Przez siedem lat Gwen znała zamek prawie wzdłuż i wszerz, więc nudziła się czasami. A że chciała się z niego wyrwać postanowiła iść od wioski. Ta dla odmiany nie nudziła się Puchonce mimo, że też dość często ją odwiedziła. Gwen uznała, że nadejście wiosny jest jak najbardziej dobrą okazją, żeby się napić. W końcu czemu nie? Zwłaszcza, że pogoda nie rozpieszczała ich w ostatnich dniach. Padało i grzmiało, przez co von Ingersleben nie mogła wyjść na dwór i po wegetować tam od rana do wieczora. A skoro nie mogła, to postanowiła jakoś spędzić czas inaczej. Na zabawie i relaksie. Zamek niestety miał tę wadę, że istniało znacznie większe prawdopodobieństwo, że napotkasz nauczycieli niż po za jego murami. Nawet jeśli musiała przez to iść w deszczu i burzy. Gwen jakoś nie była amatorką mocnych wrażeń. Mimo, że mówi się, że nie powinno się chodzić w burzy z parasolką. A jednak Puchoka tak sobie poszła. Skierowała się do Crazy 60`. Lubiła takie klimatyczne miejsca. Znacznie bardziej nowoczesne. Mimo, iż nie wiedziała czy są stylizowane na takie a nie inne miejsca. Dotarłszy na miejsce otrzepała się z deszczu i podeszła do baru zobaczyć, co też mają ciekawego
Jak to się stało, że znalazł sie w Londynie tego nikt nie wie. Ot jego dusza zapragnęła jakiegoś urozmaicenia, czegoś nowego od dobrze znanego Hogsmeade. Tam zawsze napotkało się kogoś znajomego, a teraz Gridham potrzebował odcięcia od tamtego świata. Na kilka chwil stać się zupełnie nieznanym dla otoczenia. W tym mieście mógł na to liczyć, mało prawdopodobne, by w jednym z miliona klubów zaszyli się uczniowie Hogwartu. Przerastała go miłość Isolde, nie wiedział jak sobie z tym poradzić, musiał gdzieś sie odstresować. Wpadł do jakiegoś klubu, w którym wcześniej nie bywał. Jak szaleć to szaleć! Oczywiście wcześniej wypił kilka łyków jakiegoś trunku, coby lepiej się bawić. Oczywiście nie zamierzał zostać tam na dłużej. Od jeden z punktów jego wielkiego nocnego tripu po barach. W pubie tylko coś wypije i ruszy dalej. Stojąc przy barze zauważył znajomą twarz. Znajomą, dobrze powiedziane. Parę razy mijał ją na korytarzu, nigdy słowa nie zamienili. Jednak miał pewność, iz ta dziewczyna chodzi do Hogwartu. No pięknie, człowiek chce sie odciąć, a nawet w mugolskim świecie spotyka czarodziei! W zasadzie to czemu by się nie przywitać? pomyślał i podszedł do kobiety. Ale zaraz, czy ona ma pozwolenie na przebywanie w Londynie? Z tego co wiadomo ten przywilej należy się tylko studentom, a jej raczej na wykładach nie widywał! -Ładnie, ładnie. Ciekawe, czy dyrekcja pochwaliłaby takie zachowanie.- rzucił stając obok Gwen. Zaraz potem przywołał barmana i zamówił pierwszego lepszego drinka.
Gwen dość szybko podejmowała decyzje, ale potem gryzła się przez jakiś czas, czy dobrze zrobiła? Teraz jednak było chwilowo za późno na dumanie czemuż to znalazła się w Londynie, jak chciała tylko pójść od wioski? Tego na razie jeszcze nie wiedziała i na pewno będzie jeszcze to roztrząsać. Dobrze, że nie wylądowała dalej niż tylko w stolicy. Ale byłaby heca, gdyby przez przypadek wpadła na rodziców. Tata jeszcze pewnie przymknąłby na to oko. No, ale z mamą mogłoby być nieco gorzej. Pocieszające było to, że rodzice nie zaglądali to takich miejsc. W pewnej chwili usłyszała obok siebie czyjś głos. Odwróciła się w jego kierunku i ujrzała chłopaka. - Oj tam - stwierdziła. - Jak nie widzi, to nie musi się martwić, że zgubiła gdzieś uczennicę i jak widzę jeszcze jednego ucznia? Studenta? - Jakoś dziwnie się ucieszyła, że znalazł się ktoś jeszcze, kto był po za szkołą. - Może nie uwierzysz, ale planowałam wyjście od wioski nie na miasto.
Dużo dobrego o tym miejscu słyszał. Aż dziw bierze, że mieszkał w Stolicy i nie odwiedził tego, tak chwalonego przez wszystkich pubu. Kiedyś jednak musi być pierwszy raz, nie?! Inna sprawa, że warunki sprzyjające, bo za oknem niebyt ładna i typowo „wakacyjna” pogoda. Cóż.. urok Londynu. Pada przez cały większość czasu w roku.. Niezbyt pewnie, ale w końcu przekroczył progi przybytku. Niepewnie, bo przecież nigdy tu nie był. Nie znał ludzi, którzy tu przychodzili. A przecież mógł to być klub nastawiony wyłącznie na „stałych bywalców”, którzy niekoniecznie chcieli widzieć tu kogoś spoza swojej grupy? Mimo to Thomas nie zrażał się. Wierzył w potęgę uśmiechu i dobrego żartu. Gdy wreszcie znalazł się w środku uderzył go wystrój. Bardzo przypadł mu do gustu. Takie vintage’owy klimat. Wspaniała knajpka dla hipsterów. I ludzi dobrej woli, do których się zaliczał. Usiadł za barem, zamawiając piwo. Aż sam się zdziwił, że nie został zapytany o wiek. No tak, to są właśnie zalety zarostu! Nie, żeby ten jego był w stanie, przypominającym „dziewiczy”, ale co tam.. ZAROST JEST ZAROST! Siedział zatem, słuchając wspaniałej muzyki, utwierdzając się w przekonaniu, że będzie to na pewno jedno z miejsc, o których pomyśli przy następnym wypadzie na miasto. Może to dlatego, że sam czuł się trochę, jak chłopak nie z tej epoki? Naprawdę, gdyby urodził się dwadzieścia, trzydzieści lat temu, nie miałby problemów, z odnalezieniem samego siebie i swojego miejsca w tamtejszym społeczeństwie. Chłopak był mniej więcej w połowie kufla, kiedy zauważył, nową osobę. Nietrudno o to było, zważywszy, iż Pub wydawał się być pusty. – To pewnie przez wczesną porę – pomyślał. Młody chłopak, który okazał się być gościem, usiadł za barem w odległości jednego, góra dwóch krzeseł. – Witaj! Jak się masz? – zagadnął go, posyłając ciepły i serdeczny uśmiech.
Sameer postanowił dziś odwiedzić pewien pub o którym dużo słyszał. Rzadko można było go spotkać w takich miejscach, pewnie dla tego że jest to porządny chłopak który nie uważa za rozrywkę chlanie przez całą noc. Ale nic mu nie zaszkodzi raz czy dwa wybrać się w takie miejsce. Szczególnie że ostatnio ma duży stres. W tym miejscu jest pierwszy raz. Nie musiał pokazać dowodu osobistego żeby wejść. Chyba widać że jest pełnoletni, a jak nie to Sam ma problem. No ale trudno się mówi, chłopak musiał tu dziś przyjść. Wszedł pewnie żeby nikt go nie podejrzewał. Pierwsze wrażenie jest przecież najważniejsze. Pierwsze co zauważył to wystrój. Dużo czerwonego, to mu się podobało. I nie dla tego że jest Gryfonem, bardziej dlatego że jego dom ma Hinduski wystrój gdzie rządzi czerwony. Ale mniejsza z tym. Chłopak usiadł przy ladzie i zamówił piwo. Jedno mu nie zaszkodzi. W pubie było mało osób, czy to przez to że nie jest taki fajny jak wszyscy mówią? Teraz Khana to nie obchodziło, podobał mu się wystrój, muzyka więc jest ok. Hindus szybko zauważył chłopaka który prawdopodobnie też jest tu pierwszy raz. -Mam na imię Sam, miło mi- Podał rękę dodając -A ciebie jak zwą?- Och cudownie poznał kogoś nowego.
Thomas. –uśmiechnął się, ściskając dłoń chłopaka. Więc też należał do tych „otwartych” osobników. Jednak sam fakt, że chłopak zagadał do niego! TO WSZYSTKO ZAROST! TO WSZYSTKO JEGO ZASŁUGA! – Thomas Alexander – przedstawił się pełnym imieniem. Nieczęsto to robił. Ten drugi mógłby czuć się wyróżniony. Oczywiście, gdyby choć trochę go znał. No, ale z takim uśmiechem, jakim go obdarzył, miał dość pozytywne wizje. Przez chwile miał obawy, czy aby na pewno chłopak go polubi. No i czy może mieć jakąś nadzieję na bliższą z nim znajomość. To oczywiste! Wystarczy mieć zarost! Uśmiechnął się. Dopiero teraz przyjrzał mu się uważniej. Był Hindusem. Chyba. Raczej na pewno. Fajna sprawa. Lubił ludzi z innych kultur. Był ciekaw, jak to wygląda. No, ale przecież nie będzie go wypytywał o wszystko. To takie trochę.. nieeleganckie? Nietaktowne? Zasadniczo mama, gdyby go widziała, pewnie byłaby dumna. Przynajmniej miał taką nadzieję.. - Piwo? – spytał, widząc jak barman nalewa, a następnie kładzie na ladzie przed nim kufel napełniony zimnym browarkiem. O tak, piwo. To było coś. Mało wiedział o alkoholu. W sumie nie pił nic poza Piwem Kremowym. No i tymi kilkoma łykami wina, które dawała mu na spróbowanie mama, sama coś popijając wieczorkami, po pracy. – Jesteś tu pierwszy raz? Jakoś nigdy wcześniej Cię tu nie widziałem.. – zagadnął go, popijając piwo. TEN ZAROST BYŁ WSPANIAŁY! NIE DOŚĆ, ŻE DODAWAŁ MU MĘSKOŚCI, DOSŁOWNIE CZUŁ JAK JEGO TESTOSTERON BUZUJE, A ON SAM ZACZYNA SZYBCIEJ STAWAĆ SIĘ MĘŻCZYZNĄ! – Ale może po prostu się mijaliśmy… - dodał po chwili, gładząc swoją twarz w okolicach brody i policzków, tak jakby chciał w jakiś sposób „przeczesać” swoje wspaniałe dziewictwo.
Sameer ucieszył się że chłopak chciał z nim dalej rozmawiać. Zdarzało się że Sam był dyskryminowany najczęściej w świecie mugoli. Znajomy przedstawił się pełnym imieniem to wypadałoby też się przedstawić. Ale on nie lubił swojego pełnego imienia, powie jak się ktoś zapyta. Tak już ma. -Czemu by nie?- Odpowiedział i wziął swój kufel. Khan należy do ludzi którzy palą i piją tylko jak bardzo muszą. On nie jest uzależniony dlatego rzadko ma taką potrzebę. To że jest hindusem można nie tylko zauważyć w wyglądzie ale i w akcencie, co nie które osoby wkurza. -Tak- Powiedział. Czyli że Thomas nie jest tu pierwszy raz skoro się go nigdy tu nie widział. -Możliwe- Hindus kojarzy skądś chłopaka. Tak więc jak na razie odpowiada tylko na pytania, bo rzadko kiedy je zadaje. Szczególnie kiedy jest z osobą którą dopiero co poznał. Ale odpowie na każde pytanie jakie mu ktoś zada.
Nie, no ja nic nie mówię. Po prostu. Nie wyglądasz, na gościa, który lubi alkohol. Bez urazy oczywiście. To miał być komplement, więc jeśli nie wyszedł.. – zasmucił się. Nie chciał go obrażać. Nie na samym początku tak świetnie prosperującej znajomości. Miał nadzieję, że chłopak nie odbierze tego w niepożądany sposób i nie poczuje się urażony. Uśmiechnął się zatem, by w jakiś sposób go przeprosić. A gdy usłyszał odpowiedzi chłopaka na jego tezy.. ZAROST NAPRAWDĘ CZYNIŁ CUDA! Nie to nie zarost.. może to dlatego, że był wyjątkowo przekonujący..? Jaki by nie był, postanowił wytłumaczyć Samowi swój nagły wybuch śmiechu – Wiesz.. Równie dobrze mogłeś mnie nie widzieć tutaj dlatego, że jestem tu pierwszy raz. – śmiał się, mówiąc to. Po krótkiej chwili chwycił szklanicę po czym wyciągnął ją w stronę chłopaka – Zdrowie! Twoje i moje! – zarządził, uśmiechając się i upijając łyk piwa. Niezbyt mu smakowało. No, ale nie będzie się tu krzywił, przy obcym facecie, nie? Przecież prawdziwi mężczyźni, tacy z zarostem piją piwo hektolitrami. Ten cały Sam, pewnie też pijał piwa na śniadanie, obiad, kolacje i jeszcze w przerwie między posiłkami, tylko zwyczajnie jest dobrze wychowany i się do tego nie przyzna! Tak, dlatego i on nie mógł zostać gorszy. - A więc Samie. Skąd pochodzisz? – zapytał, najnormalniej w świecie. To, że był Hindusem już wiedział. Widział i słyszał, bo przecież miał bardzo fajny, akcent. Nie wiedział jednak, skąd mogą pochodzić Hindusi, a słyszał, że zamieszkują wiele państw. Choć, to mogła być w sumie jakaś plotka.. Niemniej, zapytać nie zaszkodzi a i rozmowę może to pociągnie?
-Nie no, spoko-Powiedział uśmiechając się do chłopaka. Dlaczego miał by się obrażać? Mimo iż gadają ze sobą od paru minut to Sam zdążył go polubić. Przydałby mu się jakiś kumpel szczególnie że idzie teraz na studia. Zawsze miałby kogoś na imprezki. Jeśli oczywiście by jakieś były, bo wystarczy że mama się dowie że zamiast na przykład uczyć się to on balanguje z dopiero co poznaną osobą, to może o sobie mówić martwy i zapraszać na swój pogrzeb. Zawsze kiedy mówi że rodzice są na niego źli to chodzi tylko i wyłącznie o matkę, bo ojciec jak zawsze podchodzi do wszystkiego na luzie. No tacy to już są. Po wypowiedzi chłopaka Khan był ciągle uśmiechnięty. On również podniósł kufel i upił trochę. Z piwem to było tak że raz mu smakowało, raz nie. Dzisiaj oczywiście było pycha bo inaczej by tu nie przyszedł. Och, ale on jest dziwny. Ale dobra wróćmy do tematu. -Z Londynu, ale mam indyjskie korzenie- To z resztą było widać, ale Sameer nie zrozumiał dokładnie pytania. Tak więc odpowiedział w taki sposób. -A ty?- Dodał do swojej odpowiedzi, no bo przecież w końcu musiał o coś zapytać.
No i to rozumiał! Nie dość, że się nie gniewał, to jeszcze był na tyle uprzejmy, żeby wypić za ich wspólne zdrowie! Taak. To był ten człowiek, o którym TAH mógł już dziś powiedzieć, że mógłby zostać jego kumplem. Może nawet przyjacielem? ALBO LEPIEJ! MOGLIBY ZAŁOŻYĆ JAKĄŚ WATAHE! I WSZYSCY NOSILIBY ZAROSTY! Ojj tak.. To byłoby wspaniałe. Ale póki co. Musi go poznać lepiej! Co to, to nie! Zanim się na dobre zaprzyjaźnią, muszą nie jeden numer wyciąć, nie jedną imprezę zaliczyć, z niejednego problemu i rowu wyciągać jeden drugiego i wiele, wiele dziewczyn mieć… - Z Indii? - popatrzył na niego zdziwiony. Był zachwycony. Nawet Westchnął przeciągle, tak jakby chciał w ten sposób powiedzieć coś w rodzaju „wow”. Niestety, nie należał do ludzi aż tak otwartych. A gdy usłyszał pytanie o swoje pochodzenie, uśmiechnął się smutno. – Wiesz. W zasadzie urodziłem się w Belgii. I czuje się Belgiem. Przeniosłem się do Londynu, bo moja mama dostała pracę w Ministerstwie. Naprawdę, niesamowita opcja, stary.. – zachwycał się. A tata? Cóż.. Jeśli naprawdę pisana jest im wielka męska przyjaźń, silniejsza niż braterstwo krwi, to i o tacie jeszcze usłyszy. Jednak nie dziś.. - Wiesz, co? Mam dobry pomysł. Chodźmy do stolika, co Ty na to? – zapytał nowopoznanego kolegę, kątem oka zerkając na barmana, który chyba niezbyt cieszył się z tego, iż tych dwóch młodych, nazwijmy rzeczy po imieniu, młodych gentlemanów nie zachowuje się tak, jak na gentlemana przystało. Stąd właśnie jego pomysł zniknięcia mu z oczu. Bo przecież nie można być non stop napompowanym dorosłym, prawda? Raz na jakiś czas dobrze wrócić do czasów młodości i przybrać twarz dziecka. A, że Thomas za dziecko się uważał, choć nieco starsze, korzystał z tego przywileju jakby podwójnie. Szczęśliwie zawsze w dobrym takcie. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Sama nie zdziwiło zdziwienie chłopaka, każdy tak reagował. Na jego zdziwienie zareagował tylko kiwnięcie głową na "tak". Jak usłyszał skąd on pochodzi podniósł tylko brwi. -A mówisz po francusku?- Może to było trochę nie miłe z jego strony, miał na dzieje że chłopak się na niego nie obrazi. Dla niego francuski był jednym z trudnych języków, a sam za łatwy podaje język Hindi. Oczywiście ten język jest trudny do nauczenia przez europejczyków. -Wiesz co? Zgadzam się z tobą- Powiedział i spojrzał na barmana który wyglądał jak by miał ich za chwilę wyrzucić z Pubu, co gorsza pobić. Chłopak wziął swój kufel z piwem którego było już mało i podniósł się z siedzenia. Przeniósł się z kolegą do najbliższego stolika.
Zatem.. Chodźmy! – zarządził, szukając jakiegoś miłego stoliczka w miarę dogodnej do przeprowadzenia dalszej rozmowy, lokacji. W końcu padło na jakiś tam, w drugiej Sali. Była prawie pusta. Mimo to Thomas zdawał sobie sprawę z tego, że muszą zachowywać się nieco ciszej. Przecież nie chcieli stąd wylecieć. Zwłaszcza z hukiem. Gdy już rozsiedli się wygodnie Thomas zdecydował się wreszcie odpowiedzieć na pytanie zadane mu przez indyjskiego kolegę. - Pytałeś o francuski, tak? – spytał, aby się tylko upewnić. Widząc, przytakiwanie ze strony Sama, młody Puchon uśmiechnął się tylko – Mówię, to prawda, choć niestety bardzo rzadko. Od czasu przeprowadzki do Londynu używam francuskiego do kontaktów z dziadkami. Nie życzą sobie używania angielskiego, kiedy nie jest im to potrzebne. – posmutniał wyraźnie. Lubił ten język. Był taki.. inny. Gdzieś słyszał, że po francusku można mówić tylko w krajach, które z tym krajem żabojadków sąsiadują, jego dawnych koloniach (czymkolwiek były) no i w samej Francji. - ale wbrew pozorom nie jest trudny. To znaczy. Ma trudną gramatykę. Spotkałem się z takimi opiniami. Mnie osobiście największą trudność sprawia nderlandzki. – dodał nagle z uśmiechem. – To taki nasz drugi język. Według mugolskiego prawa w Belgii dokumenty mogą być po francusku, niemiecku i niderlandzku. – dokończył swój wywód. Tak błysnął wiedzą. Działo się tak tylko dlatego, że jego ojciec wychodził z założenia, iż w kwestiach patriotycznych nieważny jest poziom umiejętności magicznych. Liczy się wiedza na temat historii swojego kraju, jego symboli narodowych itd. Właśnie dlatego chłopak dość swobodnie obracał się w tym temacie - Pochodzisz z Indii.. Mieszkasz tam? – zapytał ni z tego, ni z owego, popijając piwo. Ciekaw był odpowiedzi. Tym bardziej, że on na przykład miał bardzo skomplikowaną sytuację, jeśli chodzi o pobyt w rodzinnej Brukselii.
Sam słuchał wszystkiego z uwagą. Był bardzo ciekawy jak się żyje w Belgii i w ogóle. Ogólnie interesowali go ludzie z różnych kultur i krajów. A języki, nie były jego mocną stroną ale ciekawił się tym. On ogólnie znał tylko dwa. -Mieszkam w Londynie, z mamą, tatą i młodszym rodzeństwem. Reszta rodziny mieszka w Jaipurze- Powiedział, zastanawiał się czy coś jeszcze powiedzieć. Thomas mu ładnie opowiedział o wszystkim a on taki dyskretny. -Ja normalnie mówię w języku Hindi, rozmawiam nim w domu i u rodziny w Indiach. Język ten również wygląda na trudny ale szybko można załapać co jak wymówić, gorzej z pisaniem- Och również musiał pokazać swoją błyskotliwość. W sumie takie wspólne wymienianie się wiadomościami jest ciekawe i przydatne. -A w Belgii, jak tam jest?- Nigdy nie był w tym kraju jedyne w jakich był to Anglia i Indie, raz wraz z rodziną wybrał się na wycieczkę do Nepalu, ale tylko na trzy dni więc nie pozwiedzał za dużo.
Popijał piwo, słuchając z uwagą słów kolegi. Raz, może dwa, przytaknął, nie odrywając od niego wzroku. A gdy dowiedział się, że potrafi posługiwać się Hindi, jego oczy rozbłysły. Przypomniał sobie swoją mamę, z czasów kiedy rozpoczynał Hogwart. Akurat uczyła się jednego z tamtejszych właśnie, „wschodnich” języków. Nie dał głowy, czy był to właśnie Hindi, czy może jakiś inny język. Wiedział za to, że właśnie największe problemy mała właśnie z pisownią. Widział też, jak bardzo się przy tym denerwowała, stąd w pewien sposób wiedział, co chłopak miał na myśli. – No, ale chyba dla kogoś, kto posługuje się nim od urodzenia, nie jest to chyba problem, prawda? – zapytał, nadal wpatrując się w niego jak w obrazek. No, no.. Był to wyczyn. Dla niego na pewno. Nieważne, czy był to jego rodzimy, czy nie, język. Potrafił się nim posługiwać. - Jak jest w Belgii? – zastanowił się. – Dawno tam nie byłem. W zasadzie, przeprowadziłem się stamtąd mając może sześć lat. Potem przyjeżdżałem tam tylko na święta i wakacje, w odwiedziny do dziadków. Teraz niestety większość czasu spędzam w Londynie lub Hogwarcie – posmutniał. Tak bardzo chciałby zamieszkać na powrót w Brukseli. Tak kochał to miasto. Może dlatego, że było „jego”? Kto wie.. – W każdym razie, nie wydaje mi się, ażeby standard życia jakoś specjalnie odbiegał od Anglii, Francji, czy Niemiec. – dodał po krótkiej chwili namysłu. – Przynajmniej dla czarodzieja – zaśmiał się, po czym skończył swoje piwo. Poczuł, że bierze go ochota na coś, z czym właściwie dopiero przygodę rozpoczynał. Wyjął więc z kieszeni paczkę Marlboro, kiedy zauważył, że nie ma popielniczki. Przeprosił więc Sama, poszedł do barmana i po krótkiej chwili szczęśliwy wracał z nią w ręce. Odpalił i położył paczkę na stole, zwróconą w stronę Sama, tak by dać mu niewerbalny komunikat by poczęstował się. Oczywiście, jeśli miał na to ochotę.
-Nie jest trudno, ale znam osoby które się dopiero uczą tego języka, są innej narodowości i z tego co wiem to podziwiali to że nim posługuje. Dla nich był to język strasznie trudny do nauczenia-Powiedział. Słuchał uważnie kolegi wyobrażając sobie ten kraj. W trakcie zdążył wypić całe piwo. Miał już dosyć jak na jeden dzień. On czuł po części to samo co Thomas. Też przyjeżdżał do swojego ojczystego kraju tylko na wakacje i święta, a tak to mieszka w Hogwarcie i w Londynie. Kolega podniósł się i poszedł do barmana. Sam ciekawił się po co tam idzie, a może chce go zostawić? Na szczęście znajomy wrócił. I to z zapalniczką. -Nie,dzięki-powiedział. Khan nie należał do jakiś palaczy, papierosy brał tylko kiedy miał taką potrzebę. Czyli tak samo jak z piwem.
No cóż. Skoro nie chciał, to nie będzie go przecież namawiał. Tu sami swoi! Nikt go na złą drogę sprowadzał nie będzie! Jednakże! W razie gdyby nieoczekiwanie zmienił zdanie, to mógł się w każdej chwili poczęstować. Nie było z tym problemu, o czym Thomas nie omieszkał kolegę poinformować. W końcu nie po to zostawił paczkę na stole, prawda? No właśnie.. - Więc powiedz mi Samie.. – zaczął. Gdyby mógł zapytałby go o masę rzeczy. Teraz jednak, musiał skupić się na tych rzeczach, o które zapytać można, bowiem rozmowa, czy w ogóle pytanie o nie, nie stanowiła żadnych naruszeń prywatności etc., etc.- Studiujesz, uczysz się? I gdzie, jeśli można zapytać? – Gdyby miał obstawiać, powiedziałby, że Sam zaczyna studia. Albo właśnie studiuje. No, młodo wyglądał. Bardzo przyjaźnie. I nadzwyczaj młodo. Tacy ludzie, jak on to mają fajnie w życiu. Podobnie z resztą, jak Thomas. On też nie wyglądał na swoje wspaniałe szesnaście wiosen. Z tą różnicą, że on miał wspaniały zarost, który postarzał go o jakieś.. kilka miesięcy. Dobra nie było tematu! – No i czym się interesujesz? – Tu utkwił wzrok w nowo poznanym koledze. Ta część czyjegoś życiorysu ciekawiła go zawsze najbardziej – zainteresowania. On sam miał kilka pasji, o których z resztą chętnie opowiadał, ale tylko w przypadku, gdy ktoś go o nie zagadnął. Tutaj to on był panem sytuacji! To on był od zadawania pytań. Przynajmniej na razie..
Otworzył drzwi i rozejrzał się po całym pubie. Było tu tak jak ostatnio. Wystrój angielski z lat około 60-70. Puścił rękę dziewczyny i rozejrzał się za wolnym stolikiem. Pokazał palcem i podeszli do niego. Q odsunął dziewczynie krzesło i ściągnął jej kurtkę. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. - Coś do picia, jedzenia chcesz? - zapytał. Sam się skusi na coś do jedzenia. Nie jadł dziś niczego. No ale jakoś trzeba żyć. Usiadł, a kelnerka podała im menu. Q przewracał strony szukając coś co przykuło by jego uwagę. Wybrał. Wybrał sobie po prostu szarlotkę na ciepło i do tego drinka. Może i nie jest to fantastyczne połączenia, ale zawsze coś. Spojrzał z wyczekiwaniem na dziewczynę.
Nigdy tu nie była... To raczej logiczne skoro mówiła, że w tej części miasta raczej nie odwiedza. Uśmiechnęła się pod nosem. Potem jednak przybrała zawiedziony wyraz twarzy. -I gdzie moje striptizerki?-Uniosła lekko brwi i spojrzała na chłopaka... Po chwili jedynie się zaśmiała i ruszyła przez pomieszczenie, tak aby się jako tako rozejrzeć. Usiadła na przysuniętym jej krześle i cicho westchnęła. Cóż za maniery, takich się raczej po nim nie spodziewała. Mhm. -Masz jakiś niecny plan, że tak mi usługujesz?-Uniosła lekko brwi, nie żeby wszędzie szukała jakiegoś podstępu. Wiedziała, że pozory mogą mylić... Ale z ludźmi to nigdy nic nie wiadomo. Wątpiła aby komukolwiek kiedyś przyszło rozwiązać zagadkę, którą właśnie jest człowiek. Co do menu, już dawno wybrała. W swoich myślach. Odprowadziła wzrokiem kelnerkę i zajęła się oględzinami pomieszczenia. Całkiem... Przytulnie. Nie spodziewała się takiego miejsca... Bardziej jakieś mrocznej piwnicy z popisanymi ścianami w kolorowe graffiti. -Piwo.-Powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się niemalże słodko. Nie była głodna, tak właściwie to było to całkiem dziwne, a nawet podejrzane... Przecież gdy jest możliwość, ona je ile tylko wlezie... Mhm.
Zaśmiał się. - Striptizerki wchodzą dopiero za dwie godziny. Ale jeśli tak bardzo chcesz to tam masz rurę i sama możesz zatańczyć. - wyszczerzył się, żeby jeszcze nie myślała, że mówi to na poważnie. No co jak co, ale ona by dobrze wyglądała. Ma ładną sylwetkę, która wystarcza do striptizu. - Nie mam żadnego planu. Na chwilę obecną... - uśmiechnął się. Spojrzał po pomieszczeniu. Nie zmieniło tu się zbytnio, tylko dodali rurę. A tak do dalej było tu przytulnie. Kiwnął głową i zamówił dwa piwa i dla siebie coś do jedzenia. On jednak mało jadł. Jak coś już jadł to tylko trochę. I jeszcze nie dokańczał bo już nie miał ochoty. Zjadał tylko całe desery. Desery, które on lubił nie były ani syte, ani przesłodzone. Lubi klasyczne desery. Za nie dużo wiedział o dziewczynie. Nawet jeszcze nie wiedział czy ma zamiar poznać. Po chwili kelnerka przyniosła dwa piwa. Q tylko uśmiechnął się i odprowadził kelnerkę wzrokiem. Następnie zwrócił się do Ang - To na zdrowie! - upił łyka i przełknął. Zwyczajne mugolskie piwo. Oczywiście on wolał alkohole typu wino, ale dziś nie miał ochoty. Zastanawiał się co dziewczyna o nim myślała. Jednal po chwili zastanowienia przestał o tym myśleć. A co go to obchodzi? Spędza te chwilę z nią pewnie tylko dlatego, że nie ma co robić i nie ma z kim co robić.
-Dwie godziny?-Uniosła lekko brwi i cicho westchnęła.-Co się dziwić... Wczesna pora.-Powiedziała spokojnie, jakby naprawdę poważnie o tym myślała. Jednak uśmieszek, który się gdzieś tam błąkał zdradził ją całkowicie. Zaśmiała się.-Daję jedynie prywatne pokazy.-I ponownie się zaśmiała, bo to naprawdę wyglądałoby komicznie. -Zawsze jest... Tylko niektórzy nie potrafią ich zobaczyć.-Puściła mu oczko. Bo jeszcze chłopak sobie coś ubzdura i co wtedy? Nie, lepiej aby nikt nie snuł żadnych planów co do tego, jakie to ona ma plany wobec innych ludzi. Pewnie nie posiada żadnych, bo nie przywiązuje do innych tak wielkiej wagi. Może co do niektórych, ale są to wyjątki. U Ang trzeba naprawdę zasłynąć swoją osobą. Wychodzi na to, że selekcjonuje ludzi... Straszne. Choć może tak jest? Przyjęła swoje piwo z wdzięcznością i upiła łyk z naczynia.-Dzięki... Tak właściwie, to skąd znasz to miejsce?-Spytała spokojnie i rozejrzała się po pomieszczeniu.-Ja mieszkam całe życie tutaj a nigdy chyba nie byłam w tej części miasta.-Mruknęła i uśmiechnęła się lekko. Chyba nie myślał, że dziewczyna będzie milczeć cały czas? Kochała rozmawiać. Najlepiej gdy potrafiła znaleźć osobę, która równie dobrze wkomponuje się w ten rytm. Miała nadzieję, że nie będzie mówiła do ściany... Prędzej czy później i tak by porozmawiali? Ona raczej lgnie do ludzi, niż od nich ucieka.
Przytaknął głową z uśmiechem. To co powiedziała było prawdą. Było trochę za wcześnie na striptizerki. Zaśmiał się do dziewczyny. - Jak prywatne pokazy to wpadnij kiedyś do mnie to taki jeden pokaz mi zaprezentujesz - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Napił się jeszcze kolejnych łyków i odstawił puchar. Uniósł brwi lekko zaskoczony. - No to miejsce znam bo także tu mieszkam. I tak samo przez... No dobra nie przez całe życie do dziesiątego roku życia mieszkałem w Miami. - zaczął wspominać tamte czasy. Oh tam było ładnie! Jednak wiedział czemu się przeprowadził i nie chciał tego zmieniać. Gdyby się nie przeprowadził to by się nigdy nie nauczył magii. Tam nie ma szkół magicznych. Byli czarodzieje, ale nie było takich co by go chcieli uczyć, a sam Quentin nie chciał by go uczył jakiś żuł, który przypadkiem pojawił się w Miami. Przeprowadził się i jest z tego szczęśliwy. Koniec. Jedynie co by chciał by wróciło z tamtych czasów to pogoda... No i może matka... Czasem jemu brakowało jak ona chciała dla niego jak najlepiej... przez chwilę pogrążył się w wspomnieniach. Z transu obudziła go kelnerka nosząc jego obiado-deser. Zamówił sobie jakieś ciasto więc częściowo nie można było to uznać za obiad. Ale on lubi takie obiady. Wziął łyżeczkę i zjadł kawałeczek. było dobre. Jak każdy ich deser dlatego lubił tu przychodzić. Przez chwilę się wyłączył smakując jedzenie.
One chyba zaczynają pracę tak po dziesiątej wieczorem? Pamięta, jak kiedyś wkradła się z kolegą na podobny pokaz... Musiała przyznać, że miały niezłą kondycję. Sama chciałaby potrafić robić coś takiego... Choć nie dla całej widowni. To jej nie kręciło. -Powiedz tylko kiedy i gdzie, a przyjdę.-Zaśmiała się.-Oczywiście, liczę na jakiś rewanżyk czy coś.-Poruszyła brwiami a po chwili, zaśmiała się i upiła łyk piwa. Już zaczęła sobie wyobrażać Quntien'a wywijającego portkami. Przezabawny widok. -To nawet nie połowa Twojego życia!-Powiedziała i uniosła lekko brwi.-Nie wiem... Nie przepadam za tą częścią miasta... -Wzruszyła lekko ramionami. Otworzyła szerzej oczy. O, tego to nie wiedziała.-Miami? Super... Już za pogodę dałabym się zabić.-Powiedziała i uśmiechnęła się lekko.-Kiedyś spędziłam tam całe wakacje.-Dodała i wolno pokiwała głową. Tak, pamięta ten czas. Ojciec wyjechał w jakieś służbowej sprawie a ona, jak jego cień, pojechała wraz z nim i śledziła każdy jego krok. No tak, miejsce niesamowite jednak fakt iż nie ma tam szkoły podobnej do tej... Straszne. Zawsze mógł jednak tam wrócić, do rodzinnych stron. Nawet na ten jeden miesiąc wakacji. Ona robiła odwrotnie. Zamiast ten czas spędzić w domu, uciekała od niego jak najdalej. Oczywiście, wraz z rodziną jednak Londyn nie był już jej miejscem. Dlatego cały czas szukała czegoś, co naprawdę ją do siebie przyciągnie. Widziała, że chłopak krążył gdzieś po swoim własnych wspomnieniach dlatego nie zamierzała nic mówić. Niech sobie wspomina, ona w końcu przez pewien moment również zamilkła. Odprowadziła kelnerkę wzrokiem i powróciła spojrzeniem do swojego towarzysza. -Tak właściwie, czemu wcześniej nie rozmawialiśmy?-Spytała spokojnie. Był raczej typem chłopaka, z którym bez problemu mogłaby się dogadać. Ale ona jakoś nigdy nie miała z tym problemu. I właśnie dlatego jest zdania, że faceci są o wiele lepsi od dziewczyn...
PO raz kolejny rozglądnął się po gospodzie. Ludzi czasem na nich spoglądali. Uniósł brwi i spojrzał na dziewczynę. - Rewanżyk? Nie chciałabyś czegoś takiego widzieć - powiedział rozbawiony i wybuchnął śmiechem. On wyglądałby fatalnie. Połowa życia? No oczywiście, że nie, on to powiedział tak po prostu. Uśmiechnął się. Właśnie. Pogoda. Co jak co, ale pogody mu brak było najbardziej. Ciepło i słonecznie... Nie można było tego powiedzieć o ich pogodzie. Zimno, deszczowo i jeszcze raz zimno. Upił kolejne łyki. Czasem było mu żal, że nie chciał tam zostać. Lecz jakby został to by nie uczył się w owej szkolę. Strzelił palcami. PO następnym pytaniu on się zastanowił. No właśnie dobre pytanie. Dlaczego? On sam nie umiał na nie odpowiedzieć. Może odpędzały go od niej te niebieskie włosy, nie jakby to był jedyny powód to by dawno się do nich przyzwyczaić. A jednak nie gadali. Czemu? Nie umiał wyjaśnić. - Sam nie wiem. Nie umiem ci tego wyjaśnić. - powiedział dalej się zastanawiając. Przyszła właśnie kelnerka i doniosła mu jedzenie. Zamówił sobie tortille, jego ulubione jedzenie na przekąskę. Spojrzał na nie, podniósł i ugryzł. Bardzo mu smakowało. Po przełknięciu upił łyka i spojrzał na dziewczynę. - A może ty znasz odpowiedź na swoje pytanie? - spojrzał na dziewczynę unosząc brwi. Ugryzł po raz drugi.
Spoglądali? Proszę bardzo! Takie piękno trzeba podziwiać... Nie no... Żarcik. Jeżeli chcieli, niech to robili. Jej nic do tego. -No proszę Cię! -Zaśmiała się i machnęła rękoma.-Nie wyglądasz tak źle... Przeżyłabym jakieś anomalie... O ile jakieś posiadasz-Pokręciła lekko głową i spojrzała na Niego, jakby nie ufała swoim słowom. Wątpiła w to naprawdę szczerze. Jedynym wytłumaczeniem była nieśmiałość, to potrafiła zrozumieć. Uwielbiała słońce i nie wie, czy na jego miejscu byłaby w stanie odpuścić sobie ten przywilej jakim było słońce i cały ten klimat. Dlatego właśnie nie spędza w rodzinnym domu czasu, nawet gdy ma wolne. Jest to też wynik wyjazdów służbowych ojca a ona spędza z nim tyle czasu ile jest to możliwe. W końcu złapać jej ojca to istny cud. A nauka? Poradziłaby sobie bez sztuki magicznej. Nigdy jakoś nie czerpała większej radości, a może większej potrzeby z używania magii. Dziwne to brzmi, jednak tak było. Niebieskie włosy? Słaby pretekst do tego aby nie utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu. No nic. I tak do nich wróci, jak wcześniej wspomniała. To jedynie ze względu na spotkanie z ojcem. -Naprawdę?-Uniosła lekko brwi i upiła łyk swojego piwa, która z każdym następnym robiło się coraz lepsze. Zaśmiała się cicho.-Jeszcze głodny?-Wzruszyła lekko ramionami, było to pytanie retoryczne... Chyba, że chciał coś na ten temat powiedzieć... Proszę bardzo. -Mmm, może zacznę zgadywać. Wstydziłeś się?-Spytała i oparła się wygodnie o krzesło.-Nie widzę innego, w miarę logicznego wyjaśnienia.-Powiedziała spokojnie i spojrzała się na chłopaka. -Nie miałeś czasu?-Uśmiechnęła się lekko, coś się jej jednak wydawało, że ten chłopak nie tracił tak wiele czasu na zadania domowe i przygotowanie do lekcji.
Idealne miejsce na święta? Każdy miał swój ciepły fotel i kapciuszki, mruczącego kota albo cokolwiek innego grzejącego nogi, ale Venice tylko czekała na wyrwanie się spod czujnego oka siostry i zawitanie do jakiegoś klubu, najlepiej z dala od Hogwartu. Wymknęła się więc niepostrzeżenie do Hogsmeade i teleportowała do Londynu, aby ostatecznie wylądować w... pubie. Zdecydowanie wolałaby klub, ale po drodze nie trafiła na nic ciekawego. Szczytem marzeń byłoby trafienie do miejsca, w którym klimat świąt nie ujawnia się tak bardzo jak w zamku. W pubie o jakże porywającej nazwie natknęła się na typowe ozdoby, na które zdążyła napatrzeć się na korytarzach. Nieco skrzywiona zajęła miejsce przy barze, aby rozchmurzyć się po zamówieniu drinka. Nie było tłumów, co trochę dobiło Venice, ale nie traciła nadziei. Ostatnio było zbyt nudno, coś chyba należało zmienić.