Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
- Aaaw... Jesteś taki słodki. - Nami pochylił się, składając delikatny, krótki pocałunek na ustach chłopaka. Wyglądał tak cudnie, gdy patrzył na niego w ten sposób, jakby już naprawdę nic innego nie miało znaczenia i jakby... faktycznie czuł do niego to silne uczucie... Co do tego Namida niestety nie był pewien i wolał niepotrzebnie nie robić sobie nadziei. Wolał myśleć o tym, że teraz razem z Simonem weszli po prostu... na nieco inny stopień przyjaźni... Musiał przyznać, że Simon miał cudne ciało. Takie umięśnione, ale ładnie umięśnione, nie jak u jakiegoś przesadnego osiłka. I Namida nie mógł przestać się w niego dosłownie wgapiać. Nie to, że on sam był jakimś chuderlakiem, w żadnym wypadku! Też miał lekko zarysowane mięśnie, szczególnie te brzucha, nad którymi często pracował, i ramiona, ale nigdy jakoś nie był z siebie specjalnie zadowolony. I chociaż Simon nie był dużo wyższy, Nami czuł się przy nim taki maleńki... To było na swój sposób nawet urocze...
-Heh dzięki-puścił oczko do przyjaciela. Mógłby tak leżeć tygodniami. Czuł małe mróweczki na prawej nodze. Niech to szlag! Zdrętwiał mu noga! Tylko tego brakowało... Starał się dyskretnie poruszyć nogą,lecz było to bardziej niż niemożliwe,bo właśnie ona była zaplątana między nogi Namidy... Grry! Chłopak zmarszczył delikatnie brwi i potarł czoło zakłopotany: -Nami...chyba musimy zmienić pozycje... trochę zdrętwiała mi noga i...-mówiąc to patrzył w sufit,było mu głupio. Jak zwykle wszystko niszczy no! Ale chciał tez zachować nogę,a ból był coraz większy...
Ostatnio zmieniony przez Simon Lewis dnia Pon Mar 14 2011, 15:04, w całości zmieniany 1 raz
Namida tylko się cicho zaśmiał. To na swój sposób też było urocze. - Spokojnie, to nic. - nie zwlekając, Nami podniósł się, chociaż wolałby się w ogóle od Simona nie odsuwać, ale to w końcu jego noga! Cmoknął chłopaka w czoło, układając się obok niego. Na całe szczęście, kanapa była dosyć szeroka, więc razem mieli na niej nawet dosyć luźno. Nami ułożył się wygodnie na brzuchu, unosząc się jedynie na łokciach. Z początku chciał się oprzeć na dłoni podbródkiem, ale kiedy to zrobił, jego nadgarstek na nowo zaczął mu uwierać. Zaczął więc robić nim krążenia, chcąc jak najszybciej pozbyć się tego bólu i odrętwienia.
Simon szybko wrócił do pozycji siedzącej ,rozmasowując odrętwiałe miejsce. Nie znosił tego uczucia,jakby coś mu łaziło po nodze. Nadal masując nogę popatrzył na Namidę. Nie tylko jemu coś doskwierało,a Simon normalnie zaczął się martwić: -Nami,jak tam Twój nadgarstek co? Bo szczerze powiedziawszy tęsknie za graniem z Tobą-na co uśmiechnął się promienie. Granie z Namida było jak oddychanie;niezbędne do życia. Teraz w jego głowie zaczęły pobrzmiewać ich złączone głosy i dźwięki gitary..
- Coraz lepiej. - przyznał, oglądając się na Simona. Teraz mógł podziwiać jego ramiona i plecy, co było... cóż, może mało produktywnym zajęciem, ale jakże przyjemnym... Ocknął się dopiero po kilku sekundach, zarumieniony odwracając wzrok, chociaż jego twarz nadal przecinał szeroki uśmiech. - Lepiej na pewno, niż na początku. Nie mogę tylko za bardzo go nadwyrężać. Próbowałem już grać, ale wychodziło raczej kulawo, kiedy jest taki sztywny.. - narzekał, bo to było jego kolejnym ulubionym zajęciem. Co prawda, przy najbliższych starał sie tego nie robić, żeby ich nie zniechęcić, ale... to w końcu Simon. - Mam nadzieje, że za kilka dni już będzie na tyle dobrze, co by gra nie sprawiała jakiegoś wielkiego bólu.
Kamień spadł z serca krukona. Martwił się o Namidę,i dobrze znał ten ból,braku gry na gitarze,braku styczności z gitarą... -To chyba dobrze. Najważniejsze że go masz-znów pościł do niego oczko. Mimo woli zaczął coś tam sobie pogwizdywać,nucić,śpiewać. Bez tego chyba naprawdę nie da się żyć. Noga przestał boleć i Simon ułożył się w podobnej pozie co Namida,tyle że jego nogi wystawały po za kanapę. Spojrzał w oczy ślizgona,nadal sobie nucąc,podpierając twarz o dłonie.
- Co nucisz? - spytał ciekawy, widząc jaką błogą minę ma przy tym Simon. Wyglądał na zadowolonego... zresztą, tak samo jak Namida. - Wiesz... ćwiczyłem taką jedną piosenkę... Bardzo chciałbym ją z Tobą zagrać, jest akurat na dwie gitary... Następny razem porozpisuje nuty i Ci dam. Jestem naprawdę świetne. - zachwalał, od razu przypominając sobie, jak bardzo uwielbia tą piosenkę, i od razu jej melodia zaczęła krążyć mu po głowie. - W wersji, którą znam, śpiewa ją Japończyk, ale po angielsku, więc od razu napiszę Ci też tekst. Jest naprawdę śliczna. Mówił, wpatrując się cały czas w te cudne, szare oczęta, które teraz znowu były tak bardzo blisko. Leżąc, stykali się ramionami, a w końcu nadal nie mieli na sobie koszulek... Co dziwne, Namida w ogóle nie odczuwał chłodu, z czego był naprawdę zadowolony. Zresztą, hej! nie da się zmarznąć, kiedy obok leży taki gorący chłopak!
-How you remind me-opowiedział wiedza że Nami na pewno wie co to za piosenka. Krukon ja wręcz ubóstwiał,znał an pamięć wszystkie chwyty,każdą pauzę,każda literę tekstu. -Z chęcią-uśmiechnął się do ślizgona-Wieże na słowo mój drogi-Jakoś tak weszło mu to "mój drogi" i nie chciało wyjść. Miał nadzieje że Namidzie to nie przeszkadza. Miedzi ich twarzami było może 3 cm odstępu,Simona korciło,aby zrobic coś szalonego...ale sobie odpuścił. Czy nie starczy wrażeń jak na jego popołudnie?
Z ust Namidy na to słodkie "mój drogi" wyrwało się krótkie westchnienie. Nie mógł naprawdę uwierzyć w swoje szczęście. Ale to się działo, to było rzeczywistością. I ewidentnie korciło nie tylko Simona, bo co chwila jego, Namidy, wzrok z oczu zjeżdżał na wargi, teraz lekko zaczerwienione od wcześniejszych pocałunków. Tylko, że on nie miał tak silnej woli, i zwyczajnie nie umiał się powstrzymać. Potrzebował jeszcze troszke, choćby tak na zakończenie miłego wieczoru. Nie musiał za bardzo się nawet wychylać, mu musnąć koniuszkiem języka kącik ust chłopaka, zaraz się jednak odsuwając, posyłając mu figlarny uśmiech. Co, jak co, ale takie zabawy bardzo lubił, takie kuszenie...
Simon wpatrzony w oczy Namidy,skończył piosenkę. Czy wszyscy udzie są tak ślepi jak on? Jak nie mógł zauważyć tych boskich oczu przez taaaaak długi czas?! Normalnie nie wybaczalne!Ale do rzeczy... Po brzuchu Simona zaczęły wariować "motyle". Uśmiechnął się do Namiego przymykając oczka. Położył swoją(o dziwo zimną) dłoń na dłoni ślizgona,z której normalnie emanowało ciepło. Pocałował go w taki sposób,w jaki jeszcze go nie całował.Nie było już tu czuć tak bardzo namiętności,raczej ciepło,delikatność. Chciał mu w ten sposób "powiedzieć"jak bardzo mu zależy...ile to dla niego znaczy...
Namidzie aż zakręciło się w głowie. Po raz kolejny tego dnia czuł się tak przyjemnie spełniony, kiedy czuł obok siebie ciepłe ciało, i nawet zimne dłonie Simona nie były przeszkodzą, chociaż zwykle unikał chłodu. Teraz miał ochotę poczuć go jak najwięcej. Nagle jednak coś przyszło mu do głowy. To znaczy, wcześniej już tam było, ale właściwie nie miał kiedy się nad tym głębiej zastanowić. I chociaż bardzo, bardzo nie chciał, to przerwał pocałunek, odsuwając się nieco, chociaż ich ramiona nadal się dotykały. - Simon... Tak właściwie to... No... - zająknął się, nie bardzo wiedząc, jak ubrać myśli w słowa. Postanowił więc być bezpośrednim - To, co tu robimy już dawno chyba przekroczyło granice przyjaźni i... Po prostu, chciałbym się upewnić, czy... cokolwiek z tego będzie, czy... to raczej jedynie coś przelotnego...?
Kiedy Nami się od niego oderwał musiał nabrać powietrza aby uspokoić myśli. Nad odpowiedzią jednak nie musiał się długo zastanawiać: -Ja na pewno...nie chcę aby to było coś przelotnego...coś nie trwałego-spojrzał w oczy ślizgona-Zależy mi... jak cholera-złapał mocniej jego dłoń-chcę Ciebie i tylko Ciebie-patrzył na Namidę z miłością. Nawet ślepiec by to zobaczył...Simon najwidoczniej się zakochał...
Namida wiele razy był w związku. Zawsze kończyły się one szybko, kiedy tylko się znudził. I choć obawiał się siebie, że złamie to cudowne, niewinne serce, jakie okazywał mu Simon, jego egoizm przejął nad nim kontrolę. Zbyt mocno tego chciał, i teraz nie miało znaczenia to, że nigdy nie umiał zbyt długo utrzymać nikogo przy sobie. Uścisnął dłoń Simona, trzymając ją pewnie. Cały czas patrzył mu w oczy z ogromnym uśmiechem na twarzy. Miał gdzieś, że wygląda idiotycznie, chociaż psucie takiej chwili swoim wyglądem było co najmniej nie wskazane. Postarał się, żeby uśmiech chociaż odrobine się zmniejszył, co by było widać dobrze jego oczy- to w nich dopiero widać było jak szczęśliwy jest Namida. - Ja też tego chcę, najbardziej na świecie. - był zdziwiony, jak łatwo mu to przyszło... Widocznie to musiała być najszczersza prawda. I Nami w głębi serca czuł, że tak jest. Simon już dawno zajmował w nim ważne miejsce, teraz jednak stał się jeszcze ważniejszy.
Simon leżał i patrzył na Namidę. Po prostu patrzył i trzymał jego dłoń. Otworzyło się tyko to słyszał w swojej głowie. Po swoim ostatnim związku,zamknął się na tą stronę życia,już nie chciał kochać. Aż tu nagle... Właśnie czemu to zawsze jest nagle? Czemu to nigdy nie jest rozważna decyzja poparta wszystkim za i przeciw? Ale teraz przenieśmy się z głowy naszego bohatera do tu i teraz. Krukona zdumienie,i szczęście sparaliżowało. Nie wiedział że aż tak będzie tego chciał... Nie wiedział co powiedzieć,jak się zachować,jego głowę znów ogarnęło przerażenie zwykłe w takich sytuacjach,które zdarzały się nadmiernie rzadko. Patrzył na Namidę z niewiadomym wyrazem twarzy.
Nami sam miał problem, żeby teraz oderwać wzrok od chłopaka... Czy mógł już myśleć o nim jako "jego" chłopak... Nie był do końca pewny, ale nie miał zamiaru jeszcze bardziej się zbłaźnić, i pytać o to po raz kolejny. Powiedzieli sobie wyraźnie, że to nie jest nic przelotnego i że obu im zależy... Bo w końcu tak właśnie było. Postanowił zmienić nieco pozycje, co by nie obciążać za bardzo nadgarstka- położył się na plecach, układając głowę na jednym ramieniu. Wolną dłonią uniósł do góry, bawiąc się włosami Simona. Sam nie wiedział, dlaczego, ale sprawiało mu to nawet frajdę. I nawet ta cisza nie była męcząca... Nami nigdy nie lubił, kiedy było cicho, wolał otaczać się muzyką, ale... Teraz było zupełnie inaczej. - Przystojniak z Ciebie... - wypalił bez zastanowienia. To musiało dziwnie zabrzmieć, bo takiej wymianie uczuć i po tak wymownej ciszy. - To znaczy, nie to, że widzą tylko to, że świetnie wyglądasz! Bo też masz cudowną osobowość, i charakter. Jesteś taki miły dla wszystkich, i jesteś tak bardzo utalentowany i... i chyba zaczynam gadać trochę mało składnie, ale... trochę się denerwuje... - przyznał, śmiejąc się nerwowo, starając się nie myśleć o tym, że pewnie teraz jest cały czerwony na twarzy.
Simon mentalnie potrząsnął głową powtarzając sobie "Ogarnij się. On jest spełnieniem twoich marzeń..." On też nie był pewien czy zaszufladkować Namiego pod nazwą "chłopak"...ale to już nie było ważne. Krukon uwielbiał jak ktoś bawił się jego włosami. Słuchał ślizgona śmiejąc się w duchu: -Nie ty jedyny...Ale to taki przyjemne zdenerwowanie.Coś w stylu jak przed pokazaniem komuś piosenki. Dreszczyk podniecenia i zdenerwowanie...Nawet przyjemne. Nie żebym traktował nas na tym samym poziomie co pokazywanie komuś muzyki... Ty jesteś dużo ważniejszy-pocałował go delikatnie w skroń.
- Noo, o! Właśnie, coś w tym stylu. Pamiętam mój pierwszy publiczny występ, tu w szkole. Byłem strasznie zdenerwowany, martwiłem się, że coś pójdzie nie tak... Ale wszystko było dobrze. Byłem obłędny. - zaśmiał się, kompletnie nie zważając na to, na jakiego zapatrzonego w siebie teraz wychodzi... No, ale cóż, taki już był. Chociaż... dla Simona chyba był gotów nawet się zmienić! - Ale tak, masz racje. My jesteśmy ważniejsi. Muzyka jest ważna, ale uczucia są stanowczo wyżej w tej hierarchii. Chociaż... jakby nie było, wszystko między nami zaczęło się od muzyki. - wspomniał, śmiejąc się cicho, nadal zawijając sobie przydługie włosy chłopaka na palce. Sam swoje postanowił ściąć, w najbliższym czasie...
-Ja publicznie nie występowałem nigdy. Tylko raz w domu,pokazałem mamie moją ulubioną wówczas piosenkę-do głowy krukona powróciły wspomnienia-Byłem w połowie,w najlepszym momencie,gdy z pracy wrócił ojciec. Powiedział ze to co robię,jet babskie i żebym więcej pod jego dachem nie robił z siebie w ten sposób kretyna. Słyszałem potem jak rodzice się kłócili...o to że ojciec nie pozostawia mi prawa wyboru-chłopak patrzył na tęczę odtwarzając w głowie każdy szczegół-Matce bardzo się to nie podobało...Od tamtej pory nigdy więcej nie grałem dla domowników.Grałem tylko jak nikogo nie było w domu,czasem w obecności mamy...Wiesz-spojrzał na niego swoimi szarymi oczyma-jesteś pierwszą osoba której o tym wszystkim mówię...I masz racje. Muzyka zachodzi na drugi plan-uśmiechnął się delikatnie. Simon przestał przycinać włosy...od listopada,bądź grudnia. Nie pamiętał.. -O tak pamietam. I wtedy jeszcze ta akcja z ślizgonką i w ogóle...-zaśmiał się serdecznie. Dziewczyna naprawdę go wtedy rozbawiała..niemal do łez.
Namida nie bardzo rozumiał... jak gra, czy śpiew mogą być babskie? Ale domyślał się, że tak po prostu myśli ojciec Simona, prawdopodobnie Hiszpan z krwi i kości... - Mój ojciec zawsze namawiał mnie, żebym grał podczas rodzinnych obiadów w każdy piątek... Oczywiście, jak byłem w domu, zanim zacząłem chodzić do Hogwartu, a później tylko w wakacje. Sprawdzał wtedy, czy ćwiczyłem w ogóle. Czasami mam wrażenie, że dla niego moja kariera jest nawet ważniejsza, niż dla mnie... Ale chyba po prostu dba o mnie... - Nami zamyślił się na krótką chwilę. Zaraz jednak zmienił temat- nie chciał w końcu, aby Simonowi zrobiło się przykro. - Cieszę się, że jestem pierwszy... - przyznał szczerze. To było naprawdę miłe z jego strony, tak cudowne wyróżnienie... Zaraz wspomniał tą sytuację z Alessą. Zostawił ją wtedy, aby zająć się rozmową z Simonem i dziewczyna była bardzo niepocieszona... No, ale cóż, wyszło to baaardzo na dobrze. - Nie ma się co przejmować, w ogóle. Poza tym, muszę przyznać, że wiele osób z mojego domu to dziwni ludzie... Ja po części też jestem trochę dziwny...
-Mnie wspierała moja siostra, ale jak wyjechała wszystko się zmieniło.- westchnął cicho. Chciał już zakończyć ten temat, który zdecydowanie go przygnębiał…W końcu po co mącić sobie szczęście, głupimi wspomnieniami. Krukon spojrzał w oczy Namidy i a jego głos wahał się na granic szeptu: - Naprawdę w wielu…hmm rzeczach jesteś pierwszy ,mój drogi-ucałował ślizgona w czoło. -Istotnie, ludzie do Ciebie z domu są zazwyczaj wyrachowani i zimni. Ale nie ty. Ty jesteś najcieplejszą osobą jaką znam. I to twoje dziwactwo jest naprawdę pociągające-obdarzył chłopaka łobuzerskim uśmiechem.
- Aaaaaww, to słodkie... - zaśmiał się cicho, rozczulony. To, co mówił, było naprawdę miłe. - Mam generalnie kilka typowo ślizgońskich cech, to fakt... Czasami mi przeszkadzają no ale... ciężko byłoby to zmienić. - przyznał. Wiedział, że bywa zapatrzonym w siebie egoistą ale... Teraz przecież taki nie był, ani trochę. Przy Simonie był zupełnie inną osobą. - Ja zawsze uważałem natomiast Krukonów za strasznych sztywniaków, którzy nic tylko nos w książkach. No, ale co za tym idzie, straszne z was mądrale, w przeciwieństwie do innych. Ja na przykład nie jestem zbyt bystry. - zaśmiał się. To co prawda wcale mu nie umniejszało, bo miał inne cechy, które mógłby zrekompensować mu czasami jego brak wiedzy.
-I większość z nas takimi właśnie jest…Typkiem pod krawatem który nie widzi świata po za książkami. No i zawsze najlepsze oceny i tego typu bzdety. Ja należe do nielicznego grona krukonów którzy nie żyją samą ksiażką. Ale musze przyznać czasem nachodzi mnie ochota żeby się pouczyć i ni w ząb mi nie przechodzi do póki nie posiedzę nosem w książce. Minusy bycia kruponem- uśmiechnął się . -Ale za pewne masz wiele innych cech które to idealnie rekompensują. Mimo ze ,nie ma co ukrywać wiem to i owo kompletnie nie umiem rysować. I nie jestem dobry w robocie która wymaga dużo cierpliwości…-podrapał się po czole zdając sobie sprawę ze chyba plecie głupoty. -Wybacz Nami. Ale plecienie głupot jest chyba zaraźliwe…-przygryzł delikatnie dolną wargę.
Jakoś Namida nie mógł sobie wyobrazić Simona jako typowego krukona... Nie teraz, kiedy leżał obok niego bez koszulki, z rozpiętymi spodniami, potarganymi włosami i z tym uroczym uśmiechem, tylko dla niego... - Czasami fajnie jest pogadać głupoty! - zaśmiał się, nadal przeplatając sobie włosy Simona między palcami. - Też kompletnie nie mam talentu plastycznego... I też jestem strasznie niecierpliwy... I to nie komponuje się z moją następną cechą: jestem perfekcjonistą. Jeśli już coś robię, to muszę to skończyć tak, żeby być zadowolonym, w innym wypadku wściekam się na siebie przez kilka dni... Po prostu jak już coś robię, to musze być najlepszy. Dlatego zwykle nie biorę się za nic, poza muzyką. Tylko w tym właściwie czuje się naprawdę dobry.
-To na swój sposób jesteśmy podobni. Tylko że ja czuje niedosyt jak robię jedna rzecz na okrągło. Potrzebuje urozmaicenia. I strasznie się wkurzam gdy mi nie wychodzi za pierwszym razem. Wtedy mam ochotę rozwalić parę rzeczy...-uśmiechnął się do Namiego. Simona naszło na czułości. Przejechał nosem od skroni po szczękę Namidy,i potem zaczął go całować po szyi czasem schodząc na obojczyk i bark. Jedną z swoich ciepłych dłoni położył an wysokości pępka ślizgona co jakiś czas wykonując nią nie znaczny ruch.
- Ja się szybko zniechęcam... - westchnął. - I ciężko jest mnie przekonać do zrobienia czegoś po raz drugi, kiedy pierwszy raz mi nie wyszło. Fakt, był trochę... skomplikowaną osobą. Bo prócz tego wszystkiego, był też cholernie pedantyczny, jednak jego mania czystości nie dotyczy jego osobistej przestrzeni. Może mieć kompletny bajzel w swojej części dormitorium, jednak bałagan w łazience, czy gdziekolwiek indziej doprowadzał go do szału. Simon był taaaaki słodki. I co dziwne, zwykle Namide coś takiego irytowało, ale teraz chciał jeszcze więcej tej słodyczy. Zaczął mruczeć gardłowo, niczym prawdziwy kociak. Odchylił głowę na bok, by dać więcej wolnego miejsca Simonowi. Oh, Nami uwielbiał takie czułości! - Mmm... Lubię tak... - szepnął z uśmiechem na ustach, zamykając oczy, i kompletnie się relaksując.
Simon obsypywał zmysłowymi pocałunkami,szyje,bark,obojczyk ślizgona. Zastanawiał się czy to zasługa perfum,czy samej skory chłopaka,ten cudowny zapach... Mógłby "smakować" go całymi godzinami. Wplótł dłoń która leżała jeszcze chwile temu na brzuchu chłopaka w jego dłoń. Na ustach czuł wibracje strun głosowych do uszu docierało mruczenie... -Mój kotek-szepnął mu do ucha zahaczając o nie górną wargą.