Ten ogród nie jest wielkich rozmiarów, ale za to mieści się w nim wiele rodzajów róż. Miejsce idealne dla romantycznych dusz i zakochanych par. Nikt nie wie kto się opiekuje tym miejscem jednak jest pewne, że robi to po mistrzowsku.
Kłótnie? Były jednym z wielu hobby bruneta, wolał wszystko załatwiać słownie. A jeśli już musiał to różdżkami, bo w końcu kto by chciał brudzić sobie ręce jakimiś mugolskimi sposobami? No właśnie, nie Woods. -To śmieszne, kiedy wy… Inni, staracie się pokazać, że wcale się nas nie boicie. Próbując, powtarzam, próbując. Nam pokazać jacy to nie jesteście świetni, ale podpowiem, nie, nie jesteście- powiedział z pełnym uśmiechem na ustach. Dając jej do zrozumienia, że po prostu woli swój dom. Od zawsze uważał zielonych za najlepszych, miał też kilku znajomych z innych domów, ale oni byli wyjątkami. A każdy z nich na swój sposób był podobny do Natha. -Żółta- powtórzył z jadem w głosie, sam nie wiedział czy bardziej nie znosi Puchonów, czy Gryfonów. Wziął głęboki wdech, nawet nie komentując. Bo co miał powiedzieć? Że do żółtych trafiają prawie same ziemniaki, które nigdzie się nie nadawały. Ale była szansa, że Yui nie była tym typem człowieka. Woods modlił się o to w duchu. -To prawda, wydaję się być trudny. Ja mówię po francusku, jest banalny- powiedział lekko się uśmiechając. Japoński, jak twierdził Nattie, był skomplikowany. Ale zawsze mógł się przekonać, czy jest to prawdą. -Kataną, czyli jednak nie powinienem z Tobą zaczynać, co?- zaśmiał się chłopak, podnosząc ręce do góry. Jeśli Yui dobrze władała mieczem, to musiał trzymać się gdzieś z boku. Tak na wszelki wypadek. Kiedy wspomniała o podróżach, Woods się uśmiechnął. Nie tak jak przedtem, chłodno lub sarkastycznie. Był to miły uśmiech, sam często marzył o wielu podróżach, miał tyle miejsc do odwiedzenia. Ale jak na złego Ślizgona przystało, nikomu o tym nie mówił.
Yui przewróciła oczami. Uwielbiała wysłuchiwać takich osób, które cały czas starały się podkreślić swoją wyższość. Chciała wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymała, zasłaniając ręką usta. - To zabawne, kiedy wy... Ślizgoni. Staracie się wzbudzić we wszystkich strach i przerażenie, aby podtrzymać swoją reputację- zadrwiła.- Proszę cię. Tylko garstka jest tak żałosna, aby zniżać się do poziomu z popisem przed wami. No, może więcej niż garstka. Akurat jest to popularne w Hufflepuff'ie. Przynajmniej jest z czego się śmiać.- szturchnęła go pomimo odległości między nimi. Chyba większość uczniów i studentów woli Slytherin. Jest taki... Zielony. - Tak, żółta i mi to nie przeszkadza. Dlaczego: bo to nie mój wybór.- Gdyby sama mogła zdecydować, prawdopodobnie wybrałaby Ślizgonów. Zawsze chciała tam trafić, podziwiała ich. Oczywiście nigdy absolutnie nikomu o tym nie mówiła, a co dopiero któremuś z nich! Uważała, że łatwo by się wtopiła w tłum. Niektóre cechy się nie zgadzały (większość), ale jej to nie przeszkadzało. - Cóż francuski też do najłatwiejszych nie należy- uśmiechnęła się ponownie. Francuski wydawał się taki romantyczny, że aż za bardzo. Nie lubiła długo słuchać tego języka. Kilka zdań jeszcze przeżyje, ale na litość boską nie całe opowiadania. - A zaryzykujesz?- spytała.
Trzeba było przyznać że Yui, jak na swój dom, do którego Woods nie był zbytnio przekonany, była całkiem w porządku. Nie licząc tego, że go trochę denerwowała, ale nie było osoby, która nie wnerwiałaby bruneta na samym początku. Dopiero później starał się przekonywać, przynajmniej do niektórych. -Dobra, skończymy tę dziecinną zabawę- zaśmiał się Ślizgon, no bo w końcu był wewnętrznym pięciolatkiem, ale takie formy rozrywki nie cieszyły go teraz. Dopóki by się nie poddała. Ale tym razem stwierdził, że nie ma większego sensu. -Ciekawe podejście- stwierdził wzruszając ramionami, a kiedy Puchonka go szturchnęła zrobił minę oburzonego szczeniaka. Bo nigdy nie lubił jak nieznajomi go tykali, ale po co się kłócić? Zignorował jej gest, stwierdzając że dziewczyna chciała być tylko miła. Jak dla niego nie nadawała się do żółtych, chociaż może jednak? Wyglądała na typowo ‘dobrą’ i ‘przyjacielską’ ale mimo tego miała coś ze Ślizgona. -Też tak sądziłem na początku, później poszło z górki- stwierdził dumnie brunet, przyjaźnie się uśmiechając. Polubił ten język, choć na początku musiał się go uczyć ze względu na rodziców. Ale teraz naprawdę mu się to przydało. Oczywiście nie przyznając się do tego, dziękował im cicho w duchu, że zmuszali go do wielu zajęć. -Czy to jakaś propozycja?- zapytał unoszący brew ku górze. Hmmm, nie znali się dość długo, ale mimo tego dziewczyna nie była (chyba) aż taka zła, prawda?
Chyba każdy nie przepadał za Hufflepuff'em. Skoro członkowie tego domu uważali go za sztywny, to co myśleli uczniowie spoza niego? Yui nigdy nie uważała się za osobę mądrą, wręcz poniżej normy, ale nie miała najgorszych ocen, a to się liczy. To nie jest tak, że nie lubi swojego domu. Po prostu można się z nich pośmiać, bo było z czego. Nie skomentowała odpowiedzi chłopaka tylko uśmiechnęła się szeroko. Co miała odpowiedzieć? Jak sobie życzysz wasza wysokość? Lubiła się droczyć, ale bała się, że Ślizgon inaczej to odbierze. - Naruszyłam twoją przestrzeń osobistą?- Spytała śmiejąc się.- Przepraszam.- powiedziała słodkim, przepraszającym głosem. W duchu zaklinała chłopaka, za tą minkę, wyglądał uroczo. Matko boska o czym ona myśli. O Ślizgonie?! O słodkim Ślizgonie?! Chyba weźmie jakieś lekarstwo, bo takie sytuacje są niedopuszczalne. - Chyba zawsze tak jest- Puchonka wolała mówić po japońsku. Okazuje się, że zna więcej słów właśnie w tym języku niż po angielsku.- A więc jesteś francuzem, tak?- wywnioskowała z poprzednich odpowiedzi. Chociaż myślała coś innego, ponieważ nie słyszała typowego akcentu. - A chciałbyś, żeby nią była?- zaśmiała się krótko.
Woods zawsze sądził, że jego dom jest najlepszy - przecież była to prawda. Puszki były... lekko nieogarnięte i można było się z nich pośmiać. Chociaż czasami nawet jemu było nie do śmiechu i umiał się z nimi dogadać, ale to czasami. Dlatego wolał nie rozmawiać o domach w obecności tej Puchonki, bo praktycznie jej nie znał, a przecież nie chciał urazić jej uczuć. ...no dobra, wszelkie emocje i to jak ktoś zareaguje, go nie obchodziły. Po prostu nie miał ochoty prowadzić kolejnej kłótni i zniechęcać kolejnego ucznia do swojej osoby. - Nie ma sprawy - powiedział chłopak machając ręką w jej stronę, to śmieszne bo sam nie zwracał uwagi na przestrzeń osobistą, ale jeśli ktoś naruszył jego... O tak, wtedy zaczynały dziać się złe rzeczy. Chyba że - tak jak Yui - dana osoba potrafiła przeprosić. - Nie, jestem z Anglii jak cała moja rodzina - powiedział wręcz z dumą w glosie, nie miał by nic przeciwko aby mieć francuskie korzenie, niestety nie miał. Ale sprawnie posługiwał się tym językiem, przez co wiele osób myliło jego pochodzenie. - Zależy co mi proponujesz - zapytał niewinnym głosem, niczym niczego nieświadome dziecko. Czy on właściwie nie miał romansu z Sevkiem i czy przypadkiem przekraczał granicę przyjaźni z Marcyś? Cały Woods. Nie ważne że z kimś coś go łączy, on nadal będzie flirtowal z każdym. Ale w końcu był młody i musiał się bawić, prawda? A jeśli Yui też miała podobne podejście do życia, mógł się z nią trochę podroczyć. Oparł się wygodnie czekając na jej propozycje, które mogły być ciekawe. Na zachętę uśmiechnął się do niej, bo w końcu - jak to stwierdziła Marcyś - Nattie był Naczelnym-porywaczem-Hogwartu.
Popalając papierosa wydzielającego turkusowy dym, czekała na uczniów na brzegu polany. Koło niej stał płócienny worek wypełniony szkolnymi, skórzanymi rękawicami. Brakowało jej Salem. Hogwart różnił się nie tylko kulturowo, ale i fauną czy florą. Nie posiadali licznych gatunków zwierząt, do których Mist przywiązała się przez wieloletnią naukę w Salem. Oczywiście były też plusy - w Hogwarcie nie brakowało istot, z którym niewiele wcześniej obcowała. Odkąd poprzedni nauczyciel zrezygnował, a podczas wakacji Hogwarcki ogród nieco podupadł, wiedziała, że będzie musiała zrobić coś z gnomami, które licznie w nim buszowały, niszcząc roślinność. Postanowiła, że odgnomianie przeprowadzi w ramach zajęć - niech młodzi nauczą się czegoś przydatnego.
Zbieracie się na polanie, kiedy będzie już jakaś grupka uczniów, rzucę kolejny post. Ci, którzy nie kupili wcześniej rękawic (albo nie mają ich z zajęć z zeszłego roku), proszę aby napisali w poście, iż biorą parę z worka od nauczycielki.
Sashka jeszcze pamiętała jak Withman czy Wellington prowadzili zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami. Wiadomo, że dziewczyna przez swój bliski buddyjski kontakt ze zwierzętami miała okazje lepiej je poznać, ale te lekcję zdecydowanie pokochała przez ludzi którzy ją prowadzili. PRzez ich ciepło, którymi emanowali. W końcu takiej lekcji nie mógł prowadzić byle kto. Tylko ciepłe, dobre dusze mogły porozumieć się ze zwierzętami. Ci obiektywni obserwatorzy świata od ręki rozpoznawali kto ma wobec nich jakie zamiary. Widziały czyjąś karmę, żywiły się w towarzystwie tej osoby. Pewnie dlatego mimo strachu rodzącego się w Lahiri przez zmianami postanowiła zajrzeć na te zajęcia. Zobaczyć czy jeszcze coś mogą wnieść do jej życia. Miała nadzieje, że tak. Chciała by tak było, bo przecież każde nowe doświadczenie pozwala jej otworzyć się na otaczająca rzeczywistość by po wyfrunięciu ze szkoły mogła frunąć zwinnie w magicznej przestrzeni. Sashka oczywiście jako mało pilna uczennica, która częściej zajmowała się higieną duszy niż nauką, nie spostrzegła gdzie wisiały informacje o konieczności zabrania rękawiczek na zajęcia. Nie przeszkadzało jej to. Z zadowoleniem wzięła jedna parę z worka. Widziała w nich coś prawdziwego, niezmiennego, ludzkiego i to ją cieszyło. Praca ludzkich rąk była czymś pięknym. Uczyła wiele i sprawiała, że po całym dniu umysł człowieka czuł się na swój sposób lekki. To była dobra karma. Usiadła na jednej z ławek przy krzewie, który o tej porze roku wyglądał jak obdarta z kolorowych szat panna. Zachwyciła się przez chwile pięknem jesieni, jej zmiennością, a potem z uśmiechem spojrzała w stronę nauczycielki. Jak można palić? Śmierć na własne życzenie....
Minęły wakacje, a Fyodorova nadal pozostawała w Hogwarcie, w Wielkiej Brytanii. Ojciec uznał, że lepiej powodzi się jej w tej brytyjskiej szkole, że tam ma większe szanse na jakąkolwiek lepszą przyszłość. Być może coś w tym było. Zabronił jej więc surowo, by przed ukończeniem nauki (na studia póki co nie próbował ją ani namawiać), wracała do Rosji. I choć Fyodorova głośno się sprzeciwiała, nic jej awantury nie dały. Z nabzdyczoną miną, spędzała więc kolejny październik w odległym Hogwarcie. Mimo złości i gróźb, że na zajęcia chodzić nie będzie, nie mogła odmówić sobie opieki nad magicznymi stworzeniami. Nadal polowała w zakazanym lesie, gdy udawało się jej potajemnie wymknąć, gdy nikt niczego nie widział. Nie było tego jednak tak wiele, jak chociażby w okresie wakacyjnym. Och Syberia, brakowało jej zwierząt. Brakowało jej polowania na nie. Miała rozczarowaną minę, gdy okazało się, że chodzi o gnomy. Liczyła jedynie, że szybko je pozabijają i zajmą się czymś poważniejszym. Ubrała swoje smocze rękawice, niecierpliwie uderzając palcami o pobliskie drzewo. Chyba nie musiała ich przynosić tylko po to, by zająć się tymi idiotycznymi szkodnikami, które można załatwić prostym zaklęciem?
Dlaczego wakacje musiały się tak szybko skończyć? spytała się w myślach idąc na swoje pierwsze zajęcia w tym roku. Co prawda pływanie statkiem przez kilka tygodni było dla niej nudne, ale przynajmniej zakończenie było całkiem ciekawe. Mugolskie imprezy na jakie chodziła w Aberdeen... Tam też działo się mnóstwo głupich rzeczy, ale dopiero na statku pierwszy raz trafiła na to, jak męska część uczestników imprezy porównywała swoje przyrodzenia. Zaśmiała się cicho na samo wspomnienie tego idiotycznego wydarzenia. Ale z drugiej strony przez ten cały wyjazd zgubiła swoje stare rękawice i musiała kupić nowe, z którymi właśnie zmierzała do Kwiecistego Ogrodu gdzie dostrzegła nową nauczycielkę i dwie dziewczyny, które kojarzyła z widzenia. Szczerze mówiąc Jung była trochę śpiąca i głodna, ale przyszła tu żeby dowiedzieć się czegoś nowego o magicznych stworzeniach, których jeszcze nie znała. A tu co? Gnomy ganiające po ogrodzie w tę i w tamtą. Serio? Trochę ją to rozczarowało ale uznała, że z sobie z nimi szybko poradzi zdobywając za razem trochę punktów dla domu. Nie miała jakichś super ambicji, żeby mocno się dokładać do wygranej Gryffindoru w Pucharze Domów, ale skoro już tu przyszła... Stanęła sobie z boku w bezpiecznej odległości z nadzieją, że nikt do niej nie zagada i zaczęła obserwować przemykające gdzieniegdzie gnomy.
Studia okazały się dla niej całkowitą abstrakcją. Nikt nie raczył biednej pół-Rosjanki powiadomić o tym, że może dowolnie wybierać zajęcia, na które zamierza uczęszczać, toteż usłyszawszy o prowadzonych przez Pober zajęciach ONMS-u, ze sporawą niechęcią wybrała się do wybranego przez nią miejsca. Choć nadal błądziła po terenach Hogwartu jak po jakimś wymyślnym labiryncie, gdzieś w głowie znalazła duże pokłady determinacji do dotarcia tam jak najprędzej. Znała profesor Mist całkiem dobrze, głównie przez opowieści ojca, z którym kobieta knuła swoje intrygi dawno, dawno temu. Oczywiście o tej relacji od samej zainteresowanej nie usłyszała ani słowa, nawet niekoniecznie próbując cokolwiek wyciągnąć, bowiem w jej spojrzeniach zwykle doskonale widziała nutę jakiegoś niewyjaśnionego niepokoju. Obie wiedziały o swoich drugich życiach i tylko podświadomie zawarły umowę obustronnego milczenia. Katya przeczuwała jednak, że Pober może się kiedyś zainteresować plecionką, którą teraz trzymała w kieszeni mundurka. - Dzień dobry, pani profesor - powiedziała stosunkowo głośno, nie zamierzając zbliżać się za bardzo do tradycyjnie dziwacznie wyglądającej kobiety. Zamiast tego sięgnęła do pudełka z rękawicami, zakładając je prędko na dłonie i oczekując dalszych instrukcji. Okoliczne towarzystwo niekoniecznie ją obchodziło - poza obco wyglądającą dziewczyną, która zajęła jedną z ławek, tym samym blokując pozostałe z nich, jeśli nie chciało się obcować z żadnymi Hogwartczykami. Prefekt Salem stała więc na uboczu, kontynuując dzieło pozostałych dziewczyn, niezamierzających socjalizować się z kimkolwiek.
Kupowanie rękawic na ostatnią chwilę wydawało się być dość idiotycznym pomysłem, jeśli weźmie się pod uwagę tendencję Enzo do przebierania w towarze z pasją seryjnego mordercy. Niestety i jak widać, niektórzy za nic mieli sobie zdrowy rozsądek oraz przybywanie na lekcję przed czasem, a potem srogo tego żałowali. Halvorsen bardzo nie chciał się spóźnić. Lekcja z opieki nad magicznymi stworzeniami już od początku wydawała mu się zachęcająca, nie potrzebował więc żadnej dodatkowej motywacji, aby biec w stronę błoni na wariata. Niedaleko ogrodu wreszcie zwolnił, stwierdzając z pewnym niezadowoleniem, że jakiś czas temu udało mu się gdzieś zgubić formę, jeśli chodziło o sprinty. Nie była to specjalnie fortunna informacja, ale zawsze warto było ją odnotować, chociażby ku chwale przyszłości, bo zdecydowanie chciał nad tym popracować. Jednak nie tu i nie teraz. Kiedy już odzyskał oddech, wyłonił się zza pojedynczego, rozłożystego krzewu, jednego z nielicznych wśród dziesiątek rabatek i przywitał się z profesor, starając się znaleźć gdzieś na uboczu. Niechęć do utrzymywaniu kontaktów z resztą uczniów najwyraźniej przylgnęła do niego od czasu częstszego kontaktowania się z Shenae. Powinien jej za to jakoś sarkastycznie podziękować w ramach rewanżu. Wsunął na dłonie dopiero co zakupione rękawice ze smoczej skóry i czekał aż zbierze się większa grupa osób lub aż Pober rozpocznie lekcje.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Kolejna lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami zdecydowanie zasługiwała na Rekinową audiencję. Poprzedniej nawet nie wspominał aż tak źle, aby odpuścić sobie tę, jaką prowadziła tym razem Mist Pober. Miał okazję kilkukrotnie zamieniać z nią słowo w sprawach na stopie prefekt - nauczyciel, więc niespecjalnie obawiał się zajęć, jakie mogła im przygotować, nawet jeśli była z tego „okropnego Salem”. Niezbyt pozytywna etykietka jaka przylgnęła do uczniów z Ameryki odrobinę go męczyła, ale raczej ze względu na Kaśkę, niż z jakiegokolwiek sensownego powodu. Drażniło go ilekroć tylko słyszał na korytarzach tanie odzywki czy nieprzyjemne komentarze, a propos „podpalaczy” i bywał niekiedy trochę porywczy, odbierając punkty niczego nieświadomym uczniom. Może właśnie dlatego, że wyżywał się na nich, tym razem odbyło się bez zwyczajowego duszenia w sobie złości, a na lekcję przybył, pierwszy raz od dawna, odpowiednio zrelaksowany. Dotarł do kwiecistego ogrodu bez większych kłopotów i wyłowiwszy ze zgromadzonych osób Katyę, zbliżył się ku niej, uprzednio wykonując nieznaczne skinienie głowy w kierunku profesor Pober. Nie okazywał jej jednak zbyt dużego zainteresowania, gdyż właśnie ułożył dłoń na głowie ciemnowłosego kurdupla, głaszcząc ją jednym, przeciągłym ruchem. - Cześć, mała. - przywitał się, uśmiechając się do niej zaczepnie, a potem cofnął ręce, układając je obie na rękawicach ze smoczej skóry, które wziął ze sobą z domu. Był ciekaw do czego im się przydadzą, co też wyraził cicho na głos, mając nadzieję, że Kolosova pociągnie dalej konwersację. Nie spodziewał się, aby gnomy mogły w jakiś sposób uprzykrzyć im dzisiaj życie, nawet jeśli ich ugryzienia niekiedy bywały bolesne, więc konieczność zaopatrzenia się w rękawicę naprawdę go intrygowała. Jak zawsze niecierpliwy, nie mógł już doczekać się początku, a także i końca lekcji.
Przez wakacje, które spędził razem z rodziną w Oxford trochę odzwyczaił się od nauki, ale też stęsknił się za zajęciami na które lubił uczęszczać. Na swoje nieszczęście przegapił zajęcia z Zaklęć i Obrony Przed Czarną Magią, na które zamierzał się wybrać, jednak w porę dowiedział się o zajęciach z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami i uznał, że dobrze byłoby na nie pójść i dowiedzieć się czegoś ciekawego. Po tegorocznej podróży do wujostwa do Rumunii którą odbył razem z Yixingiem postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o smokach i w sumie dlatego przyszedł dziś do Kwiecistego Ogrodu znajdującego się w pobliżu zamku. - Dzień dobry - przywitał się z uśmiechem, po czym podszedł do worka z którego wziął parę rękawic. Od razu nałożył je na ręce i spojrzał na resztę uczniów. Większość z nich nie wyglądała jakby chcieli się ze sobą integrować, jedynie jakiś chłopak zagadał do dziewczyny z Salem. Również nie zamierzał pozostać kolejnym samotnikiem w tym gronie więc usiadł na ławce obok hinduski uśmiechając się do niej przyjacielsko. - Cześć - rzucił. - Seth jestem - dodał, zdejmując rękawicę i wyciągając w jej stronę prawą dłoń. Następnie rozejrzał się po ogrodzie i dostrzegł jak gnomy biegają pośród krzewów i kwiatów. Spodziewał się ciekawszych stworzeń, ale uznał, że na początek przygody z magicznymi stworzeniami gnomy też mogą być.
Ugasiwszy swego papierosa, nauczycielka uprzejmie wszystkich powitała. Co więcej, widząc swoją podopieczną z Salem, nawet pokusiła się o przyjacielskie poklepanie po plecach, jakby w sposób ten chciała dodać siły. Ponadto kojarzyła ów dziewczynę, nawet nie w tak drobnym stopniu. To jednak nie była pora na tego typu rozważania. - Przez wakacje ogród w tej szkole nieźle podupadł. Trzeba zrobić z tym porządek, a wam się przydadzą zajęcia praktyczne. Inaczej mówiąc, szukacie gnomów wśród kwiatów, a kiedy takowego zobaczycie, rzucacie nim jak najdalej za żywopłot. One tam znajdą sobie nowe miejsce do buszowania. Przyda się wam to w przyszłości, jeśli będziecie mieć swoje ogrody, bo te szkodniki wracają regularnie co jakiś czas. Można je eliminować różnymi produktami, ale najmniej inwazyjnym wyjściem jest po prostu przerzucenie ich na inny teren. - Mist opowiadała, przechadzając się wśród roślin i wypatrując małych istot. - A i nie zapomnijcie o rękawicach. Te stwory potrafią nieźle pogryźć. Kiedy skończyła swoją wypowiedź, podeszła pod żywopłot. W ręku miała notatnik i samopiszące pióro, by w ten sposób notować, kto najdalej rzuci swoim gnomem.
W tym temacie rzucacie dwoma kostkami. Następnie je sumujecie i sprawdzacie co wam wyszło. Pamiętajcie, jeśli posiadacie rękawice ze smoczej skóry do wylosowanych kostek dodajecie 2 i sprawdzacie podwyższony wynik!
2 - Twój gnom okazał się być niezłym złośliwcem! Od razu Ci uciekł, a ty ruszyłeś w pogoń za nim. Chciałeś zasadzić się na niego w pobliżu sadzawki. Niestety totalnie nie przemyślałeś tego ruchu, ostatnio jest tu bowiem okropnie ślisko. Kiedy biegniesz za swoim szkodnikiem zaczynasz się niebezpiecznie ślizgać na brzegu. Nauczycielka krzyczy abyś złapał równowagę, ale to na nic. Wpadasz wprost do zimnej wody! Cały się trzęsiesz. Wyjście jest jedno, albo prędko pójdziesz do pielęgniarki, albo czeka Cię tydzień z przeziębieniem. Ps. Jeśli nie napiszesz, że twoja postać zażywa lekarstwo w skrzydle szpitalnym, masz obowiązek przez tydzień podkreślać w postach, że twoja postać jest przeziębiona. 3 - Czy kiedykolwiek rzucałeś gnomami? Chyba nie, bo ewidentnie źle się za to zabrałeś. Nie wiedziałeś jak złapać stwora, przez co ten nie był wystarczająco mocno trzymany. Teraz żałujesz, że nie kupiłeś porządnych rękawic ochronnych. Otóż gnom, bardzo dotkliwie pogryzł twoje ręce przez cienkie, szkolne ochraniacze. Rana piecze, swędzi i jest lekko napuchnięta, nauczycielka momentalnie odsyła Cię do pielęgniarki. Ps. Jeśli nie napiszesz, że twoja postać zażywa eliksir w skrzydle szpitalnym, masz obowiązek przez tydzień podkreślać w postach, że twoja postać ma opuchniętą rękę. 4 - Nie spodziewałeś się, że może Ci pójść aż tak fatalnie. Niestety nie tylko nie udało Ci się rzucić daleko gnomem, ale w ogóle go zgubiłeś! Kiedy już miałeś przejść do rzutów, szkodnik wykorzystał moment i uciekł w gęstą roślinność. Wybitnego z tego na pewno nie otrzymasz, a na dodatek musisz teraz do końca zajęć szukać małego zbiega. 5 - Trzeba to przyznać, nie masz zmysłu orientacji. Złapałeś gnoma za kończyny i zacząłeś się wraz z nim okręcać, by wyrzucić go jak najdalej. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że rzuciłeś go w złym kierunku! Gnom wpadł wprost na nauczycielkę notującą wyniki. Ta, ewidentnie rozzłoszczona, odrzuca gnoma i zaczyna coś nerwowo kreślić w notatniku. Ty za to gorączkowo zastanawiasz się, czy mimo tego małego wypadku masz szansę na pozytywną ocenę. Marne szanse! 6 - Podszedłeś do zadania bardzo poważnie. Miałeś przemyślaną taktykę i wszystko miało pójść doskonale. Kiedy jednak kręciłeś się z gnomem w rękach, nie mogłeś dobrać odpowiedniego momentu do rzucenia gnomem. Uczniowie krzyczeli "już, teraz", aż w końcu jedno puściłeś go za wcześnie. Siła była za mała, a kierunek nie najlepszy, gnom nawet nie przeleciał płotu! 7 - Załapałeś naprawdę grubego gnoma. Prawdopodobnie zdążył on wyjeść już połowę kiełkujących roślin. Przyglądający się temu gajowy, jest Ci tak wdzięczny, że daje Ci torebkę waniliowo-czekoladowych karaluchów. I chociaż to miły gest, to teraz musisz rzucać najcięższym z możliwych gnomów! Jak łatwo było przewidzieć mały grubas nie leci zbyt daleko. Wpada wprost na płot, którego cudem się łapie i ucieka do sąsiedniego ogrodu. Chociaż słodycze są już wasze, możecie się więc cieszyć! 8 - Na niebie raz pojawiają się ciężkie chmury, a raz oślepiające słońce. Kiedy przychodzi twoja kolej na rzut, siły natury postanawiają zagrać wprost przeciw tobie. Ostre promienie rażą twoje oczy tak, że podczas okręcania się z gnomem chcesz go jak najszybciej rzucić, by móc znów zakryć oczy. Niestety z tego powodu lot szkodnika wychodzi okropnie krzywo. Zamiast na polanie, to zwierzak z hukiem ląduje na dachu domku gajowego. Całe szczęście, to było całkiem daleko, więc może będzie dobra ocena! 9 - Wydawało się, że twój lecący gnom zaczepi o ogrodzenie i będziesz mieć fatalną ocenę. Jednakże szczęście postanowiło Ci dopisać! Gnom zgrabnie odbił się nogami od ogrodzenia (sam chciał Ci podnieść ocenę?) i ostatecznie wylądował naprawdę daleko. To się nazywa fart! 10 - Twój rzut początkowo nie wzbudza euforii. Nie był najsilniejszy, ani super przemyślany, ot zdaje się, że ocena będzie co najwyżej zadowalająca. Nagle jednak okazuje się, że niewielkie drzewko rosnące w pobliżu to młoda wierzba bijąca. Uaktywnia się ona widząc zbliżającego się do jej łodyg, lecącego gnoma i mocno odbija go dalej! Wow, teraz masz szanse na wyższą ocenę! 11 - Obserwujesz konkurencję i szybko wymyślasz idealną metodę na rzut gnomem. Pierw kusisz go pękiem rumianku lekarskiego, który rósł w pobliżu, by posłusznie do was przyszedł. Zwierzak rzuca się na niego z ostrymi zębami, a soki rośliny momentalnie go otępiają. Jest teraz posłuszny i wiotki, więc rzucanie nim wychodzi Ci naprawdę doskonale! 12 - Albo trafiłeś na najgłupszego gnoma w Hogsmeade, albo często odgnamiasz swoje ogródki. Twój stwor stał i obserwował, jak inni uczestnicy rzucają gnomami, złapałeś go więc bez najmniejszego problemu. Na dodatek, zdawało się, że nie zdążył on wyjeść wiele warzyw, bowiem był bardzo lekki i kiedy tylko przerzuciłeś go przez płot, leciał i leciał! Upadł imponująco daleko i jest pewne, że już nie znajdzie drogi powrotnej do tego ogródka. Jesteś prawdziwym mistrzem! 13 - Twoje nowiutkie rękawice, okazały się doskonałym zakupem. Doskonale wychodzi Ci przez nie łapanie gnomów, a na dodatek, ten pięknie układa się na rękawicy, gdy już musisz nim rzucić. Dodatkowo, kiedy okręcałeś się z gnomem w ręku, z jego łapki zaczęły wypadać galeony, które wcześnie najwyraźniej pozbierał. Jemu one na pewno się nie przydadzą, zarabiasz więc 20g. Nie zapomnij się o nie upomnieć w rozliczeniach. 14 - Jesteś niesamowity. Te słowa powtarza oczarowana nauczycielka. W swoje piękne rękawice złapałeś dwa gnomy na raz. Rzuciłeś nimi tak daleko, iż wszyscy są pod wrażeniem twojej siły i umiejętności. Nauczycielka w ramach podziękowania daje Ci swoje samopiszące pióro. Wcześniej oczywiście wpisuje twoje nazwisko na szczycie listy najlepszych uczniów. Może opieka nad magicznymi stworzeniami to twoje powołanie?
Kod, który umieszczacie na końcu swojego posta:
Kod:
<zg>Uczen:</zg> wpisz imie i nazwisko <zg>Dom:</zg> wpisz dom <zg>Wyrzucone oczka:</zg> wpisz liczbę <zg>Zakupione rekawice:</zg> nie/tak (jeśli kupiłeś, podaj link do zakupów w sklepie) <zg>Suma:</zg> jeśli nie kupiłeś rękawic, po prostu przepisz wylosowane oczka. Jeśli kupiłeś rękawice, dodaj dwa oczka do wylosowanych.
Kurcze, kurcze, kurcze. Nigdy nie spóźniła się na żadną lekcje. A tutaj taka niespodzianka. Wbiegła zmachana do Ogrodu. Wbiegła w tym momencie, gdy nauczycielka zaczęła im tłumaczyć jak usuwa się gnomy.Gdy nauczycielka przestała mówić, a ona złapała oddech. Podeszła do niej. -Przepraszam za spóźnienie - Uśmiechnęła się przepraszająco i złapała rękawice. Oczywiście nie miała swoich. Musiała pożyczyć te od nauczycielki. Podeszła do jednego z gnoma i złapała go. Obróciła się pary razy i rzuciła nim. Przez ułamek sekundy myślała że zawiesi się na ogrodzeniu, przez co zaniży jej ocenę. Ale na szczęście odbił się sam od ogrodzenia i wylądował dalej niż mogła by sobie wyobrazić. Naprawdę miała farta. I to jakiego. Uczen: Elizabeth Benoit Dom: Ravenclaw Wyrzucone oczka: 4+5 Zakupione rekawice: nie Suma: 9
Puls powoli mu się uspokajał, kiedy tak stał przez długie minuty i obserwował jak do ogrodu zbierają się kolejni uczniowie. Nie potrafił określić czy nieobecność D’Angelo stanowiła dla niego fortunny zbieg okoliczności… a, nawet trochę się za to obwiniał. Wiedziała, że nie przepuści okazji do poszerzenia swojej wiedzy z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami i może właśnie dlatego nie przyszła. Ta myśl uparcie wdzierała się w jego myśli, ilekroć tylko próbował skoncentrować się na czymś innym. Ich problemy z komunikacją zaczynały zdecydowanie go przerastać, zwłaszcza, że zaczynały wpływać na jego samopoczucie na zajęciach. Powinien coś z tym zrobić, ale nim ostatecznie zdecydował się na jakąś konkretną metodę, profesor Pober rozpoczęła zajęcia. Chcąc czy nie, porzucił pesymistyczne rozważania i skoncentrował się na wysłuchaniu instrukcji. Z jednym trafiła w stu procentach - jeszcze nigdy nie odgnamiał ogrodu (być może dlatego, że po śmierci matki wcale go nie prowadził i w zasadzie nie znajdowało się w nim nic, co mogłoby być interesujące dla tych stworzeń), a taka okazja nie trafia się codziennie. Trudno więc się dziwić, że zakasał rękawy i podjął się tej pracy z pewnym zaintrygowaniem. Przez kilka pierwszych chwil obserwował kolejne rzuty, starając się wypatrzyć najkorzystniejszą taktykę do miotnięcia gnomem. Wreszcie przeczesał pobliskie tereny i zebrał trochę rośliny, która wydała mu się rumiankiem. To była całkiem porządna loteria, gdyż Enzo nigdy nie był chociaż dobry w rozróżnianiu roślin, ale najwyraźniej uznał, że warto zaryzykować. O dziwo, stworzenie skusiło się na przekąskę (zapewne prawie odgryzając mu przy tym palce), a rumianek ogłupił je na tyle, aby można było chwycić je za nogi i rzucić bez problemu. Halvorsen w tym celu szeroko się zamachnął i włożył w ten rzut całą swoją złość i zgorzknienie, a chociaż nie była to zawodowa terapia to trochę mu to pomogło.
Uczen: Enzo Halvorsen Dom: Ravenclaw Wyrzucone oczka: 5 i 4 Zakupione rekawice: tak Suma:11
Spóźnianie się na zajęcia nie było w stylu Cordelii. Nawet, jeśli niegdyś uważała to za dobry sposób na zaznaczenie swojej obecności, te dziecinne lata miała już dawno za sobą. Ach, zabrzmiało to tak dumnie, a przecież wciąż miała mleko pod nosem. Kimże była w obliczu tych wszystkich studentów, jak nie kolejnym wyrostkiem do zdeprawowania? Mimo wszystko nie była taka prosta w obsłudze. Deprawowała się sama, stopniowo i zwykle bez udziału osób trzecich, ale to dążenie ku autodestrukcji ostatnio nie postępowało. Oduczyła się irytującej maniery wkraczania na zajęcia w połowie monologu nauczyciela i tym razem zdążyła zjawić się na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami tak punktualnie, na ile pozwoliła jej własna nieporadność życiowa. Nashword była pewna, że posiada rękawice ze smoczej skóry, a jeśli nawet nie z niej to jakieś inne, ale srogo się przeliczyła. Jej naturalna zdolność do gubienia nawet własnej głowy zapodziewania przedmiotów w tajemniczych okolicznościach zaatakowała w najmniej spodziewanym momencie, zupełnie wykluczając możliwość zaopatrzenia się w nową parę. Pięć minut to zdecydowanie za mało czasu jak na wizytę u Gladraga, zwłaszcza, że jeszcze nie miała okazji do zapisania się na kurs teleportacji. Zwyczajnie odpuściła sobie wyposażenie, uznając, że profesor Pober na pewno posiada jakieś zapasowe, które mogłaby pożyczyć na potrzebę zajęć. Cóż, miała tylko nadzieję, że okażą się na tyle dobre, aby chociaż ochronić jej palce przed ewentualnym odgryzieniem. W końcu nie chciałaby ich stracić na pierwszych zajęciach, na jakich postanowiła się zjawić w tym roku szkolnym. Kiedy okazało się co będą robić, Cordelia wyraziła na głos jak okrutne jest rzucanie gnomami. W jej pocięciu zwyczajnie się to nie mieściło, dlatego nie potrafiła zrozumieć takiego Halvorsena, który bez wahania posłał swojego heń heń daleko. Zmarszczyła brwi, nerwowo miętoląc w dłoniach pożyczone rękawice i analizując sytuacje. Bardzo chciała się wymigać od rzutu biednym gnomem, ale nie potrafiła uciec przed naglącym spojrzeniem profesor. Przygryzła dolną wargę, walcząc z niechęcią, aż wreszcie chwyciła pierwszego lepszego osobnika i cisnęła nim… prosto w płot. Gnom odbił się od niego (!) i poleciał dość daleko, co sprawiło, że Nashword wspaniale zbladła. Och, no i świetnie.
Uczen: Cordelia Nashword Dom: Slytherin Wyrzucone oczka: 3 i 6 Zakupione rekawice: nie Suma:9
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Dlaczego zdawało mu się, że ten ogród jest bardzo rzadko odwiedzany? Może dla tego,że każda zmieniająca sie pora roku pokrywała cały krajobraz tworząc swój czar. Puchon nie zachwycał się tym jakoś szczególnie,albo przynajmniej nie chciał pokazać,że wywarło to na nim jakieś wrażenie. Dlatego wraz ze swoją obojętną miną - Bo dlaczego miałby się uśmiechać czy gniewać,skoro nic się nie dzieje? A więc wraz z obojętnością udał się w pospiechu na zajecia.Ubrany był w czarną szate w barwach jego studenckiego domu i jakieś dżinsy. Ręce tkwiły głęboko w kieszeniach,oczywiście o wzięciu rękawiczek pomyślał,no ale cóż? Nie chciało mu się mimo iż było to zaledwie parę metrów do miejsca gdzie miały się odbywac lekcje.Doszedł w końcu do celu. Następnie omotał wzrokiem miejsce.Nie myślał kompletnie o niczym. Nie chciał sobie zaprzątać głowy żadnymi problemami. Przeczesał placami swoją grzywkę. I zabrał się za wykonywanie zadania jakim było odgnamianie ogródka,po czym Załapał szybko dość grubego gnoma.No tak a ten mały szkodnik już zdążył on wyjeść już połowę jakiś roślin. A do tego jeszcze przygląda się gajowy,jest w dodatku zadowolony z roboty chłopaka,że daje mu torebkę waniliowo-czekoladowych karaluchów. Jednak wydaje sie to miły gest,to teraz Huan musi rzucic tym grubym cięzkim gnomem. Nawet łatwo było przewidzieć jak mały grubas nie poleciał zbyt daleko. No tak wpadł wprost na płot,a ten jakos cudem się łapie i ucieka do sąsiedniego ogrodu. Dobre i tyle,ze uciekł juz do sasiada jemu wyjadac rosliny. O tak słodycze są już Huana, i może się w koncu cieszyć!
Uczen:Huan Bedau Dom: Hufflepuff Wyrzucone oczka: 4 i 1 Zakupione rekawice: TAK Suma: 5+2=7
Cinny nigdy nie miała wyczucia czasu, a zwłaszcza jeśli wcześniej była na zakupach. Wiadomo można wpaść w wir i zapomnieć o całym świecie. Na szczęście zajęcia zaczęły się bez fajerwerków, a ona zdążyła na pierwsze ćwiczenia tego popołudnia. Nie zdziwiły jej gnomy, w końcu jeszcze pamiętała zajęcia z wcześniejszych lat z tej tematyki. Miała wrażenie, że wszystkie wyglądały dokładnie tak samo, a jednak Mist Pober w jakiś niewytłumaczalny sposób zachęciła ją do przyjścia tym razem. Może to kwestia długiej nieobecności Cinny? W końcu po roku wszystko mogło się zmienić. Wróć... wszystko prócz ludzkie głupoty, ta jest bezmierna jak wszechświat. Dziewczyna jak zawsze do ćwiczeń podeszła bardzo poważnie. Długo zastanawiała się nad tym czy aby na pewno potrafi rzucić gnomem z gracją, której niewątpliwie wszyscy od niej oczekiwali. Fakt, że uczniowie skupili w pewnym momencie na jej zwlekanie uwagę wcale nie ułatwiał sprawy. Kręcenie się z gnomem w rękach tylko utrudniło cała sprawę. Cinny zawirowało przed oczyma, a gnom w rezultacie wyleciał o chwile za wcześnie z jej rąk. Niech to szlak! Wiedziała, że ONMS nie jest jej najmocniejszą stroną, ale żeby aż tak? Lekko zirytowana postanowiła kolejnym razem nie zastanawiać się tyle. Najwyraźniej na co dzień dobrze robiła. Myślenie boli, jest nieprzydatne i tylko proste czynności mogły doprowadzić do sukcesu. Przynajmniej ją, tak pokazywała praktyka.
Czekanie na zajęcia okazało się równie przyjemne co sam fakt powrotu Sashki do szkoły. Nie minęło wiele czasu gdy podszedł do niej jakiś przemiły Azjata, które pewnie kojarzyła z korytarzy szkolnych. W końcu nie było jej tylko rok, nie? - Cześć, cześć! - Uśmiechnęła się promiennie na jego przywitanie. Zawsze lubiła obcować z ludźmi nawet jeśli ich nie znała. Nikt na tym świcie w końcu nie jest sobie obcy. Każdego mogliśmy spotkać w poprzednim wcieleniu. Może to był motylek gdy ona była pięknym kwiatem? Nikt tego nie wiedział, ale Sashka wolała myśleć, że każdy może być jej bliski jeśli tylko chce. - Sasha, miło mi cię poznać. - Dodała również wyciągając dłoń do chłopaka. Jeko ciepły dotyk od razu przypomniał jej przyjacielski uścisk Math. Czemu nie mogło jej być teraz tutaj? Lahiri ciągle cicho w głębi serduszka tęskniła za przyjaciółką, spędziły w tych murach w końcu wiele lat. - Odgnamianie jesienią ogródka jest jak sianie kaktusów na śniegu, nie? Nim się obejrzymy śladu nie będzie po naszej pracy. - Stwierdziła zastanawiając się ile chłopak wie o tych przecudnych stworzeniach. Sama Sashka bardzo lubiła odgnamiać, obcowanie z przyrodą było częścią jej wewnętrznej harmonii. Elementem jej Ośmiorakiej Ścieżki. Kto jednak poza nią mógł to do końca zrozumieć? Buddyzm w Hogwarcie był tak niespotykany... Praca nie okazała się dla niej trudna. Gnom jakby zahipnotyzowany stał po prostu patrząc na inne. Szybko więc chwyciła go za nogi. Był lekki jak piórko. Jeden szeroki zamach i poleciał gdzie pieprz rośnie, a jak wiadomo to na pewno dalej niż okiem sięgnąć. Sashka z zadowoleniem spojrzała na swoje ręce. Biedne gnomki wylatują co roku z ogródków, ale przecież taka jest właśnie natura. Brutalna. Mogąc wyrzucić je z linii zagrożenia sprawiała, że miały nieco większe szanse na przeżycie. Choć jeśli by to od niej zależało to pewnie pozwoliłaby im tu biegać do utraty tchu. Przecież i tak poza nimi nikt z tych zbiorów na co dzień nie korzysta, nie? - Kolejny gnomek uratowany przed ślizgońskimi łapkami, a jak tobie idzie? - Spojrzała w stronę wykonującego swoje zadanie Setha. Może i jemu się poszczęści?
Z powoli zbierających się osób dosyć prędko wyłapała Rasheeda - który swoją drogą cały czas beształ ją za złą wymowę swojego imienia, ale z drugiej strony sam nie był absolutnym mistrzem w nieskażonym akcentowo wymawianiu jej nazwiska - pilnie obserwując wielką jak na swoje standardy dłoń, podążającą prosto na jej głowę. Gdy intruz dotarł wreszcie na miejsce, tęczówki Kaśki niemal zniknęły, podniesione tak mocno do góry, ale prędko wróciły na swoje miejsce. Dziewczyna doszła do wniosku, że nie ma sensu psuć sobie oczu podobną błahostką. Na określenie jej "małą" bardzo chętnie odszczeknęłaby w jakiś wymyślny sposób, ale siłą rzeczy, nie przekroczywszy stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu, nie miała podobnego prawa. - Cześć, Raszid - perfidnie zaakcentowała złą wymowę, uśmiechając się do niego niewinnie - Jak ci idzie powrót do rutyny? - zagaiła jeszcze, zanim niekoniecznie słuchając instrukcji Pober, zabrała się wraz z Sharkerem do wyznaczonego zadania. Podpatrzyła najpierw parę innych osób, obserwując co tak właściwie robią, aż wreszcie sama zaczaiła się na jednego gnoma, którego z całej siły cisnęła za ogrodzenie. Prawie popłakała się z rozpaczy, gdy bijąca wierzba z ogromnym impetem uderzyła w małego stworka. - Mogłam się spodziewać, że w Hogwarcie nie będzie ani trochę mniej sadystyczna... - skwitowała cicho, ukradkiem spoglądając na panią profesor, obwiniając ją za wszystkie cierpienia gnomów, mimo że to przecież ona sama tak właściwie rzucała tymi stworzeniami.
Uczen: Katya Kolosova Dom: Salem Wyrzucone oczka: 5 + 5 Zakupione rekawice: nie Suma: 5 + 5 = 10
Tak jak przypuszczał, Puchonka okazała się być sympatyczną osobą więc nie żałował tego, że się do niej odezwał. W sumie... Nawet gdyby była w stosunku do niego oschła to również nie miałby powodu aby się przez to smucić. Lubił ludzi i szanował każdego kogo spotkał a co za tym idzie, potrafił się do danej osoby dostosować. - Tak, masz rację - odparł słysząc co Sasha sądzi na temat odgnamiania ogródka jesienią. - Ale z drugiej strony, jeśli będziemy tu regularnie zaglądać nie powinno być z nimi większego problemu. Gdy skończył wypowiadać te słowa, zauważył jak jeden z gnomów przebiega w pobliżu. Sprytnie chwycił go za nogi, obrócił się kilkakrotnie i rzucił nim nie używając swoich wszystkich sił, nie znał się na takich stworzonkach i szczerze mówiąc trochę się obawiał, że zrobi mu krzywdę. Widząc lot swojego gnoma uznał, że chyba jednak musi się bardziej przyłożyć jeśli chce dostać lepszą ocenę i właśnie wtedy zauważył, jak gnom wpada na nieduże drzewko. No pięknie, gnom na drzewie... Westchnął i już miał zabrać się za szukanie kolejnego gnoma kiedy zauważył, że gałęzie drzewa mocno odbijają stworzenie. - Chyba nie jest źle jak na pierwszy raz - odpowiedział na pytanie Sashy. - Mam tylko nadzieję, że nic się im nie stanie...
Była dość sceptycznie nastawiona do tego zajęcia. Nie lubiła zajmowania się ogródkiem, a ten w jej syberyjskim domu był w dość opłakanym stanie. Jednakże nie z powodu szkodników jakimi były gnomy. Na nie miała porozkładane różnego rodzaju pułapki, które skutecznie je eliminowały. Łapanie ich w ręce, a potem późniejsze przerzucanie było dla po prostu marnotrawieniem czasu. - Kurwa, czy nie można by ich po prostu pozabijać zaklęciami? - Burknęła niemalże bezgłośnie pod nosem, kiedy wędrowała na poszukiwania gnoma. Dość szybko udało się jej wypatrzeć jednego z nich, którego złapała za grube nogi. Nie mogło być jednakże zbyt pięknie - pogoda postanowiła pokrzyżować jej zamiary dalekiego przerzucenia stwora. Słońce oślepiło ją dokładnie w tym momencie, gdy zamachiwała się zwierzęciem. Ten w efekcie zamiast na płocie, wylądował na domku gajowego. Przynajmniej zapewne porządnie się potłukł i już tu nie wróci. Fyodorova pomruczała kolejne przekleństwa pod nosem, tym razem w Rosyjskim języku, odwracając się na pięcie. Co za głupota, takie rzeczy robić.
Mist cierpliwie notowała wasze wyniki, a kiedy ogród zrobił się mniej więcej czysty od gnomów, zniknęła na parę minut. Po chwili powróciła z dwoma klatkami, pełnymi stworzeń podobnych do fretek. Ustawiła je przed uczniami, wyjaśniając dalsze instrukcje. - To są wozaki. Idealnie nadają się do wyczyszczenia ogrodów z myszy, szczurów czy kretów, a także tamtych szkodników - tu wskazała dłonią w kierunku, w którym wylądowała większość gnomów. - Jeśli je wypuścimy, te przeczeszą tereny pod ziemią i zadbają o to, by gnomy nie powróciły na ten teren w przyszłości. Nie zwracajcie tylko uwagi na to co mówią, najlepiej w ogóle nie próbujcie się z nimi porozumiewać… mają dość ograniczone słownictwo. Otwierając drzwiczki do klatek, było można usłyszeć okrzyki wozaków. Te jednak nie brzmiały radośnie, a raczej były to obraźliwe słowa skierowane do wszystkich wokół. Było to jednak niezbędne, jeszcze jesienią nauczycielka zielarstwa mogła na tych terenach spokojnie posadzić rośliny kwitnące wyłącznie w lodowatej temperaturze, pod fałdą śniegu (o czym uczniowie chodzący na zielarstwo powinni wiedzieć!). Ziemia na nie musiała być jednak odpowiednio przygotowana. - Spróbujcie je zagonić w stronę tych krecich kopców! - Zawołała jeszcze, gdy stado przerośniętych fretek wybiegło z klatek.
W tym temacie rzucacie jedną kostką. Zdobyte przedmioty możecie sami wpisać w kuferkowe wyposażenie.
1 - Wozak jest w stosunku do Ciebie nie tylko niegrzeczny, ale i agresywny! Próbujesz mu wskazać drogę, gdzie ma iść, ten jednak zamiast tam ruszyć, używa wobec ciebie bardzo brzydkich słów, a potem gryzie Cię w nogę! Rana boli i piecze, dlatego nauczycielka momentalnie odsyła Cię do pielęgniarki. Ps. Jeśli nie napiszesz, że twoja postać nakłada maść w skrzydle szpitalnym, masz obowiązek przez tydzień podkreślać w postach, że twoja postać ma obolałą nogę. 2 - Wozak nie jest zainteresowany współpracą z tobą. Krzyczysz, tłumaczysz, prosisz, bądź straszysz go, chcąc sprawić, by ten ruszył na kopce, niestety zwierz woli, wyzywając Cię od najgłupszych, pójść w drugą stronę. Gdy ten znika w krzakach, rzucasz się za nim, chcąc go dorwać. Odrobinę się poraniłeś i pobrudziłeś, wozaka totalnie straciłeś z oczu, ale za to na ziemi znalazłeś 10 galeonów. Ten dzień jeszcze nie jest stracony! 3 - Trafił Ci się wyjątkowo gruby wozak. Kiedy wbiegł do jednego z krecich tuneli, po prostu w nim utknął! Zdębiała nauczycielka momentalnie poleciła Ci go wyciągnąć z kopca. Zwierzak przeklinał wyzywając Cię od najgorszych, a ty musiałeś się z nim mocować. Kiedy jednak udało Ci się go odkopać, zauważyłeś, że zaklinował się tam przez małą latareczkę. Jak się okazało, był to magiczny świetlik. 4 - Stworzenie wybiegło z klatki przodem, zostawiając Cię w tyle. Nauczycielka od razu poleciła Ci biec za nim, aby sprawdzić, czy ten dorwie jakiegoś kreta bądź gnoma. Niestety porządnie się nabiegałeś, a wozak i tak znikł między gęstymi zaroślami. Ze złości kopnąłeś w kamień? A może zupełnie przypadkiem się o niego potknąłeś? Tak czy siak, poruszając go, zauważyłeś, że za nim kryło się opakowanie czarodziejskich kredek. 5 - Czyżbyś znalazł wspólny język z wozakiem? Ten zaczął idealnie Cię słuchać i kierować się tam, gdzie mu wskazałeś. Dzięki temu od razu zaczął atakować pobliski kopiec w poszukiwaniu szkodników. Co więcej kiedy skończył, spojrzał na ciebie, abyś doprowadził go do następnego siedliska. Nauczycielka jest pod wielkim wrażeniem. Co więcej, pyta się Ciebie, czy nie chcesz otrzymać na wychowanie małego wozaka. Jeśli nie masz jeszcze zwierzęcia, koniecznie przemyśl, czy nie chcesz zachować jednego z nich! 6 - Chociaż zwierzak sypie przekleństwami pod nosem, udaje Ci się go doprowadzić do dużego kopca. Jak szybko się okazuje, jego rozmiary nie były związane z ilością mieszkających w nim szkodników, a tym, że pod nim była zakopany niezwykły lewitujący kapelusz. To nie byle jaka zdobycz, gratulacje!
Kod, który umieszczacie na końcu swojego posta:
Kod:
<zg>Wyrzucone oczka:</zg> wpisz liczbę
PS. Chętni na zajęcia wciąż mogą wpadać! Koniecznie jednak muszą też wykonać kostki z poprzedniej strony!
Gdy tylko Sashka zobaczyła wozaki wyjęte przez nauczycielkę, momentalnie zmieniła obiekt zainteresowania z Setha na klatkę. No cóż... Były takie słodkie! Znaczy nie to by wyglądały jak spełnienie marzeń, po prostu Sashka kocha wszystkie zwierzęta na świecie i pewnie gdyby tylko widziała testrale również uznała je na niezwykle urocze i urodziwe.- Przepraszam Seth, zaraz wrócę! - Zawołała, po czym szybciutko poszła po jedną z klatek przed nauczycielką. Tak właśnie zaczął się jej koszmar. Wozak chyba wyczuł, że może Saszce wejść na głowę więc z miejsca stał się opryskliwy i agresywny. Problem z nim był do tego stopnia, że gdy tylko Sasha postanowiła go wypuścić, by słodziak mógł na wolności trochę sobie poszaleć, a przy okazji być pożytecznym, to wredzioch na pożegnania jeszcze ugryzł Lahiri w nogę. - Auć! - Zawołała mimowolnie, a miejsce po ugryzieniu zrobiło się czerwone. Seh w tym czasie chyba dalej był zajęty swoim potworem. Sashka oczywiście pomyślała, ze to pewnie wina nauczycielki, która po prostu źle je przeniosła na miejsce, trzasła czy coś, więc już z trochę mniejszą radością podeszła do niej. Zanim jednak zdążyła powiedzieć słowo kategorycznie odesłano ją do skrzydła szpitalnego. Wiadomo jednak, że osoby kulejące nie są zbyt zaradne, więc parę kroków dalej niechcący wpadła na @Elizabeth Benoit. - Och bardzo mi przykro. Mam nadzieje, że nic ci nie jest. - Stwierdziła patrząc na nieznaną sobie koleżankę.
Kolejne zwierzęta spodobały się jej znacznie bardziej. Może dlatego, że nie były bezużyteczne, a ponadto posługiwały się mową zaskakująco bliską Rosjance? Kiedy nauczycielka poleciła, aby przygarnąć jedno ze stworzeń, to oczywiście zaczęło obrzucać Zilyę przekleństwami. Brunetka jednak ani myślała by pozostawać dłużna! Zaczęła równie przeklinać na wozaka i być może to właśnie to sprawiło, iż stworzenie po prostu zaczęło ją słuchać. Co prawda wydawała mu polecenia, co słowo rzucając przekleństwem, a wypowiedź kwitując obraźliwym stwierdzeniem dla całego gatunku wozaków, ale najwyraźniej to właśnie działało. Zwierzak biegał to tu, to tam, kopiąc tam, gdzie wskazała. Sytuację tą zauważyła nauczycielka, bowiem zapytała Zilyę wprost, czy nie chce zachować małego wozaka. Dziewczyna już chciała się skrzywić, mówiąc, że nie będzie bezinteresownie hodować i karmić jakichś stworzeń, ale wtem zaświtała jej myśl. Wszakże posłusznego wozaka będzie mogła wykorzystać, by robił to co ona zechce, a gdy ten tylko się zbuntuje, po prostu go zabije i obedrze ze skóry - tak jak to robi na co dzień w Rosji. Idealny układ, wszakże nawet nie musi na niego polować. Oczy jej więc na tą myśl błysnęły i ochoczo pokiwała głową, już sobie wyobrażając nowy szalik z wozakowego futra.