Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami. Na oknie stał jeden zwykły kwiat, którego można często spotkać w domach mugoli. Światła w sali prawie nie było i sprawiała ona wrażenie bardzo ponurej i zimnej. Gdyby nie ławki, można by było pomyśleć, że robi ona za kostnicę.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Starożytne runy
Wchodzisz do Klasy Starożytnych Run, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Starożytne Runy. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Howard Forester oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Tecquala. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Wypisz i opisz symbole związane z runą Algiz (łoś, łapy łabędzia, człowiek stojący na ziemii z wyciągniętymi w górę ramionami). 2 – Wypisz runy znajdujące się w kręgu Ognia (Kenaz, Fehu, Thurisaz, Sowilo, Gebo). 3 – Wymień kręgi energetyczne, do których należą runy (wody, powietrza, ziemi, ducha). 4 – Jakie rośliny symbolizuje Thurisaz? (nasturcja, rojnik) 5 – Która z run jest związana z grecką Temidą? Wytłumacz, w jaki sposób jest powiązana (Ehwaz). 6 – Opisz znaczenie runy Mannaz oraz przyporządkuj, do jakiego kręgu energetycznego należy.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Narysuj i nazwij runy, energetycznie należące do Ziemi (Uruz, Iwaz, Berkano, Ingwaz, Odala). 2 – Podaj znaczenie trójki run: Algiz, Ingwaz, Raido. 3 – Narysuj runę, której symbolem jest orzeł i rubin (sowelo). 4 – Opisz, jak Runa Perdo wpływa na zdrowie człowieka (wzmacnia witalność, pobudza do pracy układ immunologiczny, dodaje sił i energii życiowej, pomaga walczyć z nałogami). 5 – Przypisz poszczególnym surowcom (kamień księżycowy, koral, hematyt) runy, które symbolizują. 6 – Narysuj wszystkie runy, które są nieodwracalne (Gebo, Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Ehwaz, Sowelo, Ingwaz, Dagaz.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Lena weszla dziś do klasy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Chciała dowiedzieć się czy wszyscy uczniowie odrobili zadaną prace i czy wszystkie trafią dziś do jej rąk. Weszła spokojnie, nie śpieszyła się. No, bo niby po co? Usiadął jak zawsze przy swoim biurku. Może i było stare, ale prawdopodobnie miało jakąś ciekawą historię na swoim koncie. Kobieta zbarbiła się lekko, a jej długie wlosy opadły na twarz. Chwila skupienia i jedna myśl: co dzisiaj zaproponuje uczniom na zajęciach?
Nie miała obsesji ani żadnego wszczepionego fanatyzmu w związku ze Starożytnymi Runami. Po prostu lubiła ten przedmiot. Nie była wybitnie uzdolniona, jej oceny najwyżej mieściły się w granicy Zadowalających. Czasami mogła liczyć na szczęście nie więcej. Runy miały w sobie coś interesującego, ale na dłuższą metę trzeba było mieć pasje, powołanie we krwi. Therese tego nie czuła, jednak wielkim szacunkiem darzyła ten przedmiot i tyle powinno wystarczyć. Lubiła tę salę, miała swój urok. Było tu inaczej niż w innych salach. Przytulniej, takie słowo przychodziło na myśl Theresie. Klasa wyglądała naprawdę świetnie, gdy profesor Edgar T. Fairwyn przejął nauczanie tego wybitnego przedmiotu. Niegdyś ciemna, zakurzona sala z jednym biednym, osamotnionym kwiatkiem przypomniała nie tę salę, którą kiedyś można było tu zastać, a Marlow pamiętała przecież te czasy. Miała ochotę odpuścić sobie te zajęcia. Niby zaczął się dopiero rok szkolny i nie trwał nawet miesiąc, jednak ona miała dość. Nadmiar obowiązków ją przytłaczał. Jeszcze praca, miała wrażenie, że nie ma czasu na życie, cokolwiek to oznaczało. Usiadła sobie gdzieś w środku, nie chcąc wyjść ani na kujona, ani na tych, co zazwyczaj zasiadają z tyłu sali. Rozejrzała się po twarzach ukradkiem, nie zatrzymując zbyt długo na nikim spojrzenia. Jednak usiadła niedaleko jakiejś puchonki, więc jej oczy nie chcąc, pochwyciły na dłużej jej osobę @Silvia Valenti. Marlow nie uśmiechnęła się, nie powiedziała zupełnie nic, ani nie mrugnęła. Po prostu znowu skoncentrowała się na swojej osobistej przestrzeni, zastanawiając się, czy nie powinna usiąść dwa miejsca dalej.
Runy nie były obowiązkowe - i całe szczęście. Z Edgarem Fairwynem łączyło mnie ledwie z samego urzędu nazwisko oraz roztaczana (wątpliwa) opieka nad Slytherinem - nie podzielałam pasji ani nie odczuwałam potrzeby bezskutecznych prób imponowania swojemu wujowi. Starałam się do perfekcji opanowywać sztukę niewchodzenia mu w drogę - ku mojej (oraz najpewniej jego - choć tutaj nie wiem, czy jest do niej zdolny) odczuwanej radości. Owym razem jednakże nowostudenckie ambicje - tak określam swoją przypadłość zjawiania się tam, gdzie dotąd - zjawiać się niespecjalnie zwykłam - wzięły znowu nad moim rozsądkiem górę. Pojawiam się wobec tego w klasie; nie chcę być ignorantką, pragnąc choć odrobinę zasięgnąć wiedzy na temat run - może, w przyszłości, udam się na historię magii? Nie dywagując już więcej, zajmuję miejsce w przedostatnim rzędzie ławek. Wolę, aby moja niewiedza nie znajdowała się na widoku.
Ocena: hehe nie zdawałam Miejsce: 17
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nie mogła opuścić pierwszej w roku lekcji starożytnych run. Jeszcze dwa lata temu nie przypuszczała, że tak bardzo polubi ten przedmiot, a oto po raz kolejny przekraczała próg sali, rzucając spojrzenie znajdującym się w środku osobom. Rzuciła krótkie "hej", które mogło nie do wszystkich dotrzeć, jako że dziewczęta rozpierzchły się po całej sali. Ona sama zajęła miejsce w jednej z pierwszych ławek, wykładając na blat potrzebne przybory, w tym podręcznik do starożytnych run. Usiadła i obróciła się nieco na krześle tak, że siedziała teraz bokiem do @Therese Marlow, do której uśmiechnęła się przyjaźnie. Niezbyt ją kojarzyła ze szkolnych korytarzy, ale wyglądała na całkiem miłą.
Co go skłoniło do tak diametralnej decyzji, czyli pójście na starożytne runy? Nidy wcześniej się na nich nie pojawił, nie miał jakiejkolwiek wiedzy nawet o podstawach tego przedmiotu. Skłoniły go jedynie legendy krążące po szkole o nauczycielu, Edgarze Fairwynie. Chciał przekonać się na własnej skórze jaki potrafił być ten profesor. A był niemalże pewien, że jak odłoży to na przyszłe zajęcia, nie będzie już mu się w ogóle chciało. Ku jego zaskoczeniu, w klasie siedziało już kilka osób. I niektórzy wyglądali jakby byli tutaj całkowicie na serio. Skrzywiony, usiadł w przedostatniej ławce w środkowym rzędzie i wyciągnął z torby pergamin i kałamarz z piórem. Czy będzie faktycznie notował, zdecyduje podczas lekcji. Rozejrzawszy się po klasie, nie zauważył żadnej znajomej twarzy. No cóż, tylko on miał tyle nadmiaru czasu, by się pokazywać na równie przydatnym i ciekawym przedmiocie co historia magii.
Ocena: Nie zdawane Ławka: 16
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Runy są ostatnimi zajęciami, na które mam ochotę się udać, zwłaszcza dzisiaj, ale większego wyboru nie mam, bo mogą mi się kiedyś przydać. Chociaż większość ludzi traktuje te zajęcia zapewne w ten sam sposób, co i ich prowadzący - byle odbębnić. Muszę się jednak przemóc, a żeby nie uciec na chwilę przed wejściem do klasy, zgarniam po drodze @Bianca Zakrzewski, żeby mnie pilnowała. Ogólnie chodzenie z innymi na lekcje to całkiem dobry patent, kiedy ma się tendencje do wymykania w najmniej oczekiwanych momentach. A że jestem już totalnie na warunkowym i nie mogę wagarować, potrzebuję niańki. Tyle że nie powiem tego Biance na głos. Po prostu z nią idę i tyle. - Dalej mam siniaki po Wilczych Głowach - jęczę, bo tylko na marudzenie ostatnimi czasy mnie stać, a wydaje mi się, że blondynka to zrozumie, skoro sama została wciągnięta w pogo, nim w ogóle całą trójką zdążyliśmy się gdziekolwiek ruszyć. Nie żebym na to narzekał, bo bawiłem się super. - Ej, jakim cudem ostatnia ławka nadal jest wolna? - dziwię się jeszcze, gdy wchodzimy do klasy i dostrzegam, że nie ma Fairwyna, więc mogę powiedzieć cokolwiek na głos. I prowadzę koleżankę na sam koniec, chociaż może to być samobój w postaci bycia pierwszą osobą do odstrzału. No ale mówi się trudno i leci się dalej, czy jakoś tak.
ocena: Okropny miejsce: 19 i 20 (bo z Biancą)
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Runy, naturalnie, stały się jednym z ulubionym przedmiotów Fire od kiedy w Hogwarcie zawitał Edgar Fairwyn. Łatwo było zauważyć, jak bardzo wymagający był nauczyciel. Musiała przykładać się bardziej niż z innych przedmiotów, ale rzeczywiście bardzo to polubiła. Szybko zorientowała się, że na tle klasy trzyma wysoki poziom. Blaithin na lekcjach jednak rzadko zasługiwała na miano pilnej uczennicy. Wręcz przeciwnie, potrafiła nieraz zaburzać ciąg zajęć, nigdy też nie czuła z tego powodu wyrzutów sumienia. Głupio brnęła w stronę pułapek zastawionych przez Fairwyna, nawet jeśli wiedziała czym to grozi. Drażnienie profesora stało się dobrą rozrywką Gryfonki. Wchodząc do klasy od razu skierowała swoje kroki do pierwszej ławki. Nie zapomniała o ich małym układzie, ale wręcz cieszyła się, że przypomni o nim także Edgarowi. Zajęła miejsce samotnie, skinąwszy głową na przywitanie kilku znajomym. W torbie miała świetlik i parę drobnostek, a jako strój wybrała czerwoną szatę.
Ocena: Wybitny Ławka: 3 a jak Edgar mnie wyrzuci to 9
Obiecała sobie, że po swojej ostatniej porażce, odpuści sobie ten przedmiot. Nie byłaby jednak Nessą Lanceley, gdyby to zrobiła. Zadawała sobie bardzo długie pytanie z serii iść czy może nie iść, bo bała się reakcji opiekuna Slytherinu na jej brak zdawania egzaminu z jego ukochanego przedmiotu i dodatkowe pojawienie się na zajęciach, które teoretycznie były dla wszystkich, a praktycznie kierowane dla bardziej zdolnych i bystrych uczniów. Była zdolna i bystra, ale nie z run. Kurwa. Westchnęła z rezygnacją, pokonując kolejne schody i kierując się w stronę sali, gdzie zwykle odbywały się zajęcia. Przygotowała się perfekcyjnie. Regulaminowy mundurek, śnieżnobiała koszula na długi rękaw, spódnica plisowana w zieloną kratę, krawat i marynarka. Miała szkolne trzewiki na delikatnym obcasie, a do nich sięgające kostki, czarne skarpetki. Przez ramię tkwiła przerzucona skórzana torba, wyładowana pergaminami, kałamarzami czy księgami, które miały ułatwić jej przetrwanie zajęć z Edgarem Fairwynem. I gdzie był Caesar, gdy go potrzebowała? Zagryzła dolną wargę, stając przed wejściem do klasy. Wygładziła strój rękoma, odgarnęła kosmyk włosów za ucho i upewniła się, że rudy kok tkwi w tym samym miejscu, w którym był, gdy go układała przed lustrem. Przetarła obuszkiem palca odznakę na piersi i odetchnęła głębiej, wchodząc do sali z charakterystycznym dla siebie, delikatnym uśmiechem. Niech się dzieje co chce. Wiedziała, że do zajęć zostało raptem kilka minut i większość chętnych już siedziała w ławkach, jednak ku wielkiemu szczęściu, samego nauczyciela jeszcze nie było. Omiotła brązowymi ślepiami wnętrze — było jakoś inaczej, czyściej. Brak kurzu i zapachu stęchlizny przyjemnie zaskoczył Lanceleyównę, która nawet kiwnęła delikatnie głową z uznaniem. Następnie przesunęła wzrokiem po ławkach, natrafiając na te znajome, jak i mniej znajome twarze. @Holden A. Thatcher II kiwnęła mu głową na przywitanie, podobnie jak jego uroczej koleżance, z którą był na festiwalu. Blondynka również była gryfonką, więc intuicja rudej nie myliła. Nie chcąc im przeszkadzać, już chciała usiąść sama, gdy dostrzegła kogoś, kto wywołał łagodny uśmiech na jej ustach. Deskę ratunku, kogoś dobrego z tego przedmiotu. Podeszła więc do ławki @Blaithin ''Fire'' A. Dear, dosiadając się bezczelnie i puszczając jej oczko, rzucając nieme 'Cześć skarbie", bo przecież nauczyciel mógł zjawić się w każdej chwili. Usiadła wygodnie na krześle, założyła nogę na nogę i wyjęła najpotrzebniejsze przedmioty na blat. Ułożyła dłonie na swoich udach, stukając w nie nerwowo paznokciami. Jakoś sobie poradzi, o ile jej nie wywali. Nie zdawała przecież egzaminu, a jednak nadal wyrażała chęć uczęszczania na jego zajęcia. W jakimś stopniu. Była jednak gotowa na wszystkie gorzkie słowa, wypowiedziane zapewne dość oschle przez nauczyciela i wyproszenie jej z sali.
Ocena:Nie pisała run Ławka: Z Blaith, 4 albo później 10.
Runy były jedną z tych lekcji, na których Bianca musiała się pojawić. Męczyła się na lekcjach Fairwyna już wystarczająco długo, żeby nie odpuszczać ich na ostatni rok. To byłaby głupota. Nie przejmowała się za bardzo tym, że tam idzie. Może gdyby egzaminy poszły jej gorzej, ale miała wybitny, więc Edgar powinien przyczepić się do kogoś innego. Ucieszyła się, że @Holden A. Thatcher II ją zgarnął, bo przynajmniej nie będzie siedzieć w ławce z jakimś uczniem, który nie ma zielonego pojęcia o lekcjach z Fairwynem. Grunt to udawać, że nie istniejesz, a da ci względny spokój. No, przynajmniej taką miała nadzieję. - Merlinie ja też... Spodziewałam się tłumów, ale nie, że zupełnie stracę orientację gdzie w ogóle jestem. – odparła, wspominając festiwal. Oczywiście bawiła się fantastycznie, ale to nie zmieniało faktu, że tłum czarodziejów nie był najlepszym środowiskiem do relaksu. Weszła do klasy i wzruszając ramionami poszła za Holdenem do ostatniej ławki. Nie miała nic przeciwko temu. Wcale nie rwała się do pierwszych ławek, zazwyczaj wybierała te gdzieś w środku, takie optymalne, znikając e tłumie, ale teraz po prostu szła za chłopakiem.
Ocena: Wybitny Miejsce: 19/20 (z Holdenem)
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wiedziała, że się spóźniła. Za bardzo się tym nie przejmowała, bo dobrze już wiedziała, że Fairwyn w nosie miał to kiedy przychodzili, o ile mu nie przeszkadzali. Trochę jednak czuła się niekomfortowo z tym, że akurat do jego klasy będzie musiała wejść po czasie. Panująca tam zwykle cisza i ogólnie napięta atmosfera sprawiała, że przemknięcie "niezauważonym" wydawało się być niemożliwą do wykonania misją. Odpuszczenie zajęć nie wchodziło jednak w grę. Mentalnie przygotowana na przemykanie przez drzwi pojawiła się na szóstym piętrze, aż przystając ze zdziwienia, bo drzwi do kasy run były otwarte. Sprawdziwszy jeszcze raz godzinę, podeszła bliżej i ostrożnie zajrzała do środka. Fairwyna nie było. Niepewnie weszła do środka, rozglądając się, jakby profesor miał zaraz wyjść spod jakiejś ławki i na dobre uwierzyła, że jeszcze go w klasie nie było dopiero, gdy zobaczyła Fire w pierwszej ławce. Odetchnęła z ulgą i rozejrzała się za miejscem dla siebie. Było w czym przebierać, bo zebrało się jakoś mało osób, a wybór był tym trudniejszy, że zwykle siadała na runach z Lysem i teraz nie wiedziała co czynić. Zrobiła piruet na pięcie, uważnie lustrując wszystkie ławki, po czym stanęła jak wryta, mając przed oczami szczyt abominacji. Gdyby to nie była klasa Fairwyna, pewnie by krzyknęła, ale biorąc pod uwagę okoliczności przyrody, podeszła tylko do przedostatniej ławki, w której siedziała już @Silvia Valenti, po czym rzuciwszy torbę przy stoliku, usiadła okrakiem na krześle, tyłem do własnego blatu. - Nie mów, że się teraz zadajesz z tym dzbanem? - rzuciła do @Bianca Zakrzewski tak jakby @Holden A. Thatcher II wcale nie siedział obok, albo raczej jakby był upośledzony i jej nie rozumiał - Gdyby to brat twój widział, serce by mu pękło z żałości. - jej pękało. Może i nie były nigdy z Biancą najlepszymi psiapsiółami, ale lubiła ją i to nawet bardzo. Przez Lysa troszeczkę traktowała ją jak rodzinę i teraz kiedy go nie było, coraz bardziej patrzyła na nią jak na siostrę, której nigdy nie miała. Śmiecia Thatchera nie chciała zaś oglądać na oczy w ogóle, chyba, że z tym jego głupim ryjem porządnie obitym. Na widok tego dupka zbliżającego się do jej przyjaciół, miała ochotę mordować.
Ocena: W Miejsce: 14 Proszę nie oceniać jakości tego posta ;_;
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
W magiczny świecie zapewne niewiele rzeczy mogło zaskakiwać i wydawać się nieprawdopodobne, ale spóźnienie się Edgara Tobiasa Fairwyna - dla którego wzory, rozkłady i szablony były świętością, jeżeli nie uzależnieniem - z pewnością do takich należało. Ostatnim razem, gdy mężczyzna nie pojawił się gdzieś na czas, okazało się, że leżał w trzytygodniowej śpiączce, jednak tym razem zatrzymały go sprawy... dla niego z pewnością większej wagi. Praca runologa zawsze stała na pierwszym miejscu, choć od czasu porzucenia pracy w terenie na jego biurko rzadko trafiało coś, co pochłaniało go bez reszty. Tym razem jednak natknął się na coś bardziej znaczącego i tajemniczego - prawdziwe wyzwanie, a nie zwykłe rozszyfrowywanie starożytnych zaklęć i alfabetów, które rozpatrywał bardziej w kategorii krzyżówki. Tymczasowo musiał jednak zejść na ziemię, żeby przez godzinę załamywać ręce nad idiotami, dla których głupi futhark był za trudny do ogarnięcia resztkami mózgu. Zjawił się w klasie prawie dziesięć minut po dzwonku, niemalże bezszelestnie, a przed jego nadejściem mogła uprzedzić uczniów jedynie wyprzedzająca go o pół kroku woń papierosowego dymu. Rzucił im szybkie, pozbawione znaczenia i emocji "przepraszam za spóźnienie", a po zamknięciu drzwi sprężystym krokiem podszedł do swojego biurka, rzucając na niego plik pergaminów i jakąś książkę. - Dear, minus dwadzieścia - powiedział tylko, niedbałym machnięciem ręki wskazując drugą ławkę - A pani zmieniła nazwisko? - zapytał ironicznie @Nessa M. Lanceley, która też zbierała się do zmiany ławki z Gryfonką. Bezwiednie przesuwając położone chwilę temu materiały równolegle do krawędzi biurka, zlustrował resztę zebranych w klasie z obojętnym zażenowaniem stwierdzając, że połowa z nich pewnie nawet nie wiedziała na jakiej lekcji się pojawiła. Bez słowa odwrócił się do tablicy, na której na szybko zapisał kilka pytań, celem przesiania zgromadzonych. - Macie dziesięć minut - oznajmił krótko, odkładając kredę i siadając za biurkiem.
----------------------------------- Z lenistwa robię autoplagiat i daję Wam to:
Mechanika była, ale wyszła.
Na następny etap (10.10 godz. 20.20) ogarnę coś fajniejszego.
Ostatnio zmieniony przez Edgar T. Fairwyn dnia Sro Kwi 01 2020, 12:36, w całości zmieniany 1 raz
Nie przepadała za tym przedmiotem. Być może zdołałaby go polubić - gdyby nie fakt tego, kto śmiał nauczać Starożytnych Run, które to traciły w jej oczach poprzez nastawienie nauczyciela do uczniów. Prawda była taka - nie każdy posiada potrzebne zasoby wiedzy i nie każdy jest dobry w odczytywaniu segmentów starożytnych cywilizacji. Co najlepsze: nie czyniło to z Winter Rieux kompletnej ignorantki dorobku Edgara T. Fairwyna, wręcz przeciwnie; gdyby nie jad sączący się z jego ust, wbijający się w umysł niczym szpilki, na pewno mogłaby z zaciekawieniem słuchać tego, co śmiało wydobyć się z jego ust. Coś słyszała o tej rodzinie, dziwiło ją zatem, że ów wychowanek dorobku familiady z dorobkiem w kierunku różdżkarstwa zajmował się takimi rzeczami. Różdżki, oczywiście w jej mniemaniu, wydawały się być o wiele ciekawszym zajęciem; polegało znacznej wiedzy o gatunkach drewna, dostępnych rdzeniach oraz możliwości ich zdobycia bez krzywdzenia istot magicznych, co jednak w przypadku konkurencji znajdowało się pod istnym znakiem zapytania. Osobiście Krukonka, pochodząca spod skrzydeł mądrości Roweny Ravenclaw, nie posiadała w sobie krzty litości skierowanej wobec kogokolwiek, aczkolwiek znała coś takiego jak pokora. I tego po prostu brakowało nauczycielowi, który to nie miał żadnego szacunku. Ani krzty dobroci. Kartkówka? A czemu nie. Tym bardziej, że nie idzie jej zbyt dobrze z tego przedmiotu, nie mogła się pochwalić wyjątkowo dobrą oceną, co nie zmienia faktu, że nie napisała tego jakoś najgorzej ze wszystkich uczniów, względnie obroniła swój honor, skrobiąc kolejne literki będące odpowiedzią na pytania ze strony Edgara, namalowane ładnym pismem, godnym wręcz podstawówki na tablicy. Nie miała się czym chwalić, ale też nie miała się czego względzie wstydzić. A wszystkie słowa będą spływać po niej jak po kaczce - nieważne, co o niej szczególnego powie Fairwyn, pisarz od siedmiu boleści. Co on w ogóle robi w tej szkole?
Wędrował między korytarzami, starając się znaleźć tę salę. Dostał cynk, że Edgar to nowy nauczyciel - a może się mylił - niemniej jednak chciał się przekonać na własnej skórze. Przecież ludzie nie mogą aż tak kłamać w tej kwestii, czyż nie? Szkoda, że nie pamiętał go ani trochę po wakacjach w Meksyku, zaś wszystko z run poszło do formatu. Błąkanie się w tym całym labiryncie zwanym "Hogwartem" przyprawiał go o mdłości, mimo że festiwal dawno temu się skończył, a szlaban już odpracował za pomocą sprzątania zbrojowni znajdującej się chyba w lochach, a tego nie był w stanie sobie przypomnieć. Niemniej jednak czuł, że zadowolenie wzrasta, kiedy to udało mu się ze znacznym spóźnieniem dostać się do klasy. W sumie, przed tym przeczekał, zastanawiając się, dlaczego panuje tak cholernie spora cisza, że aż mówiąca wszystko - nieostrożnie posunięte na kłamce ręce spowodowały jej ruch - i już miał zniknąć, przepaść, oddać się w czeluści zapomnienia, po prostu spierdolić tam, gdzie pieprz rośnie, jednak już nie mógł. Dał o sobie znać, mimo chęci odwrócenia się na pięcie i zwyczajnej ewakuacji. Raz. Kozie. Śmierć. Otworzył drzwi - otrzymał odpowiedź. Uczniowie piszący na pergaminie jakieś znaczki. No żesz... spojrzał w stronę Edgara, potem w stronę uczniów, w stronę Edgara, przypominając sobie, że nigdy w życiu nie poszedłby na jego lekcje. Kiedyś owszem, ale działo się z nim na tyle źle, że chyba ten nawet nie chciał go widzieć. - D-dzień d-dobry...? - zapytał się niespodziewanie, być może przywitał, czując, jak robi mu się bardzo, ale to bardzo słabo, że aż pobladł i stał się jak biała ściana. Ledwo co usiadł na dowolnym wolnym miejscu, a co dopiero cokolwiek napisał - tylko swoje imię, trzęsącymi się dłońmi. Nawet nie zdołał odpowiedzieć poprawnie na pytania bądz ich w jakikolwiek sposób rozwikłać. Od razu, przestraszony oraz bez konkretnego powodu, oddał kartkę bez jakichkolwiek punktów... Po co on w ogóle tutaj siedział?
2,2 - oddaję ofc Winter wszystko, bo Charlie jest za głupi na runy. Można go ładnie zgnoić, ale zemdleje pewnie, więc nie warto; Edgar chyba o tym wie, jak ta ameba umysłowa uczęszcza do Hogwartu od pierwszej klasy. Inaczej, jeżeli lubi się tak znęcać nad uczniami - wtedy się polecam mocno.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget siedziała i co chwilę zerkała w stronę drzwi, przez chwilę zastanawiając się, czy nie pomyliła sali? Wydawało jej się to nieprawdopodobne, że profesora Fairwyna nie było jeszcze w sali, podczas gdy dzwonek już dawno temu wyznaczył początek zajęć. Wierciła się nieco, jakby instynktownie spoglądając na zegarek. Obejrzała się na innych siedzących w sali ludzi, ale nie odezwała się do nikogo w celu wyrażenia swoich obaw. Po upływie dziesięciu minut postać nauczyciela starożytnych run nagle objawiła się jej w sali, przez co aż podskoczyła w miejscu i automatycznie wyprostowała plecy, napinając się jak struna na swoim siedzeniu. Wbiła w niego spojrzenie swoich czekoladowych oczu w oczekiwaniu na dalsze koleje lekcji. Czy była zaskoczona, że na wstępie mieli do napisania test? Ani trochę. Była do tego wręcz doskonale przygotowana, a zapełnienie kartki odpowiedziami na zapisane przez niego na tablicy pytania wcale nie zajęło jej dużo czasu. Oddała pracę jako jedna z pierwszych, raczej pewna wybitnego wyniku, choć z Fairywnem nigdy nie było do końca wiadomo.
kostki: 1, 5 bonusy: 6 (kuferek:30), 2 (2 miejsce w kuferku), 3 (wybitny) razem: 17
Edgar wpadł do klasy nieco spóźniony, chociaż nie sądziła, aby ktokolwiek miał coś przeciwko temu i w ogóle to zauważył. Wciąż dawało się odczuć nieco wakacyjną atmosferę i wielu uczniów nadal miało problem ze wdrążeniem się w system szkolny. Nie sądziła, że wielu było masochistów, jakich jak ona, że nie mogło doczekać się września i powrotu do drewnianych ław czy szkolnej biblioteki. Prefekt Slytherinu zlustrowała nauczyciela wzrokiem zaskoczona, gdy zwrócił jej uwagę za siedzenie z Blaith i mimowolnie pokręciła przecząco głową, zbierając swoje rzeczy pośpiesznie i chcąc się przesiąść. Odjęcia punktów nawet nie komentowała, nie miała też odwagi na kuzynkę spojrzeć, ciesząc się w duchu, że jej to nie spotkało. No i nie wyprosił jej z sali, nawet jeśli nie zdawała egzaminu końcowego z jego przedmiotu, wciąż miała szansę się dokształcać. Caesar byłby z niej dumny! Westchnęła bezgłośnie, rozkładając się na blacie z rzeczami i siadając wygodniej, zakładając nogę na nogę. Poprawiła materiał spódnicy szkolnej, przerzucając kosmyk włosów za ucho i skupiła spojrzenie na nauczycielu, który podszedł do tablicy i zaczął notować pytania. Znaczyło to jedno: Wejściówka. Nie ma to, jak zacząć rok szkolny z głośnym tupnięciem, prawda? Przymknęła na chwilę oczy, zagryzając dolną wargę i modląc się w duchu o pomyślność. Oczywiście, uczyła się podczas wakacji i poświęciła czas runom, chcąc nadrobić zaległości — nawet jeśli gadała, że odpuści ten przedmiot i uczęszczanie na niego, zwyczajnie nie potrafiła. Ambicja i wyrzuty sumienia by ją wtedy zjadły. Złapała za pergamin i pióro, podpisując go i przepisując pytania, a następnie próbując wpisać odpowiedź. O dziwo nie było tak tragicznie, jak ostatnio. Nie miała w głowie czarnej dziury, a wiedza teoretyczna była dla niej znacznie łatwiejsza w przypadku tej dziedziny magicznej do przyswojenia, niż praktyczna. Pióro skrobało więc po kartce, chociaż nie miała pewności, czy odpowiedzi są poprawne. Nie ściągała jednak i dała z siebie wszystko, wysilając swój ślizgoński mózg. Raz kozie śmierć, na pewno dostanie coś wyższego niż Troll, który nadal był jej największą traumą w życiu . Gdy skończyła, odłożyła pióro, przesunęła zwinięty w rulon pergamin na brzeg ławki i ułożyła dłonie na kolanach, czekając na dalszy rozwój zajęć.
Kostki: 6+4 Kuferek: 5 PKT = 1 bonusowy Punkty i Ocena:11 = PO, zaniżam na 10 i Zadowalający, żeby było zgodne z postacią.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Niespecjalnie przejmowała się tym, co działo się wokół niej, bo nauczyciela jeszcze nie było. Nie liczyła, że ktoś postanowi usiąść obok niej w ławce, dlatego mocno się zdziwiła, kiedy nagle na drewnianym blacie wylądowały czyjeś rzeczy, a na drewnianym krześle cudzy zadek. Nic więc dziwnego, że wyraz niezrozumienia pojawił się na jej twarzy. I chyba dziewczynie zwyczajnie słów w gardle zabrakło, bo inaczej na pewno by to skomentowała. Zachowywać się w taki sposób? W końcu, kiedy już odzyskała język w gębie, było za późno, aby cokolwiek powiedzieć, bo do pracowni wparował profesor Fairwyn. Dlatego zaniechała jakichkolwiek prób naprowadzenia nowej koleżanki na tok myślenia, który wyraźnie by informował, że stała się intruzem w ławce Włoszki. Fairwyn, jak zresztą większość nauczycieli po przerwie wakacyjnej, zdecydował się rozpocząć zajęcia od kartkówki i sprawdzenia ich wiedzy. A konkretniej, tego, jak wiele jej zostało po wakacjach. Silvia zerknęła w swoje pytania z obawą o to, jak sobie z tym zadaniem poradzi. Na szczęście, nie zapomniała wiele. Znaczna większość pytań w jej mniemaniu była prosta. Delikatny uśmiech pojawił się na jej licu, kiedy uzmysłowiła sobie fakt, że da radę. Nie było możliwości, aby nie zaliczyła tej kartkówki. Miała nawet szczerą nadzieję, na dobrą ocenę. Może ta lekcja nie będzie jednak taka zła, jak początkowo sądziła Włoszka? Przyciągnęła do siebie pergamin i w dłoń złapała pióro. Umoczywszy je w kałamarzu zaczęła pisać odpowiedzi. I nawet jak nie była do końca pewna w niektórych momentach, to po chwili zastanowienia, w jej głowie pojawiało się wyjaśnienie wątpliwego zagadnienia i mogła dalej kontynuować swoją pracę. Z zadowoleniem wypisanym na twarzy oddała pergamin z odpowiedziami na zadane przez profesora pytania. Nie, zdecydowanie nie mogło być źle.
Kostki: 5 i 5= 10 Bonusy: +1 (5 pkt w kuferku) +1 (3-cie miejsce w kuferku) +1 (Zadowalający z egzaminów) Łącznie: 13pkt -> W
Bianca uniosła brwi i z niezrozumieniem na twarzy spojrzała na @Harriette Wykeham. Nie była z Holdenem zbyt blisko, ale to wcale nie znaczyło, że uważała go za kogoś niewartego uwagi. Zresztą Bianca miała miękkie serce, ona w każdym widziała coś dobrego i czasem przeklinała tę cechę. W każdym razie nie miała pojęcia co zaszło między Etką a Holdenem i miała dziwne wrażenie, że wcale nie chce pytać. Poczuła się skonsternowana i przez chwilę nie wiedziała co w ogóle powiedzieć. Lubiła Harriette, głównie ze względu na Lysandra, przez którego w ogóle ją poznała. - Eee... Tak sądzę? – wydukała nadal nie wiedząc jak właściwie powinna się zachować. Nie znosiła takich sytuacji, miała wrażenie, że nieważne co by powiedziała i tak nie będzie dobrze, toteż postanowiła już nic nie dodawać. Pomógł jej w tym fakt, że do klasy wszedł Edgar. Rzuciła okiem na zegarek na jej nadgarstku, a potem na Holdena. Fairwyn się nie spóźniał, nigdy. To było dziwne, ale bynajmniej dziwny nie był fakt, że na tablicy pojawiły się pytania. Wyjęła kawałek pergaminu, zanurzyła końcówkę pióra w atramencie i bez większego pośpiechu zaczęła pisać. Odpowiedzi znała wszystkie, nie mogłoby być inaczej. Przecież męczyła te runy od dobrych paru lat, a na egzaminie dostała piękne W. Skończyła przed czasem i spojrzała, czy przypadkiem @Holden A. Thatcher II nie potrzebuje pomocy.
kostki: 5 i 1 bonusy:Tecquala 2012 +1, Traunitz 2014 +1, runy na 2. miejscu +2, wybitny na egzaminie +3, kuferek +3 łacznie:16 - wybitny
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Otwierała już usta, żeby skomentować odpowiedź Bianci, kiedy do klasy wszedł Fairwyn. Ciche i wyzute z emocji powitanie profesora, natychmiast ją wyprostowało i przekręciło na krześle o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczęła też trochę żałować, że wybrała to miejsce, ale wolała mieć nadzieję, że Thatcher będzie miał dość rozumu, żeby siedzieć cicho lub że nie da mu się sprowokować niż zwracać na siebie uwagę przesiadaniem się Nie musieli długo czekać na pytania, które pojawiły się na tablicy. Ettie nie wierzyła by w Hogwarcie mógł jeszcze być ktoś, kogo by to zdziwiło. Odpowiedzenie na nie jak zwykle nie stanowiło dla niej żadnego problemu, chociaż nie wątpiła, że znajdą się tacy, których to przerośnie. Miała nadzieję, że będzie to Thatcher. Zwykle posępna atmosfera panująca w klasie tak na nią działała, że nawet współczuła tym, którzy z niej przed czasem wylatywali, nawet jeżeli potem miała ich za kompletnych debili. Gnoja za swoimi plecami nie żałowałaby jednak ani trochę i nawet liczyła na to, że spiepszy wyjściówkę tak bardzo, że profesor zechce ją także jakoś wstrętnie skomentować.
Kostki: 3+4 +3 za W Kuferek: +2 za kolejność; pkt jest jakoś ponad 40, więc Razem: >12
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Opinia, że Edgar co lekcję wywala połowę uczniów z klasy była odrobinę przesadzona. Prawdopodobnie nigdy nie było to więcej niż pięć osób, co przy dość duże zazwyczaj frekwencji wcale nie było ogromną liczbą. Tym razem jednak wszystko wskazywało na to, że legenda o czystkach w sali run miała okazać się prawdą. Jeszcze nigdy sprawdzenie kartkówek nie zajęło mu wyjątkowo nawet jak na niego mało czasu. Inna sprawa, że nie było na co patrzeć. Większość najwidoczniej pomyliła klasę. Przerzucał pergaminy na dwa oddzielne "stosy", na część dosłownie rzucając jedno spojrzenie. - Czy wam się wydaje, że ja każdego roku będę zaczynał z wami wszystko od początku? - zapytał zimnym, praktycznie monotonicznym tonem, odkładając ostatnią pracę i rzucając klasie ostre spojrzenie. Nie czekając na żadne odpowiedzi, chwycił cieńszy ze stosów i przeczytał: - Hudson, Valenti, Zakrzewski, Wykeham... Lanceley - zawiesił się przy ostatnim nazwisku, ale ostatecznie zdecydował się go nie wykluczać - Zostajecie. Reszta za drzwi i jeżeli macie zamiar kiedyś wrócić, radziłbym od razu skierować się do biblioteki. Wystarczająco długo przymykał oko na ich monstrualne braki, tylko dlatego, że naciskała na niego dyrektorka. Jego nie obchodziło czy na te lekcje przychodziło dwadzieścia czy dwie osoby. Nie mógł w nieskończoność stać w miejscu z materiałem, bo dziewięćdziesiąt procent gówniarzy w tej szkole było zbyt głupich, żeby zapamiętać dwadzieścia cztery znaki i kilka ich przekształceń. Mijało się to z celem. Przewracając pióro między palcami, bez słowa i żadnego konkretnego wyrazu twarzy, przyglądał się pozostałym w klasie dziewczynom dobrych kilkadziesiąt sekund i wyglądało na to, że absolutnie nie zwraca uwagi na to jak krępująca była grobowa cisza, która nastała w klasie. Po chwili wziął głośniejszy wdech i odłożywszy pióro na blat biurka, wstał z krzesła. - Za moment wracam - oznajmił, kierując się do drzwi. Po kilku minutach był już z powrotem, kładąc przed każdą z dziewczyn identyczne zdjęcie inskrypcji wyrytej na jakimś kamieniu. - Kamień z Nýirlítillimes* - wyjaśnił zwięźle co mają przed sobą - Druga połowa VII wieku. Całkiem niedawne znalezisko. Powinnyście poradzić sobie z odczytaniem. Problemem jest przede wszystkim nietypowy układ znaków. Rozpracujcie przynajmniej to. Po tych krótkich instrukcjach, licząc na to, że nie będą mu zawracać gitary do końca lekcji, zajął się własnymi sprawami, znacznie bardziej wciągającymi niż jakiś pośledni runiczny kamień, jakich pełno na Islandii.
-------------------------------------------------------------- *nie ma takiego W bardzo luźnym tłumaczeniu na islandzki Kamień z Nowolipek xD
Mechanika wyszła.
Czas do 25.10, więc dużo.
Ostatnio zmieniony przez Edgar T. Fairwyn dnia Sro Kwi 01 2020, 12:42, w całości zmieniany 1 raz
Milczała, czekają, aż nauczyciel sprawdzi kartkówki. Trzeba przyznać, że Lanceley była święcie przekonana, że za chwilę po prostu spakuje swoje manatki i opuści prowadzone przez opiekuna Slytherina zajęcia, powodując u niego ból głowy i rozczarowanie brakiem mózgu w zakresie run. Drobne, blade dłonie zaciskały się w piąstki, tkwiąc na kolanach. Miała wrażenie, że nawet wskazówka zegarka tkwiącego na nadgarstku zatrzymała się w miejscu. Pokręciła głową, wzdychając cicho i po zaczęła ukradkiem zbierać swoje rzeczy, gdy Fairwynowe usta wypowiedziały jej nazwisko, na co kiwnęła głową. - Tak Panie Profesorze,już wycho... Huh?- już wstawała, łapiąc za torbę, gdy okazało się, że to nie ona, a pozostali poza pięcioma uczennicami wychodzą! Aż usta się jej rozchyliły w akcie zaskoczenia, a brązowe ślepia wędrowały pomiędzy nauczycielem a wychodzącymi uczniami, w tym Blaith. Odprowadziła ją wzrokiem, wciąż zaskoczona i zdezorientowana, po czym usiadła na miejscu, jakby nie mając pojęcia, co się właśnie stało. Jakim cudem Nessa Lanceley została na zajęciach, a nie wyleciała na zbity pysk? Zdecydowanie było to dla niej, ogromne osiągniecie i powód do dumy, pokazujący, że ciężką pracą i nauką we wakacje można jednak gdzieś dostrzec. Westchnęła jakby błogo, zgarniając kosmyk włosów za ucho i przymykając na chwilę oczy. Gdy kroki wychodzących ucichły i drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem, nastała grobowa, martwa cisza. Omiotła wzrokiem twarze koleżanek, po czym przełknęła ślinę, nieco przestraszona. Złapała pióro w dłoń, podobnie jak nauczyciel, obracając je między palcami i skupiając na nim uwagę. I wtedy przed nią wylądowało zdjęcie inskrypcji z jakiegoś kamienia, które sprawiło, że miała ochotę wstać i wyjść w pierwszej sekundzie. Ślizgonka była jednak zbyt ambitna i uparta, żeby odpuścić. Poradziła sobie z kartkówką, to z tym też musi. Lanceleyówna wzięła się do pracy, odcinając się od otaczającego ją świata. Korzystała z dostępnych pomocy naukowych, zawzięcie coś kreśliła na pergaminach i miała przy tym wszystkim niezwykle zaangażowaną minę, jakby od niej zależał honor domu węża, bo przecież była tu jedyną przedstawicielką Salazara, a do tego prefektem mającym za opiekuna profesora wykładającego. Nie mogła tego spierdolić. Gdy czas dobiegał końca, przesunęła swoje notatki i śmiałe przypuszczenia na kraniec ławki, kładąc obok zdjęcie. Miała naprawdę zdeterminowany wyraz twarzy. Nie dopuszczała do siebie myśli, że poszło jej jakoś wybitnie tragicznie.
Na lekcjach Edgara zawsze kilka osób wylatywało za drzwi. Całe szczęście nie była to Bianca i utrzymywało ją to w przekonaniu, że jednak tej głowy nie ma takiej pustej. Dodawało jej to trochę otuchy za każdym razem kiedy przekraczała próg tej klasy. Przestała się nawet bać wejściówek, które zdawała zawsze. Z różnymi wynikami, ale zdawała. To był już jej ostatni rok, z Fairwynem miała do czynienia w innych szkołach, wiedziała czego się po nim spodziewać – no, na tyle na ile mogła wiedzieć. W każdym razie runy były tym przedmiotem, na którym radziła sobie dobrze i nie odpuszczała praktycznie żadnej lekcji. Kiedy usłyszała swoje nazwisko – momentalnie się wyprostowała. To niemożliwe żeby nie zdała... Dopiero po jego kolejnych słowach odetchnęła z ulgą. Jednakże zmarszczyła brwi, czystki był zawsze, ale żeby aż takie? Wodziła wzrokiem za wychodzącymi uczniami, a na koniec spojrzała na Etkę wzrokiem mówiącym „co tu się zadziało”. Gdy dostała zdjęcie, dokładnie mu się przyjrzała i właściwie to domyślała się co będą musieli zrobić. Zgodnie z tym co powiedział Edgar układ znaków był dziwny, więc Bianca momentalnie skupiła całą swoją uwagę na tym. Przecież nie została w sali żeby teraz dać ciała. Przypomniała sobie wszystko co powinna pamiętać i zabrała się do pracy. Kiedy mniej więcej rozpracowała nietypowy układ, zaczęła odczytywać zapis na kamieniu. Koniec końców, chyba całkiem nieźle jej poszło, ale to miało się dopiero okazać.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Dziwnym trafem miała świadomość tego, że nie może być tak źle jakby jej się to wydawało. Co prawda kilka osób pożegnało się z zajęciami, ale jej samej poszło całkiem dobrze. Od samego początku miała takie przeświadczenie, a kiedy usłyszała wyniki jej kartkówki z ust Fairwyna, wiedziała że poradziła sobie o wiele lepiej niż mogła chociażby marzyć! Nie ma co, uśmiech pojawił się na dziewczęcy lipcu a pierś nieznacznie wysunął się do przodu. Była naprawdę z siebie dumna i chyba nie było sensu się z tym kryć. W szczególności jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że tak naprawdę została ich tutaj garstka, resztę nauczyciel odesłał do dormitoriów. Jednak jej dobry nastrój nie trwał długo. A konkretniej znacznie się zmniejszył w momencie gdy profesor postawił przed nimi kolejne zadanie. Kamień który otrzymali nie wyglądał w ogóle znajomo, tym bardziej transkrypcja na nim zapisana. Gdyby nie to, że włosy włoszki miały już inny niż naturalny kolor, pewnie posiwiały by właśnie z niepokoju. Uśmiech zmył się z jej ust, a w oczach zaczęło się czaić przerażenie. Skup się, powiedziała sobie w myślach. Przecież radziła sobie z innymi, znacznie trudniejszym zadaniami. Nie sądziła, aby rozszyfrowanie tego, co zapisane zostało na tym dziwnym kamieniu, miało być tak cholernie trudne. Przecież posiadała jakąś wiedzę, napisała tą kartkówkę cholernie dobrze, a jeszcze za czasów calpiatto uwielbiała runy i dobrze sobie z nimi radziła. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Głęboki oddech pozwolił jej się skupić i wziąć za zadanie. Kruczek po kroczku jakoś szło to do przodu. Ostatecznie była całkiem zadowolona z efektów jej pracy. Tylko pytanie, co na to profesor powie...
/za jakość posta przepraszam, pisany z telefonu.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Mimo faktu, że podczas pisania testu nie odczuwała, jakoby poszło jej źle, gdy tylko usłyszała swoje nazwisko, w dodatku wypowiedziane jako pierwsze, poczuła ukłucie w brzuchu. Stres był jej nieodłącznym towarzyszem na lekcjach Fairwyna, nie potrafiła zostawić go w progu sali starożytnych run, choć bardzo by chciała w końcu przestać się bać o swój los na zajęciach. Dziś nauczyciel ocenił ją pozytywnie, wobec czego odetchnęła z ulgą. Mogła zostać. Zazwyczaj im dalej, tym lepiej, prawda? Grono obecnych uczniów uszczupliło się do zaledwie pięciu dziewcząt, którym Bridget posłała wątły uśmiech. Szuranie krzesłami i dźwięki kroków szybko ustały, a po tym wszystkim profesor wręczył im jakiś stary kamień z inskrypcją, którą miały rozpracować. Puchonka lubiła zagadki, lecz pod presją bycia ocenianą przez Edgara, miała ochotę zwinąć się w kłębek. Zacisnęła zęby i przeniosła uwagę na zdjęciu kamienia. Pochylając się nad nim, marszczyła nieco brwi, bowiem faktycznie układ znaków wydawał się być nietypowy. Chwilę zajęło jej to całe myślenie i rozważanie, lecz gdy tylko żarówka nad jej głową rozjaśniła się, dalsze rozszyfrowywanie poszło jej jak z płatka. No, tak jej się zdawało...
/też pisane na telefonie podczas wykladu, nie bic :x
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Była absolutnie pewna swoich odpowiedzi na wejściówce, a mimo to, gdy Fairwyn wymienił jej nazwisko z tylko kilkoma innymi i zawiesił głos, serce jej na moment stanęło. Niemożliwe... Po prostu niemożliwe. Minął zaledwie ułamek sekundy nim z ust profesora pało "zostajecie", ale Ettie była pewna, że w tym czasie zdążyła wejść w stan przed zawałowy. Czuła się jakby na jej ramionach na chwilę przysiadł i własnie zdecydował się zejść. Tak bardzo jej ulżyło, że w pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na to, że ponad pół klasy wyleciało z zajęć. Kiedy to do niej dotarło, troll powrócił. Czy naprawdę reszcie tak źle poszło, czy to mężczyzna był dziś aż tak cięty? I co, na Merlina, będzie teraz z nimi? Fairwyn wyszedł, ale Ettie mimo jego absencji bała się odezwać. Niepewnie wymieniła tylko spojrzenia z resztą dziewczyn, zatrzymując się dłużej na Biance, która najwyraźniej była w równym stopniu co ona zdezorientowana. Po kilku minutach niezręczniej ciszy, wrócił profesor i położył przed nimi inskrypcję z jakiegoś kamienia. Zwykle nie bała się run, tak jak większość uczniów. Nigdy nie miała z nimi problemów, a to gwarantowało też względne bezpieczeństwo u Edgara. Rozszyfrowywanie tajemniczych systemów znaków było dla niej niemal formą zabawy, teraz jednak - przez wiszącą w klasie ciężką atmosferę - obawiała się nawet spojrzeć na zadanie. Przez kilka minut siedziała praktycznie nieruchomo, wodząc wzrokiem po klasie. Jednak po tym czasie ciekawość wzięła górę i Ettie zajęła się inskrypcją. Runy faktycznie były dziwnie porozkładane i na pierwszy rzut oka absolutnie nic nie miało tam sensu. To już nie były proste tłumaczenia, tutaj faktycznie musiały wykazać się czymś więcej niż znajomość znaków i umiejętnością korzystania ze słownika. To jej się podobało. Nie była pewna czy szła dobrą drogą, ale po jakimś czasie wszystko zaczynało mieć ręce i nogi. Lekka niepewność zawsze pozostawała, ale chyba nie musiała się obawiać profesora. W razie czego umiałaby jakoś obronić swój tok rozumowania, pozostawało mieć nadzieje, że będzie chciał słuchać.
Kostka: 6
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
W klasie panowała niemal absolutna cisza i każde z nich zajmowało się własną pracą. Tak właśnie, zdaniem Edgara, powinna wyglądać każda lekcja. Zamiast powtarzać dwadzieścia razy jedno zagadnienie, mógł dać dziewczynom ambitniejsze zadanie, co faktycznie dawało nadzieję, że któraś z nich może kiedyś skorzysta z tej wiedzy, poza salą egzaminacyjną i zrobi coś w życiu poza marnowaniem tlenu. Przede wszystkim zaś żaden idiota nie przeszkadzał jemu. Pod koniec lekcji odłożył swoje materiały, polecił Hudson i Lenceley przesiąść się bliżej pozostałej trójki i mając je już zbite w jedną grupkę, sprawdził co natworzyły. Nie było źle. Mógłby nawet powiedzieć, że spodziewał się, że będzie gorzej. Ostatnie minuty lekcji poświęcił na dokładniejsze omówienie z nimi problemu kamienia, po czym wypuścił je z klasy. Pierwszy raz odkąd uczył w Hogwarcie udało mu się w końcu wyciągnąć z jakiś smarkaczy coś bardziej wartościowego.
//zt wszyscy
Odp: Silvia F1 dół; Bianca E3 ukos; Harriette B4 dół; Nessa A4 ukos; Bridget L2 lewo. Wszystkie dziewczyny max.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Zapewne był jedynym nauczycielem na świecie, któremu wcale nie zależało na frekwencji. Pomijając już ten drobny fakt, że najchętniej nie oglądał by uczniów w ogóle, to zdecydowanie wolał mieć w klasie dwie osoby, które rozumieją, o czym mówi, niż pełną salę idiotów, którym trzeba było wszystko pięć razy tłumaczyć, a i tak nie docierało. Jak każdy przedmiot, runy nie były dla każdego i osobiście uważał, że pozostali profesorowie, którzy walczą z jakże trafnym stwierdzeniem, że z pustego i Salomon nie naleje, są równie żałośni, co ich skretyniali studenci. Sam miał ten komfort, że runy były przedmiotem dodatkowym i znacznie łatwiej było mu umotywować, czemu jeszcze przed początkiem zajęć potrafił wyrzucić z klasy ponad połowę uczniów. Wszyscy doskonale wiedzieli już o przesiewach, które uskuteczniał co lekcję i chyba nikt już się nie dziwił, ani nie protestował. Przychodząc do klasy wcześniej, poprawił jakieś stojące minimalnie krzywo krzesło, po czym wypisał na tablicy zestaw pytań i usiadł za swoim biurkiem, zagłębiając się w jakichś papierach. Wchodzącym, o ile mu nie przeszkadzali epatowaniem swoim istnieniem, kiwał jedynie głową i wskazywał znacząco tablicę.
Wejściówka: mechanika była, ale wyszła.
(za samą wejściówkę jest 1pkt do kuferka, ale poniżej Z się wylatuje z sali) <- TO JEST TYLKO INFO, ŻEBY NIE BYŁO, ŻE NIE UPRZEDZAŁEM! Także nie musicie się martwić żadnymi /zt. Przeciwnie! Proszę mi samowolnie nie odbierać możliwości zmieszania Was z błotem, czy co mi się tam zamarzy. Robicie w tych postach różne rzeczy, a ja się mam potem problem do tego odnieść bez poczucia zaginania czasoprzestrzeni. Wyjdziecie, kiedy powiem, że macie wyjść. xD /zt jest dla nauczyciela
Czas do 22.11 godz. 22.11
Ostatnio zmieniony przez Edgar T. Fairwyn dnia Sro Kwi 01 2020, 12:54, w całości zmieniany 3 razy
Czy dlatego, że odmęty tajemniczego świata run znał jak swoją własną kieszeń, czy może właśnie dlatego, że na jego zajęciach mogła obserwować, jak wykrzywione rozczarowaniem odgórną niesprawiedliwością twarze znikały za głośno zamkniętymi drzwiami, trudno powiedzieć. Ale Edgar Fairwyn był jej ulubionym nauczycielem. Autorytetem, uosobieniem wymagania, ambicji, które tak chętnie zasiedlały się w głowie Eden; gdzie inni dopatrywali się podszytej przeszłością traumy dającej swe ujście przez apatyczną niedostępność wobec świata, ona widziała jedynie zgorzkniałą księgę, księgę wiedzy, która swoją hebanową okładkę zawdzięczała temu, że ktoś zaprojektował ją właśnie w taki sposób. Tylko w taki sposób. Taki piękny, piękny sposób.
Nie idealizowała go. Nie idealizowała jego nieuprzejmych uwag, jego kąśliwych wtrąceń, jego jadowitości. Nie idealizowała go, wypowiadając najzwyczajniejsze z przywitań, zajmując miejsce przy ławce i wyciągając z leciwej, brązowej torby odpowiednie książki. Nie idealizowała go, zastanawiając się, czy i tym razem tajemnice run będą w stanie wzburzyć fale wyobraźni, wzniecić płomień ambicji. Nie idealizowała go, urządzając w myślach ciche zakłady, ile osób profesor tym razem odeśle z kwitkiem. Nie idealizowała go.
Czekając, aż uczniowie - ci, oczywiście, którzy mieli pozostać na zajęciach, zamiast zostać zaliczonymi do grona nieudaczników - zbiorą się w klasie, otworzyła książkę i leniwie wertowała strony w poszukiwaniu chwytającego uwagę rozdziału. Równie dobrze mogła przypomnieć sobie ostatni materiał. Ostatnie zagadki. Ostatnie misteria. Ostatnią przyjemność rozwoju własnej wiedzy pod okiem doświadczonego pedagoga; nawet gdyby ten uznał, że i ona powinna tym razem znaleźć się za drzwiami, nawet wtedy.