Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami. Na oknie stał jeden zwykły kwiat, którego można często spotkać w domach mugoli. Światła w sali prawie nie było i sprawiała ona wrażenie bardzo ponurej i zimnej. Gdyby nie ławki, można by było pomyśleć, że robi ona za kostnicę.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Starożytne runy
Wchodzisz do Klasy Starożytnych Run, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Starożytne Runy. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Howard Forester oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Tecquala. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Wypisz i opisz symbole związane z runą Algiz (łoś, łapy łabędzia, człowiek stojący na ziemii z wyciągniętymi w górę ramionami). 2 – Wypisz runy znajdujące się w kręgu Ognia (Kenaz, Fehu, Thurisaz, Sowilo, Gebo). 3 – Wymień kręgi energetyczne, do których należą runy (wody, powietrza, ziemi, ducha). 4 – Jakie rośliny symbolizuje Thurisaz? (nasturcja, rojnik) 5 – Która z run jest związana z grecką Temidą? Wytłumacz, w jaki sposób jest powiązana (Ehwaz). 6 – Opisz znaczenie runy Mannaz oraz przyporządkuj, do jakiego kręgu energetycznego należy.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Narysuj i nazwij runy, energetycznie należące do Ziemi (Uruz, Iwaz, Berkano, Ingwaz, Odala). 2 – Podaj znaczenie trójki run: Algiz, Ingwaz, Raido. 3 – Narysuj runę, której symbolem jest orzeł i rubin (sowelo). 4 – Opisz, jak Runa Perdo wpływa na zdrowie człowieka (wzmacnia witalność, pobudza do pracy układ immunologiczny, dodaje sił i energii życiowej, pomaga walczyć z nałogami). 5 – Przypisz poszczególnym surowcom (kamień księżycowy, koral, hematyt) runy, które symbolizują. 6 – Narysuj wszystkie runy, które są nieodwracalne (Gebo, Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Ehwaz, Sowelo, Ingwaz, Dagaz.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Lena weszla dziś do klasy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Chciała dowiedzieć się czy wszyscy uczniowie odrobili zadaną prace i czy wszystkie trafią dziś do jej rąk. Weszła spokojnie, nie śpieszyła się. No, bo niby po co? Usiadął jak zawsze przy swoim biurku. Może i było stare, ale prawdopodobnie miało jakąś ciekawą historię na swoim koncie. Kobieta zbarbiła się lekko, a jej długie wlosy opadły na twarz. Chwila skupienia i jedna myśl: co dzisiaj zaproponuje uczniom na zajęciach?
Przybył i on, ten który zazwyczaj miał więcej wymówek na miganie się od zajęć, niż pomysłów na tatuaż na sekundę. Ktoś bardziej złośliwy powiedziałby, że trzeba było interwencji Mandy Saunders, żeby Seth chciał zdać na coś więcej niż na trolla, ale cóż, nie byłoby to nawet kłamstwo. Przyszedł na zajęcia z Foresterem tylko dlatego, aby udowodnić mu, że przecież nie jest taki stuknięty, aby niszczyć fotele w pokoju wspólnym i faktycznie jest z niego poważny student… no dobra, to było kłamstwo. Zjawił się na zajęciach z bardziej egoistycznych pobudek. Po ostatnich przebojach z Saunders, Morfeusz bardzo dbał o to, aby nie dekoncentrować się łatwo i ćwiczyć swoją cierpliwość. W związku z powyższym od samego rana intensywnie pracował nad wymęczeniem się fizycznym, aby nie wpaść w gniew na lekcji, a gdy już zbliżała się godzina zero to ogarnął się, przebrał i oto przybył, aby losować teraz jakieś kamyczki z woreczków. Średnio był tym zainteresowany, ale ostatecznie postanowił nie narzekać i po prostu zaczął zgadywać, bardziej mając nadzieję, że uda mu się coś wystrzelać, niż, że coś mu się w trakcie jakimś magicznym, nieodgadnionym sposobem przypomni. Nie było źle, chociaż nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Wszystkie wylosowane runy podpisał, wymyślając ich znaczenie, a nawet udało mu się trafić w aż trzech. Szkoda, że o tym nie wiedział, bo może wtedy podszedłby do drugiej części zadania z jakimś większym entuzjazmem? W każdym razie jedną runę przeniósł idealnie, a reszta stawiała taki opór, że aż wreszcie się wkurzył i machnął na to ręką, oddając profesorowi to, co zdołał stworzyć, po czym po prostu sobie poszedł.
Ostatnio nie najlepiej szło jej na lekcjach... Zawaliła Transmutację, potem niepowodzenie na lekcji u Scotta, a teraz nadeszły STAROŻYTNE RUNY. Bosko. Już wiedziała, jak to się skończy. Ktoś chyba rzucił na nią ostatnio klątwę i... mówiąc szczerze: przydałby się jej Felix Felicis i szczerze mówiąc: musiała się bardziej przyłożyć do Eliksirów, żeby wreszcie nauczyć się go warzyć, bo czuła, że OWUTEMów nie ma szans zaliczyć dobrze, przy tak podłej passie. Spochmurniała, gdy spojrzała na wylosowane przez siebie runy. Dwie na cztery kojarzyła, więc teoretycznie nie było tak źle, ale naprawdę brakowało jej sukcesu, który mógłby trochę zmotywować ją do pracy. Isaz i Naudiz, te właśnie runy opisała na kartce. Starała się zrobić to jak najbardziej wyczerpująco, żeby nadrobić swoją niską "skuteczność". Z nieco złym nastawieniem podeszła do rysowania run na kamieniach. Najpierw wyszło jej coś w stylu upośledzonego motyla, potem jakaś krzywa plama, niczym rozdeptany gumochłon, a kiedy już straciła nadzieję, po wyryciu nadgryzionej kiełbaski, opadła twarzą na stół. - Grrrrrr! - warknęła, zaciskając zęby z wściekłości. Jej kostki zbielały od zaciskania na różdżce. Wycedziła zaklęcie przez zęby i skupiła się całą siłą woli, żeby choć ostatnia runa jej wyszła. Wysunęła delikatnie język i zmrużyła oczy. WRESZCIE! Cholera jasna! Całkiem zgrabne Sowilo. Oddała runy i wypracowanie profesorowi ze skwaszoną miną i wyszła z sali, niczym zbity pies.
To nie był szczyt jej marzeń, wiecie, uczestniczenie w starożytnych runach, ale mimo wszystko przyszła, decydując się postawić wszystko na jedną kartę. Musiała się przyłożyć do tego, aby Kacper zobaczył w niej coś więcej niż siostrę uciekinierkę. Wiedziała, że to, iż chodzi na lekcję wcale go do niczego nie przekona, ale jakoś łatwiej jej było sobie to wmawiać, niż bujać się teraz gdzieś, zastanawiając się nad tym co dalej i jak żyć. Ubrała się więc wyjątkowo przyzwoicie i losując sobie kamyczki, westchnęła głośno, wyrażając tym samym swoje… hm, poirytowanie? Nie wiedziała jak określić to, że dostała zupełnej załamki na widok run. Och no i po co? Mogłaby niby stąd wyjść, ale nie była chyba aż tak bezczelna by w tak jasny sposób okazywać brak szacunku. Zacisnęła więc jedynie zęby i zaczęła usilnie myśleć, starając się wykminić cokolwiek, co nie brzmiałoby idiotycznie. W pierwszej runie dojrzała Ar, którego znaczenie było mniej więcej takie, jak „dobre wyniki”. Miała nadzieję, że tak oceni się jej pracę na tych zajęciach, bo inaczej możemy się pogniewać. Potem jeszcze był Logr i Tyr, które również opisała, jednakże z ostatnią runą miała problem. Niby rozpoznała w niej Oss, a przynajmniej takie miała wrażenie, jednakże na koniec zadania była już prawie pewna że się pomyliła i skreśliła to co o niej napisała, przechodząc do rysowania na kamyczkach. Tak jak to przewidziała, wyszło jej okropnie, więc po prostu się skrzywiła, oddając swój pergamin. Chrzanić szkołę…
Co ona tam w ogóle robiła? No tak, próbowała robić dobre wrażenie. Punktualnie, w ostatniej ławce z uśmiechem na twarzy zabrała się za coś o czym praktycznie nie miała pojęcia, bo i skąd skoro nie zajmowała się tym na poważnie, a wszystko co związek miało z runami to wizyta na dziwnej lekcji zapychającej jej grafik jako, że nie może cierpieć na nadmiar czasu wolnego. Toż to czas przeznaczony na odpoczynek jest zmarnowany, a wszędzie można dowiedzieć się czegoś nowego. Więc Leah siedziała teraz w sali próbując rozszyfrować swoje zadanie. Co to w ogóle było? Przyglądała się z uwagą runą, ale miała wrażenie, że pierwszy raz widzi je na oczy. Ominęła, więc dwie pierwsze i zajęła się drugą parą. Tutaj nie było tak źle. Runa Thurisaz. Jakimś cudem ją rozpoznała, a w głowie pojawiła się strona z podręcznika "W wielu publikacjach można znaleźć informację iż runa Thurisaz...", a formułę napisała od początku do końca. W przypadku następnej było podobnie. "Runa Uruz w swym rycie symbolizować może prakrowę Audhumlę." to tylko początek jej elaboratu żywcem wyciągniętym z książki. Cóż nikt jej nie zabroni się uczyć niczego na pamięć. W dalszej części zadania poszło jej trochę lepiej. Trzy na czterty to rzeczywiście były runy. Dagaz, Gebo, Kenaz. Co do ostatniej...cóż Leah sama chciałaby wiedzieć co sobie myślała wtedy, gdy ją umieszczała.
Po co przyszła na lekcję Starożytnych Run? Chyba po prostu zabłądziła. Nie interesowała się tym przedmiotem, ale skoro już pojawiła się na lekcji... Wylosowała swoje runy i bez trudu rozpoznała trzy z nich - to chyba całkiem dobry wynik? Wunjo, Gebo i Isaz. Powierzchownie opisała ich znaczenie, a raczej tyle, ile sobie przypomniała, plus dodała parę własnych spostrzeżeń i spekulacji: czytaj - sztucznie wydłużyła wypowiedź, żeby brzmiała mądrzej, niż była w rzeczywistości. Z wyryciem znaków na kamieniach również nie miała większych problemów. Za wyjątkiem jednej - trzy pozostałe wyszły doskonale! Jeran, Tiwaz i Mannaz przyozdobiły kamienie. Dziewczę zerknęło krytycznie na swoje dzieło, uśmiechnęła się, po czym podeszła do biurka z podniesioną głową. - Proszę bardzo. Mam nadzieję, że nie będzie Pan zawiedziony. - Uśmiechnęła się do profesora. - Do widzenia! - Odwróciła się i wyszła z klasy, dumna ze swojej pracy.
Wielki Jack Reyes także zjawił się na tej jakże szalonej lekcji. Choć wcale nie miał ochoty. Nie miał drygu do tych dziwnych run, które wyglądały jak jakieś chińskie litery albo nawet gorzej. Nie mniej zebrał się z mieszkania, teleportował, a potem wpadł do zamku. No, wszedł. Wybitnie mu się nie spieszyło, nawet zrobił sobie mały spacerek po szkolnych korytarzach. Kiedy jednak wreszcie zawitał na miejsce, przywitał się z profesorem, a następnie zajął jedno z wolnych miejsc. Poczekał, aż dostanie woreczki w swoje łapki, a tymczasem siedział grzeczne, rozglądając się po pomieszczeniu i układając ręce na blacie stołu. Z braku laku podpisał się na pergaminie, słuchając jednym uchem co mówi Forester. Kiedy dostał wreszcie atrybuty potrzebne do zajęć, wylosował cztery runy, jak mu nakazano i... pustka w głowie. Ślęczał nad tym i ślęczał i nic mu nie przyszło do głowy. Ostatecznie je więc przerysował, a potem coś naściemniał. Następnie wziął cztery puste kamyczki i ciskał w nie zaklęciami, jednakże bez efektu. Westchnął niezadowolony, wsadził wszystko w woreczki, a potem je oddał nauczycielowi wraz ze bzdurami napisanymi na pergaminie. Biedny człowiek, będzie musiał to czytać. Nie mniej całkiem raźno opuścił chłopak klasę.
Leonardo nie chciał tu dzisiaj przychodzić. Wszystko w jego ciele, każda komórka krzyczała "daj spokój", "zostań w dormitorium". Stwierdził jednak, że nie może olewać sobie lekcji, bo nie wyjdzie mu to w późniejszych zadaniach na dobre. Może teraz niczego się nie nauczy, ale przynajmniej będzie wiedział, że się starał i że próbował. Nie znał jeszcze nauczyciela od starożytnych run, więc gdy wszedł do klasy i zajął miejsce całą swoją uwagę skupił na wpatrywaniu się w pana profesora. Uśmiechnął się lekko, gdy ten mówił im, co mają dzisiaj do zrobienia. Na runach nie znał się wcale. Z wylosowanych czterech udało mu się napisać znaczenie tylko jednej. Resztę oczywiście przerysował na pergamin, zostawiając puste miejsce tam, gdzie powinien opisać ich znaczenie. Pięknie. Nie ma nic gorszego niż zostawianie pustego miejsca. Co miał jednak biedaczek zrobić, skoro nie wiedział? Miał totalną pustkę w głowie. Wzruszył tylko ramionami i podszedł do woreczka numer dwa, wyciągając z niego cztery kamienie. Tam miał narysować za pomocą zaklęcia runy, na każdym kamyczku jedną. Nie było dla nikogo zaskoczeniem, że Leonardo narysował tylko jedną dającą się zrozumieć i odczytać. Zaśmiał się pod nosem ze swojego talentu do rysowania zaklęciem po kamieniach i usiadł na swoim miejscu, czekając na koniec zajęć. Podpisał jeszcze woreczek swoim nazwiskiem, do którego wrzucił pergamin i cztery kamyczki. Przy wychodzeniu złożył woreczek na biurku profesora, uśmiechając się do niego, jakby chciał powiedzieć "przepraszam, nie jestem ani trochę utalentowany". Wyszedł z klasy z mieszanymi uczuciami, z jednej strony rozbawiła go ta cała lekcja, a z drugiej był rozczarowany swoimi umiejętnościami, a raczej ich brakiem.
To takie niesprawiedliwe, że lekcje starożytnych run obowiązkowe są dla wszystkich studentów. Najlepiej, przynajmniej dla Amelii, byłoby gdyby mogła sobie wybierać zajęcia, na które może chodzić, a na które nie. Takie indywidualne układanie planu lekcji. Czyż to nie byłoby fantastyczne? Amelia uczęszczałaby sobie wtedy na eliksiry, zielarstwo, zaklęcia, ONSM i OPMC, reszta nie grałaby żadnego znaczenia. Czasem, ale to bardzo rzadko, zawitałaby na uzdrawianie. Nic więcej nie było jej do szczęścia potrzebne. Tak właśnie sobie rozmyślała, siedząc w ławce, gdy nagle nauczyciel zaczął mówić. Koniec błogiego lenistwa, czas brać się do pracy. Na twarzy Amelii pojawił się uśmiech pełen ironii, gdy usłyszała, co ich czeka. Wiedziała, że z drugim zadaniem pójdzie jej koszmarnie, już to kiedyś robiła. Sięgnęła najpierw do leżącego na ławce woreczka, losując z niego cztery runy. Znała znaczenie tylko dwóch z nich, więc od nich zaczęła. Długo zastanawiała się, co zrobić z pozostałymi dwoma, ale w rezultacie nie pofatygowała się nawet o przerysowanie ich na pergamin. Po co ma tracić atrament, zużywać pióro i tracić więcej pergaminu niż to konieczne? To się nazywa oszczędność! Niezadowolona sięgnęła ręka do drugiego woreczka, wyciągając cztery kamienie. Wszystkie cztery próby zmarnowała - albo źle wymówiła zaklęcie, albo po prostu coś poszło jej nie tak. Zrezygnowana postanowiła dalej nie zajmować się tymi cholernymi kamieniami. Włożyła rezultat jej dzisiejszej pracy do jednego woreczka, podpisując go swoim nazwiskiem. Przy wyjściu złożyła cacko na biurku nauczyciela i wyszła z klasy bez większego entuzjazmu. Poszło fatalnie.
Philippowi nie za bardzo podchodziło zamartwianie się całym światem, a tym bardziej chodzenie na zajęcia ostatnimi czasy. Był jednak prefektem, powinien dawać wzór i pewnie gdyby nie to, to nie pojawiłby się na zajęciach. Choć i tak na nich wzoru nie dawał, gdyż w lekko wymiętej koszuli, której kołnierzyk wystawał nad szatą, wyglądał raczej jak dopiero co obudzony pierwszak. Zabawne, ale chyba wolał by nim być, niż teraz sobą, czy człowiekiem siedzącym niemal każdy dzień w domu z tomikiem Platona w ręku. To powoli stawało się jego wewnętrzną pułapką, z której z jednej strony mógłby wyjść z drugiej była na tyle bezpieczna i melancholijna, że przysłowiowym grzechem byłoby opuścić ją. Tak więc wewnętrzne walki o życie w nim trwały, a on w niemym spokój wyciągał kolejne runy, podpisywał, przepisywał, umieszczał na kamieniach. Oczywiście nie był w tym orłem, bo mimo wszystko jego konikiem była historia, jednak coś kojarzył. Akurat tematy bliskie sobie, czysty przypadek, w którym od zawsze nie wierzył, a jednak sterował jego życiem. Bo jak inaczej wytłumaczyć wszystkie dziwne zdarzenia na przestrzeni miesięcy? No nie da się.
[2, 3 zamienione na 2, 3, 3] [4, 5 zamienione na 4, 1, 5] z/t
Runy i Zieliński za sobą nie przepadali. Taka obopólna niechęć. Zaczęło się już na pierwszych zajęciach z tego przedmiotu i trwał po dziś dzień. Nie ma co się załamywać i trzeba próbować, tak ktoś mu powiedział kiedyś. Dużo rzeczy mu mówili, ale w mało co wierzył. Wyrósł już z tego, że chłonął jak gąbka puste słowa innych. Ale na zajęciach się zjawił. Przyszedł, zajął miejsce, popatrzył na woreczki, pergamin, kałamarz, pióro i innych. Wylosował i wywrócił oczy ku niebu. Opisał tyle co wiedział czyli tylko, a może aż jedną runę. Oczywiście koślawo ją przerysował, ale uznał, że nauczyciel będzie wiedział o którą mu chodziło. Ręka mu drżała niekontrolowanie i to dlatego. Nie próbował nawet wyjrzeć przez okno, bowiem ostatnio jak to zrobił to jego oczom ukazało się boisko Q i o mało nie zrobił sobie krzywdy zbyt szybko podrywając różdżkę w górę, przez co zaklęcie nie poszło mu najlepiej tak delikatnie mówiąc. Rzeźbienie poszło mu już trochę lepiej. Dwie na cztery. Połowa, więc i tak dobrze. Oddał wszystko nauczycielowi i poszedł w stronę zachodzącego słońca.
Mandy wsunęła się do klasy ewidentnie zmęczona, jakaś niewyspana. Wszak była po nocy spędzonej z Sethem na rozmowie. Spotkała go gdy szła do klasy na zajęcia, a on już wychodził, więc jedynie wspięła się na palce by musnąć go w policzek i zniknęła za drzwiami miotając po drodze szatami Ravenclawu. Wpierw wylosowała swoje cztery kamyczki, które miała przerysować, lecz tylko Is wyszła jej ładnie, no i może jeszcze ten drugi obok, ale w sumie te dwa pozostałe to już całkiem pechowe były. Machnęła na to ręką i wylosowała kolejne wzorki, które tym razem miała poprzenosić na kamyki. Z tym poszło jej podobnie słabo, bo tylko jeden udało się jej przenieść, a pozostałe to takie frajerskie były, że szkoda gadać.
Mathilde szła do klasy jakaś przygaszona, aczkolwiek nie chciała dać po sobie niczego poznać, więc uśmiechała się do wszystkich po kolei co raz poprawiając torbę, która ewidentnie na złość zsuwała się z jej ramienia. W końcu ziewnęła. Wszak spędziła pół nocy nad pieczeniem smakołyków na pidżama party, na które zamierzała zaprosić kilka koleżanek. W końcu jednak udało się jej dotrzeć do klasy. Co prawa była spóźniona, ale profesor Forester był dla niej bardzo miły i wyjaśnił pokrótce co powinna zrobić. Tak zatem Mathilde wylosowała cztery kamyczki, których wzory miała przenieść na pergamin. Jedynie jeden udało się jej dobrze odwzorować, bo doszła do wniosku, że skoro raz się udało to pozostałe na pewno też. Niemiłą niespodzianką okazało się jednak to, że nie tędy droga. Nie czuła się jednak zdemotywowana. Sięgnęła po drugą część zadania i przeniosła aż dwa wzorki na kamyki, bo reszta się jej nie udała. W końcu uśmiechnęła się delikatnie do profesora przepraszając za dzisiejsze roztrzepanie i wyszła z klasy czując się głupsza niż zwykle.
Farai również zjawiła się na lekcji ze Starożytnych Run. Punktualnie. Punktualnie zebrała się z łóżka, punktualnie zebrała się w łazience, punktualnie się ubrała. I punktualnie dotarła do klasy. Przywitała się z nauczycielem, po czym zasiadła w jednym z wolnych miejsc, spokojnie czekając na rozpoczęcie zajęć oraz dalsze wskazówki. Kiedy wybiła godzina lekcji, z uwagą słuchała profesora Forestera, kiwając głową. To POWINNO być proste. Nie mniej Osei chodziła ostatnio trochę rozkojarzona, choć starała się być planowo w swych postanowieniach i skoncentrowana na zadaniach. Dzięki temu na ostatnim meczu złapała znicz. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy sobie o tym przypomniało, a potem nauczyciel rozdawał woreczki z runami, po które również sięgnęła. Wpierw wylosowała cztery z nich, a potem sięgnęła po pergamin, by wszystkie przerysować, a u samej góry napisać swoje imię i nazwisko. I nagle... pustka. Pamiętała raptem o jednym znaczeniu. Napisała bardzo rzetelnie, nie mniej jednak to było za mało. Niezadowolona pokręciła głową, a potem wzięła czyste kamyki, aby rzucić na nie zaklęcia, by wyczarować na nich runy. Tu poszło jej lepiej, bowiem tylko jednej nie udało się przenieść na powierzchnię skały. Westchnęła, wstając z ławki i podając profesorowi wszystko, co miała. Potem się pożegnała i wyszła z pomieszczenia.
Nie była najlepsza z run, dawno już nie używała tych wszystkich znaczków, ale lekcja była świetną okazją, żeby je sobie przypomnieć. Wzięła obydwa woreczki, wysypała zawartość numeru pierwszego i starała się rozpoznać runy na nich zapisane. Wreszcie doszła do wniosku, że na jednym jest Jera i napisała o jej znaczeniu roku, sezonu, dobrych żniwach, płodności i tak dalej, a druga druga Tiwaz czyli bóg. Trzeciej i czwartej za nic nie mogła sobie przypomnieć, wiec wreszcie dała sobie spokój, rozpisując się jeszcze nieco bardzo o tych o których umiała. Potem ostrożnie zaczęła wykonywać własne runy. Było super proste Gebo i Isa, bo tych chyba nie dało się nie zapamiętać, jeśli miało się chociaż odrobinę styczność z runami a potem jeszcze Berkanan jak Bell. Na ostatniej chciała wyryć Raido jak Rodwick, ale chyba przesadziła z zaklęciem i entuzjazmem, bo płytka się rozpadła. No trudno, to tylko jedna. Zapakowała wszystko do woreczka, podpisała pergamin i oddała profesorowi, po czym opuściła klasę
Och jakże Nina się cieszyła na nadchodzącą lekcję starożytnych run! W sumie zaczynali od podstaw, które już dawno miała opanowane ale i tak postanowiła się wybrać. Niestety jak się okazało nawet mistrzyni tej dziedziny niewiele mogła zrobić w obliczu zmęczenia i ogólnego rozproszenia. W noc przed zajęciami nie mogła spać. Sama nie wiedziała czemu. Przesiedziała na parapecie prawie całą noc. Przysnęła dopiero rano, chwilę przed tym jak musiała wstać. Oczywiście od rana była podirytowana. Włosy nie chciały się układać tak jak chciały, ubrania leżały jakoś inaczej i w ogóle wyglądała i czuła się jakby wstała z grobu. Na nieszczęście śniadanie było ohydne i niedoprawione, a ni cholery nie mogła sobie przypomnieć żadnego zaklęcia, które mogłoby pomóc. Zjadła tylko tyle by zapełnić żołądek i niezadowolona pomaszerowała na zajęcia. Myślały, że ją trochę uspokoją kiedy wszystko wyjdzie jej tak jak należy ale niestety była w błędzie. Jak na złość nie udało jej się odczytać pierwszej wylosowanej runy. Z trzecimi kolejnymi miała drobne problemy ale ostatecznie udało jej się wypełnić pergamin swoją cenną wiedzą. Wunjo była jedną z pierwszy run, którą poznała i symbolizowała ona harmoniczne współistnienie różnych mocy i energii, wzajemne ich uzupełnianie się i wspieranie. Kolejna wylosowana to Raido, która jest manifestacją rytmu i kosmicznej równowagi, wyznaczanej cyklicznym ruchem wschodów i zachodów słońca oraz zmianami pór roku. Ostatnią wylosowaną na szczęście była Isa,przeciwieństwo Runy Fehu – to antymateria i wieczny lód pochodzący z Nilfheimu. Z połączenia tej antymaterii z energią Fehu powstał świat materii – Midgard. Runa Isa jest wiązana ze stabilizacją i utrwaleniem – „zamrożeniem” pewnego stanu. Runa ta może być używana jako droga między światami, właśnie ze względu na swą solidność i trwałość, ale nie jest to droga bezpieczna, ze względu na owo zamrożenie i utrwalenie. Z przeniesieniem run na czyste kamyczki było za to katastroficznie. Niby Caelator Lapis miała opanowane niemalże do perfekcji i ćwiczyła to wcześniej wiele razy, a mimo to nie udało jej się z żadnym z kamyczków, mimo że próbowała przenieść pozornie łatwe runy czyli Naudhiz, Othala, Ingwaz i Gebo ale niestety zawaliła po całej linii przez co była na siebie wściekła. Starała się zachować spokój jednak z wyraźnie wściekłą miną oddała swoją pracę profesorowi i wyszła. Miała wrażenie, że zaraz chyba kogoś uderzy! /zt
Rose miała mieszane uczucia co do Starożytnych Run. Nazwa sama w sobie brzmiała szalenie ciekawie, przynajmniej ona tak sądziła. Jednak po odkryciu, że przedmiot jest dosyć uciążliwy - zmieniła zdanie. Może dlatego, że osobiście zakochała się w OPCM i Zaklęciach. Kiedyś Rose cicho przyrzekła sobie, że zrobi wszystko, by zostać Aurorką, by dzielnie zwalczać wszystkich czarnoksiężników. Oczywiście przyszłość dziewczyny zależała od tego, jak ukończy szkołę. Dlatego mimo że nie przepada za niektórymi przedmiotami, to i tak poświęca im tyle samo czasu, co tym, które uwielbia. Nie mogło jej więc dziś zabraknąć. Rose usiadła sobie w jednej z pierwszych ławek. Jakoś specjalnie nigdy nie uciekała przed wzrokiem profesora, nie chowała się w cieniu, bo to brzmi tajemniczo. Na zajęciach brunetka nie przejmowała się niczym innym, jak na temacie. Wysłuchała więc skupiona instrukcji profesora i zabrała się za pierwszy woreczek. Tak! Pierwszy znak runiczny znała, całkiem dobrze. Przerysowała go z rosnącą euforią, a potem dokładnie go opisała, zyskując dziwną energię na resztę pracy. Na tym jednak się zakończyło... pozostałe runy widziała pierwszy raz na oczy. Co za wstyd... Siedziała, rozglądała się, aż w końcu poddała się. Zajrzała do następnego woreczka, wyjmując kamienie, jak i swoją różdżkę. Niestety i tym razem tylko raz Rose udało się wyczarować runę na tym materiale. Złość w niej wzbierała, więc czym prędzej oddała swoją pracę i pobiegła do pokoju, chcąc się na czymś wyżyć... lub na kimś!
Wiele zajęć mógł opuścić, ale nie starożytne runy. Tak bardzo nie chciał się spóźnić na zajęcia, że oczywiście schody znów z niego zakpiły i przez dłuższy czas nie mógł się odnaleźć. Ale w końcu mu się udało. Trochę głupio mu było wchodzić spóźnionym na te zajęcia, ale nic innego mu nie pozostało. Wślizgnął się na pierwsze wolne miejsce. A później zabrał do pracy. Starannie przerysował wszystkie swoje runy i dokładnie je opisał. Po raz pierwszy na zajęciach w Hogwarcie miał wrażenie, że nie będzie w stanie nic zepsuć. Takie miłe to uczucie było, że na chwilę zamyślił się i zawisł z piórem nad kartką. Ale przez hałas w klasie skutecznie został wyrwany z tego letargu. Do drugiego zadania podszedł z dobrym nastawienie. - Caelator Lapis - powiedział pewnie i trzy razy wyszło mu bez zarzutu. Raz coś popsuł… ale i tak było dobrze. Pierwszy raz z zajęć wychodził w tak dobrym nastroju.
[zt 5, 6, 5, 1 (zamieniam 5, 5 i 1 na parzyste, czyli 4 parzyste będą) 4, 6, 5, 6]
Wstała dziś lewą nogą z łóżka. I godzinami pindrzyła się w łazience, czując jakąś wewnętrzną niemoc sprawczą. Miała dosyć wszystkiego, przynajmniej tego poranka. Kiedy wreszcie zdołała się wyszykować, opuściła lochy i udała się na lekcję. Zaspana ciągle ziewała, na szczęście powstrzymała się przy wchodzeniu do pomieszczenia. Zajęła jakieś miejsce, obok... nie miała pojęcia obok kogo. Po prostu usiadła i czekała. Podpierała głowę ręką, aby ta nie opadła przypadkiem na blat. W końcu udało jej się dostać odpowiednie woreczki. Podpisała pergamin leżący przed nią, a następnie wylosowała cztery runy, które skrupulatnie, nawet od niechcenia przerysowała na papier. Westchnęła, dumając nad znaczeniem tych znaków. Nie miała do tego głowy. Odgadła znaczenie jednej runy i na tym się skończyło. Zrezygnowana i niezadowolona wzięła czyste kamyczki. Rzucanie zaklęć szło jej zdecydowanie lepiej. Umieściła na skałkach aż trzy znaki runiczne. No, dla niej TYLKO trzy. Pokręciła głową z rozczarowaniem brakiem umiejętności dnia dzisiejszego, a potem wrzuciła wszystko do odpowiednich woreczków. Wstała, oddała wszystkie rekwizyty, a potem ledwo przytomna wyszła z sali. Ojej, to był ciężki poranek.
Coś było chyba nie tak, bowiem Cabrera również był dziś zaspany. No, dobrze, on naprawdę późno chodził spać i ogółem nie był przyzwyczajony do tak wczesnego wstawania. W Hechiceros zazwyczaj uczęszczał w tych późniejszych zajęciach. No, chyba, że były jakoś super ważne. Teraz się zwlokł, bo w końcu STAROŻYTNE RUNY, dlatego wydobył z siebie choć cień energii, by się przyszykować do wyjścia, a potem zjawić się w klasie. Przywitał się z nauczycielem, a potem tłumiąc ziewanie zasiadł w ławce. Przywitał się ze wszystkimi ziomkami i nie ziomkami, których kojarzył, a potem czekał na swoją kolej do losowania super run i w ogóle. Gdy wreszcie to nadeszło, przerysował trochę kulawo te cztery znaki, podpisał się, a potem... potem to była pustka. Ostatecznie na trzy znaczenia wpadł, były one perfekcyjne, według niego, oczywiście! Ale jedną runę wylosował wyjątkowo upierdliwą, nie potrafił za nic na świecie na nią wpaść. Zabrał się więc do rzucania zaklęć. Tu także podołał trzem przemianom, za to czwarta kompletnie nie chciała mu wyjść. Może dlatego, że nie miał pojęcia co to za runa, więc urok nie chciał wyjść. Machnął jednak lekceważąco ręką, oddając profesorowi woreczki oraz swoją pracę, a potem pożegnawszy się, opuścił ten lokal!
(6,5,6,6; 3,5,3,1 -> trzy nieparzyste z drugiego losowania zamieniam na parzyste) z/t
Obudziła się dzisiaj o dziwo w dobrym humorze, pomimo tego, że Chuck nie daje żadnych oznak życia czy też odpowiedzi na jej list. Chwilę kontemplowała na ten temat siedząc na łóżku i trąc oczy, jednak ostatecznie wstała i zniknęła w łazience. Po wyjściu z niej ubrała się, teleportowała do wioski, a potem poszła na zajęcia. Powinna się starać, w końcu musi już pisać pracę na koniec studiów. Dlatego zjawiła się punktualnie, witając się z profesorem, a następnie usiadła w ławce. Uśmiechnęła się do znajomych, czekając na woreczki z runami. Kiedy je otrzymała, wylosowała wpierw te, które powinna umieć. Przerysowała je na pergamin, podpisując się na nim i pierwsze trzy od razu skrupulatnie opisała. Gorzej z ostatnią, którą ewidentnie kojarzyła, ale nie mogła przypomnieć sobie jej znaczenia. Siedziała nad tym długo, postanawiając, że nie da za wygraną, ale w końcu dała, widząc, że coraz więcej osób zbiera się do wyjścia. Ostatecznie więc wyciągnęła czyste kamyczki, lecz tym razem również tylko trzy znaki udało jej się na nich umieścić. Z jednym próbowała i próbowała, ale coś nie wychodziło. Niezadowolona pokręciła nosem, chowając wszystkie kamyki do woreczków, a potem oddała wszystko nauczycielowi, włącznie z pracą. Pożegnała się i wyszła, psiocząc pod nosem na cały runiczny świat!
(4,3,3,3; 6,5,6,6 -> dwie nieparzyste z pierwszego zestawu wymieniam na parzyste) z/t
Na starożytne runy dziewczyna przyszła z uśmiechem na twarzy. Może nie był to jej ulubiony przedmiot, ale na pewno miała do niego pewien sentyment. W dodatku uczenie się run nie sprawiało jej większych problemów i w większości dostawała dobre oceny. Puchonka weszła do sali i usiadła na krześle, aby za chwilę podejść do woreczka. Wylosowała cztery runy i uśmiechnęła się pod nosem, ponieważ znała znaczenie każdej z nich. Szybko przerysowała je na czysty pergamin, a obok napisała wszystko co wiedziała o znakach. Zadowolona wstała i podeszła do następnego woreczka, z którego wyjęła cztery czyste kamyczki. Usiadła przy ławce i chwilkę się na nie patrzyła. Wzięła do ręki różdżkę i mruknęła ciche Caelator Lapis. Zaklęcie udało się w połowie. Na dwóch z czterech kamyczkach pojawiły się poprawne znaki. Na pozostałych ukształtowały się jakieś rysy, ale do run było im daleko. Wstała i oddała wszystko nauczycielowi. Była zadowolona. Może ostatnie zadanie nie poszło jej najlepiej, ale przynajmniej znała odpowiedzi na pierwsze z nich. Wzięła torbę i wychodząc z sali, rzuciła krótkie Do widzenia, po czym opuściła klasę.
Echo nie była zbyt biegła jeśli chodziło o runy. Podobnie zresztą było w przypadku historii magii. Te dziedziny nie podchodziły jej z prostej przyczyny - wiele trzeba było wkuć na blachę. Może między wydarzeniami był jakiś porządek przyczynowo-skutkowy, który fascynował co poniektóre osoby, jednak Lyons zazwyczaj przysypiała nad długimi tekstami o bataliach. Tak jak nie interesowała jej historia mugolska, tak też nie mogła przekonać się do magicznej, z nielicznymi wyjątkami. Runy, jak widać, również trzeba było znać. Pojawiła się jednak na lekcji, obiecując sobie w duchu, że to jedna z ostatnich przez owutemami. Nie miała zamiaru zdawać ani run, ani historii, ale że była zachłanna i lubiła być wszędzie żeby wiedzieć wszystko... Wylosowała cztery runy. Spojrzała na nie i po krótkiej ocenie stwierdziła, że jednej z nich w życiu nie widziała na oczy, zaś reszta mogła być jako tako zinterpretowana. Na żywioł, jak zwykle. Chwyciła pióro i naskrobała parę zdań, układających się w logiczną całość. Strzelała, ale w trzech wypadkach udało jej się trafić. Zaraz zabrała się do przenoszenia run na kamyki. - Caelator Lapis - mruczała pod nosem, skupiając się przy każdej runie, Pierwsze dwie wyszły świetnie, więc odłożyła je na bok zadowolona. Trzeci znak był skomplikowany i zrobiła parę błędów, ale za to ostatnia runa poszła jej dobrze. Pewnie dlatego, że była łatwiejsza niż poprzednia. Oddała swoją pracę, żegnając swojego ulubionego profesora z uśmiechem.
(3, 6, 4, 4) (2, 6, 3, 4) zt.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
1[1,2,1,2] 2[6,3,4,4] Katherine wbiegła na zajęcia do Klasy Starożytnych Run. Nie żeby lubiła chodzić na te zajęcia. Musiała jednak się pokazać i dodatkowo wykazać się swoją nawet minimalną wiedzą. Co do odnalezienia i opisania poszczególnych runów to tylko dwa na cztery odgadła bo z resztą miała wyraźny problem, mimo iż próbowała na wszelkie sposoby chociaż cokolwiek wykrzesać ze swojej mózgownicy. Później przy pomocy odpowiedniego zaklęcia naniosła trzy runy na kamienie, z czego oczywiście jeden naniosła po prostu w ciemno, jako iż nie wiedziała nawet co to za runy są. Czwartego runu po prostu nie ruszała i zostawiła w stanie totalnej pustki. Nie tykała go i niech taka relacja między nimi zostanie. Po zrobieniu zadania opuściła salę. Nie była zbyt zadowolona ze swojego osiągnięcia.
Elsa i jej determinacja były momentami bardzo uparte. Na lekcjach pojawiała się tym częściej, im gorzej się układało. Trochę przykre, bo ostatnimi czasy wciąż chodziła wściekła i nie szukała sobie rozmówców, za to poświęcała się nauce i tańcu. Nie była z tego zadowolona, ale miała świadomość, że rozniosłaby połowę ze swoich znajomych, gdyby powiedzieli coś nieodpowiedniego i wywołali lawinę. Lawiny na stałe zagościły w jej życiu. Runy, nie runy, właściwie była prawie pewna, że idzie na historię magii. Wylosowała sobie cztery runy, ale była na tyle rozkojarzona, że zdążyła przypomnieć sobie znaczenie tylko dwóch z nich. Różdżka również nie była dziś posłuszna, Caelator Lapis pomogło jej w wyryciu na kamyku zaledwie jednej runy. Pocieszające było to, że była to najtrudniejsza. Oddała pergamin i woreczek, po czym opuściła klasę, nie myśląc więcej o starożytności i runach.
Trudno uwierzyć w to, ze nawet ktoś o takim aroganckim podejściu do naukki jak Greengrass potrafił rozpoznać dwie runy. Albo mu się poszczęściło, albo wszyscy inni byli idiotami. Oczywiście on wierzył w tą drugą opcję. To był Arcellus. Jeśli mógł założyć, że w jakikolwiek sposób przekracza inteligencją i błyskotliwością przeciętnego człowieka, to zakładał. A jeśli w dodatku miał szansę to podeprzeć jakimiś argumentami to z tej szansy korzystał. Zresztą. Należy wiedzieć, że Greengrass w ogóle nie przykładał się do zajęć. Wstyd dla wszystkich komu poszło na nich gorzej od niego. Bo jak to tak? Ślizgon niedbale machnął różdżką, wypowiadając formułę zaklęcia pozwalającą przenieść symbole na wyciągnięte wcześniej przez siebie kamyki. Powtórzył to trzykrotnie, nim w końcu przy czwartym razie spalił zadanie. No cóż, bywa. Nie przejął się tym szczególnie mocno, bo i pozostałe trzy próby odwzorowania run były czystym przypadkiem (jego zdaniem: wrodzonym talentem). Starożytne runy absolutnie nie były niczym, co kręciło Greengrassa. Ale pociągały go jego własne zdolności. A te, jak się okazywało miał ogromne. Wielki, niespożytkowany potencjał. Taaa. Jasne. Narrator musi przyznać, że Ars, wbrew temu co o sobie myślał, tak naprawdę w wielu przypadkach był ograniczonym idiotą. Ale klase opuszcał z myśla, ż ejest geniuszem.
Gdyby lekcja starożytnych run była zaraz po transmutacji, Jeanette pewnie dotarłaby na nią pogrążona w swoich myślach o własnym warzywniaku, gdzie jabłka to gruszki, banany to marchewki, a pomidory to cytryny. Jednak transmutacja była gdzieś w przyszłości, jeśli patrzeć od tego momentu. Na runy Żanetka wpadła trochę zmęczona, ale zdeterminowana. Nie wiedzieć czemu, po sporej ilości czasu spędzonego nad znakami, podchodziła do nich mniej alergicznie. Kilka razy zdarzyło się, że kuła w dormitorium razem z Levee, być może to przesądziło o pojawieniu się Krukonki na lekcji. Wylosowała swoje runy i opisała te, które była w stanie, czyli dwie z czterech. I tak nieźle, jak na kogoś, kto do niedawna był uczulony na tego rzeczy. Wyrycie run poszło jej podobnie, jak odgadywanie znaczeń. Była w stanie przenieść na kamyki dwa znaki, i w tym stanie oddała swoją pracę profesorowi. I tak wolała magiczny warzywniak.