Ten ogród nie jest wielkich rozmiarów, ale za to mieści się w nim wiele rodzajów róż. Miejsce idealne dla romantycznych dusz i zakochanych par. Nikt nie wie kto się opiekuje tym miejscem jednak jest pewne, że robi to po mistrzowsku.
Autor
Wiadomość
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Każdy chyba wiedział to, że Mulan raczej nie należała do ludzi, którzy jakoś szczególnie fascynowali się zielarstwem. Ba, nie znała wielu roślin i ich właściwości, ale nie można było powiedzieć, że była całkowitym debilem, który nie rozpozna takich naprawdę podstawowych kwiatków. Owszem, może i jednego dnia wywołała śmiech wśród swoich rówieśników, gdy pomyliła stokrotki z rumiankiem, bo te miały coś za mało płatków i były takie białe, ale od tego czasu wiele się nauczyła. Między innymi tego jak naprawdę wygląda rumianek. Nie ma się, zatem co dziwić, że gdy tylko utwierdziła się w tym, czym jest rumianek i gdzie można go znaleźć to udała się na jego poszukiwania na błoniach. W końcu skoro był on tak pospolity to z pewnością natknie się na niego gdzieś w jakimś ogródku lub na łące, co było dla niej niezwykle logiczne. Przemierzała okoliczne tereny szkolne, powtarzając sobie w duchu jak osioł ze shreka formułkę traktującą o białych kwiatkach bez kolców, które musiały znaleźć się gdzieś w pobliżu. Trzeba było się tylko dobrze rozejrzeć, a na pewno je znajdzie. Co do tego była pewna. Stuprocentowo. Chociaż może jednak nie. Dopiero po jakimś czasie natrafiła na rumianek lekarski, dokładnie to, czego szukała. Wcale nie było tak łatwo jak myślała, ale poradziła sobie dziewczyna. Vicario byłaby z niej dumna. Zaczęła powoli i ostrożnie zrywać kwiatki, co by ich jednak nie uszkodzić w trakcie. Umieszczała je we wcześniej przygotowanym wiklinowym koszyczku, który zapewne mógłby skutecznie służyć jakiemuś Czerwonemu Kapturkowi, w czym w sumie było nieco prawdy skoro Huang obecnie miała na sobie bluzę z kapturem z czerwonymi wykończeniami. Czyli była takim podrabianym czerwonym kapturkiem! I to nie takim, co się zasadza na ludzi po lasach. Koszyczek powoli zapełniał się coraz bardziej zebranym przez nią rumiankiem, który z pewnością przyda się jej w czasie warzenia jakiś eliksirów. Szkoda tylko, że musiała do tego jeszcze uzbierać inne składniki, ale to nic. Na razie wystarczy jej satysfakcja z zebranego jednego składnika.
z|t
+
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Jeszcze nie tak dawno, ledwie kilka miesięcy wcześniej, w swojej nadmiernej dramatyczności przekonany był, że nie doświadczy więcej tego przejmującego uczucia, jakim było zakochanie, uderzające do głowy niczym pierwsze w życiu piwo kremowe. Dopuszczenie do siebie tej możliwości, wyrwanie się z żenującej fazy wyparcia i topienia we własnym nieszczęściu było prawdopodobnie... cóż, jedną z lepszych decyzji, które podjął w ostatnim czasie. Nawet zmęczenie towarzyszące mu od dobrego miesiąca, związane z zanikiem księżyca, osładzał mu fakt otwartych ramion, zawsze gotowych ściągnąć mu z ramion część trosk. Serce miał wobec tego lekkie, bijące coraz niecierpliwiej wraz z każdą upływającą minutą, zbliżającą go do powrotu do Doliny Godryka. W pierwszej kolejności zabłądził jednak do ogródka na błoniach Hogwartu; być może nie mógł zaprosić Viro na rendez-vous w tej tragicznie romantycznej lokalizacji, ale chociaż jej potajemnie skradziony fragment mógł złożyć na jego ręce w wyrazie całkowitej adoracji. Nie spodziewał się nikogo spotkać w ogrodzie o tej porze, a jednak ezrowe oczy zaraz musiały rozbłysnąć żywo, gdy dość szybko rozpoznał sylwetkę @Christopher Walsh pomiędzy kwiatami; dotarły do niego pogłoski na temat powrotu dwóch znanych pedagogów, do tej pory nie widywał jednak żadnego z nich na korytarzach ani w Wielkiej Sali. Pamiętał jeszcze, że O'Connor nie był najbardziej entuzjastyczną i otwartą osobą, którą poznał, więc też od razu odrzucił w głowie powitania zahaczające o jakiekolwiek pytania dotyczące nieobecności - prawdopodobnie mężczyzna usłyszał ich już bardzo wiele w ostatnim czasie. - Jak myślisz, która przemawia mniej więcej jak "pożądam cię i myślę o tobie cały czas"? - zagaił zamiast tego o poradę, z oczywistym rozbawieniem błądzącym mu po ustach. Musnął palcami płatki różowego kwiatu, podchodząc bliżej. - A którą mógłbym podarować z intencją "damn, dobrze wyglądasz i w ogóle dobrze cię znowu widzieć"?
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie ulegało najmniejszej nawet wątpliwości, że tęsknił nie tylko za ludźmi, ale i za miejscami. Jednym z nich był ogród różany, do którego udał się wkrótce po powrocie, przyglądając się roślinom, zastanawiając się, czy w czasie, gdy go nie było, ktoś należycie się nimi opiekował. Wiedział, że nie powinien teraz nadmiernie się nimi przejmować, że skoro zdecydował się nauczać, a nie pełnić nadal funkcję gajowego, nie miał zbyt wiele do powiedzenia w kwestii wyglądu błoni, czy tego, jak zajmowano się okoliczną roślinnością, ale nie umiał sobie tego odmówić. Mimo wszystko to, co go otaczało, miało dla niego wielkie znaczenie, liczył się dla niego każdy skrawek ziemi, która w ostatnim czasie musiała najwyraźniej sporo ucierpieć, choć tutaj, w Hogwarcie, wszystko zdawało się dokładnie takie, jak było. Zupełnie, jakby nic się nie zmieniło. Taki sam był również ten zakątek, z którym wiązały się jego liczne wspomnienia. Uśmiechał się do nich nieco niemądrze, przesuwając przy okazji palcami po gałązkach różanych krzewów, zastanawiając się mimowolnie, czy nie znalazłby czasu, żeby zająć się również roślinnością poza szklarniami. Zbyt ją kochał, by porzucić na pastwę losu, by zapomnieć o tym, jak dbał o nią na każdym kroku, wraz z każdym miesiącem, zmieniającymi się porami roku. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie, mając wrażenie, że był to mimo wszystko jeden z lepszych okresów jego życia, a potem zamknął na moment oczy. Dobrze było wrócić do domu. Christopher nie wątpił w to, że to miejsce znajdowało się właśnie tutaj, że jego miejscem na ziemi był Hogwart, nie odległa Australia, nie odległe lądy, nie odległe światy, ale właśnie ten skrawek ziemi tutaj. Pewnie niektórzy by go wyśmiali, przypomnieli mu, że był to tylko kawałek jego życia, że mógł iść naprzód, że mógł się zmieniać, ale on tego nie chciał. Prawdę mówiąc, miał dokładnie to, czego potrzebował i gdyby pominąć wszystkie dotychczasowe problemy, byłby naprawdę szczęśliwy. - Czerwona, herbaciana, różowa i purpurowa. Wyrażają miłość, fascynację, wdzięk i zachwyt. Ale w takiej wiadomości o wiele lepiej sprawdziłyby się żonkile, które same w sobie mówią o pożądaniu i psianki jaśminowe, bo przez nie powiesz komuś, że jest zachwycający – odpowiedział, nie odwracając się, unosząc jedynie powieki, przesuwając nadal palcami po gałązkach krzewu, nie skaleczywszy się ni razu. – A jeśli mowa o twojej drugiej wiadomości, to potrzebowałbyś dzwonów irlandzkich, gerbery, kwiatu brzoskwini i jaskra azjatyckiego, by wyrazić swoje szczęście i radość oraz powiedzieć komuś, że jego wdzięk jest niezrównany i nim promienieje. Christopher odwrócił się w końcu, by spojrzeć na Ezrę, przekrzywiając lekko głowę. Gdy ostatnio rozmawiali, był niesamowicie spięty. Przeszłość, problemy, żal, żałoba, to wszystko wyraźnie się w nim wtedy mieszało, nie pozwalając mu na to, by był tym, kim naprawdę był. Teraz, choć zdawał się wcale nie zmieniać, był jednak kimś innym, był wreszcie w pełni sobą i podejrzewał, że ludzie, którzy go znali, byli w stanie to dostrzec.
Nie miał tak naprawdę pojęcia, jakie kompetencje miał Christopher w zakresie florystyki; zakładał, że kurs składania bukietów nie przynależał do obowiązkowego przeszkolenia szkolnego gajowego. W jakiejś części spodziewał się zatem konieczności zmierzenia z krzywym spojrzeniem w ramach odpowiedzi. Co miał do stracenia, bo na pewno nie sympatię zdystansowanego mężczyzny... - Psianki jaśminowe? - wyrwało mu się od razu nieco rozbawione prychnięcie, którym upewniał się, czy aby na pewno się nie przesłyszał; nie wątpił, że kwiatki pod taką nazwą musiały być bardzo urzekające, nie był jednak przekonany, czy to o ten efekt mu chodziło. Kiedyś, gdy randkował nieco więcej, sam znał się trochę na podstawowej wymowie kwiatów - w każdym razie tych, którymi można było komuś zaimponować. Dzwony irlandzkie chyba się do tego nie zaliczały... Pomimo ujawniającej się bruzdy wątpliwości, słuchał uważnie dalszych słów byłego gajowego, jednak wierząc że miał do tego nieco większe kompetencje. - To raczej nie są bukiety, który teraz gdzieś dostanę. Chyba że chcesz pomóc mi w skompletowaniu... - zaproponował niezobowiązująco, widząc tego potencjał. Wyłapując spojrzenie Chrisa, uśmiechnął się szerzej i podszedł bliżej, do tych kwiatów, którym przyglądał się mężczyzna. - Ale w pierwszym chociaż jedna róża musi być - zastrzegł sobie od razu. - Spotykam się z pisarzem, jeszcze mnie posądzi, że żałuję mu tego wspaniałego kulturowo znaczącego kwiatu. Nie masz pojęcia, jaki potrafi być dramatyczny - wyjawił mu, niby narzekając, niby przywracając oczami, ale i tak zdradzając się czułością zmiękczonego uśmiechu. Nie chciał jednak narzucać się z własnymi historiami, myślami przeskoczył więc do drugiego z bukietów. - Więc zanim wypatrzę odpowiednią... - Wyciągnął różdżkę i odpowiednim zaklęciem wyczarował pomarańczową gerberę - jedyną, którą był w stanie przywołać tak z głowy - i podał ją Chrisowi, mimochodem dostrzegając charakterystyczny metal na jego palcu. - Na dobry początek?
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher uśmiechnął się lekko na pytanie Ezry, zdając sobie w pełni sprawę z tego, jak szaleńczo mogły brzmieć jego słowa. Dla niego bowiem nazwy kwiatów oraz ich znaczenia w większości nie stanowiły żadnego problemu. Rozpoznawał je z daleka, niektórym musiał przyjrzeć się nieco uważniej, by upewnić się, że nie pomylił się co do danego gatunku, ale mimo wszystko roślinność zdawała się zajmować znaczną część jego serca. Zaraz obok Josha, choć trudno było tak naprawdę powiedzieć, kto właściwie wygrywał w tej wojnie. Nauczyciel zielarstwa był zaś pewien, że jego mąż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż miał sporo rywali do tytułu najważniejszej istoty w jego życiu i na swój sposób było to zabawne. Nie było to jednak coś, o czym chciał mówić drugiemu mężczyźnie, wychodząc z założenia, że nie było to koniecznie coś, czego Ezra powinien i chciał słuchać; zachował to zatem dla siebie. - Wyglądają jak małe, białe, pięcioramienne gwiazdy. Są bardzo delikatne i niesamowicie subtelne, ale pewnie nie spotkałeś ich do tej pory, bo pochodzą z Brazylii - odpowiedział prosto. Opisywanie danych roślin nie było dla niego zbyt wielkim problemem, a gdyby tylko miał jakieś wątpliwości albo problemy, w każdej chwili mógł sięgnąć po swój notes. Nie rozstawał się z nim, zostawiając w nim kolejne wpisy, notatki, rysunki, kolejne uwagi, kolejne przemyślenia. To była jego mała encyklopedia wiedzy, coś, co kochał na swój sposób i chociaż wiedział, że nikt nie byłby w stanie nic z niego wyczytać, w ogóle mu to nie przeszkadzało. Tak samo, jak propozycja Ezry, na którą skinął głową, wyrażając tym samym gotowość do pomocy. Ostatecznie układanie bukietów mieściło się w jego zainteresowaniach, podobnie, jak plecenie wianków. -Z pisarzem? - zapytał, marszcząc lekko brwi. - Od kiedy Leo jest pisarzem? - dodał po chwili, zapewne mało inteligentnie, ale nie do końca był w stanie sobie to wyobrazić. Zupełnie to do niego nie pasowało, a przynajmniej z takiego założenia wychodził Christopher, nie mogąc wyobrazić sobie tego wielkoluda z piórem w ręku. To brzmiało tak absurdalnie i komicznie, że Walsh właściwie od razu odrzucił tę możliwość, tym samym przyglądając się nieco niepewnie drugiemu mężczyźnie, zastanawiając się jednocześnie, czy przypadkiem nie udało mu się strzelić wspaniałej gafy, od której w tej chwili nie było żadnej ucieczki. Nim jednak otrzymał odpowiedź na swoje wątpliwości, uśmiechnął się ciepło na widok gerbery, którą przyjął i dla żartu nawet dygnął. Przesunął opuszkami palców po płatkach kwiatu, jak zawsze w takich momentach dochodząc do wniosku, że było w nich jednak coś pięknego, coś niesamowitego, a potem zmarszczył z rozbawieniem nos. Spojrzał na obrączkę, która tak naprawdę była dawniej muszlą - zieloną, przebarwiającą się na czarno - transmutowaną w odpowiedni sposób. Za każdym razem, jak przypominał sobie, jak doszło do tego, że w ogóle ją nosił, miał ochotę parsknąć z rozbawienia. Nic zatem dziwnego, że spojrzał na Ezrę błyszczącymi oczyma, a w kąciku jego ust czaił się zaczepny uśmiech. - Powinieneś uważać. Jeszcze dostaniesz tłuczkiem w twarz.
Prawdopodobnie wielu zaskakiwało, że jak na osobę tak rozkochaną w swoim własnym głosie, Ezra nie tylko potrafił, ale i szczerze lubił słuchać innych. Był zdania, że w ustach pasjonaty wszystko mogło rozbrzmieć porywająco, niezależnie od podjętego tematu (pomijając oczywiście historię magii, o której nie dało się mówić interesująco). Nawet jeśli drobne podśmiewywanie się leżało w jego naturze, nie można było mu jednak odmówić uwagi, którą skrupulatnie obdarowywał swojego rozmówcę. Miesiące zeszłego roku zlewały się w jego pamięci bardziej niż pozostałe, więc trudno było mu skojarzyć, czy Chris mógł słyszeć już coś o rozpadzie jego związku z Vin-Eurico; szybko jednak okazało się, że to O'Connor zniknął jako pierwszy. Myśl o Leonardo sklecającym poetyckie formułki była zupełnie absurdalna, ale nie wydobyła z niego więcej niż cienia uśmiechu i prostego zaprzeczenia "nie jest"; zaraz też przesunął ręką po karku z odrobiną dyskomfortu, którą wciąż odczuwał przy wspominaniu o swoim ex. Nie chciał jednak robić z tego tematu tabu. Potrzebował jednak chwili namysłu, aby dobrze to sformułować, więc temat tłuczka wydał mu się dużo łatwiejszy. - Odrobina zazdrości dodaje związkowi, nie odejmuje. Raczej powinien mi podziękować za możliwość tego doświadczenia i upewnienia się, że jesteś dla niego tym jedynym - sprzeciwił się od razu z nutą dyplomatycznej powagi konkurującej z cwaniackim uśmieszkiem. - Aczkolwiek żaden z moich partnerów nigdy mi w to nie uwierzył... - westchnął teatralnie, pod tym względem bardzo rozczarowany swoimi związkami; ezrowych swobodnych flirtów nie lubiła Bridget, Leonardo czuł się przez nie niewystarczający, a Viro denerwował się, gdy Clarke pozwalał sobie na nie w jego towarzystwie, choć przecież właśnie wtedy powinien mieć najsilniejszą świadomość, że w przekonaniu Ezry była to tylko rozrywka, równie naturalna, co słuchanie muzyki. Na szczęście pod nieobecność Rowle'a wolno mu było rozdawać tyle kwiatów, ile tylko miał ochotę. - Zatem gdyby twój wybranek też nie był przekonany, to szczęśliwie i tak nigdy nie przepadałem za okolicami boiska quidditchowego - zaśmiał się, machając lekceważąco ręką, bo raczej nie było groźby, że znajdzie się w polu rażenia. Ważniejsze było jednak, że Ezrowe umiejętności kojarzenia faktów podpowiadały mu, być może naiwnie, że ze strony Chrisa nie była to aluzja do ukrócenia zbytniej poufałości. A skoro powrócił do Hogwartu jednocześnie z nauczycielem miotlarstwa... - A tak poważnie, jeśli opowiesz mi, jak to się stało, że Josh cię usidlił - bo szósty zmysł podpowiada mi, że to jednak była jego inicjatywa, Panie Ex-Sztywniaku - to ja opowiem ci więcej o moim rozstaniu z Leonardo i mojej nowej miłości.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher skinął jedynie głową na jego wyjaśnienie, domyślając się już, że popełnił błąd, ale nie był w stanie go cofnąć. Z całą pewnością nie powinien czynić żadnych założeń, nie powinien przyjmować z góry, że życie innych nie zmieniło się ani trochę, podczas gdy jego wywróciło się wręcz do góry nogami. Powinien pamiętać o tym choćby ze względu na Alexandra, ale mimo wszystko zapędził się bardzo daleko w swoich domysłach, w swoich podejrzeniach i przyjął je za prawdę. Nie był jednak pewien, czy powinien przeprosić za swoje słowa, bo pod pewnymi względami wydawało mu się to wręcz absurdalne, dlatego też pozwolił ostatecznie, by Ezra mówił, co właściwie chciał, zaraz jednak uśmiechnął się nieco krzywo. - Obawiam się, że ma jej nieco za dużo - stwierdził jedynie, nie zamierzając tłumaczyć mężczyźnie kwestii związanych z Charliem. Od kiedy jego przyjaciel dowiedział się o zmianach w jego życiu, stał się nieco nieznośny i zachowywał się jak nadopiekuńczy starszy brat. Być może nie byłoby to tak uciążliwe, gdyby nie to, że Christopher przez lata darzył go zdecydowanie głębszym uczuciem, co ostatecznie prowadziło do całkowicie idiotycznej sytuacji, z której, mimo wszystko, trudno było się wymknąć bez ofiar. Zaraz jednak uniósł lekko brwi, by zauważyć spokojnie, że gdyby zaszła taka potrzeba, rzeczony tłuczek dosięgnąłby go zapewne również w jego gabinecie, a potem mimowolnie nieznacznie się zarumienił. Prawdą było, że się zmienił, że przestał się zachowywać w wielu momentach, jakby połknął kij od szczotki, ale nadal pewne uwagi nieznacznie go peszyły. Choć przecież nie było w nich niczego skandalicznego, okropnego, czy niemoralnego. Musiał również przyznać, że propozycja Ezry nieco go zaskoczyła, a jednocześnie rozbawiła, pokazując, że mężczyzna doskonale wiedział, jak żonglować pewnymi sprawami, by osiągnąć to, czego chciał. - A co, jeśli się mylisz? - zapytał, przekrzywiając lekko głowę, a później wzruszył lekko ramionami. - O czym chcesz posłuchać? O wyjeździe do Australii? O ślubie? To raczej nie są tajemnice i wydawało mi się, że przynajmniej w pokoju nauczycielskim pewne kwestie powinny stać się oczywiste - dodał jeszcze, być może nieco jak na siebie zaczepnie. Wiedział, że dla większości osób jego słowa brzmiałyby zupełnie zwyczajnie, ale to nie miało dla niego znaczenia, ostatecznie bowiem postępując tak, a nie inaczej, był po prostu sobą, prawdziwym sobą, wyzwolonym ostatecznie z okowów, które nałożyła na niego przed laty babka.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Oczywiście, że ezrowa brew nie mogła nie drgnąć z pewną zaskoczoną satysfakcją, gdy zauważył ledwo widoczną plamę różu rozchodzącą się po policzkach mężczyzny; w kręgach, w których się obracał podobna pruderia raczej nie była spotykana. Z pewnością był to jednak szczegół warty zapamiętania - i ewentualnego dalszego testowania. - Cóż, nie zwykłem się mylić... - zauważył, ściągając czoło, jakby Chris przysporzył mu prawdziwą zagwozdkę. - Bycie tego świadkiem możesz sobie przypisać jako swego rodzaju osiągnięcie. I będziesz mógł nawet powiedzieć o tym Joshowi, ale tylko jemu. Dla całej reszty oficjalna wersja będzie oczywiście brzmieć, że miałem rację - wyjaśnił, trochę odruchowo kopiując po rozmówcy gest wzruszenia ramionami i doskonale aktorsko bawiąc się przy tym znajdowaniu się na pograniczy żartu i powagi, bez dawania wyraźnego sygnału, do której opcji wieść powinna intuicja. W końcu musiał budować swoją reputację. - Chciałbym mieć czas na słuchanie wszystkich plotek - westchnął zaraz tęsknie; godzenie pracy w Hogwarcie i teatrze, spotkania z Viro, Heaven, próba przekonania do siebie Baby i Olivera... wszystko to było tak czasochłonne, że sam zastanawiał się, jak w ogóle upychał to w swoich tygodniowych grafikach. Czuł, że było mu daleko do perfekcji; zawsze coś musiało ucierpieć i niestety po powrocie Leonardo z Meksyku rykoszetem dodatkowo oberwało jego spokojne przesiadywanie z kubkiem herbaty w pokoju nauczycielskim. Mimo wszystko bezpieczniej było, kiedy się mijali. - No ale skoro kwestie ślubu to nie są twoim zdaniem tajemnice, to możesz zacząć od nocy poślubnej - zaproponował z błyskiem w oku, aby przypomnieć mu, z kim próbował mierzyć się na zaczepki. W gruncie rzeczy był jednak pozytywnie zaskoczony tym, jak gładko toczyła się ich rozmowa. Nie chcąc tego zepsuć śmiałością - naturalną dla siebie, ale jednak czasami przesadną w opinii innych - wyciszył prowokację, wybierając nieco poważniejszy ton. - Opowiedz mi o tym ze swojej perspektywy. W końcu to nie tylko fakty, które możemy sobie podawać bez refleksji. Możesz opowiedzieć mi o tym, co cię skłoniło do powiedzenia "tak" i uznania, że tamto miejsce, tamten czas są właściwe... Ile czasu w ogóle byliście narzeczeństwem? - zainteresował się, bo nie pamiętał, by znajdowali się blisko tego stadium relacji, gdy poznawał ich chyba już prawie dwa lata temu.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher uniósł nieco zdziwiony brwi, dopiero po chwili przypominając sobie, że Ezra był również aktorem, a potem jedynie wywrócił oczami i przystał na jego propozycję. Nie czuł zresztą zbyt wielkiej potrzeby rozpowiadania o tym ich spotkaniu, o tym, co się dokładnie w czasie niego wydarzyło. Mimo wszystko nie należał do osób, które wiele mówiły, czy to o sobie, czy o innych, zdecydowanie wolał słuchać i trzeba przyznać, że był naprawdę dobrym słuchaczem, o ile nie pozwalał na to, by jego uprzedzenia wyszły na wierzch. Wiele z nich zniknęło wraz ze śmiercią jego babki, zupełnie jakby faktycznie zdjęto z niego kajdany, jakby klapki z jego oczu opadły i mógł zobaczyć świat takim, jakim był, bez narzuconych z góry wytycznych, których starał się trzymać, czując jednocześnie, jak bardzo się dusi, jak w tym wszystkim się miota, jak nie umie sobie poradzić z własnym życiem. Teraz było inaczej i wszystko wskazywało na to, że jego umysł był zdecydowanie bardziej otwarty na różne możliwości, na różne zmiany, na szanse, jakie wcześniej zapewne przegapiał. - Zbyt wiele obowiązków? - zapytał prosto, by chwilę później parsknąć z niedowierzaniem, rumieniąc się nieco mocniej, ale w kącikach jego ust nadal czaił się uśmiech, którego ani na chwilę nie zgasł. Niemniej jednak Christopher westchnął po chwili, z pewnym namysłem, by ostatecznie oprzeć się o jeden z ceglanych filarów, zastanawiając się, co miałby powiedzieć. - Nie jestem najlepszy w opisywaniu swoich uczuć, Ezra. Nigdy nie byłem i nie sądzę, żebym kiedyś był. Zawsze wyrażałem je przez kwiaty albo rysunki, bo tak było mi po prostu prościej i dawało mi to większe poczucie bezpieczeństwa - stwierdził, poprawiając okulary i przekręcając w palcach kwiat, który wcześniej wyczarował drugi mężczyzna. - Odpowiadając na twoje pytanie, to nie więcej, niż pięć minut. Josh wszystko zaplanował, ale jak tego dokonał, musiałbyś zapytać jego samego, bo ja na pewno dobrze tego nie opowiem. Przez chwilę milczał, zastanawiając się wyraźnie nad tym, co powiedział Ezra, odwołując się do jego własnych uczuć, szukając słów, które mogłyby opisać to, co czuł gdzieś w głębi siebie. Spojrzał na ziemię, potem na czubki własnych butów, przypominając sobie dzień pogrzebu swojej babki, aż w końcu uśmiechnął się lekko, ledwie dostrzegalnie i odwrócił się ponownie w stronę drugiego mężczyzny. - Kiedy zmarła moja babka, poprosiłem go, żeby zjawił się w Athenry. Tak po prostu, bez wcześniejszego informowania, że być może będę chciał z nim porozmawiać. I zjawił się, został nawet w moim rodzinnym domu, nie pozwalając na to, żebym rozpadł się na kawałki, chociaż byłem tego bliski. A kiedy zapytał, czy pojadę z nim do Australii, nie widziałem innego wyjścia, tak po prostu, chcąc zmienić wszystko i przekonać się, co jest właściwe - zaczął, starając się, by z jego wypowiedzi wyłoniło się coś, co miało jakikolwiek sens, chociaż wiedział, że to może być trudne. Ostatecznie jednak Ezra chciał poznać jego uczucia, chciał dowiedzieć się, jak to wyglądało z jego perspektywy, nie potrzebował niemądrych opowieści, które pewnie snuli inni, opisując inne szczegóły. - Zmieniliśmy się, obaj, nauczyliśmy się, że bycie razem nie oznacza konieczności robienia nieustannie tego samego, co ta druga osoba, a jednocześnie tego, że zawsze możemy na siebie liczyć. Tak zwyczajnie, bez fajerwerków, bez szaleństw, po prostu być przy sobie i cieszyć się tym, co się ma. Spierać się o głupstwa, uczyć się wzajemnie niektórych rzeczy, spełniać swoje marzenia. Nie mieć pretensji o to, że ta druga osoba jest inna od nas i może mieć inne oczekiwania od życia. To… To wystarczyło, żeby powiedzieć tak.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Zbyt wiele planów i możliwości, w kierunku których mógłbym pokierować swoje życie. Na szczęście od przyżyciowych obowiązków mam skrzata domowego - wypalił, nim zdążył pomyśleć, że pewna eksploatacja tych domowych pomocników pozostawała tematem na tyle kontrowersyjnym, że nie zawsze dobrze było się do tego przyznawać, bez wymienienia jednocześnie szeregu warunków zapewniających im dobre życie. Tym lepiej, że przeszli na inne tematy - choć wcale nie powiedziałby, że łatwiejsze. Jakkolwiek towarzyski się wydawał, jakkolwiek doskonale odgrywał rolę otwartej osoby, do prawdziwych emocji długi czas nie chciał komukolwiek przyznawać dostępu. Rozumiał więc zmagania Chrisa na tym polu; uzbroił się w wyrozumiałą cierpliwość i odwrócił spojrzenie od twarzy mężczyzny, zamiast tego koncentrując się na kwiatach, by pozostawić mu więcej przestrzeni. Nie mógł jednak zaraz powstrzymać zerknięcia pełnego niedowierzenia; załatwienie udzielenia ślubu w pięć minut nawet w świecie magii było czarami najwyższego stopnia wtajemniczenia. - No, nie pozwolił ci się nacieszyć tym narzeczeństwem - zauważył z drobnym uśmiechem, kładąc ten pozytywny akcent, zanim Chris powoli zaczął zanurzać się w mniej optymistycznych zakrętach historii - a przynajmniej tych nie jednoznacznie szczęśliwych, bo nawet jeśli śmierć i smutek determinowały cały bieg wydarzeń, to trudno było nie zachwycić się subtelnym ciepłem małych-wielkich decyzji, odmieniających tragedię w historię miłosną. Ale nie tylko podziw wzrastał w nim wobec tak stabilnych przekonań; również zazdrość próbowała go zakłuć, gdy zdał sobie sprawę, że nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie mu dane zrozumieć ten poziom akceptacji, zamiast zadręczać się niewiedzą, co będzie, gdy ów fajerwerki faktycznie się skończą. - Wiesz... nie wiem, czy to bardziej smutne czy zabawne, że moje rozstanie z Leonardo również powiązane jest z podobnymi rodzinnymi problemami. Rzecz w tym, że Leonardo... postanowił, że w tym ciężkim dla siebie momencie nie potrzebuje- a raczej nie chce mnie obok siebie - rozwinął z pewną ostrożnością, jednak za szczerość rewanżując się szczerością. Z pewnością było mu już lżej myśleć i mówić o tym wszystkim, gdy dostał odpowiedzi, których brak dręczył go poczuciem niewystarczalności. Gdy definitywnie wiedział, że był to już zamknięty rozdział. - Przynajmniej nasze rozstanie było dość pokojowe. Po prostu wyjechał do rodziny i postanowił nie wracać - wyjaśnił, nie mogąc powstrzymać nuty cynizmu, ponieważ żadne wyjaśnienia nie sprawiały, że mógł to postępowanie w pełni zrozumieć. Zaklęciem odciął jedną z róż, by zająć dłonie i móc zawiesić spojrzenie na jej w pełni rozwiniętych płatkach, lada chwila grożących opadnięciem. - Ale to, że odszedł, nie sprawiło, że przestałem go kochać. Bardzo długo pozostawałem wierny tej miłości do tego stopnia, że nie chciałem żadnej innej. Odrzucałem i zwodziłem Viro kilka razy zanim zaczęło to coś dla mnie znaczyć - przyznał, nie szukając usprawiedliwień i wymówek dla swojego postępowania. - Wydaje mi się, że gdyby Leonardo nie wrócił, wcześniej zszedłbym się z Viro. I z kolei, gdyby Leonardo wrócił wcześniej... pewnie to o nim dziś bym ci mówił. Nie lubię tego, że nigdy nie będę wiedział na pewno. To strasznie frustrujące dla Krukona - zaśmiał się cicho i spojrzał na mężczyznę z ukosa, upewniając się, czy smętną opowieścią nie zabił zupełnie optymistycznych akcentów tej rozmowy. - Ale kiedy jestem z Viro, niczego nie żałuję. Czuję, że to jest właściwe, że tak powinno być. Czuł metaforę skrzącą mu się na opuszkach, gdy sięgał po drugą różę, tym razem jeszcze ciasno zamkniętą. Zaraz też spojrzeniem szukał pośredniej, która mogłaby dopełnić kwiatowy cykl życiowy w bukiecie. Zostawiał Chrisowi miejsce do wypowiedzenia swoich myśli, ale też w żaden sposób tego nie oczekiwał; samo wysłuchanie znaczyło często znacznie więcej niż jakikolwiek puste komentarze wypowiadane pod presją. Zaraz więc też odbił w kierunku innego tematu, czując od razu, jak iskierki w jego oczach poderwały się wesoło - W ogóle nie wiem, czy słyszałeś, że ostatnio jest dość ślubny okres. Sky i Nox są długo zaręczeni i mają córkę. Camael i Beatrice się pobrali. Oczywiście ty i Josh. A jeszcze lepsze... następny w kolejce do ślubu jest Alexander Voralberg, wyobrażasz sobie?
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher spojrzał na niego nieco uważniej, a później skinął lekko głową, dochodząc do wniosku, że nie było sensu dopytywać, skoro Ezra wyraźnie nie miał ochoty rozwijać jakoś mocniej tych słów. Nie chciał na niego naciskać, bo sam nie znosił, kiedy ludzie się tak przy nim zachowywali, kiedy próbowali coś na nim wymóc, kiedy liczyli na to, że ich podszepty doprowadzą do jakichś zmian w jego nastawieniu, w jego sposobie bycia, w jego życiu. Wolał skoncentrować się na innych kwestiach, nieco spokojniejszych, nieco zabawniejszych, przynajmniej przez krótką chwilę, gdy przyznawał mężczyźnie rację. Josh faktycznie nie zamierzał pozwalać mu zbyt długo tkwić w stanie narzeczeństwa, ale to było coś właściwie typowego dla mężczyzny, pójść na całość, zachowywać się nieco jak szaleniec, przekraczać kolejne granice, z których istnienia nie wszyscy zdawali sobie sprawę. Później jednak Ezra zaczął opowiadać mu swoją historię i nie było już zdecydowanie tak zabawnie. Chris zerknął na niego kątem oka, ale nie próbował odwracać się do niego, nie próbował również wydawać z siebie żadnych okrzyków zdziwienia, czy robić czegoś podobnego, równie niemądrego. Nie znosił, gdy inni się tak przy nim zachowywali i nie sądził, żeby drugi mężczyzna oczekiwał od niego czegoś podobnego. Zdawało mu się również, że mimo wszystko Ezra miał pewien problem, by o tym mówić i nie było w tym niczego dziwnego. Zawody miłosne, problemy w życiu osobistym, to nigdy nie były rzeczy, o których można byłoby spokojnie mówić, które były niczym splunięcie. - Nie myśl o tym, Ezra. Wierz mi, wiem co mówię. Życie w poczuciu, że być może byłoby inaczej, gdyby stało się to, czy tamto, nic nie zmieni, nie przyniesie ci również ulgi i nie spowoduje, że spojrzysz spokojniej na to, co cię otacza. Nieważne, co by było gdyby, ważne jest to, co jest. Spędziłem lata na wyobrażaniu sobie, co by było, gdyby mój przyjaciel jednak mnie pokochał, ale to jedynie napędzało frustrację, powodując, że przestawałem coraz to bardziej być sobą - powiedział, nie patrząc na niego, nie chcąc mimo wszystko wywierać na niego presji i nie chcąc mu się w żaden sposób narzucać, odnosił jednak wrażenie, że Ezra potrzebował kogoś, kto mu coś podobnego powie, kto zwróci na to uwagę i pokaże mu, że życie mogło być piękne, jakie było. Oczywiście, Chris był przekonany, że drugi nauczyciel miał tego pełną świadomość, ale były takie dni, kiedy trzeba było to komuś dobitnie pokazać. Nie powiedział jednak nic więcej, skinąwszy lekko głową na znak, że rozumie, że cieszy się, że mimo wszystko Ezra znalazł swoje bezpieczne miejsce, gdzieś w głębi serca życząc mu, żeby to było tą ostatnią przystanią. Później jednak mężczyzna wybił go z tego toku rozumowania, powodując, że zamrugał. - Skyler…? - powtórzył nieprzytomnie, a później uśmiechnął się nieco krzywo kącikiem ust. - Słyszałem. Powiedzmy, że Josh bardzo to przeżywa - stwierdził, ale trudno było powiedzieć, czy miał w tej kwestii jakieś zdanie, choć widać było po nim, że jest nieco niepewny. Nie rozumiał, jak do tego doszło, ale nie chciał się w to również wtrącać, tym bardziej że nie był aż tak blisko Alexa, jak jego mąż. Dlatego też to Joshowi pozostawiał w tej kwestii pole do manewru, licząc jedynie na to, że nie dojdzie do jakichś większych nieporozumień, czy niepotrzebnych problemów. Nie mógł jednak zrozumieć, jakim sposobem w ciągu roku Alex przestał spotykać się z Éléonore i obecnie wyznaczał datę ślubu z zupełnie inną kobietą.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie wszyscy lubili słuchać nieproszonych rad, jednak Ezra zawsze starał się wyciągać z nich jakąś wartość. Jeżeli żadnej nie było, nie miał problemu z puszczeniem słów mimo uszu i postępowaniu po swojemu, czasem jednak miło było po prostu skinąć głową i dać się poprowadzić cudzemu "zrób tak, a w ten sposób pod żadnym pozorem", szczególnie gdy wybrzmiewało echem przeszłych błędów. Miał poczucie, że Chris miał rację i prawdopodobnie tę radę miał zachować w pamięci, by posłać ją kiedyś dalej w świat, gdy przyjdzie mu stanąć w odmiennej roli. Zastosowanie jej jednak do siebie było najtrudniejsze. - Wiem, to po prostu... Nie myślę o tym, po czym bam, wpadamy na siebie gdzieś w Hogwarcie albo w Dolinie. Albo ktoś o nim wspomni w rozmowie. Jakby non stop wszechświat mi próbował coś wypominać. Wieczna karma - wytłumaczył z wciąż balansującym na ustach uśmiechem, bo nawet o rzeczach ważnych trudno było mu mówić zupełnie poważnie, szczególnie gdy relacja nie była aż tak zażyła. - Ale dziękuję - dodał, bo faktycznie był wdzięczny za to przypomnienie, którego potrzebował usłyszeć. W ucieczce przed ewentualną niezręcznością, która w jego umyśle jednak prawie zawsze wiązała się z takimi rozmowami, przeskoczył do innego tematu dość przypadkowo i choć odpowiedź Chrisa była lakoniczna i nieco niepewna, to nie wyczuł w nim oporu, który kazałby mu się zupełnie wycofać. - Och, przeżywa pozytywnie czy negatywnie? - podpytał więc z ciekawością, bo wiedział coś, że Joshua przyjaźnił się z Alexandrem, ale nie uważał by związki przyjaciół były czymś, co się w tym wieku przeżywało - przynajmniej te, które uznawało się za strzał w dziesiątkę. - Wiesz, czuję się trochę ograbiony z przeżycia jakim byłoby denerwowanie Alexa, bo Élé na pewno wybrałaby mnie na swoją drużbo-druhnę, a tak pewnie będzie miał całkiem poważny i całkiem nudny ślub. Dobrze dla niego. - Wzruszył ramionami, bo ostatecznie ocenianie alexowej wybranki serca nie było jego prawem.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher uśmiechnął się lekko na jego słowa, zupełnie, jakby chciał go zapewnić, że doskonale wie, jak to jest. Dla niego przez długi czas męczące były spotkania z Charliem, od którego jednocześnie nie był w stanie tak naprawdę uciec, motał się wściekle w wąskiej sieci, jaka coraz mocniej zaciskała się na jego szyi. To nie było łatwe, a tak naprawdę nigdy nie łączyła go z przyjacielem tak głęboka relacja, jak to, co było pomiędzy Ezrą a Leo. Dlatego też nauczyciel zielarstwa z całą pewnością nie był w stanie wyobrazić sobie wszystkiego, nie był w stanie tak naprawdę zrozumieć, jak trudno było stojącemu przed nim mężczyźnie, ale wiedział, że nie powinien tego drążyć, że nie powinien dopytywać, nie powinien próbować przekonać go do swoich racji. Podzielił się z nim prostym przemyśleniem, podzielił się z nim czymś, co jemu samemu było bardzo potrzebne, ale nie zamierzał dalej go męczyć. Nie znali się zresztą na tyle dobrze, żeby faktycznie wpychał się z butami w jego życie, więc z pewną dozą zadowolenia przyjął zmianę tematu, żeby po chwili westchnąć ciężko, z pewną przesadą. Wiedział, że Josh nie był zbyt pozytywnie nastawiony do tego, co się działo. Alex był dla niego bardzo ważny, nic zatem dziwnego, że zwracał uwagę na to, co się z nim działo, a skoro sprawy miały się tak, a nie inaczej, nie należało się dziwić, że mimo wszystko Josh się tym wszystkim interesował. - Zgadnij, Ezra. Nie ma trzynastu lat i nie jest podekscytowaną nastolatką, żeby nie móc się doczekać bajkowego ślubu swojego najlepszego przyjaciela, na którym będzie mógł rzucać kwiatki. Aczkolwiek to akurat byłoby co najmniej ciekawe - stwierdził prosto, a kącik jego ust drgnął w lekkim uśmiechu, po czym westchnął cicho. - Tak, sądzę, że będzie faktycznie nudno - dodał jeszcze, a później wrócił do kwestii kwiatów, z którymi zamierzał mu pomóc, wierząc, że w ten sposób odciągnie uwagę Ezry od innych tematów, nie do końca pewien, co miałby powiedzieć. Na razie bowiem sam nie miał żadnego zdania w tym temacie, a nie chciał, mimo wszystko, powielać teorii innych osób. Chociaż musiał przyznać, że miał pewne wątpliwości w kwestii tego związku, te jednak powstały na podstawie tego, co wiedział od Josha, więc nie mógł szczerze przyznać, iż posiadał własne zdanie w tej akurat kwestii. + z.t x2
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Zwierzę:wylosowałam same wozaki XD Łapanie:3 Modyfikatory:do jednego wozaka dokładam modyfikator +2 (za nową postać) więc ostateczny wynik to5 Sukces
Szukała legowiska wozaków dobre dwadzieścia minut zanim je znalazła. Przekleństwa jakie z siebie wyrzucały zwracały na siebie uwagę z odległości dobrych paru metrów. Korzystając ze swojej wątłej postury i niskiego wzrostu zakradła się po błoniach i ukryła za jednym z krzewów. Trzymała w dłoniach sieć, a transporter dreptał na maleńkich nóżkach tuż za nią, gotów połknąć złapane stworzenie. Oby się udało! Nie zamierzała tu tkwić długo więc wyskoczyła zza krzaków i postanowiła nauczyć wozaczątka jak należy prawidłowo przeklinać - a znała trochę przekleństw, o które nikt w życiu nie mógłby jej podejrzewać. Teraz cieszyła się, że Lily została w tyle i nie usłyszy tego, co właśnie zamierzała powiedzieć. - Do jasnej avady, będziecie się tutaj tak wiecznie chędożyć niczym dwa upośledzone łapserdaki czy mam was nauczyć jak się prawdziwie przeklina? - wycedziła przez zaciśnięte zęby i korzystając z ich zaskoczenia rzuciła na nich sieć. Nawet się nie szamotały tylko spoglądały na nią szeroko otwartymi ślepiami. Ktoś tak starannie ubrany, filigranowy i rumiany nie powinien mówić tak brzydkimi słowami. Cóż... cicha woda brzegi rwie, prawda?
| zt
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Zwierzę:wozak Łapanie: wyżej link Modyfikatory: brak Porażka
Trzymała w transporterze dwa przeklinające wozaki i szczerze mówiąc, uszy jej od tego więdły. Mimo wszystko postanowiła poszukać w okolicy kolejnych dzikusów wszak skoro udało się jej raz, to może uda się i kolejny? Niestety, okazało się, że cała reszta ferajny musiała słyszeć jej wcześniejszą rozmowę bo gdy tylko ją zobaczyły to zaczęły ją wyklinać, pokazywać środkowy palec i łoić słowami od góry do dołu. Poczerwieniała aż po koniuszki uszu, tupnęła nogą i fuknęła obrażona. Nie miała ochoty ich łapać za to jak ją obrażają! Dzikusy! Ze złości potraktowała swoje obecne wozaki zaklęciem wyciszającym. Urażona porażką wybiegła z ogródka, a transporter dreptał za nią.