Mugolski lunapark, oferujący prawdziwe, niemagiczne rozrywki. Znajdziecie tu Diabelski Młyn (znacznie szybszy od London Eye!), rollercoasters, samochodziki, karuzele, budki z konkursami, pływające łódki i wiele innych! A gdy będziesz mieć dosyć, możesz sobie kupić watę cukrową, popcorn, hotdoga lub inne kaloryczne jedzenie czy też słodkie napoje, a potem klapnij sobie na jednej z ławeczek. Udanej zabawy!
Bardzo przyjemne uczucie, gdy ktoś tak cię obejmuje za szyję. Jednak, było zbyt fajnie i oczywiście wszystko szlag trafił. Dziewczyna w pewnym momencie westchnęła, spuściła głowę i odsunęła się od niego. Coś poszło nie tak. Pewnie przesadził, albo ona ma kogoś i taka sytuacja była dla niej niezręczna. W każdym razie, nic już nie mógł zrobić, przecież nie złapie jej z powrotem. A w sumie czemu nie? Bo znają się jakieś pięć minut, temu. Gdy usłyszał, o tym, że to jest zły pomysł, był pewny, że to on zawinił. Od razu jego pewność siebie spadła do parteru. Odwrócił się na chwilę by założyć koszulkę, włożył ręce do kieszeni i przez chwilę jeszcze nic nie mówił. Jak mu mogło być teraz głupio. Najchętniej zapadłby się pod ziemię, a najlepiej złapał miotłę i jak najszybciej poleciał ku górze, jak najdalej stąd. Po chwili brunetka wspomniała o lodach. Posłał jej jakiś niemrawy uśmiech i zaczęli iść w kierunku budki. Panowała niezręczna cisza, ludzie zaczęli opuszczać lunapark, więc jeszcze przez chwilę było dość tłoczno, ale gdy zbliżali się coraz bardziej do celu, mugoli było coraz mniej. Postanowił się w końcu odezwać, bo aż głupio było iść w takiej ciszy. -To do jakiego domu należysz? -spytał nieśmiało, nie wiedział czy to dobry pomysł, ale innego nie miał. Najwyżej to będzie strzał w kolano. A najprędzej to Sunny się rozmyśli i ucieknie od niego całkiem.
Wiedziała, ze wszystko poszło nie tak z jej winy oczywiście. Aiden pewnie myślał, ze to jego wina a przecież wcale tak nie było. To ona źle się czuła z tym, że zrobiła to co zrobiła. On przecież nie miał wyjścia, nie mógł jej odepchnąć i powiedzieć spadaj to nie było w stylu Gryfon. Chociaż w sumie, czemu nie? Spojrzała na niego przepraszająco i przełknęła ślinę. Gdy jej towarzysz ruszył w stronę budki z lodami udała się za nim. Panowała bardzo, ale to bardzo niezręczna cisza co ją dobijało. Nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji. Aiden w końcu się odezwał, dzięki temu jej ulżyło. Teraz wiedziała, że nie był na nią wściekły. -Ohh, tak racja. Całkiem o tym zapomniałam. Jestem dumną Puchonką. -odpowiedziała i próbowała się uśmiechnąć, ale zapewne wyglądało to żałośnie. Rozejrzała się dookoła, już nikogo nie było wszyscy mugolu ulotnili się. Nagle Sunny zatrzymała się i złapała Gryfona za rękę. -Aiden, nie mamy po co tam iść. Zamknięte. -powiedziała nagle i spojrzała na niego, po czym cichutko westchnęła. -Przepraszam za to co się stało. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. -zaczęła po chwili i spuściła głowę w dół. Ciemne kosmyki włosów opadły na jej twarz, zasłaniając jej smutny wyraz. Zagryzła ząbkami dolną wargę i westchnęła cichutko. SOS kompletnie nie wiedziała co ma teraz zrobić.
No cóż, nie pomyślałby, że to Puchonka. Raczej miał błędne stereotypowe wyobrażenie uczniów Hufflepuff. Skromni, nieśmiali i kujonowaci. Sunny była zupełnie inna. Co oczywiście czyniło ją wyjątkową i stawiało ją wysoko w jego oczach. -Jestem z Gryffindoru. -odpowiedział nieśmiało. No tak, to jedna z typowych cech gryfonów, nieśmiałość po prostu była wpisana w ich kodeks. Jak on się teraz mógł błaźnić, to przekraczało ludzkie wyobrażenie. Na dodatek, spóźnili się do budki. Było już za późno i zastali ją zamkniętą. -No super... -wymamrotał pod nosem, gdy usłyszał słowa dziewczyny. Ta od razu odwróciła się w stronę chłopaka i spojrzała na niego. Zdziwiły go przeprosiny, przecież nic nie zrobiła, to nie jej wina. To były tylko żarty, prawda? Chyba... A co jeśli nie? Znali się chwilę, ale może zaiskrzyło, kto wie. -Daj spokój, nic się nie stało. Nie mam pojęcia za co przepraszasz, wyszło jak wyszło. Nie znamy się nawet godziny, więc nie mam pojęcia jak na tak krótki czas trwania, jakakolwiek znajomość mogłaby być lepsza! -odgarnął jej włosy z twarzy i posłał ciepły uśmiech.
Sunny odetchnęła z ulgą słysząc jego słowa. Gryfon tak jak myślała, wiec jej intuicja jej nie zmyliła. No dobrze, dobrze. Budka z lodami była zamknięta, co teraz? Niestety, musieli wymyślić coś innego. -Więc, Aiden mam pomysł. -powiedziała i spojrzała na niego kątem oczka. Gdy powiedział, ze to nie ej wina odetchnęła głęboko i popatrzyła mu w oczka. Kiedy odgarnął jej włosy zagryzła wargę ząbkami, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Po chwili złapała go za rękę i pociągnęła w stronę ślicznej karuzeli pełnej koników i luster. Usiadła na jednym z koników i spojrzała na Gryfona zachęcająco. -Wsiadaj. -powiedziała uśmiechając się szeroko. Gdy chłopak zajął swoje miejsce machnęła swoją różdżką. Kolorowe światełka rozbłysły nad nimi i zaczęły odbijać się w lustrach tworząc tęczę. Nagle koniki ruszyły w rytmie spokojnej muzyki. -Juhu! -wykrzyknęła rozbawiona i roześmiała się jak na "Słoneczko" przystało. Zerknęła na Aidena kątem oka, nie przestając się uśmiechać. Była taka szczęśliwa, jak dziecko. Już dawno tak się nie czuła. Ciepły wietrzyk owiewał jej twarz i rozwiewał jej długie kasztanowe włosy.
Nie mógł jej odmówić. Poszedł, ciągnięty za rękę na karuzelę. Nie bardzo miał jakieś wyjście, uśmiechał się trochę sztucznie, bo nadal było mu przykro, nawet jeśli w małym stopniu to było. Starał się to ukryć, bo dziewczynie ewidentnie humor się poprawił. -Nie jestem aby na to trochę za stary? -zapytał z lekkim zdziwieniem. Tak jakby zapomniał o wojnie na balony z wodą z jakimiś dwunastolatkami, która odbyła się raptem kilka godzin temu. Wsiadł na jednego z koników na karuzeli i przewrócił oczami. Czuł się trochę głupio. Z jednej strony było śmiesznie, a z drugiej nadal przykro. Normalnie jak kobieta w ciąży. Sunny zdecydowanie czuła się bardzo dobrze. Siedział na tej karuzeli, patrząc na nią i uśmiechając się nie do końca szczerze. -To co mi powiesz o sobie? -próbował jakoś rozkręcić rozmowę, chociaż marnie mu to szło.
Gdy usłyszała słowa Gryfona westchnęła cichutko. Dlaczego miałby być za stary? Przecież niedawno oblał ją balonem z wodą i chodził bez koszulki. Teraz twierdził, ze jest za stary na karuzele. Dość dziwny człowiek, ale no cóż. -W takim razie, ja też jestem za stara. -stwierdziła i wzruszyła delikatnie ramionami. Odgarnęła niesforny kosmyk kasztanowych włosów z policzka, po czym westchnęła cichutko. -Jeśli ci się to nie podoba możesz wracać do zamku. -dodała po chwili i zeskoczyła zgrabnie z konika na ziemię. Podeszła wolnym krokiem do niedużej fontanny i opuszkami palców zaczęła dotykać taflę wody, która wytryskiwała we wszystkie strony. Westchnęła cichutko przyglądając się kropelką wody, które spływały po jej nadgarstku i dłoni. -Co mam Ci opowiedzieć? Jestem nudną osobą. -zaczęła i zerknęła na Aidena kątem oka. Nie wiedziała co ma mu opowiedzieć, jej życie było nudne..ona była nudna. -Studiuję, lubię tańczyć i uwielbiam magię leczniczą. -odpowiedziała krótko i wróciła do przyglądania się wodzie.
Kiedy usłyszał co mówiła Puchonka, stwierdził, że znów zawalił sprawę. Przed chwilą bawiła się jak dziecko, a teraz przez niego zeszła smutna z karuzeli i udała się w stronę fontanny. Po co on się w ogóle odzywał? Powinien siedzieć na tej pieprzonej karuzeli i udawać szczęśliwego. Niestety musiał coś powiedzieć i wszystko popsuć. Teraz dziewczyna, która mu się spodobała i liczył na rozwój znajomości stoi sobie smutna. -Nie chcę wracać do zamku, z Tobą mi tu dobrze. -uśmiechnął się i podszedł bliżej niej. Słuchał w tym czasie jak opowiadała o sobie, co prawda nie było tego zbyt wiele, ale zawsze coś. Nie uważał ją za nudną, to co dziś zrobiła stawia ją zdecydowanie na dobrej pozycji i nie kwalifikuje jako nudziarza. Wspomniała o studiach, ale nie kojarzył jej w ogóle, czyżby była starsza? Na pewno tak, ale nie będzie się lepiej z tym wyrywał. Stanął obok niej i popatrzył w taflę wody. -Nie jesteś nudna, a przynajmniej według mnie. Znamy się może chwilę, ale wyglądasz na bardzo ciekawą osobę i chyba będę musiał zaprosić cię gdzieś, żebyśmy się lepiej poznali. -odwrócił się w jej stronę chcąc spojrzeć jej w oczy i przysunął się jeszcze bliżej.
Kiedy Aiden do niej podszedł spojrzała na niego i westchnęła cichutko. Wysłuchała tego co mówił, ale jakoś nie bardzo w to wierzyła. Przecież był wobec niej taki .. taki szorstki. Zmierzyła swego towarzysza wzrokiem od góry do dołu i w końcu stwierdziła, ze nie ma co się teraz nad tym wszystkim zastanawiać. -Aiden ja.. nie wiem czy jestem dobrym towarzystwem. Jestem nudna, na prawdę nie ma co mnie poznawać. Jest milion innych ciekawszych dziewczyn ode mnie. -odpowiedziała spokojnie i ponownie cichutko westchnęła. Kiedy Aiden przysunął się do niej, poczuła jego ciało ocierające się o jej. Zadrżała delikatnie, czując to. Spojrzała w jego o czy i zagryzła delikatnie ząbkami dolną wargę. Co on robił? Chciał kontynuować to co zaczęli jakiś czas wcześniej? Nieco podenerwowana Sunny nie wiedziała czy to był dobry pomysł, ale skoro Aidenowi to nie przeszkadzało to czemu nie. Ponownie popatrzyła mu głęboko w oczy i położyła mu dłoń na policzku. Opuszkami palców zaczęła błądzić po jego delikatnej skórze. Przełknęła bezgłośnie ślinę i ponownie zagryzła dolną wargę ząbkami. -Mam nadzieję, ze nie będziesz tego później żałował. -odpowiedziała cichutko i powoli przysunęła się do niego jak najbliżej mogła. Jej bluzka jeszcze nie wyschła więc nadal odczucie było dość dziwne gdy się do niego zbliżyła. Wspięła się na paluszki i delikatnie wargami musnęła jego wargi po czym odsunęła się i popatrzyła mu w oczy.
Nie znał jej, ale żadna dziewczyna nie powinna o sobie myśleć w ten sposób, że są lepsze od niej. Może i są, nie obchodziło go to, chciał poznać ją, a nie żadną inną. Ta urocza brunetka na pewno była warta jego uwagi i nie miał zamiaru zmienić zdania. No chyba, że to ona próbowała się go pozbyć, bo był zbyt natrętny. -Niestety nie dam rady poznać tego całego miliona i muszę się zadowolić Tobą. -uśmiechnął się do niej i włożył rękę do fontanny kręcąc w niej kółka. Chciał ją trochę pocieszyć, ale to chyba nie był odpowiedni sposób. Gdy dotknęła jego policzka przeszły go dreszcze, nie spodziewał się tego co się zaraz miało stać. Puchonka stanęła na paluszkach i delikatnie pocałowała go w usta. W jednej chwili zrobiło mu się cieplej i poczuł się jakoś dziwnie. Od razu odsunęła się od chłopaka i popatrzyła mu w oczy. To dziwne, lecz przyjemne uczucie nadal w nim tkwiło. Nie wiedział co teraz zrobić. Cała sytuacja trochę jak z filmu. Poznają się, od razu przechodzą do rzeczy, romantyczny pocałunek, a teraz jedno z nich zostaje pożarte przez zombie. To chyba nie do końca ten film. Nie miał jej tego za złe, ani nie żałował. Wręcz przeciwnie, bardzo mu się podobało i pragnął więcej. Chyba ktoś tu się zakochał. -Oj uwierz, nie będę. -odpowiedział będąc jeszcze w lekkim szoku.
Kiedy usłyszała jego słowa o poznawaniu miliona innych dziewczyn uśmiechnęła się delikatnie. Aiden był taki słodki. Wiedziała, ze nie powinni tego robić teraz, dopiero się poznali. Sunny jednak czuła, ze to kiedy się poznali nie ma znaczenia. Ważne, ze coś do siebie poczuli. Zmierzyła chłopaka wzrokiem. Chciała poznać jego reakcję po tym jak złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Nie przestając dotykać opuszkami palców jego policzka ponownie wspięła się na paluszki. -Mam taką nadzieję. -wyszeptała mu na uszko i wargami musnęła jego szyję po czym odsunęła się na kilka milimetrów i spojrzała mu głęboko w oczy. Czuła jak fale ciepła zalewają jej ciało, było to całkiem przyjemne uczucie. Szczególnie dlatego iż Sunny czuła takie coś pierwszy raz w życiu. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów, który opadł jej na policzek. -Ja też nie będę. -dodała po króciutkiej chwili i uśmiechnęła się delikatnie. Wtuliła się w klatkę piersiową chłopaka i westchnęła cichutko, po czym przymknęła powieki. Czuła się przy nim taka bezpieczna, nigdy jeszcze przy nikim się tak nie czuła. Wiedziała, ze może mu zaufać, nie wiedziała skąd. Po prostu wiedziała i tyle. To było dziwne, ale zarazem tak bardzo romantyczne.
Znów poczuł przyjemne ciepło, gdy Sunny się do niego przytuliła. Było tak miło, że nie chciał tego kończyć. Nigdy, przy nikim nie czuł się tak dobrze. Najdziwniejsze było to, że znali się tak krótko, a połączyło ich zdecydowanie coś wyjątkowego. A może to tylko chwilowe zauroczenie? Kto wie. Nie obchodziło ich to w tej chwili. Nie widzieli świata poza sobą. -Nie dziwi Cię to? -spytał nagle dziewczyny. -Znamy się kilka godzin, a to co robimy nie jest chyba normalne jak na tak krótką znajomość. Nie żeby mi to przeszkadzało. -uśmiechnął się po czym pocałował dziewczynę w głowę. Przytulił ją mocniej i nie chciał jej puścić. Cała sytuacja wyglądała tak samo jak na filmach romantycznych. Poznali się przypadkiem i zaraz połączyło ich jakieś uczucie. Ciekawe jak to potoczy się dalej. Ta myśl błądziła gdzieś po głowie chłopaka.
Czekała na Morticię w wyznaczonym miejscu, przy wejściu do lunaparku i zastanawiała się, czy dziewczyna będzie miała jakieś problemy z trafieniem. W końcu nie miała bladego pojęcia o tym, jak dużo dziewczyna wiedziała o pozamagicznym świecie, ale miała nadzieję, że nie będzie miała jakichś większych kłopotów, a w razie czego zapyta kogoś o drogę. W końcu jest już prawie dorosła, powinna sobie poradzić... Dobrze, że do Hogwartu zawsze zabierała swój portfel, w którym właśnie znalazła trochę mugolskich pieniędzy, uznała że powinno wystarczyć na rollercoaster, jedzenie, diabelski młyn i inne atrakcje. W sumie chętnie poszłaby na strzelnicę, może w końcu udałoby jej się coś wygrać. Trochę było jej chłodno, ubrała się w białą bluzkę z długim rękawem, jeansowe ogrodniczki, białe skarpetki do pół łydki i swoje ulubione Superstary. Kurtkę póki co miała na sobie, a niewielki plecaczek zarzucony był tylko na prawe ramię Szkarłatki. W końcu w tłumie ludzi zauważyła rudowłosą za którą tak się stęskniła, od razu szybkim krokiem ruszyła w jej kierunku, by po chwili mocno ją przytulić a następnie ucałować w policzek. - Jak dobrze cię widzieć, Morti! - ciesząc swoje oblicze spojrzała młodszej w oczy. - Chodź! - chwyciła rudowłosą za rękę ciągnąc ją w lunaparkowe alejki. - Nie musisz się przejmować pieniędzmi, dzisiaj wszystko na mój koszt. Chcesz najpierw coś zjeść? Chociaż... - zawiesiła głos. - Nie, to może nie być najlepszy pomysł, jak pójdziemy na rollercoaster może zrobić nam się niedobrze... To jak? - zwróciła się do Morti. Pierwszy raz od dawna była tak rozentuzjazmowana. - Co chcesz najpierw porobić?
Dziewczyna była naprawdę szczęśliwa, gdy dostała list od Scarlett. Bardzo się ucieszyła, gdy sowa go dostarczyła i gdy odczytała jego treść. Czyli jednak Scar stęskniła się za nią tak samo, jak ruda. Naprawdę dawno się nie widziały, w końcu trzeba było to zmienić i o to dziś nadszedł ten czas. Miały się spotkać w lunaparku, żaden problem. Ruda całkiem nieźle radziła sobie w świecie zwyczajnych ludzi, w końcu przez jakiś tu przebywała. Na spotkanie postanowiła założyć kurtkę, oraz kapelusz. Przedzierała się przez tłum ludzi, dopóki nie dostrzegła Scar. Podeszła do niej szybko, przecież nie chciała się wywalić, po czym mocno ją przytuliła. - Jejku skarbie, nawet nie wiesz jak tęskniłam! - Zawołała podekscytowana, ściskając azjatkę. Zaśmiała się, gdy pociągnęła ją w stronę alejek. - Też coś ze sobą wzięłam, przecież nie będę na Tobie pasożytować! - Zawołała, po czym zastanowiła się przez chwilę od czego by tu zacząć. Tak w sumie rollercoaster był dobrym pomysłem. - Oj! Najpierw oczywiście rollercoaster, później pójdziemy coś zjeść i na strzelnice! W sumie, mam w plecaku deskorolkę, tak, jakoś się zmieściła, musiałam go tylko otworzyć. Omal go nie rozepchała, ale nie mogłam odpuścić. Skoro już jesteśmy w Londynie musimy wpaść później do skateparku, jak już skończymy się tu bawić. Dawno nie jeździłam! - Zawołała podekscytowana i odwróciła się do dziewczyny tyłem, żeby pokazać jej odstający fragment deski, po czym pociągnęła dziewczynę w stronę kolejki.
Idąc zatłoczonymi uliczkami lunaparku śmiała się radośnie, trzymając Morti za rękę. W sumie sama nie wiedziała dlaczego ma ochotę na kontakt cielesny z drugą osobą, ale w końcu to była Mort, jedyna dziewczyna z Hogwartu którą poznała i polubiła na trzeźwo poza tym ruda miała w sobie ten rzadko kiedy spotykany urok. Nie patrzyła na nią jak na zwykłą koleżankę czy nawet przyjaciółkę, dziewczyna była dla Scar kolejną potencjalną partnerką. W sumie dlaczego nie? Ciekawe jak zareagowałaby na pocałunek. - Serio, umiesz jeździć?! - Szkarłatka w zachwycie uniosła brwi. - Musisz mnie koniecznie nauczyć, Morti! Nigdy wcześniej nie miałam okazji jeździć na desce, a nawet jeśli to byłam zbyt narąbana żeby na niej ustać albo chociaż zapamiętać że coś takiego miało miejsce - zaśmiała się. Nie miała w zamiarze chwalić się swoimi alkoholowymi wyskokami dlatego też mówiąc o swoich początkach ze skateboardingiem machnęła lekceważąco ręką. Ciągle trzymając rękę dziewczyny kupiła dwa bilety na rollercoaster po czym razem stanęły w kolejce. - Nie mogę się doczekać aż już będziemy tam na górze - mówiąc to zadarła głowę by spojrzeć na pędzącą kolejkę. - Po strzelnicy pójdziemy jeszcze na diabelski młyn - postanowiła. - A po skateparku idziemy na bilarda i piwo, o tak. Dawno grałam w bilarda. Jeśli o ten cały diabelski młyn chodziło, to Scarlett miała gdzieś z tyłu mózgownicy nakreślony jakiś koncept na urozmaicenie tej atrakcji. Przestała się nawet przejmować tym, co spodobałoby się Morti a co nie. W końcu prędzej czy później zamierzała wypalić tego skręta którego miała w wewnętrznej, zapinanej na suwak kieszonce plecaczka. Posłała Morticii szelmowski uśmiech i bez zbędnych słów objęła dziewczynę ramieniem.
Akurat miały doskonałą okazję na rozmowę, w końcu przechadzały się lunaparkiem, miały sporo czasu na rozmowę. Wymianę spostrzeżeń, uwag i nie tylko. Miały doskonałą okazję żeby się pośmiać z różnych głupot. Morticia lubiła przebywać w towarzystwie tej dziewczyny, napawała ją pozytywną energią. W sumie to przez jakiś czas nawet się zastanawiała, czy aby na pewno jest heteroseksualna i wiecie co? Zwątpiła w swoją seksualność, serio. Scarlett była fantastyczną dziewczyną, no i atrakcyjną. Co z tego, że ta dziewuszka myślała, że jest zupełnie inaczej. Jakby zareagowała na pocałunek? Naturalnie, pewnie by go odwzajemniła. - No umiem! Wiem, pewnie byś mnie o to nie podejrzewała. Nie wiem czemu, naprawdę. Dobra, może na taką nie wyglądam, nie... Wręcz przeciwnie - wyglądam. Sama nie wiem, ale to nie zmienia faktu, że jeżdżę i tak bardzo chętnie Cię nauczę. Tylko wiesz, dziesięć plastrów na kolana, albo najlepiej pierdylion puchu i jedziemy.- Zaśmiała się, po czym poruszyła głową, zarzucając grzywkę na bok, która tak cudownie opadała jej na twarz. Alkoholowe jazdy? Ona po pijaku całowała się z obcym facetem, i dobrze to pamiętała. To dopiero było smutne. No właśnie i najgorsze było to, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego co zrobiła. - O weź, ja też nie! To będzie super. Ja to wyczuwam! - Zawołała, gdy stały w kolejce. Nie musiały jakoś szczególnie czekać, a może czekały, lecz szybko upłynął czas? Nie stawiała oporu, gdy Scar ją objęła. Nachyliła się i dała jej buziaka w policzek. - Cieszę się, że się spotkałyśmy. - Powiedziała podekscytowana. Oczywiście pasowały jej atrakcje, która zaplanowała dziewczyna. Diabelski młyn, kolejka, bilard, piwo? Cudownie, podobał jej się ten plan. - Widzę, że wszystko zaplanowałaś. Sądzę, że to bardzo dobry plan. - Pochwaliła, no i chwilę później już siedziały w kolejce i rozpoczynały swoją podróż. - Oby nikt nie rzygał, bo jak to zobaczę to i ja puszcze pawia. - Zaśmiała się. No teraz było to śmieszne. Ciekawe jak bezie później.
- Ei, na pewno nie będzie aż tak źle - zaśmiała się, słysząc uwagę Morti o plastrach. Podejrzewała, że jazda na deskorolce początkowo może sprawiać jej problemy, ale zębów raczej nie straci, w końcu zamierzała się upić po skateparku. Swoją drogą dziwne było, że Scarlett do lunaparku wstawiona nie przyszła, ale może to i lepiej, skąd miała wiedzieć, co się na rollercoasterze wydarzy. Nigdy nie było jej niedobrze kiedy ze znajomymi z Aberdeen szybko jeździła samochodem, nawet jak była pijana, ale taka kolejka to zupełnie co innego. Poza tym jakoś nie miała ochoty na picie w pojedynkę. Nie spodziewała się tego, że Morti pocałuje ją w policzek jednak uznała to za bardzo przyjemny gest i tylko przymknęła oczy wydając z siebie cichy, rozkoszny pomruk. Co prawda nie oznaczało to, że dziewczyna zgodzi się na coś więcej, na pogłębienie ich przyjacielskich relacji, jednak Scarlett uznała to za dobry, bardzo dobry znak. - E tam, zaplanowałam. Po prostu... Dawno byłam normalnym człowiekiem - powiedziała z naciskiem na normalnym, żeby podkreślić swój status krwi przez niektórych uznawany za beznadziejny. Jej to odpowiadało, dzięki temu czuła się w jakiś sposób wyjątkowa pośród tych wszystkich czarodziejów. - Mam nadzieję, że obejdzie się bez wymiocin - zaśmiała się. - Chociaż wiesz, różnie ludzie reagują. No i ludzki debilizm, jedzenie przed wsiadaniem na rollercoaster, that's no no - skrzywiła się. Chwilę później kolejka ruszyła. - Mam nadzieję że obejdzie się bez nieprzyjemności! - dodała, chwytając towarzyszkę za rękę.
Zaśmiała się, słysząc uwagę Szkarłatki. Czy nie będzie tak źle? Zobaczymy, to się jeszcze okaże. Morticia pamiętała swoje pierwsze kroki z deskorolką, to było naprawdę przykre. Często miała pozdzierane kolana, porwane spodnie i chodziła niemalże cały czas podrapana. Fakt faktem zębów nigdy nie pogubiła, na szczęście. W końcu miała bardzo ładny uśmiech, jakby te ząbki straciła to nie mogłaby się szeroko uśmiechać. A to byłoby bardzo przykre, czyż nie? Co do samochodów, to niestety nie miała okazji na jazdę. W końcu w jej rodzinie był zbyt wysoki poziom magii. Trochę tego żałowała, bo z tego co opowiadają jej niemagiczni przyjaciele w "normalnym" świecie było bardzo ciekawie. Opowiadali o różnych wypadach, grach i w ogóle o wszystkim tym, czego Ona będąc młodą dziewczyną nie posiadała. Czasem wolałaby zostać zwyczajnym człowiekiem, nic by jej nie obchodziło. Żadna magia, żadne czary. Żadne głupie reguły mówiące o "zakacie używania czarnej magii" i tak dalej. Pech niestety chciał, że w takim właśnie świecie się znalazła. Pocałowała Scar w policzek? Czemu? Bo uznała to za urocze i stosowne do tej sytuacji. Może odrobinę dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że przed chwilą wyznała, że bardzo się cieszy z tego spotkania. To było normalne, lecz ludzie z boku pewnie pomyśleli inaczej. Ale szczerze? Morti miała to gdzieś. Interesowała ją teraz tylko Scarlett i to, że była tu akurat z Nią, nie żadną inną dziewczyną. Jak odbierała Scar? Na pewno trochę inaczej niż resztę swoich znajomych, czy przyjaciółek. Czemu? Otóż tylko ze Scar mogłaby wyobrażać sobie związek, bo szczerze mówiąc inna dziewczyna jej nie odpowiadała. Amy? Byłą jej przyjaciółką, niemalże siostrą. Związek z siostrą? Nie, to byłoby dziwne. Kath... No właśnie, z nią się "przyjaźniła", lecz nie mogła jej powiedzieć wszystkiego. Poza tym nie, Kath nie byłaby odpowiednią dziewczyną dla rudej. A Scar? Miała w sobie coś, co podobało się Mort. Była ładna, Azjatki z tego głównie słynęły. Urocza z niej dziewczyna, miłą i w ogóle - zajmująca. - No dobra, to wszystko wyjaśnia. Weź, nawet nie wiesz ile bym dała, żeby być normalnym człowiekiem. - Jęknęła, po czym poprawiła włosy, opadały jej na twarz, trochę przeszkadzały - wiadomo, posiadanie długich włosów wiązało się z ryzykiem np. wpadnięcie na kogoś, bo cały świat zasłania Ci bujna czupryna. Gdy już siedziały w kolejce i czekały na rozpoczęcie jazdy, ruda była bardziej podekscytowana. - O raaany! Ale będzie zabawa! - Zawołała, klaszcząc w dłonie. - Tylko zapamiętajmy zasadę: nie rzygamy. - Powiedziała prawie poważnie. Ruda objęła dłoń Scar i.. Ruszyły ku górze. - Londyn z tej wysokości będzie ślicznie wyglądał. - Uznała, wychylając się lekko. Musiała mieć lepszy widok no! Na szczęście nie miała ani lęku wysokości, ani zawrotów głowy. Nie będzie mdlała, fantastycznie.
Współczuła Morti tego, że nie było jej dane spędzić dzieciństwa w normalnym, mugolskim świecie. Co prawda Scarlett również nie miała całkowicie pozbawionego magii dzieciństwa gdyż wokół niej zawsze działy się niewyjaśnione rzeczy - w końcu kartki papieru same z siebie nie nadymają się by potem wybuchnąć, ale do ósmego roku życia nie była świadoma swoich umiejętności. I właśnie te osiem lat, niekoniecznie spędzonych z rodziną i szczęśliwych były tym normalnym, niemagicznym okresem życia Szkarłatka. I wolałaby żeby tak zostało. Gdyby nie miała tych umiejętności które i tak uważała za zbędne miałaby szczęśliwą rodzinę, zapewne byłaby grzeczną księżniczką tatusia, mamie pomagałaby w pracach domowych, w wolnych chwilach spędzałaby czas z przyjaciółmi w klubach karaoke i małych, seulskich kawiarenkach. Zamiast marnować swoje życie w Hogwarcie i pić na umór w Aberdeen uczyłaby się pilnie w normalnej szkole aby później zostać sławnej w całej Korei raperką. Kto wie, może już by nią była, gdyby tylko wcześnie zgłosiła się na przesłuchania do wybranej wytwórni. I nie musiałaby się już o nic martwić. A tak musiała jeszcze skończyć studia, znaleźć pracę... Nie chciała prosić nikogo o pomoc, w końcu od zawsze dawała sobie w życiu sama radę. Ale z drugiej strony, gdyby nie jej magiczne zdolności... Nie miałaby Josha i Morti. Nie miałaby tej cudownej dwójki przyjaciół z którymi tak bardzo lubiła spędzać czas. Zerknęła na dziewczynę z uśmiechem, gdy ta nie cofnęła ręki. - Z London Eye ten widok pewnie jest jeszcze lepszy - dodała, gdy tylko kolejka ruszyła. Wszystko zapowiadało się świetnie gdy kolejka wjeżdżała pod górę i dziewczyna ani trochę się nie rozczarowała. Po chwili z zawrotną prędkością zjeżdżały w dół by następnie odnosić wrażenie spadania z zabezpieczonych krzesełek podczas ostrych zakrętów i pętli. Jazda na rollercoasterze nie trwała wcale długo, jednak Scar była wręcz zachwycona. Śmiała się radośnie do przyjaciółki i gdy tylko opuściły kolejkę pociągnęła ją w kierunku stoiska z fastfoodami.
No wiadomo, można było jej współczuć. W końcu straciła niemalże całe dzieciństwo, ale to już było powiedziane w jednym z poniższych postów. Teraz mogę pisać bezsensu, ponieważ chce jak najbardziej przedłużyć posta, ponieważ kompletnie nie mam weny. Mam nadzieję, Szkarłatku, że nie będziesz miała mi za złe, jeśli ten odpis wyjdzie naprawdę krótki. Po prostu nie mam zupełnie weny, więc przepraszam. Ogólnie rzecz biorąc Morticia była zadowolona z kolejki, świetnie się bawiła. Co prawda może przez ułamek sekundy ją zmuliło, lecz to była dosłownie chwila. Przy pierwszym zjeździe w dół. Ruda żałowała, że ta jazda trwała aż tak krótko. Chociaż w sumie, przed nimi jeszcze mnóstwo innych atrakcji. - Tak, pewnie tak. Będziemy musiały się tam pojawić, coś mi się wydaje, że to byłoby piękne. - Powiedziała. No i chwilę później jazda się skończyła, wysiadła z kolejki, łapiąc się za głowę. Zaśmiała się wesoło, po czym przeciągnęła, patrząc na Scar. - No to gdzie teraz? - Zapytała, po czym dała się pociągnąć dziewczynie ku stoisku z fastfoodami. O rety, jak dawno nie jadła takiego jedzenia! Podeszła do stoiska, patrząc co mogłaby kupić. - hej, Scar. Co bierzesz? Bo ja się zastanawiam nad zapiekanką, albo hamburgerem. - Powiedziała, mrużąc oczy. Zerknęła chwilę później na Azjatkę, jakby wyczekując jakiejkolwiek pomocy z jej strony.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przetarł kciukiem dolną wargę, choć nie starło to z niej uśmiechu powątpiewania na zasłyszane zapewnienia o grzeczności. Był naiwny, ale na to chyba nawet on nie miał do końca prawa liczyć. Wszystko ma swoje granice, a jego cierpliwość ma je dość blisko. Mimo wszystko przytaknął i pozostało mu wierzyć, że ta należąca do Mefisto okaże się jeszcze bliżej. Problem w tym, że… Ślizgon naprawdę prowokował go nawet bez jakichkolwiek aktywnych starań, samym swoim wyglądem, choćby neutralnym gestem czy uśmiechem. Odchrząknął, poprawiając zdobyczny szalik, by lepiej okrywał szyję i dopiero wtedy powróciło to do niego to urwane zdanie, które Ślizgon spróbował za niego dokończyć. Tym razem pudłując. - Prawdę mówiąc, to miałem powiedzieć, że zostałem oznaczony - wyjaśnił, łapiąc za skraj zieleni, by zapozować z nim zupełnie tak poważnie, jakby Mef swoim wzrokiem miał mu zrobić zdjęcie na okładkę magazynu - Wyglądam na Ślizgona czy na jego własność?- spytał, unosząc brew i poważnie zmieniając pozę, by zaraz przy kolejnej złapać go za rękę. No tak, lepiej żartować, wtedy będzie łatwiej. Byle choć na chwilę odciągnąć uwagę od ciemnych tatuaży wabiących spod białego golfu. Instynktownie przymknął oczy na te dwie krótkie sekundy teleportacji i ścisnął mocniej dłoń Mefisto, nieprzyzwyczajony do tego, że to on gdzieś jest teleportowany, a nie odwrotnie. Od razu po wylądowaniu w pierwszym odruchu cofnął rękę, ale zaraz wrócił nią pokornie, na nowo splatając ich palce, by to jego własny kciuk znajdował się na wierzchu i mógł gładzić ten należący do Noxa. Uniósł wzrok na Ślizgona, nauczony sprawdzać czy druga osoba dobrze zniosła teleportację i zaraz opadając spojrzeniem z oczu na usta, zaczął się mimowolnie zastanawiać gdzie zaczyna się granica prowokowania. Wyprostował się, przywołując się do porządku i dopiero teraz zwrócił uwagę na cokolwiek poza Mefisto, rozglądając się dookoła. Przechylił lekko głowę, łącząc kropki w mózgu, pozwalające załapać co oznaczają wielobarwne światła i muzyka przebijające się przez korony drzew i zaraz też w jego oczach zagrały refleksy. Wykręcił głowę, na pół sekundy przegryzając wargę w tłumionym uśmiechu, ale zaraz pozwalając jej rozwinąć się swobodnie, po czym przysunął się, by sięgnąć po pocałunek. - Wata cukrowa - mruknął mu w usta, wciskając mu w dłoń papierową torebkę jako wyraźny sygnał, że znalazł sobie lepszy obiekt kultu kulinarnego, zaraz w ten sposób uwolnioną lokując ją na jego karku, by przyciągnąć go do siebie na dłużej. Mruknął cicho gdzieś między jednym a drugim pocałunkiem, które… Chyba nie łamały jeszcze zakładu? A może powinni ustalić czas jego rozpoczęcia dopiero po przekroczeniu bramy Wesołego Miasteczka? Teraz niesiony ekscytacją zdążył o tym zapomnieć, jedną ręką wciąż trzymając go kurczowo przy sobie, nadając tempa pocałunkom, a drugą nie puszczając jego dłoni.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Z pełną premedytacją nie pociągnął kwestii ślizgońskiego szalika, planując przynajmniej przez chwilę trzymać się nowych zasad. Mefisto nie byłby w stanie grzecznie pociągnąć tematu Skylera będącego jego własnością, toteż jedynie zacisnął mocniej szczęki w marnej próbie zduszenia swojego szerokiego uśmiechu. Jeśli uciekł wzrokiem gdzieś w bok to tylko po to, żeby nie zdradzić przed Puchonem tego drobnego błysku w jasnej zieleni, który świadczyć mógł o nastroju do nieco innego rodzaju żartów. Nie chwiał się, nie klął i nie walczył z własnym organizmem, kiedy lądował na londyńskiej ziemi. Nox nie miał szczególnie pozytywnych pierwszych wspomnień z teleportacją, acz nie ukrywał swoich licznych porażek przy zdawaniu egzaminu. To właśnie potknięcia rozbudziły w nim ambicje do perfekcyjnego opanowania sztuki skakania z jednego miejsca w drugie i to właśnie one pozwoliły na tak bezproblemowe przenoszenie nie tylko siebie, ale i swojego towarzysza. Przesunął zadowolonym spojrzeniem po Skylerze, jeszcze przez chwilę czując się tak, jak gdyby wirowali gdzieś w magicznych przestworzach - bo tam, przez te nieuchwytne ułamki sekundy, Sky faktycznie był jego… A nawet jego częścią. Scaloną pewnym dotykiem i jeszcze pewniejszą wolą, starannie pokrywającą każdy skrawek zarówno ciała, jak i ubrania. Spojrzenie zatrzymał na twarzy chłopaka, obserwując jak po jego krystalicznych tęczówkach przemykają światła mugolskich latarni i reflektorów. Mefisto czekał cierpliwie, trzymając go za rękę i samemu nawet jeszcze nie myśląc stricte o wesołym miasteczku. O uśmiechu też przypomniał sobie z opóźnieniem, unosząc kąciki ust dopiero wtedy, kiedy te postanowiły odbić minę Schuestera. - Popcorn - odpowiedział tylko, nawet teraz czując się zmuszonym do wybrania słonego smakołyku. Odruchowo zacisnął palce na brzegach papierowej torby, opuszczając rękę i tym samym zabierając wypieki Sky’a z drogi; łatwiej było mu wychylać się do pocałunków, kończąc je stanowczym szarpnięciem w tył i śmiechem. - Nie wiem czy całowanie się w leśnej - znaczy, parkowej w sumie - ciemności jest takie znowu grzeczne… Ale za to na pewno zabija cały romantyzm. - Pociągnął go subtelnie w stronę ogrodzenia lunaparku, wzdłuż którego musieli przedostać się do bramy. Może początek nie był szczególnie widowiskowy, skoro czekało ich wyminięcie połowy atrakcji (i pewnie jakichś koszy na śmieci, albo przysypiających przy płocie pijaków), ale przynajmniej mogli iść razem, bez typowego dla miasta zgiełku brzęczącego w uszach. Mogli też nie martwić się o względnie ryzykowną teleportację. - Powinieneś dać mi się pocałować dopiero, hm… jakoś bliżej końca randki? Na diabelskim młynie, albo coś. Oj filmów nie oglądasz, słońce - zganił go, w pełni żartobliwie, bo przecież i tak “w biegu” przyciągnął go do jeszcze jednego, może dość krótkiego pocałunku. Wyplątał też dłoń z ich uścisku, darując sobie przeprosiny słowne i zabierając się za czyny - potrzebował przecież tej ręki, żeby móc wyłowić z torby kolejny kawałek mięsnego ciasta. Nie można dawać Mefistofelesowi jedzenia i oczekiwać, że go nie zje. - Ale uznaję to za aprobatę… Zagiąłeś mnie tym pytaniem czy byłem kiedyś na randce z mężczyzną. - Sam nie wiedział skąd ten nagły przejaw szczerości, ale przynajmniej zostało mu jeszcze kilka gryzów, którymi mógł wzbronić się przed przesadnymi wyjaśnieniami.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
- Nie jestem pewien czy w ogóle całowanie w naszym wykonaniu może być grzeczne - zauważył z cichym prychnięciem rozbawienia, nie widząc tu żadnej winy biednego parku, a nawet panującego półmroku. Trzeba przyznać, że przestał czuć się w takich miejscach pewnie, po wydarzeniach, które go spotykały w parkach, ale poprawił tylko ślizgoński szalik, przypominając sobie, że za każdym razem mógł tego uniknąć poprzez… uniknięcie rozmowy na osobności. A teraz był tu przecież z Mefisto, więc żadna taka sytuacja nie miała szansy mieć miejsca. Samego Ślizgona nie był w stanie podejrzewać o jakąkolwiek agresję w swoją stronę. Naiwnie, ale wygodnie. - A więc na romantyzmie Ci zależy? - spytał, zerkając na niego przelotnie, wykręcając głowę, by nie kusiło go automatycznie spojrzeć na zataczającego się pana pod płotem (może jednak trzeba wezwać jakąś pomoc?). Może faktycznie się na tym nie znał? Dla niego takie całowanie w parku, nawet jeśli nie był to najpiękniejszy z dostępnych parków w Londynie, wciąż było dość romantyczne. Tak samo jak zbierany “w biegu” całus. Z tym bardziej znaczącym chyba sobie nie do końca radził, tak jak i nie radził sobie z przyjmowaniem komplementów. Nie umiał dziękować, więc nawet za szalik nie dziękował, a jedynie w ciszy wyłapywał z niego subtelne nuty zapachu Noxa. - Ja Tobie? - prychnął rozbawiony, splatając ręce na torsie, nie przerywając kroku, nie za bardzo wiedząc co z nimi zrobić, gdy straciły jakieś centrum swojej uwagi. - Wypraszam sobie, w większości to ja Ciebie całuję, więc to Ty mi się za szybko dajesz - naprostował, nie omieszkając wytknąć, że to on inicjuje większość, a zdecydowanie te pierwsze pocałunki. - Tylko ja nie zamierzam narzekać - wzruszył ramionami, bo chyba faktycznie zwyczajnie nie był zbyt dobry w budowaniu romantycznego klimatu. Pośpiech, desperacja i wysokie libido zdecydowanie nie sprzyjały budowaniu atmosfery niczym z hollywoodzkiego romansu, co chyba tłumaczy dlaczego zawsze potrafił być romantykiem wobec kobiet. Wystarczy odjąć popęd seksualny i nagle robi się cierpliwy, pracowity i uroczy niczym pluszowy miś. - Hmm? Czemu? - mruknął, zwalniając nieco kroku z zaciekawienia, co zaraz nadrobił kilkoma szybszymi, by znów znaleźć się ramię w ramię obok Noxa. - Nie powinienem był pytać? Za wścibskie? Nie chodziło mi o plotki… - zmieszał się nagle, w swoim ciągu myśli, nie za bardzo wiedząc czego spodziewać się po takim stwierdzeniu.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefisto machnął ręką na ten drobny szczegół, jakim była ich dzielona desperacja. Grunt, żeby nie złamać od razu zasad, a w większym rozdrabnianiu się nie widział sensu, skoro było po prostu przyjemnie. Zamiast tego mógł wydąć lekko wargi w zamyśleniu, które spłynęło na niego przez pytanie Skylera - niby sam żartował z tego romantyzmu, ale kto go wie? - Nie wiem w sumie - przyznał ostatecznie. Doświadczenie miał nijakie, chociaż został pewnie kilkukrotnie pochwalony za jakieś bardziej “urocze” gesty. Jak mu zależało, to się starał i chętnie robił miłe rzeczy dla ludzi, więc może wkradał się to w wszystko romantyzm? A może po prostu Mefisto sam go szukał, chcąc spróbować tej wyidealizowanej bajeczki, do której nigdy nie mógł (albo nie chciał) się dorwać. Prychnął cicho nad swoim jedzeniem, nie kłócąc się z Schuesterem w temacie kto, ile i jak - raczej by przegrał, gdyby próbował dyskutować odnośnie swojego dawania się. Potrzebował chwili na zebranie się do jakiejś odpowiedzi, bo myśli już pomknęły mu w stronę tego co mógłby udowodnić Puchonowi, przyciskając go do ogrodzenia. W jednej chwili gotów był złamać to durne postanowienie i obsypać chłopaka taką ilością pocałunków, by licznik wyjebało w kosmos, ale… Ale zaraz doprowadził się do porządku, może odrobinę jednak przygaszony słodką wizją późniejszego zniecierpliwienia. - Od siebie już silnej woli nie wymagam, to przegrana sprawa - wytłumaczył się niby niewinnym głosem, ale nieco bardziej winnym spojrzeniem. Zmiął papierową torebkę w kulkę, sprawdziwszy czy na pewno nic w niej nie zostało, a następnie przerzucił ją kilkukrotnie z jednej ręki do drugiej. Obejrzał się na Sky’a, mając już się zatrzymać, gdy ten zaraz przyspieszył. - A, nie. Pytaj o co chcesz. - Sam był ciekawski, jak mógł tego komuś odmawiać? - Ja się po prostu uczepiłem tego wyszczególnienia… I zastanawiałem się jakie masz wymagania. Albo oczekiwania. No wiesz. - Dotarli już prawie pod bramę, więc Mefisto mógł przejść nieco w bok i wyrzucić torebkę do kosza na śmieci. Potem ruszył już prosto do kasy, nachylając się po drodze do swojego partnera. - Bo wesołe miasteczko to trochę kicz, nie? - Ale, jego zdaniem, pozytywny kicz. Dlatego też tak chętnie wyrwał się do płacenia, z pewną dozą sentymentu korzystając nagle z funtów.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Mruknął w zamyśleniu, stukając palcem w ramię i ścisnął mocniej ten splot rąk na klatce, pochylając głowę w dół, by nie rozproszyć się i odpowiednio zapamiętać tę jego niepewność. Zapamiętać, nie zrozumieć, bo starał się przyhamować myśli, które już gotów były się rozpędzić do wniosku, że go sobą rozczaruje. Brakiem romantyzmu, a może właśnie nagłym jego zrywem? Nie był pewien który tak naprawdę zwabił którego, ale już zaczynał przewidywać schemat, więc tylko uśmiechnął się, próbując tym wymusić na sobie skupienie się na chwili obecnej, w której przecież miły wieczór dopiero się zaczynał. - To nawet urocze, że we mnie jeszcze wierzysz - mruknął, wykręcając głowę, by zerknąć w zieleń, choć wzrok od razu nieposłusznie pomknął w dół. - Chociaż to Ty mi odmówiłeś w piekarni - przypomniał, czy może wręcz wypomniał, bo w głosie nieplanowanie pojawiła się nutka pretensji. - Nie żebym nie był przyzwyczajony do odmów, tym mnie nie zniechęcisz - dodał, tym razem nie kryjąc wcale rozbawienia, ale oszczędzając szczegółów, bo jakoś łatwiej było coś takiego powiedzieć, gdy wybrzmiewało to jako odmowa seksu, a nie uczuć. Choć nigdy nie rozumiał jak to możliwe, że o to pierwsze jest aż o tyle łatwiej, ale… chyba to, że dziś tu są, stanowi tego najlepszy przykład. Choć i na seks, i na randkę, zdecydowali się spontanicznie. Oby tylko to drugie też chcieli potem powtórzyć. - Mogę mieć kilka pytań - stwierdził powoli, uśmiechając się zdecydowanie zbyt podejrzanie jak na to, jak standardowe i bezpieczne pytania tak naprawdę miał w głowie i roztlótł ręce, by odruchowo oprzeć dłoń na ramieniu Mefisto w geście uspokojenia - Za dużo myślisz - powiedział niemal w tym samym czasie, na tyle szybko, by dopiero po tym rozproszyć się wyczuwając solidność mięśni maskowanych dwiema warstwami ubrań. Cofnął pospiesznie dłoń, nie chcąc się prowokować i splótł obie za swoimi plecami, uśmiechając się lekko dla nadania naturalności temu ruchowi i odprowadził go wzrokiem do śmietnika i z powrotem, grzecznie czekając aż do niego wróci. - Nawet jeśli, to przyjemny. Nie byłem w takim miejscu całe wieki - mruknął od razu, łapiąc tę chwilę, gdy mógł przyjrzeć się znów zieleni z bliska, zaraz i tak musząc się z nią pożegnać, by… w końcu zrozumieć w czy tkwi problem, gdy tylko Mefisto wyciągnął pieniądze. Zawsze wyginał się jak mógł, dopasowywał, byle spełnić oczekiwania dziewczyn co do randki, nawet przy Florze korzystając z różnych wariacji oklepanych schematów, ale czuł się w tym bezpiecznie. Wiedział, że ma zapłacić, otworzyć drzwi, pomóc zdjąć płaszcz i go potem nałożyć, odprowadzić do domu, ucałować w czoło czy dłoń na znak niewinnych intencji. To było proste, znajome, wyraźnie, czasem wręcz karykaturalnie stawiające kreskę między podziałem ról mężczyzna-kobieta. A tak zaczynał panikować, analizować, nie potrafiąc do końca pozwolić sobie na złamanie schematu, a jednak tak bardzo tego pragnąc. Dlatego zrobił nerwowy krok w stronę kasy i wsunął już nawet dłoń do kieszeni, ale cofnął ją z myślą, że gdyby Ślizgon oczekiwał, że za siebie zapłaci, to powiedziałby mu wcześniej gdzie idą. - Chyba sam nie wiem czego chcę - przyznał, powracając do tematu i nieco bijąc się z myślami, decydując się na wylanie trochę szczerości, bo… jeśli kolejna osoba mi stracić nim zainteresowanie, gdy pozna go bliżej, to chyba lepiej się o tym dowiedzieć wcześniej niż później. - Nie wiem jak to powinno wyglądać. Mam chyba problem z… - zaczął i pokręcił głową, chcąc zacząć tłumaczenie od innej strony, gdy tylko przeszedł przez barierkę parku. - Z jednej strony chciałbym być bardziej jak Liam albo Ezra, wiesz, oni są… - znów urwał, szukając słowa, jednocześnie otwierając mapkę atrakcji - Swobodni? Naturalni? Nie wiem jak to określić, ale po prostu przy nich nie boisz się złamać jakiegoś schematu, bo oni się nimi nie przejmują, ale z drugiej strony… - kontynuował, marszcząc brwi z poczucia, że zupełnie nic nie tłumaczy i Ślizgon pewnie nawet nie zrozumie na czym polega to połączenie tematu z jego pytaniem o randkę z mężczyzną. - Nie mogę sobie na to pozwolić, bo… - znów urwał i wzruszył ramionami, nie do końca wiedząc jak miałby to uzasadnić. Bo potrzebuje oszukiwać się, że naprawdę jest samcem alfa hufflepuffu? Bo wystarczy drobna przewaga wzrostu, żeby poczuł się niepewnie? Bo jego pewność siebie jest na tyle marna, że musi odbijać to sobie pozycją w łóżku? Bo gdy tylko zaczyna pokazywać jak miękką kluską jest, to ktoś znów go rani? Bo nie umie pogodzić się z tym, że choć raz, coś nie jest zero-jedynkowe? Odchrząknął i uśmiechnął się lekko, odwracając mapkę w stronę Noxa, by zastukać palcem w obrazek labiryntu luster. - Pójdziemy się zgubić?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- No właśnie, ja już odmówiłem. - I tyle, limit się wyczerpał, Mefisto nie spodziewał się po sobie szczególnie dużo silnej woli. Miał wrażenie, że nawet teraz radzi sobie całkiem nieźle, tylko okazjonalnie przesuwając głodnym spojrzeniem po swoim partnerze i może tylko kilkukrotnie wyobrażając sobie jak dobiera się do niego przy płocie. W jego głowie Sky już dawno był roznegliżowany, a ręki na ramieniu Noxa nie kładł gładko, tylko ponaglająco wbijał w nie palce. Tak, co, pytania? - Widzisz, u mnie są tylko dwie opcje. Albo myślę za dużo, albo wcale - zaśmiał się krótko, chociaż nie było to wcale takie żartobliwe. Potrafił zupełnie pogrążyć się w swoich bezsensownych analizach, by ostatecznie i tak pobiec i zrobić coś bez namysłu, pod wpływem jednego impulsu rozgrzewającego daną chwilę. To nie tak, że nie myślał o zaproszeniu Sky’a na randkę - sugerował to nawet już w Łazience Prefektów, po prostu prędko dochodząc do wniosku, że to nie jest dobry moment dla żadnego z nich. Nie wiedział co tak dokładnie zagnało go do piekarni i miał świadomość, że uległ zachciance, ale… Ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że wobec tego była to decyzja serca, a nie zmęczonego rozumu. - Ale wybrałeś przykłady - parsknął, może nieco zbyt wyraźnie zakłopotany przytoczeniem do rozmowy swoich dwóch większych życiowych porażek. - Ale wychodzi na to, że to chyba raczej ja… powinienem być bardziej jak Liam albo Ezra - wytknął, chociaż z trudem przechodziło mu przez gardło coś, o czym nie chciał myśleć, a co perfidnie barykadowało się w jego umyśle. - Żebyś się przy mnie nie bał. - Zakończenie wcale nie było lepsze, bo znowu słowa ułożyły się nieładnie w głowie Noxa. Mimowolnie nieco się spiął, by z ciężkim westchnięciem złapać Puchona za rękę. - Daj mi trochę czasu - poprosił, może trochę ciszej niż planował. - Spróbuję udowodnić ci, że możesz sobie na to pozwolić. - Przesunął spojrzenie z jasnych tęczówek na mapkę, szybko przekładając w głowie gdzie w takim razie powinni iść, by zaraz właśnie tam pokierować swoje kroki. Jakiś cichy głosik w głowie spróbował go nawet upomnieć, że labirynt nie jest dobrym pomysłem, ale Mefisto był zdecydowanie zbyt zajęty swoim rozmówcą, żeby się tym przejąć. Co się może wydarzyć?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uniósł nieco brwi, nie za bardzo rozumiejąc co złego było w przytoczonych przykładach, wybierając po prostu takie, które mówiły coś im obu, powoli dopiero orientując się, że rozmawiali kiedyś o tym, że obaj dostali kosza od Liama. Zaraz też zmarszczył brwi, przypominając sobie tę wymianę zdań między Ezrą a Mefisto podczas próby i zaczynał powoli łapać, że chyba brakuje mu informacji, więc kilka kolejnych pytań dołączyło do puli tych niezadanych. - Naah, to by było marnotrawstwo Twojego charakteru - zapewnił od razu, że zupełnie nie o to mu chodziło. To jemu samemu czegoś brakowało, nie innym. Nie wiedział jeszcze jaki jest Mef, nie poznał go wystarczająco, ale mógł być pewien tego, że i przy nim czuje się swobodniej, niż przy innych. Miał w sobie coś co ułatwiało mu przy nim nie panikować, nie pogrążać się niepotrzebnie w ciągu nieprzyjemnych myśli. O wiele łatwiej było przy nim o naturalny uśmiech i w tym wszystkim chyba nie musiał wcale, aż tak bardzo, spieszyć się z szukaniem jaki on sam jest naprawdę i czego właściwie oczekuje. Przy Noxie wszystko samo się jakoś układało, choć niekoniecznie w standardowy sposób. Pytanie tylko czy w pewnym momencie zorientują się, że stworzyli arcydzieło czy raczej wszystko zburzy się przez nieprzemyślaną konstrukcję. Uniósł wzrok, czując ciepło drugiego ciała na swojej ręce i zawiesił się na chwilę na ustach Mefisto, by wyłapać każde ściszone słowo. Przyjemny dreszcz przeszedł go po plecach, nieco mylnie zinterpretowany jako niecierpliwe iskierki podniecenia, dopiero gdy i w żołądku poczuł charakterystyczną lekkość, zorientował się, że nie chodzi o sposób mówienia, a o treść. Zatrzymał się na zielonych oczach, które jednak nie były skierowane na niego, a na mapę poniżej i drgnął lekko, w zahamowanym odruchu pochylenia się po pocałunek. Szybko przekierował swoją uwagę na to, że powinni się pospieszyć, bo czas zaskakująco szybko uciekał im między palcami, a przecież jeszcze nie skorzystali z żadnej z atrakcji. - Ej, Mef - zagadnął tuż przed wejściem do labiryntu i złapał go za dłoń, by drugą ręką podciągnąć jego rękaw i spojrzeć na zegarek, tracąc zaledwie dwie sekundy na minę pełną podziwu na widok odkrytego modelu, zaraz przekładając dłoń na ramię Ślizgona, by nieco się do niego nachylić ze schodka wyżej - Czekasz minutę i potem masz sześć, żeby mnie znaleźć. Jeśli nie zdążysz, to tłumaczysz mi o co dokładnie chodzi z Ezrą i Liamem - wyrzucił szybko, o dziwo nawet nie plącząc się w słowach, byle nie dać Mefowi szans na protesty. - A jak zdążysz, to, nie wiem, wymyśl sobie pytanie - dodał jeszcze, robiąc krok w tył z uśmiechem i zaraz obrócił się, znikając w półmroku sali, byle nie tracić swojej cennej minuty i nie usłyszeć odmowy.