Ten ogród nie jest wielkich rozmiarów, ale za to mieści się w nim wiele rodzajów róż. Miejsce idealne dla romantycznych dusz i zakochanych par. Nikt nie wie kto się opiekuje tym miejscem jednak jest pewne, że robi to po mistrzowsku.
Nie to, że powiedziała coś złe, ale dla niego po prostu były inne. W jego oczach to były teraz dwie inne dziewczyny. W pierwszej chwili nadzieja, miłość była w nim tak okazała, że nie wytrzymał napięcia i po prostu musiał się na nią „rzucić” w ogóle o tym wszystkim nie myśląc. Teraz... To nie jest Lilly. To jakaś tania podróba jego dziewczyny mająca inny kolor oczy, inny ton głosu. Będąca najwyraźniej szczera i zdecydowanie bardziej słodka i dziecinna. Może kiedyś, gdyby poznał najpierw ją, to by Lil nie byłaby dla niej takim ideałem... STOP. O czym on w ogóle mówi. O czym on w ogóle śmie myśleć! Cholerny, pieprzony zdrajca. To, że odeszła nie zwalnia cię z obowiązku bycia z nią. Może się jeszcze rzucisz w przygodny romans pełen seksu, co? Nie jesteś taki Ikuto. Zawsze będzie pamiętał. Do końca świata cień jej uroku będzie za tobą chodził i wygaśnie dopiero wówczas, kiedy wygaśnie ostatni płomyczek w twoim sercu, płomień życia. - Nie gniewam się, nie przepraszaj – Odpowiedział jej krótko. Nadal tak obojętnie, trochę lekceważąco. Dlatego zdziwił się, kiedy dziewczyna mimo jego wyraźnego znaku „Idź sobie, chcę zostać sam” usiadła wraz z nim. Chyba nie była zbyt mądra. Choć Lil zrobiłaby to specjalnie – chciałaby mu pomóc koniecznie, a ta kobieta? No tak. Różnią się. - Tsukiyomi Ikuto... - Przedstawił się również jak zwykle szczycąc się nazwiskiem swoim i firmy ojca jak to go uczono od dziecka. Jednak nie było w tym ani dumy. Cały czas to samo, niezmienne uczucie. Gdyby to było możliwe, to słowami w tym momencie zamroziłby pół ogrodu.
Ange poszłaby sobie. Jeżeli ktoś, by tak na nią warknął tak naprawdę bałaby się. Ona… nigdy nie była dobra w kontaktach międzyludzkich, dlatego się ukrywała. Jego słowa : Nie gniewam się, nie przepraszaj , były szczęściem. Nie często ktoś wybaczał jej coś co zrobiła, dlatego właśnie mimowolnie uśmiechnęła się. Ona… chciała go pocieszyć, chciała go poznać, chciała mu pomóc. Tak więc usiadła spoglądając na niego. Nagle ujawniło się jego nazwisko. Znała je bardzo dobrze, jednak nie zwróciła na nie zbytniej uwagi… chyba znajomo, ne? Ważniejsze było dla niej imię. - Ikuto – powtórzyła, by dobrze zapamiętać. Rozejrzała się po ogrodzie. Kwiaty odczuwają jego smutek, dlatego same się smucą. Westchnęła i podeszła do irysów. Zerwała jednego i wróciła do chłopaka. Nie pomyślała dokładnie co robi. Uklękła przed nim i włożyła mu kwiat do ręki. - Chcę Ci coś powiedzieć – zaczęła symbolicznie zamykając mu dłoń – kwiaty mają niezwykłą moc, pochłaniają wszystkie smutki, które ogarniają człowieka – starała patrzeć się mu w prosto w oczy, tak, by jej słowa trafiły do serca chłopaka – nawet teraz, widząc twój smutek, kwiaty płaczą… - jej dłoń delikatnie zatrzęsła się. Spojrzała na stykające się ich ręce i zakłopotana wzięła swoje – one rozumieją twój smutek i chcą Ci pomóc… sprawić… żebyś się uśmiechnął.
Dlaczego miałby jej nie wybaczyć? Jeśli ktoś przeprosił, to nie ma najmniejszego powodu, żeby dalej się gniewać. Zawsze stosował się do tej zasady. Mógł nawet zgnoić osobę, która mu podpadła, ale po jednym słowie „przepraszam” momentalnie ustępował i zachowywał się tak, jak do wszystkich. Ogólnie nie był bardzo miły dla ludzi, ale jeśli ktoś go zdenerwował świadomie, to w dość dystyngowany sposób mógł zniszczyć tej osobie życie, więc to już inna sprawa. Kiedy dziewczyna dotknęła jego dłoni wsadzając w nią irysa – skąd wiedziała, że to jego ulubiony kwiat? - spojrzał na nią lekko zakłopotany pozwalając, by ich spojrzenia się skrzyżowały. Wysłuchał jej do końca. Była słodka. Tak bardzo jej zależało, żeby przestał się smucić mimo iż nie znała dokładnie całej sytuacji. A może właśnie dlatego się tak starała, bo gdyby wiedziała co się stało pewnie zrozumiałaby, że to nie ma żadnego sensu. A... Może jednak? Bo jego kącik ust delikatnie drgnął, a on powiedział cicho kilka słów. - Dziękuję... Od razu mi lepiej – Nie wiem ile w tym było prawdy i szczerości, a ile obłudy i kłamstwa, ale najzwyczajniej w świecie chłopak nie chciał tej dziewczyny w to jeszcze bardziej mieszać. No i na pewno będzie się cieszyła i będzie jej miło jeśli się dowie, że jej słowa jakoś podziałały – mniejsza o to czy tak było, czy nie. Myślał o odejściu z tego miejsca. Byłoby to niegrzeczne, ale jednak. Wtedy nagle zobaczył jak sowa, którą doskonale znał leci w jego stronę. Nie lubiła go, zawsze dziobała go po palcach, ale mimo to czekał na nią w zniecierpliwieniu. Kiedy upuściła list zręcznie go złapał. Spojrzał zszokowany na kopertę. To pismo... OD razu roztargał papier o mało nie niszcząc pergaminu z wieloma literami. Ignorują swoją towarzyszkę zaczął czytać. Z każdym słowem jego dłonie coraz mocniej zaciskały się na liście gnąc go, trochę niszcząc. Lillyanne... Ty idiotko... Ty i twoje cholerne jasnowidztwo. I jak ty sobie wyobrażasz dalsze życie nas wszystkich bez ciebie? Ale cóż. Mina Ikuto się zmieniła. Uśmiechnął się. Delikatnie uniósł kąciki ust. Naprawdę nikle, ale można było to zauważyć. Porozmawia z Kaoru. Znajdzie Corin i jej też to przekaże. Zaśmiał się pod nosem. Dracon będzie się denerwował, że jego nie wzięła pod uwagę. Cornelia pewnie będzie śmiała się z głupoty Lil i płakała dlatego, że nie dostanie kozy i nie będzie mogła przez to mordować. Kao... Jego nie znał. A co z Ikuto? On po prostu cieszy się, że dziewczyna tak bardzo go kochała. - Obiecuję, że cię nie zawiodę – Powiedział cicho do siebie pod nosem i spojrzał w niebo. Gdzieś tam jesteś, prawda? Kocham cię Lillyanne .
Ange spoglądała na chłopaka i widząc, jak na jego twarzy pojawia się ten drobny uśmiech od razu rozpromieniała. Jej kotka ganiała się z czarnym Kocurkiem. Szybko przeniosła swoją uwagę na kotki, chcąc ukryć rumienieć, który pojawił się na jej twarzy. To szczęście, które ją teraz ogarnęło było niezwykłe. Nie umiałaby go opisać. Nie ważne, czy zrobił to, by była szczęśliwa, czy naprawdę to czuł. Mimo wszystko była tym zachwycona, że udało jej się cokolwiek zrobić. W końcu chłopak wstał widocznie chcąc odejść. Aż tu nagle Ange usłyszała jak coś leci w ich stronę rozejrzała się i zobaczyła sowę, białą jak śnieg, która zrzuciła kopertę w stronę chłopaka, a później opuściła go nie zatrzymując się, nie czekając na cokolwiek. Zanim jej wzrok wrócił na Krukona on już czytał list. Strzępki papieru leżały na ziemi, a on wyglądał coraz lepiej. Był szczęśliwy, wyglądał jak, no cóż, niezwykle. Tylko dlatego, również na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Zastanawiało ją od kogo był ten list, jednak wolała nie pytać, to jest jego sprawa. Obiecuję, że cię nie zawiodę Te słowa obijały się echem w jej głowie. W końcu zamknęła oczy wsłuchują się jak wiatr wyje rozwiewając jej włosy i sprawiając, że wszystkie kwiaty zatańczyły wraz z nim. Trwała w tej pozycji dosyć długo, jakby zatraciła się, zatonęła w marzeniach znikając z rzeczywistego świata. Ocknęła się dopiero w momencie, kiedy poczuła ból w okolicach kostki. Otworzyła prawie natychmiast oczy spoglądając jak to jej kotka ostrzy sobie pazurki na jej nodze… albo po prostu stara się obudzić swoją panią z transu.
Ikuto jeszcze kilka razy przeczytał ten list, by czule złożyć go i schować do kieszeni tam, gdzie znajdowało się jej zdjęcie. Będzie to nosił zawsze przy sobie! Chyba, że akurat nie będzie miał na sobie spodni, ale to już raczej inna sprawa. Uprzedzam od razu wszelkie skojarzenia i insynuacje – on wcale nie planuje rzucić się w wir romansów jak to wcześniej sugerowałem. Po prostu czasem śpi, prawa? Wtedy obie te rzeczy będą leżały nie przy nim, a kawałek dalej. Chyba, że je włoży pod poduszkę i... Eee, okej? Lepiej, żeby te myśli w końcu się skończyły, bo zdecydowanie nie są normalne. - To mówiłaś, że jak masz na imię? - Wziął na ręce kota, który momentalnie zaczął się szarpać, drapać go i głośno szczekać. Puścił go więc spoglądając zaskoczony. Od kiedy Neko chan zachowuje się tak w stosunku do niego? A jeszcze bardziej zaskoczyło go to, żę wskoczył na kolana ów dziewczyny i przymilał się do niej. Ale tak czy siak chwilę później zmienił zdanie i poszedł polować na ogon tej puchatej i dumnej kocicy. - Gomenasai, że nie zapamiętałem, jednakże mam nadzieję, że będąc damą dasz radę chociaż udawać, że mi to wybaczyłaś. O więcej nie proszę – Wypowiedział cicho te słowa pozwalając, by kosmyki opadły mu na twarz. Był naprawdę uroczy mimo iż miał podkrążone oczęta i ogólnie był w nie najlepszym stanie – dwudniowy zarost i w ogóle. Ale dzięki temu wyglądał dość męsko, co pasowało do jego zniewalająco niskiego głosy.
No cóż, nie chcę mówić, że ta nagła transformacja zaskoczyła dziewczynę. A z nóg zwaliło ją jego zachowanie, krótko mówiąc – bosko! Tak to było zauroczenie. Spuściła delikatnie głowę zakłopotana. - Nie mogłabym się gniewać o coś takiego – powiedziała z delikatnym uśmiechem i rumieńcem. Nagle czarny kociak wskoczył na nią przymilając się, a ona pogłaskała go z czułym uśmiechem puszczając go i pozwalając mu drażnić księżniczkę – Princess, uważaj na niego – powiedziała, a kotka napuszyła się i uniosła dumnie głowę pokazując kociakowi jaka to ona wyniosła i w ogóle. Ale wracając do Ikuto – nazywam się Angelique – wydukała uśmiechając się. Ciekawe co zrobił z jej irysem. Hmmmm. Angelique cieszyła się, że chłopakowi poprawił się humor, dzięki temu sama też czuła się lepiej.
Miło, że chłopak właściwie nic nie robiąc – nie popisując się, nie pokazując się z najlepszej strony i nie wychwalając jej przesadnie już zdążył zyskać miano kogoś w kim można się zauroczyć. Gdyby wiedział pewnie jego duma powiększyłaby się odrobinę, choć w obecnej chwili raczej uciekłby w popłochu przed taką informacją. - Mogłaś się gniewać o to, że niedostatecznie cię słuchał... Świetnie, daję ci powody – Westchnął przeczesując palcami włosy i w ciszy karcąc się za swoją głupotą. On zawsze palnie coś nieodpowiedniego. Mimo wszystko może nie zaśmiał się z sytuacji, ale drgnął mu kącik ust. Oglądał jak kociaki się bawią. Neko wprawdzie był krwiożercą, ale nie wyglądał jakby chciał zjeść tą kotkę, a raczej poderwać. A jak wszyscy wiemy jeśli chłopakowi podoba się dziewczyna, to jej dokucza. Wyraźnie u młodych kociaków było podobnie. Jej Irys miał położony na kolanach. Nie wyrzucał go, nie ściągał. Chwilowo o nim zapomniał, ale jeśli spojrzy na swoje nogi, to pewnie od razu wróci mu świadomość. A wtedy, co zrobi? Pewnie weźmie go, żeby zrobiło jej się miło i w ogóle. W końcu nigdy nie zrani dziewczyny zachowując się wobec niej nie tak, jak przystało na dżentelmena, którym oczywiście był. A taki prawie wymarły gatunek szanuje prezenty jak największe skarby...
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. - Jak już wspomniałam, nie mogłabym być zła. Jesteś zbyt grzeczny i miły, by się na ciebie gniewać. Kurcze… to dziwnie brzmi – wydukała drapiąc się po policzku. Była szczęśliwa. Ledwo przyjechała do Hogwartu, a już mogła z kimś swobodnie porozmawiać. W jej poprzedniej szkole było to… trudne, zwłaszcza, że nie była zbyt lubiana. Dlaczego? Bo była inna, nie była taka jak wszyscy, a była inna. Nagle jej kotka widocznie się zdenerwowała. Uniosła wysoko tyłek, wraz z ogonem i podreptała do swojej pani wskakując jej na kolana i kładąc się. Dumnie spoglądała na kociaka, pokazując jak bardzo góruje nad nim. - Księżniczko – wydukała – nie oczekuj prezentów, ledwo po poznaniu się z nim! – powiedziała naburmuszona. No cóż, ten kot był rozpieszczony, za bardzo rozpieszczony…
- Zbyt grzeczny i miły? Może to troszkę rasistowskie spoglądanie na twoje słowa, lub właśnie w tym kierunku, więc wybacz, ale poczułem się w tym momencie jak członek Hufflepuff mi... - Mówił dość spokojnie, tak lekko gdy nagle przerwał gwałtownie wypowiedź niemal, jakby za nią zobaczył ducha zmarłej Lillyanne. Oczywiście nic takiego się nie stało, bo to by oznaczało, że chłopak powinien trafić do św. Mugna na odział psychiatryczny. Zatrzymał się, ponieważ omal nie nazwał ją w taki sposób, jak zawsze zwracał się do swojej ślicznej Lilly. Milady. Jak mógł przez dosłownie chwilę aż tak się rozluźnić, by pozwolić sobie na coś takiego? Na taką pomyłkę? To było co najmniej... Nawet nie ma na to słowa. Ale zdecydowanie głupie i chyba zabiłby się, gdyby śmiał ją nazwać w ten sposób. Uh, musi znowu nabrać w sobie tego dystansu. I nie trudno było zobaczyć ten moment – w jego oczach oczywiście – kiedy ponownie zamknął w sobie dosłownie każde uczucie. A wracając do kotków Neko najwyraźniej nie speszony zachowaniem księżniczki podszedł do Ikuto ciągnąc go za wstążkę od krzyżyka, który to miał zawieszony na szyi. Tsukiyomi rozumiejąc zwierzaką zdjął ją, zawiązał kokardkę w powietrzu i pozwolił ją zanieść do kotki tymczasem mocno ściskając w dłoni krzyżyk pozbawiony granatowej tasiemki.
Dziewczyna zauważyła nagłą zmianę. Widocznie coś się stało, dlatego nic nie powiedziała i wstała zrzucając kotkę na ziemię. Ta funknęła i zaczęła obmywać łapki. Ange spoglądała jak mały, czarny kociak przynosi jej wstążeczkę, a ta najpierw obwąchuje prezent, a później bierze do pyszczka. Puchonka zaśmiała się i uklękła przy kotce zawiązując ją delikatnie na jej szyjce. Ta oczywiście jak zwykle uniosła dumnie głowę chwaląc się tym co właśnie dostała. Panienka Marvillosa wzięła księżniczkę na ręce i przytuliła ją do siebie. - I… Ikuto – wyjąkała zarumieniona – ummm możesz… możesz przyjść tutaj jutro? O tej samej porze? Chciałam… chciałam jakoś Cię pocieszyć… więc… chciałam Ci coś zagrać – powiedziała zmieszana delikatnie gubiąc się w swoich słowach. Przez chwilę spoglądała na niego, jednak kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały odwróciła wzrok zakłopotana.
Wcześniej chciał uciekać od tej dziewczyny jak najdalej, potem chciał siedzieć z nią, teraz znowu miało ochotę uciekać, więc kiedy wstała można powiedzieć, że nawet się ucieszył. Spojrzał tylko na nią zastanawiając się, czy będzie w nim na tyle siły, żeby znów się spotkać z tą niesamowicie podobną dziewczyną. Może bolało, ale ciekawiło go to „granie”. Zastawiał się na czym, co. Kiwnął więc głową nie wypowiadając z siebie żadnego słowa i złapał kota, który najwyraźniej chciał mu zwiać w stronę księżniczki. Neko, nigdzie nie idziesz. Musisz wysłać list do Corin. I uh, Kaoru. No, mniejsza z tym. Kiwnął jej lekko głową już na pożegnanie i odwrócił się do niej tyłem patrząc w przestrzeń i nawet nie patrząc, czy już poszła, czy nie.
Dziewczyna obserwowała jak Ikuto odchodzi powoli. Przytuliła swoją kotkę do klatki piersiowej i wysłała mu nikły uśmiech. Po czym zaczęła powoli odchodzić. Zanim opuściła kwiecisty ogród postawiła Księżniczkę i uklękła przy biednemu kwiatuszku z jej wstążką. Siedziała przy nim przez jakiś czas pielęgnując go i nucąc, a gdy skończyła przyglądała mu się przez dłuższy czas. Mogła odejść. Przeszukała kwiecisty ogród szukając swojej kotki, która smacznie sobie spała pośród kwiatów. Wzięła ją na ręce i ruszyła do zamku. Musi się przecież przygotować, ne?
Ruby siedziała w kwiecistym ogrodzie. Miała potrzebę zrelaksowania się między kwiatami, ohoho. Siedziała na jakimś kamieniu bo powiedzmy, że taki był z książką w ręku i męcząc jedną stronę po raz dwudziesty, nie mogła się ani trochę skoncentrować, sama nie wiedziała dlaczego, może coś ją przytłaczało, każdy ma jakieś problemy albo nawet zły dzień. Machała sobie nogą, nie miała co ze sobą zrobić, mogłaby się zobaczyć z Nafisą czy z kimkolwiek, ale sama nie wiedziała czy chce jej się czyjegoś towarzystwa, raczej tak.. Potrzebowała kogoś obok siebie. Mimo, że miała wielu znajomych, nigdy nie przywiązała się do kogoś bardzo, były to przelotne znajomości, które kończyły się na kłótni albo samo tak wyszło. U Ruby często się przejawiało lenistwo, a gdy było już za późno wybudzała się ze swojego "zimowego snu". Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko powietrzem.
Ostatnio zmieniony przez Ruby van der Graaf dnia Sob Sie 18 2012, 18:07, w całości zmieniany 1 raz
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Miała dzisiaj ponury dzień, tak więc żeby poprawić sobie humor, przyszła tutaj. Westchnęła kilka razy, serce ciągle ją bolało. Puściła jakąś piosenkę, miała w zamiarze pośpiewać. Poszły pierwsze sekundy melodii z jej mp4. Wzięła głęboki oddech. - Le paradis fuit je soupire son absence, ses couleurs gaies aux pages cornées Je sais qu'une vie ne suffit pas - Śpiewała subtelnie, lecz osoba, która zna się na muzyce, wyczułaby, że jej głos drży. Jakby jej serce krwawiło. Usiadła gdzieś pod drzewem, śpiewała dalej tę samą piosenkę, wpatrywała się teraz w postać jaką zauważyła nieopodal siebie, przy kamieniach. Nie rozpoznawała tej osoby, westchnęła kolejny raz.
Poczuła się obserwowana i natychmiastowo podniosła oczy do góry. Zobaczyła rudowłosą dziewczynę i delikatnie się uśmiechnęła, to był odruch bezwarunkowy, może nawet dlatego, że twarz Morgany była strasznie przyjemna i nie dałoby się inaczej zachować jak nie uśmiechnąć. Pomachała do niej bo możliwe nawet, że ją kojarzyła ze szkoły, chociaż niestety nie miała dobrej pamięci do twarzy. Nie wiedziała co robić, czy podejść czy siedzieć dalej, dziewczyna wydawała jej się smutna, a że Ruby miewa dobre serce z chęcią by jej pomogła się rozweselić.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Złapała kontakt wzrokowy z nieznajomą, teraz bardziej ją kojarzyła. Myślała, że jest gryfonką, co do rocznika pewna nie była. Jednakże jej twarz była jej nieobca. - Powinnam podejść.- Pomyślała. Po czym przestała śpiewać. Wyłączyła szybko swoje mp4. A następnie je wsadziła do swojej magicznej torebki. Wyjęła sok dyniowy większy od torebki, po czym napiła się szybko, a następnie go schowała. Sięgnęła po błyszczyk, musnęła się. Wstała, otrzepała się od liści i trawy, po czym zaczęła iść w kierunku gryfonki. - Hej. Jestem Morgane. - Powiedziała promiennie. A w tym momencie się uśmiechnęła. Być może pozna dzisiaj kogoś miłego, przyjaznego. Tego było jej potrzeba, w końcu właśnie tego potrzebowała. Tej rozmowy.
Ruby spojrzała na dziewczynę, całkiem zmieniony wyraz twarzy, wyglądała promiennie. Uśmiechnęła się w jej stronę - Cześć, Ruby jestem, miło cię poznać. - uśmiechnęła się delikatnie żeby nie było, że się zaraz szczerzy i odwala super przyjaciółkę. Do tego nie wiedziała kim jest Morgane, gdzie należy. Bo z reguły Ruby jak poznała kogoś ze Slytherinu od razu go skreślała, miała złą przeszłość, możliwe, że byli w porządku ludzie, z którymi na pewno by się dogadała, ale coś w niej siedziało, czego nie mogła wyrzucić. Właściwie Morgane zbyt przyjaźnie się przywitała i na pewno nie należała do Ślizgonów, dzięki czemu ulżyło Ruby. Przesunęła się na dużym kamieniu i skinęła głową - Siadaj ze mną Morgane - wsunęła dłonie w rękawy i opatuliła kolana rękoma.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Usiadła tak obok Ruby, uśmiechnęła się kolejny raz. Lubiła poznawać nowych ludzi, jakoś tak z reguły.. Zazwyczaj bywało tak, że przyjaźnie się psuły, a nowych więzi brakowało. Tak więc krukonka się ucieszyła z takiego losu. - Ravenclaw, studia na drugim roku. Ty chyba jesteś o rok młodsza, tak? - Próbowała zagadać towarzyszkę. Popatrzyła teraz w dal, na piękne tulipany oraz róże, które było nawet tutaj czuć. Westchnęła ciężko. Nigdy od żadnego faceta nie dostała kwiatów, absurd! Sięgnęła do torby po jakieś ciasteczka, wyjęła takie z czekoladą. Ucieszona z tego co znalazła, podała koleżance obok paczkę, żeby się poczęstowała. - Słynę z objadania się. - Zaczęła się śmiać - Na smutki najlepsza mugolska czekolada albo eliksir rozweselający! - Stwierdziła. Postanowiła popatrzeć na chmury, troszeczkę było ich już widać, niestety.. Lato się kończy, pora szkoły. Och, znowu Morgane będzie najlepsza w klasie, znowu będzie płakać przez nieszczęśliwą miłość.. Taka odwieczna jej pętla.
Podziękowała z uśmiechem Morgane. Poczęstowała się ciasteczkiem i w sumie robiła to samo co ona, napawała się pięknym zapachem kwiatów, obserwowała co się wokół dzieje. W sumie nie wie działa co mówić, możliwe, że nawet się zawstydziła bo poznawanie nowych ludzi to nie jej specjalność, zawsze ją zamyka przy pierwszym zdaniu jakie powinna wypowiedzieć, ale skoro dziewczyna sama zagaiła temat na temat szkoły to postanowiła jej odpowiedzieć. - Ja jestem ja pierwszym roku w Gryffindorze - powiedziała do niej i uznała, że Morgane wcale nie wygląda jak na drugi rok, wydawała jej się młodsza, sama nie wiedziała po czym to stwierdzić, może dlatego, że wcale nie była jakoś wysoka czy też sama postura, która nawet nie wykazywała tego objadywania się, o którym wspomniała dziewczyna. Spojrzała na zegarek: - O cholera! Spóźniłam się! - popatrzyła na nowo poznaną koleżankę - Wybacz, ale muszę spadać! Mam nadzieję, że do zobaczenia. - wstała i otrzepała swoje cztery litery przy czym szybko wybiegła z kwiecistego ogrodu.
Kame przyszedł sobie spokojnie tutaj z Kae. Była ładna i w sumie całkiem ciepła noc, jednak już powoli dawało się odczuwać nie miły chłód. Ogród o tej porze roku był naprawdę piękny. Można było tutaj odnaleźć najróżniejsze kwiaty. A w powietrzu unosił się stosunkowo ostry zapach. - Bardzo lubię to miejsce. Jest tutaj zawsze tak cicho i spokojnie - Powiedział do swojej towarzyszki. Zaczął sobie spokojnie w głowie układać to jak jej powie o tym, że mu się podoba. Nie mógł zrobić tego tak bardzo bez pośrednio. Chciał ją chwycić za rękę, ale w połowie drogi powstrzymał się od tego. Wystarczy tylko jeden zły ruch a będzie już spalony.
Kae rozejrzała się po ogrodzie i uśmiechnęła się. - ślicznie tu... no i prawda... jest cicho i spokojnie- Jej uśmiech nie niknął z ust- Hmmm no bardzo mi się tu podoba. Gdy wypowiedziała te słowa chwyciła go za rękę i pociągnęła do jednego z kwiatów... róży. - Widzisz?? Ona od początku ma kolce, sama ich sobie nie przyprawia, rodzi się taka i taką już zostaje ale piękno jakie eksponuje jest naprawdę zdumiewające.- Mówiąc to nie puszczała jego ręki. No cóż... Ciepło które od niego promieniowało uspokajało ją.- Przydałaby się teraz jakaś muzyka i byłoby strasznie romantycznie. Szepnęła tak cicho że nie sądziła czy ją usłyszał.
- Widzisz taka róż potrzebuje kolców do obrony, ale jak spojrzysz na inną która znajduje się w innym spokojnym miejscu - Powiedział i pociągnął ją tam gdzie nie ma aż tylu kwiatów i zerwał jedną białą różę bez kolców i podał ją dziewczynie. - To nie potrzebuje tego. Gdyby tamta odważyła się na inne miejsce rozwinęła by się lepiej i nie była by tak kująca. Lepiej być różą bez kolców bo pewne jest, że ktoś do ciebie podejdzie, ale jak ma się kolce inni boją się pokaleczyć i omijają je szerokim łukiem. Mało tego nawet je tępią. A wystarczy tylko zmienić kilka rzeczy w swoim życiu. I nawet róża bez kolców potrafi doskonale się obronić - Powiedział i uśmiechnął się lekko do niej i zerknął w migoczące gwiazdy.
Kae wzięła różę do ręki i powąchała. Uśmiechnęła się szeroko. - Jeśli wiesz że nikt Cię nie skrzywdzi nie wypuszczasz kolców... Pokułam CIę??- Zaśmiała się i znów pstryknęła palcami. Uhmmm romantyczna muzyczka by się przydała.I jakby na życzenie w tle zaczęła lecieć taka oto piosenka. Uhm... Aleśmy się romantyczni zrobili?? O boże... Kae spojrzała na chłopaka obok niej. - O czym marzysz??- spytała patrząc na niego z lekkim uśmiechem. Wiadomo... Kame się jej podobał ale... nie chciała wyjść na łatwą w dodatku czuła przy nim coś czego tak naprawdę nie rozumiała. I nie wiedziała nawet jak to uczucie nazwać.
- Chodź pokażę ci - Powiedział cicho i chwycił ją za rękę i pociągnął ją i pobiegł gdzieś przed siebie. Zatrzymał się dopiero na wzniesieniu z którego było widać zamek i jezioro. - Dokładnie o tym. W pierwszej klasie przyszedłem tutaj i spojrzałem tam gdzieś w dal i uświadomiłem sobie, że moje miejsce jest dokładnie gdzieś tam daleko. Tylko jeszcze dokładnie nie wiem gdzie to jest, ale jak skończę szkołę wracam do Japonii i tam zaczynam wszystko od nowa. Być może z pewną osobą która zauroczyła mnie swoją siłą, odwagą i pięknem - Powiedział i uśmiechnął się delikatnie. Zawiał delikatny wiatr i rozwiał mu lekko włosy a on przymknął oczy.
Kae spojrzała przed siebie i uśmiechnęła się. Marzenie które może się ziścić. Spojrzała na niego. - Every Night in my dreams i see you i feel you- Zanuciła jakby dając mu znać że jest coś czego on nie wie. Ale wiedziała że w jakiś sposób chłopak to zrozumie. No cóż... życie.- Z jednej strony wydaje mi się że wiem o kim mówisz ale z drugiej nie... Bo... Moja siła brała się z chęci życia, moja odwaga bierze się z Twojej obecności a moje piękno?? Ono przeminie. Zaśmiała się nie psując jednak atmosfery romantyzmu.
-Marzy mi się oglądać twój uśmiech uroczy... Marzy mi się spoglądać w twe błyszczące oczy... Marzy mi się po łąkach z Tobą spacerować... Marzy mi się zebrane kwiaty Tobie ofiarować... Marzy mi się byś w me ramiona się wtuliła... Marzy mi się byś na wieki mnie zniewoliła... Marzy mi się budzić się obok Ciebie... Marzy mi się mieć Cię tylko dla siebie... Nie pozwól mi skarbie już dłużej na to czekać, Spełnij me marzenia, po co dłużej zwlekać? -
Wyrecytował sobie spokojnie i objął ją w pasie i położył głowę na jej ramieniu. - O tobie mówię. Głuptasie. Jesteś naprawdę niezwykła. Możesz myśleć, że kłamię, ale nie. Mówię samą prawdę. W moich oczach jesteś najbardziej niezwykłą dziewczyną na całej tej ziemi - Powiedział i wbił wzrok gdzieś w dal.