TTo mała sala, gdzie niegdyś uczono tutaj wróżbiarstwa. Kiedy Dumbledore był dyrektorem, zmienił ją tak, aby wyglądała na Zakazany Las. Jest tutaj więc dosyć mrocznie. Sala spowita jest mrokiem, a gdy wsłuchasz się w ciszę usłyszysz ze ścian dobiegające niepokojące dźwięki typu warkot, drapanie pazurów o korę drzewa, echo jęku, dyszenie, sapanie lub trzask łamanych gałązek.
Przestała płakać odpowiadając - Masz rację Orianę, może po prostu jest im się ciężko przyzwyczaić a może po prostu nie chcieli przykuwać zbyt wielkiej uwagi wśród mugoli bądź co bądź teraz jestem tutaj i właśnie teraz poczułam że czas rozpocząć zupełnie nowe życie. Wstała z krzesła jak nowo narodzona nie było po niej widać że płakała - ech nie wiesz może co tu robić w tak mroczne i jesienne wieczory jak ten dzisiejszy? Zapytała drapiąc się energicznie po głowie z nudów. Patrząc przy tym jak przez okno spadają pierwsze liście z drzew.
Dziewczyna ta była jak pudełko fasolek wszystkich smaków. Nie wiedziałeś na co trafisz tym razem. Każda jej reakcja zaskakiwała Rię. Jeszcze nigdy nie czuła przy kimś takiego zdezorientowania. - Bądź sobą. - wzruszyła ramionami uśmiechając się pod nosem. - Też nie miałam lekko z rodzicami. Co prawda, moi byli czarodziejami. Jedna... Problemy w każdej rodzinie, magicznej czy nie, są bardzo podobne. Dlatego doskonale cię rozumiem. - nie miała pojęcia czy dziewczyna w to uwierzy. Nawet jeśli by tego nie zrobiła to nawet lepiej. Nie będzie musiała się tłumaczyć co skłoniło ją do zwierzeń. W końcu nawet jej narzeczony nie był świadom tego co działo się u niej w domu. Obiecała sobie powiedzieć mu, jednak w dalszym ciągu nie była gotowa na to. Odgarniając włosy do tyłu zaczerpnęła więcej powietrza. Później będzie musiał się przejść albo pobiegać wokoło jeziora. Zbyt wiele emocji na raz. - Przeważnie organizowane są jakieś imprezy. U nas w Slytherinie jest ich zawsze sporo. - zaśmiała się na wspomnienie każdej z osobna - W gryfindorze nie ma takich atrakcji ? - jej już i tak duże oczy zrobiły się jeszcze większe patrząc na dziewczynę.
Sala Jedenaście. Sala, która wiele lat temu praktykowana była jako klasa wróżbiarstwa. Wchodząc do niej, Daniel poczuł chłód i opanowała go lekka ciemność, przejaśniana blaskiem magicznego księżyca, którego w rzeczywistości nie było. Cała sala miała przypominać Zakazany Las i sprawiała takie wrażenie. Dlatego mimo przebłysków światła rzucanego przez sztuczne niebo, Schweizer szepnął pod nosem „Lumos” i koniec jego różdżki zaczął się świecić białym światłem. Pomieszczenie nie ekscytowało tak ślizgona, jak za pierwszym razem, kiedy je odwiedził. Był tu już kilka razy, gdyż mógł znaleźć tu swój kąt, być w odosobnieniu od innych osób, które niezmiernie go dziś wkurwiały. Po prostu, swoją obecnością, swoim głosem. Miał wielką ochotę wyciąć każdemu z nich struny głosowe, żeby już nigdy się nie odzywali. Miał dziś wyjątkowo podły humor, dlatego wolał się odciąć od reszty, bo prawdopodobieństwo, że kogoś pozbawi życia, było stosunkowo duże. Dlatego, w towarzystwie ognistej, pojawił się w jedenastce, gdzie zazwyczaj nikogo nie było, głównie za sprawą przerażających ryków i wycia, które ma przypominać te z lasu. Daniel natomiast nie bał się ich, denerwowały go lekko, jak wszystko dzisiaj, ale nie wzbudzały w nim strachu. Wiedział, że nie był to Zakazany Las oraz, że nie ma tam żadnych potworów, wilkołaków czy coś w ten deseń. Popijając dość mocny alkohol, usiadł pod jednym z drzew i bawił się zaklęciami, wystrzeliwał różne iskry, światła. Zajmowało mu to trochę czasu, dopóki nie poczuł ogarniającego go zimna. Ubrany był jedynie w czarne spodnie, zwykłe Jordany i koszulkę, lekko brudną od nie wiadomo czego. Cóż, musiał jakoś przezwyciężyć chłód, dlatego machnął różdżką wymawiając „ Aexteriorem” i obszar, w promieniu trzech metrów od miejsca, w którym siedział, został otoczony niewidzialną, leczo odczuwalną barierą. Odczuwalną, bo w jednej chwili zimne podmuchy wiatru przestały oddziaływać i Daniel po prostu ich nie czuł. Tak naprawdę mógł tu siedzieć cały dzień nic nie robiąc, po prostu bawiąc się i myśleć o przeszłości, o siostrach, o wszystkim, popijając to ognistą. A jednak jego plany troszkę się zmieniły, bo zobaczył, że drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Nie spodziewał się tu ludzi, jednak może nie zostanie zauważony, przecież wchodząc do jedenastki, nie jest się nastawiony na innych uczniów. Tym bardziej takich, co siedzą i nie chcą być zauważeni. Daniel przyglądał się nowoprzybyłej, kiedy ją rozpoznał, o dziwo. Nagle jego umysł otworzył się, przypominając sobie wszystkie wspomnienia związane z Elinor. Ich wspólne wyjścia, rozmowy, wszystko to nagle przeleciało przed jego oczami, jakby cofał film. Który kończył się samobójstwem jego sióstr. Przez to całkowicie zapomniał o jej istnieniu, głównie przez to, że przez ten okres ani razu nie widział jej na oczy, tak samo jak ona jego. Wiedziała pewnie o tym co mu się wydarzyło, tylko co o nim myślała? Że poszedł w ślady sióstr, czy może siedział całymi dniami w dormitorium, nie wystawiając stopy poza niego? A może uciekł z Hogwartu? Czasem się zastanawiał, czy nie byłoby to wyjście, ale gdyby tak postąpił, straciłby wszystko. Chciał mieć wszystko poukładane. Raz już nie zdał, to mu wystarczało. Kim dla niego była? Koleżanką, przyjaciółką, dziewczyną? Kiedyś by wiedział, teraz w nim siedziało tyle emocji, tyle uczuć, że nie myślał nad tym co było. Przeliczył się ze swoją kryjówką, w końcu dziewczyna go zobaczyła, lecz nie wiedział, czy się jego nie przestraszyła. No rok go nie widziała, nagle go widzi siedzącego w alá Zakazanym Lesie. Na pewno jego się u nie spodziewała. Na pewno była zaskoczona. Bo kto by nie był? -Elinor – powiedział, jakby dopiero uczył się jej imienia, jakby było mu obce. Powiedział to z towarzyszącym mu chłodem i surowością. Wiele się zmieniło.
Szła przed siebie zirytowana faktem, że jakaś laska przystawiała się do jej brata. Właściwie nic dziwnego, ale dlaczego robiły to na jej oczach? Szlag by je wszystkie! Nie była zbyt długo w Hogwarcie, ale znała wiele twarzy i kojarzyła przede wszystkim. Miała dobrą pamięć. W końcu została sama, gdzieś w Hogwarckich murach, ale nawet tego nie zauważyła. Szła i szła... Nie zdając sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać w tej magicznej szkole, na przykład takie ruchome schody, nie wspominając już o gadających obrazach, które jeszcze bardziej denerwowały Ellinor niż zwykle. W końcu nawet je przestała już słyszeć. Zatrzymała się na chwile, aby odetchnąć i weszła do pierwszej, lepszej sali. Stanęła, jak sparaliżowana, zdekoncentrowana, nie przypominała sobie, żeby wychodziła z Hogwartu i szła w kierunku Zakazanego Lasu. No, tak klasa jedenasta. Dlaczego akurat wybrała to miejsce. Gdzieś z oddali coś wydało z siebie przerażający dźwięk. Ta sala była dość mroczna. Już miała stąd wyjść, bo po co niby siedzieć w takim miejscu, gdy nagle go spostrzegła. Nie, nie wilkołaka, ani nic z tych rzeczy, a szkoda. Tylko go. Zrobiła krok w tył. Zaskoczona? Tak, bynajmniej. Wpatrywała się niego, jak zaczarowana. Nie wiedziała co powiedzieć. Przez ostatni rok unikała go, jak ognia. On też widocznie nie miał nic przeciwko temu. A teraz? Stanęli niemalże twarzą w twarz. Właściwie on siedział. Dopiero później spostrzegła, że nie sam tylko z butelką ognistej. Właśnie to ją wkurzało. Siedział zapewne tu i użalał się nad sobą. Wiedział co się stało w jego życiu, ale tak bardzo się zmienił, że nie miała ochoty mu nawet współczuć. Nawet jakby chciała. Nie potrafiła. - Daniel... - Szepnęła, jakby chcąc się przekonać, czy potrafi nadal wymówić to imię, czy nie zapomniała. Wszystkie wspomnienia odżyły. Jednak nie liczyła się przeszłość. Kim byli dla siebie teraz?
Daniel pewnie miałby coś przeciwko temu, że zaczęli siebie zlewać, lecz wydarzenia i stan poalkoholowy sprawiły, że łatwo mu było zapomnieć o przeszłości, w tym o Ellinor. Ale nie można było powiedzieć, że nie żałował tego. Teraz, gdy starał się naprowadzić samego siebie na normalny stan psychiczny, musiał przyznać, że spierdolił po całości, zapominając nawet o najbliższych. A ognista obok niego? Była jego jedyną przyjaciółką, która nigdy się od niego nie odwróciła. A jednak Schweizer nienawidził jej całym sercem. Sprawiła, że zapomniał, ale czy to dobrze? Wstał powoli i stanął przed Ellinor, przewyższając ją znacząco wzrostem. Daniel zawsze był wysoki, wyróżniający się wśród pobratymców. Przyglądnął się jej twarzy, mimo panującego półmroku, widział dokładnie jej rysy twarzy, jej oczy. Zmieniła się w ciągu roku, tak samo jak on pewnie. Alkohol go niszczył, w ciągu tego trudnego okresu na pewno schudł i jego forma opadła. Nawet jej głos, gdy szepnęła do niego, wydawał mu się obcy, nie taki jaki sobie przypominał z wspólnych wspomnień. A jednak to była ona. Ognistą zostawił tam, gdzie leżała, już zapomniał o niej, a także nie chciał wypaść jako jebany alkoholik, przy swojej dawnej… nawet nie wiedział już jak ją nazwać. Przyjaciółką? Jego dawną miłością? Obiektem jego zauroczenia? Już kurwa nic nie pamiętał. -Dużo czasu minęło. Wydoroślałaś. – Rzekł do niej, próbując zacząć jakiś temat, cisza była dla niego bardzo niezręczna, wolał już jakieś piski, ryki, wrzaski słyszane sporadycznie w jedenastce, co miało straszyć, a Danielowi pomagało. Mimo zmiany fizycznej, jak i pewnie psychicznej dziewczyny, to wpatrując się w jej oczy, wciąż widział ten sam obraz. Te same oczy co rok, dwa lata temu. To samo spojrzenie. Wszystko może się zmienić, lecz nie to. Zauważywszy, że wciąż trzyma różdżkę, schował ją do tylniej kieszeni, mógłby, nie wiem, przestraszyć Ellinor, że chce coś jej zrobić. A czy chce? Co on chce? Wie, że dziewczyna może mieć do niego żal, może być na niego wkurwiona, że jest taki słaby. Że dał się ponieść emocjom i użalał się nad siostrami oraz nad sobą przez cały rok. Wciąż czuję tęsknotę i smutek, lecz jego umysłem częściej opanowywał gniew. -Jak spędziłaś czas… w którym mnie nie było? – Zapytał po dość długiej przerwie milczenia, która przerywana była tylko szumami wiatru.
Ellinor wpatrywała się w Daniela. Jej wzrok przygasł. Wydawać się mogło, że na chwile ją spetryfikowało. Niestety nie. Mrugnęła szybko dwa razy, jakby chcąc pozbyć się czegoś z oka. Odłamka? Okrucha, który wpadł jej, gdy tu szła? Jednakże to była nieprawda. Co miała zrobić? Wycofać się? Po prostu odejść? Odwrócić się, nic nie mówić i wyjść, jakby go nie było, jakby nigdy nie spotkała ślizgona. Albo powiedzieć "Cześć." Żegnaj i zostawić Daniela. Mogła przecież tak zrobić. Nikt jej nie bronił tego uczynić. To prosta sprawa. Nie. To nie było łatwe. Tchórz. Uciekła by, jak tchórz. Tak się nie robi. Znów stała przed wyborem, którego dokonała rok wcześniej. Odeszła od niego. Może teraz przeszłość postanowiła dać jej drugą szansę. Może miała naprawić swój błąd. Ale ona nie była taka. Nie mogła... Wpatrywała się w niego i milczała. Stała, jak głupia. Brakowało jej cholernych słów. Wyrosła? Mówił do niej, jak do dziecka, ale w gruncie rzeczy dokładnie tak się zachowała wobec niego, jak małolata. Musiał jej teraz nienawidzić. - Bynajmniej... - Złapała kosmyk włosów i westchnęła. - Jesteśmy prawie na tym samym roku. Wiele się nie zmieniło. - Wiele się nie zmieniłam, mogłaby powiedzieć. Jej głos, jakby stał się łagodniejszy. Napięcie, a raczej szok, pierwszego spotkania powoli mijał. Ona zaś pozwoliła sobie błądzić wzrokiem po jego twarzy, chcąc przestudiować emocję, które na niej widniały, co nie było łatwe, jeśli chodzi o Daniela. Ten mężczyzna to trudny obiekt do badań, ale warty chociażby najmniejszej uwagi. Zerknęła mimowolnie, jak chowa różdżkę. Szybko jednak ponownie spojrzała w jego oczy. Nie odpowiedziała na jego kolejne pytanie. Zbliżyła się bardziej do Schweizer'a, niemal mogła go pocałować. Stał na wyciągnięcie ręki, a nawet bliżej... Wtedy wyczuła zapach ognistej. - Nadal pijesz...? - Szepnęła, chcąc zerknąć za niego, aby upewnić się, czy nie ukrywa czegoś jeszcze. Niestety Daniel był wyższy od niej i musiała by za niego wyjrzeć, aby dostrzec butelkę alkoholu.
Spoglądając na Ellinor, w jego głowie pojawiały się momenty jego życia związane z jej osobą. Czy żałował tego, że odciął się od niej? Daniel w rzeczywistości odciął się od każdego, nie była wyjątkiem, jednak czuł lekkie poczucie winy, zostawiając Ellinor bez kontaktu. Dlatego teraz, gdyby wyszła, nie miałby jej niczego za złe. W tej chwili rozmyślał, czy mogła wrócić ich bliska relacja. Na pewno nie teraz, nie kiedy był w takim stanie i też nie czuł, że chce czegoś więcej. Na pewno nie był zły na Ellinor, za to, że go zostawiła, jak każda osoba. Bo przecież to on się izolował od reszty społeczeństwa i nikt nie mógł na to poradzić. Uczucia Daniela względem Ślizgonki były równie nieokrzesane jak on sam, nieopanowane, niezbadane. Nie czuł do niej nienawiści, a jednak nie czuł też równie dużej sympatii jak rok temu. Mówiąc do niej jak do dziecka, nie wiedział sam co nim kierowało, nie wywyższał się, ani tym, że był 2 lata starszy ani niczym. Jakoś mu się tak powiedziało, natimiast jej odpowiedź wskazywała na to, że zwróciła na to uwagę. - Nie mówie o szkole, więc rocznik nie jest ważny. - Powiedział, szczerze pytając o jej życie prywatne, a czy miał do niego wciąż dostęp? Mogło to wyglądać jakby wchodził z buciorami w jej życie. Gdyby Ellinor powiedziałaby to co myśli, wyśmiałby ją. Sam nie uważał siebie za kogoś wartościowego, ma bardzo znikomą samoocenę. Kiedy kobieta zbliżyła się do niego przekraczając sferę komfortu (podobno jeszcze jakąś posiadał), lekko się spiął, ale alkohol we krwi zrobił go odważniejszym i skorszym do czegokolwiek, dlatego nie odsunął się, jedynie spoglądał prosto w oczy dziewczyny. Może byli za blisko, poczuła zapach ognistej z jego buzi, dlatego się zapytała? Nie zamierzał kłamać. - Nadal pije. - Jak inaczej miał jej odpowiedzieć? Pozwolił jej zerknąć za niego, tam gdzie leżała butelka ognistej. Mimo skonsumowania alkoholu, myślał dość czysto i logicznie patrzył na wszystko. - Boisz się mnie? - Nie wiedział sam skąd nagle wpadł na pomysł spytania się jej o to. Wiedział natomiast, że wiele osób się go... obawiały, ze względu na jego wybuchową naturę. I chciał wiedzieć czy Ell zalicza się do tego grona osób czy może jest tą osobą, którą pamiętał sprzed roku.
Czy wystarczy rok, żeby o kimś zapomnieć? Myślę, że tak. Przestajemy rozmawiać, widywać się, unikamy się, zapominamy, odchodzimy. Więc, jeśli mnie spytasz, czy wystarczy rok? Odpowiem, że zdecydowanie tak. Zwłaszcza dla Ellinor. Wtedy, kiedy przestała walczyć o Daniela myślała wyłącznie o swoim dobru. Nie chciała, aby chłopak ją ograniczał. Jakby to okrutnie nie brzmiało. Nie lubiła problemów, z którymi inni nie chcą sobie poradzić, a Schweizer najwidoczniej nie chciał. Świadczyło o tym to w jakim był stanie. Utknął. Nie szedł do przodu, a to najgorsze co można zrobić w życiu. Stać się stałą. Stałą bez żadnych zmiennych. To błąd. Przez głowę jej nie przeszło, że mogliby być znów parą. Być znowu bliską siebie. Przyjaciółmi? Może znajomymi? Nie myślała, żeby jakakolwiek pozytywna relacja, miała ich jeszcze związać. Nie czuła do niego nic prawdziwego. Mogłaby się tylko oszukiwać. Okłamywać. Właściwie to umiała robić najlepiej względem własnej osoby. Zresztą jego usta miałby posmak ognistej. - Myślisz, że odpowiem? Że będziemy rozmawiać sobie od tak? Nie ważne co robiłam. Ważne co ty zrobiłeś przez ten rok. - Nawet nie ukrywał tego, że pił. Niemal teatralnie wskazał butelkę z alkoholem. Jego pytanie ją zaskoczyło. Powróciła wzrokiem do jego spojrzenia, nie odsuwając się, ani na krok. - A mam się bać? Chcesz mi dać jakiś powód do tego? - Odpowiedziała pytaniem, na pytanie, a następnie odsunęła się od niego, dając sobie i jemu trochę prywatności.
By zapomnieć o kimś czasem wystarczy jedynie flaszka mocnego alkoholu. A kiedy już się zapomni na jeden dzień, otwiera się ścieżka do wybicia sobie tej odoby z głowy na zawsze. Początkowo nie myśli się o niej tak często, nie zwraca się na nią tak uważnie uwagę. I wszystko to w końcu się kumuluje ze sobą i w miejscu, w którym była Ellinor w jego mózgu, przez cały ten rok była pustka. Czy jego zachowanie było błędem? Niepodważalnym. Ale czy Daniel sam o tym wiedział? Tak, był świadomy tego co robił, a tak naprawdę tego co nie robił. Jego stosunek mimo wszystko się polepszył, głównie z powodu oblania klasy. Próbował coś zmieniać, ale z alkoholem trudno mu było zwycoężyć, przynajmniej na takim stadium uzależnienia. Spoglądał na nią, ciekawy jak zareaguje na fakt, że nie kryje się z ognistą, cóż, po co miałby to robić - wiedział, że Ellinor nie jest głupia, że sama dojdzie do tego, że jest pod wpływem, chociażby po samym zapachu z jego buzi. I czy oni mogliby ponownie być parą? Nie wydawało mu się, ogółem nie potrafił ocenić czy potrafiłby być z kimkolwiek. Nie w tym stanie, w którym emocje częściej grały skrzypce niż jego rozsądek. Czego się spodziewał, że jak Ellinor odpowie? A co on robił przez ten rok? - Nie robiłem niczego szczególnie ważnego. Ogólnie nic nie robiłem. Dlatego pytam ciebie, może u ciebie jest...ciekawiej - miał czasem trudności z dobraniem dobrego słowa, lecz na jej pytanie, które samo w sobie było odpowiedzią, doskonale wiedział co odpowie. - Nie masz się bać. Masz być przygotowana. Gotowa na to, że w każdej chwili mogę rzucić się na ciebie z chęcią uduszenia, bądź skaleczenie. Nie mówie, że masz się bać, bo nie masz. Strach tnie głębiej niż miecze. Pamiętaj o tym - rzucił pewne przysłowie, którego nie pamiętał gdzie się nauczył, ale spodobało mu się i zapadło w pamięci. Przełykając ślinę, spojrzał dookoła nich i następnie przeniósł pytający wzrok na twarz Ellinor. - Usiądziemy? - Zaproponował, nawet zabierając butelkę spod drzewa i odrzucając ją nieznacznie gdzieś w mrok. Nie spodziewał się, że dziewczyna chciałaby pić, to samo tyczyło się jego, nie zamierzał oddawać się alkoholowi, uważając w tym momencie to za pewnego rodzaju nietakt. Brawo Daniel, coraz to bardziej przyswajasz reakcje ludzkie!
Wszystko było takie nierealne. Niespodziewanie oni zniknęli. Daniel Schweizer i Ellinor Carlsson stali się przeszłością, a właściwie nie znajdowali się nawet tam. Po prostu rozpłynęli się, niczym kręgi na tafli wody, wywoływane przez chłodny wiatr. Ślizgonka nie lubiła nadużywać alkoholu. Zwłaszcza, żeby zapomnieć. Posłużyć się bronią, aby strzelić sobie w łeb? Nie, nie do tego służyła. W jej głowie nie było pustki po Danielu. On przestał istnieć w życiu Ellinor, a teraz ośmielił się to zniszczyć. Nagle pojawił się znikąd i oświadcza, że cały czas był. To okropne. Dlatego przeżyła szok, kiedy go zobaczyła. Miała wrażenie, jakby widziała ducha. Ducha, który niegdyś był człowiekiem w jej ramionach. Nie potrafiła dostrzec w nim zmiany. Nadal wolał ognistą. Mimo, że nie zdał , ciągle tkwił w swoim uzależnieniu, które widocznie się pogłębiało z dnia na dzień. Z miesiąca na miesiąc. Z roku na rok. Ellinor nie potrafiła mu pomóc. Patrząc na odurzonego alkoholem Daniela wiedziała, że nie ma sensu z nim rozmawiać. Miałaby wdawać się w dyskusję z człowiekiem nietrzeźwym? Odetchnęła głęboko i uniosła oczy w górę, starając się nie wyjść z siebie. "Nie robiłem niczego szczególnie ważnego." No właśnie Danielu... - Dlaczego? Dlaczego, z chęcią uduszenia lub skaleczenia? - Nie bała się ślizgona. Nawet jeśli miałby zrobić co powiedział, wiedziała, że będąc przygotowaną i tak nie dałaby mu rady. Silniejszy, wyższy, starszy, stojący niedaleko niej. Nie miałaby żadnych szans. Usiadła, oparła się o drzewo i wyprostowała nogi, zakładając jedną na drugą. Mimo, że nie chciała tu być. Nie zamierzała uciekać.
Nie istniało coś takiego jak Daniel&Ellinor. Może kiedyś wspólnie się uzupełniali, tak teraz między nimi była przepaść, której na pierwszy rzut oka nie da się przejść. Lecz czy ogólnie dałoby się przełamać granicę, zapominając o problemach i ponownie zanurzając się w ich głębokich relacjach? Dało się, wszystko się da. Lecz kluczem do tej potęgi jest czas. Jedynie będąc cierpliwym można było wrócić na stare śmieci. Daniel jednak nie myślał w ogóle o czymś takim jak wznowienie ich miłości, orzyjaźni, która zamieniła się w zamęt, zapomnienie. Alkohol był czasem jeszcze gorszym wrogiem dla Daniela, niż jego własne uczucia i niekontrolowane ruchy. Jeszcze rok temu, Schweizer nigdy by się nie upił, uważając to za haniebny czyn. Faktycznie był takim, lecz czy teraz coś niemoralnego uważał za coś zupełnie normalnego? Nie, najgorsze było to, że sam wiedział co robi, a nie podejmuje żadnych kroków. Bo dla kogo mógłby? Jego siostry nie żyją. Nie można było jednak sądzić, że on pije do póki nie padnie! Teraz, w jedenastce wypił może 3-4 łyki, więc nie był od razu nietrzeźwy, tak źle z nim nie było. Poza ty, radził sobie coraz lepiej i lepiej. Po rozmowach z Andreą zaczął pewne rzeczy postrzegać inaczej. Zanim odpowiedział Ellinor, patrzył w jej oczy, nie odrzucając wzroku. - Dlaczego? Taki już jestem. Mam niestałe uczucia i brak kontroli nad emocjami... jak wilkołaki, lecz one są takie podczas jednego dnia w miesiącu, ja prawie codziennie. Zawsze były jakieś nikłe szanse i wolałby po prostu, żeby Ell wiedziała kim lub czym się stał. Mogłoby się wydawać, że jest to użalanie nad sobą, lecz nie do końca to prawda - Daniel bardziej myśli w takich momentach, czy kogoś skrzywdził, mimo że nie chciał, w głębi serca nie chciał podchodzić do tego w sposób niesprawiedliwy - druga osoba się nie spodziewa ataku. Inaczej jest, jak byłby to pojedynek, w którym szanse są równe. Westchnął i usiadł koło Ellinor, dość blisko, możliwe, zakłócając w taki sferę komfortu panny Carlsson. Dawne przyzwyczajenia.
Liam miał bardzo dobry humor. Miał nadzieję, że lekcja w żaden sposób tego nie popsuje - liczył na to, że uczniowie będą potrafili się zachować. Nie chciał wbijać im do głów formułek, czy uparcie ćwiczyć jednego zaklęcia. Uznał, że trochę więcej luzu może im się spodobać. Celowo ogłosił przed lekcją, że z pewnością te zajęcia spodobają się fanom animagii. Ciekaw był, czy ktoś może przyjdzie tylko z tego jednego względu? Sam się swoimi zdolnościami nie chwalił, ale mimo wszystko nie ukrywał, że zna się na temacie. Teraz zamierzał połączyć przyjemne z pożytecznym. Zależało mu na bezpieczeństwie uczniów, wiedział więc, że nawet jeśli da im trochę swobody, to on sam będzie musiał zachować czujność. Wszedł do pustej Sali Jedenastej, tak przyjemnie przypominającej Zakazany Las. Zgodnie z jego nadziejami, nie było tu teraz zbyt ponuro. Choć poza zamkiem wiosna dopiero się przebijała, tutaj było niesamowicie zielono (i o wiele cieplej). Liam usiadł na trawie, czekając na podopiecznych. Nie było tutaj ławek ani krzeseł - tak, jakby przenieśli się do prawdziwego lasu.
Będziecie pracować w parach, tak więc jeśli wiecie z kim chcecie być, koniecznie napiszcie to pod swoim postem. Oczywiście, jeśli ktoś nie będzie miał partnera, ja was porozdzielam (lub przygarnę do siebie, o ile nie znajdę żadnej wolnej osóbki).
Kod:
<zg>Jestem w parze z: </zg>
Ta lekcja ma być luźna i przyjemna, kłótnie proponuję sobie darować.
Pierwszy etap pewnie dodam koło 6.03. Do tego czasu można wchodzić do sali.
Ostatnio zmieniony przez Liam S. Dear dnia Pią 3 Mar 2017 - 23:11, w całości zmieniany 1 raz
Felicity nie sądziła, że natknie się akurat na taką lekcję, która by jej podpasowała. No dobra, większość lekcji była bardzo ciekawa i pożyteczna (może oprócz Historii Magii, tego nigdy nie lubiła), ale nie spodziewała się uczestniczyć w lekcji, która mogła spodobać się fanom animagii. Sama nie była może do dna zagłębiona w ten temat, ale musiała przyznać, że rzeczywiście się tym interesowała. Wydawało jej się fascynujące to, że istnieją ludzie, którzy o dowolnej porze mogli przemienić się w jakieś zwierzę - oczywiście najlepiej pasujące do ich charakteru. Jak była młodsza to im zazdrościła, ale z czasem nauczyła się to podziwiać i wręcz adorować. Także nic dziwnego, że teraz ochoczo szła na lekcję profesora Dear'a. A to, że spotkała po drodzę Clarissę, znajomą Krukonkę, musiało być śmieszną ironią losu, choć Felicity niekoniecznie zdawała sobie z tego sprawę. Okazało się, że Clarissa także zmierza na lekcję u profesora, więc koniec końców poszły razem. - Myślisz, że dowiemy się czegoś szerzej o animagach? - zapytała dziewczyny jeszcze zanim weszły do klasy, a jej oczy wypełnione były ekscytacją. - Byłoby super, gdyby profesor opowiedział nam coś o nich. W końcu dotarły do klasy i Felicity otworzyła drzwi, wchodząc do środka, a następnie po raz ostatni oglądając się na Krukonkę. - Dzień dobry, panie profesorze. - przywitała się szybko, niemalże dygając w miejscu. Gdy tak stała, czekając, aż jej koleżanka wybierze im miejsca, zdążyła zachwycić się klasą, która tak bardzo przypominała las.. Miała nadzieję, że nie widać było przy tym, że tak naprawdę się odrobinę stresuje.
Naeris naprawdę długo nie pojawiała się na zajęciach. Powodem było choróbsko, które dopadło Krukonkę na początku roku. Ignorowała objawy, chociaż przyjaciele doradzali szybkie skontaktowanie się z jakimś magomedykiem. Przez to leczenie trwało jeszcze dłużej, niż zwykle. Później nadrabiała wszystkie tyły i ostatecznie nie miała ani chwili wytchnienia. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio pojawiła się na transmutacji. Była zmęczona, uśmiechała się lżej niż zazwyczaj i wydawała się chudsza niż wcześniej. Do tego bardziej blada niż zazwyczaj cera ujawniała, że męczyła się z chorobą. Mimo to na lekcję szła pełna zapału i chęci do dowiedzenia się czegoś więcej o animagii. No i chciała wreszcie spotkać znowu Liama. Znała dobrze salę w której odbywała się lekcja. Bywała tu często ze swoją przyjaciółką, więc trafienie do odpowiednich drzwi nie stanowiło dla Sourwolf żadnego problemu. Upewniła się, że ma książki i różdżkę, a później weszła do klasy. Poczuła się od razu lepiej, tak jakby powróciła do czegoś, co doskonale zapisało się w pamięci Krukonki i teraz tylko odświeżała wspomnienia. Uśmiechnęła się delikatnie. - Cześć! - uniosła dłoń, żeby pomachać dwom dziewczynom. Clari kojarzyła lepiej, ale Puchonka wydała się Naeris bardzo miła. Były na razie tylko one, żadni znajomi dziewczyny jeszcze się nie zjawili. - Ja wiem, że już marzec i niektórych może ponieść przez ocieplenie pogody... Ale bez przesady, Liam. - lekki, niewymuszony uśmiech nie schodził jasnowłosej z ust, kiedy podeszła do mężczyzny. Poprawiła torbę na ramieniu, niepewna jak może zareagować na jej pojawienie się. Niby nie przyszła tu na pogawędkę z Dearem, ale uczniów prawie nie było, a do tego nie widzieli się dość długo. - Chodzą słuchy, że zostałeś opiekunem Ravenclawu. - odchrząknęła cicho, spuszczając wzrok na chwilę na swoje trampki. - Tak, wiem, ma się ten zapłon. Gratulacje.
Lekcje za lekcjami. Od powrotu z ferii nie dawali im ani chwili na odpoczynek. Jeszcze Lucas. Cały czas gadał jej o jakimś ślubie... Przecież ona za młoda była na takie wybryki. Nawet go nie kochała, a przynajmniej nie pałała do niego tak wielkim uczuciem aby chcieć od razu go za męża. Więc nie rozumiała czemu cały czas jej to wmawiał. Dziwna sytuacja... Jeszcze pierwsze kogo spotkała po powrocie do domu to ON we własnej osobie. A przecież mieszkała sama! Coraz dziwniejsze sytuacje przytrafiały się w jej życiu. Wchodząc do klasy wybąkała ciche dzień dobry do nauczyciela i skierowała się w stronę jednego z powalonych pni. Miała nadzieję, że żaden puchon czy gryfon nie odważy się usiąść przy niej. Nie miała nastroju na konwersacje tymi, pożal się Salazarze, czarodziejami. Nie mogły zostać dwa domy w Hogwarcie? Krukoni przynajmniej byli w miarę inteligentni i oczytani.
Transmutacja. Oczywiście jeden z ulubionych moich przedmiotów. Interesowała się nim, w końcu to na nim mogłam się dowiedzieć czegoś więcej o animagii, a ponoć właśnie dzisiaj na ten temat miała być lekcja z czego byłam bardzo zadowolona, dlatego też postanowiłam przyjść bez żadnego wymyślania, bo na inne lekcje musiałam się zwyczajnie do tego zmuszać. Weszłam do klasy i o dziwo ukazał mi się las...? Ehh. Fajnie... Profesor musiał się naprawdę postarać. Czułam, że to będzie bardzo fajna i przede wszystkim pouczająca lekcja. - Dzień dobry profesorze. - przywitałam się z profesorem. Gdyby tylko wiedział, że sama jestem animagiem pewnie byłby bardziej mną zainteresowany, ale nie miałam najmniejszego zamiaru tego mu mówić, bo po co? Szczerze powiedziawszy w tej kwestii nie ufałam nikomu. Zauważyłam swoją przyjaciółkę, Naeris. Jednakże dawno ze sobą nie rozmawiały. Ciekawe co u niej, jednakże widząc, że jest zajęta rozmową z profesorem nie miałam zamiaru jej przeszkadzać, dlatego też po kiwnięciu głową znajomym zasiadłam gdzieś z boku. Położyłam torbę obok siebie. Rozejrzałam się i zauważyłam @Felicity Harvey zlustrowałam ją wzrokiem i westchnęłam. Szczerze powiedziawszy nigdy bym nie pomyślała, że nie będę lubiła kogoś z Hufflepuff, ale można powiedzieć, że dziewczyny naprawdę się nie lubiły. Może kiedyś się to zmieni, ale ja na pewno nie będę starała się tego zmienić.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Jeśli się nad czymś zastanawiał przy pójściu na te zajęcia to wyłącznie nad tym jak miał iść ubrany. Bo niby były to normalne zajęcia lekcyjne, a więc co za tym idzie - powinien przyjść w szacie. Nie cierpiał jej jednak jak mało co. Z drugiej strony w ogłoszeniu o zajęciach była zamieszczona informacja o tym, że te zajęcia miały mieć luźną formę. Zajęcia dodatkowe? Przysporzyło mu to nie lada kłopot. Heh... Też to młody Cortez ma problemy... W końcu wybrał opcję drugą, nie omieszkał wykorzystać faktu, że dano mu choć nadzieję na niezakładanie tej ohydnej szkolnej szaty. Ubrał się jednak należycie - w jego mniemaniu. Drzwi do niezwykłej sali znów się otworzyły i do środka wmaszerował luźnym krokiem czarnowłosy wysoki chłopak. Dziś tak samo postawił na uczesanie włosów i spięcie ich - na krótko. Ubrany w granatowy garnitur. Złożony ze wszystkich jego elementów, nie ograniczając się wyłącznie do kamizelki, a i marynarki. Do tego jednolity ciemnoszary krawat i jedynymi oznaczeniami, które zdradzały by jego pochodzenie Domu były spinki do mankietów. Wzorowane na podobieństwo sławnego pierścienia Salazara Slytherina. Srebrne, pięknie błyszczące. - Dzień dobry panie profesorze - Powiedział do mężczyzny uśmiechając się bardzo szeroko. Lubił go, choćby z samego powodu jakim był przedmiot którego nauczał. Pogładził kieszenie spodni i wyciągnął już różdżkę z czarnego drewna. Trzymając za jej sam koniec obracał, bawił się nią nie ukrywając swojego zdenerwowania przez to, że nie mógł się doczekać zajęć. W wewnętrznej kieszeni marynarki miał drugą różdżkę. Należącą niegdyś do jednego z prefekta Gryffindoru. - Cześć Oriana - przywitał się z dziewczyną. Uśmiechając do niej tajemniczo, miał bowiem dla niej ważne wieści. Lecz tylko dla niej. Przez co to będzie musiało poczekać.
Jestem w parze z: @Eanruig Chattan chociaż niekoniecznie o tym jeszcze wiem.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget również pojawiła się na lekcji transmutacji. Wreszcie jakiś przedmiot, który lubiła! Miała nadzieję, że nauczy się dziś czegoś nowego. Dodatkowo słyszała, że lekcja będzie dotyczyła tematów związanych z animagią, a chociaż Bridget nie miała szczególnych aspiracji w tym kierunku, dodatkowa wiedza na pewno by jej się przydała. Jakoś już otrząsnęła się ze swojego dołka emocjonalnego i nie chciała dłużej zajadać dyniowych pasztecików w dormitorium. Odziana w szkolne szaty zjawiła się w klasie i jej wzrok automatycznie powędrował w kierunku @Li Na. Nawet nie zdążyła się zachwycić pięknem sali. Rzuciła młodemu profesorowi szybkie dzień dobry i usiadła obok Puchonki. - Hej! - przywitała się radośnie i dopiero wtedy zaczęła się rozglądać dookoła. Pomieszczenie przywoływało klimat zakazanego lasu i Bridget poczuła lekką ekscytację. Lekcja może być naprawdę ciekawa! - Jak myślisz, co będziemy robić? Może będziemy się transmutować w zwierzęta? - rzuciła, aczkolwiek był to żart. Bridget zdawała sobie sprawę, że nie było to do końca dozwolone, a już na pewno nie było bezpieczne. Transmutowanie ludzi jest jedną z cięższych gałęzi transmutacji i na pewno nauczyciel nie pozwoli, by uczniowie nawzajem rzucali na siebie takie zaklęcia, bo komuś prędzej czy później stanie się krzywda, która może mieć naprawdę poważne skutki. Niemniej jednak fajnie było sobie pomarzyć. - Co u Ciebie słychać tak w ogóle? - zapytała. - Li, zazdroszczę Ci, że masz już to wszystko za sobą. To znaczy egzaminy. Ja do swoich nie mogę się zabrać - dodała jeszcze, spoglądając na dziewczynę. Faktycznie ostatnio była lekko rozkojarzona.
// edytowałam post, bo nie doczytałam za bardzo, co się działo xD
Ostatnio zmieniony przez Bridget Hudson dnia Sob 4 Mar 2017 - 17:21, w całości zmieniany 1 raz
Lekcja o animagii? Nie mogło mnie na niej zabraknąć. Skoro Liam nie chciał mi nic mówić, kiedy przychodziłem do niego na osobności, może oświeci mnie przy większej grupie gapiów, choć według mnie nie trzymało się to kupy. Niemniej jednak ruszyłem dupsko, bo czekała mnie niezła przeprawa, przeszedłem praktycznie cały Hogwart, żeby dotrzeć do sali numer jedenaście, a na miejscu zastałem zakazany las. Cmoknąłem, bo przyznaję, zaimponowało mi to. Hogwart posiadał kilka takich dziwnych miejsc, to jednak wyjątkowo przypadło mi do gustu. - Siema - rzuciłem do Liama i usiadłem gdzieś z przodu. Prawdopodobnie wkurzy się na mnie. Odniosłem wrażenie, że nie lubi, gdy zwracam się do niego przy ludziach po imieniu. Może chciał mi dokuczać czy też pokazać, że ma wyższą pozycję, ale dla mnie zawsze pozostanie Liamkiem i nie zamierzam mówić do niego per panie profesorze. Jeszcze mnie nie pogrzało. Rozsiadłem się wygodnie i zacząłem przewracać różdżkę między palcami.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Spotkanie szczęśliwej Clarissy w ostatnich dniach graniczyło z cudem. Jednak to dziś ten cud miał nastąpić, gdyż dziewczyna z dość dużym uśmiechem na ustach spacerowała po korytarzu zmierzając w stronę sali jedenaście. Nigdy wcześniej nie miała okazji do niej wstąpić i ekscytacja odbijała się w jej oczach. Już dawno nie było zajęć z transmutacji i dzisiejsze lekcje przyprawiły ją o nie małe zadowolenie. Asmodeusa zostawiła na ten czas z Evanem. Jeszcze do końca nie wiedziała jak to dalej będzie z nimi, ale jeśli chciał aby się uczyła to miała zamiar to wykorzystać. Owszem, miała wyrzuty sumienia, że sam nie chodzi na zajęcia, ale nie mogła nic na to poradzić. W połowie swojej drogi do sali wpadła na Felicity. Miłą puchonkę którą poznała dawno temu. Udało im się zaprzyjaźnić co bardzo cieszyło dziewczynę. Chociaż dziś nie musiała sama siedzieć na zajęciach i obserwować wszystkich dookoła. - Mam taką nadzieję, chociaż nasz profesor może nas jeszcze zaskoczyć. - uśmiechnęła się do dziewczyny odpowiadając na jej pytanie. Nie przyznała się jeszcze Feli, że sama potrafi zmieniać się w zwierzę i jest animagiem. Mało osób o tym wiedziało. I lepiej aby tak pozostało. - Dzień dobry profesorze. - powtórzyła tą samą formułkę po koleżance i rozejrzała się dookoła. Tego się nie spodziewała. Sądząc po miejscu w jakim się znaleźli raczej ni było mowy aby nauczyciel powiedział im coś szerzej na temat animagów. Raczej miał zupełnie inne plany co do tej lekcji. Upatrzywszy sobie dwa pnie niedaleko małego krzaczka z czerwonymi owocami złudnie przypominającymi jagody pociągnęła Fel. Dopiero siedząc na swoich miejscach schyliła się do niej aby tylko ona mogła usłyszeć jej słowa. - Chyba Li Na nie przepada za Tobą. Jest to uzasadniona niechęć czy raczej nie? - była to czysta ciekawość. Już dawno zauważyła, że między nimi latają czerwone iskry gdy tylko znajdą się w jednym pomieszczeniu.
Katherine ostatnimi czasy opuściła kilkanaście dobrych lekcji. Mimo to wszystko nadrobiło i teraz była już z materiałem na bieżąco. Docierając na zajęcia wiedziała, że nie może się po pierwsze spóźnić, a po drugie wyglądać jak sto nieszczęść. Nie znosiła szkolnych szat i nosiła je bardzo rzadko. Założyła na zajęcia pikowaną spódniczkę delikatnie długością przed kolano i białą bluzkę z krawatem w kolorach Slytherinu. Włosy rozpuściła i teraz opadały jej kaskadą na ramiona, dodatkowo wiły się w eleganckie spirale. Wyglądała elegancko i stylowo. Czyżby Katherine wracała do łask i szkolnego życia? Możliwe. Na zajęciach jednak nie miała ochoty nikogo znać z osób, które już tutaj były. Do Oriany i Clarissy wolała się nie zbliżać by przypadkiem ich nie dźgnąć swym nożem. Dostrzegła Aleksandra, więc w momencie gdy tylko @Aleksander Cortez ją dostrzegł, puściła mu typowe dla niej oczko. Usiadła w jednej ze szkolnych ławek i założyła nogę na nogę. Przy okazji jeszcze nie zapomniała by uprzejmie przywitać się z profesorem. Był naprawdę przystojny, ale starała się nigdy tego po sobie tego nie okazywać. Do tej pory była świetną aktorką, wręcz brawurową. Była ciekawa, czy ktoś do niej dołączy na zajęciach czy każdy będzie się bał do niej podejść.
Felicity jeszcze przez chwilę rozglądała się po klasie, zauważając, że ta naprawdę została zrobiona na podobieństwo lasu. Może nawet Zakazanego? Nie miała pojęcia, ale podobała jej się ta miła odmiana otoczenia - brak twardych ław i surowych stolików był rzadkością. Ale wybór klasy sugerował, że tak naprawdę animagia miała być tylko dodatkiem, zaś bardziej prawdpodobne było to, że będą się zajmować czymś innym. Mimo wszystko Puchonka nie mogła się doczekać tej lekcji, zapowiadało się naprawdę interesująco. Pozwoliła Clarissie pociągnąć się w kierunku dwóch pni i ledwo zdążyły na nich usiąść, kiedy do klasy weszła Li Na i zlustrowała Fel spojrzeniem. Dziewczyna dzielnie je odwzajemniła i zacisnęła dłonie w pięści, choć bardziej z nerwów, niż z gniewu. Dopiero po chwili też zorientowała się, że Krukonka zadała je pytanie i chwilę pogryzła wewnętrzną część policzka zanim westchnęła, marszcząc brwi. - Li Na nienawidzi kłamstwa. - wyjaśniła cicho, spuszczając wzrok na swoje dłonie i bawiąc się nitką ubrania. Głupio jej było przyznawać się do czegoś takiego, ale wiedziała (albo przynajmniej gorąco na to liczyła), że Clarissa jej nie wyśmieje. - A ja ją okłamałam, miałam powód, ale strasznie się o to wkurzyła i... No, w każdym razie od tej pory jest na mnie zła, a ja nie chcę jej jeszcze bardziej wnerwić, więc staram się jej unikać. Ale chyba niezbyt dobrze mi idzie. Uśmiechnęła się trochę smutno, ale zaraz odgarnęła włosy z twarzy i cichutko odkaszlnęła, starając się odwrócić uwagę od siebie. - Lepiej powiedz, co tam u Ciebie, póki mamy czas, bo coś dawno nie rozmawiałyśmy.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
No i skończyło się bajlando, trzeba było wracać do szkoły. Plusem było to, że znowu miała Chomika przy sobie i tylko dla siebie. No właśnie Chomik... ta mała futrzasta bida. Znowu zatkał sobie cewkę. Nie była do końca pewna, kiedy ostatnio sikał, ale na pewno dalej niż 20 godzin temu. Gemma na czuja postanowiła dać mu jeszcze dwie godziny, a jak nie siknie, to biec z nim do profesor Pober. Normalnie nie poszłaby na zajęcia, ale ferie dopiero się skończyły, a ona jak zwykle miała to głupie postanowienie, że się zacznie uczyć. Wypadałby wytrwać chociaż jeden dzień chociażby ze względu na owutemy. Tak się złożyło, że Chomik jakby przewidując, że pańcia musi być gdzie indziej, wlazł jej do torebki. Bardziej obstawiałaby to, że chciał się tam wysikać, co zresztą powitałaby z ulgą, najwidoczniej jednak zmienił zdanie, bo tylko wylizał sobie podbrzysze i zwinął w kulkę, wyglądając tak żałośnie jak tylko jednooki, trójnogi kot z chorym układem moczowym mógł wyglądać. Gemma była tak zdesperowana, że postanowiła w końcu wziąć go ze sobą. Co złego mogło się stać? Na transmutacji mieli mieć coś o animagii. Najwyżej powie, że to jej bardzo utalentowany kolega. Poza tym, jakby nie patrzeć, z każdej klasy będzie jej bliżej do gabinetu Pober niż z dormitorium. Zapięła torbę zostawiając w niej otwór szerokości mniej więcej kociej głowy - Chomik i tak nigdzie się najwyraźniej nie wybierał - i weszła do klasy. Usiadła sama z tyłu, żeby nie kusić losu i położyła torbę na kolanach, przytulając ją delikatnie do siebie. Nikt nie patrzył, więc otworzyła ją bardziej i położyła rękę obok kota. Gorący pęcherz nie napawał jej optymizmem.
Długie i niewygodne hogwarckie szaty były znacznie gorsze od tych w Durmstrangu, nie porównując ich nawet do wygody cudownego, trójpaskowego dresu. Zmuszając się do przywdziania obowiązkowego stroju, udał się na jeden ze swoich ulubionych przedmiotów, transmutację. W jego poprzedniej szkole stawiano raczej na czarną magię, więc nieczęsto miał okazję posłuchać o tajemnicach magii przeobrażania. Uważał transmutację za najtrudniejszy, a zarazem najciekawszy rodzaj magii, więc nie mógłby odpuścić sobie tej lekcji. Wszedł do "sali" którą z trudem odnalazł. Na wejściu rzucił tylko krótkie dzień dobry w stronę profesora, który pewnie nie będzie go kojarzył. Nie dosiadał się do nikogo, bo nikogo nie znał. Wybrał miejsce z tyłu, gdzie nikomu nie będzie przeszkadzał. Zawieranie znajomości chciał sobie zostawić na czas wolny.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Oczywiście, że nie mogłam odpuścić lekcji transmutacji dotyczącej animagii. Zdobycie tej zdolności było moim marzeniem ze względu na jej powiązania z moimi ulubionymi dziedzinami - zwierzętami i transmutacją. Mimo to wolałam nie siadać z przodu, by nie rzucać się w oczy, a raczej usadowić się gdzieś po środku. Po wejściu do sali moim oczom zamiast typowej klasy ukazało się otoczenie imitujące Zakazany Las. Z zachwytem rozejrzałam się wokół i dostrzegłam Caluma siedzącego z przodu, więc zmieniłam zdanie i postanowiłam usiąść koło niego. Przebiłam się przez tłum i kulturalnie przywitałam się z nauczycielem, po czym rzuciłam w stronę mojego przyjaciela: - Siemasz Calum. Usiadłam koło niego po turecku i pomyślałam, że na jego miejscu czułabym się strasznie niezręcznie. Mieć lekcje z własnym bratem? Wyobraziłam sobie @Bridget Hudson nauczającą mnie zielarstwa i parsknęłam śmiechem. Pośpiesznie stłumiłam chichot by nie zwracać niczyjej uwagi.
William wszedł do sali w znakomitym nastroju. Było to rzadkością, szczególnie jeśli chodziło o lekcje, jednakże transmutacja była czymś co lubił. Nie był animagiem i nigdy o tym tak naprawdę nie myślał, ale był zadowolony. Nie mogła to być lekcja na twardych zasadach, w końcu nie będą ślęczeli nad książkami starając się zrozumieć słowa zawarte w podręcznikach. Transmutacja przyda mu się do przyszłego zawodu, to na tysiąc procent. Im więcej umiejętności tym lepiej. Tak więc Will usiadł i oparł się o ścianę. Przymknął na chwilę oczy, a na jego twarzy błądził blady uśmiech. Lubił nowe doświadczenia, a to na pewno tutaj spotka. Zmarszczył brwi gdy usłyszał, że mają pracować w parach. Lekcja o animagii i w dwójkach? Jakoś mu się to nie widziało. Te dwie rzeczy w głowie Willa ze sobą kolidowały. Wzruszył jednak ramionami i rozejrzał się dookoła. Dostrzegł trochę znajomych twarzy i zaczął się zastanawiać czy i do kogo podejść. Jeśli sam o to nie zadba, prawdopodobnie nauczyciel sam postanowi dobrać mu parę, a to niekoniecznie mogłoby być dobre. Zarówno dla niego, jak i całej reszty.