Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
- Hai – Odpowiedziała jej krótko. Wolała jej nie mówić skąd dokładnie się znają. Pewnie chłopak nie opowiedział jej jeszcze o przeprawach w Zakazanym Lesie. Zresztą, Lilly i tak olała jej opowieść. Phi. Później jej to wypomni. Nie będzie jej druzgotać wzrokiem na imprezie. Przecież miała zamiar się upić! I obecnie ma jeszcze lepszy powód, żeby tego dokonać. Bowiem kompletnie nie rozumiała dlaczego, ale Lillyanne nagle obraziła się na nią. Widziała, że jest na nią wściekła i nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Dla odmiany chciała z nią zostać na imprezie. Owszem, bardzo często później interesowała się chłopakami z ogromną nadzieją, że kiedyś ten jedyny uderzy nią o ścianę i będzie na nią patrzył tak, jakby była tylko i wyłącznie jego, jego zabaweczką. Dlatego nie ma się co dziwić, że chciała próbować. Od jakiegoś czasu zrozumiała, że bycie samotnym nie jest takie fajne. Patrząc na to, jak Finn przytula się z Jimmym... Fuj. Blee. Lub teraz widząc Kaoru i Lillyanne. Wiele par przewijało się przez Hogwart, a ona stała co tydzień z innym po czym ten uznawał, że to jednak nie to. Albo ona zaczynała dostrzegać to, że to debil lub, że to tylko seks. - Ale przecież... - Zaczęła, kiedy dziewczyna zaczęła odchodzić. Super. Po prostu świetnie. To Corin nawet się nie może do nikogo odezwać. Zresztą skoro ona się mizia z Kakao, czy jak on tam miał, to czemu Gryffonka nie może się miziać z bezimiennym krukonem bez kurteczki? Phi. Przepraszać i chodzić za nią nie będzie. Skoro przyszła z Kaoru to niech się nim zajmuje i nie ma pretensji do niej. Dziewczyna westchnęła. Szczerze mówiąc ów ubranko, które miała na sobie zaczynało ją już denerwować. - Sketch... Miło mi. Corin – Przedstawiła się cicho. Obserwowała jak ten miesza się w słowach nie będąc w stanie zachować w pełni powagi. Nie śmiała się, ale nie potrafiła przestać się uśmiechać. No no, chłopak rozpalony nie ma co. Ale co fakt, to fakt. Było tu za dużo ludzi. Dlatego też sama zaraz pójdzie się przebrać. - Jak bezpośrednio – No, pogmatwał, pomieszał i powiedział jej, że mu się podoba. Miłość od pierwszego wejrzenia, nie ma co. Zaśmiała się ze swoich myśli. I na tym skończyło się jej życie z odtrącaniem mężczyzn. Nie odpowiedziała mu na temat swojego chłopaka. Najlepiej utrzymać nutkę tajemnicy i odrobinę dystansu. To zawsze interesuje i przyciąga, prawda? Czy przyciągnie bardziej pana kurteczkę? - Nie. I byłabym wdzięczna, gdybyś też nie palił przy mnie – Poprosiła zamykając jego dłoń na szlugach, a więc przez chwile dotykając jego dłoni ciepłymi opuszkami. - Dasz mi chwilę? - Poprosiła po czym ruszyła wolno w stronę wyjścia. Minęła Lilly nie mając zamiaru się do niej już dzisiaj odzywać.
Poszła do pokoju. Ruszyła w stronę dormitorium. Krótkie zaliczenie łazienki. Już po chwili powróciła na imprezę w całkiem nowy wydaniu. Może nie tak seksownym, ale bardzo ładnym trzeba było przyznać. Miała bowiem włosy rozpuszczone, opadały jej do pasa luźno. Jej nogi zdobiły czarne szpilki dodając jej parę centymetrów, a sukienka bardzo ładnie podkreślała wszystkie jej wdzięki. Tak dużo lepiej. Koniec przyciągania do siebie ogromnej uwagi. Jak chce być pijana, to musi się trochę wtopić w tłum. Załatwiła sobie kubeczek do połowy zapełniony sake i wróciła do chłopaka, który najwyraźniej będzie jej towarzyszem do końca imprezy. Chyba, że ktoś jeszcze się nią zainteresuje, ale wątpię by tak mogło być. Wygładziła lekko suknie. - No, jestem. Powiedz mi coś o sobie – Zaproponowała cicho zawijając na palec jeden kosmyk i bawiąc się nim w lekkim zakłopotaniu. Nie za bardzo wiedziała jak z nim rozmawiać. Czasem tak miała. Chwilową blokadę w kontaktach z ludźmi. Wtedy trzeba było przejąć inicjatywę i ją zdominować. Czy chłopak to potrafi, skoro Corin mu się podoba?
Po pewnym czasie Ruth odstawiła pustą szklankę. Postanowiła już nie zajmować się ślizgonką. Prychnęła. Jej uwagę zwróciła ta dziewczyna, która najpierw przyszła w nienormalnym ubraniu, a teraz założyła normalną sukienkę. Była dosyć ładna. Ruth uniosła brwi i wstała. Whisky praktycznie nie zrobiło na niej wrażenia. Miała mocną głowę. Podeszła do dziewczyny. Właściwie, nawet nie znała jej imienia choć jej twarz zapadła dziewczynie w pamięć. Twarz ze znamieniem. Ruth postanowiła się zabawić. Dano z nikim nie flirtowała. Akurat płeć jej nie obchodziła. Mogła bawić się zarówno z dziewczynami jak i chłopakami. Podeszła jeszcze bliżej, od tyłu, i lekko musnęła ręką jej włosy. Nie bała się tego, że dziewczyna się speszy. Niczego się nie bała.
Draco widział, że Ail też jest w złym humorze. No cóż. Mogą się nawzajem doprowadzić do dołka. Czyżby ta nadal rozpaczała z powodu utraty Tristana? Czy jak mu tam było... Nie pamiętał już. Ale ona pewnie nadal była przybita mimo iż minęło tyle czasu. Może ów chłopak powrócił na kilka chwil i znowu ją zostawił? Nie miał pojęcia. Ale wiedział, że dzisiaj niestety nie jest w stanie pomóc jej w jakiś sposób. Po prostu sam ma dość spory problem. - Przepraszam? - Powiedział bardziej pytająco niż oznajmiając i uśmiechnął się delikatnie. Najwyraźniej mimo iż sama była zła, to zauważyła, że z Draconem też jest kiepsko. Czy powinien jej cokolwiek powiedzieć? Miał ogromną ochotę. Chciał by ktoś mu uświadomił, czy jego punkt widzenia jest właściwy. A Des... Z nią się w pewien sposób przyjaźnił. Kiedyś nawet zdawało mu się, że mogliby mieć romans. Potem pojawiła się Abigail. I dla niej zmienił postrzeganie nawet na Cornelię. Cholera... - Po prostu. Kurwa. Po raz drugi chodzę z dziewczyną, którą pakują w kłopoty. Wyciągnąłem Abigail do Zakazanego Lasu i prawie zginęła przeze mnie. I to nie są żarty. I jestem pewien, że wpakujemy się w takie sytuacje jeszcze nie raz. Ja zawsze mam kłopoty i nie chce jej w to wciągać. Do tego jeszcze jestem pewien, że lada chwila ślizgonki zaczną ją tępić... Albo moi kumple będą się na niej wyżywać, bo ma szanse mnie zmienić i inne pierdoły... Myślisz, że skoro jest tyle przeciw to powinienem być z nią blisko? Może powód wydaje się być głupi i błahy, ale wiem, że moje życie mi nie pozwala na bycie z kimś na stałe... - Nie powiedział dokładnie wszystkiego. Była bowiem sytuacja, że to jego przeszłość upomniała się o jego osobę, przez co niegdyś Corin miała ogromne kłopoty... I przez co Corin prawie nie ma w tym momencie środków do życia. Nie chciał by coś podobnego wynikło przy Abigail i z jej rodziną. A to, że po raz kolejny może się stać coś takiego uświadomił go moment, kiedy przez jego głupią chęć adrenaliny pana Grymasi miała w ciele zabójczą truciznę. - Nie chyba... - Odpowiedział na to, czy Abi będzie zazdrosna. Hm. Chociaż skoro ją całkowicie zignorował to faktycznie może być zła nie tylko na niego. Miał twarz lekko spuszczoną w dół. Włosy zasłaniały mu oczy jak zwykle, więc nie zauważył chytrego uśmiechu Desiree. Dziwnie się czuł żaląc się jej. - Hah, role się odwróciły nie? - Zaśmiał się sztucznie pamiętając jej zwierzenia na balu. Czuł, że Abi może na niego dość często spoglądać. Ale teraz już nie miał zamiaru zerkać na nią. Cholera. Miał też nadzieje, że... Właściwie, to on nie żyje nadzieją – Co powiesz na trzy wielkie butelki wódki i butelkę soku? Mam ochotę jutro być w stanie wskazującym na wieczorny zgon.
Nasza kochana Corin w jednym ubranku wzbudzała zainteresowanie. A co dopiero w drugim, który zakrywał więcej chowając wdzięki, które tylko niektórzy powinni mieć prawo oglądać. No i jeszcze szpilki tak ładnie wydłużyły jej nogi i wyciągnęły troszkę duży tyłeczek. Jak tu się nie zakochać od pierwszego wejrzenia? Podrapała się po znamieniu przymykając przy tym słodko jedno z oczek. Spoglądała na swojego towarzysza biorąc łyk napoju. Czekała na jego odpowiedź kiedy to nagle poczuła dotyk w tyle swojej zgrabnej główki. Zadrżała lekko i zamrugała zdziwiona. Od razu się odwróciła spoglądając któż to ją maca, kiedy to ona nie patrzy. Hm. Szczerze mówiąc to nie kojarzyła imienia tej dziewczyny. Zazwyczaj wszyscy w szkole ją znali, a ona nie znała nikogo. Ale musiała ją kojarzyć, skoro były na jednym roku. Przyglądała jej się z lekkim zaciekawieniem. No niech pomyślę. Na pewno jej się ta dziewczyna z czymś kojarzyła. O wiem! Ma coś wspólnego z dupą statku. Rufa? Ruf? Coś w tym stylu. Corin, już lekko wstawiona, bo w końcu czysta swoje robi, a ona ma bardzo... Bardzo słabą głowę, uśmiechnęła się wesoło do dziewczyny. Wypiła do końca swój trunek i rozejrzała się za jakąś butelką. Dostrzegła ognistą whisky. - Cześć – Przywitała się nie wiedząc, co może więcej powiedzieć. Wzięła z ziemi butelkę i bawiła się nią delikatnie gładząc jej szyjkę. Boże ja kto wygląda. Nie, ja mam skojarzenia. Boże. Mojemu dziełu, pięknej Gryffonce... Już dawno spostrzegła, że udzielił się mój nimfomanizm skoro ona ma takie odruchy ręką, a ja mam od razu skojarzenia. Boże. Jakie my podobne. Dobra, ale mniejsza o to. Co właściwie Corin ma jej powiedzieć. - Jak się bawisz? - Powiedziała pierwsze lepsze co przyszło jej do głowy. Wypadałoby spytać o imię hmm. Ale to pootteeem.
Nie uciekła. Jeszcze. To dobry znak... Ruth podeszła jeszcze bliżej, prawie stykały się nosami. -Jak się bawię? Dobrze... ale mogę bawić się jeszcze lepiej. - powiedziała cichym, zmysłowym głosem. Swoim długim, jasnym palcem delikatnie przejechała po grzbiecie dłoni dziewczyny. Był to lekki dotyk. Przypomniał muśnięcie skrzydeł motyla. Znów przesunęła palcem po dłoni. Trochę mocniej. Czuła zapach ciała dziewczyny, tamta czuła zapach Ruth. Chwila zdawała przeciągać się w nieskończoność. Blondwłosa chwyciła rękę Gryfonki. Mocno, zdecydowanie. Nie bała się tego, że ucieknie. A niech ucieka! Dziewczyna znajdzie sobie nowy obiekt pożądania...
Nie uciekła. A i owszem. Pewnie właśnie dlatego, że jest mocno wstawiona. I to nie był wcale znak dla Ruth. Jak mogła tak pomyśleć? Straszne. Boże jak dobrze, że Corin nie kontaktuje w pełni. Jednak nie mogła być aż tak pijana, żeby widząc, że krukonka zbliża się do niej aż tak bardzo... Jezusie! Ona ją chyba podrywa! Czy ta dziewczyna naprawdę ją podrywa? Cornelia aż zesztywniała. Nie potrafiła się wręcz ruszyć. Po jej głowie chodziło tylko „Ble, ble ble”. Niedobrze jej się robiło, kiedy widziała migdalących się dwóch chłopaków lub dwie dziewczyny. Ale jeszcze nigdy w życiu nikt nie próbował w taki sposób wdzięczyć się do niej. Tak śmiało. W końcu świadomość powróciła. Gryffonka zrobiła krok w tył. Dość duży, zdecydowany. Skecz to pewnie musi mieć teraz podnietę. W końcu widok dwóch dziewczyn, które przez chwilę były tak blisko zdecydowanie jest dla chłopaków podniecający. Ale dla Corin ani trochę. - Em. Tak. Pewnie możesz jeszcze lepiej. Jak się człowiek napije ognistej to od razu wszystko wydaje się być fajniejsze – Rzuciła jedynym szybkim ruchem zabierając rękę od Ruth i przystawiając do ust czubek butelki. Napiła się troszkę, potem trochę więcej. Nie. Ta impreza zdecydowanie jest tak nienormalna, że na trzeźwo to ona tego nie przeżyje. A miała wrażenie, że powinna tutaj zostać jak najdłużej. - Eee, masz jakieś imię? - Spytała chcąc po prostu wejść w jakiś luźny temat, który nie da możliwości pani Porter to żadnych podtekstów. Corin jest odważna! Ot co! Corin nie ucieka! O! O!... Aaaaaaaa!! Jak można podrywać Homofoba? Aaaaa! Ale nie! Nie uciekamy! Odwaga! Odwaga! Hm. Ale dziewczyna ma mroczki przed oczami. Nie ma to jak niecałe pół godziny imprezy...
Spojrzała na przybyłą dziewczynę z chęcią mordu w oczach. NIE MÓW DO MNIE TAK, DO DIABŁA! - Nie, pomyliłaś mnie z kimś. Jestem Desiree. - mruknęła niezbyt miłym tonem Ślizgonka i wywróciła oczami spoglądając na Draco. Ech ci krukoni. Legenda głosi, że kiedyś w Ravenclawie uczyli się inteligentni ludzie. A tu co? Laska podpalająca Las Pożogą, facet gaszący go kurtką...cała szkoła o tym mówiła. Całe szczęście, że sobie ta smerfetka poszła, bo nie wiadomo jakby się to skończyło, mając już trochę pijaną Des. Ale wróćmy do Draco. Czy Ail ciągle rozpaczała za Tristanem? Hmmm...nie tak bardzo jak jeszcze niedawno. Ostatni jego list, któy lepiej żeby do niej nie dotarł, trochę wybił ją z rytmu, ale dochodziła do siebie, zaczynała normalnie żyć. -Spoko, nie gniewam się już. Żartowałam. - uśmiechnęła się do chłopaka lekko. Lubiła go, był typowym ślizgonem a tacy mieli u niej największe szanse na jakąkolwiek pozytywną relację. Słuchała jego wypowiedzi bardzo uważnie, serio chciała mu pomóc. Nie wiem co się z niej taka matka Teresa zrobiła, no ale nieważne. Hmmm....miała w sumie podobną sytuację, chodziła z Puchonem, więc wie jak to jest. - Yyyy....no to faktycznie kiepsko. Skoro jest twoją dziewczyną to dbaj o nią. A co do kumpli i w ogóle...to nie przejmuj się tym. Ja byłam z Puchonem. I co? Nic, miałam w dupie to co sobie o mnie pomyślą ludzie. Więc jeśli serio chcesz z nią być to nie przejmuj się niczym. Najważniejsze to być szczęśliwym, nie zważając na opinię innych. - miała nadzieję, że Draco przestanie się tym zamartwiać. Na imprezie trzeba się cieszyć i bawić, a nie smęcić! Ha, mowi to osoba, która na balu walentynkowym ciągle marudziła i prawie że płakała. Dobre sobie. No ale cóż. Teraz już było inaczej. Naprawdę chciała się zabawić. Spojrzała na Abigail. Właśnie na nich patrzyła, muahaha, pewnie znowu była zazdrosna. Ktoś ją tu musi uświadomić, ze nie ma ku temu powodów kompletnie żadnych. Gdyby chciała to już po tym balu Ślizgon byłby jej. Ale nie była nim w żaden romantyczny czy choćby erotyczny sposób zainteresowana, także spokojnie. Kumple, tylko kumple. - Mam nadzieję, bo serio nie ma o co. A jak mnie wkurzy, a będę pijana to już nie skończy się tylko na wściekłych spojrzeniach jak wtedy na Eliksirach. - roześmiała się Desiree. Tamta sytuacja niezwykle ją bawiła. Uśmiechnęła się krzywo. -Taa...i wiesz...yyyy...dzięki za bal. W gruncie rzeczy było całkiem fajnie. - właśnie tak uważała. Draco choć trochę pozwolił jej nie myśleć o problemach. - Jeśli chodzi o wódkę, to wiesz, że zawsze jestem na tak. Ale pamiętaj, ja cię do Wspólnego zanosić nie będę. - pogroziła mu palcem. Wizja siedzenia z nim i upijania się wydała jej się w porządku. Może zawołają jeszcze Czarkę czy coś. I zrobią własne ślizgońskie kółko imprezowe, o. Ależ genialny pomysł. A Des właśnie coś się przypomniało. Rozejrzała się z zaciekawionym spojrzeniem po sali szukając...koloru różowego na tęczy. Nie była co prawda zachwycona tym co chciała zrobić, ale to na pewno poprawi chłopakowi humor. -Ej, Draco. Pamiętasz jak obiecałam ci, że kiedyś ubiorę dla ciebie coś różowego? Właśnie zaraz mam zamiar spełnić obietnicę. - wstała i wsunęła się pod tęczę. Jej szaro- zielona sukienka natychmiast stała się różowa. Spojrzała na siebie ze wstrętem prawie powstrzymując wymioty. Wróciła na swoje miejsce. -I co o tym powiesz? - uśmiechnęła się krzywo starając się nie patrzeć na swój strój, ale on sam przyciągał wzrok. -Kurwa....po co ja się tak poświęcam, po co? - mruknęła Ślizgonka. Teraz trzeba tylko pilnować by się nie zrzygała z innego powodu niż po alkoholu.
Dracon widząc wyskok Desiree na dość miłą kurkonkę, do której on szczerze mówiąc nic nie miał zaśmiał się. Pogłaskał koleżankę ślizgonkę po głowie jakby byłą jego największym skarbem po czym zwrócił się do biednej, ochrzanionej dziewczyny. - Wybacz jej. Bardzo łatwo wpada w furię. Przytrzymam ją, żeby nie gryzła a ty uciekaj. Oj Ail, Ail. Gdzie zostawiłaś swój kaganiec, co? - Wystawił ku niej język po czym rozczochrał ją bezczelnie. Kto by pomyślał... Jak tylko był dla kogoś cyniczny i niemiły, wprawdzie tylko przez chwilę i żartobliwie, to jednak od razu mu się miło zrobiło. Może powinni iść pospychać jakieś słodkie puchony ze schodów? Albo zrobią tutaj komuś krzywdę? Różdżka w tyłek, zaklęciem żądlącym! O...! - Niby tak. Ale nie mogę... No mniejsza. Może faktycznie powinienem przestać się zamartwiać i po prostu nią zaczać opiekować. Ludzie. Jakie i jedno i drugie jest nie Slytherińskie nie? Nasz wujcio Salazar się w grobie przewraca – Powiedział wyobrażając sobie, jaką twórca domu musi w tym momencie pianę z ust toczyć i irytować się, że puchoni łapią w swoje zgrabne łapki jego kochane dzieciaczki. Nawet wieczny student w końcu uległ. Strach się bać co też ten dom, gdzie nikt podobno nie pasuje, wyczynia z nimi. Podłe istotki. - Nie śmiej się. To w końcu moja Abigail no nie? - Pstryknął dziewczynę w czoło. Przemilczał uwagę po balu. Jego zdaniem postąpił właściwie. I faktycznie do tego momentu było fajnie. Ale nie chciał za bardzo tego wspominać. Po prostu. A zresztą. Ignorancja. - Żebym ja cię nie musiał zanosić skarbie – Skomentował wiedząc, że Ail jeśliby zechciała, to może być jeszcze bardziej pijana od niego. W końcu ma dosyć mocną głowę. Przynajmniej ostatnio zauważył, że jego kondycja się poprawiła. Może nawet straci zdolność upijania się! Aaa! - Hm pamiętam... Co ty robisz? - Gapił się na nią zaskoczony tym, że nagle wstała i idzie w stronę tęczy i... Osz kurdacze. Czy ona naprawdę planowała... Widząc ją w ślicznym, różowym kolorku chwilę siedział... Siedział... Siedział. I zaczął się śmiać. Po prostu wybuchł śmiechem. Siedział na ziemi, po chwili wręcz leżał nie mogąc przestać się z niej śmiać. - Poświęcasz się, bo mnie kochasz – Wypowiedział cicho te słowa po czym wrócił do śmiania się z niej. Widok bezcenny. Chciał za wszelką cenę jej zrobić zdjęcie, ale niestety nie był w stanie w tym momencie tego zrobić. No nie mogę. Wściekła Desiree w różu... HAHAHAHAHAHA!
Obserwował dziewczyny z dziwnym wyrazem twarzy. Ech, chyba nigdy nie zrozumie kobiet. Gdy Corin zaczęła opowiadać Japonce o wszystkim co działo się w ZL skrzywił się lekko. Taa, faktycznie, było cudownie. -Już jej opowiadałem...- odezwał się cicho nie chcąc im przerywać. Wtedy Lilly ich sobie przedstawiła, a dziewczyna...hm, nie wyglądała na zachwyconą. No cóż, trudno. Pewnie go nie lubiła. No ale w sumie za co? Nie gadali ze sobą ani razu, więc nie miała zbytnio powodu. Potem...no cóż. Kaoru od razu wyczuł sztuczność radości Gryfonki. A on naprawdę był miły i chciał zostać zaakceptowany przez przyjaciółkę swojej dziewczyny! Trudno. Może kiedyś indziej się uda.Gdy Lilly spytała czy się znają, dość dziwnym tonem, spojrzał na nią uśmiechając się lekko. - Mhm, oboje byliśmy w Zakazanym Lesie.- Japonka chyba nie wyczuła, że jej przyjaciółka hmmm...udaje. Pewnie by się zmartwiła. Potem przyszedł ten Krukon...a! Pamiętał, to był ten co gasił kurtką Pożogę! Swoją drogą, ciekawe co z tym lasem. I zaczął całować Cornelię...jej chłopak? Po jej reakcji nie wyglądało na to. Czyżby Kurteczka był pijany? A reakcja Lilly...Wyglądała jakby chciała zabić przyjaciółkę na miejscu. Szczerze to Puchon nie za bardzo ogarnął o co chodzi, więc tylko złapał dziewczynę za rękę. - Spokojnie...- szepnął jej uspokajająco do ucha, nie chciał żeby się przejmowała czymkolwiek. Niech się bawi czy coś tam razem z nim, o. Nie zauważył nawet jak Lilly odciągnęła go od nich. Gdy się do niego przytuliła objął ją ramieniem. - Wiem o tym, dlatego się zdziwiłem, że tu jesteś. To co...chcesz gdzieś indziej pójść, hm? Gdzie? - spytał. Ta impreza i tak nie zapowiadała się zbyt ciekawie.
Jared coś nie miał nastroju na imprezowanie i to jeszcze z jakiejś durnej okazji jak dzień św. Tomka? A nie, Patryka chyba. Leżał rozwalony na kanapie w pokoju wspólnym i ze znudzeniem malującym się na przystojnej twarzy słuchał dyskusji swoich znajomych. W pewnym momencie zwlekł się z kanapy i mrucząc coś pod nosem wyszedł. Może pójście na imprezę nie było takim złym pomysłem? Nie zastanawiał się przed drzwiami czy zrobić jakieś wielkie, epickie wejście. Nie miał na to nastroju, tak samo jak nie miał ochoty przebierać się w coś bardziej odpowiedniego na imprezę niż czerwona koszula w kratę, bardziej sportowa niż w jakiś sposób elegancka. Bal jednak to żaden nie był, żeby aż tak bardzo musiał się przejmować własnym strojem. Wszedł do tęczowo-zielonego pokoju i rozejrzał się po zgromadzonych tam ludziach. Des latała w przesłodkiej, różowej sukience, wydurniając się z Draconem. Addie i Angie piły whiskey plotkując cicho pod nosem. Przesłodka para o której ostatnio pisał Obserwator (tak, tak Jared czyta takie rzeczy. Z plotkami trzeba być na bieżąco) szła zaszyć się w jakimś kącie. W końcu dojrzał Abigail przewieszoną przez oparcie fotela, raczej nieźle już pijaną. Nieśpiesznie ruszył w jej stronę. Przechodząc przez salę przelotnie zmierzył krukonkę o wyjątkowo lesbijskich zapędach skierowanych w stronę Corin, do której puścił oczko. No co? Ładna była! Zatrzymał się przy fotelu puchonki. Ktoś powinien odprowadzić ją do dormitorium zanim zrobi coś głupiego. Znał ją od bardzo dawna i wiedział do czego jest zdolna. Wyciągnął butelkę z jej dłoni i odstawił na stolik. -Abigail, słonko, początek imprezy, a Ty już zalana w trupa. Wracamy do dormitorium.-Zarządził, chwytając ja za rękę i stawiając do pionu. Co z tego, że się wyrywała i marudziła, że chce zostać i musi jeszcze z kimś porozmawiać. Objął ją w pasie, tak żeby mu się nie wywaliła. Wprawdzie nie była aż tak pijana, ale on jej nie ufał. Ani troszkę. To dziwne, że puchon i ślizgon mieli takie dobre relacje. Jednak to jest strasznie długa i skomplikowana historia. Nie dzisiaj. Poczuł, jak dziewczyna opiera złota główkę na jego ramieniu i coś tam mruczy, że nigdzie nie idzie i ma jej oddać whisky albo nalać zielonego piwa. Byli już przy drzwiach i wszystko zmierzało w dobrym kierunku, czyli tak, jak on zaplanował resztę wieczoru, gdy dziewczyna nagle wyswobodziła się z jego objęć i ruszyła nieco chwiejnym krokiem w stronę baru mówiąc na odchodnym, że ma ratować Corin, a nie psuć jej wieczór. Co zrobić? Pomysł pijanej Grimmasi nie był zły, a dziewczyna wyglądała, jakby naprawdę potrzebowała ratunku. Podszedł do niej z cudownym uśmiechem na ustach zatrzymując się dokładnie przed Gryfonką. Co z tego, że za plecami miał krukonkę, która wyraźnie chciała coś powiedzieć. Przecież nie będzie się nią przejmować. Tym bardziej, że najwyraźniej miała coś nie halo z orientacją. -Cornelia, jak mniemam.-Nachylił się w jej stronę i szepnął cicho do ucha: Abigail kazała mi Cię ratować, a potem dodał już głośniej.-Co powiesz na starą dobrą whisky?
Dziewczyna wpatrywała się w swojego… chłopaka… Kurde, racja. Lepiej to brzmi, kiedy wypowiada się to słowo. Ale wracając. Wpatrywała się w Kaoru tymi swoimi pięknymi i błyszczącymi, szmaragdowymi oczkami. Słuchała go uważnie i co jakiś czas nerwowo spoglądała na przyjaciółkę. Bardzo, ale to bardzo chciała, żeby zareagowała, podeszła i olała chłopaków. Ale tak się nie stało. Odsunęła się niechętnie od Kaoru i powiedziała to co miała powiedzieć. W odpowiedzi dostała pytanie. Hmmm no i gdzie mają iść? Gdzie pójdą to będzie myśleć o Corin i będzie zła. Nie… Nie pozwoli wygrać jej. Chociaż szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia, w czym miałaby wygrać. Musi zrobić coś, co zawsze było dla niej zakazane. Musi zrobić coś, czego zawsze unikała jej przyjaciółka, na co jej nie pozwalała. Może wtedy zwróci na nią uwagę? Ma plan! - Wiesz. Najbardziej to bym teraz napiła się czegoś… mocniejszego. Poczekaj na mnie – wydukała z uśmiechem. Nie chce nic mówić, ale Lillyanne Sangrienta nie powinna, a raczej nie może pić alkoholu. Dlaczego? Bo po małej ilości tej cieczy jest już wystarczająco pijana by móc zrobić z nią co się chce. Tak samo jak jest w stanie rozmarzenia. Nie czekając na reakcję Kaoru podeszła do barku wzięła wódkę z sokiem pomarańczowym i wróciła do pana Matsumoto. Oparła się o ścianę i uparcie wpatrując się w panienkę Somerhalder wypiła wszystko na raz. Ojej… będą kłopoty.
Tak się zastanawiam, co właściwie na tej imprezie będzie robił Ikuto Tsukiyomi? Nie znajdzie tam białego lub czerwonego, wytwornego wina, a inny alkohol jego zdaniem nie nadawał się do spożycia. Podejrzewał, że żaden z jego znajomych nie zaszczyci tamtego miejsca swoją obecnością – Żył w przekonaniu, że Krukoni zbyt bardzo szanują siebie by brać udział w taniej popijawie. Dlatego nie miał najmniejszego zamiaru się tam udać. Do momentu, kiedy usłyszał, że obiekt westchnień jego najlepszego przyjaciela się tam pojawi. A skoro chłopak z ów dziewczyną miał problemy, to dlaczego Ikuto ma nie pomóc? W końcu czego się nie robi dla bliskich. Dlatego mimo nagłego napływu lenistwa i myśli w stylu: „Ta kanapa jest niezwykle wygodna” w końcu poszedł do dormitorium by zająć się krótką toaletą. Chwilę później szedł korytarzem ubrany w czarne spodnie, białą koszulę oraz kruczą kamizelkę luźno narzuconą na ciało. Włosy jak zwykle prezentowały się w pełnym nieładzie będąc na czubku głowy i wskazując wszystkie kierunku świata. Planował wejść tam, znaleźć kumpla zalecającego się bez najmniejszych szans do panny swojego życia, pomóc mu – chociaż jeszcze nie miał pojęcia jak, a następnie wyjść i udać się do biblioteki. Czyż to nie był idealny plan na spędzenie wieczoru, chociaż naprawdę wolałby czytać książkę w pokoju wspólnym i nie musieć się aż tak poświęcać. Ale przyjaźń mimo wszystko zobowiązuje. Kiedy wszedł do Tęczowego Pokoju, czy co to tam było, na jego twarzy było widać grymas niesmaku. Wszędzie lały się litry wódki. Dostrzegł tłum dziewczyn i kilku chłopców z czego jeden wyglądał jak jakiś turysta. Niestety, ale pojawił się też ktoś z jego domu, który nie wykazywał krzty poszanowania dla Roveny, która pewnie patrzy na to z góry i łapie się za głowę. I… I nigdzie jego kumpla. Szkoda gadać. Najpierw zmusza go do wyjścia, a teraz okazuje się, że jednak poradził sobie sam. Dlatego Ikuto nie ma zamiaru tutaj siedzieć dłużej i wychodzi. Wychodzi i… Stanął? Gdyby ktoś zamachał mu ręką przed oczami i tak by nie zauważył. Wpatrywał się bowiem w jeden konkretny punkt. Nie, zbiór pięknych punkcików. Hm. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się taki ogłupiały. Długie, brązowe włosy. Szmaragdowe oczy. Anioł z nieba stąpił, czy może to panicz Tsykiyomi umiera? Nie wiele myślał, co było szczerze mówiąc bardzo dziwne w jego przypadku, bo on nigdy nie działa bez dogłębnego przemyślenia sytuacji. W każdym razie ruszył w stronę ów pięknej niewiasty. Hm. Z tego co dosłyszał nazywała się Lilly. Hm. Niby takie proste, a jednak… Jak widać przyciąga uwagę. To był moment. Dosłownie jedna chwila. Krukon podszedł do dziewczyny trzymającej w ręce kubeczek z sokiem. Złapał ją za nadgarstek dość mocno i stanowczo… Po czym bezczelnie wycisnął ją z Tęczowego Pokoju i pokierował się z nią w bliżej nieznanym kierunku. Em… Porwanie?
Nie była wcale tak bardzo pijana. Właściwie, nawet nie mocno. Tak strasznie jej się jednak nudziło. No co za stypa! Wszyscy piją, jej ukochany jej nie zauważa. Ktoś tam migdali się w kącie, jakaś laska przystawia się do Corin. Chyba powinna iść ją uratować, ale tak bardzo jej się nie chciało ruszać z fotela. Przymknęła na chwilę oczy, a kiedy je otwarła zobaczyła nad sobą postać Jareda, wyciągającą butelkę whisky z jej dłoni, z tym kpiącym uśmieszkiem malującym się na ustach. Merlinie! Dlaczego on? Zaraz pewnie każe jej wracać do dormitorium. O! Już każe. A nie mówiłam. -Jaaared kotku, nigdzie nie idę i wcale nie jestem pijana.-Musiał sporo się namęczyć żeby ją podnieść, ponieważ robiła wszystko, aby zostać na fotelu. Kiedy jednak objął ją w pasie i zaczął iść w kierunku drzwi przestała się wyrywać, nawet przytuliła się do niego.-Musisz być taki wkurzający? Tak dobrze się bawiłam jak Cię nie było, ale musiałeś przywlec swój cudowny tyłeczek i wymyślić, że jestem pijana i co? Spać mam iść? Zapomnij. Muszę z kimś porozmawiać. No Jared… puść mnie. Za kogo Ty się masz? Za mojego starszego brata? Mam już jednego, nie potrzebuję Ciebie na tym stanowisku. Poza tym, jak śmiałeś wziąć mi whisky. Nawet połowy nie wypiłam, więc skąd w ogóle twierdzenie, że jestem pijana. Jak zwykle mnie nie słuchasz. Jared, dlaczego mnie nie słuchasz! No proszę Cię, ja nie mogę tak teraz wyjść. Nawet z Tobą, chociaż wiesz, że bardzo chętnie. Musze ratować Corin, nakrzyczeń na Draco. Widzisz co on robi? Tak się nie zachowuje chłopak. Matko, Jared… daj już spokój! Ja muszę tam iść i wydrapać oczy tej, tej… no tej małpie. I uratować Corin. Albo Ty idź ratować Corin, a ja zabiję tamtą ślizgonkę. Doszli prawie do drzwi, kiedy Abigail korzystając z nieuwagi chłopaka, rozproszonej jej nudnym monologiem, wyrwała się z objęć mężczyzny i pognała w stronę pary. Zanim jeszcze zauważyli, że się zbliża, poprawiła cały swój strój. Już powoli podeszła do swojego chłopaka, płaczącego ze śmiechu, akurat by usłyszeć, jak mówi, że Desiree, że go niby kocha. Mniejsza, nie o to chciała się awanturować. -Draco, możemy pogadać?-Zaczęła całkiem poważnie, bez uśmiechu zazwyczaj malującego się na jej ustach. Nie chciała robić awantury przy wszystkich, niech przynajmniej Weaver sobie pójdzie.-Ładna sukienka, Desiree. Powinnaś częściej nosić… róż.
Ponownie rozglądasz się po pomieszczeniu. Sami znajomi, co, Addie? Cornelię widziałaś już wcześniej, teraz zauważasz Desiree rozmawiającą z jakimś chłopakiem. Znasz go. Z widzenia, co prawda, jednak poznajesz tę jasną czuprynę. Przecież on, tak jak ty, jest Ślizgonem, Ad. Masz wszystko w głębokim poważaniu. Mogę nawet powiedzieć, że masz na wszystko w y j e b a n e. Och, zbyt dosadnie, Monroe? Nie mów mi, że przeszkadza ci moje ordynarne słownictwo, sama nie jesteś lepsza. Opróżniasz do końca szklaneczkę Ognistej, tym razem jednak już sobie nie dolewasz. Rezygnujesz z alkoholu, to do ciebie nie podobne. Chcesz zachować trzeźwość umysłu. Jakby to miało jakiś sens. Jakby to miało jakieś znaczenie. On nie przyjdzie, Adelaide, pogódź się z tym. On nie jest dla ciebie. On nie nauczy cię kochać. On nie nauczy cię c z u ć. Wstajesz. Zapalasz kolejnego papierosa, poprawiasz Ray Bany, by nie zsunęły się z czapki, odgarniasz kilka kosmyków włosów, które wpadły ci do oczu i przechodzisz przez salę stukając obcasami. Nawet nie raczysz odpowiedzieć Abigail, która coś do ciebie mówiła. Jesteś niekulturalna, Addie, gdzie twoje arystokratyczne wychowanie? Ach, tak. Poszło na spacer do lasu i się zgubiło. Zawsze masz odpowiedź na wszystko, co? Proponuję, żebyś po imprezie przeprosiła Abigail, ona jest przecież jedną z niewielu osób, które zasługują na twoją sympatię. Ale i Abi również odchodzi od lady. Jednak nie musisz jej przepraszać, popatrz, plus dla ciebie! Zatrzymujesz się na chwilę przy wyjściu. Obrzucasz wszystkich spojrzeniem, mówiącym: Idźcie być idiotami gdzie indziej, a potem jak gdyby nigdy nic wychodzisz z Tęczowego. Nadzieja matką głupich, wiesz? I ona wcale nie umiera ostatnia. To złudne wrażenie. Nie miej nadziei, nie spotkasz go. On unika takich popijaw jak ta. Ale... czy na pewno?
Andrzej stał i pił. Stał pijąc, a raczej pił stojąc... hm. NO NIEWAŻNE. W każdym razie było mu trochę nudno i smutno, bo był elołn. Kasia nie chciała mu towarzyszyć, a to było jak cios prosto w serce. Oglądał sobie towarzystwo i z przerażeniem stwierdził, że znalazł się na imprezie jakiejś sekty. Gdzie nie spojrzał, tam grzech! BOŻE RATUJ! Tu się całują, tam się miziają, tam jeszcze rzucają się na podłogę. Dziewczęta bardziej rozebrane niż ubrane, chłopcy bardziej napaleni niż opaleni... GEEEZ. On był tu chyba jedynym normalnym ze swoją opalenizną prosto z solarium (hehe, oczywiście żartuję! Andrzej opala się tylko naturalnie!). Porobił parę fotek na dowód tego grzesznego rozgardiaszu, potem wyśle to do dyrektora, przecież nie można pozwolić na to, by zło szerzyło się po Hogwarcie! To... to karygodne! Wszystkich wysłać do Kościana! Tak nie można! Wszechobecna demoralizacja! UGH! Dobra, zamknij się Canavan, ty stary piernikowy alkoholiku. Pochylił się, żeby podnieść jakiegoś królika, który ni stąd ni zowąd pojawił się pod jego nogami. Znaczy... to nie był królik, tylko jakiś paproch, ale Andrzej po pijaku widzi różne dziwne rzeczy. Na przykład, kiedy już się wyprostował, zobaczył dziewczynę swojego BFF, która była ciągnięta przez jakieś ciacho. HM. - Kakao, chyba ktoś ukradł ci dziewczynę. Idziemy się bić czy... czy się napijemy... może? - Uśmiechnął się do swojego przyjaciela, głaszcząc króliczka (paproch), który grzecznie siedział na jego ramionach. Tak się przejął, że nawet zapomniał o odgrywaniu swojej roli. Ach, ten Andrew!
Fuj..Fuj... Fuj! Zarywa do niej lesbijka! Ratunku! Boże moje życie się kończy. Nikt normalny mnie nie chce to mnie zaczynają podrywać dziewczyny! Będę starą, pijaną panną z mnóstwem Mopsików w różowych ubrankach AAAA!
Proszę państwa, proszę państwa. Widzimy oto okaz kobiety, która ma ochotę za wszelką cenę umrzeć w danej chwili. Jej życie traci sens. Lilly ma takich adoratorów i w ogóle. Ma chłopaka. A na nią leci Krukonka! Może są mądre, ale bez przesady! Niech tu przed nią stanie ślizgon i ją pocałuje, to będzie szczęśliwa i przestanie marudzić. A tak? Co ma innego do roboty jak nie starać się umrzeć? Umrze! Umrze w szpilkach i ładnej, niebieskiej sukience, której lepiej, żeby nie ubrudziła, to może ją odda do sklepu i będzie miała parę dodatkowych groszy na biednym koncie? Hmmm... I oto nagle z monologu w swojej świadomości wyrwała ją jedna rzecz. Mianowicie to, że poczuła na sobie czyjś wzrok. A gdy uniosła głowę by spojrzeć na ów osobę... Nagle ją po prostu coś przeszyło. Nie miała pojęcia, co to było. Tak po prostu nagle natłok emocji biegał po jej ciele sprawiając, że aż dostała gęsiej skórki. Oto obok niej nagle przechodzi chłopak tak wysoki, że nawet stając na palcach ledwo sięgałaby mu do ramienia. Siłownia dała mu dar w postaci idealnej budowy ciała. Śliczna twarzyczka, włosy w których mogłaby zatopić palce głaszcząc go godzinami, gdyby na niej leżał z cynicznym uśmiechem. Momentalnie zmiękły jej kolana. Ludzie złoci, łapcie ją bo ona mi tutaj zaraz zemdleję. CORIN OPANUJ SIĘ! Dziewczyna w podświadomości dostała ładnego plaskacza na pobudzenie, ale to i tak nie powstrzymało słów, które chwile później wydobyły się z jej ust. - Boże... Mam orgazm... - Właśnie to powiedziała głupiutka dziewczyna tak po prostu, na głos, kiedy zobaczyła jak pan mega ciasteczko puszcza jej oczko – Boże, jaki on ma seksowny tyłek... - Dodała dosłownie chwilę później robiąc jeden kroczek do przodu. Jednakże nagle się opanowała widząc, jak najpiękniejszy ślizgon jakiego kiedykolwiek widziała podchodzi do jej najlepszej przyjaciółki i obejmuje ją w pasie nie zwracając uwagi na to, że ta się szarpie. No i marzenia nagle pękły niczym bańka mydlana. Kolejny śliczny ślizgon, który jest blisko z Abigail. Dracon jej nie wystarczy? Westchnęła i wymruczała coś niezadowolona pod nosem. Nie no, kaput! Rozejrzała się jeszcze za Lillyanne chcąc zobaczyć, czy i ona się migdali z Kakao... Eee? Że ja cie przepraszam bardzo gdzie jest kurdupelek? Szkurde. Naprawdę ją wszyscy zostawiają z lesbą?! Jak można ją zostawić z homoseksualistką! Ratuuunkuuuu! Spoglądała na Ruf będąc przygotowaną na ewentualny odskok, kiedy nagle przed nią wyrósł jak kwiatuszek pan mega seksi tyłek jakkolwiek ma na imię tak czy siak orgazm. Uniosła wzrok spoglądając na niego z dołu obdarzona w te swoje biedna 165 centymetrów. - Um, Corin z łaski swojej – Odpowiedziała cicho. Chciała, żeby to zabrzmiało niemiło, ale zdecydowanie jej nie wyszło. Był to raczej taki lekko proszący szept. Gr. Opiła się i nie panuje nad intonacją słów. Innego wytłumaczenia po prostu nie ma i kropka z masłem!... Kropka z masłem. Eee? „Abigail kazała mi Cię ratować” - A więc to tak wygląda. Pozostawił zalaną puchonkę po to, żeby uratować homofoba przed homoseksualistką. Phi! Sama by sobie poradziła bez najmniejszego problemu. Ale skoro już tu jest i do tego Cor wcale nie będzie mu dłużna, bo robi to dla Abi, a nie sam z siebie... - Chętnie – Odpowiedziała krótko i momentalnie odwróciła się w stronę stołu z alkoholem. Uciekamy zanim tamta się zechce całować! Wiaaać!... To dlaczego Corin nadal stoi?
Wróciła nieźle wkurzona. Nie wiedziała co jej odbiło, żeby robić coś takiego. Ach, tak. Chciała koledze naprawić humor. I chyba się udało, bo....ach tak. Zaczął śmiać się jak debil. Dosłownie, prawie umarł ze śmiechu. -Ta, jasne, śmiej się. Hahahaha, bardzo zabawne. Ja pierdole...- mamrotała wściekła, że się tak wygłupiła. Teraz pewnie wszyscy się z niej śmieją. Ekstra. No dobra. nie marudź, Des. - Ta, kurde. Nad życie. - skomentowała, to że powiedział, że to dla tego, że go kocha. Wtedy podeszła Abigail chcąc porozmawiać z Draconem. Wzruszyła ramionami, nie zamierzała się kłócić z Puchonką czy coś tam. Tylko oby nie krzyczała zbyt głośno na Ślizgona. -Spoko, zaraz wrócę. - mruknęła obojętnie, rzuciła pokrzepiające spojrzenie kumplowi i przesiadła się kilka foteli dalej co i rusz popijając z butelki i zerkając w stronę towarzystwa, które opuściła.
Sketchy zafascynowany nadal Cornelia, zastanawiał się w tym momencie czy ona nie jest lesba ! Oo...same dziewczyny do niej adorują. Czy Shewring ma po co do niej zaruwac? Jak ona jest poprostu lesba? ! Oby nie, - Może się przekonam jakiej ona jest orientacji - pomyślał Krukon. Podeszedł to Corin, troche chyba poddenerwowanej. Wziął jej szlanke z reki z alkoholem odłożył i zapytał: - Po co tyle pijesz? Ha, chcesz się zatruć głuptasku ? ! - podszedł chłopak do niej jeszcze bliżej. - Zauważyłem, że ... z kimś już kręcisz - widoczny smutek pojawił się na twarzy biednego Sketchusia. To pewnie lipa z nami co ? - zapytał jej, robiąc nadzwyczajnie dziwaczna minę. - A może jednak uda się ją wyrwać. - rozmyślał biedny szkot. Oparł dziewczynę o kant stołu, przycisnął ja swoim ciałem i zaczął całować. Bardzo się mu to podobało, ale czy on nie jest zbytnio napalony? Za dużo wypij i sobie za dużo także pozwala. Taki głupi i nie wychowany i jest krukonem? Ale w tym momencie przynależność do domu nie miała żadnego wpływu. Rozkoszował się chwilą. Było mu bardzo przyjemnie, bardzo bardzo bardzo! - Mam małe pytanko piękna - szepnął jej do ucha, lekko je przygryzając. -Hmmm...masz ochotę może wyjść? Pogadać gdzieś w cichym miejscu ? Z niecierpliwością patrzył w jej piękne oczy i czekał na odpowiedz.
Co się działo? Szklanka, która trzymała w ręce Davis po prostu jej wypadła i rozbiła się na podłodze. Dobrze, ze było w niej już mało alkoholu. Wszystko zaczęło się jej rozmazywać. Addy, która przed chwilą piła razem z nią, gdzieś zniknęła. Aileen odeszła od Dracona, a ona po prostu wpatrywała się w Corin i Sketcha. David, mimo kłamstwa, którym go uraczyła miał ją widocznie gdzieś, a teraz drugi facet, który się jej podobał bawił się z tą Gryfonką. Ach! A już ją lubiła. Chwyciła do ręki butelkę z whisky i ruszyła ku drzwiom. Wyszła z imprezy. A co się będzie! W końcu się dobrze nie bawiła. Dziękuję. Do widzenia.
No, nie odeszła jak na razie z Jaredem, który wzbudzał w jej głowie myśli, których nie potrafiła za żadne skarby opanować. Może właśnie dlatego się zatrzymała? No i to sprawiło, że Skecz nie miał najmniejszych problemów z ponowną rozmową z nią. A Corin nie chciała też za bardzo go zostawiać. W jakiś znany tylko sobie sposób go polubiła i... Aaa! Osz kurde. Albo towarzystwo Rufy i Pana kurteczki, albo Pana boski tyłek, który przed chwilą się migdalił z pijaną Abigail. Zastanawiam się, co jest lepsze, ale jakoś w żaden sposób nie mogę wybrnąć wraz z Corin z tej sytuacji. Dlatego pozostawiamy przebieg taki, jaki jest. Zobaczymy zobaczymy. - Ej, oddaaaj... - Wyszeptała cichutko. No trzeba było przyznać, chłopak był naprawdę śmiały. To zdecydowanie pozytywna cecha w kontaktach z Cornelią, która była swego rodzaju hetero-uke i lubiła być w większości kwestii dominowana. Lekko się cofała, kiedy on się zbliżał. To też nie było dla niej zaskoczeniem to, że dosłownie chwilę później napotkała przeszkodę w postaci stołu. Ludzie, co się dzisiaj tak na nią wszyscy napalili? Stoi tutaj nago, czy jak?! Może zapomniała włożyć majtek. Hey... Chyba poważnie zapomniała włożyć majtek... Eeeeee, ale nawet jeśli, nie będzie teraz sprawdzała, czy tak jest – to czy to jest powód, żeby wszystkie krukony świata się do niej kleiły. Fajnie, jak te męskie się rzepią. Ale reszcie populacji dziękujemy nie zapraszamy. - Kręcę z wieloma osobami – Skomentowała te słowa uśmiechając się w pewien nieodgadniony sposób. To była mieszanina cynizmu, wesołości i tryumfu zarazem. Dlatego nie udałoby się nawet najlepiej znającym ją osobą znaleźć w tym żadnej konkretnej emocji. Chwila moment. Najpierw została uratowana przed lesbijką. Potem miała iść gdzieś z tym bezimiennym, a teraz nagle Pan kurteczka ją całuje. Hmm. Ludzie złoci i co ona ma teraz robić? Co się będzie! Podbijemy dzisiaj świat! Przeleci każdego na imprezie! Zresztą i tak jest nieźle wstawiona, to dlaczego miałaby się w jakiś szczególny sposób bronić? I chociaż wpierw się opierała, to potem chwilowo odwzajemniła pocałunek chłopakowi nim przerwał wypowiadając w jej kierunku dość dwuznaczne w mniemaniu ów nimfomanki słowa. - Um... Wiesz, ja nie wiem, czy powinniśmy. Znaczy, chętnie... Ale... - I się pomieszała dziewczyna. Powinna zostać na imprezie, ale trzeba przyznać, że ją kusiło. Odwróciła wzrok w bok, żeby nie musieć spoglądać mu w oczy. Osz kurde. Chyba po raz kolejny potrzebuje pomocy. Aj aj!
Davis szła, zataczając się delikatnie, w kierunku lochów, by położyć się w łóżku, i nie myśleć o tym jak się toczy impreza, ale nie potrafiła. Arrrrgh! Jak była zła na tą Cornelię! Nie miała pojęcia jak, ale znalazła się na powrót pod drzwiami Tęczowego Pokoju, a flaszka, którą wzięła z niego chwilę temu była puściuteńka. W głowie chodziły jej tylko myśli, dotyczące tego, że nie popuści jej, a raczej nie odpuści tego Krukona! Waaa! Krzyczała w myślach. Otworzyła drzwi, przytrzymując się klamki, b o by upadła i szła w kierunku Gryfonki, która stała do niej plecami. Może znów się całują? Rzuciła się na nią! Co to się z nią działo! Taka stara, a taka głupia, mg! Upadły na ziemię, a Corn dostała w głowę, oczywiście od Ślizgonki. Już miała ślady po pazurkach na szyi. Cóż za pech, że nie po buziakach!
Po kiego grzyba on tam poszedł? Przecież Marion nie lubi pić. W sensie topić smutków w alkoholu. Ba! Brzydził się tym świństwem. Nie mógł pojąć tego, czemu większość uczniów niby lansuje się ty, że pije alkohol. Jak dla mnie oraz Marioana jest to nieco chore. Czystym przykładem takiego lasowania się są dziewuchy, które palą papierosy by przypodobać się chłopaka bądź po prostu poczuć się dorosłe. Cóż dla Mariana (oraz autorki postaci!) takie zachowanie było poniżej pasa. Jeżeli strugają z siebie takich niby do rosłych to czemu nie wezmą się za robotę, nie zaczną myśleć jak dorośli. Może jak są już na tyle duzi czas założyć rodzinę? Ja oraz Marian wiemy jedno, że takie zachowanie na pewno źle świadczy o samym człowieku. Choć z drugiej strony co taki biedy Marian może wiedzieć o życiu? Typowa łajza, ciepła klucha i w ogóle. Najlepiej zamknąć się w jakiś pomieszczeniu i nie wychodzić z niego. Pierdolenie o Szopenie, a przecież chłopak już dochodził do tęczowego pokoju, gdzie trwałą impreza. Wszedł do środka przyglądając się całemu pomieszczeniu. Cóż dawno tu nie był, przyda mu się taka wycieczka. Lecz zaraz, zaraz. Z oddali ujrzał Ciarę. Tak, tak tą Ciarę! Nie jakąś Mary, Lily tylko Ciarę. Jego Nemezis, Oaza Spokoju, wszystko co Marianowi przyjdzie na myśl. Niepewnym krokiem podszedł do dziewczyny przy czym rzucił ciche ,,cześć" do Morello.
- Co jest grane ! - zastanawiał się Sketchy widząc dwie dziewczyny lezące na ziemi. Czy one są już tak pijane, czy to taki ich gest powitalny. Zastanawiał się co robić. Pomoc im wstać czy nie ? W tym momencie nie było zbytnio wiadomo co robić. - Ey dziewczyny co jest? Pomoc wam? - zmieszał się tym razem okropnie Krukon. Odpalił szluga i przyglądał się całej tej sytuacji. Była wyjątkowo dziwna. Chyba nie mogły się doprowadzić to takiego aż stanu przez alkohol. Ponownie rozmyślał chłopak
- Wybacz, musiałem – Przeprosił koleżankę. I nagle jego mina całkowicie się zmieniła, a z jego ust wybrzmiały typowo ślizgońskie zdania. - Zaraz mu kurwa łeb upierdolę... Dlaczego on kurwa mać dotyka Abigail i to w taki kurwa mać sposób... Czy ten pojebany kurwa Jared nie wie, że to moja dziewczyna... Kurwa trzymaj mnie, bo ja tam zaraz podejdę kurwa mać – Oj oj. Dracon na nią zerkał. Draco ją obserwował. Więc ów ślizgon nie mógł nie zauważyć, że nagle do JEGO dziewczyny podchodzi jakiś chłopak, obejmuje ją, podnosi. Prychnął pod nosem. Zemsta za to, że on rozmawia z Desiree najwyraźniej. Phi. Jak tak się bawimy, to się bawmy dalej. Wstał z ziemi i wsadził ręce w głąb kieszeni. Ze smutku, w śmiech... I w okropne rozgniewanie. Naprawdę. Już odeszła mu dosłownie cała ochota na dobrą zabawę z okazji dnia św. Patryka. Najchętniej, to by zabrał Des pod pachę, pod drugą zgrzewkę piwa i do widzenia wszystkim. Super. Nagle tak jakoś dodatkowo znielubił kolegę z domu. Przy pierwszej lepszej sposobności na pewno mu to okaże i pewnie będzie miał chłopak podbite oko. Niech tylko podejdzie, a mu naprawdę łeb urwie i... Czy on sobie do cholery jasnej nie przesadza?! Najpierw śmie dotykać jego dziewczynę w taki sposób, a teraz jeszcze wdzięczy się do jego byłej! Nie. Naprawdę. On do niego idzie. Wyrwie mu jaja i wepchnie głęboko do gardła, żeby się nimi zadławił (dop. Pozdrawiam Lilly). Ale nie udało mu się rozwinąć swojego planu o kolejne masakryczne wizje, o usłyszał pewien głos. - Co? - Spojrzał w stronę Abigail ledwo się trzymając, żeby na nią nie warknąć. O. Jared zainteresował się Corin, to nagle zmieniła sobie obiekt zabawy na dzisiejszej imprezie i do niego przyszła? Dobra, może nie podszedł do niej jakiś czas wcześniej, ale to chyba nie jest powód żeby... Grrrr. No rozszarpie gnoja. Bo oczywiście w mniemaniu Dracona to on był wszystkiemu winien. A Abi? Zwiąże i będzie ją trzymał sobie na kolankach jak laleczkę o! Phi! - Jesteś pijana.... - Skomentował wyraźnie niezadowolony z tego faktu. Ogólnie pokazywał nie tylko jej, ale całemu światu, że ten dzień należy do jednego z najgorszych. To on tutaj... A zresztą. Walcie się wszyscy. I tak zaraz wychodzi. I tak nie miał ani chęci, ani zamiaru żeby tu przyjść.
Czemu od razu umierać? To, że lecą na nią kobiety, również, świadczy o tym, że ma naprawdę niezłe branie. No, a chłopak chłopakiem. Załóżmy, że nie znalazła jeszcze odpowiedniego. Lilly to Lilly, to że miała chłopaka nie znaczy, że jest fajniejsza czy coś. No, szkoda by było, gdyby wybrudziła swoją sukienkę, ale z drugiej strony, jak umierać to tylko z klasą. Cała szkoła by potem gadała: Widzieliście jak umarła Corin? Jak elegancko i szykownie. Też bym chciał/a tak umrzeć. Ostrożnie z wypowiadaniem życzeń. Ślizgon wprawdzie stał, po pewnej chwili dopiero, ale pocałować jej nie zdążył, bo pojawił się ten niebieski idiota, któremu zaraz Jared wpier… ale o tym zaraz. Cofnijmy się do momentu wejścia Jareda do tęczowego pokoju. Wprawdzie o Corin napisałam na końcu, ale to ją pierwszą zauważył. Nie tylko przez to, że stała na środku Sali, z wyrazem totalnego przerażenia na twarzy, jakby chciała zniknąć. No, ale była taka śliczna w tej niebieskiej sukience i szpilkach, podkreślających smukłość jej nóg. No i wgapiał się tak w nią przez kilka długich, długich sekund, a może minut nawet, a podobno jeśli odpowiednio długo i intensywnie patrzy się na jakąś osobę, to jest ona w stanie poczuć ten wzrok. Jared był gotów uwierzyć, bo dziewczyna spojrzała wprost w jego oczy nadal zezujące na nią, kiedy się mijali. Czy mi się zdawało, czy coś powiedziała? Chyba mi się zdawało jednak. No tak, potem musiał wyprowadzić stąd Abigail. Totalnie pijaną, tak! Mam swoją teorię, ona była pijana, nawet jeśli próbowała go wkręcić, że nie jest. Koniec końców całym tym swoim monologiem nieźle go zmyliła i pozwolił jej uciec. Przecież nie będzie jej gonił, ma teraz o wiele lepsze zadanie. Każdy pretekst jest dobry przecież. Tak więc w te pędy ruszył w jej stronę, by ocalić biedną, słodką Gryfonkę. Dalszą historię już znamy. -Bardzo miło mi Cię poznać, Corin.-Puścił jej oczko. Wyczuł usilne próby nadania jej głosowi gniewu. Merlinie, jaka ona była urocza. Ale cicho! Jared nie używa takich słów! To tylko dziewczyna (nie) zwykła, (nie) przeciętna… Może by sobie poradziła, ale wyraz jej twarzy wręcz błagał o ratunek, więc nawet jeśli Abigail by mu nie kazała tego robić, to i tak rzuciłby się na pomoc. Gdyby nie ten krukon, który bezczelnie wyciągnął jej szklankę wódki z dłoni i podał ją Jaredowi, by wręcz rzucić się na dziewczynę i zacząć ją całować. Był tak zszokowany jego bezczelnością, że przez kilka chwil nie mógł ruszyć się z miejsca. Potem pojawiła się Angie, która walnęła Corin w głowę i zaczęły się… bić? Wypił resztkę wódki z szklanki którą trzymał i odstawił ją na ziemię, po czym najzwyczajniej w świecie wziął zamach i przypierdolił głupio wyszczerzonemu kruponowi w gębę. Tamten odleciał kawałek dalej i upadł na ziemię. Jared miał siłę! Potem schylił się i rozdzielił bijące się kobietki. -Angie, daj spokój. Idź do tego idioty.-Mruknął w stronę wściekłej Ślizgonki. Pomógł wstać Corin i poprawił jej nieco podwiniętą sukienkę.-Wszystko w porządku Corin? Chodźmy gdzieś dalej. Teraz na pewno potrzebujesz wódki. Jak wcześniej Abigail, tak teraz objął dziewczynę i poprowadził do baru, gdzie nalał jej szklankę szkockiej. Wyciągnął rękę i poprawił opadający kosmyk włosów. Z wielką chęcią zrobiłby to samo, co ten głupkowaty krukon. Jednak jako potomek rodziny van der Neer miał trochę klasy i nie wyobrażał sobie takiego zachowania w stosunku do dziewczyny. Zwłaszcza tak ślicznej.
Sketchy musi przyznać ten cios trochu zabolał. Poczuł lekki posmak krwi w ustach. Otarł ręką wargę i zauważył krew. Popatrzył na Angie, podał jej rękę i przyjrzał się jej oczom. Były wściekle. - Frajer! - krzyknął zdenerwowany Krukon, i zaczął biec wściekły w stronę chłopaka który go uderzył. Z wielkim impetem, wbiegł na niego uderzając go w przeponę. I splunął na jego twarz krwią z wargi. - Szukasz problemu ? - zapytał z uśmieszkiem Shewring chłopaka stojącego kolo Corin. Sketchy nie mógł zrozumieć zachowania jakiegoś zarozumiałego głupka! - Co on sobie myśli do cholerny - warknął sam do siebie brunet. Zaczął się powoli uśmiechać. W miedzy czasie pościł oczko do ładnej Corin.
Ostatnio zmieniony przez Sketch Shewring dnia Nie Mar 18 2012, 23:42, w całości zmieniany 1 raz