Ciemna i brudna sala do run świeciła pustkami. Na oknie stał jeden zwykły kwiat, którego można często spotkać w domach mugoli. Światła w sali prawie nie było i sprawiała ona wrażenie bardzo ponurej i zimnej. Gdyby nie ławki, można by było pomyśleć, że robi ona za kostnicę.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Starożytne runy
Wchodzisz do Klasy Starożytnych Run, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Starożytne Runy. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Howard Forester oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Tecquala. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Wypisz i opisz symbole związane z runą Algiz (łoś, łapy łabędzia, człowiek stojący na ziemii z wyciągniętymi w górę ramionami). 2 – Wypisz runy znajdujące się w kręgu Ognia (Kenaz, Fehu, Thurisaz, Sowilo, Gebo). 3 – Wymień kręgi energetyczne, do których należą runy (wody, powietrza, ziemi, ducha). 4 – Jakie rośliny symbolizuje Thurisaz? (nasturcja, rojnik) 5 – Która z run jest związana z grecką Temidą? Wytłumacz, w jaki sposób jest powiązana (Ehwaz). 6 – Opisz znaczenie runy Mannaz oraz przyporządkuj, do jakiego kręgu energetycznego należy.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Narysuj i nazwij runy, energetycznie należące do Ziemi (Uruz, Iwaz, Berkano, Ingwaz, Odala). 2 – Podaj znaczenie trójki run: Algiz, Ingwaz, Raido. 3 – Narysuj runę, której symbolem jest orzeł i rubin (sowelo). 4 – Opisz, jak Runa Perdo wpływa na zdrowie człowieka (wzmacnia witalność, pobudza do pracy układ immunologiczny, dodaje sił i energii życiowej, pomaga walczyć z nałogami). 5 – Przypisz poszczególnym surowcom (kamień księżycowy, koral, hematyt) runy, które symbolizują. 6 – Narysuj wszystkie runy, które są nieodwracalne (Gebo, Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Ehwaz, Sowelo, Ingwaz, Dagaz.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Lena weszla dziś do klasy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Chciała dowiedzieć się czy wszyscy uczniowie odrobili zadaną prace i czy wszystkie trafią dziś do jej rąk. Weszła spokojnie, nie śpieszyła się. No, bo niby po co? Usiadął jak zawsze przy swoim biurku. Może i było stare, ale prawdopodobnie miało jakąś ciekawą historię na swoim koncie. Kobieta zbarbiła się lekko, a jej długie wlosy opadły na twarz. Chwila skupienia i jedna myśl: co dzisiaj zaproponuje uczniom na zajęciach?
Autor
Wiadomość
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dziwne poddenerwowanie nie odpuszczało ani na chwilę, ale Mefisto musiał przyznać w duchu, że aż ma ochotę wszystkim zebranym w klasie podziękować - nikt nie wpadł na to, żeby wciskać się na miejsce obok niego. Wszyscy zachowali bezpieczny dystans, dostrzegając rozdrażnionego wilkołaka i dochodząc do sensownych wniosków. W gruncie rzeczy Ślizgon czuł się trochę tak, jakby na plecach miał zawieszoną tabliczkę "Uwaga! Wściekły pies". (Swoją drogą, przydałoby się coś takiego sobie załatwić...) Jedynie @Ezra T. Clarke ośmielił się odezwać, co było wyjątkowo w jego stylu; prawdę mówiąc ta niby złośliwa uwaga miała w sobie przerażająco dużo prawdy. Nox chciał mu odpowiedzieć, wyżyć się choćby werbalnie, ale z całej tej niespożytkowanej, irracjonalnej złości, gardło ścisnęło mu się niemiłosiernie. Czuł, że miał tylko dwie możliwości - milczeć, bądź krzyczeć. Zacisnął z powrotem szczęki, obrzucając Krukona spojrzeniem tak nienawistnym, jak chyba jeszcze nigdy. Idź, udław się własnym jadem. I tyle. Przyjemna samotność powstrzymywała chłopaka od wstania i wyjścia, choć sam nie wiedział po cholerę tak ze sobą walczył. Miał ochotę po prostu coś rozwalić, zniszczyć, rozerwać, zepsuć. Nie uśmiechało mu się siedzenie w miejscu, ale przecież obiecał sobie, że nie podpadnie Edgarowi na tych zajęciach... że chociaż się postara. Runy nie były takie złe, o ile nie miało się akurat napadu wścieklizny. To ile zostało do tej pełni? Pochylił się nad pergaminem, aby rozpocząć swoją pracę - ledwo słuchał Fairwyna, a jednak zamierzał spróbować. Przynajmniej nie został wyciągnięty do odpowiedzi... Nie był pewien, czy cokolwiek by z siebie wydusił. I czy nie przewróciłby ławki wstając, dla zwykłej satysfakcji. Nabazgrał pierwszą runę, gdy pióro pod wpływem zbyt mocnego nacisku złamało mu się z subtelnym trzaskiem. Kontynuował brzydko wygiętą stalówką, nie podnosząc wzroku na Edgara i jego cyrki z odpytywaniem; nie interesowało go jak poszło Ezrze, ani kolejnej osobie, która... Co, do cholery? Nie miał pojęcia co musiało zadziać się w głowie tego dziecka, które usiadło obok niego - Mefisto nie obchodził wiek czy przynależność do domu, a i tożsamość nonszalanckiej panienki uciekła mu z głowy. Wpatrywał się w nią przez chwilę z niedowierzaniem, przysłaniającym złość na kilka ułamków sekundy. @Destiny Rogers doprawdy się wykazała, krążąc głupio po klasie Fairwyna, a następnie lądując u boku tej jednej osoby, której naprawdę lepiej było bez towarzystwa. O dziwo, dopiero kiedy otworzyła jadaczkę, Nox przekonał się o jej poziomie intelektualnym do tego stopnia, że nie raziło go nazywanie jej w myślach rozwydrzonym bachorem. Jej uwaga była na szczęście na tyle bezsensowna, że odzyskał głos, musząc zareagować. - Chyba nie ma co się dziwić - warknął odnośnie swoich preferencji, zjeżdżając Gryfonkę zniesmaczonym spojrzeniem, które można było zinterpretować tylko w jeden sposób. Dobrze, że udało mu się już jako tako skończyć swój runiczny podpis, bo raczej nie dałby rady już skoncentrować się na stawianiu (względnie) równych kreseczek. Nawet planował jeszcze coś dodać, ale śmiech dziewczyny dotarł chyba do każdego; Nox nie miał ani cienia wątpliwości, że Fairwyn zareaguje. Gorzej, że ta świadomość wcale go nie uratowała, bo nim podjął w głowie jakąkolwiek decyzję, już zahaczył stopą o przednią nóżkę krzesła Destiny, szarpiąc mocno do przodu - zupełnie jakby wiedział, że miała ochotę się pobujać! - Jeszcze coś? - Dopytał, czując jak po kręgosłupie przebiega go nieprzyjemny dreszcz. Choć miał niesamowitą ochotę, aby dziewczynę po prostu zrzucić z tego krzesła, odpuścił po zwykłym mało delikatnym odsunięciu jej. Jeśli wcześniej była mu piorunująco obojętna, tak teraz śmiało mógł uznawać ją za kogoś, kogo by wcisnął do paszczy smoka bez mrugnięcia okiem. A najchętniej sam by ją pogryzł, o. Poprawił jedną runę na swojej pracy, żeby przynajmniej o to Fairwyn nie robił problemów.
Otrzymywanie liścików całkiem mi się podoba, ale ich nadawca najwidoczniej bierze nas za głupszych niż jesteśmy. Próbuję przez chwilę patrzeć się na Maxa z niby to przerażeniem, ale kiedy dostrzegam, że drgają mu kąciki ust, ja również nie potrafię dłużej zachować powagi i się śmieję. Potem robi się jeszcze ciekawiej, zainteresowana zaglądam co tam dostał w przesyłce kolega z ławki, ale nim udaje mi się to skomentować, dostaję kolejną wiadomość. Och, ktoś mnie kocha? Rozglądam się znowu, naprawdę zaintrygowana. Może właśnie o to chodzi, że jakiś nieśmiały chłopak się we mnie podkochuje i takim dziwnym sposobem próbuje zwrócić moją uwagę? Mógłby się chociaż podpisać. - Dziwny sposób zwracania na siebie uwagi - mówię do Maxa, starając się idealnie rozprostować karteczkę i położyć ją obok poprzedniej. Ładna kolekcja - już wypatruję następnej. Zamiast tego moją uwagę zwraca Edgar, któremu widocznie coś się nie podoba. Patrzę na obydwu chłopaków, którzy czymś mu podpadli i nie mam pojęcia z jakiego powodu ostrzega młodszego gryfona. Czyżby...? - Na dziewięćdziesiąt procent to ten dzieciak - szepczę do Maxa, chociaż tak naprawdę nie jestem tak super pewna. Ale liściki ustają, więc coś w tym musi być. Siedzę grzecznie, nawet niespecjalnie gadając, słucham krótkiego wykładu, który serwuje nam Fairywn. Jest naprawdę ciekawy i aż żałuję, że nie było mnie na poprzednich zajęciach. No i prakatyka! Czy może być coś ciekawszego niż rysowanie run? Niespodziewanie zapalam się do tego zajęcia. Trochę muszę się zastanowić, żeby zapisać swoje imię - jeszcze nie śmigam w tych śmiesznych literkach. Właśnie wymyślam jak je ze sobą powiązać, nie przejmując się kolegami idącymi do odpowiedzi, kiedy słyszę swoje imię i nazwisko. A niech to gumochłon, rzeczywiście przed chwilą wpisałam się na listę, ale żeby tak od razu to wykorzystywać? Oczywiście nic nie wiem z tego co było na poprzednich zajęciach, bo nie byłam obecna, ale jakimś cudem udaje mi się wydukać parę słów. Może więcej robi moja niezachwiana pewność siebie i przed chwilą odkryty entuzjazm do tego przedmiotu, niż rzeczywista wiedza, ale udaje mi się stracić tylko pięć punktów - mogło być gorzej. Wracam do ławki, przeklinając głupiego Fairywna - nie lubię tak sterczeć na środku i nic nie wiedzieć. Staram się wyrzucić to zdarzenie z pamięci i kontynuuję próby wiązania. Chyba nie wygląda to najładniej, na pewno nie ozdobiłabym podobnym wzorem żadnej powierzchni, ale może chociaż jest dobrze?
To kiedy przesiadywała się do ludzi i patrzyli na nią z nieukrywaną nienawiścią i niechęcią. Było całkiem normalne. Przyzwyczaiła się do tego. Wcale nie zaskoczyła ją mina ślizgona, która wyrażała chęć mordu. Wkurzyła go! To dobrze, taki był jej cel. Może nie całkiem wytrącenie go z równowagi, ale to nawet było lepsze. Czyżby się starał nie zdenerwować profesora? Zrobi wszystko by było inaczej. Chociażby miałaby zabrać mu pracę którą właśnie pisać i dopisać tak jakąś kreseczkę. Czy zorientowałby się? Pewnie tak, ale nie było w jej zamiarze być podłą. Przecież była urocza i słodka, tylko chciała porozmawiać na poważne tematy póki mieli szanse. Raczej niewiele okazji miała do tego by zadać mu te pytania. Zazwyczaj był otoczony innymi uczniami i tylko patrzyła na niego z daleka. Nie żaby go obserwowała czy coś z tycz rzeczy! Czasami obserwowała niektórych ludzi by dowiedzieć się czegokolwiek. Wieczorami zdarzało jej się analizować różne sytuacje. Jego słowa wcale ją nie zaskoczyły. Krótko, zwięźle i na temat. Żeby nie było! Deska była bardzo tolerancyjną osobą. Sama była w związku z chłopakiem któremu podobali się faceci. Wiedziała, że pewnego dnia przyjdzie do niej z tekstem, że już najwyższy czas i musi sobie znaleźć kogoś innego, ale najgorsze jest to, że już zdążyła się zaangażować, zdążyła go pokochać. Na razie nie zamierzała się do tego przyznawać sama przed sobą mimo, że gdzieś w głębi siebie to czuła. To oczywiste, że pozwoli mu odejść. Pozwoli mu być szczęśliwym. A ona? Osunie się w cień tak jak zawsze i zmierzy się sama ze swoimi problemami. Wiązanie się z ślizgonami było do dupy. Nie całkiem, ale jednak. Doskonale wiedziała, że ten chłopak ma ją (zwłaszcza teraz) za głupią kretynkę. Ale kto powiedział, że ją obchodziło co kto o niej myślał? Mogła nią być bo czemu nie? ale czemu miałaby na typ przestać? Miała już nawet coś powiedzieć. zadać kolejne nurtujące pytanie. Może nawet pod wpływem impulsu zapytałaby się go czy wypiłby eliksir żywej śmierci albo nawet tęczowy! To byłoby całkiem zabawne przeżycie, ale nie zapytała o nic więcej bo ten postanowił pobawić się jej krzesłem! Było to takie niespodziewane, że nie sposób było krzyknąć. Jak on o nią dba! To naprawdę urocze. Zajęła poprzednią pozycję wściekła i spojrzała na niego morderczym spojrzeniem. Aż miała ochotę wyjąć różdżkę i go zaatakować, ale to było zbyt ryzykowne. Była tak zła, że aż nią trząsało! Zacisnęła pięści po czym je wyprostowała. Nie mogła go uderzyć przy całej klasie! Jeszcze ktoś by uznał, że naprawdę ma problemy z agresją! Wyrwała mu pergamin na którym właśnie kończył pracę i go porwała na drobne kawałeczki. - Ups.
kostki: 3,4
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Jak zwykle nie zwracał uwagi na spóźnionych, tak długo jak jej na siebie nie ściągali. Przychodząc po czasie szkodzili co najwyżej sobie – on na nikogo czekać nie musiał. Pannie Colquhoun i… chyba swojej bratanicy, skinął jedynie ręką, żeby siadały, nie przerywając wykładu. Wbrew temu co wydawało się być może Clarke’owi nie wybierał mu w akcie zemsty celowo trudnych pytań – szczerze mówiąc temat był taki, że wyzwaniem byłoby jakieś wymyślić. Krukon na szczęście jakąś wiedzę posiadał, więc w przedziwnym akcie dobroci dorzucił mu jeszcze kilka dodatkowych pytań, chcąc mieć podstawy do przyznania mu jakichś punktów – „akt dobroci” w wykonaniu Edgara Fairwyna. Reszta, już losowo wywoływana przez niego do tablicy, nie miała się już niestety czym poszczycić. O ile odpowiedzi Colquhoun jeszcze jako tako uchodziły, to poziom dwójki Gryfonów był zwyczajnie żenujący. Odpytywał właśnie pannę Manese, gdy do klasy weszła Rogers i rozpoczęła wędrówkę po sali. Obserwował spóźnioną nic jednak nie mówiąc, żeby nie przerywać Ślizgonce, która coś tam usiłowała wydukać. Nim skończyła, młodsza dziewczyna już usiadła, robiąc przy sobie jeszcze więcej zamieszania. - Siadaj, Manese – przerwał odpytywanej, chcąc uporać się najpierw z jednym problemem. Nie sądził z resztą, by dziewczyna miała coś jeszcze rzeczowego do powiedzenia – To samo co pan Starvis… - Gryfonka tymczasem kontynuowała przedstawienie w najlepsze. - Panno Rogers, minus 10 za wędrówki po klasie, minus 10 za przeszkadzanie pozostałym w lekcji – wyliczył chłodnym, pozbawionym emocji głosem, po czym skinął na skrawki pergaminu, które trzymała w dłoniach – To praca pani, czy pana Noxa?
---------------------------------- Instrukcje w poprzednim poście.
Podniosła głowę kiedy usłyszała swoje imię. Nauczyciel miał lodowaty głos. Oczywiście zwracał jej uwagę. Niby powinna się przyzwyczaić bo to nic takiego. Większość nauczycieli zwracała jej uwagę. Może chociaż raz powinna dać powód do tego. Poczekała grzecznie aż nauczyciel skończy gadać. Znała te odliczanie punktów na pamięć. Szczerze mówiąc zdziwiła się, że tyle. Bo przecież dzisiaj miał taki dobry humor! Podniosła się z krzesła przy tym robiąc jeszcze więcej hałasu, ale przecież zwracał się bezpośrednio do niej więc chyba należało, prawda? Poprawiła swoją szatę. - A komu ja niby przeszkodziłam?!- zaczęła wyniosłym tonem- Przecież musiałam jakoś dojść do ławki, a mogę się założyć, że nie ja jedyna się spóźniłam! Powinien pan być sprawiedliwy i wszystkim odjąć punkty w takim razie- warknęła patrząc mu prosto w oczy. Ale był jeden problem, nauczyciel nigdy nie był sprawiedliwy i zawsze robił co mu się podobało. - A ile odejmie Pan punktów paniczowi Nox za prawie wywrócenie ze mną krzesła? A co jeśli bym skręciła kark albo rozbiła głowę? Nic? No tak, przecież tyle kosztuje dla pana czyjeś życie- pewnie gdyby tylko mógł toby ją teraz osobiście zamordował, czyż nie? Przez chwilę zastanawiała się czy przypadkiem nie skłamać, że to jej praca. Ale zdała sobie sprawę że miała to w dupie. Pewnie on i tak dostanie wybitny bez ponownego rysowania runy. Nauczyciel zrobiłby to nawet nie zerkając na pracę. - Praca jest tego debila- powiedziała wskazując na ślizgona.
kostki: 5,4
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Wydawałoby się, że zadał proste pytanie. Prostsze nawet od tych o przekształcenia futharku, a mimo to lanie wody, którym raczyli go odpytywani uczniowie, nawet nie umywało się do poziomu debilnego monologu Rogers. Nie zamierzał się z nią przekrzykiwać, więc tylko z obojętnym wyrazem twarzy czekał aż Gryfonka wyszczeka wszystko co jej bezmyślnie przypływało na język. Zawsze, gdy wydawało mu się, że widział już wszystkie stopnie głupoty, jego ścieżki krzyżowały się z takimi artystami. Chociaż w jednym akurat miała rację - nie interesowało go jej zdrowie ani życie, ale gdyby miał wybierać, martwa nie byłaby męcząca. - Mnie chociażby - odparł w końcu beznamiętnie i było to jedyne pytanie na które zamierzał jej odpowiadać - Za zniszczenie cudzej pracy, czcze dyskusje i słownictwo kolejne dwadzieścia punktów, a skoro już pani stoi, to proszę wyjść z klasy. Jej żenujące żebry o atencję nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Ani nie chciał, ani nie miał obowiązku się przed nią tłumaczyć.
Nie mogła uwierzyć w jego słowa! Że niby jego obchodziło niby cokolwiek? Dobre sobie! Jego nie obchodziło nic co nie miało związku z nim samym i runami. W dupie miała taką lekcję! Postanowiła, że już więcej mu nie pokaże się na oczy. No dobra, nie przesadzajmy. Nie pokaże się na jego zajęciach. Ciężko czasami omijać nauczycieli przy uroczystych kolacjach czy innych bzdetach przy których musiał być. Zupełnie bez sensu. - Jakby pan nie był taki głuchy to na swoich zajęciach by zobaczył gorsze rzeczy- powiedziała i zaczęła pakować swoje rzeczy, a dużo do pakowania nie miała. Całe szczęście. Nie pozwoli to tak zostawić. Już się postara by coś z tym zrobiono. Ale czy naprawdę będzie się jej chciało cokolwiek robić dla takiej... osoby? Westchnęła głośno. - I tak ta lekcja była do dupy- powiedziała i wyszła. Nox w końcu mógł się cieszyć wolną przestrzenią a klasa ciszą. Alej, tak bardzo im przeszkadzała że nie mogli się skupić w nauce! To pewnie przez nią mieli takie beznadziejne oceny .
/ZT
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
- Kolejne dziesięć - oznajmił bez emocji, w odpowiedzi na jej jakże kulturalną opinię. Poczekał aż za Gryfonką zamkną się drzwi, po czym zwrócił się do Noxa, którego udziału w tym festiwalu żenady nigdy nie planował pomijać. - Slytherin traci dziesięć punktów - poinformował go oschle - Proszę przepisać pracę, panie Nox. W oczach Fairwyna faktycznym przewinieniem chłopaka było nie tyle spowodowanie zagrożenia na lekcji, co odpowiedź na tak idiotyczną prowokację. Chaos był w gruncie rzeczy jedynym czynnikiem, której nie tolerował - wszystko to, do czego zapewne odnosiła się Gryfonka, mówiąc o "gorszych rzeczach", było dla niego zupełnie nieistotne. Edgar wszelki podnoszący się bezład niszczył w miarę możliwości w zarodku, jak najszybciej starając się przywrócić harmonię, toteż już w następnej sekundzie jak gdyby nigdy nic wrócił do wcześniejszego zajęcia i wywołał do odpowiedzi kolejną osobę.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
W gruncie rzeczy, Mefisto nie sądził, żeby zrobił coś złego. Drobne kopnięcie krzesła tej małej Gryfonki nie było niczym szczególnie groźnym - miał jakieś tam wyczucie. Dziewczyna powinna się cieszyć, bo najchętniej wywróciłby ją razem z tym krzesłem, a potem jeszcze kopniakiem posłał przez pół sali; tak czy inaczej, nie spodziewał się równie dziecinnej reakcji. Zdusił pierwszy odruch, którym było zatrzymanie ręki Rogersówny, po czym z przerażającym wręcz spokojem obserwował, jak drze na kawałki jego pracę. Dobrze, że było tam tylko kilka run, bo w przypadku dłuższej pracy pisemnej nie dałby rady sprawiać wrażenia kogoś tak opanowanego. Uspokoił się błyskawicznie, prostując nieco i unosząc kącik ust w pobłażliwym uśmiechu. On to on, ale w tej sali znajdował się również Fairwyn. Doskonale, Gryffindor osunie się nieco w punktacji. Nox wcale nie musiał czekać, bo nauczyciel szybko zajął się sytuacją. Ślizgon siedział sobie grzecznie, z głową podpartą na spoczywającej na ławce ręce, a na jego twarzy uśmiech jedynie rósł i rósł. Destiny przechodziła najśmielsze oczekiwania każdego buntownika, podnosząc głos i robiąc cyrki godne przedszkolaków. Fakt faktem, Fairwyn uporał się z nią tak, że Gryfoni chyba dostali malutką nauczkę. Dziesięć punktów mniej w przypadku Slytherinu było ledwie zauważalnym drobiazgiem, bo i tak ciągnęli się na szarym końcu. Mefisto nie skomentował tego, że niezbyt zgadzał się z Fairwynem - spodziewał się, że i tak coś na tym wszystkim straci. Skinął po prostu głową, wiążąc runy raz jeszcze. No, przynajmniej trochę się uspokoił...
Maili siedziała na miejscu i starała się słuchać co Fairwyn do nich mówił. To znaczy słyszała wszystko doskonale, ale nic nie rozumiała. Patrzyła na nauczyciela, ale w końcu doszła do wniosku, że ona nie ma szans wykonać tego zadania. Nie była dobra z run, prawdę mówiąc była kiepska i nie wiedziała co tam robiła. Niby czemu wybrała runy, nie miała pojęcia co miała w głowie, ale teraz nie było już możliwości żeby to odwrócić. Uważała, że lekcje były całkiem ciekawe, nawet z nauczycielem, który zdawał się nie wiedzieć czym były emocje, a jego wyraz twarzy nie zmieniał się ani na sekundę. Patrzyła na niego i pozwoliła żeby trybiki w jej głowie się przesuwały. Kiedy mężczyzna doszedł do momentu mówienia o odpytywaniu, Maili momentalnie się spięła. Nie, nie, nie, ona nie mogła iść do odpowiedzi! Siedziała oniemiała w ławce przez kilka ciągnących się sekund nie ruszając się z miejsca. Poważnie, on mówił tak całkiem serio? Szybko dotarło do niej, że to pytanie było po prostu głupie, Fairwyn chyba nigdy nie żartował. Czy on w ogóle wiedział czym było poczucie humoru? Z drugiej strony, skoro wziął ją do odpowiedzi chyba wiedział. Wstała, ociągając się i powoli podeszła do nauczyciela. Przyszedł czas żeby się kompletnie skompromitować. Zdaniem Maili wcale nie poszło jej tak najgorzej. Co prawda nie wiedziała co odpowiedzieć na większość rzeczy, ale coś tam nazmyślała i okazało się, że nie wszystko było kompletnie źle. Wróciła na miejsce z Nędznym i poczuła zalewającą ją ulgę. Naprawdę miała wrażenie, że podchodziła do Edgara z duszą na ramieniu. Wzięła kilka oddechów, żeby lekki stres całkiem z niej uszedł i zabrała się za zadanie. Całe szczęście jej imię nie było długie. Współczuła uczniom, których imię miało po kilkanaście liter. Jej własne miało tylko pięć, a i tak dla niej za dużo, ściślej mówiąc – o pięć za dużo. Zamoczyła końcówkę pióra w kałamarzu i coś tam napisała. W głębi duszy modliła się żeby chodziło o to co zrobiła.
Odpowiedź: 3 Kuferek: 2 ZADANIE ja serio nie wiem czy to o to chodziło XD
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie bał się odpowiedzi; Ezra miał niebywały talent do improwizacji, dzięki czemu u większości nauczycieli niczym kot spadał na cztery łapy. Nawet jeśli u Fairwyna cwaniactwo nie przechodziło, Ezra nie czuł się tak, jakby szedł na ścięcie. (A punkty przyznane mu za odpowiedź sprawiły, że na krótki moment w jego głowie pojawiła się myśl, że pod tą całą Fairwynową skorupą krył się jakiś człowiek.) Uśmiechnął się więc do Margo, wzruszając ramionami. Nie burzył się, że został wyciągnięty z ławki ani że odpytywanie trwało tak długo, ponieważ rzeczywiście wręcz sam się o to prosił swoim gadulstwem.
Chyba w takim razie mało uważasz na tych lekcjach, skoro nie wiesz, że Fairwyn wcale się na mnie nie uwziął. On chyba po prostu nie jest typem lubiącym ludzi. Ogólnie. Jestem pewny, że mnie to on ledwo co kojarzy
Naskrobał odpowiedź i podsunął ją do dziewczyny, jednak nim zdążyła zareagować, cofnął karteczkę do siebie, aby coś jeszcze dodać.
Chociaż Ty możesz tego nie odczuwać. Założę się, że uważa Cię za jakiś ewenement i wzór dla pozostałych studentów.
Nie wątpił, że gdyby tylko dało się każdemu uczniowi odebrać głos wraz z przekroczeniem progu sali, pierwszym miejscem, w którym zaczęłoby to funkcjonować byłyby runy. Co dodatkowo udowodniła Gryfonka, która pojawiła się na lekcji spóźniona. Ezra na moment zawiesił się, obserwując zachowanie dziewczyny, a jego brwi prawdopodobnie skryły się aż pod włosami - tak szokująca była dla niego jej głupota odwaga. (Już nawet nie chodziło o Edgara. Ezra zwrócił uwagę na to, że Mefisto nie był w humorze, a to było jak wtykanie rozzłoszczonemu psu palca między zęby. Nawet jeśli Nox nie reagował teraz, Ezra na miejscu Destiny nie chciałby się z nim spotkać więcej sam na sam.)
Nie jestem w stanie stwierdzić, czy ta młoda rzeczywiście jest taka głupia, czy tylko udaje, żeby zwrócić na siebie uwagę... Ale widzisz? W porównaniu do niej to Fairwyn mnie uwielbia!
Zastukał palcami o blat, dalej rozglądając się po klasie, jakby szukając w niej czegoś ciekawego. Na marne. Przysunął się zatem do dziewczyny, uznając jednak komunikację werbalną za szybszą. - Na jakich lekcjach mogę cię jeszcze spotkać? - zapytał szeptem. Każdy miał jakieś swoje ulubione dziedziny i Ezra musiał wiedzieć, czy znajomość z Puchonką oznaczała konieczność pojawiania się na tych, za którymi on nie przepadał.
Spodziewała się jakieś odpowiedzi ze strony wuja albo pouczenia czy przytaknięcia, a on po prostu to zlał. Może i lepiej. Zresztą czego ona oczekiwała? Właściwie niczego. Usiadła sobie gdzieś z dala od tych świrusów. Nie dało się nie zauważyć skandalicznego zachowania @Destiny Rogers, która świetnie radziła sobie z odejmowaniem... punktów dla Gryffindoru. Jak tak dalej będzie to Kyra, chyba polubi Rogers'ówne. Może gryfki w końcu spadną z tego piedestału, na którym obecnie byli. Walka domów nadal trwała, a Destiny była na dobrej drodze, aby pomóc lwom trochę spaść. I kto mówi, że ślizgoni są wredni czy chamscy? To, że pan Nox zaliczył minus dziesięć punktów to nic, w porównaniu z tą laską, która podarła mu pracę. Co za świruska... Mała Fairwyn zabrała się za pracę na lekcji, starając się pojąć, co na dzisiejsze zajęcia wujaszek przygotował. Wiązanie run? Co to w ogóle było. Chociaż tłumaczenia Edgara na pewno w jakiś sposób rozjaśniły ciemnogrody w jej umyśle. Wydawało się to łatwe na pierwszy rzut oka z drugiej strony... Postanowiła zabrać się za swoje nazwisko. Zmienienie na runy. Zastanawiała się, czy to w ogóle możliwe, jakim cudem mam to przetłumaczyć. Fairwyn! Kurwa Fairwyn! Nie mogli mieć trudniejszego nazwiska, żeby to jeszcze na runy przełożyć! Swojego imienia nie zamierzała tłumaczyć na magiczny alfabet, bo to jeden chuj. Gdzie jest "Y" w runach! Zmarszczyła brwi, spoglądając na tablice. Jak to schrzani, to wujkowi będzie wstyd, że jakaś jego bratanica, która ma na nazwisko FAIRWYN nie umie tych (prostych) runicznych wiązań! Fuck! Tak też z dokładną starannością i ze świadomością, że spoczywa na niej wielkie brzemię, oddała pergamin ze swoją gotową pracą.
Uśmiechnęła się na odpowiedź Ezry. Zazwyczaj obserwowała ludzi na lekcjach, więc miała już swoje spostrzeżenia, których się dzielnie trzymała.
Myślę, że on lubi ludzi, ale tylko takich, którzy się nie odzywają i nie wchodzą mu w drogę. Ale nie sądzę, żebym miała być wzorem dla innych.
Podsunęła mu pod nos swoją odpowiedź, zastanawiając się, czy naprawdę postrzegali ją w taki sposób. Jako szarą myszkę, lubianą przez nauczycieli, bo siedziała cicho. Ale córka Gabriela Haydera nie mogłaby milczeć z własnej woli. Wychowała ją największa gaduła na Pokątnej, więc w gruncie rzeczy, gdyby odzyskała głos, wyrzucaliby ją z każdej klasy za gadanie. A może wybaczyli, by mogła nadrobić stracone lata? Kto wie. Skrzywiła się, obserwując, jak ta szalona Gryfonica darła pracę Mefisto. Nie znała go jakoś wybitnie dobrze, ale miał okazję wygrać z nią wyścig i nie uważała, że zasługiwał na takie traktowanie. Kto normalny w ogóle zachowywał się tak na lekcjach? Zwłaszcza u Fairwyna!
Rzeczywiście, w porównaniu do niej jesteś wzorem do naśladowania.
Zażartowała, dziwiąc się, że Edgar nie zamordował tej uczennicy. Na jego miejscu pewnie by to zrobiła. Nie lubiła, kiedy jej ktoś przerywał, a że zdarzało się to dosyć często, w końcu musiały puścić jej nerwy. Co z tego, że skończyła zadanie jako jedna z pierwszych? Nie spodziewała się, że Ezra po tych kilku napisanych wiadomościach się do niej odezwie. Tak jakby zupełnie wyleciało jej z głowy, że przecież w przeciwieństwie do niej nie musiał pisać i robili to tylko dlatego, żeby Edgar nie zwrócił na nich uwagi. Zastanowiła się na moment, zastanawiając się, jakiej odpowiedzi udzielić. Często znikała z zajęć, nawet jeśli je lubiła, z powodu swoich poszukiwań lub wizyt w szpitalu, ale na tych najbardziej ulubionych starała się bywać.
Najczęściej na runach, eliksirach, zielarstwie i astronomii, ale lubię też historię magii. Na zaklęciach możemy się spotkać tylko wtedy, kiedy zaciągną mnie tam siłą.
Odpisała mu, wzdrygając się na samą myśl o zajęciach z panią dyrektor. Ta kobieta ją przerażała. Czasem jej się wydawało, że potrafiła być w kilku miejscach jednocześnie i zwrócić uwagę każdemu, kto choćby za głośno oddychał.
Zwróciłem uwagę na kilkoro ludzi wokół, którzy dopiero co zaczęli wchodzić do klasy i zareagowałem ogromnym zdziwieniem na fakt, że to właśnie @Bianca Zakrzewski postanowiła usiąść obok mnie. Początkowo chciałem coś powiedzieć, ale tylko ruszyłem bezdźwięcznie ustami, przesuwając łokieć po ławce, by zwolnić jej odrobinę miejsca. Nie miałem z nią wiele do czynienia, mimo że była siostrą pały Zakrzewskiego (w sensie Zakrzewski to pała, nie że była siostrą jego pały...). No i szczerze mówiąc nie miałem pojęcia, o czym mógłbym z nią rozmawiać. Gdy zapytała o akromantulę, zamrugałem kilka razy, po czym spojrzałem na nią i powiedziałem jedynie: - To jest zabawka... - No bo kto normalnie nadaje zabawkom imiona? Zaraz potem Fairwyn się przyczepił, że brakowało mi kocyka. Bez słowa schowałem różowego pająka do torby. A kocyk by się przydał, piździło w tej sali. Skoro nie miałem się już czym bawić, pozostało mi zająć się czymś innym, by zabić tych kilka minut nudnego czekania na rozpoczęcie zajęć. Kiedy nauczyciel w końcu wygłosił swój wykład o runach, zabrałem się za układanie własnych szlaczków. Niespecjalnie miałem pomysł, ale na szczęście nieopodal siedziała jakaś laska z Hufflepuffu (@Margo Hayder), która bardzo sprytnie rozwiązała problem łączenia ze sobą znaczków runicznych. Bazując na tym, co podejrzałem kątem oka, stworzyłem własne połączenia.
zadanko Creditsy dla Margo, bo zainspirowałam się jej pięknymi runami. A jako że się inspirowałam, Calum może mieć gorszą ocenę, jest mi wsio ryba.
kostki: 6, 5
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Bridget nie chciała pracy domowej z historii. A może chciała, ale nie za bardzo mogła poprosić, bo Fairwyn zwrócił uwagę rozmawiającym. Ettie skuliła się w ławce, chowając za wielkim na szczęście Leo. Profesor jednak i tak bardziej zainteresował się ziomkiem Lysa i jego pluszowym pająkiem. Ziomki ziomków są ziomkami, więc powstrzymała się od oceny. Zamiast tego zajęła się własną pracą domową. Miała opisaną jedną postać, kiedy Fairwyn zaczął wykład. Odłożyła pióro i przesunęła się trochę w bok, żeby widzieć nauczyciela zza Vin-Eurico. Zaczynała trochę żałować wyboru miejsca, szczególnie, że profesor pisał coś na tablicy, ale nie odważyłaby się ruszyć z miejsca. Fairwyn skończył krótki wykład i przeszli do zadania, które było fajne, ale Ettie jeszcze bardziej znielubiła swoje imię. Próbowała na wiele sposobów i zawsze jakoś to wyglądało, ale ozdabiać, to nic by tym nie ozdobiła. Nazwisko wcale nie było lepsze. Przynajmniej odpytywaniem nie musiała się martwić, bo Fairwyn nie wydawał się chcieć nikogo na siłę udupić. Lekcja płynęła swoim rytmem i przerwało ją tylko (albo aż) wtargnięcie Destiny. Spóźniało się wielu i profesor nigdy nie zdawał się zwracać na to uwagi, ale najmłodsza Rogers postanowiła chyba popełnić runiczne samobójstwo. Ettie oderwała się od swoich run i patrzyła na koleżankę z niedowierzaniem. Przez moment przemknęło jej przez myśl, czy nie było to trochę podobne do tego co ona odwaliła na transmutacji, ale szybko uciszyła te niedorzeczne rozważania. Ona nie zaczynała i zrobiła fasolkowe zamieszanie niechcący. A potem nie zrobiła nic złego i była przekonana, że oberwała rykoszetem za powitanie Basa i Lysa. Może i potem odrobinę popłynęła, ale nie aż tak. Jak można było się domyślić, Fairwyn szybko wyrzucił Deskę z klasy (razem z wieloma punktami Gryffindoru, którymi nikt się chyba jednak nie przejmował) i przedstawienie było skończone. Musiała wrócić do nieszczęsnych run, które nie chciały się związać ładnie w jej głupie, przydługie imię.
Kostki: 3 i 6 runy
Ostatnio zmieniony przez Harriette Wykeham dnia Pią 9 Mar 2018 - 0:57, w całości zmieniany 1 raz
Bianca nie miała żadnego konkretnego powodu żeby usiąść z Calumem. Mogła usiąść z kimkolwiek innym prawdę mówiąc nie było co tego roztrząsać. Zaczęła przeglądać podręcznik od run, w razie gdyby Edgar zaserwował im jakąś fantastyczną kartkówkę, która byłaby świetnym pomysłem. Kiedy krukon jej odpowiedział przeniosła na niego wzrok. - Naprawdę? Ech a myślałam, że są różowe pająki.. – odparła, a na jej ustach tańczył uśmiech. Bianca była pewna, że chłopak załapie jej poprzedni żart. Przecież nie pytała o to imię tak na serio, nie była głupia, nie mówiła też poważnie. Nie dodała już nic więcej, bo Edgar zaczął zwracać im uwagę. Z powrotem spojrzała na podręcznik i oderwała od kartek wzrok dopiero gdy profesor przeszedł do tematu lekcji. Kto by pomyślał, że zamiast kartkówki postanowi ich pytać. Bianca niespecjalnie chciała żeby ją wziął. Oczywiście coś tam wiedziała, ale bez przesady, wcale nie była orłem z run. Zaczęła więc modlić się w duchu żeby nie usłyszeć swojego imienia i zabrała się za zadanie. Rozpisała swoje imię i przetransliterowała je. Kiedy już to zrobiła zmarszczyła lekko brwi. Nie miała pomysłu jak to połączyć. Zaczęła od pierwszej litery, a potem jakoś poszła. Nie wiedziała jednak czy to na pewno o to chodziło.
ZADANIE Kostki: 1, 6
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo jakoś bardzo nie przejął się faktem, że to on trochę upomniał Bridget odnośnie zachowywania się na lekcji Fairwyna; raczej nie upierał się zbyt mocno przy tym, żeby grzeczniutko milczeć. Nie chciał jednak, żeby potem Puchonka mogła obwiniać go o przeszkadzanie i rozpraszanie, bo mimo wszystko to on się do niej przyczepił... Z Ezry był dumny - chłopak raczej nieszczególnie interesował się runami, a jednak dzięki temu naśmiewaniu się z prac Gryfona coś tam zapamiętał. Leo również odebrał to jako małe zapewnienie, że sam jakąś wiedzę posiada, bo przecież wyjaśniał, tłumaczył, wykładał... O wiele mniej dumny był już z Destiny, która podarowała Gryffindorowi punkty ujemne poprzez wyjątkowo idiotyczne zachowanie. Zaczepianie durnych Ślizgonów to jedno (Vin-Eurico całkiem popierał), ale jednak podkładanie się Fairwynowi to drugie. I tak oto przodujący w rankingu dom lwa został pozbawiony pięćdziesięciu punktów. Trzeba przyznać, że była to całkiem niezła motywacja; Leo pospiesznie dokończył swoje runy, żeby nie stawiać aż tak na kreatywność, a bardziej poprawność. Nie miał za bardzo pomysłu, "Leonardo" mu nie pasowało, "Leo" było za krótkie, a "Vin-Eurico" przyciężkie. Chciał już walczyć z drugim imieniem gdy uznał, że po prostu zapisze jedynie drugi człon nazwiska, ten po ojcu - sprawdził runy siedem razy, dalej niepewny, czy to w ogóle o to w zadaniu chodziło.
Po rozpoczęciu lekcji w głowie krzyczało do niej jedno zdanie, a raczej pytanie: że niby co? Wiązanie run może i brzmiało całkiem fajnie, jednak po tych wszystkich wyjaśnieniach profesora Fairwyna po prostu miała ochotę przywalić głową o blat ławki. Bolałoby, ale może wreszcie coś by się w niej rozjaśniło. Wypisała runy, z których składało się jej imię i wgapiała się w nie, jakby same miały się ułożyć. Przynajmniej tyle, że po ostatniej lekcji utrwaliła sobie starszy futhark i nie miała teraz z tym problemu. Wiązanie run z nazwiska nawet nie wchodziło w grę; było ono za bardzo pokręcone, żeby jeszcze bawić się z nim w taki sposób. Jeśli ktoś chce, niech próbuje, proszę bardzo, droga wolna. Ale na pewno nie ona. Wystarczające było już to, że musiała jakoś uporać się ze swoim imieniem i zadbać o to, żeby w zapisie nie znalazły się zbędne runy. Pozostawała jeszcze estetyka, tym jednak w tej chwili zbytnio się nie martwiła. Najważniejsze było nie siedzieć i czekać na cud, a zrobić to, co do niej należało. Inspiracja jak na złość nie chciała nadejść, więc zrobiła pierwszy ruch i jedna z run widniała już na pergaminie. Później dołączały do niej kolejne, aż w końcu wszystko się połączyło. Przekrzywiła lekko głowę w prawo, a później w lewo, oceniając to z każdej strony i stwierdziła, że nawet nie wyszło najgorzej.
- Nie mogę się nie zgodzić, chociaż może nie będzie tak źle. - odpowiedziała, powstrzymując się od zachichotania i wydania z siebie jakiegokolwiek głośniejszego odgłosu, co do łatwych nie należało. W sali mimo tylu uczniów było zaskakująco cicho. Jasne, czasami słychać było jakieś szepty i szelesty, ale przecież nie da się siedzieć nie wiadomo ile czasu bez ruchu niczym posąg. Profesor wstał od biurka i zaczął swój wykład, oznajmiając tym samym rozpoczęcie lekcji. I naprawdę, choć słuchała uważnie całej tej gadaniny, to z całości wiele nie zapamiętała. Kompletnie nie wiedziała, jak zrobić zadanie. Wróć, wiedziała jak, tylko gorzej było z samym wykonaniem, gdyż w starszym futharku praktycznie wszystkie runy, których miała użyć do zapisania swojego imienia wyglądały identycznie. No, oprócz "s". I rób człowieku, co chcesz. Takie problemy z krótkim imieniem... To zaczynało się robić zabawne. Patrzyła na pergamin, jakby zaraz miało się tam pojawić gotowe zadanie i kilka razy podniosła dłoń z piórem, jednak za każdym razem równie szybko ją opuszczała. Zero kreatywności. Spróbowała nawet z nazwiskiem i to okazało się być dobrym posunięciem. Spojrzała na związane runy i co prawda wyglądać to by to mogło lepiej, ale lepsze to, niż nic.
Czuła, że przychodzenie na runy to głupota - absolutnie nic nie rozumiała ze słów Edgara, a co więcej, nieszczególnie nawet potrafiła się tym przejmować; większą uwagę poświęcała temu, aby nie było po niej widać skrajnego znudzenia tematem. Erika nie była z zamiłowania żadną artystką, zatem rysowanie i komponowanie run, by stworzyły jej podpis wcale nie uznała za zabawę, jak chyba większość uczniów. Wolała się jednak zajmować tym niż stać przed biurkiem nauczyciela i się ośmieszać. Gorzej, że akurat do tego zadania dobra znajomość runicznego alfabetu byłaby wskazana... Erika przez chwilę siedziała bezmyślnie, próbując przypomnieć sobie odpowiednik "E". I to właściwie była czynność, która zajęła jej najwięcej czasu - weź tu człowieku skojarz, że E wygląda jak M, a M ma w sobie coś z kokardki na szczudłach. Całe szczęście, że chociaż przy "R" ludzie trochę pomyśleli. Ślizgonka nie była pewna za to jak wyglądać będzie "C", więc dla bezpieczeństwa stworzyła coś, co jednocześnie zinterpretowane mogło zostać jako "k" lub "c". A żeby podpis nie wyglądał jakoś tak łyso, dorysowała z boku dwie kreseczki - kiedy rozglądała się dyskretnie po sali, zauważyła, że najbliższe szkice takie posiadały, uznała więc, że to nie wyrządzi krzywdy jej pracy. I po co komu wiedza...?
Nigdy nie byłem fanem starożytnych run, równie mocno co nie byłem fanem wujaszka Edgara. Nie mniej jednak był on moim wujaszkiem, bratem mojej nieodżałowanej matki, więc czy mi się to podobało czy nie, musiałem chodzić na runy. Nie byłem jednak w tym zbyt lotny. Wręcz przeciwnie. Szło mi to okrutnie opornie i chyba jedynie ta więź rodzinna powstrzymywała starego Fairwyna przed skręceniem mi nadgarstka, bo chyba każdy w tym zamku wiedział, że byłaby to kara po stokroć dotkliwsza niż skręcenie mi karku. Wszedłem do sali lekko spóźniony, ale cicho zająłem miejsce jak najbliżej drzwi- pierwsze wolne, nie chcąc robić najmniejszego zamieszania. Jeśli chociaż przesunę słyszalnie krzesło po posadzce to mam przesrane. I nie mam tu na myśli ujemnych punktów dla domu- to najlżejsza ze wszystkich kar które miał w swoim arsenale. Dlatego unosząc je nieco odsunąłem, usiadłem i cichutko wyciągnąłem ze swojej skórzanej torby rolkę pergaminu, kałamarz i pióro. Najpierw potulnie robiłem notatki w które nie planowałem nigdy w życiu zajrzeć, a później stary dał jakieś zadanie. Jednak w międzyczasie zauważyłem coś, co nie do końca mi się podobało. Clarke obok Margo. Zdecydowanie za blisko Margo. Zapewne widać było po mnie jak bardzo mi się to nie podoba. Moja twarz zbyt często wyglądała jakbym wdepnął w smocze łajno kiedy w pobliżu mnie był Clarke. On za to miał chyba ze mną jeszcze większy problem. Jakby mnie to jakkolwiek obchodziło. Zacząłem wiązać jakoś to dziadostwo, ale poziom był zdecydowanie nie dla mnie. Wcale nie zdziwiłbym się gdybym pomylił jakieś furtharki czy cokolwiek. Nie mniej jednak miałem na tyle duże jajca, żeby to oddać, a nie wyjść równie dyskretnie co przyjść. Na szczęście nic nie wskazywało na to, żebym dostał zaproszenie przed tablicę i popisanie się swoim mizernym stanem wiedzy, a raczej jej brakiem, przed wszystkimi obecnymi. kuferek: 0 zadanie główne: 3 + 1= 4 = T odpytywanie: 2+5= bezpieczeństwo
Kiedy sterta wypracowań wylądowała przed jej nosem przez sekundkę pożałowała, że jednak się tu pojawiła. Jednak to był tylko ułamek sekundy, taki mikroułamek. Zaraz na jej twarzy pojawił się tak irytujący dla jej przełożonego uśmiech, a ona sama poprawiła okulary na nosie i podwinęła nieco przydługie rękawy swojego mało seksi sweterka zanim zaczęła czytać. Pierwsza praca i od razu morze przyjemności dla oczu. Widać, że ktoś szczerze przyłożył się do tej pracy. Aż chciało czytać się dalej, bo to były takie naprawdę mądre rzeczy. Rosaline uwielbiała sprawdzać wypracowania. Chyba nic nie relaksowało jej bardziej niż to. Jednak wiedziała jak bardzo... szorstki bywał profesor Fairwyn jeśli chodzi o ocenianie. A ta praca... szykowało się ewidentne W którego nawet sam Edgar Wielki nie jest w stanie podważyć. Do czasu. Przedostatni akapit zmazał uśmiech Rosaline, a jej dłoń na chwilę zawahała się nad pergaminem. Ktoś Isaz pomylił z Iwaz. Tygodnie spędzone pod czujnym okiem mentora odcisnęły jednak na niej swoje piętno. Co za debil - myśl ta pojawiła się nieproszona, ale opinia była jedna. Zrobiła to co powinna zrobić. To co musiała zrobić. Nie zamierzała nadstawiać się problemom, kiedy wiedziała, że później to ona poniesie konsekwencje. Podkreśliła zły fragment czerwonym tuszem, narysowała obok smutną minkę, a na górze nakreśliła T, do którego po krótkiej chwili namysłu dopisała wykrzyknik, a wszystko to otoczyła kołem. A potem jeszcze to T pogrubiła, ażeby nie było najmniejszych wątpliwości, że praca na to zasługiwała. Bo choć ona sama oceniłaby to inaczej, wiedziała, że tylko ona okazałaby wyrozumiałość. A wyrozumiałość w zawodzie nauczyciela to słabość którą zamierzała wyeliminować.
Kosteczka: 3
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Finn powoli zaczęła tracić nadzieję na to, że asystentka się pojawi. Rozważała nawet czy nie skorzystać z tego, że Fairwyn zajęty był czytaniem jakichś prac i nie wyjść z sali, ale kiedy już prawie była zdecydowana, zaczął zwracać ludziom uwagę o różne rzeczy, więc doszła do wniosu, że wszystko widział i słyszał. Zresztą kogo ona oszukiwała? I tak by nie wyszła. Zatopiła się w swoim bezużytecznym podręczniku run dla począkujący, licząc na to, że jakoś ją może uratuje i kiedy już zupełnie straciła nadzieję, do klasy weszła Zakrzewski. Finn nie pamiętała, kiedy ostatnie cieszyła się tak na czyjś widok. Los bywał jednak okrytny, bo asystentka zamiast przejść na początek klasy, usiadła w ostatniej ławce. Kiedy profesor położył przed kobietą stos prac, mała Krukonka myślała, że się rozpłacze. Bynajmniej nie dlatego, że jej współczuła. Nic nie szło po jej myśli, ale przynajmniej wciąż mogła siedzieć cicho, udawać, że rozumie, a nawet coś robi i mieć jakieś szanse, że dotrwa do końca lekcji. Tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki Fairwyn nie zapowiedział odpytywania. No to mogiła... Mógł powiedzieć wcześniej, to nie wpisywałaby się na tę przeklętą listę. Skuliła się w ławce i z zapałem zaczęła próby wiązania run. Miała nadzieję, że jeżeli będzie wyglądała na bardzo zajętą to jej nie wywoła, tak jakby wszystkie znaki na niebie i ziemi nie wskazywały już wyraźnie, że dziś wszystko się przeciw niej sprzysięgło. Usłyszawszy swoje nazwisko, powlekła się pod tablicę, czując się raczej jakby wstępowała na szafot. Zazwyczaj, gdy wyrywali ją do odpowiedzi specjalnie trochę zatajała faktyczny stan swojej wiedzy, ale tym razem wcale nie musiała. Nie wiedziała prawie nic o przekształceniach w futharku, bo jej rok do tej pory omawiał zaledwie dwa warianty, z czego ten drugi dopiero zaczęli. Skoro i tak zawsze zaniżała swój poziom, nie powinna się przejmować kiepską odpowiedzią, ale były wśród grona pedagogicznego jednostki, których za bardzo się bała, żeby udawać przed nimi idiotkę. Fairwyn łapał się na podium. Trzeba przyznać, że nie męczył jej bardzo trudnymi pytaniami. Być może średni poziom poprzednich odpowiedzi uświadomił mu, że nie warto, bo w to, że zlitował się nad nią ze względu na wiek, szczerze wątpiła. Coś tam wiedziała, coś tam nazgadywała - ogólnie plątała się w tych odpowiedziach potwornie i chyba go tym zmęczyła, bo wypuścił ją całkiem szybko. Nie zwlekając ani chwili uciekła do ławki, gdy tylko jej pozwolił i wróciła do łączenia tych nieszczęsnych run. Wykombinowała całkiem fajny sposób, chociaż nie była pewna czy tak można. Wyglądał trochę inaczej niż to co Fairwyn zrobił na tablicy, ale formalnie zgadzało się z definicją run wiązanych. Postanowiła więc zaryzykować i zostawić to tak jak było. Najwyżej Ravenclaw oberwie po punktach.
runy Odp. 4
INFO OD EGDARA! Podsumowanie lekcji i pkt będzie mam nadzieję jutro, a w najgorszym wypadku do końca weekendu, bo pan kotek jest chory i leży... jak foka, bo ma niesprawne nóżkiiii :<
Fire zdawało się, że naprawdę od bardzo dawna nie zawitała na lekcję run. Przed przybyciem Edgara nie podchodziła do tego przedmiotu z wybitnym zainteresowaniem, ale z upływem czasu mogła go śmiało uznać za całkiem przyjemne hobby. Blaithin lubiła zarówno wkuwać różne runiczne alfabety, jak i wykorzystywać je w praktyce. Lubiła słuchać i uczyć się, nawet jeśli prawdopodobnie nigdy nie będzie mieć większej okazji do zagłębienia się w tę dziedzinę. W końcu planowała zupełnie inaczej zorganizować sobie przyszłość. Niemniej, na lekcję od razu postanowiła przyjść. Pominęła to, że było sporo przed czasem, gdy opuściła dormitorium z torbą ciężką od wielu podręczników. Nie spała dobrze, co było widać po bladej twarzy i workach pod oczami - wkuwanie miliona dat na historię magii wycisnęło z Fire wolę do życia. Im bliżej końca roku tym więcej pracy, tym więcej zaliczeń, żeby nauczyciele mieli z czego wystawić oceny. Nie wiedziała, czy Edgar również nie planuje jakiegoś testu albo kartkówki niespodzianki, ale nie bała się. Czuła, że i tak mogłaby napisać na wysoką ocenę, a nawet gdyby nie to inna również była w porządku (ale zdecydowanie mniej satysfakcjonująca). Przyszła w zwykłym mundurku i zajęła miejsce (nie pierwsze, tylko od razu drugie - w ramach ogromnej zmiany). Na ławce położyła również świetlik, licząc na to, że będzie dobrą pomocą w ewentualnym zadaniu. Inna sprawa, że pewnie Fairwyn zabroni używania czegokolwiek oprócz pióra i pergaminu. Była ciekawa tego, co przygotował. Powstrzymywała chęć pstrykania czekoladową zapalniczką od Leo, jak również chęć zapalenia papierosa... - Merlinie, stęskniłam się. - stwierdziła tak po prostu cichym tonem, opierając się wygodnie o oparcie krzesełka.
jeśli ktoś chce się dosiąść to droga wolna
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Opuszczanie klasy i pozostawianie jej na pastwę uczniów było zdecydowanie czymś, czego Edgar wolał unikać, a co niestety było nieodzowną częścią powrotu do nikotynowego nałogu, któremu aktualnie oddawał się zapamiętale. Zwykle nie opuszczał sali nawet w trakcie przerw, jeżeli prowadził kilka lekcji pod rząd. O ile potrafił na długo zapomnieć o wszelkich potrzebach fizjologicznych, mając ważniejsze rzeczy do roboty, o tyle rak nie był już tak wyrozumiały i karmienia domagał się regularnie. Dlatego też, żeby mieć dość czasu na spokojnego papierosa, bez potrzeby chowania cennych materiałów, które zwykle znajdowały się w jego biurku w klasie i bez przejmowania się tym, czy któryś smarkacz postanowi do sali koniecznie wejść i wepchnąć w nie swoje lepkie palce, kończył zajęcia kilka minut wcześniej. Także i tym razem nie spodziewał się, że ktoś z następnej grupy zdąży się już przypałętać, nim wróci z papierosa. Do lekcji zostało jeszcze mnóstwo czasu, a jednak gdy wszedł do sali, w drugiej ławce zobaczył dobrze już znaną sobie uczennicę. - Dzień dobry - rzucił oschle, wyłącznie dla zasady i skierował się do biurka. Siadając, szybko omiótł spojrzeniem leżące na nim fragmenty uto-azteckich inskrypcji, upewniając się, że żadnej nie brakuje - Świetlik nie będzie pani potrzebny - zaznaczył, nie patrząc już na Gryfonkę, a na pergamin z przepisanym tekstem w języku tolteckim. Miał nadzieję, że smarkata Dearówna raz w życiu raczy siedzieć cicho i zachowywać się stosownie, bo Huitzilopochtli mu świadkiem, że nie zamierzał marnować przez nią reszty przerwy.