W Hogwarckich lochach chłodne, kamienne ściany nie są niczym dziwnym. Ale czy to możliwe aby były aż tak lodowate? Błądząc dłonią po ścianie da się natrafić na miejsce bardziej zimne niż reszta. Znajduje się ono na wysokości klamki, która rzeczywiście tam jest. Ujawnia się natychmiast po stuknięciu różdżką w chłodny punkt. Zaraz po dotknięciu klamki ma się wrażenie okropnego zimna, które powoli obejmuje całe ciało. Przechodząc przez próg wchodzi się do Lodowej Komnaty. Jak sama nazwa wskazuje - wszystko tam jest oblodzone. Najbardziej charakterystycznym elementem są rzeźby. Lew, kruk, wąż i borsuk, symbolizujące cztery domy Hogwartu. Wielkością można porównać je do niedźwiedzi. Śliska posadzka jest idealnym lodowiskiem, co ciągnie za sobą upadki odwiedzających to miejsce. Niewielu jednak wie o istnieniu komnaty, tłumów nigdy tam nie ma. Śmiało można przynieść łyżwy, posadzka jest idealna do jazdy. Pomieszczenie rozświetlają świece o niebieskim płomieniu, osadzone w ozdobnych, choć starych, żyrandolach. Błękitne światło odbija się od lodu i stwarza miłą atmosferę, mimo chłodu panującego w komnacie. Po męczącej rozrywce na ślizgawce można odpocząć pod ścianą, gdzie są nieduże, twarde siedzenia.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Krukonka podniosła książkę leżącą w najdalszym rogu komnaty, potem schyliła się po trzy następne, które znajdowały się pod jej nogami. Odwróciła się w stronę kobiety - ducha. - Tak właściwe, to zamierzałam iść do Pokoju Wspólnego Krukonów, ale jak widać zawędrowałam dużo dalej, po prostu ktoś kiedyś powiedział mi, ze przez lochy wiedzie jakiś skrót, ale chyba najzwyczajniej w świecie go nie ma.
- Nie ma - potwierdziła, patrząc nań z rozbawieniem. - Z lochów do szczytu wież? Ach, ta wyobraźnia. - Zmarszczyła nos lekko. Zawsze robiła tak, gdy coś szczególnie ją bawiło, ale nie na tyle, by spowodować śmiech. Ciekawe spojrzenie powędrowało na dzierżone przez Krukonkę książki. Nie zdołała jednak odczytać tytułów. Wkrótce Ingrith Fayre znów znajdzie jakiegoś biednego ucznia i rozkaże mu przewijać strony ksiąg, które będzie czytała. - Zatem, nie będę już dalej przeszkadzać w chwili samotności. Wyjdziesz stad szybko, wybierając schody po lewej, już poza tą komnatą. Dygnęła lekko. Po chwili już jej nie było, pochłonęła ją lodowa ściana.
- Dziękuję - szepnęła cicho, ale kobiety-ducha już nie było. Zanim jeszcze Emma wyszła z komnaty oglądnęła ją dokładnie. Tak, cudowna komnata, dziewczyna czuła się w niej tak lekko, tak... magicznie, to było nie do opisania. Dopiero teraz zauważyła, że stoją tu wielkie lodowe rzeźby, lwa, węża, borsuka i kruka. Bez chwili namysłu podeszła d kruka i dotknęła do czubkami palców. Był niesamowicie lodowaty, nawet jak na standardy tego pokoju. Po kilku sekundach Emma musiała zabrać rękę, bo zaczęła tracić czucie. Kiedy przekroczyła próg, zachłysnęła się tak gorącym powietrzem, które, jak sama wiedziała, wcale gorące nie było.
Idąc korytarzem, w jego gardle formowała się coraz okazalsza gula. Próbował ją jednak ignorować i skupić się na powtarzaniu, doskonale opracowanej i przemyślanej formułki. Stojąc samotnie w drzwiach, musi prezentować się jak dziedzic okrągłej fortuny, musi pokazać na co go stać i jak mamusia wychowała. Gdy od mieszkania kobiety będzie dzielić go zaledwie parę metrów, poprawi kołnierzyk tradycyjnej, a więc zmyślnej szaty czarodzieja... Przełknął ów wielką gulę. Poczuł jakby nagle zrzucił z siebie jakiś wielki ciężar, ale automatycznie odniósł wrażenie, jakoby był nagi, ascetyczny i żałosny. To uczucie nie może towarzyszyć dziedzicowi. Musi zrobić wrażenie na tej kobiecie. Może dzieli go od ów wydarzenia jeszcze wiele czasu, ale fakt, że będzie musiał się z nim zmierzyć, napawał go przerażeniem do tego stopnia, że nie może myśleć o niczym innym. Nawet o nauce. Zmruży oczy, odetchnnie przeciągle i muśnie opuszkiem palca wskazującego przycisk zamontowany w domofonie, który informuje gospodarzy o przybyciu gościa. Przywoła na wargi wymuszony uśmiech i spięty będzie czekać na reakcję z ich strony. Nawet nie zorientował się, a kroki doprowadziły chłopaka do jakiejś dziwnej, jakby zamarzniętej komnaty. Zadrżał z zimna.
Prawie bezgłośne kroki tłumione przez gumową podeszwę odbijały się od ścian początkowo w nietypowo dla Krukona, wolnym tempie. Pasowałoby pogodzić się ze śmiercią. Oczywiście miał bardzo dobry powód, żeby o tej godzinie schodzić do chłodnych i ciemnych lochów. Nie, żeby miał coś do osób zamieszkujących je, bo było wręcz przeciwnie, jednak wystarczająco przyzwyczaił się już do swojej wieży, aby tu schodzić wyjątkowo rzadko, i jak już, to przez konkretną sprawę. Ta 'sprawa' właśnie znajdowała się w jednej ręce bruneta, pod postacią dość okazałej książki. Musiał ją oddać Angie, ale nie jego wina, że nie mógł znaleźć ślizgonki, a wcześniej zwyczajnie zapomniał. Teraz już praktycznie stracił nadzieję, i co najważniejsze - ochotę, tak więc wracał niespiesznie, rozglądając się ot tak dookoła. W pewnym momencie pod nosem chłopaka uwidocznił się lekki znaczący uśmiech, a krok zwiększył tempo. Powód? Właśnie przelotnie dostrzegł znajomą czuprynę, znikającą za progiem jakiejś komnaty. Nie wiedział jakiej, ale po chwili sam do niej wszedł, odruchowo czując chłód bijący od ścian, schował wolną rękę do kieszeni jeansów. - Twycross, już nie masz gdzie się zaszywać? - rzucił na powitanie, podchodząc do niego z nieco większym uśmiechem zadowolenia - Nawet nie wiedziałem, że coś takiego tu jest - stwierdził już poniekąd trochę do siebie, rozglądając się po pomieszczeniu. Dziwnie... i zimno.
Nagle, jego osamotnione użalanie się nad sobą, przerwał znajomy baryton. Cholernie znajomy baryton! - Gost! - Zawołał ignorując jego wcześniejsze pytanie. Wiedział, że było ono czysto retoryczne. - Powiedziałbym, że miło mi Cię widzieć, ale mam teraz nieco ciekawsze rzeczy do roboty. - Uśmiechnął się do chłopaka dziarsko, po czym podwinął rękawy szaty i zdjąwszy tiarę, przeczesał palcami włosy. Uśmiechnął się szeroko, po czym zniknął za ścianą. Z początku, mróz i podejrzanie śliska posadzka zdezorientowała go, ale po chwili zorientował się, że to nie on lata, a uwielbione przezeń lakierki doznały uniesienia. Znajdował się na jakimś magicznym lodowisku! Mieszka tutaj od siedmiu lat, a dopiero teraz, odkrył coś tak niesamowitego? Zaklął pod nosem, po czym rzucił się biegiem, puszczając wszelkich ostrzejszych, pokrytych gładkim lodem skałek. Po paru minutach zorientował się jednak, - co raczej było do przewidzenia, ale spróbujcie go zrozumieć! To jest dopiero nastolatek! - że ściana właśnie się skończyła. Nie chcąc uderzyć w nią całym ciałem, instynktownie przysiadł na lodzie, prostując nogi. Teraz leciał w jej stronę, ale buty powinny zamortyzować zderzenie chociaż trochę. Wszystko, byleby nie jego boska fryzura!
Nie zdążył odpowiedzieć niczym konkretnym na słowa ślizgona, a jedynie uniósł pytająco brwi, rzucając przelotne spojrzenie jeszcze raz na boki. Nie widać było, żeby Wilkie miał tu coś do zajęcia. Gdy więc tamten zniknął za ścianą, Nicolas odruchowo poszedł za nim, nie spiesząc się, bo też jakoś nie miał ochoty na szybkie spotkanie z podłożem. Gdy dotarł w dogodne miejsca, żeby przyjrzeć się poczynaniom Twycrossa, parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową - Wirowanie na lodzie w takiej pozycji jest według ciebie ważniejsze od spotkania ze mną? Grabisz sobie - stwierdził, jednak nic nie wyszło z zamierzonego groźnego czy chociaż ostrzegawczego tonu, bo rozbawienie wzięło górę. Sam brunet rozpędził się i długim ślizgiem pokonał dobrych parę metrów, na koniec zatrzymując się niedaleko ślizgona. Cóż, jazda na deskorolce robiła swoje i problemów równowagą nie miał. Kolejne plusy mugolskich wymysłów, choć tego już na głos nie mówił. - Lepiej zmień zdanie, bo zacznę się o ciebie martwić - powiedział, unosząc brew znacząco - ... a to byłoby co najmniej dziwne - dodał zaraz, wyginając wargi w lekkim uśmiechu. Jeszcze tego by brakowało, żeby miał się o niego martwić z takiego powodu.
Emma z trudem odnalazła miejsce tej komnaty. Tym razem jednak aż tak bardzo nie zbłądziła. Doskonale pamiętała tą ścianę. Było przy niej niezwykle zimno, a oddech zmieniał się w parę. Właściwie to nie pamiętała gdzie stuknęła różdżką. Przejechała, więc palcami po lodowatej ścianie, znajdując miejsce nawet jak na standardy tej ściany - okropnie zimne. Z trudem powstrzymywała drżenie rąk. Wydobyła różdżkę i cisnęła w punkt. Pojawiła się klamka. Rozłożyła ręce tak jak grzeczny facet przepuszcza kobietę i powiedziała do Sierry: - Proszę bardzo - miała nadzieję, że Sverre nie spodoba się tutaj, albo wręcz odwrotnie. Właściwie, to tylko chciała oprowadzić nową po szkole i uciekać od niej jak najdalej.
Czując chłód bijący od tego miejsca u Sver wzrosła ekscytacja. Patrzyła dokładnie co robi Emma, żeby móc to powtórzyć. Oj, wróci tu jeszcze! -Super - szepnęła wchodząc do środka. Na rękach okrytych jedynie sweterkiem pojawiła się gęsia skróka, tak samo jak na nogach, które między podkolanówkami i a spódnicą w kratę były nagie. Lekko ślizgając się przy wejściu obejrzała rzeźby. Kruk, lew, borsuk i wąż wyglądały naprawdę imponująco. -Ravenclaw, Gryffindor, Huffelpuff i Slytherin? - zapytała pokazując kolejno statuy palcem. -Ach, jak w domu! - zachywcony głos rozniósł się delikatnym echem po oblodzonych ścianach. W jej oczach błyszczała radość. Tak nie wiele potrzba było jej do szczęścia!
Gdy Emma weszła do komnaty, ogarnął ją chłód, taki chłód jaki czuła tylko raz w życiu, kiedy pierwszy raz weszła do komnaty. To niesamowite, że takie cuda spotyka się na co dzień w Hogwarcie. - Tak, lodowe rzeźby domów. Niezłe, co?
-Mmm, świetne - zaczęła ślizgać się po lodzie. Łiii! -No, proszę, nie spodziewałam się, że w Hogwarcie będą takie fajne miejsca. Teraz przynajmniej wiem, gdzie będę chodziła, jak będzie nudno. Pokręciła się trochę oglądając oblodzone ściany. -Więc, Emma, masz jakieś zainteresowania? Albo hobby? O, jakie lubisz przedmioty? A znasz tu kogoś fajnego? - Kolejne pytania wystrzeliwała jak z procy. Była nadzwyczajnie miła i miała ochotę nawet posłuchać, co ma do powiedzenia Emma! To pewnie zasługa tego miejca. Chłód to raczej normalne w Lulei, skąd pochodzi. Chociaż przydałyby się jakieś grubsze rajstopy i szalik...
Zauważył, że Nicolas ruszył za nim, bowiem gdy tylko zaczął rozmasowywać sobie tyłek, ten właśnie zastał go w tej dość, hmm... żenującej pozie. Warknął cicho, chociaż szczerze ucieszył się z podobnego obrotu sprawy, jak i nie wyobrażał sobie żadnego innego scenariusza. To było pewne, że Nicolas za nim pójdzie. W innym wypadku nie zaryzykowałby takim komentarzem już na powitanie. - A żebyś wiedział. - Wymamrotał pod nosem, po czym podniósł tułów. Coś mu trzasło i miał nadzieję, że nie ma z tym nic wspólnego kość ogonowa. Nie miał jednak zamiaru jeszcze bardziej upokorzyć się przed kumplem. Ich niedojrzałe relacje od zawsze opierały się na wzajemnym współzawodnictwie i najprawdopodobniej połączył ich fakt, że z rocznika, to oni najlepiej radzili sobie na boisku jego ukochanego quidkicia. Jeden uczył się od drugiego, chociaż w życiu żaden by się do tego nie przyznał. Nagle Gost rzucił się w jego stronę, mistrzowsko prezentując coraz to wykwintniejsze triczki. Zacisnął zęby i z przyklejonym uśmiechem do twarzy, wyprostował się zawzięcie. - Cóż, zaraz będziesz miał się o kogo martwić. - Pokazał chłopakowi język, po czym paroma okazalszymi krokami pokonał odległość do pierwszej, w miarę stabilnej skały. - Jak skończymy... to najprawdopodobniej, Doktor House będzie miał zagadkę na kolejne sto odcinków! - Zaczepił chłopaka, wysyłając w jego stronę dziarski uśmiech.
Nagle, do pomieszczenia wkroczyły jakieś dwie dziewczyny, które już z daleka wyglądały nieprzeciętnie. Posłał perskie oczko Gostowi i odwrócił się w stronę uczennic. - Witam Panie! - Zawołał, szczerząc się czarująco.
- No cóż, zainteresowania jako takiego nie mam, ale najbardziej lubię zielarstwo i eliksiry. Nagle usłyszała wołanie Ślizgona, którego raczej znała, a przynajmniej znała go z imienia. - Cześć, Wilkie.
Zielarstwo fuj! -O, no patrz, mamy zupełnie inne zaintersowania. Eliksiry jeszcze ujdą. Ale zielarstwo, hm... Wolę zaklęcia. I obronę przed czarną magią.- kolejny ślizg z małym piruetem i zachwianiem. Sver odzyskała szybko równowagę. Odwróciła się nagle, gdy usłyszała, że ktoś jeszcze jest w komnacie. Sverre uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała przeciągle na dwóch chłopaków. Jej niebieskie oczy wybijały się na tle skutych lodem ścian. -Tjänare! - powiedziała po szwedzku. Mmm... Obydwoje według dziewczyny, byli całkiem-całkiem. Ale Sverre nie dała tego po sobie poznać. W jej mniemaniu, to facet powinien latać za dziewczyną, a nie na odwrót!
- Witaj Eee, hmm... Enmeno!. - Odpowiedział grzecznie, rozmyślając intensywnie, jak się ów dziewczyna zwała. Niewątpliwie skądś ją kojarzył. Złapał kumpla za rękaw koszuli i zapominając zupełnie o jego obietnicy, dotyczącej ostrego pojedynku, pociągnął w stronę ślicznych niewiast. Zrobił to zaś trochę zbyt mocno i Nicolas już po chwili wyłożył się na posadzce jak długi. Z jego ust wydobyło się tylko jedno, krótkie "Ups", po czym wyciągając w jego kierunku język, oddalił się, uśmiechając równocześnie z satysfakcją. Ruszył w stronę dziewczyn wolnym krokiem, uważając, aby nie wyszło mu to jakoś szczególnie niezdarnie. Może i na miotle potrafił czynić cuda, ale ślizganie się w butach musiał trochę poćwiczyć. Oparł się dziarsko o zamarzniętą ścianę i uśmiechnął się rozbrajająco. - Co Was tutaj sprowadza? A, i jam jest Wilkuś. Miło mi Was poznać, mademoiselle?
- Bardzo blisko, Wolfie, Emma jestem - uśmiechnęła się ironicznie. - Oprowadzam właśnie koleżankę po zamku, a wy co tu robicie? - spytała z uprzejmości. - Twój kolega to? - Zwróciła się do Wilkiego.
- Ach, Emma! - Powtórzył, parskając śmiechem. Rzeczywiście był całkiem blisko. - My? Sam nie wiem. A mój kolega, wiem, wiem, jestem odeń przystojniejszy, nazywa się Nicolas. - Odpowiedział z błyskiem w oku, poszukując mówionego Nicolasa wzrokiem. Gdzie on u licha zniknął? Czemu się nie odzywa? Tylko proszę nie powiadać, iż chłopak się speszył czy zawstydził obecnością dziewcząt. - A Ciebie jak zwą? - Tutaj zwrócił się do Sverre.
Sierra zaśmiała się cicho, gdy drugi chłopak upadł. -Jestem tu nowa. Sverre, ale możesz mówić mi Sierra - powiedziała z uśmiechem, podając mu rękę. -Ach, i jestem ze Szwecji. Monsieur. Na Merlina, jak można pomylić szwedzki z francuskim?! Jedyna rzecz, która go usprawiedliwiała, to fakt, że był baaaardzo przystojny!
Nicolas zwyczajnie przez ten czas stał, z zarysowanym dość drwiącym uśmiechem na twarzy, na widok ślizgona, który własnie się jako tako ogarniał i sprowadzał do pionu. no tak, rywalizacja, ktoś by powiedział, że powinna ich poróżnić, a było dokładnie odwrotnie, aż dziwne. Zresztą, krukon nigdy nie był aż tak zazdrosny o kolegę, żeby się obrażać na niego, gdy tamten był lepszy. - Możliwe, ale wątpię, że wytrwam do tylu - odpowiedział ze śmiechem, na wspomnienie serialu. Słysząc nowe głosy, z pewnością należące do dziewczyn, odwrócił się w odpowiednią stronę i ruszył, także powoli i niespiesznie. Oczywiście po to, by dojść w jednym kawałku, no ale widać Wilkie miał wobec niego lepsze plany, jak miło. Po chwili już czuł wszystkimi kośćmi twardy lód pod sobą. Skrzywił się lekko, posyłając ślizgonowi podirytowane spojrzenie - staryy - mruknął, mając ochotę go zdzielić przez chwilę przez łeb. Tak porządnie. Na szczęście trwało to chwilę, bo gdy już się podniósł, myśli sadystyczne się rozproszyły, co było zapewne też spowodowane nowym towarzystwem. Tak, panie Twyross, te dwie koleżanki uratowały pana głowę! Nick przekręcił oczami wymownie, gdy usłyszał przejęzyczenie w sprawie imienia jednaj z nich. Żadnej nie kojarzył, ale to da się łatwo nadrobić. Odruchowo przesunął ręką po włosach, wprowadzając jeszcze większy nieład i stanął obok Wilkiego, nie posyłając mu żadnego spojrzenia. Nie, nie dlatego, że był zły, przecież nie był. Bardziej możliwe by było, że parsknąłby wtedy śmiechem. - Nicolas Gost - przedstawił się, ściskając po kolei lekko dłonie dziewczyn z uśmiechem błądzącym po ustach. Jeśli na prawdę Wilkie choć przez moment myślał, że Nick stchórzył to... chyba zapomniał o niektórych faktach. To byłoby niemożliwe!
Sver podała Nicolasowi rękę. Błękit jej oczu zlustrował szybko obydwóch przybyłych. Czuła, że ma szczęście. Dwóch przystojnych chłopaków na raz! Sierra lubiła otaczać się pięknymi ludźmi. Ci brzydsi i 'gorsi' mogli kręcić się gdzieś w tle i robić jej przysługi, gdy ona łaskawie kiwała im glową. Uśmiechnęła się nienagannie i odgarnęła blond fale na plecy. Rozejrzała się raz jeszcze. -Podoba mi się tu. Jeśli reszta Hogwartu jest równie niesamowita, to następne lata nauki tutaj będą naprawdę ciekawe. Umiecie jeździć na łyżwach? - zapytała nagle, ożywiając się.
- tak sobie - odpowiedziała Emma. Na łyżwach? Ciekawe skąd miała wziąć łyżwy w Hogwarcie. A i z jej koordynacją nie było za dobrze, często się przewracała, a gleba na środku Lodowej Komnaty, została już w jej życiu przerobiona. Chociaż jako małe dziecko lubiła jeździć na łyżwach, nie mogła ukryć, że obecność dwóch przystojniaków bardzo ją peszy.
- Na łyżwach? - uniósł ku górze brew, wywracając ramionami. - Nicolas jeździ na desce, a ja jestem królem quidkicia. Rozmawiacie z genialnym obrońcom zielonych, który nie wpuścił w ostatnim meczu nawet jednego gola! - Przedstawił się mało skromnie, po czym skłonił teatralnie, wywijając niewidzialnym kapeluszem. - Muszę się jeszcze wyćwiczyć na takich powierzchniach... jednak seria krzyków i upadków, które bym wkrótce przedstawił, jest na tyle upokarzająca, że wolałbym sobie to odpuścić. Wy sobie pojeźdźcie, a ja trochę popatrzę... i może się czegoś nauczę! Uwielbiam nowe wyzwania! - w jego oczach zapłonęły niebezpieczne ogniki. Skinął na Nicolasa i już po chwili ruszył w jego stronę dziarskim krokiem. - Podoba Ci się któraś? - Spytał szeptem z zagadkowym uśmieszkiem.
-Quid... kić? - zaśmiała się Sverre. -Och, nie wiedziałam, proszę o wybaczenie, wasza królewksa mość! - dygnęła z gracją. Spojrzała z ukosa na Emmę. Och, biedne dziewczę! Blondynka naprawdę miała nadzieję, że jej nowa koleżanka choć trochę się rozkręci. Nie wytrzyma długo takiej nudy! -Jak na razie możemy poślizgać się jedynie w butach ! Mówiąc to ruszyła przez lód na podeszwach płaskich balerinek kręcąc się raz w jedną, raz w drugą stronę. Mmm.. Sierra lubiła niebezpieczne ogniki. Takie potrafiły roztopić każdy lód... -Emma, chodź! - powiedziała ciągnąc koleżankę za rękę. - Nie są źli, hm? Podoba ci się któryś? O, jakie trywialne i podobne do siebie potrafią byc rozmowy nastolatków!
Parsknęła śmiechem na wzmiankę o ,,quidkiciu'' i na słowa skromnego Wilkusia. Emma pociągnięta przez koleżankę, wykonała coś na kształt piruetu i zwróciła się do niej: - Raczej żaden, prawie ich nie znam, chociaż przystojni są - stwierdziła zgodnie z prawdą. - A tobie? - Spytała z zaciekawieniem.
-Hmmm... - zastanowiła się rzucając krótkie spojrzenie obydwóm. -Rzeczywiście, obydwoje są przystojni. Wilkuś jest czarujący, nie sądzisz? - pokręciła trochę blond grzywą, starając się, żeby ułożyła się porządnie na plecach. -Ale, droga Emmo - chwyciła ją ponownie za rękę ślizgając się już powoli. - To nie chodzi o to, czy mi - lub tobie - któryś się podoba. Chodzi o to, zebyś ty podobała się im. A jesteś naprawdę ładna - owinęła kosmyk jej włosów wokół palca. - Mówię ci, to miłe uczucie, bycie adorowaną. No i się rozmarzyła.
Uniosła brwi i prawie zakrztusiła się śmiechem. Adorowana? Och, Sierro, na bardziej odmienną i dziwaczną koleżankę jak Emma nie mogłaś trafić. - Tak, tak, tak, tobie również nic nie brakuje, wiesz co, ja raczej nie jestem z tego typu dziewcząt. - Przyznała szczerze. - Chociaż Wilkuś rzeczywiście jest czarujący - dodała parskając śmiechem.