Starała się zignorować osłupienie, w jakie wprawiła klientkę, tłumacząc to sobie faktem, że przecież wszyscy tak reagowali, kiedy widywali ją po raz pierwszy. Z dziewczynami było o tyle ciekawiej, że zwykle trochę mniej pokazywały swój mimowolny zachwyt, ale po tym dało się stwierdzić, czy są lesbijkami - bo przecież biseksualne to jedne, wielkie kłamczuchy. Werdykt wobec Pixie był więc jednoznaczny, mimo że wszyscy dobrze wiemy, jak było naprawdę. Uwagę o chłodzie dwudziestolatka puściła mimo uszu, głównie ze względu na jej okropne mijanie się z prawdą. Akurat Sześćdziesiątka charakteryzowała się idealną temperaturą dla każdego, a jedyni, którym to nie pasowało, zwykle okazywali się niesamowitymi dziwakami. Ocena Pixie nie leżała jednak w interesie Cufferborough, toteż dziewczyna w całej swojej nienagannej (hahahaha) cierpliwości wyczekiwała zamówienia. Dwa razy? Och, to takie ciekawe. Avy już szykowała się do wypowiedzenia najsłodszym swoim tonem "nie randkuję z nieznajomymi", ale ostatecznie odpuściła to sobie i pokiwała tylko dwukrotnie głową. Żwawym krokiem powędrowała za ladę, odkładając po drodze zupełnie niepotrzebny notes wraz z piórem. Jamesowi nie pasowało takie wtargnięcie w jego kompetencje, ale Bee argumentowała to nadmierną nudą. Wspomniała jeszcze o tym, że pieniądze za nalewanie trunków i tak idą do niego, nieważne czy na tej konkretnej zmianie będzie to robił on, czy może ona. Gadatliwy chłopak oczywiście napomknął o tym, że najświeższa klientka w dosyć specyficzny sposób siedzi na swoim krześle i była to jedyna uwaga od pół godziny, która zainteresowała Szkotkę w większym niż zwykle stopniu. Zrobiła dosyć specyficzną, może trochę zdziwioną minę, wzruszając następnie ramionami i kierując się na powrót do stolika, tym razem z dwoma kieliszkami w dłoniach. Tacę, rzecz jasna, odpuściła - mimo że nie powinna - ale uznała że nawet człowiek świeżo po podwyżce nie może się wiecznie podlizywać szefostwu. Oba szkiełka odstawiła w pobliżu Cheshire, udając że zupełnie nie jest świadoma zamysłu schowanego za zamówieniem dwóch shotów. Zrobiwszy to, co do niej należało, miała wrócić do pogawędki z Jimem, ale przecież nie mogła nie zauważyć sugestywnego paznokcia. Uniosła z politowaniem brew, jak gdyby chcąc - po mistrzowsku, oczywiście! - niewerbalnie spytać, czy Pixie tak na serio, ale wtem usłyszała swoje nazwisko. Nie ma co ukrywać, zrobiło się ciut dziwnie, bowiem Avalon w żadnym wypadku nie brała pod uwagę tego, że jej rodzice mogli na pół Londynu rozprawiać o jej wredocie i buncie, nic więc dziwnego, że uznała czarnowłosą za jakiegoś nietypowego stalkera. - A już myślałam, że tylko w szkole za mną łażą - mruknęła z delikatną niechęcią. Skrzyżowała ręce na piersiach, rozważając propozycję, zaś jedynym argumentem przemawiającym za skorzystaniem z zaproszenia była możliwość prędkiego rozwikłania zagadki względem tego, kim była tajemnicza panna. Westchnęła ciężko, spojrzała w stronę Jamesa na krótki moment i usiadła naprzeciw Cheshire. Nachyliła się nieco do przodu, opierając ramiona o stolik, a bystry wzrok utkwiła w oczach Irlandki. - Najpierw ty, bo w końcu to ty zapraszasz. Kim jesteś? - pytanie niby banalne i niemające wielkiego związku z tym, czym interesowała się Cufferborough, ale od czegoś trzeba było zacząć. Miała szczerą nadzieję, że zaprzyjaźniony barman nie spuści z nich teraz oka, ot tak, na wypadek gdyby Pixie okazała się być nieprzewidywalną świruską z obsesją na punkcie pewnej ładnej buźki. Chociaż, z drugiej strony, gdyby widziały się wcześniej, nie byłoby tej "uderzającej inicjacji", jak Ava zwykła nazywać pierwsze wrażenie wywoływane ujrzeniem co najmniej półwili.
Od razu osłupienie... tylko troszkę. Na pewno nie siedziała z wywalonym jęzorem, w kompletnym zachwycie, jakby nagle postanowiła zauważyć, że jest umysłowo chora. Obecność wili wpłynęła na Pixie głównie przez zaskoczenie, mniej przez jej urok - nie wysilała się, żeby go użyć. Co z kolei nie znaczyło, że Cheshire nie miała zielonego pojęcia o takiej ewentualności. Miała, wręcz perspektywa poznania owej aury wydawała jej się z tego wszystkiego najlepsza. W swoim dwudziestotrzyletnim życiu nie trafiła na okazję do sprawdzenia, jak to jest być pod wpływem wili. Bywała pod wpływem oprylaka, absyntu, nawet mugolskich używek, ale wili - nigdy. Ciągnęło ją do nieznanego, a skoro już ciągnęło, nie zamierzała zrażać się pierwszym wrażeniem, które w jej mniemaniu nie było dobre. Było zbyt grzeczne, sztuczne i formalne, a do tego mogłoby godzić w jej dumę. Ale że nie miała zbytnich uprzedzeń i dumy rozwiniętej na tyle, aby coś takiego mogło w nią godzić... Uśmiechnęła się kpiąco pod nosem, w karykaturalnie słodko-prowokujący sposób, kwitując uniesieniem kącików ust potulne kiwnięcie głową, oznaczające przyjęcie zamówienia. Cheshire zauważyła, że kelnerka miała ochotę coś powiedzieć. Może jeszcze będą z niej ludzie? Zwróciła nawet uwagę na brak tacy, co już nieco podbudowało jej marne wejście. Ach, mogliby ją za to upomnieć! Uniosła nieznacznie brew, przyglądając się stawianym kieliszkom, ale nie napomknęła nic o tacy. Nie poczuła się urażona. Ten element wcale nie był jej potrzebny, chociaż... Nie, odłożyła wzmiankę na później, skupiając się na usadzeniu tyłka Avalon na krześle. Siłą woli, a raczej niewyobrażalnie sugestywnego gestu. Nie mogła zignorować uniesionej brwi i wyrazu twarzy, który wykwitł na twarzy wili niczym kwiatki, które mogłaby sobie wcisnąć we włosy, jeśli już iść tropem tego feralnego, pierwszego wrażenia. Odpowiedziała na nie rozanielonym uśmiechem, całkowicie kontrolowanym, obejmującym nie tylko kąciki ust, ale i oczu. Zaraz jednak przywołała swoją twarz do porządku, bo szczerzenie się (może nie do końca, bo ząbki nawet nie zostały odsłonięte) było zbyt męczącą praktyką, kłócącą się nieco z jej wizerunkiem. - Pierwszy raz widzę cię na oczy, Av - odpowiedziała lekko, bo kto by się przejmował poufałym zwracaniem do nieznajomych? Udała, że wcale nie wyczuła niechęci w tonie blondynki. Za to zauważyła spojrzenie w kierunku barmana i siłą woli powstrzymała się, żeby przypadkiem nie zachichotać. - Stalkerem - odpowiedziała gładko, nie uciekając wzrokiem od jej niesamowitych tęczówek. - Łał. Ładny kolor - wtrąciła. - Wiesz, że gdybym była jednym z tych okropnych klientów, poszłabym poskarżyć się na brak tacy? Trochę mi się nie chce, więc zostanę. Bardzo zbuntowana wila z ciebie - powiedziała, nie wplatając kpiny w intonację. Same słowa były już wystarczająco prześmiewcze. - Zachowujesz się, jakbym miała zamiar porwać cię i zgwałcić, a gdyby pomyśleć logicznie, mogłabyś się z moich objęć wyplątać dosyć łatwo. Masz ten swój urok, więc nie wiem skąd ta rezerwa - powiedziała wprost, dając jej gotowe rozwiązanie na wszelki wypadek. - Pixie, człowiek który zrezygnował z podjęcia studiów, żeby podbić świat, ale coś mu nie wyszło, bo wredna ciotka zarąbała mu mieszkanie, kłaniam się uniżenie i byłoby mi przykro, gdyby barman chciał mnie wyprosić - zakończyła autoprezentację, odsuwając dłonie od twarzy, aby palcami móc objąć kieliszek. - Twoi rodzicie chyba za tobą tęsknią. Mówili coś o buntach i wyprowadzkach, a mnie bardzo interesują bunty i wyprowadzki - przyznała. - Opowiedz mi swoją historię, Avalon. Absynt może ci pomóc - dodała na koniec, uśmiechając się wyzywająco i unosząc swój kieliszek. Bunty miały granice? Chyba nie! A nawet jeśli, Pixie świetnie się bawiła, szukając ich.
Och, gdyby tylko pewna inna czytelniczka nie była niedawno świadkiem jednego z tych miniaturowych elaboratów na temat tajemnic, to z całą pewnością długość trzech średnich akapitów wypełniona zostałaby dywagacjami o tym, jak to człowiek tylko i wyłącznie przez swoją ciekawską naturę wylądował na szczycie łańcucha pokarmowego i tym, jak tajemnica definiuje postęp. Zostawimy sobie jednak ową opowieść na inną okazję, głównie dlatego, że zbyt świeżo siedzi waszej obecnej narratorce w głowie kilka jej ostatnich wniosków we wspomnianej kwestii, ale bądźcie wszyscy pewni, że kiedyś na pewno wróci. Nie można jednak nie wspomnieć o tym, jak niecodzienna była swoista zachcianka Pixie. To jasne, że wszyscy chcą kiedyś doświadczyć obcowania z półwilą co najwyżej (pełne wile są o wiele mniej przyjemne jeśli chodzi o bezpośrednie kontakty), ale chęć dostania się pod urok takowej była pierwszym podobnym ewenementem. Gdyby Avalon miała świadomość tego - nazwijmy po imieniu - kaprysu, najpewniej od razu by go spełniła, bez przywiązywania do ciągu dalszego większej wagi. Jej samej nigdy nie ciągnęło do przesadnie wytatuowanych, może nawet nieco afiszujących się z własną alternatywnością osób, chyba że akurat do pewnych osobnych przypadków cała ta otoczka doskonale pasowała. Jednakże teraz, kiedy Cufferborough coraz bardziej przekonywała się do swojego homoseksualizmu, należałoby chyba poprzednie zdanie sprostować. Tak więc: Jej samej nigdy nie ciągnęło do przesadnie wytatuowanych, może nawet nieco afiszujących się z własną alternatywnością dziewcząt. Oczywiście bez obrazy względem Cheshire, bo kto wie, może ona miała ku temu wszystkiemu powód równie dobry, co Pszczoła względem swoich własnych tatuaży i sposobu bycia? Spójrzcie tylko - niby nic ciekawego na pierwszy rzut oka, a już pojawiają się interesujące kwestie! Rozanielony uśmiech sprawił jedynie, że Ava do końca upewniła się w istnieniu jakiejś aranżacji za całym tym spektaklem. Oczywiście doceniła znacząco pozytywizujący aspekt tegoż właśnie uśmiechu, który kompozycji twarzy dziewczęcia nadawał niespotykanej promienności, ale postanowiła nie brnąć z tym docenianiem zbyt daleko. Nadal była to jakaś dziwna, zbyt dużo o niej wiedząca dziewucha, wyglądająca na bardzo ucieszoną swoimi zagrywkami. Ale niech jej będzie, bo jak to słusznie za moment zauważy, to Cufferborough trzymała w rękawie jokera, którego mogła na stół wyłożyć w każdej sekundzie. Wszystko zależało od kaprysu. Cóż za straszna wizja, prawda? W ten rzekomy pierwszy raz była nawet w stanie uwierzyć, z powodów wymienionych trochę wcześniej, a które to powody zostały nieco podważone ciut później. Skrzywiła się jednak nieznacznie, słysząc jedno z tych męskich zdrobnień, które czasami sabotowały zadowolenie właścicielki imienia z jego posiadania. Przemilczała to, bo przecież na chwilę obecną istniały tematy o wiele bardziej warte omówienia. Przygryzła od wewnątrz wargę w reakcji na pierwszy wyraz odpowiedzi, uciekając potem chwilowo na bok wzrokiem. Uważała takie manewry za element grzeczności - jeśli ktoś ci coś chwali, pokaż na moment skromność. Następnie przewróciła teatralnie oczyma, jak gdyby chcąc pokazać, że wcale nie obchodzi jej blef ciemnowłosej, a zarzuty buntowniczości nie wywierały na niej najmniejszego wrażenia, bo przecież nasłuchała ich się w życiu już o wiele zbyt dużo. - Nie wyprosi. Ludzie wychodzą na własną rękę, zwłaszcza jeśli sama im to zasugeruję. No ale rozumiesz, czuję się z Jimem trochę bezpieczniej. Żyjemy w specyficznych czasach - podsumowała, spoglądając znów na Jamesa i uśmiechając się. Machnęła jeszcze dłonią na tyle, na ile pozwalało jej obecne położenie, wracając zaraz do świdrowania wzrokiem swojej rozmówczyni. Nie potrafiła na tym etapie nie uznać Cheshire za niegroźną, chociaż nadal nie była pewna, po co jej ta cała historia. Szczęście, że chociaż dowiedziała się skąd dziewczyna ma tyle informacji. Glenn rzeczywiście zrobił się bardzo gadatliwy wtedy, kiedy nie powinien się praktycznie w ogóle odzywać. - Coś niezbyt czuję się do tego zobowiązana - mruknęła, wychylając się do przodu i porywając bezpański do niedawna kieliszek. Uniosła go do barmana, a potem prędko wypiła całą zawartość. Jim popukał się sugestywnie w czoło, a Cufferborough słodko się do niego uśmiechnęła. I znów świderek w brązowych oczach. - Mam tylko nadzieję, że nie wystawisz mnie z rachunkiem - dodała na koniec, już z trochę większą swobodą.
Pixie nie oceniała zachcianek w kategoriach niecodzienności - wolała przeżyć i przetrawić wszystko sama, zanim wydawała osądy. Doświadczenie pełniło tu zbyt ważną kwestię, aby je zwyczajnie zignorować. Aktualnie zastanawiała się jak to jest trafić pod urok wili. Nie podciągała tego pod abstrakcyjne kategorie, jakimi zwykli myśleć ludzie - wykorzystania, porzucenia, skrzywdzenia, czy każdej innej. Cheshire bowiem uważała, że nawet jeśli ćwierć, pół, czy całkowita wila, mogły wykorzystać swoje wyjątkowe geny do wykorzystywania, porzucania i krzywdzenia, na pewno mogły też używać ich w sposób bardziej... ludzki? Nie, nie tyle ludzki, co po prostu przyjemny dla drugiej strony. W końcu ile razy opowiadało się o pięknie i potrzebie oddania mu? Zbyt wiele, aby to ignorować. Dążąc jednak do celu i rzeczywistych, jeszcze nie do końca ukształtowanych, poglądów Pixie - wila nie mogła mieć problemu z działaniem przyjemnym i w pełni kontrolowanym. Może Ally była naiwna, ale w takim wypadku, co za pożytek w genie, który można wykorzystać tylko do wykorzystywania? Możliwe, że miała zbyt ciasny umysł żeby przyswoić fakt istnienia całkowitych egoistów, którzy żywili się cudzym cierpieniem i nie zwracali uwagi na to, że czasem, jak to się mówiło w różnych znaczeniach, zrobić komuś dobrze. Pixie grała w otwarte karty. Nie miała ochoty łazić w cieniu i kombinować po kątach, skoro już los wyłożył swoją część tak dosadnie i konkretnie, podsuwając jej pod nos Cufferborough w pierwszym lepszym pubie, do którego postanowiła tego wieczoru zajrzeć. Najlepsze rozwiązanie na brak dachu nad głową? Schlej się. Bo dlaczego nie? Przynajmniej nie będziesz myśleć o tym, że nie masz gdzie pójść, a twoja powalona ciotka właśnie przewraca się na drugi bok w twoim łóżku. Albo leży na swoim paskudnym mężu, który na konferencjach i delegacjach zapewne nie miał oporu, aby poleżeć sobie z lub na innych kobietach. Do tego, zostawiając już Nemesis i jej męża z Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a wracając do wytatuowanej ciemnowłosej, która tak bardzo nie była w typie obecnej obok półwili, schlej się absyntem, żeby życie bez dachu nad głową było kolorowe niczym neony na budynkach, mijane podczas pędu Błędnym Rycerzem. Ha, do tego schlej się na oczach wili, bezczelnie próbując upić również ją, nawet jeśli wiesz, że szanse są małe bo a) rzeczona półwila jest w pracy, b) nie zna cię na tyle, żeby z miejsca się z tobą schlać i posmutać nad tym, że nie masz gdzie spać, c) poza informacją o jej rodzicach ma kompletnie w dupie to, co jej powiesz, bo nie ma powodu, żeby mieć to w innym miejscu. Brawo, Cheshire! Szczęście, że miała na tyle wykształconą umiejętność z worka "co będzie, to będzie", że nie obeszło jej to ani trochę. No, może odrobinkę, bo na dłuższą metę brak stałego miejsca był nieco męczący. Uśmiechnęła się ponuro na wzmiankę o wychodzeniu na własną rękę. - Póki co, nigdzie mi się nie spieszy. Tu jest chłodno - powiedziała, kręcąc chwilę palcem w powietrzu, podkreślając, że ma na myśli dokładnie to miejsce - tam jest zimno - dodała, wskazując zgrabnym gestem szybkę, za którą ludzie przechodzili sobie spokojnie, wracając do domów. Owww! Zawartość kieliszków chętnie opuściła ich granice, gdy Pixie, razem z Avalon, uniosła swój, aby przechylić go przy ustach i wypić lekko posłodzony alkohol. Odstawiła puste szkło na blat stołu, po czym oparła się dłońmi na stole, aby podnieść się nieco wyżej z siedzenia, czego efektem było znaczne przybliżenie się do Cufferborough. Nie chciała jednak wyjść na taką, za jaką mogli ją mieć (wyrywanie kelnerki i te sprawy), więc od razu odwróciła głowę w stronę barmana, którego ze swojej wcześniejszej perspektywy zobaczyć, niestety, nie mogła. Pomachała do niego wesoło, uśmiechając się lekko, gdy już uniosła jedną dłoń, opierając się tylko na drugiej. Zacisnęła palce, aby za chwilę uwolnić dwa z nich, wskazać kieliszki, a po momencie zastanowienia dodała do dwóch jeszcze dwa, przez co krótka kalkulacja skończyła się na czterech kieliszkach, których oczekiwała. Wyszczerzyła się krótko, ale zmieniła minę, gdy cofnęła się z powrotem na swoje krzesło, siadając tym razem normalnie. Pokręciła głową przecząco, aby nie musiała martwić się rachunkiem. - Traktuj to jako napiwek - rzuciła. - Bardzo mi przykro, że nie czujesz się zobowiązana. Nie jestem najlepsza w szantażowaniu, jeśli nie mam ku temu odpowiednio silnych argumentów, a rodzicie wsiadający do środka komunikacji miejskiej i narzekający na zbuntowane córki, to raczej średni powód. Inaczej. Masz ochotę umilić mi wieczór i opowiedzieć mi swoją historię, zanim ten ciekawy, zielony alkohol zacznie mącić mi w głowie i dorabiać różne, kolorowe teorie? Nie masz nic lepszego do roboty, a darmowy absynt piechotą nie chodzi - powiedziała, uznając, że przecież przekonałaby tym każdego. Jakby nie patrzeć, kufer stojący obok był choć trochę sugestywny, Pixie choć trochę urocza, a Avalon na pewno choć trochę zbuntowana, skoro już wypiła choć trochę alkoholu, podsuniętego przez choć trochę smutną ciemnowłosą. - Wiedziałam, że cię przekonam. Opowiadaj - dorzuciła, kiedy kieliszki pojawiły się na stole.
Wykorzystywanie genów dla wykorzystywania ludzi było chyba jedną z naczelnych rozrywek Avalon. Mimo że hołdowała zasadzie wolności i reszty tych bzdetów, to nie mogła odmówić sobie podobnych przyjemności - głównie przez kierujące jej umysłem instynkty odziedziczone po matce. To też, siłą rzeczy, jakiś pożytek, bo przecież daje się upust swoim potrzebom, nawet niekoniecznie tym najbardziej, chciałoby się rzec, prymitywnym. Prawdę mówiąc, to głównie w ten sposób Cufferborough korzystała ze swoich atutów. Organizowała sobie czyjąś bliskość, a nie zmniejszenie jej seksualnych zachcianek. Nic dziwnego, że taka dumna jest ze swojej statystycznie niskiej liczby osób ugoszczonych w łóżku. Zapamiętaj więc, drogi czytelniku, że jeśli z tą dziewczyną dotrzesz dalej niż do niewinnego pocałunku, to musisz być wyjątkowy. Wracając jednak do samego wykorzystywania genów, nie można nie wspomnieć o tym, że te bardziej ludzkie i przyjemne sposoby też pojawiały się w arsenale Gryfonki. Nie będziemy tu konkretyzować, ale określenie "egzekwowanie sprawiedliwości" i "podwyższanie samooceny" powinno wszystkim jak najbardziej wystarczyć. Chociaż złośliwi tak czy inaczej zarzucą Szkotce bycie jedną z tych, co żywią się cudzym cierpieniem. W sumie ubóstwiała sprawiedliwość, więc była też trochę mściwa... może rzeczywiście troszkę się żywiła cierpieniem. Ale tylko troszkę. Odrobinkę. Nie potrzebowała jednak pomocy alkoholu w walce przeciwko wspomnieniom rodziny, chociaż z drugiej strony wcale nie oznacza to, że nie potrzebowała pomocy wcale. Choć zapierała się rękami i nogami, że wszystkie te jej narkotyki są czystą rozrywką, każdy mógł się bez problemu domyślić ich alternatywnego przeznaczenia. Zawsze lepiej podjąć sobie jakąś pochopną decyzję, czasem lepiej nadmiernie się uspokoić, a sporadycznie lepiej jest doprowadzić się do stanu kompletnej bezużyteczności przez drobne przedawkowanie. To ciekawe, że ludzie mający problemy w rodzinie często poznają się nawzajem przez zupełny przypadek, a potem znajdują w sobie katalizator, przez który mogą przepuścić wszystkie swoje smutki, zarzuty, wyrzuty i co kto jeszcze wymyśli. Avalon jakoś niespecjalnie potrzebowała tego rodzaju osoby, głównie właśnie przez to, że mamę i tatę odsuwała od siebie w psychice jak najdalej. Czasami nawet bywało jej smutno z tego powodu, ale tak jak już zdążyliśmy to ustalić, wystarczało wezwać jednego ze swoich licznych, używkowych przyjaciół i wszystko wracało do normy. W innych okolicznościach, z inną wiedzą, z innym podejściem - mogłaby rozważyć schlanie się z Cheshire. Czy dla towarzystwa, czy dla uspokojenia swoich skołatanych nerwów, nieważne, ważne że mogłaby to rozważyć. Na chwilę obecną, kiedy obie wypiły sobie po jednym kieliszku, dało się jeszcze odsunąć większość zasad na bok. Zwłaszcza że Pixie miała coś w sobie, co budziło w Avie niepowstrzymaną sympatię, a przecież rozmawiały ledwie kilkanaście minut. Blondynka nie zrozumiała jednak aluzji w niechęci do wychodzenia, chociaż załapała pewien jej trop w ponurym uśmiechu ciemnowłosej. Postanowiła jednak nie iść za nim, nawet nie tyle przez własne lenistwo czy coś podobnego, a raczej przez lekko niespodziewane zbliżenie się dziewczyny. Instynktowne odsunięcie się, niby niezamierzone obrzucenie wzrokiem stworzonego przez grawitację dekoltu, powrót na twarz, przejście na palce. Och, dwa kieliszki? Da się przeżyć. Szefostwo może czepiać się picia w pracy, ale przecież kto będzie wyciągał konsekwencje wobec wili zaintrygowanej upijającą ją osobą? O, jednak cztery? Avalon zrobiła nieco niezadowoloną minę. Nie lubiła być asertywna, kiedy taka potrzeba zachodziła odgórnie. Zawsze wolała samodzielnie decydować o tym, co może, a czego nie, zaś tutaj pewien schemat wyznaczały zasady Sześćdziesiątki. Fuknęła jeszcze, jakby rozbawiona i zdziwiona, pokręciła głową. Voilà, wszystko względem źródła informacji Cheshire stało się nagle przejrzyście jasne. Dziwnym było wejście rodziców do, zgadujemy, Błędnego Rycerza, ale różne mają ludzie wariactwa, kiedy coś im się w życiu zmienia. Szkotka westchnęła cicho, ostatecznie zgadzając się na opowieść. Równie dobrze mogła zakończyć rozmowę tak prędko, jak ją rozpoczęły, bo przecież szansa na ponowne spotkanie była dosyć nikła - o ile Crazy 60's nie stałoby się nagle ulubionym pubem dziwacznej istotki - ale skoro ruch w lokalu i tak nie wydawał się zbytnio wymagającym, to co jej szkodziło? - Tamten kieliszek był moim ostatnim, chciałabym zaznaczyć - powiedziała ostrożnie, chcąc się upewnić, że Pixie raczej skłoni się do odpuszczenia sobie kolejnych kieliszków, ale będąc przy tym przekonaną, że może być wręcz odwrotnie - Jeju, od czego tu zacząć... Może od całokształtu? Z chamską oceną po wyglądzie stwierdzam, że akurat ty możesz mieć szansę zrozumieć o co chodzi. Nie wiem czy wiesz, ale wielmożni państwo Cufferborough noszą nazwisko obarczone miliardem milionów setek tysięcy różnych tradycji, pozbawionych znaczenia tytułów oraz... no, fanaberii. Akurat ta pani, która pewnie przykuła twoją uwagę, wżeniła się - tu rysowanie w powietrzu palcami cudzysłowu - w rodzinę. Ale towarzyszący jej pan miał ojca z tym samym nazwiskiem, dziadka z tym samym nazwiskiem i tak dalej i tak dalej. Wszyscy byli wychowywani według pewnego chorego wzoru. No i tak się złożyło, że mnie ów pan też chciał według tego wzoru ustawić. Oszałamiająca pani podłapała to dopiero po jakimś czasie, niemniej jednak szło to wszystko dosyć opornie. Nie wiem jak trzeba być popieprzonym, żeby chcieć zostać bezmyślną marionetką, no ale zarówno pan, jak i pani uważali, że jestem niebywale nieokrzesanym dzieckiem, skoro nie widziałam siebie w podobnej roli. Tak to leciało przez wiele lat, traktowali mnie jak niewolnicę, karali za byle co, włazili na głowę, usiłowali kontrolować. Ratował mnie Hogwart i to, że zwiałam z domu jakoś na początku tego roku szkolnego. Ciągle dostają szału i próbują mnie zaciągnąć z powrotem. Hm, aż mi się przypomniała ich reakcja na pierwszy tatuaż... no, ale to w sumie tyle. Zadowolona? - spytała na koniec swojej niedługiej, ale też niekrótkiej historyjki. Nigdy nie lubiła dzielić się z nikim swoją przeszłością, acz w pewnych przypadkach po prostu nie było innego wyjścia.
Pixie absolutnie nie wykluczała instynktów, ale przykrywała je nieco swoimi wyobrażeniami, może po części zachciankami albo czymkolwiek innym, co zdołało uczepić się jej głowy. Genów nie dało się pominąć, więc i stłumienie zachowań typowych dla wil było zadaniem niemalże niemożliwym. Cheshire nie była ekspertem ani znawcą, ale jedno było dla niej pewne - walka ze swoją naturą nigdy nie kończyła się dobrze. Zazwyczaj dało się ją sprowadzić do dwóch dróg. Totalnej destrukcji albo kumulowania w sobie spychanych na bok cząstek, które lubiły wybuchać w najmniej odpowiednim momencie, burząc wszystko, co próbowało się zbudować. Dlatego właśnie Alkyone starała się być szczera nie tylko z ludźmi, ale i z samą sobą. Z narkotykami ich sprawy miały się najwyraźniej bardzo podobnie. Tutaj szczerość trafiała na poważną granicę - dużą i uparcie tkwiącą w miejscu, ale równocześnie subtelną i niewyczuwalną, bo Cheshire nie miała w sobie chęci ani motywacji, aby zauważyć, że wszystkie jej imprezy, kolejne kłęby dymu wydmuchiwane z ust, tysiące łyków alkoholu, wnikającego sprawnie w jej organizm - kieliszek po kieluszku, czy chociażby oprylak i cała reszta tego, nad czym Siobhan załamałaby ręce, wynikają z potrzeby zapomnienia o wszelkim źle świata, lgnącym do niej na potęgę. Skrajnie mogły się różnić podejściem do rodziców, bo o ile Avalon swoich z myśli wypierała, tak Pixie bardzo dbała o pamięć o matce. Ojca wykluczyła, łącząc go, jako mężczyznę kompletnie losowego, z innymi doświadczeniami, które z dziecinną łatwością pchnęły ją ku kobietom. Co dziwniejsze, siedem lat spędzonych z matką oraz kolejne, gdy była pod opieką babki, nauczyły ją tego, jak silna potrafi być płeć piękna. Więcej dobrych rzeczy zaznała właśnie ze strony kobiet, dlatego nie broniła się przed chęcią poznania ich bliżej, ale równocześnie nie potrafiła zwyczajnie określić się jako homoseksualna. Lubiła towarzystwo mężczyzn i fakt, że sprawiali wrażenie silniejszych, czasem bardziej stanowczych, zdecydowanych. Nawet bez wpadania w stereotypy, zwyczajnie lubiła mieć świadomość, że będą w stanie obronić ją, choć przez chwilę, przed złem, czającym się w wielu miejscach. Nie była wystraszoną dziewczynką, która uciekała przy każdym przejawie niebezpieczeństwa. Wszystko wynikało z naturalnej potrzeby. Równolegle do niej istniała jednak poważna wątpliwość, a świat lubił ją potwierdzać - facetom trudniej było zaufać. Została więc po środku, wciąż badając obydwa grunty, chcąc odkryć, który jest dla niej bardziej odpowiedni. Miała w pewnym sensie ułatwione zadanie, bo choć teraz nie myślała o nikim na stałe, była świadoma, że kiedyś może się pojawić. Wtedy pewnie mogłaby sprecyzować, czy bardziej pociągają ją kobiety, czy mężczyźni. Wracając jednak do ucieczek i ułatwiania sobie życia zbawiennymi substancjami, których bogaty arsenał użyczył im dziś jednej pozycji, mianowicie zielonego i słodkiego absyntu, mającego pomóc w przetrwaniu nocy - cztery kieliszki wylądowały na stole, zaś komentarz Avalon wywołał krótki ruch szczupłymi ramionami. - Jesteś pewna? - zapytała prawie cwaniacko, bo nie do końca jej wyszło (niemniej jednak musiało to być w pewnym sensie urocze), podsuwając Gryfonce dwa małe szkiełka, pobłyskujące kuszącą zielenią. Pixie zawsze sądziła, że magiczny absynt powinien być bardziej udziwniony. Dlaczego nie mogły pływać z nim, przykładowo, białe (a raczej przezroczyste) miniaturowe smoki? - Nie, spoko. Rozumiem. Jeśli się nie zdecydujesz, wypiję sama, trudno - westchnęła, ustępując bez większych problemów. Nie zamierzała jej namawiać ani zmuszać, równie dobrze mogła zdecydować się na jeden kieliszek zamiast dwóch. Nie zależało jej na wprowadzeniu Avalon w stan upojenia, nie miała interesu w wyciągnięciu jej poza Sześćdziesiątkę, nie chciała, aby straciła pracę. Teraz, kiedy już posiedziała tu chwilę, przyzwyczajając się do myśli, że spotkała młodą Cufferborough, zaczynała zauważać, że zwyczajnie, choć bardzo desperacko, nie chciała tej nocy zostać sama. Alkohol jeszcze nie działał, więc przez trzeźwy umysł przebijała się jedna, wyraźna myśl. Była prostym pytaniem. Jak bardzo głupie było wybranie absyntu? Bardzo. Tyle wiedziała. I kolejny raz odłożyła martwienie się tym na później. Bo później miało już nie być zmartwień i ciemnej nocy. Miały być kolorowe sny, na jawie. Może o wilach? Czemu nie! Wysłuchała Avalon, obracając pełny kieliszek w palcach obydwu dłoni, jednak spojrzenie utkwiła w dziewczynie, nie przejmując się tym, że mogłaby wylać alkohol. Małe szanse. Jej talenty musiały pójść w przedziwną grację i tajemniczo wyważone gesty, bo rzadko miewała problemy z utrzymaniem równowagi, niespodziewanymi potknięciami, czy upuszczeniem czegoś. To wszystko trochę kłóciło się z jej wizerunkiem, ale przynajmniej miała się z czego cieszyć. Uniosła w końcu szkło do góry, dając wili znak, że mogą teraz wypić za historię albo za bunt. Niezależnie od tego, czy sama, czy z Avalon, opróżniła kieliszek, po czym odstawiła go na bok. - Powiedzmy, że zadowolona. Chamska ocena po wyglądzie niezbyt udana. Bardzo kochałam moją matkę. Kocham, tak właściwie. Ale myślę, że rozumiem. Zrobiłabym to samo - przyznała, zastanawiają się chwilę nad jedną kwestią. - Widzisz, nie wiem czy to trafne, ale zauważyłam, że czystokrwiści mają tendencję do chowania marionetek. Stereotypowi Ślizgoni, którzy od dziecka idą w jednym kierunku, niszcząc przy tym innych - prychnęła pod nosem. Oczywiście nie tylko, ale to była chyba najczęstsza przypadłość tych wszystkich rodów. - Okej, chcę zobaczyć pierwszy tatuaż, wszystkie inne również, najlepiej z opisami! - wtrąciła, zmieniając temat, na nieco mniej posępny, ożywiając się przy okazji. No po ścianach nie skakała, ale aż poruszyła się na krześle, zachwycona wizją wysłuchania kolejnej części historii i ujrzenia tatuażu, o którym wspomniała. Wytatuowana wila zadziałała na wyobraźnię Pixie, ale na szczęście entuzjazm nie zmieszał się jeszcze z alkoholem, przez co nie wpadała na przesadnie głupie pomysły. - Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz. Właściwie dwie. Jakie jest najgorsze wspomnienie, związane z nimi? Jak bardzo im się naraziłaś? - zapytała, nawijając pasmo ciemnych włosów na palec, po czym wyplątała go lekko, kładąc dłoń przy kolejnym kieliszku. Miała świadomość, że historia nie była pełna. Pixie chciała wiedzieć dużo, zapewne zbyt wiele, jak na kogoś, kto wpada do knajpki i skupia się na pytaniach. Chciała poznać Cufferborough, a była zdania, że doświadczenia miały zbyt wielki wpływ na charakter, aby je ignorować. Każdy czasem potrzebował zatopienia się w nie swoim życiu. Każdy czasem potrzebował wygadania się. Wszystko było po prostu zależne od sytuacji.
W kwestii szczerości z samą sobą można Avie niebywale dużo zarzucić. Od dawien dawna, choć konkretniej dopiero pod koniec Hogwartu, okłamywała się względem tego kim tak naprawdę jest. Tak to metalówa, gotka, dresiara, punkówa oraz hipiska symbolizowały najdobitniej w świecie wszelkie zmiany jej nastawień do własnej osobowości, niektóre bardziej, niektóre mniej zakłamane. Jedynym, czym była na pewno - wilą. Konkretniej półwilą, ale na dobrą sprawę nie robiło to nikomu większej różnicy, skoro do jednych i drugich ludzie lgnęli jak komary do krwi. Większość z nich miała jednak z reguły dosyć jasne zamiary. Albo dawali się omotać bez jakiejkolwiek ingerencji Cufferborough, przez co ona musiała wymyślać rozmaite sposoby na jak najdelikatniejsze pozbycie się delikwentów, albo odczuwali tylko delikatną fascynację i ich największym życzeniem była chociażby najluźniejsza z blondynką przyjaźń. Zaś Pixie? Z niej to dopiero element. Szkotka za żadne skarby nie mogła z jej zachowań wywnioskować, czego czarnowłosa mogłaby od niej chcieć. Oprócz tych banalnych rzeczy, które sama Cheshire wyraziła wprost, przez słowa. Ale jak tu rozpracować czyjeś zamiary, skoro nie jest się w stanie rozpracować swoich własnych? Najwidoczniej nie da się. Choć może to przez te wszystkie narkotyki. Tak jak Ally próbowała z ich pomocą uciec od całego zła schowanego w otaczającej ją rzeczywistości, tak Bee chyba stawała się tego typu złem. Przekonała się o tym doskonale, kiedy wylądowała z Utopią na o wiele krótszych niż planowały wagarach, przekonała się o tym, kiedy znalezioną przed swoimi drzwiami Ethnę zaciągnęła wprost do swojej sypialni, aby o Utopii zapomnieć i przekona się o tym, kiedy z Pixie... no właśnie. Co z Pixie? Po tatuażach, czarnych włosach i niecodziennym upodobaniu do absyntu nie da się przewidzieć związanej z daną osobą własnej przyszłości. Może obie uwielbiały oprylaka, niebieskie hogsy i przygody, których potem mocno żałują, ale na ten temat rozmowa jeszcze - całe szczęście! - nie schodziła. Siobhan chyba załamałaby ręce już raz na zawsze, gdyby stało się inaczej. - W stu procentach - odparła z nieco pobłażliwym uśmiechem, odpowiadającym na nieudolne cwaniactwo dziewczyny. Rzeczywiście miała w sobie jakiś tam urok, którego nie dało się jej odmówić, ale Cufferborough nie zamierzała mu ulec, przynajmniej nie w pracy. Zwłaszcza że to jej własnemu urokowi ludzie zwykle ulegali. Odsunęła szkiełka z powrotem, pieczętując tym samym swoją odmowę, a jednak postawiła sobie za cel upadłej moralności pilnować Alkyone, żeby przypadkiem nie doprowadziła się do beznadziejnego stanu. Zauważyła kufer, choć dosyć niedawno, przez co była pewna, że lepiej będzie, jeśli jego właścicielka nie wyjdzie z Sześćdziesiątki w stanie kompletnej bezużyteczności. Bo jeszcze, nie daj Merlinie, skończy się na jej nocowaniu pod siódemką, a przecież wiemy, że ostatnimi czasy w tej kwestii nad Avą wisiała dosyć nieprzyjemna klątwa. Chociaż kto wie, czy ten bardzo głupi wybór absyntu nie mógłby jej pomóc w zdjęciu rzeczonej klątwy, ale ona sama wolała się o tym nie przekonywać. Po prostu nie była w nastroju, ale nie można ostatecznie odsunąć możliwości, że te kolorowe sny o wilach w dobry nastrój ją ostatecznie wprawią. Opowiadając streszczenie swojego życia i patrząc na to, jak Pixie beztrosko bawiła się wypełnionym po brzegi kieliszkiem, Cufferborough dochodziła do wniosku, że może istnieje jakaś możliwość ciekawej znajomości. Na oko nieco starsza od niej dziewczyna zdawała się nie być typową, wydziaraną we wszystkich zakamarkach smutaską, której tylko czerń ze wszystkich barw świata chce się trzymać. Ale opróżniła kolejnego shota, więc nabierała pewnie coraz większej szczerości. Jeszcze jeden, może dwa i będzie można próbować wyciągnąć z niej jej własną historię. W otrzymanej na moment przerwie Avalon zdążyła tylko delikatnie się skrzywić, jak gdyby chcąc nadać swojej twarzy ciut przepraszający za nieudaną ocenę wyraz. Zwykle szufladkowała w ten sposób ludzi, najpierw oceniając po wyglądzie, a potem po pierwszych pięciu zdaniach od nich usłyszanych. Na temat Cheshire miała więc już dosyć silną opinię, mimo że trochę nietrafioną. Ale wcale jej to nie przeszkadzało. Miały jeszcze całkiem sporo czasu żeby ją naprostować, a klientów jak gdyby tylko ubywało. Nie znosiła takich dni, kiedy w pracy bardziej się nudziła, niż pokazywała szefostwu że naprawdę warto obdarowywać ją podwyżkami, ale przecież nie od niej to zależało. Straszne rzeczy. Machnęła dłonią na stereotyp czystokrwistego manipulanta-maniaka, ale chwilę potem otworzyła szerzej oczy i uniosła w zdziwieniu brwi. Średnio chciało jej się wierzyć w tak prędkie przejście Pikselka z nietypowej, nawet ciekawej osoby w sztampową podrywaczkę, ale postanowiła puścić to bez konsekwencji. Usprawiedliwiała ją absyntem, chociaż dwa kieliszki to jeszcze nie powinno być nic tak poważnego. - Zastanowię się nad tym, ale nie rób sobie nadziei, co? - mruknęła z rezerwą, akcentując fragment o nierobieniu sobie nadziei. Zbyt wiele razy słyszała podobne teksty, żeby nie kojarzyć ich już z propozycjami czysto łóżkowymi, a jej wcale nie spieszyło się do lądowania w podobnej sytuacji z poznaną przed kilkunastoma minutami dziewczyną, nawet pomimo dosyć urodziwej buźki. A zwłaszcza kiedy jest tak wścibska, jak teraz. Twarz blondynki przyjęła niezadowolony wyraz, sygnalizujący że zaraz posypią się niekoniecznie przychylne słowa. Zgadnijcie co? Właśnie dokładnie to się stało! - Myślisz że to takie fajne wspominać sobie najgorsze dni związane z własnymi rodzicami? Przepraszam serdecznie, ale wcale nie. Super, że kochasz swoją matkę, ja też kiedyś mogłam się czymś takim pochwalić, tyle że sfiksowała. Oboje sfiksowali. Myślałam że to dosyć oczywiste, że dla mnie to zły temat. Powinnaś, naprawdę, cieszyć się że opowiedziałam ci tę "historię" której tak bardzo pragnęłaś. Ale zostawmy moich rodziców tam, gdzie ich miejsce. W zapomnieniu - uniosła się trochę bardziej niż powinna, ale niezbyt ją to obchodziło - To co, może jeszcze jakieś bardzo przyjemne szczegóły z własnego życia mam ci opowiedzieć? Czemu sama mi nic nie opowiesz? Wolę się wymieniać, a nie dawać rzeczy za darmo, wyobraź sobie.
Niewybredny, krótki i konkretny komentarz spłynąłby niewątpliwie z ust Pixie, gdyby tylko miała okazję poznać kilka z myśli Avalon. Przede wszystkim za cel honoru przyjęłaby sobie udowodnienie półwili, że rozmowa z kimś, przypadkowa lub celowa, nie musiała być prowadzona w jakimś celu. Odniosłaby się zapewne do genów Cufferborough i typowych dla ludzi z nimi zachowań, bo póki co, choć miała pojęcie nieco zachwiane, zamglone i niejasne, dodatkowo wyidealizowane i bardziej pozytywne, niż się w rzeczywistości ukazywało, była świadoma tego, że blondynka, niewątpliwie właśnie przed nią siedząca, musiała czasem stanąć przed kimś i użyć na nim swoich tajemnych mocy, aby dotrzeć do tego, czego aktualnie chciała lub potrzebowała. Wszystko dlatego, że Pixie wcale nie chciała wiele, a to, czego rzeczywiście chciała, było bardzo proste i wspomniane kilkukrotnie. Raczej niewymagające, przynajmniej zdaniem ciemnowłosej - bo nie wymagała noclegu, pilnowania, seksu, czy czegokolwiek innego. Rozmowy, tylko dłuższej chwili niebanalnej wymiany zdań, o której, jeśli będą chciały, będą mogły zapomnieć. Nie mogła jednak nic powiedzieć, bo myśli Avalon nie znała, ale mimo wszystko blondynka postanowiła dać jej kilka okazji do komentarzy, na nieco inny temat. Rzuciła całkiem raźne "okej", na stuprocentową pewność Avalon w kwestii kieliszków, które Pixie przygarnęła dosyć chętnie i bez rozpaczy, skoro już odłożyła martwienie się przyszłością. Niedaleką, bo mającą swój początek w małym, zielonym basenie, w którym powinny pływać małe smoki, a kończącą się... kto to wiedział? Być może właśnie w basenie ze smokami, ale nieco większym. Dla przykładu - taka Tamiza, tam na pewno zmieściłyby się te ogromne gady. Nie musiała chcieć od razu z nimi pływać. Mogłaby po prostu siedzieć grzecznie na ławeczce i obserwować, jak wesoło się pluskają. Z wilami na grzbietach. Choć to dopiero miała sobie wyobrażać, póki co jej umysł pracował normalnie. W każdym razie, niedaleka przyszłość na pewno miała mieć miejsce poza obrębem chłodno-ciepłej Sześćdziesiątki. Pixie nie miała problemów ze szczerością, czy po alkoholu, czy bez niego. Nie ukrywała skrzętnie swojej historii, ba, jawnie narzekała na ciotkę, do której nie żywiła żadnych pozytywnych uczuć. Nie znały się jednak, więc Szkotka nie mogła wiedzieć, że wystarczyłoby zadać konkretne pytanie. W tej chwili ciekawsza była natomiast wzmianka o "nierobieniu sobie nadziei", na którą Cheshire aż uniosła lekko brwi, pozwalając powiekom powędrować do góry w wyrazie szczerego, niewinnego zaskoczenia. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak mogła zabrzmieć, ale w życiu nie powiedziałaby, że w swoich słowach mogła zawrzeć jakikolwiek element zawierający podtekst albo coś w tym rodzaju. Tatuaże, owszem, odnosiły się do cielesności, lecz Pixie była tak przyzwyczajona do ich widoku i samego tematu, że odczuwała to jako naturalny i lekki element rozmowy. - Czekaj, co? - rzuciła zdezorientowana, wpatrując się chwilę w Avalon. Na jej rzęsach zamigotały jakieś niezidentyfikowane pyłki, więc Pixie domyśliła się, że absynt zaczyna działać. Postanowiła odrzucić dziwną reakcję blondynki, poświęcając dalsze komentarze na rzecz kolejnego kieliszka, który wypiła sprawnie, nie spuszczając oka z półwili. Obserwowała ją nieco bardziej podejrzliwie, w odróżnieniu od niej nie łącząc słów z tym, że musiała takowe słyszeć często. Nie brnęła, koncentrując się na dalszej części, kiedy to zadała pytania i dostała, a jakże, odpowiedź. Tym razem wytrzeszczyła lekko oczy, w milczeniu wpatrując się w Cufferborough, podczas gdy emocje napływały do niej powoli, przebijając się subtelnie przez taflę zaskoczenia i absyntu. Zachichotała, bardzo nieadekwatnie do sytuacji, przykładając dłonie do twarzy, przez co zerkała na wilę przez szczupłe, wytatuowane palce. Chwilę później opierała się czołem o stół, śmiejąc się cicho i niezbyt przejmując tym, co Avalon może sobie o niej pomyśleć. Podniosła się po krótkiej (naprawdę) chwili, zmieniając nieco podejście, choć uśmieszek, nieco kpiący i w niewielkim stopniu wyzywający, błądził wciąż na jej ustach. Posłała kelnerce chłodne i zadziwiająco stanowcze, jak na absynt i rozbawienie, spojrzenie, po czym chwyciła przedostatni kieliszek i wypiła bez słowa jego zawartość, nieświadomie odchylając przy tym mały palec. Zanuciła krótko melodię, którą przy pomyślnych wiatrach Avalon mogłaby zidentyfikować jako "Show Must Go On", zawirowała pustym szkłem w powietrzu, po czym odstawiła je, naprawdę nadzwyczajnie zgrabnie i cichutko, na blat, o który oparła się łokciami, gładząc prawą dłonią kostki lewego, a lewą - prawego. - Możesz opowiedzieć, jeśli chcesz - zaczęła, unosząc od razu dłoń do góry, wskazującym palcem dając jej znać, że nie skończyła mówić i że teraz jej kolej. Przechyliła lekko głowę, omiatając ciemnymi włosami ramię, a dłonią wróciła do kościstego łokcia. - Ja tam chętnie posłucham. Ale najpierw jedna sprawa. To, że jesteś wilą i że leci na ciebie połowa populacji tego świata, jeśli nie cała, nie znaczy, że przyszłam tu żeby się za tobą uganiać. Rozumiem, że uwaga innych ci schlebia i że możesz mieć kogo tam sobie chcesz, nawet jeśli nie ruszysz palcem, ale to tak łatwe i nudne, że na dłuższą metę bez sensu. Więc, z łaski swojej, przestań wpisywać mnie w schemat kolejki, która się do ciebie ustawia. Próbuję wybadać ile człowieka jest w półwili. Jesteś o b i e k t e m b a d a w c z y m. Satysfakcjonuje cię to? Mam nadzieję, że nie, bo stracisz na człowiekowatości - burknęła, oplatając palce wokół ostatniego kieliszka, choć zdecydowanie powinna z nim poczekać. Spojrzała na niego, i choć lśniąca ślicznie zieleń była kusząca, odsunęła go o kilka milimetrów, po czym wróciła wzrokiem do Avalon. - Nie, nie myślę, że to fajne. Jeśli masz robić mi łaskę, zmieńmy temat. I ostatnia kwestia. Kto powiedział, że nie opowiem? Czasem wystarczy po prostu zapytać - prychnęła, przerzucając wzrok na kieliszek, aby znów zrezygnować z kolejnej porcji absyntu. Jeszcze chwilę zamierzała tu posiedzieć. - Zadaj konkretne pytanie, zamiast się rzucać. Chyba wciąż masz o mnie jakieś strasznie dziwne pojęcie - stwierdziła, nie zauważając, że sama się o takie pojęcie starała. Ale właśnie w tych dziwactwach tkwił jej urok.
Czytanie w myślach to ogólnie byłaby bardzo fajna sprawa, jeśli spojrzeć przez pryzmat myśli nieco zagubionej - żeby już nie mówić w kółko "rozchwianej emocjonalnie" - Avalon, która z wielką chęcią wkradłaby się do umysłu niejednej osoby. Czarowanie ludzi posiadanymi już genami nie dawało tego samego efektu, głównie przez to że ich myśli zwykle bywały naginane pod satysfakcję półwili, czy półwila tego chciała, czy też nie. Niektórzy mieli to do siebie, że okazywali się zbyt ciekawi lub też zbyt dziwni, aby słyszeć od nich tylko i wyłącznie rzeczy, które w bardziej lub mniej podobny sposób słyszała już setki razy w innych okolicznościach. Ot, chociażby taka Pixie, niemożliwa do upchnięcia w jedną z dwóch kategorii bez natychmiastowego wyrywania się w stronę tej drugiej. Cufferborough chciała dowiedzieć się, co jej siedzi w głowie, oczywiście nie będąc pewną czy przemawia za tym niecodzienność dziewczyny czy też to, że budziła w blondynce podświadomą ciekawość, do której nigdy w życiu nie chciałaby się przyznać. Powtarzalność tego motywu w moich dywagacjach aż boli, ale nie będę sobą, jeśli nie wspomnę że człowieka ciągnie do tajemnicy. Nietrudno więc stwierdzić, że Cheshire była taką tajemnicą, bo kto normalny (tudzież "nietajemniczy") wypytywałby w podobny sposób o rodzinę ledwo poznanej osoby? Kto wie, może warto będzie znaleźć gdzieś w Hogwarcie jakiegoś uzdolnionego w kwestiach legilimencji czarodzieja i poprosić go o lekcje. Pytanie tylko czy ów się zgodzi, bo z tego co się Szkotce kiedyś obiło o uszy, tacy ludzie potrafią się obronić przed wszelkimi atutami potomkiń wil. Sprawa w pewnym stopniu niebezpieczna. Dwudziestolatka beznamiętnie obserwowała opróżnianie coraz to kolejnych kieliszków, zupełnie nieświadoma faktu, że zawarty w nich płyn powinien mieć jeszcze w sobie pływające smoki. Kolejna, potencjalna ciekawostka, którą mogłaby wyciągnąć z umysłu ciemnowłosej, gdyby była zdolna do buszowania w jej myślach. Chociaż pewnie wolałaby tego nie robić, zwłaszcza że związek owych smoków z wilami był co najmniej niepokojący. W każdym razie, zdziwienie Pikselka nieco rzuciło jej się w oczy, ale potrzęsła głową w geście "no co?" i nie poruszała więcej tematu tatuaży. Bardziej interesujące były wszystkie manewry, które Ally zaczęła uskuteczniać, a które działały nieco Avie na nerwy, bo mocno nie lubiła, kiedy ktoś się z niej śmiał - zwłaszcza w taki sposób, że z tego śmiechu potrzebowali nie tyle ukrywać twarz za dłońmi, co za położeniem jej na stoliku. Cufferborough ściągnęła całą twarz w poirytowanym grymasie, ale nie miała zamiaru zwracać towarzyszce uwagi ani nic podobnego. Najzwyczajniej w świecie chciała być ponad całą dziwaczność Irlandki, jak gdyby było to coś złego. Bo wcale nie było. Gdyby było, to nie mówiłoby się, że tylko wariaci są czegoś warci, racja? Tłumaczyłoby to chyba choroby psychiczne nie tylko samej Avalon, ale też dziesiątek jej braci i sióstr, z których znała tylko jednego i nawet nie miała pojęcia że są w jakikolwiek sposób powiązani. Ale to, moi drodzy, zupełnie inna historia na zupełnie inną okazję. Hitowa melodia niestety nie została przez mózg blondynki powiązana z żadną znaną jej piosenką, toteż można śmiało powiedzieć, że statek obu dziewczyn płynął w pewnym sensie pod wiatr. Ale to nic, bowiem akcja nabierała powolutku tempa i najpewniej ku uciesze Pixie wcale nie miała zamiaru przestać. Ciągle nieco podburzona Szkotka wsłuchiwała się w słowa starszej z nich w akompaniamencie pewnego niedowierzania, może też zdziwienia i lekkiego zaskoczenia. "Obiekt badawczy, dobre sobie" - przemykało przez opatrzoną jasnymi lokami głowę, podczas gdy z tej drugiej wypływały coraz to kolejne przemienione w słowa myśli. Półwila podsunęła nieco do przodu swoje krzesło, już zupełnie zapominając o obowiązku pracy, potem znowu opierając głowę na dłoni, choć tym razem przekrzywiła ją trochę w bok, przyjmując niebezpiecznie niewinny wyraz nie tylko twarzy, ale też całokształtu widocznej sylwetki. Wyglądało to tak, jak gdyby zaraz miała złożyć usta w podkówkę, acz nigdy do czegoś takiego nie doszło. Błękitne tęczówki błysnęły niecodziennie, a ich kolor nabrał jakiejś dziwnej głębi. - Ale ja wcale nie wpisuję cię w ten schemat - mruknęła smutno, z wibracją w głosie sygnalizującą zwykle koniec zabawy (lub też jej początek, zależnie od tego czyją perspektywę rozpatrujemy) i początek poważnego czarowania - No dobrze, teraz zaczęłam - dodała z rozbawieniem - ale to tylko dlatego, żebyś zrozumiała, kiedy do czegoś takiego dochodzi - urok przestał działać, witaj wolności - Słyszałam, że eksperymenty na ludziach są zakazane. Chcesz wylądować w Azkabanie? Szkoda byłoby tam stracić kogoś, kto ma więcej człowiekowatości od półwili. Zwłaszcza takiej jak ja - powiedziała, nieświadomie odwołując się do tego, w jakim stanie psychicznym była po przygodach z Utopią. Fakt, że w obecnej sytuacji panowała nad sobą niemal wzorowo motywowała tylko i wyłącznie ogromna odległość od najbliższego skręta oraz to, że drgawki - zwykle powodowane nieobecnością wspomnianej substancji w organizmie dziewczyny - były jakoś dziwnie nieobecne. Czy to lepiej, czy to gorzej, ciężko stwierdzić. Normalnie powiedziałoby się, że lepiej, ale z magicznymi narkotykami nigdy nic nie wiadomo. - To może zagrajmy w kółko zapoznawcze. Wiek, pochodzenie, szkoła, jacyś wyjątkowi znajomi, których mogłybyśmy obie znać, zainteresowania, talenty... - większość tych rzeczy wcale Avy nie interesowała - Może jakieś ciekawe fakty z życia? Nie lubię być konkretna w takich sprawach, ale załóżmy, że o to wszystko pytam. W sumie liczę, że się rozgadasz. I tak, racja, mam o tobie dziwne pojęcie. No, dawaj dawaj - zakończyła, kiwając jeszcze twierdząco głową. Bez większego zastanowienia sięgnęła po ostatni kieliszek, po czym od razu go opróżniła. Czuła, że na obcowanie z tą dziewczyną będzie potrzebowała chyba jeszcze trzech kolejnych, ale przecież nie mogła jej o tym powiedzieć, bo obie skończyłyby w stanie kompletnej bezużyteczności.
Pixie nawet mogłaby podsunąć Avalon bezczelnie pewien pomysł - mogłaby lekko i bezproblemowo powiedzieć "sprawdź mnie", z dźwięcznym pogłosem wyzwania i niewinności jednocześnie zezwolić na wsiąknięcie w myśli i sprawdzenie, co kryje się w najmniejszym zagłębieniu. Czy z genami wili, czy bez - Cheshire lubiła ciekawe sytuacje i niespodziewane zwroty akcji, dlatego nie zwykła bronić się przed podobnymi zagraniami. Miała bowiem tyle szczęścia, że nieraz potrafiła wykorzystać je dla własnego dobra lub zwyczajnie uczynić sytuację ciekawszą tylko dlatego, że ktoś podjął się wyzwania, którego ona by się nie podjęła. Ważne jest jednak to, że Pixie wcale nie pragnęła poznać czyichś myśli. Nie była wszechwiedząca, ale często, zwyczajnie zgadując, trafiała idealnie w osobę stojącą naprzeciw. Nie dosłownie, bo nie była ani legilimentą, ani hipnotyzerką, ani wilą. Lubiła bawić się słowami w sposób, który ułatwiał wyciąganie na wierzch prawdziwych reakcji na owe słowa; im więcej mówiła w spontanicznych postanowieniach, bez wątpienia ulotnych i realizowanych "już", bez odkładania ich na później, tym bardziej jej to wychodziło. Może nie była zbyt ogarnięta w naukowych dziedzinach, nie licząc eliksirów, w których wciąż mogła być lepsza, ale natura nie poskąpiła jej innych umiejętności i talentów, jakie niekiedy sama pomijała w wyobrażeniu siebie. Tak też i teraz, prowokując Avalon w mniej i bardziej dosadny sposób, poznawała ją. Kto mógł poszczycić się znajomością wili? Pix sądziła, że niewielu. W jej mniemaniu musiały to być osoby nieprzyzwyczajone do konkretnych oskarżeń, czy chociażby samej stanowczości. Nie łudziła się, że nie zmięknie pod wpływem czaru Cufferborough. Tak, jak wcześniej było wspomniane - potraktowałaby to jako ciekawe doświadczenie i całkiem nowe uczucie, które mogłaby wspominać, a w obecnym momencie głowić się jak i czy w ogóle by je zapamiętała. Zaś jeśli Cheshire była tajemnicą - mogło to być dla niej bardzo dobrym komplementem. Powiedziałaby sobie, że nie jest z nią jeszcze tak źle, skoro potrafi wzbudzić sobą szczere zainteresowanie, które odrywało się od tego typowego, spowodowanego ilością pigmentu, jaki wchłonęła jej skóra. Ciemnowłosa wcale nie śmiała się z Avalon w typowym tego słowa znaczeniu, dlatego można przyjąć, że jej niezadowolony grymas był bardzo nieuzasadniony, chociaż wszyscy wiemy, że wcale nie. Tylko u Pixie dało się dotrzeć do takiego wniosku. Przynajmniej do momentu, w którym jej brązowe tęczówki zmętniały, otulając oczy w bardziej łagodny i rozmarzony sposób, który wręcz nawoływał do wyciągnięcia szczupłych palców w kierunku twarzy półwili i przebadania struktury jej policzka opuszkami. Nabrała przeogromnej ochoty do poznania bliżej tej istoty - niekoniecznie charakterowo. Avalon odebrała jej na moment najbardziej wartościową część wszelkich zamierzeń. Jej słowa rozpływały się lekko w powietrzu, docierając do Pixie z opóźnieniem, doprawionych nutą piołunu, która krążyła z absyntem po jej organizmie, gładko podsuwając jej najróżniejsze obrazy. Cufferborough zgrabnie wpisała się w ich barwy i zapachy, mieszając się z nimi z tak dziecinną łatwością, że Cheshire nawet nie wyłapała sensu jej słów. Przygryzła nieświadomie dolną wargę z uśmiechem podyktowanym zaciekawieniem oraz nieracjonalną utratą kontroli nad relacją mózg-reszta ciała, przechylając się lekko do przodu. Podparła się dłońmi o blat stołu i uniosła lekko do góry, zostawiając nagrzane krzesło za sobą, aby móc musnąć podbródek blondynki dwoma palcami. Zrobiła to jednak tak szybko, że Avalon nie zdążyła się odsunąć, a kiedy okiełznała swój urok, Pixie zostało tylko zamrugać krótko i otworzyć szeroko oczy, przez co wbiła spojrzenie w błękitne tęczówki, próbując wyszukać w nich jakikolwiek powód. Chwilę jej to zajęło, ale przypomniała sobie mgliste słowa, odnoszące się do wpisywania w schematy i rozpoczynania tego procesu. Cofnęła się, wciąż zaskoczona i lekko skonfundowana. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa, dlatego mrugnęła jeszcze kilka razy, trzymając dłonie płasko na stole. Dopiero gdy poruszyła palcami, przejeżdżając paznokciami po stole aby nieprzyjemnym dźwiękiem wywołać dreszcze, jakie najwyraźniej były jej teraz potrzebne, zdołała się ogarnąć w bardziej przyzwoity sposób. - Dobry macie ten absynt - powiedziała z perfidnym uśmieszkiem, zerkając na swoje dłonie. Mogła sobie dopowiedzieć, co wynikało z połączenia uroku i zielonkawej cieczy, która trwała dzielnie w ostatnim kieliszku, wyłamującym się na tle tych opróżnionych. Pomińmy w ogóle fakt, że to na pewno obecność Pixie tak działała na Avę z syndromem odstawienia. Cheshire była chodzącym narkotykiem. Napełniona absyntem na pewno nie mniej, niż bez niego. - Serio? - prychnęła, krzyżując ręce na piersiach i wpatrując się w Gryfonkę nieco krzywo. Zmieniła zdanie, widząc jak pozbywa się ostatniego kieliszka. - No dobra. Skoro chcesz - wzruszyła ramionami, ale zamiast od razu zacząć mówić, wychyliła się lekko, znów opierając na stole, żeby móc zerknąć na barmana i z malowniczym wyszczerzem na twarzy pokazać mu kolejny raz dwa palce. Pomachała nimi nagląco, wróciła na swoje miejsce i wbiła wzrok w szybę, zastanawiając się chwilę. Skoro pytała suchymi pytaniami, postanowiła dać jej suche fakty. - Kobiety o wiek się nie pyta - zaczęła, tym samym sprawiając wrażenie starszej niż rzeczywiście była - Irlandia, Hogwart, Gryffindor, mam samych wyjątkowych znajomych, po co mi nie wyjątkowi? Nie wiem, kogo znasz. Pewnie więcej szych niż ja. Interesuję się twoją historią, ilością kieliszków, którą mogłabyś wypić i tym, co będę dzisiaj robić, kiedy mnie stąd wyrzucisz - zaszczyciła Avę bardzo ładnym uśmiechem. - Eliksiry. Różne. Trochę biżuteria. Zmarła mi matka i dziadkowie, nie mam mieszkania, możesz przyjąć, że jestem wolnym duchem. Ach, i omijam stare prukwy na przejściach najbardziej zawodowo na świecie - zakończyła, uśmiechając się do kogoś, kto właśnie przyniósł im kolejne kieliszki. Poczekała, aż sobie pójdzie. - Liczę na rewanż, skoro tak bardzo nie chcesz mówić o ciekawych rzeczach i odpowiadać na konkretne pytania.
Post zawdzięczasz łaskawej interwencji rączek Shenae i myszki Echo
Bezczelnie? Z pewnością, w pewnym sensie, jeśli chodziłoby o uzyskanie z tego jakiejś korzyści. Czy jednak wejście Avalon w posiadanie wiedzy o większości rzeczy, które siedziały Pixie w głowie byłoby dla samej Pix taką korzyścią? Może i rzeczywiście nadałoby to ich obecnej sytuacji jakiejś ciekawości, może poskutkowałoby zaskakującym zwrotem akcji, ale gdzie tu korzyść? Cufferborough, rzecz jasna, również nie darzyła nudy jakąś specjalną sympatią, aczkolwiek wolałaby chyba jednak mieć spokojne, w miarę przewidywalne życie zamiast takiego, które przepełniałyby wątpliwie ciekawe wydarzenia. Pewnie nieraz o tym wspominałam, ale jeśli ta konkretna półwila nie miała całkowitej kontroli nad sytuacją, nie potrafiła być w pełni usatysfakcjonowana i głównie dlatego nie pociągała jej perspektywa niekontrolowanego oddawania komuś skrzętnie schowanych myśli, padania ofiarą czyjejś hipnozy czy czego tam jeszcze by sobie ludzie nie wymyślili. Na chwilę obecną tkwiła w fałszywym przekonaniu że Pikselek to jedynie powierzchownie zagadkowa osoba, odgrywająca w miejscach publicznych konkretną rolę. Gdyby była to prawda, Cheshire dałoby się ustawić pośród setek miliardów innych osób, działających w ten sam sposób, ale należy przyznać, że gdzieś w głębi serca Szkotka wcale nie chciała takiego rozwoju spraw. Teraz było jeszcze zbyt wcześnie, aby stwierdzać takie rzeczy, a jednak prędzej czy później dziewczyna z pewnością - ku własnemu przerażeniu - zauważyłaby, że z premedytacją dąży do utraty swojej ukochanej kontroli. Wychodząc z rutyny człowiek pcha się prosto w ręce chaosu, a chaos, cóż, nieczęsto lubuje się w ostrożnym obchodzeniu się z nowiutkimi zabaweczkami. Dlaczego miałby inaczej obchodzić się z Avalon? Prawdę mówiąc, nie istniał ku temu żaden powód. Pozostawało mieć tylko nadzieję, iż rzeczony chaos nie zmieni się w pewną drobną, wytatuowaną dziewczynę, bo wtedy cały świat miałby ogromny problem. Uśmiechnęła się niewinnie, czując chudziutkie palce na twarzy. Veni, vidi, vici. Wpisała Pixie w schemat bardziej, niż się tego nawet na początku spodziewała. Oczywiście nie dało się odmówić prawdziwości spostrzeżenia, iż ciemnowłosa jest w takim stanie o wiele bardziej znośna, niemniej taka potulność, zmieszana z zupełnym brakiem wolnej woli, wcale do niej nie pasowała. Serce zabiło Szkotce nieco szybciej, kiedy zorientowała się w swoim niezadowoleniu, ale prędko odgoniła tę upierdliwą myśl, na siłę wracając do rzeczywistości. Uniosła na króciutki moment brwi w zadowolonym z samej siebie wyrazie, kiedy dostrzegła typowe dla osoby zbitej z tropu zachowania u Ally, chcąc chwilę potem wzruszyć jak gdyby nigdy nic ramionami, ale zamiast tego skrzywiła się na dźwięk skrobiących paznokci bo jakoś tak się złożyło, że absolutnie nienawidziła owego odgłosu, zaś jej towarzyszka akurat dzięki niemu postanowiła wrócić do siebie. Starała się po sobie nie pokazywać nadzwyczajnego poruszenia, jednak nie była pewna, czy dała radę. Zaśmiała się więc cicho na komentarz o absyncie, całkowicie przekonana o świadomości Pix względem tego, że została zaczarowana bez konkretnego ku temu powodu. To swoją drogą ciekawe, w sensie ten brak syndromu odstawienia, bo może rzeczywiście ciemnowłosa miała jakieś wrodzone, ukryte zdolności do uspokajania narkomanów, a tylko nic o tym nie wiedziała? Bardzo by się blondynce przydała, będąc takim mobilnym antynarkotykiem. Zawsze lepsza ona niż oprylak, chociaż oprylak był - o paradoksie! - bardziej przewidywalny i konkretny. Z pożałowaniem w oczach wbiła wzrok w dwa uniesione palce, mające za zadanie załatwienie kolejnych kieliszków wypełnionych absyntem, pokręciła trochę głową, aż wreszcie skorzystała z okazji i w międzyczasie lustrowania przez Cheshire szyby, spojrzała ciężkim do określenia wzrokiem na znajomego barmana. Ten pokazał jej kilkoma banalnymi gestami, że szefostwo ją zamorduje, a ona wzruszyła ramionami, dając tym samym bardziej sygnał obojętności niż bezradności, chociaż to właśnie bezradność była tutaj prawdziwsza. Bo jakie miała wyjścia? Właściwie żadnych. Nawet wymówka pokroju obowiązku pracy miała nikłe szanse na powodzenie. Zresztą, zostało to już zaznaczone, Ava też nie do końca chciała kończyć ich rozmowę. Słuchała uważnie - czy aby na pewno? - tego, co Pix wymyślała w odpowiedzi na zadane pytania, czasem nawet kiwała łepetyną na znak, że słucha z minimalnym chociaż zainteresowaniem, aż wreszcie... ziewnęła przeciągle, zasłaniając usta dłonią. Może rzeczywiście powinna chwycić się mniej sztampowych zagrywek, albo przynajmniej podłapać motyw omijania prukw na przejściach, bo było to co najmniej niejasne. - Co czujesz, kiedy tracisz kontrolę? - spytała ni z tego ni z owego, nawiązując troszeczkę do swojej własnej manii kontroli, choć wcale nie mając takiego zamiaru. I hops, pierwszy z trzech kolejnych wymaganych kieliszków został opróżniony. Kto dziś wyleci z roboty?
Jakkolwiek ciekawe przeżycie by to nie było, na pewno nie pozwoliłaby doprowadzić tego zbyt daleko. Przypuszczenia i wyzwania miały swoje granice, ale Cheshire bywała również głupiutka, dlatego nic dziwnego, że dałaby sobie wleźć do umysłu z miną typowego prowokatora, który nie tylko pozwala na takie grzebanie w myślach, ale sądzi, że osiąga przy tym sukces. Mimo tego miała swoje sekrety, które za nic nie mogły się wydać - w jej mniemaniu rzecz jasna, bo gdyby spojrzeć na to z punktu widzenia innych, stałoby się to świetną ciekawostką. Metamorfomagia mogła budzić podziw, stwarzać wiele możliwości, a ona wykorzystywała ją po cichu, dla siebie, dla własnych korzyści. A właściwie nawet nie tyle co korzyści, tylko dla własnego dobra i możliwości spuszczenia wielu emocji, kotłujących się uparcie w jej główce, może zbyt ciasnej na taką ilość. Pixie zapamiętała jednak reakcje babki, przez którą nie zdobyła się nigdy na przyznanie się do swojego daru. Nawet masa książek i rozmów o metamorfomagii z Asherem nie pomogły jej przemóc swoich uprzedzeń co do własnych genów. Uważała je za przydatne, ale nikt nie musiał o nich wiedzieć. Avalon także nie. Właśnie dlatego, choć chętnie poznałaby to dziwne, nieznane uczucie, jak zresztą milion innych, podobnych i tak samo nieracjonalnych i w nieuzasadniony sposób pociągających, nie był to dobry pomysł. Jednak w tym momencie, po kilku kieliszkach i dziwnym echu wilowatej magii, które wciąż rozchodziło się po układzie nerwowym Cheshire, odpowiedź na takie pytanie, czy wyzwanie, byłaby bardzo zachwiana. Pixie natomiast nie potrafiła wydać osądu na temat panny Cufferborough. Zdanie budowane na fundamentach słów, które padły z ust jej rodziców mieszało się z tym, co Gryfonka sama sobą przedstawiała, ale w gruncie rzeczy dało się dostrzec punkty wspólne, wyłapywane mniej lub bardziej sprawnie. Cheshire wstrzymywała się z ocenianiem, zbierając pojedyncze informacje, podsuwane przez Avalon w różnym stopniu świadomości. Trzeźwa część ciemnowłosej, kurcząca się stopniowo, wciąż nie potrafiła ocenić proporcji człowiek-wila, bo odpowiedź pół-na-pół wcale nie była satysfakcjonująca. Miała bowiem swoje zdanie na ten temat, proste, logiczne i konkretne, w zasadzie jak sama Pixie. Nietknięta człowiecza część musiała ustępować pod częścią wili, tak jak inni ludzie ustępowali wilom. Skoro dało się dostrzec tak wyraźne relacje na płaszczyźnie relacji ludzi i wil, na pewno dało się to przełożyć na kogoś, kto mieścił w sobie obydwie części. Czyli Cheshire rzeczywiście znalazła sobie obiekt badawczy, ale sprawa nie malowała się wcale tak różowo! Gdyby przyjrzeć się dokładniej, ona sama również mogła być przedmiotem badań Avalon, jeśli tylko Gryfonka wiedziała w jaki sposób doprowadzić owe badania do skutku. Wszystko wymagało odrobiny wyczucia, pomysłu i znajomości. Tą ostatnią trzeba było oczywiście zbudować. Avalon zaczęła nie w momencie zadawania wcześniejszych pytań, ale właśnie przy tym ostatnim, które w oczach Pixie natychmiast zaświeciło na zielono jaśniej niż mugolskie światła. Zaświeciło jako pytanie konkretne, jeśli trzeba sprostować, a dziewczyna zlustrowała wzrokiem wilę, bez najmniejszej krępacji, choć przed chwilą nie potrafiła odeprzeć jej uroku. Być może umiała na nią patrzeć w tak czysty sposób przez fakt, że nie obawiała się jej mamienia i dziwnych zagrywek? Mógł jej też pomagać alkohol. Cofając się jednak jeszcze o kilka sekund - ziewnięcie skomentowała tylko szerokim uśmiechem, w którym nie pokazała ząbków, ale przymrużyła oczy, co miało rzecz jasna sugerować "sama tego chciałaś - nudne pytania, nudne odpowiedzi", ale później zastanawiała się już nad ciekawsza kwestią, udając, że nie zauważyła szybkiego opróżnienia kieliszka. Swoją część wypiła chwilę później, jako że nie nadążyła zrobić tego razem z Avalon. - Postępy - pochwaliła równocześnie zmianę zdania, co do absyntu, jak i lepsze pytanie. Poczuła się jednak w obowiązku poinformowania o pewnym fakcie. - Nie wiem czy będzie mnie stać na więcej, moja droga Avalon. Chyba że macie zniżki dla stałych klientów, wtedy może zmieszczę się w limicie, póki go pilnuję - mruknęła, licząc na palcach kieliszki i mamrocząc chwilę pod nosem swoje obliczenia. - Ohm, to zależy o jakiej kontroli mówisz - uznała, bawiąc się kieliszkiem i przeczesując krótko włosy. W jej świecie oczywistym było, że kontrola jest zależna od sytuacji. - Jak tracę kontrolę nad kierownicą, czuję się fatalnie. Jak tracę kontrolę nad ilością alkoholu czy coś tam, czuję się... w sumie nie wiem, nie pamiętam - odpowiedziała niewinnie, próbując jednak sobie przypomnieć, ale było to zadanie ponad jej możliwości. - Sytuacje nie zawsze mam pod kontrolą, nie lubię wszystkiego pilnować i analizować, dlatego zazwyczaj jest tak, jak się ułoży. A jak czaruje mnie wila, czuję jakby mgiełkę. Trochę jak eliksir słodkiego snu zmieszany z oprylakiem. Trochę, bo to ułomne uczucie, niepełne i otumaniające, mam wrażenie, że nie pamiętam, co wtedy czułam, ale chyba wzmacniasz jakieś instynkty - wywaliła jej szczerze, nie trudząc się spuszczaniem z niej wzroku. Już jej charakter nie utrudniał szczerości, lata spędzone w Gryffindorze tylko ją wzmocniły, a alkohol dobudował swoją część, która mogłaby być szpikulcem na wieży, idealnym do powieszenia chorągiewki z napisem "chciałaś wiedzieć". Nie przejmując się tym, czy jej zdanie na temat pytania, a raczej samego poruszenia tematu kontroli, mogłoby urazić czy skonfrontować z poglądami Avalon, wygłosiła je neutralnym i tak samo szczerym tonem jak wcześniej: - Nie wiem, jak jest w rzeczywistości, skoro się nie znamy, ale - czy "ale" w takich momentach kiedykolwiek zwiastowało spokojne zakończenie zdania? - na moje lubisz kontrolę, bo możesz ją mieć i pewnie za bardzo na niej polegasz, a przez to odsuwasz się od ludzi, bo poruszasz ich czarem, kiedy czujesz, że tracisz kontrolę. Tak swoją drogą, da się tego użyć mniej? Na moje trochę za bardzo starasz się pokazać, że możesz. To mogłoby być przyjemne, gdybyś to jakoś tonowała, zamiast ogłupiać - zakończyła, stwierdzając, że brakuje jej pełnego kieliszka pod ręką.
Na pierwszy rzut oka można byłoby stwierdzić, iż główna różnica pomiędzy Avalon a Pixie polegała na tym, że jedna z nich trzymała swój wyjątkowy talent w ścisłej tajemnicy, a druga afiszowała się z własnym na prawo i lewo. Problem polega jednak w tej kwestii na tym, iż talentu Avy najzwyczajniej w świecie nie dało się jakkolwiek schować. Czy tego chciała czy nie, każdy kto tylko na nią spojrzał od razu widział na własne oczy, dlaczego na zajęciach tak mocno przestrzega się ludzi przed wilami. Sama Cufferborough, całkiem typowo dla siebie, z biegiem czasu zaadaptowała się do sytuacji. Dawno temu rzeczywiście próbowała nie wystawiać swojej wyjątkowości na publiczny widok, ale kiedy dotarło do niej, że nie istnieje taka możliwość, przybrała diametralnie inne podejście i zmieniła się w osobę, którą tego dnia zaszczycała rozmową panna Cheshire. Pchała się w centrum uwagi. Perfidnie wykorzystywała blask przez siebie roztaczany. Bezczelnie wykorzystywała każdego, kto uważał się za lepszego od innych, bo rzekomo zdolnego do oparcia się jej urokowi. Robiła to wszystko z tak ogromnym przekonaniem słuszności, iż wreszcie w pewnym stopniu zatraciła samą siebie. Kiedy życie jest zbyt łatwe, człowiek ulega swoistemu rozkładowi, przed którym niebywale ciężko jest się uratować. Dla Pszczoły niespodziewanym ratunkiem miały być dwa ważne wydarzenia z jej życia - po pierwsze przyznanie się przed samą sobą do tego, że naprawdę wpadła w pułapkę najsilniejszego na świecie uczucia, mimo że obiecała sobie nigdy tego nie zrobić, zaś po drugie, zrozumienie nadzwyczajnie istotnych wniosków sformułowanych przez jej obecną rozmówczynię. Niestety, ani jedno, ani drugie nie miało jeszcze miejsca, aczkolwiek istniały spore szanse, że któreś z nich prędko nadejdzie. I chyba bardzo łatwo stwierdzić, o które w obecnej chwili chodzi. Ciężko powiedzieć, czy Cufferborough w ogóle chciała na Ally przeprowadzać jakiekolwiek badania. Oczywiście ciemnowłosa nie była żadną banalną osóbką, a wszelkie wyniki mogłyby być naprawdę ciekawe, ale obecna sytuacja blondynki niespecjalnie przekonywała ją do rozkładania ludzi na części pierwsze. Nie mowa tu wcale o sytuacji jako przestrzeni czasowej nie większej od jednego tygodnia, a raczej o tej szerszej, bardziej ogólnej. Mówić, że Avalon była rozchwiana emocjonalnie można było rzeczywiście od niedawna, ale o tym, że miała coraz poważniejsze problemy, już od dłuższego czasu. O ile narkomania przybrała swoją prawdziwą, straszną postać w efekcie - powiedzmy sobie szczerze - nieprzyjemnego przypadku jakiś tydzień temu, o tyle zawalanie szkoły, na przykład, ściągnęła na siebie całkowicie samodzielnie już dawno temu. Można się, rzecz jasna, doszukiwać jakichś specjalnych powodów, aczkolwiek hołdując zasadzie ludzkiej wolności w wyborach, należy bez wątpienia stwierdzić, że w swojej drodze do autodestrukcji to właśnie Ava siedziała cały czas za sterami. Zorientowawszy się wreszcie - chwała wszelkim opatrznościom - w wielu zbliżających się niebezpieczeństwach, podupadła nieco na psychice, a spory zawód miłosny pięciokrotnie powiększał efekty rzeczonego zjawiska. Oczywiście, wychodząc do ludzi, zupełnie nie pokazywała po sobie, jaki jest jej obecny stan. Parę zaklęć potrafi dla czarodziejki zdziałać prawdziwe cuda, a nasza dwudziestoletnia Szkotka była tego idealnym przykładem. Skrępowała się jednak nieco, kiedy Pixie ni z tego ni z owego wlepiła w nią o wiele żywszy niż dotychczas wzrok, tak niespodziewany, że najpewniejsza siebie dziewczyna na świecie poczuła prawdziwy brak tejże pewności. Nie miała zielonego pojęcia o co chodzi, ale domyślała się, że mogła powiedzieć coś, na co jej towarzyszka od dłuższej chwili czekała. Albo po prostu przyszło jej coś do głowy, bo tak też bywało, ale nie trzeba było praktycznie wcale czekać na rozwiązanie zagadki, bowiem Pix niemal od razu je wyjawiła. - Tym lepiej - tak Bee skomentowała wzmiankę o niedoborze pieniędzy - Inaczej doprowadziłabyś się do naprawdę... - urwała na moment, zakrywając chwilowo dłonią usta i zamykając oczy, jak gdyby chciała powstrzymać organizm przed wypuszczaniem czegoś, czego świat ujrzeć czy doznać nigdy nie powinien - nieprzyjemnego stanu - dokończyła. Liczenie na palcach skomentowała dziwnie ciepłym, a może raczej dziwnie szczerym uśmiechem, bowiem taki widok tylko potwierdzał tezę wypowiedzianą przed paroma sekundami. Ciemnowłosa w żadnym wypadku nie mogła dostać więcej alkoholu, jednak jasnowłosa zaczęła nabierać na niego ochoty. Prędko, Avalon. Zamorduj te myśli. Ciągle potrzebujesz pracy. Grzecznie wysłuchała odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie, o wiele zbyt często uciekając od rozmówczyni wzrokiem. Nie czuła się z tym komfortowo, ale podświadomość wcale nie kazała jej wstać i odejść, ba, wręcz przeciwnie, krzyczała ona, aby nawet nie myśleć o jak najprędszym ulotnieniu się. A to przecież Pszczoła była tutaj półwilą. To ona mogła dyktować warunki, wprawiać w zakłopotanie, mamić, rządzić, robić co jej się żywnie podobało. Szkoda, że ta rola nagle przestała odgrywać jakiekolwiek znaczenie. Uśmiechnęła się znowu, mimowolnie, słysząc nietuzinkowe porównanie uroku do mgiełki, a potem skrzywiła się - chyba po raz kolejny zbyt widocznie - kiedy mowa była o oprylaku. Mogła sobie wmawiać setki kłamstw, ale nigdy nie zdołałaby wmówić sobie, że nie potrzebuje kolejnego skręta. A w tej właśnie sekundzie obudziła się w niej nieodparta chęć znalezienia rzeczonego skręta i zapalenia go. Ciało zaczęło się o to ubiegać poprzez drgające dłonie. Szkotka ściągnęła nieco brwi, zaś niebezpiecznie ruchliwe ręce schowała pod stolikiem. Oto właśnie uciekała jej trzecia najbardziej przez nią kochana rzecz - kontrola. Nawiązała z Pixie bezpośredni kontakt wzrokowy, kiedy ta zaczęła wygłaszać dosyć niebezpieczną, czy to dla siebie samej, czy dla padającej jej ofiarą dziewczyny, tezę. W normalnych okolicznościach Cufferborough nie poświęciłaby na przemyślenie jej nawet ułamka sekundy, ale teraz, w panicznej desperacji próbując uspokoić własne dłonie, w zupełnej bezradności ulegając pod jestestwem Cheshire, w stanie już dosyć dalekim od pełnej trzeźwości, nie potrafiła zignorować wniosków przez ciemnowłosą wyciągniętych. Zorientowała się nawet, że wszystkie te domysły były w pełni prawdziwe, a odniosła to do sytuacji, którą bardzo łatwo zgadnąć - rzecz jasna chodzi o pierwszy i ostatni dzień wspólnych wagarów z najmłodszą Blythe. Odetchnęła ciężko, stwierdzając, że rzeczywiście straciła wtedy kontrolę. Kontrolę nad tym, jak rozwija ich znajomość, jak przetwarza własne myśli, jak planuje kolejne minuty, godziny, dni. Za żadne skarby nie potrafiła odzyskać wtedy panowania, a kiedy raz spadnie się z piedestału, rzadko kiedy można na niego wrócić. - Pewnie... pewnie tak. To znaczy... na pewno tak. Da się. Kiedyś... Kiedyś tylko tak tego używałam - mruknęła niechętnie, zbierając w sobie siły na pokazanie przez chociażby kilka sekund dawnej wersji Avalon Cufferborough. Nie była pewna czy jej się to udało, ale można bez wątpienia stwierdzić, że mimo swojego wątpliwego stanu wcale nie zapomniała starych przyzwyczajeń. Jej włosy nabrały nieco żywszej, mniej inwazyjnej barwy, połączonej z pewnym delikatnym blaskiem, oczy spowił delikatny błękit, usta zaczerwieniły się nieznacznie, policzki nabrały różu tak mało, że tylko po wnikliwej obserwacji dałoby się stwierdzić jego pojawienie się. Utrzymanie takiego stanu rzeczy było jednak wyczerpujące dla takiej półwili, która w nawyku miała już mocno wpisane używanie swoich zdolności w prawie całej okazałości. Wróciła do swojej nietypowej normalności po kilku chwilach, dojrzawszy nieco wcześniej, że zaczęła na siebie ściągać spojrzenia. Kierunkowany urok był o niebo wygodniejszy. - Powinnam wrócić do pracy - rzuciła bez jakiegokolwiek entuzjazmu, nadal chowając rozdygotane dłonie pod zbawczym blatem stolika. Spoglądała gdzieś w bok, zawstydzona tak łatwym rozpracowaniem swojej psychiki przez kogoś, kogo poznała praktycznie przed paroma minutami. Potrzebowała oprylaka i zajęcia, na którym mogłaby się wystarczająco skupić. W sensie psychicznym czuła się zupełnie naga.
Pixie starała się unikać rozkładu, pojawiającego się, kiedy życie szło zbyt gładko. Być może miała ułatwione zadanie – rzadko zdarzały się momenty kompletnej beztroski, bo choć żyła z dnia na dzień, nie uczestniczyła w bajce. Kontrowersyjny charakter i szczere komentarze nie zawsze przyciągały do niej ludzi – ba, w większości przypadków działały odstraszająco. Lubiła prawdę, a ludzie lubili prawdy unikać, tworząc przy tym naturalne zgrzyty i nieporozumienia. Cheshire sporo czasu głowiła się nad tym, dlaczego część społeczeństwa reaguje w tak dziwny sposób na zwykłe fakty, które im przedstawiała. Kiedy zaś rozwikłała zagadkę i dotarła do prostej odpowiedzi – niespecjalnie chciało jej się zmieniać swoje zachowanie. W ten sposób zdecydowanie łatwiej było dobrać sobie znajomych. Wracając jednak do sedna – nie miała łatwo, ale nie zrażała się. Przyzwyczajenie do nietypowego trybu życia robiło swoje. Bardzo szybko zyskała zdolność do adaptacji, co teraz stanowiło jedną z zestawu tych lepszych cech. Jeśli zaś chodziło o upadek psychiczny Avalon, Pixie pewnie nie miałaby nic przeciwko, aby pomóc jej się podnieść. To, co mogłaby sobie w tym czasie wyobrażać, pozostawmy na inny moment, być może bardziej zbliżony do rzeczywistości niż zwyczajowe domniemania. Uniosła wzrok ze swoich palców do tęczówek Avalon, manipulując brwiami w wyrazie zdziwienia. Wskazującym palcem odginała właśnie mały lewej ręki, przerywając swoje skomplikowane obliczenia, które pewnie pochłonęłyby ją całkowicie, gdyby nie komentarz blondynki. - Coś ty, dopiero się rozkręcam – rzuciła wesoło, myślami uciekając do swojego bagażu i oprylaka, kryjącego się tam niepozornie. – W sumie powinnam jakoś przeżyć noc na tych kilku kieliszkach, ale mimo wszystko – zaczęła, urywając w trakcie, przy okazji zapominając, że mogłaby dokończyć zdanie. Zajęła się kolejną kwestią i choć starała się ukryć, że nie zauważyła trzęsących się rąk Cufferborough, szło jej to dosyć opornie. Głównie przez ciekawość, która za punkt honoru postawiła sobie dowiedzenie się, skąd nagle takie zachowanie. Pixie czekała (prawie) cierpliwie z komentarzem, bardziej priorytetowo traktując rozmowę o Avalon, a raczej jej sposobach na używanie czaru wili. Nie mogła i nie próbowała powstrzymać uśmiechu, szczerego i bardzo zadowolonego, gdy Szkotka okiełznała nieco swój dar, dając mu bardziej ludzki, a przynajmniej mniej szalony, wydźwięk. Skupiała na sobie uwagę – nie mniej niż przy wcześniejszej próbce umiejętności, ale nie otumaniała i pozostawiała część zmysłów na swoich miejscach. Cheshire wciąż miała ochotę patrzeć tylko na nią, poznać fakturę jasnych włosów, migoczących w przytłumionym świetle, naznaczyć na jej ciele krótką (a nawet i długą!) ścieżkę, przeciągając nosem po ślicznej szyi, poznając jednocześnie kojący zapach i fakturę skóry. Mogła to jednak powstrzymać, nawet z alkoholem, rozpływającym się w niej. Co więcej, było to uczucie tak przyjemne, że wystarczyłoby, aby poprawić humor. Z małą cząstką żalu, płynącego z faktu wstrzemięźliwości, która nie była Pixie zbyt bliska. - Owww – westchnęła lekko, przykładając szczupłe dłonie do policzków. Tatuaże na palcach zniknęły moment później pod blatem stołu, kiedy Cheshire skontrolowała natężenie własnych rumieńców, bo zrobiło jej się dziwnie cieplutko. Nie było tragedii. To znaczy, jej twarz raczej nie jaśniała żywą czerwienią. Jeśli autorka miałaby coś sugerować – musiała wyglądać uroczo. – Widzisz, potrafisz. To było ekstra. Wila działa na wilę? Musiałabyś to poczuć, żeby ogarnąć różnicę. Właśnie, widzisz różnicę? Może inaczej… Czujesz różnicę? Nie mogę sobie wyobrazić, czy dla ciebie to tak samo przyjemne albo nieprzyjemne, kiedy przekroczysz granicę – mówiła, przyglądając się nowej znajomej cały czas. - Matko, mogłabym o tym gadać wieki. Rozmawiałaś z kimś kiedyś o działaniu tego genu? Znaczy, wiem że wiesz, jak on działa. Tylko jak dana osoba go odbiera i co czuje, takie porównanie do tego, co sama czujesz. Spojrzenie Avalon, skierowane gdzieś w bok, wcale jej nie satysfakcjonowało. Obserwowała ją chwilę w ciszy, udając że rozumie zdanie „powinnam wrócić do pracy”, wiedząc, że Cufferborough zdaje sobie sprawę z tego, że jest obserwowana w ten szczery i bezpośredni sposób, który zazwyczaj nie przekonywał do spojrzenia. Uniosła więc prawą dłoń na wysokość swoich oczu i pstryknęła palcami niczym zawodowy hipnotyzer wyciągający ofiarę z odmętów snu, prawdopodobnie ściągając tym samym wzrok Avy na siebie. - Powinnaś. Chętnie poobserwuję, jak nosisz tacę z tak roztrzęsionymi dłońmi – wypaliła, wcale nie złośliwie. – Barman jest gejem? W sumie, urok wili działa na gejów? Przecież możesz załatwić sobie wcześniejsze wyjście. Na moje źle się czujesz i nic dziś nie zdziałasz. Pomóc ci? Mogę cię odprowadzić albo zabrać na świeże powietrze. Mogę mu to powiedzieć, ale pewnie sama lepiej załatwiłabyś sprawę – uznała, kiwając się na krześle w przód i w tył, bo skoro już siedziała po turecku (chyba, hehs), to tak było jej całkiem wygodnie. – A tak serio, co ci jest? Wygląda jak syndrom odstawienia, wiesz? – zapytała cichutko, opierając się łokciami o stół i bacznie przyglądając Szkotce.
Cóż, dla Avalon rozkład następujący w okolicznościach zbyt łatwego życia zdawał się wcale nie istnieć. Lubiła mieć prostą, nieskomplikowaną drogę przez egzystencję i możliwość pokonywania przeszkód za pomocą jednego, nieco poprawionego wilowatością spojrzenia, zwłaszcza że pomogło jej ono w ustanowieniu sobie wygodnego porządku po tym, jak bez zapowiedzi zniknęła z Penny's Haven. Kto wie, może więcej miała sobie z wili niż z normalnego człowieka, skoro nie dopadła jej jeszcze potrzeba znalezienia gdzieś jakiegoś potężnego wyzwania, które wymagałoby od niej ogromnego wkładu, ogromnych chęci i ogromnego przy tym wszystkim wysiłku. A może po prostu taką już była osobą, kompletnie pozbawioną ambicji oraz - co za tym niechybnie idzie - wypraną z poczucia beznadziejności? Jedno można stwierdzić z niezachwianą pewnością, mianowicie to, że możliwość zauroczenia praktycznie każdej osoby, jaką się napotyka, wcale Pszczole nie przeszkadzała. Nawet skutek uboczny takowych genów, zawierający się w niekontrolowanej chęci mordu pobudzanej przez co większe momenty zdenerwowania nie jawił się jako wielka przeszkoda, choć jedynie tak długo, jak blondynka potrafiła trzymać się w podobnych okolicznościach z dala od ludzi. Przecież w innym wypadku nieprędko mogłaby na nowo cieszyć się przyciąganiem do siebie wszystkich wokoło, nawet jeśli mówiła rzeczy mocno im nieprzychylne. A już na pewno nie byłaby w stanie wyciągać z ust świeżo poznanych dziewczyn tak błogich westchnień zachwytu i mimowolnego różu na policzkach. Trzeba przyznać, że taki widok trochę złapał Cufferborough za jej chłodne owego dnia serce, choć nie chciała tego zbyt mocno pokazywać. Ciągle pamiętała, że została zdegradowana do roli Podążającej, zamiast pozostać - wedle utartego już schematu - Prowadzącą. Nie można powiedzieć, żeby taka sytuacja była jej na rękę, dlatego za wszelką cenę chciała odzyskać należny jej genetycznie tytuł, z czym dosyć mocno wiązało się osiągnięcie nad Pixie dominacji. Niektóre jej zachowania wywoływały u dwudziestolatki te dobrze już znane, standardowe reakcje, jakich od czasu wpadki z Utopią starała się w sobie potężnie tępić. Zamierzała być silna, toteż ich wznowiona obecność mocno dziewczę poirytowała, ale przecież nie mogła powiedzieć ciemnowłosej czegoś na podobieństwo "Przestań być urocza!" bo wyszłaby na co najmniej dziwną. - Pewnie że czuję, w końcu to ode mnie zależy czy zrobię z ciebie błagającą o jedno spojrzenie marionetkę, czy po prostu rozpływającą się z zachwytu adoratorkę - odparła, nieco zmęczona kaskadą pytań, głównie dlatego że ostatnie z nich bardzo wyraźnie przypomniało wagary z najmłodszą Blythe, a tego akurat Avalon dosyć mocno nie chciała. Westchnęła ciężko, zwieszając na moment głowę. Tak bardzo chciała, żeby jakiś klient upomniał się o kelnera, ale doskonale wiedziała, że w obecnym społeczeństwie króluje rzucanie wrogiego spojrzenia i liczenie, że delikwent je zauważy, a potem prędko naprawi swój błąd, którego wpierw musi się oczywiście domyślić - Czuje dziwność jak we śnie - zacytowała - I to jedyny opis, o jaki kiedykolwiek prosiłam. Właściwie nie potrzeba mi wiedzieć nic więcej - skwitowała, nie do końca pewna, dlaczego właściwie dzieli się tym wszystkim akurat z Cheshire, ale skoro ona i tak wiedziała już o wiele więcej niż powinna, to czemu nie brnąć dalej? Póki jest wścibska, czasem nawet nieco męcząca, Bee czuła się stosunkowo bezpieczna. Instynktowna potrzeba zaczarowania kolejnej przyjemnej dla oka buźki cichła coraz bardziej, toteż nie trzeba było bać się wypuszczenia z ust krótkiego "Chodźmy stąd. Prędko. Do mnie." i konsekwencji z tym związanych. Posłała piorunujące spojrzenie w stronę Irlandki, kiedy ta poczyniła dosyć bezpośredni komentarz wynikający ze swoich wścibskich obserwacji. Oburzenie przesłoniło poczucie bezpieczeństwa, nieco zmęczone i zawstydzone oczy nagle nabrały wybitnej werwy. Do uwolnienia harpii nadal daleko, ale przecież nikt nie powiedział, że nieobecność potwora utrzyma się na zawsze. - Nie twój interes, okej? - warknęła, ściskając dłonie nawzajem, w zamiarze siłowego ich uspokojenia. Doskonale znała ten sposób, doskonale wiedziała że nie zadziała, ale doskonale znała też samą siebie, w całej szczerości wierząc w wywołanie podobnym sposobem cudownego uspokojenia. Nagle zapragnęła uciszyć siedzącą naprzeciw dziewczynę, ale najprostszym sposobem było przecież zmiana w błagającą marionetkę, a tego nikt tu obecny nie chciał. Czy nie mogła sama z siebie przestać?
Pixie na to wszystko mogłaby tylko wzruszyć ramionami, z typowo niewinnym wyrazem twarzy i beztroskością, na jaką sobie tego wieczoru (i nie tylko) pozwalała. Ciekawości nie zamierzała powstrzymywać, bo po alkoholu graniczyło to z cudem. Nie lubiła się też ograniczać, kiedy nie czuła, że musi. Prowokacja również nie była jej obca. Tak samo nie lubiła rutyny i wpadania w schematy, więc na temat utartych schematów Avalon, gdyby tylko cokolwiek o nich wiedziała, miałaby coś do powiedzenia. Wszystko byłoby Szkotce na rękę, jeśli odpowiednio to zaaranżować i chcieć spojrzeć z innej, wręcz zupełnie odwrotnej, strony. Nawet jeśli w pewnym momencie stwierdzłaby, że absolutnie tak nie jest, mogłaby spokojnie zmienić obrót spraw na taki, który byłby dla niej najwygodniejszy. Zaś to, jak reagowała na Cheshire, a przed czym tak skutecznie się broniła, stanowiłoby dla Pixie ogromny komplement. Nieświadomy i obecny poza zasięgiem jej umysłu. A szkoda, bo byłaby to idealna recepta na poprawę humoru. Prychnęła cicho przy wzmiance o marionetce i adoratorce, cudem powstrzyjmując się przed wypaleniem czegoś w stylu 'już wiem, czemu mówią, że nie jesteście ludźmi'. Owym wspomnianym wcześniej cudem była silniejsza halucynacja, gdzieś za plecami Avalon, która odciągnęła uwagę Pixie od bezwględności blondynki, tym samym dając jej mówić dalej. Kontynuacja nie była zadowalająca, ale Irlandka tylko wzruszyła ramionami, na dziś postanawiając skończyć temat, skoro towarzyszka wydawała się być wyraźnie rozdrażniona. Nie zamierzała zostawiać tego całkowicie, jedynie przełożyć w czasie na lepszy moment, bardziej przystępny i odpowiedni. Brakowało jej tylko kieliszka, co zauważyła, gdy sięgnęła po pusty i uniosła go do góry, w porę reflektując, że nic z niego nie wypije. Skrzywiła się nieznacznie i odstawiła go delikatnie na blat, z finezją zabierając palce, i ocierając je krótko o siebie. Zareagowała bardzo spokojnie na reakcję Avalon, nie dając się zbić z tropu pierwszą lepszą odzywką, która przy okazji była oznakiem słabości. Problem leżał tylko tam, gdzie Pixie zaczynała być lekko wstawiona i nie odróżniała już tak dobrze oznak słabości od czegokolwiek innego. Zwyczajnie olała reakcję, wciąż przyglądając się blondynce z lekkim niepokojem, nawet przez znajomy ruch świata, pojawiający się tylko po wypiciu paru procentów, widząc jej drżące ręce i nieudolne próby opanowania ich. - Okej - powiedziała krótko, dziwnie potulnie, ale nie nienaturalnie. Dziwnym trafem w jej ustach nic nie brzmiało nienaturalnie. Ona po prostu nie udawała, żyjąc ze swoją szczerością w dobrych stosunkach przez całe życie. Krótkie słowo potwierdzenia, jednocześnie odpowiedź na wcześniejsze warknięcie wili, było oznaką, że Pixie będzie działać. Wstała lekko, opierając się o blat i rozprostowała nogi, krzywiąc się trochę, dopóki nie pozbyła się uczucia odrętwienia. Przeciągnęła się powoli i rzuciła kolejne spojrzenie blondynce, widząc, że dalej nie uporała się ze swoim problemem. - Poczekaj moment, tylko nie wstawaj - poprosiła wystarczająco głośno, aby usłyszał ją barman i wystarczająco życzliwie, żeby wszyscy obecni ogarnęli, że coś jest nie tak. Smagnęła dziewczynę dłonią po ramieniu, ograniczając mimo tego konktakt do minimum, nie chcąc wybuchu złości, po czym odeszła od niej, kierując się w stronę baru. - Powinna napić się wody. Ile dziś pracuje? Na moje jest przemęczona, nie sądzę, że da radę cokolwiek dziś zdziałać, musi odpocząć - powiedziała barmanowi, dbając o to, aby klienci nie słyszeli. Mogli nadsłuchiwać, ale nie musieli słyszeć. - Mogę tylko proponować wypuszczenie jej do domu, ale zrobicie, co uważacie za słuszne - mruknęła, odbierając wodę i niosąc ją do Cufferborough, szczęśliwie utrzymując płyn w szklance. Postawiła ją przed dziewczyną i bez słów dała znak żeby jeszcze nie piła. Zmierzyła też wzrokiem wszelkich możliwych gapiów, dzięki czemu odwrócili się i zerkali tylko przez ramiona, nie obserwując ich perfidnie. Sięgnęła do walizki, szukając chwilowego antidotum, które ostatnio udało jej się uwarzyć zupełnie przypadkiem. Do mikstury wpadło pióro hipogryfa. Gdyby Cheshire myślała nieco trzeźwiej, pewnie zostawiłaby eliksir w walizce, wiedząc, że będzie go potrzebować. Przy okazji pomyślałaby sobie, że pióro hipogryfa nie jest zbyt tanie. I że Avalon wcale nie musiała odstawiać tego, co ona. Że mogła być chora. W zasadzie mogło to być wszystko, ale Pix uparła się, że oprylak to przyczyna. Bo ten stan znała. Mała buteleczka na rzemyku, niepozorna, bo wyglądająca jak zwykły naszyjnik w kształcie kuli, wylądowała na szyi Irlandki, nie budząc niczyich podejrzeń. Prawie, bo Avalon mogła być bardziej podejrzliwa. Podeszła do niej, kładąc jej dłoń na czole, na krótki moment. Zawartość fiolki z naszyjnika szybko przelała się do szklanki, bezbarwny eliksir mieszał się właśnie z wodą. - Musisz się napić wody, Avalon - stwierdziła pewnie, siadając znów naprzeciw niej i dodając ciszej - Działa tylko chwilę, ale powinno pomóc - wyjaśniła, unosząc lekko naszyjnik. Nie, no proszę, co w tym dziwnego, że ledwo poznana dziewczyna wlewa ci do wody bezbarwną i bezwonną miksturę? Grunt, że przy świadkach. Nie ma się czym martwić. Bez ryzyka nie ma zabawy.
Avalon nieco zdziwiła się tak posłusznym tonem odpowiedzi, jaką otrzymała. Jak to możliwe, że dotychczas tak gadatliwa i działająca na przekór wszystkiemu osoba ot tak sobie przytaknęła na cokolwiek, co zostało jej powiedziane? Blondynka nie poddawała jej przecież działaniu jednego z najsilniejszych czarów na świecie, więc dlaczego bez jakiegokolwiek zająknięcia powtórzyła to krótkie "okej"? Cufferborough ściągnęła brwi w ogromie swojej podejrzliwości, nieufnie obserwując manewry Pixie oscylujące wokół wstawania z krzesła, jak gdyby rzeczywiście zamierzała wreszcie ulotnić się z Sześćdziesiątki. Ale czy kogokolwiek zdziwił fakt uczynienia przez nią czegoś zgoła innego? Na pewno nie zdziwił on Pszczoły, momentalnie otwierającej usta w geście niemego sprzeciwu wobec zakazu wstawania i robienia wielkiej sprawy z nieco drżących rąk. Kiedy Cheshire podreptała chwiejnie do barmana, Ava z pewnym wstydem rozejrzała się dookoła, chwilę potem chowając twarz w dłoniach oraz wzdychając ciężko, zauważywszy w swoim małym rekonesansie liczne twarze zwrócone w jej stronę, wcale niezainteresowane wilowatością, a raczej cyrkami jej towarzyszki. Kilka chwil potem błękitne tęczówki zwrócone już były w stronę tejże panny, świdrując ją znacznym poirytowaniem, zauważalnym nawet w najbliższym kompletnej nieprzytomności stanie nietrzeźwości. Analizowanie tego, co mogła mówić do Jamesa przychodziło z pewną trudnością, ale ostatecznie jego litościwe spojrzenie w stronę widocznie niepracującej kelnerki było dosyć jednoznaczne. Równie chwiejny powrót Pixie został nagrodzony bardziej morderczym niż dotychczas spojrzeniem, połączonym z pewnym wyrzutem. Dłonie spoczywały już na blacie stolika, zamiast chować się ciągle pod nim. Oburzenie zaś zwiększało się z każdym kolejnym manewrem, osiągając absolutne apogeum w momencie wlewania do wody jakiejś zupełnie nieznanej dziewczęciu substancji. Gdyby była w lepszym humorze, z pewnością wybuchłaby gromkim śmiechem. Ale rzeczywiście, co jest dziwnego w takiej sytuacji? - Wybij sobie z głowy swoje malutkie, dziwaczne przekonanie, że wypiję to, co mi tam dolałaś, nie ma mowy - stwierdziła, nie ściszając nawet specjalnie głosu, ale zauważając, że nie wywołał on jakiegoś większego zamieszania. Ci, których dwie dziewczyny nie ciekawiły, nie zmienili swojego podejścia, zaś ci, którzy już od dłuższego czasu obserwowali ich perypetie, po prostu zaciekawili się niewiele bardziej - No ale, trochę... trochę masz rację. Nic nie ponoszę w takim stanie. Idź zapłacić, ja skoczę się ugadać u szefostwa i będziesz mnie mogła odprowadzić. Nawet gdybym nie pozwoliła, to i tak byś nie ustąpiła, prawda? - skwitowała, nie oczekując jakiejkolwiek reakcji na to, co powiedziała. Potem dosyć prędko zniknęła na zapleczu, następnie migiem przemykając przez główną salę pubu i chwilę później znikając z Cheshire na ulicach Londynu. Nietknięta szklanka wody, wymieszana ze specyfikiem redukującym efekty odstawienia oprylaka, została na stoliku tak długo, aż wreszcie któraś z pozostałych kelnerek postanowiła go zgarnąć i - zgodnie z zasadami bezpieczeństwa - wylać zawartość do zlewu.
Ciężko było wytłumaczyć pojawienie się Nejta w tym pubie, skoro sam nie do końca był świadom, jak się tam dostał. Na dobrą sprawę, nie był świadom wielu rzeczy, na przykład ile wypił? Zawsze uważał, że ma mocną głowę i w jakiejś części miał racje, bo mimo alkoholu, który w siebie wlał, nadal mógł ustać na nogach i nawet rozmawiał, bez zbędnego mamrotania i życiowych rozkmin. Po prostu był nieco bardziej szczęśliwy i skłonny do robienia najgłupszych rzeczy na świecie. Ale tutaj nic nie mogło pójść źle! Siedział sobie sam, mógł w końcu odetchnąć i poukładać w wszystko w swojej głowie. Rozmowa i pogodzenie się z Edwardem? Załatwione. Dowiedzenie się kim jest S.V? Załatwione. Rozmowa z Vittorią, w celu wyjaśnienia wszystkich niedomówień? Z tym było nieco gorzej, ale kto by się przejmował? Miał mnóstwo czasu i mógł to załatwić w każdej możliwej chwili, więc nawet nad tym nie myślał, duh. Siedząc przy barze, czuł się naprawdę wolny. Bez wszystkich dram, kłótni, czy zdrad wokół siebie. Nareszcie. Jego dobremu humorowi pomagała cisza panująca w pubie. Kręciło się tam zaledwie kilka osób, które najwyraźniej zajęte tym samym co Nate, czyli życiem na dobrą sprawę, zupełnie nie zwracały uwagi na otaczający ich świat. Woodsowi nieco zakręciło się w głowie, przez to rozglądanie się po pomieszczeniu, więc skupił wzrok na swoich dłoniach, byleby zatrzymać spojrzenie na dłużej. Przymknął oczy i potrzepał głową, jakby próbował przekonać samego siebie, że wcale nie jest zmęczony, czy pijany. A prawda była taka, że był. A w dodatku nie kojarzył gdzie dokładnie się znajdował i jak tu dotarł, co na pewno nieco utrudniało całą sprawę. Cóż, najwyżej prześpi się gdzieś przed wejściem, albo ktoś go do siebie przygarnie. Co, jak co, ale gdybym zobaczyła takiego zagubionego Nejta, gdzieś w środku nocy, na jakiejś ulicy, to na pewno bym go przygarnęła, serio. Więc nie musiał się martwić, spaniem na zewnątrz. A nawet jeśli, to zaczynało być coraz cieplej, więc nie było mowy żeby zamarznął. Czy to nie brzmi dobrze?
To gdzie ona spędziła ostatnie kilka godzin? Na pewno w jakimś barze. Ostatnio znów popadła w pijackie imprezy, które różnie się dla niej kończyły. Chyba... Chyba była w Hogsmeade. Przywaliła jakiemuś frajerowi, który postanowił wykorzystać to, że ma na sobie całkiem ładną sukienkę. Ten... Ten podniósł wielką aferę, bo chyba był kimś ważnym. A no tak. Wyrzucono ją z baru z racji tego iż nie raz odstawiała pijackie awantury, o których nie zawsze pamiętała. Choć jej głowa zazwyczaj nie wypierała wspomnień, to jednak były takie dni gdy zalała się tak bardzo, że w pewnym momencie gasł jej film. Najwidoczniej po tym upokorzeniu planowała udać się do domu, ale teleportowanie się gdy jest się tak pijanym? To zdecydowanie nie jest dobry pomysł. Z tego wszystkiego trafiła na drugi koniec Londynu. I jedynym mądrym pomysłem, jaki mogła mieć w tym stanie było przejść się do domu. Jednak czemu by nie zahaczyć po drodze o jeszcze jeden bar? Weszła do niego bardzo niepozornie. W gruncie rzeczy po Vittori nigdy nie było widać jak bardzo nie kontaktuje ze światem rzeczywistym. Dlatego gdy podeszła do barmana ten bez problemu zrobił jej jakiegoś drinka (nawet nie wiedziała, co kupiła). Rozejrzała się z zaciekawieniem po ludziach, którzy się znajdowali na miejscu. Nie trudno było zauważyć charakterystyczną dla niej czuprynę. Gdzieś tam między jednym alkoholowym pomysłem, a drugim świtało jej, że nie powinna do niego podchodzić. Jednak było to tak słabe światło, że jedyne na czym się skończyło to postawienie na stole chłopaka swojego drinka, posadzenie mu na kolanach swojej jakże seksownej osoby, a gdy tylko podniósł głowę - wpicie się w jego usta na powitanie. Chyba alkohol sprawiał, że pozwalała sobie na każdy, nawet najmniejszy kaprys. O ile w jej krwi był tylko alkohol zważając na to, co kupiła ostatnio na festynie. - Cześć - Przywitała się tak, jakby to co teraz zrobiła było całkowicie normalne. Boże, Vittoria. Właśnie dlatego nazywają Cię w Hogwarcie dziwką. Zdecydowanie powinnaś przestać pić. Tak to się potem kończy! Prawda jest taka, że po alkoholu realizowała wszystko, czego na trzeźwo by nie zrobiła. Swoje pragnienia. Zarówno te długotrwałe, jak i te wywołane chwilą.
Zupełnie nie reagował na to co działo się wokół. Wszystko wydawało mu się być odległe i w tym momencie zdał sobie sprawę, że wcale nie jest z nim dobrze. Dlatego nie dziwne, że zaskoczony podniósł głowę, kiedy ktoś usiadł mu na kolanach, prawda? Oczywiście nie miał wiele czasu, żeby jakkolwiek zareagować i zanim dotarło do niego, kim była ta osoba, poczuł jej usta na swoich, co automatycznie spowodowało, że wplótł palce w jej włosy, przyciągając do siebie. Prawda była taka, że Nejt nie potrafił racjonalnie myśleć na trzeźwo, a co dopiero w takim stanie. Więc fakt, że niedawni pogodził się z Edwardem, jakby został wymazany z jego pamięci. Tak samo jak ten, że z Titi rozstał się w dość nieprzyjemnych okolicznościach i nadal mógł być wielce oburzony. Choć jak widać, teraz zupełnie się tym nie przejmował. Był pijany i zawsze uznawał to za dobra wymówkę wszystkich głupich wyczynów. Co prawda, rzadko kiedy ktoś go w tym popierał, ale to Woods, który nigdy nie potrafił wziąć winy na siebie i musiał zwalić na cokolwiek. Jak mówiłam, zupełnie się nie przejmował. Przecież zawsze chodziło o dobra zabawę, to dlaczego miałaby się teraz zamartwiać faktem, że owy pocałunek może nieco namieszać? Po chwili oderwał się od dziewczyny i oblizał usta, cały czas się na nią patrząc. Przechylił nieco głowę i uśmiechnął się do niej, jak to miał w zwyczaju robić, przed tą ich kłótnią. Jedną ręką obejmował ją w tali, tak aby nie zsunęła mu się z kolan, co w tym momencie było dość prawdopodobne, biorąc pod uwagę ich stan. Za to drugą położył na blacie i stukał o niego placami. -Hej- rzucił krótko nadal nie odrywając od niej wzroku. Jeszcze nie było za późno, mógł uciekać, czy coś! Ale oczywiście nie zrobił tego, na dobrą sprawę nie chciał. Być może cała kłótnia, która nie skończyła się pogodzeniem, była dla Natha co najmniej oburzająca, bo halo, żadna dziewczyna go jeszcze nigdy nie zdradziła. Więc Vittorii należały się brawa, serio. Ale cóż, pod wpływem alkoholu Nejt mógłby nawet porozmawiać ze swoim największym wrogiem. Dlatego spotkanie z Titi teraz nie wydawało mu się dziwne i jakby zapominając o tym co stało się całkiem niedawno, nie miał zamiaru udawać wielce obrażonego... bo zupełnie nie czuł takiej potrzeby, co w jego przypadku było całkiem dziwne- Szybko zmieniłaś zdanie, słońce- oznajmił nadal z tym głupim uśmieszkiem na twarzy. Po przecież doskonale pamiętał co mu kiedyś powiedziała... znaczy nie do końca to kojarzył, ale przekaz był prosty żadnego zbliżania się do siebie. Znaczy ona ujęła to innymi słowami, a Nejt innymi i wyszło jak zawsze.
Nie wiem czemu chciała go pocałować. Tak po prostu było. Może to dlatego, że wiedziała iż Nate był pierwszą osobą, na której jej zaczęło kiedyś zależeć? Pewnie ich życie potoczyło by się zdecydowanie inaczej gdyby nie fakt, że pojawił się Edward. Gryfon by od początku zdecydowany – chciał ją mieć na własność i do tego dążył. Poniekąd mu się to udało. Natomiast ze ślizgonem tu pogadali, tu się pośmiali, tu go zwyzywała. Jednak nigdy nie dawali sobie jakoś szczególnie jasnych sygnałów. Boże, jakie to było głupie i skomplikowane! Było, minęło. Obecnie mieli się unikać. Jak widać nie wychodziło to. Ani trochę nie wychodziło. Nie spodziewała się, że odwzajemni pocałunek, ale i się nad tym nie zastanawiała. Korzystała z okazji kosztując jego ust i napawając się ciepłem Nate. Objęła go rękami za szyję. Też była zapobiegawcza, co by przypadkiem nie zlecieć na ziemię. Od chłopaka było czuć alkoholem... Sporą ilością alkoholu. Ciekawe, czy ona też tak pachnie. W takim wypadku wychodzi na to, że oboje mają świetną wymówkę. Na wszystko. - Kobieta zmienną jest. A ja bardzo za tobą tęsknię – Powiedziała tak szczerze, że po prostu nie dało się w to nie uwierzyć. Faktycznie tak było. Przed tym wszystkim naprawdę świetnie im się razem spędzało czas. Teraz nie miała kogo wyzywać od Szarańczy. Nikt się do niej nie szczerzył jak głupi... Aż do teraz. Teraz Nathaniel pokazywał jej co straciła razem z jego osobą. I obecnie alkohol sprawił, że miała ochotę się do niego przykleić i nigdy nie puszczać. - Ty też za mną tęsknisz – Wypowiedziała te słowa przytulając się do niego. Więcej. Przylegając do niego całym ciałem – I żałujesz, że nie mieliśmy dla siebie więcej czasu – Skonkretyzowała po chwili ponownie się lekko od niego odsuwając tak, by mogli na siebie patrzeć.
Miał być zły. Miał przynajmniej udawać złego. Miał... matko, mógłby jej przynajmniej unikać. Ale oczywiście jak zwykle postawił sobie jeden cel i musiał wszystko zepsuć. Jak już wytrzeźwieje, to pewnie zwali całą winę na dziewczynę i umyje od tego rączki. Halo, przecież zdążył pogodzić się z kumplem, a kto był przyczyną ich wcześniejszego sporu? Ta sama kobieta, która aktualnie siedziała mu na kolanach i nawet nie wyglądało, żeby Nath miał coś przeciwko. Ustalili też z Edwardem, że nigdy więcej nie pokłócą się o dziewczynę, jednak wszystko zmierzało w złym kierunku. Choć coś w podświadomości Woodsa, podpowiadało mu, że to wcale nie jest dobry pomysł, on i tak to skutecznie ignorował. Nie mógł nic poradzić na to, że nadal ciągnęło go do Titi. Jasne, była podstępna i w dodatku była wilkołakiem, ale alkohol najwyraźniej przyćmił jego zdrowy rozsądek i jeszcze nie wiedział z jakim kacem moralnym zapewne obudzi się na następny dzień. Choć jak na razie uważał, że jest całkiem przyjemnie. Idiota. -Chciałbym zaprzeczyć, ale moje umiejętności kłamania po alkoholu znacznie się zmniejszają- powiedział szeptem, ja gdyby był to największy sekret. W końcu w normalnych okolicznościach byłby w stanie wmówić jej, że już nic dla niego nie znaczy, ba, zrobiłby to bez żadnych problemów. Jednak po procentach robił się naprawdę szczery i nawet malutkie kłamstwa mu nie wychodziły. A prawda była taka, że tęsknił i po prostu mu jej brakowało. Tego też nie przyznałby na trzeźwo, więc cieszmy się, że wiele z tego wieczoru pamiętał nie będzie- Więc moja droga... ile tym razem przy mnie zostaniesz?- zapytał przechylając głowę na bok. Nadal nie do końca wiedział co łączyło ją z Edwardem, więc na dobrą sprawę mógł się tylko domyślać, że nadal nie jest jednym facetem w jej życiu. -Chyba nic nie byłoby w stanie utrzymać cię na dłużej, prawda?- zapytał i choć na jego twarzy malował się uśmiech, to naprawdę było głębsze niż sądził. Bo w jakimś stopniu chciał mieć ją tylko dla siebie i z nikim się nie dzielić, ale doskonale wiedział, że to nie było możliwe. Dodatkowo nie pozwalał mu fakt, że pogodził się z Edwardem i to całkiem niedawno. Cóż, z ręką na sercu stwierdzam, że to Vittoria zakłóca jego zdrowy rozsądek, naprawdę.
Vittoria natomiast miała być już teraz grzeczna. Stały związek z Edwardem. Walczyła o to, by go nie zdradzać. No cóż, widać, że to nie jest takie łatwe w jej sytuacji. Pewnie mnóstwo psychologów powiedziałoby, że brakuje jej miłości i dlatego szuka jej wszędzie, gdzie się tylko da. Dlatego jest tak bardzo rozwiązła i trudno jej się jest ustatkować. Do tego dochodzi to całe wilkołactwo. Czasem rodzice przypominają o sobie, kiedy już chciałaby zapomnieć. Dziewczyna ma problemy ze sobą. Nie wiem, co by jej mogło pomóc... Jednym z tych problemów jest właśnie to, że mimo iż na początkowo Nathaniel ją denerwował, to teraz był jedną z tych osób, do których ciągnęło ją jak magnes. Kiedy uratował ją dawno temu przed Lucasem przez jakiś czas coś się między nimi działo. Wydawało jej się nawet, że jest w nim... No nie wiem. Zakochana. Potem pojawił się Edward i stało się co się stało. Jeden wielki burdel. - Jak dla mnie wcale nie potrafisz kłamać - Zaśmiała się choć tak na prawdę nie była tego taka pewna. To, jak ostatnio rozmawiali bardzo ją zabolało. Rozumiała go i nie gniewała się na niego. Potem ten nieczuły list... Uwierzyła, że Nate nie chce mieć z nią nic wspólnego. Teraz wyglądało na coś całkiem innego. - Przynajmniej cały wieczór - Wyszeptała równie tajemniczo, jak on chwilę wcześniej. Oparła swoje czoło o jego i przymknęła oczy. W jej życiu nie powinno być żadnego faceta. Za szybko ich wymieniała, gdy Ci pragnęli z nią stałości. Chyba tylko jedna rzecz mogłaby ją jakkolwiek zmusić do życia z jednym facetem. - Ożeń się ze mną i zamieszkajmy razem, to będziesz mnie mógł pilnować - Zaproponowała tak, jakby mówiła bardzo poważnie. Oczywiście żartowała, ale tę powagę w jej głosie pozwoliło jej utrzymać to, że przed chwilą właśnie o tym myślała. Że może gdyby zmieniła nazwisko, zaczęła być zależna od męża i mieszkała z kimś kogo widzi się po przebudzeniu i zaraz przed snem... Może to by pomogło jej się ogarnąć.
Grzeczna? Vittoria grzeczna? Jestem pewna, że Nejt umarłby ze śmiechu gdyby to usłyszał. Nie znał jej bardzo długo, ale był w stanie stwierdzić kilka oczywistych faktów. Choć po ich ostatniej rozmowie mógł się spodziewać wszystkiego i nawet liczyć na to, że Titi się zdecyduje i postawi tylko na jednego faceta. Woods jasno dał jej do zrozumienia, że ich stosunki nie są na najlepszym poziomie i raczej nic tego nie zmieni, ale przecież był jeszcze Edward. Mimo, że Nath chciałby zatrzymać Brockway przy sobie, przecież nie mógł decydować za nią. A poza tym jeśli już raz byli w otwartym związku, o którym Nejt nie widział, to co sprawiłoby, żeby to się nie powtórzyło? Cóż, ślizgon miał dość wszystkich toksycznych relacji, bo to nigdy na niego dobrze nie wpływało. Ale nic nie mógł poradzić na to, że zwyczajnie ciągnęło go do tej dziewczyny. Mógł być przy niej sobą i nie musiał udawać, co uznawał za całkiem przyjemne, oczywiście do czasu, kiedy dowiedział się o jej sekretach. Normalny człowiek na jego miejscu zwyczajnie przestałby jej ufać, Nejt oczywiście próbował sobie wmówić, że tak należy zrobić, ale wyszło jak zawsze. -Jestem najlepszym kłamcą jakiego mogłaś poznać- zauważył z pełnym oburzeniem, choć już po chwili się uśmiechał. Serio, mogło wydawać się, że zupełnie nie pamiętał ich kłótni i tego, że nie chciał jej nigdy więcej widzieć na oczy. Mimowolnie przymknął ślepia, kiedy oparła swoje czoło o jego. Nic nie mógł poradzić na to, że czuł się w jej towarzystwie naprawdę swobodnie i od razu robił się nieco bardziej spokojny. -Czyli nie zostało nam wiele czasu- mruknął i otworzył oczy. Wieczór. Przynajmniej tyle. Biorąc głęboki wdech, spojrzał na nią zaciekawiony i zauważając z jaką powagą dziewczyna mówi, nie mógł odpuścić, jak mówiłam, to wszystko było grą i Nejtowi podobało się branie w niej udziału- Ale nie mam dla ciebie pierścionka... nieważne! Vittorio, czy zostaniesz moją żoną i zamieszkamy razem w jakimś uroczym domku na obrzeżach Londynu? Wiesz kleknąłbym, ale ktoś siedzi mi na kolanach- typowy Woods, najpierw mówi potem myśli. Oczywiście mówił to z taką powagą, że mogło się wydawać, że naprawdę tego chciał. Patrzył na nią pytająco, bo halo, nie wypada teraz odmówić, skoro sama wymyśliła ten jakże świetny plan.
Vittoria była po prostu nieogarnięta. Chyba trzeba było kogoś, kto jej pokaże, że jest idiotką i nie docenia tego, co ma. Co mogła mieć tak na prawdę, bo wiele już przepadło dzięki jej podejściu do życia. Te brednie o wolności i braku ograniczeń namieszały tak bardzo, że z czasem zgubiła w tym wszystkim siebie. Zapewne złapanie ją za fraki i uświadomienie co robi źle, ustawienie ją do pionu i może poniekąd decydowanie za nią byłoby pomocne? Bo na przykład Edward popełniał ten błąd, że wybaczał jej wszystko, pozwalał jej na wszystko. I wiedziała, że gdyby go zdradziła znowu, to ten wszelkie wyrzuty będzie miał nie do niej, a do faceta, który śmiał ją dotknąć. Jak tu się jakkolwiek strofować w takiej sytuacji? Wielkie zamieszanie. Oj tak, te relacja zdecydowanie zaczęła być toksyczna. Może w takim wypadku dobrze, że nie widywali się na co dzień? Choć obecnie, po pijanemu, mało znaczyło to, co sobie myśleli widząc się na przykład na lekcji. Obecnie realizowali to, co gdzieś w środku nich siedziało. I miało szansę się uwolnić sprawiając, że ona wciąż na nim siedziała. - Dobrze dobrze, jesteś - Potwierdziła zapewne łechtając trochę jego męską dumę, co by się cieszył. Lubiła patrzeć na to, jak się uśmiecha, a ostatnio zdecydowanie nie robił tego na jej widok. Bardzo za tym tęskniła nawet, jeśli nie powiedziałaby tego na głos. Zamrugała kilka razy mając trochę ograniczone pole widzenia. Chyba jeszcze przez chwilę nie powinna wstawać. Gdy ten nagle jej się oświadczył od razu tłumacząc się, czemu nie klęczy dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Wpatrywała przez kilka chwil. - Tak. Ale zamieszkamy u mnie, bo nie znoszę natury, a takie domki to robaki pająki i inne paskudztwa - Odpowiedziała od razu. No cóż. To chyba najdziwniejsze oświadczyny świata. No, ale to tylko żarty. Znaczy miały być tylko żarty, ale wtedy podszedł do nich... Ktoś.
Do pięknej parki siedzącej w pubie podszedł mężczyzna, który najwyraźniej był czymś bardzo podekscytowany. Dosłownie wczoraj udało mu się korespondencyjnie skończyć kurs, który umożliwiał mu udzielanie ślubów! Właśnie przyszedł to opić w samotności (prawdopodobnie ukończył ten kurs po to, by móc złapać jakąś pijaną kobietę i się z nią ożenić zanim ta spostrzeże, o co chodzi), a już natrafiła mu się okazję by wykorzystać swoje nowe uprawnienia i trochę poćwiczyć nową umiejętność! Przecież to nie takie łatwe wyrecytować te formułki. - Jesteście taką uroczą parą! Ja, jestem Jon i jeśli chcecie to udzielę wam ślubu! Nawet tutaj! Mogę to robić gdziekolwiek, bo mam kurs! -Zasugerował uśmiechając się bardzo szeroko i wyjmując z kieszeni dokument, ale pokazał go i schował tak szybko, że nic nie dało się odczytać. Wyglądał tak, jakby już też zdążył napić się kilku kieliszków. Co lepsze! Ten facet był lepiej przygotowany, niż by się ktokolwiek spodziewał, bo z kieszeni wyjął... Dwa metalowe kółka. Czyżby to były obrączki? Jasne! I do tego takie, których nie da się zdjąć przed rozwodem oraz każda wyświetla imię partnera. Ten desperat raczej miał to przygotowane dla siebie, no ale czemu by nie wspomóc ludzi w barze, którzy chcą być razem do końca życia? W każdym razie o tym ich nie uprzedził. Po prostu położył metalowe obrączki na stole.