Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
Simon uścisnął rękę przyjacielowi i klapną na dupsku obok niego: -Kope lat plus rok cie nie wadziłem-uśmiechnął się serdecznie-Co tam słychać w wielkim świecie co?-spojrzał na resztę osób w pokoju i skupił się na Jane. -Czekaj bo coś mi umknęło-jesteś z Jane czy nie?-popatrzył przyjacielowi w oczy. Wyciągną nogi a ręce podłożył pod głowę "no prawie idealnie" pomyślał,a zaraz potem przez jego głowę przebiegła kolejna myśl "czy bedzie Morgan?" -A tka właściwie która to ta Carmen?-zapytał z czystej ciekawości.
-Jej tu nie ma, przynajmniej na razie. Powiedzial, spogladajac na grupke, ktora byla podekscytowana impreza. Szybko przeniosl wzrok na przyjaciela, i lekko sie zdziwil. Nie mial pojecia, ze przyjaciel nie wie o nim i Jane. No jasne. Przeciez nigdy mu tego nie mowil. -Sam juz nie wiem czy woli mnie jako przyjaciela. Posmutnial lekko, ale nie okazal tego po sobie. Dal przyjacielowi sojke w bok i zasmial sie. -A jak tam progress z Morgane? Spytal, obdarzajac przyjaciela badawczym spojrzeniem. Tak, wiedzial o tym, ze Morgane jest zakochana w nim, czyli Danielu, ale zawsze przeciez moze zmienic zdanie. Zamyslil sie.
-Przerąbana sprawa zrozumieć je wszystkie....-mrukną cicho.-Najpierw czegoś chca potem nie chcą, obdarzą cię gorącym pocałunkiem a potem traktują jak powietrze ech-znów to westchnienie -Nie ma jej? to co to jakaś niespodzianka czy jak?-Simone się pogubił. Gdy przyjaciel zapytał o Morgan chłopak się zarumienił. To aż tak było widać ze ona mu się podoba? O Nie! trzeba temu zapobiec -Całkiem,całkiem..-chłopak spojrzał na w dal myśląc o kochanym rudzielcu.
-Tak, Simone. Kobieta to pojecie bardzo zlozone. Zrozumienie ich zajmie Ci lata, a po latach zaskoczy cie czyms innym, nowym. Ale teraz nie byl odpowiedni czas na rozmowe o kobietach i ich dziwnej mentalnosci, a swietowanie swieta solenzantki. Wstal i klasnal w dlonie, podchodzac do zebranych. -Dobra ludzie! gdzie jest soleznizantka? kiedy przyjdzie? co mam robic? Dla tych co jeszcze mnie nie znaja. Mam na imie Daniel Sokolnicki, jestem uczniem Hufflepuffu i pochodze z Polski.
O ludzie! Zamknęła na chwilę oczy, żeby skupić się na akordach, otwiera i co widzi? Daniel. Uśmiechnęła się do niego. Kolejny trzask drzwi i wpada Nataniel, który oczywiście nawet się nie przywita, tylko już całuje się z Sigrid. Przewróciła tylko oczami. Normalnie... rzuciłaby coś o manierach. Jak on się zachowuje i tak dalej. Ale w każdej chwili mogła tu wpaść Carmen i nie chciała, by dziewczyna musiała się denerwować w taki dzień. Podskoczyła, kiedy drzwi otworzyły się po raz trzeci, myśląc, że to rzeczona solenizantka, ale nie. Tym razem wpadł Simon. Do niego też się uśmiechnęła. - Dobra dziewczyny, zaczynamy? - Jeśli chcemy zdążyć, to trzeba by było. Nagle Daniel zaczął wykrzykiwać multum pytań. - Zwolnij, zwolnij. Nie wiemy gdzie jest solenizantka, Morgane wszystko załatwiła i niczego się nie spodziewa. A przyjdzie, kiedy będziemy gotowi. - Patrzyła na Puchona, potem przeniosła wzrok na dziewczyny. Strasznie chciała już zacząć, więc za próbę przegrała cały utwór. Na szczęście, pamiętała co i jak, więc powinno być dobrze. Jane na pewno wyciągnie, Sigrid jest muzyką sama w sobie, więc o nią nie trzeba się martwić. A Morg? Morg sobie poradzi. Na sto procent. Ba! Nawet więcej.
Jane była zdenerwowana, jak nigdy. Jeszcze nigdy w życiu nie śpiewała przy tylu ludziach. Owszem, przy Eliś, Sigrid czy innych dziewczynach ale przy Simonie ? A tym bardziej Danielu?! Jane nawet nie widziała, czy chłopak wie, że śpiewa. Przełknęła ślinę. - Chłopcy, jeśli wam się nudzi, możecie zatańczyć z Morgane -powiedziała wesoło, uśmiechając się do chłopaków. Oczywiście, wiedziała, że zaprzeczą, ale wypadało jej się odezwać. - Okej laski. Jedziemy. Popłynęły dźwięki muzyki, świat przestał istnieć a Jane powoli zaczęła śpiewać. Jej głos nie był tak delikatny, jak w oryginale, ale i tak całkiem nieźle jej szło.
You with the sad eyes Don't be discouraged Oh I realise It's hard to take courage In a world full of people You can lose sight of it all And darkness still inside you Make you feel so small
But I see your true colors Shinin' through I see your true colors And that's why I love you So don't be afraid to let them show Your true colors True colors are beautiful, Like a rainbow.
Show me a smile then, Don't be unhappy, Can't remember when I last saw you laughing If this world makes you crazy And you've taken all you can bear You call me up Because you know I'll be there
(...)
I see your true colors shining through (yeah) I see your true colors And that's why I love you So don't be afraid (afraid) to let them show Your true colors True colors, true colors True colors, are beautiful like a rainbow
Gdy piosenką się skończyła, Jane otworzyła oczy. Udało się jej ! Naprawdę się udało! Zaśpiewała. Ciekawe, czy szybko zostanie wygwizdana.
Zaśmiała się. Tańczący faceci... to by było coś. Chętnie by na to popatrzyła, ale wątpiła, czy się zgodzą. No, ale powinni mieć trochę jaj i spróbować. Przyjrzała się znajomym twarzom. Jak ona kochała takie imprezy. Nie było wiele osób, atmosfera była cudowna i muzyka... ona była żywa. Dosłownie. - Okej laski. Jedziemy. Podskoczyła z radości i usiadła na stołku, opierając gitarę na kolanie. Przejechała ręką po jej gryfie i pudle rezonansowym. Szczerze kochała ich dotyk. Był taki znajomy. Przejechała palcem po strunach. Tych idealnie nastrojonych strunach, o które tak pieczołowicie dbała. Ich dźwięk był taki kojący i jakby magiczny. Jane zaczęła śpiewać. Zaraz włączyła się do muzyki. Uwielbiała to uczucie, kiedy mogła się połączyć z gitarą. Mimo że była ona dla większości jednym z wielu instrumentów, dla niej była ukochanym przedmiotem. I czuła, jakby miała ona duszę. Ktoś powie szaleństwo. Piosenka dobiegła końca, Jane ani razu nie zafałszowała, ani razu nie zachwiał jej się głos. Było idealnie. Sama czuła, że jej także nie poszło najgorzej. W końcu nie umknął jej ani jeden akord. - Gratulacje kochana, było idealnie. - Uśmiechnęła się do Jane.
Maragret poczuła się delikatnie pominięta przez trójkę nowo przybyłych, ale postanowiła nie zwracać na to uwagi, w końcu ma swoją godność i nie będzie witać się pierwsza z kimś, kto powinien zrobić to pierwszy, wchodząc do pomieszczenia, w którym się z znajduje, tym bardziej, że byli oni CHŁOPAKAMI! Dziewczynie raczej nie mieściło się to w głowie. Została wychowana zupełnie inaczej. Posłała pogardliwe spojrzenie każdemu z osobna i zaczęła zmierzać w stronę drzwi. W sumie nikt prócz Elliott nie zwróciłby na to uwagi, więc dźgnęła ją w bok. - Muszę pobiec do dormitorium, zapomniałam prezentu. - Uśmiechnęła się słodko i wyszła z zamiarem wrócenia tutaj za chwilę.
Spojrzałem na moją małą i złą obecnie panią wzrokiem zbitego pieska... Cóż jej życzenie moją wolą. W rzeczywistości bawiłem się świetnie lecz miała rację. Obróciłem się do zebranych i z ukłonem godnym kamerdynera pokłoniłem się reszcie osób w sali. - Wybaczcie mi moje grubiaństwo. Najmocniej przepraszam za moje zachowanie... Impreza miała dopiero się rozpocząć. Położyłem mój prezent na stos innych i spojrzałem na Sig... - Nie gniewaj się, po prostu nie wiesz nawet jak wyglądasz teraz w moich oczach ... Rzeczywiście było mi nieco wstyd za moje wcześniejsze zachowanie i bałem się iż mogłem mocno przegiąć... Lecz ... ech...Nie zależnie od tego moje oczy ciągle niezmiennie błyszczały blaskiem gdy mówiłem do niej, starając się wytłumaczyć moją głupotę.
No dobra, przywital sie, ale to wszystko. Nikt go nie przywital z nieznanych mu osob. Wlasciwie to Slizgon wygladal mu na niezbyt przyjemna osobe, ale Daniela intrygowalo to, ze mowi tym samym akcentem co blondyn. I wtedy... Jane zaczela spiewac. Zaintrygowany sie odwrocil, spogladajac na nia w blogim uniesieniu. Byla teraz niczym piekny labadz o slowiczym glosie, najpiekniejszym na calutkim swiecie. Wszystko w jednej chwili sie przestalo liczyc, tylko ona i on. Gdy skonczyla spiewac dopiero po pieciu sekundach zdolal sie otrzasnac z transu. Nieznana mu dziewczyna obrzucila go, Simone'a, i tego trzeciego morderczym spojrzeniem. Daniel spojrzal na przyjaciela nic nie rozumiejac. Przeciez on sie przedstawil zaraz po natloku swoich pytan. Wzruszyl ramionami. Zapyta sie o co jej chodzi jak wroci, a teraz czas myslami wrocic do urodzin Carmen. -Tanczyc? jasne, tylko, ze takiego lamagi to w zyciu nie widzialyscie! Zasmial sie glosno.
Nim z dziewczynami zaczęłyśmy szlifować wybrany utwór do pokoju wpadł kolejny krukon. Nataniel z pełną kurtuazją przeprosił zebranych i rozpoczęłyśmy grać. Dźwięki skrzypiec w tym utworze były przeznaczone tylko na tło, ale mimo wszystko z doskonałą grą Elliott i głosem Jane idealnie się skomponowały. Zastanawiałam się obserwując towarzystwo, skąd taki dobór ludzi... Widać było, że ktoś specjalnie zaprosił chłopaków. A raczej Daniela, który jak zaczarowany wpatrywał się w śpiewającą Jane. Co ciekawe, tylko ja z Natanielem zachowywaliśmy się jak para, a szkoda. Przypuszczam, że jeśliby się wszyscy obecni nieco rozluźnili wyszłaby wspaniała impreza. Utwór dobiegł końca. -Tańczyć? jasne, tylko, ze takiego łamagi to w życiu nie widziałyście! Chłopak zaśmiał się głośno, pewnie chciał ukryć zdenerwowanie, ale być może się mylę. - Wiesz co ja też nie potrafię tańczyć, ale jak poniesie mnie muzyka to liczy się już dla mnie tylko doskonała zabawa. Uśmiechnęłam się i chwyciłam za rękę Nataniela, który niczym anioł stróż stał za mną.
Z coraz szerszym uśmiechem obserwowała towarzystwo. Widać było, że wszyscy są szczęśliwi. Niektórzy bardziej, niektórzy mniej, ale jednak. Odłożyła na chwilę gitarę w bezpieczny kąt i podeszła bliżej do Jane. - Daniel jest tobą zachwycony. Patrzy na ciebie jak na marzenie. Nie musisz się bać, w tym towarzystwie nikt nie będzie się z was śmiał. Idź do niego. - Wyszeptała jej to na ucho beztroskim tonem, patrząc na Daniela, który nadal wpatrywał się jak zaczarowany na jej przyjaciółkę. Popchnęła więc pannę Stivenson w jego kierunku. Delikatnie oczywiście. Chwilę później ktoś dźgnął ją w bok. Spojrzała w tym kierunku i zobaczyła Margaret. - W porządku. Wracaj szybko. Westchnęła. Margaret była jedyną osobą, która oprócz niej, nie miała tu swojej miłości. Teraz została sama wśród zakochanych i szczerze mówiąc, czuła się dość dziwnie. Usiadła więc gdzieś w kącie, na dywanie i przyglądała się wszystkiemu z lekkim uśmiechem na twarzy.
Jane miała wrażenie, że ludzie zaraz zaczną krzyczeć, aby przestała wyć. Ale o dziwo, tak się nie stało. Gdy otworzyła oczy, zauważyła, że słuchają jak zaczarowani. Uśmiechnęła się do dziewczyn. - Ta piosenka jest cudna. Tylko w jednym miejscu, musicie coś zmienić, bo nie mam jak złapać oddechu – powiedziała, szczerząc się do nich. Po chwili usłyszała czyś szept. - Daniel jest tobą zachwycony. Patrzy na ciebie jak na marzenie. Nie musisz się bać, w tym towarzystwie nikt nie będzie się z was śmiał. Idź do niego. – rozpoznała znajomy szept przyjaciółki. Gdy padło imię Daniela, Jane mimowolnie odwróciła głowę w kierunku jego i Simona. Zanim zdążyła zaprotestować, Elliott pchnęła ją do przodu. Oczywiście lekko, ale panna Stivenson w pewnym momencie straciła równowagę i o mały włos nie zaatakowała podłogi. Wszyscy się na nią gapili. Spojrzała na Elliott wzrokiem pełnym wyrzuty i podeszła do chłopaków. - I jak wam się podobało ? –pytała w liczbie mnogiej, ale skierowała to głównie do Daniela. Jago opinia liczyła się teraz dla niej najbardziej.
Simon czuł się dziwnie.Gdy jego najlepszy przyjaciel zaczął wszystkich zasypywać pytaniami,z trudem powstrzymał śmiech. No tak,jak to Daniel. Gdy nasz hero usłyszał o tańczeniu wzdrygną się lekko,ostatnio tańczył na weselu swojej najstarszej siostry i przy okazji załamał sobie rękę,bryy. Gdy usłyszał śpiew Jane na jego twarzy wykwitł uśmiech-ta dziewczyna napraw świetnie śpiewała.On sam zaczął się leniwie bawić własnymi palcami. Simone zobaczył nienawistne spojrzenie dziewczyny ale zbył je wzruszeniem ramion "a co mnie to obchodzi" pomyślał. -Daniel,Daniel nie przesadzaj tańczysz..hm niczego sobie -powiedział Simon na tyle głośno aby było go słychać z jego kata. Po chwili podeszłą Jane zapytujac o wrażenia,na co Simon skłonił tylko głową co miało zaznaczyć "Bardzo dobrze śpiewasz",a komplementy zostawił Danielowi
Jane lekko popchnięta, jak we śnie podeszła do chłopaków, a Elliott... Elliott z uśmiechem na ustach, nie obejmującym jednak oczu usiadła w kocie. Rozumiałam ją doskonale. -Natanielu, przepraszam na chwilkę. Tylko szepnęłam mu to do ucha, pocałowałam w policzek i już instynktownie szłam do gryfonki. Siadłam obok niej i uspokajającą ścisnęłam ją za rękę. - Masz ochotę zatańczyć? Mówiąc to spoglądałam jej w oczy. Miałam nadzieję, że zrozumie moje intencje. Nie chciałam , by czuła się w jakikolwiek sposób gorzej niż inni. To w końcu dzięki niej byliśmy tutaj razem.
Rzuciła przepraszające spojrzenie Jane ale usta automatycznie rozsunęły się w zadowolonym uśmiechu. No bo przecież Jane miała opory, żeby tam podejść. A należy jej się zainteresowanie ze strony Daniela. Jednego dnia mówi jej, że ją kocha, a drugiego zachowuje się jakby to w ogóle nie miało miejsca. Niby coś jej mówił o tym, że ich płeć jest prosta do rozszyfrowania. A jednak... każdy z nich robił co innego, niż się spodziewała. Poczuła na swojej ręce czyjąś dłoń. Uśmiechnęła się do Sigrid, kiedy ta usiadła koło niej. Była jej wdzięczna za to, ale czuła się trochę winna. Powinna się teraz bawić z Natanielem. - Bardzo chętnie. - Wstała i pociągnęła Krukonkę na środek sali. Tańczyły tam przez chwilę, po czym ze śmiechem obróciła ją w stronę Nataniela. Puściła mu perskie oczko, a dziewczynie spojrzenie pełne wdzięczności. Podeszła do Morgane. - Myślę, że już jesteśmy gotowi na przyjęcie solenizantki. - Podała jej pióro i pergamin, uśmiechając się promiennie.
Podszedłem jedynie na chwilkę by dokonać wpisu. Ech mój kotek prosi a sługa słucha. Choć nie przychodziło mi to z łatwością ...Uśmiech błądził mi po twarzy gdy prosiłem Bogów by nie byli tak złośliwi żeby spuszczać nam na głowy Jeśli jednak mają taki plan niech choć pierwej dadzą nacieszyć oczy widokiem Sig w bieli i zatańczyć z nią. Nie opuszczało mnie jednak odczucie by mieć ją na oku ... Puściłem oko do Elli i ruszyłem nieco w bok sali w stronę młodego puszka i Jane. - Witaj rudzielcze ...Ładnie ci to wyszło, masz spory talent. Odezwałem się lecz bez wyraźnej kpiny i często tkwiącego w mym głosie poczucia wyższości... - Przepraszam za pokój i most i... Do diabła nie mogłaś po prostu powiedzieć ?! - Nigdy bym się tak wobec ciebie nie zachował gdybyś powiedziała od razu... Dodałem już znacznie cichszym i przepraszającym tonem. - Ja na prawdę nie wiedziałem... Spojrzałem jej w oczy swoim szczerym ( Po raz pierwszy wobec niej) wzrokiem Odwróciłem się jednak po chwili by spojrzeć na młodego puchonka... Tak był na pewno w typie słodkości Sigrid. Mały i uroczy jak cukierek... - Witaj młody paniczu nazywam się Nataniel Kruk ... Płynnie przeszedłem na polski - Czyżbyś był z polski? Wybacz jeśli nie lecz usłyszałem jak mówisz w tłumie i wychwyciłem twój akcent.
Margaret weszła do pokoju z owiniętym w kolorowy papier pudłem, które ledwo niosła. Miała tam dla Carmen kilka drobiazgów. Wszystkie zrobiła zupełnie sama. Sama dokładnie nie pamiętała co tam się znajduje, wiedziała tylko, że jest piekielnie ciężkie. Uśmiechnęła się na widok tańczących ludzi. Sama strasznie dawno tego nie robiła, a taniec przecież wyzwala emocje i jest taki przyjemny... Dziewczyna stała przy drzwiach, uśmiechając się tępo nie wiadomo do kogo. W końcu się opamiętała i zaczęła posuwać się do stolika z prezentami. Swój karton postanowiła położyć pod stolikiem, żeby aż tak bardzo się nie wyróżniał. Odeszła kawałek dalej, przyjrzała się sprawie i stwierdziła, że ani trochę jej się to nie udało.
Odwróciła wzrok w stronę drzwi, które przed chwilą się otworzyły. A stał w nich nie kto inny, tylko Margaret. I to z wielkim pakunkiem w ręku. Uśmiechnęła się do niej szeroko i obserwowała jej poczynania. W między czasie Nataniel podszedł do Daniela, psując jej cały plan, ale niech już mu będzie. Usłyszała omyłkowo co też mówi do Jane i bardzo ją to zaciekawiło. Czy chodziło mu o to, że dziewczyna jest jego kuzynką? Cóż... najwyraźniej. Pociągnęła Margaret i Morgane w stronę całej grupki, po drodze zgarniając też Sigrid. - Margaret, to jest Daniel - wskazała na blondyna - to Simon - jej ręka powędrowała w stronę Krukona. - A ten tu, to Nataniel - Wskazała Ślizgona ruchem głowy. - Jane, Sigrid i Morgane chyba znasz, prawda? Posłała Gryfonce zachęcające spojrzenie.
Margaret była sceptycznie nastawiona do tych trzech chłopców, ale postanowiła zachować klasę i wyciągnęła rękę do każdego z nich i powiedziała głośne: Cześć, jestem Margaret Uśmiechając się w miarę przyjaźnie. - Tak, dziewczyny znam. - Posłała im ciepły uśmiech, a na Elliott spojrzała spode łba. Miała nadzieję, że zrozumie, co chce jej powiedzieć tym wzrokom. To nie był dobry pomysł, Elliott
Uśmiechnęła się uroczo do Margaret, po czym pociągnęła ją w stronę wolnej przestrzeni na środku pokoju. Chwyciła ją za rękę i zaczęła z nią tańczyć, od czasu do czasu obracając nią we wszystkie możliwe strony. - Nie są źli. Naprawdę. Da się przyzwyczaić. Pierwsze wrażenie często jest mylne. - Wyszeptała jej do ucha w nadziei, że zmieni nastawienie przyjaciółki do osobników płci męskiej znajdujących się w tym pomieszczeniu.
-Yhym, Simone. Jak zawsze masz racje. Moze jeszcze baletnica zostane, co? Zasmial sie, klepiac Simone'a przyjacielsko po ramieniu. -A ty Simonie, mozesz byc moim partnerem. Powiedzial juz nieco ciszej. Rozradowana Elliot pchnela Jane w ich strone, cos tam cicho jej mowiac i usmiechajac sie od ucha do ucha. Daniel wczesniej nie chcial przeszkadzac, wiec wolal zaszyc sie w kacie i rozgladac sie. Spojrzal swojej wybrance prosto w piekne, zielone oczeta. -Bylas cudowna, a zeby nie mowic zbyt wiele podziekuje Ci w inny sposob... Na jego twarzy zagoscil chytry usmieszek. Podszedl do niej bardzo blisko. Ich nosy sie stykaly ze soba. Zrobil jej tak zwane "noski eskimoski" i po chwili calowal namietnie w usta z zamknietymi oczyma. Gdy skonczyl zlapal ja za reke i od tej pory sie trzymali za rece. Slizgon podszedl do nich i zaczal cos wykrzykiwac do Jane. Puchon mruzyl oczy, ale wolal to pozostawic miedzy nimi- a co on tam sie wtracal bedzie. Przestawil sie zrecznie na Polski. -Tak, jestem Polakiem, Daniel Sokolnicki. Milo mi poznac. Milo bylo poznac krajana i porozmawiac po Polsku, wiedzac, ze ktos go zrozumie. Nie wiedzial jak sie zachowac przy jego manierach, ktorych on raczej nie znal, wiec podal reke Slizgonowi, ktora zdolala uchwycic Margaret mowiac "czesc." -Tak, witaj i wybacz mi moje zachowanie, ale przedstawilem sie. Tak czy owak. Daniel Sokolnicki uczen Hufflepuffu. Usmiechnal sie przyjacielsko.
W osłupieniu pozwoliła ciągnąć się Elliott za rękę i to drugi raz w ciągu pięciu minut. Co się z nią dzieje? Zaczęły tańczyć na samym środku pokoju. - Nie są źli. Naprawdę. Da się przyzwyczaić. Pierwsze wrażenie często jest mylne. - Skrzywiła się. - Skoro tak mówisz...
-Prima balerina-puścił oko do przyjaciel i zaśmiał się.już miał odpowiedzieć na propozycję partnerowanie gdy wszyło (jak wyszło) z Jane. Simonek odwrócił grzecznie swoje szare oczęta,aby im nie przeszkadzać. Gdy Margaret (jak się właśnie dowiedział) wyciągnęła rękę on ją zignorował i rzucił zwykłe "cześć" nie miał ochoty jakoś uroczyście jej witać. Mimo swojej niechęci do tańca,pomyślał ze warto by zatańczyć,ale nie warto tez robić z siebie deblia,wiec po dłuższej konwersacji z samym sobą Simone uznał ze nie będzie tańczył. Podszedł do Eli i szepnął jej do ucha: -Mogę pożyczyć twoja gitarę? tak na sekundkę?
Gdy Simon jedynie skinął głową, serce Jane zaczęło bić cztery razy szybciej. A może jednak fałszowała, i właśnie miała to usłyszeć z ust Daniela ? Ale chłopak tylko spojrzał jej w oczy, co rozwiało wątpliwości Jane. Po chwili ich usta się zetknęły w pocałunku i Krukonka zapomniała o Bożym Świcie. Ale tylko na chwilkę! Na chwilunię! Już kilka sekund ( a może minut?) po tym, delikatnie się od niego odsunęła. W końcu byli na przyjęciu urodzinowym Karmelka! Jane uśmiechnęła się od ucha do ucha, ale chwilę później uśmiech spełzł z jej twarzy, bo usłyszała za sobą znajomy ton. Odwróciła się do Nataniela, gotowa przyjąć serie ciosów na temat swoich włosów, czy rodziny ale zamiast tego… Usłyszała komplement! Mało tego, chwilę później on ją przeprosił! Nataniel - Jane! Tak, tak, to się dzieje naprawdę! - Dziękuję. Ja też przepraszam. Musze się nauczyć wybaczać. O tak, Jane nie umiała wybaczać. Potrafiła się za coś boczyć wiekami. Jeśli nie dłużej. Ale słowa Ślizgona były dla niej trochę nie jasne. Chodziło o to, że była jego kuzynką ? Miała z nim coś wspólnego? Gdyby wiedział, nie zachowałby się jak ostatni dupek ? - Ale nie wiedziałeś czego ?-spytała. Oczywiście, że nie wiedział, że są spokrewnieni. Sama Jane wpadła na to po wypadku na I piętrze. W tedy to wydawało jej się i możliwe, ale miała cały dzień w SS aby to przemyśleć i doszła do wniosku, że ma racje. Po chwili Ell przyprowadziła do nich Margaret. - My się już znamy. Choć nie wiem czy mnie pamiętasz. Jane – powiedziała, uśmiechając się. Chciała jakoś przywitać Marg, ale zdała sobie sprawę, że Daniel trzyma jej dłoń w żelaznym uścisku. Spojrzała na niego pytająco. Czy to przez Nataniela? Nie, raczej nie. A jeśli ? Później mu powiem – zdecydowała. Nie paliło jej się, do wyznawania że jest kuzynką chłopaka, który celował nią różdżką. Ale, było, minęło. No i przeprosił! Mimo wszystko dziewczynę zżerała ciekawość. Kto mógł mu o tym powiedzieć ? Przecież nikt nie wiedział. Jane nawet nie była pewna, czy powiedziała Elliott.
Sama się o tym przekonasz. Zobaczysz. - Uśmiechnęła się szeroko, obracając Marg. Chciała się na moment cofnąć, żeby napić się soku i wpadła na Simona. O mało się nie przewróciła, ale mimo to uśmiech nie schodził jej z twarzy. -Mogę pożyczyć twoja gitarę? tak na sekundkę? Nie wiedziała, że gra. I to na gitarze. Jej ukochanym instrumencie! - Eee... jasne. Tylko obchodź się z nią delikatnie. - Puściła mu oczko i obróciła się, żeby podać mu swój skarb. Pogłaskała jej gryf i wyciągnęła rękę przed siebie. Spojrzała ponad ramieniem Simona na całe towarzystwo i... czyżby coś się stało? Można było wyczuć lekkie spięcie. No tak, Jane coś jej wspominała, że jest wkurzona na Nataniela. Może to o to chodzi? Potrząsnęła delikatnie głową i wróciła na ziemię. Gdzie się podziała Margaret? O jest. Podeszła do dziewczyny i spojrzała na nią z uśmiechem. - Wszystko w porządku? Chyba nie czujesz się za swobodnie, co? - Przechyliła delikatnie głowę.