TTo mała sala, gdzie niegdyś uczono tutaj wróżbiarstwa. Kiedy Dumbledore był dyrektorem, zmienił ją tak, aby wyglądała na Zakazany Las. Jest tutaj więc dosyć mrocznie. Sala spowita jest mrokiem, a gdy wsłuchasz się w ciszę usłyszysz ze ścian dobiegające niepokojące dźwięki typu warkot, drapanie pazurów o korę drzewa, echo jęku, dyszenie, sapanie lub trzask łamanych gałązek.
Zostali dobrani w pary. Jego partner, którego zresztą nie znał, postanowił się nie przedstawiać i strzelić do niego zaklęciem, które zamieniło go w zwierzę. Przemienił się w lisa, więc trafił całkiem dobrze. Był zdenerwowany, że dostał tak bez ostrzeżenia, ale wynagrodziła mu to forma w której czuł się wyśmienicie. Musząc kontynuować tradycję psowatych, zaczął gonić swój ogon. Zawsze zastanawiał się jak to jest. Po chwili biegania w kółko został odczarowany. Wstał z ziemi i otrzepał się. - Myślałem, że w Hogwarcie nie używa się na kimś zaklęć bez ostrzeżenia - Wycedził do swojego partnera. Wyciągnął swoją różdżkę. Uniósł swoje 14 cali w kierunku blondyna. Wykonał odpowiedni gest, wypowiadając przy tym inkantację, jednak nie przyniosło to żadnego efektu. Zaklął cicho pod nosem. Wycelował ponownie - Humanum Vulpes - Wypowiedział powoli i wyraźnie Jego partner zaczął zamieniać się w lisa. Był zadowolony z siebie, że pozornie tak trudne zaklęcie udało mu się rzucić już za drugim razem. Pozwolił chłopakowi odnaleźć się w nowym ciele, po czym przeszedł do odczarowywania, co udało mu się już za pierwszym raze.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
No tak, w końcu z borsukiem raczej nie miało się zbyt wielu skojarzeń, poza tym, że to zwierzak reprezentujący Hufflepuff. Naeris uważała każde stworzenie za piękne i wyjątkowe, także jej było raczej obojętne w co się przemieni. Lis kojarzył się ze sprytem i chytrością, a to do Krukonki niezbyt pasowało. Pewnie gdyby była animagiem to nie lisem. Może wilkiem, tak jak jej patronus? Uśmiechnęła się do Jamesa, widząc, że też mu się podobało. To dopiero udana lekcja. Po sali biegały borsuki, lisy i fretki, jeśli ktoś pomylił się tak jak Naeris. Liam cudem kontrolował co się dzieje. - Nie wiem sama... - bąknęła niepewnie, bo przemiana w zwierzaka sama w sobie była już fascynująca na tyle, że nie myślała nad tym, w jakie stworzenie się zmieni. Nie obawiała się, że Jamesowi coś nie wyjdzie, w końcu ufała w jego czarodziejskie umiejętności. Dziewczyna nagle zmniejszyła się i poczuła, że zamiata czymś z tyłu podłogę. Okazało się, że została białym lisem. To było coś niesamowitego! Naeris musiała koniecznie obejrzeć swój puszysty, śnieżnobiały ogon, więc zaczęła kręcić się dookoła. W końcu straciła równowagę, zaplątały jej się łapki i wylądowała pyszczkiem na podłodze. Zastrzygła uszkami, niezwykle szczęśliwa. Najchętniej nigdy już nie powracałaby do swojej ludzkiej postaci. James się nad nią schylił, więc podniosła się niezgrabnie i skoczyła na chłopaka. Zaczęła lizać jego policzki i nos, nie mogąc powstrzymać się od okazania swojej radości. Łapkami ugniatała jego buty, kiedy próbowała wdrapać się na kolana Krukona. Ząbkami chwyciła krawat Jamesa i ściągnęła go, po czym odbiegła trochę. Przewróciła się na plecy i zaczęła bawić zdobyczą niczym malutkie szczenię. Nie robiła tego tak mocno, żeby zniszczyć krawat. Kiedy wreszcie się uspokoiła usiadła grzecznie i pozwoliła się odmienić. - Merlinie! To było najlepsze co mnie w życiu spotkało. Chcę jeszcze raz! - nie mogła opanować śmiechu, kiedy wydusiła te zdania. Hasanie w ciele liska zmęczyło Naeris i musiała złapać oddech. - To było genialne, profesorze! Chciałabym móc... - zacięła się, czując, że zaraz wypapla o tej animagii. Odchrząknęła więc i podniosła z podłogi krawat Jamesa. - Wybacz, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. Niesamowite... Powtarzała z prawdziwym zachwytem.
Liam w większości po prostu się kręcił i pomagał w rzucaniu zaklęć. Miał wrażenie, że otoczenie i luźna atmosfera dobrze wpływały na uczniów, bo radzili sobie całkiem nieźle. Jedynie z odczarowywaniem mieli problemy, ale wtedy szybko interweniował i tyle. Musiał jednak dokończyć temat z panią @Erika L. Frisk, która wyraźnie nie zamierzała odpuścić. - Jeśli nie pasują pani moje kompetencje, może pani w każdej chwili wyjść. - Poinformował ją spokojnie. W pewnym sensie rozumiał jej tok rozumowania... - I proszę nie robić takich założeń, jeśli nie jest pani w pełni obeznana w temacie - dodał, definitywnie kończąc temat. - Ciężko to zbadać, panie Cortez - przyznał, usłyszawszy pytanie @Aleksander Cortez. - Czarodziej przetransmutowany w zwierzę nie może nauczyć się animagii. Zmiana transmutacyjna polega właśnie na tym, że nie jest zależna od woli, tylko od zaklęcia. Najprawdopodobniej taki czarodziej próbowałby pokazać komuś, że potrzebuje pomocy. - Nie był to raczej temat, na który warto było poświęcać więcej czasu. W końcu pozostawienie kogoś w takiej postaci byłoby zwyczajną torturą, uwięzieniem czarodzieja w nienaturalnej formie. Takie zabawy były fajne, jeśli trwały tylko chwilę i to na lekcji, gdzie nad wszystkim czuwał profesor. - Nie da się, panno Wykeham. Na tym polega chyba największa trudność... Większość aspirujących animagów wyobraża sobie, że przypadnie im wielce szlachetne czy potężne zwierzę, ale wszystko zależy od cech osobowości. To jedna z tych sił, nad którymi w ogóle się nie panuje. - Wyjaśnił, pomagając przy okazji pani @Harriette Wykeham z odczarowaniem jej partnera. Przesuwał się stopniowo po sali widząc, że zaraz wszyscy skończą, a czas lekcji dobiegnie końca. Jedynie @Naeris Sourwolf udało się go poważnie zaskoczyć, gdy okazało się, że jej pytania wcale się nie skończyły. - Nie zostało nigdy udowodnione, żeby dzieci animaga w jakiś sposób miały prostszą drogę do osiągnięcia tej umiejętności. Jest to ogromnym wyzwaniem dla każdego, geny nie mają z tym nic wspólnego. A co do patronusa, to jego zmiana sama w sobie jest czymś niezwykłym. Zwierzęca forma animaga jest jednak stała. Kiedy wszyscy wrócili do swoich form, Liam poniekąd odetchnął z ulgą. Nikomu nic się nie stało i raczej nie było jakoś tragicznie nudno. Ważne, że na paru twarzach widać było radosne uśmiechy. - Bardzo dziękuję wszystkim za uczestnictwo w zajęciach. Osoby, które wykazały się szczególną aktywnością, zostają nagrodzone pięcioma punktami dla swoich domów - wyjątkiem jest panna Sourwolf, która otrzymuje ich dziesięć. Uczniowie powoli wychodzili, a Liam czekał na spokojne, aby nie zostawiać nikogo samego w klasie.
Oficjalny koniec! Można śmiało wychodzić, rozmawiać sobie, czy co tam chcecie. Osoby, które zadały pytania, zbierają po 5pkt dla swoich domów, Ravenclaw ze względu na Naeris i jej masę pytań dostaje ich 10. Bardzo wszystkim dziękuję, a punkciki rozdam do kuferków w najbliższym czasie!
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris miała wyjątkowo ciekawy pomysł na to jak spędzić najbliższe popołudnie. Trwały święta, więc większość uczniów wyjechała do swoich domów. Sourwolf jednak wysłała rodzicom tylko życzenia, a sama pozostała w Hogwarcie. Na szczęście podobnie zrobił James, więc mieli świetną okazję do spędzenia więcej czasu razem. Krukonka sama przed sobą nie przyznawała się, jak bardzo tęskniła za przyjacielem. Dodatkowo uczenie się animagii szło sprawnie i łatwo, więc nie było powodów do zmartwień. Wysłała Jamesowi list, na który szybko odpisał, co tylko jeszcze bardziej ucieszyło Naeris. I tak była już podekscytowana jak małe dziecko, bo miała uczyć się swojego ukochanego przedmiotu, do tego z ukochanym przyjacielem. W torbie miała mnóstwo książek z transmutacji, przez co już ją trochę bolało ramię. Zastanawiała się czy James też podejdzie do tego z takim entuzjazmem, czy może uzna to za dość kiepski pomysł. W końcu chłopak wolał eliksiry, na których z kolei nie znał się Sourwolf. Jeszcze na korytarzu, zanim dotarła na miejsce wyciągnęła z kieszeni ładnie oprawione lusterko dwukierunkowe. Zobaczyła w nich odbicie swojego zielonego oka, ale kiedy mrugnęła pojawiła się tam szarobłękitna tęczówka. - Sala jedenaście. Czekam. - powiedziała i schowała z powrotem lusterko do kieszeni, kierując swoje kroki naprzód. W torbie miała pióro Scamandra, gdyby potrzebowali szybkiej odpowiedzi bez chodzenia do biblioteki, a oprócz tego mnóstwo pergaminu do notatek. W sali jedenaście panowała cisza i spokój. Weszła wgłąb lasu, żeby znaleźć kawałek pokrytej mchem i trawą łączki. Wygładziła mundurek siadając na głazie. Nie czekała na Jamesa w bezczynności. Od razu wyciągnęła książkę do transmutacji dla zaawansowanych i zaczęła czytać o animagii. Co prawda ten rozdział przeglądała już setki razy, a do tego ozdobiła marginesy swoimi dodatkowymi spostrzeżeniami. Teraz przeglądała spis sławnych animagów i tego, co dokonali. Tak bardzo o tym marzyła... Kolejne linijki tekstu wciągały dziewczynę coraz bardziej. Wymagało to pełni skupienia, dlatego przestała zwracać uwagę na podejrzane odgłosy lasu, a po prostu czytała i zapamiętywała każdy szczegół. Później zaczęła przeglądać inne tematy, myśląc o tym, które zagadnienia podejmie z Jamesem. Wszystkie informacje wydawały się niezwykle ważne dla Naeris, ale specjalnie przestawiła się na myślenie niezbyt zainteresowanego przedmiotem Krukona. Bardzo kusiły ją pewne sprawy, jak niewidzialność albo zmiana dłoni w broń... Ale musiała poczekać na Jamesa z wyborem tego, co będą ćwiczyć. I nadal bardzo się tym ekscytowała, chociaż teraz wyciszyła te emocje, żeby w pełni skupić się na czytanym i przyswajanym tekście. Czas mijał powoli, a chłopak nie nadchodził, więc zdecydowała się na odrobinę praktyki. Wyciągnęła swoją różdżkę zrobioną ze śliwy i szponu gryfa, po czym pogładziła ją palcami. - Lupus palus. - powiedziała cicho i wyraźnie, a przed nią zmaterializowała się postać szarego, wielkiego wilka. Uśmiechnęła się na widok zwierzęcia. Nauczyła się tego zaklęcia pod koniec szóstej klasy i często z niego korzystała. Zwierzę zawsze było wobec Naeris posłuszne, dlatego niczego się nie obawiała. Przywołała wilka ruchem dłoni, a gdy ten zbliżył się na swoim masywnych łapach pogłaskała jego futro. Wyczarowane zwierzę zastrzygło uszami, wyczuwając obecność innego człowieka i Sourwolf odwróciła głowę.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Zwykle, wracał do domu na święta. Rodzice, a przynajmniej matka, zawsze wyczekiwali jego krótkoterminowego powrotu do domu w trakcie roku szkolnego, jednak tym razem, James uparł się, że chce zostać w Hogwarcie. Poza tym, w domu byłby przez zaledwie dzień, bo na resztę wolnego jego rodzice zaplanowali sobie wyjazd w ciepłe kraje. Oczywiście, jako, że jest już pełnoletni, nawet nie przyszło im na myśl, by zabrać go razem ze sobą, dlatego są to jego pierwsze święta, które spędza samotnie i poza rodzinnym domem. Co prawda, podostawał zaproszenia od ciotek, by wpadł do nich na Wielkanoc, jednak on nie był miłośnikiem takich spotkań. By jakoś zabić wolny czas, przyjął propozycję @Naeris Sourwolf i stwierdził, że chętnie się z nią pouczy. Wcale nie był aż tak kiepski z transmutacji, raczej przeciętny, ale wizja spędzenia czasu z Nae i nauczenia się czegoś bardzo mu się podobała. Właśnie siedział w mieszkaniu i popijał kawę z filiżanki, gdy zauważył zielone oko Naeris, w lusterku, które leżało na stole, nieopodal książki, którą czytał. Uśmiechnął się delikatnie, choć Sourwolf i tak nie była w stanie tego wychwycić. Jednym haustem dopił kawę i zaczął się zbierać, by zobaczyć się z Krukonką. Spodziewał się, że blondynka będzie musiała na niego trochę poczekać, jednak miał nadzieję, że nie musiała na niego długo czekać. Przy okazji, bardzo ucieszył go fakt, że Nae wybrała akurat salę numer jedenaście. Miała w sobie taki niepowtarzalny klimat. Gdy wszedł do środka, zauważył, że ta siedzi do niego plecami, na podłodze pokrytej trawą i głaszcze szarego wielkiego wilka. Poruszał się właściwie bezszelestnie, jednak ta skądś wiedziała, że pojawił się w pomieszczeniu, bo pospiesznie odwróciła głowę. - Naeris Sourwolf! - powiedział na przywitanie, uśmiechając się pogodnie. - Mam nadzieję, że długo nie musiałaś na mnie czekać - dodał, z lekką chrypą w głosie. Widać po nim było, że ma się dobrze i wszystko u niego gra. Kucnął przy wilku i bez większych ceregieli, pogłaskał go po głowie. Miał tak miękkie futerko, że był dla niego jak nieco bardziej owłosiona i większa wersja Flynna. - To czego będziemy się dziś uczyć, pani profesor? - spytał z entuzjazmem, siadając po turecku tuż obok Krukonki. Z kieszeni wyjął różdżkę, pokazując jej tym, że jest gotowy. Liczył, że po tych korepetycjach uda mu się gdzieś wyciągnąć Sourwolf, bo naprawdę dawno się nie widzieli. W znaczącym stopniu odczuł tę zmianę i tęsknił, jednak w szybkim tempie przyćmiło to praca i inne obowiązki, jakie miał na głowie. - A tak właściwie, to co słychać?
Zdecydowałeś zapisać się do Klubu Therii i teraz masz szansę przekonać się, czy okazało się to mądrą czy nierozsądną decyzją! W tej grze spotkać może Cię wszystko - dlatego bądź czujny. Panuje zasada kto pierwszy ten lepszy, dlatego którekolwiek z was może napisać post jako pierwsze. Najważniejsze informacje są tu a zasady tu. Proszę o wklejanie pod postem kodu:
Kod:
<zg>Kostka</zg>: [url=LINK DO LOSOWANIA]LICZBA OCZEK[/url] <zg>Pole</zg>: NUMER POLA <zg>Efekt</zg>: EFEKT POLA
Powodzenia!
______________________
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefisto nie mógł sobie darować rozgrywek Therii - nie, kiedy ta czarodziejska planszówka została owiana taką aurą grozy. Zawsze bardzo lubił zakazane zabawy, a ta dodatkowo mogła zapewnić mu nieco bólu i prawdziwego, dotkliwego cierpienia. Chłopak nie grywał wcześniej w Therię, nie wiedział czego się spodziewać. Jednocześnie był pewny, że to dobry pomysł. Informacja o wyznaczonej dla niego sali bardzo go ucieszyła - jedno z jego ulubionych pomieszczeń w Hogwarcie! Mógł się założyć, że to nie jest przypadek. Przywędrował do Sali Jedenastej trochę przed czasem, co samo w sobie było w jego przypadku dziwne. Od razu odetchnął z ulgą, zachwycony czarami, które pomieszczenie zmieniły w wycinek Zakazanego Lasu. Mefisto przeszedł powoli po miękkiej trawie, napawając się leśnym zapachem drażniącym nozdrza. Merlinie, jak on uwielbiał naturę. Czuł przyjemne odprężenie, spowodowane nagłą zmianą otoczenia. Dopiero co szedł dusznym korytarzem, z którego biło martwe zimno. Teraz czuł życie, prawdziwe i energetyzujące. Przysiadł pod jednym drzewem, przesuwając palcami po jego korze. Na pobliskim pieńku ustawiona została plansza Therii, ale Mef i tak musiał zaczekać na swojego partnera bądź partnerkę. Oparł się o drzewo, przymykając z zadowoleniem powieki. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać - już teraz kusiła go jakaś mała drzemka...
Sapphire długo wahała się nad tym, czy w ogóle warto pakować się do nielegalnych i bardzo niebezpiecznych rozgrywek, które groziły nie tylko uszczerbkiem na zdrowiu, ale też poważnymi konsekwencjami w razie przyłapania... Po naprawdę wielu analizach za i przeciw, chęć odkrywania i czysta ciekawość sprawiły, że Lightingale zgłosiła swój udział. Przygotowywała się, ćwicząc kilka zaklęć obronnych, ale w gruncie rzeczy, w Therii wszystko mogło się zdarzyć. To właśnie ta nieprzewidywalność i otoczka nieznanego przyciągała tak wielu idiotów - głównie głodnych adrenaliny Gryfonów. Ludzki umysł był niesamowity, ponieważ ludzie z własnej woli pisali się na coś, co mogło im sprawić wiele bólu. I deklarowali przy tym, że wcale nie są masochistami. Walijka liczyła na to, że przyjdzie jej grać z kimś choć trochę ogarniętym. Niestety, obserwacje Hogwartczyków coraz częściej wskazywały na to, że takich w tym zamku coraz mniej. Rok temu trafiła na młodszą dziewczynę, która w połowie planszy załamała się i płakała rzewnie, oznajmiając, że chce wrócić do dormitorium. A ją jedynie postrzelił centaur... Sapphire z litości oddała przeciwniczce swój eliksir leczniczy, żeby mogły w ogóle dokończyć grę. Była pewna, że dziewczyna nigdy więcej nie zagra w Therię i dobrze. To nie była gra dla słabych. Pogratulowałaby organizatorowi doboru miejsca, gdyby mogła. Bo gdzie lepiej grać w pełną niebezpieczeństw grę niż w pomieszczeniu imitującym pełny niebezpieczeństw Las? Do tej pory nie rozumiała, dlaczego w ogóle to pomieszczenie dalej funkcjonowało (co z wszędobylskimi pierwszoklasistami?), a nawet jeśli to dlaczego pobyt tutaj nie był zabroniony. Niemniej jednak, Sapphire choć pytana o zdanie dosyć często, z własnej woli rzadko je wygłaszała. Ubrana w czystą szatę uszytą z miękkiego, przyjemnego w dotyku materiału zjawiła się przed Salą Jedenaście. Efekt psuły cienie pod oczami, które sprawiały, że wyglądała na wyjątkowo senną. Nie była senna. Weszła do środka, rejestrując w głowie autentyczny zapach lasu, drewna i liści. Tak bardzo przypominał woń Zakazanego Lasu, że Szafir była pod wrażeniem tego, kto zaprojektował ten pokój. Jednak odczucie grozy było najlepiej odzwierciedlone. Delikatny dreszcz przemknął po kręgosłupie dziewczyny, kiedy powoli zagłębiła się w zarośla, wypatrując... wysokiego, wytatuowanego chłopaka. No pięknie. Sef mogła się błyskawicznie domyślić, dlaczego Mefisto zapisał się na te rozgrywki. Theria łączyła się z bólem, a Ślizgon zawsze go szukał. Psychika tego wilkołaka zawsze interesowała Sapphire, zwłaszcza, że jego poglądy były bardzo kontrowersyjne. Cicho przeszła po trawie, stawiając miękkie, ostrożne kroki. - Mefistofeles. - przywitała go, po czym bez ociągania podeszła do grubego pnia i rozłożyła niewielki kocyk, który ze sobą wzięła. Nie zamierzała brudzić ubrań, skoro mogła się przed tym uchronić. Zresztą... grając w Therię mało się siedziało. - Przyszło mi zmierzyć się z samym diabłem? Poczekała aż Ślizgon zajmie miejsce po przeciwnej stronie planszy i wzięła dwie kostki. Krótki moment poświęciła na obliczenie prawdopodobieństwa tego, że wyrzuci więcej niż sześć oczek, co by ją w miarę satysfakcjonowało. Wyrzuciła dokładnie siedem i przypatrzyła się cytatowi. Szafir uwielbiała temat nekromancji, dlatego zacisnęła palce mocniej na różdżce, oczekując niczego innego jak inferiusów. Pierwszy pojawił się za najbliższym drzewem, ale skuteczne zaklęcie jasnowłosej natychmiast go unieszkodliwiło. Kolejne potwory pojawiały się za krzakami, niektóre wychodziły spod ziemi, rozgrzebując trawę zgniłymi palcami. Sapphire nie okazywała obrzydzenia ani strachu, ale cofała się, trzymając trupy na dystans potrzebny do obrony. Przez to nie mogła zauważyć zagrożenia za sobą. Zimne, ohydnie śmierdzące palce zacisnęły się na szyi Ślizgonki. Uderzyła w tył łokciem, ale inferius nie odczuwał bólu. Zwiększył tylko ucisk, sprawiając, że Szafir zaczęła się krztusić. Próbował wyrwać jej różdżkę, gdy wbiła mu ją, jak się Lightingale zdawało, w oczodół. Nagle upadła na ziemię, wolna od rąk potwora, ale niezdolna do złapania głębszego oddechu. Chwilę kaszlała, ale zdołała wykrztusić jeszcze zaklęcie, które spopieliło inferiusa. I tak uważała, żeby nie podpalić lasu. - Niezły... początek. - powiedziała ochrypłym głosem, masując sobie zaczerwienioną szyję. Upewniła się, że nie straciła naszyjnika z mugolskim zegarkiem ojca. Zacisnęła na nim palce, odzyskując spokój.
Kostka: 7 Pole: 7 Efekt: inferius mnie poddusza
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Łatwo było tak po prostu odpłynąć. Dzięki temu czas mknął o wiele szybciej. Mefistofeles zupełnie zatracił się w tej chwili, ukojony leśnymi zapachami. W gruncie rzeczy nawet nie miał już ochoty na tę Therię, wolał sobie posiedzieć w samotności i spokoju - krzywdzić mógł się sam, do tego nie potrzebował towarzystwa. Myśli te ledwie przebiegły mu w głowie, gdy w sali pojawiła się jego partnerka. Uniósł lekko powieki, spoglądając ze szczerym rozleniwieniem na blondynkę. Uśmiechnął się zadowolony, gdy wypowiedziała jego pełne imię. Och, to brzmiało dumnie. - Sapphire. - Nie był pewny, czy cieszy się, że to na nią trafił. Nie był w stanie określić swoich relacji ze Ślizgonką, ale chwilami przyłapywał się na tym, że po prostu trochę jej ze wszystkim odpuszcza. Doskonale wiedział o jej chorobie i nie mógł nic poradzić na to, że spoglądał na nią jak na biedną chorą osobę. Starał się to, oczywiście, zatuszować - spokojnie, w tym był niezły. Z niejakim smutkiem uznał, że jej cierpienia wcale aż tak bardzo zobaczyć nie chce. Nie odpowiedział na jej pytanie, uznając, że jest ono retoryczne. Coś tam pewnie miał z diabłem wspólnego, ale po co się wdawać w dyskusje? Jego nieco pobłażliwy uśmiech mówił sam za siebie. Wspiął się na wolny pieniek i usiadł po turecku. Pozwolił Sapphire zacząć i gdy tylko kostki w końcu się zatrzymały, to wbił w nią wyczekujące spojrzenie. Niezbyt go nawet obchodził sam cytat. Nie spodziewał się inferiusów - w bezruchu i milczeniu obserwował, jak sobie z nimi radzi. Nie drgnął ani na milimetr, kiedy jedna kreatura ją dopadła i zaczęła dusić. Uśmiech tkwiący na jego ustach od samego powitania również nie zniknął, a wprawny obserwator mógłby dostrzec jego niewielkie poszerzenie. - Pewnie. Bardzo widowiskowe - pochwalił ją ironicznie, rzucając kostkami niemal od niechcenia. Wyprzedził Lightingale, zatrzymując się na polu dziesiątym. Zanim zdążył pomyśleć o czekającym go efekcie Therii, w nozdrza uderzył go nieprzyjemny zapach zgnilizny. Mefisto rozejrzał się czujnie i w tej samej chwili poczuł jak mnóstwo maleńkich stworzonek go oblepia i zaczyna składać na jego ciele solidne ugryzienia. Wyrwało mu się zaskoczone sapnięcie, ale od razu wpadł mu do głowy pomysł na odpowiednie zaklęcie. Rzucił je niespiesznie, jak gdyby wcale nie przeszkadzał mu atak stworzonek. Zaklęcie oczywiście zadziałało dopiero za drugim razem. Korniczaki zniknęły, a Ślizgon przebiegł spojrzeniem po swoim ciele, szukając szkód. Ubranie miał częściowo zniszczone (głównie przetarte, z kilkoma mniejszymi dziurami), na skórze w niektórych miejscach pojawiły się czerwonkawe plamy powodujące ostre pieczenie. - Uwielbiam tę grę - westchnął ze szczerym uwielbieniem, pocierając mocno pogryzione przedramię i przymykając lekko powieki, kiedy jego ciało zalała kolejna fala jakże oczyszczającego bólu.
Kostka: 10 Pole: 10 Efekt: gryzą mnie korniczaki (skoro sala jest zaklęta na Zakazany, to biorę opcję z atakiem na zewnątrz )
Mefisto mógł świetnie maskować to, co naprawdę czuje, ale Sapphire nie tylko była doskonałym obserwatorem o czujnym oku, ale co najważniejsze potrafiła wyciągać bardzo trafne wnioski poparte doświadczeniami. Jeśli widziała, że Nox wyżywa się na kimś z błahego powodu, a jej odpuszcza nawet, gdy wprost powie coś, co mu się nie spodoba, zastanawiała się. Z takimi zachowaniami (mniej subtelnymi...) Szafir spotykała się w obecności ludzi, którzy kojarzyli ją głównie jako Dziewczynkę, Która Przeżyła. Nie miała pojęcia, czy to tyczyło się także wilkołaka, ale oczywiście zamierzała się dowiedzieć. Mefisto był jednym z najbardziej interesujących przeciwników na jakich Lihgtingale mogła trafić. Jego obojętność i nieczułość na cudzą krzywdę zmuszała do zastanowienia się, czy naprawdę nic nie odczuwa, czy może doskonale maskuje ewentualną empatię? Nie trzeba go było znać doskonale, żeby wiedzieć, jak bardzo lubi ból, a skłonności masochistyczne były tematem niesamowicie fascynującym. Skąd wynikały, czy dana osoba się ich wstydziła, jak zaspokajała potrzebę odczuwania cierpienia? Sapphire miała okazję przyjrzeć się bardzo ciekawemu obiektowi, dlatego od razu uznała, że to właśnie takie towarzystwo jej odpowiada. Nawet, jeśli nie wykazywał żadnych oznak chęci pomocy, gdy musiała walczyć z potworami. - Szkoda, że żadne z nas nie pomyślało o wzięciu popcornu. - skwitowała, unosząc nieco brew. Najwyraźniej dla wilkołaka zapowiadała się niezła rozrywka. Szafir spróbuje po prostu jakoś przetrwać. Nadal próbowała załagodzić skutki tego, że była przed chwilą duszona, ale i tak musiała co chwilę odchrząkiwać. Patrząc na Mefisto, od razu rozpoznała stworzonka, które go zaatakowały. Korniczaki potrafiły być wyjątkowo nieprzyjemne i w sumie nie wiedziała, któremu trafił się gorszy przeciwnik. Sapphire nie musiała nawet myśleć nad tym, czy chłopak po prostu udaje niewzruszonego. Mu rzeczywiście nie przeszkadzały ukąszenia. - Jesteś psychopatą. - powiedziała jasnowłosa, kręcąc głową, ale zaraz skrzywiła się, bo wywołało to ból. Cóż, ona za nim aż tak nie przepadała. Wzięła kostki i rzuciła bez pośpiechu. Tym razem wynik był niższy i nie wyprzedziła Mefisto o wiele pól. Przeczytała cytat, myśląc o tym, że to niemalże równie ciekawe co teoria ewolucji... Ona praktycznie nigdy się nie nudziła, bo zawsze było coś ciekawego do zrobienia/przeczytania/zbadania. Sapphire rozejrzała się, próbując zobaczyć, co tym razem - wściekłe małpy? Okazało się, że tylko eliksir bujnego owłosienia. Ramiona dziewczyny zaczęły porastać dłuższymi włosami, a jej jasne kosmyki też się wydłużyły. Rzuciła zaklęcia szybko, nie chcąc, żeby zabrnęło to za daleko. - Hm. Zgaduję, że lubisz takie włochate? - zapytała, unosząc nieznacznie kącik ust w zaczepnym geście. Mimo, że Mefisto sprawiał wrażenie umięśnionego chłopaka szukającego kłopotów, nie był idiotą. Szafir nie trudziłaby się rozmawianiem z kimś tępym, kto nie rozumiałby aluzji. A takie rozmowy prowadziło się najlepiej!
Nie chciał, żeby Sapphire czuła się jakoś inaczej traktowana. W większości przypadków Mefistofelesowi całkiem nieźle wychodziło udawanie, że wcale nie zachowuje się w stosunku do niej inaczej. Niestety czasami coś go zdradzało - jakieś tajemne pokłady empatii, które usiłowały wydostać się na powierzchnię. Chłopak przecież wciąż był tylko człowiekiem i najzwyczajniej w świecie miał delikatniejsze punkty. Ślizgonka o specyficznej chorobie miała dużo szczęścia... - Też żałuję - zapewnił ją, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że jego reakcja na atak inferiusów mogła faktycznie wyglądać bardzo niepokojąco. Jak na potwierdzenie tej teorii ucieszył się z bolesnych pogryzień. Przestał pocierać piekące przedramię i podchwycił spojrzenie jasnych tęczówek panny Lightingale. - Dziękuję. - W żaden sposób nie odebrał tego za obrazę. Nieszczególnie go w ogóle obchodziły opinie innych ludzi. Mefisto potrafił wykazywać się całkiem solidnym egoizmem. Pilnował każdego ruchu Sapphire licząc na to, że kolejny efekt Therii będzie równie intrygujący. Zacmokał z dezaprobatą, gdy nie otrzymał niczego tak fascynującego, jak miał nadzieję. Eliksir bujnego owłosienia, poważnie? - Właśnie miałem mówić, że po co rzucasz zaklęcie... - Przygryzł prowokująco dolną wargę i zastukał palcami w brzeg planszy. Ostatecznie pochwycił palcami kostki i kilka razy przerzucił je w garści, zanim pozwolił im opaść na stolik. Wynik był całkiem zadowalający, Nox odczytał cytat i od razu się nieco odsunął. - Och, jeśli to... - Zaczął, ale w tej samej chwili poczuł, że jego wnętrzności wywracają się na drugą stronę. Zacisnął mocno szczęki, nie chcąc pozwolić sobie na taką słabość, ale ostatecznie zsunął się z pieńka i odskoczył w bok, zwracając zawartość żołądka na trawę za niewielkim krzakiem. Chwilę jeszcze oddychał ciężko, walcząc z nudnościami - ostatecznie splunął i wyprostował się, ocierając usta wierzchem dłoni. - Dobrze, że nie trafiło mnie to na samym początku. Jeszcze byś sobie pomyślała, że to na twój widok... - Odchrząknął cicho, maskując to krótkim śmiechem. Wrócił na swoje miejsce przełykając z trudem siłę. Dalej było mu trochę niedobrze i przypominało mu to obrzydliwe mdłości towarzyszące niekiedy dniom przed pełnią. O ile takie bóle mięśni nie sprawiały mu żadnych problemów, o tyle nudności bywały męczące.
Kostka: 9 i nieparzysta Pole: 19 Efekt: wymiotuję, mdłości do końca gry
Miała wrażenie, że z jednej strony bardzo łatwo Mefisto rozgryźć, jeśli tylko połączy się kilka elementów w całość. Każdy wiedział o likantropii chłopaka, który z jakiegoś powodu uważał to za zaszczyt i powód do dumy. Sapphire wiedziała na temat wilkołaków tyle, żeby dokładnie znać proces przemiany i towarzyszące mu uczucia. To często właśnie z jej powodu zarażeni nie cierpieli pełni - natomiast mniejszym problemem była możliwość zrobienia komuś krzywdy. Ludzie z natury bardziej dbali o siebie. Uwielbienie do bólu nie było czymś normalnym - on powinien alarmować, zmuszać do działania. Żaden człowiek nie powinien cieszyć się, gdy jest informowany, że z organizmem dzieje się coś złego. Szafir skinęła mu delikatnie głową, gdy podziękował, tak jakby sprawiła mu komplement. Takimi drobiazgami Mefisto udowadniał, że całkowicie nie zdziczał, tak mocno wczuwając się w swoją zwierzęcą część. Co prawda, dalej pozostawał Ślizgonem z nieźle porytą psychiką. Ale przez to Lightingale patrzyła na niego z taką ciekawością czającą się w niebieskich oczach. Skoro ugryzienia korniczaków potrafiły sprawić mu przyjemność to co, jeśli coś złamie mu rękę? - Nie miałeś nigdy problemu z pchłami? - zapytała, odwzajemniając się bezczelnością równą tej Noxa. Wyczuwała dokładnie wszystkie wydłużone włosy, które i tak nie za bardzo odznaczały się na tle jasnej skóry. Mimo wszystko Sapphire wolałaby powrócić do swojej gładkiej formy, ale pozostało im jeszcze kilka ruchów do wykonania. Teoretycznie Nox był bliżej mety, ale Sapphire nie uważała, że sprawa jest przesądzona. Siedziała i patrzyła, jak odszedł wymiotować. Cóż, zapach nie był najprzyjemniejszy, a smak na pewno też dość ohydny. Zdaniem Ślizgonki to było jedno z najgorszych pól w całej Therii. - Ej, teraz naprawdę poczułam się urażona. - stwierdziła poważnie, ale trąciła chłopaka w ramię, kiedy już usiadł z powrotem. - Taki duży chłopiec, a taki delikatny żołądek? - zapytała z nieco drwiącym uśmieszkiem. Wzięła kostki i nie przeciągając, od razu nimi rzuciła. Od razu dały jej się we znaki efekty. Piekący ból zaczął promieniować w dole nóg, a Sapphire nie wiedziała dlaczego. Czyżby kolejne stworzonka, które miały ją pogryźć? Podwinęła nogawki, żeby przyjrzeć się czerwonym plamom, a także pojawiającym się jeden za drugim bąblom. Chciała rzucić jakieś zaklęcie, ale wtedy jakby tlen uciekł z płuc Walijki. Spróbowała zaczerpnąć tchu, ale ból po tym, jak zaciskał na jej szyi palce inferius nadal mocno pulsował. Mimo wszystko zmusiła się do machnięcia różdżką, próbując magii niewerbalnej, ale to zawiodło. Pochyliła się i zacisnęła dłonie na ziemi, próbując zapanować nad tym, że autentycznie nie może złapać oddechu. Przypominało to Szafirowi momenty w Mungu, kiedy miała mocne ataki powracających duszności, a do tego zawsze towarzyszył temu okropny ból rozrywający płuca, sprawiający, że pluła krwią. Często stawiała tym połowę oddziału na nogi. Tym razem wiedziała, że Mefisto nie zamierza pomóc. Na pewno nie bez jakiegoś impulsu. Podniosła na Ślizgona może nie błagalny, ale na pewno proszący wzrok. Zaraz potem jednak efekty same ustąpiły, a Sapphire odetchnęła głęboko. Niestety, bąble nadal pozostały i skrzywiła się, kiedy usiadła znów w normalnej pozycji. - Ałć. - syknęła, gdy jeden na jej dłoni pękł, a wyglądało to naprawdę obrzydliwe zwłaszcza, gdy pomyśleć o tym, że miała długie włosy na rękach. - Dzięki za pomoc, była nieoceniona. - powiedziała takim tonem, że nie dało się wywnioskować, czy rzeczywiście jest na niego zła za obojętność. Sięgnęła po eliksir leczniczy drżącą, pełną czerwonych plam dłonią. Odkręciła korek i wypiła drobnymi łykami, odmierzając połowę. Dzięki temu bąble nie bolały aż tak bardzo, mimo, że nadal miała je gdzieniegdzie. Czemu ona siebie na to skazywała...?
Kostka: 6 i nieparzysta Pole: 18 Efekt: Piecze i dusi mocno
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jeśli Ślizgonkę tak interesowały motywy i sama psychika Noxa, to powinna pomęczyć jego magiopsychiatrę. Chłopak przyzwyczaił się już do notorycznych pytań sprawdzających jego stan, a pogardliwe spojrzenia uznawał za normę. Dziwniej było mu za to zaakceptować zainteresowanie schowane w oczach panny Lightingale. Nie miał pojęcia co w nim takiego ciekawego - na szczęście lubił być w centrum uwagi i nie miał na co narzekać. Dalej utrzymywał, że wcale wiele przed innymi ludźmi nie ukrywa i jeśli tylko zadadzą mu odpowiednie pytanie, to udzieli odpowiedzi. W rzeczywistości trochę zachowywał dla siebie... - Wiesz, nie jestem psem - coś ostrzegawczego pojawiło się w tonie Ślizgona, ale zaraz zniknęło pod nową warstwą cynicznego uśmiechu. Po co sobie psuć humor? Pieczenie nie ustępowało, mdłości dalej doskwierały... Żyć nie umierać. Dodatkowo miał przed sobą śliczną dziewczynę, którą dopiero co atakowały inferiusy. - Oj. - Mefisto bywał bardzo ekspresyjny, ale spokojnie można było go uznać za mistrza beznamiętnych wypowiedzi. Teraz nie pokusił się już nawet na uśmiech, po prostu zbywając odpowiedź jasnowłosej. Zaskoczyło go nieco jej szturchnięcie, lecz nie odpowiedział tym samym. Nie zdążył, kostki poszły w ruch i planszówka postanowiła zabawić się zdrowiem Sapphire. Nox w pierwszej chwili znowu odczuł zawód - jakieś bąble na nogach? To nie wyglądało ani interesująco, ani szczególnie boleśnie. Dopiero kiedy jego towarzyszka zaczęła się dusić, trochę się ożywił. Obracał kostki w palcach, nie spuszczając wzroku z Lightingale. Ciekaw był, jak długo wytrzyma. Co ją w ogóle tak dusiło? Nie była w stanie użyć magii niewerbalnej? Sam w drugiej dłoni trzymał różdżkę i gdyby tylko chciał, to mógł udzielić jej pomocy. Czekał od oddechu do oddechu, czując jak jego własne serce przyspiesza z ekscytacji. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu dreszcz, gdy w końcu otrzymał to proszące spojrzenie oznaczające, że Ślizgonka dłużej nie wytrzyma. To był dla niego sygnał, aby jeszcze na kilkanaście sekund wstrzymać się od reakcji. Efekt zniknął, a przez twarz Mefisto przemknął cień zawodu. Nie odpowiedział od razu, czekając aż dziewczyna nacieszy się powietrzem wpadającym do płuc bez większego problemu. Prychnął cicho pod nosem widząc, że sięga po swój eliksir leczniczy. Aż tak źle? - Żyjesz - zauważył, jak gdyby w jakiś sposób go to usprawiedliwiało. Rzucił kostkami i tym razem nie udało mu się nawet dobrze dostrzec wyniku, gdy Theria już wcieliła swoje okrutne plany w życie. Nox odskoczył jak poparzony, gdy u dołu jego pieńka pojawił się pierwszy płomyk. Zaraz całe siedzisko stanęło w ogniu spływającym na trawę i pełznącym w stronę chłopaka. Pewny ruch różdżką pozwolił mu powstrzymać pożar i już pół minuty później mógł siedzieć z powrotem na swoim miejscu, przed przeklętą planszą. Ze względu na nieprzyjemne ciepło otaczające go z każdej strony zdjął bluzę i odrzucił ją na nietkniętą ogniem trawę. - Zrobiło się gorąco...
Zemdlała, pierwszy raz od bardzo dawna, a kiedy ocknęła się, jej wzrok napotkał sufit. Nie wiedziała co dzieje się dookoła i jakim cudem znalazła się w sali, skoro jakiś czas temu jeszcze była na zewnątrz, paląc papierosa. Unosząc się niepewnie, właściwie na lekko drżących rękach, rozglądnęła się i gdy jej wzrok natrafił na Lennoxa, niemal odetchnęła z ulgą. - Nie zostawiłeś mnie. - Powiedziała cicho, niepewnie, wbijając błękitne ślepia w twarz chłopaka. Wiedziała, że teraz zapewne będzie musiała się jakoś wytłumaczyć i powiedzenie marnego "wszystko w porządku" nie załatwi sprawy. Nie był przecież głupi, za to podejrzliwy. Jednocześnie miała też świadomość tego, że chłopak wyśmieje opowieść o byciu jasnowidzem, o darze, który zwykła nazywać przekleństwem i po prostu sobie stąd pójdzie. Podniosła się do pozycji siedzącej, zbliżając się niecona kolanach do chłopaka (zakładam, że siedzi). - Dzięki za pomoc. Z ręką i tym, że mnie stamtąd zabrałeś. - Z jej tonu zniknęła rozbawiona nuta, ustępując miejsca tej szczerej i poważnej, a uśmiech, który mu posłała był nadzwyczaj blady i zmęczony. - Ale nie musiałeś. Szybko bym do siebie doszła na tym chłodzie. - I zamarzła przy okazji na śmierć. Skutecznie odsuwała się od przejścia do wyjaśnień, mając nadzieję, że chłopak o nie nie poprosi lub tym razem po prostu nie spyta. - To chyba wystarczający powód, żeby ci dać buzi w policzek. - Przypomniała sobie o obmacywaniu go i "lepszych powodach" niż matkowanie, więc i teraz nie żartowała. Wciąż jednak czuła się słabo, dlatego oparła się plecami o jedną ze starych ławek. Tego jak zbladła chyba nie dało się zauważyć w panującym półmroku sali.
Zapewne każdy normalny osobnik, w takiej sytuacji, w której znalazł się Lennox chwilę temu, zaniósłby mdlejącą do Skrzydła Szpitalnego. Czemu wiec wybrał jakaś pierwsza lepsza sale? Zapewne zrobił to z własnych, osobistych pobudek. Sama intencja tego miejsca go odrzucała, omijał je szerokim lukiem, a w momencie, kiedy do jego nozdrzy dojdzie zapach leków... Zbierał mu się odruch zwrotny. I pomimo tego, ze za cholerę nie wiedział co zrobić, wybrał sale. Trochę się zdziwił, widząc coś, co przypominało Zakazany Las. W głowie pojawiła mu się myśl, że Anthony świetnie by się tutaj bawił. Tak czy siak, nie musiał kłaść jej na twarde ławki a na ziemie, która przynajmniej w drobnej mierze wydawała się przyjazna. Gapienie się na nią raczej w niczym tu nie pomoże, choć im dłużej tak leżała, tym większy stawał się jego niepokój. Jeszcze raz sprawdził, czy oddycha. Podniósł głowę kiedy się poruszyła, po chwili jednak zmarszczył brwi, słysząc jej słowa. Orawie brakowało, aby prychnął.-Brzmisz tak, jakby Cię to zaskoczyło.- Cóż, nie win jej za to, w końcu masz takie usposobienie. Albo to za ryj. W tym momencie nie zawracał sobie głowy przyczyna jej stanu. Oczywiście, omdlenia się zdarzały. Każdemu... różne rzeczy na to wpływały. Ale mamrotanie pod nosem? Do tego cały jej ten atak przed samym upadkiem. Chciał wiedzieć. Nie musiał jej w tym upewniać. Jednak to ona miała sama zacząć. -Nie możesz po prostu ładnie podziękować swojemu wybawcy? Daruj sobie całą tę resztę.- Posłał jej dziwne spojrzenie. Naprawdę nie rozumiał, dlatego miałby ja zostawić? Był zakałą rodziny, osoba czasem trudna w obyciu... Ale chyba potworem nie był.-Potrzebujesz czegoś? Wody, soku, cos zjeść? Nie znam się na tego typu sprawach.- Mruknął pod nosem, drapiąc się dłonią po tyle głowy. Nie chciał na nią patrzeć. Nie, kiedy to cos dziwnego wypłynęło na jego twarz. Zaśmiał się pod nosem. - A Tobie tylko jedno w głowie.-I to sprawiło, że przypomniał sobie o bardzo ważnej kwestii -Musisz znać imie swojego wybawcy. Ten dług będziesz musiała, spłacając latami. Lennox.- Spojrzał na nią. Przez jego głowę przepływało wiele myśli. Raczej zwalanie ich teraz na dziewczynę nie było sensu.
Potworem może i nie był, ale rzadko spotykała się z przejawami altruizmu u innych osób, szczególnie u Ślizgonów i tych, co ukrywali się przed światem. Sama zresztą nie należała do zbytnio pomocnych jednostek, o ile nie widziała w swoim działaniu żadnego celu, czy też korzyści. Tym bardziej dziwiła się, że chłopak już drugi raz jej dzisiaj pomógł i zaczęła nawet doszukiwać się w tym podstępu. Ten jednak zadziwiająco powstrzymywał się przed zadaniem jej setki niezręcznych pytań, co tylko pogłębiło niepokój. - Mogę. - Oczywiście, że mogła mu podziękować, chociaż i te słowa ciężko przechodziły jej przez gardło. Zamiast tego powoli przesunęła się ponownie do chłopaka, cmokając go w szorstki policzek. - Uznajmy to za podziękowanie. - Dopiero teraz rozejrzała się dookoła. Sala przypominająca zakazany las w środku szkoły, w dodatku ogólnodostępna, wydała jej się dziwna - czyżby zaraz miało ich coś zeżreć? W gruncie rzeczy nie zdziwiłaby się, gdyby tak było; zamiast potwora usłyszała dziwny szmer i jęk, który ściągnął skonfundowane spojrzenie Angielki w tamtym kierunku. - Słyszałeś to? Czy to ja się tak mocno uderzyłam w głowę? - Już dawno wiedziała, że zamek do normalnych nie należał, więc nie powinna się dziwić takimi rzeczami, jednak teraz ten szmer wydał jej się jakiś taki, inny. Bliżej nieokreślony i nieznany, bo do zakazanego lasu nie wchodziła. Nie była aż tak głupia i żądna przygód. Jeszcze chwilę zerkała w tamtą stronę, a potem położyła się na ziemi. - Andrea - przedstawiła się i niemal od razu dodała: - Masz może brata? - Skoro coś widziała, to mogła chociaż wybadać teren i ewentualnie go ostrzec. Powoli przekonywała się nawet do myśli, że może jej nie wyśmieje za opowieść o jasnowidzeniu. W końcu kilka osób już wiedziało, więc cały sekret poszedł się - krótko mówiąc - walić. - W każdym razie, powinniście uważać na siebie wzajemnie. A najlepiej się do siebie nie zbliżać. Nie macie chyba dobrych stosunków, co? - Pewnie dziwił się tym nagłym rozeznaniem w jego prywatnych sprawach, ale nie przejmowała się teraz tym, że wychodzi na wariatkę, która wie zbyt wiele.
Nie zawsze był taki. Pamięta jeszcze czasy, kiedy wszystko przychodziło mu naturalnie, nie widział problemu w tym, aby wyciągnąć w czyimś kierunku dłoń. Oczywiście, nie nigdy nie był aniołem. I nie był pieprzonym altruistą, który użycza pomocy wszystkim. Po prostu nie widział w tym niczego wielkiego, żadnego poświęcenia i ubytku w swoim dobrym ( a może gorszym?) imieniu. A to, że nie zarzucał jej pytaniami, to chyba efekt tego, że nie wchodził z buciorami do ludzkiego życia. Nie, kiedy tego nie chciał, nie kiedy nie zamierzał niczego zabrać. -Dobrze wiedzieć na przyszłość, że jesteś całkiem uległa.-Uśmiechnął się krzywo. Oczywiście, wiedział, że prawda może być zgoła inna, ale czekał na to, co zrobi dalej. Do jakiego miejsca mogła się posunąć, a do którego sam ją popchnie. To prawdopodobnie tyczyło się również jego osoby. -Musimy to przećwiczyć. W ogóle się nie starasz.-Mruknął i przechylił się do tyłu, opierając na dłoniach. Pokręcił lekko głową, torchę rozbawiony jej reakcją. Sam nie chadzał po Zakazanym Lesie jak jakiś idiota. O wiele lepiej szły mu starcia z ludźmi niż z istotami, które tam akurat żyły. Kwestia doświadczenia. -Sala została stworzona zapewne tylko na wzór lasu. Wątpie, aby i jego kreatury się tutaj przeniosły.-Wzruszył lekko ramionami. Choć kto tam wie, co się tutaj działo. Nie w jego interesie jest to w tym momencie oceniać. Spojrzał w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Jego przygody w takim miejscu nie zaliczają się do udanych. Ożywił się, kiedy zadała to jedno, konkretne pytanie. Brata? Prawie się zaśmiał, słysząc to pytanie, choć gdzieś wewnątrz poczuł dziwne ukłucie. Myśl, mówiąca, że to nie jej interes prawie ujrzała światło dzienne. Powstrzymał się. Sam nie wiedział dlaczego, nie miał przecież żadnych hamulców ani oporów. Ugh.-Mam. Kilku.-Mruknął. Jego relacje z braćmi nie były najlepsze. Jeden jest poza zasięgiem, do drugiego ma zakaz zbliżania się... Tylko trzeciego mógłby uznać za prawdziwego brata. Choć nie jest to relacja usłana kwiatkami i różami. -Zainteresowałaś mnie. Mów. Skąd te ostrzeżenia i pytania? Wątpię, że prowadzisz dzienniczek z moim drzewem genealogicznym lub martwisz się o moje zdrowie. Jestem dobry, ale nie aż tak szybki.-Powiedział i uniósł wymownie brwi. Utkwił w niej swoje spojrzenie. Jeszcze nie wiedziała, ale próby ostrzeżenia go jedynie sprawią, że bardziej będzie chciał przekonać się, co takiego go czeka. Będzie to nieprzyjemne? Zapewne mocno oberwie? Jeszcze lepiej. Zapewne było to głupie, zwyczajnie bezmyślne... Ale po to właśnie żył. Obrywał po to, aby poczuć cokolwiek... I nie przestanie. Zapewne do momentu, w którym ból przerodzi się w totalną pustkę.
Uległa? Nie skomentowała jego słów, choć w gruncie rzeczy strona uległa koniec końców zawsze była tą dominującą - to od niej zależało na ile sobie pozwoli i to ona wyznaczała granice. Jednak z tego drobiazgu chłopak nie musiał sobie zdawać sprawy. Mógł wierzyć w to, że jest uległa, choć prawda faktycznie była inna: potrafiła mamić słodkimi kłamstwami, mówić to, co ludzie chcieli usłyszeć. I bawiła się przy tym wyśmienicie. Leżąc chwilę na ziemi, przestała również zwracać uwagę na dziwne odgłosy dobiegające zza jej pleców - wyjaśnienie Lennoxa było wystarczająco przekonujące, chociaż nie rozumiała sensu istnienia sali zrobionej na wzór zakazanego lasu. Cóż, na pewno nie pomogło to odciągnąć ciekawskich i żądnych przygód od kierowania swoich kroków do tej prawdziwej wersji. W końcu dźwignęła się z ziemi, zauważając, że Ślizgon zainteresował się jej słowami. Uśmiechnąwszy się, przyciągnęła chłopaka do siebie za kark, a następnie pochyliła się nad jego uchem. - Widzę przyszłość. - Stwierdziła szeptem, przesuwając zaczepnie nosem po policzku Lennoxa. Wiedziała, że jej nie uwierzy. Nikt nigdy na początku nie wierzył w nadprzyrodzone zdolności w postaci czytania przyszłości - zdarzały się jedynie małe wyjątki, choć i one miewały z tym problemy. - Jestem jasnowidzem, największą zmorą tej durnej szkoły i jeszcze głupszych ludzi w niej funkcjonujących. Widzę czasami rzeczy, o których nie macie pojęcia. Uwierzysz mi za jakiś czas. - Nie zabierając ani ręki ani nie odsuwając się od chłopaka, przyglądnęła mu się z bliska, wpadając na równie genialny pomysł, co przyznanie się do swoich umiejętności. - Wiem też, że chciałbyś mnie pocałować. - Naturalnie żartowała, ale nie miała nastroju do bycia poważną, rozsądną, czy przejmowania się czymkolwiek. Za to była ciekawska - już dawno obiema nogami stojąc w piekle - i zastanawiała się na ile jej słowa mijały się z rzeczywistym stanem rzeczy.
Fakt jest taki, że nie miał na myśli żadnej z tych rzeczy. Szczerze? Nawet się nad tym nie zastanowił. Zapomniał już, że wszystko trzeba rozkładać na czynniki pierwsze. A ludzie uwielbiają doszukiwać się czegoś, czego tam w ogóle nie ma. W końcu łatwiej zmierzyć się z narzuconą przez siebie rzeczywistością. Zaskakujące jest to, że uciekając od jednej kobiety, która całe swoje życie spędziła na manipulacji innymi... Znalazł drugą. Może wcale się nie mylili, jak wspomnieli o syndromie mamusi. Zaskoczenie. Choć przez jego twarz przeszedł cień rozbawienia. Prawdopodobnie był to wynik jej bezceremonialności lub włosów, które łaskotały go w twarz. W sumie to niczego się nie spodziewał. Jednak na pewno nie miała to być taka informacja. Odsunął się na moment, aby przyjrzeć się jej twarzy. Spojrzeniu, które mu rzuciła. Mówiło naprawdę wiele, była to mieszanina rezygnacji, wyzwanie i czegoś jeszcze, jakby nie miała niczego do stracenia. A dlaczego nie miałby jej wierzyć? Była to dosyć niecodzienna informacja. I szczerze, nie obchodziło go to. Po prostu operowała czymś, czego nie był, w stanie pojąć. Zapewne większość nie potrafiła. -Mogłabyś coś dla mnie zrobić? Nie mów mi o przyszłości. Nie mojej. -Powiedział. Nie chciał jej znać, wolał myśleć, że sam decyduje o tym, co go czeka w danej sekundzie jego życia. To, że wybrał takie życie, było oczywiście wynikiem tego, co go spotkało... Ale to on dokonał wyboru... Tak właśnie chciał myśleć. Zabawne jest to, że trudno mu to zaakceptować... Ale fakt, że kompletnie obca dziewczyna nagle go informuje, że jest jasnowidzem, nie no jest całkiem spoko. Zaśmiał się i przekrzywił lekko głowę. Jakoś się tak złożyło, że jego spojrzenie spoczęło właśnie na jej ustach.-Jestem prostym chłopakiem. To raczej nie Twoja zdolność Ci to podpowiada.- Uniósł wzrok. Postukał palcem w jej dolną wargę.- I coś mi mówi, że sama masz na to wielką ochotę.- Skoro miała wszystko gdzieś, jego głupie gadanie nie zrobi na niej wrażenie.
Zdziwiła się jego reakcją. Każda z osób, wiedziona przez ciekawość, zawsze chciała wiedzieć więcej i interesowała się tym, co ją może czekać. Co prawda aż takiej mocy nie miała, jednak potrafiła czytać z kart, wróżyć z kuli i fusów, a przede wszystkim czasami miewała wizje, które przeważnie miały odzwierciedlenie w przyszłości. - Dlaczego? - Spytała więc krótko, pokazując mu teraz swoje zainteresowanie. Nie wiedziała co przez niego przemawiało i czego się obawiał: tego właśnie próbowała się dowiedzieć. Gdy Lennox odsunął nieco twarz, wyłapała zerknięcie na jej usta, które wykrzywiły się w uśmiechu. - Być może - stwierdziła, dłonią odszukując jego rękę - nie chciałbyś się przekonać? - Nie miała nic do stracenia. Niedługo kończyła tę szkołę, poza kotem nie miała nikogo, kogo mogłaby zranić. Swój związek zakończyła lub raczej sam się zakończył, w porozumieniu obu stron, więc czuła się wolna. Nic jej nie ograniczało, a fakt, że się nie znali dodatkowo sprawiał jej wiele przyjemności.
Miał gdzieś to, jak skończy. Nie widział w tym nic szczególnego. Ludzie naprawdę pragnęli znać prawdę? Czemu. Wiedza o przyszłości, o ich końcu... Niczego nie zmieni. Tak może żyć ze świadomością, że sam decyduje o swoim żałosnym losie. Trochę adrenaliny nigdy nikomu nie zaszkodziło, a niewiedza potrafiła być ich wybawieniem. -Dlaczego nie chce znać swojej przyszłości? Nie jest to oczywiste? Powiedz jak moge czerpać przyjemność z rzeczy, skoro wiem, że nadejdą? -Wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś całkowicie normalnym. Obawiał się? Może był zwyczajnym ignorantem ale jeszcze nie znalazł takiej rzeczy. -Tak dużo mówisz. Jednak za wiele nie robisz.-Uśmiechnął się pociągając ją za dłoń, tak aby się do niego zbliżyła. Nie widział żadnych przeszkód. Nic nie stało im na przeszkodzie, aby to skończyło się zaraz po tym spotkaniu. Nie znali się. Co dawało im wiele przywilei. A już od jakiegoś czasu nie bawił się tak dobrze. Może odrobina życia mu nie zaszkodzi. Pocałował ją, bo raczej myślenie nie powinno w tym momencie mu przeszkadzać. Ujął jej drobny podbródek aby przedłużyć pocałunek.
Miał absolutną rację - nie zamierzała nic więcej zrobić, poza prowokowaniem go, w dość bezpośredni sposób sugerując jak powinno skończyć się ich spotkanie. Zdążyła przewrócić oczami na jego słowa, kiedy jednak przyciągnął ją do siebie, nie stawiała oporu. Odwzajemniła pocałunek, wolną dłonią chwytając go za kark i w międzyczasie zdążyła znaleźć wygodniejszą pozycję, bezceremonialnie siadając mu na udach. W ten sposób uwięziła go pod swoim, jakże dużym ciężarem ciała a jedyną drogą ucieczki było zepchnięcie jej na ziemię - przeczuwała jednak, że chłopak nie zamierzał tego robić, szczególnie gdy pogłębiła pocałunek, drocząc się z nim na początku poprzez delikatne przygryzienie jego wargi. Drugą ręką z kolei objęła go w pasie, przysuwając się i więżąc w szczelnym uścisku. - To wystarczające podziękowanie? - Spytała, gdy w końcu zdołała odkleić się od jego warg na krótki moment. Bez słowa wtuliła się nosem w zagłębienie szyi a ramienia chłopaka, końcem nosa drażniąc skórę jego szyi.
To okropne. Jak mogła? Pewnie gdyby jeszcze tego nie chciał... Był naprawdę słaby. I dosyć przewidywalny. Jebać. Kto w takim momencie zastanawiałby się nad tym? Zdecydowanie zrzucenie jej z siebie nie leżało w jego interesie. Powiedziałby, że chciał nawet więcej. Zawsze tak było, szczególnie kiedy niekoniecznie coś powinno znaleźć się w jego dłoniach. Wplótł palce w jej włosy i gdyby było to możliwe, przyległ do niej bardziej. Najwidoczniej ta niewielka przestrzeń sprawiała mu wielki problem. - Chyba nie wypada narzekać.-Powiedział, przyglądając się jej. A przynajmniej na tyle, na ile mu pozwalała. Oddchylił się lekko, opierając dłonie za sobą. Zadrżał czując jej oddech na szyi. Był to bardzo czuły punkt, przynajmniej Lennoxa. Znajdowała się tak blisko niego... Co nie często mu się zdarza. Było to wręcz nieswoje uczucie, na które wcześniej oczywiście nie zwrócił uwagi. Westchnął.-Kiedy miałaś swój pierwszy incydent?-Spytał. To, że nie interesował się swoją przyszłością, nie oznaczało, że sama ta zdolność nie jest... Fascynująca. Chyba, że zwyczajnie nie miała ochoty go oświecić. Wybaczy. Odgarnął kilka kosmetyków z jej twarzy, tak z nudów.
Twoje nazwisko pojawiło się na liście uczestników w Klubie Pojedynków. Bądź czujny i pamiętaj, że liczy się refleks. Aby wylosować gracza, który rozpocznie pojedynek należy rzucić kostką - wyższy wynik oznacza rozpoczynającego. Fabularnie to SEKUNDANT losuje kto zaczyna. Więcej zasad możecie odnaleźć tu, a zapisy tu. Proszę o wklejanie pod postem kodu, który może w razie czego modyfikować:
Kod:
<zg>Atak</zg>: LICZBA OCZEK[/url] <zg>Obrona</zg>: LICZBA OCZEK <zg>Ilość trafień</zg>:
Tego dnia Sanne tryskała niesamowitą ilością energii. Od samego świtu była już na nogach, zdążyła zrobić sobie krótki trening i wracając do dormitorium przy okazji zwróciła uwagę na nową listę Klubu Pojedynków. Okazało się, że jej pojedynek był wyznaczony na dzień dzisiejszy, co niezmiernie ją ucieszyło, ponieważ w końcu chciała spróbować swoich sił w magicznej walce. Na dodatek miała się pojedynkować ze swoim kolegą z drużyny Quidditcha, co było dodatkowym plusem, ponieważ nie często się miewa takie okazje. Niecierpliwość sprawiła, że Holenderka pojawiła się w wyznaczonej sali pojedynków jakieś dwadzieścia minut przed czasem. W momencie przekroczenia progu sali była zdumiona jej niecodziennym wyglądem. Mrok panujący w pomieszczeniu nieco przytłoczył entuzjazm Krukonki, która raz za razem próbowała znaleźć źródło tych dziwnych dźwięków. Aby odwrócić od tego swoją uwagę, zaczęła na głos powtarzać sztukę, nad którą właśnie pracowała, licząc że sekundantka i jej przeciwnik pojawią się lada chwila.