TTo mała sala, gdzie niegdyś uczono tutaj wróżbiarstwa. Kiedy Dumbledore był dyrektorem, zmienił ją tak, aby wyglądała na Zakazany Las. Jest tutaj więc dosyć mrocznie. Sala spowita jest mrokiem, a gdy wsłuchasz się w ciszę usłyszysz ze ścian dobiegające niepokojące dźwięki typu warkot, drapanie pazurów o korę drzewa, echo jęku, dyszenie, sapanie lub trzask łamanych gałązek.
O tym nie pomyślała prawdę mówiąc. Owszem, rozmawiali trochę na ten temat z Jayem jednak nie brała tego na poważnie. Przecież udawadnianie, że jest się z kimś bo ktoś w to nie wierzy było głupie. Niech tylko ta ciotka czegoś takiego spróbuje to gorzko tego pożałuje. Nie tylko ona ale chłopak również. - Nie będzie. Nie pozwolę na to jemu ani tej ciotce. Nie uwierzy w to, to trudno. Tylko i wyłącznie Jay będzie miał kłopoty. Nie ja. W końcu, mimo wszystko chciałam pomóc. - wzruszyła jedynie ramionami. W końcu była z Lucasem. To zdecydowanie jej wystarczyło do szczęście. Utrata jego byłaby dla niej zbyt bolesna. Nie warto było stawiać wszystkiego dla jakiegoś udawadniania. Ciekawa jednak była kogo weźmie jego brat. W końcu on też nie miał dziewczyny... O czym ona myślała w tej chwili? Czy nawet będąc ze swoim chłopakiem po głowie musieli jej chodzić bracia Harper? Zdecydowanie zbyt dużo czasu z nimi ostatnio spędziła. Musiała to zmienić, i to jak najszybciej. Jego dotyk na jej brzuchu nawet przez materiał był przyjemny. Czasami bała się reakcji swojego ciała na jego palce, skórę, oddech czy pocałunki. Nie potrafiła nad tym zapanować. I właśnie to ją przerażało. - Naprawdę nie masz czym się martwisz. Jeśli mi ufasz, a wierzę, że tak jest to pozwolisz mi pójść. - możliwe, że był to chwyt poniżej pasa ale obiecała już chłopakowi, że z nim pójdzie. Oj Oriane, masz zbyt dobre serce. Kiedyś może obrócić się to przeciwko tobie. Oby nie było to ten moment... - Ostatnio dużo myślałam i doszłam do wniosku, że nigdzie nie wychodzimy. Co powiesz na jakiś pub bądź imprezę? Tylko my dwoje... choć może i Des by się skusiła. Ostatnio jest strasznie smutna. Przydałaby się jej taka odskocznia. - położyła głowę na jego ramieniu wdychając jego zapach.
- Mam nadzieję. - Skomentował krótko, jak bardzo denerwowała go rozmowa na temat tego gościa. Rozumiał ją, mimo że nie byli razem czuli do siebie więź zwaną przyjaźnią. Szanował to w pełni, a jej słowa uspokoiły go na tyle że znów zachowywał się tak jak zawsze. Rozluźniony, spokojny i pełen życia. Stary dobry Lucas, można by stwierdzić. Włożył teraz rękę pod jej koszulkę i wodził palcami po jej brzuchu zahaczając o jej pępek, co ciekawe czuł że tutaj jej skóra była najdelikatniejsza i najbardziej miał ochotę ją w tym miejscu masować. Miał ciepłe dłonie, więc nie powinno jej to sprawiać żadnego dyskomfortu. - Ufam Ci, dlatego też pójdziesz tam i mu pomożesz. Przecież nadal mam rezerwację na twoje buziaki, musi poczekać w kolejce do.. no chyba się nie doczeka. - Puścił jej oczko i dodał. - Masz rację, Ria. Nigdzie nie wychodzimy, musimy to zmienić. Może pomyślę nad tym w dormitorium i wybiorę nam jakieś miejsce, byle się nie schlać w trzy dupy.. rozmowa się wtedy klei aż za bardzo. Co do twojej znajomej.. nie sądzisz że będzie trzeba ograniczyć nasze odruchy? Nie możemy bez siebie żyć, a jak się będziemy miziać tylko jej się tam będzie bardziej nudzić i może nawet zepsujemy jej dzień. Des ma jakąś przyjaciółkę, znajomego który mógłby się wybrać z nami? W czwórkę będzie o wiele raźniej.. nie sądzisz.. gdzie masz dla mnie coś słodkiego, cukiereczku? - Lucas dziś pachniał.. czekoladą, nim wyszedł z dormitorium dostał od Lilith czekoladki których jeszcze nie skończył.. ale były naprawdę smaczne i kochał jej wyroby, ale nie tak jak Ślizgonkę.
Jego dotyk był tak bardzo przyjemny. Na chwilę pozwoliła sobie przymknąć oczy i wczuć się tylko w niego. Delikatne lecz zarazem stanowcze palce wodziły po jej skórze przyprawiając ją o dreszcze. Za każdym jego szlaczkiem szła gęsia skórka która wcale nie była nieprzyjemna. Wręcz przeciwnie. Oriane pragnęła jej więcej i więcej. Przez to było jej trudno skupić się na jego słowach. Co rusz musiała się zastanawiać co tak naprawdę miał na myśli i czy aby na pewno nie wyobraziła sobie ona tego. Chyba zbyt długo nie miała z nim tego typu relacji. W sumie... to nigdy jej nie miała. W tamtym okresie byli zbyt młodzi aby posunąć się do czegokolwiek dalej niż zwykły buziak w policzek. A to już budziło wiele emocji. Zamruczała cichutko prawie jak jej kot. Oj Oriane, chyba nie najlepiej z tobą skoro już zamieniasz się w zwierzę. Czyżbyś wypiła eliksir wielosokowy? Nie dobrze, nie dobrze . - Jestem cała tylko dla Ciebie. - mówiąc to zbliżyła swoje usta do jego ucha. Oj, czyżby zaczynała go prowokować? - Jest jedna taka osoba. Joshua. Destiny zapiera się, że jest to tylko jej przyjaciel ale ja w to nie wierzę. Widziałam ich razem na imprezie i nie wyglądała mi ich relacja tylko na "przyjacielską". Możliwe, że zgodziłaby się go wziąć ze sobą. Jest... Pasuje do niej. - zakończyła swoją wypowiedź. Nie wiedziała co mogłaby jeszcze dodać na jego temat. W końcu go nie znała. Choć po dłuższej chwili przypomniała sobie jak spotkała się z tym chłopakiem przez przypadek w wakacje. No tak! jak mogła o tym zapomnieć. Słysząc o słodkościach uśmiechnęła się słodko do niego i podniosła paczkę cukierków które upadły, gdy wstała. - Powiedz 'aaa" - widząc jak robi zdziwioną minę ale wykonuje jej polecenie pokazała mu język. Szybko włożyła mu cukierka do buzi biorąc jednego dla siebie. Znów trafiła tą porzeczkę. czemu nie mógłby to winogron? No czemu? Jednak nie umknęło jej uwadze, że pachnie... czekoladą? czyżby sam ją miał i zjadł bez niej. Przecież doskonale wiedział jak ona ją uwielbia. - Czemu pachniesz czekoladą? - oblizała swoje usta prowokująco. Oj Oriane, igrasz z ogniem.
Czuł pod opuszkami palców zmiany na jej skórze, gęsia skórka pojawiała się tylko podczas mroźnych dni.. albo od podniecenia. Najwidoczniej wyszło na to drugie, co go tylko skłoniło do dalszego działania. Nie miał długich paznkoci, ale to nie przeszkadzało by w chwili jej mruczenia podrapać ją po brzuszku jak małego kotka. On osobiście lubił jak go ktoś drapał, zwłaszcza po plecach i z dłuższymi.. zadbanymi paznokietkami. Zawsze się dziwił po co kobiety o nie dbają, a teraz samo się wyjaśniło jak dobrze pamiętał wtedy czuł się jak nowo narodzony. Jest cała tylko dla niego? Jak najbardziej chciał w to wierzyć, zjechał dłonią na jej udo podjudzając ją do kolejnych pieszczotliwych słów skierowanych ku niemu. On szepnął jej w tym czasie że wygląda uroczo, oraz że nigdy nie zamierza jej opuścić. Słodkie, miał nadzieję że było w tym dużo prawdy. Może on jej nie zostawi, ale jak będzie z nią.. powinien o tym przestać myśleć. Nie mógł tak mówić o niej, nawet w głowie. - Jak to "aaa"? - I niespodziewanie dostał słodkość o smaku arbuzowym. Niezbyt przepadał za arbuzem, ale ten wydawał mu się całkiem smaczny. Może po prostu źle trafiał.. i jakim cudem potrafiła wyczuć że jadł czekoladę! Przecież nie było to możliwe.. z drugiej strony były to wyroby Lilith, a jej pachniały bardzo intensywnie. No właśnie, apropo wyrobów. Sięgnął do kieszonki kurtki po malutką paczuszkę gdzie były dwie czekoladki, dwie Lucas zdążył już pochłonąć. Wyciągnął jedną z nich i poprosił ją by wystawiła język i zamknęła oczy. Położył czekoladkę na języku i powiedział. - Nie otwieraj jeszcze tylko.. chcę sprawdzić twoją silną wolę. Czekolada będzie się rozpływać w ustach, nie gryź jej i nie połykaj.. chyba że chcesz przerwać chwilę przyjemności. - Wystawił język i delikatnie ścisnął jej udo, włożył głowę pod jej koszulkę i zaczął jeździć językiem bo jej brzuszku tworząc mokrawe szlaczki . Ile wytrzyma Ria?
Ria kochała czekoladę. Potrafiła wyczuć ją na kilometr, a gdy go całowała po prostu ją wyczuła. Nic nadzwyczajnego. Choć może trochę... Bo jaki normalny człowiek 'potrafiłby to? Może była już osobą nienormalną i jedyne co jej zostało to odwyk od tego typu słodkości...? O nie ! Z pewnością by tego nie wytrzymała. Nawet wizja, że w przyszłości może być gruba jej nie odstraszała. Jego słowa na jej temat cieszyły ją, i to bardzo. Uwielbiała gdy tak do niej mówił. Czuła się wtedy wyjątkowa i jedyna na świecie. Oczywiście wcale tak nie było, jednak kto zabroni jej myśleć w ten sposób? No właśnie, nikt. Sama również zaczęła prawić mu komplementy. Kochała go tak bardzo, że każde słowo wypowiedziane przez nią nie było na tyle idealne aby mogło do niego trafić. Tak zresztą uważała. No bo mówienie: jesteś dla mnie wyjątkowy, kocham tylko ciebie i nigdy Cię nie opuszczę były zwyczajnie w świecie oklepane. A ona szukała czegoś wyjątkowego, czegoś co tylko ona mogłaby mu powiedzieć. Niestety nie znalazła takiego słowa. I w tym momencie uderzyło cos w nią. Ona nigdy go nie zostawi ale czy on myśli podobnie i nie zostawi nigdy jej? Tego nie wiedziała. A nie chciała wyjść na dziewczynę która nie ufa swojemu chłopakowi i potrzebuje takich zapewnień więc nie mogła go spytać. Ufała mu, że tak jest. Choć było to trudne. Jego prośba wydała jej się dziwna jednak ją spełniła. Ciekawość mimo wszystko zwyciężyła. Czując jak kładzie coś na jej języku chciała to od razu pogryźć i połknąć. Tym bardziej, że wyczuła w tym czekoladę. Jednak jego druga prośba ją powstrzymała. Zamknęła usta i czekała na to co zrobi. Oczu nadal nie otwierała choć miała wielką ochotę. I może to i lepiej , że ich nie otwierała bo przyjemność odczuwana przez nią była zdecydowanie większa niż normalnie. Chciała wytrzymać jak najdłużej i naprawdę się starała jednak nie mogła. Po paru minutach pogryzła resztki czekoladki i podnosząc jego głowę do góry wpiła się w jego usta. Starała się jak mogła być delikatna, co w odniesieniu do kobiety było absurdalne, i nie zrobić mu krzywdy jednak nie mogła. Przejechała językiem po jego dolnej wardze jako wstęp do pocałunku francuskiego. Nie mogąc się jednak powstrzymać, w miarę delikatnie, włożyła go w jego usta drażniąc jego podniebienie. Nie trwało to długo, gdyż stan w jakim była jeszcze chwilkę wcześniej minął. Jedyne co świadczyło o jego obecności to rumieńce na jej policzkach i szybsze tętno. Odsunęła się od niego na parę centymetrów i patrząc mu w oczy uśmiechnęła się niewinnie. - Przepraszam. - jednak czy naprawdę można było wyczuć w tym słowie przeprosiny? Może... Ria przygryzła swoją dolną wargę i wpatrywała się w jego oczy które lekko błyszczały.
Czekolada, płynna substancja z dużą ilością cukru powodująca odczucie szczęścia po jej zjedzeniu. Trochę jak narkotyki, ale w pełni legalna i można ją dostać w każdej ilości. Ria kochała ją, w cale by się nie zdziwił kiedy by położył czekoladę na jej języku i od razu by zniknęła w jej ustach. Cała, kochana Oriane.. jak tu jej nie uwielbiać za jej charakterek? Potrafi się zdenerwować, ale nie gniewa się długo.. jest bystra, lubi się drażnić i przejmuje się każdą osobą. Ideał kobiety, nic dodać nic ująć moi drodzy. Pocałunek który otrzymał tylko potwierdzał jego myśli, to te właśnie całusy dawały mu te paliwo do wymyślania to nowych ciekawych przeżyć. Skoro się jej to podobało, to czemu miał przestać. Objął ją w pasie i przysunął do siebie tak by usiadła mu na brzuchu okrakiem, wyszczerzył się przytrzymując ją by nie spadła. - Twoje przeprosiny nie są na miejscu skarbie, powinnaś powiedzieć coś w stylu.. było genialnie.. albo.. jesteś taki przystojny.. - Zaśmiał się głupio żartując sobie z niej. Przyłożył palec do swoich ust dając jej znak by nie mówiła nic, tylko by się wsłuchała w klimat tego miejsca. Założył ręce za głowę i przymknął oczy. Mogła tak sobie siedzieć bo mu zbytnio nie ciążyła, a on chciał się zrelaksować. Wyobrażał sobie teraz wielkie potwory, które pokonywał w środku tego ciemnego lasu. To on był tym bohaterem, chciał by każdy w jego myślach to zapamiętał.. czy on nie wyglądał teraz słodko? Ideał mężczyzny można by rzec.. gdyby był sam na świecie. Istniało wielu, którzy byli od niego lepsi.. ale skoro o nich nie wie Ria to niech tak zostanie.
Nie zastanawiając się dłużej usiadła okrakiem na jego kolanach twarzą do niego. Wpatrywała się w jego twarz. Każdy mięsień który wprawiał w ruuch mówiąc czy po prostu się uśmiechając. Każdą zmarszczkę wywołaną śmiechem czy złością. Ciężko było jej to wszystko zauważyć zważywszy, że siedzieli w ciemnościach, a światło z różdżki która aktualnie była na ziemi nie dawało wystarczającego światła. Jednak jej wyobraźnia i obraz jego twarzy w jej głowie były wystarczające aby mogła to wszystko odwzorować. A w szczególności kolor jego oczu. Pomimo, iż miał je teraz zamknięte doskonale widziała przed sobą te ciemne, niczym otchłań oceanu, oczy. Kochała się w nie wpatrywać. Wyczytywać z nich emocje i nie wypowiedziane słowa. Czasami traktowała je jak gwiazdy, które były nieosiągalne dla ludzi. Jak coś czego nigdy nie mogła mieć. Nie miała pojęcia ile czasu minęło. Może godzina, a może dwie. Z pewnością ktoś już zauważył, że nie ma ich w dormitorium. Co z tego, że byli osobami dorosłymi i odpowiedzialnymi za swoje czyny skoro nie mogli wracać do pokoi o porze jaką oni uznaliby za stosowną. Z niechęcią zeszła z kolan Lucasa. Zebrała swoje rzeczy, w tym różdżkę, i wraz z nim skierowała się do wyjścia z pokoju. Przez cały ten czas nic nie mówili. Słowa nie były im potzrebne. Doskonale rozumieli się bez nich.
Miała ochotę tutaj przyjść, choć powinno być całkiem odwrotne. Powinna unikać wszystkiego, co kojarzy jej się z tamtą nocą. Odkąd jednak pogodziła się ze swoim losem walczyła o to, by znieczulić się na to wszystko. Zamierzała odrzucić całe swoje poprzednie życie, a to wymagało od niej naprawdę sporego wysiłku. Szczególnie, że widok Lilith już pierwszego dnia jej powrotu sprawiła jej nie mały ból. Praktycznie nie potrafiła jej skrzywdzić, a przecież musiała to zrobić. By gryfonka była bezpieczna. W postanowieniu zmiany swojego ówczesnego życia mogło utwierdzić ją tylko to wspomnienie. Chciała znów znaleźć się w zakazanym lesie. Potrzebowała ujrzeć obleśne ciało wilkołaka, którym sama niedługo się stanie. Mogła to sobie przypomnieć tylko w tej charakterystycznej ciemni pod koronami drzew. Wiedziała, że Frederick zabije ją, jeśli znów będzie próbowała pójść do lasu. Miała wrażenie, że mężczyzna widzi i słyszy wszystko, co ją dotyczy. Że jeśli zrobiłaby jeden niewłaściwy ruch ten wyskoczył by i zabrał ją z powrotem do domu. Nie chciała znów być kilka tygodni zamknięta w czterech ścianach jego sypialni. Dlatego dbała o siebie i nie rozrabiała. W takim wypadku jedynym spełnieniem jej potrzeby była sala jedenaście. Weszła tu z lekką niepewnością wymalowaną na twarzy. Ta sala była tak zrobiona, by jak najbardziej realistycznie przypominać Zakazany Las. Choć z zewnątrz wydawał się malutki, to w środku natomiast był bardzo rozległy. Nie było słychać nic. Nawet ptaków. Tak, jak tamtej nocy. Westchnęła głęboko. Tak będzie już wyglądało jej życie?
Nie był osobą, która czymkolwiek się martwiła, ba, żył chwilą. Bawił się, nie przejmował konsekwencjami swoich czynów, nie przywiązywał do ludzi i wymienianie ich na 'nowsze modele' nie sprawiało mu żadnego problemu. Bo tak było łatwiej.A przynajmniej Nate właśnie tak uważał, bo przecież uczucia były złe. Niepotrzebne. Zbędne. A kiedy zaczynały wchodzić w grę? Woods wiał gdzie pieprz rośnie. Być może dlatego relacja z Vittorią była klasyfikowana jako ta skomplikowana. Nie uciekał od niej, nie odcinał się, nie unikał jej. Wręcz do niej lgnął i potrzebował jej osoby w swoim życiu. Cholera wie, ile dni minęło od ich ostatniego spotkania? Ale wiedział, że coś nie gra. Nie mijał jej na korytarzach, nie widywał na zajęciach. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wszyscy plotkowali i wymyślali historie nie z tej ziemi, a Nate przy kolejnej usłyszanej dostawał większego szału. Martwił się. Cholera. Martwił się jak nikt inny i w jego głowie tworzyły się kolejne czarne scenariusze. Ale dni mijały i powoli przyzwyczajał się do faktu, że jej nie ma. W końcu nauczył się, że ludzie jeszcze nie raz znikną z jego życia i choć w środku jakby się rozpadał, nie dał po sobie tego poznać. Ale czasami potrzebował pobyć w ciszy i spokoju, mierząc się ze swoimi problemami. A jesli chodziło o Hogwart takich miejsc było wiele. A tym bardziej Woods do nich lgnął, jeśli były ciemne i klimatyczne. Jak ta sala, która odzwierciedlała zakazany las. Wślizgnął się do niej tak, aby nikt go nie zauważył, bo nie był w nastroju do rozmów i choć miał szczerą nadzieję pobycie w samotności, już na wejściu ujrzał osobę, która była do niego odwrócona plecami. Był w stanie poznać ten kolor włosów, budowę ciała, ubiór i każdy pojedynczy element choćby nawet w największych ciemnościach. Lekki uśmiech, który malował się na jego twarzy przez cały dzień, zupełnie zniknął. Oddech został na chwile wstrzymany. -Czy ciebie zupełnie powaliło?- żadnego 'hej, jak się masz' w końcu to było typowe dla Natha, więc chyba nie musiała się dziwić- Ja rozumiem, że można znikać... Nie, w sumie nie rozumiem. Ale żeby nie dawać żadnego znaku życia? A racja, jeden list. JEDEN- oczywiście, że był wnerwiony. Martwił się o nią, w dodatku, że stawiali się dla siebie coraz bliźsi. A ona nagle postanowiła rozpłynąć się w powietrzu na dość długo okres czasu! Nath skrzyżował ręce na klatce piersiowej i czekał na jakiekolwiek wyjaśnienia.
Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych. Zapowiadał się z każdą chwilą coraz gorzej. Najpierw? Trafiła na Lilith. Była pierwsza do odstrzału. Dosłownie chwilę później na Edwarda, którego również musiała spróbować zranić jak najdotkliwiej. Potem jeszcze ta lekcja transmutacji, na której niemalże pobiła się z Lucasem. I jeszcze ta cholerna Kath, która sprawiła iż Vittoria musiała w końcu pogodzić się z myślą, że w tej całej grze, w którą zaczęła grać kolejnym krokiem będzie Nathaniel. Nie szukała go. Wiedziała, że plotki rozchodzą się po Hogwarcie na tyle szybko, by sam ją znalazł. Poza tym od zawsze wpadali na siebie w najmniej odpowiednim momencie. Może dlatego z nim również była mocno związana choć on nie musiał o tym wiedzieć. Nie myliła się. Stała w tym pokoju z przymkniętymi oczami. Myślała o wszystkim i o niczym jednocześnie. Planowała swój kolejny krok. W pierwszym jej postanowieniu miała wystrzelić w stronę ślizgona jakiś przytyk w kierunku jego siostry. To by zadziałało jak płachta na byka i ten na pewno nie chciał by mieć z nią nic wspólnego. Jednak po tym, co powiedziała do niej @”Katherine Russeau” w klasie. Jak ostro kazała się jej odpieprzyć od Natha tak, jakby był jej własnością. To sprawiło, że w tym wszystkim pojawiła się chęć zemsty. Szczególnie, że tępa suka ją ośmieszyła. Przyćmiewało to wszystkie inne zamierzenia. Jakoś chciała jej dopiec. Gdy usłyszała słowa Nate, natychmiast odwróciła się w jego stronę. Nie wydawała się zaskoczona, ani nawet trochę speszona jego widokiem. Spoglądała na niego spokojnie. Prawie tak, jakby nie rozumiała czemu on się tak unosi. - Przepraszam Cię – Wyszeptała cicho podchodząc do chłopaka – Ja wiem, że miesiąc to dużo. Nawet nie wiesz ile się w moim życiu zmieniło... - Położył dłonie na jego skrzyżowanych rękach i pociągnęła delikatnie w dół, by je rozluźnił. Zamierzała właśnie upiec trzy pieczenie na jednym ogniu. Wkurzyć Kath, pozbyć się Edwarda i w najbliższym czasie zostawić też Nathaniela. - I nawet nie wiesz... Jak strasznie za tobą tęskniłam – Te słowa były szczere. Brakowało jej go. I prawdziwość jej oczu gdy to mówiła nadało szczerości również temu, co zrobiła chwilę potem. Położyła dłoń na jego karku delikatnie muskając będące na nim włoski. Podniosła się na palce i po prostu go pocałowała! I nie był to byle jaki pocałunek. Był ekspresyjny, był namiętny. Zsunęła dłoń od jego karku, przez policzek aż na tors. Zacisnęła palce na jego koszulce pilnując, by jej nie uciekł.
Właściwie nie wiedział czego może się spodziewać, po tym co jej powiedział. Racja, może nieco się uniósł, ale po wszyskich niedomówieniach ona nagle zniknęła i pojawiły się kolejne pytania pozostawione bez odpowiedzi. Nie chciał przyznać, że jego uczucia do niej były dość niejasne co pogarszało całą sytuacje. Bronił się wszystkimi możliwymi wymówkami, byleby nie powiedzieć czegoś co nie pasowało do jego ślizgonskiego charakteru. Był w stanie to robić przez ten czas, kiedy jej nie było. Nauczył się tak funkcjonować, ale nagle Vittoria wracała i tu zaczynały się komplikacje. Dużo komplikacji. Dlatego stojąc przed nią był pewien, że odpowie mu w dość nieprzyjemny sposób, a ich drogi się rozejdą, to byłoby niezle ułatwienie! A przynajmniej dla Natha, który często ranił ludzi, na których mu zależało i sądził, że kiedyś tak będzie z Titi. Ale nie powiedziała nic obraźliwego, nie wybiegała z sali, a zachowywała się zupełnie inaczej niż Nate przypuszczał. Chyba zbyt dobrze znał się na grze aktorskiej żeby w to uwierzyć... Ale przy niej był nawet skłonny potwierdzić fakt, że kosmici istnieją. - Tak, nie wiem. Wiesz czemu? Bo postanowiłaś przez miesiąc się nie odzywać. Wiesz ile stresu się najedliśmy?-bo nie miał na myśli tylko siebie, a wszystkich znajomych Titi, którzy znajdowali się w takiej samej sytuacji jak Woods. Nadal utrzymywał swoją poważną postawę, choć kiedy się do niego zbliżyła, wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zrozumieć, że krzyki są zbędne. Ale nie był w stanie odpowiedzieć na jej słowa. Nie chciał powiedzieć, że tęsknił, choć tak było. Nie chciał się przywiązywać, choć wiedział, że tak się dzieje. A co najważniejsze nie chciał się do niej zbliżać, tak jak właśnie zrobiła to ona, bo to nigdy nie kończyło się dobrze. Kiedy poczuł jej usta na swoich, jej rękę przejeżdżającą po swojej klatce piersiowej. Wplótł swoje długie palce w jej włosy i przyciągnął ją do siebie, całując jeszcze bardziej namiętnie. Cholera, chciał tego. Ale wystarczyła sekunda by automatycznie się od niej oderwał. - W co ty grasz Vittoria?- znał ją. A przynajmniej na tyle dobrze, żeby stwierdzić, że coś jest nie tak. Uważała go za szarańcze, a chwile pózniej całowała. Zmrużył oczy i wpatrywał się w nią. Nienawidził kiedy ktoś go oszukiwał... W dodatku wpływając tym na jego uczucia i prawdziwą stronę. A trzeba przyznać, że jej powoli zaczynało się to udawać.
Wiedziała, jak bardzo wszyscy jej znajomi musieli cierpieć. Szczególnie, że każdy z nich dostał list o tej samej treści. Wysiliła się tylko na tyle, by na każdym powielanym pergaminie zmienić adresata. Wtedy jednak nie wiedziała co więcej mogłaby im powiedzieć. Przez pierwszy tydzień swojego zniknięcia na przemian była nieprzytomna i milcząca. Mogła dużo myśleć, ale gdy pisała te listy nie umiała przelać na papier niczego, co pojawiało się w jej głowie. Powiedzenie „za niedługo po raz pierwszy się przemienię”, „jestem niebezpieczna” czy inne tego typu sformułowania broń boże nie wchodziły w grę. Dużo rozmawiała z Frederickiem. Miał dla niej wiele rad. Postanowiła tak jak on odciąć się od świata i do tego chciała doprowadzić swoim każdym kolejnym ruchem. - Wiem. Wiem Nate. Przepraszam – Odpowiedziała mu raz jeszcze mając nadzieję, że nie będzie się na nią długo gniewał w tym momencie. Czuła, że nie będzie potrafił tego robić. Szczególnie, że zobaczyli się po tak długim czasie po raz pierwszy. Czy naprawdę najważniejsze było teraz, by zrobić jej wykład na temat znikania bez słowa. Gdy odwzajemnił jej pocałunek uśmiechnęła się delikatnie, co mógł w trakcie tej czułości poczuć. Od dawna zastanawiała się jak by to było, gdyby kiedyś ich małe wojny zaszły właśnie w te rejony. Może gdyby jej życie nie było tak skomplikowane kiedyś wyszło by to samo z siebie? Trochę w to wątpiła. Ze względu na to, że niedawno to właśnie Edward wyznał jej miłość, a ona nie potrafiła mu odpowiedzieć. Była zagubiona w gąszczu zdarzeń. - Gram? - Odpowiedziała spotykając ze sobą ich oczy, a chwilę później opuszczając. Zdawało się, że zabolały ją jego podejrzenia – Miałam dużo czasu na przemyślenia... To tyle. Ale jeśli ty... Jeśli dla ciebie nic nie.. Możesz mi powiedzieć. Będziemy udawać, że tego nie było – Nawet na chwile nie spojrzała w jego stronę. Zdawało się, że w tym momencie zdecydowanie bardziej interesująca jest podłoga. Proszę Cię Nathaniel. Złap przynętę. Nie utrudniaj mi tego. To i tak już wystarczająco boli... Nawet to paskudne ugryzienie na boku się do tego nie umywa
Pewnie gdyby Nate wiedział o tym całym zdarzeniu, wszystko wyglądałoby inaczej. Przecież nie miał pojęcia, co działo się w jej życiu, skoro się nie odzywała. Po prostu myślał, że gdzieś zwiała z błahego powodu, choć prawda była zupełnie inna. Jasne, mógł się domyślać, że z stało się coś niezbyt przyjemnego, ale przecież nie sądził, żeby tak było. Vittoria przeszła już sporo i kolejna dawka tego typu wydarzeń raczej nie była dla niej przyjemna. Ale nic nie powiedziała, a on nie mógł czytać jej w myślach, żeby dowiedzieć się co siedziało jej w głowie. A szkoda, bo to naprawdę by się przydało w tym momencie. -Gdzie byłaś? Co było powodem twojego zniknięcia?- nie chciał słuchać, że jest jej przykro. Wierzył jej... Dobra, może nie do końca, ale chciał jej wierzyć. Ale w tym momencie musiał dowiedzieć się co zaszło w jej życiu. W końcu minął miesiąc, więc tak naprawdę zdarzyć mogło się wszystko. Nie została wyrzucona ze szkoły, więc najwyraźniej dyrektor musiał coś wiedzieć. A w takim przypadku, to musiało być coś ważnego. -Nie znasz mnie. Nie powinnaś się angażować, bo to nigdy nie wychodzi- idiota. Uwierzył jej. Był pewien, że naprawdę przemyślała wszystko. Nawet nie był w stanie wychwycić podstępu, bo wydawało mu się, że mówi naprawdę szczerze. Ale teraz chodziło o niego i wieczne ranienie wszystkich wokół. Nie chciał żeby tak samo było z nią. Cóż, złapał się na haczyk, choć w nieco inny sposób. Merlinie, w tym momencie była tak bardzo podobna do niego. Wykorzystując całą sytuację, potrafiła nim manipulować bez żadnych problemów.
Gdyby mogła o tym powiedzieć komukolwiek, to na pewno wyglądało by to inaczej. Ale nie mogła być pewna, że wtedy wszystko będzie dobrze. Wręcz przeciwnie. Podejrzewała, że taka wiedza może być dla jej bliskich zbyt obciążająca. Dlatego trzymała to w sobie nie pozwalając by choć jedno niewłaściwe słowo wyrwało się z jej ust. - Nie odpuścisz, prawda? - Spytała, ale znała już odpowiedź. Dlatego westchnęła i podrapała się po głowie – Miałam mały... Wypadek. Generalnie miesiąc przeleżałam w szpitalu – To mówiąc nagle zaczęła ściągać przed nim bluzę. Położyła ją na ziemi i podniosła koszulkę pokazując bandaż ciągnący się od piersi aż do pępka – Wiesz mam mieszkanie w Londynie. W mugolskiej dzielnicy. Jakaś grupa czarodziei, gówniarzy w moim wieku lub młodszych, pojawiła się tam i zaatakowała kilka osób. W tym mnie. Generalnie nie wyglądam jakoś magicznie szczególnie pisząc na telefonie komórkowym – Ta historia wypadła bardzo przekonująco. Cóż, mówi się, że wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Ona ten scenariusz stworzyła w głowie już dawno i nie raz nie dwa wałkowała go chcąc, by w razie czego był jej ratunkiem od głupich pytań. Mało było takich zaklęć, które mogły położyć czarodzieja do szpitala na miesiąc, ale i tu wytłumaczenie było dość proste. Wystarczyło trafić do mugolskiego szpitala a nie do Św. Munga. W końcu tam niektórzy i latami dochodzą do siebie bez odpowiednich eliksirów i zaklęć. - Nate, ale ty w jakiejś części znasz mnie. I wiesz, że u mnie to też nigdy nie wychodzi – To mówiąc położyła mu jedną dłoń na policzku i pogłaskała delikatnie – Dwie z nas katastrofy ale... Jeśli byś chciał to... Uwierz mi, że nie mam już nic do stracenia – To mówiąc spróbowała raz jeszcze. Ponownie uniosła się na palce, ale tym razem nie był to taki sam pocałunek, jak wcześniej. To zaledwie całus, muśnięcie jego ust swoimi wargami nim ponownie się odsunęła. Nie chciała być zbyt nachalna, a jednocześnie dać mu do zrozumienia, że nie żartowała. Poza tym na prawdę nie miała już nic do stracenia. Był ostatnią osobą, którą przez jakiś czas miała jeszcze zachować w swoim życiu.
To prawda, w końcu wilkołaki raczej nie były dobrze kojarzone w tym świecie. Z pewnością każdy ze znajomych Vittorii starałby się ją wspierać, choć mogłoby wychodzić to różnie. Gdyby dziewczyna teraz powiedziała mu prawdę, Nate pewnie nie wiedziałby jak zareagować. Jasne, na pewno by się z tym pogodził i chciał wspierać Titi. Ale nie powiedziała i właściwie mógł jedynie czekać, czy kiedyś powstanowi im wyznać prawdę. Oczywiście Nate był skłonny uwierzyć jej we wszystko, w końcu poprzednie spotkania, a raczej ich rozmowy były szczere, dlatego sądził, że teraz będzie podobnie. Co prawda zaskoczyło go, że Vittoria odpowiedziała na jego pytania bez wahania. Cały czas uważał, że nie jest na tyle otwarta, żeby mowić o swoim życiu, a tym bardziej takiej osobie jak Nath. -Merlinie, to coś poważnego?- zapytał widząc opatrunek na jej ciele. To też łyknął, w końcu wszystko wydawało się prawdopodobne- Ale mogłaś napisać, a my wszyscy i tak dostaliśmy listy o tej samej treści- oczywiście, że wiedział, że nie tylko on dostał mało wyjaśniający list. Nie trudno było się dowiedzieć, że otrzymali go rownież inny znajomi dziewczyny, to był tylko jeden element, który nie łączył się z całością, ale Nath i tak tego nie zauważył. -Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? Tak, jestem chodzącą katastrofą i może ty też, ale jesteś dla mnie ważna i nie chce, żeby coś to zepsuło- miał w zwyczaju myśleć, że zawsze psuje wszystko wokół. Ale kiedy kolejny raz jej usta znalazły się na jego, wszystkie wątpliwośći się rozmywały- Chcę- powiedział po chwili zaraz przy jej uchu. A pózniej ponownie złączył ich usta w pocałunku. Chyba nie dbał już o to, jakie będą konsekwencje tego wszystkiego. Cóż, trzeba przyznać, że jej się udało.
Dla Vittori było najważniejsze żeby nikt się mimo wszystko o tym nie dowiedział. Sama popełniła kiedyś błąd jakim było wiedzieć zbyt wiele. Gdyby nie zobaczyła rany na plecach nauczyciela i gdyby za nim przez to nie poszła do zakazanego lasu... To jej życie było by zdecydowanie łatwiejsze. Choć może w tym wszystkim są jakieś plusy? Gdyby nie jej paskudny plan nigdy nie dowiedziała by się, że Nate coś do niej czuje. Nie domyślał się, więc to musiało być szczere. Ale o tym zaraz. - Nie jest aż tak źle. Boli jak się dotknie, ale poza tym jak widzisz nie umieram – Uspokoiła go mając nadzieję, że nie będzie się przesadnie martwił. Nie o to w tym wszystkim chodziło żeby teraz drżał o jej zdrowie na każdym kroku. I wprawdzie ból często powodował, że z jej oczu ciekły łzy a ona sama nie mogła się ruszyć, to jednak Nathaniel nie musiał o tym wiedzieć. - Nie chciałam was martwić. Teraz wiem, że to było głupie. Mogłam wam od razu napisać o co chodzi – Miała nadzieję, że to również zabrzmi prawdziwie. Choć trochę w tym było prawdy. Ten list był tak pusty i obojętny, że nie jedno z nich już na samym wstępie pogniewało się na Vittorię. Łatwiej się było potem od nich oddalić. - Nie chce czegoś uważać. Chce sprawdzić – Wyszeptała jeszcze nim się do niego zbliżyła. I udało się. Pocałował ją, a ona nie zastanawiając się ani chwili odwzajemniła ten pocałunek. Położyła palce na jego ramionach i zacisnęła je delikatnie. Nie zamierzała za bardzo go pogłębiać, bo to wskazywało by na pożądanie. A to już na samym początku mogło wzbudzić podejrzenia. Dlatego jedynie zamknęła oczka napawając się przez chwile tą chwilą. - Cieszę się. Teraz to dopiero będzie dziwnie – Zaśmiała się pod nosem – Będziemy chodzić za rączki po korytarzach i mówić do siebie Słoneczko, Biedroneczko, Żabciu i tak dalej? - Wyszczerzyła się do chłopaka robiąc krok w tył. W sumie ona już miała na niego bardzo urocze przezwisko. Nic się nie zmienia w tej kwestii, że Nate nadal się Szarańczą.
Wszystko to mogło wydawać się komiczne. W końcu jeszcze niedawno się nienawidzili i pewnie Titi robiła wszystko, żeby Nate'a unikać. Cała sytuacja znacznie się zmieniła i choć Woods wydawał się być obeznany jeśli chodzi o oszukiwanie ludzi, najwyraźniej coś mu umknęło. Nie był raczej typem osoby, która po kilku spotkaniach wyznawała swoją miłość, tak samo jak nie wierzył w tę od pierwszego wejrzenia. To zwyczajnie było dla niego idiotyczne, bo jak miał to przyznać właściwie nie znając człowieka, prawda? W przypadku tej dziewczyny wszystko było milion razy bardziej skomplikowane i Nate był świadomy, że ukrywa nie jeden sekret. Pytanie, czy go to obchodziło? Oczywiście w tym momencie pewnie nie mógłby szczerze powiedzieć głupiego: Kocham cię. Jakoś nie miał w zwyczaju rzucać słów na wiatr. Ale nie potrafił określić, jak bardzo Vittoria go fascynowała i jak to zmieniało się z dnia, na dzień. Całe to 'bycie ze sobą' naprawdę było śmieszne, skoro Nath słynął z tego, że na co dzień denerwował Amerykankę jak się dało, a ona najwyraźniej dostawała przez to szału. Cóż, trzeba przyznać, że ich relacja nieco wyewoluowała przez ten cały czas i Nate chyba nie miał nic przeciwko. Międzyczasie odpuścił temat całego: Dlaczego się nie odezwałaś? Bo ile mógł ją tak męczyć, w końcu wydawało mu się, że pięknie sobie wszystko wyjaśnili. -Oczywiście... Żabciu. I zapomniałaś o migdaleniu się ze sobą w miejscach publicznych- przypomniał jej i gdyby ktoś go nie znał, mógłby stwierdzić, że Woods mówi całkiem poważnie. Ale cóż, ona poznała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak zawsze zamykał się na uczucia i nie okazywał ich w zwyczajny sposób- A teraz chodź, możemy porzucać zaklęciami w pierwszorocznych- raczej nie sądził, żeby Vittorię fascynowały takie zabawy, ale co tam! Pociągnął ją za sobą za rękę, zostawiając salę, która swoją drogą była dość przerażając, za sobą. z/t x2
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris zastanawiała się, czemu @Kady Headey miała ochotę na spotkanie właśnie tutaj, ale jej wątpliwości rozwiały się, gdy tylko przestąpiła próg pokoju. Całe pomieszczenie imitowało Zakazany Las, co sprawiło, że Krukonka stanęła jak wryta. Wpatrywała się w wielkie, ciemne drzewa, widziała pająki tkające swe sieci wśród gałęzi, a pod stopami czuła miękką trawę. Do tej pory w Zakazanym Lesie była tylko parę razy podczas lekcji, ale zdążył wzbudzić w niej niemały zachwyt i przerażenie. Teraz musiała przyznać, że ta sala wspaniale oddawała jego klimat. Zadrżała słysząc krakanie kruka, ale dostrzegła, że to Geralt. Zagwizdała cicho i zwierzę sfrunęło z wysokiej gałęzi na jej ramię. - Sowiarnia ci nie wystarcza? - spytała, czule gładząc jego białe pióra. Kruk przekręcił łebek i łypnął na nią błękitnym okiem. - Nie wystarcza. Nie wystarcza. - powtórzył skrzekliwie, na co Naeris się uśmiechnęła. Czasami miała wrażenie, że Geralt naprawdę jest kimś więcej niż tylko krukiem. Może czarownica, która jej go wcisnęła za czterdzieści galeonów mówiła prawdę o tym, że to animag, który popełnił jakiś błąd? Szkoda, że nie umiała rozmawiać ze zwierzętami i się dowiedzieć. Przeszła parę kroków w głąb pokoju (lasu?), rozglądając się po drzewach. Zwierząt, oprócz pająków i drobnych owadów albo robaków, tu nie było, w końcu nie mogłyby tu żyć. Kruk odczepił się od bluzki Naeris i zniknął po chwili w koronach drzew, skąd dalej dobiegało jego krakanie. Panna Sourwolf spodziewała się, że Kady przyjdzie punktualnie. Chciała z nią porozmawiać, w końcu były przyjaciółkami i Naeris wiedziała, że może na nią zawsze liczyć. Teraz gryzła ją jedna sprawa i miała ochotę się nią z kimś podzielić. Z kimś komu stuprocentowo ufała, a taką osobą była właśnie Kady. I właściwie tylko ona mogłaby chcieć się spotkać w tak mrocznym miejscu jak to.
Kady zawsze lubiła być na miejscu przed wyznaczonym czasem. Gdy weszła do sali po raz pierwszy, zaparło jej dech w piersiach. Teraz miała tak za każdym razem. Wiedziała, że Nana niedługo się tu pojawi, więc weszła odrobinę głębiej pomiędzy drzewa i przysiadła na rozległym konarze. To było jej ulubione miejsce do rozmyślań. Nikt tu prawie nie przychodził, ze względu na mroczną aurę, którą wytwarzała imitacja lasu. Po pewnym czasie usłyszała krakanie kruka i cichy gwizd. To zapewne Naeris ze swoim ptakiem, który swoją drogą był w pewnym sensie zupełnym przeciwieństwem swojej właścicielki. Kady rozłożyła się wygodniej na rozległym drzewie. W końcu zauważyła blondynkę jednak ta była chyba zbyt przejęta rozmową ze swoim ptakiem. Dziewczyna zmarszczyła brwi, po czym przewróciła oczami. Żeby ptak był bardziej interesujący od niej? - Cantus Musica- ślizgonka wypowiedziała prawie bezgłośnie zaklęcie, przez które w całym pomieszczeniu zaczęła grać muzyka. A dokładniej była to piosenka, którą Kady usłyszała podczas festynu. Nie żeby aż tak jej się spodobała, w końcu była mugolska. Jednak na pewno kojarzyła jej się z Naną. Po chwili dziewczyna zeszła z drzewa i podeszła do zdezorientowanej blondynki. - Jak zawsze na czas. O czym chciałaś porozmawiać? Kady też miała pewien powód, żeby się z nią spotkać, jednak była ciekawa co tak bardzo trapiło @Naeris Sourwolf.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris drgnęła, słysząc pierwsze dźwięki tak doskonale znanej jej piosenki. Gdy ciche nuty rozległy się w tym lesie, tylko pogłębiły wrażenie jego mroku i niebezpieczeństwa w nim czyhającego. "They're all around me"... Dobra, uwielbiała tę piosenkę, ale przez chwilę prawie sparaliżował ją strach. Z wielką ulgą zobaczyła, że to po prostu Kady. - Chcesz mnie przyprawić o atak serca? - uśmiechnęła się z trudem, bo nie chciała wyjść na jakiegoś tchórza. Po prostu to pomieszczenie, las, czy jak to nazwać przyprawiało o ciarki. Spojrzała uważnie na Kady, bo spodziewała się, że to raczej ona chciała z nią o czymś porozmawiać. Ale może obserwowała ją i zauważyła jej trochę zmartwioną twarz, więc domyśliła się, że i ona ma coś do powiedzenia. - Jakby to powiedzieć. - zaczęła Krukonka, bo nie chciała wyjechać tak prosto z mostu. - Byłam ostatnio na wróżbiarstwie. I dostałam pewną... ciekawą... przepowiednię. - powiedziała w końcu, patrząc prosto w błękitne oczy Ślizgonki. Zastanawiała się, czy ją to zainteresuje. Przeszła się parę kroków, starając się skupić na muzyce, która przestała ją niepokoić. "Oh you take all of the pain away"... Przez chwilę zamyśliła się nad słowami utworu, potem przypomniała sobie, że wcale nie powiedziała, czego owa wróżba dotyczyła. Odchrząknęła więc cicho, a jej dłoń powędrowała w kierunku naszyjnika, by go dotknąć. Robiła tak nieświadomie, gdy ciężko jej było coś z siebie wydusić. - Podobno mam się niedługo zakochać. Czy jakoś tak. - dopiero, gdy to powiedziała zdała sobie sprawę, jak głupio to brzmi. Kady była jej przyjaciółką, ale Naeris jakoś dziwnie się czuła, rozmawiając z nią o takich sprawach. W końcu Ślizgonka nigdy nie miała problemów z facetami, a przynajmniej Sourwolf o tym nie wiedziała. Ale nieśmiałość Naeris i jej kompletny brak doświadczenia wyolbrzymiał znaczenie przepowiedni. Jakby to było coś niesamowitego. Chciała komuś się z niej zwierzyć i czekała na komentarz Kady. Miała przy tym nadzieję, że jej nie wyśmieje, bo sama raczej nie wierzyła w to, że wróżba się spełni. Zbyt wiele lat czekała na miłość, która nigdy nie nadeszła.
Kady słuchała blondynki delikatnie podrygując w rytm muzyki. Nigdy nie wierzyła w przepowiednie ani inne wróżby. Były to dla niej zwykłe bzdury, wyssane z palca. W tych wszystkich filiżankach, kulach czy nawet kartach ludzie widzą to co chcą, o czym myślą, to co ich ostatnio spotkało i nie ma to żadnego związku z przeznaczeniem. W końcu ludzka wyobraźnia jest bujna. Jedyny sens widziała w wróżeniu z gwiazd. Albo tylko one wydawały jej się naprawdę magiczne z tych wszystkich opcji. Tak czy inaczej powstrzymywała się przed ziewnięciem. Do czasu, aż Nana powiedziała, ze ma się w kimś zakochać. Zdaniem ślizgonki mogło oznaczać to tylko to, że poznała kogoś, kto już zdążył zostać jej obiektem westchnień. Kady z trudem przypominała sobie z kim dziewczyna przebywała ostatnio. Pamiętała o chłopaku z festynu, Edmundzie i... - Czyżby w pewnym krukonie o imieniu James Waters? Dziewczyna zachichotała, czekając na reakcje czarodziejki. Kady natomiast pamiętała go jedynie z lekcji zielarstwa, kiedy usiadł obok niej. - Nie przejmuj się, w końcu miłość przychodzi do każdego. Nie potrzeba żadnych wróżb żeby to wiedzieć.- spojrzała się wprost oczy blondynki, gdy to mówiła. W końcu to prawda. Przynajmniej w tej kwestii była z nią szczera. Miłość zazwyczaj przychodzi niespodziewanie, niczym grom z jasnego nieba. Może nie zawsze oczekiwana, ale i tak się pojawi- Aż tak się tym przejmujesz? Brunetka widziała to w jej jasnych oczach. I zarówno w tym jak macała swój naszyjnik. Nietrudno było zauważyć, że dotyka go tylko w takich sytuacjach, które wywołują u niej stres lub smutek. Każdy ma swoje dziwactwa, a Kady nie miała problemu z tym. W końcu z tego co wie, Nana nie ma długiego stażu w romansowaniu.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Czekając na odpowiedź, rozglądała się po lesie. Ciekawe, gdzie też się podział Geralt...? Usłyszawszy pytanie gwałtownie odwróciła głowę i rozszerzyła z zaskoczenia oczy. - Co? - spytała głupio, nie do końca pewna, czy Kady naprawdę to powiedziała. - Jamesie? Zakochać? Ja? Co? Brzmiało to oczywiście idiotycznie, bo Naeris szczerze się zdumiała. James był jej przyjacielem, dogadywali się świetnie i spędzali dużo czasu razem, ale miłość... Nie! Przepowiednia nie mogła dotyczyć akurat tego Krukona, to się nie mieściło w głowie Sourwolf. Zależało jej na tej przyjaźni, nie na miłości. - Skąd taki pomysł? - spytała, spoglądając na Kady ze zdziwieniem. Dlaczego Ślizgonka spytała akurat o Jamesa? No dobra, dało się zauważyć, że wiecznie gdzieś są razem, ale to nic nie znaczyło... Naeris nie była zakochana. Za dużo myśli powstało naraz w jej głowie i wszystko jej się poplątało. - Trochę przestałam już wierzyć w to, że prędzej czy później odnajdzie się tego jedynego. - westchnęła cicho i spuściła wzrok na własne, białe trampki. - A na miłości, która będzie jednostronna albo przejściowa mi nie zależy. Czy się przejmowała? Oczywiście, że tak. Temat miłości zawsze sprawiał, że bolało ją serce i czuła głęboki żal do tego, że los pozbawił ją przyjemności zakochania się. Pragnęła jak każdy tego jedynego i prawdziwego uczucia, pragnęła mieć kogoś, kogo będzie mogła całować i przytulać, kogoś, kto będzie dla niej całym światem. Ale minęło tyle lat i nikt taki się nie zjawiał. Naeris mimo wszystko nadal miała nadzieję, ale jak wiadomo ona jest matką głupich. - Być może. - powiedziała tylko i podniosła znów wzrok na Ślizgonkę. - Też chciałaś mi o czymś powiedzieć. - bardziej stwierdziła niż zapytała. Choć dalej ciężko jej było przewidywać, co myśli Kady to chyba szło jej nieco lepiej.
Wkroczyła dumnym chodem do sali numer jedenaście, po czym zasiadła przy jednym ze stolików. Pod nosem nucąc jakąś piosenkę, której nie idzie rozszyfrować. - Ech, jak tu nudno nie ma z kim pogadać. Nie ma jak w Manchesterze tam zawsze do wszystkich można było się odezwać. Tam ja byłam królową! Wykrzyczała choć wcale nie chciała wyrazić swych myśli aż tak głośno.
Ostatnio zmieniony przez Elena Grey dnia Nie Paź 02 2016, 22:39, w całości zmieniany 1 raz
Nie zamierzała pojawiać się w wielkiej sali. Zwłaszcza po ostatnim incydencie z profesorem od astronomii. Spotkanie z nim, a z pewnością sam widok, wzbudziłby w niej uśpione już poczucie winy. Lucas z pewnością jej tego nie wybaczy. Na sto procent zerwie zaręczyny i się wyprowadzi. A przecież ona tego nie chciała. Nie chciała po raz kolejny sprawić mu przykrości. Była idiotką. Jeśli tak łatwo przychodziło jej ranienie bliskich jej osób to czy powinna z nimi przebywać? Nie lepiej byłoby odsunięcie się od nich? Nie. Bez nich z pewnością by nie przetrwała na tym świecie. Był zbyt chciwy i okrutny. I pewnie dalej myślałaby o swoim nieudanym, aczkolwiek bardzo ekscytującym, życiu, gdy nie czyjś głos wyrywający ją z nich. Ze zdezorientowaniem rozejrzała się po sali. Nie było tutaj nikogo prócz niej i... Sądząc po stole przy jakim siedziała to gryfonki. Aż tak bardzo nudziło ją życie w tym zamku? Ria z chęcią zamieniłaby się z nią na miejsca. Ciekawe co by powiedziała po jednym dniu w jej skórze. Nie zastanawiając się dłużej podeszła do dziewczyny bo... Nie ukrywajmy, zaintrygowała ją swoim donośnym wyznaniem. - Królową powiadasz... - zagadała poprawiając swoje włosy - Tutaj niestety już jedna mamy, ale... - zniżyła się do niej dodając kolejne słowa konspiracyjnym szeptem - Nie przepadam za nią. Pomogę Ci ją obalić. - po czym puściła jej oczko i usiadła obok nie czekając nawet na reakcję dziewczyny. - Oriane, ale większość mówi i Ria. A ty? - opierając głowę na ręce, którą uprzednio oparła łokciem o stół, spojrzała na dziewczynę z małym uśmiechem. Może jednak ten dzień nie będzie wcale taki zły.
- Jestem Elena, nie mów czasem na mnie Elen bo bardzo tego nie lubię - wyszeptała - No nie wiem czy w ogóle jeszcze moje życie będzie miało jeszcze sens, po tym co usłyszałam podczas ostatniego pobytu w domu od mojej matki że ponoć ludzie w Manchesterze nie chcą mnie już znać bo mój ojciec nagadał wszystkim że jestem w ośrodku szkolno wychowawczym, gdzieś daleko. Teraz co pomyślą o mnie tamtejsze koleżanki i ludzie w dawnej szkole? Strach się bać - brązowooka rozpłakała się i przytuliła do Oriane. Dlaczego czarodzieje muszą mieć tak ciężko ? Zapytała zachrypniętym głosem.
Elena. Od razu przypadło jej to imię. Nie miała zamiaru go zdrabniać. Był w sam raz. Jednak nie powiedziała tego na głos. Przytaknęła jej i rozejrzała po sali. Zakazany las robił wrażenie, tym bardziej, że były tutaj tylko we dwie. Nie miała jednak zamiaru sprawdzać co czai się za najbliższym krzewem czy drzewem. Słuchając dziewczyny nie potrafiła zrozumieć zachowania jej ojca. Jak to w ośrodku zamkniętym? Czyżby nei tolerowali czarodziei? Idioci. I pewnie by jej to powiedziała, gdyby nie przytuliła się do niej znienacka i rozpłakała. Starsza dziewczyna nie miała pojęcia co zrobić. Była w szoku. Trzymając ręce w górze starała sie rozgryźć obecną sytuację, jednak widziała, że może zająć jej to chwilę czasu. Dlatego położyła niepewnie swoje dłonie na plecach dziewczyny wykonując koliste ruchy. Może trochę ją to uspokoi. - Nie wszyscy to rozumieją. - zaczęła niepewnie nie chcąc jej wystraszyć. - Niektórzy potrzebują czasu, aby przyzwyczaić sie do czarodzieja w rodzinie. Może oni również? - pewność z jej głosu biła z każdym kolejnym słowem. Może młoda w to uwierzy i się uspokoi trochę.