Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami. Na oknie stał jeden zwykły kwiat, którego można często spotkać w domach mugoli. Światła w sali prawie nie było i sprawiała ona wrażenie bardzo ponurej i zimnej. Gdyby nie ławki, można by było pomyśleć, że robi ona za kostnicę.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Starożytne runy
Wchodzisz do Klasy Starożytnych Run, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Starożytne Runy. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Howard Forester oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Tecquala. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Wypisz i opisz symbole związane z runą Algiz (łoś, łapy łabędzia, człowiek stojący na ziemii z wyciągniętymi w górę ramionami). 2 – Wypisz runy znajdujące się w kręgu Ognia (Kenaz, Fehu, Thurisaz, Sowilo, Gebo). 3 – Wymień kręgi energetyczne, do których należą runy (wody, powietrza, ziemi, ducha). 4 – Jakie rośliny symbolizuje Thurisaz? (nasturcja, rojnik) 5 – Która z run jest związana z grecką Temidą? Wytłumacz, w jaki sposób jest powiązana (Ehwaz). 6 – Opisz znaczenie runy Mannaz oraz przyporządkuj, do jakiego kręgu energetycznego należy.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Narysuj i nazwij runy, energetycznie należące do Ziemi (Uruz, Iwaz, Berkano, Ingwaz, Odala). 2 – Podaj znaczenie trójki run: Algiz, Ingwaz, Raido. 3 – Narysuj runę, której symbolem jest orzeł i rubin (sowelo). 4 – Opisz, jak Runa Perdo wpływa na zdrowie człowieka (wzmacnia witalność, pobudza do pracy układ immunologiczny, dodaje sił i energii życiowej, pomaga walczyć z nałogami). 5 – Przypisz poszczególnym surowcom (kamień księżycowy, koral, hematyt) runy, które symbolizują. 6 – Narysuj wszystkie runy, które są nieodwracalne (Gebo, Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Ehwaz, Sowelo, Ingwaz, Dagaz.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Lena weszla dziś do klasy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Chciała dowiedzieć się czy wszyscy uczniowie odrobili zadaną prace i czy wszystkie trafią dziś do jej rąk. Weszła spokojnie, nie śpieszyła się. No, bo niby po co? Usiadął jak zawsze przy swoim biurku. Może i było stare, ale prawdopodobnie miało jakąś ciekawą historię na swoim koncie. Kobieta zbarbiła się lekko, a jej długie wlosy opadły na twarz. Chwila skupienia i jedna myśl: co dzisiaj zaproponuje uczniom na zajęciach?
Autor
Wiadomość
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Z boku przyglądał się transliteracji Sapp, w której widział błędy. Gdyby go poprosiła to najprawdopodobniej pomógłby jej z zadaniem albo i załatwił całą robotę za nią, ale nie domagała się pomocy więc nie narzucał się. Kiedy Edgar kazał tłumaczyć im swoje teksty nawet nie szukał w nich błędów - takie słowo jak "błąd", już dawno wykreślił z swego słownika. Był jedną z najbardziej konkretnych i dokładnych osób, nie mylił się właściwie nigdy, a swych umiejętności pewny był w stu procentach, zawsze. Z wielkim zapałem notował kolejne słowa. Znał pieśń, miał już z nią do czynienia, bo interesował się naprawdę wieloma rzeczami - nie ograniczając do tylko i wyłącznie jednego tematu. Na świecie istniało wiele cudownych miejsc, a Ślizgon nigdy nie chciał być uważany za ignoranta. Kiedy zdążył przetłumaczyć cały tekst rozejrzał się po sali. Wszystko wydawało się całkiem normalne, oprócz jednego ucznia, który był jakiś za mały, jak na zajęcia o tym zaawansowaniu. Stary Edgar mógł mówić co chciał, ale to co robili tego dnia nie było banalne proste, a już szczególnie dla kogoś w wieku dziewczynki. Niebieskie szaty wprost mówił z jakiego domu jest. Błagalne spojrzenie dzieciaka, które chyba wychwyciło jego wzrok, nie dawało mu spokoju. Nie mógł postąpić inaczej, sumienie mu nie pozwalało. Westchnął ciężko i podał jej kartkę z brudnopisu, na której wcześniej przetłumaczył calutki tekst - pożyczenie podręcznika nie miałoby sensu, wątpił, że znalazłaby wszystkie słowa przed powrotem Fairwyna, a jemu to i tak już nie było potrzebne. Uśmiechnął się jeszcze trochę na wyrost, bo problemy z matką naprawdę nie sprawiały, że był zdolny do jakiś żywszych reakcji i rzekł. - Trzymaj młoda i następnym razem bez przygotowania się tutaj nie pojawiał - powrócił do normalnej pozycji, prostując się dość nienaturalnie. Taki właśnie był z niego wredny Ślizgon. Każdy inny olałby krukonkę, a już szczególnie ze względu na to, że nosiła niebieski krawat, ale on by sobie tego nie wybaczył - zresztą wiedział, jak przykre słowa jego szanowny tatuś potrafił wydobyć z swych ust. Wątpił, że dziewczynka była gotowa na taką potyczkę. On sam nie był.
tłumaczenie:
heitir yggdrasill nazwa yggdrasill-> nazywa(?) yggdrasill słowa yggdrasill nie tłumaczę, bo to drzewo na którym znajdują się światy, i po polsku się go pisze tak samo raczej
Ostatnio zmieniony przez Caesar T. Fairwyn dnia Pon 11 Gru 2017 - 21:08, w całości zmieniany 2 razy
Nie tylko się spóźnił, ale dodatkowo był kiepsko przygotowany. Nie było co się oszukiwać, Prince po prostu nie powtórzył przed zajęciami - szkoda, mogło mu pójść o wiele lepiej. Mimo wszystko bardzo lubił starożytne runy i wydawało mu się, że nie radzi sobie jakoś tragicznie. Nie był pewny tego jak wykonał zadanie i gdy tylko otrzymał ciąg dalszy poleceń zorientował się, że faktycznie parę błędów popełnił. Zabrał się za poprawianie, kląc pod nosem na swoje roztrzepanie. Gdyby wiedział, że Fairwyn postanowi ich tak pomęczyć na tych zajęciach, to wcale by nie pędził... Ten jeden raz jasnowidzenie mogło mu pomóc, ale nie! Nie, Prince ślęczał nad pergaminem, usiłując ze swojego wersu stworzyć coś względnie sensownego. Nie miał pojęcia co poradzić na to, że wyrwane z kontekstu brzmiało dziwnie. Pochłonięty zadaniem kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie, coraz bardziej pogrążając się w pewności, że chyba znowu coś schrzanił.
Transjdkafnndkjw:
kuru:ina:thriethju Wszyscy to trzy (?)
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie pogadali z Lysem za długo, bo przy Fairwynie rozmowy były samobójstwem. Zresztą i tak zorganizował im tyle "rozrywek", że nie było na to czasu. Wszyscy byli tak pochłonięci swoimi tłumaczeniami, że nikt nawet nie skorzystał z wyjścia profesora. Nie inaczej było z Ettie, która słowa "tłumaczenia nie będą wybitne i poprawne gramatycznie" potraktowała niemal jak wyzwanie i starała się, żeby jej tekst brzmiał równie artystycznie co zapewne w oryginale. Wyszło jej to lepiej czy gorzej, w każdym razie zdążyła z translacją przed końcem lekcji i była pewna, że ogólnie przetłumaczyła wszystko z sensem.
tiruriru:
Stendr ae yfir groenn Stoi, wiecznie (przez wieczność) zielony
Nie byłam pewna, czy transliteracja mi się udała. Profesor nie skomentował mojej pracy, więc założyłam, że nie było w niej wielkich błędów. Spojrzałam na pergamin jeszcze raz, dokładnie sprawdzając, litera po literze, czy mi się udało. Wyglądało na to, że wszystko było w porządku, więc nie dokonałam żadnych poprawek. Przyszła część przetłumaczenia tego wersu, korzystając ze słownika, co było względnie łatwiejsze. Kartkowałam księgi, szukając odpowiednich wyrazów i znaczeń. Nie spoglądałam na innych, mimo że duża część już pewnie skończyła. Szukanie w słowniku zajmowało mi zwykle chwilę. W końcu udało mi się odnaleźć znaczenia wyrazów. Dosłowne tłumaczenie było średnio składne gramatycznie, więc nieco je przeredagowałam i oddałam tak przetłumaczony wers profesorowi.
Tłumaczenie:
18. Thaer:li’f:kuru - (lista żywi wszyscy) - lista wszystkich żywych
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Była bliska łez i tyko obecność osób trzecich ją powstrzymywała. Gula rosnąca w gardle prawie ją dusiła. Widziała, że nie wytrzyma, kiedy Fairwyn zacznie po niej jeździć. Ależ to durny pomysł był z tym przyjściem tutaj. Oddałaby w tym momencie wszystko za zmieniacz czasu. Roztrząsała swoje żałosne położenie, próbując przygotować się na nieuniknione, kiedy niespodziewanie nadeszła pomoc. Spojrzała otwartymi szeroko ze zdziwienia oczami na starszego Ślizgona, kiedy ten podał jej kartkę z tłumaczeniem. On tak poważnie, czy robił sobie z niej jaja? Zarumieniła się, kiedy zwróci jej uwagę i chcąc to ukryć, odwróciła się wbijając wzrok w ławkę. Wymamrotała niewyraźnie coś, co miało być podziękowaniami, ale niespecjalnie przypominało ludzką mowę, po czym opierając się na łokci i chowając twarz za dłonią, zaczęła przepisywać tekst. Po jej głowie chodziło jej podejrzenie, że chłopak po prostu z niej żartował i tekst, który przepisywała nie mia nic wspólnego z jej pieśnią, ale aktualnie była to jej jedyna szansa.
gbdcfsdsgsf:
Thaethan koma do:ggvar Stąd pochodzi rosa
Anseis Karsinis
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
C. szczególne : Nieuczesane włosy, pierścień z wygrawerowanym „Fortes Fortuna Adiuvat”
Przełknął ślinę widząc Edgara wyrzucającego z klasy jakąś dziewczynę. Bał się, że jego praca również zasługuje na trolla i wyśmianie przed wszystkimi. Obawy okazały się bezpodstawne, niby w większości prac były błędy ale nie były one aż tak karygodne. Postanowił nic nie poprawiać w swojej pracy by nie oddać jej w jeszcze gorszym stanie i zaczął tłumaczyć na język ogólnie zrozumiały. Spodziewał się, że pójdzie mu nieco lepiej niż przy pracy z pamięci, zaliczał dzisiaj ewidentnie słabszy dzień bo nawet ze słownikiem wiele słów nie mógł przetransliterować. Robił głupie miny, wzdychał, dwoił się i troił by jego praca wyglądała chociaż dobrze, ale była co najwyżej przeciętna. Nie mogąc już patrzyć na runy(nie, Ans nie jest chory) odłożył pióro i oparł się wygodnie o oparcie krzesła. Może chociaż dostanie zadowalający za to coś.
Runejszyn:
14. Aethra Verðandi - Inny Verðandi
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Byłam tak zmęczona, że z trudem powstrzymywałam się przed zaśnięciem. Oparłam głowę o ramię Melusine starając się za wszelką cenę nie zamknąć oczu. Gdy w końcu otrzymaliśmy kolejne zadanie wyciągnęłam z torby podręcznik oraz słowniki i po kilkukrotnym (ale niezbyt dokładnym) sprawdzeniu transliteracji usiadłam do tłumaczenia. Mimo wszystko szło mi całkiem sprawnie, więc po kilkunastu minutach udało mi się wykonać całą translację. Sprawdziłam tekst, który wydawał mi się odrobinę dziwny, miałam jednak nadzieję, ze to tylko wrażenie, a nie mój kolejny błąd.
Szafir starała się słuchać Edgara i rozumieć, co nauczyciel chce im przekazać, a przy okazji nie rozpraszać się innymi uczniami. Nie było to jednak łatwe, bo dziewczyna po prostu runami się nie interesowała. Patrzyła na Cezara, jak pomógł jakieś dziewczynce, ale sama nie prosiła o pomoc. Wolała samodzielność, nawet jeśli nie była najlepsza i mogła zarobić jakimś niemiłym komentarzem od profesora. Mówi się trudno, Szafir i tak nie przejęłaby się ochrzanem nawet od opiekuna domu. Zaczęła tłumaczyć tę pieśń, ale wątpiła, że robi wszystko poprawnie. Wszystkie te runy już dwoiły się i troiły przed oczami jasnowłosej. Ślizgonka pisała głównie na czuja, starając się sklecić z tego coś rozsądnego i w miarę sensownego.
Ureth hetu eina Ureth imię jeden
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Zeszło mu trochę dłużej niż się spodziewał. W gabinecie czekał na niego gołąb z dość ważną sprawą, a poza tym skorzystał z okazji i zapalił jeszcze papierosa. Lekcja prawie się już skończyła, kiedy wrócił do klasy, w środku jednak panował spokój. Przynajmniej raz uczniowie zajęli się tym co powinni, a przynajmniej na to wyglądało. Czy tak było w rzeczywistości miał się dowiedzieć wkrótce z prac, które zaczął zbierać natychmiast po powrocie do klasy. - Caesar, zostań na moment po lekcji - rzucił krótko do syna, biorąc pracę jego i Lightingale, po czym nie siląc się na tłumaczenia poszedł dalej. Usiadł za biurkiem, przeglądając pobieżnie translacje. Tragedii chyba nie było. Schował pergaminy do szuflady. - To, co udało Wam się zrobić dzisiaj, ocenię do jutra. Na przyszły tydzień chcę mieć wasze teksty poprawione. To tyle, możecie się pakować. Oparł się na krześle i obracając czarny guzik pomiędzy blatem biurka a palcem, czekał aż wszyscy opuszczą klasę i podejdzie do niego jego bękart.
//zt wszyscy prócz mnie i Cezara, chyba, że komuś bardzo chce się pisać, że wychodzi ;p ----------------------------------------------------------- OCENY I PKT System oceniania jest tak zakręcony, że nie będę już tu tłumaczyć. Jeżeli kogoś interesuję wyjaśnię na priv ;p
"Błędów" nie wytknę dlatego, że zepsuję Wam tym pracę domową
Praca domowa! WYSZŁA Z FORUM
Wysyłacie na pocztę. Czas macie do 19.12 godz. 19.12.
@Caesar T. Fairwyn, miałam to załatwić w jednym poście, ale jednak mi się nie chce, więc chodź szybciutko, bo będę tej klasy potrzebować ;p
Ostatnio zmieniony przez Edgar T. Fairwyn dnia Sro 1 Kwi 2020 - 11:52, w całości zmieniany 1 raz
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Zrobiło mu się słabiej. Mocno zaskoczony całą tą sytuacją, ostatnie czego się spodziewał to jakieś rozmowy z ojcem i inne takie, raczej średnio przyjemne doznania. Nie chciał tego, wisielczy humor powodował, że zachowywał się bardzo nie po swojemu, a Edgar potrafił sprowokować go nawet najmniejszym ruchem czy słowem. Ostatnio może i rozmawiał z nim "normalnie" i bezinteresownie podarował ojcu paczkę papierosów w szpitalu, jedynie ze względu na to, że wiedział jak okropne są nagłe ataki głodu nikotynowego, ale nic więcej. Zresztą w obecnym czasie naprawdę nie myślał o tym, że zdarzyło im się w miarę normalnie porozmawiać - dużo ważniejsza była matka, eksmitowana z kraju do Rosji. Zmarszczył delikatnie brwi i podszedł do biurka ojca, w nadzieje, że szybko załatwią sprawię i będzie mógł iść na kolejne zajęcia... Albo do swojego dormitorium. Spojrzał pytająco na nauczyciela i rzekł. - Słucham profesorze, w czym mogę pomóc? - serce zabiło szybciej, czuł ciśnienie, wzrost adrenaliny, jakby był zwierzęciem zamkniętym w klatce czekającym na ostateczny cios. Starał się jednak wyglądać w miarę normalnie i nic oprócz zmarszczonych brwi i pytającego spojrzenia nie wskazywałoby na to, że jest w jakikolwiek sposób zaciekawiony.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Czekając aż reszta opuści klasę, złożył swoje papiery w jeszcze równiejszy stosik, po czym spojrzała na Caesara martwym wzrokiem. - Dostałem wiadomość o twojej matce - wyjaśnił sucho, ignorując dziwną ofertę pomocy. Nigdy nie interesował się tym co działo się z Erdene i jej synem ponad to czy żyli i czy nadal powinien wysyłać im pieniądze. Pośrednik, przez którego przekazywał im alimenty, podszedł do tego na tyle poważnie, że nie poinformował Edgara nawet o ich przeprowadzce do Wielkiej Brytanii, co mogło być dość istotne, bo wiedząc Fairwyn najprawdopodobniej nie przyjmowałby posady w Hogwarcie. Mleko jednak już się rozlało i jedynym co mógł zrobić, było unikanie podobnych sytuacji w przyszłości. Nie wiedział, czy Caesar żył jeszcze z matką - i tak zamierzał płacić na chłopaka do końca jego studiów. Być może Erdene musiała utrzymać teraz dwa gospodarstwa domowe, z czego jedno na Wyspach - i to za rosyjską pensję, z pewnością niższą niż dotychczasowa. Domyślał się, że nie była na to przygotowana. - Potrzebujesz pieniędzy? Pracy? - przeszedł do konkretów - Zakładam, że jesteś zainteresowany różdżkarstwem - po co innego nosiłby jego nazwisko? Ich koneksje rodzinne co prawda przydawały się w najróżniejszych środowiskach, ale o ile nie znał Erdene zbyt dobrze, mógł stwierdzić tyle, że była ponad to. Jeżeli jednak chodziło o zakład Fairwynów, jedynym sposobem, żeby dostać się tam z innym niż ich nazwiskiem, było małżeństwo, a w przypadku Caesara (o ile nie chciał zwiększać inbredu, który i tak w swoim czasie poskutkował, trzebiącą ich szeregi, genetyczną chorobą) - przyznanie się do ojca. Biorąc jednak pod uwagę jak wielu pretendentów do sklepu pochodziło z "prawowitego łoża" i miało dodatkowo wsparcie innych członków rodziny, zdziwiłby się, gdyby jego wspaniałe rodzeństwo zatrudniło bękarta do czegoś więcej niż zamiatanie schodów, prowadzących na zaplecze. Edgar nigdy dotąd nie skorzystał ze swoich udziałów w rodzinnym interesie. Nie interesowała go przyszłość zakładu, plany rozwoju, bilanse zysków - nie pomagał, ale i nie bruździł. Swojej części spadku nie zrzekł się tylko dlatego, że mogła w przyszłości okazać się przydatna. Wiedział, że rodzina nie pozwoli mu ot tak wprowadzić do biznesu jego bękarta i nawet mieli by rację. Edgar jednak potrafił być bardzo przekonywujący, kiedy czegoś chciał i mimo, że nie czuł zupełnie nic względem stojącego przed nim chłopaka, formalnie był mu winien przynajmniej tyle, ile mógł zaoferować. A formie Edgar wierny był zawsze.
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Caesara za bardzo nie obchodziły układy matki i ojca; w głębokim poważaniu miał to, czy w jakikolwiek sposób wspiera go finansowo, bo z pensji Erdene mogli spokojnie wyżyć. Większość roku i tak nie przejmował się specjalnymi wydatkami; szkoła zapewniała mu posiłki, jak i dach nad głową, a jedynym wydatkiem, na który czasem się wykosztowywał było piwo kremowe w Hogsmeade, spożywane przez niego raz na ruski rok, najczęściej w święta. Dużo więcej pieniędzy wsadzał w różdżki, drewno znajdował sam, miał do dyspozycji przeogromny las, całe błonie, Hogsmeade, Londyn i w każdej chwili mógł teleportować się w najdalszy zakątek Anglii — gorzej było z rdzeniami, te nie było łatwo zdobyć i to właśnie na nie wydawał całe swoje oszczędności. Ostatnimi czasy jednak dużo bardziej zwolnił; skupiał się na dopracowywaniu każdego, najdrobniejszego szczegółu, bo bardzo zależało mu na tym, by opanować sztukę różdżkarstwa do perfekcji — dlatego też tworzenie jednego, małego dzieła zajmowało mu co najmniej miesiąc. Po opuszczeniu przez jego matkę kraju nie miał do tego głowy, dużo częściej zajmował się gdybaniem, a w jego sercu coraz mocniej rozpalała się nienawiść do ministerstwa i wszystkich pracowników tej idiotycznej placówki. Dlatego też zirytował się co nieco, kiedy ojciec zaczął wypytywać o, czy nie potrzebuje gotówki. Chłopak poczuł się jak wsza wysysająca z Edgara galeony; ktoś, kto sam nie potrafi zorganizować sobie pieniędzy i potrzebuje pomocy. Pracę mógł mieć dawno; sklepik z różdżkami stał otworem, a właściciel przyjąłby go z otwartymi ramionami; to on nie chciał tego robić; posiadanie mistrza wydawało mu się żałosne i takie nie na miejscu, pragnienie osiągnięcia szczytów było wielki, a Ślizgon chciał je zdobyć samotnie, w pojedynkę. - Nie potrzebuje pieniędzy i pracy, utrzymuje się sam z własnych wyrobów. - rzekł bezuczuciowo i wzruszył ramionami - Radziłem sobie w dużo gorszych sytuacjach i dam sobie radę teraz. Do końca roku jeszcze daleko, dopóki chodzę do szkoły, mogę się tu uczyć, mam gdzie spać i co jeść, i nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. Po szkole planowałem wyjazd z kraju i wydaje mi się, że ta cała sytuacja tylko ułatwiła mi to zadanie - Miał wrażenie, że mówi zdecydowanie za dużo, że dzieli się z ojcem aspektami życia i planami na przyszłość, rzeczami, którymi nie powinien się dzielić. Pomimo to słowa się rzekły, a on zanotował w głowie, że powinien trzymać język za zębami, szczególnie, wtedy gdy rozmawiał z ojcem, bo ten mógł obrócić każde słowo przeciwko jemu samemu.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Faktycznie, zdecydowanie za dużo mówił. Edgar powstrzymał się przed przerwaniem mu już w drugim zdaniu i westchnął jedynie ciężko, przenosząc spojrzenie z chłopaka na własne dłonie i przesuwany między palcami guzik. Słuchał go, ale bez większego zainteresowania. W gruncie rzeczy nie byłby zapewne zainteresowany żadną jego odpowiedzią, która byłaby dłuższa niż trzy-cztery słowa. Brak zaciekawienia zresztą zupełnie nie wpływał na zapamiętywanie przez niego rozmowy. Jego awersja do ludzi i wszelkich kontaktów społecznych walczyła z wrodzoną dociekliwością i psychopatyczną wręcz chęcią poznania słabości innych, także nawet, gdy wydawało mu się, że coś go nie obchodzi, podświadomie zakodowywał sobie każdą nową informację, która kiedykolwiek mogłaby się przydać. Nie mógłby powiedzieć, że rozumiał chłopaka, bo nawet nie próbował zrozumieć, nie mniej jednak w jego wieku postępował praktycznie tak samo i był tego świadomy. Co prawda dopóki mu to odpowiadało nie miał nic przeciwko korzystaniu ze sławnego nazwiska, ale kiedy tylko przestało mu się to kalkulować, odciął się od rodziny. W wyliczenia Caesara wnikać nie zamierzał, tak jak nie chciał wciskać mu pieniędzy na siłę. Edgar w wielu momentach życia chował dumę do kieszeni i robił najróżniejsze rzeczy, żeby zdobyć pieniądze na kolejne ekspedycje - jak na przykład te jego nieszczęsne książki - ale uważał, że priorytety syna nie były jego interesem. Był w gruncie rzeczy obcą osobą i mógł robić z życiem, co mu się żywnie podobało. - W porządku - mruknął obcesowo, kiedy dzieciak w końcu skończył - To tyle. Mam zaraz kolejną lekcję. Otworzył szufladę biurka i wyciągnął z niej jakieś pergaminy. Szczere mówiąc nie miały żadnego związku z kolejną lekcją, ale nie zmieniało to faktu, że chciał mieć chwilę spokoju między zajęciami. Odprowadził chłopaka kątem oka i sięgnął do kieszeni po papierosy. Włożył jednego do ust i razem z arkuszem papierów, przeniósł się pod okno. Miał podobne wrażenie jak wtedy w szpitalu - Caesar był do niego bardzo podobny, a zarazem zupełnie różny. Edgar nie był w stanie porównać tego do niczego innego, nie potrafił tego nazwać, ani zrozumieć. Fakt, że nie był w stanie wyjaśnić tego problemu, niemal przyprawiał go o mdłości. W odróżnieniu od innych niewiadomych ta nie budziła w nim wyłącznie fascynacji, nie jawiła się jako wyzwanie. Zachowywał się trochę jakby przeczuwał w tej materii porażkę i bojąc się ją odnieść, udawał, że zagadka nie istniała. Uchylił okno, zapalił papierosa i wyrzucając myśli o bękarcie z głowy, zaczął czytać dokumenty. Kipu, mimo że składało się z węzełków, było znacznie mniej zaplątane.
Uwielbiałam takie powroty. Zamek nigdy nie wyglądał piękniej, niż tej zimy. Półroczna rozłąka sprawiła, że przekraczając jego próg ponownie, nie byłam w stanie nacieszyć oczu widokiem, który przede mną roztaczał. Błonia przykryte puszystą, śnieżną warstewką i kuleczki szronu na drzewnych gałęziach mieniły się w słońcu srebrem, a niebo, mimo że nieustannie nękane chmurami, wciąż prześwitywało błękitem. Tęskniłam za Hogwartem i do tej pory nawet nie wiedziałam, jak bardzo... Niemniej jednak przybyłam tu do pracy, nie na wakacje, wobec czego nie miałam zbyt wiele czasu, by nacieszyć się pięknem krajobrazów, bowiem musiałam skupić się na przygotowywaniu lekcji, a przede wszystkim siebie na wyzwania, które niosła kariera nauczycielska. Na kursach szło mi, cóż, miernie, wobec tego obawiałam się ostatecznego efektu moich starań. Grunt, że przełożony był w porządku - mowa oczywiście o profesorze Bergmannie, bo starego Craine unikałam jak ognia. Zegarek wskazywał jeszcze piętnaście minut do rozpoczęcia starożytnych run. Za czasów moich studiów nie uczęszczałam zbyt często na te lekcje. Forester nigdy nie jawił się w moich oczach jako kompetentny nauczyciel tego przedmiotu i było doskonale widać, że znacznie bardziej fascynował się doglądaniem koła teatralnego, niż ćwiczeniem starożytnych alfabetów. Doszły mnie jednak słuchy, że pod koniec roku do szkolnej kadry dołączył dobrze mi znany Edgar Fairwyn, wobec czego teraz, po półrocznej nieobecności w szkole, postanowiłam pójść do klasy i posłuchać, jak nowy profesor nauczał. Wchodząc do sali nie zwróciłam uwagi na nikogo szczególnego. Posłałam kilka uśmiechów w kierunku znajomych twarzy, prawdopodobnie zaskoczonych moim widokiem, po czym zajęłam miejsce w ostatniej ławce w samym rogu. Usiadłam wygodnie, wyciągając niewielki notes i pióro. Zegarek wskazywał jeszcze dwie minuty.
Nikt normalny nie spodziewałby się po mnie punktualności, nawet na runach, tym razem jednak zdecydowałem pojawić się wcześniej - to miała być pierwsza lekcja @Rosaline Zakrzewski, a co za tym idzie bardzo zależało mi, żeby ją wspierać. Chociaż nie byłem z nią tak blisko jak z Biancą to była dla mnie bardzo ważna i zależało mi, żeby dodać jej odwagi zwłaszcza, że po tylu latach w różnych szkołach z Fairwynem miałem świadomość, że potrafi być utrapieniem. Gdy wszedłem do sali zobaczyłem już parę osób. Posłałem krótki uśmiech w stronę @Tilda Thìdley, która była ode mnie zaledwie rok starsza, a już objęła asystenturę w Hogwarcie. Szybko jednak odwróciłem wzrok - zawsze gdy ją spotykałem moje myśli zbaczały na dziwne tory, gdyż jeszcze nigdy nie randkowałem z łysą dziewczyną. Zająłem miejsce na środku klasy i z nudów zacząłem kartkować zeszyt oczekując na rozpoczęcie się zajęć.
Na wieść o lekcji run, wrzucam szybko pergamin i pióro z kałamarzem do skórzanej torby. Wkładam przez głowę czarny golf, naciągam na nogi czarne dżinsy i brązowe mokasyny. Mknę korytarzem lekkim krokiem, wyjątkowo podekscytowana lekcją. Runy nie były nigdy moją mocną stroną, ale naturalnie interesuję się nimi, głównie ze względu na słowiańska mitologię, której okres fascynacji przechodziłam z dwa lata temu przez jej mocne koneksje z naturą. Wchodzę do klasy jak najciszej potrafię, nie chcąc zwracać na siebie dużo uwagi. Siadam gdzieś w tylnym rogu, obok przedziwnej, ale bardzo urodziwej dziewczyny o króciutkich włosach. Obserwuję otoczenie - jestem przed czasem, ale niezbyt mnie to dziwi. Rozpoznaję w przelocie parę twarzy, ale nie zwracam na nie większej uwagi. Zamiast tego wyjmuję wszystkie potrzebne mi ingrediencje i układam je równo, jakby o linijki, co jak zawsze przynosi mi swego rodzaju spokój ducha. Teraz pozostaje mi tylko czekać na nauczyciela.
Ach, runy. Zdecydowanie to nie był jej przedmiot. Zważając jednak na to, że zajęcia miała prowadzić @Rosaline Zakrzewski i miała iść na nie z @Maili Lanceley, jak mogła odmówić? Pierwsza lekcja na pewno będzie stresująca dla jej przyrodniej siostry, więc uważała za swój obowiązek, żeby na niej być. Liczyła też, że nie będzie tak źle, a w razie czego zawsze miała przy sobie Puchonkę. Może jakoś przetrwa. Zmierzała teraz do klasy w towarzystwie Maili, z którą umówiła się wcześniej przed dormitorium, aby razem pójść na lekcję starożytnych run. Dziewczyna ewidentnie była ostatnio zmartwiona i smutna, co mogło być spowodowane wyjazdem Prince'a. Niejednokrotnie Ophe próbowała ją jakoś pocieszyć, ale nie mogła też wciąż wspominać o chłopaku. To tylko pogorszyłoby sprawę, a tego by sobie nie życzyła. Chciała przerwać ciszę panującą pomiędzy nimi, jednak nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć. Zanim cokolwiek wymyśliła dotarły pod drzwi klasy. Weszły do sali, w której tłumów nie było. Zresztą sama nie wiedziała, czego się spodziewała. Uśmiechnęła się lekko w stronę @Lysander S. Zakrzewski, choć nie była pewna czy ją zauważył, bo przeglądał zeszyt. Pociągnęła lekko przyjaciółkę za sobą do jednej z ławek stojących od strony drzwi, mniej więcej w środku rzędu i zajęła jedno miejsce.
Julek dostawał skrętu żołądka na sam dźwięk słowa runy. To zdecydowanie nie było jego mocną stroną. Ledwo ogarniał zwykły angielski, a MB kiedyś próbowała nauczyć go kilku słów po francusku i przyniosło to bardzo marny skutek. Dlatego o ile potrafił zrozumieć, że każdy szanujący się czarodziej, musi znać podstawowe zaklęcia czy posiąść odpowiednią wiedzę o obronie przed czarną magią, o tyle nie był w stanie pojąć jakie znaczenie w jego karierze będzie miało wróżbiarstwo, numerologia czy właśnie starożytne runy. Podejrzewał, że bliskie zera. To kolejny z długiej listy przedmiotów, które wyparują z jego pamięci, gdy tylko ukończy szkołę (po jaką cholerę poszedł na studia? Obstawiam, że tego nie wie nawet sam Julek). Idąc wesoło z @Mary Berry u boku, wpadł do klasy i uśmiechnął się szeroko do wszystkich. W jednej z ławek wypatrzył @Ophélie Zakrzewski i @Maili Lanceley, także szybko pociągnął MB w ich stronę i usiadł za Puchonkami. W razie czego będzie je dźgał w plecy, żeby pozwoliły mu coś podejrzeć!
Lilian Emerald
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : predyspozycje do zgubienia własnej głowy, złotobrązowe oczy o kształcie sugerującym azjatyckie pochodzenie, ekscentryczne stroje
Od czasów wczesnego dzieciństwa Lilian była ogromną miłośniczką starożytnych run. Nierzadko nawiedzała ją myśl, że nawet, gdyby ojciec nie podsunął jej dziecięcej wersji szczegółowego podręcznika, prędzej czy później zainteresowałaby się tą dziedziną. Była wyjątkowo zdolna, jeśli chodziło o wbijanie sobie do głowy ogromu teorii, z tego też powodu większa część magicznych stworzeń, które przybliżano na jej ulubionym przedmiocie, była jej niezwykle bliska. Przerwa świąteczna zdołała wybić ją z rytmu regularnego uczęszczania na zajęcia - miała ochotę zostać w ciepłym łóżku, z ciemnowłosą Paisley u boku i zapomnieć o każdym przykrym obowiązku. Mimo początkowej niechęci, widok znajomych korytarzy napełnił ją niecierpliwym entuzjazmem i niemalże biegiem rzuciła się w kierunku właściwej klasy, uśmiechając się na samą myśl, że czekało ją kolejne spotkanie z fascynującymi zagadnieniami. Klasa nie zachęcała prezencją, albowiem przypominała bardziej miejsce przerażającego kultu, niż przystań runicznej wiedzy, lecz Lilian z nienaruszonym zapałem dotarła do jej wnętrza. W progu stanęła jak wryta, bo nadszedł moment, który stresował ją najbardziej, choć nie było ku temu konkretnych powodów. Przemknęła wzrokiem po wszystkich zgromadzonych uczniach, niczym ludzka wersja skanera, poszukująca wśród nich kogokolwiek znajomego. Ci, których kojarzyła, siedzieli już w swoim towarzystwie, więc wiedziona przeczuciem podążyła w stronę siedzącego na środku Gryfona (@Lysander S. Zakrzewski), póki co pozbawionego ławkowego kompana. W przypływie odwagi zajęła sąsiadujące krzesło i posłała mu delikatny uśmiech, przy okazji prawie upuszczając swoją torbę z podręcznikami, którą niefortunnie ulokowała na krawędzi ławki. - Cześć! Jestem Lilka. Mam nadzieję, że na nikogo nie czekasz, ale w razie czego przesiądę się do przodu - wyrzuciła na niemalże jednym wdechu i zaraz po tym roześmiała się idiotycznie, kiedy siłowała się z upartą torbą. Nie odwracała przy tym wzroku od twarzy chłopaka, nie chcąc wydać się mu kimś nieuprzejmym, zamiast po prostu ocenić spojrzeniem położenie swojej własności i bezpiecznie przenieść ją na środek blatu. Całe szczęście, kryzys prędko został zażegnany i pozostało liczyć na to, że Gryfon nie weźmie ją za skończoną idiotkę. Chociaż, czy to byłaby jakaś nowość?
Maili już wcześniej obiecała sobie, że wróci do porządku dziennego. Nie mogła opuszczać lekcji i cieszyła się, że szła na runy z @Ophélie Zakrzewski. Ca prawda chyba obie nie były najlepsze z tego przedmiotu, ale w parze zawsze raźniej, więc w razie W sobie poradzą. Dziewczyna szla jednak zamyślona w drodze do klasy. Jej głowę zajmował nieubłaganie mijający czas, który tylko przybliżał ją do konkursu. Była przez to spięta. Miała za sobą dużo tego rodzaju imprez, ale ten konkurs był dla niej ważny i dla jej kariery pianistki. Nie dało się ukryć, że lata grania i jej wiek wpisywały ją w jedna z najwyższych kategorii i miała się zmierzyć z samymi laureatami, do których przecież ona sama należała. Nie zależało jej na wygranej, to znaczy owszem chciałaby wygrać, ale głównie chodziło o pokazanie się z jak najlepszej strony przed ważnymi osobistościami, które zasiądą na widowni. Konkursy był na początku lutego, ale Maili miała nowy program od zaledwie dwóch miesięcy, więc ten fakt potęgował zmartwienie nastolatki. W dodatku czuła presję swojego nazwiska. Lanceley'owie zawsze wygrywali tego typu rzeczy, a jeśli ona nie? Weszła do klasy za przyjaciółką i usiadła z nią w ławce. Ciężko było się pogodzić z faktem, że Prince z nią nie pojedzie. Nie chciała jechać z samą mamą, obecność matki ją wspierała, ale równocześnie przytłaczała. - Ophélie, nie chcesz może pojechać ze mną na konkurs? - zapytała nie pod wpływem chwili, prawdę mówiąc myślała o tym od dłuższego czasu, a teraz miała okazję ją o to zapytać, licząc, że oczywiście się zgodzi. Łączyło się to jednak z opuszczeniem paru dni w szkole, więc chciała dać przyjaciółce chwilę na przemyślenie tego i samodzielne zdecydowanie, albo ustalenie z mamą. Uśmiechnęła się do @Mary Berry i @Julian Ripley, którzy weszli do klasy, czekając na odpowiedź Zakrzewski.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Po stresach na ostatnich runach w wyższych klasach, na które cholera wie po co przyszła, obiecała sobie, że nigdy już nie pójdzie na tę lekcję dla innego niż jej własnego rocznika. Tylko, że ta teraz była trochę wyjątkowa. Finn słyszała, że miała być w miarę lajtowa, a w ogóle to nie prowadził jej Fairwyn, tylko jego asystentka, która ponoć była bardzo sympatyczna. Większość jej rocznika była teraz na jakieś tam dodatkowych artystycznych, a że Finn nie miała w sobie absolutnie nic z artysty i się nudziła, to postanowiła zaryzykować. Na wszelki wypadek oprócz powtórzenia materiału z własnych lekcji, pożyczyła jeszcze podręcznik siostry, który teraz przeglądała siedząc w klasie, na prawie szarym jej końcu. Bez sensu, bo i tak nic z tego nie rozumiała. Miała cichą nadzieję, że Fairwyna nie będzie wcale.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Pod koniec przedłużonej świątecznej przerwy (jak ją teraz nazywała, gdy ktoś pytał, gdzie ją wcięło na dwa miesiące) stęskniła się za Hogwartem i – o zgrozo! – nawet za lekcjami. Odbiło jej do tego stopnia, że nawet na runy poszła, a trzeba nadmienić, że o tym, że zajęcia będą z asystentką jeszcze jakimś cudem nie usłyszała. Tak czy owak była w tak dobrym nastroju, że nawet Edgar Terrorysta Fairwyn nie był jej straszny. Korciło ją nawet, żeby wziąć ze sobą enemowe ulotki, ale doszła do wniosku, że chociaż pierwszy tydzień dobrze byłoby pochodzić do szkoły bez przypałów. Gdzie były te czasy, kiedy nauczyciele nawet jej nazwiska nie pamiętali? Usiadła w jakiejś wolnej ławce, bo wszyscy byli już sparowani (samotnego dziewczęci w kącie nie zauważyła) i czekała z nadzieją, że ktoś fajny się dosiądzie. Lekcje run raczej nie sprzyjały interakcjom, ale zawsze lepiej było siedziec w tym razem.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo unikał zajęć ze starożytnych run. W żaden sposób go to nie interesowało, przyszłości z tym również nie wiązał. Fakt faktem nie był aż takim idiotą w tej dziedzinie - a przynajmniej jeszcze kilka lat temu radził sobie przyzwoicie. W Tecquali wszyscy kładli ogromny nacisk na ten przedmiot i Gryfon chcąc nie chcąc musiał sporo czasu poświęcać na naukę run. Pamiętał doskonale jak trudne zajęcia prowadził profesor Fairwyn, jak brnął przez materiał i jak intensywne to wszystko było. Przeniesienie do Hogwartu oznaczało dla Vin-Eurico pewnego rodzaju ucieczkę; odetchnął w końcu, mogąc skupić swoją uwagę na ONMS i zielarstwie, albo po prostu czymkolwiek innym. Nawet przez głowę mu nie przemknęło, że może szkoda tak zaprzepaścić całej wiedzy, z trudem zdobytej. Wszystko zmieniło się wraz z przyjściem profesora Fairwyna do Hogwartu - Leo początkowo koncentrował się na tym, żeby unikać go na korytarzach. Był prawie pewny, że mężczyzna go pamięta, ale zwyczajnie nie obchodzi go ten nic nie znaczący Gryfon. Nie wyczuwał żadnego żalu i nie wydawało mu się, żeby Edgar zwracał się do niego jakkolwiek inaczej, nawet kiedy dawał mu szlaban. To wszystko jednak dawało chłopakowi trochę do myślenia, toteż po odbębnieniu kary za zwinięcie szkolnej łódki, jakoś tak coś go trafiło, że może warto zajrzeć do Fairwyna. Przemknął przez jakieś stare notatki, wciśnięte na samym dnie kufra, a potem dotarła do niego plotka, że mężczyzna następne zajęcia oddaje głównie pod nadzór swojej asystentki (a ta nosiła zachęcające nazwisko Zakrzewski!). Leo wszedł zatem do klasy z dość optymistycznym podejściem, uparcie twierdząc, że nie może być aż tak tragicznie; nawet jeśli, to runy go nie obchodziły i wszelkie porażki nie powinny na niego wpłynąć zbyt mocno. Z odrobiną ekscytacji w czekoladowych tęczówkach przysiadł się do @Gemma Twisleton, niemalże zapominając, że od kilku dni chodził już mało elegancko z włosami pofarbowanymi na tęczowo (zakład to zakład, co poradzisz?). - Pozwolisz, że się przysiądę? - Zagadnął z wesołym uśmiechem. Domyślał się, że nie pogadają sobie wcale na lekcji, ale w gruncie rzeczy po prostu nie lubił siedzieć sam. Zresztą Puchonka nie powinna mieć nic przeciwko, bo Leo poważnie zamierzał skoncentrować się na zajęciach!
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zbliżał się koniec semestru, a do niej dotarło, że na niektórych przedmiotach więcej jej nie było niż było. Nadrabianie wszystkich zaległości z eliksirów czy innych opiek nad magicznymi wróżbitami zajmowało jej teraz większość czasu. Nie była jednak w stanie zrezygnować nawet na trochę ze swoich zainteresowań, toteż robiła to wszystko kosztem snu. Na runy przeszła prawie spóźniona, prosto z biblioteki, gdzie tylko leżała na opasłym tomiszczu „Magicznych ziół i grzybów” licząc na osmozę. Korciło ją żeby w ogóle olać tę lekcję. Skoro i tak nie miał prowadzić jej Fairwyn, to może nawet wiele by nie straciła. Ostatecznie jednak fakt, że asystentką była przyrodnia siostra Lysa i Bianci ruszył jej chudy tyłek w stronę kasy. Weszła do środka i walnęła się na pierwszą lepszą ławkę. Żeby tylko mieli sporo pracy, bo jak będzie dużo gadania, to na bank zaśnie. Poważnie zaczęła rozważać przyklejenie sobie trwałym przylepcem powiek do czoła. Walcząc z piaskiem w oczach rozejrzała się po klasie. Spodziewała się zastępów Zakrzewskich, ale nie było nawet Bianci. Pomachała lekko Lysowi, ale nie podchodziła, bo był z jakąś laską. W sumie to wyrwanie kogoś na runach wydawało się niemożliwe, ale Lys miał najróżniejsze talenta i pewnie lubił wyzwania, więc nigdy nic nie wiadomo. Zamiast tego przeniosła spojrzenie na barwną fryzurę Leo i straciwszy w tym momencie kontakt z rzeczywistością, gapila się w nią z nieobecnym wyrazem twarzy.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Miał już powyżej uszu posiadania asystentki. Na ile mógł, na tyle ją ignorował, ona sama jednak dopominała się o zainteresownie. Nie była dla niego praktycznie żadną pomocą, bo chociaż dla Świętego spokoju zrzucał na nią sprawdzanie prac domowych i tak robił to później jeszcze, sprawdzając jej sprawdzanie. Jej obecność na lekcjach nie przeszkadzała mu wcale, dopóki się nie wtrącała, kwestią czasu było jednak kiedy zechce wziąć w ich prowadzeniu czynny udział. Sam jej do tego nie zachecał, kiedy jednak Zakrzewski wyszła z inicjatywą samodzielnego przeprowadzenia zajęć, według wlasnego pomysłu, nie protestował. Wcale mu się to nie uśmiechało, bo miał już dość ścisły plan przerobienia materiału, a trzytygodniowa śpiączka była już wystarczającą próbą jego elastyczności. Nie trzeba chyba jednak tłhmaczyć, że liczył na porażkę Zakrzewski. Najchętniej w ogóle zostawiłby ją sama sobie, ale na to nie pozwalał mu regulamin. Pojawił sie w klasie uż przed rozpoczęciem zajęć i w zamyśleniu przyglądał się uczniom. Ruszył się dopiero, gdy pojawiła się Zakrzewski. - Jak większość z was zapewne już wie - zwrócił do klasy, wstając od biurka i wyjmując z szuflady niesprawdzone jeszcze wypracowania czwartej klasy - Dzisiejszą lekcję poprawadzi moja asystentka - panna Zakrzewski. Wskazał Amerykankę i nie bawiąc się w wieksze prezentacje, ustąpił jej miejsca. Sam usiadł bokiem w pierwszej ławce, w rogu sali, w ten sposób, żeby sprawdzając prace, móc jednocześnie zerkać na to, co działo się w klasie. ____________________________ Instrukcje... w poście Rosy ;)
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget wpadła do klasy zmachana, ledwo łapiąc oddech. Popełniła błąd i pod szkolny mundurek ubrała gruby sweter, w którym teraz niemiłosiernie się gotowała. Przebieżka przez zamkowe korytarze sprawiła, że przez dłuższą chwilę nie mogła złapać oddechu. Nawet nie zarejestrowała, obok kogo usiadła na lekcji - liczyło się tylko wyciągnięcie rzeczy i szybkie przygotowanie się do zajęć, bo lada moment wszystko miało się zacząć. Słyszała już, że profesor Fairwyn miał asystentkę (z jednej strony jej współczuła - wiedziała, jak straszny potrafił być nauczyciel, a z drugiej zazdrościła - jakby nie było, runy stały się jej ulubionym przedmiotem, odkąd Edgar zaczął ich nauczać w szkole), ale nie pamiętała o tym, że miała ona prowadzić dzisiejszą lekcję. Spojrzała przelotnie na profesora, niespecjalnie uradowanego takim obrotem sprawy, po czym poprawiła się na krześle i odgarnęła przylepione do czoła włosy. Może ktoś uchyliłby okno?
Korzystam z info na czacie i wbijam spóźniona :D A co mi tam, jednego posta w styczniu mogę napisać!