Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami. Na oknie stał jeden zwykły kwiat, którego można często spotkać w domach mugoli. Światła w sali prawie nie było i sprawiała ona wrażenie bardzo ponurej i zimnej. Gdyby nie ławki, można by było pomyśleć, że robi ona za kostnicę.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Starożytne runy
Wchodzisz do Klasy Starożytnych Run, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Starożytne Runy. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Howard Forester oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Tecquala. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Wypisz i opisz symbole związane z runą Algiz (łoś, łapy łabędzia, człowiek stojący na ziemii z wyciągniętymi w górę ramionami). 2 – Wypisz runy znajdujące się w kręgu Ognia (Kenaz, Fehu, Thurisaz, Sowilo, Gebo). 3 – Wymień kręgi energetyczne, do których należą runy (wody, powietrza, ziemi, ducha). 4 – Jakie rośliny symbolizuje Thurisaz? (nasturcja, rojnik) 5 – Która z run jest związana z grecką Temidą? Wytłumacz, w jaki sposób jest powiązana (Ehwaz). 6 – Opisz znaczenie runy Mannaz oraz przyporządkuj, do jakiego kręgu energetycznego należy.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Narysuj i nazwij runy, energetycznie należące do Ziemi (Uruz, Iwaz, Berkano, Ingwaz, Odala). 2 – Podaj znaczenie trójki run: Algiz, Ingwaz, Raido. 3 – Narysuj runę, której symbolem jest orzeł i rubin (sowelo). 4 – Opisz, jak Runa Perdo wpływa na zdrowie człowieka (wzmacnia witalność, pobudza do pracy układ immunologiczny, dodaje sił i energii życiowej, pomaga walczyć z nałogami). 5 – Przypisz poszczególnym surowcom (kamień księżycowy, koral, hematyt) runy, które symbolizują. 6 – Narysuj wszystkie runy, które są nieodwracalne (Gebo, Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Ehwaz, Sowelo, Ingwaz, Dagaz.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Lena weszla dziś do klasy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Chciała dowiedzieć się czy wszyscy uczniowie odrobili zadaną prace i czy wszystkie trafią dziś do jej rąk. Weszła spokojnie, nie śpieszyła się. No, bo niby po co? Usiadął jak zawsze przy swoim biurku. Może i było stare, ale prawdopodobnie miało jakąś ciekawą historię na swoim koncie. Kobieta zbarbiła się lekko, a jej długie wlosy opadły na twarz. Chwila skupienia i jedna myśl: co dzisiaj zaproponuje uczniom na zajęciach?
//Edit: Z prośby Edgara usuwam zt i fakt wyjścia z sali Nigdy nie był pilnym uczniem z run, mimo że pragnął się czegoś dowiedzieć. Niestety nie było mu to dane, bo nie dość że zapomniał o możliwości wejściówki to jeszcze prawie zabił się na schodach, którego tego dnia postanowiły gwałtownie się odwrócić... Pech jednak trzyma się człowieka, a pomyślałby kto, że świat jest chociażby w małym stopniu miłosierny. Było to niestety błędne i naiwne myślenie, o którym przekonał się po wejściu do sali i widząc na tablicy kilka pytań. Z grymasem niezadowolenia spowodowanego nieznajomością odpowiedzi na ponad połowę z nich, rozwiązał pozostałe. Zrobił to dodatkowo możliwie najmniej starannym pismem z jego strony z czystego lenistwa i dla utrudnienia życia nauczycielowi. Skoro już i tak wyczuwał, że nie zaliczy to po co się starać utrzymać ładne pismo? Nie ma powodu ku temu. Niemniej po chwili podpisał się na wejściówce i oddał ją Edgarowi, czekając na niechybny werdykt swego losu. W oczekiwaniu na rezultaty wejściówki, jego oczy padły na @Eden Sinclair, siedzącą nieopodal. Od dłuższego czasu nie zrobił jej żadnego żartu, co postanowił szybko zmienić. Już i tak wiedział, że nauczyciel najpewniej go wywali, więc upewniając się, że nie patrzył on w jego stronę, Vidari wyjął różdżkę i wykonał tak znajomy ruch. - Colovaria luteus - poruszył ustami, wypowiadając zaklęcie niemal niedosłyszalnie dla niego samego, a co dopiero dla innych ludzi. Niestety zakłócenia, które ostatnio dają się we znaki na wyspach, zadziałały i tym razem przez co włosy Eden zamiast stać się pomarańczowe, jak zamierzał to jej brat, zostały obdarzone kolorem indygo - który jest przeciwieństwem zamierzonego efektu. Jednak wciąż, odchodziło to nieco od normy i tylko ten fakt sprawił, że uśmiechnął się on pod nosem i schował różdżkę.
Wejściówka: 8 - miło było spędzić te 5 minut w sali czy coś XD Zaklęcie
Spoiler:
Kolory jakby kto chciał COLOVARIA ... Farbuje włosy na wybrany kolor - po formułce należy powiedzieć kolor po łacinie. dostępność: 5 pkt z opcm i zaklęć
3 - O rany! Twoje zaklęcie ma zupełnie odwrotne działanie!
Ostatnio zmieniony przez Vidari Sinclair dnia Nie Lis 18 2018, 01:59, w całości zmieniany 2 razy
Przyzwyczaiła się do przebiegu zajęć u Fairwyna. Tudzież nie zdziwiła się, kiedy to zdołała wyjątkowo szybko zająć miejsce i wyjątkowo szybko je opuścić. Jakby nie było - ponownie nie zadowoliła pod tym względem gbura, jakim był Edgar. Niestety - metody nauczania podejmowane przez tak irracjonalnego, pozbawionego jakiegokolwiek szacunku do ludzi, nauczyciela, wcale nie zwiększały je poziomu wiedzy. Przynajmniej, jak się okazało, otrzymała jedną godzinę wolną, w wyniku czego mogła porobić całkiem inne, odmienne rzeczy, wykraczające poza materiał run. Poza tym - nie tym przedmiotem zwykła się interesować. Były inne, ciekawsze, sięgające bardziej do stanu umysłowego oraz umiejętności zapoznawczych, niżeli głupie odczytywanie alfabetu, który pewnie na nic im się nie przyda, dopóki oczywiście nie zaczną podróżować. Lekcja minęła dla niej wyjątkowo szybko - otrzymując tylko parę minusowych punktów, jej duma nie została doszczętnie zdeptana przed podeszwę dzierżoną przez Edgara. Spojrzenie było to samo, pozbawione czegokolwiek, chociaż przepełnione zarówno skrywanym chłodem wobec radykalnych metod profesora. Nie zwykła dyskutować, kiedy to wiedziała doskonale, że nie ma szans na zadziałanie na własną korzyść; z pokorą zatem otworzyła drzwi i wyszła, jakby nic złego się nie stało. Kurwa, jaki imbecyl.
Kostki: 9, wypierdalam stont, ale Edgar mi zabronił, czekam na zmieszanie z błotem.
Ostatnio zmieniony przez Winter Rieux dnia Nie Lis 18 2018, 12:40, w całości zmieniany 1 raz
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Skoro ponownie postanowiła przyjść na te zajęcia, to chyba jednak to o czymś świadczyło. Lubiła profesora Edgara i lubiła runy. Pomimo swojej surowości względem uczniów, tym wybranym którzy chcieli chłonąć od niego wiedzę, potrafił ją przekazać. Tych, którzy mieli go w nosie, traktował okropnie. Włoszka nigdy nie miała Fairwyna w nosie. Skoro lubiła jego przedmiot, to wiadomym było, że chciała na tych zajęciach zawsze wypadać jak najlepiej. Najodpowiedniejszym sposobem, aby to pokazać, było skrupulatnie uczyć się z lekcji na lekcję i pokazać, że naprawdę jej zależy. Dzisiaj jednak czuła, że to nie jest jej dzień. Brzydka pogoda za oknem wcale nie zachęcała do wyjścia z dormitorium, ale na zajęciach pojawić się musiała. Snuła się więc niekoniecznie chętnie w kierunku odpowiedniej klasy i opadła ciężko w jednej z pustych jeszcze ławek. Długo czekać nie musiała, bo po chwili pojawił się profesor i zaczął zajęcia od tak standardowej kartkówki. Silvia od razu zauważyła, że jej poziom był zdecydowanie wyższy niż poprzednim razem. Pytania były trudniejsze, a jej jakby ciężej było skupić się na tym, by znaleźć odpowiedzi na nie. Koniec końców doszło do tego, że nie była z siebie zadowolona, kiedy profesor zbierał ich wypociny. Mogło być lepiej, o wiele lepiej. Narzekać jednak przy dzisiejszej aurze nie zamierzała.
Wiedział, że to będzie trudna przeprawa. Nie chodziło o surowość profesora, z tym zdążył się już pogodzić. Istotnym była błoga nieświadomość o jakiejkolwiek wejściówce przed rozpoczęciem lekcji run. Finn nie miał bladego pojęcia, że czeka go jakiekolwiek sprawdzanie umiejętności. Nie zapisał tego w kalendarzu, nie pamiętał w ogóle, że ma się uczyć do tego przedmiotu. Oczywiście zeszłego wieczoru Vinci mu o tym napomknął lecz działo się ostatnio tak wiele, że nie był w stanie poświęcić temu wystarczająco odpowiedniej uwagi. Idąc na lekcję nie przewidywał jej przebiegu. Całkowicie pozbawiony stresu i niepewności stanął przed klasą i momentalnie oniemiał. Czemu ludzie wychodzili z klasy zamiast tam wejść? Miał złe przeczucia, a wystarczyło postać pod drzwiami chwilę, by dotarła do niego gorzka informacja - wejściówka. Finn miał minę nietęgą i autentycznie zaskoczoną. Tego się nie spodziewał. Nie miał nawet czasu, aby się porządnie zestresować, nie wspominając już o zajrzeniu do książki, by ratować się szczątkami wiedzy. Z duszą na ramieniu wszedł do środka i rozejrzał się blady i zaniepokojony. Jego oczy spoczęły na @Silvia Valenti, posłał jej pełne rozpaczy spojrzenie. Westchnął i usiadł do pierwszej lepszej ławki świadom, że dzisiaj to obleje. Z miną wykrzywioną wyciągnął szczęśliwe pióro i zerknął na pytania. Im się w nie zagłębiał tym się bardziej tym martwił. Litery skakały mu przed oczami, wiedza ulotniła się hen na drugi koniec świata. Próbował coś skrobać, "lał wodę", pisał o wszystkim i o niczym lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że nauczyciel się na to nie nabierze. Jak mógł zapomnieć o wejściówce? Będzie musiał poprawić ocenę, bo nie spodziewał się pozytywnej. Gdy skończył wymyślać odpowiedź na ostatnie pytanie wstał po cichu z ławki i podszedł do nauczyciela. Grzecznie poinformował go, że już skończył i wręczył swój sprawdzian. Nie silił się na tłumaczenie i usprawiedliwianie. Profesor nie należał do osób, które mogły się nabrać na tak żałosne wymówki. Finn doskonale pojmował, że to z własnej winy nawalił i nie zamierzał temu zaprzeczać. Najwyżej następne dwa wieczory poświęci na wkuwanie starożytnych run i jakiekolwiek próby poprawienia oceny.
Leci gównopost z braku czasu :c I jeśli nie przeszkadza komuś pierwsza ławka to zapraszam na siedzenie obok!
Bridget była w ostatnim czasie bardzo zabiegana. Wzięła na siebie zdecydowanie zbyt dużo, ledwo godziła swoje obowiązki, a na domiar złego tym, który cierpiał najbardziej, była szkoła. Dziewczyna musiała zrezygnować z kilku ostatnich zajęć, ponieważ od jakiegoś czasu dołożyła na swoje barki ciężar kursu uzdrowiciela zwierzęcego i w pełni mu się oddała, zamiast na bieżąco wykonywać pracę w szkole. No i aż żal wspominać o jej obecnej pracy w menażerii, którą swoją drogą niedługo zamierzała rzucić na rzecz czegoś lepszego - i prawdopodobnie bardziej czasochłonnego. Psidwak musiał jeszcze poczekać. Czy była zaskoczona wejściówką u Edgara Fairwyna? Nie, nigdy nie dziwiły ją testy, które mężczyzna przygotowywał. Robił to odkąd pamiętała i w sumie popierała, by weryfikował wiedzę swoich studentów. Na ostatniej lekcji została tylko ona i trzy inne dziewczyny, bardzo dobrze im się współpracowało w tak małym gronie. Weszła do sali i rzuciła krótkie "dzień dobry" do siedzącego w środku profesora, po czym zajęła miejsce w jednej z pierwszych ławek i wyciągnęła z torby pióro, pergamin i podręcznik, który przesunęła na sam róg blatu. Pisała w zasadzie wszystko i spodziewała się wysokiego wyniku.
Naprawdę chciałam chociaż raz wykazać się na innej lekcji niż Działalność Artystyczna, czy Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami. Dzisiaj postanowiłam się nawet nie spóźnić i w klasie pojawiłam się tuż przed rozpoczęciem zajęć, zajmując miejsce koło @Vidari Sinclair. Lekcja miała być może nie bardzo łatwa, ale z pewnością przyjemna. Jakie było moje zdziwienie, gdy spojrzawszy na tablice, zauważyłam widniejące na niej pytania, a kiedy w końcu doszedł do mnie absurd sytuacji, prychnęłam pod nosem, uświadamiając sobie przy okazji, że ja najwyraźniej jestem stworzona do bycia kimś więcej, niż zwykły, szary, dobry uczeń. Leniwym ruchem chwyciłam leżącą na blacie kartkę i wiedząc, że mam raczej marne szanse na jakikolwiek pozytywny wynik, nawet zbytnio się nie starałam. Wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że Fairwyn robił testy na każdej lekcji i za każdym razem byłam równie mocno zaskoczona, co poprzednio. Być może, gdybym uczyła się trochę bardziej systematycznie niż dotychczas, a po lekcjach chociaż raz przeczytałabym przerabiany materiał, sprawa wyglądałaby nieco inaczej, teraz jednak nie ma co gdybać. Krótko, zwięźle i na temat odpowiedziałam na podane pytania, nie licząc jednak na niespodziewany przypływ geniuszu (bądź dobrego humoru Edgara), po czym z wyrzutem oddałam pracę nauczycielowi, prosząc w myślach Merlina, abym tym razem nie została wyrzucona z klasy. -Mam nadzieje, że poszło Ci to równie dobrze jak mi, Vid. I Fairwyn nie wypieprzy mnie stąd samej. -Starałam się mówić jak najciszej, kątem oka obserwując siedzącego przy biurku Edgara, a różdżką delikatnie dźgając przedramię siedzącego obok Gryfona. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc zmieniający się kolor włosów @Eden Sinclair, po czym uniosłam lekko głowę i rozejrzałam się po klasie.
Nie umiała w runy. Tak szczerze i obiektywnie. Nie tyle, że sobie z nimi nie radziła. Bardziej nie miała okazji spróbować. Kiedy więc nadarzyła się okazja, postanowiła sprawdzić, jak poradzi sobie w pierwszym kontakcie z nimi. Napotkała na ścianę w postaci wejściówki u Fairwyna. Zastygła i zamrugała jedynie, widząc pytania na tablicy. Test na dzień dobry, kiedy Puchonka nie miała pojęcia właściwie o niczym? No, niech będzie. Najwyżej wyleci z hukiem ze swojej pierwszej lekcji run. Może nauczyciel jej nie zniszczy, gdy okaże się, że test wiedzy nie poszedł w jej przypadku najlepiej. I może dziewczyna nie zrazi się do przedmiotu aż tak, by nigdy nie spróbować ponownie. Przy jej braku wiedzy nie zdziwiłoby jej zupełnie nic. Nastawiła się na to, że termin 'oblanie wejściówki' może okazać się wyjątkowo delikatnym eufemizmem. A tymczasem... Poszło. Nie miała pojęcia, w jaki sposób. Udało jej się zdać na styk. Trafiła na proste pytania? Uśmiechnęło się do niej szczęście? Pewnie obie odpowiedzi były prawidłowe. Zostawała jednak kwestia tego, kiedy wreszcie wyleci z klasy. Berkeley uznała bowiem, że przy tym nauczycielu prędzej czy później wyjdzie jej brak wiedzy i stanie się to, co było nieuniknione od samego początku.
Powtarzam sobie - będzie inaczej. Osiągnę przełom. Polepszę umiejętności. Co za idiotyzm. Z naiwną wiarą zjawiam się w progach klasy, z naiwną wiarą powtarzam - musi być dobrze, tym razem - zdołam wynieść coś z lekcji. Tym razem będę uważać; z naiwną wiarą więc siadam, zajmuję miejsce pośrodku, nienatarczywe ani też nieświadczące o deficycie uwagi. Niestety, mój wuj profesor Fairwyn organizuje wejściówkę. Co więcej mogę powiedzieć? Oczywiście - nie jestem zbytnio przygotowana; moja wiedza o starożytnych runach jest rzeczywiście uboga i przyszłam ją nie-wzbogacić - wzniosłe zamiary runęły i obróciły się w zgliszcza. Czuję, jak Los wybucha nad moją postacią śmiechem, jak jego rechot - zaczyna drapać ograniczenia ścian klasy. Ironia. Absolutna ironia. Nie muszę czekać na lodowatość spojrzenia, na werdykt - zapadającej noty - chociaż profesor - najwyraźniej pragnie się pastwić nad naszym żałosnym losem. Jestem niespecjalnie odjęciem punktów dla domu, jakiego Fairwyn skądinąd jest opiekunem. Cóż - może innym razem będę mieć czego szukać?
Długo zastanawiała się czy pójść na runy. W końcu nie były obowiązkowe, a i dla niej nie stanowiły jakiegoś zapotrzebowania z tej dziedziny wiedzy. Czemu więc zdecydowała się opuścić ciepło dornitorium i udać się do klasy gdzie z pewnością ciepło nie utrzymywało się długo? Z czystej ciekawości. Wiele słyszała o nauczycieli Run. Złego jaki.... jeszcze gorszego. Nie wierzyła w to dlatego nie zastanawiając się długo spakowała swoje rzeczy i wyszła z dornitorium na zimny korytarz lochów. Dostanie się do sali nie trwało długo. Wręcz spodziewała się że zajmie jej to większa część czasu przeznaczoną na dotarcie tam, a tu proszę taka niespodzianka. Pewna siebie weszła do klasy witając profesora po czym usiadła blisko @Silvia Valenti. Uśmiechnęła się do dziewczyny nie wiedząc jeszcze co ją czeka. Lecz gdy tylko podniosła wyzwj głowę i skierowała ją w stronę tablicy zmarła. Wejściówka. No pięknie. Niby co ona umiała z run? Niewiele i za chwilę nauczyciel miał się o tym przekonać. Wyciągnęła niespiesznie pergamin zapisując po woli pytania. Były dla niej niczym czarna magia dla mugoli - totalnie niezrozumiała. Zmrużyła oczy mając nadzieję, że może coś sobie przypomni. Może słyszała gdzieś podobne słowa lub widziała .... takie szlaczki. Niestety, to nie pomogło. Mimo to napisała odpowiedzi do kilku pytań.
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Czasem zastanawiał się co też go podkusiło do tego by zapisać się na runy – przedmiot ten, mimo że interesujący, nijak nie wiązał się z jego przyszłością, a nauczyciel nie dość, że wzbudzał w Viním coś na kształt pełnego szacunku strachu, był w dodatku wymagający. Skoro jednak powiedziało się "A", trzeba było powiedzieć też "B", nawet jeśli wiązało się to z godzinami spędzonymi nad podręcznikiem żeby zrozumieć chociażby połowę tego, co dawno powinno się mieć w małym paluszku. Nie ma się więc co dziwić pesymistycznemu podejściu Vinciego do wejściówki, która powitała go... no, tak jak sama nazwa mówi – na wejściu. Do profesora wymruczał pod nosem ciche, nienarzucające się "dzień dobry" i, nie oglądając się na nikogo i na nic, usiadł w jednej ze środkowych ławek. Wyjął kartkę, pióro i podręcznik, który ułożył w rogu ławki, odkładając moment napisania kartkówki tak długo jak tylko mógł. W końcu jednak nie miał już żadnej wymówki i spojrzał na zapisane na tablicy pytania, w duchu wzdychając ciężko. Uczył się do niej, naprawdę się uczył! Od wczoraj miał jednak duży problem z zebraniem myśli, które rozpraszały się w mgnieniu oka i uparcie nie chciały ukierunkować się na runy. Głowę miał zajętą czymś zgoła innym. Po kilku minutach marszczenia czoła i pełnego skupienia zagryzania warg, wykrzesał z siebie odpowiedzi. Spodziewał się, że pójdzie mu lepiej, choć ostatecznie nie było też tak najgorzej, wszak udało mu się napisać cokolwiek. Lepsze to niż oddanie pustej kartki, prawda?
Naprawdę nie wierzyła, że są jeszcze ludzie, którzy nie spodziewali się wejściówki na początku lekcji Fairwyna. Ettie nigdy specjalnie się nimi nie przejmowała. Łatwiejsze, czy trudniejsze - dało się je zaliczyć o ile tylko umiało się logicznie myśleć i znało jakieś podstawy. Jej osobiście podobało się, że niemal całą klasa wyleciała z zajęć w ostatniej lekcji. Szczerze mówiąc nie miałaby nic przeciwko, gdyby została ona sama. Wizja indywidualnych zajęć ze sławnym profesorem była co prawda bardzo onieśmielająca, ale niewątpliwie można by na nich dużo zyskać. Wchodząc do klasy, rozejrzała się po zebranych, po czym dosiadła się do @Bridget Hudson. Mimo, że znały się od dzieciństwa, nigdy nie były za bardzo blisko, ale Ette wiedziała, że Puchonka nie miała problemów z dotrwaniem do końca zajęć, a szukała towarzystwa na dłużej. Raczej duchowego, bo wszelkie interakcje na lekcjach Fairwyna podchodziły niemal pod paragraf.
Starożytne Runy i Historia Magii, te przedmioty wysoko sobie cenił, to z nich chciał mieć najwyższe oceny. Tego wymagała praca w Wizengamotcie. Ostatni rok studiów, a on wiedział, co chce robić w życiu, ale... Nie sądził, że będzie to proste. Profesor Fiarwyn należał do nauczycieli wymagających i nieco przerażających. Oczywiście nie dla Scoota, jednak ten człowiek samym spojrzeniem, które kierował, chociażby na ułamek sekundy na innych, wyrażało słowo "idiota". Ten idiota. Tamten idiota i ten pośrodku też. Pewnie zasypiając @Edgar T. Fairwyn zamiast białe barany liczył idiotów w swojej klasie starożytnych run. Scoot spodziewał się wejściówki, pewnie jak większość studentów, chodzących na zajęcia Edgara. Zaczął pisać, starając się nie wylecieć z klasy. Nawet najlepszym się zdarza. Nie zamierzał do tego dopuścić. Na tę lekcję przygotował się już wcześniej. Psychicznie to na pewno i optymistycznie. Taki był z niego cwany ślizgon.
5, 6, 6 = 17+ 1 (kuferek) + 3 (+1 za każde 5pkt z run dla postaci będących na forum krócej niż rok)
Pierwotnie zamierzała zrezygnować tego dnia z zajęć o starożytnych runach; Merlin jeden wie, jak bardzo jej umysł dryfował po niezbanadych zakamarkach świadomości, podsuwając pod nos wymyślne fantazje, niestworzone historie. Objawiało się ni to bólem dudniącym w skroniach, ni niemożliwością usiedzenia na miejscu. Wszystko po trochu, wszystko jednocześnie, kakofonia dźwięków, obrazów i smaków wirujących na czubku języka. Nawet czarna, pognieciona szata wydawała się powiewać złowieszczo za plecami gdy Plum zmierzała w kierunku klasy Edgara Fairwyn. Złoto-szary szalik zasłaniał połowę jej twarzy, owinięty szczelnie wokół długiej szyi, a zaspane oczy lustrowały ciągnący się przed nią korytarz jakby wciąż w porannym letargu. Ciekawe, ile hipokampusów dzisiaj pływało w przybłoniowym jeziorze.
O ile szanowała Edgara za jego rozległą wiedzę w wykładanych tematach, o tyle nienawidziła wręcz jego korzeni. Jego rodziny, jego krwi, krwi na jego rękach, na rękach jego rodziny. W imię różdżkarskiego interesu kładli kres przepięknym istotom, istotom niewinnym, z każdym kolejnym morderstwem sprowadzając aurę obrzydliwości na ścieżkę, którą podążali. Być może dlatego właśnie nie po drodze było jej na tę lekcję, tak bardzo, tak mocno, będąc w dziwnym, onirycznym stanie. Raz po raz widziała oczyma wyobraźni okropieństwo procederu pozyskiwania rdzeni do tych magicznych przyrządów. Ale po pokonaniu ponad połowy zamku, ciężko było już zawrócić.
Powlokła zatem nogami do klasy i bez słowa zajęła swoje ulubione miejsce. Może dzisiaj będzie spokojniej. Może łagodniej... Ale zanim zdążyła sięgnąć do torby po podręczniki, na wokandę weszła niezapowiedziana wejściówka. Niekorzystnie. Pamiętając niewiele więcej poza swoim imieniem, Plum zdawała sobie sprawę z tego, że po raz kolejny dawała profesorowi pretekst do zaliczenia jej do grona absolutnych imbecyli, kretynów, niewykształconych patafianów, i niecierpliwie czekała na nadchodzący moment finału tej nieprzejednanej tragedii. Bo wyrzucić z sali wszystkich oblewających musiał na pewno.
Praca nauczyciela miała wiele zniechęcających aspektów, a jednym z nich był fakt, że nie tylko nauczał idiotów, lecz także przed idiotami odpowiadał, a jego metody pracy nie zależały w pełni tylko od niego. Być może dopuszczanie do zajęć kretynów, których wiedza nie pomogłaby im zaliczyć nawet egzaminu wstępnego do przedszkola, przechodziła na zaklęciach, runy jednak wymagały systematyczności. Jego argumenty o tym, że dostosowując materiał do najsłabszych jednostek, nigdy w życiu nie nauczy nic wartościowego osób, które faktycznie coś pojmowały uderzały w pustkę. Nie było różnicy czy próbował logicznie przedstawić swoje racje, czy podczas rozmowy z dyrektor paliłby papierosa i gapiąc się w okno, czekał aż z kończy. Kobieta jakimś cudem zawsze dochodziła do tej samej konkluzji. "Nie może pan wyrzucać z klasy połowy uczniów", "Proszę im dać szansę", "Niech ich pan zainspiruje", "Czy ktoś w niemowlęctwie upuścił cię na głowę?"... ach, nie. Ostatnie było konkluzją Edgara. Tak czy siak przynajmniej dzisiaj musiał sprawiać chociaż pozory, że "daje studentom szansę", co w jego przypadku oznaczało tyle, że wyjątkowo dał im trochę więcej czasu, na wyprodukowanie jakichś odpowiedzi. Nic co odchodziło od normy nie uchodziło jego wzroku. Nie musiał praktycznie podnosić wzroku od sprawdzanych prac, żeby widzieć, że któryś cep wchodząc zahaczył o puste krzesło, przesuwając je minimalnie pod kątem do drugiego stojącego w tej ławce. Jak więc nie trudno się domyślić nagła zmiana koloru włosów jednej z uczennicy rzuciła mu się w oczy z wrzaskiem. Podobnie jak @Florence C. Berkeley szturchająca różdżką drugiego Sinclaira. Delikatnie zagryzł zęby, odkładając pióro i sięgając po własną różdżkę. - Priori incantatem - rzucił z biurka w różdżkę dziewczyny; werbalnie, żeby nikt nie próbował później oskarżać go o używanie zaklęć na uczniach. Ostatnim użytym przez Gryfonkę zaklęciem nie była jednak Colovaria, co odrobinę komplikowało sprawę - Jeśli osoba odpowiedzialna za włosy panny Sinclair się nie przyzna, będziecie odrabiać czas, który poświęcę za chwilę na sprawdzanie waszych różdżek na przerwie - oznajmił chłodno, zawieszając wzrok na siedzącym najbliżej poprzedniej podejrzanej @Vidari Sinclair.
---------------------------------------------------------- Krótki przerywnik. Vidari masz czas do północy, żeby się przyznać.
Przepraszam za opóźnienie. Obiecuję je wynagrodzić.
Siedziała bez ruchu, gdy profesor szukał winnego, nawet wstrzymując oddech i samymi gałkami ocznymi jeżdżąc po pozostałych uczniach. Usilnie próbowała sobie przypomnieć czy rzucała jakieś zaklęcia po tym jak bez większego powodu zmieniła rano kolor sierści jakiegoś błąkającego się po pokoju wspólnym kota. Nawet gdyby w klasie ktoś jeszcze wpadł z tym zaklęciem, to chyba nie kojarzyła, by ktoś z obecnych był w tak dużym stopniu co ona kojarzony z rzucaniem nieautoryzowanych zaklęć na lekcjach. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, a ona nie traciła nadziei, dopóki Fairwyn nie ruszył się za swoim biurkiem. - To ja! - wypaliła, zrywając się z krzesła, sama trochę tym zaskoczona. Spojrzała w dół na siedzącą z nią Bridget i wraz z ledwie widocznym, mogącym ujść za tik lub dreszcz, wzruszeniem ramion posyłała jej nieme "też nie wiem co robię". Obawiając się patrzeć na nauczyciela przeleciała wzrokiem po reszcie uczniów. Część nie wyglądała na zaskoczoną, część musiała wiedzieć, że ściemnia. Z jednej strony była przyzwyczajona do wpadania w kłopoty na lekcjach, z drugiej jeszcze nigdy nie wyleciała z run, które naprawdę lubiła. I to jeszcze za niewinność. Ktoś tutaj był jej winny ogromną przysługę. Słysząc werdykt, nadal zbyt zaskoczona by się zdenerwować lub zmartwić, zbierając swoje rzeczy, wybąknęła "przepraszam", na które nikt chyba nie zwrócił uwagi, po czym trochę zawstydzona, a trochę skonsternowana wyszła z klasy. Co to do półwilowych kurwiszonów było, Harriette?
---------------------- Robiłam nam kosteczki na to co powychodziłoby z Priori, ale mi się jednak w połowie odechciało xDDDD Adios! //zt
Ostatnio zmieniony przez Harriette Wykeham dnia Wto Lis 27 2018, 02:28, w całości zmieniany 1 raz
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Odczekał kilka sekund. Nikt się nie odezwał, ale kiedy oparł się już o blat biurka by wstać, zgłosiła się Wykeham. Nie był nawet specjalnie zaskoczony. Praktycznie nie utrzymywał kontaktów z resztą grona pedagogicznego, pewne informacje jednak mimo wszystko docierały do jego uszu, czy go one obchodziły, czy nie. Gryfonka z resztą nie zawsze była święta także na jego lekcjach. - Gryffindor traci 20 punktów – oznajmił bez emocji – A panią proszę o opuszczenie sali. Jeżeli zobaczę kogoś z różdżką w dłoni, będzie mógł od razu podążyć za panną Wykeham. Niemal natychmiast stracił zainteresowanie całym incydentem, przekładając kartki z kartkówkami. Większość łapała się wyłącznie na styk i prawie wszyscy mieli błędy w ostatnim zadaniu. Nie miał w zwyczaju dawać nieprzygotowanym kolejnych szans na jednej lekcji, ale wciąż mając na uwadze pretensje dyrektorki, wstał i dopisał do niego na tablicy, kilka wskazówek. - @Vidari Sinclair, @Florence C. Berkeley, @Ariadne T. Fairwyn, @Isabelle L. Cortez, zapraszam do tablicy – usiadł z powrotem, powściągliwym ruchem otrzepując kredę z rękawa i jeszcze raz spojrzał w rozłożone na trzy chude stosiki pergaminy – Panie Gard, panno Bubblegum, wy i tak wiele z tego nie wyniesiecie – oznajmił nie patrząc nawet w ich stronę – Proszę, opuścić klasę i na następne zajęcia przyjść przygotowanym – zakładając nogę na nogę, usiadł bokiem do klasy, patrząc na wywołaną pod tablicę czwórkę z cieniem zrezygnowania i kpiny w wyzutym z emocji wzroku - Czy któreś z was potrafi t e r a z to rozwiązać – skinął na tablicę. Czego większość z nich najprawdopodobniej nie potrafiła pojąć, to to, że odczytywanie run nie polegało nawet w połowie tak bardzo na biegłości w wymarłych językach, jak na zwykłym analitycznym myśleniu. Każdy alfabet i każde narzecze było tylko systemem, który należało rozszyfrować. Wkucie podręcznikowych form futharku było jedynie podstawą, mającą ułatwić pracę w terenie, gdzie na niemal każdym artefakcie wyglądał trochę inaczej. I o ile teoretycznie mógł jeszcze zrozumieć słabą pamięć, to nic nie wywoływało w nim takiego obrzydzenia jak nie potrafiący myśleć logicznie ludzie. Części z nich udało się uratować. Edgar bez zbędnych afektów przeczytał reszcie ich oceny, po czym wytarł tablicę, a w miejscu wejściówkowych zadań nakreślił niedługi ciąg znaków. - Po samym kształcie powinniście już wiedzieć jakie to pismo – odłożył kredę, czekając na odpowiedź z klasy, a uzyskawszy ją wrócił do biurka. - Wszystkie podstawowe informacje i oznaczenia znajdziecie w podręczniku w rozdziale ze strony 248. Tak jak na początku z futharkiem utrwalacie go dziś przez zapisywanie. W razie problemów i wątpliwości zwracacie się do mnie. Radzę skorzystać, bo na kolejnych zajęciach macie mieć go już w małym palcu.
Co rusz do klasy wchodził ktoś nowy. Ze znudzeniem patrzyła na te osoby póki nie zobaczyła Scott'a. W jego stronę posłała uśmiech. On i Vitari byli dla niej zbawieniem na tej lekcji. Nie spodziewała się wysokiej oceny na tych zajęciach. Z runami nie miała szczególnej styczności. Nawet w Calpiatto. Tam raczej unikała tych zajęć. Dopiero w Hogwarcie zdała sobie sprawę jak bardzo ważne mogą być dla niej. W końcu to dodatkowy język. Znała już Hiszpański jak i Angielski, czemu nie miała by poznać tego? Edgar może i był surowy ale miał w sobie niesamowitą charyzmę i... Sama nie potrafiła określić, a nawet nazwać tego ostatniego - poznała wielu nauczycieli w Hogwrcie ale on naprawdę kochał ten przedmiot. Może i był surowy i wyrzucał z sali uczniów. Mimo to dziewczyna na swój sposób go polubiła. Gdy wywołał ich do tablicy wstała z krzesła podchodząc pewnym krokiem. Nie miała pojęcia co dla nich przygotował ale nie bała się. Wiedziała doskonale, że sobie poradzi i tak też było. Bez problemu odpowiedziała na zadane pytanie. Trochę wstyd by było gdyby wyleciała teraz z sali. Usiadła z powrotem na swoim miejscu skupiając się całkowicie na lekcji. Nikt nie byłby teraz w stanie jej rozproszyć. No może jedynie Scott. Jemu zawsze by odpowiedziała nie ważne na jakiej byłaby lekcji. Widząc pismo przedstawione na tablicy delikatnie przechyliła głowę starając się przypomnieć sobie, gdzie je wcześniej widziała. Ojciec kiedyś pokazywał jej coś podobnego... - Czy to nie jest pismo ogamiczne? - dalej wpatrywała się w tablicę jakby to właśnie tam miała pojawić się odpowiedź. Wyciągnęła kawałek pergaminu zastanawiając się nad zapisem. Jakie wyrazy mogła by na nim napisać? Coś prostego na pewno. Nie miała zamiaru kombinować. tym bardziej, że była to jej pierwsza, z prawdziwego zdarzenia lekcja runów. Zapisała dwa słowa mając nadzieję, że tyle wystarczy. Jak na pierwszy raz to i tak było lda niej dużo.
Nieszczególnie znała pannę Wykeham, podobnie miało się to z bliźniaczką Vidariego. Wolała nie próbować się domyślać, na ile rzeczywiście przyznanie się Gryfonki było zgodne z prawdą. Ani docierać, jaki cel miałaby w tym, aby robić Eden tak dziwne psikusy. Dziewczyna wyleciała z sali bez większego huku, ot, stało się, jedna osoba mniej. Trochę niefajnie. W tym momencie ważniejszym dla Jack był jednak widok Florence pod tablicą. Dopytka. Ciekawe, jak siostrze pójdzie obrona przed eksmisją z sali na wzór Harriette. Gdy tylko młodsza z sióstr Berkeley wyłapała wzrok tej starszej, wyraźnie pokazała jej, że trzyma kciuki. Wiele więcej zrobić nie mogła, więc już chwilę później wzięła się za swoje zadanie. Bez zbędnych komentarzy, dyskusji, czy pytań, zaczęła kreślić linijki po swojej kartce. Niewiele później wszystko z jej strony było gotowe, a przynajmniej taką miała nadzieję. W jednym przypadku przepisała wyraz z tablicy, choć przynajmniej go przetłumaczyła, więc coś od siebie wniosła również tutaj. Zanim się zorientowała, wypełniła całą przestrzeń leżącego przed nią arkusza, zapisując każdy wyraz, który w ciągu tych kilkudziesięciu sekund przyszedł jej do głowy. Za nadgorliwość chyba nie dało się wylecieć, prawda? A skoro tak lekko jej to szło, po co się zatrzymywać? Pytanie tylko, czy aby wszystko dobrze zrobiła...
Zadanie.
Ostatnio zmieniony przez Jacqueline A. Berkeley dnia Czw Lis 29 2018, 20:48, w całości zmieniany 1 raz
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Ponury głos nauczyciela rozbrzmiał po sali. Tu jednym szykowały się kłopoty, to ktoś komuś przemalował włosy, pierwsza osoba wyleciała już z klasy i nie zapowiadało się na koniec. Czuł w kościach, że będzie następnym i w sumie nie mylił się za bardzo. Świadomość, że nawalił zaczynała go trochę dręczyć. Nic nie mógł jednak na to poradzić, miał o czym myśleć przez cały poprzedni wieczór. Z drugiej strony gdy tak popatrzył na oszołomionych ludzi to stwierdził, że znacznie bezpieczniejszym rozwiązaniem będzie właśnie opuszczenie klasy. Co innego stracić pięć punktów, a co innego dwadzieścia za jednym zamachem. Wolałby nie iść w ślady Neia i spółki, bo wówczas mogliby pożegnać się z Pucharem Domów raz na zawsze. Westchnął słysząc wyraźny nakaz ewakuacji. Rozejrzał się po sali, by zorientować się mniej więcej po minach uczniów ile z nich chciałoby się stąd ulotnić. Napotkał wzrok @Vinícius Marlow, uśmiechnął się do niego w stylu >Nie takie rzeczy przeżyłem<, podrapał się po skroni i niemo rzucił doń >Powodzenia, stary.< Dla dobra ich obu szybko odwrócił spojrzenie. Zlokalizował @Plum Bubblegum, podszedł do jej stolika i stanął wysoki, wyprostowany. Uważnie rozejrzał się przy niej czy aby nie ma pod ręką futrzanej zmory. - Hej, skoro wylatujemy to z godnością, co? - poczekał aż wstanie i skinął jej głową. - Panie przodem. - uśmiechnął się półgębkiem do blondynki i przepuścił ją w drzwiach o ile rzecz jasna postanowiła dołączyć do tego puchońskiego Pochodu Wyrzuconych. Wyszedł po chwili z przeświadczeniem, że omija go właśnie istotna lekcja, podczas której straciłby chyba połowę włosów z głowy. Nie zazdrościł reszcie mimo, że to on dostał Okropny.
Siedział sobie zadowolony sam z siebie, że tak świetnie mu poszło i profesor Fairwyn nie wymienił jego nazwiska. Jak wiadomo było, Edgar lubił gnębić, gnoić, sponiewierać (w języku uczniów, bo w języku studentów padało więcej wulgarnych słów, tych mniej znanych przez młodsze pokolenie, chociaż kto wie?), a chwalić to już nie tutaj. Zresztą jakoś go to nie obchodziło, bardziej mu zależało, żeby uzyskać jak najlepszą ocenę na koniec roku. Pochwały odbierze od rodziców. Obserwował, jak w błyskawicznym tempie lecą minusowe punkty. Szczególnie Gryffindor ostatnio przynosił hańbę swojemu domu. Szkoda, że wszyscy muszą cierpieć. Niedawno poznał przecież nie jednego gryffona i nie wydawali mu się na pierwszy rzut oka rozrabiakami. Może ludzie z domu lwa chcieli zająć w końcu ostatnie miejsce. Czyżby im tego brakowało? Przecież nie było w tym nic godnego pochwały. Żałosne. Czerwoni ostatnio stawali się jacyś nieodpowiedzialni, ale Scoot miał to gdzieś. Ważne, żeby on nie przynosił żadnych strat dla własnego domu, a inni... No cóż Ravenwood niedługo kończył tę szkołę, więc nie miał co przeżywać. On już na pewno hańby ślizgonom nie przyniesie. Nie w tym roku. Chociaż jeszcze czasu do końca zostało. Oby nie hop do przodu. Pisał sobie ładnie to, co pan Edgar kazał. Zadowolony ze swojej wiedzy z tego przedmiotu; starożytnych run.
Spoiler:
I ja niby znam się na Runach, aż 18 pkt w kuferku... Nie wiem czy to dobrze. XD
Jakie było jego zdziwienie, gdy po jakże "przerażającej" przemowie do jego wybryku przyznała się inna gryfonka. Spojrzał na nią z uniesioną brwią i poruszył ustami w niemym pytaniu "co ty odwalasz?". Niemniej nie odezwał się, gdy wyszła z sali, odwracając się do Flo z wciąż zszokowaną miną, nie mając pojęcia co się dzieje. Jego szok jedynie się powiększył, gdy zostali zawołani do tablicy, chyba jedynie cudem dając radę na wykonanie zadania. Albo może szczęście chociaż trochę go jeszcze kochało? Niemniej tak szybko jak został wywołany do tablicy, postanowił od niej uciec, starając się zrobić coś pożytecznego na tej lekcji. Nie znał się kompletnie na runach, a co go podkusiło na pojawienie się na nich to rzecz nieznana. Może czysta głupota? W tych czasach wszystko jest możliwe. Niemniej otworzył podręcznik na podanej przez nauczyciela stronie i z pełnym skupieniem starał się cokolwiek napisać, a to okazało się niezwykle trudne, gdy nagle jego ręka zaczęła się trząść i pisać nie równo. Sam język też był specyficzny co sprawiło, że nawet napisanie swojego imienia i nazwiska stanowiło nie lada wyzwanie. Koniec końców i tak nie miał pojęcia czy napisał cokolwiek dobrze.
Niezbyt rozumiem rygor na dodatkowych zajęciach - z drugiej zaś strony, nie ma nic tutaj zbytnio do zrozumienia. Bez nadchodzących sprzeciwów, bez zmian w ekspresji odnotowuję utratę punktów dla Domu Węża - byłam ich niemal pewna. Pomyśleć - chciałam tak najzwyczajniej poszerzyć krąg ciekawiących mnie rzeczy, chciałam pierwszy raz zetknąć się z tłumaczeniem skomplikowanych znaków. Na swoje szczęście, nie przyszłam aż tak kompletnie nieprzygotowana - udało mi się pomyślnie zaliczyć drugą część polecenia, dzięki czemu (łaskawie?) mogłam pozostać w klasie. Nie mogłam jednak być pewna, co będzie mnie dalej czekać; jak podejrzewam, nie będzie już trzeciej szansy.
Zadanie: nie mam czasu więc jakiś szajs
Wylosowane: 6, zostaję ku edgarowemu nieszczęściu dowód
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Było mniej tragicznie niż się spodziewał – myślał, że wyleci z klasy w momencie kiedy Fairwyn choćby rzuci okiem na jego wejściówkę, a tymczasem jakimś cudem udało mu się zdobyć "Zadowalający". Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, oj nie... posłał Finnowi zbolałe, pełne współczucia spojrzenie, które szybko przerodziło się w coś o wiele weselszego – odwzajemnił jego uśmiech, choć ten najprawdopodobniej już tego nie widział. Ku zdziwieniu wszystkich profesor zdecydował się na ludzki odruch i wyciągnięcie ręki w stronę tych uczniów, którym niewiele brakło by zaliczyć kartkówkę. Czy to jakiś dzień dobroci dla zwierząt? Kiedy towarzysze niedoli byli dopytywani, niechętnie zerknął do podręcznika celem przypomnienia sobie swojej "wiedzy". Ha, dobrze byłoby jakąś mieć, prawda? Szczególnie, że chwilę potem otrzymali do wykonania zadanie... Wyciągnął kartkę i, nie zastanawiając się długo, zapisał na niej imiona bliskich mu osób, modląc się by zapis był poprawny.
Zadanie:
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Nie była zadowolona ze swoich wyników z tej małej kartkówki. Wiedziała, że mogła dać z siebie więcej, ale poczuła się jeszcze gorzej, kiedy usłyszała, że @Isabelle L. Cortez jest jedną z tych, która została wywołana do tablicy, aby odpowiedzieć na pytanie dodatkowe. Nie sądziła, że przyjaciółce aż tak źle poszła kartkówka. Gdyby tylko wiedziała, na pewno pomogła by jej odpowiednio. Teraz niestety mogła tylko trzymać za nią kciuki. Kiedy sobie poradziła z zadaniem bez problemu, naprawdę się ucieszyła. Posłała w jej kierunku szczery uśmiech i nie omieszkała tego odpowiednio skomentować. - Świetnie Ci poszło! - naprawdę się cieszyła, że dziewczyna jest jedną z tych, które mimo wszystko zostaną w klasie. Nie od dziś było wiadomym, że Edgar Fairwyn uwielbiał wywalać uczniów z lekcji, jeśli nie posiadali wystarczającej wiedzy. Tym razem nie było inaczej, chociaż dziewczyna była szczerze zaskoczona faktem, jak wielu udało się ostać w ławkach. Kiedy tylko nauczyciel wyjaśnił, co jest dzisiaj tematem lekcji i na czym polega ich zadanie, od razu zabrała się do pracy. Nie wydawało się ono dla niej takie trudne. Miała wcześniej z nim styczność, chociażby na wcześniejszych zajęciach, dlatego była dosyć pewna swojej wiedzy. Chociaż w tej kwestii...
Spoiler:
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nie martwiła się o swoje miejsce w klasie. Ze smutkiem w oczach spoglądała na osoby, którym nie było dane zostać na zajęciach. Tym, którzy mieli zostać odpytani posyłała spojrzenia raczej współczujące - nie pamiętała, czy dostąpiła kiedykolwiek podobnego zaszczytu pytania przy tablicy, a gdyby takowy otrzymała, prawdopodobnie miałaby traumę, o której nie zdołałaby zapomnieć. Edgar Fairwyn wywierał na ludziach niesamowitą presję, przynajmniej Puchonka zawsze czuła się bardziej obserwowana, analizowana - zupełnie jakby w chwili wyczekiwania na odpowiedź na swoje pytanie zastanawiał się, czy świat w ogóle ma jakikolwiek pożytek z egzystencji panny Hudson. Dobra, nie oszukujmy się - nigdy by się nad tym nie zastanawiał, bo dla niego życie żadnego człowieka nie miało sensu. Zorientowała się chwilę potem, że akurat skończył jej się czarny kałamarz i jedyny, jaki posiadała w zapasie w swojej torbie, był różowy. Już czuła w środku palący wstyd, gdy odda taką pracę w ręce runiarza, lecz wzięła głęboki oddech i po prostu zajęła się tym, nad czym miała pracować. Początkowo miała trochę problemów, lecz z czasem załapała dobre tempo.
pisane na różowo i bardzo na szybko
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Nawet, gdy wyłożył im niemal wszystko na talerzu, nie każdy był w stanie podołać zadaniu z tablicy. Powstrzymał się od skomentowania poziomu Gryfoni, dopytując resztę i wreszcie pozwalając im wrócić do ławek. Na moment utkwił ostre, zimne spojrzenie w @Silvia Valenti zwalczając chęć wzięcia i jej do tablicy, żeby pokazać jej co mogłoby aspirować do "świetnego" poziomu. Fakt, że był praktycznie zmuszony dopuścić do zajęć większą liczbę studentów ewidentnie mu nie odpowiadał i chociaż nawet niezadowolenie okazywał z ogromną rezerwą, uparcie odcinając się od wszelkich emocji, w rzeczywistości wcale nie był aż tak niezależny i nie miał wpływu na wszystkie swoje reakcje i zachowania - jak bardzo nie uważałby, że było inaczej. W przypadku Edgara było to odrobinę zwiększone wchodzenie z innymi w interakcję. Sytuacje, które w normalnych okolicznościach zignorowałby, prosiły się o odpowiedź - sarkastyczną i pogardliwą. Nieświadomie wręcz szukał sytuacji, w której mógłby kogoś zdeprymować. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku i norm, którymi dobrowolnie sam się ograniczał. - Pani odpowiada, czy pyta? - przeszył nieprzychylnym wzrokiem @Isabelle L. Cortez, ale nie chcąc tracić więcej czasu, którego już tyle zmarnował na kolejne szansy do zastania w klasie amatorom jej pokroju, zaliczył jej odpowiedź i przeszedł do kolejnego etapu lekcji. Nie mieli do niego żadnych pytań, ale nie łudził się, że znaczyło to, że wszystko rozumieli. Po kilkunastu minutach wstał od własnego biurka i krążąc po klasie, zaglądał w prace uczniów. Niczego jednak nie komentował - skoro wiedzieli lepiej. Odezwał się tylko przy @Bridget Hudson, niemal od razu, gdy znalazł się przy jej ławce. - Brakuje pani normalnego atramentu, czy naprawdę wybiera go pani dobrowolnie? - spytał bezbarwnie, ledwo dostrzegalnie unosząc kącik ust w grymasie pogardy. Nie czekając na odpowiedź (nie spodziewając się zresztą żadnej konstruktywnej po Puchonce), wrócił do biurka i oparł się o nie twarzą do klasy. - Nikogo z was nie zastanawia dlaczego H macie w wymowie zapisane Y? - zapytał chłodno - Po to podane są dwie formy, żeby wyciągać z nich jakieś wnioski - chwilę milczał, szukając dobrego przykładu w ich nieskalanych trzeźwą myślą twarzach, by ostatecznie zreflektować się, że najodpowiedniejszy i tak wyszedł. Podszedł do tablicy i zapisał na niej dwa podobne ciągi znaków - Jak zamierzacie to przeczytać?[b] - wskazał pierwszy z nich - [b]Wykeyam? Whkeham? - wytarł błędny napis, po czym odłożył kredę i wrócił do biurka - Kwestia znaku 'uath' jest nierozstrzygnięta, pewnym jest natomiast, że nie możecie do zapisu dwóch tak zupełnie różnych głosek, używać jednego znaku naprzemiennie. Do zapisania Y używa się iodhadh, H natomiast najprawdopodobniej było w prymitywnym irlandzkim nieme - i stąd ten zapis fonetyczny. Dalej - panno Berkeley - jak rozumiem pani siostra ma na imię Florenk? Pan Vinikius z pewnością się z tym zgodzi - kpina, mimo, że bezsprzecznie szydził, ledwie pobrzmiewała w jego wyzutym z emocji głosie - Nie po to mają państwo podany zapis gramatyczny i fonetyczny, żeby korzystać z nich alternatywnie. Nie muszę chyba wam uświadamiać, że starożytne inskrypcje to nie tylko nagrobki tablice pamiątkowe, lecz także potężne inkantacje. Wymowa ma znaczenie. Na przyszłe zajęcia macie już znać ogham bez błędnie i bez pomocy tablic. To samo dotyczy nieobecnych. Tyle miał z tej pobłażliwości dyrektorki - nieumiejących samodzielnie myśleć smarkaczy. Choćby nauczyli się wszystkich alfabetów świata na pamięć, nigdy nie byliby w stanie dokonać nowych odkryć. Studentów, którzy rozumieli prawdziwą istotę tego przedmiotu mógłby zliczyć na palcach obu dłoni. Tym pozytywnym akcentemZakończył lekcję, zbierając jeszcze wcześniej ich pracę. Usiadł za biurkiem, przekładając między palcami guzik, który nie wiedzieć kiedy pojawił się w jego dłoni. Przyglądał mu się chwilę nieodgadnionym wzrokiem, po czym podniósł się i odszedł do swojego gabinetu, gdzie w dolnej szufladzie jego biurka leżała jeszcze nieskończona, nie tykana od prawie miesiąca paczka Trójkątów Bazyliszka.
//zt wszyscy
Punkty jutro, ale z grubsza przedstawia się to tak: http://wrzucaj.net/images/2018/12/07/n.jpg