Niewielki domek z zaledwie jednym pomieszczeniem. Przy jednej ze ścian znajduje się kominek, oraz niewielkie okno w widokiem na podwórko. W rogu stoi łóżko, a na środku drewniany stół z kilkoma krzesłami do kompletu. Przy chatce jest średniej wielkości ogródek z różnymi rodzajami roślin, przeznaczonymi głównie do karmienia magicznych stworzeń zamieszkujących zakazany las i jego okolice.
Autor
Wiadomość
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Napięcie rosło z każdą chwilą, Clement z rozkoszą poddawał się zabiegom Gai, która widocznie już trochę oswoiła się z nową dla siebie sytuacją. Zanim jeszcze zupełnie pozbawiła go spodni, sięgnął po różdżkę i wymruczał odpowiednie zaklęcie, bo chyba na tym etapie znajomości posiadanie dzieci byłoby wysoce niepożądane. Skarpetki ściągnął już sam, pomagając sobie dużymi palcami u stóp, bardzo dobra metoda, polecam, bo z tego co wiedział o kobietach, a jednak troszkę tej wiedzy zgromadził, choć nie nazwałby się ekspertem, to obecność skarpetek podczas aktu miłosnego była uważana za straszliwy nietakt, który można było odpokutować na kilka dość przyjemnych sposobów, ale mimo wszystko... nie było to dobrze odbierane, zresztą z pewnością byłoby mu za ciepło, po co się narażać na taki dyskomfort? Clement był przygotowany na wiele rzeczy - obawy, może nawet jakieś łzy, które oczywiście wstrzymałyby całą akcję na kilka tygodni, niepewność, lekkie zażenowanie... Merlinie, wszystko! Ale na pewno nie na taką reakcję. Z trudem powstrzymał się od zerknięcia na własny narząd, który bądź co bądź znał naprawdę dobrze, bo przerażenie Gai nieomal mu się udzieliło. Odchrząknął z pewnym zażenowaniem, bo nie wiedział, jak zareagować. No raczej nie zacznie jej przepraszać, bo primo - wedle ogólnie przyjętych norm taki stan rzeczy budzi raczej uznanie niż grozę, choć osóbce tak niedoświadczonej jak Gajka mogło się wydawać inaczej, a secundo - nie miał na to absolutnie żadnego wpływu. Wzniosła atmosfera padła, to pewne, a Clement kompletnie nie wiedział, co zrobić z tym fantem. Już pomijając fakt, że reakcja Gai zupełnie zbiła go z pantałyku, to nigdy w życiu nie spodziewałby się, że jego subtelna ukochana użyje takiego określenia. Myślę, że w zaistniałej sytuacji Clement był jeszcze bardziej zakłopotany niż Gajka, bo niby to komplement, ale nie do końca, sądząc po minie jego niedoszłej, a może tylko in spe, kochanki. Trzeba było jakoś z tego wybrnąć, więc Wellington zebrał w sobie całe pokłady poczucia humoru, jakie mu zostały z dawnych, dobrych lat i mruknął jej do ucha, próbując zapanować nad śmiechem, który nie wiadomo kiedy zaczął narastać w jego gardle: - Wiesz... mugole twierdzą, że smoki... mają wielki apetyt na piękne dziewice... - powiedział cicho, po czym roześmiał się szczerze, nie mogąc dłużej wytrzymać, bo cała sytuacja wydała mu się nagle tak groteskowa, że aż nierealna. Wtulił twarz w szyję Gai, śmiejąc się jak głupi, co zdarzyło mu się po raz pierwszy od jakichś czterech lat. Gdyby ktoś mu powiedział, że po tak długim czasie będzie zaśmiewał się do łez wtulony w ciało pięknej, ukochanej i niewinnej kobiety, której właśnie miał zamiar odebrać dziewictwo, popukałby się w czoło i kazał się leczyć, bo jak wiadomo taka sytuacja jest ostatnią, w której facet powinien trząść się ze śmiechu zamiast z pożądania.
Tak, Gaja się bardzo oswoiła z nową dla siebie sytuacją. Już wie jak to jest doprowadzić mężczyznę do obłędu, po czym wszystko popsuć. Świetnie, na prawdę. Zwłaszcza, że ona nie miała złych intencji jak to mówiła. Swego rodzaju komplement, przecież Wellington powinien to docenić. Nawet jeśli użyła brzydkich słów. Przecież mężczyźni lubią jak się do nich w łóżku mówi brzydko, nie? Na dodatek nie wiedziała co ma zrobić. Znaczy śmiała się razem z Clementem, bo przecież jego słowa jakoś łagodziły to zdziwienia. Jednak co dalej? W sumie to miała się ochotę do niego przytulić i zapomnieć o tym, że jest inna. Bo w tym momencie całą swoją niewinność odbierała bardzo negatywnie. Gdyby byłą niegrzeczna kiedyś pewnie nie byłoby tej dziwnej sytuacji. Choć też nie byłoby tak wesoło. To jednak pojawia się pytanie co jest ważniejsze: szczęście czy rozkosz? Ona nie potrafiła na nie odpowiedzieć, a jedyną osobę o którą mogłaby to zapytać, nie chciała wytrącać z lawiny śmiechu i łez. Już dawno nie widziała go tak szczęśliwego, o ironio. Zrobiła się czerwona ja burak. Widać, że to ją przerosło. Teraz już nie wiedziała czego chce. Czekała na jakąś wskazówkę, gest, cokolwiek co dałoby jej jakieś pole manewru. Nawet nie wiedziała czy wypada przeprosić czy nie. Że też nie ugryzła się w język! - Clement... Kocham cię - Na to była w stanie się zabrać. Jedyne słowa, które w tym momencie nie są w stanie niczego popsuć. Nie wnoszą nic, na co Clement mógłby być zły. Gniew Clementa byłby istnym wejściem smoka... Wróć. Właśnie by nim nie był, wprost przeciwnie. Zależy jak na to patrzeć. W każdym razie postanowiła się nie narażać. Nie pytać, nie sugerować. Czuła się niczym dziecko, które stłukło wazon, a rodzice przyszli na tyle pijani z imprezy, że nie wie czy powinna oczekiwać bury czy też to małe nieszczęście w tej sytuacji. Głowę schyliła na dół, oczekując wyroku. To na pewno nie skończy się dla niej dobrze.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Clement naprawdę nie chciał jej speszyć ani tym bardziej sprawić, by poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, ale po prostu to było strasznie zabawne, a do Gajki obraz niegrzecznej dziewczynki jakoś zupełnie nie pasował. Nie powinien się tak bardzo śmiać z ich absurdalnej wymiany zdań, ale opanowała go jakaś nieposkromiona wesołość i nic nie mógł na to poradzić. Między innymi za to tak bardzo kochał Gaję - potrafiła go wzruszyć i rozbawić w najmniej oczekiwanych momentach, potrafiła wydobyć z niego prawdziwe uczucia, o których już dawno zapomniał, zagrzebany we własnym bólu i wspomnieniach, które nie dawały mu spokoju. Gdyby mu się przyznała, że jej własna niewinność wydaje się czymś niewłaściwym, Clement zacząłby gorąco protestować, bo dla niego było to po prostu urocze. Kochał tę jej nieprzewidywalność, ubóstwiał jej niewinność, zupełną nieznajomość brutalnych aspektów życia, a może raczej tendencję do wypierania ich ze świadomości. Dzięki temu była dla niego tak wyjątkowa, dzięki temu tak bardzo do siebie pasowali, bo Clement jeszcze do niedawna był zgorzkniały i nieszczęśliwy - ona przywracała mu radość życia, on pokazywał pewne jego aspekty. To był idealny układ, prawda? Dopiero po chwili zauważył, że Gaja nie wtóruje mu już śmiechem, jej policzki zabarwił ciemny rumieniec wstydu, a w oczach czai się zakłopotanie i niepewność. Przygryzł wargę, powstrzymując się od śmiechu, po czym pocałował ją w usta. - Ja ciebie też, Gajeczko... przepraszam, nie powinienem się śmiać - mruknął, patrząc na nią przepraszająco. Och, naprawdę, powinien wykazać się większą subtelnością, nie ma to jak wyśmiać początkującego za drobną niezręczność w dodatku w tak intymnej sytuacji jak ta. Do głowy by mu nie przyszło, że mógłby się na nią gniewać. Na Merlina, o co?! Może to dowód na to, jak bardzo mężczyźni nie rozumieją kobiet, a może po prostu na to, że sposób rozumowania Gai jest bardzo pokrętny, ale Clement byłby szczerze zdumiony, gdyby się dowiedział, co też jej chodzi po główce. To było naprawdę urocze i zabawne i gdyby nie fakt, że po raz pierwszy znaleźli się w takiej sytuacji i że żadne z nich nie spodziewało się takiego obrotu zdarzeń, możliwe że nawet dodałoby tej nocy pikanterii. Prawdę mówiąc, Wellington pomyślał, że to Gaja może się gniewać na niego, za to że zachował się tak mało delikatnie i zamiast zabrać się do rzeczy, wybuchnął śmiechem. Jednak on, szczęśliwie, był facetem, a więc nie zastanawiał się przesadnie długo nad takimi drobiazgami, tylko delikatnie przesunął dłonią po jej brzuchu i niżej, aż do granicy jej bielizny, którą zsunął z bioder Gai, patrząc jej pytająco w oczy. W każdej chwili mogła się wycofać, jeśli tylko by tego chciała. Po chwili namysłu sięgnął po swoją poduszkę, złożył ją na pół i podłożył pod biodra Gajki. Musnął palcami wewnętrzną stronę jej ud i pocałował mocno w usta. - Na pewno...? - spytał cicho, wodząc palcami po gorącej skórze jej pachwiny i mając wrażenie, że lada chwila oszaleje. Jak widać Gaja nic nie zepsuła, to trochę jak w koncepcji renesansowej tragedii - mamy wątek wysoki, poważny i właściwy, ale mamy i drobne scenki, które wnoszą nieco humoru. Ot i wszystko!
Obraz niegrzecznego dziewcza? Pasował, tylko Clement nie zdawał sobie z tego sprawy, choć powinien po tym, jak nikczemnie wrzuciła go do fontanny w Londynie. Choć podobno osoby zakochane wypierają wady swojego wybranka, by móc skupić się na tym, co uważają za zalety, pielęgnować to, żyć w przeświadczeniu, że to ta jedyna osoba, która może spełnić ich marzenia, przez którą mogą przenieść góry czy polecieć w kosmos za pstryknięciem palców. Tak więc podejście Clementa miało prawo mieć jakieś niedokonałości. Niegrzeczna Gaja to koszmar, który na szczęście nigdy się nie spełni. Jest jednak możliwy. Dla niego ta cała sytuacja była nieco prostsza. Nie czuł jest jak porażka czy ofiara własnej głupoty. Nie powiedziałaby mu o tym, bo to przecież logiczne, że ona nie dzieli się smutkiem z innymi. Smutek to rzecz, którą nie warto się dzielić, nie ma wartości. Tylko radość na to zasługuje. Więc ona, taka kochana, nie będzie martwić Clementa. Ona go kocha, może miliardy lat świetlnych opowiadać o pięknie, o gwiazdach czy o czymś co ma sens. Nie o smutku. To tak, jak nie potrafiła mówić o śmierci. To jest strasznie, o tym się nie mówi. Zostawia się to gdzieś w czeluściach, by móc o tym zapomnieć. Sprawić, że zostanie to wyparte przez lepsze rzeczy. Odwzajemniła jego pocałunek, po czym stwierdziła, że chyba powinna zapomnieć o tym, co się stało. Choć na chwile, bo potem już będzie za późno. A przecież trzeba chwytać chwile taką jaka jest, nie zastanawiać się na przeszłością, bo przez nią niszczymy teraźniejszość, nie? Skupiła się więc na jego szorstkim dotyku, by po chwili stwierdzić, że tak właśnie powinno się to potoczyć. Bez żadnego wycofania, bez zbędnego wstydu. Kolejny pocałunek, tak zbawienny dla jej myśli. Słysząc więc jego pytanie pokiwała tylko przytakująco głową, jakby nie wiedziała co zrobi zaraz. Sprawa była prosta - powinna się odprężyć, dać owładnąć temu, co wcześnie sprawiło, że właśnie w takiej sytuacji się znaleźli. Zaczęła bez opamiętania całować go, jakby to miało sprawić, że o wcześniejszych sprawach zapomni. I tak się stało. Zabawne, że to tego wystarczy tak nie wiele. To pewnie sprawka też tej woni, której nie znała, a która roznosiła się pomiędzy nimi. Jakaś chemia, która ciągnęła ich do siebie, dawała ten błogi stan, gdy świat zatrzymywał się, lub po prostu zwalniał na tyle, że bieg czasu przestawał mieć znaczenie. Miała nadzieje, że on to rozumie, bo jej nie było to dane. Tak po prostu było, a to, że nie znała mechanizmu działania tego perpetuum mobile czasem zostawał temat jej wieczornych rozmyślań. Gdy oczywiście nie obserwowała nieba lub nie spędzała do z ukochanym. Wtedy nie myślała, a raczej preferowała zajęcia praktyczne. Choć nie w tym stopniu co teraz. Przynajmniej do dziś.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Boję się, że żadne z nich nie jest zbyt dobre w mówieniu o smutnych rzeczach. Clement w ogóle nie jest mistrzem w mówieniu, chociaż Gajka ma na niego zbawienny wpływ i potrafi wycisnąć z niego nawet kilkanaście sensownych zdań, więcej - czasami wcale nie musi wyciskać, czasem wypływają same, bez specjalnej zachęty z jej strony, bo w Wellingtonie nagle coś pękło i odkrył, że nie tylko ma do swojej dyspozycji uczucia inne niż smutek, ale jest też w stanie o nich mówić. Ale to dotyczyło jedynie dobrych i pięknych rzeczy. Mówienie o śmierci brata było tak samo trudne jak wcześniej i nie sądził, by kiedykolwiek nauczył się werbalizować swoje przeżycia z tym związane. Ale dla dobra ich związku powinni nauczyć się mówić o tym, co ich boli, bo inaczej... inaczej może być im naprawdę ciężko, a taka nadmierna skrytość nie jest niczym dobrym. Podobnie jak nadmierne zadręczanie drugiej osoby swoimi smutkami - prawdziwymi czy też urojonymi. Tak, dla Clementa ta sytuacja z pewnością była łatwiejsza, choć nie można nazwać ją ot tak łatwą. Był z jednej strony na lepszej pozycji, bo miał doświadczenie, ale z drugiej czuł ciążącą na nim odpowiedzialność, bo przecież nie chciał jej skrzywdzić w żaden sposób, czy to fizyczny, czy psychiczny. Już wolałby do końca świata żyć w celibacie niż sprawić jej ból i zawód, ale przecież był mężczyzną, a ta sytuacja wymagała od niego pewnego zdecydowania. Już i tak wyrzucał sobie, że zawiódł, bo nie okazał się wystarczająco taktowny, wybuchając śmiechem w najmniej odpowiednim momencie. Tak, powinna się odprężyć, a on chciał jej w tym pomóc, choć początek nie wypadł najlepiej. Błądził dłońmi po jej ciele, ucząc się go na pamięć, zachwycając się każdym zagłębieniem i każdą wypukłością, oddając zapamiętale pocałunki, w których coraz bardziej się zatracał. Tylko ich nerwowe oddechy, tylko to pulsowanie w skroniach, smak powietrza między nimi, tęsknota ich ciał. Wodził opuszkami palców po linii jej żeber, po drobnych piersiach i po wklęsłości brzucha, czując, że wpadają w jakiś cudowny, obłąkańczy rytm ruchów, gestów, które nie były jeszcze aktem miłosnym w pełnym tego słowa znaczeniu, ale rozkosznym preludium, które pozwalało im się poznać jeszcze lepiej, odkryć sekrety swoich ciał i swoje pragnienia. Nie przestając ją całować, przesunął jedną dłonią po wewnętrznej stronie jej ud, po czym rozchylił je delikatnie i przygryzając lekko jej dolną wargę, przywarł do niej mocniej, całym sobą, patrząc w oczy Gai, tak by miała świadomość, że tylko ona się liczy. Że tylko ona go obchodzi i że chce dać jej rozkosz. Westchnął, napawając się ich fizyczną, po czym pocałował ją ponownie w usta, tym razem delikatniej i poprowadził ją w zupełnie nowy świat doznań, dyktowany rytmem ich rozgrzanych ciał. Miał tylko nadzieję, że podąży za nim. Że nie zawiódł jej na samym początku.
+18 Wszystkie związki mają swoje problemy, jakieś niedociągnięcia które sprawiają, że życie to nie bajka, w której choć książę z królewną nie zamienił ani słowa, to jednak po pierwszym spojrzeniu są w stanie pójść za sobą w ogień czy zabić smoka i zanieść go królowi. Choć nie wiem czy tylko ja zawsze miałam wrażenie, że tak na prawdę to tym wszystkim śmiałkom bardziej zależało na obiecanej wcześniej połowie królestwa. No nic. Najważniejsze, ze w przypadku naszych dziubasków jest zupełnie inaczej. Jest to miłość wręcz zakorzeniona, rozwijająca się w zastraszającym tempie. Niczym ziarno rzucone na dobrą glebę. Nie brnijmy jednak dalej w to porównanie, bo już nie dobrze mi się robi, jak przypominam sobie przypowieść o siewcy. Wracając jednak z tego dziwnego pola rozważań. Gaja nie chciała innym mówić o tym co ją smuci, bo jeśli ona zacznie, to jak takie osoby jak Clement będą mogły czerpać optymistyczną siłę? Zwłaszcza, że takie mówienie o smutkach przynosi tyle bólu, że jest to wręcz niezdrowe. Czy jednak jest im potrzebne rozmawianie o tym? Przecież oboje nie chcieli się zagłębiać w smutek. A na tematy typu śmierć Todda nic się nie da poradzić. Lepiej więc o nich zapomnieć, wyprzeć je czymś, co będzie dawać siłę, będzie łączyć. To, że nie będą smucić się codziennie nie oznacza, że będą gorszymi ludźmi. Zwłaszcza, że nie wyobrażam sobie ploteczek w ich wykonaniu o stypach, jakie zdarzyło im się odwiedzić. To by było takie nierealne. Gaja nie należała do osób, które zauważają czyjeś błędy, a tym bardziej nie zauważy ich w Clemencie. Dla niej zawsze to będzie ten kochany olbrzym, przy którym każda chwila mogłaby trwać wieki. Z resztą jeśli Gajka wiedziałaby, że aż tak swoim zachowaniem go zmartwiła to pewnie byłoby jeszcze gorzej. Zaczęłaby mu tłumaczyć, że tak nie jest, że to bez sensu. Jak to powiedziała mi jednak osoba (którą pozdrawiam serdecznie) "seks musi być obgadany". Przynajmniej w przypadku Hufflepuffu. Dziwna tendencja, nie sądzisz? Poznawanie, całowanie, ciepło ich ciał i subtelne ruchy. Wszystko to pochłaniało jej uwagę. Przyjemne mrowienie z każdym dotykiem mężczyzny sprawiało, że coraz szybciej zapominała o tym co zaszło. To wręcz przerażające, jak bardzo oboje chcieli pokazywać sobie miłość, jak im na sobie wzajemnie zależało.Wszystko jednak szło bajecznie do momentu zbliżenia, które jak wiadomo było dla niej dość nie przyjemne. No cóż, nie należała do osób, które wycofują się z tego, co wcześniej postanowiły. Teraz również nie miała takiego zamiaru. Nie za bardzo jednak odnajdywała się w nowej sytuacji, nie potrafiła znaleźć rytmu. Nieporadna jak zawsze, wręcz z dziecinną dokładnością próbowała naśladować ruchy kochanka, dopasować się do niego. Nie popsuć tego, co się pomiędzy nimi tworzyło. Czasem jednak odczuwanie brało górę nad tym dziwnym zachowaniem. Wtedy też szło jej wszystko najlepiej. Co jednak poradzić na to, że jeszcze nie wiedziała w czym leży sprawa?
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Dobrze, że nie uznali wcześniej, że w ogóle trzeba przedyskutować, jak to wszystko będzie wyglądało, bo znając Clementa, który nie jest, nie był i pewnie nigdy nie będzie do końca oswojony, nie potrafi mówić wprost o takich sprawach, podobnie jak o wielu innych, nie wiedziałby, co począć. On był Gryfonem z krwi i kości, poza tym był zdecydowanie lepszy w praktyce niż teorii i dotyczyło to każdego aspektu życia, może z wyjątkiem eliksirów, ale to nie życie, to koszmar! Gdyby musieli z Gają omówić szczegóły ich życia intymnego, to chyba umarłby z zażenowania, no bo... jak? O tym się nie mówi, to się robi, to znaczy, mówi się też, no bo każdy ma trochę inne potrzeby, ale no bez przesady, prawda? Usta powinny być zajęte w tym czasie czymś innym, powinni zdać się na mowę ciała, przynajmniej tak sądził Clement. Miał nadzieję, że po pierwszej chwili zbliżenia, z pewnością dość przykrej dla Gai, wszystko pójdzie jak z płatka, ale nie do końca tak było. Starał się wypracować wspólny rytm ich ciał, jednak jakoś im to nie szło, zamiast harmonizować, zamiast współbrzmieć, Gajka próbowała dostosować się do niego, gubiąc po drodze siebie samą, niepotrzebnie się spinając... Dopiero w chwilach, gdy przez jej ciało przepływała kolejna delikatna fala przyjemności, zdawała się odnajdywać właściwą ścieżkę, tylko po to, by po chwili ją zgubić, zbyt przejęta nową sytuacją, by pozwolić sobie po prostu na spontaniczność. Clement wyczuwał to wszystko, jednak nie potrafił ubrać w słowa, nie czuł się odpowiednią osobą do tłumaczenia takich rzeczy werbalnie, jednak... jeśli nie on, to kto? To zabawne, że tym razem role się odwróciły i to Wellington był nauczycielem. Zwolnił i ucałował płatek ucha swojej ukochanej. - Hej, hej... nie myśl o niczym... nie próbuj tego... hm... kontrolować... zaufaj mi i sobie... znajdziemy się, jeśli pozwolimy się ponieść... hm... - wymruczał jej łagodnie do ucha, po czym splótł sobie jej nogi na plecach i przyciągnął ją do siebie mocniej, zagłębiając się ponownie w jej cieple. Jedna dłoń powędrowała na jej drobną pierś, pieszcząc ją i drażniąc, rysując maleńkie kółeczka wokół sutka, podczas gdy usta przywarły do jej rozgrzanej szyi, pachnącej NIĄ. Delikatnie przygryzał jej skórę, całował i drażnił zarostem. - Kocham cię... kocham cię, zmieniasz mnie, zmieniasz mnie całego... jestem szczęśliwy i zrobię wszystko, żebyś ty też była ze mną szczęśliwa. Wszystko - szepnął poważnie, owiewając gorącym oddechem jej szyję i czując, że zaczynają się odnajdywać w natłoku doznań i emocji. Westchnął, po czym pocałował ją mocno w usta, marszcząc brwi. Jego świat zamknięty był w tym jednym, drobnym ciele, które chciał wypełnić miłością i rozkoszą po brzegi świadomości i zmysłów.
Znaczy przedyskutować to źle dobrane słowo. Raczej on musiałby jej opowiadać i odpowiadać na jakieś niezręczne pytania, przy których smok wydaje się być błahostką. W końcu Gajki jedyne życie nocne, to były gwiazdy, planety i idące za tym obserwacje. Nic, co w obecnej sytuacji dawałoby choć podstawy do dyskusji. Chyba, że przyszłoby jej opowiadać o szczęściu, które niesie za sobą miłość. Wtedy trza by było uważać, by wszystkie jednorożce na raz z tęczy nie pospadały i nóg przy okazji nie połamały. A to by było roboty, heheszki. Nikt nie powiedział, że będzie prosto. Ba, znając Gaje można było podejrzewać, że nie będzie. U niej wszystko było jakoś dziwnie poplątane. Nie to, żeby jej się oczywiście nie podobała ta sytuacja, bo przecież w jakimś stopniu miała ją na własne życzenie. Jednak teraz mogłoby być lepiej. Nie obraziłaby się, zważając, że słowa Clementa nie były niczym co w jakimś stopniu napawałoby ją radością. Fakt, nie potrafiła się odnaleźć w nowe sytuacji. Gdyby należała do osób, które przejmują się każdym słowem, pewnie teraz by się wycofała. Przejęła, zamknęła w sobie i takie tam głupoty. A tak to tylko zrobiła skruszoną minę, jakby to co powiedział, było naganą. Na szczęście nie miał zbytnio jak tego ujrzeć, gdyż cześć włosów skutecznie zasłaniała jej w tym momencie twarz Tajemniczość taka ogromna. Wszystko jednak po tym zaczęło się zmieniać. Próbowała się rozprężyć, ponieść. Ok, nie była w tym mistrzem, ale szło jej lepiej niż wcześniej. Progress jest, Clement powinien być dumny, a przynajmniej zadowolony. Wysłuchiwała jego słów, tak słodkich, że nie sądziła, iż kiedyś od kogoś coś takiego usłyszy. Ona jednak nie była w stanie powiedzieć wszystkich swoich emocji tak płynnie jak on. Co oczywiście nie łączyło się z jakimś problemem w wrażaniu uczuć. Po prostu cała powstała pomiędzy nimi sytuacja odbierała jej dech z piersi. Tak więc Clement będzie jej musiał wybaczyć ten mały nietakt, nie powiedzenia mu równie uroczej litanii. Ucałowała go za to mocno, zamykając możliwość wypowiedzenia kolejnych fraz. Jeśli ma odpłynąć, to powinni się skupić na czymś przyjemniejszym niż wymienianie uroczych słówek. I pewnie do tego płynnie przeszli. W końcu jak już stwierdziłyśmy wcześniej nie musieli o tym rozmawiać, na szczęście. A jak już im przyjdzie, to będą mieli o czym, w końcu ten wieczór był dla Gajki nadzwyczajny. Niech tylko uważa, by nie wpadło jej do głowy napisać do takie Afry o wszystkim. Zdecydowanie. Wybacz, ale nie oprę się stwierdzeniu, że sformułowanie "wypełnić miłością" brzmi nader dwuznacznie i gdyby nie wcześniejsza informacja o zabezpieczeniach, to zaczęłabym się martwić, że tu są jakieś głębsze plany niż tylko spędzenie w nadzwyczajny sposób walentynek i zacieśnianie więzi naszych postaci. No nic. Już nie marudzę, sorkensik.
Ostatnio zmieniony przez Gaja C. Glaber dnia Sob Mar 15 2014, 19:23, w całości zmieniany 1 raz
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Clement sam czuł się trochę niezręcznie, dając jej te wskazówki, które on sam uważał za nieszczególnie pomocne, ale nie potrafił wyrazić tego inaczej. Nie chciał jej sprawić przykrości ani wytknąć braku doświadczenia, nigdy w życiu nie zrobiłby świadomie i bez wyraźnej konieczności niczego, co mogłoby być dla niej nieprzyjemne, jednak tym razem... no cóż, nieszczególnie miał wybór. To nie miała być nagana ani nic w tym rodzaju, gdyby zdał sobie sprawę, że tak to odebrała, to chyba on zamknąłby się w sobie i uznał, że jest do niczego. Że nigdy w życiu nie powinien być z tak uroczą i subtelną istotą, bo sam jest gruboskórnym, nieokrzesanym gburem, który może tylko ją zranić w taki intymnym momencie jak ten. Mimo wszystko, jego... pff, rady jednak coś dały, bo Gaja zaczynała powoli odnajdować ten rytm, czuł, że jej ciało nie jest już tak spięte, że wszystko zdawało się iść we właściwym kierunku. Clement poczuł radość i coś na kształt ulgi, że może jednak nie jest taki beznadziejny, że nie potrafi jej wprowadzić w świat fizycznej miłości... Ale przecież mają czas, nigdzie się nie spieszą i jeśli tylko ten pierwszy raz nie okazał się być dla Gajki traumatycznym przeżyciem, podobnie jak widok Clementa w całej okazałości, to mogą powoli zmierzać do osiągnięcia pełnej harmonii ciał i dusz. Ona będzie się powoli oswajać, a on będzie się uczył mapy jej ciała, odkrywał nowe sposoby sprawiania jej rozkoszy, otwierania jej na przyjemność, którą chciał jej dać. Jeśli Gaja kiedyś będzie chciała powrócić do tego, co Clement jej powiedział, jeśli kiedyś poprosi, by powtórzył to dokładnie, to spotka ją gorzkie rozczarowanie, bo te słowa wyrwały się mu jakoś nieświadomie, były dopuszczonym do głosu sercem, a nie rozumiem, dlatego pewnie nie będzie pamiętał nic, prócz faktu, że rzeczywiście, mówił, że ją kocha. Z rozkoszą oddawał każdy pocałunek, tłumiący ciche westchnienia i jęki, jakie wyrywały się z jego piersi. A potem poszło już z górki, bo nareszcie przestali mówić, przestali się instruować i wprawiać w zakłopotanie, tylko oddali się temu, co nie wymaga żadnych słów, żadnej wiedzy tajemnej, a jedynie wsłuchaniu się w pragnienia własnego ciała i ciała partnera. Och, obawiam się, że to byłby mały dramat dla obu naszych postaci, bo ani Gajka, ani Clement z pewnością nie są gotowi na tego typu zacieśnianie stosunków. Może w jakiejś odległej przyszłości - kto wie, ale z pewnością nie teraz! Dwuznaczność była niezamierzona i zdarzyła się zupełnym przypadkiem. Jak wiadomo nic nie trwa wiecznie, a już na pewno miłe rzeczy, więc i na te przyjemności przyszedł kres... Mam tylko cichą nadzieję, że Clement spisał się i dał Gai choć część rozkoszy, jakiej sam doświadczył, co wcale nie jest takie oczywiste, biorąc pod uwagę drobne perturbacje. Oparł czoło na jej ramieniu, próbując uspokoić oddech, ale wciąż podpierał się na rękach, bojąc się, że ją po prostu zmiażdży. Przetoczył się w końcu na bok i położył obok niej, oddychając ciężko i patrząc na nią roziskrzonym wzrokiem, jakiego pewnie jeszcze nigdy u niego nie widziała. Uniósł się na łokciu i złożył na jej ustach rozkosznie powolny pocałunek, po czym delikatnie przesunął palcami po jej drobnej, gorącej piersi, jednocześnie obserwując uważnie jej twarz, nie do końca pewny, czy... czy było dobrze. Wystarczająco dobrze.
Zostawmy w zapomnieniu te wszystkie drobne problemy, niezręczności, niedomówienia czy wręcz przemilczenia. Każdy związek w końcu je ma, nie? To właśnie tworzy urok bycia razem dwojga ludzi. Nigdy nie wie się, co ta druga osoba myśli, ale ma się tą pełną miłości nadzieje, że nie myśli źle, bo przecież właśnie na tym polega miłość, w szukaniu u drugiego człowieka cech pięknych. Wszystko wtedy zdaje się prostsze, a przecież o to właśnie im chodzi. W końcu ten taniec ciał, to najbardziej prosta i niewymagająca myślenia czynność świata. Dopiero, gdy myśleć się zaczyna, to robi się problem, czego przykład doskonały już mamy. Nie trzeba tego tłumaczyć, tak jest, koniec pieśni. Trwali w tej rozkoszy, napawali się ją, a ich głosy mieszały się w naturalnej balladzie westchnień, jęków i pomrukiwań, o które na pewno nie podejrzewaliby swoją miłość. Oddawali pocałunki, badali swoje ciała, szukali złotego środka. Byli rozkoszni w tym wszystkim, jak zawsze w swoim towarzystwie. Budowali nową więź, już nie niewinną, przyjacielską i na jakiś sposób zamkniętą na siebie. Nie można jednak powiedzieć, że jest to coś nadzwyczaj poważnego. To po prostu miłość. Ta, którą może przeżywać każdy nie zależnie o wieku, koloru skóry, miejsca w którym mieszka czy płci. To coś ponad wszelkimi granicami, co trzeba pielęgnować niczym mały książę swoją różę. Bo gdy wyleci się zmierzać kosmos, można już do tego nie móc wrócić. Choć niewątpliwie będzie się za tym tęsknić, marzyć, śnić. Nie pora jednak na takie smutne rozmyślania, Gaja jeszcze nie zaplanowała jak pogodzi swoją kochaną astronomie z ucieleśnieniem miłości w postaci Clementa. W końcu wszystko sprowadzało się do tego, że są na terenie szkoły, więc musza zachowywać się jak na dorosłych przystało. To w czasie dnia, w nocy Glaber tez powinna pracować. Ciężkie życie, co? Najważniejsze, ze był pozytywnie nastawiona do życia. Jak się chce, to zawsze się znajdzie rozwiązanie, o! W każdym bądź razie chwile uniesienia minęły, pozostawiając tylko dziwne uczucie i krople na skórze. Serce było jej zdecydowanie szybciej niż sądziła, że jest możliwe. Patrzyła jednak na Clementa, który wcale bardziej wypoczęty się nie wydawał, za to równie szczęśliwy. Jeśli jej też tak oczy błyszczały, to najpewniej były odbiciem piękna kosmosu, które tak głęboko w sobie pielęgnuje od zawsze. - Nie sądziłam, że miłość może być tak przyjemnie męcząca - powiedziała po tym, jak odwzajemniła jego wręcz leniwy pocałunek. W sumie Gaja nie miała chyba za wiele do powiedzenia o ich przeżyciu. W końcu dla niej już na zawsze będzie to najcudowniejsza chwila jaka mogła ją spotkać. Tak więc Clement nie miał się co przejmować. Ona i tak go kocha. Przeturlała się na niego zgrabnie, oplatając rękoma szyje, a zębami przytrzymując płatek jego ucha. Usta zdjęła dopiero po chwili w delikatnym pocałunku, po czym zaczęła szukać po ciele Clementa, czy czasem nie ma gilgotek. W końcu chyba nigdy nie miała ku temu okazji. Dopiero, gdy znalazła trochę wrażliwszy punkt uznała, że może na niego spojrzeć.- Nie wiem czy ci to już mówiłam, ale kocham cię, wiesz? - Droczyła się z nim, najwyraźniej chcąc utrzymać urocza atmosferę ich spotkania.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Dobrze, że nie zaczęli jeszcze się zastanawiać, jak będzie wyglądała ich doba, kiedy uczniowie wrócą z ferii, a Gaja będzie musiała wrócić do pracy. Prawdę mówiąc, nie mogli się gorzej dobrać się względem trybu życia, bo Clement siłą rzeczy funkcjonował w zgodzie z naturą - wstawał wcześnie rano, spędzał właściwie cały dzień na świeżym powietrzu, a w nocy spał. U Gai działało to zupełnie inaczej, bo przecież pracowała nocą, kiedy na niebie pojawiały się wszystkie ciała niebieskie. Jakim magicznym sposobem znajdą dla siebie czas, skoro oboje byli zapracowani, a ich cykle dobowe tak diametralnie się różniły? Zmieniacz czasu? Tak, to chyba dla nich jedyne wyjście. Ale na razie było dobrze. Były ferie, nie musieli się nigdzie spieszyć, niczym przejmować. Mogli napawać się swoją nowo odkrytą miłością, odkrywać wszystkie jej odcienie, smakować, rozkładać na części pierwsze, badać z zachwytem i wzruszeniem. Mogli właściwie nie wychodzić z łóżka, poza tymi momentami, kiedy Clement musi zrobić obchód Zakazanego Lasu i nakarmić wszystkie stworzenia będące pod jego opieką. Patrzył na nią z zachwytem, zastanawiając się, jak to możliwe, że serce nie pękło mu jeszcze z nadmiaru miłości. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek doświadczy czegoś choćby zbliżonego do szczęścia, a teraz oddychał zapachem rozgrzanej skóry ukochanej kobiety, napawał się ich wspólną rozkoszą, mógł scałowywać kropelki potu perlące się na jej dekolcie. Nie odpowiedział, pochłonięty zapisywaniem tej chwili w pamięci, zapamiętywaniem wyrazu jej pięknych oczu, uśmiechu drżącego na jej ustach, zaróżowionych policzków. Nie potrafił opisać tego uczucia, narastającego gdzieś w głębi niego. Jakby nareszcie zrozumiał, że to nie złudzenie, nie sen, nie iluzja, która zaraz się rozpryśnie pod naporem rzeczywistości. Gaja była tutaj. Była z nim. Była dla niego. Byli razem. W odpowiedzi pocałował ją gwałtownie w usta, nie potrafiąc wyrazić tego wszystkiego, ale czując, że mógłby w tej chwili umrzeć i nie byłoby mu żal. Chociaż nie. Jeszcze nie teraz. Chciałby przeżyć z nią wszystko, doświadczyć jeszcze milionów smutnych i radosnych chwil, oświadczyć się, wziąć ślub, założyć rodzinę... A potem rzeczywiście mógłby umrzeć, kochając się z nią. Mogliby tak umrzeć razem i byłaby to najszczęśliwsza śmierć na świecie. Uśmiechnął się czule, gdy ułożyła się na nim i mruknął przeciągle, gdy przygryzła płatek jego ucha. Merlinie, to było niezwykle... ekscytujące. - Nie mam łaskotek, przykro mi - skłamał z bardzo poważną miną, mając nadzieję, że nie odkryje tego wrażliwego miejsca gdzieś na wysokości siódmego żebra. A jednak. Odkryła. Clement skulił się, nie mogąc opanować śmiechu. Złapał ją za nadgarstki, ale chyba nie było to konieczne, bo Gajka sama odpuściła, nie chcąc go torturować. Miękkim gestem założył niesforny kosmyk włosów za jej prawe ucho i uśmiechnął się z czułością. - Kiedyś coś na ten temat wspominałaś, ale nie obrażę się, jeśli powiesz to raz jeszcze - zamruczał, przesuwając jedną dłonią po jej aksamitnych, nagich plecach. - Ja też cię kocham, maleńka. Kocham cię tak, że czasem mam wrażenie, że moje serce tego nie wytrzyma... - szepnął poważnie, obrysowując palcami kształt jej pośladków i zastanawiając się, czy naprawdę zasłużył na to wszystko. Odpowiedź brzmiała - nie, ale w końcu gorsi od niego również doświadczali rzeczy pięknych. Choć z pewnością nigdy nie doświadczali takiej miłości.
Tak, życie do najprostszych nie należy, ale to przecież dobrze, nie? W końcu gdyby nie niektóre sprawy byłoby potwornie nudno. Co więcej wiele pięknych rzeczy nie ma racji bytu bez tych okropnych. Bo jeśli byłoby samo dobro, to jak byśmy mieli o tym wiedzieć? W końcu nie dałoby się go rozróżnić od zła. Tak więc Gajka na pewno nie będzie sobie zawracać głowy ich ciężką sytuacją. Najwyżej będzie spać jeszcze mniej w czasie tygodnia, by w weekend w objęciach Clementa jakoś to sobie odbić. Zmieniacz czasu mógłby wprowadzić sporo zamieszania. Zwłaszcza pani profesor, która normalnie ma problem z poczuciem czasu. A wtedy? To byłby dopiero koszmar. Jeszcze weszłaby na swoje zajęcia w momencie, w którym byłaby na nich. Albo jakiś uczeń poszedł do Clementa po jakąś pierdołę, zobaczył ją tam, po czym wrócił do sali i zaczął paplać, że jeszcze przed chwilą była gdzie indziej. Clement to wszystko zapamiętywał, kodował w swojej kochanej główne, a Gaja? Była tak zaaferowana, podekscytowana i ogólnie przejęta całością, że gdyby teraz jeszcze przyszło jej się skupić, to pewnie główka wybuchłaby jej z tego wszystkiego. A tak to, będąc sobą, po prostu chciała by ten wieczór dalej był taki cudowny. By trwał. Jak najdłużej, jak najintensywniej. Clement będzie musiał się pogodzić, ze pewnie będzie go tak przyjemnie męczyła. Bo przecież ona chce jak najlepiej. A przecież nie ma co liczyć na to, że po prostu stwierdzi, że najprzyjemniej będzie odpocząć. - Właśnie widzę jak nie masz łaskotek kochanie. - Powiedziała, po czym zaśmiała się uroczo. Fakt, że nie widziała go wcześniej tak szczęśliwego napawał ją ogromną radością. W końcu tak, jak on się nie spodziewał, że będzie kiedyś leżał szczęśliwy z kobietą, tak ona tym bardzie nie spodziewała się takiego rozwoju ich znajomości. Nocy w czasie której nie będzie zapisywać ilości widocznych gwiazd w danym gwiazdozbiorze czy określać czym jest nowa kropka na niebie. Gdy jej całą uwagę będzie przyciągał nie kto inny, a Clement, którego sądziła, że tak dobrze zna, a tu niespodzianka, wychodzi na to, że może znać go jeszcze lepiej. Choć w sumie to jeszcze wiele o nim nie wie. Gdyby ona była taka skomplikowana pewnie życie nie byłoby takie proste. A tak to? Może się cieszyć, że jedynym problemem jaki ma obecnie na tą chwile to nieładne stopy. - O kurcze, nie mów tak. Ja się na lecznictwie nie znam. A jak umrzesz? Ojejku! Odpukać w puste. Herbert daj głowę - Powiedziała, patrząc na kota, który jakimś sposobem wślizgnął się do chatki. W sumie miał wiele czasu, by wymyślić jak to zrobić, a jak wiadomo kuguchary to wyjątkowo inteligentne stworzenia. - Widzisz kochanie? Nawet jak bardzo będziemy się bronić, to te słodziaki i tak na odnajdą. - Uśmiechnęła się do niego, po czym nie chcąc słyszeć, jak zaczyna marudzić, że tak jest i w ogóle jak on się starał, by tak nie było, ale tak wyszło, to postanowiła uciszyć go w najprzyjemniejszy sposób jaki znała, czyli pocałunkiem.- Kochanie mam pytanie, moge? - Powiedziała z niewinną minką, jakby co najmniej chciała mu powiedzieć co strasznego, do czego małe dziewczynki nie chcą się przyznawać. Oderwanie głowy lace czy coś w tym stylu.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Rzeczywiście, w ich przypadku, a zwłaszcza w przypadku Gai, używanie zmieniacza czasu było co najmniej ryzykowne, jak wszystkie zresztą zabawy z przyszłością, przeszłością i teraźniejszością. Będą musieli jakoś sobie poradzić, a może to, że będą zmuszeni wyszarpywać ze swoich grafików godziny, kwadranse, a czasem minuty, by spędzić je razem, sprawi, że nigdy się sobą nie znudzą, że utwierdzą się w przekonaniu, że to właśnie to i nie liczą się żadne niedogodności, żadne przeszkody... Tak, Clement bardzo chciał zapamiętać tę chwilę. Miał zupełnie inne usposobienie niż Gaja, może właśnie to sprawiło, że odnaleźli w sobie dopełnienie własnych cech? Był spokojniejszy, bardziej refleksyjny, z tendencjami do wpadania w melancholię, a przynajmniej zadumę... Obawiam się, że tego nie zmieni nawet zbawienny wpływ Gai, obawiam się, że to tkwi w nim zbyt głęboko, by dało się tak po prostu zmienić. To był najcudowniejszy wieczór jego życia i chciał, by ten czar trwał, otulając jego serce mgiełką wzruszenia, któremu poddawał się wbrew własnej woli. Niech go męczy, niech go zmusza do uśmiechu, niech porusza w nim te struny, które milczały od wielu lat. On tego potrzebuje, potrzebuje jej bardziej niż czegokolwiek, kogokolwiek. Przesunął palcami po jej twarzy, znacząc dotykiem wargi, podbródek, linię szczęki, skrzydełka nosa, idealną w kształcie małżowinę ucha, brwi, czoło, skronie... jakby uczył się jej na pamięć. Druga dłoń przesuwała się lekko po jej plecach, wzdłuż kręgosłupa, by po chwili po raz kolejny odnaleźć swoje ulubione miejsce na pośladkach Gai. Tak cudownie działała na jego duszę, tak cudownie działała na jego zmysły, na jego psychikę... - Ani mi w głowie umierać - uśmiechnął się pod nosem, po czym w myślach dodał Kiedyś jej szukałem, ale teraz będę uciekał, ilekroć na horyzoncie zamajaczy jej cień... Wywrócił oczami, ale nie skomentował nagłego pojawienia się kuguchara. Zmierzył go tylko niezbyt przyjaznym spojrzeniem, zarezerwowanym dla każdego, kto ma czelność przerywać takie słodkie sam na sam. Podły sierściuch, pomyśleć, że sam go Gajce podarował. Niewdzięcznik zapchlony. Zamruczał z zadowoleniem, bo metoda Gai bardzo mu się podobała. Jeśli pani profesor będzie za każdym razem uciszać go w ten sposób, to Clement będzie dokładnie taki sam jak przedtem, z tą drobną różnicą, że na po jego ustach będzie się błąkał lekki uśmiech, ale jeśli chodzi o małomówność, to niewiele się zmieni! - Zawsze. Pytaj, choć nie wiem, czy nie powinienem się bać - zażartował, przesuwając opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa, po czym pocałował ją w ramię. - Nie jest ci zimno? - spytał z troską, zastanawiając się, czy pytanie Gajki wprawi go w zakłopotanie, zdziwienie, przerażenie czy konsternację. Niemniej jednak był gotów odpowiedzieć na każde z jej pytań, nieważne jak niezręczne ono będzie. Spojrzał jej w uważnie w oczy i uniósł lekko brwi na znak, że zamienia się w słuch.
Dopełniali się, to niewątpliwe. W końcu wszystkie prawa fizyki wskazują na to, ze przeciwne się przyciąga. To niezaprzeczalne i jasne jak Słońce. W końcu Gajka jako jeden z promyków spadających z nieba, niosła ze sobą radość i energie, tak Clementowi potrzebną. Była roześmiana, ewentualnie na tyle nieporadna, że aż urocza. Oczywiście w pewnych kwestiach, bo jako nauczycielka czy koleżanka na pewno nikt nie musiał jej dawać rad jak się zachowywać. Znała już wcześniej wydeptane życiem ścieżki i nie bała się wkraczać w nowe. Aż dziw, że jeszcze na żadnej nie spoczęła. W jej przypadku życie jest ciągłym biegiem, gmatwaniną spraw, które są jej potrzebne by mieć poczucie, że jest odpowiednią osobą w odpowiednim miejscu i czasie. Gdyby wszystko włącznie z nią tak nie gnało, to pewnie nie potrafiłaby się odnaleźć. Dlatego też te wyszarpywane chwile na pewno będą dla niej świetną sprawą. Będzie popołudniem wpadać na herbatę i może coś więcej. By po niedługim czasie wyjść jakby nigdy nic i wrócić na nocną randkę z niebem. Ewentualnie prowadzić zajęcia czy inną głupotę. Gaja jeszcze nie nawykła do szorstkich dłoni Clementa, które tak uważnie badały jej ciało, co wprawiało już w lekkie drżenie. Pewnie dlatego wydaje mu się, że Gajce jest zimno. Jednak to zupełnie inny rodzaj drżenia. Ten spowodowany przez człowieka, a nie naturę. W końcu pewne miejsca na ciele Gajki nie znały czyjegoś dotyku. Są delikatne i niedostosowane do obecnej sytuacji. - Kotuś a co ci się stało o tutaj? - Zapytała pokazują dużą, białą bliznę na jego ciele. Wygląda jakby co najmniej był się z trollami na gołe klaty albo użyczał jej jako tarczy podczas jakiejś leśnej wojny, starciu z wilkami czymkolwiek bardziej okropnym. Spojrzała na niego, po czym znowu zaczęła się śmiać. - Zimno nie! Jakby mi było zimno, to bym się przytuliła i na pewno byś to wyczuł. - Uśmiechnęła się, po czym zaczęła mu targać włosy, co nie za wiele dało zważając na ich długość. Eh, zero zabawy!
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Naprawdę się martwił, czy nie zmarzła. W końcu jego chatka, choć dość przytulna, nie była najcieplejszym miejscem w Hogwarcie, a ciepło ciała drugiej osoby starcza tylko na pewien czas. Zaczynam nawet przeczuwać, że bezpieczeństwo, szczęście i zdrowie Gajki staną się jego lekką obsesją i będą miały ogromny wpływ na jego samopoczucie, bo nie zapominajmy, że do tej pory w życiu Clementa ziała potworna wyrwa, którą wypełniła dopiero miłość do tej uroczej istoty, wylegującej się tak rozkosznie na jego piersi. Gajka stała się centrum jego wszechświata, jeśli nie byłoby jej, równie dobrze świat mógłby nie istnieć, bo nic nie miałoby sensu. Nie wpadł na to, że to delikatne drżenie może być spowodowane jego dotykiem, niekoniecznie zaś zbyt niską temperaturą otoczenia. Mężczyźni są czasem tacy niedomyślni... Nie wziął pod uwagę, że dla Gai ta sytuacja jest zupełnie nowa, od początku do końca. Że nie tylko nigdy wcześniej nie oddawała się miłosnym igraszkom, ale że nigdy nie poddawała się takim niewinnym pieszczotom. Nie przyszło mu do głowy, że jest Kolumbem odkrywającym zupełnie nowe, nietknięte, w tym przypadku, ludzką ręką obszary jej ciała, które dotąd były nieznanym lądem nie tylko dla niego, ale w ogóle dla rodzaju męskiego. Z jednej strony był tego świadom, ale z drugiej nie zastanawiał się nad tym tak głęboko, by wytłumaczyć sobie to drżenie inaczej niż jako reakcję mięśni na chłód. Ech, Clement. Wellington nie był przekonany, czy nazywanie go "kotusiem" specjalnie mu się podoba, ale jeśli Gajce sprawiało to przyjemność, był gotów zostać nawet "żuczkiem". Zresztą od tak dawna nikt nie zwracał się do niego w tak pieszczotliwy sposób, że nie do końca potrafił odnaleźć się w tej sytuacji, choć niewątpliwie była bardzo miła. - Tu...? To było chyba na praktykach... tak, tak myślę. Jakiś idiota rozdrażnił hipogryfa, a ja miałem nieszczęście znaleźć się odrobinę za blisko... W Mungu szybko sobie z tym poradzili, ale blizna została - uśmiechnął się lekko, głaszcząc jej zarumieniony policzek. - No dobrze - powiedział trochę uspokojony, choć nie rozumiał, co ją tak rozbawiło. Po prostu nie chciał, żeby zmarzła i się przeziębiła! Z uśmiechem pozwolił jej dalej bawić się swoimi włosami, po czym bez ostrzeżenia objął ją mocno ramionami i przekręcił się na brzuch, tak, że tym razem to ona była na dole, a on mógł wygodnie obsypać jej szyję i usta krótkimi pocałunkami, po czym zaczął przesuwać palcami po jej talii i brzuchu, sprawdzając, czy i ona ma jakieś wrażliwe na łaskotki miejsce.
To jednak coś w odczuwaniu tej chwili ich łączyło, bo przecież Gaja też nie pojmowała wszystkiego co się działo i pewnie nawet jeśli na dworze byłaby istna Syberia, to byłoby jej ciepło z samego faktu przetwarzania emocji w czystą energie życiową. Choć jeśli Clement ma zamiar tak bardzo przejmować się błahostkami, to musi uzbroić się w cierpliwość czy nawet zrobić spore zapasy amunicji do walki z dziwnymi zachowaniami ukochanej. Nie to, żeby ona o siebie nie dbała, po prostu pod niektórymi kwestiami ich poziom pojmowania się nieco różnił. U Gajki nie istniało pojęcie przepracowania, a pewnie jak zobaczyłby ją po paru nieprzespanych dniach i nocach, to byłby w szoku. Czy tak jak teraz te jej poodmrażane stópki, czy jak wcześniej zapomnienie czapki... No gdyby tak pomyśleć to takich drobiazgów sporo by wyszło. - Oj. To na blizny nie ma jakiegoś świetnego zaklęcia czy eliksiru? Powinno coś się znaleźć. W końcu chyba ci naukowcy nad czymś siedzą, nie? - Uśmiechnęła się do niego. W sumie to pewnie Gaja nie zdawała sobie sprawy, że na pewno wygląda uroczo w potarganych włosach i zaróżowionych policzkach. Tak samo ja Clement nie wiedział jak obłędnie wyglądają jego oczy z milionem malutkich iskierek, z uśmiechem na ustach. Pewnie już tego nie pamięta. Kiedyś Gaja kupi im lustro. Takie duże. Będą oglądać jacy są szczęśliwi. Będą mogli wstawać rano i patrząc w nie uświadamiać sobie, że właśnie tego chcieli gdzieś w głębi serduszka. Urocze, nie sądzisz? Na krótszą metę lepsze niż czarozdjęcia, bo one uchwycają tylko jakiś moment, a lustro jest dokładnym odbiciem teraźniejszości. Choć wiadomo, lustro nie zachowuje w jakiejś pozaziemskiej sferze tego, bo było, a co najczęściej nie wraca. Są chwile, które się nie powtarzają. Pustkę po nich można zapełnić tylko czymś świeżym. Wręcz niezauważalnie pokazała mu czubek języka, zastawiając się, czy pomyśli o tym, by tych łaskotek szukać gdzieś indziej niż na talii. Choć z drugiej strony coś jej mówiło, ze nie chce by znalazł to miejsce. Wtedy cały czar by prysł, bo jak nie trudno się domyśleć tym miejscem są stopy. Chyba oboje tego nie chcą. No, ale nic już nie poradzi, w końcu to on jest wyżej. Przynajmniej takie miała wrażenie. - Uważaj, bo jeszcze pomyśle, ze wyzywasz mnie na bitwę na gilgotki. - Powiedziała wesoło, jakby znalazła kolejny punkt ich wspólnego wieczoru. Czyżby ich wspólne życie miało być niczym gonitwa kota i myszki? Jedno coś robi, to drugie chce mu utrzeć nosa i tak w nieskończoność. Sama nie wiem Nie rozwlekajmy jednak tego dłużej. Na pewną nasi kochani powinni coś skrywać w tajemnicy nawet przed nami. Dajmy, by w ich wyimaginowanym świecie czas zaczął biec inaczej, a zdarzenia same napisały końcówkę tego wieczoru.
z/t
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Możliwe, że Clement zachowywał się jak szaleniec, a może po prostu potwornie się bał w jakikolwiek sposób zawinić wobec Gajki. Miał obsesję, bał się, że ją straci, bo nie potrafił uwierzyć, że na nią zasługuje, inaczej - że ona nie byłaby szczęśliwsza z kimś innym. Może z kimś równie żywiołowym, może z kimś, za kim nie wlecze się cień ponurej przeszłości, może z kimś, kto nie truje się dwa razy dziennie mugolskimi papierosami, w jakiś sposób wierząc, że w ten sposób przywołuje ducha zmarłego brata. Za bardzo ją kochał, za bardzo mu na niej zależało, żeby założyć, że cokolwiek zrobi, ona z nim zostanie, bo darzy go równie mocnym uczuciem. Poza tym... po prostu się o nią dbał. Była tak roztrzepana, a jednocześnie delikatna, zupełnie o siebie nie dbała, a on nie był zbyt dobry w troszczeniu się o kogokolwiek, skoro nawet dbanie o samego siebie nie wychodziło mu najlepiej. Ale robił, co mógł, prawda? Widząc, że się ocknęła, odetchnął z ulgą, ale wcale nie wyglądał na odprężonego. Wstał i zaczął krążyć po swojej maleńkiej chatce, zastanawiając się, jak jej to wyjaśnić. Przepraszam, maleńka, zapomniałem ci powiedzieć, że czasami zmieniam się w niedźwiedzia? Merlinie, mimo że prawdziwe i proste, było to rozpaczliwie głupie i Clement rozpaczliwie szukał jakiegokolwiek innego sformułowania. Był wściekły na siebie, na swoją głupotę, na swoją bezmyślność... Spojrzał na Gajkę, a w jego oczach błysnęła przedziwna mieszanina troski, czułości i złości na samego siebie. - Nie, zwykle nie parują - powiedział dziwnym głosem, po czym usiadł na brzegu łóżka, zwieszając głowę i wpatrując się z uporem we własne glany. - Jak mam się nie denerwować, skoro to ja byłem tym pieprzonym niedźwiedziem?! - rzucił odrobinę podniesionym głosem, jednak szybko złagodniał, wiedząc, że Gajka i tak jest wystarczająco zestresowana i zszokowana. Westchnął ciężko i przesunął dłonią po swojej zarośniętej twarzy. - Przepraszam... jestem... wściekły na siebie... że ci nie powiedziałem. To żadna tajemnica, po prostu... jakoś się nie złożyło. Na Merlina, nie chciałem cię tak wystraszyć! Zapomniałem, że... że jestem w tej postaci i kiedy cię zobaczyłem... - przygryzł dolną wargę i umilkł, zaciskając dłonie w pięści i walcząc z szalejącymi w nim emocjami. Boże, jakim on jest idiotą!
Gaja nie widziała cieni przeszłości w nim. Nie doszukiwała się tego. Z resztą papierosy palili nawet czarodzieje, są przecież te wszystkie gryfony czy jakieś tam inne magiczne używki. Wiec nie widziała w tym nic dziwnego, nic złego. Może jest zaślepiona miłościom, a może po prostu przywykła do obcowania z ludźmi w porównaniu do ukochanego i dlatego takie błahostki ją nie drażniły? Nie wiem, w każdym razie teraz to było najmniej ważne. Kochała go, ale to co się stało było straszne. Wiedziała, że był niedźwiedź, biegł, potem znalazła się w chatce z Clementem. Nie łączyła tych faktów, bo niby dlaczego? Mógł znaleźć ją nieprzytomną po połowie dnia, gdy wracał do domu. Mół jakis uczeń go zawołać, że nieprzytomna pani profesor leży na terenie przed jego chatką. Dużo mogło się stać, w końcu nic z tamtego czasu nie pamięta. Ale czy to możliwe, że on był niedźwiedziem? Nie podejrzewała. Słyszała kiedyś o czymś takim ja animagia, ale nie zagłębiała się w szczegóły. Nie sądziła, ze kiedyś spotka kogoś z tym darem,a w zasadzie umiejętnością. Kogo, kto będzie dla niej tak bliski. A teraz? Czy powinna być zła? Nie wiedziała. Te słowa ją zszokowały. Coś zacisnęło się w niej niczym supełek. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Z jednej strony Clement miał racje, nie było okazji by jej o tym powiedzieć. Ona tez nie pytała, sądziła, że skoro tyle go zna to wie o nim wystarczająco wiele. Z drugiej strony jeśli teraz by się to nie wydało, to kiedy zamierzał jej powiedzieć? "Cześć kochanie, mam dla ciebie niespodziankę. Jestem od czasu do czasu niedźwiedziem. Zabawne, nie" - To brzmiało co najmniej dziwnie. - Kochanie... - Zaczęła, jeszcze nie za bardzo wiedząc, co chce mu powiedzieć. - Kocham cię, wiesz? - Po tak prostych słowach zrozumiała, ze jej serce nie chce się na niego gniewać. To tylko strach, trzeba go pokonać. Bo jak nie teraz, to kiedy? - Nie gniewam się, ale jeśli masz mi coś jeszcze ważnego do powiedzenia to lepiej, bym to usłyszała teraz. Nie chce po raz drugi przeżywać takiego szoku - Oparta na łokciach wpatrywała się w niego zmęczonym wzrokiem. To wszystko było zbyt poważne jak dla niej. Chyba tak wygląda dorosłe życie, nie? Dla niej to jeszcze było za wcześnie na nie, choć miała już 28 lat. Musiała się z tym zmierzyć. Teraz albo nigdy.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Spojrzał na nią w milczeniu. W jego oczach nie było już gniewu, był tylko smutek, poczucie winy i miłość, która zdawała się promieniować z jego serca, obejmować całe potężne ciało. Delikatnie przesunął palcami po jej policzku, przygryzając usta i próbując jakoś sformułować to, co go dręczyło. - Ja ciebie też... tak bardzo... - powiedział cicho, dotykając opuszkami jej warg, obrysowując ich kontur i marszcząc brwi. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę, by w końcu pochylić się i ułożyć głowę na jej kolanach, jak zagubione i nieszczęśliwe dziecko, którym przecież nie był. - Przepraszam... nie... to tylko to. Ja i Todd... obaj wymyśliliśmy sobie, że... będziemy animagami, bo wtedy będziemy mogli zrozumieć też smoki i będziemy sławnymi smokologami. Todd był lisem... a ja niedźwiedziem - wymamrotał, wtulając się w nią mocno i oddychając jej zapachem. - Widzisz... pod tą postacią jestem w stanie więcej zauważyć z tego, co się dzieje w lesie. Więcej czuję i dostrzegam... to dlatego. Boże, Gajuś, tak bardzo mi przykro - szepnął, ujmując jej drobne dłonie i składając na nich gorące pocałunki. Bał się, tak bardzo się bał, że coś zepsuł, że coś między nimi pękło, że... Zabrakło mu słów, więc po prostu uniósł głowę na tyle, by móc spojrzeć jej w oczy. Była taka zmęczona i poważna... Po raz kolejny poczuł falę wyrzutów sumienia, która zalała go, nie dając szans na złapanie oddechu. - Jest... jeszcze coś. Ale to nigdy cię nie przestraszy, bo nikt o tym nie wie. I nie wiem, czy mówienie o tym, ma jakikolwiek sens, bo to nic nie zmienia. Nie zmieniło. Nie zmieni... więc... nie, zapomnijmy o tym. Jeśli ci tego nie powiem, to będę nadal jedyną osobą, która o tym wie... która to w sobie nosi... więc... nieważne, zapomnij. I nie miej mi tego wszystkiego za złe, bo nie chciałem... - chyba nigdy w życiu nie wyrzucił z siebie tylu chaotycznych słów. Uniósł się i pocałował Gajkę przepraszająco w oba kąciki ust, potem w podbródek, oba policzki i czoło, by w końcu przylgnąć do jej warg i objąć ją mocno swoimi potężnymi ramionami, które w tej chwili jemu samemu wydawały się dziwnie słabe. Nikt by nie uwierzył, że ponury i milczący gajowy może okazać się tak delikatny, tak przestraszony własnym nieprzemyślanym gestem. Że może się czegokolwiek bać. Ale tak było. Bał się, że pewnego dnia ją straci, bo nie jest wystarczająco dobry, po prostu nie zasługuje na jej miłość.
Jeden pocałunek, drugi, trzeci... Czy to coś zmienia? Zastanawiała się co meczy takiego kochanego człowiek jak on. O czym jej nie chce mówić. Czy to ważne? Nie wiedziała, ale z drugiej strony powinna pociągnąć go za język. Choć rozmawianie o problemach nie było jej mocną stroną, jednak chciała sprawić, by te wszystkie czarne myśli poszły w zapomnienie. Taka część tej zbawiennej terapii, od której 'zaczęli' zacieśniać kontakty. W końcu jeszcze pamiętała jak wrzuciła go do fontanny, jak malowała niezgrabnie pędzlem po jego twarzy, po czym piła kawę w jakiejś londyńskiej kawiarence. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, ze to wszystko zajdzie tak daleko. A teraz? Nic się w niej nie zmieniło, dalej jest tą samą radosną kobietą, która chce sprawić, by wszystkie smutki przeszłości nie niszczyły przyszłości. Bo przecież bez sensu jest płakać nad rozlanym mlekiem. - Dobrze. Powiedzmy, że jestem w stanie sobie to wyobrazić. Choć wiesz, nie jestem najlepszym fantastą. - Widziała, jak trudno mu się o tym wszystkim mówi. Gdyby była mniej zmęczona tą sytuacją, pewnie serce rozpadałoby jej się w kawałki. Przez to też postanowiła nie ciągnąć go za język. Odczyta z gwiazd kiedy będzie dobry moment na porozmawianie z nim na ten temat i wtedy spróbuje. Co ma się stać, to się stanie. W końcu wszystko jest zapisane w gwiazdach. - Nie rozgrzebujmy tego teraz, masz racje. Choć znasz mnie, kiedyś cię o to zapytam. To nie tak, że jestem wścibska. Po prostu chce móc ci pomóc. "Nosić w sobie" brzmi ciężko. A podobno ciężar rozłożony na dwie osoby, jest nieco lżejszy. - Odwzajemniała jego dotyk, pocałunki. Rozluźniała się, chcąc czy nie zapominając o tym całym incydencie.- A teraz co powiesz na krótki spacer? powinniśmy dać sobie od tego odrobinę wytchnienia. Świeże powietrze podobno dobrze działa na umysł, wiesz? - Stuknęła się w czoło, przypominając sobie, że przecież gajowemu raczej nie doskwiera brak świeżego powietrza. - Do kogo ja to mówię, przecież ty to wiesz najlepiej. - Uśmiechnęła się delikatnie, po czym podniosła już do jako takiej pozycji siedzącej. Jej nigdy nie brakowało energii, nie zamierzała spędzić całego dnia opierając się na łokciach. W tym towarzystwie mogła robić wiele przyjemniejszych rzeczy. Wrzucenie Clementa do jeziora na środku błoni? Tego jeszcze nie było, chodźmy przetestować! No nie daj się prosić, wiem, że chcesz!
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Nie chciałby jej w jakikolwiek sposób zmienić. Nie chciałby mieć na nią jakiegokolwiek wpływu. Nie chciał, by dorastała, poważniała. Nie chciał jej obciążać swoimi smutkami, a jednak robił to. Czuł, że wiążąc się z nim, Gajka ryzykuje własną uroczą naiwność, swoją niewinność (no cóż, tę faktycznie straciła, w sensie fizycznym)... Nie chciał być destrukcyjną siłą, chciał jej dać szczęście i bał się, że pewnego dnia usłyszy, że była szczęśliwa, zanim go pokochała. Położył się obok niej na łóżku, patrząc na nią z miłością i absolutnym oddaniem. Patrzył na nią w milczeniu, przeczesując delikatnie jej włosy i zastanawiając się, czy naprawdę będą razem już zawsze. Chciałby tego z całego serca, ale nauczył się nie dowierzać życiu. Ale niedługo... niedługo poprosi ją o rękę. Sam nie wiedział, skąd ta nagła pewność i potrzeba przypieczętowania ich miłości pierścionkiem, ale chciał pokazać, że naprawdę ma zamiar spędzić z nią resztę swoich dni, jakkolwiek głupio i patetycznie by to nie brzmiało. Lubił słuchać jej głosu, tych wszystkich miłych i ciepłych słów, które zdawały się ogrzewać go od środka. Powoli zaczął się uspakajać, widząc, że Gai nic nie jest, nie dostała zawału, nie gniewa się na niego... najwyżej jest trochę zmęczona. - Nie chcę cię niczym obciążać, zwłaszcza że to nic szczególnie ważnego, a odkąd mam ciebie, jest mi tak lekko na duszy, jak od lat nie było. Nie przejmuj się mną, bo jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi - powiedział cicho między jednym pocałunkiem a drugim, głaszcząc jej policzki i szyję, jakby chciał zatrzeć to przykre wrażenie, a potem roześmiał się, słysząc jej uwagę. - Wiesz, jestem na świeżym powietrzu mniej więcej od szóstej rano, ale jeśli chcesz, możemy się gdzieś wybrać. Ale za chwilę... - dodał po chwili, nie mogąc się oprzeć pokusie i znów muskając jej ciepłe wargi swoimi i mrucząc przy tym jak ogromny kocur. Czasem miał wrażenie, że traci zmysły, kochał ją tak bardzo, że byłby skłonny zrobić największą głupotę, byleby tylko wywołać uśmiech na jej twarzy. Szczęśliwie nie było to takie znowu trudne, więc Wellington nie musiał robić niczego szczególnie głupiego. Co nie zmienia faktu, że był gotów. Nagle strzeliło mu coś do głowy. Przerwał pocałunek, co zresztą było nieuniknione, biorąc pod uwagę, że Gajka nie mogła długo wysiedzieć łóżku, bo była jak zwykle pełna energii i woli działania, i spojrzał na nią z dziwnym błyskiem oko. - Gajuś... jechałaś kiedyś na niedźwiedziu? - spytał zupełnie niewinnym tonem, wodząc palcem po jej obojczyku i uśmiechając się leciutko. Miał nadzieję, że tym razem nie przeżyje już takiego szoku, wiedząc, że to tylko on, mimo że w nieco innej formie.
Głuptas, najwyraźniej oboje widzieli sprawę z innych stron. Dla Gajki ta cała dorosłość była taka od zawsze, trzeba było od czasu do czasu zebrać się w sobie, coś zrobić, a potem znowu można było wrócić do swojej błogiej sielanki. Pamiętała w końcu jak prawie rok temu było zebranie w sprawie śmierci nauczyciela, a w zasadzie nauczycielki. Trzeba było przyjść późnym wieczorem, być poważnym jak diabli, choć w tamtym momencie wolała samotnie przeżywać śmierć koleżanki po fachu. Nic przyjemnego, ale przeżyła i jakoś nie sprawiło to iż straciła swoją jak to zostało nazwane "uroczą naiwnośc". Dlatego też dopóki Clement jest wobec niej w porządku, to nie ma powodu by sądzić, że będzie mu coś wypominać. Gajka do osób rozdrapujących przeszłość nie należy w przeciwieństwie do niego. Pierścionki, śluby... To wszystko jest Gajce bardzo dalekie. Nie myśli nad tym, pochłonięta swoją trudną codziennością, zadumana gdzieś wysoko ponad chmurami. Jej wystarczy świadomość, ze Clement jest, że może go odwiedzić, napisać w razie potrzeby. Rodzina? To znała z domu, choć gdy była mała marzyła o założeniu własnej. Nie ważne, że pewnie śnił jej się przystojny kosmita z czułkami, a nie mężczyzna z krwi i kości. W końcu kto nie miał wybujanej wyobraźni? - Dobrze, w takim razie zbierajmy się zanim zejdzie słońce. Wiesz zamienię się w dynie, zgubie pantofelek... I chyba coś jeszcze. Nigdy nie pamiętam. - Powiedziała, jednak oczywiście nie do końca stało się po jej myśli i po dłuższej, ale przyjemniej chwili, znalazła odzew na swoje słowa. Zdziwiło ją to nieco trochę, gdyż... Nie tego się spodziewała? Clement w jej oczach był uśmiechnięty i spokojny, a ten pomysł brzmiał kosmicznie. Uśmiechnęła się do niego, wiedząc co ma na myśli. - A czy wyglądam na jakąś amazonkę? - Powiedziała lekkomyślnie, bo w sumie wiadomo, że amazonki nie jeździły na niedźwiedziach. W ogóle ktoś jeździł na tych wielkich zwierzętach? Chyba nie, więc w tym przypadku zbyt dobrego porównania nie dało się znaleźć. Coś tam jeszcze mówiła pod nosem, gdy wychodząc słuchała odpowiedzi Gajowego. Nawet jeśli miałby się spełnić ten szalony pomysł to nie tutaj. Uczniowie na pewno umarliby z wrażenia widząc swoją kochaną nauczycielkę astronomii na jakimś ogromnym niedźwiedziu.
z/t resztę rozegrajmy tutaj . A tak w ogóle to sorkensik za słabe tempo odpisywania :\
Mimo dość silnego wiatru, Katniss postanowiła pójść pobiegać z Avadą. W końcu niedługo wakacje, trzeba wysmuklić swoje ciało i zrzucić zimową oponkę. No, może nie od razu wielką oponę od ciężarówki, ale jakiegoś tłuczka. Poza tym, kondycja by się przydała. Przecież wiosna i lato to najlepszy czas na nowe znajomości, a ile widoków! Śpiew ptaków, blask jeziora, zachód słońca, mnóstwo kwiatów. To był powód, dla którego Gryfonka każdej wiosny motywowała się do biegania, choć bardzo nie lubiła akurat tej dyscypliny sportowej. Na szczęście, wreszcie miała towarzysza biegu, jakim był jej kociak, przygarnięty podczas ferii. Avada miał się już całkiem dobrze i chętnie przystał na propozycje ruchu poza zamkiem. Ubrana w dres, dziewczyna biegała sobie po błoniach, próbując dogonić kota, który chyba poczuł zew natury, bo biegał jak nienormalny. Kilka rundek w górę i w dół, niedaleko chatki Gajowego. W końcu coś tknęło dziewczynę i postanowiła zawitać do leśnego strażnika. Skończyła bieg i powolnym krokiem skierowała się do chatki Gajowego, starając się uspokoić oddech. Katniss wzięła Avadę na ręce, żeby już nie biegał i zapukała do drzwi.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Clement akurat zajmował się swoim własnym zwierzyńcem, czesząc futro Rob Roya, które jak zwykle było pełne listków, igieł i paprochów. Pies kręcił się niespokojnie, a Clement zerkał kątem oka na bulgoczącą w kociołku zupę. Był zmęczony - od szóstej rano krążył po lesie, co zawsze sprawiało mu przyjemność, ale tym razem miał ciężką przeprawę ze starym leśnym trollem, którego musiał nauczyć moresu, i kilkoma szpiczakami, które zaplątały się w krzakach jeżyn, ale nie chciały przyjąć żadnej pomocy, choć bez niej nie miały szans na przeżycie. Uniósł lekko brwi, słysząc pukanie do drzwi - nieczęsto miewał gości, a Gaja stukała w bardzo charakterystyczny sposób albo wcale, zakradając się do środka i wieszając mu na szyi, więc naprawdę nie wiedział, czego się spodziewać. - Proszę! - zawołał tubalnym głosem, wciąż zawzięcie szczotkując sierść psa.
Dziewczyna, usłyszawszy zaproszenie, weszła do chatki z Avadą na rękach. I bardzo dobrze, bowiem w środku gajowy szczotkował psa. Jej pupil zjeżył się i wbił paznokcie w ręce dziewczyny. -Eeeej, spokojnie, kiciuś -pogłaskała kociaka po grzbiecie, żeby go nieco uspokoić. - Dzień dobry. Nie przeszkadzam? Byłam w okolicy i coś mnie tchnęło, żeby tu przyjść. Jest może coś, w czym mogłabym pomóc, czy może moja intuicja się nie sprawdza? -Spytała mężczyznę, obserwując jego psa. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? A chciała wyjść stąd z żywym Avadą, on już i tak przeszedł wystarczająco w swoim krótkim życiu, żeby teraz jeszcze narażać się na kły wielkiego brytana. - To znaczy, jeśli nie, to przepraszam, zaraz pójdę - Gryfonka trochę się speszyła, czekając na odpowiedź gajowego, modląc się w duchu, by była twierdząca. Nie chciala przecież wyjść na nadpobudliwą idiotkę, a wszystko jak na razie zmierzało w tym kierunku.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Gajowy uniósł lekko brwi. Nieczęsto się zdarzało, by komukolwiek przyszło do głowy, że może potrzebować pomocy, a jeśli nawet przyszło, to niewiele z tego wynikało, bo komu by się chciało poświęcić trochę czasu na pracę przy zwierzakach. Widząc reakcję kota dziewczyny i czując, że w gardle jego ulubieńca narasta głuchy warkot, przykazał Rob Royowi zostać w domu, a sam poprosił Katniss, by wyszli przed chatkę. Popatrzył na nią poważnie, ale w kąciku jego ust błąkało się coś na kształt uśmiechu, choć nawet to nie łagodziło za bardzo jego surowego oblicza. - Lepiej, żeby twój kot i Rob Roy nie poznali się bliżej - powiedział zaskakująco łagodnym głosem, po czym splótł ramiona na potężnej piersi. - Hm, no cóż... właściwie to ze wszystkim się uporałem, chyba że masz ochotę pozbierać trochę trawy i mlecza dla gumochłonów, a potem je nakarmić. To niezbyt porywająca, ale zupełnie bezpieczna praca. Dziękuję - dodał po chwili, po czym wyjaśnił gryfonce, gdzie znajdzie najlepszą paszę dla tych rozpaczliwie nudnych stworzonek i pokazał jej zagrodę, w której trzymał gumochłony. - Ładny kot, widać, że o niego dbasz - powiedział krótko, drapiąc Avadę pod brodą.