W Hogwarckich lochach chłodne, kamienne ściany nie są niczym dziwnym. Ale czy to możliwe aby były aż tak lodowate? Błądząc dłonią po ścianie da się natrafić na miejsce bardziej zimne niż reszta. Znajduje się ono na wysokości klamki, która rzeczywiście tam jest. Ujawnia się natychmiast po stuknięciu różdżką w chłodny punkt. Zaraz po dotknięciu klamki ma się wrażenie okropnego zimna, które powoli obejmuje całe ciało. Przechodząc przez próg wchodzi się do Lodowej Komnaty. Jak sama nazwa wskazuje - wszystko tam jest oblodzone. Najbardziej charakterystycznym elementem są rzeźby. Lew, kruk, wąż i borsuk, symbolizujące cztery domy Hogwartu. Wielkością można porównać je do niedźwiedzi. Śliska posadzka jest idealnym lodowiskiem, co ciągnie za sobą upadki odwiedzających to miejsce. Niewielu jednak wie o istnieniu komnaty, tłumów nigdy tam nie ma. Śmiało można przynieść łyżwy, posadzka jest idealna do jazdy. Pomieszczenie rozświetlają świece o niebieskim płomieniu, osadzone w ozdobnych, choć starych, żyrandolach. Błękitne światło odbija się od lodu i stwarza miłą atmosferę, mimo chłodu panującego w komnacie. Po męczącej rozrywce na ślizgawce można odpocząć pod ścianą, gdzie są nieduże, twarde siedzenia.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Autor
Wiadomość
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Oczywiście, że taki był. Osnuty mgłą tajemniczości, wiecznie intrygujący, ale i irytujący. Ale to tylko maska. Maska, którą nosił na co dzień i nawet mu nie było w głowie, aby ją zdejmować. Był przyzwyczajony do grania. Bo życie to teatr i jedynie nieliczni mieli nad nim kontrolę. Byli reżyserami. Cały spektakl był złudzeniem, fałszem, który stworzył Gringott. I żaden widz nie potrafił dostrzec, że są to pozory. Dlaczego ? Dlaczego został kierownikiem ? Mącił innym w głowie, a potem odchodził ? Życie nauczyło go nieufności na każdym kroku i władzy. Potrafił postawić na swoim, a jednocześnie nie zrazić nikogo do siebie. Ale zawsze wracał. Choćby w postaci koszmaru, sennej zjawy. Zawsze. Pozostawiał po sobie ślad w każdym miejscu. Taki już był. Nieidealnie idealny. Niesamowicie dokładny. Irytująco nieprzewidywalny. Nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Nie po to, aby wyczytać o czym naprawdę myśli, ale... Żeby się jej dobrze przyjrzeć. Dokładniej. Pochłaniał każdą część twarzy, nie schodził niżej, bo mogło to wyglądać dwuznacznie... Włosy. Długie, nieco falowane. Takie miękkie, jakby były stworzone do gładzenia przez Luke'a. W dodatku kolor! Czarne jak heban. Swoją drogą, piwo Heban jest niezwykle smaczne.. No, ale zdecydowanie za słabe. Czoło, jak czoło. Mało kto zwraca na nie uwagę. Jednak blondyn jest inny. Nie za duże, w sam raz, o nieskazitelnej, bladej cerze. Wręcz idealne. Oczy. Niby czarne, ale miały w sobie domieszkę zieleni. Odrobinę co prawda, ale nie umknęło to tęczówkom Gringotta. Były piękne. Przypominające mu o kimś. Kto do licha, miał identyczne oczy ? A może to tylko kolejne złudzenie ? Że zna, że pamięta... Tonął. Cholera, jakie ona ma ślepia! Niby niewinna, a jednak. Cwana bestia, wykorzystuje swój urok. Po co ją obserwujesz ? Teraz masz za swoje! Czuł, że dłużej nie wytrzyma. Chciał się złapać przysłowiowej brzytwy, ale jej nigdzie nie było. Jedyne co mógł przywołać to zdrowy rozsądek i kolejna maska. Aż trudno uwierzyć, że całe to "obczajanie" jej twarzy trwało zaledwie minutę. Utonął. Poszedł na dno, jak Titanic. Skąd mu się wzięło w głowie to skojarzenie ? To już nie jest śmieszne! Nie, do licha! Musi się opanować. Musi być silny. Musi uwierzyć, że to nic takiego. Jedynie zakochanie... Nie dotarł do niego sens słów, które żartobliwie wypowiedziała. Nie zwracał na nic uwagę. Ewakuacja. Ratunku! Ja zaczynam kochać! Pomóżcie mi, idioci! Rozpaczliwie wył o pomoc, a ta nie nadchodziła. Sam musiał sobie pomóc. Najlepiej wychodząc stąd. Kończąc spotkanie. Nie był idealny, zimny, nieczuły. Po prostu twardy i tak żałośnie słaby. Nie umiał sobie poradzić z jednym uczuciem. - Do zobaczenia kiedyś - wyszeptał. Nie stać go było nawet na liche wytłumaczenie. Wyszedł, nic nie mówiąc. Znowu zostawił po sobie ślad, tym razem w psychice Lau. Nie zapomni go, wręcz przeciwnie. Będzie pamiętała, myślała o każdej porze. Tak jak on. Przerażała go wizja kochania. Widział siebie zupełnie odmienionego, ale i niespełnionego. Brakowało mu szalenia, wolności. Czuł się jak w więzieniu. Ale zarazem był szczęśliwy, bo miał oparcie w drugiej osobie. Kogoś, kto wypełnił pustkę w jego sercu. I weź tu się człowieku zakochaj. Ani w tą, ani w tą. Wyszedł, a jedyne co zostawił to zapach nadchodzącej wiosny w środku zimy... I'M SORRY, I CAN'T BE PERFECT.
A jaką rolę ona odgrywała w JEGO spektaklu? Tego tak naprawdę nie wiedziała. Nie miała pojęcia też, kto jest jego reżyserem, kimś, kto ma nad nim kontrolę, i komu się to udało. Jednak ten ktoś był godny podziwu z jej strony, ba! nie tylko jej. Oczywiście wiedziała, jaką rolę PRAGNĘŁABY odgrywać w jego życiu. Jednak nie chciała grać. Chciała, by to działo się naprawdę, chciała przekazać swoje własne, prawdziwe emocje, a nie osoby, którą ma udawać. Być sobą. Czy kiedykolwiek miała przyjemność tak się czuć? Miała. I tym mogła się pochwalić, w przeciwieństwie do niektórych, co więcej, to naprawdę było coś, co mogłoby zaimponować ludziom rozumnym. Inni może by postukali się w czoło, śmiejąc się, że ukazanie komuś prawdziwej siebie, jest bardzo proste, i każdy to potrafi. Jednak to nie prawda. Wszystko zależy od towarzystwa, a dokładniej zaufania. Inaczej zachowujesz się przy rodzicach, inaczej przy znajomych, wrogach, przyjaciołach. I nic tego nie zmieni. Odwróciła głowę, aby spojrzeć jeszcze raz, aby zanotować w pamięci tę gładką skórę, jakże piękne oczy. Wszystko u niego komponowało się w idealną całość. Niby to rzecz gustu, ale wiedziała, że każdy dostrzegłby w nim piękno. I nawet największy wróg potwierdziłby, że Luke coś w sobie ma. To nienamacalne coś, co powoduje, że przyciąga wzrok. Niestety, nie była w stanie określić, co to takiego, a była pewna, że ona tego nie posiada. Była całkowicie zwykła, niczym ciekawym się nie wyróżniała. Wtapiała się w tłum z łatwością. Gdyby stanęła w rządku, wśród czternastu innych dziewcząt, nikt by nie powiedział, że ta dziewczyna, z czarnymi włosami i bladą cerą się wyróżnia. Nie czymś pozytywnym. Jak już, powiedziałby, że wygląda jak zombie. Jak osoba, która zarwała kilka nocy, i nie może dojść do siebie. Nie mogła się komuś podobać, nikt nie nazwałby jej atrakcyjną. Dlatego tak doceniała to, co ją spotkało. Czemu te myśli przyszły jej do głowy, akurat w tym momencie? Bo jej oczy spostrzegły, że Luke się jej przygląda. I to z taką intensywnością, jakiej jeszcze u niego nie widziała. Była pewna, że żałuje, iż ma ją przed sobą. Wiedziała, że stwierdził, iż jest bezbarwna, a on zasługuje na kogoś lepszego, że lepiej umówić się z jakąś Buffy, przelecieć Duffy, pogadać z Muffy. Jednak było w niej coś, zwane nadzieją. Drugi głos, podpowiadał jej, że musiało go coś w niej zainteresować, skoro miał ochotę się do niej odezwać. I spędzić z nią ten dzień. To okropne! Przecież na co dzień była pewną siebie, młodą kobietą! Jak to możliwe, że on zasiał w niej cząstkę niepewności? Wpływał na nią. I to w dość dużym stopniu, zostawiał ślad na jej charakterze, zostawił piętno w jej sercu. Już miała coś powiedzieć, kiedy poczuła, że ktoś przebija jej serce sztyletem. Poczuła, że w środku coś się kruszy, rozlatuje na miliony drobnych kawałeczków, a ona nie mogła nic na to poradzić. Trzy słowa, ustawione w tej kolejności sprawiły, że zapadła się w sobie. Momentalnie zrobiło jej się słabo, czerń stanęła jej przed oczami, zaczęła się dusić. Próbowała łapać powietrze, które odeszło. Położyła dłoń na czymś, co kiedyś było zwane sercem i wydała z siebie jęk rozpaczy. Próbowała oddychać w normalnym tempie. Musiała się skoncentrować, musiała wpaść na to, jak wyrwać się z tego koszmaru. Do zobaczenia kiedyś... KIEDYŚ. Cholera, co to miało oznaczać?! A jednak wiedziała, wiedziała, że przyglądał jej się, oceniając ją, po czym stwierdził, że czas to skończyć! Że ona na niego nie zasługuje. Że jest za dobry. Nie zdała testu. Nie miała szansy na to, aby go poprawić. Nie mogła iść nawet na konsultacje. Pewnie osiągnął to, co chciał osiągnąć i odszedł. Albo nie osiągnął tego, co chciał, a że nie chciało mu się dalej udawać, zostawił ją. Stwierdził, że nie jest ona żadną Duffy, więc po co zawracać sobie głowę? Sama, to słowo uderzyło w nią ze zdwojoną siłą. Uśmiechnęła się w myślach z ponurą satysfakcją. Skuliła się, i przymknęła oczy, a wtedy zaczęły jej się przewijać wszystkie sceny z jego udziałem. Nie miała sił, na ten jakże przykry seans, więc szybko otworzyła oczy. Była pewna, że koszmary będą ją prześladowały przez najbliższy tydzień, więc stwierdziła, że wtedy się pomęczy, budząc się w środku nocy z wrzaskiem. Teraz jednak skupiła całą swoją koncentrację na tym, aby wstać i wyjść z tego jakże okropnego miejsca. Nie miała pojęcia jak, na drżących nogach, znalazła się w dormitorium, leżąc w bezruchu i osłupieniu na swoim łóżku. Jej oczy były bez wyrazu. Wygasły z niej jakiekolwiek emocje i uczucia. Tak, jakby podczas jego odejścia (miała wrażenie, że jego słowa oznaczają całkowity koniec), zgasił w niej ten mały płomień, który w sobie rozbudziła, z niemałym wysiłkiem. Złapała za leżącą obok poduszkę, przyłożyła ją z całych sił do twarzy, i z jej ust wydarł się wrzask rozpaczy, bezsilności i... gniewu. Po wyrzuceniu z siebie tych jedynych emocji, jakie jej zostały, opadła z powrotem na łóżko, obróciła się na bok, aby spędzić tak następnych kilka dni.
Grrr, grrr i jeszcze raz grrr... Kath była dzisiaj w okropnym humorze. Dlaczego? Otóż ot tak. Nie można być przecież wiecznie szczęśliwym (kim ona też nie była). Po prostu dzisiaj poczuła się jak duch. Niewidzialna. Można oczywiście pominąć całkowicie ten fakt, że duchy potrafią być widzialne. Jednak załóżmy, że ona jest tym niewidzialnym, całkowicie nie do zobaczenia. Z resztą, sama ona nie miała dziś nikogo widzieć. Po prostu to nie był jej dzień, o. Właśnie teraz była w Lodowej Komnacie, gdzie miała nadzieję, odetchnie i się uspokoi. W tym miejscu było zimno. Zimniej niż w lochach i zimniej niż gdziekolwiek indziej w Hogwarcie (pomijając oczywiście tereny wokół zamku. Chodzi o wnętrze), dlatego właśnie miała na sobie grube, czarne rajstopy, które jak zawsze podkreślały jej długie i zgrabne nogi. Miała też na sobie obcisłą dżinsową spódniczkę na szelkach, pod którymi znajdowała się koszulka z nadrukiem jej ulubionego mugolskiego zespołu, Mettalicy. Na ramiona miała narzuconą białą skurzaną kurtkę. Jej nogi zdobiły jak zawsze wysokie obcasy. Tym razem były to zamszowe kozaki na wysokości kostek. Dziewczyna przechadzała się tam i z powrotem po komnacie. Jednak po jakimś czasie coś usłyszała...
Rzeczywiście było zimno. Ingrid szła po lodowej komnacie jakby o czymś zapomniała. Ale to było tylko zwykłe złudzenie. Dziewczyna wędrowała i wędrowała wpatrując się w sufit. Była ubrana w sukienkę z ciemnoszarej wełny, trampki koloru czerwonego do kostek, kolorowe rajstopy w paski oraz czarny sweterek na guziki. Kiedy tak wpatrywała się w sufit rozmyślając o czymś usłyszała jakieś kroki. Dziewczyna na chwilę stanęła i zauważyła...ją. Tak ją. Kath. Ingrid przeszedł dreszcz, a ręce zaczęły jej się pocić. Schowała się za jedną ze ścian i wstrzymała oddech. Ale z drugiej strony nie mogła tak cały czas siedzieć, a zresztą to zamek dla wszystkich uczniów. Więc dziewczyna złapała głęboki oddech i ruszyła w kierunku Kath.
Ha, nie myliła się! Usłyszała kroki, ale nikt zza ściany się nie wyłonił. Kath przeszedł dreszcz, jednak był to dreszcz zadowolenia. Teraz właśnie, od tak, będzie mogła na kimś wyładować swoje problemy i złość. Chciała już ruszyć w tamtą stronę, kiedy jednak osoba ta wyszła z ukrycia. Nic dziwnego, że się ukrywała. Była to Ingrid, jej była przyjaciółka. Szlama. Najpierw dziewczyna znieruchomiała i głupkowato patrzyła na Krukonkę. Jednak potem na jej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. Patrzyła, jak dziewczyna do niej podchodzi.
Dziewczyna szła przed siebie starając się nie patrzeć na Kath. Ale nie mogła. Jak by to ująć...Nienawidzi jej, ale dalej czuje, że jest jej przyjaciółką. Ach te rozważania. Tylko truły głowę Ingrid. Po chwili stanęła, gdyż zauważyła jak blisko jej Kath, a w dodatku ona patrzyła się na nią jakby chciała coś zrobić Ing. Cóż zacisnęła żeby. -Cześć- odezwała się do Kath bardzo, bardzo piskliwym, drżącym głosem. Była bardzo przelęknięta. No i oczywiście się bała kiedy dziewczyna wrzuci tekst typu ,,o szlama przyszła" czy ,,co tu robisz nieczyste dziecię". Ingrid oddaliła się od Kath po czym stanęła przy murku. Jak ona się baaaaała. Szczególnie ślizgonów. Oni jej tylko serce łamią wyzywając ją od szlam. Ale nie mogła się poddać. Musiała to ignorować, ale po prostu nie umiała.
Patrzyła, jak dziewczyna do niej podchodzi, wydokuje coś w stylu "cześć", a potem ją mija i przechodzi dalej. Kath nie odpowiedziała ani na jej przywitanie, ani w ogóle nie zareagowała na przybycie dziewczyny. Kiedy w końcu jakoś się opanowała i "obudziła", ruszyła za nią. Szła cichutko, jednak jej obcasy wszystko zdradzały. Głupie, bo przecież musiały stukać. Robiły to za każdym razem, gdy uczyniła jakiś krok. Teraz niestety to nie szło jej na rękę, jednak mimo tego lubiła ten dźwięk. Stała za Krukonką, w końcu się wypowiadając. - Cześć. Nie zdążyłam ci odpowiedzieć. - Powiedziała, wykrzywiając usta w tak dobrze znanym grymasie.
Słyszała, jak za nią idzie. Te obcasy rzeczywiście zdradzały ją. Chciała za wszelką cenę nie zwracać uwagi na Kath ale...nie mogła. Po prostu coś było co nie dawało jej spokoju. Po chwili Ingrid przyspieszyła kroku. Szła wzdłuż komnaty, aż znalazła się w głębi tego pomieszczenia .Było coraz bardziej zimniej, a Ing nie miała przy sobie żadnej kurtki. Znów słyszała jakby Kath za nią szła. Dziewczyna przelękła się i zaczęła biec co sił w nogach. Dlaczego? No racja ze strachu. Z tego wszystkiego przez przypadek upuściła swoje rękawiczki, ale nie miała odwagi ich wziąć. Potem stanęła i obejrzała się za siebie. Kath nadal była za nią. Ingrid nie wiedziała co robić, wiec po prostu znów zaczęła biec. Gdzieś gdzie ślizgonka ją nie zauważy.
(Kath niech zrobi coś Ingrid, bo trochę nudno jest, a Ing potem coś zrobi. Oks??
Tak bardzo się zdenerwowała, widząc lęk dziewczyny, że bez pohamowania pobiegła za nią. Gdy była już blisko, złamała ją na ramię i potrząsnęła. - Co, boisz się przyjaciółki? - Zaszydziła z niej, śmiejąc się wrednie. Jej oczy ściskały błyskawice. Patrzyła na nią przez dłuższą chwilę, czekając aż dziewczyna jakoś zareaguje.
Czuła jak dziewczyna szarpie ją za ramię i potrząsa ją jak zabawkę. Ingrid próbowała się wydostać. I się udało. -Jaaaa...wcale...nie- rzekła dziewczyna wahając się z odpowiedzią. Po co ona przyszła do tej komnaty. Żeby najadła się strachu, czy żeby dokuczała jej była przyjaciółka. Ingrid przełamała się. Nie mogła już wytrzymać. Mimo iż zniszczy swoje miano ,,nieszydzącej" Ingrid mocno ją popchnęła po czym zaczęła szybko iść. Potem z oddali powiedziała do ślizgonki: -Kath...Ja nie chciałam Ciebie popchnąć...może po prostu...pogódźmy się- oznajmiła Ingrid przyciszając ostatnie słowa.
Szczyciła się tym, jak potraktowała dziewczynę. Szarpała nią jak zwyczajną zabawką, a jej uśmiech co chwilę się powiększał. W pewnej chwili... zgasł. - Co? - Powiedziała zdezorientowana. - Ja się mam z tobą pogodzić? Ja?! - Wykrzyczała, a potem zaniosła się histerycznym śmiechem. - Nie, nie, nie, nie, nie. - Powtarzała. - Jesteś mugolem. Jesteś zwykłym, bezwartościowym mugolem, a ja nie mam zamiaru się z takimi zadawać. - Wiedziała, że te słowa ranią Ingrid. Właśnie wbijała jej nóż prosto w serce. - Nie wiem nawet, jak mogłam być taka głupia, by nie zauważyć, że coś jest z tobą nie tak. W końcu zawsze coś głupiego mówiłaś o swoim domu i rodzicach, a potem nagle urywałaś. - Trajkotała. - Jesteś po prostu bezwartościowa, jak każdy mugol w tej szkole. Po tych słowach spojrzała na byłą przyjaciółkę. Przerażoną i bezbronną. Wydawało jej się, że Ingrid zawsze taka była w jej obecności. Broniła się i mówiła piskliwie, jakby ta zaraz miała ją uderzyć.
Te słowa raniły dziewczynę. Nie mogła znieść jak ona wyzywa ją od szlam, bezwartościowych osób i wiele przykrych rzeczy. -To, że jestem mugolakiem to nie znaczy, że jestem od Ciebie gorsza. Może nie szczycę się czystością krwi, ale wiem, ja i inni mugolacy są o wiele zdolniejsi niż od was - potwierdziła swoje zdanie Ingrid. Po czym wydostała się z szarpanin Kath. -Uwierz mi Kath...myślałam, że różnisz się od wszystkich ślizgonów, ale myliłam się- powiedziała po czym oddaliła się od Kath, by nic jej nie zrobiła. Ingrid musiała się przełamać i na wypadek wyciągnęła różdżkę po czym wyszła zza ściany. -Expelliarmus - wypowiedziała po czym znów zaczęła biec jak szalona. Nie wiedziała co się jeszcze stanie. I wolałaby nie wiedzieć.
Kath z całej siły została odepchnięta zaklęciem od dziewczyny. Miała dość. Jak mogła ją zaatakować?! Ślizgonka była w takiej furii, że bez trudu mogłaby także wyciągnąć różdżkę i rzucić w nią jakimś zaklęciem niewybaczalnym. Tak, byłaby do tego zdolna. Jak najbardziej. Wyciągnęła zza pazuchy swoją różdżkę i pobiegła za dziewczyną. Dogoniła ją. Jak zawsze, bez najmniejszego problemu. - Furnunculus! - Krzyknęła, a zaklęcie trafiło prosto w tył głowy Ingrid. Kath zatrzymała się. Wiedziała, że gdy dziewczyna się odwróci, ten widok nie będzie przyjemny. Ciągle trzymała swoją różdżkę w gotowości, na wypadek gdyby Krukonka znów chciała ją zaatakować.
Jezu! Dziewczyna cała była w grzybach. To było okropne i ohydne. Ingrid stanęła, wypowiedziała zaklęcie i grzyby zniknęły z jej ciała. -Kath! Wstrzymajmy ogień...bez sensu jest tak walczyć....najlepiej porozmawiajmy- oznajmiła Ingrid po czym rzuciła różdżkę na ziemię na znak, że nic nie zrobi Kath. Dziewczyna cały czas gapiła się na ślizgonkę. Była bardzo zdenerwowana i bała się. Oddaliła się nieco od niej. -Proszę...- rzekła dziewczyna.
Ingrid rzuciła różdżkę, ale Kath nie miała zamiaru rzucić swojej. Ściskała patyk tak mocno, że aż pobladły jej knykcie. Uśmiechnęła się, patrząc na bezbronną Krukonkę, która nadal się trzęsła. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Powiedziała stanowczo, unosząc wysoko głowę. - Nie będę się już i tak z tobą przyjaźnić, więc po jakiego się starasz? - Zapytała, unosząc brwi. To była prawda. Nie obchodziło jej, co ma do powiedzenia Ingrid, bo już i tak nie będą przyjaciółkami, a dziewczyna zostanie już na zawsze jej ofiarą.
-Kath. Tylko spróbujmy się dogadać. Nie musimy się tu przepraszać i tak dalej, ale ja nie chcę po prostu żebyś ani ty nie wyrządziła mi krzywdy, ani ja- wytłumaczyła dziewczyna dość znerwicowanym głosem. Była bardzo zdenerwowana, że aż zaczęło robić jej się gorąco. Podeszła trochę bliżej do Kath. Korzystając z okazji podniosła różdżkę i podeszła do niej jeszcze bliżej. -Słuchaj...może i nie jestem tą czystokrwistą, ale bez potrzeby toczymy o to wojnę, przecież nie jesteś w mojej rodzinie, więc po co mamy o taką błahostkę się kłócić- wytłumaczyła Ingrid. Teraz miała dość spokojny głos ale nie na długo.
Tak, może i Ing miała rację, ale Kath rozchodziło się o jeszcze coś innego. Okłamała ją. Może to ją nie bolało tak mocno, lub nawet wcale, ale była jej przyjaciółką i ukryła przed nią taki oczywisty fakt. Przecież jej związek z Namidą właśnie też się przez to rozwalił. Chłopak był mugolakiem, i jej o tym nie powiedział. - To nie ma znaczenia. Okłamałaś mnie. - Powiedziała, patrząc na nią wściekle. - I nie masz nic na swoje wytłumaczenie. Nienawidziła być okłamywana, chociaż sama też ukrywała niektóre fakty. Jednak, jak to na egoistkę przystało, ona mogła kłamać innych. Oni jej nie.
-Moje panie jeśli łaska... Wszedłem do sali słysząc z korytarza ton i kierunek do którego zmierzała rozmowa... Widok katherin zaskoczył mnie nieziemsko, gdyż co jak co lecz po tej małej ślizgonce nie spodziewałem się tak otwarcie bojowego zachowania... - Katherine od kiedy bijesz mugolskie dzieci?! To nie przystoi arystokracji znęcać się nad słabszymi. Bądź ponad to cokolwiek ci zrobiła bo nie rozumie z kim gra biedna dziewczynka. Spojrzałem na krukonkę ze spokojem ,mierząc ją oczami pełnymi chłodnego zainteresowania o dziwo pozbawionymi rasistowskiej kpiny w oczami , zastanawiając się jednocześnie kto może być tak głupi by rzucać patyk w środku potyczki...? - Sugeruję iż to marny pomysł zaczynać kłótnię z ślizgonką w środku naszych lochów. Więc weź ten kijek i leć do Ambulatorium.Lub wpadaj z co najmniej małą armią jeśli chcesz nas wnerwiać bezkarnie. Trzymałem już na podorędziu własną różdżkę na wypadek jeśli Katherine coś odbije i zacznie znowu wymianę ognia w biedną krukonkę. Szczerze to miałem wyrąbane na te wszystkie bzdury związane z domami lecz szanowałem szlachtę krwi... Z drugiej strony wychowywano mnie w przeświadczeniu że my magnaci świata magii mamy władzę by opiekować się słabszymi... Ech ciężki wybór ale rozsądek nakazywał stanąć po stronie przyjaciółki Elliott...
- Cześć Nathaniel. - Powiedziała do chłopaka, szczerząc zęby. Miło, że przyszedł tutaj on, niż ktoś inny. Na przykład jeden z przyjaciół Ingrid... Miała nadzieję, że chłopak przejmie ją po swojej stronie, jednak Nath był znany z jego jakże "miękkiego" serduszka. Chłopak zawsze tuszował to swoim chłodem. Kath wiedziała, jaki jest naprawdę w obecności innych osób. Takich jak Elliott. Zdecydowanie przejmie stronę Krukonki. Ślizgonce to nie przeszkadzało, bo w końcu nie potrzebuje sojuszników, żeby być najlepszą. Jednak konflikt z uczniem tego samego domu to nie był zły pomysł. Spojrzała chłodno na zdezorientowaną Ingrid. Ciągle przyszywała ją wzrokiem, a jej oczy płonęły, niczym promienie rentgena.
Ech więc dobrze graj muzyko a Sig pewnie urwie mi potem głowę lecz po prostu nie miałem wyboru. Znęcanie się nad słabszymi nie przystoi arystokracie czystej krwi lecz inne znacznie bardziej zasadnicze działania i owszem... - Accio ! Jednym celnym czarem wezwałem do siebie różdżkę krukonki i wycelowałem w ścianę rzucając czar Crucio. Siła zaklęcia które uderzyło w mur rozkruszyło ścianę i odbiło liczne kawałki szronu które rozprysły się do koła spowijając wszystko w lekkiej mroźnej mgiełce... Mroczny uśmiech przeszedł moją twarz gdy zdałem sobie sprawę że mroczny czar o tej mocy mógł zniszczyć jednym zamachem umysł dorosłego czarodzieja... Ech dobrze wiedzieć iż wciąż nie wyszedłem z wprawy, bo kto wie kiedy znów będę musiał kogoś torturować. -Więc jak moja droga? Rzucałaś zakazany czar na Katherine ? Tak ona ma na to świadka że biedna cudem uniknęła twego złowieszczego zaklęcia a o jego sile świadczy uszkodzenie komnaty. Spojrzałem na młodą kruczkę sprawdzając czy wie o czym mówię. - Jako że stosowanie eliksiru prawdy bez zgody osoby badanej jest nie możliwe i jest stosowane tylko gdy niema innych dowodów nie wyłgasz się tym. Masz dwie osoby czystej krwi z licznymi koneksjami, mogące zaświadczyć o twojej zbrodni a badanie różdżki potwierdzi że użyłaś tego czaru. Rzuciłem patyk pod nogi dziewczyny i uśmiechnąłem się miło do Katherin ... - Więc jak wywalamy ją ze szkoły? Spokojnie popatrzałem na minę dziewczyny i dodałem po chwili. - Jest jeszcze inna opcja... Zostań moją służącą. Jako moja własność Katherin nie będzie mogła się na tobie znęcać a ja nie pozwolę byś wyleciała ze szkoły... Kontynuowałem dalej spokojnie. -Więc co wybierasz? Możesz teraz walczyć i przegrać, lub wybrać ucieczkę i pewnie wylecisz ze szkoły lub w najlepszym razie staniesz się ofiarą tej ślizgonki do końca swoich dni w szkole. Możesz także mi służyć a ja dbam o swoje sługi. Więc ? Co wybierasz?
Jezu! Jaka ona była przestraszona. Jak...nie wiem kto. Spoglądała we wszystkie kąty, a tu nagle jakaś osoba się pojawia. Już miała jakąś nadzieje, ale tylko przez chwilę. Był ślizgonem, a to nic dobrego nie wróżyło. Była otoczona dwiema osobami, które były czystej krwi. A sama była mugolakiem. Zaczął coś bredzić o czystości. Jak każdy ślizgon. Wziął jej różdżkę i walną ją z całej siły w ścianę i rzucił różdżkę na ziemię tak aby Ingrid ją wzięła. Ona bez wahania kucnęła i wzięła ją trzymając ją mocno na wszelki wypadek. Co!!!!! On ją szantażuję??? To już było przegięcie. Jeszcze na dodatek chcą ją wyrzucić ze szkoły. Ale on bezczelny. -Prawdziwy czarodziej tak się nie zachowuje - rzekła dziewczyna. To ją bardzo zabolało. Uważają się za wielkich bo są czystej krwi, a ona szlamą. -Wiecie co...to, iż jestem mugolakiem to nie znaczy, że możecie się tak wywyższać. I wiecie do jeszcze...jestem o wiele lepsza od was - powiedziała donośnym oraz pewnym głosem Ingrid. Było to bardzo odważne. Ba! Trochę przeholowała z tym, no ale nie będą ją tak traktować. Ingrid nie wytrzymała. Musiała coś zrobić. -Imperio - rzuciła zaklęcie na chłopaka. Była bardzo przestraszona. Nie wiedziała co robić. Rzuciła jedno z zaklęć niewybaczalnych. Po protu broniła się.
Tak Tak pogrążaj się dalej kochana tylko tego chciałem. Kolejne niewybaczalne zaklęcie uderzyło z jej różdżki. Teraz już tylko prosta droga do Azkabanu lub w ramiona mojej służby! Biedactwo werbalne Imperio ? Zbyt wolne i bez wprawy. Lekko na ugiętych nogach skręciłem ciałem i uniknąłem czaru. Jej jak tu było ślisko! Mogłem niemal sunąć jak na łyżwach i balansując całym ciałem unikać jej czarów. Biedne dziecko od 6 roku życia uczono mnie jak walczyć, zabijać i posługiwać się mroczną magią. Jestem zawodowym mordercą i złodziejem a ty mnie mrocznymi czarami? ... Śmiech cisną się na moje usta. Głuptas chciałem ją na służbę jedynie by uchronić ją przed prześladowaniami ślizgonki. Na cholerę mi niewolnica? A co do rasizmu? Najpierw mówi o wyższości nad moimi racjami a teraz sama atakuje niewybaczalnym? Urocze po prostu miała talent, może na prawdę powinienem ją wsiąść na słóżbę? Sectumsempra ! Wypowiedziałem w myślach formule czaru przeciągając niewidocznym ostrzem magii po ręce w której trzymała patyk. Nie wkładałem w to nawet zbyt wiele mocy gdyż nie chciałem jej okaleczyć na dobre. Jeśli nawet uniknie wykorzystując pierwszy ruch do odwrócenia uwagi od tego co robi moja druga dłoń. Wyuczonym do perfekcji ruchem posłałem w nią obrócony rękojeścią nóż, celując w głowę, tak by zbić ją z nóg i oszołomić. Broń wykuta przed wiekami przez gobliny do mordowania czarodziejów, którą podniosłem z truchła zabitego prze zemnie goblina miała niesamowite wręcz właściwości przenikania przez tarcze i osłony z magii.
Widząc, że chłopak jednak stanął po jej stronie, zrobiło jej się miło w sercu. W końcu oboje byli Ślizgonami, a Ślizgoni trzymają się razem, czyż nie? W każdym bądź razie, teraz, gdy było ich dwóch - niebezpiecznych i bezlitosnych - Ingrid na pewno nie dałaby sobie rady. Kath wiedziała, że Nataniel jest bardzo szorstki. Podziwiała go za jego odwagę. W końcu ona nie wpadłaby na pomysł, aby użyć zaklęć niewybaczalnych. Nie, żeby ich nigdy nie używała. Oczywiście, że tak. Ale żeby na terenie szkoły? Na to by jednak nie wpadła. Patrzyła, jak Ślizgon znęca się nad psychiką dziewczyny, a ona zamiast coś mówić, uśmiechała się do niej szyderczo. I kiedy Ingrid już prawie niewytrzymała, ta wycelowała w nią różdżkę. Jednak jeśli to Ingrid pierwsza zaatakuje, dziewczyną będzie przygotowana na rzucenie zaklęcia Protego, które skutecznie odbije atak. - I co teraz? - Zapytała ją, odsłaniając swoje śnieżnobiałe zęby i układając je w złośliwym grymasie.
Ingrid idiotko zgódź się na tą cholerną służbę i mamy to z głowy. Kath nie będzie się nad tobą znęcać a ja zdobędę jej poparcie. Myślałem jag najęty choć wiedziałem że dziewczyna i tak mnie nie usłyszy... Korciło mnie troszkę by naprawdę pobawić się z tą rozkoszną kruczą..., ale nie tą część życia miałem już za sobą i nie potrzebowałem prawdziwej służby. Mimo burzy uczuć pozostałem na zewnątrz chłodny jak ta komnata a na twarzy i w oczach gościł mi jedynie spokojny zły uśmiech potwora... Mimo iż nie miałem zamiaru zniszczyć Ingrid byłem gotowy walczyć nawet na śmierć jeśli dziewczyna mnie do tego zmusi i nie podporządkuje się mojej woli dla własnego dobra. - Więc jak tańczymy dalej? Mój głos był chłodny i spokojny - Już drugie niewybaczalne jednego dnia z twojego patyka dziś padło jeszcze jedno i dożywocie w Azkabanie masz jak w banku ... -Katherine moja droga ona cię napadła crucio a potem chciała mnie zdominować imperio bym nie mógł zeznawać jako świadek ... Koszmar jak taka socjopatka dostała się do szkoły... Spojrzałem wrednie na krukonkę... - Powiedz kto jest więc twoim panem?
Boziu! Ale on ją denerwował. Chciała pogadać z byłą przyjaciółką, a ten się wtrąca i już obraża Ingrid itp. Wkurzył ją! I to bardzo! Ale co ona biedna ma zrobić? Uciec? Jedynie to jej zostało, ale nie chciała być takim tchórzem. -O rzesz ty...- powiedziała cichutko Ingrid i szybkim ruchem wyciągnęła różdżkę. - Abdico Visus - wypowiedziała i zniknęła. Próbowała się wydostać, ale tylko kręciła się dookoła. I w końcu się udało. Szybkim ruchem wyszła z lodowej komnaty. Byłą tak wciekła i jednocześnie przerażona.
(ona już wyszła z komnaty, więc nic już nie możecie jej zrobić)
-Czyli jest twoja moja droga ... A chciałem ją ocalić... Podszedłem do środka komnaty gdzie celowałem w nią Sectusemprą... Skoro nie unikała czar choć mierzony na osłabienie jego mocy musiał trafić podobnie jak rękojeść rzuconego noża. Delikatnie zebrałem krew z podłogi i naniosłem na wyjętą z kieszeni laleczkę wudu kupioną w Londynie. - Trzymaj może ci się przydać Podałem umaczaną we krwi małą przenośną klątwę Katherine. -Pamiętaj tylko by jej nie zabić Uśmiechnąłem się wrednie wychodząc z komnaty
( Ingrid czytaj posty kochanie leciał w ciebie nóż i czar nie werbalny)