Niewielki domek z zaledwie jednym pomieszczeniem. Przy jednej ze ścian znajduje się kominek, oraz niewielkie okno w widokiem na podwórko. W rogu stoi łóżko, a na środku drewniany stół z kilkoma krzesłami do kompletu. Przy chatce jest średniej wielkości ogródek z różnymi rodzajami roślin, przeznaczonymi głównie do karmienia magicznych stworzeń zamieszkujących zakazany las i jego okolice.
- I znów się wiercisz - zaśmiał się, przygryzając lekko jej sutek. Językiem nakreślił wokół niego kółko. Ostatni raz ucałował pierś, a następnie objął jej twarz, całując namiętnie, z pasją, pożądaniem. Trudno było mu opanować bycie serca i oddech, który chciał zrównać się z oddechem Christy. Dłonie zwiedzały całe jej ciało, jedna spoczęła na piersi, druga na talii. Zaśmiał się, gdy ujrzał walkę Christine kontra spodnie.
Ciarki, które rozlewały ciepło po jej prawie nagim ciele znów się pojawiły. Jęknęła trochę głośniej czując motylki w brzuchu. Kiedy to ona była na górze było jej o wiele wygodniej, by móc ściągnąć z niego spodnie. Sama nie wiedziała co robi, cała Christine - najpierw działa, potem myśli. Tym razem nie miała zamiaru żałować tej nocy. Palcami szybkim ruchem odpięła zapięcie u jego spodni odparniając włosy za ucho. Kiedy już się z nimi uporała stanowczym ruchem ściągnęła część odzieży z niego. Wróciła, by go pocałować, lekko dotykając językiem jego podniebienie.
Zaśmiał się cicho. Taka właśnie mu się podobała, pewniejsza siebie, nie ta uciekająca Christine. Przyciągnął ją mocno do siebie, trzymając za biodra. Uwielbiał to co teraz wyprawiała językiem. Pogłębił pocałunek, oddając go z rozkoszą. Dłońmi, próbował znaleźć zapięcie i do jej spodni, jednak coś mu to nie wychodziło - schodziły na inną drogą, chcąc wypieścić każdy fragment jej ciała.
Będąc na wprost jego ust przybliżyła swoją twarz, aby stykali się nosami. Byli tak blisko siebie, że mogli dostrzec jedynie kolory swoich tęczówek. Jedną rękę wplotła w jego włosy, drugą zaś przytrzymywała się ściany za swoją głową. Rządza całkowicie ją pochłonęła, co dziewczyna zignorowała. Teraz i ona próbowała odszukać jego ciało. Wyciągając dłoń z jego włosów dotknęła jego bardziej intymnych miejsc. Mruknęła cicho do jego ucha zamykając oczy.
Odchylił głowę do tyłu. Nagle zabrakło mu powietrza, nagle serce waliło niczym młot pneumatyczny. - Christy - powiedział niskim, gardłowym głosem. Przyciągnął jej usta mocno do siebie, rozpoczynając tango języków. Jeszcze raz dłońmi zaczął pieścić jej piersi.
Jedną dłonią ciągle ściskała koc za sobą, a druga powędrowała gdzieś pod jego bokserki. - Oddychaj - powiedziała spokojnie. Wreszcie ściągnęła ostatnią część ubrań z Kazuo. Zaśmiała się, nie wiedziała co się z nią działo tego dnia. Dotyk krukona działał na nią zupełnie wyjątkowo, dlatego nie mogła powiedzieć 'nie'. Jej dłonie w kółko się poruszały, a usta zajmowały się jego szyją, na której zrobiła mu malinkę.
- Dzięki za pozwolenie - sapnął, czując jak dotyk Christy doprowadza go do szaleństwa. Nie mógł już dłużej wytrzymać. Zaczął się szarpać z zapięciem od jej spodni, z duma ściągając je z niej. Palcami zrobił "ludzika" i doszedł do majtek. Chwycił zębami skrawek materiału, ściągając je z dziewczyny. Ucałował jej podbrzusze, brzuch, językiem przejechał między piersiami i zatrzymał się na szyi. Chrisitine mogła poczuć przyspieszone bicie serca.
Oboje zaczęli odchodzić od zmysłów. Zadowolona popatrzyła jak ściąga jej spodnie, mruknęła coś do siebie i rzuciła się na niego lądując na przestronnej i ciepłej podłodze. Całując go schodziła coraz to niżej i niżej docierając w końcu do punktu "centralnego". Przejechała dłońmi po torsie patrząc na niego. Po chwili pieszczot spojrzała na niego. - Już późno... - powiedziała przytulając się do niego. Robiła się zmęczona i coraz bardziej senna.
- Księżyc już od dawna świeci - jęknął, chcąc poczuć ją... - Nawet nie wiesz jak Cię pragnę - szepnął jej do ucha, przygryzając lekko płatek, następnie wtulił się w nią mocno, przypadkowo ocierając się. Pocałował ją jeszcze raz, nie wiedział już który z kolei. - Będę za Tobą tęsknił... - jęknął, uświadamiając sobie, że miał 10 minut temu czekać z bagażami pod gabinetem dyrektora. Szlag by to trafił.
Zrobiła smutną minę, jednak próbowała się uśmiechnąć. - Ja też - mruknęła wstając i zakładając na siebie ubrania. Ściągnęła wsuwkę z włosów i zapięła nimi rozerwany stanik. Zaśmiała się głośno zabierając się do ubierania spodni. Kiedy ubrała na siebie niezbędne rzeczy, żeby wyjść podeszła do Kazuo i pocałowała go na pożegnanie. Zmiękła znów czując jego srebrny kolczyk w ustach. - Do widzenia - rzuciła i wyszła z chatki gajowego z uśmiechem na ustach.
Zszokowany otworzył buzię. Po krótkiej chwili zaczął zbierać swoje rzeczy. Przecież dyrektor mógł poczekać, sarknął w myślach, wciągając na siebie bokserki. Obiecał sobie, że jak wróci, to na pewno dokończą, za bardzo na niego działa. Jak on się będzie uczył na tym wyjeździe. Dopiął tylko zamek od spodni, zgasił ogień w kominku za pomocą wody, stojącej opodal. Narzucił na siebie kurtkę i jakby nic wyszedł z chaty. Teraz tylko dobre wytłumaczenie dla dyrektora.
Nie wiedzieć kiedy, nie wiedzieć jak, znaleźli się w pobliżu Zakazanego Lasu. Czyli ładny kawałek przeszli. Pewnie gdyby dalej szli "przed siebie", zaszliby znacznie dalej, ale zimny wiatr sprawiał, że się odechciewało wszystkiego. - Może wejdziemy do środka? Gajowy się nie obrazi. - zaproponował, przystając przy chatce na skraju lasu.
Lekko przekrzywiła głowę, analizując jego słowa. - Chyba ufam Ci na tyle, że mogę stwierdzić, że mnie tam nie uwięzisz. Możemy iść. - uśmiechnęła się lekko po czym weszła do przytulnej chatki.
Zaśmiał się z reakcji Ivette. - Jesteś pewna, że możesz mi ufać? - zapytał złowieszczo, przybierając kamienną maskę, żeby nie dać po sobie niczego poznać. Wszedł za nią do chatki. - Wiesz... jeszcze możesz uciec. - zaproponował, powoli zamykając drzwi, dając jej tym samym ostatnią szansę na odwrót.
Przyjrzała mu się ze zmrużonymi oczami. - Trudno, raz się żyje. - zaśmiała się po czym rozejrzała się po wnętrzu. Usiadła po turecku w fotelu i przykryła się kocem. - Williamie, może przygotujesz nam herbatkę? - spytała, powstrzymując wybuch śmiechu.
- Skoro raz się żyje, czy warto ryzykować szybkie zakończenie takiego pięknego życia? - zapytał cicho, starając się, żeby nie zabrzmiało to kpiąco. Ciężko stwierdzić, czy mu się udało. Na pytanie dziewczyny już miał zamiar odpowiedzieć coś, co by było bardzo w jego stylu, ale się powstrzymał. Bo w sumie, czemu nie...? - Oczywiście, o Pani. - odpowiedział z nikłym uśmiechem błąkającym się na jego ustach, po czym ukłonił się odrobinę sztucznie i zaczął przeszukiwać szafki w celu znalezienia dzbanka i kubków.
- Dlaczego tak nalegasz? - spytała, obserwując go uważnie. - Czyżbyś naprawdę planował coś niecnego? - uśmiechnęła się, patrząc jak przeszukuje szafki. - Dziękuję. Dobra Pani jakoś Ci się odwdzięczy.
Przerwał na chwilę wyciąganie naczyń, a jego uśmiech nieznacznie się poszerzył. - Naprawdę jesteś na tyle naiwna, żeby uwierzyć w to, że jeśli mam jakiś plan, podzielę się szczegółami? - zaśmiał się, po czym wrócił do przerwanej czynności. Po chwili herbata była gotowa. Chwycił kubki i usiadł na kanapie przy stoliku, na którym postawił parujący dzbanek. - Nie wątpię. - mruknął tak cicho, że nie mogła go usłyszeć.
- Liczyłam na to, że podzielisz się ze mną tą mrożącą krew w żyłach historią. Trudno, jakoś się pogodzę z tą niewiedzą. - powiedziała po czym podeszła do stolika. Chwyciła kubek i objęła go rękoma. Will mruknął coś pod nosem, ale nie wnikała w szczegóły jego wypowiedzi. - Dziękuję.
Zaśmiał się, słysząc jej słowa. Niby takie przewidywalne... Wśród większości rozmówców, która najnormalniej na świecie rezygnowała z konwersacji w najbardziej ciekawych momentach, Ivette była miłą odmianą. - Może się podzielę... kiedyś tam. - stwierdził, upijając łyk herbaty. - Na zdrowie. - dodał po chwili.
- Jestem zaszczycona. Czekam z niecierpliwością. - uśmiechnęła się nieznacznie. Zajrzała do kubka po czym spojrzała na chłopaka, tak jakby myślała, że częścią jego planu było zatrucie jej. Chwilę później jednak napiła się herbaty. - Na zdrowie. - powtórzyła.
Zaśmiał się jeszcze głośniej, widząc powątpiewające spojrzenie, jakim obdarzyła i jego, i kubek. - Nie, nie, trucie nie wchodzi w grę. - wykrztusił w przerwach pomiędzy śmianiem się. - Ale musi wystarczyć Ci moje słowo, bo nie mam żadnych dowodów. - dodał, opanowując nadmierną wesołość, po czym napił się herbaty. - Prawie jak za staaaarych, dobrych czasów, kiedy to popijaliśmy herbatkę z rumem, czyż nie? - stwierdził teatralnym głosem, jakby od tamtego zdarzenia minęły wieki. - Chociaż wypadałoby to raczej określić mianem rumu z herbatą.
Zaśmiała się na wspomnienie tamtego wydarzenia. - Tak, to było chyba w zeszłym stuleciu. - powiedziała z rozbawieniem. - Mam nadzieję, że mnie nie otrułeś. To byłaby dla Ciebie straszna strata. - zacmokała. Jego śmiech był przyjemny dla ucha. Chyba częściej musi go prowokować do takich ataków wesołości.
Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Uwierz, że jeśli chciałbym Cię otruć, zrobiłbym to w tamtym "zeszłym stuleciu", kiedy to uciekaliśmy się do niekonwencjonalnych i demoralizujących metod rozgrzewania się. - powiedział, powstrzymując kolejny atak śmiechu. - Taaaak, strata ogromna... A nie sądzisz, że żyłoby mi się łatwiej? Nie musiałbym się zmieniać.
- Tamte metody potrzebowały jeszcze szlifu. Teraz opracowaliśmy je do perfekcji. - stwierdziła z zadziornym uśmiechem. - Nie, sądzę, że żyłoby Ci się źle. Dzięki mnie... no dobrze, powiedzmy, że nie odczułbyś zmiany po moim zniknięciu. - tym razem zaśmiała się.
Napił się herbaty, topiąc tym samym chęć roześmiania się. Jak ona to robiła? Nie miał pojęcia, ale zdecydowanie ich rozmowy były ciekawe. - Masz rację. Jeszcze kilka spotkań i będę mógł zostać płatnym zabójcom! - stwierdził, po raz kolejny pociągając łyka. - Nie, będzie źle, oj będzie... W końcu z kim miałbym ćwiczyć trucie i tym podobne? A co, jeśli będę musiał się nauczyć dźgać nożem, rzucać Avadę, topić albo wieszać? - zapytał lekko histerycznym głosem, siląc się na powagę.