do tego przydałaby się spora dawka ryzyka i adrenaliny. Jeśli byłyby spełnione wszystkie te warunki, Colton czułby się, jak w siódmym niebie.
- Tak jakby nie bardzo. Cała natura wygląda jednakowo - uznała Lotte zgodnie z prawdą. - Wolę miejską dżungle. Gdyby ktoś zaproponował jej zamieszkanie na wisi z miejsca by mu odmówiła. Nie nadawała się na wieś, gdzie nie było za wiele rozrywek. Chociaż swoją drogą Lotte miała nieco przestarzałe wyobrażenie o wsi, gdzie hodowało się zwierzęta i warzywa. Nauka nigdy jakoś specjalnie nie interesowała Lotte. Dziewczyna wolała inne rozrywki niż siedzenie nad książkami i zagłębiać się w słowa jakiś starych pryków, którzy już od dawna wąchają kwiatki od spodu. - Na pierwszym - odpowiedziała. - A ty? W sumie było jej to obojętne. Takich osób obojętnych na wiele rzeczy jak Lotte było chyba nie wiele. Ale co tam. Ważne żeby móc mieć jakieś zajęcie. A tego na chwilę obecną nie miała. No i takie bez celowe chodzenie po zamku też nie było za bardzo kreatywne. - Jest tu coś wartego obejrzenia? - Zapytała uśmiechając się figlarnie. Poflirtować nie zaszkodzi.
Na pierwszym roku? Dziwne, że do tej pory nie trafili na siebie, chociaż Gregers od pewnego czasu mieszkał na Alei Amortencji, więc być może w tym tkwi sedno sprawy. Nie sypiał w dormitorium, zajęcia z zasady olewał, więc raczej nie poznawał nowych osób. No, chyba, że w jakimś pubie w Hogsmeade, ale ich też może już nie pamiętać. Tak? Nie pamiętam, byłem najebany. Cóż. - Pierwszy. Dziwne, że dopiero teraz się spotykamy. - Utkwił w dziewczynie badawcze spojrzenie. Kiedy ta uśmiechnęła się do niego pięknie, odwzajemnił uśmiech i przybliżył się nieco do nieznajomej. - No wiesz. - Powiedział, unosząc nieco brwi i w teatralnym geście poprawił sobie kołnierzyk od koszuli. Dokładnie tak, jakby chciał powiedzieć ,, No pewnie, ja. '' I dokładnie to po chwili rzekł z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Cóż, cały Gregers Colton. Nie obędzie się bez flirtu, a że już dawno nie miał okazji sobie z jakąś fajną dziewczyną poflirtować, to ucieszył się na samą myśl. W końcu to sama przyjemność, nie? Zmrużył nieco oczy i znów utkwił swoje spojrzenie w nieznajomej.
- Dziewczyny muszą być trochę tajemnicze czyż nie? Lotte niedbale odrzuciła włosy na plecy. Ludzie miewali tajemnice, a ona dodatkowo miała jedną o której nikt nie wiedział. I nie zamierzała się ową tajemnicą dzielić z nikim. Nie zaszkodziło to jednak miło spędzić trochę czasu z pierwszym spotkanym chłopakiem. Reyes nie pierwszy i za pewnie nie ostatni raz tak właśnie zabija dobijającą ją nudę. Jej rozrywki przeważnie kręciły się wokół imprez, alkoholu oraz sporej dawki ryzyka. Inaczej było nudno. A ona bardzo, ale to bardzo nudy nie lubiła. Niestety Colton będzie musiał bardzo się postarać, bowiem Lotkę ciężko czymś zainteresować. - Jakbyś zaproponował mi ciekawie spędzić czas? - Zapytała nieznacznie się przysuwając. Wielu chłopakom wydawało się, że wystarczy zaczarować Lotte i już będzie ich. A tu taki pech ich spotykał. Brunetka potrafiła wycofać się w dowolnym momencie, jeśli uznała, że coś jej nie pasuje, nie dbając w ogóle przy tym, co sobie o niej pomyślą.
Czy muszą być tajemnicze? Gdyby miał odpowiedzieć zgodnie ze swoimi przekonaniami na to pytanie, odpowiedziałby Nie. Takich spotykał mnóstwo. Niby chłodne, niby tajemnicze, niby zdystansowane. To robiło się nudne. No chyba, że tajemniczość przychodziła kobiecie naturalnie, czyli po prostu była jedną z jej cech charakteru o ile można tak to określić. Wtedy rzeczywiście wyglądało to ciekawie i można powiedzieć, że pociągało Gregersa. Choć zazwyczaj na jedną noc. No, w porywach dwie, może trzy. Na dłuższą metę Colton preferował inny typ kobiety, choć nie był tego do końca świadomy. - Czy ja wiem. - Wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni papierosa. W szkole nie można palić, ale co z tego? Uśmiechnął się pod nosem. Wyjął także zapalniczkę i już po chwili zaciągnął się dymem, patrząc gdzieś w przestrzeń. Nie zamierzał pytać nieznajomej, czy przeszkadza jej zapach tytoniu. No bo co go to obchodzi? Ostatecznie może zapytać, czy dziewczyna chce zapalić. Tak też zrobił, wskazując na paczkę papierosów. - Palisz? Jakieś gówno, ale nikotyna to nikotyna. - Wzruszył ramionami po raz kolejny.
z.t
Ostatnio zmieniony przez Gregers Colton dnia Czw Lip 03 2014, 14:48, w całości zmieniany 1 raz
Widocznie trafił się Lotce chłopak, który zdecydowanie wiedział, czego chciał i nie poleci na pierwszą lepszą. Może to i dobrze. W każdym razie trzeba było w końcu coś ze sobą zrobić. Włóczenie się po zamku na pewno nie było aż takim dobrym pomysłem jak się jeszcze jakiś czas temu Reyes wydawało. Trafiła gdzieś, gdzie nawet nie wiedziała, jak wrócić do Wielkiej Sali. No i masz pecha dziewczyno. - Nie palę - powiedziała. Za pewne po raz kolejny Lotte wyszła na taki typ dziewczyn jakich dużo. Ale miała dobry charakter - wszystko spływało po niej jak po kaczce. Do słownie. - Pójdę chyba jeszcze się pospędzać po zamku.
Amelia była dzisiaj w wyjątkowo podłym nastroju. Nie z powodu tego, że była znów Hogwarcie, do tego faktu udało jej się już dawno przyzwyczaić. Dzisiaj był jej wielki dzień, ponieważ miała przed sobą zdecydowanie najważniejsze zadanie, jakie spotkało ją w tym roku szkolnym – mogła samodzielnie przeprowadzić jedną z lekcji eliksirów. Wiedziała jak ważne jest pierwsze wrażenie zrobione na uczniach, więc starała się, żeby wszystko było ciekawe i poszło jak najlepiej. Na kombinowanie i dzielenie uczniów na grupy nie była jeszcze gotowa. Dzisiejszy pomysł nie był jakoś specjalnie szalony, ale wydawało jej się, że będzie to miła odmiana po lekcjach, jakie robił im profesor Brendan. Samo ważenie eliksirów.. a gdzie przygotowywanie składników? Gdzie umiejętność znalezienia odpowiednich rzeczy, potrzebnych do stworzenia dobrego eliksiru? Panna Wotery postanowiła zacząć wszystko od początku, uczyć ich od podstaw. Najpierw dziecinnie proste rzeczy – dopiero później coś bardziej zaawansowanego. Wiedziała jednak, że nie będą się nudzić podczas tych zajęć, w końcu będzie to coś nowego, czego jeszcze nie mieli okazji przećwiczyć. Na miejsce zajęć wybrała schowek na składniki, ponieważ to właśnie tam koniecznie powinni rozpocząć swoją przygodę z eliksirami, przynajmniej w tym roku. Amelia kochała ten przedmiot i sama chciała zarazić uczniów swoją pasją. Ciekawe czy jej się to uda? Podczas gdy uczniowie powoli zaczęli się zbierać i tłoczyć przed ciasnym schowkiem, ona stała cierpliwie, czekając na wszystkich spóźnialskich. Gdy pojawiły się już ostatnie osoby, uśmiechnęła się do nich lekko, odchrząknęła, poprawiła grzywkę i kiwnęła głową. - Dzień dobry, a właściwie cześć. Jak pewnie większość z Was wie, jeszcze rok temu uczęszczałam do Hogwartu i znajdowałam się po tej drugiej stronie, jako studentka. Mam nadzieję, że moje doświadczenie pomoże mi sprawić, żeby eliksiry nie były dla Was koszmarem, ale czymś znośnym. Kto wie, może nawet przyjemnym? – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, zastanawiając się przez dłuższą chwilę, co mogą sobie o niej myśleć wszyscy Ślizgoni zgromadzeni przed schowkiem. To głównie oni kochali eliksiry, to dla nich powinna postarać się najbardziej. Nie, nie możesz teraz przejmować się ich opinią, ponieważ zabraknie Ci języka w gębie i na tym się skończy. Pokręciła tylko głową i skupiła się na tym, co miała dzisiaj zrobić. – Dzisiaj zajmiemy się szukaniem składników w magazynku, który znajduje się za moimi plecami. Później z tego, co uda Wam się zebrać w ciągu pięciu minut, bo dokładnie tyle będziecie mieć czasu na buszowanie w magazynie, każdy z Was zrobi eliksir. Jaki? Otóż dziś zajmiemy się eliksirem Wagi. Jest to tymczasowy lek na anoreksje. Po wypiciu osoba gwałtownie tyje, a jej masa zwiększa się o połowę. Niestety, ubrania nie rosną wraz z tyjącą osobą. Efekt działania trwa przez jedną godzinę. Składniki to kieł węża, kawałek skóry Ghula, łuska Krokodinara i właśnie to musicie znaleźć w schowku. Do schowka wchodzimy pojedynczo, a później udajemy się do klasy eliksirów, gdzie czekają na Was przygotowane do pracy stanowiska. Każdemu z Was będę mierzyć czas specjalnym zegarem, widniejącym tuż nad drzwiami. Może to zająć trochę czasu. Spróbujcie wyobrazić sobie, że od tego, jak szybko uporacie się z zadaniem zależy czyjeś życie. Do dzieła, kto pierwszy? – Amelia z zadowoleniem klasnęła w dłonie i stanęła w drzwiach, czekając na pierwszego ochotnika. Po wykonanej pierwszej części lekcji, panna Wotery udała się wraz z ostatnią osobą do klasy eliksirów, żeby ocenić wyniki poszczególnych osób.
Kostki:
Dla Amelii jest to koniec wątku. Każdy z Was rzuca dwoma kostkami. Pierwsza z nich odpowiada za zmieszczenie się w czasie, a druga za to, jak poradziliście sobie z zadaniem – czy udało Wam się zebrać wszystkie składniki. Po tym możecie dać /zt i przenieść się do klasy eliksirów, gdzie czeka na Was kolejna część lekcji. 15 punktów z eliksirów w kuferku = jeden przerzut (albo na kostkę pierwszą, albo na kostkę drugą). Czas do napisania macie do 3 września, do godziny 17.
Kostka pierwsza – czas: 1, 6 – gdyby czyjeś życie zależało od Ciebie, z pewnością byłby już teraz martwy. Nie potrafisz pracować w stresie, nie potrafisz skupić się na zadaniu, które musisz wykonać. Jeśli musisz zrobić coś szybko – zdecydowanie Ci się to nie uda. Z pięciu minut zrobiło się siedem, co byłoby niedopuszczalne, gdybyś znajdował się w pracy, a nie w szkole. Z pewnością nie dostaniesz za to zadanie żadnego medalu, następnym razem skup się tylko na tym, co należy zrobić. 2, 5 – jak się okazało, pięć minut to idealny czas. Równo z ostatnią sekundą, która pojawiła się nad drzwiami, udało Ci się opuścić magazynek. Z jednej strony to całkiem dobrze, z drugiej natomiast powinieneś bardziej kontrolować czas i zwracać uwagę na to, że następnym razem możesz wyjść sekundę za późno, co może kosztować kogoś stałą utratę zdrowia lub życia. W eliksirach liczy się jednocześnie szybkość i perfekcja – musisz się tego nauczyć. 3, 4 – z magazynku wychodzisz przed czasem, zadowolony, odprężony, uśmiechnięty. Została Ci jeszcze dobra minuta i zastanawiasz się, w jaki sposób ją spożytkować. Doskonale radzisz sobie z pośpiechem i ogarniającym Cię chaosem. Jesteś dobrym materiałem na kogoś, kto przyrządza eliksiry i jeśli tylko chociaż odrobinę je lubisz, powinieneś rozważyć taką opcję. Może posada w świętym Mungu lub w jakiejś aptece? Pomyśl o tym koniecznie!
Kostka druga – skladniki 1, 2, 3 – nieważne jak poszło Ci z czasem, Twoje składniki okazały się idealnie dobrane. Kieł węża, kawałek skóry Ghula, łuska Krokodinara – wszystko to znalazło się w Twojej ręce i jeśli tylko potrafisz przygotowywać eliksiry, to z pewnością będzie on wyśmienity. Jeśli coś zepsujesz, nie będzie to wina braku składników. Amelia uśmiecha się do Ciebie szeroko, pokazując Ci uniesiony do góry kciuk i prosi Cię, żebyś udał się do klasy eliksirów, próbując w niej swoich sił. 4, 5, 6 – niestety, nie udało Ci się zebrać wszystkich składników potrzebnych do przygotowania eliksiru. Jeden z nich (dowolnie przez Ciebie wybrany) nie znalazł się w Twojej kieszeni, co uniemożliwia Ci stworzenie idealne eliksiru. Niestety, musisz liczyć się z faktem, że niekoniecznie poradzisz sobie w dalszej części lekcji. Nie poddawaj się jednak, może znajdziesz jakiś inny sposób, żeby eliksir był równie dobry jak ten Twoich kolegów? Wszystko zależy od chęci i umiejętności.
Eliksiry! Leah cieszyła się jak głupia, że zacznie właśnie od tego. Zyskała nawet trochę odwagi i ruszyła na początku. Ta dziedzina magii jest jej ulubioną, a do tego raczej jej wychodzi. O ile się nie zestresuje. Nadzieja umiera ostatnia, o tak. Przecież nie jest głupia! Zadanie nie należy do najtrudniejszych, więc wszystko powinno być w jak najlepszym porządku. Była opanowana i ogarnięta. W sumie zbierała wszystko spokojnie, a kiedy wychodziła przed czasem była okropnie zadowolona. Jednak co z tego jeśli zapomniała o jednym składniku? Zrozumiała to już po wyjściu, jaka szkoda. Martwiła się jak jej pójdzie dalsza część zadania, ale może nie będzie tak źle? Nie z takimi rzeczami trzeba było sobie radzić. Zebrała się w sobie i pokierowała się do Klasy Eliksirów z wiarą, że sobie poradzi. Nie jest łamagą, ale jeśli jest się nie uda to chyba będzie załamana. Nie groźne jej zadanie ze Złotego Sfinksa, a tutaj taka wtopa... /zt
Punkty w kuferku: 22 Kostka - czas: 3 Kostka – skladniki: 6 przerzut na 5