TTo mała sala, gdzie niegdyś uczono tutaj wróżbiarstwa. Kiedy Dumbledore był dyrektorem, zmienił ją tak, aby wyglądała na Zakazany Las. Jest tutaj więc dosyć mrocznie. Sala spowita jest mrokiem, a gdy wsłuchasz się w ciszę usłyszysz ze ścian dobiegające niepokojące dźwięki typu warkot, drapanie pazurów o korę drzewa, echo jęku, dyszenie, sapanie lub trzask łamanych gałązek.
Autor
Wiadomość
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
William zamieniony we fretkę musiał czekać długi czas, by jego partnerka łaskawie go odczarowała. Nie było to przyjemne uczucie, nie czuł się w tej postaci najlepiej. Gdy uczennica go odczarowała, aż kipiał ze złości. Nikt nie będzie się bawił jego kosztem. Był dla niej całkiem miły, jak na jego standardy. Nie dbał już jednak o to. Układał w głowie plan co by tu zrobić. Wylosował humanum vulpes, czyli miał ją zamienić w lisa. – A może będziemy bardziej kreatywni? Co powiesz na gąsienicę? Myślisz, że wówczas zaklęcie będzie brzmiało „humanum brucho”? A może szczur? Spróbujemy? – Will zdawał sobie sprawę, że niedługo mogło się to źle skończyć. Jeśli pomyliłby zaklęcia to mogłoby mieć opłakane skutki, jednak nie sądził, by brzmiało ono inaczej. Mierzył dziewczynę wzrokiem i zachowywał zewnętrzny spokój. W środku był zły i zirytowany, jednak podobała mu się perspektywa tej gąsienicy. Uniósł różdżkę i zanim Bridget zdążyła zareagować już była lisem. Zaklęcie wyszło mu bezbłędnie, tak jak się spodziewał. Był przekonany, że Hudson przerażała perspektywa robaka. Jednak William zrezygnował z tego. Co prawda w ostatniej chwili, ale to zrobił. Do ostatniej sekundy bił się z myślami. Był prefektem, a profesor jasno dał do zrozumienia, że kara za próbę upokorzenia partnera będzie bezlitosna. William lubił przywileje, które miał z tą funkcją, więc doszedł do wniosku, że woli ją zachować. Rozejrzał się po sali. Po podłodze biegały różne zwierzęta. Jakoś niespecjalnie spieszył się z odczarowywaniem Hudson. – A jakby cię teraz wpuścić do kurnika to zaczęłabyś kraść jajka? Słyszałem, że to właśnie robią lisy. Tak piszą Mugole w swoich durnych bajeczkach. A może myślałaś nad tym, żeby zmienić kolor włosów na rudy? Do twarzy ci w tym kolorze, chociaż... Chwilowo chyba nawet nie masz twarzy. – Will był tym wszystkim rozbawiony. Na tym zakończył swoją sarkastyczną przemowę.
KOSTKI - 1,4,6 //Brid, Will nie ma problemu z odczarowaniem, działaj ^^
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra wybuchnął śmiechem na reakcję Gryfona. Może mieli jednak coś wspólnego - dosłownie głupieli przy ładnych dziewczynach. Albo raczej Ezra w tym wypadku spadał na poziom umysłowy Leonarda, bo przypuszczał, że Gryfon dużej różnicy nie odczuwał. Kiedy jednak chłopak odprowadził Ruth wzrokiem, Ezra przestał się śmiać, a zamiast tego szturchnął go z mniej zadowoloną miną. - Nie patrz na nią w taki sposób. To nie twoja liga, kolego. Musiał dbać o swoją przyjaciółkę, prawda? Nawet na tej kartkówce Leonardo nie okazał się być pomocny. Ezrze nawet wydawało się, że chłopak wpadł na taki sam pomysł co on, dlatego na wszelki wypadek nieco się odgrodził. A co, niech się wielkolud trochę wysili. - Tak jak zawsze. - Wzruszył ramionami, jakby uznawał pytania za tak proste, że nawet nie warto o nich dyskutować. A skąd Leo mógł wiedzieć, że zawsze Ezry wcale nie obfitowało w dużo "powyżej oczekiwań" czy "zadowalających"? Ucieszył się na wieść, że teraz mają przejść do praktyki. Jeszcze bardziej ucieszył się, że jego parą będzie Leonardo. Naprawdę uwielbiał Ruth i Bridget i parę innych osób z tej sali na pewno też było w porządku, nic nie mogło jednak zastąpić możliwości pomęczenia tego Gryfońskiego osiłka. No i po spojrzeniu Bri, Ezra wnioskował, że lepiej, by dziewczyna nie miała pozwolenia na używanie na nim jakichkolwiek zaklęć. Odchrząknął i jako pierwszy odwrócił wzrok. Potem jeszcze usłyszał uwagi, które Ruth skierowała do Puchonki. Ezra skrzywił się w stronę Leo. - Tyle czasu je znam, a wciąż nie mam pojęcia, o co się kłócą. Zaczynam mieć dosyć dziewczyn, wiesz? Chyba zostanę homoseksualistą. - Rozejrzał się po sali i dopiero po chwili jego wzrok wrócił do jego partnera. - Leonardzie, zainteresowany? Mimo wszystko humor mu dopisywał. Nie wszystko kręciło się wokół Bridget i Ruth. - No dobra, wypróbujmy te cudne zaklęcie. Humanum vulpes. - Był trochę zawiedziony, że nie poszło mu za pierwszym razem. Westchnął i zmarszczył brwi, skupiając się jeszcze mocniej na poprawnej postawie. - Humanum vulpes. No i proszę, Gryfon przybrał postać małego liska. Co za miła odmiana! - Prawie tak uroczy, jak w prawdziwej postaci. No, Leonardzie. Zrób jakąś sztuczkę. - Trochę mu dokuczał, ale w dosyć przyjacielski sposób.
3,6 -> 1,2
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Ruth ich pozostawiła, a Leo bardzo z tego powodu cierpiał. Na szczęście humor poprawiał mu fakt, że mógł pognębić Ezrę - nawet tęskne spojrzenie za śliczną Krukonką jakoś wyprowadzało go z równowagi. - Oj, ty mnie lepiej nie szturchaj, patyczaku. - Dalej uważał, że jakby się postarał, to rozłożyłby chłopaka na łopatki. Przecież wiadomo, że na tamtym festynie nie dawał z siebie wszystkiego! Ach, aż na chwilę się rozmarzył, wyobrażając sobie, jak to tłucze Krukona. Co było zupełnie normalne. Widział, że profesorek nie jest zbyt zachwycony wynikami wejściówki, ale przy paru pracach w jego oczach pojawiały się resztki nadziei. Leo ciekaw był, czy jego "mądry" znajomy zaliczył się do tych osób, które ratowały pana Deara od pogrążenia w ciężkiej depresji. Jego kwiatki z całą pewnością były pomocne! Nie mógł nie zauważyć tych kiczowato-idiotycznych spojrzeń Ezry, Ruth i jakiejś Puchonki. Przewrócił oczami, gdy chłopak palnął pierwsze zdanie. - Powiedziałbym, że kłócą się o ciebie, ale... - Tu zjechał chłopaka wybitnie krytycznym spojrzeniem, by zaraz ryknąć gromkim śmiechem na całą salę. No, tego się po Ezrze nie spodziewał! Zapewnie na krótką chwilę przyciągnęli uwagę wszystkich tu obecnych, ale nie oszukujmy się - do Leosia większość się już przyzwyczaiła. - Już myślałem, że nie zapytasz! - wykrztusił w końcu, starając się trochę uspokoić. Poprawił fryzurę i podreptał w miejscu, pokazując swojemu towarzyszowi, że jest gotowy na jakiekolwiek zmiany. Zamknął oczy, słysząc inkantację zaklęcia i... - U, czuję się całkiem normalnie. Bycie lisem jest mi pisane! - Zażartował sobie, ponieważ Krukonowi nie wyszło! Cudownie, już miał coś nowego, z czego mógł się ponabijać. Nie dostał jednak więcej czasu, bo Ezra ponowił próbuję i tym razem... To było cholernie dziwne uczucie. Leo poczuł dziwaczne dreszcze i dotarło do niego, że to tak musi czuć się prana koszulka, którą nieodpowiednio dobrana temperatura wody doprowadziła do skurczenia. Nie był to bolesny proces, a przy tym wszystko działo się bardzo szybko. Leonardo usiadł bezceremonialnie, rozglądając się zszokowany. Wszystko było zupełnie inne. Jego łapki były takie malutkie i słodkie, ogon to chyba żył własnym życiem, a uszy... Hej, zawsze chciał umieć tak ruszać uszami! No, może nie było to jego największe marzenie, ale i tak mu się to podobało. Spojrzał na Ezrę, który był ogromny niczym prawdziwy olbrzym. Leośka rozbawiło to do tego stopnia, że postanowił go o tym poinformować - jedyna okazja, by Krukon nad nim górował! Niestety gdy tylko chciał coś z siebie wydusić, jedynie wyrwał mu się dziwny pisk. No tak, nie mógł gadać, a za to rozdziawiał pyszczek jak nienormalny. Chwilę zajęło mu ogarnięcie sytuacji i zaczęło mu się to nawet podobać! Podniósł się, zrobił parę kroczków. Polecenie Ezry było idiotyczne i zapewne udowadniało profesorowi, że wciąż byli bandą dzieciaków, które nie radziły sobie z takimi zadaniami. A jednak Leo-Lis kompletnie się tym nie martwił (tak jak Leo-Człowiek). Zaczął kręcić się w kółko, próbując złapać zębami swój piękny i puchaty ogon, a gdy zakręciło mu się w głowie, przystanął na tylnych łapach i podkulił przednie, wpatrując się w Ezrę. Przechylił przy tym głowę, starając się być tak uroczym, jak nigdy. Wcale mu się nie spieszyło do bycia odczarowanym!
Kilka chwil po tym jak skończyła swoją pracę do sali wpadła Claire. Na jej widok usta dziewczyny wygięły się w uśmiechu. Już myślała, że dziewczyna nie przyjdzie, a tutaj taka miła niespodzianka. Przynajmniej nie będzie musiała wykonywać zadań z jakąś przypadkową osobą. Mrugnęła do dziewczyny zanim ta wzięła się za swoją pracę. W tym czasie Oriane rozejrzała się po zebranych. Znała większość osób zgromadzoną w sali jedenaście. Tym bardziej, że był tutaj puchon z którym ostatnio się ścięła. Dzięki tej lekcji poznała jego imię. Dla niej jednak pozostanie on Heniem. Bo czemu nie. Przez chwilę nawet wyobraziła sobie jego minę na widok nowej miotły. I czemu w ogóle to robiła? Aby przypodobać się jakiemuś tam puchonowi? Nie. I z pewnością też nie dlatego, że jej groził. Groźby mógł schować sobie do kieszeni. NIe była osobą strachliwą. Prędzej to on powinien obawiać się jej. Z zadumy wyrwał ją głos profesora o zbyt długim pisaniu. No i co z tego, że się rozpisała? Lubiła ten temat i chciała pochwalić się swoją wiedzą, nic przecież w tym złego. Wzruszyła ramionami i poklepała koleżankę po ręce, gdy ten wywołał ją do demonstracji zaklęcia. Gdy wszystko było już wiadome sama zabrała się za wykonanie zaklęcia. - Zróbmy tak, że najpierw ja zmienię Ciebie, a później ty mnie. Dobrze? - zapytała się mając nadzieję, że Claire się zgodzi. - Humanum vulpes - machnęła zgrabnie różdżką jednak dziewczyna nie zmieniła się w wyznaczone zwierzę. Mrużąc brwi spróbowała po raz kolejny tym razem mówiąc pewnie i wyraźnie. - Humanum vulpes. - po chwili zamiast Claire stał przed nią śliczny, rudy lisek. Oczy dziewczyny zaświeciły się widząc to cudo. Był śliczny, a raczej była. Chwilę wpatrywała się w dziewczynę w tej postaci, a nawet przykucnęła obok niej głaszcząc po długiej kicie i łepku. Było to miłe uczucie. Nie mogło jednak trwać wiecznie. Otrząsnęła się z zachwytu i bez większych problemów zmieniła Claire z powrotem w człowiek. - Cudowna byłaś. Aż miałam ochotę Cię tak zostawić i zabrać do domu. - zażartowała wyszczerzając swoje ząbki do Zusse.
kostka 1: 1 kostka 2: 6 > 5 kostka 3: 6
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Widziała minę Felicity. Zdecydowanie była niezadowolona ze swojej pracy. Kątem oka zajrzała do jej pracy krzywiąc lekko usta w momencie gdy zobaczyła jej odpowiedzi. Nie były on trafne. I tylko odpowiedziała na trzy. Gdyby nie rozpisywała się tak bardzo, za co została skarcona przez nauczyciela, pomogła by koleżance. W myślach kopnęła siebie w tyłek. - Sądząc po miejscu w jakim się znajdujemy będzie ciekawie. - Jeszcze nie zdążyła dokończyć zdania, a Feli wyrwała się z pytaniem do Psora. Cała dziewczyna. Clari pokręciła głową w rozbawieniu wprawiając w ruch swoje rude włosy. Zaraz po kartkówce, czyli części teoretycznej, zaczęła się ta praktyczna. Oczywiście profesor nie uczył ich jak zamienić się w animaga, tylko jak za pomocą zaklęcia zamienić kogoś w zwierzę. Dość przydatna umiejętność. Po małej demonstracji dziewczyny zabrały się do pracy. - No dobrze, ja pierwsza. - z małą niepewnością rosjanka podniosła się ze swojego pnia chwytając w rękę różdżkę. - Humanum taxo - bez większego problemu zaklęcie zadziałało od razu. Chwilę po tym zamiast Felicji stał przed nią uroczy borsuk. Czyżby przypadek? Nie sądziła. W końcu dziewczyna była puchonem. - Jak się... No tak, głupie pytanie. Przecież jesteś zwierzątkiem i mi nie odpowiesz. - krukonka zaśmiała się z samej siebie. Skończywszy się śmiać dziewczyna użyła zaklęcia odczyniającego transmutację. - I jak było? - powtórzyła swoje pytanie tym razem mając pewność, że dziewczyna na nie odpowie.
kostka 1: 6 kostka 2: 1 kostka 3: 1
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget była wręcz porażona bezczelnością chłopaka. To był prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy ze sobą rozmawiali i mieli okazję współpracować, a tu takie chłodne przywitanie. I co z tego, że dziewczyna starała się być miła i jakoś go zagaić, jeśli on w ten sposób ją traktował? Może myślał, że skoro natura obdarzyła go zniewalającą urodą to mógł sobie pozwalać na takie rzeczy? W każdym razie był w błędzie. Bridget na pewno poważnie się zraziła do jego osoby i wcale nie czuła wyrzutów sumienia, gdy odczarowała go po trochę zbyt długim czasie niż miała. A później była tylko zdenerwowana. Czy on śmiał jej grozić? Jego słowa trochę ją przeraziły, owszem, bo była świadoma, że gdyby chciał, to prawdopodobnie nie wahałby się i pełzałaby jako gąsieniczka po trawie. A gąsieniczkę bardzo łatwo byłoby zdeptać... Rozejrzała się szybko, żeby zobaczyć, gdzie znajduje się nauczyciel i gdy zorientowała się, że jest w miarę blisko, nieco się rozluźniła. Zainterweniuje, jeśli zajdzie potrzeba. Oby nie musiał... Koniec końców William nie odważył się spełnić swoich gróźb i chwała mu za to. Bridget w jednej chwili stała na dwóch nogach, a w drugiej na czterech łapach. Było to tak dużym szokiem, że aż się przewróciła z wrażenia. Cóż, nie była przyzwyczajona do takiego sposobu utrzymywania równowagi. Trochę się przeturlała po trawie, próbując przeskoczyć nad faktem, że nagle musiała zapanować nad ogonem, długim ciałem pokrytym sierścią, czterema kończynami i jeszcze jakoś musiała poradzić sobie ze wszystkimi zapachami, które uderzyły jej nozdrza. Trochę za dużo wrażeń jak na pierwszy raz. Prawdopodobnie bardziej komfortowo czułaby się, gdyby stopniowo transmutowała coraz to kolejne części ciała, a na końcu przyjęła pełną postać lisa, a nie tak od razu. Średnio jej się podobał ten pomysł. Ale bardzo doceniła możliwość ruszania uszami, bo mogła położyć je po sobie i trochę wyłączyć tą irytującą przemowę Krukona. Co on tam do niej mówił tak w ogóle? Przestała zwracać na niego uwagę i zaczęła rozglądać się po sali. Jakoś tak przebłyskiem ludzkich myśli pomyślała sobie, że może wywinęłaby jakiś numer? W sali roiło się od borsuków i lisów, tak na dobrą sprawę nikt nie wiedział, że Bridget w tej chwili jest zwierzęciem (no poza Williamem i osobami, które koniecznie by jej poszukiwały w tej chwili, ale takowych chyba nie było). Miała wolną drogę! Więc co zrobiła? Wydaje mi się to bardzo jasne... Szybkim krokiem podbiegła do @Ezra T. Clarke od tyłu i zatopiła swoje małe ząbki w jego łydce. Leciutko, nie że chciała go mocno zranić. Lekkie uszczypnięcie, najwyżej tyle poczuł, a potem mógł ewentualnie zobaczyć uciekającą rudą kitę. W sumie nie wiedziała, czemu to zrobiła, jakoś tak poczuła zwierzęcy zew. A jej następną ofiarą stała się @Ruth Wittenberg, z tym że ona prawdopodobnie mocniej poczuła lisie kiełki ze względu na odmienny strój (prawdopodobnie miała jakąś spódnicę?). Poskakała jeszcze tu i ówdzie, aż nagle poczuła w środku dziwne szarpnięcie i w następnej chwili znalazła się na kolanach gdzieś w okolicach Williama. Popatrzyła na niego z ziemi nieco zdezorientowana, po czym wstała i otrzepała kolana z ziemi i kawałków gałązek. Cudownie, nie ma to jak zupełne upokorzenie. Odwróciła się na pięcie i bez słowa poszła w stronę @Gemma Twisleton, by pomęczyć jej kulawego kotka. Pogłaskać znaczy się. Na szczęście chwilę później lekcja dobiegła końca, na co Bridget zareagowała bardzo entuzjastycznie. Zabrała wszystkie swoje rzeczy i jako pierwsza wręcz wybiegła z klasy, żeby jak najszybciej odciąć się od wszystkich tych ludzi. Następnie zamknęła się w dormitorium, zawinęła w koc i zjadła 10 dyniowych pasztecików.
Oglądał zaciekawiony zachowanie Aleksa. Dość naturalne pierwsze reakcje go rozbawiły, przez co miał na twarzy mocny, szeroki uśmiech i iskierki radości w oczach. No tak, niby Ślizgon, a dobry borsuk. Uroczy nawet i z każdym ruchem bardziej naturalny. Rozbawiony również pokazał @Aleksander Cortez kciuk w górę, po czym wziął różdżkę i udając, że rzuca niesamowicie potężne i skomplikowane zaklęcie, odmienił swego partnera do pierwotnej postaci. -Nie chciałbyś zostać maskotką naszej drużyny? Zapytał rozbawiony. Jeśli Cortez miał problem z równowagą, albo cokolwiek takiego po odmianie, Heniek od razu doskoczył aby mu pomóc. A teraz był jego kolej, więc stanął, niczym jeniec gotowy na egzekucję.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Bez problemu został odmieniony, co go cieszyło bardzo mocno. Bo pomimo, że zaczynał panować nad tym drobnym ciałkiem to wolał swoje, ludzkie ciało. Z większą ilością różdżek niż tylko... jedna. Ot trafił mu się dobry partner do dzisiejszej lekcji. Cortez roześmiał się krótko, lecz nawet życzliwie. - Nie, dzięki. Bo jeszcze z taką maskotką to zaczniecie wygrywać mecze - odpowiedział rozbawiony jego propozycją i już sobie to wyobraził jak podczas meczu trzyma w tych małych łapkach dwa pompony i tańczy na boisku wywijając swoim kuferkiem z małym gibkim ogonkiem. - Nie będę wam zabierał całej uwagi, bo nawet nikt nie zapamięta, że w ogóle graliście, a co dopiero jaki był wynik, będąc tak bardzo zafascynowany moją osobą - Dodał i faktycznie w pierwszej chwili miał lekkie problemy z równowagą, bo bez ogona jakoś tak dziwnie mu się utrzymywało równowagę. - Kurwa... A już zaczynałem się przyzwyczajać do tego, że mi coś z dupy zwisa i żyje swoim życiem - Dodał bardzo cicho kiedy to Ean chciał mu pomóc utrzymać równowagę. Tak, że tylko on mógł to usłyszeć. - Spoko już jest ok - Powiedział i przechadzając się chwilę po klasie wyciągnął już swoją różdżkę i spojrzał na młodszego kolegę. - Gotowy na zemstę? - rzekł do niego i uśmiechnął się trochę szelmowsko. - Humanum vulpes - powiedział spokojnie i wyciągając różdżkę w stronę młodzika przemienił go w rudzielca lisa. Bowiem, czy może być coś gorszego od bycia rudym chłopcem? Cortez już tak wiele razy przemieniał innych w zwierzęta, że to było dla niego już za proste. Ostatnio zaczął od wyższego poziomu jakim było przemianie w kurczaki. Co zresztą też mu się udało.
- Byłabym okropnym żuczkiem! - rzuciłam ze śmiechem. Gdy moja kolejka na czarowanie się skończyła i odczarowałam Caluma ten oczywiście zaczął marudzić. Mimo to nie skomentowałam tego i przygotowałam się na przemianę. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że Krukonowi uda się zmienić mnie przy pierwszym podejściu. Ku mojemu zdziwieniu tak właśnie się stało - już po chwili byłam całkiem dorodnym borsukiem. Calumowi poszło w tej materii o niego lepiej - byłam zdecydowanie ładniejszym borsukiem niż on. W gruncie rzeczy wcale nie czułam się jakoś źle albo nienaturalnie - wręcz przeciwnie! Nie odczuwałam żadnego dyskomfortu, czułam się wręcz jak ryba w wodzie! Może powinnam przemyśleć zostanie animagiem? Zaczęłam biegać i gonić mój ogon, a gdy usłyszałam słowa mojego lekcyjnego partnera, podbiegłam do niego i zaczęłam delikatnie drapać go pazurkami po spodniach.
Dziwne, nienaturalne procesy w jego ciele go zszokowały, ale moment w którym poczuł inaczej zapachy, ujrzał inne kolory, a podłoga wydała mu się śmieszna w dotyku, choć nieprzyjemnie twarda, podskoczył. Ot, taki podskakujący lis się z niego zrobił. W kółko, jak wariat, z pyskiem w formie lisiego uśmiechu. Heniek poczuł się tak swobodnie w tej formie, że ruszył w nogi Corteza, w ogóle ignorując, że nie jest borsukiem. To było logiczne, że skoro on był maskotką Puchonów - swoją drogą, nie spodziewał się po Ślizgonie takiego poczucia humoru! - to Heniek musiał zostać liskiem chytruskiem. Dlatego zaplątał mu się między nogami, wybiegł, zamachnął ogonem i dalej zaczął się kręcić. Stanął i węszył, czując na kompletnie innym poziomie wszystko. Teraz te zapachy miały inny priorytet, intensywność, odcień. Chociaż te widzenie kolorów i perspektywa były nieco dziwne. Kurczaki! Spodobało mu się, chyba zostanie animagiem.
Kostka: 5
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Cortez widząc jego zachowanie uśmiechnął się szeroko i chyba nie byłby sobą jakby nie wplątał w to wszystko trochę złośliwości. - No to pora wracać do dormitorium - Rzekł do kręcącego się mu przy nogach lisa i schował swoją różdżkę do kieszeni - A właśnie profesorze, jak to by było jakbym zostawił tak kolegę i on by chciał się odmienić sam, to musiałby zostać animagiem tylko w odwrotną stronę? Musiałby chcieć się przemienić w człowieka? A może raczej by zdziczał i pozostał na zawsze lisem? No ale to w sumie będzie zaprzeczeniem teorii, gdzie jest jasno podane jakie są różnice między animagiem, a przemienionym czarodziejem? - zwrócił się do nauczyciela @Liam S. Dear i zadał męczące go pytanie. - Może sprawdzimy? - zapytał się ogoniastego kolegi i uśmiechnął się szeroko. Widząc, że nawet pasuje mu ta przemiana. Wyciągnął jednak różdżkę i machnął w jego stronę nie chcąc go już dłużej niecierpliwić tym czekaniem. Odmienił go bez najmniejszego problemu i schował znów różdżkę. Spoglądał na niego przez chwilę czy wszystko z nim było dobrze. - Jak się czujesz? - zapytał się Puchona i znów spojrzał na profesora wyczekując odpowiedzi.
Felicity szybko zapamiętała sobie zaklęcie, które padło w odpowiedzi profesora. Chciała już nawet zadać kolejne pytanie, ale wtedy Liam oznajmił, że pora na małą demonstrację. Z zaciekawieniem patrzyła jak na środek zostaje wywołana Ślizgonka - kojarzyła ją, głównie dlatego, że zachowywała się troszeńkę sukowato. Albo może nawet bardzo. Ledwo powstrzymała śmiech, kiedy nauczyciel oznajmił, że zamieni Claire w zwierzątko i sądziła, że dziewczynie też się to nie spodoba. Nie wyglądała na taką, co pozwala sobą pomiatać. Ale Puchonka musiała przyznać, że w formie lisa i borsuka wyglądała naprawdę cudnie. Zanim zdążyła oznajmić, że to ona pierwsza chce zamienić Clarissę w zwierzaka, Rosjanka sama się zgłosiła i wstała. Siódmoklasistka popatrzyła się na nią trochę niepewnie, ale też nie zdołała wstać, kiedy rudowłosa już rzuciła zaklęcie, a Fel przemieniła się w... Borsuka. O rany, ironia losu jak nic! Mimo wszystko, nie miała większych problemów z byciem w postaci zwierzęcia, wręcz czuła się naturalnie, jakby to było jej drugie ja. Może rzeczywiście powinna zostać animagiem? Teraz widziała wszystko z innego poziomu, a jej mały nosek poruszał się wolno, kiedy poznawała wszystkie zapachy z innej perspektywy. Spodobało jej się to i niemal żałowała, że Clarissa ją odmieniła. Kiedy z powrotem stała się człowiekiem, obejrzała swoje ręce, nadal zachywcona tą sytuacją. - To było niesamowite! Czułam się... Wiesz, czułam się, jakbym od zawsze mogła zmienić się w zwierzaka. - oznajmiła zadowolona i chwyciła pewniej różdżkę w dłoń, patrząc się rozbawiona na Clarissę. - Teraz moja kolej. Uwaga... Humanum taxo! Zaklaskała w dłonie, kiedy zobaczyła, że rudowłosa dziewczyna od razu zmieniła się w borsuka i przykucnęła, delikatnie głaszcząc ją po grzbiecie. - O rany. Jesteś chyba najbardziej uroczym borsukiem jakiego widziałam. - powiedziała cicho, jeszcze chwilę ją głaszcząc, a potem podnosząc się z kucek. Kiedy jednak zabrała się za odczarowywanie koleżanki, okazało się, że coś nie wyszło. Koniec końców @Liam S. Dear musiał interweniować i Felicity mu grzecznie podziękowała, jeszcze chwilę się na niego patrząc. - I co? Jak się czułaś jako borsuk? - zapytała Krukonki, uśmiechając się do niej szeroko.
Kostka na odczucia: 1 Kostki na zaklęcie: 6, 4, 2
Ostatnio zmieniony przez Felicity Harvey dnia Nie Mar 19 2017, 14:27, w całości zmieniany 1 raz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Prychnął na przezwisko, którym mianował go Gryfon. Jasne, jego wzrost i budowa ciała w stosunku do Olbrzyma wyglądały wręcz śmiesznie. Ezra przy nikim wcześniej nie był zmuszony zadzierać głowy, by patrzeć na twarz rozmówcy. I to go trochę irytowało. Ale to akurat był problem mocno przerośniętego Leonarda, bo Ezra w przeciwieństwie do niego był normalnej budowy. - Bez "ale", przyjacielu. Po prostu jeszcze nie zacząłeś doceniać tego idealnego ciała - kontynuował żart, przy okazji rzucając spojrzenie dziewczynom. Czy to było możliwe, żeby Gryfon miał rację? Przecież to był kompletny absurd, biorąc pod uwagę, że z Ruth nigdy nie łączyło go nic romantycznego. Czegoś nie dostrzegał? Jeśli tak, to na pewno nigdy nie miał mieć takiego problemu z Leonardem. Nie dość, że ogromny, to posiadał jeszcze naprawdę donośny głos. Pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem na ten jego wybuch, który na moment musiał przyciągnąć uwagę wszystkich obecnych i czekając aż się uspokoi. Z takim to wstyd było gdzieś wychodzić! Ezra musiał zapamiętać, żeby go za bardzo nie rozśmieszać w miejscach publicznych. - Bycie niemową jest ci pisane - poprawił go, kiedy Leo zaczął rozdziawiać pyszczek, jakby próbował zasypać go lawiną słów. A zamiast nich do Krukona docierały tylko lisie piski. Zaśmiał się szczerze na tę próbę, połączoną z powolnym ogarnianiem nowej postaci. A kiedy chłopak zaczął kręcić się w kółko za ogonem, bardziej jak psie szczenię niż lis, myślał, że dosłownie padnie ze śmiechu. No przy tym urzekającym spojrzeniu prawie poczuł ochotę, żeby go wziąć na ręce! Zbyt skupiony na wygłupach jego partnera, nie zauważył, że do jego nóg przypałętał się jakiś obcy lisek. Ale nawet gdyby zauważył, dlaczego miał się tym przejmować? Skąd miał wiedzieć, że jakiś przemieniony uczeń zechce ugryźć go w nogę? Nie sądził, żeby była szczególnie smaczna... Syknięcie, które wydał bardziej spowodowane było zaskoczeniem niż rzeczywistym bólem. Ugryzienie przypominało raczej zakłucie igiełkami. Spojrzał za rudym stworzeniem, które jednak szybko wmieszało się w pozostałe zwierzęta i Ezra nawet nie miał szans go zidentyfikować. Spojrzał z wyrzutem na Leonarda. - Jesteś tragicznym lisem obronnym. - Przykucnął, tarmosząc go nie jakoś bardzo delikatnie po głowie. No co, był naprawdę ciekawy, czy jego sierść był tak miękka, jak podejrzewał. I tak, była. - Dobra, koniec tej zabawy. Pamiętasz, jak brzmiała formuła odczarowywania? Nawet, gdyby Leo wiedział, marne szanse, by tą wiedzą podzielił się z Ezrą. Dlatego Krukon ostatecznie nie miał problemu z tym, że profesor zainterweniował, przemieniając Gryfona w jego gorszą wersję.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Och. Kiedy zacznę je doceniać? - Zainteresował się, dalej krytycznie patrząc na sylwetkę Ezry. Cóż, miał pewnie jakieś tam mięśnie. I nie prezentował się jakoś tragicznie. Był jednak drobniejszy w sam raz o tyle, aby można było się nabijać. Czego więcej chcieć? Ale mu się cudownie hasało tak po lisiemu! Ogon był fantastyczny, majtał się na wszystkie strony trochę jakby posiadał własną świadomość. W dodatku futerko było cholernie milutkie i cieplutkie. No i zapaaaachy! Tyle perfum od tylu pięknych pań... Lisek-Leo rozglądał się zafascynowany, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Kto by pomyślał, że tak spodoba mu się lekcja transmutacji? Śmiało musiał przyznać, że na taką przyszedłby ponownie. Pewnie to dlatego, że nie było tu zbyt wiele samej nauki... Akurat potknął się o swoje łapki, gdy Ezrę napadł jakiś podstępny lis (haha). Leosiek podniósł się szybko, jak gdyby nigdy nic, korzystając z nieuwagi towarzysza. Nie miał jak zareagować na słowa chłopaka, ale planował go ugryźć za to bezczelne tarmoszenie. Problem był tylko taki, że to było wyjątkowo przyjemne i Vin-Eurico w końcu jedynie usiadł, przymykając oczy z zadowoleniem. Oczka otworzył dopiero, gdy Ezra wspomniał coś o zaklęciu odczarowania, którego nie znał. No pięknie. Leosiowi było świetnie w zwierzęcej skórze, ale wolał wyrywać panienki a nie lisice - tak więc zbystrzał i uznał, że trzeba faktycznie znaleźć pomoc. Na szczęście Krukon już odwrócił się w poszukiwaniu profesora. Ostatni psikus? - przemknęło Leo przez głowę. Cofnął się o kilka kroczków, machnął ogonem szykując się do skoku... A potem pomknął do przodu, wybijając się w powietrze dopiero przed nieszczęsnym Ezrą, który przecież nie mógł widzieć całego zajścia. Niestety profesor Dear był dość czujny i bez większego zastanowienia, usłyszawszy prośbę, rzucił zaklęciem. Leonardo poczuł nieco łaskoczące uczucie, a potem już tylko solidny ból. - To nie tak miało wyglądać - rzucił na swoją obronę, całym swoim masywnym cielskiem przygniatając Ezrę do trawy. Nie mógł przestać się szczerzyć, pomimo że przy okazji walnął się w łokieć. Cóż, Krukon i tak miał gorzej - chyba oberwał kolanem? No i, całym Leo. - Dooobra, teraz twoja kolej. - Gryfon wstał, zupełnie nieświadomy tego, że jego fryzura była nieźle przemodelowana przez pana Clarke. Najwyraźniej tamto tarmoszenie miało swoje skutki! Tak czy inaczej, Leosiek po prostu wyjął różdżkę i wycelował nią w swego (zapewne obolałego) towarzysza. - Humanum migale!- Zawołał z pełnym przekonaniem. Ułamek sekundy później przypomniał sobie, że nie - tak nie brzmiało zaklęcie przemiany w borsuka! Było jednak już za późno, ponieważ Krukon został całkiem słodziutką fretką. - O MERLINIE. - Tak, to znowu było "na cały regulator". Chyba faktycznie Leo potrafił narobić ludziom obciachu... Teraz jednak już kleczał przy swoim partnerze, dźgając go leciutko palcem w brzuszek. - TERAZ doceniam to ciało. TERAZ jest idealne. Idealnie urocze. - Powiedział, chociaż graniczyło to z szeptem. I taka magia mu się podobała!
Kosteczki: 6, 2, 4
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- W twoim wypadku? Pewnie kiedy będziesz potrzebował worka treningowego - zauważył z przekąsem. To była naprawdę prawdopodobna wróżba. Aż dziw, że teraz tak dobrze wychodziło im to całe dogadywanie się. W jednym momencie Ezra obserwował wesoło hasającego Leo-lisa, a w następnej... Apokalipsa? Trzęsienie ziemi? Koniec świata? Och nie. To tylko ogromne cielsko Leonarda, którym Ezra oberwał jak z katapulty. Chyba już wolałby, żeby spadł na niego fragment sufitu... Jęknął boleśnie, czując się jeszcze gorzej niż za pierwszym razem na festynie. Dlaczego na miejsce swojego własnego wkurzającego Gryfona wybrał taką górę mięsa? Bezczelny, jeszcze się uśmiechał! - Masz. Jakiś. Problem. Z. Pozostaniem. W. Pionie? - Odetchnął ciężko, kiedy chłopak zdecydował się z niego zejść. Ezra nie miał pojęcia, o co chodziło z nagłą potrzebą atakowania go od tyłu. Niestety Leo nie dał mu wiele szans na odpoczynek i sprawdzenie, które kości zostały pogruchotane, bo niemal natychmiast rzucił swoje zaklęcie. Ezra poczuł jak jego ciało pochłaniają delikatne łaskotki, stopniowo przeobrażające każdą jego molekułę. W następnej sekundzie leżał na swoich zwierzęcych pleckach i z lekkim przerażeniem wpatrywał się w wielkoluda nad nim. Zamachał łapkami w powietrzu, próbując się podnieść, co okazało się trudniejsze niż przypuszczał. Tym bardziej, kiedy pojawił się czynnik stresogenny w postaci zbyt rozentuzjazmowanego Gryfona. Ezra nie zdążył się jeszcze zorientować w zaletach i wadach nowej postaci, a Leonardo już wyciągał ku niemu te swoje olbrzymie ręce. A to było przerażające! Z jego niewątpliwą, wrodzoną delikatnością Ezra mógł skończyć w Skrzydle Szpitalnym. Wił się grzbietem po podłodze, próbując uniknąć dźgających go w trochę łaskoczący ale i łagodny sposób palców. Głupi, głupi Gryfon. Zachowywał się jak duże dziecko. Ezra przeturlał się w jednym momencie i czmychnął pomiędzy nogami partnera. Jego chód był krzywy, jakiś taki trochę kulawy - a w dodatku bolał go cały bok - a ogonek plątał mu się pomiędzy tylnymi łapkami. Ostatecznie jednak udało mu się dotrzeć do jakiegoś krzaczka i schować się w jego gęstwinie. Dopiero tam Ezra zauważył, że nawet nie był borsukiem ani lisem. Był fretką. Niewątpliwie bardzo urodziwą, ale jednak fretką Leonardo oczywiście musiał wszystko pomieszać. Za co profesor pokarał go takim partnerem? Kiedy już przyzwyczaił się do ciałka na tyle, by opanować machanie ogonkiem i śmieszne poruszanie nosem, wychylił się z krzaczka i rozumnie spojrzał na Leo. Miał nadzieję, że chłopak już nieco się uspokoił i nie wpadnie na jakiś kolejny "genialny" pomysł.
To miała być kolejna rutynowa lekcja. Porzucają zaklęciami i rozejdą się do swoich ciepłych łóżeczek, czy gdziekolwiek indziej będą mieli ochotę pójść. Jednak z każdą kolejną minutą Ruth przekonywała się, że niekoniecznie tak to się zakończy... Niby młoda Szwedka rzuciła zaklęcie poprawnie i niby sama za chwilę miała stać się lisem, ale cóż z tego, skoro po chwili wydarzyło się coś, co kolejny raz zirytowało tak wiecznie opanowaną Wittenberg. Najpierw usłyszała gromki śmiech "kolegi Ezry", jak zaczęła określać Leo roboczo w swoich myślach. Wyglądał, jakby był czymś wielce rozbawiony, choć omieszkał to pokazać w tak donośny sposób, że ściągnął na siebie wiele spojrzeń. Ruth odwróciła wzrok w jego stronę tylko na chwilę, bowiem zaraz poczuła, jak jakiś...uczeń?! pod postacią lisa gryzie ją w łydkę. Syknęła z bólu i przekonana niemal na sto procent, kto mógł wpaść na taki głupawy pomysł kontrolnie rozejrzała się po sali. Bridget. Czy ona jest jakaś niepoważna? Ruth jednak pozostawiła ten infantylny wybryk bez komentarza, bo aż szkoda jej było słów na to, co wielce szanowna pani Hudson wyczyniała. I może Ezrę też ugryzła, tak dla zasady? Na litość, co też niektórzy mają w głowie... Kiedy Gemma zamieniła ją w lisa Ruth aż zamarła z wrażenia. Jej lisia postać była tak intrygująca dla niej samej, że zapominając zupełnie o koleżance wzięła rozpęd i pobiegła na czterech łapach przed siebie, przez chwilę potykając się o nie, nieprzyzwyczajona do tego sposobu lokomocji. Wszystkie zapachy, patrzenie na ludzi z dołu, możliwość przeciskania się pomiędzy krzakami, futerko...Czuła się tak dobrze, że zaaferowana biegała między ludźmi jak szalona, turlając się raz po raz po miękkiej trawie. Miała nieodpartą ochotę do kogoś podbiec, ale ostatecznie wróciła do Gemm i dała się odczarować...nauczycielowi. Coś nie pykło, ale grunt, że znów była człowiekiem, choć ewidentnie musiała przemyśleć zostanie animagiem. Moment, w którym poprawiała sobie włosy był również momentem, w którym Leo padł jak długi na Ezrę. Ruth spojrzała na obu panów spode łba, wyciągając błędny wniosek, że ten "Hiszpan" musi być homoseksualistą usiłującym przypodobać się jej przyjacielowi a Ezra albo jej czegoś nie mówi, albo zwyczajnie nie potrafi odeprzeć jego zalotów. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i po wykonaniu zadania zaczęła zbierać do wyjścia, kiedy tylko lekcja się zakończyła. Na odchodne podeszła znów do obu panów @Ezra T. Clarke i @Leonardo O. Vin-Eurico, żeby się pożegnać. Uścisnęła mocno Ezrę, pocierając dłonią jego obolałe plecy. -Mam nadzieję, że następnym razem damy radę spotkać się bardziej prywatnie niż tylko na lekcji - puściła mu oczko i obdarowała promiennym uśmiechem także jego wysokiego kolegę. Huh, doprawdy był wysoki! (kostka:1 i zt)
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Moje worki treningowe są jakoś dwa razy większe od ciebie - oświadczył dość brutalnie, ale za to bardzo szczerze. Dobra, pewnie powinien już się odczepić. Jeszcze mu biedne Kruczątko wpadnie w kompleksy... Cóż, jego epicki skok okazał się być jeszcze bardziej epicki. Leo przez chwilę zastanawiał się, czy profesor nie zrobił tego celowo (Gryfon nie był raczej przykładem do naśladowania, jeśli chodziło o zachowanie na lekcji. Albo jakiekolwiek inne zachowanie.), ale raczej nie był on mściwą osobą. Tak czy inaczej, Ezra został nieźle zgnieciony. - Nie, w sumie to nie. A nawet jeśli, to spędzam czas w pozycji leżącej aktywnie - poruszył znacząco brwiami, a potem klepnął towarzysza w ramię. - Kiedyś może zrozumiesz o czym mówię... - I co z tego, że to o Ezrę kłóciły się właśnie dwie piękne panie? Leosiek wiedział swoje, tak więc uraczył Krukona "współczującym" spojrzeniem. Pewnie powinien mniej uwagi przykładać do dokuczania chłopakowi, a więcej do rzucania zaklęcia. Wszystko jednak (jego zdaniem) skończyło się wyśmieniciwie, bo z Ezry była fretka idealna. Niestety, był pod tą postacią równie złośliwy, co normalnie - zamiast grzecznie pobawić się z Leo, zwierzak schował się w krzakach. - No wiesz ty co! - Zawołał za nim Leo. Jakoś tak mu się smutno i samotnie zrobiło, a poza tym niezbyt miał co robić. Rozejrzał się chwilę po sali za Fire i innymi znajomymi buźkami, ale koniec końców musiał odnaleźć swoją fretkę. Profesor mógłby zauważyć brak jednego studenta... Spojrzał na Ezrę, który zerkał na niego spomiędzy gałązek jakiegoś krzaczka. - Ranisz mnie, Ezra. Przecież ja muchy bym nie skrzywdził. - Miało być poważnie, ale Vin-Eurico promieniował entuzjazmem. Zbliżył się powolutku, jak do płochliwej sarenki, a potem chwycił fretkę i wyciągnął ją z tych krzaków. Warto przy tym zaznaczyć, że był niezmiernie delikatny (wyczerpał limit krzywdzenia swojego ulubionego Krukona na najbliższe... Pięć minut?). - Jakieś takie z ciebie mało towarzyskie zwierzę. - Zganił go, stawiając ostrożnie na trawie. Spróbował go odczarować, ale mu nie wyszło - zawołał profesora, nie tracąc wzroku z Ezry. Skoro on próbował cudnych skoków, co powstrzymywało jego towarzysza? Biedny Leoś kompletnie nie domyślał się, że jego specyficzne zachowanie może zostać odebrane przez kogokolwiek tak opacznie, jak zrobiła to Ruth. Gdy dziewczyna do nich podeszła, Leo odruchowo przeczesał palcami włosy. Była to dobra decyzja, bo po tym czochraniu futra wyglądał mało elegancko... - Och, ale ona na ciebie leci. - Wypalił ze szczerym zaskoczeniem, ale na szczęście dopiero wtedy, gdy Krukonka zniknęła za drzwiami. - Ale czekaj, ona nie jest z tym nadętym prefektem Hufflepuff? - Zmarszczył brwi, próbując skojarzyć coś więcej. - Och. To wy się tylko... przyjaźnicie? - W głosie Gryfona pobrzmiewało szczere niedowierzanie. No dobra, on też miał przyjaciółkę, ale jakoś tak... Jakoś tak jak patrzył na Ezrę i Ruth ściskających się na początku i końcu lekcji, to na to nie wpadł.
Po napisaniu wejściówki, profesor szybko je sprawdził po czym zaprezentował pierwsze ćwiczenie, tutaj polegało na zamienieniu osoby z pary w któreś z wylosowanych zwierząt za pomocą zaklęcia. Tadhg wylosował "Humanum vulpes" czyli zamianę w lisa, odnalazł wpierw jednak swoją osobę z pary którą była @Harriette Wykeham, za pierwszym razem trzeciemu spośród Chattan, zaklęcie nie wyszło jednak już za drugim razem, wszystko poszło ślicznie, zamienił dziewczynę w lisa. Dal chwilę swojej koleżance z pary na oswojenie się z nowym ciałem i beż żadnych problemów odczarował ją. -Chyba nie była tak źle?-zapytał spokojnie, był ciekawy odczuć, ale też nie chciał tutaj nikomu zaszkodzić.
Nudziło mi się, podczas gdy Lotta była borsukiem i nawet nie miałem pomysłu, co zrobić. Ta lekcja wydawała mi się nudna jak flaki z olejem. Niby fajnie, byli sobie zwierzakami przez chwilkę, ale na dobrą sprawę nijak to się miało do animagii. Przynajmniej dla mnie, bo jakoś nie uśmiechało mi się bycie borsukiem, gdybym mógł się zmieniać. Kiedy uznałem, że czas na odczarowanie Lotty, machnąłem różdżką, ale nic się nie stało. Spróbowałem jeszcze raz i znów mi nie wyszło. Koniec końców musiałem pstryknąć na Liama, żeby zrobił to za mnie. Jeszcze chwila i Lotcie mogłaby się stać krzywda. A po skończonych zajęciach poszliśmy na kawę.
//zt
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Komentarz nauczyciela tak ją oburzył, że aż zapomniała przestraszyć się, że wpadła. Sam pan go męczysz! Umarłby lata temu, gdyby nie to, że zawsze ilekroć się zatkał była w pogotowiu. Choćby się waliło i paliło, choćby był środek nocy, choćby miała lekcję, czy nawet szlaban. I jedyne co dostawała w zamian, to obsikane łóżko. Szybko się jednak uspokoiła, przypominając sobie, że profesor Dear nie znał ich sytuacji i mogło skończyć się gorzej, szczególnie że wcale nie wyglądało na to, żeby chciał ją urazić. Poza tym mogła przynajmniej przestać chować Chomika. - Jest chory – usprawiedliwiła się cicho i całkiem rozpięła torbę. Kot podniósł głowę i rozejrzał się po sali. Gemma uspokajała go, głaszcząc za uchem – I chyba niekoniecznie chce wyjść… Zobaczyła @Bridget Hudson przekazującą jej wiadomość w migowym języku kocich mam. Odpowiedziała jej tak samo, dając do zrozumienia, że jest chory i że jasne, może go wymiziać, tylko delikatnie. Mogło to przynieść zbawienne skutki, bo gdyby się rozluźnił, może w końcu by siknął. Podeszła do @Ruth Wittenberg, z którą miała ćwiczyć, z szerokim uśmiechem Gemma no.5, który miała w repertuarze niezależnie od tego jak kiepsko sprawy by się nie miały. Nie było potrzeby zadręczać innych własnymi problemami. Nie był to sztuczny uśmiech, Gemma umiała oddzielić od siebie zmartwienia i radość jaką sprawiało jej spotkanie Krukonki i odczuwać oba jednocześnie i niezależnie od siebie. - Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne – odpowiedziała pogodnym sarkazmem i pokazała jej język. Poczuła się trochę niezręcznie widząc, że jakieś spiny między Bri i Ruth. Postanowiła nie wtrącać się dopóki nie znała podstaw konfliktu i kiedy Krukonka raczyła drugą dziewczynę uszczypliwościami, Gemma skupiła się na Chomiku, który teraz, gdy już go nie głaskała, wrócił do maniakalnego wylizywania podbrzusza. Niedobrze… Skinęła Ruth głową, że jest gotowa, niezmiernie podekscytowana tym, że zaraz zmieni się w zwierzę. Po chwili patrzyła już na świat z niższej perspektywy. Początkowo zupełnie zastygła zszokowana i może trochę przestraszona. Dokoła niej, wszędzie ruszały się olbrzymy, słyszała milion dźwięków. W pierwszym odruchu chciała uciec, ale nigdzie nie było bezpiecznie, atak też nie wchodził w grę – nie mogła zaatakować naraz z każdej strony. Skonsternowana zaczęła myć futerko. Ogromny kształt pochylił się nad nią. Najeżyła się, ale po chwili rozpoznała Ruth i wtedy przypomniała sobie, że jest przecież człowiekiem. Uciekła pomiędzy nogami Krukonki. Chciała jeszcze trochę się pobawić, tym razem kierując się rozsądkiem nie instynktami. W nozdrzach uderzył ją zapach innego zwierzęcia – Chomika. Podbiegła do torby i próbowała skłonić go do zabawy. Nie dał się jednak przekonać, na co w zasadzie nie liczyła. Widocznie zatkał się za bardzo, żeby dało siego naprawić wyluzowaniem go. Wróciła do Ruth i dała się odczarować. - Ej, to jest zajebista opcja na badania etologiczne – podekscytowana podzieliła się wrażeniami, przypominając sobie jak sama instynktownie, wbrew wszelkiej logice, zaczęła się groomingować – O ile nie zaczniesz za bardzo się zastanawiać… Zresztą obczaj sama. Humanum vulpes – rzuciła, ale za pierwszym razem nic się nie stało. Spróbowała jeszcze raz i tym razem wszystko wyszło tak jak powinno. Przyglądała się z rozbawieniem jak koleżanka hasa po klasie. Kiedy lisia Ruth do niej wróciła, rzuciła przeciw zaklęcie, ale ponownie coś nie wyszło. Nim zdążyła spróbować jeszcze raz, interweniował nauczyciel. Dziewczyny pożegnały się i Gemma wróciła do swojego kota. Została im jeszcze tylko jedna godzina. Długa, stresująca dla niej godzina. Wiedziała jednak jak nieprzyjemne dla niego jest cewnikowanie, więc nie zamierzała robić mu tego, póki nie osiągną krytycznego punktu. Wzięła Chomika na ręce i opuściła klasę.
Kostki: lis – 4; zaklęcie – 5, 3/1, 4 //zt
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Chattan? Wprost wspaniale. Podeszła do chłopaka nieufnie, mierząc go wzrokiem od stóp do głów i próbując ocenić czy jest równie głupi, co jego brat, czy kim oni tam dla siebie byli. Pozwoliła mu w końcu rzucić zaklęcie pierwszemu, poprzysięgając sobie, że jeśli coś jej zrobi, to go rodzona matka nie pozna. Najpierw mu nie wyszło, za drugim zaś razem wszystko powoli zrobiło się inne. Większe, gwałtowniejsze, straszniejsze. Początkowo zamarła obracając tylko głowę za każdym razem, gdy zobaczyła, gdzieś ruch i powstrzymywała się, żeby nie rzucić się w jego kierunku. Po chwili uświadomiła sobie, że nic w tej klasie nie czyha na jej życie i postanowiła przebiec się kawałek w nowej skórze. Znudziło jej się po chwili i węsząc wróciła Tadhga, żeby ją odczarował. Podobało jej się, ale w małej klasie miała małe pole do popisu. Gdy chłopak ją odczarował i zadał jej pytanie, wzruszyła tylko ramionami. Nadal był Chattanem, więc nie zamierzała się z nim spoufalać. - Sam się przekonaj - rzuciła na niego zaklęcie. Dała mu chwilę, żeby się przyzwyczaił i wypróbował swoje nowe możliwości, sama zastanawiając się nad tym jak wywęszyła chłopaka. Jakoś tak nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że animagia to nie tylko zmiana kształtu, ale też cała gama zdolności, których nie posiadali ludzie. Może powinna zastanowić się nad tym na poważnie? Gdyby na przykład zamieniała siew kota albo sowę mogłaby zmieniać się co noc i wszystkie jej problemy byłby rozwiązane. Gorzej gdyby zamieniała się w kreta... Trochę szkoda zachodu. - Profesorze? - zwróciła się do @Liam S. Dear - Da się jakoś sprawdzić jakim zwierzęciem byłoby się jako animag? Między pytaniem a odpowiedzią odczarowała, a raczej spróbowała odczarować, Tadhga. Bez skutku. Na szczęście nauczyciel był tuż obok, więc zrobił to za nią.
Kostka: lis - 6; zaklęcie - 3,4,5
Ostatnio zmieniony przez Harriette Wykeham dnia Sob Mar 18 2017, 01:15, w całości zmieniany 1 raz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Zastanawiał się, czy Leonardo naprawdę wierzył, że z niego był taki niewinny chłopak. Czy to działało tak samo, jak na te dziewczyny, które uwierzyły, że będą dla niego tymi jedynymi? Bo faktycznie, z nich dwóch to Ezra wyglądał na tego uroczego, zapewniającego pocieszenie emocjonalne po takich typach jak Leo. - Może kiedyś mi pokażesz... - Mrugnął do niego niby żartobliwie, niby prześmiewczo. Gryfon naprawdę mógłby dać już spokój jego życiu miłosnemu, skoro właściwie nie miał o nim zielonego pojęcia. No dobrze, Ezra nie mógł zbyt wiele zarzucić Leonardowi, jeśli chodziło o pełnienie funkcji opiekuńczych w stosunku do jego freciego ciała. Nie wierzył w jego zapewnienie, ale dał się podnieść z krzaków bez dalszego marudzenia. I okazało się, że Vin Eurico jednak znał pojęcie delikatności. Kiedy do ich dwójki podeszła Ruth, Ezra stał już na swoich ludzkich nogach. Bynajmniej nie dzięki Leonardowi. Krukon podejrzewał, że ten chłopak pobierał ze świata negatywną energię, wpływającą na porażki, bo jego własnej chyba mogłoby mu zabraknąć na zrealizowanie wszystkich bezsensownych pomysłów. - Następnym razem możemy nie iść na lekcję i spotkać się prywatnie - zaproponował, śmiejąc się pod nosem i oddając jej uścisk - ta dziewczyna doskonale zaspokajałaby potrzebę Ezry w dawce dziennego przytulania, gdyby tylko częściej się widywali. A ile więcej mieliby czasu, gdyby Ruth zastopowała ze swoją ambicją? Jednak szanse na to nawet nie były małe. Po prostu nie istniały. Odetchnął z ulgą, że Ruth zdążyła wyjść, nim z ust Gryfona padł ten idiotyczny komentarz. - Ona na mnie nie leci, głupku. - Naprawdę zaczynał się niecierpliwić, jeśli chodziło o pojmowanie świata przez Leonarda. Po czym on wysuwał taki wniosek? Po przytuleniu? To co by było, gdyby Ezra pocałował ją w policzek? - Z Norbertem, tak - potwierdził z niechęcią. Za określenie "nadęty prefekt" Gryfon zyskał w oczach Ezry. Ktoś, kto nie przepadał za chłopakiem jego przyjaciółki nie mógł być taki zły. Clarke od zawsze był typem raczej zaborczym, więc nic dziwnego, że nie był zadowolony, kiedy Ruth znalazła sobie jakiegoś grającego nie wiadomo jak ważnego - w końcu był prefektem, prefekci mieli taki poczucie wyższości - Puchona. Nie miał jeszcze okazji poznać tego chłopaka, ale nie, nie potrzebował tego, by go osądzić. - Zgadłeś Leonardzie. Lotność twojego umysłu mnie zadziwia. Chcesz mi wytłumaczyć, jakim cudem jeszcze nikt nie poznał się na twoim potencjale? - Pokręcił głową, poprawiając ubranie, które przez te wszystkie perypetie się pogniotło. - Naprawdę tylko się przyjaźnimy. Przyjąłbym za Ruth Avadę, ale chyba nie potrafiłbym się z nią umawiać. No wiesz, miałbym szanse pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, że albo zerwiemy, albo skończymy jako małżeństwo. Nie chciałbym nawet ryzykować.
Claire schyliła nieco głowę, kiedy Liam upomniał ją, że to ma być ostatni raz i pokiwała głową. Była zła na siebie, że się spóźniła i, że tak kiepsko napisała pracę, ale przynajmniej profesor nie odjął jej punktów. Byłoby kiepsko, gdyby za jej nieuwagę ucierpiał cały dom. Zerknęła na Oriane, a potem na profesora, który oznajmił, że czas przejść do części praktycznej, a jej oczy rozszerzyły się, kiedy została wywołana na środek. Trwało to może jednak sekundę lub dwie, bo zaraz jej wyraz twarzy zmienił się na pewny siebie, gdy bez oporów stanęła na środku klasy, koło Liama. Przez chwilę kusiło ją, by teatralnie i królewskim gestem pomachać klasie, ale jakoś nie trzymały się jej teraz żarty. Mimo, że tego po sobie nie pokazała, trochę ją ta cała sytuacja przerażała, ale nie trwało to za długo, bo zaraz ogarnęło ją dziwne uczucie. Chwilę jej to zajęło, ale w końcu zorientowała się, że Liam zamienił ją w borsuka! Zaraz jednak została odczarowana, a potem została zmieniona w lisa. Dziwnie się czuła w zwierzęcej postaci i nie polubiła tego uczucia, ale mimo wszystko pokiwała głową na pytanie nauczyciela. Szybko wróciła do Oriane, nie zdążając powiedzieć ani słowa, kiedy dziewczyna oznajmiła, że ona ją pierwsza zamieni. No halo! Przecież dopiero co była zwierzakami, nie może jej dać chwilę na odpoczynek? Claire dała radę tylko prychnąć, zanim Ori powtórzyła zaklęcie i zamieniła ją w lisa. I znowu poczuła się zagubiona w tej postaci, łapki się jej trochę plątały, a ogon niesamowicie denerwował - i nawet pomimo tego wszystkiego zdołała ustać w miejscu. Spojrzała spode łba na Ślizgonkę, kiedy ta zaczęła ją głaskać, ale musiała przyznać, że to było całkiem miłe uczucie. Odetchnęła z ulgą, kiedy została z powrotem zamieniona w człowieka i odruchowo poprawiła włosy. - A mi chyba nie jest pisane bycie animagiem. - odparła, w końcu się uśmiechając. - Na szczęście, teraz moja kolej! Humanum vulpes! Z jakimś rodzajem radości obserwowała, jak Oriane zmienia się w lisicę i kucnęła przy niej, delikatnie przejeżdżając palcami po jej grzbiecie. Wyraz poczucia wyższości zniknął jej z twarzy, a zamiast tego pojawił się szczery uśmiech. Nawet podrapała Ori po brodą zanim wstała i uśmiech gdzieś znikł. Nie miała najmniejszych problemów z odczarowaniem dziewczyny, co jeszcze bardziej sprawiło, że poczuła się z siebie dumna. - I jak było?
Kostka na odczucia: 2 Kostki na zaklęcie: 3, 4, 6
Ostatnio zmieniony przez Claire Zusse dnia Nie Mar 19 2017, 14:29, w całości zmieniany 1 raz
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Nie chciało jej się ciągnąć Liama za język, w końcu samo słuchanie o animagii i transmutacji nie fascynowało Fire. Wystarczało jej minimum wiedzy, żeby potrafić używać niektórych zaklęć. Dlatego nie odezwała się już, dając na razie spokój nauczycielowi. Z niechęcią podniosła się z trawy, na której było tak wygodnie. Mieli zmieniać się w zwierzaki? Dziwny pomysł. Fire pomyślała o tym, że mogłaby swobodnie uciec w jakieś krzaki, a stamtąd do wyjścia i przysporzyć Liamowi dużo kłopotów. Nawet zaczęła planować taką drogę ucieczki, zwłaszcza, że usłyszała o "opowiedzialności". Ta przeklęta odznaka prefekta na piersi dziewczyny zdawała się parzyć. Obserwowała jak jakaś Ślizgonka bez problemu daje się przemieniać i zmarszczyła lekko brwi. Czemu tak często zmuszano ich do celowania w kogoś? Szkotka czuła się od razu zagrożona, kiedy ktoś podnosił na nią różdżkę, dlatego sam pomysł coraz mniej jej się podobał. Słuchała więc słów Ślizgonki, z którą miała współpracować. Kiedyś sama nosiła takie kolorowe włosy, co uznała za miły plus. - Nie masz bladego pojęcia o czym mówisz. - powiedziała Fire od razu uznając, że wypowiada się na tematy o których nie ma pojęcia. Nie robiła problemów i pozwoliła, żeby rzuciła na nią zaklęcie. Nie poganiała dziewczyny ani nie ironizowała jej marnej pierwszej próby. Nie dlatego, że była wyrozumiała albo cierpliwa. Po prostu na tamtą chwilę zastanawiała się czy Liamowi nie odwali przez jej słowa i zmieni się w swoją zwierzęcą formę. Zawsze się pilnował, ale łatwo było sprowokować Deara. Nagle poczuła, że świat się zmienia i stała się o wiele mniejsza. Popatrzyła na swoje łapki i trochę ją zamurowało. Dziwnie się czuła mając futerko, które przypominało noszenie grubego kożucha. Pierwsze parę chwil próbowała to sobie uświadomić, że jest... borsukiem, bo długiej rudej kity nie miała. Podrapała się po głowie, uznając, że to wcale nie jest takie złe, a wręcz ciekawe. Powęszyła w powietrzu, wyłapując mnóstwo różnych zapachów. Klapnęła na tyłku, patrząc na wszystkich wokoło i przekrzywiając główkę w bok. Z odczarowywaniem poszło gorzej, bo Liam musiał pomóc powrócić Fire do swojej postaci. - Całkiem interesujące doświadczenie. - stwierdziła dziewczyna, kierując teraz swój wzrok na kolejną Ślizgonkę. - Humanum taxo. - spróbowała, ale podobnie jak u Eriki, nic się nie stało. Drugi raz już poskutkował i po ziemi znów hasał uroczy borsuk. Blaithin obserwowała zwierzaka z półuśmiechem. Też tak wyglądałam? Dla Ślizgonów to była chyba obraza czy coś. Pozwoliła Kath na ogarnięcie świata, a dopiero później bezproblemowo ją odczarowała. Nie potrzebowała do tego pomocy profesora. - Żyjesz? - rzuciła tylko upewniając się, że nie zepsuła czegoś w przemianie.
odczucia: 6 Przemiana Kath: 6,6,6,6
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Liam się rozgadał, co ucieszyło Krukonkę. W końcu musiała wiedzieć wszystko, więc wyczerpujące odpowiedzi były jak najbardziej na miejscu. To nie był koniec pytań Krukonki, ale inni też chcieli dojść do głosu, więc słuchała także pozostałych uczniów. Przy okazji zastanawiała się ilu z nich aspiruje do bycia animagami. Wypatrzyła Jamesa, do którego zaraz się przysiadła razem ze swoimi rzeczami. - Cześć! - przywitała się po prostu, nie chcąc zakłócać lekcji rozmowami. Stęskniła się mocno za swoim przyjacielem. Usłyszawszy, że rzeczywiście będą zmieniani w zwierzęta, uśmiechnęła się szeroko. To zawsze jakaś namiastka! - Wolisz być lisem czy borsukiem? - spytała Jema, kiedy już ustawili się naprzeciwko siebie i miała rzucić zaklęcie. Zamierzała zrobić to jak najbardziej profesjonalnie, ale coś wytrąciło Naeris ze skupienia. - Humanum migale! - to z pewnością nie było jedno z zaklęć, które przedstawiał na innej uczennicy profesor. Ze zdziwieniem patrzyła, jak James zmienia się w urocza fretką. - Przepraszam! Chyba coś przekręciłam. - schowała różdżkę za pas i ostrożnie przyklękła przed stworzonkiem. Taka przemiana mogła być szokiem, dlatego zachowywała się spokojnie. Widok fretki rozczulił Krukonkę. - Jejku, jaki ty jesteś śliczny! Wystawiła rękę, żeby mógł się trochę zbliżyć, a wtedy go pogłaskała. Wiedziała, że Waters jej nie pogryzie, dlatego bez żadnego strachu miziała fretkę po główce i brzuszku, ucieszona jak małe dziecko. - Niestety trzeba cię przywrócić do tej mniej ślicznej postaci! Oczywiście, żartuję, tak czy siak jesteś cudowny. - zaśmiała się, próbując rzucić zaklęcie, które odczarowałoby chłopaka. Tylko, że nie wychodziło. Miała zbyt dobry humor, żeby się taką pomyłką w ogóle przejąć. Ta lekcja rzeczywiście była zabawą. - A może zostawimy cię takiego już na zawsze? - spytała fretkę. - Prooooszę? Mimo wszystko nauczyciel podszedł, żeby im pomóc. W końcu Naeris też miała się zmienić w zwierzaka. - Profesorze, mam jeszcze parę pytań. - zagaiła, dając chwilę Jamesowi. - Czy to jest genetycznie uwarunkowane? W sensie czy dzieci animaga mają większe szanse na zostanie animagami, łatwiej im to przychodzi? Poza tym mówi się, że to w jakie zwierzę się zmienisz jest często tożsame z patronusem. Tylko, że patronus może się zmienić, na przykład kiedy kogoś bardzo mocno pokochamy. Zwierzęca forma animaga też może się zmienić? Dała znak Krukonowi, że jest gotowa.
Przemiana Dżema: 3, 2, 5
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Gdy usłyszał, że lekcja nie będzie składała się jedynie z części teoretycznej i on wraz ze swoją partnerką @Naeris Sourwolf będą wzajemnie zmieniać się w zwierzęta, bardzo się ucieszył. Liczył też, że może będzie miał okazję wypytać Nae co się u niej ostatnimi czasy działo, bo praktycznie w ogóle się nie widywali. - Naeris Sourwolf - powiedział spokojnym głosem, uśmiechając się do dziewczyny. Już od początku ich znajomości witał ją w ten sposób, więc nie sądził, że jego zachowanie ją zadziwi. Póki co, nie zadawał żadnych pytań, które nie dotyczyły lekcji - widział zainteresowanie blondynki wypisane na jej twarzy, więc nie zamierzał jej przeszkadzać. Najwyżej później z nią porozmawia. - Jest mi to raczej obojętne... chociaż chyba wolałbym być lisem - odpowiedział na jej pytanie. Przygotował się, stając pewnie na obu nogach i wpatrując się w Krukonkę. Po chwili poczuł, jak ze swojego metra osiemdziesiąt wzrostu, przemienia się w małe, niepozorne stworzonko. Futerko miał białe, więc zorientował się, że Nae rzuciła na niego nie to zaklęcie, co trzeba. Nie przeszkadzało mu to jednak zbytnio, bo tak czy siak był zwierzęciem. Z początku James czuł się trochę nieswojo. Trochę plątały mu się łapki i nie do końca był pewien swojego nowego ciała. Na uwagę Naeris dotyczącą jego wyglądu, podświadomie się uśmiechnął. Jema zawsze zastanawiał fakt, jak czuje się Flynn, kiedy on tak smyra go po brzuchu, a teraz na własnej skórze tego doświadczył. W tym całym futrze zaczęło mu się powoli robić gorąco, jednak nie na tyle, by chciał natychmiast powrócić do swojej normalnej postaci. Owszem, czuł się trochę dziwnie, ale po pewnym czasie zdążył się do tego przywyczaić. W końcu jednak, przyszedł czas na jego ponowną przemianę. Sourwolf chyba niedostatecznie się skupiła, bo musiał to zrobić profesor Liam. - Ale. To. Był. Czad - powiedział, gdy z fretki z powrotem zmienił się w człowieka. Chwilę jeszcze odczekał, słysząc, że Krukonka zadaje nauczycielowi jakieś pytania, po czym to on miał ją zamienić w zwierzątko. - Chcesz być borsukiem czy lisem? - spytał w końcu, zerkając na towarzyszkę. Zza pazuchy wyjął różdżkę i przygotował odpowiednie zaklęcie. - Humanum vulpes! - Pewnym głosem wypowiedział formułkę i machnął różdżką. Naeris jednak cały czas stała przed nim w swojej normalnej postaci. Jako, że James wyznaje zasadę "do trzech razy sztuka", spróbował ponownie. Udało się! Przed sobą miał naprawdę piękną lisicę. - O ja cię kręcę - skomentował i rozentuzjazmowany kucnął nad lisem. Najpierw niepewnie, położył dłoń na głowie przemienionej Nae, a następnie zaczął ją głaskać po pyszczku. Po jakimś czasie, należało ją jednak odczarować. Uśmiechnięty, odchrząknął i spróbował rzucić na lisa zaklęcie, jednak nie podziałało. Chyba oboje dzisiaj nie mogli się skupić. Do pomocy zawołał nauczyciela, a ten sprawił, że po chwili Krukonka zmaterializowała się tuż przed nimi.