Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami. Na oknie stał jeden zwykły kwiat, którego można często spotkać w domach mugoli. Światła w sali prawie nie było i sprawiała ona wrażenie bardzo ponurej i zimnej. Gdyby nie ławki, można by było pomyśleć, że robi ona za kostnicę.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Starożytne runy
Wchodzisz do Klasy Starożytnych Run, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Starożytne Runy. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Howard Forester oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Tecquala. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Wypisz i opisz symbole związane z runą Algiz (łoś, łapy łabędzia, człowiek stojący na ziemii z wyciągniętymi w górę ramionami). 2 – Wypisz runy znajdujące się w kręgu Ognia (Kenaz, Fehu, Thurisaz, Sowilo, Gebo). 3 – Wymień kręgi energetyczne, do których należą runy (wody, powietrza, ziemi, ducha). 4 – Jakie rośliny symbolizuje Thurisaz? (nasturcja, rojnik) 5 – Która z run jest związana z grecką Temidą? Wytłumacz, w jaki sposób jest powiązana (Ehwaz). 6 – Opisz znaczenie runy Mannaz oraz przyporządkuj, do jakiego kręgu energetycznego należy.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Narysuj i nazwij runy, energetycznie należące do Ziemi (Uruz, Iwaz, Berkano, Ingwaz, Odala). 2 – Podaj znaczenie trójki run: Algiz, Ingwaz, Raido. 3 – Narysuj runę, której symbolem jest orzeł i rubin (sowelo). 4 – Opisz, jak Runa Perdo wpływa na zdrowie człowieka (wzmacnia witalność, pobudza do pracy układ immunologiczny, dodaje sił i energii życiowej, pomaga walczyć z nałogami). 5 – Przypisz poszczególnym surowcom (kamień księżycowy, koral, hematyt) runy, które symbolizują. 6 – Narysuj wszystkie runy, które są nieodwracalne (Gebo, Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Ehwaz, Sowelo, Ingwaz, Dagaz.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Lena weszla dziś do klasy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Chciała dowiedzieć się czy wszyscy uczniowie odrobili zadaną prace i czy wszystkie trafią dziś do jej rąk. Weszła spokojnie, nie śpieszyła się. No, bo niby po co? Usiadął jak zawsze przy swoim biurku. Może i było stare, ale prawdopodobnie miało jakąś ciekawą historię na swoim koncie. Kobieta zbarbiła się lekko, a jej długie wlosy opadły na twarz. Chwila skupienia i jedna myśl: co dzisiaj zaproponuje uczniom na zajęciach?
Zamilkłem, bo Devil też zamilkła, a ja nie byłem debilem, żeby wpakować ją w tarapaty i nadal ją zagadywać. Początkowo nawet nie zauważyłem karteczki, którą przesunęła delikatnie w moim kierunku i dopiero gdy szturchnęła mnie lekko w ramię, spojrzałem na ławkę. Uśmiechnąłem się pod nosem. No nieźle, karteczki, wracamy do 1 klasy. Rozejrzałem się po stoliku, czy znajdę jakiś wolny długopis lub pióro, ale okazało się, że swojego nawet jeszcze nie wyciągnąłem. Zacząłem więc kroczyć dwoma palcami w kierunku jej pióra, które szybko pochwyciłem i zacząłem bazgrać: Mam niejasne przeczucie, że szybciej on nas wywali, niż my wyjdziemy z sali. Słyszysz jakim tonem gada? Chyba miałem rację w swoich osądach. A po krótkim zastanowieniu dopisałem: Poważnie mówiłaś o tej szkole? Jakim cudem nigdy do niej nie chodziłaś? W piwnicy Cię trzymali? Tak jak już wspomniałem, nie byłem bardzo zaskoczony, że z Fairwyna jednak był kawał dupka. Musiałem jednak przyznać, że całkiem dobrze słuchało mi się tego, co mówił. Co prawda w kwestii samego przedmiotu run nie byłem zbytnio obeznany w temacie, więc nie wiedziałem, czy proponowane przez niego "odmiany", czy jakkolwiek to nazwać, były czymś super wymagającym. W międzyczasie wpisaliśmy się na listę i zerknąłem koleżance przez ramię. Ha, jednak się przesłyszałem i jej imię brzmiało Devi. - Szkoda, że jednak nie jesteś diabłem - szepnąłem do niej, gdy wychyliłem się do ławki obok, by posłać kartkę dalej. A później Fairwyn skradł moją uwagę wspominając o wróżeniu z run. To tak się da? Okej, tu mnie miał, zaczynałem być zainteresowany. Oczywiście do momentu, w którym oświadczył, że jednak nie będziemy się tego uczyli, bo to zbyt trudne, bla, bla. No to po chu zaczynać temat? - Profesor Robertson, ale nie spodziewałbym się chęci współpracy - rzuciłem w odpowiedzi na jego pytanie. Faktycznie Robertson był raczej kapryśny i chyba nigdy nie widziałem, żeby się z kimś dogadał w kwestii prowadzenia wspólnych zajęć. A sam też nigdy nie wspomniał o wróżeniu z run. Pewnie mu się nie chciało. - I jest jakiś jego asystent, ale nazwiska nie znam i podobno jest słaby - dodałem jeszcze, bo przypomniało mi się, jak Lotta narzekała, że jej koleżanki specjalnie szły na jakieś koło z wróżbiarstwa, bo "przystojny chłop je prowadził". - A nasza lekcja będzie prowadzona po angielsku czy portugalsku? No nie mogłem się powstrzymać. Nie mogłem.
Z uśmiechem spojrzała na kartkę, po czym ujęła pióro w dłoń i napisała. A jak myślisz, gdzie nauczyłam się szyć. Zamknęli mnie i grozili biciem po piętach, jeśli nie chciałam tego robić. Normalnie jak w chińskiej, mugolskiej fabryce. Widzisz, u nas oprócz skrzatów, dorośli wykorzystują jeszcze dzieci. Gówniarze piorą, myją i gotują. Full service, wiesz, takie przygotowanie do życia. - podrapała się delikatnie po nosie i wróciła dopisania — A co do szkoły to już tak na serio, najpierw żyłam w zamknięciu, potem błąkałam się po ulicach. Różnie to w życiu było. Napisała na koniec smutno, a jej wyśmienity humor jakby rozpłynął się w powietrzu. Czas, który spędziła na ulicy, zdecydowanie nie należał do jej ulubionych okresów w życiu. Bycie brudnym i głodnym nie było niczym przyjemnym dla nikogo. Zresztą nagle uświadomiła sobie, że raczej nie powinna się przed nim tak bardzo otwierać i postanowiła dać sobie z tym trochę na wstrzymanie. O sobie opowie mu na innym spotkaniu. O ile do takich dojdzie, a tego pewna na sto procent być nie mogła. Zaraz ponownie się rozpromieniła. Chłopakowi, obok którego właśnie siedziała, zadziwiająco prosto przychodziło rozbawienie jej. Nie wiedziała, czy może każda osoba, która z nim przebywa, ma problemy z bólem brzucha od prawie ciągłego rżenia lub może zapadła na tę nieprzyjemną dolegliwość przez to, że musiała powstrzymywać napady chichotu. Była pewna, że ich zachowanie nie ujdzie im na sucho, jednak pocieszający był fakt, że gdyby dostali szlaban, najprawdopodobniej musieliby go odbyć wspólnie. Atak wesołości spowodowały również późniejsze słowa młodego czarodzieja. Ten, był święcie przekonany, że jej imię brzmi zgoła inaczej. Devi niezbyt się zdziwiła. Wielu ludzi miało z tym problem i często była nazywana Diabłem. Ona sama się z tym zgadzała i wiedziała, że siedzi w niej zalążek złego, który czasem daje się poznać innym ludziom trochę lepiej. Powoli zaczynało jej się nudzić, a nowo poznany kolega chyba postanowił zainteresować się lekcją i zaczął rozmawiać z profesorem o innym nauczycielu. Zdecydowanie nie spodziewałaby się po nim tego, że interesuje się wróżbiarstwem. Co prawda nie był jakiś umięśniony i na pewno nie wyglądał na zawodnika Quidditcha, jednak tym bardziej nie pasował jej do roli wróżki. Wiadome było, że zawsze może się mylić. A on jest doświadczony i gdzieś tam schował to swoje trzecie oko. Na pewno nie miał go na czole, ale ona i tak postanowiła się mu lepiej przyjrzeć, w końcu może coś znajdzie.Starała się zachować spokój i zamknąć dziób na kłódkę, jednak teraz nie mogła się powstrzymać. - Może nie po portugalsku, szybciej w nheengatu lub tukano. - rzekła i uśmiechnęła się przepraszająco w stronę mężczyzny prowadzącego zajęcia. Miała nadzieje, że nie wyprosi ich teraz za drzwi. Uhhh. Czasem, zdecydowanie za dużo gadała.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ette sama nie wiedziała czy ostatecznie cieszyła się, że pojawili się inni uczniowie. Dopóki była sama z profesorem czuła się strasznie niezręcznie. Nie była nawet pewna czy nauczyciel w ogóle zauważył, że weszła. Kiedy jednak klasa powoli się napełniała, zaczęła tęsknić za tym wątłym tête-à-tête e swoim idolem. Zaparło jej dech w piersiach, kiedy odezwał się do Fire. On mówił! Niby siedział blisko niej, ale nadal wydawał się jakiś taki nierealny, ale nie dość, że nie znikał, to jeszcze mówił. Zazdrościła Fire nawet takiej interakcji z Fairwynem i rozważała przez moment pójście w jej ślady, żeby tylko ściągnąć na siebie jego uwagę, jednak nigdy by się na to nie odważyła. Po pierwsze: krępował ją, po drugie: nie chciała, żeby jej nie lubił. Ettie wiedziała, że autor jej ulubionych książek jest uważany za nieuprzejmego gbura, ale tak jak pozostałe rzesze fanów, kompletnie mu to wybaczała - był przecież jednostką wybitną. Łudziła się też, że ją na pewno polubi. Oderwała wzrok od profesora dopiero kiedy podeszła do niej @Saga Demantur. - Przy tobie? Prędzej się porzygam - odpowiedziała jej, marszcząc nos w złośliwym uśmiechu. W quizie na historii magii rozniosła ją w pył. Z przyjemnością powtórzy to również na runach. I Edgar T. Fairwyn będzie na to patrzył. Zaczęła wyłamywać palce, przygotowując się do nadchodzącej umysłowej walki tak, jakby miały naparzać się na pięści. Miała nadzieję, że nauczyciel zwróci Ślizgonce uwagę, kiedy na pół klasy odezwała się do jakiegoś dzieciaka (co on tu w ogóle robił?), ale nic takiego się nie stało. Prawdopodobnie dlatego, że Demantur zaraz potem przycichła. Smark był swoją drogą strasznie naiwny. Ettie nie miała wątpliwości, że dziewczyna życzyła mu smacznego tylko po to, żeby zwrócić na niego uwagę. Odwróciła się od nich, przewracając oczami i wróciła do obserwacji Fairwyna. Ona nie zamierzała opychać się na jego lekcjach. Znała pojęcie szacunku. Wkrótce pojawiła się też @Nebraska Jones - świeżo upieczona Gryfonka i przysiadłą się do Ettie. - Sorki, nie chciałam się spóźnić - przeprosiła. Ette umiała tylko ze skrajności w skrajność - albo się spóźniała albo wychodziła na zajęcia pół godziny za wcześnie. Samo z siebie jej tak wychodziło. Wytrzeszczyła na nią oczy, kiedy zadał pytanie. Jakoś nie docierało do niej, że ktoś mógł nie znać Edgara T. Fairwyna. - Gdzie ty się uchowałaś? Jego książki zna cały świat! - wydukała zduszonym szeptem - Mam wszystkie. Pożyczę ci? Fajnie, że przyszłaś. Nie pogadały za bardzo, bo raz: Ettie choćby nie wiem co, nie chciała denerwować nauczyciela, który znów zwrócił komuś uwagę, i dwa: niedługo zaczęła się lekcja. Ettie była wniebowzięta. To się działo naprawdę! Trochę lipa, że mieli trzaskać cały materiał od początku, zwłaszcza, że obiecywał etruski i inne takie. Z drugiej jednak strony będzie miała łatwą okazję, żeby zabłysnąć. Bardzo chciała zadać mu jakieś pytanie, szczególnie, że to które padło, było strasznie głupie, ale jak na złość nic nie przychodziło jej do głowy. Milcząc więc, czekała na ciąg dalszy lekcji.
Gdzieś tam podczas monologu nowego profesora trochę się wyłączyłem, prawdopodobnie w momencie, kiedy mówił o obowiązujących nas podręcznikach czy coś. Zerknąłem na kartkę i przyznaję, że trochę mnie zatkało to, co tam zobaczyłem. Mogłem się spodziewać wszystkiego, ale wychowania na ulicy? Ciekaw byłem, cóż by na to powiedział mój ojciec, gdyby tylko się dowiedział, że siedzi obok mnie dziewczyna, która musiała się błąkać. Może nie było to jakoś bardzo uzasadnione, przecież nie znałem tej laski jeszcze kilka minut temu, ale jakoś tak nagle poczułem się odrobinę nieswojo. I zrobiło mi się też przykro, że spotkała ją taka krzywda. Z drugiej strony zacząłem się zastanawiać, co też się działo dokładnie w jej życiu, skoro jednak podołała temu, by dostać się na studia w Hogwarcie. Wydawało mi się, że bruk nie jest odpowiednim miejscem na ćwiczenie zaklęć czy też czytanie o wojnach goblinów. Posiadała w ogóle różdżkę? A co z jej rodzicami? Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, że nie wiedziałem, które zadać najpierw. Lub też które zadać w ogóle. W rezultacie nie zadałem żadnego. Nie chciałem jej wypytywać o takie rzeczy na świstku papieru, tym bardziej, że mógł on zostać łatwo przejęty, a może nie zamierzała posyłać w świat swojej historii. Za mało wiedziałem o niej, by nalegać na odsłonięcie większej ilości szczegółów, a dodatkowo nie chciałem jej spławić, bo jakoś tak wydawała mi się naprawdę fajna. I miała ładne oczy. Poskrobałem się po brodzie palcem, rozmyślając, co by tu napisać. O mugolskich fabrykach wiem tyle co nic, więc niestety się nie wypowiem, ale skrzaty teraz wcale nie mają tak źle. Przynajmniej skrzaty, które znam i widuję co jakiś czas, jak jeździmy z rodzicami w odwiedziny do jakichś ważnych ludzi. Ale jakbyś kiedyś rozmawiała z Lottą Hudson, nigdy jej tego nie powtarzaj - urwałaby mi jaja, gdyby dowiedziała się, że mam styczność ze skrzatami i nie próbuję ich wszystkich wyswobodzić Parsknąłem trochę śmiechem. Lotta miała bzika na punkcie skrzatów i wielokrotnie zamęczała mnie prośbami o pomoc w zorganizowaniu protestu czy też jakiejś masowej akcji w celu walki o obronę ich praw. Ja nie widziałem w tym większego problemu, cóż poradzić, zawsze istniał pan i służący. A skrzaty teraz i tak pracują w lepszych warunkach, rodziny bardziej o nie dbają. Mój brat chociażby miał skrzata, nigdy nie słyszałem, żeby chociaż jedno złe słowo powiedział na temat Liama. Czym, do chuja, jest nehgantu i tukan?! Dopisałem szybko, nie rozumiejąc, o czym właśnie mówiła. Może jednak przemawiał przez nią jakiś demon?
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Był przygotowany na brak lawiny pytań, jak to zwykle w takiej sytuacji bywało. Pytał tylko dla zasady. Z resztą spodziewał się, że jeśli padną, będą idiotyczne. - Dziękuję, panie Dear. Trudno - wspaniale. Gdyby znalazły się jakieś natrętne bachory, chcące żeby organizował im zajęcia po lekcjach, będzie mógł łatwo spławić je, mówiąc, że nie odbędą się z powodu braku chęci ze strony owego profesora Robertsona. Krukon nie skończył jednak mówić. Zadał jeszcze pytanie - oczywiście debilne. Edgar nie zdążył się jeszcze zdecydować, czy w ogóle na nie odpowiadać, kiedy do chłopaka dołączyła jego koleżanka z ławki. Zwątpił w odnalezienie w tej klasie jakiejś inteligentnej formy życia. - Dokładnie tak - odpowiedział dziewczynie ironicznie, uznając że głupie pytania zasługują tylko na głupie odpowiedzi. Swoją drogą, w Tecquali zdażało mu się od czasu do czasu użyć, któregoś z tych języków jak i wielu innych autochtonicznych języków Ameryki Południowej z uwagi na to, że w tamtejszych klasach, niemal każdy uczeń mówił innym dialektem - Skoro nie ma żadnych sensownych pytań, przejdziemy do lekcji. Odłożył na biurko listę obecności i wziął czysty kawałek pergaminu. - Zaczniemy od protonordyjskiego. Do jego zapisu używano Starszego Futharku. Powinniście mieć go już w małym palcu, a jak to wygląda w rzeczywistości, zaraz się przekonamy. To mówiąc podszedł do @Harriette Wykeham, położył przed nią pergamin i skinął głową na jej pióro, dając do zrozumienia, że ma pisać. - Uruz, Kauno, Othilo... - zaczął jej dyktować. Zadawszy jej łącznie kilkanaście run, które napisała bezbłędnie, zabrał jej pergamin i podszedł do @Ruth Wittenberg. Następnie przepytał jeszcze @Gemma Twisleton, @Bridget Hudson, @Lotta Hudson i @Calum O. L. Dear. Padło na nich zupełnie przypadkowo. Edgar kierował sięgłównie tym, żeby się nie nachodzić i wybrał ludzi siedzących blisko siebie. Na resztę uczniów nie zamierzał tracić czasu, miał już mniej więcej ukształtowany obraz wiedzy tej grupy.
Ette, Ruth, Bri, Gemm, Lotka i Cal: mamy czas na odpis do 7.04, standardowo do północy (mniej więcej). Jeżeli ktoś się nie wyrobi, zakładam, że wyrzucił 1, ale uwzględniam bonusa (Lott i Bri, Wam założę, że wyrzuciłyście 2). Etka ma +5 (miałam nadzieję, że jej nie wylosuję, ale no cóż...), więc jej już uwzględniłam co się stanie, ale posta oczywiście też napiszę.
TURLAJCIE!:
Tu były kostki i mechanika rzutu, ale wyszły.
Reszta w tym czasie też może pisać jak ma potrzebę ;p
Zażalenia i pytania klasycznie na priv.
NADAL ZAPRASZAM SPÓŹNIONYCH! :D Jeżeli straszyłam Was wcześniej, że nie radzę, to żartowałam, żebyście przychodzili na czas. Nic Wam nie zrobię ;p
Ostatnio zmieniony przez Edgar T. Fairwyn dnia Sro Kwi 01 2020, 10:56, w całości zmieniany 1 raz
No i się doigrałem. Co prawda Fairwyn nie skomentował zbytnio naszych głupich odzywek, ale kącik mu trochę drgnął - nie ze śmiechu, raczej z irytacji. Moje ego poczuło się odrobinę popieszczone, że udało mi się tego dokonać. Jakoś tak niezbyt przepadałem za tym człowiekiem, od pierwszego wejrzenia stwierdziłem, że jest bucowaty, a jego podejście tylko mnie w tym utwierdziło. I wiem, że strasznie to przeżywam, ale mimo wszystko w głębi duszy chciałem się pomylić w tej kwestii, a już szczególnie liczyłem na zwrot akcji, gdy wspomniał o tym przewidywaniu z run. No szlag by to, a akurat ten temat mógł być zajebiście interesujący! Wzruszyłem tylko ramionami, zerkając z boku na Devi. Coś tam skrobała na naszym świstku papieru i dobrze, że obserwowałem co jakiś czas to, co działo się w klasie, bo nagle okazało się, że profesor znów mówił językami podsuwając pewnej dziewczynie pergamin pod nos. Ta z kolei pisała coś na nim, a on, nie ukazując żadnych emocji, ruszył do ławki sióstr Hudson. Wewnętrznie czułem, że zatrzyma się również przy naszym stoliku i ukradkiem przekazałem Devi informację, by schowała naszą kartkę gdzieś pod książkę, do torby, czy gdziekolwiek, żeby nie rzuciła mu się w oczy. No i nie myliłem się, po raz kolejny! Może ja naprawdę potrafiłem przepowiadać przyszłość? Już, już widziałem ten błysk w oku, kiedy zawiesił na mnie swoje spojrzenie i czułem, jak wewnętrznie cieszy się z tego, że będzie sobie mógł mnie pognębić. Strzeliłem dwoma palcami i bez zdziwienia popatrzyłem na podsunięty mi czysty kawałek pergaminu. Spojrzałem w górę na twarz profesora, ale nie zobaczyłem żadnej emocji. Jedynie usłyszałem suche polecenie: "Jera". Jara? Coś się jara? Na pewno mój mózg, bo kompletnie nie miałem pojęcia, o czym koleś do mnie mówił. No, poza tym, że pytał mnie o runę. Zmarszczyłem czoło i stwierdziłem, że zaimprowizuję. A nóż, widelec, uda mi się coś zmajstrować, te wszystkie znaczki i tak wyglądają tak samo. Postawiłem pierwszą kreskę na ukos, następnie zerkając kontrolnie na Fairwyna. Znów kamienna twarz. Co on taki bez wyrazu? Botoks? No nic, westchnąłem sobie cichutko, zerkając na Devi umęczonym wzrokiem. Namalowałem sobie jeszcze jedną kreskę ukośną, tylko w drugą stronę, a po dłuższym zastanowieniu dorysowałem jeszcze ze dwie kreski i popatrzyłem na te śmieszne, koślawe wężyki. I Fairwyn przemówił kolejny raz: "Naudiz" i scenariusz się powtórzył, bo znów nie wiedziałem, o co chodzi. Postawiłem pionową kreskę, potem jakieś kółeczko i nagle pergamin wyfrunął spod pióra, które swoją drogą zakosiłem Devi. Obejrzałem się za nim, jak szedł do kolejnej ławki pomęczyć innych uczniów, po czym spojrzałem na Devi, podpierając brodę na ręce. - Chyba mu się nie podobały moje rysunki - powiedziałem. Forester by na pewno docenił moją pracę...
A jednak Dear miał rację. Edgar T. Fairwyn był dupkiem. Dupkiem do potęgi entej, który wydawał się najbardziej sarkastycznym nauczycielem w szkole. A biorąc pod uwagę, że uczyło tutaj paru wrednych typów, można było to nazwać osiągnięciem na skalę światową. Jednak najbardziej dziwiła ją jedna rzecz. Skoro był on aż tak aspołeczną szują to dlaczego zdecydował się na posadę taką, a nie inną. Przecież zawsze mógł zająć się czymś, co nie groziło narażeniem zdrowia psychicznego innych. A wiadome było, że praca belfra powinna być przeznaczona tylko dla tych, którzy nie byli bardzo aspołeczni. Devi wystarczył kwadrans, żeby poznać się na ich nowym profesorku i zdecydowanie nie zrobił na niej wielkiego wrażenia. Z każdą chwilą nabierała coraz większej ochoty na to, by wyjść. Już myślała nad tym, co za symulować. Ból brzucha? Krew z nosa? A może wystarczyło zemdleć. Zdecydowała, że jeśli sprawa się nie poprawi, to coś zrobi i wyciągnie siebie i Caluma ze szponów tej okropnej istoty. Widziała, z jaką dumą przechadza się po sali. Niestety to on był tym, postawiony wyżej w Hogwarckiej hierarchii i teraz to on miał nad nimi władzę. Bardzo łatwo przyszło mu wybranie sześciu uczniów do odpowiedzi. O dziwo jej się udało, a już myślała, że mężczyzna postanowi przepytać i ją. Niestety jej wspólnik w zbrodni, z którym to siedziała w jednej ławce, nie ustrzegł się przed karzącym palcem nauczyciela. Widziała jego starania, próbował, jednak najwyraźniej nie zajmował się wcześniej runami. Nie śmiała się, bo wiedziała, że jej odpowiedź wyglądałaby podobnie. Szczególnie że w jej domu nikt nie przykładał uwagi do run. Słysząc słowa chłopaka, uśmiechnęła się pocieszająco i delikatnie pogłaskała go po plecach, by podnieść go na duchu. Robiła to tak by nauczyciel nic nie zauważył, na innych uczniach jej nie zależało, mogli plotkować. Te dziwne słowa to rodzaje indiańskich języków z Brazylii. A co do bywania na salonach, rozumiem, że rozmawiam teraz z jakąś szychä - brzmiała sentencja, ktora zapisala na pergaminie.
Zaczytała się trochę bardziej, niż z początku myślała, a na korzyść materiału w książce działał również fakt, że Gemma nie była kompletnie zainteresowana tym, co Ruth robi, więc w spokoju mogła studiować trudności magii bezróżdżkowej, o której - im więcej informacji przyswajała - tym wydawało się, że wiedziała mniej. Standardowo ktoś coś gadał, ludzie szurali krzesełkami, Blaith kursowała w tę i we w tę, a nauczyciel co chwila upominał niesfornych uczniów. W skrócie - lekcja jak każda inna. Ruth nie miała w zwyczaju marnować swojego czasu na kręcenie się w miejscu bez sensu, więc dopiero w momencie, kiedy nauczyciel zamknął drzwi i zaczął przemowę powitalną podniosła na niego wzrok. Oczywiście na chwilę, bo przecież nie musiała wgapiać się w niego jak w obraz, żeby go słyszeć. Nie miała problemów ze słuchem, ani też nie czuła potrzeby studiowania czterdziestoletniej twarzy popularnego pisarza, więc kiedy mówił, wciąż zerkała na książkę i jedną ręką chwyciła za pióro, robiąc lakoniczne notatki z lekcji - zapisała bowiem wyłącznie jego nazwisko. Wpisała się też grzecznie na listę obecności i kontrolnie zerknęła na salę. Czternaście osób. Sporo, ale jednocześnie wystarczająco, żeby wszystkich zgnębić. Znów wróciła do książki, kiedy usłyszała charakterystyczny odgłos dosuwanych krzeseł. Podniosła wzrok z pierwszym od wejścia szczerym zaciekawieniem, a czynność, którą machinalnie wykonywał profesor sprawiła, że Szwedka zamknęła swoją książkę nie spuszczając wzroku z przestawianych przez nauczyciela krzeseł. Szanowała ludzi, którzy mają ściśle ułożony plan na każdą minutę życia i matematycznie podchodzą do otaczającej ich rzeczywistości. Z góry zakładała, że takich ludzi cechuje umiejętność logicznego myślenia, a tę doceniała chyba bardziej, niż wyuczoną z książek mądrość. Jej dalsze, skąpe notatki składały się ze słów: "Futharku", "etruski", "sumeryjski" „Runy dla zaawansowanych” YB i "wrż RN", zapisane w równej kolumnie w lewym rogu pergaminu. Nie spojrzała na nauczyciela nawet wtedy, gdy zwracał uwagę jej i Gemmie, aczkolwiek uznała to za marnotrawstwo jego czasu - gdyby nie chciały tu przyjść (nieważne, w jakim celu), to po prostu by ich tu nie było. Powróciła do subtelnego skanowania otoczenia i reakcji ludzi na nowego profesora, wyłapując entzjastyczną reakcję pewnej gryfonki na Fairwyna, kiedy ten nagle oznajmił, że będzie ich przepytywał, żeby sprawdzić umiejętność grupy władania pewnym zakresem run. To będzie bardzo wiarygodne badanie, panie różdżkarz. Oczywiście owa gryfonka napisała zadanie perfekcyjnie, a przynajmniej Ruth się tak wydawało, bo bardzo pewnie kreśliła te cudaśne znaczki swoim piórem. Szwedka przez ten czas dopisała na swoim pergaminie kilka cyfr: 2.16, 1.44 i n=14. Obliczenia chwilę jej zajęły i dopiero podsunięta pod nos przez nauczyciela kartka pergaminu oderwała ją od matematyki. Znała te runy, ale za nic nie chciała dostać dobrej oceny z tego przedmiotu, więc kiedy Fairwyn kazał zanotować jej trzy z nich, wpisała tylko dwie, właściwie gratulując mu w duchu, że jest takim dobrym strzelcem i zapytał ją akurat o tę jedną, której nie pamiętała. Dopiero wtedy ponownie spojrzała na jego kamienną twarz. Miała ochotę mu podpaść, ale ustalmy - nie była mistrzem robienia zadymy, więc zamiast dopisania ostatniej runy wpisała na kartkę liczbę "168" i odprowadziła do tak samo zażenowanym, znudzonym wzrokiem jakim on taksował otoczenie, po czym ponownie otworzyła książkę, ale nie zaczęła czytać. Kiedy odszedł od ich stolika, nachyliła się tylko do @Gemma Twisleton. -Musiałby nam zadać prawie sto siedemdziesiąt pytań, żeby dokładnie ustalić umiejętności grupy. To łażenie z pergaminem i podtykanie go uczniom pod nos jest takie bezsensowne, że mam ochotę mu poprzestawiać te krzesełka z powrotem - skinęła na równo ułożone meble z przodu sali i zostawiła - i tak wkurzoną na starcie - koleżankę w spokoju, choć chyba uszczypliwy komentarz w stronę nauczyciela mógł jej trochę poprawić ten paskudny humor, prawda Dżemciu? kostka:5-1
Postaram się nie poruszyć wątku o tym, że Fairwyn istotnie był przebrzydłym bucem, ale będzie to naprawdę trudne do wykonania, jako że jeszcze chwilę po tym, jak odszedł od naszej ławki, gotowało się we mnie ze złości nad niesprawiedliwością swiata. Jak znam życie, nawet Hudson coś tam napisała, a na runach widziałem ją jeszcze rzadziej niż ostatnio prywatnie - czyli wcale. Mówi się trudno, trzeba to z siebie strząsnąć i iść dalej. A moim celem była nasza kartka z rozmową. Zerknąłem, gdzie w klasie znajduje się nauczyciel i kiedy przekonałem się, że stoi plecami do nas po przeciwnej stronie klasy, spojrzałem na pergamin. Na mojej twarzy musiał wykwitnąć piękny i niezrozumiały grymas, bo moje oczy ujrzały okropne sformułowanie. O ile mi się wydaje, bywanie na salonach, a bycie w czyimś salonie to dwie różne rzeczy. Już nie przesadzajmy, że jestem szychą. Możesz tak nazywać mojego starszego brata, uczy transmutacji. Ukocha Cię za "pana szychę". Ode mnie Liam usłyszy co najwyżej "siema" na jednej czy drugiej lekcji. Wkurzał się o to, wiem, ale ja po prostu nie mogłem się powstrzymać. Prywatnie nie byłem dla niego złym bratem, ale jeszcze nie upadłem na głowę, żeby mówić o nim per pan profesor. Z tymi salonami z kolei, no cóż, nie chciałem, żeby sobie o mnie źle pomyślała albo uznała za jakiegoś bufona. Owszem, zdarzyło mi się bywać na różnych ważnych spotkaniach i bankietach - ojciec uwielbiał chwalić się swoimi dziećmi, czy też raczej zwracać na siebie uwagę za ich pomocą. Nikt nie zdobywa na wstępie tyle zaufania, co ojciec kilkorga dzieci - taki typ przecież musi być niesamowitym człowiekiem, prawda? Wprost nie mogę się doczekać, aż postanowi ogłosić wyniki swoich badań nad dręczeniem uczniów. Szkoda, że tak wzięty pisarz w prawdziwym życiu ma tak mało polotu. Przesunąłem kartkę po blacie w jej kierunku, uważając, by profesor nic nie widział. Teraz męczył Wittenberg, ale ona chyba nie powinna mieć żadnych problemów. To mądra dziewczyna..
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
O kurde, o kurde, o kurde! On tu idzie! Na moment wszystkie fizjologiczne funkcje Ettie się zatrzymały, po to by po chwili rozszaleć się na amen. Walące jak młot serce czuła gdzieś w okolicy wątroby, a jej mózg wywijał salta. Kiedy Fairwyn położył przed nią pergamin myślała, że nie wysiedzi. Miałą ogromną potrzebę, żeby wybiec z klasy i odtańczyć na korytarzu jakiś dziki taniec radości. Dopiero kiedy wzięła do ręki pióro, podekscytowanie, trochę z niej zeszło. Co jeżeli nie będzie czegoś wiedziała? Spali się wtedy ze wstydu. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim w końcu się odezwał. "Uruz". W sensie, że ma je po prostu napisać? I tyle? Szybko zamoczyła pióro w atramencie i nakreśliła runę. Chyba o to chodziło, bo profesor podyktował jej kolejną. I potem następną i następną, i następną. Ettie nie mogła uwierzyć, że zaczynają aż od takiego początku. W każdym razie, jeżeli zobaczy już, że to potrafią, przejdą dalej, nie? Skończył ją pytać mniej więcej po podyktowaniu połowy run ze Starszego Futharku. Ettie miała nadzieję, że ją pochwali albo chociaż kiwnie głową z aprobatą. Cokolwiek! Niestety, profesor tylko zabrał jej pergamin i poszedł dalej. Ettie, starając się nie okazywać rozczarowania, przyglądała się jak radzą sobie pozostali uczniowie.
- Znając twój gust, mogę to poczytać jako komplement - mruknęła opadając na krześle obok. Zaprezentowała jej jeszcze złośliwy uśmieszek numer pięć, a potem obie odwróciły się w swoje strony. Saga czuła się zbyt pewnie w runach by przejmować się ewentualną przegraną z Wykeham. I choć gdzieś tam w środku troszkę się denerwowała, to skutecznie to w sobie tłumiła. Na przykład przez rozmowę z małym Ślizgonem. Francuskie słówko sprawiło, że delikatnie zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się tego, jakaś wymiana międzyszkolna czy coś? Jej znajomość tego języka kończyła się na kilku podstawowych słówkach, więc już pomyślała, że z interakcji klops, kiedy chłopak się poprawił. - Vinsamlegast. - Uśmiechnęła się, doskonale zdając sobie sprawę, że dzieciak jej nie rozumie. Bardzo międzynarodowa ta ich lekcja, słyszała wcześniej bodajże Portugalski z ławki niedaleko. To, że Fairwyn był poliglotą wiedział każdy. No, każdy kto o nim słyszał - czyli prawie każdy. W każdym razie Saga była pewna, że w jej rodzimym języku porozumiałaby się z nim bez trudu. Jeśli z tamtą dziewczyną podjął rozmowę (chyba) to z nią również mógł, prawda? Z pewnością okazałaby się godną rozmówczynią. Poza tym z chęcią zobaczyłaby minę Hat, kiedy z nonszalancją ucinałaby sobie z psorem pogawędki po islandzku przy herbacie na dłuższych przerwach. Z tych marzeń wybudził ją chłopak. Patrzył na nią podejrzliwie, jakby trochę się jej bał. Nie wiedzieć czemu, zawsze lubiła zauważać tę mieszankę uczuć w oczach swoich rozmówców. Wzruszyła lekko ramionami, dając znak, że jej słowa nie miały żadnego ukrytego sensu, bo przecież nie mogła nic wiedzieć. W spokoju przeczekała jego skanowanie. W końcu zapaliła w oczach ogniki, kiedy ten wyciągnął cukierka z torby. - Liczyłam, że zaproponujesz. - Wzięła cukierka, międląc go chwilę w palcach. Profesor był zajęty, nie musiał nic widzieć. A Sagę bez endorfinowego kopa mogło zeżreć to narastające zdenerwowanie. - Merci - podziękowała mu w jego, jak mniemała, języku. - Jesteś jakimś geniuszem z Run czy tak po prostu wolisz starszych? - zapytała, zerkając na Ślizgona i w między czasie rozwijając papierek. Edgar się poruszył, a Saga przełknęła szybko cukierka, nie czując za bardzo jego smaku. Nieświadomie wyprostowała się jak struna słuchając krótkiego wykładu. Troszkę szkoda, że będą zaczynać od początku, ale z drugiej strony może łatwiej będzie się wykazać. Pytanie, mogłaby zadać jakieś błyskotliwe pytanie! Najlepiej po islandzku! Tylko jakie? Westchnęła kiedy ostatecznie nic nie przyszło jej do głowy. Jeszcze nic straconego, lekcja dopiero się zaczyna. Czemu podszedł do Hat? Przecież Saga wyglądała o wiele bardziej kompetentnie! Na szczęście zadanie było żałośnie proste. Ślizgonka patrzyła uważnie na pergamin Wykeham czekając tylko aż ta się pomyli, jeśli nie z niewiedzy to ze zwykłego stresu. Nic takiego jednak się nie stało. Kiedy profesor podszedł do kolejnego ucznia, Saga posłała jej spojrzenie w stylu "To dopiero początek".
Facet jest dupkiem. Jeśli ta lekcja będzie tak dalej wyglądać, to ja się zwijam. Kto mdleje, ja czy ty? - uśmiechnęła się w stronę kartki, po czym szybko dopisała, przeskakując z tematu do tematu - Jeśli jest tak samo przystojny, jak ty, to może mnie ukochać, będę mu mówić, że jest szycha. Nie mogła się powstrzymać przed flirtowaniem. Taka już była jej natura. Uwielbiała igrać, ale zawsze z umiarem. Jej zaloty obracały się raczej w sferze przyjaźni, aniżeli związków. Lubiła zabawę, taniec. Lubiła też kusić. Kusić i przyciągać. W Hogwarcie jednak nie miała na to zbyt wielu okazji, w końcu była nowa, a to, że dołączyła do grupy uczniów, którzy znali się wzajemnie od prawie dziesięciu lat zdecydowanie, utrudniało jej zadanie. Ludziom było trudno przyzwyczaić się do nowych, szczególnie w tak małej społeczności, jaką była ta czarodziejska. Wszyscy trzymali się raczej kupy i nie dopuszczali do siebie obcych, a taka przecież była Devi. Nie to, że nie próbowała, jednak większe próby zapoznania kończyły się dla niej fiaskiem. Ona często mówiła durnowate, czasem nawet wyuzdane rzeczy, co budziło popłoch wśród jej koleżanek. Uważały ją za dziwną, dzikuskę. Niektóre z nich nawet myślały, że je podrywa. A przecież ona tylko chwaliła ich piersi, co było dla niej całkowicie normalne. Skoro jej się podobały, to mówiła to głośno. Miały również problem, z tym że ona sama często przechadza się po szkole bez stanika. Jednak ona nie widziała potrzeby, by go nosić. Devi była praktyczna, zakładanie następnej rzeczy zajmowało zbyt wiele czasu. Zresztą bardzo nie lubiła, gdy gniótł ją jakiś drut. No i feministyczna część jej charakteru wręcz krzyczała, gdy widziała niesprawiedliwość, która spotkała jej płeć. W końcu tylko kobiece sutki były tematem tabu, a męskie? Dlaczego nikt nie pomyślał, że może ją brzydzą męskie sutki? Albo rozpraszają? W końcu były równie widoczne spod materiału, jak te kobiece. NIKT! I dlatego postanowiła protestować. Protestować poprzez nienoszenie stanika.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Gdy tylko profesor odszedł od Bri miałam już dziwne przeczucie, że podejdzie do mnie. Kurwa. Faktycznie podszedł. Nie byłam za specjalna w runach, na szczęście z Futhraku coś tam pamiętałam, więc liczyłam, że nie wypadnę aż tak źle i Fairwyn nie zabije mnie spojrzeniem. Wyciągnęłam kartkę i zaczęłam pisać dyktowane przez profesora runy. Zaczął od banalnego Mannaz, ale zaraz potem przeszedł do Gebô, którego nie mogłam sobie przypomnieć. W końcu jednak mnie oświeciło i nabazgrałam coś w stylu X. Z tego co pamiętałam Gebō oznaczało "Dar". Bez problemu poradziłam sobie z Thurisaz, Wunjô oraz Sôwilô, ale Haglaz sprawiło mi znacznie więcej problemu. Nie byłam pewna, ale w końcu zapisałam coś w rodzaju dużej litery N ciesząc się, że nie muszę opisywać znaczenia, bo nie pamiętałam czy to "grad" czy "koń". Nie miałam żadnego problemu z przypomnieniem sobie Fehu, za to przy îsaz narysowałam mały romb i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zamiast îsaz napisałam îgwaz, więc pośpiesznie skreśliłam kształt i napisałam poprawną runę. Zostało jeszcze Dagaz, które zapisałam od razu. Chciałam jeszcze sprawdzić czy aby na pewno wszystko jest dobrze, ale profesor wyrwał mi kartkę z przed nosa i przeniósł się w stronę Caluma. Parsknęłam cichym chichotem pod nosem - byłam stuprocentowo pewna, że Calum nie będzie wiedział niemal niczego i wkurzy Fairwyna.
Miałem niejasne wrażenie, że nie tylko my uważaliśmy, że popisy nowego profesora są trochę niespecjalnie odpowiednie, bo jak patrzyłem na Wittenberg, kiedy miała ten świstek pergaminu pod nosem, też nie wyglądała na zadowoloną. Odwróciłem uwagę od starszej Krukonki i popatrzyłem na stolik, na którym czekała na mnie karteczka z wiadomościami od Devi. Uśmiechnąłem się pod nosem, podobała mi się ta kryptokonwersacja. Jeśli będziemy odpowiednio ostrożni, Fairwyn nie powinien się w ogóle zorientować. Zerknąłem na pierwsze zdanie i od razu zacząłem pisać odpowiedź: No już pozwól mi być twoim wybawcą! Może nie mam rumaka ani korony, jak książęta z bajek, ale do skrzydła potrafię Cię odeskortować. Poza tym dziewczynom lepiej wychodzi omdlewanie. To chyba jest gdzieś w genach. No, przecież dawniej kobiety mdlały nawet kilka razy dziennie. Głównie za sprawą mody, gorsety bywały zabójcze, ale jakoś tak przyjęło się, że jak mdleje, to baba. W każdym razie ja nie zamierzałem się podkładać po raz kolejny, bo po tym odpytywaniu już i tak marnie oceniałem swoje szanse na zostanie w sali. Jak na razie trzymały mnie w sali dwie rzeczy: niezdrowa ciekawość, jakie będzie następne posunięcie faceta oraz Devi. A ona akurat zdążyła mnie nieźle zaskoczyć drugą wiadomością. Sprawdziłem ze dwa razy, czy dobrze przeczytałem, co było tam napisane i zacząłem rozważać, czy przypadkiem nie jest to napisane w innym języku, a tylko mi się wydaje, że słowa są angielskie? No nie, nic nie wskazywało na to, żebym się pomylił. Poniekąd nazwała mnie przystojnym. Mnie. Lol. Jeszcze za bardzo obrósłby w piórka. Tak piękna dziewczyna nie powinna sobie zawracać głowy starymi zgredami. Liam oczywiście nie był zgredem, różnica między nami wynosiła... No, jakieś siedem lat. Do przeżycia. Z tym że między nimi chyba z osiem. Niby żadna różnica, ten jeden rok, ale jak dla mnie całkiem sporo. Osobiście nie wyobrażałem sobie mieć partnerki starszej o 8 lat, o młodszej już nie wspomnę, bo to jakaś przypałowa pedofilia by była. Niby skąd mogę to wiedzieć, może Devi wolała znacznie starszych od siebie?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nie wdawała się za bardzo w dyskusje podczas tego krótkiego czasu, zanim lekcja się zaczęła, tylko zajęła się kartkowaniem swojego podręcznika do zielarstwa. Nie chciała marnować czasu na pogaduszki, tym bardziej, że Lotta przyszła tuż przed nauczycielem, a reszta osób też zajęła się sobą. W pewnej chwili usłyszała dźwięk zamykanych drzwi, na który poderwała głowę znad kartek, z trzaskiem zatrzasnęła książkę i schowała ją do torby. Wyprostowała się na krześle, kładąc ręce przed sobą na ławce i uważnie obserwowała profesora, słuchając każdego jego słowa. W sumie część rzeczy, o których mówił, wydawało jej się, że ogarnia. Jak się okazało chwilę później, miała okazję przekonać się, czy faktycznie wie coś na temat run. Nigdy nie poświęcała im zbyt dużo czasu ze względu na inne przedmioty, na których chciała się skupić, bo potrzebne jej były dobre oceny z egzaminów, ale co nieco opanowała i do książki też czasami zerkała. Może jej frekwencja na zajęciach była, jakby to ująć, wybrakowana, to w jej głowie co nieco się uchowało. Zestresowana obserwowała, jak profesor Fairwyn przepytuje Harriette, a ta bezbłędnie odpowiada na wszystko, co jej dyktował. No super, po takim starcie na pewno wypadnie jak błazen. Jej wewnętrzne zaklinanie rzeczywistości nie przyniosło żadnego skutku, bowiem nauczyciel zatrzymał się również przed ich ławką. Bridget czuła, jak na jej twarz wpełza rumieniec, bo uderzyła ją nagła fala gorąca z całego tego stresu. Lotta całkiem nieźle sobie radziła, chociaż dostała znacznie mniej run do napisania niż Harriette. Do tego pomyliła się jeden raz, ale szybko poprawiła. Później pergamin znalazł się tuż przed twarzą Bridget, a sama dziewczyna głośno przełknęła ślinę, czekając na instrukcje. Berkanan znała i napisała poprawnie, Algiz też i już powoli się rozluźniła, gdy nagle padło hasło "Laguz" i Bri zobaczyła pustkę w głowie. Zawiesiła się na chwilkę, próbując wygrzebać z otchłani pamięci cokolwiek, co naprowadziło by ją na runę Laguz, ale niestety kolejne sekundy mijały, a ona nie potrafiła sobie nic przypomnieć. - Przepraszam, tej akurat nie pamiętam, ale może... - urwała w połowie zdania, gdy nauczyciel zabrał jej kartkę sprzed nosa zamaszystym ruchem. Z otwartymi ustami obserwowała jak podszedł do Caluma i zaczął go przepytywać. - Dasz wiarę?! Akurat tej jednej nie umiałam, a ten od razu zabrał mi kartkę! Nie żebym znała całą resztę, pf! - oburzyła się półgłosem, kierując swoje słowa do Lotty. Poczuła się niesprawiedliwie potraktowana, bo owszem, może nie miała zbyt dużej wiedzy, ale na pewno potrafiła pokazać znacznie więcej, niż dwie nędzne runy.
Otworzył nieco szerzej oczy i spojrzał z zakłopotaniem na blondynkę. W ogóle nie zrozumiał co do niego powiedziała i nie wynikało to z jego braków w angielskim. Zupełnie obcy język wprowadził chłopaka w małe zakłopotanie, ale uśmiech na jej twarzy nie wskazywał na nic złego. Westchnął cicho pod nosem i wzruszył ramionami, na znak, że nic nie zrozumiał. -Nie mam pojęcia. – odparł rozglądając się dookoła po klasie. Chociaż przybyło kilku uczniów to wciąż pozostawał najmłodszy. Zerknął na nauczyciela, który nie bardzo się tym przejmował. Wręcz olał go tak jak większość uczniów, która przychodziła na lekcje. Chyba trochę się przez to bał, że poziom może być za wysoki i że jego braki w wiedzy mogą sprawić mu niemałe problemy. Szczególnie przeraziło go słowo „dla zaawansowanych” . Wciąż mu nieco brakowało do tego poziomu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dziwnym by było, gdyby po niecałych dwóch latach w Hogwarcie, radził sobie z runami nawet na poziomie podstawowym, bez najmniejszych problemów. -Masz szczęście, bo mam dziś dobry dzień. – oznajmił, posyłając delikatny uśmiech do Sagi. Niestety była to prawda. Zazwyczaj było zupełnie inaczej, to on zabierał albo raczej dostawał słodkości. Mało kiedy zdarzało mu się dzielić. Był małym egoistą, który na pierwszym miejscu stawiał swoje własne potrzeby. Dostarczanie sporej ilości cukru do organizmu było jedną z nich. Czasem jadł tak dużo słodyczy, że sprawiał wrażenie jakby w jego żyłach płynął miód zamiast krwi. Wbrew pozorom wpływało to na niego w miarę dobrze – o ile można tak powiedzieć. Cukier poprawiał mu koncentrację ale i nieco utrudniał sen. -Vinsalagast. – mruknął, czerwieniąc się delikatnie. O ile dziewczynie podziękowanie po francusku wyszło świetnie, tak chłopak o mało nie połamał sobie języka. Zawstydził się swoją małą gafą i wygrzebał z torby jeszcze jednego, małego cukierka. Z pełnymi ustami, pokręcił głową przecząco na boki. Do geniusza mu było chyba daleko. Coś tam umiał, ale jego wiedza ograniczała się głownie do tego, co usłyszał na poprzednich zajęciach. Pod tym względem nie bardzo wyróżniał się na tle swoich rówieśników. Czy wolał starszych? No też nie. Chyba raczej się ich nie bał, w porównaniu do kolegów z roku, którzy czasem boją się powiedzieć cześć, do starszych znajomych z roku. Najprościej będzie powiedzieć, że był wyjątkowo odważny. Przełkną ostatnio czekoladkę, gdy profesor zaczął lekcję. Nie chciał, a raczej jakaś tam odrobina kultury nie pozwalała mu szeleścić dalej papierkami podczas wykładu. Obrócił się na krzesełku twarzą do nauczyciela i śledził wzrokiem jak przepytuje każdego z osobna. Pytał o runy i kazał wypisywać je na kartce. Młodzieniec westchnął cicho nie mogąc zobaczyć wypocin innych. Chociaż powtarzał je sobie w myślach, to nie miał pewności co do swojej racji. Fairwyn zatrzymał się przy starszej, rudowłosej dziewczynie. Chyba nie szło jej za bardzo, ale mały ślizgon miał dziś bardzo pomocną duszę. Chcąc wykorzystać nieuwagę profesora, który stał do niego tyłem, uniósł palec do góry i powoli zaczął rysować szlaczki na niebie. Przynajmniej tak to wyglądało z daleka. Z perspektywy młodzieńca, bardzo powoli i starannie, starał się pomóc dziewczynie i pokazać jej wymaganą przez psorka runę. Może jednak umiał więcej, niż mu się wydawało…
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Stanął nad kępą rudych włosów rozpłaszczonych na ławce, zastanawiając się czy ich posiadaczka w ogóle żyje. Ostatecznie jednak zauważył, że dziewczyna uderza lekko czołem w blat, więc o ile nie były to pośmiertne skurcze, mógł się niczym nie martwić. - Perþô, panno Twisleton – Puchonka podniosła głowę, a wyraz jej twarzy nie zdradzał żadnych przejawów inteligencji. Skąd ona się tu w ogóle wzięła? Dziewczyna nagle przeniosła wzrok z jego twarzy na przestrzeń przed sobą i zmrużyła się. Edgar spojrzał w tym samym kierunku. Dzieciak z pierwszej ławki pisał właśnie runę w powietrzu. - Panie Noir, minus 5 dla Slytherinu – rzucił beznamiętnie i odwrócił się z powrotem do tępej Puchonki – Ehwaz. Nie podejrzewał jej o nagły przypływ wiedzy, więc szybko zabrał jej pergamin i położył przed jej koleżanką z ławki.
------------------------------- Kolejny etap zajęć postaram się dodać jeszcze dziś, ale ponieważ ogarnęłam go tylko do połowy i jestem dziś padnięta, mogę nie dać rady. Najpóźniej będzie jutro koło 20.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Machnęła ręką do Ruth na powitanie, ale po chwili, zmęczona już jej obecnością, legła sobie twarzą na blacie, odgradzając się od całego świata włosami. Próbowała chociaż zasnąć, ale przeszkadzały jej w tym ciągłe głosy, szuranie krzesłami, zbyt głośne oddychanie… Leżała tak nie dając znaków życia dopóki nauczyciel nie zaczął lekcji. On też ją irytował. Zasłonięta włosami przedrzeźniała go robiąc do ławki głupie miny. Gówno, nie Indiana Jones. Oderwała się od blatu dopiero kiedy wspomniał o tym, że można jeszcze wyjść. W sumie to by sobie poszła, ale trochę tak głupio… Była podkurwiona, ale nie zwariowała. Istniały legendy o nauczycielach, którzy mówiąc, że można wyjść z klasy, faktycznie mieli to na myśli. Rozejrzała się po innych, ale nikt się nie podnosił, tak więc i ona musiała zostać. Rozpłaszczyła z powrotem twarz na blacie, uderzając się przy tym dość solidnie w nos (kurwa mać). Merlinieeeee… jaka zmułaaaa! Trochę ze zdenerwowania, trochę dla zabicia czasu zaczęła tłuc lekko czołem w ławkę. Aż nagle usłyszała nad sobą głos profesora. Wyjrzała na niego spod włosów. Per-co?! W normalnych warunkach jego wzrok pewnie by ją peszył, teraz jednak miała dziką ochotę wydrapać mu te patrzące na nią jak na najgorszy śmieć oczy. Podniosła się i wyprostowała w krześle, szukając już jakiegoś mnie ofensywnego sposobu na powiedzenie, że nie wie o co mu chodzi niż „weź pan spierdalaj”, gdy zobaczyła chłopaczka z pierwszej ławki, rysującego coś palcem w powietrzu. Runę jak się domyśliła. Tylko jak to niby przerysować na pergamin? Czy on to rysował przodem do niej czy do siebie? Już miała coś tam napisać, kiedy Fairwyn odjął chłopakowi punkty. Ups… I jeszcze zadał jej kolejną runę. Czy ona wyglądała jakby miała o tym jakieś pojęcie. Po krótkiej chwili, Fairwyn chyba to zauważył, bo bez słowa przesunął pergamin spod jej nosa do Ruth. Jej poszło troszkę lepiej, ale też bez rewelacji. Gemma tym czasem wróciła do leżenia na ławce, tym razem przylegając do niej policzkiem, żeby nie zdeformować sobie nosa. Parsknęła złośliwie na komentarz Ruth odnośnie metod nauczyciela i w jakimś porywie głupiej odwagi kopnęła puste krzesło przed sobą, popychając je do przodu. Natychmiast tego pożałowała i cofnęła nogę. Oby nie zauważył, bo coś czuła, że będzie miała przesrane.
Nie kulałam, bo jestem debilem Scenariusz 1.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Po 13 runie zostawił Gryfonkę w spokoju. Pisała na tyle pewnie, że mało prawdopodobne było, by nie znała pozostałych. A jednak tak jak podejrzewał i w tej grupie uczniowie mieli potężne braki. Poziom wiedzy Deara i Twisleton był poniżej wszelkiej krytyki, sióstr Hudson oraz Wittenberg zaś niezadowalający. Wprawdzie ta ostatnia mogła znać runy, a "168" napisała z czystej nastoletniej przekory i chęci zgrywania mądrzejszej niż była. Fairwyn wiedział o co jej chodziło, głównie dlatego, że widział jej wcześniejsze obliczenia. Skomentowanie tego zostawił sobie na potem. Skończywszy z Dearem, odebrał mu pergamin i wrócił do biurka. - Zdają sobie państwo sprawę, że to są zupełne podstawy? – spojrzał na klasę wręcz z obrzydzeniem w oczach – To się przerabia w pierwszej… w trzeciej u was, klasie. Na dwóch pierwszych lekcjach – zapowiadał się dłuższy monolog, ale nie pozostawiali mu wyboru – Nie potrzebuję aż tak wnikliwych statystyk, panno Wittenberg. Jeżeli ponad jedna trzecia klasy nie zna jakiegoś pojęcia, muszę je powtórzyć – najbardziej ponure w tym wszystkim było to, że za wyniki tej bandy kretynów oceniano jego. Zamierzał nauczyć ich tych run, czy tego chcieli czy nie, a tych kompletnie nienauczalnych zdemotywować do ich zdawania – Bez PEŁNEJ biegłości w Starszym Futharku nie ruszymy nigdzie dalej. Oczekuję od was znajomości KAŻDEJ runy. Poziom panny Wykeham to absolutne minimum - co do tej pory robił z nimi Forester? Jak go znał, to pewnie tańczył z nimi w kółeczku, śpiewając i malując palcami po ścianach – I żeby nie było wątpliwości: nie znając Starszego Futharku, na kolejnych zajęciach możecie się nawet nie pokazywać. Niedbale machnął różdżką, a na tablicy za jego plecami pojawiły się 24 runy i ich nazwy zapisane w łacińskim alfabecie. Fantastycznie. Wracamy do nauczania początkowego. - Będziemy dziś pracować nad utrwaleniem go – Merlinie, co za marnotrawstwo czasu – Mianowicie napiszecie swoje imię i nazwisko. Już na tym etapie możecie natrafić na pewne trudności, tak więc najpierw mnie posłuchajcie. Będziecie teraz transkrybować współczesne języki na alfabet runiczny, czego nie powinno się robić. Jest to tylko ćwiczenie. Run używano fonetycznie, a więc istniało tyle znaków ile dźwięków w pranordyckim. We współczesnych językach występują grupy liter składające się na jakąś głoskę, na domiar złego nie zawsze tę samą. Weźmy jakiś bliski nam przykład… "dg" w imieniu Bridget i Edgar. Czy też odwrotnie: różne litery, które czytamy tak samo, DŻones i DŻemma na przykład. W pranordyckim istniały dźwięki, których nie mamy w języku angielskim oraz nie było takich, które są. Podobnie sprawa ma się w językach romańskich czy słowiańskich. Dlatego też nie jesteśmy w stanie zapisać naszych nazwisk fonetycznie. Najłatwiej zapisać je litera po literze i nikt nie będzie mógł zarzucić wam błędu. Część z was pewnie zauważyła już kolejny problem: alfabet łaciński ma 26 znaków, Starszy Futhark – 24. To zaraz rozpracujemy – podszedł do tablicy i wskazywał im runy, o których aktualnie mówił, przy niektórych dopisując podpowiedzi - Ogólna zasada jest taka, że runa odpowiada pierwszej literze swojej nazwy: Fehu – F, Raido – R i tak dalej, i tak dalej. Jednakże mamy kilka odstępstw od tej reguły: Wunjo – będzie odpowiednikiem zarówno W, jak i V; podobnie Jera – używamy jej do litery J i Y. Z drugiej strony macie Thurisaz i Tiwaz, Ansuz i Algiz oraz Isa, Ihwaz i Ingwaz, które zaczynają się na tę samą literę. W pierwszym przypadku Thurisaz odpowiada TH, w drugim - Algiz przypisujemy do Z oraz X, zaś Ingwaz stawiamy zamiast zlepki NG. Najwięcej problemu sprawi Isa i Ihwaz. Tu musicie zdać się na fonetykę – krótkie I to Isa, długie Ihwaz. Zauważyliście już pewnie, że nie ma runy zaczynającej się na C. Ponownie zwracamy uwagę na wymowę i używamy Kauno lub Sowilo. Oczywiście możecie być dokładniejsi, jeżeli czujecie się na siłach i na przykład zastąpić podwójne O runą Uruz, pominąć nieme litery, czy użyć Jery lub Ihwazu do zapisania Y, ale początek lepiej się z tym nie plączcie. Teraz na czym dokładnie będzie polegało wasze zadanie: – usiadł z powrotem przy biurku – macie czas do końca zajęć. Podpisujecie się, a potem zapisujecie tyle nazwisk ile zdążycie: kolegów, rodziny, znanych osób, kogo chcecie. Pod koniec zajęć chcę mieć wasze pergaminy na biurku. Jeżeli macie wątpliwości jakiej runy użyć, pytajcie. Wszystko jasne? W takim razie zaczynajcie. Sam wyjął z szuflady swoje papirusy i powrócił do studiowania hieroglifów, próbując zapomnieć o męczących idiotach w ławkach przed nim. Zaletą całej sytuacji było to, że przynajmniej mógł się zająć swoimi sprawami. ----------------------------- W praktyce - musicie narobić się sami :D
TU BYŁ OPIS MECHANIKI, ALE WYSZEDŁ.
LINK DO RUN (tak, to ten sam co w poście)
Wszyscy macie już +1 do kuferka. Za odpowiedź w tym etapie dostaniecie kolejny. Czas macie do 11.04 do godziny 23.59.
Pytania/zażalenia -> priv.
POWODZENIA
Ostatnio zmieniony przez Edgar T. Fairwyn dnia Sro Kwi 01 2020, 10:59, w całości zmieniany 2 razy
Westchnął cicho pod nosem, gdy rudowłosa pomimo jego pomocy, okazała się totalnym matołem w kwestii run i nie odpowiedziała na ani jedną. Jakby tego jeszcze było mało, profesor wychwycił jego próby podpowiedzi. Co w tym złego, że chciał dobrze? Przecież dobrze odpowiadał, więc dlaczego ujemne punkty? Wystarczyłoby proste upomnienie, a nie karanie od samego początku. Skrzyżował ręce na piersi i nieco oburzony obsunął się nieco niżej na krześle, wystając tylko czubkiem nosa ponad ławkę. Fochy chłopaka na lekcji run nie miały zbyt wielkiego sensu. Dopóki nie przeszkadzał, to Edgar ignorował każde jego zachowanie. Szkoda, bo w pewnym sensie chciał zabłysnąć, w końcu był tutaj najmłodszy. Złapał się jedną ręką za kark i podrapał po nim, gdy nauczyciel zaczął mówić o podstawach. Uniósł na moment rękę do góry, później szybko ją opuścił. Zgłosić się czy nie? Nie wiedział, był lekko zakłopotany. Zacisnął zęby na dolnej wardze. Czy na pewno powinien być na tej lekcji? -Co jeśli ja jestem w drugiej klasie? – mruknął bardziej do siebie, niż do niego. Chyba tylko Saga mogła to usłyszeć. Według profesora, powinienem mieć opanowane podstawy od roku, według Hogwartu, powinienem zacząć runy za rok. Dosyć dziwna sytuacja… Na szczęście na pierwszych zajęciach Fairwyn nie wymagał zbyt dużo, a raczej robił powtórkę z podstaw, które o dziwo blondyn jakieś miał. Monte wyprostował się i usiadł wygodniej na krześle. Pochylił się nieco nad stolikiem i z małym błyskiem w oku słuchał tego co mówi nauczyciel. Nie było to chyba nic trudnego, a przynajmniej wszystko zostało przedstawione na tyle jasno, że chłopak mógł bez wahania spróbować swoich sił. Trzy pierwsze nazwiska poszły bez problemów. Jego i rodziców. Dużo większym problemem było, kogo wypisać dalej. Znajomych z Hogwartu? Znał ich z imienia, ale niekoniecznie z nazwiska. Uniósł głowę do góry. -Jak masz na imię? – spytał blondynki siedzącej tuż obok i zapisał kilka kolejnych nazwisk na kartce...
Emocje...jak na grzybach. Ruth tak się wyłączyła, kiedy nauczyciel pytał pozostałych uczniów, że jeszcze chwila, a zaczęłaby się bujać na krześle, gdyby tylko nie była takim niedynamicznym stworzeniem. Zerknęła jeszcze do swojej książki, ale ostatecznie jej czas zajęło przyglądanie się sytuacji dookoła, co też chętnie i często robiła - nie tylko w pracy, ale i jak widać w szkole. No i cóż - niby to ona powiedziała Dżemmie o krzesełkach, ale sama nie była mistrzynią chaosu i lubiła, kiedy wszystko jest ładne, posprzątane i stojące równo w rządku. Poprawka - jej matka lubiła, więc rad nie rad Ruth została wychowana w takiej dyscyplinie organizacyjnej, aczkolwiek można przecież stwierdzić, że wielu Skandynawów miało tę cechę. Chcąc nie chcąc wychyliła się nieco, kiedy nauczyciel wygłaszał początek monologu o tym, jakimi są idiotami, i przesunęła krzesło kopnięte przez Gemmę z powrotem do poprzedniej pozycji, po czym wzruszyła przepraszająco ramionami w stronę puchonki, jakby chciała bezgłośnie powiedzieć: "No i mnie zaczęło wkurzać to biedne krzesełko". Podniosła wzrok na Fairwyna dopiero wtedy, kiedy wymienił jej nazwisko. Była praktycznie pewna, że będzie wiedział o co chodzi, wyglądał w końcu na w miarę inteligentnego, ale choć jako uczennica nie mogła mu nic powiedzieć, prywatnie weszłaby pewnie w polemikę. Fałszywe założenia prowadzą do fałszywych wyników, choćby cała procedura postępowania była wzorowa. Ta zasada obowiązująca w wielu dziedzinach na całym świecie nazywała się GIGO. -Garbage in, garbage out - zwróciła się ponownie do Gemmy, pozostawiając ten lakoniczny komentarz w przestrzeni i nawet chwilę posłuchała, co nauczyciel ma do powiedzenia. Mówił to samo, co wszyscy przez trzy lata jej studiowania i jeszcze podczas nauki jako uczennica w Hogwarcie i oczywiście choć miał ku temu bardzo sensowne powody (nikt nic nie umiał, sic!) to Ruth troszeczkę przestała się skupiać na jego słowach. Powtarzanie wszystkiego pięćdziesiaty raz nie leżało w jej naturze, ale skoro i tak musieli to zrobić, to nie pozostawało nic innego, jak standardowo - policzyć, ile jej potrzeba na nędzny i napisać dokładnie tyle zadań. Kiedy Fairwyn zadał pytanie, czy wszystko jasne, zabrała się do pisania. Cztery nazwiska mu chyba wystarczą, żeby jej zaliczył, prawda? Na górze kartki wpisała nazwisko nowego nauczyciela run (była ze Szwecji, a nie z Wielkiej Brytanii, najłatwiej było jej po prostu przepisać z angielskiego to, co przed chwilą widziała na tablicy). Trochę zwątpiła, bo przypomniała sobie, o której runie zapomniała podczas odpytywania i zaczęła zastanawiać, czy jeszcze pamięta te zapisy w Starszym Futharku. Jedną sprawą było pilnowanie, żeby pod żadnym pozorem nie dostać więcej niż nędzny z tego przedmiotu a drugą faktyczne umiejętności. Zamoczyła pióro w atramencie i wpisała na próbę nazwisko swoje oraz pierwszej Minister Magii w świecie czarodziejów i ostatniej premier Mugoli. W miarę. Odłożyła pergamin z czterema nazwiskami i wzięła drugi, którego absolutnie nie chciała oddać nauczycielowi i zaczęła wypisywać nazwiska wszystkich Ministrów Magii XVIII wieku. Przed Lufkin przerwała i zrolowała pergamin, zostawiając na ławce. Ten pierwszy zaś oddała nauczycielowi i wróciła do studiowania swojej książki. On może, to ona nie? To nie czternasty października, równouprawnienie!
Pergaminy::
Kostki: 6(wylosowane)-1(antybonus)-1(sama sobie odjęłamXD) = +1 nazwisko Ilość oddanych nazwisk: 1(za bonus)+3(pierwsze trzy na kartce, reszta to drugi pergamin) = 4
Nie byłam szczególnie biegła w runach, ale z pomocą (chyba po raz pierwszy w życiu) przyszła mi moja kochana rodzina. To, że było ich dużo i na dodatek nosili jedno nazwisko bardzo ułatwiało sprawę - zaczęłam pośpiesznie bazgrać wszystkich po kolei, bo mimo wszystko wolałam dostać niezłą ocenę. Szło mi całkiem sprawnie, jak na moje możliwości - przy pierwszych nazwiskach było ciężko, potem robiłam to już całkiem wprawnie i bez trudu zapisałam pół kartki.
Miałam zaczać wpisywać wujostwo i dziadków kiedy profesor powiedział, że czas się kończy i zdecydowanym ruchem odebrał mi kartkę. Westchnęłam - nie było przecież tak źle, miałam więcej niż dziesięć osób.
Liczba nazwisk: 11 Bonus: 0 Kostka:1 (czyli -3 nazwiska) Suma nazwisk z kostką i bonusem: 8
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Pisanie nazwisk w runach na czas? Nie uśmiechało mi się to szczególnie. Przed chwilą pokazałam swoje umiejętności - znałam wprawdzie je dobrze, ale moje tempo nie ukrywajmy nie było zbyt biegłe, potrzebowałam chwili by przypomnieć sobie jakąś runę, upewnić się czy dobrze wykonałam zapis. No cóż - trzeba to trzeba, spięłam się i zaczęłam pisać najszybciej jak mogłam, żeby nie popełnić kwadryliona błędów.
Wypisałam głównie nazwiska najbliższej rodziny i znajomych, ale zabrakło mi czasu, żeby nabazgrać dużą ilość. Liczba wypisanych przeze mnie osób była dość przeciętna, a ja jako niezwykle ambitna osoba nie mogłam znieść tego, że muszę już oddać kartkę. Położyłam ją na biurku nauczyciela zrezygnowana.
Liczba nazwisk: 8 Kostka:6 (czyli +3 nazwiska) Suma nazwisk z kostką i bonusem: 11
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Naprawdę, Fire nie wiedziała, co tu robią niektóre osoby, skoro nawet Starszego Futharku nie mają opanowanego. Nawet Gryfonkę zaskoczył poziom wiedzy uczniów. Trochę żałowała, że to nie ją wzięto do odpowiedzi. Mogłaby podnieść Fairwyna na duchu i dać mu jakiś tam zalążek nadziei, że jednak nie każdy jest kompletnym idiotą z runów... Ale Ettie dała radę. Swoją drogą dziwnie się zachowywała, ale Dear nie zwracała na to aż takiej uwagi. Nudząc się obserwowała te żałosne zmagania, próby pomagania, nienawistne spojrzenia, jakieś komentarze... Czekała aż ta maskarada dobiegnie końca, a jednocześnie oceniała w myślach, jak daleko sięga cierpliwość profesora. W końcu mieli się zabrać do jakiejś pracy, chociaż dziecinnie prostej. Zdążyła się trochę pogubić przez dość niejasne tłumaczenie (chociaż bardziej prawdopodobne jest, że po prostu rozpraszała się myśleniem o tym, jak nieprzyjemny ton głosu ma Fairwyn i jak bardzo dupkowatym gnojkiem się okaże w przyszłości). Teoretycznie mieli zapisywać litery po kolei, nie patrząc na ich fonetykę, żeby nie komplikować sobie sprawy. Ale zaraz później profesor tłumaczył, jak dźwiękowo rozróżnić niektóre runy, więc Blaithin już nie wiedziała, czy wszystko ma zapisywać jak leci, czy może jednak zwracać uwagę na fonetykę, a jeśli tak to kiedy... Ostatecznie uznała, że napisze tak, jak jej będzie pasować, najwyżej Fairwyn się do czegoś przyczepi, a ona wzruszy ramionami. Zapisała swoje imię i nazwisko bez najmniejszego problemu. W końcu tyle razy już to robili, że po prostu przypominały się czasy, kiedy dopiero co zakochiwała się w runach i historii magii, skrzętnie to jeszcze ukrywając, bo w Durmstrangu zdecydowanie bardziej stawiano na znajomość zaklęć i czarnej magii. Kolejne nazwiska przychodziły do głowy Fire błyskawicznie, więc nie musiała się głowić nad tym kogo wypisywać. Rozpędziła się i kreśliła runy pewnie, płynnie jakby robiła to od małego. Nie potrzebowała zerkania na tablicę, bo cały alfabet znała doskonale, nawet same runy wyglądały jak robione od linijki. Lubiła takie proste zabawy, ale jednak drobne wyzwanie byłoby dla Blaithin czymś lepszym. Nie chciało jej się wypisywać więcej niż szesnaście nazwisk, a zerkając pobieżnie na kartki innych widziała, że i tak ma zdecydowaną przewagę. A przecież naprawdę nie była żadnym orłem, a jedynie dość skrytą wielbicielką tego przedmiotu. Przeciągnęła się jak kot, rozluźniając nadgarstek, który trochę rozbolał Szkotkę. Teoretycznie skończyła, ale myślała co by tu zrobić, żeby w jakiś sposób podokuczać nauczycielowi. Wpadła na dość ryzykowny plan, ale nie nazywałaby się Blaithin Dear, gdyby zrezygnowała! Nabazgrała kilka pięknych run przy nazwisku Fairwyna z głupawym uśmieszkiem, który próbowała ukryć. W końcu podniosła tyłek, nie robiąc zbytniego hałasu, bo sporo osób jeszcze pisało, a raczej udawało, że pisze, rozpaczliwie próbując od kogoś ściągnąć. Oddała profesorowi swój pergamin, niezainteresowana ponownym go zaczepianiem. W końcu będzie do tego mnóstwo okazji. Wróciła na swoje miejsce i odchyliła mocno na krzesełku, chybocząc się na nim od czasu do czasu z wyciągniętymi daleko nogami. Szkoda, że nie miała przy sobie Ignis, ale może na następnym zajęciach uda się przemycić stworzonko.
IMIONA I NAZWISKA:
1. Blaithin Dear Berkanan Laguz Ansuz Isa Thurisaz Isa Naudiz _ Dagaz Ehwaz Ansuz Raido 2. Casper Tease Kauno Ansuz Sowilo Perth Ehwaz Raido _ Tiwaz Ehwaz Ansuz Sowilo Ehwaz 3. Leonardo Vin-Eurico Laguz Ehwaz Othila Naudiz Ansuz Raido Dagaz Othila _ Wunjo Isa Naudiz - Ehwaz Uruz Raido Isa Kauno Othila 4. Godryk Gryffindor Gebo Othila Dagaz Raido Jera Kauno _ Gebo Raido Jera Fehu Fehu Isa Naudiz Dagaz Othila Raido 5. Izzy Eden Isa Algiz Algiz Jera _ Ehwaz Dagaz Ehwaz Naudiz 6. Beatrix Cortez Berkanan Ehwaz Ansuz Tiwaz Isa Algiz _ Kauno Othila Raido Tiwaz Ehwaz Algiz 7. Varian Cairndow Wunjo Ansuz Raido Isa Ansuz Naudiz _ Kauno Ansuz Isa Raido Naudiz Dagaz Othila Wunjo 8. Shawn Reed Sowilo Hagalaz Ansuz Wunjo Naudiz _ Raido Ehwaz Ehwaz Dagaz 9. Daniel Shweizer Dagaz Ansuz Naudiz Isa Ehwaz Laguz _ Sowilo Hagalaz Wunjo Ehwaz Isa Algiz Egwaz Raido 10. Harriette Wykeham Hagalaz Ansuz Raido Raido Isa Ehwaz Tiwaz Tiwaz Ehwaz _ Wunjo Jera Kauno Ehwaz Hagalaz Ansuz Mannaz 11. Xavier Whitegod Algiz Ansuz Wunjo Isa Ehwaz Raido _ Wunjo Hagalaz Isa Tiwaz Ehwaz Gebo Othila Dagaz 12. Harry Potter Hagalaz Ansuz Raido Raido Jera _ Perth Othila Tiwaz Tiwaz Ehwaz Raido 13. Edgar Fairwyn Kauno Raido Ehwaz Tiwaz Jera Naudiz
Bonus +4 Kostka 3 (-1 nazwisko) Razem +3 nazwiska + 13 zapisanych nazwisk = 16
Nie byłem zdziwiony monologiem, który walnął profesor, aczkolwiek byłem zaskoczony, że w sumie był on zdecydowanie łagodniejszy, niż mógłby być. Najwyraźniej cała nasza grupa go zawiodła. Sam nie bywałem na runach zbyt często, w zasadzie wbijałem się na nie na doczepkę i jakoś zawsze uchodziło to uwadze Forestera (który albo faktycznie tańczył z uczniami i malował rękami po ścianach, albo po prostu elita Hogwartu w dziedzinie run ma masową bolesną obstrukcję i chowa się gdzieś w zamku). Zorientowałem się jednak, że z Fairwynem nie ma co lecieć w kulki i jeżeli mówi, że nie ma się co pokazywać, to rzeczywiście będzie wyciągał z tego konsekwencje. Cóż, szybko pożegnałem się w myślach (bez żalu) z przyszłymi zajęciami i nawet miałem proponować Devi, byśmy jednak ulotnili się z sali, ale kiedy wszystkie runy pojawiły się na tablicy, nagle kilka z nich rozpoznałem i jakoś tak nabrałem pewności. A po usłyszeniu zadania zatarłem ręce do pracy. Może jednak nie będzie tak źle? Będziesz próbowała pisać te nazwiska? Bo ja chyba się za to zabiorę... - napisałem na naszej kartce, po czym sięgnąłem do torby i wyciągnąłem jakąś kartkę, niestety trochę pomiętą. Rozprostowałem ją na ławce posuwistymi ruchami rąk i gdy zaczęła wyglądać w miarę przyzwoicie, podpisałem się. Przyznam, że trochę się wycwaniłem z tym pisaniem imion i nazwisk, bo jak już rozgryzłem, jak należy napisać "Dear", napisałem je na wyrost kilka razy, zamierzając dopisać do nich imiona niektórych członków mojej rodziny. No co, zadanie wykonane, prawda? Imię Vivien wyglądało śmiesznie, bo na początku runy pokazywały coś w stylu "pipi" i trochę się zaśmiałem pod nosem. Siusiek Dear, hehe. Kiedy udało mi się wypisać już pięcioro Dearów, zabrałem się za coś ambitniejszego i napisałem "Lotta Hudson" runami. Szło mi dość szybko, miałem to do siebie, że w mig łapałem nowości. W następnej kolejności chciałem napisać imię i nazwisko mojej nowej koleżanki z ławki. Nabazgrałem "Devi", po czym zorientowałem się, że nie wiem, jak dziewczyna ma na nazwisko. - Powiesz mi, jak się nazywasz? - zapytałem półgłosem, trzymając pióro (tym razem już swoje) nad świstkiem pergaminu, gotów do pisania. Usłyszałem bardzo egzotyczne nazwisko i zmarszczyłem brwi, kreśląc Ansuz, lecz w tym momencie kartka wyfrunęła mi spod ręki, a pióro zostawiło przeciągły znaczek. Cóż, Fairwyn był zdecydowanie niecierpliwym człowiekiem. Wzruszyłem jednak ramionami, pewny tego, że trochę się zrehabilitowałem po tym durnym odpytywaniu.
kartka
Bonus: 0 Kostka: 5 (+2 nazwiska) Razem: 2+7= 9
Ostatnio zmieniony przez Calum O. L. Dear dnia Pon Kwi 10 2017, 17:36, w całości zmieniany 1 raz
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget była zestresowana całą tą sytuacją. Przez jakiś czas miała naprawdę ogromne szczęście na lekcjach i wszystko jej przychodziło bezproblemowo, i łapała w mig wszystkie informacje, a teraz znów miała wszystko pod górkę. Zaczęła podejrzewać, że we wszechświecie jednak istnieje coś, co czuwa nad tym, aby w życiu człowieka panowała pewna równowaga - póki nie miała życia uczuciowego, szło jej w szkole cudownie, a gdy znów zaczynała interesować się jakimś chłopcem, automatycznie spadały jej oceny. Nie wynikało to nawet z różnej ilości czasu poświęconego na naukę przedmiotu, bo to się nie zmieniło, ale prawdopodobnie jej umysł nie był do końca skupiony na zadaniach. No i Fairwyn posiadał niesamowite wyczucie, by zapytać ją o tę jedną runę, której nie pamiętała, podczas gdy mogłaby spokojnie pisać i nazywać całą resztę. Wysłuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia profesor, po czym zabrała się do roboty. Wyciągnęła pergamin i pióro i na wstępie podpisała się. Serce podskoczyło jej niemal do gardła - cudownie, miała pióro naładowane różowym atramentem! No to się profesor zdziwi... Przestała się tym jednak przejmować, bo w tym zadaniu liczył się czas. Dzięki Merlinowi, że mimo wszystko miała pewnego rodzaju płynność w pisaniu runami Futharku, szybko również przypomniała sobie, jak wygląda owe, na którym poległa podczas sprawdzianu nauczyciela. Zaczęła pisać od swojego nazwiska, później zapisała Lottę i postanowiła wypisać resztę członków rodziny. Niezbyt fair, trochę na łatwiznę, ale zależało jej na zapisaniu dużej ilości nazwisk w celu rehabilitacji po porażce sprzed paru minut, a dodatkowo zyska więcej czasu na napisanie innych nazwisk. Później napisała Ruth Wittenberg, Li Na, nawet Ezra Clarke, ale to dlatego, że nie przychodziło jej do głowy nic innego. W następnej kolejności czerpała inspirację z klasy, zerkając na prawo i lewo w poszukiwaniu swoich "ofiar". Na listę trafiła też Gemma, Blaithin, Calum oraz sam profesor Fairwyn. I warto też zaznaczyć, że każde "i" przyozdobione było jako takim serduszkiem, raz wyraźniejszym, raz krzywym. Kiedy czas się skończył, oddała swoją pracę i odwróciła się do siostry z szerokim uśmiechem. -Chyba poszło mi dobrze, a przynajmniej zdecydowanie lepiej niż na tym odpytywaniu - pochwaliła się.