Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
- Masz racje. - uśmiechnęła się. Spojrzała na niebo. Słońce powoli zachodziło , a powietrze robiło się coraz chłodniejsze. Potarła dłonią rekę , aby się rozgrzać. - Może mały spacerek do Wielskiej Sali ? Zaczyna robic się zimno.
- Dobry pomysł - przytaknęła, zatrzymujac się. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cały czas krążyła w pobliżu dębu. - Jestem głodna i to jak. Chyba czas kolacji, nie sądzisz? - zapytała, ale już razem z puchonką szła w kierunku zamku. Droga minęła im szybko i zaraz były w wielkiej sali.
Iv zatrzymała się tuż przy rozłożystym dębie. Pogoda wpłynęła na znaczne polepszenie jej humoru. Usiadła na ławce i wystawiła twarz ku słońcu. Oczywiście, jak zwykle miała dobrze zamaskowany brzuch.
Wyszedł na błonia i od razu rozpiął skórzaną kurtkę. Jak zwykle ubrał trampki i ciemne jeansy. Od matki dostał nowe perfumy, uznał, że czas je wypróbować. Nogi zaniosły go pod wielki dąb. Spojrzał na dziewczynę siedzącą na ławce. Widział tylko jej blond włosy i wyprostowane plecy. - O, widzę, ranny ptaszek. - zaśmiał się. - Jestem Kazuo - ukłonił się lekko i ucałował dłoń dziewczyny - A Ty?
Przeniosła wzrok na chłopaka i uśmiechnęła się pogodnie. - Zdecydowanie tak. - zaśmiała się. - Ivette. - przedstawiła się po chwili. - Może usiądziesz? - zaproponowała.
Uniósł głowę po muśnięciu jej dłoni i spojrzał w oczy. Wydawały się mu znajome. Niesamowicie znajome. Zlustrował spojrzeniem dziewczynę, dlaczego wyglądała jakby miała na sobie worek? - Jasne. - odpowiedział i przysiadł koło niej. - Wiesz, mam dość głupie pytanie - zaczął od razu, uznając, że bezpośredniość to dobre rozwiązanie. - I nie traktuj tego jak taniego podrywu. Po prostu wydajesz mi się znajoma, nie poznaliśmy się wcześniej?
Lekko zmrużyła oczy, patrząc na niego uważniej. Faktycznie, wydawał się być dziwnie znajomy. Jednak nie mogła sobie przypomnieć, gdzie i kiedy się spotkali. - Jasne. Wyglądasz na bystrego człowieka, który nie broni się tandetą. - uśmiechnęła się lekko. - Ja też mam wrażenie, że kiedyś się widzieliśmy. - przyznała.
Zaśmiał się. Przecież tyle razy w jakimś klubie wykorzystywał tandetny podryw, aby zatańczyć. Cóż, nie musiała o tym wiedzieć. - Dziękuję. To duży komplement dla faceta. - puścił jej oczko. - Ale nie mam pojęcia kiedy... Na zajęcia nie chodzę, więc wątpię, aby na nich. Cóż, mam nadzieję, że sobie przypomnę. Z którego domu jesteś? Widzę, że obydwoje nie założyliśmy szat.
Uśmiechnęła się zadziornie, ale nie skomentowała jego pierwszej wypowiedzi. Fakt, jej strój w żadnym stopniu nie przypominał szkolnej szaty. - Hufflepuff, a Ty? - spytała, lekko przekrzywiając głowę. Gdzie oni mogli się spotkać?
Hufflepuff, więc może Christy mi ją przedstawiała? Ciągle lustrował dziewczynę wzrokiem, próbując przypomnieć sobie, czy gdzieś już ją widział. Niestety z imprez nie pamiętał za wiele twarzy. Postawił, więc na Christy. Dumnie wypiął pierś. - Ravenclaw. Wiesz, może Christy mi Ciebie przedstawiła lub coś - dodał po chwili, drapiąc się po głowie. Zdecydowanie niefajnie było kogoś pamiętać, nie pamiętając.
- Nie kojarzę Christy, ale nie wykluczam tej opcji. - zaśmiała się. - Jaki dumny Krukon.. - dodała z rozbawieniem po czym szturchnęła go lekko w ramię. Puściła do niego oczko. Odniosła wrażenie, że znali się dość długo, bo czuła się w jego towarzystwie bardzo swobodnie.
- Jest z Twojego domu - dodał szybko, kładąc dłonie na ławce i wystawiając twarz do słońca. Może da się opalić? - Za co? - spytał rozbawiony. - Każdy krukon jest dumny! - powiedział, analizując ludzi ze swojego domu. Byli pewni siebie i walczyli o swoje. Z resztą niełatwo było ich pokonać, to inteligentne bestie. - A każdy Puchon miły, sympatyczny i pomocny. Stereotypy. - wzruszył ramionami.
- Ach te stereotypy... - wywróciła oczami. - Czasem są naprawdę złudne... - uśmiechnęła się tajemniczo. - Czyli mam rozumieć, że Christy to Twoja dziewczyna, tak? - spytała.
- Owszem czasem wyprowadzają na manowce, ale naprawdę nie spotkałem jeszcze niemiłego Puchona! - rzekł przekonującym głosem - Tak samo nieśmiałego Krukona. Jakoś tiara wybiera, że Ci ludzie są podobni do siebie. Jednak nie patrzę na to, że Puchoni to idioci. - pokazał jej przekuty jęzor i zaśmiał się, rozpierając się na ławce. - Tak, Christy to moja dziewczyna. A Ty masz kogoś, skoro zeszliśmy na ten temat?
- Ja Ci dam, idioci! - prychnęła po czym zaśmiała się. - W takim razie chętnie ją poznam. Zwłaszcza, że jesteśmy z tego samego domu. - powiedziała. - Nie, nie mam nikogo. - wzruszyła ramionami. Oczywiście, ominęła kwestię małej istotki, która właśnie się w niej rozwijała.
- Przecież powiedziałem, że nie uważam Was za idiotów. Nie znalazłem nikogo wspanialszego od Christy. - rzekł najzupełniej szczerze. Nie wiedział, dlaczego ale ta kochana istotka ukradła mu serce. Jeszcze tak naprawdę poznali się w dziwny sposób. - Myślę, że to nie będzie stanowiło problemu. Christy na pewno z miłą chęcią Cię pozna. Choć ubolewam, że jako Krukon, nie mam wstępu do Waszego dormitorium - jego ton był wyraźnie zasmucony - Oj... Jestem pewny, że znajdziesz sobie kogoś ekstra. Przecież taka dziewczyna nie może być sama - puścił jej oczko.
- Jakoś sobie... radzimy. - powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zasłoniła usta dłonią. - Kazuo... wiesz.. jestem w stanie błogosławionym. - uśmiechnęła się lekko, ale widać było, że jest szczęśliwa. - Nie znam ojca. Powiedzmy, stało się to bez mojej zgody. - wzruszyła ramionami.
Spojrzał na nią zaskoczony. Była bardzo otwarta. - Radzimy? - spytał, unosząc brew. Nie widział tu nikogo innego. Spojrzał na nią zaciekawiony. - Na Merlina! Gratuluję! - rzekł wyraźnie ucieszony. Lubił dzieci, nawet bardzo. Uścisnął ją mimowolnie - Przykro mi, że nie znasz ojca... ale dzieciak to chodzące szczęście! Poza tym zawsze możesz liczyć na nas - miał na myśli siebie i Christy - Poza tym, dlaczego chodzisz w takich workowatych ciuchach? - uznał, że musi być szczery - Powinnaś pokazywać światu swoje szczęście! Poza tym... mogę? - spytał, spoglądając na brzuszek Ivette.
Spojrzała na niego z nieukrywanym zaskoczeniem. Od razu poczuła rosnące szczęście. A więc nie została z tym sama. - Bardzo dziękuję. - objęła go lekko, uśmiechając się szeroko. - Nie chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli. To trochę krępujące. - przyznała. - Proszę. Mała sprinterka już kopie. - lekko uniosła sweter.
- Oczywiście, że nie zostaniesz z małym skorupiakiem sama - dodał po chwili, wyciągając nieśmiało dłoń w stronę brzucha Ivette. Czuł się dziwnie szczęśliwy, aż pomyślał, że chciałby usłyszeć takie słowa od Christy. - To niekrępujące, słońce. To po prostu natura. Powinnaś naprawdę być z tego dumna. - jego dłoń styknęła się ze skórą Ivette. Mała kopnęła, a Kazuo uśmiechnął się szczerze. - Merlinie... Cudne uczucie.
Patrzyła na Kazuo ze szczerym rozpromienieniem. - Może i masz rację. - przyznała, uśmiechając się radośnie. - Prawda, że wspaniałe uczucie? - spytała z dumą. Tak, to jej córka!
- I taka powinnaś być na co dzień! Nawet nie wiesz, jaka jesteś piękna jak się uśmiechasz - rzekł, głaszcząc jej brzuszek, czując jak mała ciągle kopie i nie daje jej spokoju - Heeeeej, maleńka, nie bądź taka, bo się mamusia będzie gniewać. - powiedział jakby do brzuszka. - Więc mam nadzieję, że teraz będziesz dumnie emanować swoim stanem, Ivette. Poza tym jak się ktoś będzie czepiał... dasz namiar. - wyszczerzył się.
Roześmiała się szczerze. Dawno nie czuła się tak wspaniale. - Dziękuję, Kazuo. Jesteś kochany. - cmoknęła go w policzek. - Wiesz, pewnie chciałaby już poznać świat. - lekko sie skrzywiła, gdy Mała kopnęła wyjątkowo mocno. - Ciągle nie mogę zdecydować się na imię.
Żeby wszystkie kobiety uważały go za takiego kochanego, troskliwego Japończyka, byłoby ekstra. - Do usług, madame - rzekł cicho, czując jej usta na swoim policzku. Momentalnie zapragnął więcej, ale szybko to od siebie odgarnął. - A na kiedy masz termin? Poza tym... jak mi nie wyślesz sowy, gdy będziesz jechać do Munga... Spotkasz się z gniewem Krukona. - zmrużył oczy, patrząc na nią groźnie. - Imię? Wiesz, tu na pewno pomoże nam Christy.
- Wyślę, obiecuję. - uniosła rękę w poddańczym geście. - Planowany termin to już początek maja, ale nigdy nie wiadomo. - uśmiechnęła się. - To dobrze, że Christy pomoże. Ja już mam mętlik w głowie od tych imion. - przyznała z rozbawieniem.
- Początek maja?! - w porę zatkał sobie usta, aby nie krzyknąć. Jak ludzie mogli być tak na to ślepi? - Oj, mała, niezła z Ciebie aktorka - rzekł prawie załamanym głosem. - A masz już coś dla dziecka? - spytał zaciekawiony - Wiesz, Christy jest bardzo kreatywna, naprawdę musisz ją poznać. Poza tym... chciałbym poznać Twoją opinię na jej temat. - dodał tajemniczym głosem, nie chcąc jeszcze wspominać o planach.